Lombard - Krzysztof Żuchowicz - ebook

Lombard ebook

Krzysztof Żuchowicz

3,7

Opis

W sytuacji bez wyjścia mroczne instynkty biorą górę

Asia Kucińska wyjeżdża z ukochanym na wymarzoną wycieczkę do Austrii. Ale już z niej nie wraca. Dziewczyna przepada jak kamień w wodę i nikt nie wie, co się z nią stało. Zrozpaczony ojciec wynajmuje prywatnego detektywa Tomasza Pieleckiego, by odnalazł dziewczynę. Ten szybko się orientuje, że jego przeciwnikami są niezwykle niebezpieczni ludzie. Misja wydaje się straceńcza…

Krzysztof Żuchowicz – sympatyk pisania, gry w tenisa ziemnego i podróży. Aktualnie mieszka w Wielkiej Brytanii i pogłębia swoje zainteresowanie snami i ich symboliką.

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 285

Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
Oceny
3,7 (3 oceny)
1
0
2
0
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.



Asia Kucińska weszła do mieszkania, które wynajmowała z poznaną niedawno dziewczyną, Edytą. Asia miała dziewiętnaście lat i czuła, że teraz zaczyna się prawdziwe życie. Wcześniej już pracowała, ale była asystentką sekretarki w firmie budowlanej ojca, więc ciężko to nazwać prawdziwą pracą. Nie trwała zresztą długo.

W końcu znalazła pierwszą prawdziwą pracę w salonie fryzjerskim i od razu dobrze się tam poczuła. Wynagrodzenie nie było atrakcyjne, ale umożliwiało wynajęcie pokoju i życie na własny rachunek. Z nikim się nie żegnając, opuściła dom. Matka pochłonięta była myślami o blaknącej urodzie, a z ojcem przeważnie się kłóciła, zwłaszcza gdy zaczęła u niego pracować.

Szybko stanęła na nogi. Znalazła sobie nawet chłopaka. Przystojnego i bogatego, co tym bardziej ją cieszyło, bo mogła wrzucać fajne fotki na Facebooka.

Łukasz, naprawdę miał na imię Luke, był Anglikiem i szukał atrakcyjnych cenowo towarów, które eksportował do Anglii i Norwegii, sprzedając je z dużym zyskiem.

Piękne życie trwało ponad trzy miesiące aż do chwili, gdy pewnego dnia Luke całkowicie ją zaskoczył.

– Skarbie, pakuj ciuchy, jedziemy na tydzień do Austrii – krzyknął od progu zamiast powitania.

Była zaskoczona, ale szybko poczuła dreszcz emocji. Luke ją rozpieszcza. Wreszcie pierwszy raz naprawdę zwiedzi inny kraj bez kurateli rodziców i nudnych wycieczek po ruinach zamku, który podobno należał przed wiekami do kogoś ważnego.

Pojechali. Dzień wyjazdu był ostatnim, kiedy można było skontaktować się z Asią i jej chłopakiem. Potem przepadła jak kamień w wodę.

Gdy było pewne, że zaginęła, jej ojciec Ryszard, bogaty biznesmen, poruszył wszystkie media w Polsce, zatrudnił detektywów, a nawet znanych jasnowidzów, by odnaleźli dziewczynę. Nie udało się. Chłopak Asi, główny podejrzany, wydawał się niewinny. Służby Wielkiej Brytanii potwierdziły, że był handlowcem bez podejrzanej przeszłości.

Śledztwo w Austrii nie przyniosło rezultatów. Mimo nagłośnienia sprawy w Niemczech, Czechach i Słowacji, gdzie Luke również bywał, w śledztwie nie pojawiły się istotne informacje.

Powoli o sprawie zapominano. Tylko rodzice i przyjaciele Asi coraz bardziej czuli przytłaczającą rozpacz, wyrzuty sumienia i bezradność.

Pół roku później

Tomek Pielecki siedział w knajpie Restart z Darkiem, barczystym, trochę piegowatym blondynem, kolegą z pracy. Chciał zapomnieć o niedawnej porażce, więc pił bez umiaru. Był detektywem, pracował w małej agencji Feniks, która miała na koncie sporo sukcesów i zaczynała zbierać pozytywne opinie. Niestety przy jednym z zadań został zdemaskowany, co jest ciosem w tej branży. Na dodatek dziewczyna Tomka zdecydowała, że odchodzi. Zostawiła go z kredytem, który wzięli na szalony wypad do Miami. Początkowo spłacali go razem, ale po odejściu odcięła się od tego.

– Co mam teraz zrobić? To koniec – wymamrotał Tomek, świdrując smutnym spojrzeniem szklankę z drinkiem.

– Nie ma się co czarować – poklepał go po ramieniu Darek. – Jest ciężko, ale będę ci pomagał, na ile mogę. Jakoś sobie poradzimy. Przede wszystkim może zamieszkaj u mnie.

– Daj spokój, mam jeszcze trochę kasy. Ale w zawodzie jestem spalony – westchnął ciężko.

– To fakt, gość uwziął się na ciebie.

Trzy miesiące wcześniej Tomek dostał zlecenie dostarczenia dowodów nielegalnych działań Ryszarda Kucińskiego, ważnego dewelopera w Małopolsce. Był o krok od udowodnienia biznesmenowi korumpowania urzędników, kiedy gdzieś nawalił. W agencji zjawił się pracownik Kucińskiego i stwierdził, że wiedzą o Tomku. Powiedział też otwarcie, że zrobią wszystko, by agencję zniszczyć… Dadzą spokój, jeśli Tomka wyrzucą z firmy, a w przypadku pytań o referencje wystawią mu fatalną opinię. I szef, i Tomek przyjęli warunki. Dla dobra agencji.

– OK, stary, zbieram się.

Darek wstał i zarzucił na siebie kurtkę.

– Postaram się coś ci załatwić, choćby na chwilę – stwierdził. – Jesteś silny, mógłbyś pracować w magazynie.

Tomek kiwnął głową, ale poczuł się jak znokautowany. Bardzo chciał robić to, co dotychczas. Czuł, że w tej pracy się spełnia. Teraz czekała go robota magazyniera albo stróża w biurowcach. Skoro marzenia legły w gruzach, stwierdził, że posiedzi dłużej i będzie pił, póki nie padnie. Patrzył smutno w kontur swojego odbicia na szklanej ladzie. Szczupła twarz, ciemne włosy. Wiele osób mówiło, że najbardziej rzuca się w oczy jego spojrzenie: mocne. Biło z niego życie.

Po jakimś czasie podszedł do Pieleckiego nieznajomy mężczyzna. Bez słowa położył kartkę z zapisanym adresem i godziną, po czym zniknął również szybko, jak się pojawił. Tomek był tak zaskoczony, że niemal wytrzeźwiał. Nie namyślał się długo, wstał i poszedł we wskazane miejsce.

Adres kierował do hotelu przy Floriańskiej. Zapukał do drzwi. Kiedy wszedł do pokoju, najpierw jakiś gość sprawdził czujnikiem, czy jest czysty, dopiero potem zaprosił dalej. Tomek zobaczył człowieka, którego w życiu by się nie spodziewał. Ryszarda Kucińskiego. Nie wyglądał tak dobrze jak przed zniknięciem córki. Wcześniej był typowym biznesmenem – cwaniakiem. Drogie garnitury, spojrzenie typu „Wszystkich mam gdzieś i wszystkich mogę kupić”. Włosy najczęściej przygładzone, siwe, średniej długości, ściągnięte w kitkę.

Teraz fryzurę miał w nieładzie, na twarzy więcej zmarszczek, a w spojrzeniu zero pewności siebie, za to wyraźne zmęczenie.

– Zapraszam, wejdź dalej. Przedstawiam ci Patryka Milo.

Wskazał człowieka o nieobecnym spojrzeniu siedzącego z nim przy stole.

– Ciekaw jesteś, czemu cię zaprosiłem?

– Żeby się ze mnie pośmiać – odparł urażony.

– Przeciwnie – powiedział z przyjaznym uśmiechem. – Przejdę do rzeczy. Na pewno wiesz, że moja córka zaginęła. Zrobiłem wszystko, co w mojej mocy, i wydałem masę pieniędzy, by ją odnaleźć, ale bez skutku.

– Coś o tym wiem.

– Badałeś i ten temat? – spytał szczerze zainteresowany Kuciński.

– Nie.

– Zrozumiałe. Pewnie się zdziwisz, ale chcę, żebyś dołączył do akcji szukania Asi.

Tomek zastanawiał się chwilę.

– To żart? – odezwał się w końcu.

– Dogrzebałeś się do prywatnych informacji o mnie. Mogłem zdemaskować cię wcześniej, ale czekałem. Obserwowałem twoje działania i byłem pod wrażeniem.

– Twoi ludzie mnie ubiegli, czyli masz lepszych.

– Jeśli ktoś jest dobry w obronie, to niekoniecznie musi być taki sam w ataku. Poza tym moi ludzie zbyt długo nie umieli cię wykryć, nawet gdy mieli cynk. Nie myśl, że chcę się podlizać, ale wydaje mi się, że masz zdolności hakerskie, intuicję, nieszablonowy umysł i jesteś uparty. Tych cech szukam w nowym zespole. Z poprzednim musiałem się pożegnać.

Podał Tomkowi teczkę, w której było dziesięć kartek.

– To wszystko, do czego doszli. Są tam informacje, ale niewiele wnoszą. Przeczytaj. Odnieś się. Może wpadniesz na coś ciekawego. Jeśli się zdecydujesz, chętnie cię przyjmę, jeśli nie, trudno.

– Nie wiem, czy możemy sobie ufać.

Usiadł przy stole.

– Dostałem zlecenie na pana…

– I niczego nie odkryłeś. Na tym zakończmy tamtą sprawę – odparł zdecydowanie Kuciński.

Tomek nie mógł nie wspomnieć o istotnej dla siebie kwestii.

– Ale pan mi zrujnował karierę! – odpowiedział z hamowaną wściekłością.

Kuciński skrzywił się lekko, jednak szybko odzyskał uśmiech.

– Teraz będzie najlepsze – stwierdził. – Mogę ci pomóc ją rozwinąć. Jeśli dowiesz się, gdzie jest moja córka, nie dość, że otrzymasz sporą premię, to dodatkowo wycofam ostrzeżenie wobec waszej agencji, a może nawet przyjmę cię do siebie do pracy.

– Powiedzmy, że się zgodzę. Nie boi się pan? Cokolwiek by mówić, przez pewien czas byłem pana wrogiem.

– Miałeś zlecenie, to nie było nic osobistego. Chyba że się mylę, wtedy się nie dogadamy.

– Nie, to było zlecenie – odpowiedział, otwierając teczkę. Chciał zobaczyć, jaka ekipa wcześniej próbowała znaleźć Asię. Nazwę agencji kojarzył dość dobrze.

– Zatem nie mam się czego bać. Zerkniesz na to, przemyślisz?

Znów się zastanowił.

– Przejrzę papiery. Ale z tego, co do mnie docierało… – urwał, bo nie bardzo wiedział, jak ująć to w miarę delikatnie. Nie chciał Kucińskiego dodatkowo ranić. – Proszę wybaczyć, że to powiem… ale…

– Śmiało – odparł biznesmen, sugerując, że jest gotów na najgorszą prawdę.

– Trafiła w ręce mafii i jest w jakimś domu publicznym daleko stąd.

Tomek powiedział to szybko, nie patrząc Kucińskiemu w oczy. Taka informacja musiała zaboleć.

– Ma pan duże możliwości i pieniądze. Gdyby przeciwnik nie liczył się na rynku, córka byłaby już w domu, oczywiście w zamian za okup. Niestety handel ludźmi osiągnął ogromne rozmiary, a zyski z procederu liczone są w przybliżeniu na sto miliardów dolarów. Pana córka mogła mieć pecha, spotkała kogoś od nich… W takim przypadku sprawa jest przegrana. Mafia to potęga. Gangsterzy mają masę pieniędzy, liczne kontakty, często wśród polityków, a nawet dostęp do rządzących.

Kuciński założył ręce na piersi, oparł się na krześle.

– Myślisz, że jej chłopak mógł mieć z tym coś wspólnego? – spytał po chwili.

– Wykluczone.

Zaczął mówić w profesjonalny sposób, w końcu był w swoim świecie. Zmienił pozę, był pewniejszy siebie.

– Był legalnym przedsiębiorcą, handlował wszystkim w różnych krajach. To byłby strzał w stopę, gdyby okazało się, że należy do mafii i uczestniczył w porwaniu Asi.

– Gdzie zatem się podział?

– Albo nie żyje, albo jest niewolnikiem w sadach z mandarynkami.

– Mhm…

– Przepraszam – zrobił grymas, jakby się ukłuł. – Trochę się…

– Nie, nie. Już jakoś lepiej sobie z tym radzę, ale nie daje mi spokoju myśl, gdzie ona jest – westchnął ciężko. – Nawet gdybym miał usłyszeć najgorszą prawdę, wolę wiedzieć.

– Rozumiem – pokiwał głową. – Przejrzę informacje i odezwę się jak najszybciej.

– Musisz zobowiązać się do zachowania wszystkiego w tajemnicy.

Tomek, znając zasady, podpisał odpowiedni dokument i wyszedł.

Wytrzeźwiał całkowicie. Poczuł nawet zainteresowanie sprawą, mimo że współpraca z Kucińskim mogła budzić wątpliwości. Pomyślał, że realnie niczego wcześniej nie odkrył w związku z biznesmenem. Nie podejmował zatem ryzyka w zatrudnieniu go do misji.

Dokumenty z teczki zaczął czytać następnego dnia. Prywatne śledztwo poprzedniej grupy, do której na końcu dołączył Patryk Milo, niewiele dało. Grupa była znana w środowisku detektywistycznym, a mimo to jej ustalenia nie miały wartości. Detektywi działali zgodnie z wypracowanymi procedurami, co w tym przypadku okazało się złym wyborem. Wszystkie tropy prowadziły donikąd.

Po południu zadzwonił Ryszard z propozycją wspólnego obiadu. Spotkali się w hotelu na przedmieściach Krakowa.

– Przeczytałem – powiedział po obiedzie Tomek. – Wiele wskazuje na to, że jeśli podążymy dotychczasową drogą, nie dowiemy się niczego nowego. Są inne sposoby i metody poszukiwań. Tamci z nich nie skorzystali. Mogę spróbować i zobaczymy.

– Czyli piszesz się na to? – spojrzał mu głęboko w oczy.

– Tak. Ale zaznaczam, że mogę nie zdziałać więcej niż poprzednicy.

– Bez względu na wynik zapłacę. Chcę też wiedzieć, z jakich metod korzystasz, by uzyskać informacje.

Pielecki wolał uniknąć odpowiedzi na to pytanie.

– Będzie mały problem – stwierdził z lekkim ociąganiem. – Pewne informacje mam od informatyka. Siłą rzeczy nie wiem, jak on działa. I szczerze? Nie chcę wiedzieć.

– Mhm, czyli nie do końca jesteś taki łebski – odrzekł trochę zawiedziony.

– Tak, mam pomoc, ale powinien pan wiedzieć, że to nie jest szara eminencja. Dużo wiedzy i pomysłów pochodziło ode mnie.

– Czy ten informatyk pracował z tobą w agencji?

– Nie.

Kuciński podniósł brwi ze zdziwienia.

– Twoi szefowie na pewno by się ucieszyli…

– Wiedzieli o pomocy z zewnątrz – odpowiedział z przekonaniem.

– Dobra, nieważne. Muszę wiedzieć, kto to. Chyba rozumiesz.

– Niestety to pomoc incognito. Ręczę głową, że można mu ufać. Jeśli poznanie go jest warunkiem naszej współpracy, nic z tego.

– W takim razie chyba będę musiał szukać kogoś innego.

Kuciński znów popatrzył na teczkę przed Tomkiem. Pielecki nie chciał tak szybkiego finału.

– Oczywiście, pańskie prawo. – Tomek, nie chcąc tak szybkiego zakończenia, rzucił kolejny argument. – Jeśli mój informatyk upubliczniłby cokolwiek z pozyskanych informacji, może pan wtedy pójść ze mną do sądu. Poza tym dowiedziałby się o tym mój były zleceniodawca, któremu podpisałem zobowiązanie, że nie podejmę żadnych działań związanych z panem. Ja ryzykuję więcej.

– Owszem. I widzę, że coraz bardziej chcesz się podjąć zadania.

– Szczerze mówiąc, uwielbiam to robić. Teraz tylko u pana mam taką możliwość. Czyż nie?

– Tak. Powiedz mi, jak dotarłeś do moich prywatnych danych. Chciałbym załatać tę dziurę.

– Ale to, do czego doszliśmy, okazało się gambitem, z pańskiej strony całkiem udanym, więc może zostawić dziurę w spokoju i niech potencjalni wrogowie się na to łapią?

Kuciński pozorował zapisywanie wrażliwych danych na dysku, co okazało się zasadzką. Była tam tylko aplikacja, która namierzała hakera, gdy ten próbował grzebać w prywatnych plikach Ryszarda. Wtedy zaczął się początek końca działań Tomka.

– Gambitem miało być w ostateczności. Ale w porządku. Weź tylko pod uwagę i doceń, że zgoda na taki układ jest gestem z mojej strony – powiedział Kuciński, kontynuując. – Przygotujemy nową umowę, bo nie mówisz mi wszystkiego i to będzie zaznaczone.

– Jasne. Chcę spytać o coś jeszcze. Skoro poprzednia grupa przerwała poszukiwania, dlaczego pan je wznawia? Jest niewielka szansa, że coś z tego będzie.

– Grupa nie chciała przerwać. To Patryk Milo w końcu stwierdził, że mimo ich kontaktów, także z polskim kontrwywiadem, działają zbyt rutynowo, nie mają intuicji i pomysłu, jak się zabrać za sprawę. Gdy dostawałem raporty z twoich działań, jeszcze nie wiedząc, o kogo chodzi, widziałem, i Patryk też to zauważył, że myślisz i kombinujesz. Nie łazisz za celem z aparatem i podsłuchem, myśląc, że jest tak nieuważny, jak niektórzy rządzący.

– Już tylko byli.

– Wiesz, o czym mówię.

Wyprostował się na krześle, skrzyżował ręce.

– W końcu kazałem im sporządzić pełny raport i napisać, co chcą jeszcze zrobić – kontynuował, patrząc w sufit. – Patryk wiedział wcześniej, co planują, bo schemat ich działania był standardowy. To, co mi pokazali, zgadzało się z tym, co mówił, więc im podziękowałem. Dlatego teraz tylko wy będziecie w zespole.

– A kim jest Patryk?

– Może on ci to powie, ale nie wymagam, byście dzielili się swoimi historiami. Dla mnie najważniejsze jest znalezienie córki. A ty wiesz, co zrobisz, gdy podpiszesz umowę?

– Proszę wybaczyć, ale najpierw umowa. Potem powiem, jaki mam plan.

Po spotkaniu późnym popołudniem do Pieleckiego przyjechał Patryk z umową.

– Wejdź. Prowadzisz?

– Nie.

– To może piwko na balkonie?

– Chętnie.

Wyszli, otworzyli piwa, zapalili. Tomek przeczytał i podpisał umowę.

– Jak to widzisz? – spytał Patryk.

– Zacząłbym od nowa. Przede wszystkim sprawdziłbym dokładniej Edytę, bo zrobili to pobieżnie.

– To może być ślepa uliczka. Nic nie wskazuje na to, że może mieć coś wspólnego z zaginięciem Aśki. Oprócz zaszyfrowanego dysku.

Obaj się zaśmiali.

Poprzednia grupa chciała przetrzepać komputer Edyty, uważając, że zaszyfrowany dysk musi o czymś świadczyć. Patryk hamował entuzjazm, bo takie działania zdarzały się coraz częściej, tworząc jedynie tajemniczą atmosferę. Byli uparci, zatrudnili speca, który włamał się do komputera… I niczego nie znalazł.

– Mimo wszystko – zamknął teczkę z umową i podał Patrykowi – zaczynamy. Jadę do Edyty. Chcesz, to jedź ze mną.

– Myślę, że nic nie wskórasz, więc podziękuję. Ale rozumiem, że chcesz zrobić cokolwiek. To cenne.

Ton głosu nie pasował do tego, co mówił.

Tomek oceniał Milo jako gościa, który nie moduluje głosu, nie wyraża żadnych emocji.

W końcu znów się rozgadali i dopiero po godzinie Tomek pojechał na Rydla, gdzie mieszkała Edyta.

Przedstawił się, zaprosiła go do środka. Sprawiała wrażenie zaskoczonej podniesionym tematem.

– Myślałam, że będą chcieli pogodzić się z tragedią – powiedziała, nie patrząc na niego. Sprzątała papiery na biurku.

– To rodzice i zapewne nie pogodzą się dopóty, dopóki nie będą wiedzieć, co się stało.

– Wybacz, że to powiem – odwróciła się i oparła na biurku – ale z tego, co Asia mówiła, rodzice traktowali ją, jakby była ich błędem. Nieraz dopadała ją depresja i płakała z tego powodu.

– Masz rację – pokiwał głową. – W takich rodzinach może być trudniej z powodu biznesu i pogoni za pieniędzmi. Nie zmienia to faktu, że jej ojciec bardzo się postarzał od czasu, gdy zniknęła Asia. Źle wygląda. Nie odpuszcza, a to znaczy, że mu zależy. Jeśli możesz, pokaż mi zdjęcia z nią i Lukiem. Może masz jej rzeczy albo coś sobie przypomniałaś, o czym nie powiedziałaś policji? Cokolwiek.

– Zdjęcia pokażę, mamy ich sporo, ale policja i kilka osób od jej ojca już je widziało – odpowiedziała zniechęcona.

Zaczęli oglądać fotki na laptopie. Tomek miał zasadę: „Nie szukaj szczegółów, nie licz, że coś znajdziesz. Po prostu patrz na wszystko. Polegaj na intuicji”.

W końcu coś przyciągnęło jego uwagę. Luke miał wisior z jakimś znakiem. Wprawdzie widział tylko jego górną część, ale z czymś mu się kojarzył. Mały kwadrat odwrócony o czterdzieści pięć stopni, a pod nim łuk, który wyglądał jak narysowana flamastrem brew do góry nogami. Poprosił o wstukanie w Google znak om. Bingo. Oprócz symbolu kwadratu i kreski pod spodem widniało coś jeszcze. Przypominało cyfrę trzydzieści. Tego symbolu często używali ludzie z grup New Age. To już coś.

– Czy Luke opowiadał o swoich pasjach? Widzę, że chyba wyznawał ideologię New Age.

– Bo ja wiem? – wzruszyła nerwowo ramionami. – Nie miałam z nim specjalnego kontaktu.

Wierzył jej, bo ta reakcja nie dotyczyła wywęszenia kolejnego tropu. Tomek przypuszczał, że ona coś jeszcze wie. Powątpiewał, że to coś istotnego, ale każdy puzel jest ważny. A w czasie oglądania pokoju dostrzegł coś jeszcze. Musi to sprawdzić. Pożegnał się.

Był wieczór. Siedzieli we trzech w restauracji pod Krakowem.

– Nie przypominam sobie, żeby ktokolwiek wspomniał, by te czary-mary interesowały Luke’a – powiedział Ryszard.

– Znajomi z Anglii też niczego nie wiedzieli? – spytał Tomek.

– Mamy wszystkie informacje od policji z Anglii, przekażę ci. Może ktoś o tym wspomniał, ale nikt nie myślał, by zająć się sprawą od tej strony. Myślisz, że to coś da?

– Jeśli inne drogi zawodzą, szuka się tych, które początkowo mogły się wydawać absurdalne… Czasem prowadzą do rozwiązania.

– Dobrze. Pojedziemy jeszcze pod mój dom, dam ci teczkę. I co potem?

– Z umowy wynika, że chcesz samodzielnego śledztwa. Muszę jeszcze sprawdzić coś, co może dać inne wskazówki. Jednak uważam, że trzeba znaleźć wszystkie działki ekologiczne, ruchy newage’owe w Austrii i pojechać tam.

– Wybacz – wtrącił Patryk. – Nam chodzi o efekty. Największych posiadłości ekologicznych i głównych centrów dla ludzi, którzy w to wierzą, będzie sporo. Mamy jeździć po całej Austrii?

– Edyta zeznała, że ich celem był Wiedeń i okolice, więc tam będziemy szukać. Warto też odwiedzić Graz, Linz, St. Polten. Jest jeszcze Salzburg, ale to przy zachodniej granicy. Pozostałe liczące się miejsca leżą we wschodniej części Austrii. Nie wiadomo, ile miast będziemy musieli odwiedzić.

Tomek zauważył, że Ryszardowi pomysł średnio się podobał.

– Po co chcesz sprawdzać działki ekologiczne?

– Newage’owcy często wybierają takie miejsca na spotkania. Oni mają podobne poglądy – wyrwał się z odpowiedzią Patryk. – Nierzadko też są właścicielami działek czy większych posiadłości. Możemy poszukać tych miejsc, jest nadzieja, że nie będzie tego dużo.

– Skąd pewność, że on w to wierzy? – spytał wciąż nieprzekonany Ryszard. – Dziś wiele osób nosi bluzy z napisem „Bóg, honor, ojczyzna”, a większość z nich nie ma pojęcia, dlaczego flaga Polski jest biało-czerwona.

– To może być zbieg okoliczności – odparł Tomek z niezadowoleniem. – Ale noszący takie symbole z reguły mają świadomość, co one oznaczają – dokończył z nadzieją w głosie.

– Dobrze. Co jeszcze chcesz sprawdzić?

– U Edyty nie zauważyłem jej zdjęć z chłopakiem, na panelu widziałem fotkę z koleżanką na imprezie. A nie wyglądała na taką, której brakuje faceta.

– Czego szukasz? – spytał Ryszard.

Wyraźnie nie rozumiał myślenia Tomka.

– Kochanka.

– Czy ja wiem – pokręcił głową. – Teoria na siłę. Uważasz, że gdybyś doszedł, kim jest, mogłoby to rzucić nowe światło na sprawę?

– Będzie pomocne – odparł ogólnie, ale widział, że Ryszarda to nie przekonało.

– Rozumiem, że twój haker może do tego dojść – powiedział Patryk, nie negując pomysłu. Był ciekaw.

– Mój kolega nie jest może arcymistrzem w tej dziedzinie, ale już kilka razy mnie zaskoczył.

– To już jakiś plan. Choć wygląda na to, że Edyta nie ma nic wspólnego z zaginięciem Asi.

– Pozwólcie mi działać – odpowiedział wymijająco. Polegał na intuicji.

– Kiedy napiszesz do hakera?

– Mam tu laptop, mogę teraz.

– I będziesz tu pisał? Macie zabezpieczenia?

– Oczywiście. Stworzył komunikator. Na pierwszy rzut oka wygląda na nieskomplikowany, ale jedną z ważniejszych funkcji, których nie widać, jest dobre zabezpieczenie rozmowy. Zaczynamy.

– Witaj Hermes.

– Szybko się odzywasz. Już wiesz, gdzie szukać?

– Edyta Paścińska, Rydla 22/12.

– Your wish is my command.

– Bardzo treściwie. Rozumiem, że wie dokładnie, jakie ma zadanie. Czy sam dzięki znajomościom może czegoś się dowiedzieć? – spytał Patryk.

– Tak. Skanuje DeepWeb i Freenet.

Zobaczył reakcję Ryszarda i chciał odpowiedzieć, ale Patryk go uprzedził.

– W skrócie to zbiór nielegalnych stron, na których możesz znaleźć wszystko. Dużo takich, gdzie odbywa się handel podrabianymi pieniędzmi, narkotykami, nielegalną bronią, kradzionym sprzętem, dowodami osobistymi i tak dalej. Oczywiście można znaleźć też strony czy bardziej fora, na których ludzie wymieniają się informacjami mniej lub bardziej kontrowersyjnymi.

– Dobrze. Umówmy się, że ja nie wiem, co robi twój człowiek – podsumował Ryszard.

Pojechali samochodem Patryka, golfem IV, pod willę Ryszarda. Tomek wysiadł kilka metrów przed wjazdem. Miał poczekać w bocznej uliczce. Ryszard z Patrykiem wjechali na teren posiadłości.

Po dłuższej chwili wyszedł do niego Milo.

– Proszę. To przetłumaczony raport angielskiej policji. Przyznaję, że masz zmysł, umiesz wychwytywać ciekawe informacje. Właśnie sprawdziłem szybko listę ekologicznych wiosek i nie ma ich tak wiele. Zaskoczyło mnie, że są na wschodniej ścianie Austrii. Dziwny zbieg okoliczności.

– Rozumiem. Myślisz, że śledziłem Aśkę już wtedy, gdy stąd wyjeżdżała, i wiem więcej? Udaję tylko, że docieram do informacji?

– Coś w tym stylu.

– Nie jestem nowicjuszem. Gdyby było, jak podejrzewasz, ukryłbym to tak, by nie doszło do zbiegu okoliczności. Poza tym wiesz, że to, co mówię, ma sens. Wiesz również, że zależy mi na szybkim rozwiązaniu sprawy. Jeśli wyda się, że pracuję dla Kucińskiego, mogę mieć problemy.

– Od dawnego zleceniodawcy? Przyznam, że i mnie, i Ryszarda interesuje, kto to był.

– Tego się nie dowiecie. A może chcesz odkryć karty i powiedzieć, że wszystko było mistyfikacją. Macie na mnie haka, więc muszę powiedzieć, kto mi dał zlecenie na Kucińskiego?

– Możesz być spokojny. Po to załatwiliśmy sprawę z twoją agencją w taki sposób, byś mógł pracować tylko dla nas. I wiem, że tamten zleceniodawca nie był nikim ważnym.

– Jak doszedłeś do takich wniosków? – zdziwił się Tomek.

– Ty mi powiedziałeś.

Pielecki zorientował się, że powiedział „mogę mieć problemy” tonem, który sugerował, że nie pracował dla szychy mającej wpływy.

Zadanie dostał od spółdzielni mieszkaniowej, obok której Ryszard planował budowę bloków. W radzie spółdzielni zasiadał Marcin Wawerniak, brat Rafała, szefa agencji Feniks. To on przekonał radę, by wyraziła zgodę na przekazanie zlecenia bratu. Chodziło o zdecydowany rabat za wykonanie pracy i wyrobienie dobrej opinii o agencji. Rzeczywistość brutalnie zweryfikowała intencje. Wszyscy winili za porażkę Marcina, a ten z kolei Rafała, co finalnie uderzyło w relację z Tomkiem. Postanowił odpowiedzieć wymijająco, bo nie chciał drążyć tematu porażki w Feniksie.

– Proszę, proszę, jakie efektywne czytanie między wierszami. To może pochwal się, kim jesteś.

Pytanie pozostało bez odpowiedzi. Milo pożegnał się, ale odwrócił się jeszcze na chwilę.

– Niech ten Hermes uważa w Deepnecie – rzucił. – Tam serfują nie tylko kryminaliści i zboczeńcy, lecz także służby, które monitorują wszystkich, kogo się da. Łatwo pobrudzić się różnym gównem i wplątać w poważne kłopoty z państwem.

Pielecki słyszał o tym od Hermesa i wierzył, że on wie, co robi.

Następny dzień przyniósł ciekawe informacje. Edyta szukała na stronach matrymonialnych faceta, mocno podkreślając, że chce stałego związku, ale rzadko nawiązywała dłuższe relacje z zainteresowanymi. Do tego nie wchodziła na żadne strony dla dorosłych. Na łatwą nie wyglądała, więc mogła mieć kogoś na boku. Tomek przesłał te informacje Ryszardowi. Decyzję o śledzeniu kobiety podjął Patryk, zaznaczając, że znajdzie kogoś do tego zadania. Dzięki informacjom przesłanym przez Hermesa Tomek wiedział, gdzie dziewczyna pracuje. Doszedł do wniosku, że Patryk sam dojdzie do tego, by śledzić również jej szefa, i pewnie w końcu odkryje, że to on jest kochankiem Edyty. Rozważał przez chwilę, czy od razu tego nie zasugerować, ale nie chciał, by Patryk znów snuł przypuszczenia jak dzień wcześniej.

Dwa dni później, na spotkaniu całej trójki w klubie, Patryk potwierdził, że kochankiem Edyty jest ojciec dziecka, którym ona się opiekuje. Witold Fortowicz miał żonę i prowadził kancelarię prawną. Milo zdecydował się przycisnąć dziewczynę.

– Masz nosa, Tomek – powiedział Kucinski. – Ona może coś wiedzieć. A groźba ujawnienia romansu może ją zmotywować, by powiedziała więcej.

– Zobaczymy – odpowiedział, wąchając tequilę w szklance. Upił łyk, przegryzł cytryną.

– Zastanawiam się, dlaczego skoro dziewczyny miały dobry kontakt, nie rozmawiały choćby na początku jej wycieczki – kontynuował.

– Może to zbieg okoliczności? Myślę, że w chwili zaginięcia Aśki, tamta powinna powiedzieć wszystko, właśnie ze względu na ich zażyłość. Po co miałaby coś ukrywać?

– Może tak. A jeśli się bała? Może wiedziała, co będzie dalej i teraz zachowuje pozory? Może się mylę. Trzeba to sprawdzić. Uzgodniliśmy z Patrykiem, że jutro do niej pojedziemy i spróbujemy coś wyciągnąć.

Milo pokazał im listę wiosek ekologicznych wokół Wiednia. Zdecydowali, że polecą tam, jeśli od Edyty nie dowiedzą się niczego więcej.

Następnego dnia odwiedzili dziewczynę.

– Ludzie, dajcie mi już spokój. Niczego więcej nie wiem, a to ciągłe nachodzenie przestaje mi się podobać. Serio myślicie, że mam coś wspólnego z jej zniknięciem?

– Przypuszczamy – odezwał się Tomek – że nie mówisz nam wszystkiego.

– Ja pierdolę – chwyciła się za głowę. – Naprawdę, idźcie stąd. A tobie, jeśli jesteś śledczym czy detektywem, marnie idzie – dokończyła, taksując go współczującym spojrzeniem.

– Masz romans z pracodawcą.

Tomek stwierdził, że nie będzie owijał w bawełnę.

– Jeśli nie powiesz wszystkiego, co wiesz o Luke’u, Asi i jej tajemnicach, które mogłyby rzucić nowe światło na jej zniknięcie; o szczegółach ich wycieczki, o jakimkolwiek kontakcie z nią po wyjeździe, to żona pana Fortowicza dowie się o was.

Edyta przełknęła ślinę i zacisnęła usta. Tomek podał jej zdjęcie i informacje, które udowadniały romans. Było niewyraźne, bo robione z daleka, mimo to trudno byłoby wytłumaczyć sytuację, którą pokazywało. Przez firankę widać było, jak para się całuje.

– OK. To nie jest dowód zdrady. Ale jego drugi telefon, o którym nikt niczego nie wie, już tak. Wasze zdjęcie u niego w domu, a szczególnie twoja reakcja, dowodzą, że znalazłaś się w trudnej sytuacji. Nie chciałem, żeby do tego doszło. Powiedz wszystko, co wiesz, i pójdziemy.

Edyta usiadła, a oni za nią.

– Powiem naprawdę wszystko, ale i tak na niewiele się wam to przyda – powiedziała z rezygnacją w głosie. – Proszę, nie mówcie o nas żonie Witolda. Zniszczycie też życie ich dziecku.

– Po prostu powiedz, co wiesz.

– Asia… Czasem myślała, by dowiedzieć się więcej o biznesie Luke’a, i rozważała, by też się tym zająć. Chciała tego, bo mogłaby latać i jeździć po różnych krajach. Podróże by ją cieszyły. Poza tym Luke mówił, że planuje odejść z branży, ale nie wiem, co innego chciał robić. Mogła przejąć biznes po nim… Wpadła na jeszcze jeden pomysł. Wątpiła w jego powodzenie, ale chciała namówić Luke’a, by zostali dłużej za granicą. Wtedy zerwałaby kontakt z rodzicami. Chciała ich nastraszyć. Mnie powiedziała, że jakby coś, mam mówić, że wiem tylko o wypadzie do Austrii.

– No – powiedział Tomek. – Nie ma to jak pranie brudów w bogatych rodzinach.

– Trochę to chore, ale z tego, co wiem o Asi, mogłaby tak zrobić. A wiesz, jak długo chciała być „zaginioną”? – spytał Patryk.

– Maksymalnie o tydzień dłużej, niż wstępnie planowali. Wiedziała, że jej facetowi ciężko będzie załatwić sobie tyle wolnego, ale bardzo tego chciała. Wiem, że to nie było mądre, ale z uwagi na fakt, jakich pieprzniętych rodziców mia…

– Nie interesuje mnie twoja opinia – warknął Patryk.

Nawet Tomka zdziwiła taka reakcja, Milo wyglądał zawsze tak, jakby do śniadania łykał prozac.

– Ta informacja rzeczywiście niewiele wnosi. Rozumiem strach przed zmianą zeznań na policji, dlaczego jednak nie powiedziałaś o tym prywatnej grupie poszukującej? Czemu to zataiłaś?

– To nie tak. Bałam się, że jak ujawnię tę informację, to i wy, i policja nie dacie mi żyć.

– Bądź spokojna – włączył się Tomek.

Stwierdził, że będzie dobrym policjantem, ale też czuł, że Edyta nie kręci.

 – Rozumiemy, dlaczego tak postąpiłaś. Jednak pamiętaj, że każdy najmniejszy szczegół, o jakim byś sobie przypomniała, będzie dla nas ważny. Teraz już idziemy. Masz tutaj mój numer telefonu.

Wyszli.

– Wierzysz jej? – zapytał Patryk, gdy byli przy samochodzie.

– Raczej tak, ale warto mieć na nią oko, wiadomo… Czyli teraz co, Austria?

– Taaak. Choć zaczynałem wierzyć, że Edyta wie więcej. Miejmy nadzieję, że na coś trafimy w Austrii.

Tomek zdecydował, że się przejdzie. Chciał uporządkować myśli, wyczuć, czy czegoś nie przeoczył.

Tego, co zdarzyło się za chwilę, nie mógł przewidzieć. Ktoś błyskawicznie otworzył drzwi samochodu tuż przy Tomku i uderzył go nimi. Potem dostał silny cios w klatkę piersiową, aż stracił oddech. Oberwał jeszcze z łokcia w twarz. Stracił przytomność.

Patryk widział zdarzenie we wstecznym lusterku. Instynkt „chronić swoich”, kazał mu zareagować. Nie zważając na to, że w aucie było kilku facetów, w tym jeden z bronią, natychmiast wbił wsteczny i pojechał prosto na nich. Ale napastnicy wciągnęli Tomka do auta i zerwali się niczym błyskawica. Patryk zarysował tylko bok ich auta. Wyjechali na główną ulicę i zniknęli z pola widzenia.

Dalsza część dostępna w wersji pełnej

Spis treści:

Okładka
Karta tytułowa
Pół roku później
Podziękowania

Copyright © Oficynka & Krzysztof Żuchowicz, Gdańsk 2021

Wszystkie prawa zastrzeżone.

Książka ani jej część nie może być przedrukowywana

ani w żaden inny sposób reprodukowana lub odczytywana

w środkach masowego przekazu bez pisemnej zgody Oficynki.

Wydanie pierwsze w języku polskim, Gdańsk 2021

Opracowanie redakcyjne: Jolanta Zientek-Varga

Korekta: zespół

Projekt okładki: Magdalena Zawadzka

Zdjęcia na okładce: © Pavel L Photo and Video/shutterstock.com

© Engin Akyurt/Pexels

ISBN 978-83-66899-39-1

www.oficynka.pl

email: [email protected]

Na zlecenie Woblink

woblink.com

plik przygotowała Katarzyna Rek