Uzyskaj dostęp do tej i ponad 250000 książek od 14,99 zł miesięcznie
Osierocona. Zdradzona. Gotowa na wszystko.
Angélique dorasta we wspaniałej wiejskiej posiadłości w Anglii pod opieką ojca, księcia Westerfield. Po jego śmierci przyrodni bracia wyrzekają się dziewczyny i wypędzają ją z domu.
Osiemnastoletnia Angélique jest piękna, ma głowę do interesów i pieniądze, które w tajemnicy zdążył przekazać jej zmarły ojciec. Nie mogąc znaleźć bezpiecznej posady, podejmuje desperacką próbę ułożenia sobie życia w Paryżu. Będzie do tego potrzebować wszystkich swych zasobów… a także odrobiny szczęścia.
Angélique obiera ryzykowną, niekonwencjonalną drogę i osiąga sukces. Żyje jednak w cieniu skandalu. Czy zdoła ułożyć sobie przyszłość?
Z Anglii przez Paryż do Nowego Jorku… Wybierz się w podróż z Danielle Steel, która w Księżnej snuje frapującą opowieść o niezwykłej kobiecie.
Danielle Steel
Jedna z najbardziej znanych i najchętniej czytanych autorek na świecie. Jej powieści sprzedano w blisko miliardzie egzemplarzy. Do licznych międzynarodowych bestsellerów Steel należą: Romans, Sąsiedzi, To, co bezcenne, Pegaz i inne wysoko oceniane powieści. Jest również autorką książek: Światło moich oczu: historia życiaNicka Trainy, opowiadającej o losach jej syna; Życie na ulicy, wspomnień z pracy z bezdomnymi; Expect a Miracle, zbioru jej ulubionych cytatów niosących inspirację i pocieszenie.
Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:
Liczba stron: 428
Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:
Dla moich ukochanych dzieci,
Beatrix, Trevora, Todda, Nicka, Samanthy,
Victorii, Vanessy, Maxxa i Zary.
Zawsze walczcie o to, co waszym zdaniem słuszne.
Zabiegajcie o sprawiedliwość i o wszystko,
co się wam należy.
Bóg i przeznaczenie zadbają o resztę.
Kocham was z całego serca i każdą komórką mojego ciała.
Z miłością,
Mamusia/ds
Odwaga to nie brak lęku i rozpaczy,
lecz siła, by je przezwyciężyć.
Rozdział 1
Zamek Belgrave stał w samym sercu Hertfordshire i porażał przepychem już od jedenastu pokoleń i prawie trzystu lat, od szesnastego wieku. Poza kilkoma unowocześnieniami i dekoracyjnymi akcentami niewiele się zmieniło w jego wyglądzie. Właściciele również dochowywali wierności tradycji już od ponad dwustu lat, co było krzepiące. Zamek stanowił gniazdo rodowe Phillipa, księcia Westerfield. Wybudowała go rodzina Lathamów. Był jednym z największych zamków w Anglii, a także jednym z najlepiej utrzymanych, dzięki fortunie księcia.
Jak okiem sięgnąć otaczały go ziemie ogromnej posiadłości: lasy, duże jezioro, które służba obficie zarybiała, a także farmy dzierżawców, których przodkowie byli poddanymi Lathamów. Książę doglądał wszystkiego od czasów młodości, odkąd jego ojciec zginął w wypadku podczas polowania u sąsiadów. Pod jego czujnym okiem Belgrave i otaczające go ziemie rozkwitły. Teraz miał już siedemdziesiąt cztery lata, a przez kilka ostatnich przyuczał swojego najstarszego syna Tristana do zarządzania posiadłością. Phillip czuł, że syn jest gotowy do przejęcia odpowiedzialności i że sobie poradzi. Miał też jednak pewne obawy. Tristan miał czterdzieści pięć lat, żonę i dwie córki. Młodszy syn księcia, Edward, miał czterdzieści dwa lata, nigdy się nie ożenił i nie miał żadnego prawowitego potomka, choć spłodził wiele nieślubnych dzieci. Nikt nie wiedział, ile ich jest, nawet sam Edward. Miał skłonność do nadużywania alkoholu i hazardu, folgował sobie na wszelkie możliwe sposoby, zwłaszcza jeśli w grę wchodziły szybkie konie lub kobiety. To byłaby katastrofa, gdyby to on urodził się pierwszy. Na szczęście tak się jednak nie stało, choć w sumie żaden z synów Phillipa nie doczekał się syna i dziedzica.
Tristan i Edward urodzili się ze związku księcia z pierwszą żoną, Arabellą, córką hrabiego i kuzynką Phillipa w drugiej linii, również bardzo zamożną damą. Jej rodzina cieszyła się nieskazitelną reputacją i arystokratycznym pochodzeniem. Arabella była bardzo młoda, gdy się pobrali. Oba rody poparły ten związek – Phillip miał wtedy dwadzieścia osiem lat, a Arabella ledwie siedemnaście. Była niezwykle piękna. Została gwiazdą swojego pierwszego londyńskiego sezonu w towarzystwie. Nie zawiodła pokładanych w niej oczekiwań, by właśnie wtedy znaleźć sobie męża. Phillip szybko jednak odkrył, że jest z natury zimna i o wiele bardziej interesuje ją życie towarzyskie i korzyści płynące z tytułu księżnej niż własny mąż i dzieci. Była skupiona na sobie i powszechnie podziwiana za urodę. Zmarła na grypę, gdy chłopcy mieli po cztery i siedem lat. To Phillip ich wychował z pomocą guwernantki, licznej służby i swojej matki, księżnej wdowy.
Młode kobiety z sąsiednich posiadłości i londyńskie gospodynie, które przyjmowały go, ilekroć udał się do miasta, robiły, co mogły, by zwrócić na siebie jego uwagę. Chłopcy byli już jednak dorośli, kiedy Phillip poznał kobietę, która oczarowała go bez reszty i w której zakochał się od pierwszego wejrzenia. Marie-Isabelle była córką francuskiego markiza, kuzynką w pierwszej linii króla, który padł ofiarą rewolucji. Wywodziła się z Burbonów oraz z książąt orleańskich – miała więc członków rodzin królewskich w obu gałęziach drzewa genealogicznego. Przyszła na świat w pierwszym roku rewolucji. Jej rodzice zostali zabici. Wkrótce potem ich posiadłość spalono, a majątek rozkradziono lub zniszczono. Jej ojciec, przeczuwając te wydarzenia, kiedy była niemowlęciem, odesłał ją do swoich przyjaciół w Anglii i zapewnił jej środki na utrzymanie, na wypadek gdyby we Francji zdarzyło się najgorsze. Dorastała więc szczęśliwie otoczona angielską rodziną, która zgodziła się ją przyjąć i obdarzyła uczuciem. Wyrosła na czarującą młodą damę o niezwykłej urodzie – miała niemal białe włosy, ogromne niebieskie oczy, wspaniałą figurę i porcelanową cerę. Książę oczarował ją podczas pierwszego spotkania w takim samym stopniu jak ona jego. Byli tak samo dobrze urodzeni, oboje więzy krwi łączyły z monarchami. Marie-Isabelle zakochała się w nim od razu. Pobrali się cztery miesiące później, gdy skończyła osiemnaście lat. Phillip pierwszy raz w życiu zaznał prawdziwego szczęścia, i to z kobietą, którą ubóstwiał. Stanowili urodziwą parę. On był wysoki, potężnie zbudowany i elegancki, a Marie-Isabelle łączyła w sobie arystokratyczne zwyczaje Anglików, wśród których dorastała, z francuskim urokiem swoich przodków. Idealnie uzupełniała jego życie. Pokochała Belgrave równie mocno jak on i pomagała mu upiększać posiadłość. Zamek jaśniał jej obecnością, wszyscy ją kochali z powodu jej wesołego usposobienia i uwielbienia dla męża. Chociaż Phillip miał pięćdziesiąt pięć lat, gdy się pobierali, przy niej znów czuł się jak młody chłopak.
Ich wspólne życie układało się jak w bajce, lecz zakończyło się przedwcześnie. Marie-Isabelle poczęła dziecko w pierwszym roku małżeństwa i zmarła dwa dni po urodzeniu córki, której nadali imię Angélique, ponieważ wyglądała jak anioł z włosami w najjaśniejszym odcieniu blondu i błękitnymi oczami odziedziczonymi po matce. Pogrążony w żalu po śmierci żony Phillip poświęcił się bez reszty córce, która stała się radością jego życia. Wszędzie ją ze sobą zabierał i wtajemniczył ją w sprawy zarządzania posiadłością w równym stopniu jak swoich synów, a może nawet bardziej. Angélique podzielała jego miłość do ziemi i majątku, miała też wrodzony instynkt w tej materii. Wiele długich zimowych wieczorów poświęcali na dyskusje dotyczące zarządzania Belgrave i farmami, a latem razem jeździli konno, by oglądać zmiany i ulepszenia, które wprowadzał Phillip. Ojciec zawsze tłumaczył jej, dlaczego są one takie ważne. Doskonale rozumiała skomplikowane mechanizmy funkcjonowania posiadłości, miała głowę do liczb i finansów, zawsze dawała mu mądre rady.
Angélique pobierała nauki w domu, biegle mówiła po francusku dzięki francuskiej guwernantce, którą zatrudnił dla niej Phillip. Pragnął, by posługiwała się językiem matki. Marie-Isabelle również znała francuski i angielski dzięki staraniom rodziny, która wzięła ją na wychowanie.
Z czasem to Angélique przejęła opiekę nad ojcem – czuwała nad nim, martwiła się o niego, gdy czuł się gorzej, i pielęgnowała go, kiedy niedomagał. Była córką idealną, a Phillip odczuwał wyrzuty sumienia, że nie zabiera jej częściej do Londynu. Wyjazdy do stolicy coraz bardziej go jednak męczyły, a już dawno temu stracił zainteresowanie balami i wydarzeniami towarzyskimi. Zabrał jednak córkę na koronację swojego kuzyna króla Jerzego IV w opactwie Westminster w 1821 roku, gdy dziewczyna miała dwanaście lat. Niewiele dzieci wzięło udział w ceremonii, lecz przez wzgląd na jej pokrewieństwo król na to zezwolił. Angélique z zaaferowaniem obserwowała pompę ceremoniału i towarzyszące mu uroczystości. Phillip miał już wtedy sześćdziesiąt osiem lat. Choroby coraz częściej dawały o sobie znać. Choć cieszył się, że mógł ją zabrać na dwór, z ulgą powrócił na wieś. Angélique oświadczyła, że nigdy tego nie zapomni, i jeszcze długo opowiadała o koronacji.
Od tamtej pory książę często myślał o pierwszym sezonie towarzyskim córki i balu, który powinien dla niej wydać w ich londyńskim domu na Grosvenor Square, a także o mężczyznach, których powinna przy tej okazji poznać. Nie mógł się jednak pogodzić z myślą o debiucie Angélique. Wiedział, że pozna mężczyznę, który ją mu odbierze. Była zbyt piękna, by do tego nie doszło, a on myślał o tym z obawą.
Kilka lat temu zgodził się, by Tristan, jego żona i dwie córki przeprowadzili się do londyńskiego domu, ponieważ sam już tam nie bywał. Męczył go wir towarzyskich aktywności w stolicy, lepiej i swobodniej czuł się w Belgrave. Angélique powtarzała uparcie, że jest szczęśliwa z nim w Hertfordshire i też nie musi jeździć do Londynu. Wolała zostać w domu z ojcem.
Małżonka Tristana Elizabeth mogła wziąć na siebie obowiązek czuwania nad Angélique podczas jej pierwszego sezonu, a nawet zorganizować dla niej bal, za który książę by zapłacił. Tristan był jednak zazdrosny o siostrę od dnia, w którym przyszła na świat. Uczucie to zapoczątkowała nienawiść do jej matki i gniew na ojca, który powtórnie się ożenił. Chociaż Marie-Isabelle należała do arystokracji, Tristan i jego młodszy brat nazywali ją między sobą „francuską dziwką”. Phillip o tym wiedział i wywoływało to w nim niewypowiedziany żal. Także otwarta wrogość synów wobec siostry z każdym rokiem przysparzała mu coraz większych trosk.
Według prawa tytuł, posiadłość i znaczna część jego majątku należały się w spadku Tristanowi, z pewnymi ustępstwami na rzecz Edwarda, młodszego syna. Edward miał odziedziczyć Dower House, czyli ogromną bogatą posiadłość, w której mieszkała aż do swojej śmierci jego babka. Phillip ustalił dla niego także pensję, dzięki której Edward żyłby wygodnie, gdyby zbytnio sobie nie dogadzał. Phillip wiedział, że gdyby Edward znalazł się w tarapatach, mógł liczyć na starszego brata – zawsze byli sobie bliscy. Tristan nigdy nie pozwoliłby Edwardowi żyć w nędzy. Córce jednak Phillip mógł zostawić tylko posag, i to gdyby wyszła za mąż. Wiele razy mówił Tristanowi, że jego pragnieniem jest, by Angélique mieszkała w zamku tak długo, jak tylko będzie chciała, a na starość przeniosła się do domu w obrębie posiadłości, który wszyscy nazywali Chatką, nawet gdyby w międzyczasie wzięła ślub.
Chatka dorównywała rozmiarami Dower House, miała podobnie liczną służbę, a Phillip wiedział, że jego córce będzie tam wygodnie. Ostateczna decyzja należała jednak do Tristana, a nikt nie mógł mieć pewności, na jaką hojność zdobędzie się wobec siostry. Prawo nie zobowiązywało go do opieki nad nią. Phillip zażyczył sobie również, by Tristan wspierał ją finansowo i przeznaczył dla niej hojną sumę w posagu, jak przystało na ich pozycję w świecie i jej szlachetne pochodzenie. Nie chciał zostawić Angélique bez grosza przy duszy, nie chciał, by zepchnięto ją na margines po jego śmierci, jednak w świetle prawa nie mógł zrobić nic, by temu zapobiec. Wiedział, że pozostawi córkę na łasce braci, ponieważ sama nie mogła po nim bezpośrednio dziedziczyć. Często dyskutował na ten temat z Angélique, a ona powtarzała mu, żeby się nie martwił. Niewiele potrzebowała do szczęścia, pragnęła tylko mieszkać w Belgrave. Znając jednak mechanizmy rządzące światem, ryzyko płynące z tego, że posiadłość przypadnie najstarszemu z jego synów, twardy charakter Tristana oraz chciwość jego małżonki, Phillip wiele bezsennych nocy spędził, zamartwiając się o córkę, szczególnie gdy z wiekiem zaczął podupadać na zdrowiu.
Od miesiąca chorował na płuca, a jego stan stopniowo się pogarszał, co przysparzało trosk Angélique. Wiele razy wzywała lekarza, zwłaszcza że ojciec zaczął gorączkować. Nadszedł listopad, temperatura spadła, pokojówki musiały więc stale podsycać ogień w jego sypialni, aby ją ogrzać. Zimą w Belgrave bywało chłodno. Tego roku pogoda była wyjątkowo nieprzychylna – śnieg spadł już w październiku, a wiatr hulał po polach, gdy Angélique siedziała przy łóżku ojca i mu czytała. Tego popołudnia kilkakrotnie zapadał w sen. Ilekroć się budził, wydawał się ożywiony, a jego policzki pałały gorączką. Pani White, gospodyni, zajrzała do niego, gdy spał, i zgodziła się z Angélique, że trzeba znów posłać po lekarza. Pokojowiec księcia John Markham był tego samego zdania. Markham rozpoczął służbę wiele lat przed narodzeniem Angélique, niemal dorównywał wiekiem swojemu pracodawcy i był mu głęboko oddany. Wszyscy martwili się stanem zdrowia Phillipa. Książę często zanosił się głębokim, przejmującym kaszlem, nie chciał też jeść ani pić, choć Markham co chwila przynosił pełne tace do jego pokoju.
Domem zarządzał kamerdyner o nazwisku Hobson, który nieustannie rywalizował z Markhamem o uwagę księcia, lecz teraz, gdy książę podupadł na zdrowiu, Hobson nie wtrącał się do opieki nad nim. Angélique była wdzięczna służbie za oddanie, jakie przejawiali wobec jej ojca – wszyscy go kochali, okazywał im bowiem dobroć, dbał o nich i był wrażliwym, a także odpowiedzialnym pracodawcą. Te same wartości przekazał córce.
Znała z imienia i nazwiska wszystkich lokajów i pokojówki, interesowała się ich życiem, serdecznie odnosiła się również do ogrodników, stajennych, a także do dzierżawców i ich rodzin. Rozmawiała z nimi, gdy spotykali się w ciągu dnia w związku z jej obowiązkami – kiedy przeglądała bieliznę pościelową z panią White czy wysłuchiwała problemów w kuchni. Kucharka, pani Williams, była surowa, lecz dobrego serca. Prowadziła kuchnię żelazną ręką i dowodziła podkuchennymi jak generał swoją armią, a posiłki, które gotowała, były wyborne i godne każdego szlachetnego domu. Starała się nakłonić księcia do jedzenia, przygotowując jego ulubione dania, ale od trzech dni tace wracały do kuchni nietknięte. Lamentowała, obawiając się, że to zły znak, a inni podzielali jej niepokój. Książę wyglądał na poważnie chorego, co nie umknęło również uwadze Angélique. Jako osiemnastoletnia panna była nad wiek dojrzała. Wiedziała, jak zarządzać domem ojca, i opiekowała się nim już nie raz w ostatnich latach. Tym razem jednak było inaczej. Ojciec chorował już od miesiąca, jego stan się nie poprawiał, a po trwającej niemal od tygodnia gorączce przestały go obchodzić starania innych. Chciał tylko spać, co było do niego w ogóle niepodobne. Mimo siedemdziesięciu czterech lat wciąż emanował witalnością i interesował się wszystkim – aż do teraz.
Lekarza niepokoił stan zdrowia księcia. Po jego wyjściu Angélique próbowała przekonać ojca do zjedzenia ugotowanego przez panią Williams bulionu, w którym pływały drobne kawałki gotowanego kurczaka, ale on nie chciał o tym słyszeć. Machnął tylko ręką, gdy spojrzała na niego ze łzami w oczach.
– Tato, proszę... Spróbuj tylko tej zupy. Jest pyszna i zrobisz przykrość pani Williams, jeśli nie zjesz choć trochę.
Zaczął protestować, co poskutkowało pięciominutowym atakiem kaszlu, po którym osunął się na poduszki wyraźnie wyczerpany. Niknął w oczach, chudł i tracił siły, nie dało się już dłużej zaprzeczać, że stał się kruchy, choć zazwyczaj próbowała udawać, że jest inaczej. Znów zapadł w sen, a ona trzymała go za rękę i obserwowała. Markham zajrzał kilka razy do pokoju – zatrzymywał się w progu, po czym niezauważenie wychodził.
Hobson zauważył go na schodach do kuchni i zapytał cicho:
– Jak się czuje Jego Książęca Mość?
– Bez zmian – odparł Markham z niepokojem w oczach.
Pani White przysłuchiwała się wymianie zdań. W kuchni panował ruch, choć ani Angélique, ani jej ojciec nie jedli. Gospodyni zamierzała posłać Angélique kolację na górę. Miała jeszcze dwadzieścioro pięcioro służących do wykarmienia. W Belgrave życie toczyło się wartko, zwłaszcza w części przeznaczonej dla służby.
– Co się stanie z tą kruszyną? – zapytała pani White kamerdynera, gdy Markham usiadł z innymi do kolacji. – Znajdzie się na łasce braci, jeśli coś stanie się Jego Książęcej Mości.
– Nic na to nie poradzimy – odparł Hobson, udając, że wcale nie martwi go to tak jak gospodynię.
Zatrudnił się jako kamerdyner wiele lat temu, gdy jego żona i córka padły ofiarą epidemii grypy. Szybko odkrył, że służba mu odpowiada, i został. Wiedział, że najbezpieczniejszym rozwiązaniem dla Angélique byłby ślub, zanim jej ojciec umrze, dzięki czemu znalazłaby się pod opieką męża zabezpieczona przez ojca posagiem. Dziewczyna była jednak jeszcze bardzo młoda i nie wzięła udziału w londyńskim sezonie tego lata – choć w tym roku mogła wejść do towarzystwa. Teraz było już na to za późno, gdyby jej ojciec nie wyzdrowiał, chyba że Tristan zezwoliłby na to w przyszłym roku, co wydawało się mało prawdopodobne. Przyszłość Angélique go nie interesowała, co jasno dawał wszystkim do zrozumienia. Miał dwie córki w wieku szesnastu i siedemnastu lat, które nie mogły się równać urodą z zaledwie rok od nich starszą ciotką. Angélique zostałaby gwiazdą każdego londyńskiego sezonu, stanowiąc dla nich konkurencję, a tego nie chcieli ani Tristan, ani jego małżonka.
Pani White i pan Hobson również zasiedli do kolacji, a wkrótce potem Markham znów udał się na górę, by zajrzeć do księcia. Biegał po schodach przez cały dzień. Gdy wszedł do pokoju, Jego Książęca Mość spał, a Angélique grzebała widelcem w jedzeniu, które jej przyniósł. Widać było, że płakała. Miała wrażenie, że godziny ojca są policzone. Zawsze wiedziała, że ten dzień nadejdzie, lecz jeszcze nie była nań gotowa.
Stan księcia nie pogorszył się ani nie polepszył przez następne trzy dni. Kiedy zbudził się pewnej nocy, jego oczy pałały gorączką. Czujna Angélique zauważyła, że jest bardziej przytomny i wydaje się silniejszy.
– Chcę iść do gabinetu – oświadczył stanowczo.
Zabrzmiał jak dawniej, a ją ogarnęła nadzieja, że to znak, iż gorączka w końcu ustępuje, a on wraca do zdrowia. Rozpaczliwie się o niego martwiła, lecz starała się tego nie okazywać i teraz również przybrała dzielną minę.
– Nie dzisiaj, tato. Tam jest za zimno.
Pokojówki nie napaliły w sąsiadującej z jego sypialnią małej bibliotece, w której nocami często przeglądał księgi rachunkowe majątku. Nie wstawał z łóżka od ponad tygodnia, więc Angélique zwolniła je z tego obowiązku, a teraz nie chciała, by ojciec opuścił ciepłe łóżko.
– Nie kłóć się ze mną – przerwał jej surowo. – Muszę ci coś dać.
Zastanawiała się przez chwilę, czy może majaczyć, lecz wydawał się całkowicie świadomy i w pełni przytomny.
– Możemy to załatwić jutro, ojcze. Albo powiedz mi, co to jest, a ja po to pójdę.
Już miała wstać, gdy ojciec odsunął kołdrę, podniósł się i spojrzał na nią z wyrazem determinacji na twarzy. Podbiegła do niego, obawiając się, że upadnie po tylu dniach spędzonych w łóżku. Widząc, że nie zdoła go powstrzymać, otoczyła go ramieniem, by mógł się oprzeć. Górował nad nią, gdy szli do gabinetu, a ona robiła, co mogła, aby się nie przewrócił. Była bardzo drobna, tak jak matka, i miałaby ogromne trudności z podniesieniem go, gdyby się potknął.
Chwilę później znaleźli się w małym, pełnym książek gabinecie, gdzie panował lodowaty chłód, tak jak się obawiała. Wiedząc dokładnie, po co tu przyszedł, ojciec podszedł do biblioteczki, sięgnął po dużą, oprawioną w skórę księgę i ciężko usiadł na krześle. Zapaliła świecę na biurku i w jej świetle zauważyła, że Phillip otwiera książkę atrapę. Wyjął z niej skórzaną sakiewkę oraz list, po czym spojrzał z powagą na córkę. Znów wstał, odłożył książkę na półkę i z sakiewką w dłoni zawrócił do sypialni, opierając się ciężko na Angélique. Wysiłek szybko go wyczerpał.
Angélique zdmuchnęła świecę w gabinecie, po czym pomogła mu się położyć. Podał jej zawiniątko i spojrzał na nią z miłością.
– Chcę, byś schowała to w bezpiecznym miejscu, Angélique, tak żeby nikt tego nie znalazł. To dla ciebie, na wypadek gdyby coś mi się stało. Odłożyłem to dla ciebie już jakiś czas temu. Nikomu nie mów. Musisz zachować to dla siebie. Pragnę wierzyć, że twój brat zaopiekuje się tobą, gdy mnie zabraknie, ale prawo w żaden sposób cię nie chroni. Pewnego dnia możesz tego potrzebować. Zachowaj to, ukryj i nie wydawaj, dopóki nie będziesz musiała. Nie korzystaj z tego teraz. Zachowaj to na potem, gdyby coś się stało. Będziesz mogła kupić za to dom, gdy będziesz starsza, albo zainwestować, by żyć wygodnie, gdybyś nie chciała dłużej mieszkać w Belgrave lub gdyby okazało się, że nie możesz. – Mówił do niej z powagą i z pełną świadomością o wydarzeniach, których nie była sobie w stanie wyobrazić, o których nawet nie chciała myśleć. Sam jednak nie mógł myśleć o niczym innym.
– Tato, nie mów tak – odparła ze łzami w oczach. – Dlaczego miałabym nie chcieć tu dłużej mieszkać, dlaczego miałabym kupić sobie dom? Belgrave jest naszym domem. – Jego słowa wywołały w niej konsternację, nie spodobały się jej. Sprawiły, że przeszedł ją dreszcz. Wyglądała jak przerażone dziecko, gdy wręczył jej sakiewkę oraz list.
– Nie musisz czytać go teraz, moja droga. Otworzysz go, gdy mnie zabraknie. Gdy to się wydarzy, dom przejdzie na własność Tristana i Elizabeth. Będziesz musiała polegać na ich hojności i żyć według ich zasad. Mają dwie córki, o których muszą myśleć, mniej więcej w twoim wieku. Nie będą się troszczyć o ciebie. Ja o niczym innym nie myślę. W środku jest dwadzieścia pięć tysięcy funtów, dość, byś żyła wygodnie przez długi czas, gdyby zaszła taka potrzeba. Korzystaj z tych pieniędzy rozsądnie. Na razie ich nie tykaj. Powinny wystarczyć, by przykuć uwagę szacownego dżentelmena, który cię pokocha i poślubi. Dzięki nim możesz też nigdy nie wychodzić za mąż. Mam nadzieję, że Belgrave na zawsze pozostanie twoim domem, kochanie, że będziesz mogła mieszkać tu do ślubu, ale nie mogę być tego pewien. Poprosiłem Tristana, by pozwolił ci tu mieszkać, w domu albo w Chatce, gdy będziesz starsza. Jest równie wygodna jak Dower House, który podarowałem Edwardowi. Wolałbym, żebyś została tutaj jeszcze przez jakiś czas. Ale będę spał spokojniej, wiedząc, że ci to dałem. Przekazuję ci to z całą moją miłością. List potwierdza, że podarowałem ci to za życia, że wszystko należy do ciebie i że możesz rozporządzać tym wedle własnej woli.
Łzy spływały po jej policzkach, gdy go słuchała. Zauważyła jednak, że ojciec się uspokoił i odetchnął z ulgą, podarowawszy jej sakiewkę i list. W jej oczach była to fortuna. Jej przyszłość musiała bardzo martwić ojca. Ułożył głowę na poduszkach ze zmęczonym uśmiechem, gdy wzięła sakiewkę w drżące dłonie.
– Nie chcę, tato. Nie potrzebuję. Nie powinieneś dawać mi tego teraz. – Wiedziała, że to pierwszy krok do chwili, gdy zostawi ją na zawsze, i nie chciała pomagać mu wstąpić na tę ścieżkę. Nie chciała go też jednak denerwować, choć nie mogła sobie wyobrazić, co miałaby począć z dwudziestoma pięcioma tysiącami funtów. Była to zawrotna suma, choć niczego więcej nie miała. Dzięki niej stałaby się mniej zależna od brata, gdyby nie dawał jej dość na utrzymanie. Ojciec chronił ją tym hojnym darem. – Dziękuję ci, tato – wyjąkała więc tylko, po czym pochyliła się nad nim i pocałowała, a on zamknął oczy. Po jej policzkach spływały łzy.
– Prześpię się teraz – oświadczył cicho i chwilę później zasnął.
Angélique siedziała u jego boku wpatrzona w ogień, z sakiewką na kolanach. To było takie typowe dla jej ojca, który myślał o wszystkim i robił dla niej, co w jego mocy. Gdyby stał się teraz stary, słaby lub niedołężny, miała dość, by żyć wygodnie, jeśli nie wystawnie przez wiele lat. Gdy jednak patrzyła na ojca, pragnęła tylko jednego – by to on żył jeszcze bardzo, bardzo długo. Znaczyło to dla niej więcej niż wszystko, co mógłby jej podarować. Jej ojciec był hojnym, kochającym człowiekiem.
Przeczytała jego list, który potwierdził wszystko, co jej powiedział na temat pieniędzy. Zastrzegł w nim również, że będzie mogła zatrzymać całą biżuterię, którą kupił dla jej matki w krótkim okresie ich małżeństwa. Wiedziała, że na życzenie Tristana będzie musiała zwrócić wszystkie rodzinne klejnoty, które ojciec jej podarował, lecz jego piękne podarki dla drugiej żony mogła zatrzymać. Nic więcej nie mógł dla niej teraz zrobić, tylko modlić się, by Tristan był dla niej dobry i by respektował jej prawa jako swojej siostry zgodnie z życzeniem Phillipa. Angélique nie miała wątpliwości, że Tristan tak właśnie postąpi pomimo swojej niechęci do jej matki. Bądź co bądź byli rodziną, a on musiał uszanować życzenia ojca. Była tego pewna.
Tej nocy spała przy łóżku ojca. List i sakiewkę schowała w głębokiej kieszeni spódnicy. Nie chciała go zostawiać, by zanieść te rzeczy do swojego pokoju – przy niej pieniądze były bezpieczne. Zapadła w głęboki sen zwinięta w kłębek w fotelu. Obecność ojca stanowiła dla niej pociechę, podobnie obecność córki dla niego.
Rozdział 2
Rankiem znów posłano po lekarza, gdy Markham i pani White zgodzili się z Angélique, że książę wygląda gorzej. Miał spokojną noc, ale gorączka wzrosła, gdy się obudził. Kaszlał tak bardzo, że niemal nie mógł oddychać, i dygotał pod kocami i kołdrą, którymi otuliła go córka, by było mu cieplej. Nic nie pomagało. Rano wypił tylko łyk herbaty.
Lekarz przebadał go, po czym wyszedł z sypialni, marszcząc brwi, i wprost oświadczył, że stan Jego Książęcej Mości się pogorszył. Angélique przeraziła myśl, że mógł się przeziębić podczas nocnej wycieczki do gabinetu, ale lekarz wyjaśnił jej, że przyczyną wszystkich zmartwień jest infekcja płuc. Zaproponowałby upuszczenie krwi, gdyby książę nie był taki słaby. Zamierzał zasugerować Angélique, by posłała po swoich braci, ale nie chciał jej jeszcze bardziej przestraszyć. Już bolała nad stanem zdrowia ojca. Zostawiła go pod opieką pokojowego tylko po to, by udać się do swojej sypialni, ukryć sakiewkę w zamykanej szufladzie biurka, wykąpać się i przebrać, po czym wróciła do niego. Książę spał i wydawał się jeszcze bardziej rozpalony niż wcześniej. Miał popękane wargi, ale nie pił, a ona zauważyła, jakie chude i białe są jego dłonie spoczywające na narzucie. Nagle wydał się jej bardzo stary. Przez cały dzień nie opuszczała jego pokoju i obserwowała z troską jego walkę o każdy oddech.
Obudził się późnym popołudniem i zamienił z nią kilka słów. Zapytał, czy schowała sakiewkę w bezpiecznym miejscu, a ona zapewniła go, że tak, w zamykanej szufladzie. Wtedy zamknął oczy i znów zasnął. Dochodziła północ, gdy się obudził, rozchylił powieki i uśmiechnął się do niej. Wyglądał o wiele lepiej, choć gorączka nie ustąpiła. Ujął jej dłoń, ucałował jej palce, a ona pochyliła się nad nim, by pocałować go w policzek.
– Musisz wyzdrowieć, tato. Potrzebuję cię.
Pokiwał głową, zamknął oczy i znów zasnął, a ona obserwowała go przez większość nocy. Niemal się nie poruszał, na jego twarzy malował się spokój, a ona trzymała go za rękę. Odchodził powoli, aż w końcu przestał oddychać. Od razu to zauważyła, pocałowała go w czoło, próbowała nim delikatnie potrząsnąć, by go obudzić, ale on odszedł po siedemdziesięciu czterech latach troszczenia się o tych, którzy na nim polegali, i o posiadłość, którą mu powierzono. Był wspaniałym ojcem, mężem i właścicielem majątku, który przekazywał teraz najstarszemu synowi w doskonałym stanie. Angélique również otrzymała od niego na koniec wspaniały dar. A teraz umarł. Tristan przejął tytuł księcia Westerfield, o czym jeszcze nie wiedział.
Siedziała przy ojcu przez całą noc, a rankiem powiedziała Hobsonowi, co się stało. Kamerdyner posłał jednego z lokajów po lekarza, który zjawił się wkrótce potem i potwierdził, że Phillip Latham, książę Westerfield, zmarł w nocy. Złożył Angélique wyrazy współczucia, po czym wyszedł, a wieść rozchodziła się powoli po domu i w korytarzach wśród służby. Angélique czuła się tak, jakby żyła w koszmarze, gdy pomagała Markhamowi wykąpać i ubrać ojca. Lokaje zanieśli go do biblioteki na dole i wystawili tam na widok publiczny do przyjazdu jego najstarszego syna. Jeden ze służących pojechał powozem do Londynu, by donieść Tristanowi o śmierci ojca. Angélique siedziała w bibliotece przez większość dnia. Lokaj wrócił z Londynu po zmroku z wiadomością, że Jego Książęca Wysokość przybędzie rankiem. Poczuła ból, słysząc, jak tytułują Tristana, ale to on był teraz księciem Westerfield, a także panem zamku Belgrave i całego majątku.
Przez większość nocy dotrzymywała ojcu towarzystwa w bibliotece, aż w końcu pani White namówiła ją, by odpoczęła. Kręciło się jej w głowie, gdy wyszła za nią z biblioteki, by zjeść trochę bulionu przygotowanego przez panią Williams. Nie pamiętała, kiedy ostatnio coś jadła, i nie zważała na to. Ojciec, którego bardzo kochała, odszedł. Nieważne, co się teraz stanie – nie wyobrażała sobie bez niego życia w Belgrave ani też gdziekolwiek indziej. Tysiące wspomnień napłynęło do jej głowy. Teraz była sierotą, straciła ostatniego żyjącego rodzica. Wiedziała, że nikt go nigdy nie zastąpi. Żaden brat, mąż ani inny człowiek. Jej świat nagle opustoszał.
Na prośbę pani White resztę nocy spędziła we własnym łóżku, po raz pierwszy od wielu dni. Była tak wyczerpana, że dopiero późnym rankiem obudził ją stukot kół powozu i krzyki na zewnątrz, gdy stajenni zatrzymali konie. Lokaje nawoływali się, a w końcu rozległ się głos Tristana. Przyjechał. Wyjrzała przez szparę w zasłonach i zobaczyła, jak wchodzi do środka. Miał na sobie żałobny strój, a ona wiedziała, że służba dzień wcześniej udekorowała drzwi całunem. Nie zauważyła natomiast Elizabeth, najwidoczniej przyjechał sam. W pośpiechu ubrała się i uczesała, by godnie powitać go na dole. Oboje utracili ukochanego rodzica, pragnęła więc złożyć mu wyrazy współczucia.
Tristan jadł śniadanie w milczeniu i podniósł głowę, gdy weszła do pokoju. Miała na sobie czarną suknię z wysokim kołnierzykiem, czyli stosowny strój żałobny, który jednak podkreślał jej wąską talię. Na jej twarzy malował się żal. Od razu podeszła do brata i uścisnęła go, choć ten siedział przy stole nieruchomo. Zszokowało ją, że usiadł u szczytu stołu, na miejscu ojca, i wydawał się nieskrępowany, lecz tego nie skomentowała. To krzesło należało teraz do niego. To on był panem Belgrave i całego majątku.
– Dzień dobry, Tristanie – powiedziała cicho, siadając obok niego. – Czy widziałeś już ojca?
Pokręcił głową, po czym spojrzał na nią.
– Pójdę po śniadaniu. Byłem bardzo głodny, gdy przyjechałem.
Pokiwała głową, nie wiedząc, co powiedzieć. Sama nie mogła nic przełknąć z żalu i dziwiło ją, że nie poszedł najpierw do ojca.
– Elizabeth przyjedzie wieczorem. Nakazałem Hobsonowi i pani White przygotować pokoje... Dziewczęta przyjadą z nią. Edward zjawi się jutro. Pomyślałem, że pogrzeb moglibyśmy zorganizować w niedzielę. – Mówił tak rzeczowo, jakby planował zwykłą kolację, a nie pogrzeb własnego ojca.
Mieli złożyć jego ciało w rodzinnym mauzoleum. Ziemia była zbyt zmarznięta, aby wykopać grób. Jej matka również spoczywała w mauzoleum, tak jak matka Edwarda i Tristana oraz wiele pokoleń Lathamów.
Po śniadaniu udała się na górę i ze zdumieniem zauważyła, że pokojówki wietrzą komnaty jej ojca i kładą czystą pościel na łóżku. Najpierw pomyślała, że tylko sprzątają, lecz potem przyniosły wazony ze świeżymi kwiatami z oranżerii i rozpaliły ogień w kominku, jakby ktoś zamierzał tych pokojów jeszcze tej nocy używać.
– Po co to robicie? – zapytała. – Nie ma takiej potrzeby. – Porządki wzbudziły w niej jeszcze większy smutek, jakby jej ojciec miał tu spać tego wieczoru, chociaż miało to już nigdy nie nastąpić.
– Pani White nakazała nam przygotować pokoje dla Jego Książęcej Wysokości i księżnej – odparła główna pokojówka Margaret.
Angélique oniemiała, próbując przyswoić to, co właśnie usłyszała.
– Będą dzisiaj spali tutaj? – zapytała szeptem.
Margaret przytaknęła ze współczuciem. Jej brat postanowił natychmiast zająć miejsce ojca, nawet jego łóżko. Na samą myśl Angélique przeszedł dreszcz. Gdy zaczęła wypytywać, okazało się, że dla jej bratanic przygotowany zostanie także jeden z dwóch najlepszych apartamentów w zamku, o wiele ładniejszy niż pokoje, w których zazwyczaj nocowały podczas swoich wizyt w Belgrave. Komnaty te służyły rodzinie królewskiej, gdy ta odwiedzała te strony. Nie tracili czasu, urządzając się tu jak w domu.
Ukryła się w swojej sypialni i przez jakiś czas siedziała w fotelu, trzęsąc się, aż w końcu upomniała się w duchu, że powinna się na coś przydać i pomóc im w zmianach, które pragnęli tu wprowadzić, nawet jeśli to wszystko działo się zbyt szybko. Jej ojciec nie został jeszcze nawet pochowany, wciąż leżał na katafalku w bibliotece. Nie żył dopiero jeden dzień. Zmusiła się, by wrócić na dół, i niemal od razu wpadła na brata, który z poważną miną wychodził z biblioteki od ojca.
– A właśnie! – Przyszpilił ją lodowatym spojrzeniem. – Elizabeth uznała, że powinnaś się przenieść do jednego z mniejszych pokojów gościnnych. Pragnie, by dziewczęta czuły się tutaj swobodnie, a Gwyneth zawsze podobał się widok z twoich okien.
Nie mogła uwierzyć w to, co słyszy. To był przecież jej dom. Teraz jednak należał do niego, Elizabeth i ich córek. Była tutaj gościem, stała się nim dosłownie w jedną noc. Zmiany, których obawiał się jej ojciec, już się rozpoczęły.
– Oczywiście. Przygotuję pokój – odparła skromnie. – A żółty apartament jest przeznaczony dla Louisy? – potwierdziła.
Były to najlepsze pokoje w zamku. Tristan doskonale o tym wiedział, tam bowiem nocował z Elizabeth podczas swoich krótkich, sporadycznych wizyt u ojca. Elizabeth zawsze powtarzała, że nudzą się na wsi. Najwyraźniej to również miało się zmienić.
Nie zapytała go, który pokój przeznaczyli dla niej, lecz sama wybrała dla siebie jeden z mniejszych na końcu korytarza, by mieć odrobinę prywatności i im nie przeszkadzać. Zanim jednak zdołała zrealizować swój plan, Tristan znów się do niej zwrócił.
– Elizabeth uznała, że najlepiej ci będzie w pokojach na górze.
Nad ich głowami znajdowało się całe piętro mniejszych pokojów gościnnych, gorzej urządzonych i wyposażonych w stare meble. Pomimo kominków w każdym z pomieszczeń wszystkie one były pełne przeciągów i zimne. Angélique zaczynała powoli rozumieć, jak będzie wyglądał jej los w ich rękach, i przeprowadzka do Chatki, której życzył sobie dla niej ojciec, nagle wydała się jej rozsądnym planem. Postanowiła zaczekać i zobaczyć, jak się to wszystko ułoży, gdy już przyjadą Elizabeth i dziewczęta, ale zdawała sobie sprawę, że ukrycie się w Chatce mogłoby okazać się z pożytkiem dla nich wszystkich.
Nie byłaby w stanie wyprowadzić się ze swoich pokojów w kilka godzin, lecz od razu zabrała się do pracy i opróżniła dla Gwyneth kilka wiszących szafek i szuflady w komodzie, schowała też swoje papiery, by zrobić miejsce na biurku. Sakiewkę zabrała ze sobą i zamknęła ją w szufladzie w pokoju na górze. Było to małe, zagracone pomieszczenie z przygnębiającymi meblami i widokiem na trawnik. Ogrody znajdowały się tuż pod oknami, a w oddali rozpościerały się pierwsze farmy dzierżawców, których nie zasłaniały nagie teraz drzewa. Jezioro zamarzło. Zamierzała zaprosić swoje bratanice na łyżwy w tygodniu po pogrzebie, gdyby zamierzały tutaj zostać. Zastanawiała się, jak szybko będzie mogła wrócić do swojego pokoju. Doszła do wniosku, że powinna postępować według życzeń Elizabeth, dopóki ta będzie tutaj. Nie było sensu popadać z nimi w konflikt. Musiała uszanować, że dom należy teraz do nich, i możliwie jak najlepiej się do tego przystosować.
Przeniosła swoje rzeczy na górę z pomocą jednej z pokojówek, po czym zeszła na dół, aby skontrolować przygotowane dla rodziny pokoje. Pani White dopilnowała wszystkiego – pomieszczenia wyglądały idealnie. Zawahała się w drzwiach sypialni ojca i nie odważyła się wejść do środka. Nie potrafiła zrozumieć, dlaczego Elizabeth chciałaby tu spać, jeśli jej teść zmarł tak niedawno. Za każdym razem, gdy służba tytułowała Tristana Jego Książęcą Mością, musiała się powstrzymywać, by się nie wzdrygnąć. Trudno jej było myśleć o nim jako o właścicielu tego wszystkiego. Nim jednak właśnie się stał. Zawsze wiedziała, że kiedyś ten dzień nadejdzie, lecz nie spodziewała się, że tak szybko. Tristan był człowiekiem dostojnym, nieco zadufanym w sobie i nie miał ani grama dobroci ojca, lecz prawdziwą tragedią byłoby, gdyby to Edward odziedziczył tytuł i majątek. Wszystko by roztrwonił.
Tristan zamierzał tydzień po pogrzebie spędzić na konsultacjach z zarządcą ojca, aby lepiej zrozumieć funkcjonowanie posiadłości. Godzinami dyskutował o niej z ojcem za życia, lecz teraz chciał poznać wszelkie szczegóły. Miał zamiar prowadzić interesy odpowiedzialnie, lecz inaczej niż ojciec, który jego zdaniem zawsze był trochę za miękki, za łagodny i zbyt hojny wobec swoich pracowników. Angélique często bywała świadkiem jego surowości wobec służących i sposobu, w jaki się do nich zwracał – zupełnie inaczej niż Phillip, którego wszyscy kochali. Tristan wolał zarządzać poprzez strach. Już zadecydował, że ograniczy wydatki na gospodarstwo domowe, planował to od dłuższego czasu. Jego zdaniem ojciec zatrudniał zbyt liczną służbę i za dobrze płacił.
Nowy książę wywołał oczywisty niepokój na dole. Tego dnia zajrzał we wszystkie zakamarki i zadał Hobsonowi mnóstwo pytań o prowadzenie domu. Hobson próbował nie pokazywać po sobie urazy, lecz Angélique zauważyła, że oddany kamerdyner ojca jest podenerwowany, choć przy Tristanie ukrywał to wszystko pod pozorami nienagannej uprzejmości.
Późnym popołudniem nadjechała Elizabeth w ogromnym, bardzo krzykliwym landzie ze złożonym dachem, który ciągnęły cztery czarne konie powożone przez dwóch woźniców. Towarzyszyły jej obie córki. Wszystkie miały na sobie szykowne suknie o szerokich spódnicach w kolorze żałobnej czerni i czarne rękawiczki. Elizabeth włożyła również ogromny czarny kapelusz z woalką, a ramiona otuliła czarnymi lisami. Kapelusze dziewcząt wyglądały na wykonane w Paryżu. Elizabeth nie szczędziła wydatków na siebie i uwielbiała ubierać się według najnowszej mody.
Wkroczyła do głównego holu z dumnie uniesioną głową, rozejrzała się, po czym na jej twarzy pokazał się grymas niezadowolenia. Służba ustawiła się w rzędzie i czekała karnie w cienkiej odzieży na mrozie. Elizabeth nie zwróciła na to uwagi i zostawiła ich tam, wchodząc od razu do środka. Chwilę później powiedziała na tyle głośno, by pani White mogła ją usłyszeć:
– Zastanawiam się, ile nam zajmie doprowadzenie tego miejsca do porządku.
Dom był nieskazitelny, a pani White chlubiła się tym, jak pieczołowicie jest utrzymywany.
Angélique powitała nową panią Belgrave w drzwiach wraz ze służbą. Elizabeth przemknęła obok niej, nie zaszczyciwszy jej pocałunkiem ani kondolencjami, a Gwyneth i Louisa posłały jej wyniosłe spojrzenia, jakby chciały dać jej do zrozumienia, że już się tu nie liczy. Sama zaczynała się tak czuć.
Zaprowadziła Gwyneth do apartamentu i powiedziała, że ma nadzieję, iż pobyt tutaj jej się spodoba, na co dziewczyna spojrzała na nią i wybuchnęła śmiechem.
– Przecież ja się tu teraz wprowadzam. Matka powiedziała, że mogę. Resztę swoich rzeczy zabierzesz jutro.
Angélique nie powiedziała ani słowa. Uznała, że porozmawia o tym z Elizabeth. Odebrałaby to jako upokorzenie, gdyby Elizabeth zamierzała zesłać ją do małych, okropnych pokojów na górze, których nikt od czterdziestu lat nie remontował. Jej apartament przeszedł generalny remont trzy lata temu, na jej piętnaste urodziny. Był to prezent od ojca. Pojechali do Włoch odwiedzić jego starego przyjaciela we Florencji, a gdy wrócili, wszystko było już gotowe, dziecięce wyposażenie zniknęło. Zastąpiły je eleganckie różowe aksamity i francuskie meble, które ojciec kupił specjalnie dla niej w Paryżu.
Po chwili do pokoju weszła Louisa i posłała swojej młodej ciotce, zaledwie dwa lata od niej starszej, kolejne wyniosłe, pełne pogardy spojrzenie. Przeprowadzka do Chatki stawała się z każdą minutą coraz bardziej kusząca. Z Elizabeth przyjechała jej pokojówka i jeszcze jedna dla dziewcząt, by zajmowała się ich garderobą. Gdy Angélique zeszła na dół, zauważyła, że Elizabeth wydaje polecenia pani White i zmienia menu na wieczór, ogromnie utrudniając zadanie pani Williams. Kucharka była bardzo kreatywna, nie była jednak magikiem, a poza tym cała służba była wciąż wstrząśnięta i smutna z powodu śmierci starego księcia, a więc w nie najlepszej formie. Elizabeth nie zważała jednak na ich uczucia i wymagała, by jej życzenia były realizowane niezwłocznie. Wyjaśniła, że cała rodzina ma delikatne żołądki i nie może spożywać wiejskiego jedzenia, na co pani Williams oblała się szkarłatnym rumieńcem, ponieważ szczyciła się swoją wyrafinowaną kuchnią. Często dzieliła się przepisami ze znajomymi kucharkami pracującymi w najsłynniejszych domach Londynu, korzystała też z francuskich receptur, które kopiowała z modnych magazynów. Nie podawała na stół „wiejskiego jedzenia”.
Szybko stało się jasne, że ta zmiana nie będzie łatwa także dla służby, lecz na to Angélique nic nie mogła poradzić. Dopóki w domu rezydowali Tristan i jego rodzina, czuła, że nie może niczym zarządzać ani wydawać rozkazów. To już nie był jej dom. Stała się ledwie tolerowanym gościem w miejscu, które jeszcze kilka godzin temu należało do niej.
Kolacja okazała się dla niej bardzo trudnym doświadczeniem, ponieważ podczas posiłku Elizabeth otwarcie mówiła o wszystkich zmianach, które zamierza wprowadzić, o planach remontowych i przestawianiu mebli. Angélique ogarnęło przez to osobliwe uczucie, że porusza się po ruchomych piaskach. Jej bratanice bardzo niegrzecznie traktowały służbę, lecz nikt nie zwrócił im uwagi. Po kolacji udały się na górę do dawnych pokojów Angélique, nie mówiąc nawet ciotce dobranoc. Tristan i Elizabeth przeszli natomiast do gabinetu, nie zapraszając jej, by do nich dołączyła, po czym zatrzasnęli jej drzwi przed nosem, tłumacząc, że mają prywatne sprawy do omówienia.
Angélique poszła na kilka minut do biblioteki, aby posiedzieć z ojcem, delikatnie dotknęła jego dłoni, ucałowała jego zimny, szary policzek, po czym udała się na górę do pokoju, który jej przydzielono, gdzie wybuchnęła płaczem. Szlochała na łóżku, aż usłyszała pukanie do drzwi. To pani White przyszła dowiedzieć się, jak to wszystko znosi. Podczas kolacji służba skomentowała zamianę pokojów, a pani White ostrzegła dyskretnie młodsze pokojówki, by uważały na siebie, gdy następnego dnia zjawi się sir Edward. Dobrze ją zrozumiały, a niektóre z nich zaczęły chichotać. Przydybał w kącie niejedną podczas swoich wcześniejszych wizyt i doprowadził nawet do zwolnienia kilku z nich. Ukarano je w ten sposób za uleganie jego zachciankom. Pomimo swojego zepsucia był przystojnym mężczyzną. Pani White nie tolerowała natomiast takiego zachowania u swoich podwładnych, choć nigdy nie tłumaczyła się z tego Jego Książęcej Mości. Nie musiała.
– Dobrze się czujesz? – zapytała teraz dziewczynę z głęboką troską.
Obie wiedziały, jakie to wszystko trudne dla Angélique, która straciła ojca, a teraz musiała mierzyć się z Tristanem, jego małżonką i córkami, którzy jej nie szanowali i nienawidzili za to, że istniała i że zmarły książę ją faworyzował. Teraz już nie mógł zrobić nic, by ją chronić, tak jak służba nie mogła jej wesprzeć w żaden znaczący sposób. Mogli jej tylko współczuć. Przez całe swoje życie okazywała im tylko dobroć, tak jak jej ojciec, za co wszyscy ją bardzo lubili. Otwarcie dyskutowali tego wieczoru podczas kolacji o tym, jaką arogancką wiedźmą jest nowa księżna.
Angélique pokiwała głową, próbując dzielnie uśmiechać się przez łzy. Pani White była dla niej jak matka. Mieszkała w Belgrave jeszcze przed ślubem księcia z Marie-Isabelle i uważała Francuzkę za uroczą dziewczynę. Należała do pierwszych osób, które trzymały na rękach Angélique po jej narodzinach, i brała ją w ramiona z uczuciem, ilekroć tylko miała okazję, gdy ta była dzieckiem.
– Wszystko bardzo się zmieniło – odparła Angélique ostrożnie; wstydziła się narzekać. Nie chciała, żeby ją uznano za źle wychowaną.
– Musiało się zmienić – oświadczyła pani White, stając obok łóżka i delikatnie głaszcząc ją po włosach – chociaż nie tak szybko. Bardzo się spieszą, żeby nam wszystkim dać do zrozumienia, że Belgrave należy teraz do nich.
Angélique przytaknęła w duchu, po czym podniosła wzrok na starszą kobietę, wdzięczna za tę wizytę. Fiona White traktowała ją jak własne dziecko, którego nigdy nie miała. Poświęciła małżeństwo i dzieci dla służby. Była córką jednego z dzierżawców, jej rodzina służyła książętom Westerfield od pokoleń, a ona była dumna, że kontynuuje tę tradycję. Awans na stanowisko głównej gospodyni uważała za swoje wielkie osiągnięcie, które miało dla niej ogromne znaczenie.
– Wkrótce się znudzą i wrócą do Londynu – dodała z uśmiechem. – Nie wyobrażam sobie, by zamieszkali na wsi. Szybko by się zmęczyli.
Z tego, co dziewczęta mówiły podczas kolacji, wynikało jednak, że zamierzają tu zostać.
– Mam nadzieję, że ma pani rację.
– Jestem o tym przekonana, niedługo wszystko wróci do normy.
Tyle że Angélique wiedziała, iż nie będzie już przy niej ojca, a to dla niej zmieniało wszystko w o wiele większym stopniu niż dla służby. Nowy książę i jego rodzina potrzebowali służących, lecz już jasno dali wszystkim do zrozumienia, że nie potrzebują ani nie chcą Angélique. Dla Tristana była tylko przyrodnią siostrą, córką kobiety, którą znienawidził od pierwszego wejrzenia. Chcieli siostrę ukryć gdzieś na strychu – nie tracili czasu, rekwirując jej pokoje.
Pani White została z nią jeszcze kilka minut, po czym wróciła na dół. Hobson zatrzymał gospodynię, gdy tylko ją zobaczył.
– Jak ona się czuje? – zapytał z wyraźną troską. Żywił wobec Angélique ojcowskie uczucia, odkąd po raz pierwszy zobaczył ją jako dziecko.
– Jest wstrząśnięta i kto by ją za to winił? – odparła pani White. – Jej ojciec jeszcze nie ostygł, a oni już traktują ją jak jedną z nas.
Hobson pokiwał głową. Przeraziło go to, jak szybko usunięto ją z jej pokojów, niemal tak bardzo jak wiadomość, że Tristan i Elizabeth zamierzają tę noc spędzić w apartamentach zmarłego księcia.
– Jego Książęcej Mości to by się nie spodobało – oświadczył ponuro.
Książę Phillip już jednak odszedł, a ten, który zajął jego miejsce, wydawał się nie mieć serca, zwłaszcza gdy w grę wchodziła jego przyrodnia siostra.
Tej nocy Angélique przez wiele godzin leżała w łóżku, próbując oswoić się ze wszystkim, co wydarzyło się w ciągu ostatnich dwóch dni. W pokoju, w którym spała, panował przejmujący chłód, okna były bowiem nieszczelne. Lodowaty wiatr dmuchał na nią przez całą noc, więc prawie zamarzła, zanim rankiem zeszła na dół.
Dołączyła do Tristana, który jadł śniadanie w jadalni. Nie powiedział do niej ani słowa, tylko czytał gazetę. Elizabeth i jej córki zjadły śniadanie w łóżku, czego Angélique nigdy nie robiła. Codziennie zasiadała do porannego posiłku z ojcem. Gawędzili i śmiali się, omawiali książki, które czytali, lub wydarzenia ze świata, a także swoje plany na dany dzień. Tristan nie miał jej nic do powiedzenia. Dopiero gdy skończyła jeść, przypomniał jej, że powinna zwrócić wszystkie rodzinne klejnoty, które podarował jej ojciec, z wyjątkiem tych, które kupił dla jej matki. Angélique wręczyła mu biżuterię pół godziny później ze stoicką miną.
Poranek poświęciła na dyskretne upewnienie się, że dom funkcjonuje bez zarzutu, i trzymała się z dala od Elizabeth i swoich bratanic. Udawało się jej to aż do obiadu. Elizabeth zażyczyła sobie skomplikowanych dań, które pani Williams doprowadziła do perfekcji, co Angélique stwierdziła z niemałym zadowoleniem. Nie byli kmiotkami, za których uważała ich Elizabeth.
Tuż po obiedzie nadjechał Edward w eleganckim powozie ciągniętym przez cztery szybkie konie, prowadząc za sobą jeszcze dwa. Na tylnym siedzeniu wiózł kasetę ze szpadą. Nie ufał stajniom ojca, uważał jego rumaki za zbyt łagodne, a zamierzał jeździć konno podczas swojego pobytu na wsi. Wiejskie życie darzył jeszcze większą niechęcią niż jego brat i bratowa. Uważał je za nieznośnie nużące i dlatego rzadko przyjeżdżał. Londyn oferował więcej rozrywek.
Całkowicie zignorował Angélique i z zadowoleniem powitał luksusowy apartament, który przydzieliła mu bratowa. Resztę popołudnia spędził na końskim grzbiecie, podczas gdy miejscowi licznie napływali do zamku, by pożegnać zmarłego księcia. We frontowych drzwiach stali dwaj lokaje, dwaj inni zajęli miejsce w bibliotece. Dzierżawcy mieli na sobie najlepsze niedzielne ubrania. Stali wokół ojca Angélique przez długi czas, szeptem prowadząc rozmowy, a wielu z nich płakało, gdy wychodzili.
Wszystko to złożyło się na kolejny wyczerpujący dzień. Angélique położyła się do łóżka z kilkoma gorącymi cegłami owiniętymi w ręczniki, by się ogrzać, pozatykała szpary w oknach kocami i rozpaliła ogień w kominku, lecz mimo to znów zmarzła. Następnego ranka w kaplicy odbył się pogrzeb. Miejscowy pastor odprawił mszę, po której Phillip Latham, książę Westerfield, został złożony w mauzoleum razem ze swoimi rodzicami, dziadkami i obiema żonami. Angélique została z nim na kilka minut, po tym jak wszyscy inni wrócili do domu, by coś zjeść. Na mszy zjawili się miejscowi przyjaciele Phillipa, którzy zostali na obiedzie. Pod koniec posiłku Angélique czuła się wyczerpana zarówno fizycznie, jak i psychicznie. Gdy ostatni goście wyszli, a jej krewne udały się na górę, Tristan poprosił, by dołączyła do niego w bibliotece, gdzie jeszcze kilka godzin temu spoczywał ich ojciec. Edward przekomarzał się z bratanicami w drodze na piętro. Od swojego przyjazdu z rozmysłem ignorował Angélique lub dokuczał jej w niewiarygodnie niegrzeczny sposób, kiedy tylko nadarzyła się okazja. Elizabeth wezwała do siebie panią White, by omówić menu na następny dzień. Ustalenia tej rozmowy miały zostać przekazane pani Williams. Elizabeth wciąż nie była zadowolona z jakości posiłków i już zdążyła napomknąć pani White, że być może zastąpi kucharkę, sprowadzając kogoś z Londynu. W ogóle nie zważała na fakt, że pani Williams pracuje dla rodziny od dwudziestu lat.
– Chciałem z tobą przez chwilę porozmawiać – oświadczył lekko Tristan, podczas gdy Angélique starała się nie wracać myślą do tego, jak jej ojciec leżał w tym pokoju.
Zastanawiała się, co pragnie powiedzieć jej Tristan. Przez chwilę rozważała, czy zasugeruje, by przeprowadziła się do Chatki. Wszyscy już dali jej jasno do zrozumienia, że im przeszkadza. Przeprowadzka do Chatki, nawet gdyby miała się dokonać wcześniej, niż zaplanował dla niej ojciec, mogła okazać się właściwym rozwiązaniem dla nich wszystkich. Nie mogła dłużej nocować w zimnej sypialni na górze bez narażania się na chorobę. Nie było tam też miejsca na jej rzeczy. Musiałaby zaadaptować jeszcze jeden pokój na garderobę, ponieważ Gwyneth zażądała, by ciotka opróżniła szafy, robiąc miejsce dla jej wymyślnych toalet.
– Rozmawiałem z Elizabeth – rozpoczął Tristan. – Zdaję sobie sprawę, jaka to musi być dla ciebie niezręczna sytuacja, a poza tym, szczerze mówiąc, może dezorientować służbę. Ojciec pozwalał ci prowadzić dom, ale nie musisz dłużej tego robić. Elizabeth wszystko przeorganizuje i sprawi, że wszystko potoczy się gładko.
Jego słowa odczuła jak policzek, jakby była kimś, kto nie wie, co robi, ponieważ miała ledwie osiemnaście lat. Tymczasem przecież doskonale sobie radziła od dłuższego czasu, o wiele lepiej niż jej rówieśnice, które wychodziły za mąż i nigdy nawet nie widziały domu tak dużego i z taką liczną służbą.
– To będzie dla ciebie upokarzające, jeśli okaże się, że nie masz tu nic do roboty, a my nie chcemy, żeby służba miała wątpliwości co do tego, komu jest winna lojalność.
– Na pewno do tego nie dojdzie – odparła nerwowo. – Wszyscy doskonale wiedzą, że to teraz twój dom i że Elizabeth będzie go prowadzić. Przecież od początku się tego spodziewali. Tak jak ja. Tata chorował już od dłuższego czasu. – Gdy teraz o tym myślała, jego śmierć złamała jej serce, lecz nie była niespodzianką. Po prostu nie chciała widzieć, że koniec się zbliża. – A ja oczywiście nie będę przeszkadzać.
– Świetnie. Właśnie o to nam chodzi.
– Tata zaplanował, że pewnego dnia przeprowadzę się do Chatki. Może powinnam zrobić to od razu – zasugerowała z wahaniem, myśląc, że będzie to ulga dla nich wszystkich, a Elizabeth i dziewczęta ucieszą się, pozbywszy się jej z domu.
– Nie ma mowy – zbył ten pomysł Tristan. – Dziewczyna w twoim wieku nie może mieszkać sama, a poza tym mamy już plany co do tego domu. Matka Elizabeth czuje się coraz gorzej, wiejskie powietrze może jej posłuży. Elizabeth pragnie wyremontować ten dom dla niej. Szczerze mówiąc, dla ciebie zaplanowaliśmy coś innego. Jak zapewne wiesz, Angélique, ojciec nie zapewnił ci żadnych środków. Nie mógł. Zasugerował pewną sumę, którą mógłbym ci przekazywać jako pensję, ale to byłoby moim zdaniem nieodpowiedzialne. Ojciec się starzał i przychodziły mu do głowy niedorzeczne pomysły. Nie mogę rozdawać tego, co jest mi potrzebne, by zarządzać majątkiem, poza tym postąpiłbym niesprawiedliwie wobec własnych córek. Ojciec odłożył pewną sumę dla Edwarda, ale tobie nie zostawił nic, ponieważ nie mógł. Majorat na to nie zezwala, według prawa wszystko przypadło mnie. A ja jestem pewien, że nie chcesz być dla nas ciężarem.
– Oczywiście, że nie – wtrąciła zawstydzona. Nie była pewna, do czego zmierza, wykluczył bowiem możliwość jej przeprowadzki do Chatki.
– Smutne, moja droga, jest to, że młode kobiety w takiej sytuacji nie mają innego wyboru, jak tylko iść do pracy. A robić możesz niewiele. Nie masz wykształcenia, żeby być nauczycielką. Szlachetnie urodzone młode kobiety bez środków do życia zostają guwernantkami i żyją pod opieką rodzin, dla których pracują. Nie masz żadnego doświadczenia jako guwernantka, ale nic nie stoi na przeszkodzie, byś została nianią, a z czasem z pewnością awansujesz. Razem z Elizabeth pragniemy ci pomóc. Gdy ojciec zaczął chorować, spodziewając się takiego obrotu spraw, rozmawiałem z bardzo miłymi ludźmi, których znam. Są oni gotowi wyświadczyć ci wielką przysługę. Zgodzili się nająć cię na nianię za niewielką pensję na początek, ponieważ nie posiadasz żadnego doświadczenia. Mieszkają w Hampshire, mają czworo małych dzieci i są bardzo życzliwi. Ojciec pani był baronem, a jej mąż nie posiada tytułu, ale prowadzą bardzo szacowny dom. Nie tak duży jak ten, rzecz jasna, ale są gotowi płacić ci za opiekę nad dziećmi. Doprawdy, moja droga, nie masz innego wyjścia. Już zadeklarowałem, że przyjmiesz posadę. Bardzo się cieszę. Myślę, że to idealne rozwiązanie dla nas wszystkich. Wiem, że zadbają tam o ciebie, dla nas nie będziesz ciężarem i nie będziesz musiała znosić niezręczności mieszkania tutaj po śmierci ojca. Myślę, że będziesz tam bardzo szczęśliwa. – Uśmiechnął się do niej tak, jakby właśnie przekazał jej cenny dar, a ona powinna być mu za to nieskończenie wdzięczna.
Przez chwilę Angélique obawiała się, że zemdleje, ale nie zamierzała dać mu tej satysfakcji. Zebrała się w sobie i usiadła prosto, choć pobladła jak ściana. Ojciec miał rację, nie wierząc, że Tristan zaopiekuje się nią po jego śmierci. Jej brat okazał się żmiją. Obiecał ojcu, że się nią zajmie, a zamiast tego wyrzucał ją z domu, wysyłał do pracy u obcych, do ludzi, których nawet nie znała. Niemal nie mieściło się jej to w głowie, choć przecież wiedziała, jak bardzo Tristan, Edward i Elizabeth jej nienawidzą, jak pogardzają nią za bliską relację z ojcem. Teraz opadli ją jak stado wilków.
– Wszystko już ustaliliśmy – zapewnił ją brat.
Co do tego nie miała wątpliwości.
– Nie będziesz potrzebować większości swoich rzeczy, możesz je tutaj zostawić. Przechowamy je dla ciebie na strychu. Możesz po nie przysłać, jeśli okażą ci się potrzebne, ale bardzo w to wątpię. Wymyślne suknie na nic ci się nie przydadzą... Będziesz nosiła proste sukienki odpowiednie dla niani i fartuch do pracy. Zamierzaliśmy ci o tym powiedzieć za tydzień lub dwa, ale ich niania właśnie odchodzi, więc potrzebują cię szybciej. W zasadzie doskonale się składa. Nie musisz tu zostawać, opłakiwać ojca. Będziesz u Fergusonów zbyt zajęta, by myśleć o takich rzeczach.
Jego zdaniem takie rozwiązanie miało same dobre strony, całkowicie ignorował podłość swojego postępku. Zdradzał własną siostrę i wysyłał ją w świat bez pensa przy duszy, by pracowała gdzieś jako niania. Była to ostateczna zemsta za to, jak bardzo kochał ją ojciec. Tristan w końcu wyrównał rachunki po tym, jak przez całe życie jej nienawidził. Nadeszła jego pora i teraz zwyczajnie się jej pozbywał, nawet się nad tym nie zastanawiając.
– Kiedy się mnie spodziewają? – zdołała wykrztusić, wpatrując się w niego z przerażeniem.
– W zasadzie jutro. Wyjedziesz rano. Wyślę cię do Hampshire w małej dwukółce, a nie w powozie ojca, rzecz jasna. Nie chcesz narobić sobie wstydu, zjawiając się tam w oficjalnym powozie czy też w dyliżansie. Jesteś teraz kobietą pracującą, Angélique. Na pewno doskonale sobie poradzisz i kiedyś zostaniesz guwernantką. Możesz uczyć dzieci francuskiego.
Zawsze zazdrościł jej tego, że zna język obcy, a on nie, ale też nigdy się żadnego nie nauczył. Był zazdrosny o wszystko, co miała i kim była. Wiele lat czekał, by jej to odebrać, a teraz miał władzę. Majorat ułatwił mu sprawę, ponieważ odziedziczył wszystko i dokonał wyboru, by niczego jej nie dawać. W końcu pojęła, dlaczego ojciec przed śmiercią przekazał jej sakiewkę. Bał się, że dojdzie do czegoś takiego, i tylko w ten sposób mógł ją zabezpieczyć, nie wierząc, że Tristan to zrobi. Nawet ojciec nie mógł jej jednak uchronić teraz przed posadą niani, pójściem na służbę do obcego domu i eksmisją z własnego. Ojciec powiedział jej, by nie wydawała pieniędzy lekkomyślnie ani dopóki naprawdę nie będzie musiała, a jeszcze do tego nie doszło. Postanowiła je przechować do dnia, kiedy będzie musiała zapewnić sobie dom bez żadnego innego dochodu, co również mogło się zdarzyć, gdyby została zwolniona lub postanowiła zrezygnować. Poza tym była za młoda, by kupić sobie dom. Nie miała nawet pojęcia, jak się do tego zabrać. Odsyłali ją za kilkanaście godzin, nie miała więc czasu, by się przygotować ani by opracować alternatywny plan.
Na szczęście dzięki machinacjom brata zyskała posadę i względne bezpieczeństwo w domu pracodawców. Zostanie tam tak długo, jak będzie trzeba, a potem znajdzie jakiś inny sposób, by się utrzymać. Była ambitna. Teraz miała wrażenie, że została sprzedana w niewolę.
– No to wszystko ustalone – skwitował Tristan, po czym wstał, dając jej znak, że rozmowa dobiegła końca. – Masz dzisiaj wiele do zrobienia, będziesz się pakować. Nie musisz się żegnać z Elizabeth i dziewczętami... Powiedziały mi, bym pożegnał cię w ich imieniu. Gdy będziesz wyjeżdżać, będą jeszcze spały.
Wygnali ją więc. Została odprawiona. Jej