Krwawy obowiązek. Aleksander - Amelia Sowińska - ebook + audiobook

Krwawy obowiązek. Aleksander ebook i audiobook

Amelia Sowińska

4,6

Ten tytuł dostępny jest jako synchrobook® (połączenie ebooka i audiobooka). Dzięki temu możesz naprzemiennie czytać i słuchać, kontynuując wciągającą lekturę niezależnie od okoliczności!

20 osób interesuje się tą książką

Opis

Aleksander Tołstoj jest pakhanem Petersburga i synem człowieka, który zabił swoją żonę i córkę. Zajęty tropieniem zwolenników ojca, nie zawraca sobie głowy szukaniem żony, chociaż ma już trzydzieści sześć lat. Ale wszystko się zmienia, gdy mężczyzna zostaje poproszony o pomoc przez długoletniego przyjaciela, księgowego Bratwy, Stepana Garina.

Prośba jest nietypowa, ponieważ mężczyzna prosi Aleksandra o znalezienie męża dla swojej osiemnastoletniej córki, Anniki. Jednak Tołstojowi szybko się to udaje i wkrótce ma kandydata – Antona Durova.

Dziewczyna jest zrozpaczona. Wybrany dla niej mąż kompletnie jej nie interesuje, natomiast Aleksander to zupełnie inna sprawa. Dziewczyna od dawna się w nim podkochuje, jednak pakhan wydaje się zimny jak lód. 

Książka zawiera treści nieodpowiednie dla osób poniżej szesnastego roku życia.                                                                       Opis pochodzi od Wydawcy.

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 422

Audiobooka posłuchasz w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS

Czas: 12 godz. 3 min

Lektor: Agnieszka Baranowska

Oceny
4,6 (653 oceny)
490
105
43
12
3
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.
Sortuj według:
ftstrtmoh

Całkiem niezła

Nie jest zła, nawet całkiem niezła, ale przez cały czas czytania książki miałam wrażenie, że już gdzieś czytałam identyczną historię, a to w mojej ocenie nie jest dobrym wyznacznikiem.
20
Magga59

Nie oderwiesz się od lektury

Dobra , jak cała seria!
20
zolga2808

Nie oderwiesz się od lektury

Świetna 🖤🔥
20
Beeenia

Nie oderwiesz się od lektury

Rewelacyjna jak każda z tej serii
20
Xyzxyzxyz

Całkiem niezła

Jak dla mnie najsłabsza z serii, główna bohaterka była chwilą irytująco dziecinna.
10

Popularność




Copyright ©

Amelia Sowińska

Wydawnictwo NieZwykłe

Oświęcim 2023

Wszelkie Prawa Zastrzeżone

All rights reserved

Redakcja:

Katarzyna Moch

Korekta:

Maria Kąkol

Joanna Boguszewska

Maria Klimek

Redakcja techniczna:

Paulina Romanek

Projekt okładki:

Paulina Klimek

www.wydawnictwoniezwykle.pl

Numer ISBN: 978-83-8362-031-2

Rozdział 1

Annika

Poprawiłam w lustrze grzywkę i uniosłam wysoko proste, długie włosy, by splątać je w schludny, elegancki kucyk. Ojciec uprzedził mnie, że dzisiejsze spotkanie może okazać się niezwykle ważne i dotyczyć będzie mojej przyszłości. Przyszłości, która nieubłaganie do mnie zmierzała w szaleńczym tempie, a ja czułam się, jakbym się dusiła.

Mimo strachu musiałam zrobić swoje. Odegrać teatrzyk, uśmiechnąć się nienagannie i prezentować się jak porcelanowa laleczka. Niestety, mimo najznakomitszych starań odstawałam od reszty panienek na wydaniu w Bratwie. Moje nieczyste, irlandzkie korzenie zdradzały płomienne, rude włosy, jasną karnację, ciało niemal w całości pokryte piegami i oczy, brązowo-złote, jakby same nie umiały określić, jaki chcą mieć kolor. A Rosjanki… Nie przypominałam ich ani trochę, co inne dziewczyny w moim wieku dawały mi odczuć przy każdej możliwej okazji i na każdym organizowanym w Bratwie bankiecie.

Dotąd pamiętałam swoje pierwsze debiutanckie wystąpienie na salonach petersburskich bankietów. Miałam wtedy piętnaście lat, lekko pulchne, rzucające się w oczy ciało i sukienkę tak obcisłą, że w duchu modliłam się, by wytrzymała cały wieczór. Niestety, na mojej drodze stanęła Zoja, kuzynka ze strony ojca, która obrała sobie za życiowy cel doprowadzanie mnie do łez i niespodziewanych załamań nerwowych. I tamtym razem, jak za kiwnięciem czarodziejskiej różdżki, przyniosłam kolejny wstyd rodzinie, wywracając się na bogato przystrojony stół. Żeby tego mało, rozcięcie na moim udzie poszerzyło się i sięgało aż za pośladek, całkowicie eksponując część mojej pokaźnej pupy. A kto był świadkiem mojego upadku? Oczywiście Zoja, jej piękne koleżanki i sam pakhan Petersburga, nieodwracający wzroku od mojej zażenowanej, czerwonej twarzy. Pamiętam, że pragnęłam wtedy zapaść się pod ziemię i nie wychodzić z pokoju do końca swoich dni.

Nie miałam matki, która ukoiłaby moje cierpienie i wytarła łzy. Umarła dawno temu, zostawiając po sobie ślady w postaci pamiątek, biżuterii, paru zdjęć i genów, które sprawiły, że wyglądałam jak jej mała kopia.

Ale teraz, po latach chowania się za rumieńcami, książkami, miłością do słodyczy i pyszności przygotowanych przez moją nianię, musiałam na nowo zmierzyć się z życiem towarzyskim Bratwy. Zapomnieć o odstawaniu od reszty dziewcząt i zacisnąć usta, by spełnić swój obowiązek.

– Dasz radę, Ani – szepnęłam do siebie, poprawiając szminkę na ustach. – To nie jest twój pierwszy raz.

A jednak. Denerwowałam się jak nowicjuszka, chociaż przez lata zdążyłam wyćwiczyć kamienną twarz.

Usłyszałam pukanie do drzwi i poderwałam się od lustra. Nie miałam więcej czasu na poprawianie niesfornych kosmyków i przejmowanie się opinią śmietanki towarzyskiej Petersburga.

– Anniko, pospiesz się – powiedziała Yana, moja opiekunka, guwernantka i przyjaciółka w jednym, zaglądając dyskretnie przez uchylone drzwi. – Pięknie wyglądasz.

– Naprawdę tak uważasz? – Okręciłam się, prezentując skromną, ale dobrze dopasowaną sukienkę w kolorze czerwonej wiśni. – Nie jest zbyt wyzywająca?

– Wyzywająca? – Uniosła wysoko brew. – Absolutnie. Od lat nie widziałam cię tak stremowanej przed zwykłą kolacją…

– Zwykłą? – Pokręciłam głową i przetarłam spocone dłonie o sukienkę. – Nie jest zwykła, Yan. Dzisiaj dowiem się, za kogo wyjdę za mąż, i dlatego świruję. Na dodatek będzie tam prawdopodobnie Zoja, a wiesz, jak zawsze komentuje mój wygląd i wszystkie niedoskonałości. Dlatego… – Wzięłam głęboki wdech i podeszłam do przyjaciółki. – Muszę dziś błyszczeć, tak jak mama miała w zwyczaju zachwycać swoją urodą.

Yana zlustrowała mnie wzrokiem z góry na dół, a na jej pulchnych ustach wykwitł ogromny uśmiech. I chociaż mogłaby być moją matką, często znajdowałam w niej jedyne oparcie, na jakie mogłam liczyć w tym domu. Ojciec już dawno o mnie zapomniał, zaś matka nie żyła od dnia moich narodzin. Przywykłam do samotności, a jednak gdy Yana z nami zamieszkała, ulokowałam w niej wszystkie uczucia, do jakich byłam zdolna.

– Jesteś przepiękną dziewczyną. Szczęściarz z tego mężczyzny, który będzie miał zaszczyt zostać twoim mężem.

Przełknęłam gulę niepewności i starałam się uwierzyć w słowa Yany. Tak, zostałam dobrze wychowana. Tak, miałam nienaganne maniery i byłam zawsze posłuszna. I owszem, liczyłam gdzieś głęboko pod skórą na to, że moim wybrankiem zostanie on. Mężczyzna, który przyprawiał mnie o gęsią skórkę. Mężczyzna, przy którym zapominałam języka, a kolana miękły mi jak na zawołanie. Mężczyzna, przez którego budziłam się co noc mokra od snów, w których jego dłonie starannie badały całe moje ciało.

Nie byłam wariatką. Zdawałam sobie sprawę, jakie są szanse, że to właśnie z nim ojciec postanowi mnie zaręczyć, i te szanse były bliskie zeru. Ale… ale jeszcze dwa tygodnie temu nie miałabym żadnych nadziei. Wszystko jednak zmieniło się pewnej nocy, gdy wracając z kuchni, podsłuchałam jego rozmowę z moim ojcem.

Szukał żony. Wiedział, że już najwyższy czas się ustatkować. I z jakichś przyczyn dzielił się tym z moim ojcem, a swoim dozgonnym, wieloletnim przyjacielem.

Czy ja byłam tym powodem?

Dzisiejszego wieczoru miałam poznać odpowiedź na to pytanie.

Dreszcz ekscytacji powędrował prosto do mojego brzucha.

– Jestem gotowa – szepnęłam ostatni raz, potrząsając grzywką. – Życz mi szczęścia.

– Zawsze, kochanie. Podbijesz serce tego człowieka, a ja będę modlić się do wszystkich świętych, by był dla ciebie dobry, lisa1. – Ucałowała mnie delikatnie w policzki, zaś w jej niebieskich oczach zabłysły łzy. – Piękna. Najpiękniejsza w całym Petersburgu.

Zaśmiałam się łagodnie i wyszłam z sypialni, zmierzając w kierunku gwaru. Docierając do salonu, rozpoznałam parę głosów.

Mojego ojca, czyli księgowego Bratwy i najbliższego przyjaciela pakhana Petersburga w jednym. Stepan Garin na co dzień był bezwzględnym członkiem Bratwy, ale dla mnie był jedyną rodziną, jaką miałam. Jedyną drogą do wspomnień o matce, do pamiątek po niej i chociaż wiedziałam, że nie należał do świętych, dla mnie naprawdę się starał.

Uśmiechnęłam się, słysząc wuja Pavela i ciotkę Irinę, ale najbardziej gwałtowne emocje wywołał u mnie ciężki tembr głosu gościa, który był częstym bywalcem w naszym domu.

Przełknęłam głośno ślinę, dostrzegając zza filaru u schyłku schodów Aleksandra Tołstoja. Najgroźniejszego, najpotężniejszego z mężczyzn w Rosji, który słynął z brutalności i braku litości. To dzięki niemu Petersburg był równie silny, co wielka Moskwa.

– Lisa! – krzyknął mój ojciec, wstając od stołu. – Annika, czekaliśmy na ciebie.

Zarumieniłam się i odwróciłam wzrok od zebranych, zajmując miejsce przy stole. Naprzeciwko mnie siedziała Zoja, niebezpiecznie blisko Aleksandra, i wpatrywała się w niego jak w obrazek. Długie blond włosy upięła w precyzyjny kok, a jej niebieskie oczy sprawiały, że mężczyznom miękły kolana. Jaka szkoda, że z jej typową, słowiańską urodą owijała sobie wszystkich wokół paluszka.

– Anniko – zwróciła się do mnie ciotka. – Ptaszki ćwierkają, że wybrali ci męża.

– Nie ptaszki, a sam pakhan – podsumował mój ojciec, uśmiechając się podejrzanie do Aleksandra. – To dobra decyzja?

Mężczyzna uniósł wysoko ciemną brew i mimowolnie powędrował wzrokiem w moim kierunku. Czułam na sobie jego plądrujące spojrzenie, jego chłodne, niemal lodowato niebieskie oczy i zamarłam, nie będąc w stanie odwrócić wzroku. Był silny, prawda. Był wysoki, cholera, tak. I przede wszystkim był najprzystojniejszym facetem, jakiego w życiu poznałam. Problem był tylko jeden. On miał trzydzieści pięć lat a ja ledwie miesiąc temu skończyłam osiemnaście.

– Da, decyzja została podjęta. Anton to dobra partia, Stepanie. – Mlasnął językiem, nadal mnie obserwując, jakby chciał wyczytać z mojej twarzy jakąkolwiek reakcję.

A przecież znał mnie doskonale. Znał od najmłodszych lat, przyjaźniąc się z moją matką i ojcem, uczestnicząc w prawie każdym fragmencie mojego życia. I zawsze zachowywałam się wobec niego jak dobrze wychowana panienka. Uprzejma i grzeczna, gdy tak naprawdę w myślach żywiłam do niego inne uczucia.

– Lisku – zwrócił się do mnie ojciec. – Anton Durov, kuzyn Aleksandra, wielki pakhan Nowego Jorku. Zawsze chciałaś wyjechać, w końcu będziesz miała ku temu okazję.

– Nieprawda – odpowiedziałam zbyt szybko i impulsywnie, skupiającym tym samym na sobie uwagę. – Mam na myśli… – Oczyściłam gardło, by ustalić wersję. – Mam na myśli, że nigdy nie chciałam wyjechać z Petersburga. Kocham to miasto.

Ostatnie zdanie powiedziałam szeptem, kierując się wzrokiem ku Tołstojowi. Ale Aleksander podjął już decyzję, widziałam determinację w jego lodowatych oczach. Nic ani nikt nie mógł mu się sprzeciwić, podważyć jego słów. Tym bardziej nie mogłam zrobić tego ja, nic nieznacząca córka księgowego, przyjaciela rodziny.

Zoja, widząc moją reakcję, zaśmiała się dźwięcznie i uniosła kieliszek szampana.

– Szczęściara – parsknęła melodyjnym głosem. – Lepiej doceń to, jakie masz ogromne szczęście. Sam pakhan wybrał ci męża, powinnaś okazać mu więcej wdzięczności.

Skrzywiła się delikatnie i odwróciła twarz w kierunku Aleksandra.

– Mam nadzieję, że moje zamążpójście zostawi pan na sam koniec – szepnęła zmysłowo, trzepocząc rzęsami, a ja gotowałam się pod wpływem mieszanki niebezpiecznych uczuć.

Żalu, wściekłości i zdrady.

Głupia łudziłam się do ostatnich chwil, że to mnie Aleksander zostawił dla siebie. Że jakimś cudem, jakimś szczęśliwym trafem spełnią się moje najskrytsze marzenia. I chociaż powinnam się uśmiechać, powstrzymywałam się przed potokiem łez.

– Anniko? – Jego ciężki, niski głos drażnił moje zmysły.

– Słucham?

– Ślub odbędzie się za miesiąc w Nowym Jorku. Osobiście dopilnuję, by wszystko poszło zgodnie z planem, a mój kuzyn zadba o twoje bezpieczeństwo do końca swoich dni. Masz moje słowo.

– Dziękuję, proszę pana – odparłam ze smutnym uśmiechem, co nie uszło uwadze Tołstoja.

Ale kogo chciałam oszukać? Czy miałam jakiekolwiek wyjście z tej sytuacji? Absolutnie nie. Pozostało mi jedynie zmierzyć się z tym, co szykował dla mnie los, i raz na zawsze zapomnieć o mężczyźnie, który skradł mi serce jeszcze za czasów, gdy byłam dziewczynką.

Rozdział 2

Annika

Świat się nie zatrzymał, a czas pędził nieubłaganie do dnia, w którym wszystkie moje marzenia o wolności i zamążpójściu z miłości miały zostać pogrzebane raz na zawsze. Jedynym plusem do tej pory był fakt, że nie miałam jeszcze okazji poznać swojego przyszłego męża. I choć mój ojciec niemiłosiernie się o to wściekał, ja z wymalowaną na twarzy ulgą słuchałam informacji, jakoby mój narzeczony był bardzo zajęty sprawami Bratwy w Nowym Jorku.

Aleksander od tamtej kolacji nie pojawił się w naszym domu. Miałam spotkać go ponownie dopiero dziś, zaledwie dwadzieścia dni przed swoim ślubem.

Jadąc na przyjęcie w jego domu, zastanawiałam się, czy gdybym poprosiła go na słówko, udałoby mi się go przekonać, że wcale nie powinnam wychodzić za jego kuzyna. I chociaż pomysł wydawał się niezwykle prosty, wiedziałam, że to byłoby czyste szaleństwo.

Pakhan podjął decyzję. Miałam zostać żoną Antona Durova i żadna siła na świecie nie mogła tego zmienić.

Westchnęłam głośno, widząc wielką, elegancką, a zarazem nowoczesną willę Tołstoja. Słynął ze swojego zamiłowania do architektury, ale jeszcze bardziej z krwawych, brutalnych walk w kazamatach i kobiet, które zmieniał jak rękawiczki.

W towarzystwie moim i ojca zawsze jednak zachowywał się nienagannie. Jak dżentelmen, cichy i mrukliwy, ale przestrzegający zasad kultury.

Dobrze pamiętałam pierwszy raz, gdy go naprawdę zauważyłam. Miałam wtedy piętnaście lat i szykowałam się do spędzenia kolejnych nudnych wakacji w towarzystwie niani, ojca i jego kolegów z Bratwy…

– Anni! – krzyknął mój  ojciec, sprawiając, że musiałam wyciągnąć z uszu słuchawki i przerwać czytanie książki.

Nienawidziłam lata, szczególnie wtedy, gdy spędzaliśmy je w Odessie, ale decyzja mojego ojca była prawem. Jedynym plusem wakacji był fakt, że wszystkie moje wredne koleżanki ze szkoły nie spędzały mi dłużej snu z powiek. Przynajmniej na ten krótki czas.

Chowałam się w cieniu, starając się nie wystawiać na słońce. Piegi i tak pokrywały większość mojego ciała, a dodatkowe, bladobrązowe plamki na mojej twarzy przysporzyłyby mi tylko kłopotów.

Zazdrościłam Zoi i innym Rosjankom ich urody. Nieskazitelnej, jednolitej, z jasnymi oczami i blond włosami. Moje płomienne, rude loki i ciemnozłote oczy odstawały od reszty, ale ojciec powtarzał mi, że kolor włosów pasuje do mojego zadziornego charakteru.

Zirytowana przewróciłam oczami i wstałam z leżaka przy naszym domku, by pójść do ojca. Miałam na sobie skąpe, białe bikini i kapelusz, który miał chronić mnie przed słońcem.

– Czego chciałeś, tato?! – zawołałam, wyłaniając się zza rogu domu, ale gdy tylko dostrzegłam kolegów ojca, zatrzymałam się w pół kroku.

– Lisa. – Kiwnął na mnie ojciec. – Przywitaj się z moimi przyjaciółmi. Opowiadałem im o tobie, a Aleksander niedawno został naszym nowym pakhanem. Pamiętasz go, prawda, lisku?

Przełknęłam głośno ślinę, kiwając głową, i powędrowałam wzrokiem do mężczyzny, który jako jedyny nie rzucał w moim kierunku krępujących uśmieszków.

Boże, wyglądał jak dzieło sztuki, a zarazem coś w jego surowej twarzy budziło we mnie prawdziwy strach. Pierwszy raz widziałam kogoś takiego z bliska. Pierwszy raz mogłam bezczelnie lustrować wzrokiem mężczyznę i zachwycać się jego widokiem.

Silne, napięte mięśnie. Lodowato niebieskie oczy, które mogłyby zmrozić serce od środka, i niemal czarne włosy. Był młody, z pewnością młodszy od mojego ojca, ale zarazem dużo starszy ode mnie.

Przygryzłam wargę, czując żar kiełkujący w moim podbrzuszu. Nie potrafiłam tego zatrzymać. Nie potrafiłam uciec, zachować się jak należy. Zamiast tego tamtego dnia, w tej właśnie chwili, wpadłam w pułapkę obsesji i fantazji, prowadzących mnie zawsze do tego samego mężczyzny.

Do bezlitosnego pakhana Petersburga, przyjaciela i szefa mojego ojca.

– Anni, dobrze się czujesz? – zapytał mój ojciec, podając mi rękę, gdy wchodziliśmy do domu Aleksandra. – Zbladłaś.

Przesunęłam językiem po spierzchniętych ustach i uśmiechnęłam się słabo.

– Wszystko jest dobrze, tato – odpowiedziałam, starając się dobrze wypaść. – Po prostu się stresuję nadchodzącym małżeństwem.

– Nie myśl o tym. Anton Durov to świetna partia, dzięki tej umowie zwiedzisz świat i zobaczysz coś więcej niż nasze miasto. Będziesz miała życie, na jakie zasługujesz.

– Umowie? – powtórzyłam, krzywiąc się lekko. – To moje małżeństwo aż do śmierci, nie umowa, tato. Dla mnie to nie jest pochopna decyzja.

– Koniec tematu – uciął, marszcząc czoło i poszukując wzrokiem gospodarza. – Nie zmienię decyzji dlatego, że naszły cię rozterki, Anniko. Doskonale wiedziałaś, że pewnego dnia będziesz musiała wypełnić swoje obowiązki. Nie każ mi się z tobą kłócić, wiesz, jak tego nie cierpię.

Przymknęłam oczy, starając się opanować złość, ale z wybawieniem przyszedł nam nie kto inny, jak powód moich bezsennych nocy. Otworzyłam szeroko oczy, patrząc na elegancko ubranego Aleksa. Muskularne ciało jakimś cudem wcisnął w dobrze dopasowany garnitur w grafitowym kolorze, a silną klatkę piersiową opinała mu zapięta kamizelka. Jedynym minusem jego „wyglądu” była uwieszona u jego boku piękna, rosyjska modelka, której imienia nie potrafiłam sobie przypomnieć.

– Aleksandrze. – Mój ojciec teatralnie wyciągnął dłonie, by powitać przyjaciela. – Przedstaw nam swoją śliczną towarzyszkę.

Blondynka uśmiechnęła się promieniście i wyciągnęła dłoń w kierunku mojego taty.

– Nadia – zaświergotała melodyjnym głosem, a potem skierowała lazurowe oczy na mnie. – A ty to…?

– Moja córka, Anni…

– Annika – poprawiłam go, unosząc wysoko podbródek. Nie byłam pewna siebie, ale skoro i tak nie miałam już nic do stracenia, nie zamierzałam stać ze spuszczoną głową. Czas raz na zawsze wyleczyć się z Tołstoja.

Nadia uśmiechnęła się do mnie łagodnie, z lekkim zażenowaniem, a następnie zwróciła do Aleksa, szepcząc mu coś na ucho.

– Zostawmy  kobiety i zajmijmy się interesami – zarządził pakhan, nie obdarzając mnie choćby spojrzeniem.

Cholera, miałam ochotę wyć z rozczarowania. Nie mogłam jednak dać po sobie poznać, że jego obojętność pali mnie żywym ogniem.

Z dumą wymalowaną na twarzy udałam się za Nadią prosto do lokalnego piekiełka żon członków Bratwy.

Aleksander

Stepan rozglądał się nerwowo za córką, jakby z jego oczu zniknął najcenniejszy na świecie skarb. Powędrowałem wzrokiem w kierunku Anniki, nie rozpoznając w niej nastolatki, którą widziałem ponad trzy lata temu. Wyrosła, zdecydowanie dojrzała i nadszedł najwyższy czas, by wydać ją za mąż.

Nie byłem jednak pewien, czy mój brat jest odpowiednim kandydatem. Cholera, miałem wręcz pewność, że nie, a jednak sytuacja wymagała ode mnie podjęcia nieodwracalnych kroków.

– Akceptuje aranżowane małżeństwo z Durovem? – Kiwnąłem w kierunku rudowłosej dziewczyny.

– Zaakceptuje. Wkrótce zrozumie, że to jedyna droga, by pozostała bezpieczna. Muszę… – wychrypiał, biorąc haust powietrza. – Muszę ją odpowiednio zabezpieczyć, Aleksie.

Rozumiałem to i szanowałem decyzję przyjaciela. Przyjaźniliśmy się prawie od dwudziestu lat i znaliśmy siebie nawzajem na tyle dobrze, na ile w Bratwie było to możliwe. Czułem jednak, że Stepan nie wyjawił mi całej prawdy. Czekałem cierpliwie na jego wersję wydarzeń, która, jeśli nie nadejdzie, będzie dla mnie jasną odpowiedzią na męczące mnie pytania.

Podałem mu kieliszek wódki i patrzyłem, jak wypija go w zawrotnym tempie. Denerwował się. Pocił się jak szczur i co jakiś czas  zerkał na Annikę.

– W Nowym Jorku będzie bezpieczna – próbowałem go uspokoić, ale nie mogłem sobie pozwolić na większe sentymenty.

– Wiem, kurwa, wiem… – westchnął głośno. – A jednak zastanawiam się, czy jeśli ja odejdę, to moja córka nie straci swojej wartości, a Durov ci jej nie zwróci.

– Niech spróbuje – mruknąłem, uśmiechając się w przerażający sposób. – Śmiało, dawno nie mieliśmy wojny domowej, a Moskwa nie stanie za Antonem. Siergiej ma pieprzony łeb na karku, nie to co jego brat.

Stepan posłał mi pełne paniki spojrzenie.

– Mówiłeś, że jest inny niż Michaił.

– Bo jest. Jest twardy i bezwzględny, ale zarazem dobry. Nie skrzywdzi jej, a jeśli włos jej spadnie z głowy, nie zostawię tego bez ingerencji moich ludzi.

Skłamałem, doskonale wiedząc, że dla nikogo, a tym bardziej dla obcej dziewczyny nie naruszyłbym swoich paktów i unii, ale Garin nie musiał o tym wiedzieć. Jeśli do tego dojdzie, będzie już dawno martwy.

– Powiesz jej? – zapytałem, zastanawiając się, czy ojczulek zdobył się na szczerość wobec córeczki.

– Nigdy – wymamrotał. – I ty też nic jej nie powiesz, prawda?

Kolejne kłamstwo wymsknęło się z moich zdradzieckich ust:

– Prawda. – Szukałem wzrokiem swojej partnerki. – Tymczasem cieszmy się przyjęciem i ciszą przed burzą. Za dwadzieścia dni dziewczyna będzie już daleko stąd, pod okiem Durova, a ty zrobisz to, co do ciebie należy.

Wróciłem do gości i przywitałem się z nimi, udając, że interesuje mnie ich nużące pierdolenie. Nadia co jakiś czas do mnie podchodziła, szukając chociaż odrobiny uwagi, ale mogłem jej zaoferować jedynie jednorazowe i przyzwoite pieprzenie po zakończonym przyjęciu.

Nie bawiłem się w związki. Od dwudziestu lat nie byłem związany z żadną kobietą na poważnie, a seks z tymi, które wyrażały na to zgodę, był dużo prostszym rozwiązaniem.

Boris wywierał na mnie presję, bym się ożenił, ale zginął i nie ma tu już nic do powiedzenia. Mogłem robić, co tylko, kurwa, chciałem, a teraz pragnąłem jedynie wytropić wszystkich wyznawców Kostoyi, mojego ojca i Michaiła. Jedynie to się liczyło.

Przynajmniej tak myślałem, dopóki w moim ogrodzie nie zauważyłem małej, wystraszonej lisiczki, siedzącej w ciemności pod drzewami i obserwującej z bezpiecznej odległości przyjęcie.

Rozdział 3

Annika

Zabrałam butelkę szampana i kieliszek i zaszyłam się w ogrodzie gospodarza, Aleksandra, przeklinając w myślach dzień, w którym będę musiała powiedzieć na ślubnym kobiercu „tak” jego krewnemu, Antonowi.

Czy istniała jakakolwiek cena, za którą mogłabym pozbyć się swojego obowiązku? Przedłużyć dorastanie, cofnąć się w czasie albo po prostu zostać wydana za kogoś, dla kogo szybciej biło moje serce? Niestety, prawda była okrutnie gorzka. Zostałam skazana na wyjazd z ukochanego miasta, z ojczyzny, która już na zawsze miała mi się kojarzyć z Aleksandrem.

Gdybym tylko się go nie bała… Gdybym znalazła w sobie odwagę, może mogłabym coś zmienić. Może…

Westchnęłam głośno i upiłam łyk alkoholu, zastanawiając się, czy mężczyzna taki jak on spojrzałby kiedykolwiek na dziewczynę taką jak ja. Spojrzałam na swoje pokryte piegami ramiona. Delikatny wietrzyk sprawił, że loki owinęły mi się wokół szyi.

„Rude dziwadło”. Doskonale znałam to przezwisko i zdecydowanie wolałam czułe zdrobnienie mojego ojca, „lisku”. Nie byłam jednak tak przebiegła jak lisica. Bardziej przypominałam wystraszoną wiewiórkę, uciekającą przed najcichszym ruchem i szelestem.

Nie chciałam płakać. Nie chciałam okazać jakiejkolwiek słabości, a już na pewno nie chciałam zostawać na przyjęciu i słuchać zachwytów Nadii nad Aleksem. Z drugiej strony, nie dziwiłam jej się ani trochę. W szarym, szytym na miarę garniturze wyglądał jak coś, co z chęcią bym zjadła. A moją największą słabością wcale nie były słodycze, tylko piękny, muskularnie zbudowany mężczyzna.

Oczami wyobraźni widziałam, jak zdejmuje szarą kamizelkę, nie spuszczając ze mnie bacznego wzroku. Skupiałby się tylko na mnie, do momentu, w którym zsunąłby białą koszulę ze swoich silnych ramion. Później podeszłabym do niego pewnym krokiem i…

I co?

I zarumieniłam się po czubki uszu, nie wiedząc, co robić. Chociaż moja wyobraźnia była bujna i czasem zaskakiwała mnie samą, tak naprawdę nie miałam o mężczyznach zielonego pojęcia, a tym bardziej o tym, czego pragną. Mogłam się tylko domyślać, że w ich guście są piękne, chude modelki, o wiele wyższe ode mnie. A ja miałam zaledwie metr pięćdziesiąt pięć i stojąc przy Aleksandrze, wyglądałabym jak dziecko. Ewentualnie mogłabym mu służyć jako podparcie, zdecydowanie nie jako obiekt zainteresowania.

Szlag by to trafił, zaklęłam w myślach, biorąc kolejny łyk słodkiego alkoholu, i ponownie wyobraziłam sobie, jak zastępuję miejsce Nadii w jego wielkim, wygodnym łóżku.

Chociaż… czy byłabym zdolna do czegoś takiego? Do wyzbycia się wszelkich zahamowań i sięgnięcia po to, o czym od dawna marzyłam?

Moja mama wiedziałaby, co robić. Nigdy jej nie poznałam, ale ojciec nieraz opowiadał mi o jej ciętym, ognistym temperamencie. A fizycznie? Bez wątpienia wyglądałam jak jej kopia, z tą różnicą, że jej oczy były zielone, a moje miały ciemnobrązowe plamki jak u ojca.

Nie nadawałam się na żonę. Ledwie skończyłam osiemnaście lat, a ojciec już wyganiał mnie z domu prosto w ramiona obcego człowieka. Na dodatek żyjącego w Nowym Jorku i słynącego z zakrapianych imprez.

– Ya nenavizhu etu zhiznʹ. Nienawidzę tego życia – mruknęłam pod nosem i usiadłam pod drzewem, opierając się o nie i całkowicie ignorując pobrudzenie sukni.

Cisza, która mnie otaczała, została nagle zakłócona, a nad uchem usłyszałam szelest kroków. Zdezorientowana wstałam z wygodnego miejsca i w obronnym geście chwyciłam butelkę szampana.

– Chcesz mnie tym zaatakować?

Cholera, moje serce zrobiło fikołka, a żołądek zacisnął się w supeł.

Aleksander. Jego niski, męski głos zakłócił moje otępiałe pod wpływem alkoholu zmysły i sprawił, że puls w mojej piersi zaczął szaleć.

– Ni… nie – wyjąkałam, widząc jego zaciekawioną i zarazem poważną minę.

– Ukrywasz się tu.

Nie pytanie, lecz stwierdzenie.

– Przyłapana – próbowałam zażartować, unosząc ręce w pokojowym geście.

– Nie podoba cię się przyjęcie?

Westchnęłam głośno. Czułam się jak na przesłuchaniu, a na dodatek filtr w moim mózgu przestał działać. Nie powinnam… Nie powinnam tu być, uciekać, a przede wszystkim wdawać się z Aleksandrem w pyskówki, z dala od ojca. Nie wypadało, by młoda dziewczyna chowała się w ogrodzie z dużo starszym mężczyzną, nawet jeśli był szefem szefów, i to on ustalał prawo. Nawet jeśli rozbierałam go w myślach i śniłam o chwili, w której znaleźlibyśmy się sam na sam…

Co mi jednak zostało? Mogłam zignorować wyrzuty sumienia i zawstydzenie i skorzystać z ostatnich chwil w jego towarzystwie. Przytłaczającym, męskim i niebezpiecznym towarzystwie, ale którego pragnęłam od tak dawna.

– Przyjęcie jest wspaniałe – odpowiedziałam, wracając na miejsce pod drzewem. – Wyszłam tylko na chwilę zaczerpnąć świeżego powietrza.

– I wypić w spokoju butelkę najlepszego szampana w Rosji.

– Najlepszego? – Skrzywiłam się. – Nie smakuje najlepiej. Ale nie dla smaku go piję.

Aleksandrowi powieka drgnęła niespokojnie i przez chwilę myślałam, że się zaraz roześmieje. Niestety, jego twarz wciąż wydawała się wykutą w kamieniu maską, bez cienia jakiejkolwiek emocji.

Wzięłam kolejny, dosyć spory łyk alkoholu i patrzyłam w niebieskie, przejrzyste oczy mężczyzny. Były piękne, jasne i dużo ładniejsze niż innych chłopców, których poznałam w ciągu swojego życia.

– Powinienem zawołać twojego ojca i zabrać ci tę butelkę – wymamrotał stanowczym tonem, ale zamiast zrobić to, o czym powiedział, wyciągnął z kieszeni marynarki papierosy i podał mi jednego. – Weź.

Z nieskrywanym zaskoczeniem mieszającym się z przerażeniem pokręciłam głową.

– Nie palę.

– Nie kłam. Nie ma tu Stepana, więc nie musisz udawać.

A więc Tołstoj wiedział o mnie więcej, niż sądziłam, a myśl, że mnie obserwował, wywołała u mnie niechcianą falę podniecenia. Prawie jęknęłam, gdy przyjęłam od niego czerwonego marlboro i przyłożyłam go sobie do ust. W tym prostym, niepozornym geście skrywała się ogromna intymność, rozsadzająca moje głupie nastoletnie serce od środka.

Paliliśmy w ciszy, patrząc na trwającą w najlepsze zabawę. On spokojny, ja cała rozedrgana od szalejących we mnie emocji.

– Ojciec nie powiedział mi, z jakiej okazji zorganizował pan to przyjęcie. – Kiwnęłam głową w tamtą stronę, a z moich upiętych włosów wysunął się kolejny kosmyk loków.

– Urodziny.

– Czyje? – dopytywałam, oblizując usta po papierosie.

– Moje – odpowiedział, jakby nie miało to znaczenia.

– Och! – Poderwałam się z miejsca, jakby poraził mnie prąd, a Aleksander posłał mi pełne zaciekawienia spojrzenie. – Nie wiedziałam.

– Nie musiałaś wiedzieć. – Wzruszył ramionami i odwrócił ode mnie zimne, lodowate oczy. – Nikt nie wie, że to właśnie z tej okazji wydałem to przyjęcie. Nie obchodzę urodzin, ale każda okazja jest dobra, żeby napić się niezłego alkoholu.

– I spędzić czas u boku pięknej kobiety – wymsknęło mi się, nim zdążyłam pomyśleć.

Cholera, źle to zabrzmiało. Oczywiście nie miałam na myśli siebie, ale Aleks uśmiechnął się jednym kącikiem ust, jakby wbrew swojej woli. Tak, na krótką chwilę na jego wargach pojawił się uśmiech.

– Miałam na myśli Nadię – dodałam speszonym tonem, czerwieniąc się przy tym jak złodziej przyłapany na gorącym uczynku. – Jest niezaprzeczalnie piękną kobietą… To modelka, prawda?

Stres wziął nade mną górę i paplałam wszystko, co ślina przyniosła mi na język. Jeszcze chwila, a zaczęłabym komplementować jego ubiór, dom i przekonywać go, że z okazji urodzin Nadia powinna się dzisiaj postarać. W jego łóżku, chociaż najchętniej zajęłabym jej miejsce, ale tego szczegółu nie musiał poznawać.

Mężczyzna patrzył na mnie coraz bardziej zdezorientowany, jakbym mówiła w innym języku.

– Przepraszam – parsknęłam, popijając łyk szampana, aż w butelce nic nie zostało. – To nie jest moja sprawa, proszę pana.

„Proszę pana”.

Zażenowana odwróciłam się w kierunku przyjęcia i przymknęłam oczy, marząc o tym, by zniknąć. Aleksander Tołstoj zapamięta mnie jako niezrównoważoną, dziwną smarkulę. A jeśli w końcu się nie zamknę, jeszcze zmieni zdanie i odwoła moje zaręczyny ze swoim kuzynem.

Chwila…

Czy to nie o to mi właśnie chodzi?

Pomysł zrodzony w moim pijackim umyśle od razu został zaakceptowany i bez namysłu przeszłam do jego realizacji.

Może jeśli wystarczająco mocno go wystraszę nietypowym, odchodzącym zdecydowanie od wymaganych standardów zachowaniem, Aleksander postanowi znaleźć Durovowi lepszy materiał na żonkę.

Pisnęłam zachwycona genialnym pomysłem.

– Wszystko w porządku? – Zachrypnięty głos mężczyzny rozbrzmiał tuż nad moim uchem.

– Nie bardzo – wyjąkałam teatralnie, chwiejąc się na własnych nogach. – W zasadzie to muszę się panu do czegoś przyznać.

Okręciłam się w jego kierunku i przysunęłam blisko, łamiąc tym samym wszystkie podstawy dobrego wychowania. Dziewczyna nigdy nie powinna być tak blisko obcego mężczyzny. Tym bardziej sam na sam, w ciemnym, bezludnym ogrodzie.

Aleksander uniósł wysoko brew i spojrzał w dół, prosto w moje szeroko otwarte oczy. Na jego męskiej, szerokiej szczęce zauważyłam ślady jednodniowego zarostu i jasne, stare blizny zdobiące jego szyję. Był ogromny. Wyższy ode mnie o kilka głów i dużo, dużo cięższy.

– Panie Tołstoj – zaczęłam niewinnym głosikiem. – Ma pan dzisiaj urodziny i z tej okazji mogłabym podzielić się z panem pewnym swoim talentem.

– Nie sądzę…

– Cicho – uciszyłam go, bojąc się, że albo naprawdę postradałam zmysły, albo wymyśliłam cudowne antidotum na wszystkie swoje nadchodzące problemy. – Otóż każdy chciałby znać swoją przyszłość, a tak się składa, że potrafię ją przewidywać. Z okazji pańskich urodzin użyję tych zdolności i przepowiem panu, co czeka pana w niedalekim czasie.

Nie zastanawiając się dłużej, chwyciłam go za silną dłoń i drżącymi palcami wodziłam po jej wewnętrznej stronie. Drżałam ze strachu, podniecenia i obawy, że Tołstoj przejrzy mój niecny plan albo w ogóle nie uwierzy, że mówię poważnie.

W końcu musiałam się postarać, by na szybko znaleźć w sobie jakieś szaleństwo i przekonać samego pakhana, że wcale się nie nadaję na żonę dla Antona Durova. Mogłam widzieć duchy, słyszeć głosy, albo… przepowiadać przyszłość niczym pokręcona, wyrwana z nieudanej bajki wróżka.

Przełknęłam ślinę, nie słysząc, by Aleksander komentował moje dziwne zachowanie, a wręcz przeciwnie, jego tytoniowy oddech zaczął pieścić moje ucho.

– Anniko – syknął pełnym z napięcia, niskim głosem. – I co widzisz, malenʹkaya lisa?

„Maleńki lisku”. Nazwał mnie maleńkim liskiem, a moje wilgotne majtki przylgnęły do zdradzieckiej kobiecości.

Cholera, włożyłam rękę do ognia i jeszcze miałam czelność dziwić się, że parzy. Ale na odwrót było już za późno. Zostałam złapana w swoją własną, marną pułapkę.

Rozdział 4

Aleksander

W dotychczasowym życiu niewiele rzeczy sprawiało mi przyjemność. Seks czasami, ale i on stawał się zwykłym pieprzeniem tylko dla sportu. Alkohol z pewnością, ale jako pakhan Petersburga robiący porządki po swoim ojcu nie miałem czasu na zalewanie się w trupa. I władza, która była dla mnie najważniejsza.

Niewiele też było rzeczy, które przynosiły mi ulgę. Seks, o którym wspominałem, i walki, od których byłem kurewsko uzależniony. Uwielbiałem dreszczyk adrenaliny przed złamaniem czyjegoś karku. Uwielbiałem to uczucie po fakcie, kiedy pokonywałem każdego stawianego na mojej drodze przeciwnika. A najbardziej, kurwa, uwielbiałem myśl, że nic ani nikt nie był w stanie mi zagrozić. Byłem panem samego siebie. Świata, imperium, na które ciężko pracowałem latami. Żadna inna myśl oprócz władzy nie zaprzątała mi głowy i patrząc na ludzi, słabych i ułomnych, byłem z siebie kurewsko dumny.

I najważniejsze, a zarazem najbardziej frustrujące: nie było żadnej rzeczy, która by mnie bawiła. Żadnej pieprzonej rzeczy, dzięki której czułbym to znane tylko z niewielu wspomnień łaskotanie i uśmiech cisnący się na usta. A jednak dzisiaj, obchodząc swoje trzydzieste szóste urodziny, byłem blisko roześmiania się do cholernych łez.

Musiałem się jednak powstrzymać, by nie spłoszyć swojego osobistego klauna. Annika Garin, dziewczynka, która przewijała się w moim życiu od prawie osiemnastu lat, stała dumnie przede mną, udając pewną siebie, a dłonie jej drżały, gdy delikatnie dotykała moich rąk.

Pamiętałem ją jako małe, urocze dziecko. Krnąbrne, nieposłuszne, ciekawe świata, które z czasem zgasło, jak każda żywa istota w Bratwie. Jej śmiech już się nie roznosił po domu mojego przyjaciela. Jej uśmiech od dawna nie cieszył moich oczu. Przygnębiona skrywała się za książkami, myśląc, że staje się niewidzialna. Ale ja ją widziałem. Musiałem – skoro należała do Bratwy, należała również i do mnie.

– Cóż... – wyjąkała lisiczka, nerwowo żując pełną wargę. – Coś widzę…

Ja również widziałem.

Widziałem. I chociaż nie chciałem tego przyznać głośno, widziałem jej piersi unoszące się w nierównym rytmie i drżące usta, które co rusz oblizywała. Wszystkie moje zmysły również zdawały sobie sprawę z istnienia jawnych dowodów jej kobiecości, ale nadal była tylko dzieciakiem bawiącym się w dorosłą osobę. Nikim ani niczym więcej. Laleczką stworzoną po to, by godnie wyjść za mąż i ucieszyć jakiegoś skurwysyna, który złamie jej duszę.

Opanuj się, Tołstoj, upomniałem się w myślach i na powrót przywołałem na twarz zimną maskę obojętności. Nie obchodziło mnie, co się z nią stanie po oddaniu jej w ręce Durova. Może zużyje ją do cna, starając się zapomnieć o tej Amerykance, a może z czasem znudzi się nastolatką i wyśle ją w najdalszy zakątek świata, byleby jak najdalej od siebie. Cokolwiek ją czeka, nie powinienem zawracać sobie tym głowy.

Spojrzałem podejrzliwie na jej zarumienione, pokryte piegami policzki. Złotymi oczami uparcie wpatrywała się w moją dłoń, starając się ją prześwietlić. Jeśli chce grać ze mną w gierki, musi się dużo bardziej postarać.

– Blyat’! – westchnęła Annika, zaskakując tym nie tylko mnie, lecz także samą siebie. Nie wyglądała na dziewczynę, której przekleństwa cisnęły się na usta. – Nie jestem pewna…

– Pewna czego? – Ciągnąłem ją za język zaciekawiony jej zakłopotaniem. Skoro chciała udawać odważną, musiała liczyć się z konsekwencjami. – Nie mam przyszłości, Anniko?

Szybko pokręciła głową, a na jej młodzieńczej, niewinnej twarzy pojawiły się jeszcze czerwieńsze rumieńce. Blefowała, strojąc sobie ze mnie żarty, i chociaż nie rozumiałem jej motywów, byłem coraz bardziej zaintrygowany.

Może mógłbym zostawić ją dla siebie jak zwierzątko albo osobistego błazna, który rozbawiałby mnie do łez? Kusząca opcja, która jednak nie wchodziła w grę. Lada moment miałem się pozbyć małej Garin i próbować ogarnąć syf, który stworzył Anton.

Pieprzony gnój nie zasługiwał na moją hojność. W szczególności na tę dziewczynę, ale skoro Stepan błagał mnie o przysługę, nie mogłem mu jej odmówić. Nie teraz, gdy wiedziałem, że niedługo zniknie z planszy Bratwy, a bez niego Annika zostanie zjedzona przez mafię, ze mną na czele.

Zamyślony wróciłem wzrokiem do zagubionych oczu dziewczyny i niecierpliwie mruknąłem.

– Przepraszam – wyszeptała szybko. – Widzę, że nie jesteś pewien swojej decyzji.

– Jakiej?

– Mojego małżeństwa. – Przełknęła głośno ślinę i spuściła wzrok na moją dłoń, delikatnie sunąc po niej palcem. – Nowy Jork nie będzie dla mnie odpowiednim miejscem, panie Tołstoj.

Na dźwięk mojego nazwiska połączonego z wyrazem „pan” moje ciało zareagowało w sposób, w który z pewnością zareagować nie powinno.

– Tak?

Pokiwała głową, ale cała jej rozbrajająca, udawana pewność siebie gdzieś wyparowała. Nie była zbyt dobrą aktorką. Prawdę mówiąc, miałem ochotę nakrzyczeć na nią i roześmiać się jednocześnie. Annika nie potrafiła kłamać. Była czysta jak łza, jak jej matka.

Zabrałem dłoń z rąk dziewczyny i wyciągnąłem kolejnego papierosa. Przyjęcie rozkręcało się w najlepsze, jednak nawet ja czułem, że nie mam ochoty tam wracać. Tym bardziej nie chciała tego młoda Garin, która z trudem powstrzymywała się od obgryzania umalowanych paznokci.

– Przepraszam. Nie powinnam była… – wychrypiała niepewnie, zatrzymując się w połowie zdania.

– Czego?

– Słucham?

– Czego nie powinnaś, Anniko? – zapytałem zniecierpliwionym tonem. Rozmowa z tą dziewczynką była jedynie męczącym ciągnięciem jej za język, na które nie chciałem dłużej tracić czasu.

Ewidentnie się mnie bała, nie była nawet w stanie spojrzeć mi w oczy. Pierwszy raz odbyliśmy tak długą rozmowę i pierwszy raz sam na sam, bez udziału jej ojca. Musiała drżeć ze strachu przed swoim pakhanem, ale dzielnie to ukrywała.

– Mówić, że pańska decyzja mogła być błędna. – W końcu zabrała głos, unosząc powieki i pozwalając sobie na zlustrowanie mnie wzrokiem. – Moje zdanie nie ma przecież najmniejszego znaczenia, panie Tołstoj.

Zadrżałem, czując napięcie niebezpiecznie wypełniające moje ciało. Kurwa, ciemność, ogród i obecność dziewczyny płatały mi figle, a granice w moim mózgu zaczynały się zacierać.

Co jest prawdą, a co iluzją?

Odepchnąłem od siebie wszystkie drażniące mnie myśli i odsunąłem się, zwiększając między nami dystans.

– Decyzja została podjęta, Anniko. Cokolwiek zrobisz, nie zmienisz swojej przyszłości. Zostaniesz żoną Antona Durova i jeśli kiedykolwiek zapragniesz to zmienić, pamiętaj, że tylko śmierć cię od niego uwolni. I to twoja własna, dziewczynko.

Zostawiłem ją z szokiem wymalowanym na twarzy i przeklinałem w myślach moment, w którym zdecydowałem się za nią podążyć. Powinienem zostać na przyjęciu i cieszyć się kobietą, z którą przyszedłem.

Annika

Nie wiem, ile czasu spędziłam w ogrodzie, zanim Aleksander zniknął mi z oczu, ale jeszcze długo po tym, jak wróciłam z przyjęcia do domu, byłam cała rozdygotana. Drżałam na samo wspomnienie tego, co między nami zaszło.

A co zaszło?

Nic. Zupełnie nic. Niewinna rozmowa. I niewinne dotknięcie, jednak w mojej głowie przekroczyłam granicę, o której marzyłam, żeby dawno pogrzebać. Od trzech lat. Od trzech cholernie długich lat czekałam na chwilę, w której będę mogła stawić mu czoła i spojrzeć mu prosto w oczy. A gdy w końcu to się stało, zrobiłam z siebie okropną idiotkę.

Jeśli wcześniej miałam nadzieję, że kiedykolwiek Aleksander spojrzy na mnie inaczej niż na dziecko, właśnie ją pogrzebałam. I to na własne życzenie.

Westchnęłam głośno, wygrzebując się z łóżka. Odliczałam dni do wylotu z Petersburga prosto w paszczę potwora. Niechętnie googlowałam informacje na temat Antona, ale oprócz paru zdjęć i zawadiackiego uśmiechu na jego twarzy nie udało mi się niczego znaleźć.

Był starszy, dużo starszy ode mnie, a jednak wciąż młodszy od Aleksandra. Nie zniechęcał mnie wcale jego wiek, tylko fakt, że swoje głupie uczucia ulokowałam w innym mężczyźnie.

– Anniko? – Głos Yany dobiegł zza drzwi mojej sypialni.

– Proszę.

Jej rozpromieniona twarz od razu poprawiła mi humor. Podeszła do mojego łóżka i usiadła na jego skraju, patrząc na mnie podejrzliwie.

– Twój ojciec poprosił mnie, żebym pomogła ci się spakować.

Zaskoczona uniosłam wysoko brwi. Do wylotu miałam jeszcze sporo czasu. Niewiele rozumiejąc, usiadłam obok niani i posłałam jej niepewne spojrzenie. Nie miałam ochoty na wycieczki, niezapowiedziane wyjazdy i inne atrakcje, gdy lada moment miałam pożegnać się ze swoim dawnym życiem. Byłam pewna, że gdyby moja matka żyła… nie musiałabym mierzyć się z aranżowanym małżeństwem.

Wstałam z łóżka i podeszłam do szafy, by wyciągnąć walizkę i wrzucić kilka najpotrzebniejszych ubrań. Wiedziałam, że dyskusja z moim ojcem nie ma najmniejszego sensu.

– Dokąd wyjeżdżamy? – spytałam z nieskrywaną niechęcią. – Moskwa? Ojciec znowu widzi się z tamtejszym pakhanem?

Yana pokręciła głową, a na jej ustach ponownie zagościł uśmiech.

– Ty wyjeżdżasz, kochanie, a ja razem z tobą. Twój tata zostaje w Petersburgu, by zająć się pracą. Nie uwierzysz, dokąd się wybieramy, moya krasavitsa2.

Wzruszyłam leniwie ramionami i potarłam zaspane oczy, odchodząc na chwilę od szafy. W moim życiu wszystko planował ojciec. Szkołę, znajomych, przyjęcia, nawet mój ubiór czy to, co będę danego dnia jeść. Nie dziwiłam się, że i tym razem tata zorganizował coś za moimi plecami. Gdziekolwiek się wybierałam, mogło to być związane tylko z moim nadchodzącym ślubem, a nie miałam najmniejszej ochoty biegać po moskiewskich butikach, by wybrać suknię.

Yana skrzywiła się, widząc moją posępną minę, i poklepała mnie po plecach, chcąc mi dodać otuchy.

– Lisa, lecimy do Nowego Jorku, kochanie – wypaliła cała w skowronkach, a mój żołądek skręcił się w bolesny supeł.

– Już? – wyszeptałam ledwie, przełykając głośno ślinę. – Ślub odbędzie się szybciej, niż planowano?

Przez chwilę moje serce stało w miejscu, żegnając się z namiastką wolności. Wróciłam myślami do słodkich chwil spędzonych w towarzystwie Aleksandra. Przez sekundę… przez sekundę żałowałam, że wczorajszego wieczoru nie zdobyłam się na odwagę i nie pocałowałam go tak, jak zawsze o tym fantazjowałam.

– Nie, Anni. – Yana kolejny raz sprowadziła mnie na ziemię, a jej zmartwione oczy krążyło badawczo po mojej wystraszonej twarzy. – Ale pan Tołstoj pomyślał, że skoro wybiera się do Nowego Jorku, to w dobrym tonie będzie, jeśli poznasz wcześniej rodzinę swojego przyszłego męża, a także jego samego. Nie cieszysz się, Ani? Już za kilkanaście godzin poznasz pana Durova, lisa.

Wciągnęłam głośno powietrze i zmusiłam się do uśmiechu. Przed Yaną nie musiałam niczego udawać, a jednak nie chciałam jej martwić tym, że jestem zdeterminowana, by uniknąć tego małżeństwa. Miała dość zmartwień i podeszły wiek, który ciągle miałam na uwadze.

– Doprawdy? – wychrypiałam, oczyszczając gardło, by brzmieć neutralnie, bez żadnych emocji. – Sam pan Tołstoj tak zarządził?

– Da, lisa3. Wszystko zostało ustalone jeszcze wczoraj wieczorem, zanim wyszliście z przyjęcia. Polecimy wraz z nim, Anniko. Przygotuj się na kilka dni w nowym, pięknym miejscu.

Yana serdecznie uścisnęła moje dłonie i wyszła, zostawiając mnie sam na sam z własnym myślami.

A w mojej głowie dudniło tylko jedno stwierdzenie.

Jeszcze wczoraj wieczorem Aleksander postanowił zabrać mnie ze sobą.

Rozdział 5

Annika

Stres nie był wystarczająco trafnym określeniem tego, co działo się w mojej głowie i ciele. Skubałam paznokcie, obserwując ojca pogrążonego w rozmowie z Aleksandrem. Dyskutowali nad czymś, co chwilę kierując spojrzenia w moją stronę tak, żebym tego nie zauważyła.

Ale zauważałam. Doskonale widziałam chłodny, przeszywający wzrok Tołstoja, który wędrował po mnie z góry na dół.

O czym szepczą?

Czy to ja jestem powodem tej naglącej rozmowy, czy to tylko mój mózg płata mi figle? Może Aleksander poskarżył się mojemu ojcu po naszym wczorajszym spotkaniu, a może… może…

– Anni? – Głos Yany wyrwał mnie z rozmyślań.

Kogo chciałam oszukać? Uwielbiałam analizować wszystko i wszystkich, czytając ich miny, oczy, usta, gesty i zachowania. Uwielbiałam być tym cichym, niepozornym obserwatorem stojącym zawsze z boku. Niestety, nie byłam jednak niewidzialna i moja niania znała mnie jak własną kieszeń.

Niechętnie uśmiechnęłam się do niej i poklepałam miejsce obok siebie. Znajdowałyśmy się na prywatnym terminalu lotniska, wyłączonym z użytku dla zwykłych ludzi. Przez szybę obserwowałam osoby szykujące się do odlotów. Jedni ustawiali się do bramki, nad którą widniał napis „Londyn”, inni zaś nerwowo przeszukiwali wzrokiem wszystkie tablice informacyjne, by znaleźć odpowiedni terminal.

Chciałam się z nimi zamienić. Na krótką chwilę, dzień lub dwa, być kimś, kto mógłby sam wybrać kierunek swojego lotu. Zamiast tego czułam się jak lalka uwięziona w pudełku. Lalka, która miała zostać doręczona do rąk własnych swojego nowego właściciela.

– Wyglądasz, jakbyś czymś się przejmowała – powiedziała łagodnie Yana, dotykając mojej dłoni. – Denerwujesz się lotem?

Pokręciłam głową, chowając za ucho długie pasmo włosów.

– Nie. Naprawdę niczym się nie stresuję. Może trochę spotkaniem z panem Durovem i jego całą rodziną…

– Poznałaś przecież jego brata, Siergieja, i jego przemiłą żonę. Nie sądzę, żeby pan Anton znacząco się od niego różnił.

Uśmiechnęłam się mimowolnie na wspomnienie serdecznej, przyjaznej blondynki. Była piękna, życzliwa i zachowywała się inaczej niż reszta kobiet w Bratwie. W jej ciemnych oczach igrały wesołe ogniki, a jej mąż, przerażający pakhan Moskwy, wpatrywał się w nią oczarowany.

Miłość?

Czy naprawdę mogła istnieć w Bratwie? W miejscu tak okrutnym jak mafia, gdzie wszyscy rodziliśmy się tylko po to, by nauczyć się odpowiedniej roli?

Chciałam w to wierzyć, ale patrząc na swój własny los, traciłam nadzieję. Nie zakocham się w Antonie i nigdy nie zapomnę o Aleksandrze, chociaż on nie ma pojęcia o moich uczuciach. I nigdy nie może się o nich dowiedzieć.

Nie zrozumiałby ich szczerości. Wmawiałby mi dziecięce zauroczenie, a ja wiedziałam swoje. I byłam pewna, że taka miłość zostanie ze mną do śmierci.

– Nie martw się o mnie. – Ścisnęłam rękę Yany i wstałam z krzesełka, po czym pociągnęłam walizkę w stronę ojca i pana Tołstoja.

Zaskoczony tata od razu rozpromienił się na mój widok i poklepał mnie po ramieniu, dodając mi tym otuchy. Za to Aleksander nie raczył obdarzyć mnie nawet spojrzeniem.

– Gotowa na swój pierwszy długi lot bez papochka4, lisa?

Zawstydzona zacisnęłam usta i modliłam się, by Aleksander nie usłyszał dziecinnego tonu mojego ojca. Niestety, było to niemożliwe. Ze wszystkich sił starałam się zachować kulturalnie i nie jęknąć z niezadowolenia.

Ojciec, widząc moją minę, zmarszczył ciemne brwi i ponownie zwrócił się do Tołstoja:

– Skontaktuj się ze mną, jak tylko wylądujecie.

– Masz moje słowo, Stepanie – odpowiedział Aleksander bez jakichkolwiek emocji. – Będzie ze mną bezpieczna, wiesz o tym.

– Da. Właśnie dlatego powierzam ci swoje jedyne dziecko.

Ton, jakiego użył mój ojciec, sprawił, że nawet ja poczułam wagę tej sytuacji. Od kiedy tak się o mnie martwi?

Zignorowałam przytłaczające mnie myśli i pożegnałam się z tatą. Po mocnym, niedźwiedzim uścisku ruszyłam za Aleksandrem i jego towarzyszami do samolotu, by utknąć tam na co najmniej dziesięć godzin.

***

Czas dłużył mi się niemiłosiernie i mimo wszystkich wygód, z jakich mogłam korzystać w prywatnym samolocie Tołstoja, nie potrafiłam zająć się czymkolwiek pożytecznym, a tym bardziej zasnąć. Wiedziałam, że po lądowaniu będę prawie nieprzytomna, ale jak jednak mogłabym spać, gdy Aleksander znajdował się zaledwie kilka kroków ode mnie.

Rozejrzałam się po kabinie i dostrzegłam, że Yana smacznie drzemie, cichutko pochrapując. Reszta załogi znajdowała się w innych kabinach, dzięki czemu byliśmy sami. Tylko ja, Aleksander i Yana, która pogrążyła się we śnie. Nie chciałam jej budzić. Najciszej, jak potrafiłam, odpięłam pasy i wstałam ze swojego fotela, by udać się w stronę łazienki.

Aleksander od razu zauważył mój ruch. Milczał, patrząc na mnie i sprawdzając, co zamierzam zrobić. Z niewytłumaczalnych przyczyn poczułam potrzebę wytłumaczenia się, zupełnie jak przed ojcem.

– Idę do łazienki – wychrypiałam, czując suchość w gardle. – Tam jest, prawda?

Aleksander nic się nie odezwał, tylko wrócił do pracy przy laptopie. Nie mogłam liczyć na żadną odpowiedź. Cholera, prawdę mówiąc, nawet na mnie nie patrzył dłużej niż przez kilka sekund. Czując się jak poddana, ruszyłam na ślepo do łazienki, nawet nie oglądając się za siebie.

Spojrzałam w lustro. Nie prezentowałam się najlepiej. Ciemne cienie pod oczami, rozczochrane, długie włosy, który kręciły się w każdą stronę, i zmęczone spojrzenie. Pięknie, brak snu odbijał się na mojej twarzy, ale mimo wszystko wiedziałam, że i tak nie zmrużę oka.

Jak mogłabym? Czując jego obecność, jego zapach wody po goleniu i coś, co było przypisane tylko do niego…. Ostry, ziemny zapach, jakbym zamiast wysoko w powietrzu znajdowała się w swoim ukochanym mieście.

Westchnęłam głośno i przemyłam twarz zimną wodą, próbując się rozbudzić.

Wychodząc z łazienki, ponownie go minęłam. Łudziłam się, że porozmawiamy, że tak jak w dniu przyjęcia, w ogrodzie, zostaniemy przez chwilę sam na sam i poznamy się jeszcze lepiej.

Niestety Aleksander mnie zignorował.

1Lisa – (z ros.) lisku (przyp. aut.).

2Moya krasavitsa – (z ros.) moja śliczna (przyp. aut.).

3Da, lisa – (z ros.) tak, lisku (przyp. aut.).

4Papochka – (z ros.) tata (przyp. aut.).