Krąg Światła - Sandra Ewertowska - ebook
NOWOŚĆ

Krąg Światła ebook

Sandra Ewertowska

5,0

13 osób interesuje się tą książką

Opis

Vivienne Merrick doskonale zna zasady Kręgu Światła. Jedna z nich to posłuszeństwo wobec ojca… nawet jeśli tym ojcem jest Silas Merrick, bezlitosny przywódca wszystkich frakcji.

Życie dziewczyny stało się kartą przetargową w politycznym sojuszu, a ślub z wybranym przez ojca mężczyzną ma zostać przypieczętowany portretem wręczonym przyszłej rodzinie. Do namalowania dzieła wyznaczono Jaspera Foxa, maga, buntownika i słynnego kobieciarza, który nie przywykł do tego, że jego modelki patrzą na niego z jawną pogardą… i są w pełni ubrane.

Vi nie zamierza ani być ozdobą salonu Langleyów, ani wdzięcznie pozować. Jasper zaś nie spodziewa się, że córka Merricka okaże się bardziej uparta niż wszystkie jego dotychczasowe modelki razem wzięte.

Ale sztuka, podobnie jak magia, rządzi się własnymi prawami. A kiedy pomiędzy cynicznym buntownikiem a niepokorną arystokratką zaczyna iskrzyć, oboje muszą zadać sobie pytanie: czy rodzące się uczucie warte jest złamania wszystkich reguł?

W świecie, w którym każda więź może kosztować życie, a prawda skrywa się pod warstwą farby i iluzji, tworzy się historia o miłości, której nie było pisane zaistnieć.

Nowelka z Kolekcji romantasy Inanny

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 130

Rok wydania: 2025

Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
Oceny
5,0 (1 ocena)
1
0
0
0
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.
Sortuj według:
TMiranda

Nie oderwiesz się od lektury

Czy jest to typowe romantasy? Tak. Ale to plus! Było to otulające, zabawne, czasem podniosło ciśnienie... Moim zdaniem ta część dużo lepsza niż poprzednia, mimo że "mniej się dzieje". Malarz jak malowany. Można czytać. A nawet trzeba.
00



Krąg Światła

Sandra Ewertowska

Wydawnictwo Inanna

Spis treści

Rozdział 1

Rozdział 2

Rozdział 3

NOTA COPYRIGHT

📖 Informacja o wersji demo

Lista stron

Strona 1

Strona 2

Strona 3

Strona 4

Strona 5

Strona 6

Strona 7

Strona 8

Strona 9

Strona 10

Rozdział 1

– Kim byłbyś, gdyby twoje dłonie nie miały talentu? – Betty uniosła podbródek i próbowała dosięgnąć ust maga. Ten jednak stracił ochotę na dalsze czułości.

Wysunął w jej stronę trzymanego w dwóch palcach papierosa i spod leniwie zmrużonych powiek wpatrywał się w pierwszy żar palonego tytoniu.

– Beznadziejnym kochankiem – odparł beznamiętnie, na co parsknęła śmiechem.

– Och, wiesz, o czym mówię! – przekomarzała się magiczka, wtulona w nagą pierś Jaspera. – Uprawianie miłości akurat masz w genach, to nie kwestia talentu.

Bezwiednie uderzyła w czułą strunę, czym wprowadziła do sypialni maga ponury nastrój. Oczy mu pociemniały, a dotyk kobiety nagle stał się drażniący. Wyswobodził się zaraz z jej objęć, chwycił papierosa w zęby, zeskoczył z łóżka i sięgnął do rzucone niedbale spodnie.

– Nie myl namiętności z czymś, czego nie rozumiesz – mruknął, nie patrząc przy tym na nią.

– Skąd pomysł, że nie rozumiem miłości? – Przygryzła dolną wargę i obróciła się na brzuch, po czym podpełzła na skraj łóżka, by zaprezentować ponętnie kształty w najbardziej wyuzdanych pozach.

Sięgnęła dłonią do skórzanego paska, który mag wsuwał teraz w szlufkę, choć jeszcze chwilę wcześniej pełnił on zupełnie inną funkcję. Jasper zmrużył oczy i zmarszczył lekko czoło, zaciągając się dymem. Wstrzymał go w płucach, by zaraz nachylić się do magiczki, chwycić za jej naprężoną szyję i zmusić do otwarcia głodnych, zaczerwienionych od dzikich pocałunków ust, w które wdmuchnął tytoniową chmurę.

– Spotykasz się z moim bratem – powiedział. Śledził palcami jej wąskie wargi. – Znudził się tobą, przyszłaś więc tutaj. – Obrysował jej żuchwę, krtań, wreszcie zatrzymał rękę na obojczyku i uśmiechnął się litościwie. – Co ty wiesz o miłości?

Betty prychnęła urażona, strąciła z twarzy dłoń maga i zaczęła pospiesznie zbierać z podłogi porozrzucane ubrania.

– Pieprzony hipokryta – warknęła, niemal płonąc ze złości. – Nie masz pojęcia, jak trudno być brudnym sekretem w waszej cholernej rodzince.

– Uznałaś zatem, że idealnym rozwiązaniem będzie stworzenie kolejnego brudnego sekretu – westchnął z nutą litości w głosie. – Dostałaś to, po co przyszłaś.

Mag oparł się plecami o ścianę. W ciszy obserwował, jak wokół kobiety tańczą iskry gniewu. Z zadowoleniem przyglądał się wrednym, wulgarnym ustom, wypowiadającym słowa, których już jutro zapewne będzie srogo żałować.

Wróci niebawem. I będzie skomlała o wybaczenie. Byleby zerżnął ją znów, tak, jak najbardziej lubi. Tak, jak jego brat nie potrafił.

Czy czuł się skończonym draniem? Gdyby nie sposób, w jaki sam został potraktowany, być może paliłby się ze wstydu mocniej niż pościel, która właśnie zajmowała się ogniem.

Mag narzucił koc na kołdrę, by zamknąć dopływ tlenu.

– Powinnaś bardziej nad sobą panować – mruknął i zgasił płomienie. Doskonale wiedział, że ta uwaga tylko wznieci furię magiczki. Wolną dłonią, bez zbędnej ekscytacji, strzepnął popiół do pustego naczynia, po czym wypuścił kilka kółek dymu.

Nim Betty zdążyła zająć ogniem całą sypialnię, mag zniknął już w drugim pokoju, gdzie zasiadł do swojej sztalugi z rozpoczętym portretem magiczki. Brakowało w nim właśnie tej iskry, którą wydobył z niej, gdy wpadła w złość. Chwycił za pędzel, wymieszał czerwień z bielą i pokrył policzki kobiety poirytowanym rumieńcem. Efekt był na tyle zdumiewający, że wynagradzał zniszczenia pokoju.

Strażniczka maga – lisica imieniem Lukrecja, którą wyczarował sobie na ostatnim roku nauki – pojawiła się obok i przeciągnęła jak po dobrej drzemce.

– Rychło w czas – burknął i omiótł wzrokiem bałagan.

– Wiesz, że oddam za ciebie życie, ale za twój szowinizm płacić nie będę.

– Na kręgi! Coś znowu przeskrobał? – Śmiech Ezekiela było słychać już z dołu, toteż Jasper zupełnie się nie zdziwił, kiedy ten stanął z szerokim uśmiechem w progu dziennego pokoju. – Laska tak się zagotowała, że poparzyła mnie wzrokiem.

Mag w odpowiedzi wzruszył tylko ramieniem, nie przerywając pracy nad wreszcie rokującym obrazem.

Mężczyźni poznali się w Akademii Mystic Arcane, którą ukończyli w zeszłym roku. Ezekiel został herbalistą, co było tradycją w jego rodzinie z dziada pradziada, natomiast Jasper wrócił do swojej pracowni. Nigdzie indziej nie czuł się bardziej na miejscu.

Malarz na moment przerwał pracę i zerknął z ukosa na świeżą ciętą ranę pod okiem przyjaciela. Nieświadomie zacisnął mocniej palce na płaskim pędzlu, niemal łamiąc go wpół.

Zapłacą za to, gnidy, obiecał sobie w duchu i opanował ciężki oddech.

– Sprowadza cię coś konkretnego?

– A tak. – Ezekiel wyszczerzył zęby i pomachał koledze serwetką przed oczami. – Był u mnie w Zakątku Silas Merrick.

Tymi słowami zyskał pełną uwagę Jaspera, który skupił wzrok na serwetce trzymanej w dłoni przez herbalistę. Zamarł, gdy ten ją rozłożył.

– Szuka malarza, który namaluje portret jego córki – wyjaśnił Ezekiel i uśmiechnął się przy tym z przekąsem.

Jasper zmarszczył brwi i łypnął na maga.

– Typ nie chciałby zobaczyć swojej córki na moim obrazie.

– Rzecz jasna, musiałaby się ubrać – parsknął Ezekiel. – Ale tatuś płaci sowicie, sam zobacz.

Rozłożona przed oczami Jaspera serwetka budziła nadzieję na kilka spokojniejszych miesięcy, jeśli nie lat. Gdyby dobrze zagospodarował te piętnaście tysięcy rubli, mógłby opłacić czynsz na rok z góry, kupić kilka nowych pędzli i nie martwić się o jedzenie. Skupiłby się na pracy, która była jego jedyną pociechą.

– Szlag – zaklął, czym nie zszokował swojego przyjaciela.

Malarz miał solidne powody, aby odmówić. Herbalista doskonale wiedział, że Jasper maluje jedynie akty. I nie chodziło tu o przywilej sypiania z modelkami, czego nie zwykł odmawiać, a o coś zupełnie innego. Mag wierzył, że rozebrana kobieta odkrywa znacznie więcej niż tylko ciało. Widział w niej to, czego sama często nie dostrzegała. Była wtedy pozbawiona obłudy i sztuczności, którymi przesiąkł ten świat. Nie miało znaczenia, czy jest bogata, czy biedna. Naga mogła być po prostu sobą.

Istniał jeszcze ten drugi powód. Problem polegał na tym, że jednocześnie stanowił argument, żeby się zgodzić. Rebelia.

– Piętnaście patyków, Jas. No i… obaj wiemy, że to może wiele ułatwić.

– Albo utrudnić – warknął mag z poirytowaniem.

Naprawdę okaże się tak słaby, by sprzedać swoją sztukę za kilka marnych miesięcy spokoju? Oczywiście, mógł dzięki temu interesowi zyskać znacznie więcej niż tylko pieniądze, jednak to całkowicie przeczyło obietnicy złożonej sobie lata temu. Dwa oddzielne światy, dwie twarze Jaspera Foxa. Naprawdę nie chciał tego mieszać.

– Tu masz ich adres. Przemyśl sprawę i nadaj odpowiedź. – Ezekiel potarmosił i tak już rozczochraną rudą grzywę Jaspera i wyszedł, zostawiwszy go z nie lada zagwozdką.

Rozdział 2

Wpatrzona w złotą zastawę, starała się nie dać po sobie poznać, jak bardzo rozczarowała ją cisza. Teraz zaczęła się zastanawiać, czy bardziej nie zawiodło jej wcześniejsze żądanie, które padło z ust ojca. Uznała wreszcie, że nie ma sensu gdybać nad istotą jej podłego nastroju, skoro i tak skończy się tak, jak zechce tego Silas Merrick. Stawianie mu się niczego nie zmieni, a tylko pogorszy sprawę. Mimo to nie potrafiła pogodzić się z porażką. Postanowiła walczyć.

– Zatem… – zaczęła cicho, nie odwracając wzroku od nietkniętego jedzenia na talerzu. – Chcesz, bym poślubiła zupełnie obcego mi maga…

– Chcenie nie ma nic do rzeczy, Vivienne – burknął przywódca czerwonej frakcji i sięgnął po kielich mocnego wina. – Langleyowie są szanowaną rodziną, a nasza pozycja wymaga czasami poświęceń…

– Dlaczego akurat moich?

Ciężkie uderzenie dłoni ojca w stół wprawiło w drgania porcelanową zastawę. Matka wyraźnie próbowała coś powiedzieć, jednak na bladych policzkach jedynie zagrały mięśnie. Milczała… Elara już lata temu nauczyła się nie podważać decyzji męża, zwłaszcza w tak ważnych sprawach, mających wpływ na jego pozycję.

– Coś ci powiem, Vivienne. – Niski, grzmiący zawodem głos ojca obie znały doskonale. Nigdy z niczego nie był zadowolony, nieważne, jak bardzo się starały. – Dom, w którym mieszkasz, jedzenie, które spożywasz, uciechy, jakich doświadczasz, suknie, wszystkie lekcje, podróże i wreszcie szacunek całej frakcji, chwała i splendor… – wyliczał, wpatrzony w kielich. – To wszystko nie wzięło się znikąd. Dwie dekady temu i mnie przyszło podjąć niewygodne decyzje, dzięki którym dziś mamy, co mamy.

Vivienne zerknęła z żalem na matkę, gdy Silas rzucił żonie wymowne spojrzenie. Elara nie była doskonałą aktorką, więc rzeczywiście akurat te słowa Silasa nie zrobiły na niej większego wrażenia. Ich córka pokusiłaby się nawet o stwierdzenie, że oboje zostali zmuszeni do życia, z którego nie czerpali najmniejszej nawet radości. I ona sama musiała być dla nich utrapieniem. Bo jak inaczej nazwać owoc wzajemnej pogardy?

Miałaby wieść takie życie, jak oni? Nienawidząc męża, co dzień błagając o wojnę, przez którą on wyzionie ducha, bo tylko jego śmierć przywróciłaby jej wolność? Podsłuchała kilkukrotnie modlitwy matki. Aż dziw, że nigdy nie dotarły do uszu ojca. A może dotarły i liczył po cichu, że wreszcie się spełnią.

– A jeśli odmówię? – zapytała nieśmiało i odnalazła wrogie spojrzenie Silasa. Rany na jej plecach niezagojone jeszcze po ostatniej niesubordynacji dały o sobie znać, gdy mięśnie napięły się boleśnie w oczekiwaniu.

– Jesteś dorosła, nie będę podejmował dojrzałych decyzji za ciebie… – Vivienne nabrała głęboko powietrza i naiwnie pozwoliła nadziei zakiełkować. – Zresztą… już dawno stwierdziłem, że twoja matka nie spełniła się w roli żony przywódcy. Winna była mi syna, dostałem zaś to, co dostałem.

Dziewczyna zadrżała na te słowa, słusznie odczytując w nich groźbę.

– Być może inna magiczka urodzi mi syna, dziedzica tytułu, nie tylko fortuny – kontynuował od niechcenia, a matka skuliła się na te słowa.

W Kręgu Światła węzeł małżeński był nierozerwalny. Jedynie wdowiec był zwolniony ze złożonej przysięgi. Tak też wysoko postawieni magowie rozwiązywali małżeńskie problemy, co od jakiegoś czasu spotykało się z coraz większą dezaprobatą społeczeństwa.

– Nie boisz się, że nagłe odejście żony przywódcy wyda się podejrzane? – zapytała cicho Vivienne.

– Niczego się nie boję.

– To może zaważyć na twojej pozycji – odparła butnie. – Już pojawiają się różne zasadzki na twoje straże.

– Moja pozycja jest nie do ruszenia – warknął tak nisko, że Vivienne skuliła się w duchu.

Gdyby nie miała już nic do stracenia, najpewniej nie próbowałaby postawić na swoim. O sile ojca przypominał jej coraz bledszy siniak ciągnący się wzdłuż kręgosłupa. To cud, że Merrick nie złamał jej wpół podczas ostatniego wybuchu złości.

– Jeśli nie martwisz się o swoją pozycję, dlaczego tak bardzo zależy ci na związaniu mnie z jednym z Langleyów?

– Bo dałem już słowo! – Krzyk ojca poniósł się między murami i sprawił, że serce Vivienne się zatrzymało.

Zimna wymiana spojrzeń i ponowne uderzenie w stół sprawiały wrażenie, jakby Merrick uważał, że dobił z nią targu. Dobrze wiedziała, że tak właśnie było. Za jej rękę najpewniej miało przypaść Silasowi w udziale coś tak cennego, że czas odgrywał kluczową rolę.

Otworzyła usta, choć nie wiedziała jeszcze, co odpowiedzieć. W tej chwili przez otwarte okno jadalni wleciała sowa. Przepasana maleńką skórzaną torebką przefrunęła ponad zastawionym stołem i wylądowała obok talerza Merricka, by zaraz wskazać maleńkim łebkiem na rulon z zieloną pieczęcią.

Bez słowa otworzył korespondencję, mozolnie ją przeczytał i rzucił nią w stronę córki.

– To adres malarza. Udasz się do niego nazajutrz – burknął i odszedł od stołu, wyraźnie stracił apetyt. – Za dwa miesiące na zaślubinach wręczysz Langleyowi w prezencie swój portret. Ubierz się stosownie i współpracuj z artystą, podobno jest mistrzem w swym fachu. W kolejną niedzielę odwiedzimy Langleyów. Na razie to wszystko.

Wyszedł, zostawiwszy Vivienne z rozpalonymi od złości policzkami, ledwie panującą nad tlącym się w opuszkach palców ogniem. Jej oczy zabarwiły się płomienną czerwienią, a w żyłach miast krwi płynęła lawa. Matka przysunęła się do niej, próbowała dodać jej choć odrobinę otuchy, ta jednak oparła się na krześle i prychnęła pod nosem.

– Vi… – wyszeptała Elara, niemal dławiła się łzami. – Naprawdę… okropnie mi przykro.

– Wiem, mamo.

– Spróbuję z nim porozmawiać…

– Ani się waż! – odparła szybko, doskonale pamiętała bowiem wszystkie poprzednie razy, kiedy matka stanęła w jej obronie. Naraz pokryła się wstydem i wyrzutami sumienia, że nie potrafiła zapanować nad sobą i tylko dodała jej zmartwień. – To nie ma znaczenia, poradzę sobie.

– Nie chcę, byś sobie radziła – odparła matka ze smutkiem. – Chcę, żebyś żyła.

– Będzie dobrze. – Wysiliła się na delikatny uśmiech i zakryła dłoń matki swoją. – Może nie będzie aż taki zły – szepnęła, pragnąc uwierzyć we własne słowa. – I będę tuż obok…

Przekonywała matkę, że upływ czasu zwróci szczęście im obu. Jedyną dobrą myślą było to, że Langleyowie trzymają się razem, a ich potomkowie mieszkają w niedalekim sąsiedztwie Merriców. To pozwoli jej na częste odwiedzanie matki i upewnianie się, że wszystko z nią dobrze. Pobieżnie pamiętała też twarze synów Langleya. Którykolwiek miał dostać jej rękę, nie był skończoną poczwarą, a to już drugi maleńki pozytyw. Na siłę szukała kolejnych, jednak na próżno. Na obecną chwilę te dwa musiały wystarczyć.

Rozdział 3

Nie zamierzała ułatwiać malarzowi zadania. Nie zależało jej również na tym, by godnie prezentować się na ścianie salonu rodziny, która bez skrupułów pozbawiła ją wolności. Toteż nie włożyła jednej z najlepszych sukni, nie zatroszczyła się o makijaż, nie ułożyła też włosów – co było do niej niepodobne, odkąd ukończyła akademię.

Po trzech latach noszenia dwóch nudnych warkoczy i skóry wolnej od kosmetyków lubowała się w różnorodnych sposobach zmiany wyglądu. Z tego właśnie powodu zaraz po ukończeniu akademii ścięła włosy do linii ucha, a pasmo z przodu pofarbowała na czerwono, co kontrastowało z ich naturalnym kruczoczarnym kolorem i z jej dużymi oczami w odcieniu głębokiego brązu.

Mystic Arcane… Wieść o niedawnym upadku akademii wywołała w niej skrajne emocje. Informacja o tym, że Krąg Umbrantów nie był współodpowiedzialny za trwającą od wieków wojnę, niespecjalnie ją zdziwiła. W kuluarach magowie ubóstwiali plotkować, zatem i ta teoria dotarła do uszu Vivienne. Po stronie akademii opowiadał się sam jej ojciec – to chyba najlepszy dowód na winę Mystic Arcane. Bardziej zszokował ją fakt, że wreszcie ktoś zdołał pokonać giganta. Nie znała osobiście tych, którzy przyczynili się do wyzwolenia magów cieni, ale widziała w ich zwycięstwie nadzieję dla siebie samej. Jeśli oni dokonali niemożliwego, może i dla niej nie wszystko stracone.

Nie zależało jej również, by przybyć na czas. W progu domu malarza uznała jednak, że dobrze się stało, bo niemal zderzyła się z wodną magiczką. Nie byłaby pewna jej pochodzenia, gdyby nie mokre ślady, jakie zostawiały na stopniach jej bose stopy. Pantofle trzymała w jednej dłoni, a drugą zakrywała spierzchnięte usta, chichocząc przy tym, jakby upito ją winem. Zmierzwione długie włosy i krzywo zapięte guziki sukni nie pozostawiały Vivienne nic do domysłu. Jej spóźnienie pozwoliło malarzowi dokończyć to, co zaczął. Powinien jej zatem dziękować.

– To prawda, co mówią o wodnych? – usłyszała przyjemny, nieco rozbawiony męski głos. – Potrafią być tak mokre, że można się ślizgać jak… – Koniec zdania zagłuszyło parsknięcie.

– Wbrew pozorom jestem dżentelmenem – odparł drugi, znacznie niższy, niemal wibrujący ton.

Odpowiedział mu głośny, dudniący śmiech.

– Gdyby ten krąg składał się z samych takich dżentelmenów jak ty, nic nie zostałoby dla skromnych herbalistów jak ja.

– Wszystkie kobiety zdobywa się łatwo. Wyzwaniem jest tylko czas.

– W takim razie ty nie masz wyzwań, bo każda nowa modelka wychodzi stąd wyjątkowo zadowolona góra tydzień po pierwszym szkicu.

Vivienne ruszyła z miejsca. Stara deska zaskrzypiała pod jej butami, co przerwało wymianę zdań magów. Dziewczyna wzięła ich za skończonych idiotów, skoro śmieli uważać, że jedyną zmienną w zdobywaniu kobiety jest upływ czasu. Nie zamierzała się jednak nad nimi użalać. Miała tam wejść, zapozować i wyjść. Trapiły ją dużo ważniejsze problemy niż niedojrzałość dwóch obcych mężczyzn.

– Nie skradaj się, wejdź – rozbrzmiał ten niższy, wibrujący głos, na którego dźwięk Vivienne się wyprostowała, by nie wyglądać jak zagubiona owieczka, i pchnęła uchylone drzwi.

Zza płótna było widać jedynie ciemnorudą czuprynę malarza i jego nagie, dobrze umięśnione, naprężone ramię. W pełni skupiony na obrazie, nie raczył nawet zerknąć w jej stronę. Przywykła do nieco innego traktowania, jednak nie przeszkadzał jej brak uwagi.

Broda wysoko, oczy oceniająco zmrużone, łopatki ściągnięte. Postawa godna córki przywódcy czerwonej frakcji – kogoś, kto o szacunek nie musiał się ubiegać, zwyczajnie miał go z urzędu… wszędzie poza domem.

Drugi mag, dotąd nachylony nad swym przyjacielem, zreflektował się szybko i skłonił delikatnie, po czym ruszył w jej stronę z uśmiechem.

– Ty pewnie jesteś Vivienne. – Uścisnął jej dłoń, kiedy skinęła. – Ezekiel Ember. Nikt ważny, zwykły herbalista. Jeśli od gadulstwa tego marudera kiedyś rozboli cię głowa, służę sprawdzoną miksturą z kofeiny i szałwii.

Malarz nie wydawał się zbyt rozmowny, chociażby z uwagi na fakt, że była w jego domu od dobrych kilku minut i nie raczył wyjrzeć zza płótna.

– Przyszłam nie w porę? – zapytała po dłuższej chwili ciszy, na co Jasper westchnął.

Niespiesznie odłożył pędzel i podniósł się z krzesła. Sięgnął po szmatkę, by wytrzeć w nią zabrudzone dłonie. Były tego samego niebieskiego koloru, co plamy na obnażonych piersiach uciekającej magiczki, co nie umknęło uwadze Vivienne.

– Przyszłaś za późno. Miałaś być godzinę temu – odparł oschle, a Ezekiel zerknął na nią przepraszająco.

– Dzięki mnie czas nie stanowił dla ciebie wyzwania. – Wzruszyła ramieniem i spojrzała na przewrócony stołek, zabarwiony niebieską farbą. W głowie dopisała sobie scenariusz niedawnych wydarzeń. – Im szybciej zaczniemy, tym szybciej skończymy i będziesz mógł dalej polować.

Jasper uniósł pytająco brew, zaś jego przyjaciel uśmiechnął się od ucha do ucha.

– To znaczy… malować. – Zmrużyła oczy w nieszczerym grymasie. – Robić t o, z czego słyniesz.

– Schlebia mi twoje zorientowanie…

– Niepotrzebnie – weszła mu w słowo, czym sprawiła, że zatrzymał się w połowie ukłonu. – Słyszałam pokątnie, że brak umiejętności zasłaniasz nagim biustem i odsłoniętym kroczem lubieżnych magiczek. Przykuwające wzrok sterczące sutki skutecznie odciągają uwagę od braków w warsztacie, co jest dość sprytnym rozwiązaniem, przyznaję. – Schyliła się, by podnieść stołek i ustawić go na miejscu. – Mógłbyś go wytrzeć? Nie chciałabym pobrudzić sukni.

Jasper patrzył na nią z urazą, której nie potrafił ukryć. To malarz, artysta. Nie zdołałby przyćmić żadnej emocji, jaka grała mu w duszy. Zwłaszcza gdy ktoś bezczelnie obrażał jego sztukę.

– Nie skupiam się na gołym ciele swoich modelek, a na sile, która widoczna jest jedynie po zdjęciu drogich sukien – burknął i podszedł ze szmatką do Vivienne. Ukucnął i skoncentrował się na wycieraniu stołka.

– Siła tkwi w oczach, nie w nagich piersiach.

– Doprawdy? – Zmarszczył brwi i zerknął na nią z ukosa. Wbił wzrok w całkowicie puste, obojętne spojrzenie. – W takim razie kamień z serca, że nie będę zmuszony oglądać cię nago.

Wstał i wrócił na swoje miejsce, za płótno, podczas gdy Ezekiel mądrze się ulotnił. Jasper chwycił za ołówek i wykonał jedną pionową krechę, która miała stanowić wyprostowany kręgosłup Vivienne. Kolejnymi mocnymi pociągnięciami nakreślił pozostałe części drobnego ciała, okrytego suknią wartą więcej niż roczny czynsz maga.

Wściekły na swój brak pohamowania, próbował skoncentrować się na pracy. Nie tak to miało wyglądać. Miał zdobyć jej zaufanie.

Czy jej zazdrościł? Bynajmniej. Za nic nie zamieniłby się z dziedzicem przywódcy którejkolwiek z frakcji. Im wyżej, tym mniejsze odruchy moralne. Znudzone spojrzenie magiczki i grymas niezadowolenia mówiły mu wszystko. Nos już z natury zadarty, brak zmarszczek wokół ust i oczu spowodowanych uśmiechem, co świadczyło o tym, że nawet w najmniejszym stopniu nie cieszyła się życiem. Podejrzewał, że gdyby tylko mogła, przerwałaby je natychmiast.

Zgorzkniała, wiecznie niezadowolona, zadufana w sobie magiczka. Z wybujałym mniemaniem o sobie. Przed Jasperem nie lada wyzwanie. Nie dość, że miał namalować dziewczynę w ubraniu, to jeszcze należało przenieść jej piękno na płótno. Problem w tym jednak, że za – tu musiał przyznać – całkiem miłą dla oka fasadą kryła się brzydota, którą dostrzegał w wyniosłych, orzechowych oczach, wyraźnych liniach zaciśniętej szczęki i w tym cholernym, niemożliwie wyprostowanym kręgosłupie dziewczyny, zbudowanym ze wszystkiego, co niemoralne. I ona śmiała go pouczać!

– Zechcesz się trochę rozluźnić? – poprosił i zerknął na nią z ukosa.

Doprawdy, wyglądała komicznie. Sztywna jak trup na siłę posadzony na stołku.

– Zechcę – odparła, lecz nie zmieniła pozycji. – Jak wrócę do domu.

Malarz westchnął, powtarzał sobie w głowie cenę, za którą zgodził się na tę męczarnię.

– Wybornie.

NOTA COPYRIGHT

Krąg Światła

Copyright © Sandra Ewertowska

Copyright © Wydawnictwo Inanna

Copyright © MORGANA Katarzyna Wolszczak

Wszelkie prawa zastrzeżone. All rights reserved.

Wydanie pierwsze, Bydgoszcz 2025 r.

ebook ISBN 978-83-7995-856-6

Redaktor prowadzący: Marcin A. Dobkowski

Redakcja: Paulina Kalinowska | proAutor.pl

Korekta: Agata Milewska | proAutor.pl

Projekt i adiustacja autorska wydania: Marcin A. Dobkowski

Projekt okładki: Ewelina Nawara | proAutor.pl

Ilustracja na okładce: Sandra Ewertowska

Skład i typografia: Bookiatryk.pl

Przygotowanie ebooka: Bookiatryk.pl

Książka ani żadna jej część nie może być przedrukowywana ani w jakikolwiek inny sposób reprodukowana czy powielana mechanicznie, fotooptycznie, zapisywana elektronicznie lub magnetycznie, ani odczytywana w środkach publicznego przekazu bez pisemnej zgody wydawcy.

MORGANA Katarzyna Wolszczak

ul. Kormoranów 126/31

85-432 Bydgoszcz

[email protected]

www.inanna.pl

Najtaniej kupisz na www.madbooks.pl

📖 Informacja o wersji demo

📖 Wersja demonstracyjna

To jest wersja demonstracyjna zawierająca 10% treści książki.

Aby przeczytać pełną treść, skorzystaj z pełnej wersji EPUB.

Wersja demo została wygenerowana automatycznie zgodnie z wymaganiami EAA.