Kochankowie zorzy polarnej (Medical) - Amalie Berlin - ebook

Kochankowie zorzy polarnej (Medical) ebook

Berlin Amalie

4,0

Opis

Doktor Lia Monterrosa przyjeżdża do stacji polarnej na Antarktydzie, by podjąć pracę w tamtejszym centrum medycznym. Przede wszystkim jednak chce zobaczyć się z byłym narzeczonym, doktorem Westem MacIntyre’em, który schronił się tu przed światem. Uważa, że muszą sobie wyjaśnić wiele spraw, w tym jedną najważniejszą: dlaczego West zerwał zaręczyny tuż przed ślubem, nie podając przyczyn. Po pierwszym spotkaniu z Westem czuje, że jej złość do niego słabnie. Zaczyna go od nowa pragnąć...

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 154

Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
Oceny
4,0 (18 ocen)
7
4
7
0
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.

Popularność




Amalie Berlin

Kochankowie zorzy polarnej

Tłumaczenie: Elżbieta Chlebowska

HarperCollins Polska sp. z o.o. Warszawa 2021

Tytuł oryginału: Reunited in the Snow

Pierwsze wydanie: Harlequin Medical Romance, 2019

Redaktor serii: Ewa Godycka

© 2019 by Amalie Berlin

© for the Polish edition by HarperCollins Polska sp. z o.o., Warszawa 2021

Wydanie niniejsze zostało opublikowane na licencji Harlequin Books S.A.

Wszystkie prawa zastrzeżone, łącznie z prawem reprodukcji części dzieła w jakiejkolwiek formie.

Wszystkie postacie w tej książce są fikcyjne. Jakiekolwiek podobieństwo do osób rzeczywistych – żywych i umarłych – jest całkowicie przypadkowe.

Harlequin i Harlequin Medical są zastrzeżonymi znakami należącymi do Harlequin Enterprises Limited i zostały użyte na jego licencji.

HarperCollins Polska jest zastrzeżonym znakiem należącym do HarperCollins Publishers, LLC. Nazwa i znak nie mogą być wykorzystane bez zgody właściciela.

Ilustracja na okładce wykorzystana za zgodą Harlequin Books S.A. Wszystkie prawa zastrzeżone.

HarperCollins Polska sp. z o.o.

02-672 Warszawa

ul. Domaniewska 34A

www.harpercollins.pl

ISBN 978-83-276-6714-4

Konwersja do formatu EPUB, MOBI: Katarzyna Rek / Woblink

ROZDZIAŁ PIERWSZY

Doktor Lia Monterrosa nie odziedziczyła awanturniczego ducha swoich portugalskich przodków, a jednak sprawiała wrażenie nieustraszonej globtroterki.

U kresu długiej i męczącej drogi wciąż tryskała entuzjazmem, podczas gdy jej towarzysze podróży z wysiłkiem taszczyli bagaże po lśniących korytarzach stacji badawczej Fletcher na Antarktydzie. Przywieziony dobytek miał im wystarczyć na długie i ciemne zimowe miesiące.

Lia słyszała wiele powodów, dla których polarnicy byli gotowi spędzić osiem miesięcy w towarzystwie pięćdziesięciu nieznajomych osób – od chęci przeżycia niepowtarzalnej przygody po wyjątkową okazję do przeprowadzenia badań naukowych.

Ją przyciągnęło właśnie towarzystwo obcych ludzi – to, że będzie dla nich białą kartą. Nie musi udowadniać, że jest najdzielniejsza pod słońcem, nie musi też zachowywać się potulnie i uprzejmie.

Właściwie przyjechała tu w poszukiwaniu byłego narzeczonego. Chciała zapytać, czemu ją porzucił. Co takiego się stało w ciągu tych czterech dni, które spędziła w domu, w Portugalii, że zniknął bez słowa? Przestał ją kochać? Już nie chciał się z nią ożenić? I dlaczego zrobił to akurat wtedy, gdy ona zgłaszała na Policia Judiciára zaginięcie ojca?

Weston nie zostawił listu. Nie naskrobał nawet zdawkowego pożegnania na żółtej karteczce przyklejonej do lustra. Po prostu przestał odbierać od niej telefony. Kiedy wróciła do Londynu trzy dni przed ślubem, stwierdziła, że wyprowadził się, porzucił pracę i wyłączył komórkę. Został jej po nim piękny pierścionek zaręczynowy i wielka dziura w sercu.

Dzisiaj wreszcie go zobaczy, skończą się miesiące udręki. A jeśli los jej będzie sprzyjał, usłyszy odpowiedzi na dręczące ją pytania. Zamknie pewien rozdział życia i wreszcie zostawi go za sobą. Koniec, kropka. Znajdzie spokój, którego West ją pozbawił.

Coś ścisnęło ją w żołądku i omal się nie potknęła, ale szybko odzyskała równowagę. Trudniej było opanować drżenie dłoni, które może mieć fatalne skutki podczas operacji. Jeśli się dowie, co było powodem zerwania, może uda jej się uniknąć błędu w przyszłości. Nie da się poprawić czegoś, o czym się nie wie.

‒ Doktor Monterrosa, korytarz C. – Przewodniczka wskazała niepozorne drzwi z okrągłym okienkiem na wysokości głowy, przywołujące skojarzenia z bulajem na statku. A ponieważ zatrzymała się cała grupa, dodała: – Przyjechaliście pod koniec lata, rozlokujemy was tam, gdzie jest wolne miejsce.

Lia była jedyną nową lokatorką w korytarzu C, który już za tydzień opustoszeje. Wyjadą Jordan i Zeke. Będzie mogła przebierać w wolnych kwaterach.

Otworzyła usta, żeby zapytać o numer kabiny, ale zmęczenie zaczęło się dawać we znaki. Zanim zdążyła coś powiedzieć, przewodniczka wyjaśniła:

‒ Ostatnie drzwi po lewej stronie.

Zarzuciła jedną z toreb na ramię i weszła na ciemniejszy korytarz. Po trzech sekundach jej wzrok przywykł do mroku, dostrzegła beżowe ściany i wykładzinę, białe drzwi po obu stronach.

Doktora Westona MacIntyre’a czeka niespodzianka.

Ona ma przewagę wynikającą z zaskoczenia. Gdyby wiedział o jej przyjeździe, pewnie by się nastawił na awanturę. A choć dobrze jest wykrzyczeć swój ból, nie zamierzała okazywać, jak bardzo ją zranił.

Jedyną wtajemniczoną osobą była Jordan, przyjaciółka z Akademii Medycznej i niedoszła druhna. To ona zawiadomiła Lię, kiedy West pojawił się na stacji polarnej Fletcher. Wcześniej pomogła jej w odwołaniu wesela i pocieszała, bo przecież nie było wiadomo, czy niedoszły pan młody żyje.

Lia przez wiele miesięcy przygotowywała się do tej konfrontacji, ćwiczyła w głowie różne scenariusze i obiecywała sobie, że nie pokaże Westowi, jak bardzo za nim tęskniła. Teraz była odrętwiała z zimna i zdenerwowania. Trudno udawać obojętność, skoro przejechała pół świata, żeby go odszukać.

A jednak lepiej nie okazywać prawdziwych emocji. Kłamstwa zapewniają bezpieczeństwo.

Korytarz skręcał w prawo. W połowie drogi dostrzegła wysokiego barczystego mężczyznę w czarnej włóczkowej czapce i z czarną brodą. Stał w głębi, w ręku trzymał klucze. Patrzył w jej kierunku.

Zrobiła jeszcze parę kroków i dopiero wtedy go poznała. Nogi się pod nią ugięły, chyba by upadła, gdyby się nie oparła na walizce.

West.

Jej elegancki, zawsze wymuskany narzeczony. Były narzeczony. Teraz trochę zaniedbany.

Wszystko przybrało wolniejsze tempo, a ostatnich parę metrów wydało jej się dłuższe niż tysiące kilometrów, które pokonała w drodze na Antarktydę.

Na jego widok wyleciały jej z głowy wszystkie przygotowane tyrady. Przypomniała sobie niezwykle żywo ich pierwsze spotkanie w londyńskim szpitalu, gdy nowo mianowany szef chirurgii potrzebował asystentki i wskazano mu rezydentkę na neurochirurgii, Lię właśnie. Przyglądał jej się z niekłamanym zainteresowaniem, kiedy zbliżała się do pokoju pielęgniarek, pod którym na nią czekał. Przez trzy dni udawała obojętność, aż wreszcie nie wytrzymała i umówiła się z nim na randkę.

Londyńska Lia była zadziorna i nieustraszona. Przynajmniej takie sprawiała wrażenie. Zresztą wszyscy tego od niej oczekiwali.

Podniosłą głowę i starała się wymazać z pamięci inne napływające wspomnienia. Jak zwiedzali londyńskie kościoły w poszukiwaniu idealnego miejsca na ślub. Jak planowali wspólną przyszłość...

Czas znów zaczął płynąć szybciej. Serce waliło jej tak mocno, że pulsometr na przegubie zacząłby alarm, gdyby w drodze nie rozładowała się bateria. Czuła ciężar w żołądku i zrobiło jej się niedobrze.

West nie odezwał się ani słowem, stał i patrzył na nią spode łba. Nie było w tym spojrzeniu ani odrobiny czułości.

To wszystko, na co go stać? Zapiekły ją oczy.

Nie jest gotowa na rozmowę. Jeszcze nie zdążyła się rozpakować.

Powinna coś powiedzieć. Czy nie po to przyjechała? Żeby mu wygarnąć całą prawdę. Usłyszeć jakieś wyjaśnienia. Pozbyć się poczucia straty, o której przypominał pierścionek na palcu. Symbolizował przyszłość, którą wspólnie planowali.

Ulga. Żal. Zdrada.

Gdyby udało jej się przespać w podróży, może byłaby w stanie myśleć trzeźwo. Nie słyszałaby ogłuszającego rytmu własnego serca i wysilonego oddechu.

Tamta Lia nie zapomniałaby słów. Może nawet wymierzyłaby mu policzek. Potrząsnęłaby nim, zmusiła do odpowiedzi. Bardzo się zmieniła.

Im dłużej trwała cisza, tym bardziej zamknięta stawała się jego twarz. Zniknęło zdumienie, pojawiła się gniewna zmarszczka. Zacisnął usta. Schowały się w gęstej brodzie, której nigdy wcześniej nie miał.

Milczał. Jedynym potwierdzeniem, że ją poznał, były zaciśnięte szczęki. Zupełnie jakby to ona była winna. Jakby to ona porzuciła go tuż przed ślubem.

Zanim zdążyła coś wykrztusić, minął ją i ruszył przed siebie korytarzem. Wściekły. Na nią.

Już znikał za zakrętem. Sztywny jak kij, rozzłoszczony. Przejechała pół świata, żeby go odnaleźć. Na mecie zabrakło jej sił na pościg.

Przymknęła oczy i oddychała z trudem.

W jej pamięci zapisały się tylko sceny spotkań – na szpitalnych korytarzach i schodach, żeby dać sobie całusa przed obchodem. Nie pamiętała rozstań i pożegnań. To jedyna dobra strona niespodziewanego zerwania – nie przewidziała go, nie widziała, jak West odchodzi.

Mój Boże, jaka z niej idiotka.

Na Antarktydzie są inne stacje badawcze. Nikt jej tam nie zna. Mogłaby w spokoju przemyśleć swoje życie i podjąć decyzję, co dalej. Niepotrzebnie naraziła się na dobrowolne tortury.

Ucisnęła powieki, cienie i kolory rozbłysły ostrym światłem, zatarły się wspomnienia. Nie ma szansy na powrót tego, co było kiedyś.

Nie powinna się dziwić, że West nie ma ochoty z nią rozmawiać. Zawsze unikał rozmów o przeszłości, a ona ją uosabia. Interesowała go przyszłość, a tam nie ma dla niej miejsca. Łączy ich tylko najbliższych dziesięć dni. Potem West wyjedzie.

Co się odwlecze, nie uciecze. Ona nie zrezygnuje. Zastanowi się i wygarnie Westowi wszystko, co jej ciąży. W najbliższych dniach będą pracować ramię w ramię w centrum medycznym. West musi się wytłumaczyć. A przynajmniej jej wysłuchać.

Wypocznie i na powrót stanie się londyńską Lią. Podczas wizyty w domu, w Portugalii, była Ophelią. Przeistoczenie się zawsze zajmuje trochę czasu. Lia ma swoje zdanie na każdy temat i nie boi się go wypowiadać. Zanim opuści stację polarną, przestanie spełniać oczekiwania innych. Upewni się, kim naprawdę jest.

Sen pomoże. Obecność przyjaciółki doda sił. Lia powróci do ulubionej wersji samej siebie, zapomni o tej smutnej potulnej dziewczynce, którą kiedyś była.

– Lia?

Nie słyszała kroków, a jednak Jordan wyrosła przy niej jak spod ziemi.

– Co powiedział? – Mocny serdeczny uścisk przyjaciółki przepędził dźwięczące jej w uszach fałszywe deklaracje wieczystej miłości.

– Nic – mruknęła. – Nie odezwał się i uciekł.

– Co mu powiedziałaś? – dopytywała Jordan. – Że jest nędznym robakiem i któregoś dnia globalne ocieplenie rozmrozi jego zlodowaciałe serce?

– Nie spodziewałam się, że wpadnę na niego zaraz po przyjeździe. Zamurowało mnie – bąknęła Lia.

– Zapomniałam cię uprzedzić. Ulokowałam was po sąsiedzku, żeby nie mógł się przed tobą schować, jeśli chce nocować u siebie.

– Tu mieszka?

– Źle zrobiłam? – zaniepokoiła się Jordan. – Może nie powinnam ci mówić, że go tu spotkałam?

– Nonsens. Sama chciałam przyjechać do stacji polarnej. Jest zimno, ale przywyknę. Muszę się zastanowić, co mu powiedzieć.

– Masz trochę czasu.

Dziesięć dni, powtórzyła w myślach Lia.

– Zamierzałam zostawić bagaż i zgłosić się do przychodni, zgodnie z instrukcją.

– A on stał przed drzwiami? – Jordan wyjęła jej z rąk klucze i otworzyła sąsiednie drzwi, te na samym końcu. Pokój wielkością przypominał raczej szafę ścienną czy niewielką kajutę z wąskim łóżkiem.

– Na mój widok zrobił taką minę, jakby chciał się schować w mysiej norze.

Lia rozejrzała się. Dwa okienka w rogu. Stolik nocny. Szafa. Wszystko pod prawą ścianą. Półmetrowe przejście od drzwi do okna.

Przytulnie.

Tak właśnie będzie myślała. Przytulny pokoik – to nastraja optymistycznie.

– Na mnie też patrzy spode łba – przyznała Jordan, ustawiając bagaże przyjaciółki przy łóżku. – Później pogadamy, jaki z niego dupek. Mam cię przyprowadzić na kontrolę medyczną.

Lia zrobiła komplet badań jeszcze w Londynie, ale nie protestowała. Jordan tymczasem nie przestawała gadać – opowiadała o stacji i obowiązkach lekarzy w przychodni. Ale pierwszoplanowym tematem był Zeke.

Podróż na Antarktydę okazała się dla Jordan niezwykle szczęśliwa. Spotkała tu miłość życia – mężczyznę, którego gdzie indziej nie miałaby szansy spotkać. Lia też miała oczekiwania: czas wreszcie pozbyć się masek, które wkładała, aby zadowolić otoczenie.

– Zaczynasz jutro – mówiła Jordan. – Chciałam cię zaprosić na kolację, ale sprawiasz wrażenie wyczerpanej. Może wolisz się dobrze wyspać?

Tak naprawdę miała ochotę złapać Westa za brodę i porządnie nim potrząsnąć, ale jakoś brakowało jej siły.

– Jeszcze nie wiem.

– Najpierw przedstawię ci Zeke’a.

Każdy mięsień go bolał. Sam nie wiedział, jak udało mu się dotrzeć do przychodni. Przed sekundą patrzył w oczy istoty, za którą wciąż tęsknił, a w następnej chwili stał w holu centrum medycznego i nie pamiętał, po co tu przyszedł.

Co tu robi Lia? Powinien był opuścić stację polarną w chwili, kiedy spotkał w niej Jordan Flynn.

Było jasne, że powiadomi przyjaciółkę o miejscu jego pobytu. Nie przyszło mu do głowy, że Lia zdecyduje się na morderczą podróż. Uciekł od niej, bo nie umiałby z nią zerwać. To był jedyny sposób, by ocalić ukochaną przed potworem, jakim się stał. Nie zrujnuje jej życia, jak to zrobił z Charliem. Nie przeżyłby drugiej takiej straty.

Lia wkrótce znajdzie mężczyznę, który bardziej zasługuje na jej miłość. On jest wrakiem człowieka, wciąż ma poczucie winy po samobójstwie młodszego brata. Charlie żyłby nadal, gdyby nie postawił mu ultimatum.

Wciąż na nowo przeżywał moment, gdy powiadomiono go o śmierci Charliego, gdy musiał zgłosić się po ciało brata, aby go pochować.

Kiedy w stacji spotkał Jordan, założył, że kobiety poprzestaną na kontakcie internetowym, obrzucą go najgorszymi obelgami, jakie mu się skądinąd słusznie należały, ale na tym poprzestaną.

Co Lia tutaj robi? Miała walizkę i czerwony kombinezon przydzielany wszystkim członkom ekipy badawczej.

Nie przyszła do niego. Skierowała się do sąsiedniej kabiny…

Gwałtownie potarł czoło, próbując zebrać myśli.

Był na poczcie, odebrał książki zamówione przed miesiącem. Wrócił po lunchu do siebie, by je tam zostawić. Sześciu nowych polarników przybyło do stacji, powinien ich zbadać. Od tygodnia miał to wpisane w harmonogram. Czterech naukowców, programista i lekarz na sezon zimowy.

Czyżby Lia, kobieta, która nie mogła żyć bez światła słonecznego, zatrudniła się na zimę w stacji polarnej?

Nie jego sprawa.

On tu nie zostanie. Musi tylko wytrzymać dziesięć dni i nie paść na kolana, błagając Lię o wybaczenie. Oddychał z wysiłkiem. Trzeba wziąć się w garść, zanim ktoś wejdzie.

Chociaż w stacji polarnej było zimno, czuł strużkę potu spływającą po plecach. Zdjął kurtkę i powiesił na wieszaku. Do diabła. Czas się zastanowić. Uciekł przed nią, ale nie uniknie rozmowy. Lia zmusi go do wysłuchania tego, co zamierzała mu powiedzieć.

Oparł się o blat i oddychał głęboko. W tej chwili jest bezużyteczny jako lekarz. Jego mózg pogrążył się we mgle, przez którą nie przenikały sygnały z zewnątrz.

Nigdy nie zastanawiał się, jak to będzie, gdy znów zobaczy Lię. Zatarł za sobą ślady. Zaczął od zera. A kiedy uporał się z wątpliwościami, ból zelżał.

Przypomniał sobie wyraz jej twarzy. Smutek. Cierpienie. Ale nie gniew. Nie wiedział, czego ma się spodziewać.

– West. Nowi pracownicy…

Odwrócił się, słysząc głos szefa centrum medycznego, doktora Bradshawa.

– Wiem, uprzedzałeś wcześniej.

Tony zaczął mieć problemy z pamięcią. Schudł ostatnio, ale na ten temat już rozmawiali. West niewiele mógł zrobić. Warunki życia na Antarktydzie powodowały przyspieszony metabolizm.

– Istotnie – przyznał Tony z wahaniem i wręczył mu teczki nowych pracowników. – Jordan ci pomoże. Właśnie poszła po jednego z nich.

Jedną. Poszła po Lię.

Miał ją przed oczami. Jej spojrzenie go hipnotyzowało. Pamiętał zapach kobiecej skóry rano, kiedy wychodziła spod prysznica. A jeszcze lepiej po miłosnej nocy, kiedy czuł na niej zapach samego siebie. Ekscytujące wspomnienia. Zrobiło mu się gorąco. Płonął, a jednocześnie lodowate ostrze przeszywało jego kark. Szatkowało nerwy.

– Mam spotkanie. Musicie poradzić sobie sami, ty i Jordan! – zawołał Tony od drzwi.

– Jasne.

Westchnął ciężko. Wystarczy przetrwać kolejnych kilka godzin. Potem się zobaczy.

Lia powinna wrócić do domu. Kochająca słońce dziewczyna nie powinna być narażona na ciemności polarnej nocy. Kierownictwo stacji znajdzie innego lekarza, lepiej przystosowanego do Antarktydy. A on jeszcze raz zacznie od nowa.

– Dobrze się czujesz? – spytał Tony.

Dopiero wtedy West zorientował się, że szef jeszcze nie wyszedł.

Nie czuł się dobrze. Od wielu miesięcy. Czemu dzisiaj miałoby być lepiej?

– Źle sypiam. – Przynajmniej to było prawdą.

– Bierzesz tabletki?

– Tak. – Skoro mowa o zdrowiu, może odwrócić pytanie? Bradshaw zamierza zimą prowadzić projekt badawczy dla NASA, powinien lepiej dbać o siebie. – Zwiększyłeś kaloryczność posiłków? Naprawdę jesteś za chudy.

Spadek wagi Tony’ego jest bardziej niepokojący niż bezsenność Westa.

– Niech Jordan pobierze ci krew i określi poziom hormonów tarczycy – powiedział Tony, jakby go nie usłyszał.

– Sprawdziłem w zeszłym tygodniu – przypomniał mu West. – Tobie też by się przydało. Zaburzenia pamięci to jeden z objawów niedoboru T3.

– Ach, daj już spokój.

Czyli nic z tym nie zrobi.

– …aż wyleciałam z koi. – Głos Jordan przerwał im niezręczną rozmowę.

Tony wymknął się. West spuścił wzrok, żeby nie patrzeć na Lię. Jedno trzeba jej przyznać, trudno ją wyprowadzić z równowagi. Nigdy nie podnosi głosu. Jeśli West zamknie drzwi do gabinetu lekarskiego, wszystko, co Lia mu powie, zostanie między nimi. Ściany stacji polarnej są cienkie jak papier, ale nie w przychodni.

Musiałby ją zbadać…

Na samą myśl o tym zrobiło mu się gorąco. Nie powinien dotykać Lii. Pod żadnym pozorem. Straci nad sobą kontrolę. Zabraknie mu hamulców. Nawet teraz, kiedy przed nią ucieka, nie może się powstrzymać od ukradkowych spojrzeń. Chciałby ją objąć.

Kurczowo ścisnął karty zdrowia pacjentów. Odwrócił się. Jordan i Lia nie odrywały od niego wzroku.

Podał Jordan trzy górne teczki, upewniwszy się, że jedna z nich zawiera dane Lii. Niech ją zbada.

– Tony’emu zależy na czasie.

Kobiety spojrzały na siebie porozumiewawczo.

– Jeśli myślisz, że uda ci się ignorować mnie do końca swojego pobytu, to bardzo się mylisz. Będę ci się naprzykrzać.

– Osiągnęłaś cel. Już jestem zirytowany.

Zerknął na nią. Zmieniła się od londyńskich czasów. Zmęczona. Opalona. Ma różową czapkę. Przecież nie znosi tego koloru? Włosy jej urosły, na ramiona spadały czarne loki. Efekt był ten sam jak poprzednia krótka fryzurka – wyglądała delikatnie i dziewczęco.

– Ja też – odparła półgłosem, ale z żelazną determinacją.

Zawsze podziwiał jej siłę. Chciał, żeby została matką jego dzieci. Taka matka walczyłaby o nie do upadłego. Nigdy by ich nie zawiodła.

Inne życie. Inna przyszłość, która już się nie ziści.

– Naprawdę chcesz rozmawiać tutaj?

– Weźmiesz mnie pierwszą? – Lia zignorowała go i zwróciła się do Jordan. – Nie ma nikogo innego, a ja zasypiam na stojąco.

West odwrócił się i rozłożył teczki na blacie. Przeglądał papiery, nie widząc ich wcale. Wszystko, byle tylko nie myśleć o byłej narzeczonej.

ROZDZIAŁ DRUGI

Dalsza część dostępna w wersji pełnej

Spis treści:
OKŁADKA
KARTA TYTUŁOWA
KARTA REDAKCYJNA
ROZDZIAŁ PIERWSZY
ROZDZIAŁ DRUGI
ROZDZIAŁ TRZECI
ROZDZIAŁ CZWARTY
ROZDZIAŁ PIĄTY
ROZDZIAŁ SZÓSTY
ROZDZIAŁ SIÓDMY
ROZDZIAŁ ÓSMY
ROZDZIAŁ DZIEWIĄTY
ROZDZIAŁ DZIESIĄTY