Jet - Jay Crownover - ebook + audiobook

Jet ebook i audiobook

Jay Crownover

4,4

Ten tytuł dostępny jest jako synchrobook® (połączenie ebooka i audiobooka). Dzięki temu możesz naprzemiennie czytać i słuchać, kontynuując wciągającą lekturę niezależnie od okoliczności!
Opis

Pora na historię Jeta i Ayden!

Jet Keller był rockandrollowym synonimem bad boya. Kiedy wchodził na scenę, Ayden nie potrafiła oderwać od niego wzroku. Gdy przychodził do baru z całą ekipą, jej rozum odmawiał posłuszeństwa. Widziała go wszędzie, nawet tam, gdzie go nie było.

Jednak Ayden już raz sparzyła się w relacji z chłopakiem pokroju Jeta: nieobliczalnym i zbuntowanym. Wiedziała, że tym razem nie ulegnie pokusie.

Tym bardziej że Jet robił wszystko, żeby ją do siebie zniechęcić. Tabuny dziewczyn, które przewijały się przez jego łóżko, na pewno nie wydawały jej się zaproszeniem. A jednak wciąż był w jej głowie, wciąż niepokoił jej myśli. Wiedziała, że musi o nim zapomnieć, zanim nadejdzie ten dzień, kiedy po prostu nie zdoła się oprzeć. 

Książka zawiera treści nieodpowiednie dla osób poniżej osiemnastego roku życia.                                                                    Opis pochodzi od wydawcy.

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 426

Audiobooka posłuchasz w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS

Czas: 9 godz. 59 min

Lektor: Monika Wrońska

Oceny
4,4 (143 oceny)
79
44
15
4
1
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.
Sortuj według:
MKWielgosz

Całkiem niezła

Nie mogła się wczuć w tej historię
20
paaula29

Dobrze spędzony czas

pierwsza część była lepsza
20
Bozena_1952

Nie oderwiesz się od lektury

Kolejna świetna historia i nadzieja na ciąg dalszy. Polecam ❤️
10
AgaKoz2801

Nie oderwiesz się od lektury

Polecam i czekam na koleinych bohaterów serii.
10
Evalia_Shotek

Dobrze spędzony czas

Mimo że fajnie napisana nie wrócę do niej, bo nie lubię tego typu bohaterek. Które nie żyją własnym życiem, tylko udają, które uważają ze wiedzą lepiej co muszą zrobić oczywiście wszystko sama sama Które przez swoje zachowanie narażają się na niebezpieczeństwo i porzucają miłość. Ja wiem ze to taki trend pisarski ale jak ktoś na własne życzenie chce cierpieć niszcząc przy tym innych to tego kogoś się nie lubi. Pierwsza cześć była przez to zdecydowanie lepsza. Tutaj ta powierzchowna cudownosc Aiden i ta miłość Jeta w przyspieszonym trybie psuła przyjemność czytania. Mimo że ogólnie historia jest fajna, szczególnie problemy i podejście Jeta. On nie tworzył sztucznie problemów. Za to jak czytałam że On ma nie nawalić mimo że to Ona wszystko zepsuła ale miała powody.. Sorry to już taka lekka przesada była. Oboje mieli ciężko i nie tylko On powinien ryzykować wszystkim. Teraz będę czekała na historie pozostałych bohaterów.
11

Popularność




Tytuł oryginału

Jet

Copyright © 2013 by Jay Crownover

All rights reserved

Copyright © for Polish edition

Wydawnictwo NieZwykłe Zagraniczne

Oświęcim 2024

Wszelkie Prawa Zastrzeżone

Redakcja:

Magdalena Mieczkowska

Korekta:

Karina Przybylik

Estera Łowczynowska

Karolina Piekarska

Redakcja techniczna:

Paulina Romanek

Projekt okładki:

Paulina Klimek

www.wydawnictwoniezwykle.pl

Numer ISBN: 978-83-8362-296-5

TAK TO SIĘ ZACZĘŁO

Ayden

Właśnie takich rzeczy za żadne skarby nie powinnam w życiu robić – prosić ślicznego chłopaka z zespołu, żeby odwiózł mnie do domu. Przecież były jakieś zasady. Jakieś standardy. Rzeczy, które robiłam teraz, żeby nie wrócić na dawną ścieżkę. Czekanie na Jeta Kellera zajmowało pierwsze miejsce na liście zachowań zakazanych. Ale miał w sobie to coś. Gdy patrzyłam, jak wyje do mikrofonu i ze sceny rozgrzewa tłum, mój zwykle rozsądny mózg zamieniał się w papkę.

Wiedziałam, że nie ma sensu pytać najlepszej przyjaciółki, co ze mną nie tak.

Szalała za wydziaranymi od stóp do głów chłopaczkami, poprzekłuwanymi w miejscach, w których Pan Bóg z całą pewnością nie chciał widzieć żadnej biżuterii. Powiedziałaby, że po prostu pociąga mnie odmienność, ktoś ewidentnie nie w moim typie. Ale ja wiedziałam, że wcale nie o to tu chodzi.

Jet był urzekający. Klub był napakowany ludźmi pod sam sufit i dosłownie nikt nie potrafił oderwać od niego oczu. Sprawiał, że tłum czuł – ale to tak naprawdę, do szpiku kości – cokolwiek skrzeczał do tego mikrofonu. I to było super.

Nie znosiłam heavy metalu. Dla mnie cała ta „muzyka” brzmiała jak jeden wrzask i darcie zagłuszane bezmyślnym łupaniem instrumentów. Natomiast show, intensywność i niezaprzeczalna siła, którą uwalniał samym tylko głosem, to było coś, co spowodowało, że … zaciągnęłam Shaw pod samą scenę. Bo ja też nie potrafiłam oderwać wzroku.

Jasne, chłopak dobrze wyglądał. Jak wszyscy kumple chłopaka Shaw. Bynajmniej nie byłam odporna na śliczne buźki i ładne ciała. W gruncie rzeczy miałam do nich słabość, przez którą wpadłam kiedyś w porządne kłopoty. Teraz więc skłaniałam się ku chłopakom, którzy pociągali mnie bardziej na płaszczyźnie intelektualnej.

Niemniej jeden kieliszek tequili Patron za dużo i dawka zwariowanych feromonów, które ten koleś musi wydzielać, sprawiły, że całkiem zapomniałam o nowych, bardziej rygorystycznych standardach doboru mężczyzn.

Jego włosy wyglądały, jakby rozczochrała mu je jakaś panienka. W pewnym momencie koncertu zdjął żonobijkę, odsłaniając szczupłe, umięśnione ciało pokryte czarno-szarym tatuażem anioła śmierci, który zaczynał się u podstawy szyi, a kończył gdzieś pod paskiem. Miał na sobie najbardziej obcisłe czarne dżinsy, jakie widziałam na chłopaku, ozdobione jakimiś łańcuchami ciągnącymi się od paska do tylnej kieszeni, które naprawdę niewiele pozostawiały wyobraźni.

Może właśnie dlatego nie byłyśmy z Shaw jedynymi dziewczynami pod sceną.

Oczywiście to nie było moje pierwsze spotkanie z Jetem. Regularnie wpadał do baru, w którym pracowałam. Wiedziałam więc, że jego oczy – obecnie zaciśnięte, bo wyrykiwał tony, od których dziewczyna po mojej lewej dostała spontanicznego orgazmu – były ciemne, intensywnie brązowe i igrało w nich poczucie humoru. Wiedziałam też o jego zamiłowaniu do bezwstydnych flirtów. Jet był tym uroczym w grupie chłopaków i bez zahamowań z tego uroku korzystał, łącząc go ze stapiającym serca uśmiechem, żeby dostawać to, na co miał ochotę.

Poczułam na ramieniu ciepłą dłoń, obejrzałam się i zobaczyłam Rule’a, chłopaka Shaw. Był wyższy od wszystkich wokół, po jego minie poznałam, że chce już jechać. Nawet nie musiał nic mówić, Shaw od razu obróciła się do mnie i z poczciwą szczerością w tych swoich zielonych oczach zapytała:

– Jadę z Rule’em. Jesteś gotowa?

Miałyśmy z Shaw politykę „nie zostawiamy drugiej samej w knajpie”, ale tej nocy nie miałam ochoty podporządkowywać się tej zasadzie. Przez te grzmiące gitary i rozrywający bębenki wokal musiałyśmy krzyczeć, nachyliłam się więc i ryknęłam jej na ucho:

– Zostanę jeszcze trochę. Może kumpel Rule’a mnie potem podwiezie.

Dostrzegłam jej sceptyczne spojrzenie, ale miała na głowie dramę z własnym chłopakiem, więc wiedziałam, że nie będzie mnie przekonywała do zmiany zdania. Wzięła Rule’a pod rękę i uśmiechnęła się do mnie z lekkim smutkiem.

– Zadzwoń, gdybyś mnie potrzebowała.

– Wiadomo.

Nie należałam do dziewczyn, które potrzebowały skrzydłowej. Przywykłam do latania solo i dbałam sama o siebie tak długo, że stało się to moją drugą naturą. Wiedziałam, że gdybym miała jakieś problemy albo musiała czekać na taksówkę zbyt długo, Shaw przybędzie po mnie na białym koniu, i ta świadomość z nawiązką mi wystarczała.

Obejrzałam resztę występu ze szczerą fascynacją i byłam pewna, że gdy Jet po ostatnim utworze rzucił mikrofon, to zanim wypił szota jamesona, puścił do mnie oczko. W mojej łepetynie ciągle dudniły ostrzeżenia, ale to mrugnięcie przypieczętowało sprawę.

Od zbyt dawna odmawiałam sobie szaleństw, a Jet wyglądał na idealnego wykładowcę kursu odświeżającego wiedzę.

Tymczasem zniknął za sceną z resztą chłopaków z kapeli, a ja wróciłam do baru, przy którym wcześniej wszyscy czekali na koncert. Okazało się, że tamte papużki nierozłączki zwinęły ze sobą Nasha, współlokatora Rule’a, bo był w takim stanie, że na pewno nie wyszedłby stąd o własnych siłach. Rowdy, najlepszy przyjaciel Jeta, migdalił się właśnie z jedną dziunią, która przez cały wieczór posyłała mi i Shaw parszywe spojrzenia. Gdy się od niej odkleił, żeby nabrać trochę powietrza, posłałam mu spojrzenie mówiące „powinieneś celować nieco wyżej”, a potem znalazłam wolny taboret przy barze.

Lokale dla heavymetalowców miały ten problem, że roiło się w nich od heavymetalowców.

I tak przez kolejną godzinę musiałam zbywać kolejne oferty darmowych drinków wysuwane przez kolesi, którzy wyglądali, jakby nie myli się i nie golili od roku. Irytowało mnie już to, więc zaczęłam robić się niemiła, gdy na moim kolanie wylądowała znajoma, bogato zdobiona ciężkimi srebrnymi pierścieniami ręka. Odwróciłam się i spojrzałam w ciemne, radosne oczy Jeta, który od razu zamówił mi kolejnego szota tequili, choć dla siebie poprosił o wodę.

– Olali cię, co? Widziałem, jak się na siebie gapili, cud, że wytrzymali do połowy koncertu.

Stuknęłam malutkim kieliszkiem o krawędź jego szklanki i obdarowałam go uśmiechem, dzięki któremu w dawnych czasach zawsze dostawałam to, czego chciałam.

– Wydaje mi się, że Nash miał starcie z tequilą i tequila wygrała.

Jet parsknął śmiechem i odwrócił się do dwóch chłopaków, którzy podeszli pogratulować mu występu. Gdy ponownie na mnie spojrzał, wyglądał na nieco skrępowanego.

– To zawsze takie dziwne.

Uniosłam brew i nachyliłam się do niego nieco bliżej, bo zauważyłam, że w pobliżu żeruje jakaś ruda dziunia w ciasnawej kiecce.

– Czemu? Świetnie gracie, ludziom ewidentnie się podoba.

Odrzucił głowę do tyłu i wybuchnął śmiechem. Pierwszy raz zauważyłam, że ma sztangę w języku.

– Ludziom… ale tobie nie?

Skrzywiłam się i wzruszyłam ramionami.

– Ja jestem z Kentucky.

Uznałam, że to wystarczy za wyjaśnienie.

– Rule mi napisał, że trzeba cię podrzucić do domu. Muszę iść oderwać Rowdy’ego od tej panny i pomóc chłopakom zapakować wszystko do vana, ale jeśli zaczekasz jakieś pół godzinki, to chętnie cię podwiozę.

Nie chciałam wyjść na zbyt chętną. Nie chciałam pokazać, że liczę, i to bardzo, na innego rodzaju przejażdżkę, więc ograniczyłam się do kolejnego wzruszenia ramionami.

– Jasne. Miło z twojej strony.

Na odchodnym ścisnął mnie za kolano i musiałam stłumić dreszcz, który przeszył mnie od stóp do głów. Skoro byle dotyk wprawiał mnie w drżenie, to definitywnie coś musiało być na rzeczy.

Odwróciłam się z powrotem do baru, sobie też zamówiłam szklankę wody i chciałam zamknąć rachunek. Zdziwiłam się, gdy barman oświadczył, że jest opłacony, co mnie lekko wkurzyło, bo nawet nie wiedziałam, komu za to podziękować. Okręciłam się na taborecie i przyjrzałam uważniej ludziom walczącym o przejście do baru zawalonego rozentuzjazmowanymi facetami i nadmiernie otwartymi dziewczynami. Daleko mi było do świętej, ale naprawdę nie szanowałam dziewczyn, które były skłonne się upodlić, oddać się na jedną przelotną noc tylko dlatego, że Jet wyglądał seksownie w tych ciasnych portkach.

Cokolwiek się we mnie działo, było głębsze, ale nie potrafiłam tego zdefiniować. Dziś byłam na tyle pijana – i wytęskniona za swoim dawnym „ja” – że mogłam z czystym sumieniem to zignorować.

Gdy wrócił Jet, udawałam, że byłam zainteresowana rozmową z facetem, który wyglądał, jakby zrobił najazd na szafę Glenna Danziga. Opowiadał mi o różnych odmianach metalu i tłumaczył, dlaczego ludzie słuchający jednych są do bani, a innych wymiatają. I tak wykazałam się ogromną cierpliwością, bo nie wepchnęłam listka gumy w tę zionącą na mnie ciężkim gorzelnianym oparem gębę.

Jet przywitał się z nim żółwikiem, po czym wskazał kciukiem za siebie i rzucił:

– Zwijamy się, Tyka.

Zrobiłam kwaśną minę na dźwięk tej mało oryginalnej ksywki, której najróżniejszych odmian nasłuchałam się przez całe życie. Byłam wysoka, może nie miałam ponad metra osiemdziesięciu, ale przy mierzącej niecałe metr sześćdziesiąt Shaw wyglądałam jak żyrafa, i rzeczywiście miałam bardzo ładne i długie nogi. W tej chwili wydawały się nieco galaretowate i niepewne, ale wzięłam się w garść i wyszłam za Jetem na parking.

Rowdy i reszta kapeli wskakiwali właśnie do wielkiego vana sprzed kilku dekad, a gdy ruszyli z parkingu, wykrzykiwali coś przez okno. Jet pokręcił głową i nacisnął guzik otwierający zgrabnego, czarnego challengera, który wyglądał na naprawdę szybki i zadziorny wózek. Otworzył mi drzwi i wyszczerzył zęby na widok szczerego zdziwienia na mojej twarzy. Usiadłam w fotelu i zaczęłam przygotowywać plan ataku. Jet był przyzwyczajony, że groupie i włóczące się za zespołem szmaty rzucają mu się do stóp, a ja absolutnie nie chciałam zostać jedną z nich.

Ściszył muzykę dudniącą z drogiego na pierwszy rzut oka nagłośnienia i bez słowa wyjechał z parkingu. Znalazł czas, żeby ponownie założyć koszulkę, na którą narzucił zapewne ukochaną skórzaną kurtkę z ćwiekami i naszywką jakiegoś nieznanego mi zespołu. Mieszanka złożona ze śliczniutkiego rockersa, nadmiaru tequili i odurzającego aromatu skóry i potu zakręciła mi w głowie. Opuściłam nieco okno i patrzyłam na znikające za nami światła centrum miasta.

– Wszystko gra?

Obróciłam głowę w jego stronę i zobaczyłam w ciemnych oczach Jeta, że zadał to pytanie ze szczerą troską. W panującym w aucie półmroku złotawe obwódki jego tęczówek przypominały jakieś niebiańskie aureole.

– Tak. Ale przez pierwszą godzinę w klubie niepotrzebnie próbowałam dotrzymać tempa Nashowi.

– No, to chyba kiepski pomysł. Chłopaki potrafią tankować.

Nie skomentowałam, bo zasadniczo w pojedynku na szoty potrafiłam sprostać każdemu, ale nieszczególnie lubiłam się tym chwalić. Zmieniłam temat, przesuwając palcem po bez wątpienia nowym, nieskazitelnym wnętrzu samochodu.

– Megafajna bryka. Nie wiedziałam, że na darciu się do mikrofonu można tyle zarobić.

Prychnął i zerknął na mnie z ukosa.

– Musisz wyściubić nos z prowincji, Ayd. Jest masa świetnych kapel grających indie country albo americanę, w których byś się zakochała.

– Lubię, co lubię – odparłam, wzruszając ramionami. – Ale pytam serio, twój zespół jest na tyle popularny, że możesz sobie pozwolić na taką brykę? Rule mówił, że jesteście znani w mieście, a dziś sama się o tym przekonałam, ale nawet przy takiej frekwencji w lokalnych klubach nie wydaje mi się, żebyś zdołał żyć na takim poziomie z muzyki.

Owszem, wtrącałam się w nie swoje sprawy, ale właśnie do mnie dotarło, że nic nie wiem o tym chłopaku. Poza tym, że mocniej bije mi przy nim serce. Sprawiał również, że w moim umyśle rodziły się najróżniejsze scenariusze, które uwzględniały nas oboje i niewiele ubrań.

Wybijał na kierownicy rytm palcami z pomalowanymi na czarno paznokciami, od których nie mogłam oderwać oczu.

– Prowadzę w mieście studio nagraniowe. Siedzę w tym od dawna, więc znam mnóstwo kapel i ludzi z branży. Piszę sporo muzyki dla innych, a Enmity jest na tyle znaną marką, że mam co włożyć do garnka. Wielu ludzi żyje z samego grania. To trudne i trzeba być temu naprawdę oddanym, ale ja wolałbym być spłukany i robić to, co kocham, niż spać na forsie i siedzieć w biurze od dziewiątej do siedemnastej.

Nie miało to dla mnie za grosz sensu.

Ja wprost pragnęłam bezpieczeństwa i przyszłości zbudowanej na poczuciu stabilności. Chciałam mieć pewność, że będę miała za co się utrzymać, że spełnienie moich podstawowych potrzeb nigdy nie będzie uzależnione od kogoś innego. Szczęście nie miało z tym nic wspólnego.

Chciałam zadać mu jeszcze kilka pytań, ale szybko zbliżaliśmy się do mieszkania, które dzieliłam z Shaw, a ja nawet nie zaczęłam dawać do zrozumienia, że chodzi mi po głowie coś więcej niż tylko podwózka.

Obróciłam się do niego całym ciałem i przykleiłam na usta uśmiech mówiący „bierz mnie”. Jet uniósł brew, ale nic nie powiedział, nawet gdy oparłam się o środek deski rozdzielczej i położyłam dłoń na jego twardym udzie. Zauważyłam za to, że szybciej zaczęła poruszać się żyła na jego szyi, co znaczyło, że przyśpieszył mu puls, a to wywołało u mnie szeroki uśmiech. Od bardzo dawna nie okazywałam nikomu tak jawnego zainteresowania, więc miło było wiedzieć, że i on nie jest na mnie całkiem odporny.

– Chcesz wpaść na górę na drinka? Shaw jest u Rule’a, więc zapewne nie zobaczę jej przez kilka dni.

Jego oczy pociemniały pod wpływem czegoś, czego nie potrafiłam rozpoznać, bo przecież tak naprawdę byliśmy sobie obcy. Położył rękę na mojej dłoni i lekko ją ścisnął.

Chciałam zaciągnąć się jego zapachem, wniknąć w niego i już nigdy nie wychodzić. Po prostu miał w sobie coś wyjątkowego, co uderzało we właściwe struny. W struny, które skrupulatnie nastroiłam, gdy zostawiałam za sobą przeszłość. A przynajmniej tak mi się wydawało.

– Ayd, to chyba kiepski pomysł – odpowiedział niskim głosem, w który pobrzmiewało coś tajemniczego, coś, czego nie umiałam wychwycić.

Usiadłam prosto i drugą ręką obróciłam jego twarz tak, żeby na mnie spojrzał.

– Dlaczego? Ja jestem singielką, a ty singlem. Jesteśmy dorośli, nikt tu nikogo nie wykorzystuje. Według mnie to dobry pomysł.

Westchnął ciężko, ujął moje dłonie i położył je na moim kolanie. Zaczęłam przyglądać mu się naprawdę dokładnie, bo choć rzeczywiście przeszłam w ostatnich latach życia dramatyczne zmiany, to i tak doskonale wiedziałam, że nadal wyglądam lepiej niż większość tego klubowego śmiecia, które krążyło wokół niego przez całą noc. A poza tym żaden facet w historii nie odmówił seksu bez zobowiązań.

– Nasi przyjaciele się spotykają. Wypiłaś dziś pół flaszki tequili, no i bądźmy szczerzy, nie należysz do dziewczyn sprowadzających na noc do domu facetów, których prawie nie znają. Jesteś mądra, ambitna i nawet, kurwa, nie wiesz, jak działa na mnie ten południowy akcent i jak szybko skończylibyśmy przez niego nago, splątani. Jesteś po prostu grzeczną dziewczynką – przerwał na chwilę. – Nie zrozum mnie źle. Jesteś bardzo piękna i gdy rano będę odtwarzał w głowię tę rozmowę, będę miał ochotę skopać sobie tyłek, ale wiem, że ty nie chcesz tego robić. Może gdybym miał pewność, że już nigdy więcej się nie spotkamy, mógłbym to zrobić z czystym sumieniem, ale ja naprawdę cię lubię, Ayden, więc nie chcę tego spieprzyć.

Był w ogromnym błędzie.

Bardzo chciałam to zrobić. Chciałam się z nim przespać, a jednak to, że myślał, że wie, jaką dziewczyną jestem, schłodziło moje libido niczym kubeł lodowatej wody. Odsunęłam głowę tak gwałtownie, że uderzyłam nią w boczną szybę, i nagle poczułam się w aucie jak w trumnie. Z trudem wymacałam klamkę i wyskoczyłam na zewnątrz. Słyszałam, jak woła mnie po imieniu, słyszałam, jak pyta, czy wszystko dobrze, ale chciałam już tylko być jak najdalej od niego. Wstukałam kod do drzwi i wbiegłam do mieszkania.

Dopiero gdy zamknęłam za sobą drzwi na klucz i weszłam pod gorący prysznic, zrozumiałam, że prawie pozwoliłam, aby rozpadło się wszystko, na co tak ciężko pracowałam. Nie wiem, co poczułam dziś do Jeta, ale musiałam o tym zapomnieć, bo było to zbyt niebezpieczne. Nie chodziło tylko o to, że ta noc zakończyła się dla mnie upokorzeniem i napadem paniki, ale też o to, że zaryzykowałam wszystko, co dla mnie teraz ważne. Nie mogłam sobie na coś takiego pozwolić.

Zamierzałam zamknąć Jeta Kellera w skrzyni, w której trzymałam Ayden sprzed Kolorado. I jeszcze musiałam się upewnić, że wieko na pewno dobrze trzyma, że wszystko pozostanie w środku. Naprawdę nie było warto tak ryzykować.

ROZDZIAŁ 1

Ayden

Rok później

Otworzyłam komputer i wzięłam się za projekt na zajęcia z biochemii. Cora, moja współlokatorka, siedziała na kanapie w salonie i przed wyjściem do pracy malowała paznokcie na żarówiasty, neonowy zielony kolor, gdy nagle otworzyły się drzwi sypialni w głębi domu. Zsunęłam okulary na czubek nosa i posłałam Corze to spojrzenie. Obróciła się na kanapie, a jej ręce zwisały teraz z poduszek.

Czekałyśmy i patrzyłyśmy.

Od trzech miesięcy, czyli odkąd Jet się do nas wprowadził, to był nasz rytuał. Przynajmniej dwa, trzy razy w tygodniu serwowałyśmy kolejnej przypadkowej lasce, którą sprowadził sobie na noc, poniżającą dla niej i przezabawną dla nas ścieżkę hańby.

Oceniałyśmy jego dziewczyny w skali od jednego do dziesięciu zależnie od tego, na jak umęczone wyglądały rano. Jak dotąd Jet systematycznie notował siódemki i ósemki, ale niektóre wychodziły tak wkurzone jego brakiem zainteresowania ponownym spotkaniem, że mogłyśmy przyznawać co najwyżej czwórki lub piątki. Jedna, która zabarykadowała się w łazience i wyszła dopiero, gdy Cora zagroziła, że napuści do środka gazu łzawiącego, dostała jedynkę.

Dzisiaj trafił nam się całkiem niezły okaz.

Typowa blondynka z wielkimi cycami, długaśnymi nogami i tak dalej. Wczorajszy makijaż, który właśnie spływał jej po twarzy, wyglądał znacznie mniej seksownie niż wieczorem, pod brodą widać było urocze otarcie od zarostu Jeta, a dodatkowo miała to tępe, pełne uwielbienia spojrzenie, z którym większość tych dziewuch wtaczała nam się do salonu.

Z urzędu podniosłam jej notę, bo zamiast założyć stanik, ściskała go w dłoni jak linę asekuracyjną. Byłam niemal pewna, że aksamitną bluzkę włożyła tyłem na przód. W pewnej chwili zauważyła mnie i Corę, spojrzała na nas jeszcze raz i jej twarz ze wstydu pokryła się rumieńcem.

Nie potrafiłam zrozumieć, dlaczego Jet nigdy nie ostrzegał tych dziewczyn, że ma współlokatorki. Założyłam, że był po prostu zrytym jełopem i podobało mu się, że gdy już z nimi skończył, musiały przechodzić przez to piekło zażenowania, ale gdy go o to pytałam, nigdy nie potwierdził ani nie zdementował moich przypuszczeń.

– Eee… cześć…

Biedactwo wybełkotało niezdarne powitanie, po którym Cora wyszczerzyła się jak wariatka. Cora była wyszczekana i głośna, gdy miała w miarę dobry dzień, ale gdy ktoś dał jej amunicję albo odsłonił przed nią jakąś słabość, przeistaczała się w piranię, która zwęszyła krew w wodzie.

Moja współlokatorka wyglądała jak kieszonkowa księżniczka z bajki. No, powiedzmy, że jak księżniczka, która na jeden dzień przebrała się za punkówę. Ze względu na jej niewielkie gabaryty te, które w hańbie brnęły przez nasz salon, nie spodziewały się czyhającego na nie ataku ze strony Cory. A to dziewczątko było jeszcze na poorgazmowym haju, więc byłam pewna, że lada moment Cora spuści na nią lawinę swoich szyderstw rodem ze Wschodniego Wybrzeża.

– Miło spędziłaś noc?

Pytanie zabrzmiało dość niewinnie, ale zadała je wojownicza blondyneczka o różnokolorowych oczach, więc wiedziałam, że niewinne z pewnością nie jest.

– Pewnie. Ja tylko… eee… już pójdę. Powiedzcie Jetowi, że zostawiłam swój numer na komodzie.

Cora machnęła teatralnie ręką.

– Ależ oczywiście, bo na pewno do ciebie zadzwoni. Co nie, Ayd? Będzie pilnował tego numeru jak oka w głowie.

Nie lubiłam, gdy próbowała mnie wciągać w te swoje słowne gierki, więc tylko wzruszyłam ramionami i ukryłam mimowolny uśmieszek za kubkiem z kawą. Czułam się, jakbym oglądała na własne oczy wypadek samochodowy.

Cora wykonała kolejny zamaszysty, teatralny gest obiema rękami i zdezorientowanej blondynce obwieściła:

– Jestem przekonana, że zadzwonił do tej rudej, która wyszła stąd wczoraj rano. Bez dwóch zdań zadzwonił do tej brunetki, która spędziła u nas cały weekend, a już jestem absolutnie pewna, że zadzwoni do ciebie. Co nie, Ayd?

Cora przewróciła oczami i opadła tyłkiem na kanapę, jak gdyby właśnie wcale nie zdeptała romantycznych nadziei i marzeń tej biednej laski.

Dziewczyna popatrzyła najpierw na mnie, a potem na Corę. Zacisnęła usta, burknęła pod nosem: „suka”, i wściekle tupiąc, wypadła z mieszkania. Gdy zobaczyłam, że z tylnej kieszeni jej spodni zwisają majtki, podbiłam jej notę o kolejne oczko.

Cora, nie podnosząc nawet wzroku, uniosła obie ręce i wyprostowała siedem palców.

– Nie miała zapału do walki. Dałabym jej osiem, gdyby kazała mi spierdalać albo iść się jebać. Cokolwiek.

Pokręciłam głową.

– Zachowałaś się trochę jak suka.

– Nie zamierzam odpuszczać dobrej zabawy – zachichotała. – Ile jej dajesz?

Już miałam odpowiedzieć, ale z pokoju w głębi wyłoniła się kolejna postać. Można by pomyśleć, że po kwartale wpadania na siebie w drzwiach wspólnej łazienki, przyłapywania go, gdy biega bez koszulki, szykując się do wyjścia, czy choćby patrzenia, jak hula po scenie do połowy obnażony, powinnam wykształcić odporność na widok gołej klaty Jeta Kellera.

Ale gdy kroczył korytarzem, wkładając przez głowę czarny T-shirt, z mojego mózgu uciekły wszystkie myśli i zastąpiła je pustka. Jak zawsze.

Po katastrofalnym incydencie pod moim mieszkaniem zeszłej zimy zawiązała się między nami jakaś dziwna przyjaźń. Ja wiedziałam, w jakich granicach muszę go trzymać, z kolei on traktował mnie jak jakąś boginię-dziewicę, której nie można skalać. I to działało, tak jakby.

Kiedy Shaw ostatecznie zdecydowała, że przeprowadzi się do Rule’a i Nasha, martwiłyśmy się z Corą, kto będzie pokrywał jej część czynszu. Na szczęście dziewczyna, u której pomieszkiwał Jet, wpadła w jakiś dziki szał i gdy był w trasie, wywaliła wszystkie jego rzeczy przez okno, nie wspominając o tym, że chyba poczuła się samotnie, bo szybko przygruchała sobie kogoś na jego miejsce. Skończył więc jako bezdomny, który musiał gdzieś przekimać, no i wylądował u nas. Widywałam go przez to codziennie i po prostu spędzaliśmy razem bardzo dużo czasu.

Tak czy inaczej widok sześciopaka na jego brzuchu pokrytego tatuażem i kolczyków w sutkach prowadził moje grzeczne zamiary i gustownie uporządkowane myśli w seksowne i nieprzyzwoite rewiry, w które pod żadnym pozorem nie powinny się zapuszczać. Gdy na niego patrzyłam, zapominałam, że mnie wtedy odrzucił, zapominałam, kim powinnam być, i pozwalałam, by jego demoniczny uśmieszek pozbawiał mnie samokontroli.

Odwróciłam wzrok, a gdy nachylił się nade mną, żeby zabrać mi niedojedzoną połówkę bajgla, zabroniłam sobie wdychać jego zapach. Nie miałam prawa go obwąchiwać, co z tego, że pachniał jak pokusa i rock and roll w jednym.

Spojrzał na mnie, unosząc ciemną brew, i machnął bajglem w stronę Cory.

– Co to za zamęt siejecie we dwie? Słyszałem trzask drzwi z drugiej strony domu.

Rozprostował przede mną swoje długie nogi otulone superobcisłymi dżinsami i znowu zachodziłam w głowę, jak on się w nie wciska. Nie widziałam innych facetów w równie ciasnych spodniach, a jemu jakoś pasowały. Poświęciłam skandalicznie dużo czasu na obmyślanie sposobów ich ściągnięcia.

– Cora życzyła twojej najnowszej zdobyczy bezpiecznej drogi do domu.

Chciał ugryźć bajgla, ale zatrzymał się w ostatniej chwili i wbił wzrok w potylicę Cory.

– Co jej naprawdę powiedziałaś?

Oboje widzieliśmy, jak Cora trzęsie się od tłumionego śmiechu, ale nie odwróciła do nas głowy.

– Nic. No, w każdym razie nic nieprawdziwego.

Jet wziął potężnego gryza i zmrużył oczy. Były tak ciemne, że nie dało się odróżnić źrenic od tęczówek.

– Myślę, że się wściekłaś, bo Miley Cyrus skopiowała twoją fryzurę, i teraz wyżywasz się na niewinnych dziewczynach.

Gdy Cora zerwała się na nogi i rzuciła w niego buteleczką lakieru do paznokci, z moich ust wyrwało się niespodziewane parsknięcie. Na szczęście Jet miał dobry refleks i złapał lakier w locie, zanim walnął go w twarz albo rozbił się na parkiecie.

– Noszę tę fryzurę od zawsze! To nie moja wina, że nagle zachciało się jej zostać rockandrollówą.

Uciekła z pokoju zafukana, a my z Jetem wyszczerzyliśmy do siebie zęby.

– Jest wrażliwa w tej kwestii. Bądź miły.

– To, że przyznajecie punkty wszystkim dziewczynom, które przyprowadzam do domu, też nie jest zbyt miłe, a jednak ignorujecie moje skargi w tej kwestii, prawda?

Nie miałam pomysłu na odpowiedź, więc wróciłam do komputera.

– Pewnego dnia trafi się dziesiątka i ogłupiejecie.

Zaskoczyło mnie, że wie o rankingu. Nie świadczyło to najlepiej o jego szacunku wobec kobiet, które regularnie tu ściągał.

Założyłam za ucho końcówki włosów, które jakiś czas temu obcięłam na krótkiego, zgrabnego boba, i przyjrzałam mu się znad okularów. Teraz, gdy już wiedziałam, że bierze udział w tej grze, nie wiedziałam, co myśleć.

– Skoro wiesz, co robimy, to czemu nic nie powiedziałeś?

Wzruszył jednym ramieniem i uśmiechnął się kącikiem ust. Twarz Jeta potrafiła wyrazić ekspresję. Myślę, że to dlatego, że na scenie próbuje pokazać słuchaczom wszystkie swoje uczucia, swoją pasję. Doskonale znałam ten półuśmieszek. Oznaczał, że myśli o czymś, o czym nie za bardzo ma ochotę rozmawiać. Nigdy nie wiedziałam, co o tym sądzić.

– Dostają to, po co przychodzą, i wracają do domu zadowolone. Pomyślałem, że konieczność użerania się z dwiema kretynkami przy wyjściu to część ceny za wstęp. – Rzucił okiem w moją stronę, spoważniał i zmarszczył czoło. – Gdzie wczoraj byłaś? Wszyscy przyszli wieczorem do Cerberusa i posiedzieli kilka dobrych godzin. Shaw mówiła, że przyjedziesz, a nie dotarłaś.

Chrząknęłam i obróciłam kubek w dłoni.

– Byłam na randce z Adamem. Nie chciał jechać do klubu, dlatego poprosiłam, żeby odwiózł mnie do domu, więc udało mi się nadrobić trochę zaległości na uczelnię.

Widziałam, jak jego oczy się rozszerzają, a złote obwódki rozpala jasny błysk. Jet nie był fanem Adama, z kolei Adam nienawidził do szpiku kości tego, że mieszkam z Jetem. Próbowałam nie łączyć tych dwóch elementów, ale stawało się to coraz trudniejsze, bo Adam nalegał, żebyśmy stali się kimś więcej niż tylko randkującymi bez zobowiązań partnerami. Spotykaliśmy się od mniej więcej czterech miesięcy i logicznie rzecz biorąc, wiedziałam, że czas ruszyć z tym związkiem w jedną albo w drugą stronę, ale zawsze coś mnie powstrzymywało.

– Adam nie chciał, no tak. Czy ten koleś robi czasami coś, czego ty chcesz? Jezu, Ayd, na ile jeszcze zasranych oper, baletów i nudnych wernisaży dasz się zaciągnąć temu kretynowi? Dlaczego nie może choć raz przyjechać, poznać twoich przyjaciół i posiedzieć chwilę w knajpie?

Przerabialiśmy ten temat wielokrotnie, więc tylko westchnęłam.

– Moi przyjaciele go onieśmielają. Rule i Nash nie wyglądają na dobrotliwy komitet powitalny, a wy z Rowdym czerpiecie nadmierną przyjemność z wyszydzania wszystkich i wszystkiego, co akurat nie przypadło wam do gustu. Wszyscy czulibyśmy się niezręcznie, dlatego wolę po prostu odpuścić. Adam to miły facet.

Powtarzam to sobie przynajmniej dziesięć razy dziennie. Adam był miłym gościem i pasował do mojego planu bezpiecznej przyszłości znacznie lepiej niż facet, który zamierzał żyć z metalu. Nie wspominając o tym, że przy Adamie nie traciłam kontroli nad sobą i nie miałam ochoty wyrzucić rozsądku na wiatr. Jak przy Jecie.

– Ayden, jesteśmy twoimi przyjaciółmi, a Shaw prawie siostrą. Nie wydaje ci się, że jeśli ten koleś planuje zagościć w twoim życiu na dłużej, to musi się poświęcić i jednak do nas przywyknąć? A może planujesz jak najszybciej nas wszystkich porzucić i przeskoczyć do socjety?

W jego tonie pobrzmiewały nuty pasujące do rozmowy poważniejszej niż ta, którą odbywaliśmy. Ale jak zwykle, zanim zdążyłam się w to zagłębić, on postanowił zmienić temat na jakiś znacznie dla siebie bezpieczniejszy.

– A poza tym, jeśli nie chce, żebyśmy się z niego z Rowdym nabijali, po cholerę ciągle łazi w tej wełnianej kamizelce? Myślałem, że ludzie już nie noszą takich ciuchów.

Kopnęłam go lekko pod stołem.

– Bądź miły. Wełniane kamizelki nie są takie złe.

Skrzywił się i wstał. Próbowałam się nie ślinić, gdy wyciągnął ręce nad rozburzone włosy i krawędź jego koszulki uniosła się nieznacznie nad pasek. Nie przyznałabym się do tego nawet na torturach, ale obrałam sobie za życiowy cel, żeby sprawdzić, dokąd sięga ten cholerny tatuaż z aniołem, i dotrzeć tam językiem.

Chrząknęłam, żeby wyciągnąć łeb z szamba tych myśli, i zauważyłam, że Jet bacznie mi się przygląda.

– I o to właśnie chodzi. Nie widzisz niczego złego w spotykaniu się z kolesiem, który uważa, że wełniane kamizelki są zajebiste, a ja nie widzę niczego złego w wyrywaniu panienek, które następnego ranka będą punktowane przez moje przytępawe współlokatorki. To dwa inne światy, Ayd. Dwa zupełnie inne światy.

Poczochrał mi włosy, wyciągnął kilka dłuższych kosmyków, które dostały się pod jego pierścienie, i poszedł. Patrzyłam za nim, dopóki nie zniknął w pokoju, a dopiero potem wypuściłam wstrzymywane w płucach powietrze. Dopiero po kilku chwilach rozluźniłam zaciśnięte wokół kubka palce.

Jet nie miał pojęcia, jaka naprawdę byłam, zanim przykleiłam sobie łatkę przykładnej prymuski, gdy w przysłowiowej ostatniej koszuli na plecach przyjechałam do Kolorado. Nikt nie miał pojęcia. Zdawkowo i bez wnikania w szczegóły rozmawiałam o tym z Shaw, ale nawet moja najlepsza przyjaciółka nie domyślała się, jakie życie wiodłam, zanim przed trzema lata rozpoczęłam studia.

Miałam dopiero dwadzieścia dwa lata, a czułam się, jakbym przetrwała sto żyć. Grzeczna dziewczynka, ta, którą Jet uważał za niedotykalską i tak zupełnie od siebie różną, była tylko iluzją, o której utrzymanie musiałam walczyć każdego dnia. Przez to, że ciągle był tak blisko, musiałam nieustannie pilnować, żeby tamta Ayden pozostała pogrzebana głęboko pod zielonymi wzgórzami Kentucky.

– Ej! – krzyknęłam oburzona, gdy ktoś nagle pacnął mnie ścierką do garów w twarz. Cora plasnęła tyłkiem na zwolnione właśnie przez Jeta krzesło i spojrzała na mnie wymownie.

– Pomyślałam, że dobrze będzie wytrzeć cię tę ślinę skapującą z podbródka.

– Spadaj – rzuciłam, mrużąc na nią oczy.

– Spoko. Ale, Ayd, za każdym razem wyglądasz, jakbyś miała gorączkę albo coś. Nie wiem, jakim cudem oboje ignorujecie te iskry, trzaski i napięcie, które powstaje, gdy zbliżacie się do siebie na odległość oddechu, ale mówię ci: patrzenie na to jest wyczerpujące.

Otworzyłam usta, by stanowczo zaprzeczyć, że cokolwiek z Jetem nas do siebie ciągnie, ale zanim zdążyłam powiedzieć choć słowo, uciszyła mnie uniesieniem ręki i przyszpiliła ostrym jak laser spojrzeniem.

– Nie wciskaj mi tych pierdół, że jesteście tylko przyjaciółmi. Przyjaźnię się z facetami. W gruncie rzeczy mam zdecydowanie więcej kumpli niż koleżanek, ale na żadnego nie gapię się tak, jakbym chciała odbyć z nim seks, po którym stracę połowę włosów, będę cała w śladach po zębach i w którego trakcie rozwalę łóżko. Ayd, gdy widzę, jak na niego patrzysz, gdy nie widzi – Cora dawała aktorski popis, wachlując się ścierką – to potrzebuję lodowatego prysznica.

Nie wiedziałam, co powiedzieć, więc uderzyłam w bezpieczne tony.

– Jesteśmy przyjaciółmi. On nie jest w moim typie, a ja w jego i opowiadałam ci, co się stało, gdy jeden jedyny raz pozwoliłam, żeby alkohol zmienił moje zdanie na ten temat.

Odchyliła się na krześle i zmierzyła mnie swoimi niesamowitymi oczami. To ciemnobrązowe patrzyło krytycznie i wszechwiedząco, a to turkusowe – zawadiacko i z przyjacielskim współczuciem. Corze trudno było wcisnąć ściemę, ale nigdy nie przestawałam próbować. Usiłując zbudować życie, jakiego chciałam, życie, jakiego desperacko pragnęłam, musiałam przekonać wszystkich dookoła, że na takie zasługuję. Moja przeszłość nie mogła wpływać na moją teraźniejszość. I nieważne, jak bardzo seksowny był Jet, nieważne, jak bardzo chciałam dla niego zboczyć ze ścieżki dobrych intencji, nie mogłam sobie na to pozwolić.

– A poza tym chcemy fundamentalnie różnych rzeczy od życia. Po studiach idę prosto na program magisterski. Jet od nastolatka bawi się w gwiazdę rocka. Nie rozumiem takiego braku ambicji, braku chęci zdobycia czegoś więcej, braku chęci zabezpieczenia przyszłości. Chcemy czegoś zupełnie innego.

Nie wspomniałam o tym, że przez niego chciałam zapomnieć, jak bardzo niebezpieczna może okazać się dzika strona mojej osobowości, i kompletnie mnie to rozstrajało.

Cora pokręciła głową, wyglądała przy tym jak surowo oceniający mnie Dzwoneczek z Piotrusia Pana. Trudno uwierzyć, że w tak drobnej oprawie mieściło się tyle charakteru.

– Będę z tobą szczera, mała. Z zewnątrz widać, że ty i ten chłopak pragniecie dokładnie tego samego, tyle że nie chcecie tego przyznać, bo oboje jesteście czymś zbyt wystraszeni. A przy okazji: nikt, dosłownie nikt, nie wygląda dobrze w wełnianej kamizelce, więc powinnaś w końcu przestać reklamować tego biednego Adama jako dobry materiał na chłopaka.

Wstała, złapała się oparcia krzesła i w typowy dla siebie sposób wrzuciła wyższy bieg, choć ja dopiero próbowałam przetrawić to, co powiedziała przed chwilą.

– Nie podałaś oceny dla dzisiejszej groupie. Więc co myślisz?

Uwierało mnie za każdym razem, gdy z sypialni Jeta wytaczała się na miękkich nogach kolejna dziewczyna, ale nie chciałam tego przyznać, więc po prostu pokazałam dziewięć palców i dalej grałam swoją rolę.

– Miała siódemkę już za brak stanika i bluzkę tyłem na przód, ale gdy nazwała cię suką i wsadziła sobie majtki do tylnej kieszeni spodni, podkręciłam jej noty.

Cora eksplodowała gwałtownym śmiechem i wzięła się pod boki. Rechotała tak głośno, że wystraszyłam się, że wywabi tu z powrotem Jeta.

– Cholerka, zupełnie przegapiłam te majtki. Ale wiesz, że on ma rację, nie? Pewnego dnia trafi się dyszka, dziewczyna tak przemielona, że to już nie będzie zabawne, bo obie będziemy wiedziały, że jest za dobra na takie traktowanie.

Przygryzłam policzek, żeby nie zamordować jej wzrokiem.

– Nie mogę się doczekać.

– Oczywiście…

Nie potrafiłam zwieść Cory, nawet przez sekundę.

Sfrustrowana przebiegiem tej rozmowy i ogólnie całym porankiem zatrzasnęłam laptop i wstałam.

– Idę pobiegać przed wyjściem na zajęcia – obwieściłam nie wiadomo komu, bo Cora zdążyła skupić się na swojej komórce, a Jet siedział u siebie. Przebrałam się w ciuchy odpowiednie na przebieżkę po Denver w środku lutego i założyłam zdarte buty do biegania.

Kochałam biegać. Bieganie pomagało mi oczyścić głowę, a jako że żyłam w jednym z najbardziej świadomych zdrowego trybu życia stanów w USA, na chodniku zawsze byłam jednym z setek mieszkańców miasta, którzy wyszli zażyć ruchu dla zdrowia. Wcisnęłam słuchawki w uszy i puściłam „wstrętne Bogu country pop”, jak to mówi Jet. Najgłośniej, jak się dało. Lubiłam muzykę, nad którą nie musiałam zbyt dużo się zastanawiać, a większość kawałków country przemawiała bezpośrednio do słuchacza. Dziewczyna się wściekała, bo chłopak ją zdradził, chłopak się wściekał, bo rozbił swoją półciężarówkę, wszyscy byli smutni, bo pies zdechł, a Taylor Swift miała mniej więcej takie samo szczęście do facetów jak ja.

Wiedziałam, że Jet woli cięższy, hałaśliwszy klimat, ale tak naprawdę to koleś był muzycznym snobem i po roku znajomości spory o wzajemne gusta przestały mnie peszyć.

Chłodne powietrze szczypało w policzki. Znalazłam właściwy, miarowy rytm i ruszyłam standardową trasą w stronę parku Waszyngtona. Biegając, lubiłam się od wszystkiego odcinać, wytłumiać nieustannie depczący mi po piętach zgiełk i szum i po prostu czuć grunt pod stopami i wiatr na twarzy. Ale dziś to podejście nie działało.

Nie mogłam ignorować faktu, że w dużej mierze żyłam w kłamstwie. Była Ayden Cross, zupełnie nikt z Woodward w Kentucky. Była też Ayden Cross, przyszły magister chemii z Denver. Obie stanowiły dwie części pewnej całości, choć czasami wydawało mi się, że jedna zetrze drugą na proch i pył i pozostaną po niej tylko złe wspomnienia.

Woodward nie było złym miasteczkiem, ale było małe, naprawdę małe… i wszyscy się znali. Gdy pochodzisz z rodziny, o której plotkują wszyscy twoi rówieśnicy, o której wszyscy starsi rozmawiają, o której wszyscy wymyślają niestworzone historie, nie żyje się łatwo.

Mama nie była złą kobietą, ale w wieku szesnastu lat nie była przygotowana na rodzicielstwo, a już na pewno nie potrafiła wychować krnąbrnej córki i urodzonego do sprawiania problemów syna. Nie istniało przestępstwo, którego mój starszy brat, Asa, nie pragnąłby popełnić, ani prawo, którego by nie złamał. Jako że nasi ojcowie gdzieś się ulotnili, mama została sama z dwójką rozszalałych bachorów i skupiała się na minimalizowaniu szkód. Boleśnie się przekonałam, że jeśli nieustannie ci wmawiają, że jesteś taka a taka, to w końcu sama w to uwierzysz, nie masz innego wyjścia.

Choć wiedziałam, że to błąd, wpadłam w towarzystwo, które bez trudu może zniszczyć nieźle zapowiadającą się przyszłość, a wprowadził mnie w nie starszy braciszek, który dbał tylko o siebie i przekręt, przy którym aktualnie kombinował. Byliśmy śmieciami, nie mieliśmy szans, żeby cokolwiek osiągnąć, a biorąc pod uwagę, jaki syf, jakie chore akcje kręcił Asa, to cud, że oboje wyszliśmy z tego żywi.

Gdyby nie pełen dobrych chęci i wyjątkowo spostrzegawczy nauczyciel chemii w ogólniaku, z wielkim prawdopodobieństwem skończyłabym jak mama – z brzuchem. A potem żyłabym pod surowymi spojrzeniami wszystkich sąsiadów w Woodward.

Ale przykładałam się w szkole, dostałam stypendium, a potem harowałam dzień i noc, żeby nigdy tam nie wrócić. Nie zamierzałam dopuścić, by jeszcze komukolwiek choć przemknęło przez myśl, że jestem łatwa, tępa i gówno warta. Zamierzałam o siebie zadbać, zbudować twardą jak skała przyszłość i jeśli Bóg pozwoli, wyciągnąć mamę z tamtej mieściny. Chciałam jej pokazać, że w życiu jest coś więcej niż krata browarów, paczka fajek i co miesiąc nowy kierowca ciężarówki. Jak dla mnie Asa był stracony. Z tego, co się orientowałam, mój brat siedzi, ale musze przyznać, że wypadłam ze świata ploteczek Woodward, więc możliwe, że się myliłam. W każdym razie przestałam próbować ratować brata przed nim samym .

Popełniłam masę błędów i pomyłek, ale teraz byłam na właściwych torach. Uznałam, że nagrodą za to, że żyję jak należy, były dobre oceny na uczelni, przyjaźń z dobrymi ludźmi, którzy kochali mnie bez względu na wszystko, i brak obaw, że pewnego dnia znów obudzę się z niczym.

Jeżeli to oznaczało, że muszę odrzucić pociąg do Jeta i przełknąć żądzę, jaką we mnie budził, to trudno. A jeżeli on będzie mnie traktować jak dziewczynkę, która nie ma prawa wyjść poza bramę katolickiej szkółki z internatem, to tym lepiej dla moich starań. Nie było żadnego powodu, bym miała wyprowadzać go z błędu i udowadniać mu, że zapewne potrafiłabym przyćmić każdą z panienek, które sprowadza sobie do domu na jedną noc.

Wbiegłam do parku i zwolniłam, bo wpadłam w gęstszy potok spacerujących z dziećmi i wyprowadzających psy na spacer ludzi.

Gdy Cora zapytała, czy wynajmiemy Jetowi pokój po Shaw, z początku chciałam odmówić. Po incydencie z zeszłej zimy czułam się przy nim nieswojo, bo nieustannie przeżywałam, i to w zwolnionym tempie, każdy straszny szczegół tamtego zajścia. Codziennie dziękowałam Bogu, że wtedy nie skończyło się inaczej. Chyba już nigdy nie potrafiłabym spojrzeć sobie w twarz. Natomiast gdy przemyślałam przerażające przejścia, jakie Shaw miała ze swoim eks, pomysł zamieszkania z kimś całkiem obcym wydał mi się zbyt przerażający, więc niechętnie przystałam na Jeta.

Pomyślałam sobie, że brutalne, codzienne narażenie się na jego obecność pomoże stłamsić uporczywe zauroczenie, w które wpadłam. W końcu bywał bezczelny, arogancki i sarkastyczny. Tyle że nastąpiło coś zupełnie odwrotnego: polubiłam go. To znaczy nadal miałam ochotę wyprawiać z nim nieprzyzwoite rzeczy i do tego polubiłam go jako człowieka.

Okazał się zaskakująco zabawny i mądry jak na faceta z tyloma tatuażami i fatalnym gustem muzycznym. Radził sobie z charakterkiem Cory z małą dozą ironii i nigdy mi się nie narzucał, gdy chciałam pobyć sama ze sobą. Zazwyczaj jedliśmy razem śniadania i przynajmniej raz w tygodniu wychodziliśmy wspólnie do jakiegoś baru. I choć nienawidziłam, naprawdę nienawidziłam muzyki, którą grali, minimum dwa raz w miesiącu chodziłam na koncerty jego kapeli.

Był zdecydowanie moim ulubionym partnerem do picia. Nie był tak szorstki w obejściu jak Rule, nie ulegał ponuremu nastrojowi tak często jak Nash i nie urządzał scen jak Rowdy. Był po prostu wyluzowany i lubił dobrą zabawę. Zamykał się i dystansował dopiero, gdy ktoś próbował rozmawiać o jego zespole albo traktował go jak wielkiego celebrytę. Jak na urodzoną gwiazdę rocka bez wątpienia miał problem z tą swoją półsławą i uwielbieniem. Uważałam, że to dość dziwne, ale i urocze. Kolejny powód, dla którego lubiłam jego towarzystwo.