Jak zwyciężyć depresję? - ks. Serafino Falvo - ebook

Jak zwyciężyć depresję? ebook

ks. Serafino Falvo

0,0

Opis

Jeżeli pogrążasz się w smutku, twojemu życiu brakuje słońca, czujesz się nieszczęśliwy – mamy dla ciebie dobrą wiadomość. Nie jesteś skazany na czarne myśli i niemoc, to nie jest zestaw, jaki dla ciebie zaplanował Bóg! Jako Jego dziecko zawsze masz dostęp do Bożej radości i pokoju.

Książka Jak zwyciężyć depresję? ma swój cel: abyś odkrył obecność Jezusa w twoim życiu. A dla Niego wszystko jest możliwe, także uzdrowienie z depresji. Czytaj i otwieraj się na interwencję Bożej miłości!

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 134

Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
Oceny
0,0
0
0
0
0
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.

Popularność




Ta książ­ka jest ta­nia.

KU­PUJ LE­GAL­NIE.

NIE KO­PIUJ!

ks. Se­ra­fi­no Falvo

Jak zwy­cię­żyć

de­pre­sję

W prze­kła­dzie

Gra­ży­ny Buko­wiec­kiej

Ni­hil ob­stat

ks. dr An­drzej Perzyński Cen­zor

Im­pri­ma­tur

+ Władysław Ziółek Ar­cy­bi­skup Łódz­ki

Ku­ria Bi­sku­pia Ar­chi­die­ce­zji Łódz­kiej

L.dz. 979/2000 z 21 września 2000 r.

Książ­ka nie za­wie­ra błę­dów teo­lo­gicz­nych

Pro­jekt okład­ki

Ewa Laśkie­wicz

Ilu­stra­cja na okładce

Frag­ment płótna Edwar­da Mun­cha – Wschód słońca.

© 2000 by Cen­tro Edi­to­ria­le De­ho­nia­no

Bo­lo­gna

© by Moc­ni w Du­chu

ISBN 978-83-86366-31-6

Moc­ni w Du­chu – Cen­trum

90-058 Łódź, ul. Sien­kie­wi­cza 60

tel. 42 288 11 53

moc­ni.cen­trum@je­zu­ici.pl

www.od­no­wa.je­zu­ici.pl

Za­mó­wie­nia:

tel. 42 288 11 57, 797 907 257

moc­ni.wy­daw­nic­two@je­zu­ici.pl

www.od­no­wa.je­zu­ici.pl/sklep

Dla Boga bo­wiem nie ma nic nie­moż­li­we­go

(Łk 1, 37)

WPRO­WA­DZE­NIE

Dro­gi Czy­tel­ni­ku!

Je­stem szczę­śli­wy, że mogę za­pre­zen­to­wać Ci re­flek­sje do­ty­czą­ce pro­ble­mu de­pre­sji, któ­re są owo­cem mo­ich co­dzien­nych do­świad­czeń. Otrzy­mu­ję licz­ne te­le­fo­ny i li­sty, kon­tak­tu­ję się oso­bi­ście z set­ka­mi osób w róż­nym wie­ku, któ­re pro­szą mnie o mo­dli­twę w celu uzdro­wie­nia z tej wła­śnie cho­ro­by.

Nie jest moją in­ten­cją, oczy­wi­ście, opra­co­wa­nie trak­ta­tu psy­cho­lo­gicz­ne­go czy psy­chia­trycz­ne­go w tej wła­śnie ma­te­rii. Pra­gnę tyl­ko za­ofe­ro­wać prak­tycz­ne su­ge­stie do­ty­czą­ce uwol­nie­nia z de­pre­sji, opar­te na Bo­żym Sło­wie, w taki spo­sób, żeby były przy­stęp­ne dla każ­de­go.

Wo­la­łem po­pro­sić o „re­cep­tę” ko­niecz­ną do uwol­nie­nia od tej cho­ro­by, któ­ra dzi­siaj za­wład­nę­ła pra­wie całą ludz­ko­ścią, Tego, któ­ry sam zna nie­zmie­rzo­ną ot­chłań ludz­kie­go ser­ca.

Pro­szę Cię, abyś nie prze­rzu­cał stro­nic tej książ­ki zbyt szyb­ko – jej za­da­niem nie jest na­rzu­ce­nie Ci cze­go­kol­wiek, ale in­spi­ra­cja do za­sta­no­wie­nia się nad „re­cep­tą” w niej za­war­tą i wdra­ża­nie jej w prak­ty­ce dzień po dniu.

Zwy­kle uzdro­wie­nie z de­pre­sji nie jest na­tych­mia­sto­we, po­nie­waż cały jej pro­ces jest zło­żo­ny. Z tej cho­ro­by nie wy­cho­dzi się jak ze zwy­kłe­go bólu gło­wy usu­wa­ne­go za po­mo­cą ta­blet­ki aspi­ry­ny, ale ko­niecz­na jest współ­pra­ca z pa­cjen­tem, to zna­czy z Tobą.

I to jest wła­śnie cel obec­ne­go dzie­ła: wy­tłu­ma­czyć Ci naj­ja­śniej, w jaki spo­sób urze­czy­wist­nić Two­ją współ­pra­cę ze Stwór­cą.

Po­wta­rzam po­now­nie: wyj­ście z de­pre­sji sta­no­wi pro­blem kom­plek­so­wy. Pre­zen­tu­ję Ci tę me­to­dę ze Sło­wem Bo­żym w ręku jako ksiądz, nie jako le­karz. Jest to me­to­da chrze­ści­jań­ska, opar­ta na nie­omyl­nych pra­wach Ewan­ge­lii, któ­ra nie wy­klu­cza jed­nak­że udzia­łu spe­cja­li­stów – psy­cho­lo­ga czy psy­chia­try.

Ży­czę Ci z ca­łe­go ser­ca, abyś od­na­lazł na stro­nach tej książ­ki nowe ży­cie w ra­do­ści Du­cha Świę­te­go.

Don Se­ra­fi­no Falvo

PRZYJDŹ­CIE DO MNIE

Przyjdź­cie do Mnie wszy­scy, któ­rzy utru­dze­ni i ob­cią­że­ni je­ste­ście, a Ja was po­krze­pię (Mt 11,28).

Ale dla­cze­go je­ste­śmy zmę­cze­ni i ucie­mię­że­ni?

W pla­nach Boga Stwór­cy czło­wiek prze­zna­czo­ny zo­stał do dłu­gie­go i szczę­śli­we­go ży­cia. Po­wi­nien on nie tyl­ko pa­no­wać nad zie­mią, ale po­wi­nien być wy­po­sa­żo­ny w ta­kie we­wnętrz­ne bo­gac­twa, któ­re po­zwo­lą mu przy­bli­żyć się do szczę­ścia wie­ku­iste­go sa­me­go Boga. Po­wiem wię­cej, z da­rem ła­ski po­sia­dał­by Boga we wła­snym ser­cu...

Adam, pod­bu­rzo­ny przez sza­ta­na, chciał za­znać szczę­ścia nie­za­leż­nie od Boga. W ten spo­sób jego grzech, któ­ry był od­rzu­ce­niem Boga, zro­dził w ser­cu czło­wie­ka smu­tek, oba­wę, nie­po­kój i nie­po­rzą­dek w ca­łej sfe­rze do­znań świa­ta du­cho­we­go i psy­chicz­ne­go. Lecz Bóg, któ­ry jest nie­skoń­czo­ną mi­ło­ścią, nie po­zo­sta­wił czło­wie­ka sa­me­go so­bie. Jako Oj­ciec bez­gra­nicz­nie za­ko­cha­ny w swo­ich stwo­rze­niach, wy­słał na zie­mię swo­je­go umi­ło­wa­ne­go Syna, żeby przy­pro­wa­dził do Jego domu sy­nów, któ­rzy ode­szli od Nie­go da­le­ko i są nie­szczę­śli­wi.

Pew­nej nocy, roz­świe­tlo­nej bla­skiem, Syn Boga na­ro­dził się, sta­jąc się Cia­łem i za­miesz­kał z nami, pod­czas gdy w nie­bie chór anio­łów śpie­wał: „Chwa­ła Bogu i po­kój lu­dziom” (por. Łk 2,14).

Je­zus przy­szedł więc jako nio­są­cy po­kój czło­wie­ko­wi – ten po­kój, któ­ry zo­stał za­bra­ny z ogro­du w Ede­nie.

Dziec­ko to, gdy do­ro­sło, skie­ro­wa­ło do udrę­czo­nych i zła­ma­nych na du­chu lu­dzi za­pro­sze­nie:

Przyjdź­cie do Mnie wszy­scy, któ­rzy utru­dze­ni i ob­cią­że­ni je­ste­ście, a Ja was po­krze­pię (Mt 11,28).

Jest to za­pro­sze­nie, jest to rada, jest to tak­że na­kaz, któ­ry Je­zus chciał­by, by­śmy zro­zu­mie­li i wcie­li­li w ży­cie. On chce nam po­wie­dzieć, moc­no pod­kre­śla­jąc, że je­że­li nie przyj­dzie­my do Nie­go, bez­owoc­nie bę­dzie­my szu­kać ja­kiej­kol­wiek in­nej moż­li­wo­ści uwol­nie­nia się od na­szych we­wnętrz­nych pro­ble­mów. Roz­po­czy­na­my więc od praw­dy nie­pod­wa­żal­nej: Je­zus Chry­stus jest je­dy­ną „te­ra­pią” prze­pi­sa­ną przez Ojca, słu­żą­cą do wy­le­cze­nia nas z ja­kiej­kol­wiek cho­ro­by.

Je­zus po­wie­dział nam:

Po­kój zo­sta­wiam wam, po­kój mój daję wam (J 14,27).

I da­lej:

To wam po­wie­dzia­łem, aby ra­dość moja w was była i aby ra­dość wa­sza była peł­na (J 15,11).

Je­że­li wie­lu z was nie ko­rzy­sta jesz­cze z tych da­rów, po­zo­sta­wio­nych nam przez Je­zu­sa w te­sta­men­cie, i na­dal żyje w udrę­cze­niu, nie­po­ko­ju i de­pre­sji, to tyl­ko dla­te­go, że nie po­tra­fi uwie­rzyć w nie albo nie po­tra­fi ich za­ak­cep­to­wać. Są dzie­dzi­ca­mi bo­gactw, któ­re od­rzu­ci­li. Nie­któ­rzy z tych sy­nów Boga – ad­re­sa­ci wszyst­kich przy­rze­czeń Chry­stu­sa – wo­le­li i wolą od­rzu­cać pro­dukt na­tu­ral­ny, ko­rzy­sta­jąc ze środ­ków za­stęp­czych. Środ­ki te, wia­do­mo, będą mo­gły przy­nieść pew­ną ulgę na krót­ki czas, ale nie zli­kwi­du­ją przy­czy­ny pro­ble­mów. Psy­cho­lo­go­wie, psy­cho­ana­li­ty­cy, psy­chia­trzy, któ­rzy re­pre­zen­tu­ją na­ukę, mogą być dla nas wiel­kim do­bro­dziej­stwem i za­wsze chęt­nie współ­pra­cu­je­my z tymi, któ­rzy po­świę­ca­ją się, żeby uczy­nić czło­wie­ka zdro­wym i szczę­śli­wym.

Mo­że­my jed­nak uczci­wie stwier­dzić, że psy­cho­lo­gia, psy­cho­ana­li­ty­ka, a tak­że psy­chia­tria, je­śli są w sta­nie wy­eli­mi­no­wać z pod­świa­do­mo­ści czło­wie­ka ja­kiś uraz, nie po­tra­fią nic za­ofe­ro­wać w miej­sce, w któ­rym utwo­rzy­ła się po­ura­zo­wa pust­ka. Le­ka­rze są w sta­nie usu­nąć uraz, ale nie są jed­nak w sta­nie za­go­spo­da­ro­wać pu­stej prze­strze­ni w miej­scu, w któ­re de­pre­sja może po­wró­cić. Nie­zgłę­bio­ną ot­chłań na­sze­go ser­ca może wy­peł­nić tyl­ko Ten, któ­ry po­wie­dział:

Ja przy­sze­dłem po to, aby [owce] mia­ły ży­cie i mia­ły je w ob­fi­to­ści (J 10,10).

NIE­KTÓ­RE SYMP­TO­MY DE­PRE­SJI

Za­sta­nów­cie się, dro­dzy Czy­tel­ni­cy!

Ży­je­my w świe­cie de­pre­sji i nie­po­ko­ju. Nie­któ­rzy do­szli już na­wet na jej skraj, z ten­den­cja­mi do sa­mo­bój­stwa. A wszyst­ko to dzie­je się po­mi­mo kom­for­tu za­ofe­ro­wa­ne­go nam przez no­wo­cze­sną tech­no­lo­gię.

Kie­dy ob­ser­wu­ję set­ki osób przy­tło­czo­nych cię­ża­ra­mi dnia co­dzien­ne­go, prze­wyż­sza­ją­cy­mi ich moż­li­wo­ści psy­chicz­ne i fi­zycz­ne, mam ocho­tę za­py­tać Je­zu­sa: – Czy to wła­śnie jest Kró­le­stwo Boże, któ­re przy­nio­słeś na zie­mię? Gdzie jest ten spo­kój i ra­dość, któ­re po­zo­sta­wi­łeś nam w spad­ku?

Od­po­wie­dzi mu­si­my udzie­lić so­bie sami.

Je­zus przy­szedł, aby wy­zwo­lić czło­wie­ka ze wszyst­kich jego cię­ża­rów, z każ­dej nie­wo­li. Jed­no­cze­śnie mu­si­my wy­cią­gnąć wnio­ski, że je­że­li co­kol­wiek nie za­funk­cjo­no­wa­ło, nie sta­ło się to z winy Boga, ale z winy czło­wie­ka.

W Nim było ży­cie, a ży­cie było świa­tło­ścią lu­dzi, a świa­tłość w ciem­no­ści świe­ci i ciem­ność jej nie ogar­nę­ła. (...) Przy­szło do swo­jej wła­sno­ści, a swoi Go nie przy­ję­li (J 1,4-5.11).

Mó­wię to, czer­piąc do­świad­cze­nie z mo­ich co­dzien­nych spo­tkań z cier­pią­cy­mi brać­mi i słu­cha­jąc ich na­rze­kań z po­wo­du bólu, któ­ry ich przy­gnia­ta. Bólu nie tyl­ko po­cho­dze­nia fi­zycz­ne­go, lecz przede wszyst­kim po­cho­dze­nia psy­chicz­ne­go.

Po­zwól te­raz, dro­gi Czy­tel­ni­ku, że przed przy­stą­pie­niem do wy­szcze­gól­nie­nia przy­czyn de­pre­sji, wy­mie­nię Ci nie­któ­re jej symp­to­my.

SYMP­TO­MY PO­CHO­DZE­NIA FI­ZYCZ­NE­GO

Zda­ję so­bie spra­wę ze zło­żo­no­ści pro­ble­mu, a tak­że z fak­tu, że ob­ja­wia się on w spo­sób zróż­ni­co­wa­ny u po­szcze­gól­nych osób. Ja­ki­kol­wiek on jest, po­sta­ram się przy­bli­żyć go, wy­li­cza­jąc jego nie­któ­re symp­to­my, za­czy­na­jąc od tych po­cho­dze­nia fi­zycz­ne­go:

– bez­sen­ność lub nie­re­gu­lar­ny sen,

– spo­wol­nie­nie w wy­ko­ny­wa­niu ja­kich­kol­wiek czyn­no­ści,

– brak ape­ty­tu, któ­ry bar­dzo czę­sto pro­wa­dzi do ano­rek­sji,

– cią­głe zmę­cze­nie: oso­ba w sta­nie de­pre­sji wsta­je rano bar­dziej zmę­czo­na, niż kła­dła się spać wie­czo­rem,

– czę­ste za­wro­ty i bóle gło­wy,

– nie­dba­łość w wy­peł­nia­niu obo­wiąz­ków,

– brak dba­ło­ści o wy­gląd ze­wnętrz­ny,

– cią­głe za­nie­po­ko­je­nie, pod­nie­ce­nie i oba­wa.

Oso­ba ży­wio­ło­wa, któ­ra wy­da­je się być dy­na­micz­na i czę­sto robi wię­cej niż trze­ba, może oka­zać się wła­śnie czło­wie­kiem cier­pią­cym na de­pre­sję.

SYMP­TO­MY PO­CHO­DZE­NIA PSY­CHICZ­NE­GO

Te są dzi­siaj co­raz licz­niej­sze, ale bar­dzo trud­ne do roz­szy­fro­wa­nia. Oto nie­któ­re z nich:

– oso­ba po­grą­żo­na w de­pre­sji nie po­tra­fi oka­zać mi­ło­ści, któ­rą ma w so­bie, na­wet człon­kom naj­bliż­szej ro­dzi­ny,

– po­ka­zu­je za­wsze smut­ną i za­my­ślo­ną twarz,

– cza­sa­mi pła­cze bez żad­ne­go po­wo­du,

– oso­ba cier­pią­ca na de­pre­sję nie ko­cha i nie ak­cep­tu­je sie­bie; w kon­se­kwen­cji nie ko­cha i nie ak­cep­tu­je in­nych,

– iry­tu­je się bar­dzo ła­two z po­wo­du bła­host­ki, robi z nie­wiel­kie­go pro­ble­mu tra­ge­dię,

– oso­ba prze­ży­wa­ją­ca ten pro­blem jest za­wsze za­nie­po­ko­jo­na

i ni­gdy się nie śmie­je; jest nie­spo­koj­na za­rów­no wte­dy, kie­dy musi wy­ko­nać ja­kąś czyn­ność, jak i wte­dy, kie­dy nie ma nic do zro­bie­nia,

– nie po­tra­fi skon­cen­tro­wać się na tym, co po­win­na wy­ko­nać, jej my­śli nie­ustan­nie krą­żą wo­kół tego, co wy­da­rzy się póź­niej,

– żyje w cią­głym stra­chu, je­że­li jed­nak za­py­ta­my ją o po­wód przy­gnę­bie­nia, nie znaj­dzie ni­gdy jed­no­znacz­nej od­po­wie­dzi; na py­ta­nie: „Cze­go się oba­wiasz?”, od­po­wia­da: „Nie wiem”,

– żyje wsta­nie ciągłego lęku;myśli za­wsze otym, co przy­kre­go mogłoby ją spo­tkać, o sy­tu­acjach, któ­rym musi spro­stać, o nie­moż­li­wo­ści zre­ali­zo­wa­nia swo­ich pro­jek­tów, bez­sen­sie ży­cia – w re­zul­ta­cie ni­cze­go nie robi do­brze; ob­cią­ża swój umysł ty­sią­ca­mi pro­ble­mów, a nie mo­gąc roz­wią­zać wszyst­kich na­raz, jest co­raz bar­dziej nie­za­do­wo­lo­na, do­cho­dząc do wnio­sku, że wszyst­ko co robi, robi źle.

Tak­że:

– Oso­ba prze­ży­wa­ją­ca de­pre­sję ma po­trze­bę cią­głe­go mó­wie­nia i nie po­zwa­la roz­mów­cy so­bie prze­rwać. Go­dzi­na­mi daje uj­ście swo­im zwie­rze­niom, prze­ry­wa­jąc in­nej oso­bie, za­le­d­wie ta otwo­rzy usta.

– Oso­ba taka jest tak­że ir­ra­cjo­nal­na. W jej umy­śle gro­ma­dzą się bez prze­rwy my­śli róż­ne­go ro­dza­ju. Jest to mie­szan­ka cią­głych po­my­słów, któ­re w jej osą­dzie są je­dy­ną praw­dą. W swo­jej ir­ra­cjo­nal­no­ści po­zwa­la so­bie na­wet na osą­dza­nie Boga, po­nie­waż nie wie­rzy w Jego mi­łość.

– Oso­ba do­tknię­ta de­pre­sją jest nie­zdol­na do mo­dli­twy, uspra­wie­dli­wia się przed sobą, że ni­gdy nie ma na nią cza­su. Je­że­li cza­sa­mi zda­rza się jej ją pod­jąć, to tyl­ko dla­te­go, że jest w nią wcią­gnię­ta przez inną oso­bę. Mo­dli­twa szyb­ko jed­nak ją mę­czy i nu­dzi.

– Taka oso­ba jest nie­zdol­na do skon­cen­tro­wa­nia się na jed­nej my­śli, po­głę­bie­nia jej, wy­cią­gnię­cia z niej wnio­sków. Prze­cho­dzi od jed­nej my­śli do dru­giej, nie kon­cen­tru­jąc się na żad­nej. Robi to w spo­sób za­gma­twa­ny i cha­otycz­ny.

– Nie po­tra­fi pod­jąć żad­nej de­cy­zji. Od­kła­da ją za­wsze, po­wta­rza­jąc: „Mu­szę się nad nią do­brze za­sta­no­wić.”

– Oso­ba po­grą­żo­na w de­pre­sji nie po­tra­fi żyć we wspól­no­cie. Woli od­izo­lo­wa­nie. Kie­dy już jest zmu­szo­na do by­cia z in­ny­mi, robi wszyst­ko, żeby przy­cią­gnąć ich uwa­gę, przyj­mu­jąc po­sta­wę ofia­ry. Oso­ba z ta­kim pro­ble­mem jest krzy­żem dla wspól­no­ty, tak za­kon­nej, jak i świec­kiej.

– Oso­ba do­tknię­ta de­pre­sją jest ego­cen­trycz­na; my­śli tyl­ko o so­bie sa­mej. Kie­dy jed­nak musi po­świę­cić in­nym swo­ją uwa­gę, robi to przez wzgląd na sie­bie. Je­że­li słu­cha opo­wia­da­nia o ja­kimś wy­da­rze­niu, któ­re przy­tra­fi­ło się in­nym, prze­ry­wa na­tych­miast, mó­wiąc: „Tak­że mnie pew­ne­go razu...”.

Oso­ba cier­pią­ca na de­pre­sję nie daje wy­tłu­ma­czyć so­bie, że Bóg jest Mi­ło­ścią. Oso­ba taka jest nie­zdol­na uwie­rzyć w to, że Bóg ją ko­cha, jest przy niej bli­sko i chce ją wydźwi­gnąć z cho­ro­by.

Oto, dro­gi Czy­tel­ni­ku, li­sta nie­któ­rych symp­to­mów de­pre­sji, któ­re po­cho­dzą z głę­bo­kich zra­nień du­cho­wych, psy­chicz­nych, jak rów­nież so­ma­tycz­nych.

NIE­KTÓ­RE PRZY­CZY­NY DE­PRE­SJI

Przy­pu­ść­my, że je­ste­śmy chrze­ści­ja­na­mi. Z przy­ję­ciem sa­kra­men­tu Chrztu świę­te­go otrzy­ma­li­śmy dar ła­ski, a wraz z nim dar Du­cha Świę­te­go, któ­ry przy­niósł nam swo­je owo­ce:

– po­kój ser­ca,

– ra­dość du­cha,

– mi­łość do nas sa­mych i do in­nych,

– ła­god­ność, cier­pli­wość,

– en­tu­zjazm,

– chęć ży­cia i pra­cy dla wspól­ne­go do­bra.

To ży­cie Boże w nas po­win­no po­zwo­lić nam żyć jako dzie­ciom Boga w uczu­ciu trwa­łe­go po­ko­ju, tak w cza­sie bu­rzy, jak i w prze­ci­wień­stwach losu. Po­win­ni­śmy za­wie­rzyć Bogu każ­dy nasz pro­blem, po­nie­waż On nas ko­cha i chce uczy­nić uczest­ni­ka­mi swo­je­go szczę­ścia.

Ale wie­lu z nas wy­bie­ra wła­sną dro­gę, zry­wa­jąc cał­ko­wi­cie kon­takt z Bo­giem, i ży­jąc w grze­chu. Ten brak obec­no­ści Boga w ży­ciu czło­wie­ka two­rzy we­wnętrz­ną pust­kę, któ­rej ża­den za­stęp­czy śro­dek nie może wy­peł­nić.

Grzech jest śmier­cią du­cha, a więc sil­nie od­dzia­łu­je na stan psy­chicz­ny i fi­zycz­ny oso­by. Grzech jest fał­szy­wą ra­do­ścią, po­szu­ki­wa­niem po­ko­ju, któ­re­go w nim ni­gdy nie moż­na osią­gnąć. Grzech po­wo­du­je ner­wi­cę, smu­tek i nie po­zwa­la ni­czym się cie­szyć. Nie­ste­ty, wie­lu lu­dzi upar­cie ży­ją­cych w grze­chu usi­łu­je wy­kra­dać okru­chy po­ko­ju i ra­do­ści wła­śnie z tych rze­czy, któ­re do­pro­wa­dza­ją ich do śmier­ci. Przede wszyst­kim z nar­ko­ty­ków.

Do­brze wie­my, że dzi­siaj są na świe­cie mor­der­cy ludz­ko­ści, któ­rzy w po­go­ni za ma­jąt­kiem z chci­wo­ści han­dlu­ją tymi pro­duk­ta­mi śmier­ci. Ich ofia­ra­mi pa­da­ją lu­dzie mło­dzi, któ­rzy w ilu­zji zna­le­zie­nia szczę­ścia zbli­ża­ją się do śmier­ci.

Świę­ty Au­gu­styn, któ­ry w mło­do­ści szu­kał po­ko­ju ser­ca wła­śnie w przy­jem­no­ściach świa­to­we­go ży­cia, po od­kry­ciu ist­nie­nia Boga na­pi­sał:

„Nie­spo­koj­ne jest ser­ce na­sze

do­pó­ki w To­bie nie spo­cznie” (Wy­zna­nia I,1,).

Pew­ne­go razu w na­szym domu mo­dli­twy go­ści­li­śmy słyn­ne­go ir­landz­kie­go cha­ry­zma­ty­ka Joe Dal­to­na, któ­ry opo­wia­dał nam hi­sto­rię swo­je­go na­wró­ce­nia:

– By­łem czło­wie­kiem po­li­ty­ki, a tak­że słyn­nym pio­sen­ka­rzem lirycz­nym. Otrzy­my­wa­łem aplauz ze wszyst­kich stron i wszy­scy my­śle­li, że je­stem naj­szczę­śliw­szym w świe­cie czło­wie­kiem. W rze­czy­wi­sto­ści jed­nak by­łem de­spe­ra­tem. Mia­łem wspa­nia­łą żonę, któ­ra mnie ko­cha­ła, mia­łem pię­cio­ro cu­dow­nych dzie­ci, ale nie mo­głem za­znać spo­ko­ju. Do­sze­dłem na­wet do my­śli o po­peł­nie­niu sa­mo­bój­stwa.

Pew­ne­go dnia w po­cią­gu zo­ba­czy­łem męż­czy­znę, któ­ry czy­tał książ­kę. Była to Bi­blia. On spoj­rzał na mnie i za­py­tał:

– Czy to ty je­steś tym sław­nym pio­sen­ka­rzem?

– Tak.

– A czy je­steś szczę­śli­wy?

– Nie, wła­śnie nie.

– Czy wiesz, cze­go ci bra­ku­je? Bra­ku­je ci Boga, bra­ku­je ci Je­zu­sa.

– Nie, tak jest mi do­brze. Mam wszyst­ko cze­go mi trze­ba i nie po­trze­bu­ję Go.

Ale ten męż­czy­zna na­le­gał:

– Bra­ku­je ci Go!

Tam­te­go wie­czo­ru, wra­ca­jąc do domu, za­sta­na­wia­łem się: „Może ten czło­wiek ma ra­cję?”. Po­sze­dłem go szu­kać, a gdy go od­na­la­złem, za­py­tał mnie po­now­nie:

– Czy chcesz być szczę­śli­wy, już w tym mo­men­cie?

Od­po­wie­dzia­łem mu:

– A co, może masz szczę­ście w kie­sze­ni?

– Tak, mam je w kie­sze­ni. Oto ono.

I wy­cią­gnął Bi­blię.

– Pójdź do swo­je­go po­ko­ju i tak po­wta­rzaj:

„Jezu, przyj­mu­ję Cię do mo­je­go ży­cia jako mo­je­go Pana.

Jezu, przyjdź do mo­je­go ży­cia.”

Wró­ciw­szy do domu, wy­sła­łem moją żonę i dzie­ci do łóż­ka, za­mkną­łem się w jed­nym z po­koi i po­wie­dzia­łem:

„Jezu, przyjdź do mo­je­go ży­cia,

przyj­mu­ję Cię jako mo­je­go Pana i Zba­wi­cie­la”.

Nie skoń­czy­łem jesz­cze wy­ma­wiać tych słów, gdy w moim ciem­nym po­ko­ju po­ja­wił się błysk świa­tła, ni­czym bły­ska­wi­ca. Czu­łem się ośle­pio­ny. Od tego mo­men­tu we­szło we mnie nowe ży­cie. Po­czu­łem, że eks­plo­du­je we mnie ra­dość, któ­ra prze­nik­nę­ła każ­dą część mo­je­go je­ste­stwa i nie mo­głem się już jej opie­rać.

Te­raz jadę do każ­de­go za­kąt­ka zie­mi, mo­dląc się, i wo­łam do wszyst­kich, że Je­zus jest je­dy­ną ra­do­ścią ży­cia.

Pod­su­muj­my więc – jed­ną z naj­więk­szych przy­czyn sta­nów de­pre­syj­nych jest ży­cie bez Boga lub może pro­ściej – z dala od Boga. Ten spo­sób ży­cia na­zy­wa się ate­izm prak­tycz­ny. Nie wy­star­czy po­wie­dzieć: „Wie­rzę w Boga”, bo tak­że dia­beł wie­rzy w Boga, cho­ciaż jest w pie­kle.

Ra­dość i po­kój ser­ca nie po­cho­dzą ze zwy­kłej wia­ry in­te­lek­tu­al­nej, ale z ży­wej i sku­tecz­nej wia­ry w Boga, któ­ry wy­słał swo­je­go Syna, by nas oca­lił i wy­zwo­lił ze wszyst­kich na­szych znie­wo­leń. Gdy wie­rzy­my w Je­zu­sa, mamy wier­ne­go Przy­ja­cie­la na każ­dy dzień. Czu­je­my Go bli­sko sie­bie i ży­je­my z Nim w ko­mu­nii mi­ło­ści. Z Nim wszyst­kie dni są ra­do­sne. I nie wi­dzi­my już wię­cej pro­ble­mów, któ­re jak gła­zy przy­gnia­ta­ją na­sze ser­ca. Bez Je­zu­sa nie ma żad­nych wa­ka­cji, ani na Ma­le­dy­wach, ani na Wy­spach Dzie­wi­czych, któ­re mo­gły­by roz­pro­szyć nie­po­kój na­sze­go ser­ca. Ser­ce czło­wie­ka jest ot­chła­nią głęb­szą niż mo­rze i szer­szą od nie­ba. Je­dy­nie nie­skoń­czo­na mi­łość Boga może je wy­peł­nić.

Na­wet gdy­by­śmy po­sie­dli całe bo­gac­two świa­ta, oka­za­ło­by się, że jest ono zbyt małe, aby usa­tys­fak­cjo­no­wać nie­skończo­ne wy­ma­ga­nia na­sze­go ser­ca. Ma­te­ma­ty­ka uczy nas, że 0+0+0 daje za­wsze 0, ale rze­czy w świe­cie nie są jak 0. Kie­dy przed wszyst­ki­mi ze­ra­mi po­sta­wi­my 1, prze­kształ­cą się one w mi­liar­dy. Dla wie­rzą­ce­go ta je­dyn­ka ozna­cza tyl­ko Je­zu­sa.

Z przy­jem­no­ścią przy­to­czę te­raz wiersz na­pi­sa­ny przez Trilus­sa:

BAŃ­KA MY­DLA­NA

Pe­wien mo­tyl krą­żył wo­kół niej

za­zdrosz­cząc jej uro­dy, ale

Bań­ka my­dla­na mu od­po­wie­dzia­ła:

„Wiem, je­stem pięk­na, ale tak nie­trwa­ła.

Ży­cie moje ro­dzi się dla za­ba­wy,

Jak pew­na część wszyst­kich na świe­cie rze­czy,

Któ­re za­mknię­te w ma­łej kro­pel­ce

Koń­czą swe ży­cie,

Mar­twiąc się wiel­ce”.

Nie wy­star­czy więc zwró­cić się do psy­cho­ana­li­ty­ków. Nie wy­star­czy czy­tać ksią­żek, pójść do dys­ko­te­ki lub upić się, aby za­po­mnieć. Te rze­czy dają po­zor­ną ra­dość. Na ja­kiś czas ogłu­sza­ją, ale po­tem znów po­wra­ca de­pre­sja, jesz­cze głęb­sza niż po­przed­nia.

NIE­NA­WIŚĆ

Mó­wi­my więc, iż jed­ną z przy­czyn de­pre­sji jest grzech. Jed­nym z naj­więk­szych grze­chów jest nie­na­wiść. Nie­na­wiść jest jak tru­ci­zna – za­bi­ja uczu­cie we­wnętrz­ne­go po­ko­ju. Nisz­czy nasz uśmiech, sie­je nie­po­kój we wszyst­kich po­czy­na­niach i de­ge­ne­ru­je wszyst­kie war­to­ści ży­cia.

Nie­na­wiść jest śmier­tel­na dla oso­by, któ­ra ją w so­bie nosi, ale nie dla tej, prze­ciw­ko któ­rej jest skie­ro­wa­na. Kto nie­na­wi­dzi, wie­rzy, że za­spo­ka­ja wła­sne am­bi­cje, a tak­że wła­sną dumę. Wie­rzy, że chro­ni swo­je pra­wa.

Nie­na­wiść – nie­ste­ty – jest tru­ci­zną, któ­rą gro­ma­dzi­my przez mie­sią­ce i lata. Cho­ciaż my­śli­my, że zni­kła, po­zo­sta­je uta­jo­na w na­szej pod­świa­do­mo­ści. Za­mknę­li­śmy ją w opa­ko­wa­niu. Może tak­że zwią­za­li­śmy sznur­kiem, żeby jej nie wy­pu­ścić. Jest tam za­wsze. Nie mo­że­my łu­dzić się, mó­wiąc:

„Nie chcę tej oso­by wi­dzieć!

Niech ona po­zo­sta­nie w swo­im domu, a ja w swo­im.”

To nie jest prze­ba­cze­nie. Nie­na­wiść żyje jesz­cze we­wnątrz nas i po­zo­sta­je wro­gość, wza­jem­ny chłód, na­wet wte­dy, kie­dy ze sobą nie roz­ma­wia­my. Je­zus bar­dzo ostro wy­po­wie­dział się na ten te­mat: