Jak przetrwać życiowe trudności #mindfulness - Ruby Wax - ebook + książka

Jak przetrwać życiowe trudności #mindfulness ebook

Wax Ruby

0,0
31,90 zł

lub
-50%
Zbieraj punkty w Klubie Mola Książkowego i kupuj ebooki, audiobooki oraz książki papierowe do 50% taniej.
Dowiedz się więcej.
Opis

Ta książka to przewodnik oraz wsparcie, gdy życie staje się zbyt przytłaczające. Jest o tym, jak przeżyć dzień, nie myśląc, że zawaliliśmy, że może dałoby się zrobić więcej, że mogliśmy postąpić inaczej. Napisałam ją, by Ci przypomnieć, że to, co robimy i jacy jesteśmy, WYSTARCZY. Nie musimy być zawsze bardziej i więcej.

Znajdziesz w niej wiele ćwiczeń i wskazówek, które pomogą Ci zmierzyć się z trudnymi emocjami, niepewnością, samotnością, zmianą, frustracją czy też śmiercią (nazywam je WIELKĄ SZÓSTKĄ). Książka pokazuje, jak poprzez praktykowanie mindfulness być świadomym każdej przeżywanej chwili i doceniać każdą sekundę.

A zatem noś ją WSZĘDZIE. ZAZNACZAJ FRAGMENTY, PRZYGOTUJ SOBIE NOTATNIK. To więcej niż poradnik – to sposób na poznawanie i rozwijanie siebie.

Mam szczerą nadzieję, że książka pomoże Ci utrzymać ster prosto, nawet na najbardziej wzburzonych falach, i że w końcu cało i zdrowo wypłyniesz na spokojne wody.

TWOJA RUBY

Ruby Wax – popularna komiczka, scenarzystka i osobowość telewizyjna. Ukończyła terapię poznawczą opartą na uważności (MBCT) na Uniwersytecie Oksfordzkim. W 2015 roku otrzymała Order Imperium Brytyjskiego za pracę na rzecz zdrowia psychicznego.

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi lub dowolnej aplikacji obsługującej format:

EPUB
MOBI

Liczba stron: 133

Oceny
0,0
0
0
0
0
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.



Za­pra­szamy na www.pu­bli­cat.pl
Ty­tuł ory­gi­nałuA Mind­ful­ness Gu­ide for Su­rvi­val
First Pu­bli­shed in 2021 by We­lbeck An im­print of We­lbeck Non-Fic­tion Li­mi­ted, part of We­lbeck Pu­bli­shing Group Co­py­ri­ght © Ruby Wax, 2021
Wszel­kie prawa za­strze­żono. Żadna część tej pu­bli­ka­cji nie może być po­wie­lana i roz­po­wszech­niana w ja­kiej­kol­wiek for­mie i w ja­ki­kol­wiek spo­sób, elek­tro­nicz­nie, me­cha­nicz­nie, po­przez fo­to­ko­pio­wa­nie, re­je­stra­cję lub ina­czej, bez uprzed­niej pi­sem­nej zgody Wy­dawcy.
Au­tor i Wy­dawca do­ło­żyli wszel­kich sta­rań, by speł­nić wy­ma­ga­nia do­ty­czące po­wie­la­nia ma­te­ria­łów chro­nio­nych pra­wem au­tor­skim. Wszel­kie ewen­tu­alne braki spro­stują przy naj­bliż­szej moż­li­wej oka­zji.
Tłu­ma­cze­niePAU­LINA KIE­LAN. PRE-TEKST, www.pre-tekst.com
Me­ne­dżerka pro­jektuALI­CJA KRAW­CZAK-STRA­SZYŃ­SKA
Re­dak­torka pro­wa­dzącaJO­ANNA SZYM­KO­WIAK
Nad­zór gra­ficzny nad pro­jek­tem / opra­co­wa­nie pro­jektu pol­skiej wer­sji okładkiAGATA CZO­PER­SKA
Re­dak­cjaMARTA PAW­LUS
Ko­rektaJO­ANNA SZYM­KO­WIAK
SkładELŻ­BIETA BA­RA­NOW­SKA
Re­dak­tor tech­nicznyZBI­GNIEW WERA
Po­lish edi­tion© Pu­bli­cat S.A. MMXXIII
Wy­ko­rzy­sty­wa­nie e-bo­oka nie­zgodne z re­gu­la­mi­nem dys­try­bu­tora, w tym nie­le­galne jego ko­pio­wa­nie i roz­po­wszech­nia­nie, jest za­bro­nione.
All ri­ghts re­se­rved
Wy­da­nie I elek­tro­niczne 2023
ISBN 978-83-271-2718-1
Kon­wer­sja: eLi­tera s.c.
jest zna­kiem to­wa­ro­wym Pu­bli­cat S.A.
PU­BLI­CAT S.A.
61-003 Po­znań, ul. Chle­bowa 24 tel. 61 652 92 52, fax 61 652 92 00 e-mail: of­fice@pu­bli­cat.pl, www.pu­bli­cat.pl

DE­DY­KA­CJA

Dla Eda, Maxa, Maddy i Ma­riny

Po­dzię­ko­wa­nia

Jak za­wsze pierw­sze po­dzię­ko­wa­nia kie­ruję do mo­jej ro­dziny: Eda, Maxa, Maddy oraz Ma­riny, któ­rzy wie­dzą, że le­piej trzy­mać się z dala, gdy wpa­dam w szał pi­sa­nia, ale po wszyst­kim wciąż mnie ko­chają.

Dzię­kuję Aj­dzie Vu­ci­ce­vic z wy­daw­nic­twa We­lbeck za to, że do­strze­gła po­trzebę, by opu­bli­ko­wać tę książkę jak naj­szyb­ciej z my­ślą o tych, któ­rym ostat­nie wy­da­rze­nia za­fun­do­wały ostrą jazdę i usi­łują zna­leźć ha­mulce.

Dzię­kuję rów­nież mo­jej agentce Ca­ro­line Mi­chel – to dzięki niej moja praca uj­rzała świa­tło dzienne.

Chcę po­dzię­ko­wać także nie­zrów­na­nej re­dak­torce Belli Pol­len. Gdyby nie ona, mało kto zdo­łałby co­kol­wiek zro­zu­mieć z tego my­ślo­wego ba­ła­ganu. To dzięki niej moje cha­otyczne wy­wody na­brały sensu.

Spe­cjalne po­dzię­ko­wa­nia na­leżą się Ga­re­thowi Daun­cey­owi pra­cu­ją­cemu nad apli­ka­cją Mood (ang. na­strój), au­to­rowi po­niż­szego ćwi­cze­nia opi­sa­nego na s. 130–131.

ĆWI­CZE­NIE: ŚLE­DZE­NIE NA­STROJUPrze­śledź, jak zmie­nia się twój na­strój.

Weź 10 kre­dek w róż­nych ko­lo­rach i ułóż je we­dług na­stro­jów, ja­kie ich barwy w to­bie wy­wo­łują. Zde­cy­duj, które ko­lory są po­zy­tywne i mają dzia­ła­nie mo­ty­wu­jące oraz ener­ge­ty­zu­jące, a które wzbu­dzają ne­ga­tywne my­śli i przy­gnę­bie­nie. Je­żeli za naj­bar­dziej bu­du­jący uznasz żółty, na­daj mu nu­mer 1. Zie­lo­nemu, który nie nastraja cię aż tak opty­mi­stycz­nie, mo­żesz przy­pi­sać nu­mer 4, a neu­tral­nemu be­żowemu – 5. Od 6 ko­lory będą co­raz mrocz­niej­sze aż do 10, czyli czar­nego.

Na s. 131 za­miesz­czono przy­kła­dową kartkę z ka­len­da­rza z za­zna­czo­nymi dniami mie­siąca. Wzo­ru­jąc się na niej, przy­go­tuj so­bie po­dobną na ten mie­siąc. Co­dzien­nie rano lub wie­czo­rem oceń swój na­strój, wy­bierz kredkę o od­po­wia­da­ją­cej mu bar­wie, po czym po­ko­lo­ruj nią bie­żący dzień w swoim ka­len­da­rzu.

Pod ko­niec ty­go­dnia lub mie­siąca prze­ana­li­zuj, jak zmie­niały się ko­lory dni. Je­śli przez po­nad ty­dzień twój na­strój okre­ślał ko­lor czarny, praw­do­po­dob­nie cier­pisz na de­pre­sję.

Wpro­wa­dze­nie

Gdyby kilka ty­go­dni przed mar­cem 2020 r. ktoś oznaj­mił, że wkrótce więk­szość lu­dzi na świe­cie nie bę­dzie mo­gła opusz­czać do­mów z po­wodu sza­le­ją­cego wi­rusa, za­pewne usły­szałby, że to wy­jąt­kowo kiep­ski po­mysł na sce­na­riusz. A kiedy się prze­ko­na­li­śmy, że to nie fik­cja, a rze­czy­wi­stość, stało się ja­sne, że czeka nas po­je­dy­nek w samo po­łu­dnie z na­szymi naj­więk­szymi lę­kami. Nikt nas nie ostrzegł ani nie po­in­stru­ował, jak po­stę­po­wać w ta­kim przy­padku, więc za­mknę­li­śmy się w czte­rech ścia­nach i kry­li­śmy się w nich osa­mot­nieni i prze­ra­żeni.

Jed­nym z po­wo­dów, dla któ­rych oka­za­li­śmy się zu­peł­nie nie­przy­go­to­wani na ten ży­ciowy cios, było to, że na­gle zo­sta­li­śmy zmu­szeni do spro­sta­nia trud­nym emo­cjom, nie­pew­no­ści, sa­mot­no­ści, zmia­nom, fru­stra­cji i śmierci. In­nymi słowy – smut­nej rze­czy­wi­sto­ści.

Nie za­mie­rzam ba­wić się w gdy­ba­nie (już i tak upra­wiamy je zbyt czę­sto, a nie­wiele nam z tego przy­cho­dzi), jed­nak bez wąt­pie­nia po­ra­dzi­li­by­śmy so­bie ła­twiej, gdy­by­śmy sta­wili czoło fak­tom, a zwłasz­cza wła­snej śmier­tel­no­ści, nie tylko przed pan­de­mią, ale w ogóle.

Fakty, o któ­rych mó­wię – w książce na­zy­wam je wielką szóstką – po­win­ni­śmy wy­ta­tu­ować so­bie w naj­bar­dziej wi­docz­nym miej­scu na ciele, żeby ni­gdy nas nie za­sko­czyły. Trzeba uczyć o nich w szkole (w spo­sób przy­stępny i przy­ja­zny dzie­ciom). Ro­dzi­ców na­le­ża­łoby po­cią­gać do od­po­wie­dzial­no­ści za to, że nie roz­ma­wia się na ten te­mat w domu. Bo prze­cież chyba le­piej, aby po­wie­dzieli nam ła­god­nie, lecz szcze­rze, że na­sza rybka zmarła, i wy­ja­śnili, co to zna­czy, niż uda­wali, że wy­brała się na wa­ka­cje, prawda?

Oczy­wi­ście to nie tak, że ni­gdy w ży­ciu nie sły­sze­li­śmy o wiel­kiej szó­stce. Bar­dziej cho­dzi o to, że wo­limy za dużo o niej nie my­śleć. No bo po co się de­ner­wo­wać i psuć so­bie ładny dzień? Może nie chcemy spoj­rzeć praw­dzie w oczy, gdyż oba­wiamy się, że ode­bra­łoby nam to całą ener­gię? Czy warto się wy­si­lać, skoro nic nie trwa wiecz­nie? Po co się an­ga­żo­wać, je­śli nic nie jest pewne? Jaki sens ma za­czy­na­nie cze­go­kol­wiek, je­żeli wszystko może się skoń­czyć w każ­dej se­kun­dzie? Na­tu­ral­nie do­sko­nale zda­jemy so­bie sprawę, że wszystko się zmie­nia i koń­czy, że je­ste­śmy zdani tylko na sie­bie, a w końcu umrzemy i ta­kie tam bla, bla, bla. Ale po co się w to wgłę­biać, skoro jest tyle cie­kaw­szych rze­czy na Net­flik­sie? Na­sza kul­tura nie prze­pada za grze­ba­niem się w emo­cjach. Wo­limy we­pchnąć ży­ciowe pro­blemy do szafy, za­mknąć ją na cztery spu­sty i za­ko­pać klucz.

Nie­któ­rzy lu­dzie ro­zu­mują w ten spo­sób: „Nie wiem, w co ręce wło­żyć. Nie mam kiedy my­śleć o umie­ra­niu”. Pró­bu­jemy za wszelką cenę uni­kać nie­przy­jem­nych i bo­le­snych te­ma­tów, nie bio­rąc pod uwagę tego, że gdy rze­czy­wi­stość za­puka do na­szych drzwi (a bez wąt­pie­nia to zrobi), prze­je­dzie po nas ni­czym bul­do­żer.

Już od dawna je­ste­śmy zbyt za­jęci, by po­świę­cać czas na kło­po­tliwe fakty. Mamy na­pięte har­mo­no­gramy, nie­prze­kra­czalne ter­miny i mi­lion rze­czy do zro­bie­nia, z któ­rych więk­szość do ni­czego nie jest nam po­trzebna. Ileż z tych ter­mi­nów usta­lamy so­bie sami, bo po­trze­bu­jemy ad­re­na­liny, chcemy mieć cel i czuć się ważni? Wszystko jest lep­sze niż ana­li­zo­wa­nie wła­snych uczuć – roz­pra­sza­cze mile wi­dziane.

Przed pan­de­mią nie zwra­ca­li­śmy szcze­gól­nej uwagi na to, co się wo­kół nas dzieje. Tkwi­li­śmy z głową w cy­ber­prze­strzeni i z no­sem przy­kle­jo­nym do ekranu. Za wi­no­wajcę można by uznać Mi­cro­soft Of­fice. W in­for­ma­cjach o pa­kie­cie 10 lat temu na­pi­sano: „Te­raz miej­sce pracy mo­żesz wszę­dzie za­brać ze sobą”. To ozna­czało ko­niec świata rze­czy­wi­stego, czasu dla sie­bie, moż­li­wo­ści zna­le­zie­nia tego, co nas uszczę­śli­wia, prze­ko­na­nia się, jak chcemy prze­żyć ży­cie, czy po­szu­ki­wa­nia jego sensu. Klą­twa Mi­cro­soft Of­fice się speł­niła. Kom­pu­tery to­wa­rzy­szą nam w łóżku i ką­pieli, na wa­ka­cjach i spa­ce­rach, pod­czas jog­gingu i je­dze­nia, w sa­mo­lo­tach, po­cią­gach, sa­mo­cho­dach. Re­je­strują na­ro­dziny dzieci i po­grzeby bli­skich.

Mimo tych wszyst­kich urzą­dzeń oszczę­dza­ją­cych czas wciąż się spie­szymy, bo mu­simy tyle nad­go­nić. Dla­czego nie zo­sta­wimy kom­pu­te­rom tego, do czego zo­stały stwo­rzone, a sami nie zaj­miemy się czymś przy­jem­niej­szym, np. grą w Rum­mi­kuba, pro­jek­to­wa­niem jurt czy czym­kol­wiek, co spra­wia nam ra­dość? Czemu to nie im wy­zna­cza się nie­prze­kra­czalne ter­miny? Z ja­kiej ra­cji to my się wy­pa­lamy? Z pew­no­ścią ja­kiś sprytny pro­gra­mi­sta dałby radę tak je za­pro­gra­mo­wać, żeby to kom­pu­te­rom prze­pa­lały się ka­belki.

Dziś to nie my mamy ma­szyny na każde za­wo­ła­nie, lecz one nas. Cały czas tylko cze­kamy na pik­nię­cie smart­fona, żeby jak naj­szyb­ciej pik­nąć w od­po­wie­dzi. Przy­po­mina to ro­dzaj oso­bli­wej, nie­koń­czą­cej się roz­grywki te­ni­so­wej, w któ­rej umie­ramy z wy­cień­cze­nia z ze­rem punk­tów na kon­cie. W do­datku sami je­ste­śmy so­bie winni. To my zgo­to­wa­li­śmy so­bie ten los. Uty­sku­jemy, że nie mamy czasu dla sie­bie, a wy­bie­ramy ży­cie w oto­cze­niu broni ma­so­wego roz­pro­sze­nia.

Kiedy zda­rzy nam się wy­łą­czyć, na­tych­miast wpa­damy w po­płoch, że nikt nie wy­syła nam po­wia­do­mie­nia i coś nas omi­nie. Wtedy głód roz­pro­sze­nia ude­rza w nas naj­moc­niej. A prawda wy­gląda tak, że bo­imy się mieć czas, bo zwy­czaj­nie nie wiemy, co z nim zro­bić. I na­wet gdy na­rze­kamy, że na nic nam go nie star­cza, pę­dzimy od jed­nej rze­czy do dru­giej w re­kor­do­wym tem­pie, a po­tem nie mo­żemy się na­dzi­wić, gdzie po­działy się te mie­siące i lata.

Za­pra­szamy do za­kupu peł­nej wer­sji książki