Jak mądrze wspierać dziecko w pokonywaniu problemów - Icard Michelle - ebook + książka
NOWOŚĆ

Jak mądrze wspierać dziecko w pokonywaniu problemów ebook

Icard Michelle

0,0

14 osób interesuje się tą książką

Opis

Jak mądrze wspierać dziecko, gdy coś idzie nie po jego myśli?

Jeśli kiedykolwiek zdarzyło ci się pomyśleć: „Mój nastolatek ma trudności i nie wiem, co robić”, ta książka to twoja psychologiczna pierwsza pomoc.

Ten praktyczny przewodnik, pokaże ci, jak przekształcać trudne momenty w siłę i rozwój – zarówno dziecka, jak i rodzica. Autorka, ekspertka w pracy z nastolatkami, tłumaczy, że to właśnie w sytuacjach niepowodzeń kształtuje się charakter i odporność psychiczna.

Zawarta w książce metoda trzech kroków pomaga zrozumieć, co warto powiedzieć i jak się zachować, kiedy dziecko mierzy się z wyzwaniami. Osiem archetypów porażek – takich jak Buntownik, Wrażliwiec, Rezerwowy, Samotnik – to nie etykiety, ale drogowskazy, które pomagają reagować z empatią i skutecznością. Jeśli na przykład twoje dziecko spędza przerwy samotnie, unika kontaktów z rówieśnikami, to zamiast wpadać w panikę lub zmuszać je do „otwartości”, naucz się rozpoznawać potrzeby stojące za jego zachowaniem – i towarzyszyć mu mądrze, bez presji.

To książka, która uczy, jak być obecnym rodzicem, nie idealnym. Daje konkretne narzędzia i ukojenie w trudnych chwilach. A przede wszystkim – pokazuje, że porażki są nieodłączną częścią rozwoju, a nie przeszkodą do usunięcia.

Twoje dziecko nie potrzebuje idealnych rozwiązań. Potrzebuje ciebie – spokojnego, przygotowanego i wspierającego rodzica.

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 394

Rok wydania: 2025

Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
Oceny
0,0
0
0
0
0
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.



Tytuł oryginalny: Eight Setbacks That Can Make a Child a Success: What to Do and What to Say to Turn "Failures" into Character-Building Moments

Przekład: Aneta Gwiazda

Redakcja:  Anna Żółcińska

Korekta:  Agnieszka Anulewicz-Wypych

Skład:  Tomasz Gąska

Opracowanie e-wydania: Karolina Kaiser |

Okładka:  Joanna Wasilewska

Book design by Andrea Lau

Illustrations by Haley Weaver

Copyright © 2023 by Michelle Icard

All rights reserved including the right of reproduction in whole or in part in any form.

This edition published by arrangement with Rodale Books, an imprint of Random House, a division of Penguin Random House LLC

Copyright © 2025 for this Polish edition by MT Biznes Ltd.

All rights reserved

Copyright © 2025 for this Polish translation by MT Biznes Ltd.

All rights reserved.

Warszawa 2025

Wydanie pierwsze.

Imiona i cechy identyfikacyjne osób i opowieści w tej książce zostały zmienione w celu zachowania poufności, z wyjątkiem sytuacji, gdy wskazano je w odniesieniu do przyjaciół i członków rodziny za ich zgodą.

Książka, którą nabyłeś, jest dziełem twórcy i wydawcy. Prosimy, abyś przestrzegał praw, jakie im przysługują. Jej zawartość możesz udostępnić nieodpłatnie osobom bliskim lub osobiście znanym. Ale nie publikuj jej w internecie. Jeśli cytujesz jej fragmenty, nie zmieniaj ich treści i koniecznie zaznacz, czyje to dzieło. A kopiując ją, rób to jedynie na użytek osobisty.

Szanujmy cudzą własność i prawo!

Polska Izba Książki

Więcej o prawie autorskim na www.legalnakultura.pl

Zezwalamy na udostępnianie okładki książki w internecie.

MT Biznes Sp. z o.o.

www.mtbiznes.pl

[email protected]

ISBN 978-83-8231-739-8 (epub)

ISBN 978-83-8231-740-4 (mobi)

Dla Travisa, Elli oraz Declana. Zawsze.

Nie ma innego wyboru.

Wstęp

Większość z nas bardzo się stara, żeby odnieść sukces. A kiedy nam się to nie udaje, staramy się jeszcze bardziej, żeby nikt tego nie zauważył.

Każdy z nas ma własne sposoby na ukrywanie swoich wad. Moim ulubionym jest unikanie. Ja przykładowo byłam „zajęta” już cztery razy, kiedy przyjaciółki zapraszały mnie na trening z cardio funku w niedzielę po południu. Nie dzieje się tak dlatego, że źle układam harmonogram (te zajęcia odbywają się co tydzień o tej samej porze), ale dlatego, że jestem rytmicznie niezdarna, mam poczucie rytmu starego, rzężącego samochodu, któremu kończy się na autostradzie benzyna, a moje przyjaciółki wciąż mogą szaleć do kawałków Missy Elliott niczym dawne Fly Girls. Nie chcę przy nich wyjść na idiotkę, ale też nie chcę, żeby przestały mnie zapraszać, bo wtedy naprawdę poczuję się jak przegrana. Poza tym ciągle myślę, że być może następnym razem odważę się powiedzieć „tak”! Albo, no nie wiem, może jeszcze kolejnym?

Unikanie jest popularną techniką oszczędzania sobie bólu i zawstydzenia. Czym innym jest maskowanie. Maskowanie oznacza, że wprawdzie jesteśmy obecni, ale wykorzystujemy jakieś sposoby radzenia sobie, aby ukryć swoje słabości. Może to oznaczać znalezienie sobie miejsca z tyłu w rogu sali tanecznej (chyba że instruktor każe wszystkim odwrócić się tyłem do siebie podczas niektórych układów – tego już próbowałam!) lub robienie przerw na napicie się wody, gdy choreografia staje się trudna. Czasami ludzie idą jeszcze dalej, naginając zasady albo oszukując, żeby nie wypaść źle. (Jak oszukiwać na cardio funku? Napisz mi to w prywatnej wiadomości, jeżeli wiesz). Prawdopodobnie nie dzieje się tak na zajęciach w lokalnym centrum rekreacji, ale z pewnością ma miejsce podczas prawdziwych konkursów tanecznych, gdzie dochodzą kwestie związane z pieniędzmi czy z reputacją.

Unikanie, maskowanie oraz naginanie zasad nie są idealnymi sposobami reagowania na stres związany z potencjalnym zawstydzeniem bądź upokorzeniem – są jednak normalne. Byłoby lepiej, gdybyśmy mogli po prostu stawić czoła osobistym zwątpieniom z podniesioną głową, śmiać się ze swoich błędów, tańczyć (i ponosić porażki) tak, jakby nikt nie patrzył. Po prostu nie jesteśmy aż tak oświeceni. Dlatego też odwołujemy się do naszych umiejętności radzenia sobie – tych dobrych, złych, brzydkich, a czasami nawet niemoralnych – aby zaoszczędzić sobie bolesnych doświadczeń.

Nasze dzieci nie są inne.

Z wyjątkiem dwóch ogromnych różnic.

Po pierwsze, brakuje im naszej ogólnej wolności wyboru, pozwalającej unikać robienia rzeczy, które my uważamy za najbardziej upokarzające. Jasne, jako dorosły muszę robić wiele rzeczy, których nie lubię, ale potrafię uciec od większości tego, co jest żenujące czy bolesne. Wciąż śni mi się powracający koszmar, w którym muszę siedzieć na egzaminie z matematyki, choć nie pojawiłam się na niej przez cały semestr. Dzięki Bogu, kiedy budzę się zlana zimnym potem, powoli uświadamiam sobie, że nigdy więcej w swoim życiu na matematykę nie pójdę. Z kolei nasze dzieci przez cały dzień, codziennie, mierzą się z nieradzeniem sobie z różnymi rzeczami. Niezależnie od tego, czy chodzi o rozmowę z innymi podczas lunchu, prezentację przed klasą, czy bieganie w kółko na sali gimnastycznej, ich dni wypełnione są okazjami do popełnienia społecznych czy emocjonalnych błędów.

Druga różnica polega na tym, że my, dorośli, mamy dziesiątki lat doświadczenia z porażkami. Dzieciaki nie. Przegapienie łatwego podania w meczu lub bycie ignorowanym przez osobę, której nawet za bardzo nie lubią, może wydawać się czymś, co twoje dzieci powinny być w stanie zignorować. Ponieważ jednak nie dorobiły się wystarczającej perspektywy, aby wiedzieć, co jest prawdziwym zagrożeniem dla ich bezpieczeństwa społecznego oraz szczęścia, a co jest jedynie chwilowym rozczarowaniem, mocno te afronty odczuwają.

Poczucie porażki nie jest tylko niewygodną częścią dorastania; to potrzebne i cenne doświadczenie. W ten sposób dzieci uczą się sobie radzić. W ten sposób zyskują perspektywę. W ten sposób stają się bardziej zdolnymi, pewnymi oraz wnikliwymi wersjami samych siebie, nie wspominając, że i lepszymi członkami rodziny oraz społeczności. Jednak nieszczególnie łatwo się na to patrzy. Tymczasem wiedza o tym, co zrobić i powiedzieć, naprawdę ułatwia życie tobie oraz im. Dotrzemy do tego, ale pierwsza rzecz, co do której musimy się zgodzić, jest następująca: żeby dzieci mogły uczyć się na swoich niepowodzeniach, muszą zaufać dorosłym na tyle, aby przestać je przed nimi ukrywać. Żeby tak się stało, dorośli muszą przede wszystkim przestać osądzać dzieciaki za to, że coś nabroiły. Na każdym poziomie: od drobnych niepowodzeń po poważne wpadki. Musimy zminimalizować nasze własne unikanie, maskowanie oraz naginanie zasad, żeby chronić dzieci przed dyskomfortem wynikającym z ich błędów i wykorzystać to, czego porażka może nas wszystkich nauczyć.

Hmmm. Właśnie zupełnie przypadkowo zdałam sobie sprawę, że będę musiała pójść na te zajęcia z cardio funku, prawda?

Zarządzanie wrażeniami

Jak to się dzieje, że niektórzy ludzie w ogóle nie przejmują się tym, że wychodzą na nieudaczników? Z dumą wrzucają na Instagram swoje najnowsze spalone kulinarne fiasko, opowiadają wszystkim współpracownikom o tym, jak to przed wielką prezentacją potknęli się na schodach i wylali sobie kawę na krocze, albo wyśmiewają własne lenistwo, zanim ktokolwiek skomentuje ich niechlujny strój, samochód czy dom. Być może ci ludzie są samorealizującymi się bohaterami, autentycznie pogodzonymi z własnymi wadami. Tacy ludzie naprawdę istnieją. I być może czasami w tego rodzaju „byciu sobą” kryje się coś więcej, niż mogłoby się wydawać.

Odwracanie uwagi może być kolejnym skutecznym sposobem unikania tego, czego porażka chce nas nauczyć. Regularne dzielenie się drobnymi błędami lub wpadkami może odwracać naszą uwagę od tego, czego się boimy, czyli od naszych prawdziwych niepowodzeń. Niczym za sprawą magicznej sztuczki przyciągasz wzrok wszystkich do upieczonej babeczki, której zdjęcie właśnie opublikowałeś w internecie, żeby nikt nie przyglądał się zbyt uważnie twoim prawdziwym lękom: twoim związkom, karierze, długom, poczuciu własnej wartości lub jakimkolwiek niedoskonałym aspektom twojego pogmatwanego, normalnego ludzkiego życia, które wielu z nas stara się ukryć.

Nie twierdzę, że masz obowiązek rozgłaszać światu swoje niepowodzenia lub niepowodzenia swojego dziecka. Byłoby dziwnie, gdybyś tak robił. Twierdzę jednak, że im ciężej pracujemy nad budowaniem tajemnicy wokół normalnego, chaotycznego życia, tym gorzej się czujemy. A im gorzej się czujemy, tym bardziej ponosimy porażki. Popełnianie błędów nie jest powodem do wstydu, jednak nieumiejętność radzenia sobie z niepowodzeniami w sposób, który pomaga nam się uczyć i rozwijać, ma swoje złe konsekwencje.

Owo dążenie do stwarzania pozorów nieomylności przeniesie się na twoje rodzicielstwo. Nie tylko dlatego, że niepowodzenia twojego dziecka będą mniej urocze niż przypalona babeczka, ale także ze względu na to, że obawiasz się, iż te niepowodzenia mogą opowiedzieć o tobie, tak samo jak o nich. Niepokój rodziców często komplikuje strach: po pierwsze lęk, że błędy dzieci lub sprawianie problemów wyrządzą im nieodwracalną krzywdę, a następnie obawa, że niepowodzenia pociech są czymś więcej niż tylko odbiciem ich samych. Są również oskarżeniem ciebie, rodzica. Czujemy się tak, jakbyśmy nosili niepowodzenia naszych dzieci niczym szkarłatną literę P (jak Porażka) na piersi, żeby nasza społeczność mogła nas oceniać. Mam nadzieję, że ta książka to zmieni.

Kiedy twoje dzieci chodzą do szkoły podstawowej, stawki w grze są nieco niższe (ponieważ masz w zanadrzu więcej czasu, żeby wszystko rozgryźć, zanim twoje dziecko stanie się samodzielne, a ty nadal możesz kształtować to, co się dzieje, na twoich zasadach). Jeżeli twój dziewięciolatek ma kłopoty i wdaje się nieustannie w bójki, możesz nakłonić go do rozmowy z pedagogiem szkolnym (lub przynajmniej sam usiąść na taką rozmowę z pedagogiem) albo możesz fizycznie odciągnąć go od niebezpiecznych sytuacji.

W starszych latach podstawówki, kiedy dzieci zaczynają zyskiwać większą autonomię, ryzyko ich niepowodzeń staje się większe. Dzieciak, który w siódmej klasie wdaje się w bójki, mając więcej siły i mniejszą kontrolę emocjonalną, wywołuje bardziej przerażające wrażenie. Nie wspominając już o tym, że starsi uczniowie (oraz ich rodzice) są mniej wyrozumiali, gdy ich dzieci dokonują złych wyborów lub nie potrafią się dostosować do rówieśników.

W szkole średniej dorośli oraz inne nastolatki mogą bardzo krytycznie oceniać dzieci (i ich rodziców), kiedy te coś schrzanią. W miarę jak stawka rośnie, nasza zdolność racjonowania łaski i współczucia wydaje się spadać. Może się zdarzyć, że nasza tolerancja słabnie, gdy nastolatki nie osiągają sukcesów społecznych, akademickich lub innych, ponieważ za kilka krótkich lat czeka ich samodzielne życie. Może to też wynikać z obawy, że wyrządzą sobie lub innym krzywdę w sposób, od którego nie będzie już odwrotu. Tak czy inaczej, dzieci doświadczają bardzo normalnych, naturalnych wyzwań związanych z dorastaniem, napędzanych przez bunt, impulsywność, niepewność bądź brak doświadczenia, a rodzice pragną strefy wolnej od osądów, żeby móc o tym wszystkim porozmawiać.

Bo bez niej co możemy zrobić my, rodzice? „No cześć! Widzisz tę przypaloną babeczkę z lepkim lukrem? LOL, jestem w strasznej rozsypce. Proszę, skup się tylko na tej dziwnej babeczce!”

Czytelniku, babeczka nigdy nie jest tylko babeczką.

Babeczka jest przykładem teorii zwanej autoprezentacją, opracowanej przez socjologa Ervinga Goffmana. Autoprezentacja wyjaśnia, w jaki sposób ludzie przedstawiają pewne aspekty swojego życia dla różnych odbiorców. Jestem rodzicem i pełnię tę funkcję dla Elli oraz Declana. Jestem pisarką i pełnię tę funkcję dla ciebie. Jestem przyjacielem i pełnię tę funkcję dla wielu osób, które kocham. Jestem żoną oraz partnerką życiową i pełnię tę funkcję dla Travisa. I tak dalej. Każdy z nas przez cały dzień występuje dla bardzo różnej publiczności. A występ jest sposobem na autoprezentację, jaką przedstawiamy każdej z tych różnych publiczności.

Co czyni to jeszcze ciekawszym i bardziej istotnym, jest pytanie, dlaczego właściwie tak postępujemy. Teoria autoprezentacji Goffmana zakłada, że robimy te rzeczy nie tylko po to, żeby zaimponować innym ludziom, ale także dlatego, że rozwijamy poczucie wartości u siebie na podstawie tego, jak postrzegają nas inni. Nasza publiczność reaguje, a my dowiadujemy się czegoś o sobie. Czasami to, czego się dowiadujemy, budzi pozytywne nastawienie. Twoje dziecko rysuje portret rodzinny otoczony sercami, a ty masz potwierdzenie, że jesteś dobrym rodzicem. Twój partner wysyła ci słodką wiadomość z podziękowaniem za rozwiązanie domowego problemu, a ty przyjmujesz do wiadomości, że jesteś dobrym współmałżonkiem.

Czasami to, czego się dowiadujemy, wcale nie jest przyjemne, lecz mimo wszystko konstruktywne. Twój żart nie został dobrze przyjęty albo po wypiciu kilku drinków stałeś się zbyt głośny i zirytowałeś innych. Autoprezentacja to nie tylko śpiew oraz taniec, żeby inni czuli się dobrze, dzięki czemu i ty też będziesz się dobrze czuć. Goffman twierdzi, że autoprezentacja to sposób, w jaki dowiadujemy się, kim jesteśmy, poprzez postrzeganie siebie jako odbicia w oczach publiczności. Nasze poczucie siebie zależy od tego, jak reagują na nas inni. W dużej mierze przez te reakcje się kształtuje.

Odwrócenie uwagi odbiorców, żeby spojrzeli na nieudaną babeczkę, nie jest jedynie podstępem mającym na celu stworzenie przyjemnego obrazu ocierającego się o perfekcję. Fundamentalną częścią naszej ludzkiej natury jest takie przygotowanie odbiorców, aby mogli nas utwierdzić w przekonaniu, że nie jesteśmy porażką w większym stopniu niż ten nieudany wypiek. A kiedy czujesz, że poniosłeś porażkę w większym stopniu, wtedy właśnie pojawia się zdjęcie babeczki.

Scena w serialu komediowym, do której często wracam, to moment, w którym Ray Barone we Wszyscy kochają Raymonda skarży się swojej żonie, że musi sprzątać, zanim przyjdą goście. „Pospiesz się! Auć! Dlaczego zawsze to robisz? Za każdym razem, gdy ktoś ma nas odwiedzić, spędzamy cały dzień na tworzeniu fałszywego domu”.

Tworzenie fałszywego domu przypomina nieco tworzenie fałszywego życia: marnowanie energii na upychanie wszystkich naszych nieestetycznych niepowodzeń pod łóżko albo do szafy tak, aby nikt ich nie zauważył – zamiast się nimi zająć.

Młodzież jest mistrzem w autoprezentacji, a przynajmniej ciężko nad tym pracuje. Media społecznościowe stały się najlepszym do tego narzędziem, ale nastolatki zawsze to robiły, niezależnie od tego, jaką technologię miały do dyspozycji. W swojej genialnej książce It’s Complicated: The Social Lives of Networked Teens [To skomplikowane. Życie społeczne nastolatków podłączonych do sieci] Danah Boyd pisze o tym, jak dzieciaki usiłowały zarządzać tym, co myślą o nich inni, na długo przed pojawieniem się Instagrama czy Snapchata. Od plotek po odręczne listy i notatki, od graffiti na ścianach w łazience po chodzenie od osoby do osoby w celu uzyskania potrzebnych informacji – dla nastolatków zawsze priorytetem było wiedzieć, co myślą o nich inni.

Mimo że zarówno rodzice, jak i nastolatki obawiają się tego, jakie szkody może wyrządzić ich planom w zakresie autoprezentacji publiczne niepowodzenie, to prawda jest taka, że przed opuszczeniem gniazda każdy moment na porażkę dziecka jest na to dobrym momentem. Chociaż starają się, jak mogą, stwarzać wrażenie doskonałości, to dzieciaki nie uczą się niczego, żyjąc życiem idealnym. Podobnie jak nie uczą się niczego z czegoś zupełnie przeciwnego, czyli z doświadczania traumy. Pomiędzy tymi punktami istnieje punkt optymalny, w którym dzieci uczą się, doświadczając bólu związanego z niepowodzeniem, a następnie zastanawiają się, jak mogą je pokonać. Wyjaśnię to szczegółowo w rozdziale pierwszym. Na razie pociesz się myślą, wiedząc, że twoje dziecko będzie doświadczało niepowodzeń na różne sposoby, które mogą być dla ciebie mylące, zawstydzające czy przerażające (i często także dla dzieciaków, chociaż zazwyczaj widzę, że rodzice odczuwają te rzeczy bardziej). Tak jest dobrze! U podstaw każdej porażki kryje się lekcja. Z niniejszej książki dowiesz się, jak ją odkryć. Przeczytasz, jak rozpoznawać surowy materiał, zobaczyć pod sadzą potencjał i powitać porażkę jako szansę na rozwój. Oferuję ci narzędzia, które pomogą ci przekształcać wyboiste sytuacje na drodze w wypolerowane kamienie, po których twoje dziecko będzie mogło poruszać się do przodu.

Jesteśmy winni sobie oraz naszym dzieciom to, abyśmy przestali myśleć o porażkach jak o rodzaju podsumowania i zaczęli postrzegać niepowodzenia jako czynniki budujące charakter. Rzecz w tym, że porażka nie jest najgorszą rzeczą, jaka może się przytrafić twojemu dziecku. Często jest jedną z najlepszych. Nastolatki uczący się stawać dorosłymi muszą poznać własne granice, wartości oraz motywacje. Porażka to świetny sposób, żeby to zrobić.

Jesteśmy winni sobie oraz naszym dzieciom to, abyśmy przestali myśleć o porażkach jak o rodzaju podsumowania i zaczęli postrzegać niepowodzenia jako czynniki budujące charakter. Rzecz w tym, że porażka nie jest najgorszą rzeczą, jaka może przytrafić się twojemu dziecku. Często jest jedną z najlepszych. Nastolatki uczący się stawać dorosłymi muszą poznać własne granice, wartości oraz motywacje. Porażka to świetny sposób, żeby to zrobić.

Twoja reakcja na porażkę przewiduje przyszły rozwój

Tak się składa, że w swojej pracy jestem świadkiem wielu niepowodzeń. Oprócz pisania książek i artykułów dla rodziców, przemawiania w szkołach i organizacjach na temat wychowywania młodocianych oraz zarządzania programami przywództwa dla młodszych i starszych nastolatków prowadzę na Facebooku grupę dla rodziców o nazwie Less Stressed Middle School Parents (Mniej Zestresowani Rodzice Uczniów w Wieku Gimnazjalnym), gdzie mamy, ojcowie i dziadkowie zbierają się w poszukiwaniu wsparcia, rady, współczucia oraz inspiracji w wychowywaniu młodszych i starszych nastolatków. (Nazwa grupy stała się myląca, ponieważ mamy duży odsetek rodziców uczniów ze szkół średnich, którzy pozostali w grupie i dzielą się swoją mądrością zbieraną przez cały okres dojrzewania ich dzieci[1]). Jest to bezpieczna, prywatna przestrzeń, w której uczestniczą członkowie z całego świata, miejsce, gdzie ludzie przychodzą po pomoc, zastanawiając się, jak zareagować na ostatnie doświadczenie ich dziecka związane z porażką w wielu jej odsłonach, takich jak nieudane przyjaźnie, niezdane testy, nieprzestrzeganie zasad i tak dalej.

Weźmy na przykład pewną mamę, będę ją nazywać Ellen, która opublikowała post o niedawnej próbie sił swojej jedenastoletniej córki w zakresie wyrażania siebie oraz rozwiązywania problemów. Jej córka, którą będę nazywać Sophie, błagała o pozwolenie na zrobienie sobie fioletowych pasemek. Ellen zgodziła się choćby po to, żeby uszczęśliwić Sophie albo ją uspokoić (myślę, że to dobry wybór, bo jest to tylko tymczasowe, a kolor włosów fajny). Ani Ellen, ani Sophie nie przewidziały, jak szybko kolor zniknie; że zaledwie w ciągu sześciu tygodni zmieni się z fioletowego na niebieski, a potem wyblakły szarawy. Kiedy Sophie poskarżyła się, że jej włosy wyglądają teraz okropnie, Ellen zachęciła ją, by ta uzbroiła się w cierpliwość. Włosy w końcu odrosną. Niezadowolona z takiego porządku rzeczy Sophie wzięła sprawę w swoje ręce, złapała nożyczki kuchenne i odcięła spore fragmenty włosów w pobliżu odrostów. Wyobrażam sobie ten wygląd „po” niczym skrzyżowanie Björk ze smutnym pisklątkiem.

Wszyscy to znamy – albo od strony odważnej nastolatki, która sięgnęła po nożyczki, no bo naprawdę, jak trudne może być zrobienie sobie grzywki? (bardzo trudne), albo od strony przerażonego rodzica, który zbyt późno dowiedział się o spartaczonej robocie. Reakcja na ten post w mojej grupie była podzielona. Wielu zachwalało „naturalne skutki”, twierdzili, że „teraz nauczy się żyć z okropną fryzurą”, inni mówili: „Właściwie to ona miała problem i próbowała go rozwiązać” czy„Pochwalmy jej inicjatywę”. Wiele osób zasugerowało, żeby uciec się do „nakrycia głowy”.

Jednak czy domowe strzyżenie okazało się porażką? Według standardów salonów fryzjerskich tak, absolutnie. To, że Sophie musiała następnego dnia pójść do szkoły? O tak. Ale jako nauka bądź rozwiązanie problemu? Zależy od tego, co Ellen zrobi dalej.

Jeżeli Ellen skrzyczy i ukarze Sophie za coś, co już ją w pewnym sensie ukarało, to jest to porażka.

Jeżeli Ellen wyśmieje incydent i zrani uczucia Sophie: porażka.

Ale jeżeli Ellen zrozumie, że to, co zrobi w takim momencie, może zarówno pomóc Sophie teraz, jak i pomóc jej się rozwijać, będzie to sukces.

Twoja reakcja na porażkę własnego dziecka może zadecydować o tym, czy utknie ono w miejscu, czy wykorzysta to doświadczenie, żeby powrócić na drogę wiodącą do sukcesu.

Ponieważ porażka jest pojęciem tak bardzo subiektywnym, każdemu z nas zdarzyło się, że nie mógł zasnąć, zamartwiając się, czy trzeba się niepokoić, czy też nie. „Czy dzisiejsze fiasko było zapowiedzią większych problemów w przyszłości? A może to jedynie chwilowe potknięcie, które najlepiej zignorować?” Włosy to jedno, bo odrastają, ale pijący, kłamiący, tracący przyjaciół, dostający złe oceny nieletni… czy z takimi rzeczami też możemy po prostu cierpliwie poczekać, aż nasze dzieci z nich wyrosną? Ta książka nie tylko nauczy cię, co należy robić i mówić, gdy twojemu dziecku powinie się noga, ale pomoże ci też ocenić, co mieści się w typowym zakresie niepowodzeń dorastania (przynajmniej w większości, obiecuję).

Pracując z młodzieżą, ich rodzicami oraz nauczycielami od prawie dwudziestu lat, wiem, że pewne rzeczy są prawdziwe w odniesieniu do dzieci i niepowodzeń:

Wszystkie dzieci nawalają.

Wszyscy rodzice nawalają.

Twoje dziecko jest niesamowite.

Twoje dziecko jest też irytujące.

Wszystkie młodsze i starsze nastolatki ponoszą porażki na różnorakie sposoby.

Porażka to świetny sposób na ukształtowanie lepszego charakteru.

Przy odpowiednim przewodnictwie oraz cierpliwości większość dzieciaków po porażce może nauczyć się odczuwać smak sukcesu.

Dojście do siebie oraz przyszły sukces zależą od pozbycia się wstydu z powodu niepowodzeń w okresie dojrzewania, zarówno u dziecka, jak i u rodzica.

Na potrzeby tej książki przeprowadziłam wywiady z rodzicami, którzy byli w trakcie bądź niedawno przeszli przez coś, co wydawało im się porażką ich dzieci. Ich historie są wplecione w poszczególne rozdziały, ale ponieważ szczegóły dotyczą dzieci, które tych sytuacji doświadczyły, to wszystkie detale umożliwiające identyfikację zostały zmienione tak, aby zapewnić im anonimowość.

Nie musiałam długo szukać, żeby znaleźć rodziców, którzy chcieli podzielić się z tobą swoimi doświadczeniami. Każdy rodzic, z którym rozmawiałam, powiedział mi to samo: najbardziej pomocną decyzją, jaką podjęli, było podzielenie się w końcu swoimi doświadczeniami z kilkoma zaufanymi osobami. Moment, w którym przestali ukrywać porażkę, był dokładnie tą chwilą, kiedy mogli w końcu zostawić za sobą upokorzenie oraz niepewność, ponownie zacząć nabierać optymizmu, pozbyć się stresu i zacząć znajdować potrzebne rozwiązania. Zgadzam się, że to jest właściwy klucz. Nawet historia mojego własnego dziecka znajduje się gdzieś dalej na tych stronach; odwołuję się do niej tak samo jak do innych, ale stanowi to mój dowód na to, że każdy nastolatek doświadcza porażek, nawet ten mający „zawodowego rodzica”, jak zwykli nazywać mnie znajomi moich dzieci – coś w stylu: „Stary, twoja mama jest zawodowym rodzicem. Masakraaa”.

Jak działa ta książka

Uwaga dotycząca sformułowań: jest to książka o pokonywaniu niepowodzeń z okresu dzieciństwa. Z perspektywy czasu sensowne jest scharakteryzowanie w ten sposób większości zmagań naszych dzieci. Kiedy jednak znajdujesz się w samym środku załamania – dotyczącego komunikacji, przyjaźni, zaufania bądź pewności siebie – wydaje ci się, że jest to coś o wiele więcej niż niepowodzenie. Wydaje się to być porażką. Zauważysz więc, że do określenia doświadczeń opisywanych w tej książce używam przede wszystkim słowa „porażka”, ponieważ dopóki nie pokonasz załamania, porażka lepiej wyraża ogrom strachu, frustracji oraz zamętu, jakiego doświadczają zarówno rodzice, jak i dzieci.

Pierwsze pięć rozdziałów tej książki wyjaśni, dlaczego porażka jest kluczowa dla wzrostu i rozwoju: oczywiście jeżeli umożliwimy dzieciom jej przerobienie oraz wyciągnięcie z niej nauki. Dowiesz się, jak ignorowanie, zawstydzanie bądź uwewnętrznianie niepowodzeń może zahamować rozwój osobisty, a także jak właściwe słowa, reakcje, wskazówki oraz zachowania mogą pomóc twojemu dziecku to ominąć i skierować je na rozwój osobisty. Zapoznam cię także z Kartą Praw Twojego Dziecka, ważnym dokumentem, który w całości wymyśliłam sama (chociaż opiera się on na prawie dwudziestu latach praktycznej pracy oraz badań), i mam nadzieję, że ratyfikujesz go w swoim domu, żeby wspierać ciągły rozwój i sukcesy twojego dziecka. Przedstawię ci sposoby, jak można zastosować trzyetapowy proces przezwyciężania niepowodzeń – Powstrzymywać, Rozwiązywać, Rozwijać – i podam mnóstwo przykładów pokazujących, jak można zastosować te kroki w praktyce.

Druga część książki zawiera osiem rozdziałów, z których każdy dotyczy innego rodzaju doświadczenia porażki, wraz ze wskazówkami, w jaki sposób można pomóc dziecku przetrwać tę porażkę, żeby raczej na jej podstawie się czegoś nauczyło, a nie ugrzęzło w miejscu. Oczywiście istnieje więcej niż osiem sposobów, w jakie twoje dziecko może namieszać już teraz, za dziesięć sekund i przez całe swoje życie. Gdybym próbowała napisać książkę opisującą każdy potencjalny scenariusz, to nie tylko byłby potrzebny dźwig, żeby zabrać ją do domu, ale trzeba by poprosić dziecko, aby się wyprowadziło, żeby zrobić dla niej miejsce w domu.

Poprzez klasyfikację niepowodzeń nastolatków w szerszych kontekstach książka ta zapewni ci elastyczne ramy radzenia sobie z wieloma sytuacjami, które mogą się zdarzyć, wraz z łatwymi do wykorzystania listami i podsumowaniami, z których możesz skorzystać, stawiając czoła specyficznym porażkom twojego dziecka. Osiem rozdziałów poświęconych niepowodzeniom opisuje najczęstsze obszary, w których prawie wszyscy nastolatkowie w pewnym momencie ponoszą porażkę. Dotyczą one przestrzegania zasad, dbania o swoje ciało, radzenia sobie w szkole, okazywania troski innym, nawiązywania kontaktów z rówieśnikami, radzenia sobie ze swoimi uczuciami, dogadywania się z rodziną oraz wiary w siebie. To właśnie w tych rozdziałach przeczytasz relacje innych rodziców, takich jak ty, i przypomnisz sobie, że nie jesteś sam i że nie, twoje dziecko nie jest Porażką przez duże P tylko dlatego, że upadło, bądź po prostu dlatego, że ciągle upada na twarz, podczas gdy ty uważasz, że już dawno powinno wyciągnąć wnioski.

W tej części książki od ośmiu rodzin, których dzieci doświadczyły pewnego rodzaju niepowodzeń, dowiesz się, a także przekonasz, jak metodologia Powstrzymywać, Rozwiązywać, Rozwijać, którą wyjaśniam w części pierwszej, sprawdza się w prawdziwym życiu.

Jakie są więc twarze porażek? Lubię myśleć o takich dzieciakach jak o ośmiu archetypach nastolatków. Możesz dostrzec swoje dziecko w jednym bądź kilku z tych „typów” naraz. W miarę upływu czasu może ono przechodzić od jednego do drugiego. Być może w niektórych z nich rozpoznasz nawet swoje własne doświadczenia z dzieciństwa.

ZAŁOGA

Buntownik (porażka w zakresie przestrzegania zasad)

Ryzykant (porażka w zakresie dbania o swoje ciało)

Odmieniec (porażka w zakresie osiągania dobrych wyników w szkole)

Egomaniak (porażka w zakresie okazywania troski innym)

Samotnik (porażka w zakresie kontaktów z rówieśnikami)

Wrażliwiec (porażka w zakresie radzenia sobie z uczuciami)

Czarna Owca (porażka w zakresie porozumienia z rodziną)

Rezerwowy grzejący ławkę (porażka w zakresie wiary w siebie)

Nawet jeżeli konkretny archetyp lub przytoczona historia w danym rozdziale nie odnoszą się do ciebie, to jeśli będziesz postępować zgodnie ze wskazówkami, jak w praktyce zastosować trzy etapy przepracowania niepowodzenia, będziesz stawać się coraz bardziej kompetentny w pomaganiu swojemu dziecku w radzeniu sobie z każdą możliwą porażką, jaka pojawi się w jego życiu. Uporządkowałam rozdziały tak, żeby przechodziły od najbardziej konkretnych, a przez to najłatwiejszych do zrozumienia sposobów, do bardziej zniuansowanych, trudniejszych do zrozumienia, w jakie nasze dzieci znalazły się w stanie społecznego czy emocjonalnego zagubienia. Podobnie jednak jak w przypadku innych moich książek, po przeczytaniu początkowych rozdziałów, które stanowią podstawę całego procesu, możesz od razu przejść do rozdziału, który odpowiada twoim najpilniejszym potrzebom. Możesz także przeczytać je w zaprezentowanej kolejności. Jak zawsze: osobiście preferuję podejście do czytania moich książek oparte na zasadzie „wybierz swoją przygodę”.

Ważna uwaga na temat zdrowia psychicznego

Co nie jest porażką? Diagnoza dotycząca zdrowia psychicznego.

Od ponad dwudziestu lat pracuję z młodzieżą, z ich rodzicami, w szkołach. Nie jestem jednak ani lekarzem, ani psychologiem, więc jeżeli twoje dziecko zmaga się z problemami medycznymi lub psychicznymi, to ta książka nie zapewni tak fachowego wsparcia, jakie może pochodzić wyłącznie od wybranego przez ciebie zespołu lekarzy oraz psychologów szkolnych. Niemniej w tej książce znajdują się praktyczne strategie, z których może skorzystać każdy rodzic, przykładowo dotyczące technik komunikacji czy dbania o własne zdrowie. A większość rodziców odnajdzie pocieszenie i solidarność w zaglądaniu za zasłonę wstydu zawieszaną przez opiekunów, przyglądając się sytuacji innego dziecka, żeby być świadkami tego, jak młody człowiek przechodzi przez okres trudnych testów i prób na drodze do stania się dorosłym.

Skoncentrowałam się na typowych niepowodzeniach, które według rodziców tymczasowo wykoleiły ich dzieci w podstawówce oraz w liceum, i które nie pozwalają rodzicom spać po nocach, przekształcając mniejsze zmartwienia w większe katastrofy. „Czy to, że moje dziecko kłóci się ze mną o każdą najmniejszą zasadę, oznacza, że nie będziemy spędzać razem czasu, kiedy będzie pełnoletnie? Czy wyjdzie z domu i nigdy nie zadzwoni, jak już skończy osiemnaście lat? O mój Boże, czy ja w ogóle poznam swoje wnuki?”

Życie jest zagmatwane. Pomóżmy sobie w tym

Chociaż uwielbiałam wychowywać dwójkę swoich dzieci, kiedy były młodszymi i starszymi nastolatkami, to w pełni zdaję sobie sprawę, że bycie rodzicem młodego dorosłego to ciężka, nieprzewidywalna oraz często niedoceniana praca.

Siedzenie do późna i czekanie, aż świeżo upieczony kierowca wróci do domu. Patrzenie, jak długoletnia przyjaźń się rozpada i powoduje cierpienie. Miseczki z przyklejonymi resztkami płatków owsianych leżące od tygodnia pod łóżkiem. Zapleśniałe ręczniki. Ciągnące się bez końca ciche dni. Zawiedzione oczekiwania. Złamane obietnice. Karczemne awantury. Od smutnego, przez obrzydliwe, aż po przerażające – wychowywanie dzieci do okresu dorosłego to długa lekcja uczenia się tolerowania dyskomfortu.

Chcę tutaj podkreślić, że im szybciej to zaakceptujemy – naprawdę zaakceptujemy, w praktyce, a nie jedynie w teorii – tym szybciej nasze ciężary zelżeją. To spore wymaganie i trudna rzecz do zrobienia, ale im bardziej będziemy się opierać, tym gorzej się będziemy czuć. Dopóki nie przestaniemy zamykać oczu na doświadczenia związane z porażką, będziemy niczym nasi nastolatkowie wpychający pod łóżka miseczki z zaschniętymi płatkami owsianymi. Wynieśmy brudne naczynia do światła przy kuchennym oknie i zacznijmy je razem szorować.

Część pierwszaOswajanie porażki

Rozdział pierwszyZrozumienie porażki oraz jej funkcjonowania

Ty, ja i każdy inny czytelnik wnosimy do tej książki inne spojrzenie na to, co oznacza ponieść porażkę i co oznacza odnieść sukces. Różnica w perspektywie jest z pewnością pomocna, ponieważ potrzebujemy wszelkiego rodzaju ambicji, celów i talentów, żeby uczynić świat, w którym żyjemy, ciekawym, pracowitym, bezpiecznym oraz innowacyjnym. Musimy jednak na nowo spojrzeć na porażkę i sukces, przynajmniej po to, aby ta książka miała sens. Nie da się przeprowadzić wartościowej rozmowy o porażce i sukcesie, jeżeli wcześniej, przynajmniej do pewnego stopnia, nie uporządkujemy tych pojęć.

A skoro już mowa o przeformułowaniu słowa porażka: jeżeli pominiesz wprowadzenie i przejdziesz od razu do rozdziału pierwszego, to nie chcę, żebyś przegapił jeden ważny punkt dotyczący słownictwa. Tytuł tej książki nawiązuje do niepowodzeń i tak sklasyfikowałabym zmagania z dzieciństwa, jeżeli spojrzymy na nie z perspektywy czasu, aby wyciągnąć z nich wnioski. W samym środku sytuacji, kiedy twoje dziecko doświadcza załamania komunikacji, zaufania, pewności siebie bądź relacji, wydaje się ona być porażką. W niniejszym rozdziale szczegółowo omówimy znaczenie niepowodzeń z dzieciństwa w kontekście sukcesów w życiu dorosłym.

Sukces, moim zdaniem, ma mniej wspólnego z osiągnięciem przez młodą osobę wymiernych, godnych pozazdroszczenia wyników, a więcej z osobistym spełnieniem dziecka, rozwinięciem kompetencji w interesującej go dziedzinie oraz ze znalezieniem społeczności, której może być członkiem.

Sukces, moim zdaniem, ma mniej wspólnego z osiągnięciem przez młodą osobę wymiernych, godnych pozazdroszczenia wyników, a więcej z osobistym spełnieniem dziecka, rozwinięciem kompetencji w interesującej go dziedzinie oraz ze znalezieniem społeczności, której może być członkiem.

Oczywiście jest to bardzo subiektywne, co oznacza, że to, co ja uważam za satysfakcjonujące, może ci się nie spodobać – no chyba że dziwnym trafem również lubisz oglądać non stop seriale telewizyjne, a potem kupować peruki i przebierać się za ulubione postacie, żeby garstka osób mogła obserwować to na Instagramie? Prawdopodobnie nie, ale o to mi właśnie chodzi. Ze społecznego punktu widzenia nasza definicja sukcesu stała się zbyt wąska, a presja na rodziców, żeby kształtowali „idealne dzieci”, zaczyna rosnąć od najwcześniejszych dni.

Założę się, że jedną z pierwszych rzeczy, o którą ktoś zapytał, kiedy poznał twoje malutkie dziecko, było: „Jak ono sypia?”. Samo w sobie pytanie nie jest niegrzeczne. Ja również pytałam o to wielu młodych rodziców. Niedawno jednak doktor Kristin Daley, psycholog i przewodnicząca Towarzystwa Behawioralnej Medycyny Snu, zwróciła uwagę, jak stresujące może być to pytanie. To sygnał dla młodych mam i ojców, że społeczność rodziców jest gotowa od razu je oceniać.

Nasze własne matki prawdopodobnie nigdy nie zadawały sobie tego pytania, ponieważ (a) kogo to obchodzi? (b) prawdopodobnie znałyby odpowiedź – „Niezbyt dobrze, Gladys!” – oraz (c) książki, podcasty czy grupy na Facebooku nie drażniły naszych rodziców w kwestii nagłej potrzeby treningu snu. Pytanie o sen stało się jednym z naszych pierwszych sposobów oceny kompetencji rodziców. I od tego momentu pytania nigdy się nie kończą. Czy ona już chodzi? Czy już wyszły jej ząbki? Jak płynnie potrafi czytać? Na którym jest centylu, jeśli chodzi o wzrost? Czy ma już chłopaka? Czy ma już dziewczynę? Czy przechodzi do kolejnej ligi w sporcie? Czy w przyszłym roku będzie chodziła na zajęcia dla zaawansowanych? Na jakie uczelnie aplikuje?

Kiedy rodzic nie potrafi z entuzjazmem odpowiedzieć na pytania związane z sukcesem, może to wywołać u niego różne uczucia: od wyobcowania, poprzez irytację, aż po złość. Poświęć nieco czasu na obserwację internetowych społeczności rodziców, a zauważysz desperacką potrzebę zrozumienia i akceptacji ze strony tych, których dzieci nie są na tej samej przewidywalnej ścieżce wiodącej do „sukcesu”. Nie wiedzą, jak odpowiadać na takie pytania bez poczucia, że rozczarowali ludzi. Nie sugeruję, że nie powinieneś interesować się dziećmi swoich przyjaciół, ale pytania mające na celu ocenę ich sukcesu można zastąpić raczej ciekawością dotyczącą uczuć i zainteresowań, zarówno dziecka, jak i rodzica.

Jeżeli rodzice czują się wyobcowani, zirytowani i źli, to wyobraź sobie, jak dzieci radzą sobie z różnymi sytuacjami. Nasze dzieciaki wiedzą, że ich sukces jest nieustannie monitorowany i mierzony w ich życiu zarówno przez rówieśników, jak i dorosłych, co niewątpliwie je rani. Amerykańskie Towarzystwo Psychologiczne donosi o wzroście perfekcjonizmu wśród studentów. Okazało się, że rodzice, którzy wymagali od swoich pociech przestrzegania wysokich standardów, spowodowali u tych dzieci rozwój tendencji perfekcjonistycznych prowadzących do depresji, lęku, samookaleczeń i zaburzeń odżywiania, nawet bardziej niż rodzice, którzy wyrażali krytykę wobec swoich dzieci. Kiedy oczekiwania rodziców wydają się trudne do spełnienia, młodzi dorośli znacznie częściej doświadczają tak zwanego „perfekcjonizmu społecznie nakazanego” albo poczucia, że inni ludzie, a nawet społeczeństwo jako całość, wymagają od nich doskonałości.

Żeby było jasne: stawianie oczekiwań wobec naszych dzieci jest czymś naturalnym. Oczekuję, że moje dzieci przykładowo będą grzeczne, kiedy poznają kogoś nowego. Jednak wyznaczanie standardów, którym nasze dzieci nie są w stanie sprostać albo muszą cierpieć, żeby je spełnić, jest nie tylko okrutne, ale i daremne. Nie jesteś już rodzicem na basenie, który cofa się co nieco za każdym razem, kiedy jego łapiące oddech dziecko prawie sięga do wyciągniętych rąk. Wyznaczanie wzorców sukcesu tuż poza zasięgiem naszych nastolatków nie zachęca ich do starania się bardziej. Powoduje za to, że toną.

Rodzice chcieliby zmienić sposób myślenia o sukcesie, a co za tym idzie, również o porażce. Jesteśmy gotowi zrzucić niemożliwy ciężar wychowywania idealnych dzieci i odnaleźć ulgę w społeczności, która akceptuje porażki nie tylko jako część bycia człowiekiem, ale jako sposób na stanie się jeszcze milszym, mądrzejszym, szczęśliwszym oraz bardziej tolerancyjnym.

Żyjemy w czasach, kiedy wszystkie nasze decyzje mają coraz bardziej publiczny charakter, w dużej mierze dzięki możliwości dzielenia się w internecie wszystkimi aspektami życia: co jemy, jak głosowaliśmy, gdzie spędzaliśmy wakacje, czy przekazaliśmy datki na akcje charytatywne, kogo zaprosiliśmy, kiedy ostatni raz ćwiczyliśmy. Presja, żeby zadowolić rodziny, sąsiadów, obserwujących, przyjaciół i pseudoprzyjaciół oraz im zaimponować, jest wyniszczająca.

W często kopiowanym poście, który regularnie krąży w mediach społecznościowych, czytamy:

Ogromne brawa dla wszystkich dzieci, które nie zdobyły nagrody, nie znalazły się w czołówce i ledwo przetrwały rok szkolny. Ogromne uściski dla mam, ojców, dziadków, opiekunów i rodziców zastępczych, którzy byli przy nich, kiedy ciężko przechodziły przez ten rok.

Do dzieciaków, które nie zostały zaproszone na bal, nie dostały stypendium na studia i być może po ukończeniu szkoły średniej od razu będą musiały pójść do pracy (…) nadal jesteście godni poklepania po plecach oraz wpisu na Facebooku, w którym ludzie mówią o tym, jacy jesteście niesamowici.

Niektóre dzieciaki muszą pracować dwa razy ciężej niż inne, żeby dostać pozytywną ocenę. Ich osiąg­nięcia zasługują na uznanie.

Nie zapominajcie o tych dzieciakach.

Życzliwość, kreatywność oraz wspaniałomyślność (…) te cechy niestety nie cieszą się uznaniem, na jakie zasługują.

Zacytowany post został oryginalnie napisany przez pedagog Danę Chavis. Rozpowszechniono go szeroko, często z poprawkami bądź nowymi treściami, a rodzice wielkimi literami wyrażali wdzięczność za przesłanie, że sukces nie jest uniwersalny i taki sam dla każdego.

Jeżeli czujesz się niespokojny, bo twoje dziecko nie chwali się na prawo i lewo (a może to robi, a i tak wkurza cię w domu swoim warczeniem, dezorganizacją, ospałością oraz niewdzięcznością), nie marnuj ani jednej minuty na zamartwianie się, co to oznacza dla jego bądź twojej przyszłości. Ta książka przyniesie ci spokój ducha, że nie tylko twoje dziecko nie spełniło marzenia, które niegdyś sobie wyobraziłeś. To z kolei uwolni je od ograniczeń wynikających z owych oczekiwań i pozwoli odnieść sukces w nowy oraz znaczący sposób. Jak już zdasz sobie sprawę, dlaczego brak doskonałości jest kluczem do jego przyszłego sukcesu, to nauczysz się języka, którego potrzebujecie jako zespół, żeby poradzić sobie w każdych okolicznościach, w jakich znajdzie się twoje dziecko. Dzięki temu oboje wyjdziecie z tego silniejsi, zadowoleni oraz bardziej ze sobą związani.

W trakcie tego procesu pomóc może nieco perspektywy

Jeżeli chodzi o myślenie o niepowodzeniach naszych dzieci, które często potem absorbujemy i bierzemy do siebie, oto co pomaga w zachowaniu jak największej perspektywy. Poniżej historia o tym, jak ja próbuję to robić.

W 2000 roku urodziłam swoje pierwsze dziecko. To był także rok, w którym zdałam sobie sprawę, że już nigdy więcej nie obejrzę żadnego odcinka serialu Ostry dyżur.

Każdy odcinek, którego akcja rozgrywa się w fikcyjnej izbie przyjęć szpitala w Chicago, wprowadzał mnie w nowy, bardziej brutalny oraz tajemniczy stan, który projektowałam na własne życie. Wydawało mi się, że wszystko może dotknąć moje własne dziecko. Czy ten guz to rozwijający się nowotwór? Czy to drganie było oznaką jakichś nadchodzących ataków? Czy to mrug­nięcie również komuś innemu wydało się powolne?

Dziennikarka Elizabeth Stone napisała: „Podjęcie decyzji o posiadaniu dziecka jest doniosłe. To decyzja, że już na zawsze twoje serce będzie się poruszało poza twoim ciałem”. Myślę, że mogło się to dosłownie raz wydarzyć w jednym z odcinków Ostrego dyżuru.

W każdym razie pamiętam, jak trzymałam swoje nowo narodzone dziecko, patrzyłam na moje maleńkie serce poza własnym ciałem i myślałam: „To za dużo szczęścia. Stanie się coś złego. Nikt nie może dostać takiej doskonałości bez zapłacenia za to jakiejś ceny”.

Inni rodzice niemowląt potwierdzali, że nie zwariowaliśmy. Oni również myśleli o tym, jak to się może zakończyć. Gdybyśmy nie zamartwiali się o te najbardziej nieskończenie małe prawdopodobieństwa, czyż nie kusilibyśmy losu? Lepiej dać wszechświatowi znać, że mamy się na baczności, że śpimy z jednym okiem otwartym, popękanymi kłykciami i że jesteśmy gotowi wygooglować wszelkie objawy bądź najmniejsze przeczucia.

Żaden rodzic nie powinien żyć w stanie ciągłego niepokoju. Szczególnie gdy te bezbronne niemowlęta bez żadnych obaw stają się maluchami, potem większymi dziećmi, a potem nagle stają się uczniami bez kontroli impulsów oraz nastolatkami bez doświadczenia. I proszą, żeby pozwolić im wyjść i spędzić czas w domu kogoś, kogo nie znasz, albo chcą pożyczyć kluczyki do twojego samochodu. Musimy nauczyć się radzić sobie z kruchością i ryzykiem, jednocześnie ucząc się tego, jak patrzeć na wszystko z właściwej perspektywy.

Co mi pomaga w tej niepewności? Tu cię zaskoczę. Jedynie odrobina myślenia o koncepcji śmierci. Podobnie jak radośni mieszkańcy Bhutanu, powszechnie uważani za najszczęśliwszych ludzi na Ziemi, radzę sobie, pamiętając, że prawie zawsze może być gorzej i że samo życie jest czymś, co należy cenić. Jeżeli problemy moje albo moich dzieci zaczynają mnie paraliżować, to aktywnie szukam perspektywy. W większości przypadków nawet najsmutniejsze, najbardziej niepokojące czy przerażające okoliczności nie są ostateczne ani nie są początkiem końca. Jak przypomina moja ulubiona mała śpiewająca sierotka[2], jutro „zawsze jest oddalone o jeden dzień” i wiele może się zmienić, zanim ponownie wzejdzie słońce.

[1] Obecnie nazwa grupy brzmi: Less Stressed Parents, czyli: Mniej Zestresowani Rodzice (przyp. tłum.).

[2] Cytat z piosenki z filmu Annie (1982) (przyp. tłum.).