Jak córka z ojcem. Rozmowy o miłości i związkach - Pola Gretkowska, Piotr Pietucha - ebook

Jak córka z ojcem. Rozmowy o miłości i związkach ebook

Pola Gretkowska, Piotr Pietucha

0,0
44,99 zł

lub
-50%
Zbieraj punkty w Klubie Mola Książkowego i kupuj ebooki, audiobooki oraz książki papierowe do 50% taniej.

Dowiedz się więcej.
Opis

Red flags – jak je rozpoznać, zanim doprowadzą do emocjonalnej katastrofy? Kobieca i męska energia – mit czy rzeczywistość?

Narcyzi toksyk – jak nie wpaść w sidła ich manipulacji?

Seryjni mordercy związków – czy naprawdę istnieją?

Tinder, ghosting i love bombing – jak randkować i nie zwariować? I wreszcie: jak się dobrze zakochać i tworzyć fajne relacje?

Polapyta wprost o to, co wszyscy chcielibyśmy wiedzieć o związkach, ale rzadko mamy z kim o tym pogadać.

Jej tata odpowiadaotwarcie i bez oceniania – jako terapeuta i mężczyzna z dużym doświadczeniem życiowym.

To rozmowa, jakiej brakuje w szkołach, na imprezach i przy rodzinnych obiadach. Pełna luzu, spokoju i wsparcia. Dla każdego, kto próbuje mądrze kochać, szuka bliskości albo leczy złamane serce.

POLA PIETUCHA-GRETKOWSKA– copywriterka, studentka psychologii, tiktokerka. Na TikToku prowadzi kanał „Jak córka z ojcem”, a na Instagramie profil „Gdybym była tobą”, gdzie rozmawia z Manuelą Gretkowską o książkach, sztuce i o tym, co ważne w życiu.

PIOTR PIETUCHA – terapeuta, publicysta, autor książek: Stróż obłąkanych, Dożywotni kochankowie. Tajemnica udanego związku i wspólnie z Manuelą Gretkowską: Sceny z życia pozamałżeńskiego i Miłość klasy średniej.

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi lub dowolnej aplikacji obsługującej format:

EPUB
MOBI

Liczba stron: 192

Data ważności licencji: 7/30/2030

Oceny
0,0
0
0
0
0
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.



Copyright © by Pola Gretkowska

Projekt okładki

Magda Kuc

Fotografie na okładce

© Mateusz Skwarczek

Redaktorka nabywająca

Agata Pieniążek

Redaktorka prowadząca

Paulina Jóźwik

Redakcja

Agnieszka Rzonca

Adiustacja

Magdalena Wołoszyn-Cępa | Obłędnie Bezbłędnie

Korekta

Dorota Ponikowska, Anna Skóra

Skład i łamanie

Karolina Korbut

Koordynatorka produkcji

Helena Piecuch

Opieka promocyjna

Karina Caban

Przygotowanie do druku

Maria Gromek

ISBN 978-83-8427-166-7

Książki z dobrej strony: www.znak.com.pl

Więcej o naszych autorach i książkach: www.wydawnictwoznak.pl

Społeczny Instytut Wydawniczy Znak

ul. Kościuszki 37, 30-105 Kraków

Dział sprzedaży: tel. 12 61 99 569, e-mail: [email protected]

Wydanie I, Kraków 2025

Na zlecenie Woblink

woblink.com

plik przygotowała Katarzyna Błaszczyk

PIOTR: Jeśli facet jest imprezowiczem, to będzie chciał, żebyś „kochała ludzi” i potrzebowała ich tak jak on. Jeśli uwielbia seks, to będzie cię „ubóstwiał” za twoją szczerą i częstą gotowość do wskakiwania do łóżka. Jeśli jest religijny, sposób wychowania dzieci masz wytyczony niczym drogę krzyżową. Jeżeli dla niego ważne są kwestie światopoglądowe, będzie cię przekonywał do swoich racji, swojej optyki widzenia świata. Wyczulony moralnie zapragnie, byś dobro i zło, niesprawiedliwość oceniała zgodnie z jego przekonaniami. Jeśli ma się za estetę, to w kwestiach gustu może być zapalnie – będzie próbował ci narzucić swoje kanony piękna. Jeśli jest namiętnym kibicem, kwestia sportu i jego wagi w cywilizowanym świecie stanie się bezdyskusyjna, a godziny transmisji rozgrywek będą święte. Jeśli jest typem rodzinnym, wpisz sobie do kalendarzyka weekendy z teściową albo upierdliwym szwagrem. Jeśli jest domatorem, to twoje imprezki z przyjaciółkami staną się przedmiotem niezbyt przyjemnych negocjacji. Jeśli kocha porządek, pilnuj się z kubkami, kosmetykami i szczotką do włosów. Jeśli kocha góry, raczej zapomnij o romantycznych spacerach brzegiem morza… To wszystko są przykłady dość konkretne i do przemyślenia.

A jeśli nie kocha zwierząt, uwielbia tłuste jedzenie i za bardzo lubi się napić, ceni pracę ponad wszystko, potrzebuje przyjaźni ze swoimi eks, kumple nie dają mu odetchnąć, często nic nie robi albo zawsze jest megaaktywny, chce wszystko kontrolować i nieustannie chciałby się upewniać, jaki jest wspaniały i kochany… to się głęboko zastanów.

Ale przede wszystkim uzgodnij sama ze sobą: co ty sama kochasz i czego potrzebujesz, by czuć się dobrze i spokojnie.

POLA: To może byśmy, tato, o tym wszystkim pogadali?

Polu, wybacz, tego nie da się ogarnąć w jednej rozmowie…

1 Dobry związek

Jak myślisz, od czego zależy dobry związek?

Trudne pytanie.

Czy od znalezienia właściwej osoby i bycia właściwą osobą?

Skupiłbym się na tym drugim, czyli na tym, co to znaczy być właściwą osobą. Czyli taką, która jest gotowa do dobre­go, dojrzałego związku.

A co to znaczy? Po czym kogoś takiego poznać?

Taka osoba wie już, kim jest, czego chce, potrzebuje i czego oczekuje od partnera. Umie wyznaczać granice, a przede wszystkim ich bronić. Jest konsekwentna, czyli na tyle spójna, że może wejść w dojrzałą relację. Wtedy też serwuje swojemu przyszłemu partnerowi jasne komunikaty. Łatwiej z kimś takim być. Więc przede wszystkim trzeba zadbać o to, by dobrze się czuć samemu ze sobą. Im lepiej się ze sobą czujesz, tym bardziej harmonijnym, bezproblemowym towarzyszem jesteś na co dzień.

Czyli najpierw nauczyć się być w harmonii ze sobą?

Tak, wydaje mi się, że to jest bardzo ważne. Nie przywozisz ze sobą ciężarówki wewnętrznego gruzu i nie zasypujesz nim partnera. Jak być harmonijnym, poukładanym? Niestety, tego się nie da teoretycznie nauczyć – przez czytanie książek czy słuchanie podcastów. Wiesz, w wojsku – a w moich czasach wojsko było dla studentów obowiązkowe – jest takie powiedzenie: rozpoznanie walką. Powiedziałbym, że uczysz się, dowiadujesz, kim jesteś, doświadczając siebie w różnych relacjach.

Więc jeżeli nie nawiążesz takich bliskich relacji, to nie poznasz siebie jako przyszłego partnera?

Tak, ale tutaj dotykamy jeszcze bardzo wielu skomplikowanych rzeczy. Pierwsze, co mi przychodzi do głowy, to twój matrix. Czyli pewien wewnętrzny program, nieuświadomione schematy, które sterują twoim życiem. Czym nasiąkałaś od dziecka, jakimi przekonaniami cię karmiono, jakie wartości czy ideały ci wpajano? Jaki był związek twoich rodziców, jak byłaś traktowana w dzieciństwie? A także z jakimi relacyjno-rozwojowymi trudnościami musiałaś się mierzyć i jakie w związku z tym uruchamiałaś mechanizmy obronne? Jaki jest twój rodzaj więzi? To i wiele innych rozpoznań prowadzą do pewnych konkluzji, które nazywam świadomością siebie. W tych cennych prawdach na własny temat zawiera się też wiedza o tym, co mi szkodzi. Czego nie chcę, czego się boję, czego powinnam unikać? Z jakim człowiekiem chciałabym wieść wspólne życie, a z jakim kompletnie sobie tego nie wyobrażam? Jeśli to wszystko mamy nieroz­poznane, to życie może nas nieźle zaskoczyć czy rozczarować. Często paradoksal­nie zdarza się, że nasz ojciec jest punktem odniesienia, antywzorem. Szukamy i wybieramy kogoś, kto jest zupełnie inny, a potem nasz matrix powoduje, że nie umiemy z nim funkcjonować.

Idealny partner, który jest zaprzeczeniem ojca?

Ojciec może był toksyczny albo nieobecny, albo był patriarchalno-dominującym typem w stylu macho, nietolerancyjnym, superkrytycznym. Nie dał córce bezpiecznej akceptacji, więc nie zapewnił też cennego poczucia, że jest okej. Albo był emocjonalnie zamknięty, nie był z nią blisko… nie kochał wystarczająco. Ona ma więc ogromny miłosny głód – szuka kogoś, kto będzie jego przeciwieństwem. Czułego, wrażliwego faceta, który ją pokocha na dobre i na złe… albo „mimo wszystko”. Z kimś takim będzie chciała sobie układać szczęśliwą przyszłość.

A potem się okazuje, po jakimś czasie, po latach, że on zaczyna przypominać ojca. I to jest taki proces, w którym nie wiadomo, czy partner miał to w sobie gdzieś ukryte, a ona to podświadomie wyczuwała i dlatego go wybrała, czy to ona, swoim nastawieniem, schematami dawno wprogramowanego matriksa, mimowolnie doprowadziła do tego, że jej relacja z partnerem zaczyna przypominać taką, którą zna.

Bo jest bezpieczniejsza. Gotowe, rozpoznane w dzieciństwie pole walki.

Tajemnicą jest też to, jak wyszukujemy partnera, tego wymarzonego, jak się dobieramy. Mam co do tego własną intuicję, wspartą wieloletnią obserwacją: zakochujemy się w kimś, kto uosabia życie, jakie chcielibyśmy wieść.

Chyba wiem, o czym mówisz. Zakochując się, nie zawsze zdajemy sobie sprawę z czyjegoś charakteru, bardziej zachwyca nas jego zachwyt nami.

Ale wiesz, co powiem każdej kobiecie? Nie potwierdzaj się w krzywym zwierciadle oczarowanego tobą faceta. Zwłaszcza takiego o cechach narcystycznych. Najpierw on musi być trochę, wiesz, w miarę – wewnętrznie, nie tylko życiowo – ogarnięty. Na tyle dojrzały i świadomy siebie, by był dla ciebie prawdziwym wsparciem, a nie iluzją z lustra. Bardzo łatwo odzwierciedlić się fałszywie w oczach zakochanego mężczyzny, który jest wtedy bezwarunkowo akceptujący i zachwycony tobą. Ty się tym sycisz, sądzisz, że tak będzie już zawsze. Znalazłaś swojego królewicza, pocałował księżniczkę i ją wybudził, a prawda może być zupełnie inna – on właśnie cię „zaśnił”, zaprosił do jakiejś narcystycznej bajki, którą realne życie prędzej czy później boleśnie obnaży, brutalnie obedrze z cukierkowej iluzji.

I ten ktoś przestanie cię kochać, bezkrytycznie uwielbiać?

Jedno i drugie. On się zmęczy ciągłym zabieganiem o ciebie, rolą czarującego, imponującego ci uwodziciela. Wyczerpie mu się bateria tego bezwarunkowego zachwytu tobą. A ty też w tej jego dotychczasowej produkcji wyczujesz może jakiś fałsz, bo to nie było do końca prawdziwe. Stopniowo ukazująca się prawda o was obojgu ujawni wasze wady i niedoskonałości. Albo fundamentalne różnice – charakterów, postaw, wyborów – z którymi dotychczas nie musieliście sobie radzić.

W takim razie jak szukać miłości? Spadnie na nas sama jak deszcz, wystarczy poczekać?

Od zarania dziejów zadajemy to pytanie, szukamy na nie odpowiedzi. Jest taka analityczna teoria, że dobieramy się traumami z przeszłości, z dzieciństwa i młodości. Rozpoznajemy je w sobie niemal intuicyjnie. I to nas zbliża, pokrewieństwo dusz rozumiane jako wspólnota trudnych przejść. Taka pokrewna w traumie osoba zachwyca nas, wydaje się upragnioną, szukaną od dawna drugą połówką. Często też fascynuje nas odmienność postaw, strategii, jaką ta nasza połówka stosuje wobec dawnych i dzisiej­szych trudności życia. To może nam imponować i nas inspirować.

Zrobiono kiedyś potwierdzający tę hipotezę eksperyment. Obcych sobie ludzi, kilkadziesiąt kobiet i mężczyzn zgromadzonych w jednej sali, poproszono, żeby w ciągu kilku sekund, nie rozmawiając ze sobą, podobierali się w pary. Okazało się, że bite dzieci wybrały inne bite dzieci, ci z rodzin alkoholowych też się natychmiast odszukali, tak samo jak jedynacy. Wyczuwamy więc dużo więcej, niż nam się wydaje. Uświadamiamy to sobie po mowie ciała, zmarszczkach, spojrzeniu. Coś nas przyciąga, chociaż pozornie nie znamy przyczyny. Ta teoria, podobnie jak wiele innych, bardziej może pragmatycznych (mówiących o tym, że przyciąga nas podobny status, pochodzenie, styl życia) czy bardziej metafizycznych (że to tajemnica naszego wspólnego przeznaczenia), może mieć sens. A ciebie co przyciąga, Polu?

Jak powiem, co mnie przyciąga, to teraz wyjdzie mój matrix z dzieciństwa, jacy wy byliście.

Szczerze, co?

Trudno dokładnie powiedzieć, tego się do końca nie wie. Lista tych przyciągających cech – miły, wesoły – to nie jest przepis na ciasto, czasem wychodzi zakalec.

Jest taka piękna piosenka George’a Harrisona, najbardziej skromnego, niedocenianego przez długie lata członka The Beatles. W tej piosence, Something, śpiewa o tym tajemniczym i niezbędnym, magnetycznie przyciągającym czymś. To szczególne, wyjątkowe „coś”, uchwytne i nie, zniewalające nas w czyimś uśmiechu, oczach, gestach, sposobie poruszania. W tym jest miłosna magia. My takie rzeczy czujemy, więc to jest ten pierwszy magnes.

Na pewno przyciąga mnie pewność siebie – nie bucowatość, ale mowa ciała, uśmiech, spojrzenie. Czasem zdarzało mi się zauważyć, że jakiś facet ma dosłownie twoje gesty.

Czyli jakie?

Na przykład sposób, w jaki prowadzi samochód. I w ogóle podobieństwo zachowań. Nie mówię, że to mi się podoba, ale jakoś mnie ujmuje.

A inne sprawy widoczne na pierwszy rzut oka, czyli uroda?

Mam swój określony typ. Ale nie ideał. Musi mieć w sobie coś brzydkiego, charakterystycznego, żeby mnie zaciekawił. Ktoś ładny powinien mieć w sobie coś brzydkiego, żeby intrygowało. Nie każdy facet, z którym byłam, na początku mi się podobał. Dopiero kiedy doszło do jakiejś intymności, zaczynałam się zakochiwać.

To brzmi dla mnie osobliwie. Nie znam czegoś takiego z własnego doświadczenia. Mam dokładnie odwrotnie. Musisz przekroczyć jakąś fizyczną barierę?

Jakbym musiała się fizycznie przekonać do faceta.

Który cię początkowo odrzucał?

Nie aż tak. Raczej w sensie, że na początku kompletnie nie czułam, że możemy być razem. Oczywiście, że mi się trochę podobał i rozmowa była super, ale nie miałam motyli w brzuchu ani nic takiego. Dopiero potem, gdy przekroczyliśmy próg intymności, zaczęliśmy się całować, wtedy kompletnie mi się zmieniało.

Eros cię porywa i przekonuje. Niektórzy mają na odwrót – są sapioseksualni, nie bierze ich seksapil erotyczny, tylko uwodzi umysł, inteligencja.

A ty jakie wybierałeś sobie kobiety? Podobne do twojej matki?

Tak, wszystkie były drobnymi blondynkami, niebiesko­okimi, więc totalnie typ urody mojej matki. Każda miała inny charakter, była na swój sposób wspaniała i pociągająca. Pierwszy raz się ożeniłem na pierwszym roku studiów. Byłem wtedy kompletnym głupkiem, ślepo zakochanym, i wszedłem w to jak w dym.

Żałujesz?

Każdą z moich trzech żon bardzo kochałem, mamy wspaniałe dzieci. Ty masz siostry przyrodnie i braci. Pierwsze małżeństwo ewidentnie spaprałem. W drugim się nie dobraliśmy. W trzecim, z twoją mamą, już od trzydziestu lat jesteśmy razem. Jest nam bardzo dobrze, ale raz było lepiej, raz gorzej. To normalne.

Taaak, prehistoria. Chciałabym wrócić do tego pierwszego, decydującego spotkania. Jest taki trend na TikToku, dziewczyny o tym sporo mówią: spotykają się na pierwszej, drugiej, trzeciej randce z facetem i nagle on robi coś, co im nie pasuje. Takie raczej drobnostki. Czasem ich nie słucha, odwołuje spotkanie. One od razu go odrzucają i mówią: „Mój przyszły mąż by się tak nie zachował”. Zaczęłam się nad tym zastanawiać, bo z jednej strony to jest fajne, że stawiamy jakieś granice i ustalamy, co nam się podoba, a co nie. A z drugiej strony mój najlepszy związek, z kimś, kto na pewno będzie kiedyś supermężem dla kogoś innego, na początku miał dużo niefajnych sytuacji. Nie wszystko było cudowne i mogłabym zerwać, zupełnie bez sensu. Więc nie można od razu oceniać chłopaka i za szybko go skreślać.

Taki nadmierny, wstępny krytycyzm może maskować lęk przed bliskością, obawę przed zranieniem. Wynika z tego czasem nieświadoma tresura, której zakochany facet może się poddać. Potulnie chodzi na smyczy, dziewczyna bezwiednie zakłada mu kaganiec. A potem on nagle pokazuje zęby i daje nogę do lasu.

Za taką postawą, zbyt wygórowanymi oczekiwaniami, może się kryć duża niepewność. Ktoś, spełniając twoje wyśrubowane kryteria, nie tylko daje poczucie ufności i bezpieczeństwa, ale w jakimś sensie cię potwierdza. Udowadnia, że jesteś tego warta. Oboje się idealizujecie, próbujecie się nawzajem oczarować, mącąc prawdziwy obraz. Potem wam obojgu wychodzi to bokiem. Każda relacja przechodzi z fazy raju zakochania przez nieuchronne piekło nieporozumień na ziemię miłości.

Kiedyś musi się pojawić pierwsza kłótnia, pierwsza różnica i mnie się wydaje, że to jest bardzo kastrujące, gdy mówimy: „Moja przyszła żona lub mój przyszły mąż by się tak nie zachowali”. Przecież nie mówimy o zdradzie, tylko o drobnostkach.

Jest w tym też jakiś emocjonalny szantaż, mówiący o bezradności. Czasem kogoś tak protekcjonalnie ustawiamy, bo sami jesteśmy podkopani lękiem czy nieufnością.

Przybiera to czasem postać nadmiernego wyczulenia: każdy gest odbieramy bardzo po swojemu, odczuwając jako skierowany przeciwko nam: „Dlaczego mnie ranisz? Dlaczego mi to robisz?”. Mi, mnie… Twoje „ja” wysuwa się na pierwszy plan. Warto się wtedy zastanowić, co w tobie jest tak bolesne i wrażliwe, że tak mocno reagujesz. Człowiek świadomy swoich delikatnych stron, tego, co go rani i dlaczego, może odróżnić, czy czyjeś zachowanie było wymierzone przeciwko niemu, czy to jednak rezonuje z jego wewnętrznym problemem. Kiedy potrafi się to rozpoznać, można mieć większą akceptację dla czyichś zachowań. Najbardziej tolerancyjni są ludzie, którzy są szczęśliwi i zadowoleni, wewnętrznie niepodminowani. Byle drobiazg nie wyprowadza ich z równowagi, nie uruchamia lawiny negatywnych reakcji. Mają duży margines tolerancji na cudzą odmienność. Nie mają w sobie niepokoju i lękowej agresji czy niechęci, która musi się uzewnętrznić w pretensjach, żalach czy skardze: „Nie tego się po tobie spodziewałam!”.

Tak, ale żeby być takim spokojnym, szczęśliwym, mniej wymagającym od siebie i od innych, trzeba mieć silne poczucie własnej wartości i niezachwianą pewność siebie.

Duża wrażliwość ma często związek z dużą niepewnością i wyższym poziomem lęku. Chroniąc siebie, niestety też się blokujemy, ograniczamy swój potencjał. Trudno wtedy o odważniejsze decyzje i wybory. Nie wierząc, że stać nas na więcej, mimowolnie się zwijamy, kurczymy. Wysoki poziom lęku ogranicza nam pole wyobraźni: demonizuje poczucie odpowiedzialności, pogłębia niemożność. Skłania do nadmiernego krytycyzmu, pasywnej ostrożności, rezygnacji.

Albo tworzy nierealne wymagania. Samemu jest trudno wyciągać się za włosy z takiego bagna.

Dlatego potrzebujemy wzmocnień, potwierdzeń. Czyjejś aprobaty, podziwu. Ale wtedy łatwo stać się zakładnikiem czyichś ocen, zacząć się popisywać, napinać, zachowywać sztucznie. Często odgrywamy wtedy jakąś wyimaginowaną rolę kogoś zajebistego. Nie łagodzi to naszego poczucia niepewności, a czasem wręcz je wzmaga. To, co fasadowymi popisami próbujemy zakłamać, i tak w głębi duszy nam doskwiera. Wewnętrzny krytyk, często przebrany za wrażliwego, megauczciwego moralistę, zaczyna nas dojeżdżać: „Kogo ty udajesz? Za kogo się masz? Sądzisz, że kogoś nabierzesz?”.

W takim wewnętrznym rozpierdolu trudno o realny, sprawiedliwy obraz siebie.

Jasne, człowiek wewnętrznie podkopywany nawet własne sukcesy potrafi zakwestionować, unieważnić. Nie ma w tym żadnej skromności, po prostu nie odbiera siebie adekwatnie: sądzi, że inni go przeceniają, że nie zasługuje, że jest jakimś pieprzonym fejkiem. Miary, jakie do siebie przykładamy, świadczą nie tylko o naszej wrażliwości, inteligencji czy moralności, ale też o stanie naszego ducha.

Im ten stan jest gorszy, tym bardziej potrzebujemy miłości i akceptacji. I tu się zaczyna błędne koło. Nikt nie lubi krytycyzmu, nawet sprawiedliwych uwag pod swoim adresem. Ty pewnie też od mamy słyszałeś na początku związku różne rzeczy. Nie podobały jej się twoje buty, perfumy. I pewnie u mamy też coś ci się nie podobało, mówiłeś jej o tym?

Miałem swoje uwagi. Czasem nie rozumiałem, dlaczego tak kategorycznie wypowiada jakieś idee albo treści. Ale wiesz sama, sztuka to umieć się pięknie różnić. Wszyscy jesteśmy dla innych odmieńcami, tym bardziej, im bardziej jesteśmy skomplikowani. Mocni, wrażliwi. Każdy ma jakiś własny zestaw cech, które chce ochronić i kultywować. I musimy się nauczyć do tego dostosowywać. Jeśli jakaś wizja, obraz, życiowa potrzeba jest dla kogoś święta, należy to uszanować. Oczywiście jeśli nas nie krzywdzi, nie wchodzi w kolizję z naszymi potrzebami. Ja mam taką teorię mijanek – że trzeba się rozsądnie, umiejętnie mijać. Nie tak mijać, żeby się ominąć, wyminąć albo zaniedbać, ale żeby się za często nie zderzać. Na przykład ja siedzę po nocach, a mama jest skowronkiem. Ona się zrywa o szóstej rano, jest na pełnych obrotach, a ja wtedy najsmaczniej posypiam. Żadne z nas się nie zmieni, trzeba to uszanować. Musieliśmy uzgodnić rytm wspólnego życia.

Dobrze, to się dzieje po jakimś czasie, kiedy już się poznaliście i ustalacie wspólne reguły gry. A co z bliskością, czy ona gwarantuje szczęśliwy związek?

Jest chyba pięć rodzajów bliskości: uczuciowa, intelektualna, erotyczna, duchowa i materialna. Każda z nich jest ważna i każda o czymś świadczy. Zauważyłem w moich rozmowach z kobietami w gabinecie, że dla nich najważniejsza jest ta uczuciowa. A z facetami różnie bywa. Często ta erotyczna jest ważna na równi z intelektualną. Czyli seks im się miesza z intelektem. Jak to ktoś kiedyś ironicznie skomentował: faceci mają za mało krwi – albo dopływa do mózgu, albo spływa na dół i jej brakuje. Ale generalnie kiedy robiono na ten temat badania gwarantujące kompletną anonimowość, to okazało się, że męskie wymagania były nader konkretne i skromne: chcieli, żeby laska była ogarnięta, seksowna i wdzięczna.

Bycie inteligentnym i seksownym wystarczy w ramach jakiegoś castingu, ale nie w przypadku bliskości u kobiet. Dla nas, myślę, bliskość to uczuciowość, empatia i emocjonalna inteligencja faceta. Przepływ uczuć, nastawienie na drugą osobę. Mam wrażenie, że bardzo trudno o empatię w dzisiejszych czasach.

Są też różne rodzaje empatii. Fokusując się nadmiernie na współczuciu dla drugiego, możemy dać się tej osobie zmanipulować. Tracimy siebie z oczu, zaniedbujemy, poświęcając swoje interesy w trosce o innych. Niestety wiele kobiet tak postępuje, to ma podłoże zarówno kulturowe, jak i biologiczne. Zawsze musiały być bardziej zorientowane na drugą osobę, na opiekę nad dzieckiem przede wszystkim.

Czy empatii można się nauczyć? Mnie się wydaje, że taka wyuczona, wyćwiczona empatia to jest coś udawanego. Coś, co pozwala ci jakoś żyć w społeczeństwie i może pomaga zrozumieć drugą osobę, ale to jest tak, jakby ktoś zaczął uczyć się chodzić dopiero jako dorosły. Nie przychodzi mu to naturalnie.

Podobnie jest może z pożądaniem, intuicją, czułością, poczuciem humoru. Bluesa albo czujesz, albo nie. Można rozwijać w sobie talent, ale najpierw trzeba go mieć, chociaż trochę. Czy da się nauczyć wrażliwości, choćby na poezję? Można znać jakieś chwyty, gesty naśladujące autentyczne przeżywanie. Zgadzam się, że więź uczuciowa – to, jak potrafimy być na siebie otwarci, zwierzać się sobie, być ufnie i blisko – jest cholernie ważna. Więź intelektualna oczywiście też, bo za tym się kryje nasz światopogląd. A to, szczególnie w dzisiejszych czasach, potrafi bardzo konfliktować: nie wyobrażam sobie trumpisty mizogina czy jakiegoś narcystycznego Muska, który tworzy szczęśliwy i harmonijny związek ze świadomą siebie feministką. Pewnych typów nie da się pogodzić. Co nie znaczy, że nie jesteśmy elastyczni. Przeorani trudnymi doświad­czeniami jesteśmy w stanie zmienić sztywne poglądy. Ustąpić czyjejś, niedopuszczanej dotąd, prawdzie.

W imię miłości też można bardzo dużo zmienić.

Oczywiście, gdy się kocha. Tylko właśnie: czy można siebie namówić do kochania?

Dalsza część książki dostępna w wersji pełnej

2 Męska i żeńska energia

Dostępne w wersji pełnej

3 Zdrada

Dostępne w wersji pełnej

4 Uwiedzenie

Dostępne w wersji pełnej

5 Pieniądze

Dostępne w wersji pełnej

6 Zmęczeni sobą

Dostępne w wersji pełnej

7 Tinder i randki

Dostępne w wersji pełnej

8 Kłótnie

Dostępne w wersji pełnej

9 Współ­uzależnienie

Dostępne w wersji pełnej

10 Romantyczność

Dostępne w wersji pełnej

11 Podwojone niepokoje

Dostępne w wersji pełnej

12 Kochać za bardzo

Dostępne w wersji pełnej

13 Krucha, czasem toksyczna męskość

Dostępne w wersji pełnej

14 Zerwanie

Dostępne w wersji pełnej

15 Sekrety

Dostępne w wersji pełnej

16 Zazdrość

Dostępne w wersji pełnej

17 Red flagi

Dostępne w wersji pełnej

18 Suki i dupki

Dostępne w wersji pełnej

Zakończenie

Dostępne w wersji pełnej

Spis treści

Okładka

Karta tytułowa

Karta redakcyjna

Spis treści

1. Dobry związek

2. Męska i żeńska energia

3. Zdrada

4. Uwiedzenie

5. Pieniądze

6. Zmęczeni sobą

7. Tinder i randki

8. Kłótnie

9. Współ­uzależnienie

10. Romantyczność

11. Podwojone niepokoje

12. Kochać za bardzo

13. Krucha, czasem toksyczna męskość

14. Zerwanie

15. Sekrety

16. Zazdrość

17. Red flagi

18. Suki i dupki

Zakończenie

Punkty orientacyjne

Okładka

Strona tytułowa

Prawa autorskie

Spis treści

Meritum publikacji