It'll Always Be You - Barbara Łuszczyńska - ebook + książka

It'll Always Be You ebook

Barbara Łuszczyńska

4,3

19 osób interesuje się tą książką

Opis

Lilianna Jones i Ethan Taylor. 

Zdawałoby się, że są dwójką obcych, nic nieznaczących dla siebie ludzi. Nic bardziej mylnego.

Życie osiemnastoletniej Lilianny zmieniło się o sto osiemdziesiąt stopni, kiedy wraz ze swoim ukochanym Dylanem uległa wypadkowi samochodowemu. Chłopak będący kilka miesięcy w śpiączce farmakologicznej, zmarł. To załamało dziewczynę. 

Tymczasem, w najmniej odpowiednim momencie, w jej życiu pojawia się ktoś nowy – Ethan Taylor. Lilly nienawidzi go od pierwszego spotkania, nie mając pojęcia o tym, jak ważną rolę odegrał w jej przeszłości. Dziewczyna nie wie, że od dawna się znają. 

Czy wychodząca na światło dzienne prawda zbliży ich do siebie? Czy może jeszcze bardziej ich poróżni? 

Książka zawiera treści nieodpowiednie dla osób poniżej szesnastego roku życia.                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                   Opis pochodzi od Wydawcy.

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 502

Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
Oceny
4,3 (448 ocen)
279
90
46
17
16
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.
Sortuj według:
Weronikanr89

Nie polecam

Sama nie wiem od czego zacząć... hm. główna bohaterka była tak irytująca, że to aż boli, jej zachowanie było nielogiczne, zresztą podobnie jak Eathana. W tej książce tak dużo się dzieje, jakieś walki, nielegalne wyścigi, kłamstwa, zdrady, ledwo pojawia się jakiś wątek to zaraz pojawia się inny, a tamten się urywa. Poza tym całość jest conajmniej dziwna. Dylan umiera po tragicznym wypadku, ale jednak półtora roku później? To Lili, ktora tak cierpiała nie chciała zobaczyć grobu swojego chłopaka? Byli że sobą 3 lata a nie wiedziała, że ma siostrę i jak ta siostra wygląda? Nie pamiętała przyjaciela z dzieciństwa? Na koniec zostawię sobie język... ta książka wygląda jak wspomnienia zapisane w pamiętniczku gimnazjalistki, no kiepskie i głównie wulgarne poczucie humoru. Przeczytałam całość, tylko dlatego, że bardzo nie lubię porzucać zaczętych książek, no i miałam cichą nadzieję, że może dalej będzie trochę lepiej, ale zdecydowanie była to strata czasu.
172
Karolinka321

Nie polecam

Po 100 stronach stwierdziłam że nie będę się już więcej męczyć. Mimo że nie lubię wręcz nienawidzę zostawiać niedokończonych książek to tutaj robię to z czystym sumieniem. Po 100 stronach nie ma żadnego zarysu fabuły. Praktycznie wszystko jest opisane pobieżnie. W jednym momencie jesteśmy w domu ethana(?), a później nagle w domu głownej bohaterki. Wszystko się dzieje za szybko. Głowna bohaterka cały czas wspomina o TEJ imprezie na której ethan był taki zły, a po ponad 100 stronach ja nadal nie wiem co tam się stało. Jakby wspomina o czymś o czym wie tylko ona a czytelnik dowiaduje się pewnie po kolejnych 100 stronach męczarni. Głowna bohaterka denerwująca, a ethan taki z dupy wzięty i jakiś randomowy. Przyjaciele głownej bohaterki to samo. Ogólnie jestem na nie. Nie polecam tej książki i już prędzej przeczytam szkolną lekture niż to ( dobra trochę wyolbrzymiam ale muszę na potrzeby recenzji)
70
doczytania25

Nie polecam

Bardzo agresywny, wulgarny język. Ktoś, kto stracił bliska osobę , nie zachowuje się w taki psychopatyczny sposób. To byłaby fajna książka, ale ta agresja, ten patologiczny język , wszystko psuje.
62
Karoolka

Nie polecam

Gdybym miała wymieniać co poszło nie tak w tej książce, powiedziałbym że wszystko.. Wulgarny język, teksty niczym z gimnazjum które tylko pozostawiły niesmak, główna bohaterka która była niedorobiona idiotka (ale to akurat wina autorki, że wykreowała ją na niemote). Jedynie pomysł na fabułę był dobry, szkoda że nie został wykorzystany.. Każdy wątek który został rozpoczęty nagle się kończył.. Ogrom pytań i zero odpowiedzi i jasne można by powiedzieć, że coś zostanie wyjaśnione w następnym tomie ale nie wątki z początku książki.. Tak więc nie polecam! Jest masa dopracowanych książek i nie polecam sięgać po tę konkretną.
40
olgafilon

Nie oderwiesz się od lektury

spoko książka, mam nadzieję że 2 część będzie :).
21

Popularność




Copyright © 2023

Barbara Łuszczyńska

Wydawnictwo NieZwykłe

All rights reserved

Wszelkie Prawa Zastrzeżone

Redakcja:

Angelika Oleszczuk

Korekta:

Monika Nowowiejska

Dominika Kalisz

Barbara Hauzińska

Redakcja techniczna:

Paulina Romanek

Projekt okładki:

Paulina Klimek

www.wydawnictwoniezwykle.pl

Numer ISBN: 978-83-8362-173-9

PLAYLISTA

ZAYN– PILLOWTALK

The Neighbourhood – Sweater Weather

Arctic Monkeys – I Wanna Be Yours

Billie Eilish – Happier Than Ever

Niall Horan – Slow Hands

One Direction – Little White Lies

Green Day – American Idiot

Jessie Ware – Say You Love Me

Eminem– Mockingbird

Keane – Somewhere Only We Know

Måneskin – The Loneliest

Harry Styles – Sign Of The Times

Timbaland – Apologize (ft. OneRepublic)

A Great Big World, Christina Aguilera – Say Something

Goo Goo Dolls – Iris

Calum Scott – You Are The Reason

Passenger – Let Her Go

Lukas Graham – 7 Years

Benson Boone – In The Stars

Adele – Turning Tables

MKTO – Classic

Liam Payne – Strip That Down (ft. Quavo)

Little Mix – Shout Out To My Ex

Conan Gray – Memories

Alexander Stewart – Blame’s On Me

Qry – Deszcz

Kuban – Na okrągło

The Vamps – Somebody To You

Alicia Keys – If I Ain’t Got You

Doechii – What It Is

YNW Melly – Murder On My Mind

Lewis Capaldi – Wish You The Best

Henry Moodie – Pick Up The Phone

Niki Watkins – The Joke Is On You

Zoe Wees – Control

Jessie J – Who You Are

Taylor Swift – Cruel Summer

Dla tych, którzy próbują żyć z pęknięciami.

Wiem, że boli. Ale warto.

PROLOG

Dałeś mi najgorszą z możliwych nadziei.

Dałeś mi nadzieję na to, że jestem czymś więcej niż problemem. Że jestem czymś więcej niż coś, co trzeba zwalczyć, zaakceptować czy rozwiązać.

Dzięki tobie zrozumiałam, że uporczywie idąc przed siebie, nie zajdę zbyt daleko. Zrozumiałam, że to właśnie ten upór i zaciętość w podążaniu wyznaczoną ścieżką spowodowały w moim życiu tyle bólu oraz cierpienia.

Nie jestem w stanie się doliczyć, ile razy mogłam z niej zejść, żeby ominąć stojącą na swojej drodze przeszkodę. Nie zliczę, ile razy wdepnęłam w gówno, bo byłam zbyt dumna, by zrobić ten jeden, najmniejszy krok w bok.

Straciłam kontrolę nad własnymi myślami, czynami i życiem. Chociaż miałam wokół siebie cudownych przyjaciół i wspierającą rodzinę, czułam się martwa.

Ty dałeś mi coś, czego nie byli w stanie dać mi najbliżsi. A później to zabrałeś. Roztrzaskując po raz kolejny mnie i moje życie.

Byłeś moją osobistą porażką, z której cieszyłam się bardziej niż z największego sukcesu.

ROZDZIAŁ 1

Lilly

Moje życie nigdy nie było usłane różami.

Od kiedy pamiętałam, rzucano mi pod nogi kłody, z którymi do pewnego czasu radziłam sobie całkiem dobrze. Jednak z upływem lat moje problemy zaczęły przybierać nieznacznie na sile, zaś wola i chęć walki o lepsze jutro malały.

Malały z każdym dniem od wypadku samochodowego. Od wypadku mojego i Dylana.

Najbardziej ucierpiała na tym moja dusza. Poczucie winy codziennie zabierało jakąś jej część.

Nie ja prowadziłam samochód. Nie ja byłam sprawcą wypadku. Ale to ja byłam przyczyną. Bo on wcale nie chciał jechać na ten pieprzony bal. Gdyby nie ja, Dylan tamtego wieczoru siedziałby bezpieczny w domu.

Oczywiście, że znalazły się osoby, które starały się zmienić tok mojego myślenia, i byłam im za to wdzięczna. Problem polegał na tym, że nie należał do nich nikt spoza mojego otoczenia. Nie było wśród nich nikogo, kto byłby bezstronny i obiektywnie spojrzał na całą sytuację.

Cóż, z czasem jednak ktoś taki się znalazł.

Kiedy ja po prawie dwóch latach dałam radę uporać się z natrętnymi myślami, poczuciem winy i strachem, pojawił się on. W zasadzie nic nieznaczący dla mnie obcy człowiek, którego słowa powinnam była jednym uchem wpuścić, zaś drugim wypuścić. Ale nic bardziej mylnego. Te puste słowa odbijały się w mojej głowie echem przez całą noc. I gdyby tylko właśnie na tym to się skończyło… Gdybym tylko mogła wyrzucić je z umysłu, uwalniając się od nich na kolejne miesiące, w których towarzyszyły mi niemal codziennie.

Od pewnego czasu żyłam nowym – złudnym, ale lepszym – życiem. Jednak ognisko na rozpoczęcie lata dosadnie przypomniało mi, za co kocham swoje życie, a zarazem go nienawidzę. Przypomniało mi, kim jestem, lecz także, kim byłam. Z wulkanu energii i bomby emocjonalnej zmieniłam się w emocjonalny wrak.

To bardziej śmieszne czy smutne?

Chłopak, którego miałam nadzieję zobaczyć pierwszy i ostatni raz, stał się moją osobistą zmorą…

Nie wiedziałam, ile już tak leżę, patrząc w biały sufit, kiedy z zamyślenia wyrwał mnie dzwoniący budzik. Dzisiaj była środa. Najgorszy dzień dla wszystkich uczniów: rozpoczęcie roku szkolnego.

Przejechałam palcem po ekranie telefonu, wyłączając to dziadostwo. Przetarłam zmęczoną twarz dłońmi i po wydostaniu się z łóżka ruszyłam w stronę łazienki. Weszłam do pomieszczenia, przekręciłam zamek w drzwiach od pokoju swojego brata Jake’a, z którym dzieliłam łazienkę, następnie podeszłam do lustra. Widok, jaki ujrzałam, normalnie wywarłby na mnie ogromne wrażenie, więc jakim cudem teraz nie czułam kompletnie nic?

Patrząc na przekrwione oczy, ciemne worki pod nimi oraz suche, spierzchnięte usta, miałam ochotę się śmiać. Tak po prostu zacząć się histerycznie śmiać ze swojego stanu fizycznego, który i tak nie dorównywał tragedią temu psychicznemu.

Nie mogłam dłużej spoglądać na własne odbicie, dlatego wzięłam się za wykonywanie porannej toalety. Po dziesięciominutowym prysznicu wyszłam z kabiny, wytarłam ciało ręcznikiem i włożyłam ulubioną czarną, koronkową bieliznę. Na to nałożyłam standardowy zestaw składający się z czarnych jeansów oraz tego samego koloru koszulki z napisem: Anti Social, Social Club.

Mentalnie i modowo zatrzymałam się jakoś w dwa tysiące szesnastym, ale dopóki nie nosiłam legginsów galaxy, nie potrzebowałam terapii.

Nie mając zbytniej ochoty na przesadny makijaż, nałożyłam jedynie korektor na sińce pod oczami, podkreśliłam brwi pomadą i wytuszowałam rzęsy. Włosy po wysuszeniu wyjątkowo postanowiłam zostawić rozpuszczone. Stawiałam na wygodę, dlatego zazwyczaj na mojej głowie widniał artystyczny nieład w postaci koka bądź kucyka. Po przejrzeniu się jeszcze raz w lustrze przekręciłam zamek w drzwiach do pokoju brata i opuściłam łazienkę.

Mój telefon rozdzwonił się w momencie, w którym podnosiłam torbę z podłogi. Gdy zobaczyłam na ekranie imię przyjaciółki, mimowolnie się uśmiechnęłam.

– Halo? – Odebrałam, podchodząc do okna, aby odsłonić roletę.

– I jak tam, suko?! – krzyknęła do słuchawki, przez co lekko się skrzywiłam, odsuwając na chwilę komórkę od twarzy. – Gotowa na pierwszy dzień ostatniego roku w tym burdelu?

Parsknęłam śmiechem, przewracając oczami, czego na szczęście nie widziała, bo oberwałoby mi się za to w ucho.

Nicole Davis. Dziewczyna, która jednym zdaniem potrafiła zmienić cały twój dzień. Była moją przyjaciółką w sumie od zawsze. Nasze mamy przyjaźniły się od liceum, co sprawiło, że znałyśmy się od dziecka. Właśnie dzięki nim chodziłyśmy do jednej klasy. Byłam od niej starsza o rok, ale ciotka Elizabeth puściła córkę do szkoły rok wcześniej.

Byłyśmy totalnymi przeciwieństwami. Nicole to wysoka blondynka o niebieskich oczach i figurze modelki. Ja zaś byłam niską brunetką o zielonych oczach. Moja figura bardziej przypominała klepsydrę i, o dziwo, kompletnie mi to nie przeszkadzało. Chociaż kiedyś uważałam szerokie biodra i dość spore uda za swoje przekleństwo, z biegiem czasu je zaakceptowałam. Mogła to być po części sprawka mojego tyłka, który przez biodra wyglądał niczym ten Kim Kardashian. Cycki w sumie też miałam całkiem duże, a przynajmniej sprawiały takie wrażenie, gdy Nicole była w pobliżu.

– Och, tak! – pisnęłam równie głośno co ona. – Torbę mam po brzegi wypełnioną cyjankiem dla profesor Routh, ale spokojnie: w bocznej kieszonce zmieściłam również gnata, jakby trzeba było ją dobić. Tak wiesz, dla pewności.

Usłyszałam przeciągły śmiech, co sprawiło, że sama uśmiechnęłam się pod nosem.

– Dobra, pizdo, ruszaj dupsko. Za pięć minut będziemy po ciebie z Liamem.

Po tych słowach rozłączyła się, nie czekając na odpowiedź.

Słodka jak zwykle.

Liam Wood, czyli jedna trzecia trójcy świętej Lakeside School w naszym kochanym Seattle. Uroczy gej, z którym przyjaźniłyśmy się od przedszkola, a konkretnie od pewnego pięknego, lipcowego popołudnia, kiedy to w piaskownicy dokuczali mu – jak się później okazało – jego starszy brat z kolegami. Nicole, jak przystało na obrońcę uciśnionych, nie pytając ich, kim są ani dlaczego to robią, nabrała do wiaderka piasku i dzięki temu, że od zawsze była wysoka, wysypała całą zawartość na głowę najwyższemu – no cóż, wypadło na jego brata. Bez słowa wyjaśnienia złapała Liama za rękę, po czym zaprowadziła go do naszej „bazy”. Ten po wszystkim zaprosił nas w podziękowaniu na lody i tak oto trzymaliśmy się ze sobą do dziś.

Pokręciłam głową, odganiając wspomnienia, a potem nabrałam głęboko powietrza. Chwilę później wypuściłam je i ruszyłam w stronę drzwi, zabierając po drodze torbę. Zbiegłam po schodach i wkroczyłam do kuchni, w której siedziała mama, która, jak codziennie rano, popijała kawę ze swojego ulubionego kubka ze słoniem. Nie pytajcie. Sama nie wiedziałam, o co chodzi z tym cholernym kubkiem.

– Hej, kochanie. Twoi bracia już wstali? – Spojrzała na mnie, uśmiechając się od ucha do ucha.

Jak to możliwe, że ta kobieta o każdej porze dnia była uśmiechnięta? Chociaż dzisiaj to mogło być spowodowane tym, że po dwóch miesiącach w końcu pozbywa się nas z domu.

– Słyszałam, że Jake kręcił się w łazience, ale o Connorze nic mi nie wiadomo – odpowiedziałam, podchodząc do ekspresu, i nalałam swojej ulubionej kawy do kubka termicznego. – Nicole i Liam zaraz po mnie przyjadą, więc będę się zbierać.

Wcisnęłam telefon do tylnej kieszeni jeansów, złapałam za kubek termiczny i już miałam wychodzić, jednak zatrzymał mnie głos rodzicielki.

– A śniadanie? – Spojrzała na mnie z ukosa, na co po raz kolejny tego dnia przewróciłam oczami.

Przysięgam, przestaję nad tym panować.

– Jadę tylko na przemówienie dyrektora i po plan lekcji. Będę tam góra dwie godziny, a po wszystkim jedziemy do kawiarni, gdzie coś zjem – powiedziałam, wkładając ukochaną bomberkę w odcieniu butelkowej zieleni. W sumie to jedna z nielicznych rzeczy w mojej szafie, która nie była czarna.

– Dobrze. Na stole w salonie masz pieniądze na lunch, nie wracaj tylko zbyt późno – odparła, wstając od stołu. – Idę sprawdzić, co z tymi pajacami, bo kolejny rok spóźnią się na rozpoczęcie.

Zaśmiałam się w reakcji na jej słowa, po czym ruszyłam w stronę drzwi, po drodze zahaczając o salon i zgarniając ze stolika banknot dwudziestodolarowy. Włożyłam nieśmiertelne vansy, następnie wyszłam na ganek i usiadłam na schodach. Z kieszeni kurtki wyciągnęłam paczkę papierosów, wsunęłam jednego do ust, a potem odpaliłam go ukochaną czarną zapalniczką w stokrotki. Uśmiechnęłam się na jej widok – była ze mną od pierwszego wypalonego papierosa – nim schowałam ją z powrotem do kieszeni. Wyprostowałam nogi, zaciągnęłam się i przymknęłam oczy, ciesząc się ciszą oraz spokojem, jakie mnie w tej chwili otaczały. Po kilku zaciągnięciach usłyszałam klakson, na co uniosłam powieki. Wtedy ujrzałam dwójkę debili machających przez przednią szybę.

– Te, śpiąca królewna! Twój książę przyjechał, możesz wstawać! – krzyknął Liam obok ucha Nicole, na co ta się skrzywiła.

– A to nie tak, że powinien przyjechać na rumaku zamiast starym chevroletem? – Podniosłam się, otrzepując spodnie, i zgasiłam resztę peta butem.

– Wy, baby! – oburzył się Liam, wykrzywiając śmiesznie twarz. – To klasyk! Jest starszy od ciebie, a i tak bardziej żwawy.

– Dobrze, więc czy to nie tak, że powinien to być przystojny dżentelmen, a nie gej idiota? – Założyłam ręce na klatce piersiowej i posłałam mu słodki uśmiech, przechylając głowę w lewo.

– Lepiej wsiadaj, bo zaraz będziesz wąchać spaliny – żachnął się, powracając na miejsce kierowcy.

Zaśmiałam się pod nosem, spoglądając na przyjaciółkę, która z politowaniem pokręciła głową w reakcji na naszą wymianę zdań i wskazała dłonią kanapę z tyłu, gdzie po chwili usiadłam. Liam już bez zbędnych komentarzy ruszył spod mojego domu. Kierunek – piekło. Po piętnastu minutach śpiewania każdej piosenki z radia, czytaj: darcia mordy na cały samochód, wjechaliśmy na parking szkoły. Blondyn zaparkował na końcu.

– Mam nadzieję, że w tym roku woźny bardziej się przyłoży do pukania Routh, bo popełnię morderstwo albo samobójstwo – bąknęłam pod nosem.

– Pomożemy ci zająć się ciałem. – Zaśmiał się chłopak, po czym westchnął ciężko. Dwie minuty później we trójkę powoli skierowaliśmy się w stronę szkoły, witając się z kilkoma osobami po drodze. – Gotowe na pierwszy dzień rzezi? – Odwrócił się do nas i spotkał z tak samo wielką niechęcią, jaką sam miał wypisaną na twarzy.

Wygięłam usta w sztucznym uśmiechu, pchnęłam drzwi i zrobiłam pierwsze kroki, a moi przyjaciele zaraz za mną. Po chwili ciągnięcia nóg po szkolnych korytarzach dotarliśmy do sali gimnastycznej, na której wszystko zaraz miało się zacząć. Zajęliśmy miejsca z tyłu, żeby być jak najbardziej poza zasięgiem wzroku harpii zwącej się naszą wychowawczynią. Mogłam przysiąc: ta kobieta była potworem w ludzkiej skórze. Wyciągnęłam telefon z kieszeni, następnie wygodnie oparłam się o krzesło. Po przejrzeniu wszystkich social mediów i odpisaniu na kilka wiadomości schowałam komórkę do torby, po czym zostałam całkowicie pochłonięta przez własne myśli. Dopiero stukanie w ramię sprawiło, że wróciłam do rzeczywistości.

– Co jest? – Popatrzyłam spod byka na Connora, który stał nade mną z założonymi na torsie rękami.

– Młoda, dlaczego nas nie obudziłaś? O mało się przez ciebie nie spóźniliśmy. – Posłał mi pełne wrogości spojrzenie, na co znowu przewróciłam oczami i wzruszyłam ramionami.

– Po pierwsze: jestem starsza. Po drugie: nie przeze mnie, tylko przez własną głupotę. Nikt nie kazał wam grać do trzeciej w nocy na konsoli. A po trzecie: spadaj i przestań zatruwać mi powietrze. – Skończyłam monolog i nie czekając na odpowiedź, odwróciłam się do niego tyłem.

– Tylko od Jake’a. Ja jestem od ciebie starszy o prawie dwie minuty.

– A głupszy o prawie dwa lata…

Nicole parsknęła pod nosem, maskując śmiech kaszlem.

Connor chciał coś jeszcze powiedzieć, ale zastygł, słysząc dyrektora, który z wielkim entuzjazmem przywitał nas i podziękował nam za przybycie.

Tak jakbyśmy mieli jakiś wybór.

– Ten rok szkolny niestety będziemy musieli zacząć bez naszej ukochanej profesor Routh – oznajmił, a ja nie myśląc zbyt wiele, poderwałam się z miejsca i podskoczyłam.

– Tak! Kurwa, tak! – krzyknęłam na cały głos. Dopiero po chwili uświadomiłam sobie, co tak naprawdę właśnie się odpierdoliło. Popatrzyłam po wszystkich osobach, których oczy były zwrócone w naszym kierunku, i zatrzymałam się na przyjaciołach, których spojrzenia wyrażały zdziwienie wymieszane z rozbawieniem. Przymknęłam na sekundę powieki, a potem zwróciłam się w stronę wkurwionego dyrektora. – Najmocniej przepraszam. Wygrałam licytację na buty i nie byłam w stanie nad sobą zapanować – zaczęłam mówić, co ślina mi na język przyniosła.

– Wracając do tematu… – Mężczyzna posłał mi ostatnie spojrzenie, nim odwrócił ode mnie wzrok. – Profesor Routh poważnie zachorowała, przez co nie będzie w stanie dłużej uczyć w naszej szkole.

Zajęłam swoje miejsce i ukryłam twarz w ramieniu Liama. Nie miałam odwagi już więcej unieść wzroku, jedynie czułam, jak drży bark chłopaka, dzięki czemu wiedziałam, że kutas się ze mnie nabija. Po apelu podeszliśmy do sekretariatu, aby odebrać plany na nowy rok, a niedługo później byliśmy wolni.

– Stara, kurwa, co to było?! – krzyknęła Nicole, cała czerwona ze śmiechu.

– Licytacja butów, hę? – Liam szturchnął mnie lekko w bok, podzielając humor naszej przyjaciółki.

– Jedźmy stąd, zanim do końca dotrze do mnie, co się wydarzyło – bąknęłam pod nosem i skierowałam się do samochodu, a po chwili odbiłam od czegoś twardego. Zrobiłam krok do tyłu i podniosłam wzrok na chłopaka przede mną. – Co ty tu, kurwa, robisz? – wysyczałam, po czym zacisnęłam ręce w pięści, patrząc w te wyprane z emocji oczy, których miałam nadzieję już nigdy nie zobaczyć.

– Proszę, proszę. Cóż za miłe powitanie. Każdego tak serdecznie witasz? – Włożył ręce do kieszeni spodni, nie spuszczając ze mnie spojrzenia.

– Każdego? Nie. Jedynie aroganckich dupków twojego pokroju – rzuciłam.

Chciałam go wyminąć, jednak zniweczył mój plan, robiąc krok w lewo, przez co znowu stanął mi na drodze.

No co za barczysty kawał fiuta.

– Już się tak nie denerwuj. Złość piękności szkodzi, a ty już nie masz czym szastać.

Spojrzałam na niego zszokowana. Widząc ten cyniczny uśmieszek, nie miałam ochoty na nic innego jak tylko na to, by ściągnąć go z tej jego paskudnej gęby. Wybrałam jednak inną wersję wydarzeń. Ponownie spróbowałam go minąć, ale zdążył złapać mnie za ramię, boleśnie zaciskając palce.

Nie myśląc zbyt wiele, podniosłam rękę i wymierzyłam mu siarczysty policzek. Głowa chłopaka poleciała w bok, a ja w tym czasie wyrwałam rękę z jego uścisku.

– Nigdy więcej mnie, kurwa, nie dotykaj. – Popatrzyłam w jego ciemne oczy, z których biły nienawiść i wkurwienie. Już miałam odejść, lecz zatrzymał mnie głos Willa.

– Co tu się dzieje? – Chłopak podbiegł do nas, sapiąc.

Jak na kapitana drużyny koszykarskiej to trochę licho u niego z kondycją.

William Walker, Ciemny Loczek, o potężnej posturze i pięknych, szarych oczach. Mimo swojej pozycji w szkole to naprawdę cudowny facet. Dlatego nie wiedziałam, jakim cudem jego najlepszym przyjacielem jest ten nadęty kutas.

– Powiedz, proszę, swojemu koledze, żeby trzymał łapy, a najlepiej całego siebie, jak najdalej ode mnie. – Uniosłam wzrok na szatyna, nie zwracając więcej uwagi na stojącego obok chłopaka, chociaż cały czas czułam na sobie jego palące spojrzenie.

– Lils, możesz mi wytłumaczyć, co się stało? – Popatrzył na mnie z przerażeniem w oczach.

Nie rozumiałam jego paniki. Chociaż znał mnie i znał jego. Może brunet był tak samo walnięty jak ja?

Co zrobić. Trafiła kosa na kamień.

– Po prostu trzymaj go ode mnie jak najdalej, najlepiej obaj zachowajcie dystans. – Nie będę ukrywać, że z czasem żałowałam swoich słów. W końcu Will nic mi nie zrobił, a oberwał rykoszetem.

Ruszyłam przed siebie, nie racząc ich już ani jednym spojrzeniem. Stanęłam obok samochodu Liama, wyciągnęłam papierosa, następnie odpaliłam go i mocno zaciągnęłam się dymem. O tak, tego było mi trzeba.

– Lilly? Chcesz o tym porozmawiać?

Popatrzyłam po zmartwionych twarzach przyjaciół i pokręciłam głową.

– Chcę już stąd jechać. Najlepiej na kawę, a jeszcze lepiej z wkładką. – Posłałam im delikatny uśmiech i wsiadłam do auta.

Westchnęłam cicho i rzuciłam torbę na siedzenie obok. Po chwili miejsca z przodu zostały zajęte, a blondyn już bez słowa ruszył spod szkoły. Zerknęłam w bok, na obraz za oknem, po czym przymknęłam oczy. Miałam dość tego dnia, chociaż dopiero co się zaczął. Marzyłam wyłącznie o tym, żeby wrócić do domu i zakopać się w swoim łóżku.

– To był ten chłopak?

Spojrzałam zdziwiona w lusterko, na twarz przyjaciela, nie rozumiejąc za dużo.

– Hm?

– Czy to był ten chłopak z plaży? Z ogniska na rozpoczęcie wakacji?

Zatkało mnie. Skąd on o tym wiedział?

Przytaknęłam i odwróciłam od niego wzrok, powracając do widoków za szybą. Nie miałam pojęcia, kiedy samotna łza spłynęła po moim policzku. Szybko ją otarłam, rzucając ukradkowe spojrzenia na przyjaciół, ale oni – tak jak ja – byli pochłonięci swoimi myślami.

– Jesteśmy – rzucił Liam, zwracając się w moją stronę. Posłał mi pokrzepiający uśmiech i wysiadł z samochodu.

Bez chwili namysłu poszłam w jego ślady.

– Idźcie. Zaraz do was dołączę, tylko zapalę.

Pokiwali głowami i ruszyli do wejścia.

Odpaliłam papierosa, następnie oparłam się tyłem o auto, zaciągając się. Boże, dlaczego to wszystko było takie popieprzone? Po jaką cholerę ten człowiek pojawił się w naszej szkole? Okay, rozumiałam, że przyjaźni się z Willem, ale z tego, co mówił szatyn, przyjaźnią się od kilku lat i jakoś wcześniej go tam nie widziałam. A teraz, po tym wszystkim, tak po prostu zjawił się z tym swoim cynicznym uśmieszkiem oraz pięknymi oczami? Chryste, STOP! O czym ja, do cholery, myślałam? Jednak fakt był taki, że nie można odmówić mu urody.

Ethan Taylor. Wysoki, umięśniony brunet o głębokich, niemal czarnych oczach. Pełne, zaróżowione usta, idealnie zarysowana szczęka, mały, zadarty nos i te piękne, uwypuklone żyły na rękach wyznaczające drogę do pierdolonej zguby, jaką był ten chłopak.

Z bólem serca musiałam przyznać, że jest na czym zawiesić oko, jednak jego dusza i osobowość skurwysyna nie były warte tego grzechu. Pokręciłam głową i rzuciłam na ziemię peta, który sam wypalił się w mojej dłoni. Westchnęłam, po czym ruszyłam śladami swoich kompanów. Wchodząc do lokalu, zaczęłam się za nimi rozglądać. Chwilę później zobaczyłam machającą do mnie Nicole, więc przybierając sztuczny uśmiech, skierowałam się w tamtą stronę. Ściągnęłam kurtkę i po tym, jak powiesiłam ją na oparciu krzesła, zajęłam miejsce naprzeciwko Nicole.

– Zamówiliśmy ci twoją ulubioną kawę i szarlotkę – powiedział z uśmiechem Liam, ściskając mnie za dłoń i pocierając kciukiem jej zewnętrzną stronę.

– Dziękuję, jesteście cudowni – odparłam szczerze, wdzięczna z całego serca, że nie poruszają tematu Ethana.

To w zasadzie była jedna z najpiękniejszych rzeczy w naszej przyjaźni. Potrafiliśmy się wspierać, nie wnikając w szczegóły. Nigdy nie naciskaliśmy na siebie nawzajem, jedynie trwaliśmy przy sobie, czekając, aż któreś z nas będzie gotowe się otworzyć.

– Daj spokój, to tylko kawa. – Wzruszyła ramionami Nicole.

– Nie chodzi mi o kawę. – Spojrzałam na nich znacząco, a moment później wywnioskowałam po ich minach, że nie muszę mówić nic więcej. Oni po prostu wiedzieli.

Zawsze wiedzą.

– Porozmawiamy o tym, gdy będziesz gotowa. Jesteśmy tu dla ciebie. – Położyła dłoń na moim udzie, uśmiechając się szeroko.

I właśnie tego potrzebowałam: przyjaciół, z którymi spędzę dwie godziny w kawiarni, śmiejąc się do rozpuku i zapominając o całym bożym świecie.

ROZDZIAŁ 2

Lilly

– Jestem! – krzyknęłam, wchodząc do domu, i zamknęłam za sobą drzwi.

Standardowo bez nachylania się ściągnęłam buty, zahaczając jeden o drugi, i po odwieszeniu kurtki pomaszerowałam do kuchni, z której dobiegały rozmowy.

– Cześć, słoneczko. Siadaj, zaraz będzie obiad. – Mama jak zwykle powitała mnie promiennym uśmiechem.

Jednak kiedy odwróciła się tyłem, żeby mieszać coś na patelni, mój wzrok padł na ojca, przez co zacisnęłam lekko szczęki.

– Dziękuję, ale nie jestem głodna. Pójdę się położyć.

Nie czekając na odpowiedź, szybkim krokiem ruszyłam na górę.

Wchodząc do pokoju, byłam już zdeterminowana, by jak najszybciej opuścić ten dom. Nienawidziłam tego człowieka całym sercem i sama myśl, że znajduję się w tym samym budynku, przyprawiała mnie o ból głowy i mdłości. Rzuciłam torbę w kąt, zmieniłam spodnie na dresy, po czym wrzuciłam do ich kieszeni słuchawki. Następnie wyciągnęłam czarną bluzę z kapturem, którą włożyłam przez głowę. W drodze na korytarz sięgnęłam jeszcze po telefon i udałam się schodami na dół.

– Dzwoniła Nicole, potrzebuje pomocy. Nie wiem, kiedy wrócę. – Zwróciłam się w kierunku mamy, uśmiechając krzywo.

– Wszystko w porządku? – Popatrzyła na mnie zmartwiona. Kochała Nicole jak swoją drugą córkę, dlatego nawet nie zdziwiło mnie jej pytanie.

– Tak, jakaś kolejna sprzeczka z Nickiem. Wiesz, jak to młodzieńcze miłostki. Niby wszystko pięknie, dopóki nie przyjdą dzieci i obowiązki. Wtedy faceci skaczą w bok w ramiona dwudziestoczteroletnich sekretarek. – Posłałam ojcu znaczące spojrzenie i odwróciłam się na pięcie w stronę drzwi wejściowych. Byłam w połowie wkładania drugiego buta, kiedy zatrzymał mnie głos rodzicielki.

– Nie bądź dla niego taka surowa – skarciła mnie, a z moich ust wydobyło się prychnięcie.

– Słucham? Ja mam nie być taka surowa? A może ty nie powinnaś być taka pobłażliwa? – spytałam, krzyżując ramiona na piersi.

– Lilly, minęło dwanaście lat. – Spojrzała na mnie ze smutkiem.

– Tak, mamo. Minęło dwanaście lat, odkąd zostawił nas samych dla jakiejś szmaty. Jak po tym wszystkim możesz z takim spokojem patrzeć mu w oczy, nie wspominając o piciu kawki, jakby nic się nie wydarzyło? Jakbyś przez tyle lat nie musiała harować jak wół, żeby nas utrzymać, bo on zamiast wysyłać nam pieniądze, wolał zwiedzać świat? Zapomniałaś już, ile przez niego wycierpiałaś? Ile nocy przepłakałaś? Bo ja nie, i nigdy nie zapomnę. Rozumiesz? – warknęłam, chociaż doskonale wiedziałam, że nie powinnam wyładowywać na niej frustracji. – Wrócił po tylu latach, a dlaczego? Bo jego przeurocza żonka zaszła w ciążę i nagle włączył mu się instynkt rodzicielski? Rychło. Kurwa. W. Czas – wysyczałam ostatnie słowa i sięgnęłam do klamki, by jak najszybciej się stąd wydostać.

Wtedy jednak znowu usłyszałam głos mamy.

– Skarbie, musisz nauczyć się wybaczać.

Przymknęłam na sekundę oczy i wciągnęłam powietrze.

– Okay. Zacznę od jutra – rzuciłam na odchodne, nim wyszłam, trzaskając drzwiami.

Ruszyłam przed siebie, nie myśląc nad celem podróży. Oczywiście, że Nicole do mnie nie dzwoniła. Po prostu to najprostszy sposób na uniknięcie pytań po co, gdzie i dlaczego. Pomimo skończonych osiemnastu lat mama nadal traktowała nas jak dzieci. I choć wiedziałam, że zachowuje się tak dlatego, że nas kocha, czasami było to naprawdę męczące i uciążliwe.

Zarzuciłam kaptur, po czym odpaliłam papierosa. Zaciągnęłam się mocno, czując minimalną ulgę. Szłam ze spuszczoną głową, starając się o tym nie myśleć. Włożyłam słuchawki do uszu i puściłam ukochane Do I Wanna Know? Arctic Monkeys.

Nie byłam w stanie określić, czego pragnę od siebie i od dalszego życia. Z jednej strony chciałabym stać się tą samą uczuciową dziewczyną, jaką byłam jeszcze dwa miesiące temu. Natomiast brak jakichkolwiek zmartwień i totalny psychiczny spokój, który czułam, wypierając emocje, chyba wygrywał. Odkąd pamiętałam, przejmowałam się wszystkim bardziej niż inni, zawsze analizowałam wszelkie słowa i sytuacje po kilka razy. Niejednokrotnie miałam zarwane nocki właśnie przez takie myśli. Po prostu leżałam i zastanawiałam się, jak potoczyłyby się dni czy rozmowy, gdybym postąpiła tak, a nie inaczej. Bardzo często odtwarzałam w głowie dialogi i wydarzenia, zmieniając ich przebieg. Rozkładałam wszystko na czynniki pierwsze i jeśli miałam być szczera, rozpierdalałam sobie tym głowę.

Nie wiedziałam, ile już tak idę. Wypaliłam chyba z pół paczki papierosów i niedawno usłyszałam charakterystyczny odgłos oznajmiający, że mam słabą baterię w telefonie. Wyłączyłam muzykę i schowałam słuchawki do kieszeni. Ściągnęłam kaptur, następnie rozejrzałam się wokół siebie. Nie bardzo poznawałam tę okolicę.

Chyba jednak oczyszczenie głowy poszło mi dzisiaj aż zbyt dobrze… Wzdrygnęłam się, kiedy rozbrzmiał grzmot, który oznaczał, że zbliża się burza. Pięknie.

Odwracając się, aby jak najszybciej ruszyć w drogę powrotną do domu, na kogoś wpadłam. Gdy przeprosiłam, chciałam ominąć tę osobę i pójść dalej, jednak zostałam złapana za ramię. Podniosłam wzrok na człowieka, z którym się zderzyłam, i aż we mnie zawrzało.

– Śledzisz mnie? – warknęłam, zabierając ramię spod jego palącego dotyku.

– Poniekąd. – Skinął głową w lewo, więc przeniosłam tam spojrzenie. Jakieś sto metrów od nas stało trzech mężczyzn, którzy dziwnie na nas patrzyli. – Co robisz w tej części miasta? To raczej nie jest dobre miejsce na samotne spacery.

– Dzięki, zapamiętam.

Odwróciłam się, zamierzając odejść, jednak on znowu się odezwał:

– Odwiozę cię.

Parsknęłam w reakcji na te słowa i pokręciłam z politowaniem głową.

– Największą przysługę wyświadczysz mi, kiedy zostawisz mnie w spokoju.

– Jones, nie zaczynaj. Jesteś trzydzieści minut drogi od domu, a zaczyna się burza.

– Och, bohaterze! Ratujesz mnie od mokrych ciuchów i falowanych włosów! – Przewróciłam oczami i ruszyłam w drogę powrotną.

Ale po kilku krokach straciłam grunt pod nogami, a przed oczami miałam plecy odziane w czerwoną bluzę.

– Puszczaj mnie, ty psychopato!

Rzucałam się, biłam, kopałam. Raz ugryzłam go nawet w ramię! Niemniej ten wariat nic sobie z tego nie robił. Po chwili dotarł do samochodu, otworzył drzwi i, jak gdyby nigdy nic, posadził mnie na fotelu pasażera, a potem nachylił się, aby zapiąć mi pas. Spoglądaliśmy sobie w oczy trochę zbyt długo, przez co wreszcie spuściłam wzrok na swoje dłonie, przygryzając wargę. Ethan natomiast zamknął drzwi, obszedł auto i wsiadł za kierownicę. W ciszy odpalił samochód i ruszył w tylko sobie znanym kierunku. Nie kontrolując tego, znowu przymknęłam powieki i z całych sił starałam się nie myśleć o tym, co tak właściwie się dzieje.

Po piętnastu minutach jazdy w ciszy chłopak zatrzymał pojazd i zgasił silnik. Zacisnął mocniej dłonie na kierownicy, następnie obrócił głowę w moją stronę.

– Możemy porozmawiać?

Jego słowa sprawiły, że otrząsnęłam się i wyjrzałam przez okno. Staliśmy przed moim domem.

– Skąd wiesz, gdzie mieszkam? – spytałam, patrząc pustym wzrokiem na budynek przed sobą.

– Jones, rozumiem, że jesteś z natury nieogarnięta, ale naprawdę nie zwróciłaś wcześniej na mnie uwagi? Znam się z twoimi braćmi od ponad czterech lat i nieraz bywałem w waszym domu.

Faktem było, że ostatnie lata były dla mnie trudne i niespecjalnie zwracałam uwagę na to, z kim zadają się moi bracia. Co prawda niejednokrotnie słyszałam, że ktoś u nich jest, ale ze swojego pokoju wychodziłam jedynie do kuchni i potem do niego wracałam.

Wywróciłam oczami w reakcji na jego odpowiedź i nacisnęłam klamkę, żeby jak najszybciej się stąd wydostać. Brunet złapał za rękaw mojej bluzy, próbując mnie zatrzymać, jednak wyrwałam rękę, wysiadłam i z całej siły trzasnęłam drzwiami.

Ups?

Popędziłam do domu, nie oglądając się za siebie. Po raz kolejny miałam dość tego dnia i chciałam, by już się skończył. Gdy weszłam do budynku, natychmiast wbiegłam na górę, aby znaleźć się w swoim pokoju, pokonując po dwa stopnie naraz. Zamknęłam drzwi, po czym osunęłam się po nich na podłogę. Po schowaniu głowy między kolana zaczęłam głęboko nabierać powietrza.

Próbowałam zapanować nad oddechem, bo byłam niezłą histeryczką, przez co dość często miewałam miniataki paniki i bezdechy.

Czy to możliwe, żeby on naprawdę nie pamiętał tego dnia na plaży? Żeby nie pamiętał słów, które zrujnowały mnie psychicznie? Nie był pijany, przynajmniej nie sprawiał takiego wrażenia.

Ale czy istniała szansa na zrujnowanie kogoś psychicznie i niezdawanie sobie z tego sprawy?

Nie wiedziałam, ile tkwię w tej pozycji, ale postanowiłam wstać, kiedy poczułam, że moje ciało cierpnie. Moment później wyciągnęłam z szafy piżamę składającą się z długich spodni dresowych oraz luźnej koszulki. Zgarnęłam jeszcze z komody grube skarpety i ruszyłam do łazienki. Nie chciałam nawet patrzeć w lustro, bojąc się, jaki widok w nim ujrzę, więc zrzuciłam z siebie ciuchy i po wrzuceniu ich do kosza na pranie weszłam do kabiny prysznicowej.

Ustawiłam odpowiednią temperaturę wody i stojąc pod deszczownicą, próbowałam zmyć z siebie ten dzień.

Chwilę później usłyszałam odgłos, jakby ktoś szarpnął za klamkę, jednak w ogóle się tym nie przejęłam. W końcu zawsze zamykałam za sobą drzwi od pokoju Jake’a. Postałam jeszcze przez moment pod strumieniem, po czym umyłam włosy ulubionym szamponem o zapachu wanilii i zakręciłam kran. Otwierając drzwi od kabiny, mogłam przysiąc na Boga, że o mało co nie zeszłam na zawał.

– Co ty tu, kurwa, robisz?! – wrzasnęłam po raz drugi tego dnia. Chwyciłam ręcznik i zawiązując go sobie na klatce piersiowej, cofnęłam się o kilka kroków.

– Chciałem skorzystać z toalety. – Ethan wzruszył ramionami, opierając się tyłem o blat od umywalki, i skrzyżował nogi.

– I po szumie wody nie zajarzyłeś, że jest zajęta? Masz rozrost prostaty, że musisz sikać przy odgłosach wody?! – krzyknęłam, ledwo powstrzymując się, by ponownie mu nie przyłożyć.

Już chciał się odezwać, ale zastygł, a jego wzrok skupił się na moich udach.

Kurwa.

Z szokiem wymalowanym na twarzy spojrzał mi w oczy, jakby szukał odpowiedzi.

– Nie ty złamałeś mnie pierwszy – rzuciłam jedynie i wyszłam z łazienki, po raz kolejny tego dnia trzaskając drzwiami, które o mało co nie wypadły z zawiasów.

Usłyszałam jego przekleństwa po drugiej stronie, co postanowiłam puścić mimo uszu.

Usiadłam na łóżku i wplotłam palce we włosy. Boże, dlaczego znowu on i dlaczego znowu ja? Dlaczego akurat on musiał to zobaczyć? Czy to da mu kolejny pretekst do śmiania się ze mnie i gardzenia moją osobą?

Pokręciłam głową, odganiając zbierające się w oczach łzy, następnie sięgnęłam po telefon. Wybrałam numer przyjaciółki i podeszłam do okna, czekając, aż odbierze, co wydarzyło się po trzech sygnałach.

– Co tam? – Usłyszałam w słuchawce jej głos, co sprawiło, że głęboko nabrałam powietrza, by unormować oddech.

– Drink?

Nie myślcie sobie, że uciekałam od problemów w alkohol, bo starałam się to jak najbardziej kontrolować. Po prostu czasami przychodziły takie dni czy momenty, że nie miałam ochoty na nic innego niż napicie się alkoholu z przyjaciółmi, aby zresetować głowę. To był właśnie ten dzień.

– Stara, jest środa. Jutro zaczynamy szkołę – jęknęła, co pozostawiłam bez komentarza. – Coś się stało? – odezwała się po chwili, kiedy nie otrzymała odpowiedzi.

– Ojciec znowu się pojawił – rzuciłam tylko, bo wiedziałam, że nie będzie ciągnęła tego tematu.

– Och – westchnęła. – Zadzwonię do Liama i będziemy po ciebie za jakieś trzydzieści minut, dobra?

– Kocham cię – odpowiedziałam, mocno zaciskając powieki.

– A ja ciebie. Chcesz zostać u mnie na noc?

Przełknęłam ślinę. Czy chciałam? I tak, i nie. Z jednej strony potrzebowałam pobyć sama, ale z drugiej potrzebowałam kogoś obok.

– Nie wiem, zobaczymy później. – Wzruszyłam ramionami, chociaż nie mogła tego zobaczyć.

– W porządku, zbieraj się. Niedługo będziemy.

Rozłączyła się, a ja rzuciłam telefon na łóżko i zaczęłam szykować się do wyjścia. Ściągnęłam z siebie ręcznik – po tym, jak upewniłam się chyba ze trzy razy, że zamknęłam drzwi – i standardowo włożyłam czarną bieliznę.

Przysięgam, że mam inne kolory!

Postawiłam na legginsy, pierwszą z brzegu koszulkę, a na nią nałożyłam bluzę przez głowę. Do łazienki weszłam jedynie po suszarkę, w obawie, że znowu pojawi się w niej ten kretyn, a chwilę później zamknęłam się w pokoju. Po wysuszeniu włosów podeszłam do toaletki, związałam je w wysoki kucyk, po czym starłam wacikiem resztki tuszu i ruszyłam do pokoju Jake’a.

– Wychodzę, kryj mnie – rzuciłam, odpisując Nicole, która informowała, że właśnie wyjeżdżają.

– O tej godzinie? Dokąd?

Szybko uniosłam wzrok, słysząc ten głos. Zmrużyłam oczy i zacisnęłam mocniej rękę na telefonie.

– To akurat nie twój pieprzony interes. Przekaż Jake’owi to, co usłyszałeś. – Spojrzałam na Ethana po raz ostatni i zamknęłam drzwi.

Wróciłam do swojego pokoju, włożyłam buty, które wyciągnęłam z szafy, następnie zgasiłam światło i ruszyłam w stronę okna. Tak, byłam pełnoletnia. Ale dopóki pozostawałam na utrzymaniu mamy, nie było zbytnio mowy o podejmowaniu samodzielnych decyzji. W końcu jej dom, jej zasady. Otworzyłam okno, przerzuciłam przez parapet jedną nogę, ręką złapałam za ramę, a gdy przekładałam drugą nogę, drzwi od mojego pokoju się otworzyły.

– Poczekaj, pomogę ci. – Znowu rozbrzmiał ten wkurwiający głos.

– Już mi dzisiaj wystarczająco pomogłeś. W sumie to wystarczy twojego miłosierdzia do końca życia! Przez ten czas możesz trzymać się z daleka. – Puściłam do niego oczko i chciałam skoczyć, kiedy poczułam dłonie na swoich ramionach.

– Połamiesz się, a ja nie chcę, żeby twoi bracia mieli mi za złe, że stałem obok i nic nie zrobiłem.

– W porządku. – Uśmiechnęłam się do niego cierpko. – W takim razie postój za drzwiami.

Potrząsnęłam ramionami, aby zrzucić z siebie jego łapska, jednak spowodowało to jedynie, że jeszcze mocniej zacisnął palce. Odwróciłam się do niego przodem, przekładając nogi z powrotem do pokoju.

I ja naprawdę nie wiedziałam, co mnie naszło, ale moja stopa powędrowała do góry, żeby go kopnąć. Ale chłopak był szybszy i chwycił mnie za łydkę.

– Spokojnie, Kung Fu Pando. – Zaśmiał się, stawiając moją nogę na podłodze. – Chcę tylko pomóc. – Uniósł dłonie w geście kapitulacji. – Pomogę i znikam.

– Z mojego życia? – spytałam z nadzieją.

Parsknął, patrząc na mnie z rozbawieniem, ale czy ja powiedziałam coś śmiesznego?

– Chodź. – Zrobił krok do tyłu i wyciągnął w moją stronę dłoń.

– Nigdzie z tobą nie pójdę. – Założyłam ręce na piersi i uniosłam głowę.

– Pod oknem twojego brata jest drabina. Myślisz, że jak tutaj wszedłem? Że bawiłem się w Spider-Mana?

Spojrzałam na niego wielkimi oczami, otwierając usta.

– Narcystyczny dupek – bąknęłam pod nosem, wstałam i przeszłam obok niego, po raz kolejny trącając go ramieniem.

– Z dużym kutasem.

– Co?

– Co?

Posłałam mu ostatnie spojrzenie i wkroczyłam do łazienki, skąd dostałam się do pokoju Jake’a. Podeszłam do okna, otworzyłam je, po czym się przez nie wychyliłam. Cholera, faktycznie była tutaj drabina. Przerzuciłam nogi na zewnątrz i ustawiłam je na szczeblu, trzymając się parapetu. Zeszłam po kilku i zeskoczyłam z trzech ostatnich na ziemię.

– A jakieś „dziękuję”?

Uniosłam głowę w kierunku okna, z którego wystawała ciemna czupryna Ethana. Udałam, że szukam czegoś w kieszeni, następnie pokazałam mu środkowy palec. Złapał się teatralnie za serce i zaczął śmiać. Przewróciłam oczami w reakcji na jego zachowanie i skierowałam się ku przystankowi autobusowemu, na którym zapewne czekali już moi przyjaciele. Po kilkuminutowym marszu zobaczyłam światła samochodu, co oznaczało, że się nie myliłam. Wsiadłam do auta, wychyliłam się do przodu i pocałowałam każde z osobna w policzek.

– Ktoś tutaj naprawdę potrzebuje alkoholu. – Zaśmiał się Liam, a potem ruszył z przystanku.

– Nawet nie wiesz, jak bardzo. – Westchnęłam i oparłam się o siedzenie, przymykając oczy.

– Wszystko będzie dobrze, skarbie. Zaraz o wszystkim zapomnisz.

Uśmiechnęłam się pod nosem, słysząc słowa chłopaka, po czym nachyliłam do nich z powrotem i oparłam głowę o jego ramię.

– Dokąd chcesz jechać?

– Do baru Willa, tylko tam sprzedadzą nam alkohol – odpowiedziałam, widząc, jak na ich twarzach pojawia się zdziwienie.

– Jesteś pewna? – Przyjaciółka popatrzyła na mnie, sprawdzając moją reakcję.

– Nicole, nie mam problemu z Willem, tylko z jego przyjacielem zjebem – bąknęłam.

– W porządku, w takim razie jedziemy do Willa. – Posłała mi uśmiech i puściła do mnie oczko.

Wtuliłam się bardziej w ramię Liama i obserwowałam drogę przed nami. Blondyn sięgnął po moją rękę, którą moment później położył na drążku zmiany biegów, po czym przykrył swoją. Uśmiechnęłam się pod nosem na ten gest.

Pogrążyliśmy się w rozmowie, a już po chwili wysiadaliśmy pod barem. Wchodząc do środka, skrzywiłam się, czując unoszący się w lokalu zapach. Dym papierosowy, alkohol oraz tanie męskie perfumy.

Cudownie.

We trójkę podeszliśmy do baru i przywitaliśmy się z szatynem.

– Co podać pięknym istotom i Lilly? – Zaśmiał się, za co dostał ode mnie kuksańca w bok.

– Auć, moje ego – westchnęłam, przewracając oczami. – Po trzy szoty dla każdego na początek.

Usiadłam na stołku barowym i oparłam głowę o ręce.

– Pijemy ze smutku czy ze szczęścia? – spytał Will, biorąc się za przygotowanie naszych szotów.

– Czy – odpowiedziałam i pokazałam mu język.

Will pokręcił z politowaniem głową, śmiejąc się pod nosem. Po chwili stał już przed nami alkohol, na co oblizałam usta.

– No to co, panienki, za ten piękny dzień? – Wystawiłam w ich stronę kieliszek z trunkiem i szybkim ruchem go opróżniłam.

Nicole i Liam zrobili to zaraz po mnie, następnie odstawili kieliszki z hukiem na blat.

– Za ten piękny dzień. – Dziewczyna podsunęła nam po jeszcze jednym, po czym wyzerowała swój.

Moment później wypiliśmy po ostatnim i pogrążyliśmy się w rozmowie z Williamem.

– A pamiętacie sytuację Lilly z jej pierwszym chłopakiem, Ashtonem, podczas wakacji u jej babci? – Nicole otarła łzę z kącika lewego oka i spojrzała na mnie rozbawiona.

– Ani mi się waż. – Zgromiłam ją wzrokiem, grożąc prześmiewczo palcem.

Liam wybuchnął głośnym śmiechem, totalnie nie zwracając uwagi na ludzi wokół.

– Chcę usłyszeć więcej. – Szatyn nachylił się bardziej, patrząc na nas z zaciekawieniem.

Jęknęłam i oparłam czoło o blat. Blondynka teatralnie odchrząknęła, przygotowując się do opowiadania.

– A więc któregoś lata Lilly była na wakacjach u dziadków. Poznała tam swoją pierwszą miłość. Ashtona wychowywała babcia. Którejś nocy zadzwonił do niej zapłakany i poprosił o spotkanie. Zebrała się, a potem wyszła do niego przez okno. Jak się okazało, jego babcia miała zawał i trafiła do szpitala. – Will spojrzał na nas krzywo, jednak Nicole machnęła na niego ręką, żeby słuchał dalej. – Po jakimś czasie nasza przeurocza Lilianna stwierdziła, że musi już wracać, bo jeśli babcia zobaczy, że jej nie ma, to zejdzie na zawał. Rozumiesz? – Parsknęła, kiedy szatyn zakrył usta dłonią, aby się nie roześmiać. – Chłopakowi, którego babcia była w szpitalu po zawale, powiedziała, że musi wracać, żeby jej babcia przypadkiem nie zeszła na zawał. – Po policzkach dziewczyny zaczęły płynąć łzy ze śmiechu, przez co Will dłużej nie wytrzymał i zaczął się niepohamowanie śmiać.

– Przysięgam, że jeszcze chwila, a będę ćwiartować wasze ciała, słuchając JustinaBiebera. – Przetarłam oczy i zabrałam bluzę ze stołka. – Idę zapalić, a wy, śmieszki, zatrzymajcie tę karuzelę śmiechu, zanim wrócę – rzuciłam na odchodne i ruszyłam w kierunku wyjścia.

Przechodząc przez drzwi, włożyłam bluzę i wyciągnęłam paczkę papierosów. Odpaliłam jednego, a potem oparłam się plecami o murek. Zaciągnęłam się porządnie i po zarzuceniu kaptura przymknęłam oczy, napawając się spokojem i ciszą, która wbrew moim oczekiwaniom nie trwała zbyt długo.

– Palenie zabija. – Usłyszałam głos z lewej strony.

Zaklęłam pod nosem i przeniosłam wzrok na Ethana. Pierwsze, co rzuciło mi się w oczy, to fajka w jego ręce.

– Hipokryta – odburknęłam, z całych sił próbując zignorować jego obecność.

– Dalej się dąsasz? – Stanął obok mnie i oparł nogę o murek, zaciągając się papierosem.

– Znowu mnie śledzisz?

– Will niedługo kończy pracę. Przyjechałem go odebrać.

– Świetnie – stwierdziłam i zamknęłam oczy, mając nadzieję, że gdy je otworzę, chłopak magicznie zniknie.

Ale chyba wszyscy wiedzą, co mówi się o nadziei.

– Drink na zgodę? – zaproponował.

– Nie piję alkoholu – skłamałam, doskonale zdając sobie sprawę, że w tym momencie wali ode mnie wódą na kilometr.

– Są tutaj też napoje bez alkoholu. – Posłał mi uśmiech, na co znowu przewróciłam oczami. – Więc? Co ci zamówić? – spytał, przyglądając mi się bacznie.

– Taksówkę – odpowiedziałam, nim rzuciłam peta na ziemię i przydeptałam go butem. Ruszyłam w stronę wejścia do lokalu, słysząc za sobą perlisty śmiech chłopaka.

Weszłam do środka i zaczęłam szukać przyjaciół. Nie było ich przy barze, więc rozejrzałam się po całym pomieszczeniu. Nigdzie ich nie dostrzegłam, jednak moment później rzuciły mi się w oczy loczki Willa wystające zza lady.

– Gdzie ci idioci? – Nachyliłam się do niego nad blatem.

– Nicole poszła do łazienki, a Liam dostał jakiś pilny telefon i musiał jechać.

– Liam pojechał do domu? – zdziwiłam się.

– Chyba tak, nie wiem dokładnie. Prosił tylko, żebym cię od niego przeprosił i pomógł ci dostać się do domu.

– Och, czyli wywróżyłam sobie tę taksówkę.

– Coś mówiłaś? – Will wychylił się do mnie zaciekawiony.

– Nie, nic, nic. Idę do Nicole, chyba zostaje nam taksówka.

– Jeśli chcecie, za chwilę powinien być po mnie Ethan. Mogę go poprosić, by was podrzucił. Myślę, że nie będzie miał z tym problemu. – Uśmiechnął się do mnie.

Odwzajemniłam gest, tyle że sztucznie.

– Twoja podwózka czeka na zewnątrz, a ja prędzej sprzedam się za trzydzieści wielbłądów, niż wsiądę do jego samochodu.

Chłopak zaśmiał się w reakcji na moje słowa.

– Słuchaj, nie wiem, o co między wami poszło, ale żaden z nas nie puści cię samej do domu o tej godzinie.

– Co się dzieje? – Obok nas zmaterializowała się Nicole.

– Lilly nie chce, żeby Ethan podwiózł ją do domu.

Kapuś.

– Kochanie – zwróciła się do mnie przyjaciółka – będę całą drogę z tobą.

– Nie chcę sprawiać kłopotu – rzuciłam, mając nadzieję, że odpuszczą.

– To żaden kłopot, Jones. – Ethan pojawił się niespodziewanie, kpiąco unosząc kącik ust.

Zacisnęłam dłonie w pięści i odwróciłam się do chłopaka za barem.

– Widzisz? Nie ma czasu, cholera. – Posłałam mu wymuszony uśmiech i spojrzałam na Nicole. – Daj znać, kiedy dojedziesz do domu – poprosiłam, a następnie wyzerowałam drinka, którego Will niedawno przede mną postawił, zeskoczyłam ze stołka i ruszyłam do drzwi.

Przepchnęłam się przez grupkę kilku spoconych facetów i już po chwili mogłam nabrać świeżego powietrza. Drzwi zamknęły się za mną z trzaskiem, a ja włożyłam ręce do kieszeni bluzy, po czym zaczęłam iść w kierunku swojego domu.

Pół godzinki spaceru i będę na miejscu, próbowałam się podbudować i wyciągnęłam paczkę papierosów.

Przykładałam już fajkę do ust, kiedy po prawej usłyszałam klakson samochodu, więc mimowolnie spojrzałam w tamtą stronę.

Przez uchylone okno wystawała głowa tego idioty, który szczerzył się jak głupi.

– Nie wydurniaj się, tylko wsiadaj.

Udając, że nic nie słyszę, szłam dalej, jakby go tam w ogóle nie było.

– Lilly. – Chłopak nie dawał za wygraną, jednak ja byłam bardziej uparta.

– Lilly – powiedział moment później, już trochę mocniej zirytowany.

– Jones, kurwa! – krzyknął wreszcie, po czym zaparkował na chodniku, wysiadł z auta i ruszył w moim kierunku.

– Daj mi, do cholery jasnej, spokój! – Przystanęłam i odepchnęłam go, kiedy złapał za moją rękę.

– Wsiądź, proszę, do tego pierdolonego samochodu.

Udałam, że się zastanawiam, nim uśmiechnęłam się kpiąco.

– Nie – odparłam i znowu ruszyłam przed siebie.

– W porządku, jak sobie chcesz. – Usłyszałam za sobą, co sprawiło, że na moją twarz wypłynął uśmiech. Znikł jednak tak szybko, jak się pojawił, gdy usłyszałam kroki.

– Co ty wyprawiasz?

Ethan wzruszył ramionami i spojrzał przed siebie.

– Idę – rzucił jedynie, na co stanęłam jak wryta. – Wybieraj: albo pozwolisz się odwieźć do domu i spędzisz ze mną pięć minut w aucie, albo będę szedł z tobą pod same drzwi, a wtedy spędzimy razem dobre pół godziny.

Kurwa, co ten chłopak sobie wyobraża? Myśli, że kim jest, do cholery?

– Palant – bąknęłam i skierowałam się w stronę jego samochodu.

– Zdajesz sobie sprawę, że cię słyszę?! – krzyknął i podbiegł do mnie, aby dotrzymać mi kroku.

– Zdajesz sobie sprawę, że mam to w dupie?

Parsknął tylko i na szczęście nic już nie powiedział. Chwilę później wsiadłam do auta, po czym z całej siły trzasnęłam drzwiami. Taylor spojrzał na mnie krzywo, kręcąc głową.

– Ale po co te nerwy? – spytał, nie spuszczając ze mnie wzroku.

– Gdzie Nicole i Will? – Rozejrzałam się po samochodzie, a potem utkwiłam wzrok w jego twarzy.

– Will zadzwonił po brata, odwiozą Nicole po drodze.

Po usłyszeniu tych słów złapałam za klamkę, by wysiąść, ale chłopak był szybszy i chwycił rękaw mojej bluzy.

– Co robisz?

– Idę do nich? Adam mnie odwiezie – rzuciłam pewna swego, co spotkało się z jego cichym śmiechem.

– Właśnie odjeżdżają. – Skinął głową w kierunku samochodu, który, kurwa, naprawdę akurat nas mijał. – Było dłużej zwlekać.

Pomasowałam pulsujące skronie, żeby się uspokoić i nie pokazać mu czarnego pasa w taekwondo, którego, notabene, nie miałam.

– Pasy – mruknął po chwili ciszy, płynnie ruszając w stronę mojego domu.

Zapięłam je, odwróciłam wzrok i obserwowałam krajobraz za oknem. Z radia dobiegały pierwsze nuty Sweater Weather The Neighbourhood. Chłopak zaczął wybijać rytm palcami na kierownicy. A ja? No cóż, nie wiedziałam, czy to przez późną godzinę, wypity alkohol, czy przez ciepło rozchodzące się po samochodzie, ale oparłam głowę o szybę i przymknęłam oczy.

– Jones. – Poczułam lekkie szturchnięcie, na co gwałtownie uniosłam powieki.

– Co? – Spojrzałam zaspana na Ethana, nic nie rozumiejąc.

– Jesteśmy.

Dopiero wtedy rozejrzałam się wokół i zauważyłam, że faktycznie stoimy pod moim domem.

– Okay, dzięki – rzuciłam, chcąc już wysiąść.

– A buziak?

Popatrzyłam na niego jak na idiotę.

– Słucham?

Chłopak z uśmiechem popukał palcem w policzek.

– Buziak. Wiesz, w podziękowaniu.

– Po moim trupie – odburknęłam.

– To wyzwanie?

Przewróciłam oczami i bez słowa więcej opuściłam auto. Powędrowałam na tyły budynku i spojrzałam w bok.

Nie, kurwa, nie. To są jakieś żarty! Gdzie jest drabina?

Rozejrzałam się panicznie dookoła, ale nigdzie jej nie dostrzegłam. Westchnęłam i zaczęłam rzucać kamyczkami w okno brata. W odpowiedzi spotkała mnie jedynie cisza. Super, pewnie baran już spał.

Wróciłam na przód domu, wyciągając po drodze telefon. Byłam w trakcie wybierania numeru Nicole, kiedy zauważyłam samochód z nadal otwartymi drzwiami.

– Czyżbyś nie mogła znaleźć drabiny? – rzucił rozbawiony Ethan i wysiadł z auta. – Twój ojciec ją zabrał – wyjaśnił, po czym oparł się tyłem o drzwi.

– Pięknie. – Nacisnęłam zieloną słuchawkę i przyłożyłam telefon do ucha. – No odbierz – jęknęłam pod nosem, tupiąc nogą.

Gdy włączyła się poczta głosowa, odsunęłam komórkę i chciałam się rozłączyć, jednak moje spojrzenie natrafiło na czarny ekran. Naprawdę? Właśnie teraz postanowiła się rozładować?! Krzyknęłam sfrustrowana, a zaraz potem poczułam na ustach dłoń chłopaka, co sprawiło, że zmrużyłam oczy, patrząc na niego gniewnie.

– Jeśli nie chcesz obudzić mamy, odradzam. – Pokiwałam głową w zrozumieniu, a on zabrał rękę z moich warg. – Wsiadaj – polecił, zajmując miejsce kierowcy.

– Co?

– Chcesz tutaj stać do rana, aż któryś z twoich braci wstanie?

– A z tobą niby dokąd mam jechać?

– Do mnie. – Wzruszył ramionami, następnie odpalił auto.

Szybko starałam się przeanalizować całą sytuację. Do Liama nie pójdę, bo nawet nie wiedziałam, czy jest w domu po telefonie, który dostał w barze. Do Nicole nie dostanę się niezauważona, a jej mama zaraz zadzwoni do mojej.

– Wsiadasz? – Usłyszałam głos Ethana.

Przygryzłam wargę i poczułam metaliczny posmak w ustach. Cholera. Otarłam wargi rękawem bluzy, po czym ruszyłam do samochodu.

– Mam nadzieję, że tej nocy twoja poduszka będzie ciepła z dwóch stron – bąknęłam, zajmując miejsce na fotelu pasażera.