Irytujący przystojniak - Monika Czugała - ebook + książka

Irytujący przystojniak ebook

Czugała Monika

3,0

10 osób interesuje się tą książką

Opis

Pozory mogą mylić. Zwłaszcza, gdy podlane są sosem z gorących emocji.

Gdy na skutek nieporozumienia Klara traci źródło utrzymania, jej warszawskie życie rozsypuje się jak domek z kart. Cóż począć!? Kobieta wraca do rodzinnej miejscowości i postanawia zamieszkać w domu po rodzicach. Najpierw jednak musi przeprowadzić remont. Z pomocą przychodzi Fabian - jej były chłopak, który niegdyś ogromnie ją skrzywdził. Choć kobieta sądziła, że przeszłość jest dla niej sprawą zamkniętą, wspomnienia wracają ze zdwojoną siłą. A wraz z nimi emocje - zarówno ból, jak i namiętność. Jakby tego było mało, Fabian ma nową narzeczoną Karinę, która namiesza w relacji między dawnymi kochankami. Czy znajomość z tajemniczym Mikołajem będzie dla bohaterki bezpieczną ucieczką?

Lubisz książkę lub film "Niebezpieczne związki"? Ta lektura jest dla Ciebie!

Monika Czugała – polska autorka romansów ze szczyptą pikanterii. Pochodzi z Mszczonowa, jest absolwentką katolickiego liceum sióstr Niepokalanek. Od 2014 r. mieszka w Hiszpanii, a pisanie jest jej największą pasją. Tworzy takie książki, jakie sama chciałaby czytać.

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 196

Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
Oceny
3,0 (7 ocen)
1
1
3
1
1
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.
Sortuj według:
olenkaj

Całkiem niezła

zakończenie beznadziejne
20
Evalia_Shotek

Z braku laku…

Już początek mnie zraził i czułam że książka to nie będzie moja bajka. Ale końcówka.. Nie nie nie Koszmarny epilog. Teraz chyba moda nastała na tego typu zakończenia. Mamy płakać? Chyba nie w tym celu czytamy tego typu książki. Jestem rozczarowana bo czekałam na te książkę.
10
Just2512

Nie polecam

książka bardzo słaba.
10
Dagmara73

Całkiem niezła

ok
00
Joannaswiss

Nie oderwiesz się od lektury

🔥 Recenzja 🔥 Premiera 29.04.2024 r. Autorka @monika.czugala_autor Wydawnictwo @lust_polska Książka jest fenomenalna, ukazuje uczucie, które zrodziło się w młodym wieku i potrzeba było wiele czasu, wiele złych wydarzeń w życiu, aby zrozumieć jego sens. Książka lekka, super się czyta. Rano zaczęłam na wieczór już jestem po lekturze. Książkę przepełniają najróżniejsze emocje, cięte riposty, skrywana tajemnica, że nawet czytelnik do samego końca nie jest się wstanie połapać, kto mówi prawdę, a kto kłamie. Historia Klary i Fabiana jest jak z życia wzięta. Młoda dziewczyna, która nie miała lekko w życiu, która nie zaznała dziecięcej miłości, a która jej za wszelką cenę pragnie. Czy dla Klary będzie potrafiła się odnaleźć w miejscu od którego zawsze chciała uciec ? Ile razy można dać się oszukać ? Czy zemsta może być słodka, czy jednak okaże się gorzką pigułką? Klara nie mogąc odnaleźć prawdziwego szczęścia w realnym życiu, stwarza go sobie w książce, ale czy aby na pewno nie zazna m...
00

Popularność




Monika Czugała

Irytujący przystojniak

Saga

Irytujący przystojniak

Zdjęcie na okładce: Shutterstock

Copyright ©2022, 2024 Monika Czugała i SAGA Egmont

Wszystkie prawa zastrzeżone

ISBN: 9788727154183 

1. Wydanie w formie e-booka

Format: EPUB 3.0

Ta książka jest chroniona prawem autorskim. Kopiowanie do celów innych niż do użytku własnego jest dozwolone wyłącznie za zgodą Wydawcy oraz autora.

www.sagaegmont.com

Saga jest częścią Grupy Egmont. Egmont to największa duńska grupa medialna, należąca do Fundacji Egmont, która każdego roku wspiera dzieci z trudnych środowisk kwotą prawie 13,4 miliona euro.

Co za dupek!

Głośny wrzask z pobliskiego gabinetu spowodował, że podskoczyłam na krześle. Spokojnie, to wcale nie musiało być do ciebie, pomyślałam.

– Kinga, w tej chwili do mnie!

Przełknęłam głośno ślinę i zaczęły mi się pocić dłonie. No to mam przerąbane… Mógłby chociaż użyć prawidłowego imienia…

Wstałam i na drżących nogach skierowałam się do biura szefa. Z każdym krokiem serce waliło mi coraz mocniej, a stres osiągnął już taki poziom, że brakowało niewiele, abym zemdlała. Nienawidziłam tego buca; ciągle tylko na wszystkich wrzeszczał. Był niewdzięczny i gburowaty.

W większości książek romantycznych taka historia skończyłaby się pewnie wielką miłością, a mężczyzna za drzwiami przypominałby playboya, w dodatku o złotym sercu. Parsknęłam pod nosem rozbawiona tą wizją. Byłam niepoprawną romantyczką, uwielbiałam takie powieści. Za każdym razem, gdy je czytałam, wyobrażałam sobie, że to ja przeżywam podobną historię.

Zatrzymałam się pod drzwiami, wzdychając cicho. Wygładziłam szarą spódnicę do kolan, która ładnie podkreślała biodra i dodawała mi pewności siebie, po czym położyłam spoconą dłoń na klamce. Nie martwiłam się swoim wyglądem; biała koszula była zawsze idealnie uprasowana, a duże, czarne kujonki dodawały mi powagi. Jednym słowem: nienaganna pracownica.

Raz się żyje, pomyślałam, dodając sobie otuchy. Pchnęłam drzwi i znalazłam się w gabinecie. Zawsze byłam pod wrażeniem jego wnętrza, a także widoków na stolicę, które można było z niego podziwiać. Dla kogoś takiego jak ja – młodej dziewczyny od razu po studiach, pracującej w Warszawie – było to coś wspaniałego.

– Tak, szefie? – zapytałam. Mężczyzna siedzący za biurkiem obrzucił mnie wrogim spojrzeniem.

– Możesz mi to wytłumaczyć? – warknął, machając jakimiś dokumentami. Mimo że miałam okulary, z tej odległości nie byłam w stanie ocenić, co to za papiery.

– Nie wiem, co to…

– Oczywiście, że nie wiesz! – przerwał mi. – Te dokumenty już dawno powinny znaleźć się u księgowej! – wrzeszczał dalej, więc rozejrzałam się po surowo urządzonym pomieszczeniu w poszukiwaniu czegoś, czym mogłabym rzucić mu prosto w twarz. – Skup się!

Drgnęłam, odrywając spojrzenie od skórzanego fotela. Właściwie to frajer miał tyle kasy, a wyposażył gabinet jedynie w biurko dla siebie, kilka foteli i dwie sofy. Może myślał, że jego beznadziejna osobowość dopełni reszty?

Zrobiłam krok w stronę szefa, chcąc dojrzeć drobny druczek na kartce.

– Czy to są rozliczenia? – zapytałam.

– Tak! – Zmierzył mnie pogardliwym spojrzeniem.

Facet był już po pięćdziesiątce, a nie popisywał się teraz dojrzałością. Zresztą nie mogłam traktować poważnie kogoś, kto ubrał się w zgniłozielony garnitur.

– W takim razie przykro mi, ale to nie ja za nie odpowiadam, tylko Kinga z pokoju obok – powiedziałam, siląc się na spokój. W głębi ducha byłam z siebie dumna.

– Ty jesteś Kinga.

Trzymajcie mnie.

– Nie, jestem Klara – oznajmiłam. Od roku pracowałam tutaj jako asystentka, a on nadal nie potrafił zapamiętać mojego imienia!

– I co z tego? Miałaś to wysłać, a tego nie zrobiłaś. Teraz przez ciebie jesteśmy w czarnej dupie.

Wzięłam głęboki wdech, w myślach odliczając do pięciu. A powinnam co najmniej do pięćdziesięciu.

– Nie, to nie należy do zakresu moich obowiązków.

Dariusz, bo tak właśnie nazywał się ten buc, posłał mi mordercze spojrzenie. Miałam wrażenie, że gdyby mógł, to rozgniótłby mnie, jakbym była najobrzydliwszym robalem.

– Śmiesz podważać moje zdanie?! – zagrzmiał, na co skrzywiłam się nieznacznie. Nie, skądże, panie nieomylny, pomyślałam.

– Ja tylko mówię prawdę, proszę pana – powiedziałam, patrząc na niego podejrzliwie. Mężczyzna poprawił swoją siwą czuprynę i wykrzywił usta w paskudnym uśmiechu. Wolałabym tego nigdy nie widzieć, teraz będę miała koszmary.

– W takim razie jesteś zwolniona, przemądrzała lalo.

Przez jego słowa poczułam się, jakbym dostała obuchem w głowę. Nie mogłam stracić tej pracy, wyląduję na ulicy!

– Ale szefie, nie…

– Możesz iść – przerwał mi.

Tak nie wolno!

Strach, złość, niedowierzanie – to wszystko zaczęło kotłować się w moim wnętrzu, grożąc niebezpiecznym wybuchem.

– Proszę się jeszcze zastanowić… – błagałam, choć miałam ochotę krzyczeć.

– Nie będę zatrudniał kogoś tak niekompetentnego jak ty – wypluł z siebie pogardliwe słowa. To przelało czarę goryczy.

– Nie… nie… niekompetentna? – wydusiłam zszokowana tym, jak się do mnie zwracał. – To pan jest niekompetentny! Samolubny, chamski i nieludzki!

Nie wytrzymałam. Słowa wypłynęły z moich ust z prędkością karabinu maszynowego. Nie zależało mi już na tym, czy go urażę. Miałam zwyczajnie dość i chciałam wyrzucić z siebie to wszystko, co leżało mi na sercu.

– Mam wezwać ochronę?

Nawet go to nie ruszyło! Zagotowałam się ze złości.

– Stary, nadęty buc! – krzyknęłam, po czym odwróciłam się na pięcie i wymaszerowałam z gabinetu, trzaskując za sobą drzwiami. Nogi drżały mi tak, że ledwo zdołałam podejść do swojego biurka.

Opadłam na krzesło i ukryłam twarz w dłoniach. Właśnie zostałam zwolniona! Co ja teraz zrobię? Nie mam innego źródła dochodów. Wynajmowałam małe mieszkanko wraz z dwiema innymi dziewczynami, a teraz nie będzie mnie nawet stać na czynsz.

Pochlipując cicho, wepchnęłam wszystkie swoje rzeczy do pustego kosza na śmieci, który wyciągnęłam spod biurka. Wzięłam skórzany plecak i narzuciłam go sobie na plecy. Otarłam łzy, które wypływały spod dużych okularów, po czym opuściłam dotychczasowe miejsce pracy.

Kiedy wyszłam z budynku, wyłapałam jeszcze pocieszające spojrzenie ze strony ochroniarza, za które podziękowałam słabym uśmiechem. W ostatniej chwili wsiadłam do odjeżdżającego tramwaju, próbując powstrzymać kolejne łzy. Płacz w niczym mi nie pomoże. Musiałam się zastanowić, co dalej. Potrzebuję pieniędzy, przecież muszę jeść, pić, mieć dach nad głową. Żyć. Wysiadłam na przystanku pod blokiem, w którym jeszcze mieszkałam. Jeszcze, bo jeśli sytuacja szybko się nie zmieni, to będę zmuszona się wyprowadzić. Weszłam do mieszkania ze spuszczoną głową i już z korytarza usłyszałam, że dziewczyny też wróciły z pracy.

– Klara! Jak tam? – zawołała Anka.

– Beznadziejnie – burknęłam pod nosem. Czułam wstyd przez to, że zostałam zwolniona. Była to dla mnie pewnego rodzaju porażka. W końcu nie dałam rady utrzymać się w wielkim mieście.

– Co się stało? – Ania wychyliła się z kuchni, przekrzywiając głowę z kosmykami w odcieniu blond. Spojrzałam na nią ze łzami w oczach. – Skarbie…

Rozłożyła ramiona, a ja wpadłam w nie, ukrywając twarz w jej długich włosach. Karolina patrzyła na nas, marszcząc przy tym swoje ciemne brwi.

– Wyrzucili mnie z pracy…

– A to kutasy! – wykrzyknęła, a Anka poklepała mnie po plecach.

– Ten frajer nie zasługiwał na ciebie.

– To nieporozumienie – mruknęłam, ocierając łzy wierzchem dłoni.

– Czyli? – Blondynka popatrzyła na mnie z niezrozumieniem.

– Darek to dupek. Kinga nie wysłała jakichś papierów do księgowej, a ja za to oberwałam.

– Tak nie można! – oburzyła się Karolina. Spojrzałam na swoje współlokatorki i uśmiechnęłam się słabo. Stały w tej malutkiej kuchni uzbrojone w zacięte wyrazy twarzy. Zapewne, gdyby mogły, poszłyby osobiście nakopać mojemu byłemu szefowi do dupy.

– Musisz to wyjaśnić – powiedziała druga z dziewczyn.

– Nie – zaprotestowałam. – Próbowałam, ale nie chciał mnie słuchać. Teraz już za późno.

– Co masz zamiar zrobić? – zapytała Ania, przysiadając na pobliskim stołku.

– Nie wiem. – Wzruszyłam ramionami. Nie znałam dziewczyn długo, ledwie od roku, odkąd wyniosłam się z akademika i wprowadziłam do nich, po tym jak dowiedziałam się, że poszukują trzeciej współlokatorki. Ale bardzo je polubiłam, były tutaj moimi jedynymi koleżankami.

– Jak to co? Znajdziesz inną pracę – powiedziała Karolina, opierając się biodrem o kuchenny blat.

Obie były bardzo ładne i pewne siebie. W głębi serca czułam, że do nich nie pasuję. Nigdy nie uważałam się za piękną, a raczej przeciętną. Jedna blondynka, druga brunetka – zupełne przeciwieństwa. Miały boskie figury i gdy tylko wychodziły na miasto, wszyscy się na nie gapili. Ja taka nie byłam. Owszem, dorównywałam im wzrostem, ale nic poza tym. Byłam raczej spokojna i nieśmiała. Ubierałam się skromnie i nie podkreślałam swoich atutów, o ile w ogóle jakiekolwiek miałam.

– Żeby to było takie łatwe. – Westchnęłam.

– Pomożemy ci – zaoferowały się w tym samym momencie. Wiedziałam, że nie odpuszczą.

– Dziękuję, ale teraz pójdę do pokoju, by poużalać się nad sobą w samotności.

– Jakbyś czegoś potrzebowała, to wiesz, gdzie nas szukać – powiedziała Anka.

– Wiem. – Uśmiechnęłam się słabo.

Niezgrabnie machnęłam im ręką, po czym poczłapałam do swojego królestwa. Padłam na łóżko twarzą do dołu. Zawyłam prosto w poduszkę, która stłumiła mój krzyk. Miałam w planach przepłakać resztę tego paskudnego dnia, a już od jutra wziąć się w garść i szukać nowej pracy. Oby tylko się udało.

***

Minęły dwa tygodnie. Dwa pieprzone tygodnie! A ja nadal nie znalazłam zatrudnienia. Powoli godziłam się z myślą, że to oznaczało tylko jedno: musiałam wyjechać z Warszawy.

Zostałam sierotą na pierwszym roku studiów, a rodzice zapisali mi dom w małym miasteczku. Nienawidziłam swoich rodzinnych stron, a na samą myśl, że mam tam wrócić, zbierało mi się na wymioty.

Nie byłam z rodzicami blisko, nie miałam rodzeństwa. Zawsze sama, zdana tylko na siebie. Matka i ojciec byli alkoholikami, dlatego harowałam ciężko przez całe liceum, aby zapracować na stypendium i wyjechać na studia do Warszawy. Udało mi się, osiągnęłam sukces – tak przynajmniej myślałam do tej pory. Teraz będę musiała wrócić z podkulonym ogonem. Miałam trochę oszczędności, ale nie utrzymałabym się z nich w stolicy. W Mgliwicach czekał na mnie przynajmniej dom, za który nie trzeba płacić. Zostanę w nim, dopóki nie znajdę nowej pracy.

Oznajmiłam to dziewczynom, które przyjęły wiadomość ze smutkiem. Uparły się za to, że jestem im winna ostatnią imprezę na mieście, zanim stąd wyjadę. Nie uśmiechały mi się żadne tańce, ale to rzeczywiście miał być ostatni raz. Niechętnie się zgodziłam.

W ten oto sposób stałam na ulicy przed wejściem do klubu, nerwowo obciągając swoją neonoworóżową mini spódniczkę, którą pożyczyła mi Anka. Karolina stwierdziła, że zajmie się charakteryzacją, a z nią nie było dyskusji. Umalowała mnie mocno ciemnymi cieniami, a Ania rozpuściła moje długie do pasa, brązowe włosy. Na koniec kazały mi zamienić okulary na soczewki kontaktowe.

Gdy nadeszła nasza kolej, bramkarz przepuścił nas bez słowa. Czułam się jak dziwka. Wszyscy na mnie patrzyli, nawet faceci obejmujący swoje kobiety zerkali w moją stronę ukradkiem. Źle się z tym czułam.

W środku było cholernie głośno, w ogóle nie dało się rozmawiać. Patrząc na moje koleżanki, stwierdziłam, że one nawet nie miały tego w planach. Za to przez cały czas podsuwały mi kolejne drinki, podejrzanie się przy tym uśmiechając. Dość szybko zaczęłam tracić rachubę, a świat przyjemnie zawirował. Wszystko stało się lepsze, przyjemniejsze. Chyba zacznę więcej pić, postanowiłam.

Nawet nie zauważyłam, kiedy wylądowałam na samym środku parkietu opanowanego przez tłum pijanych już ludzi. Pary obmacywały się, zupełnie nie zwracając uwagi na to, czy ktoś ich widzi. Odsuwałam się od nich z obrzydzeniem, które jednak zniknęło po kolejnej dawce alkoholu.

Moje ciało wypełniła dziwna euforia, gdy poczułam na swoich biodrach czyjś dotyk. Nie przejęłam się tym zbytnio, aż ktoś odwrócił mnie twarzą do siebie. Posłałam niezadowolone spojrzenie facetowi, który przyglądał się mi spod przymrużonych powiek. Był nawet przystojny…

Nie wyrwałam się, kiedy jego dłonie zsunęły się na moje pośladki, a jedynie zaczęłam mocniej kręcić pupą. Nie poznawałam samej siebie, ale to akurat nie miało teraz znaczenia. Im bliżej mnie był, a jego dotyk stawał się coraz pewniejszy, tym bardziej rosło we mnie podniecenie. W głowie pojawiła się nawet głupia myśl, żeby dać się ponieść chwili, zaszaleć. Jutro wracałam do Mgliwic i tak naprawdę nie miałam nic do stracenia.

Położyłam więc rękę na karku mężczyzny i przyciągnęłam go do siebie na tyle, że moje piersi zetknęły się z jego torsem, a on sam otarł się o mnie swoim twardym już przyjacielem. Pochylił głowę, aby złożyć na moich ustach delikatny pocałunek, który po chwili przerodził się w zdecydowanie mniej grzeczny.

Mężczyzna oderwał się ode mnie nagle.

– Tomek – rzucił, uśmiechając się lekko.

– Klara.

Jego uśmiech poszerzył się, kiedy chwycił mnie za rękę i pociągnął w kierunku łazienek. Doskonale wiedziałam, w jakim celu tam szliśmy, i naprawdę tego chciałam. Wibrator, który miałam ukryty w szufladzie z bielizną, ostatnio mi nie wystarczał.

Myślałam, że ludzie będą się dziwnie patrzeć, gdy wejdziemy do środka, ale nikt nie zwrócił na nas uwagi nawet wtedy, kiedy zajęliśmy jedną z kabin. Ponadto przez cienką ściankę dało się usłyszeć ciche jęki kobiety i odgłosy uderzających o siebie nagich ciał. Świadomość, że ktoś obok uprawia seks, wywołała potężny skurcz w moim podbrzuszu.

Tomek przyparł mnie do ściany i jego usta z powrotem odnalazły moje wargi. Wiłam się pod nim, stając się coraz bardziej niecierpliwa. Oboje byliśmy pijani, nie musiałam więc długo czekać. Nieznajomy, choć trochę jakby już znajomy, odwrócił mnie tyłem do siebie, po czym bez wahania podsunął moją spódniczkę aż do pasa. Byłam całkowicie odsłonięta, wystawiona na jego działania.

Poczułam na pupie lekki dotyk, a potem Tomek odsunął na bok moje stringi. Drżałam w oczekiwaniu na to, aż mnie wypełni. Zabezpieczył się i wsunął delikatnie samą główką, a kiedy wyczuł, że nie protestuję, wbił się aż do końca.

Sapnęłam cicho, nie dbając o to, czy ktoś mnie usłyszy. Poddawałam się tej chwili zapomnienia, czerpiąc z niej garściami, świadoma tego, że ona już nigdy się nie powtórzy.

Tomek chwycił mnie mocno za biodra, po czym zaczął pieprzyć jeszcze szybciej. Jęczałam głośno, wypychając tyłek, by zsynchronizować nasze ruchy. Ledwo zauważyłam, że skończył. Chyba jednak byłam bardziej pijana, niż sądziłam. Jednak nie aż tak, by nie zarejestrować, że nawet nie doszłam. Ostatecznie on pierwszy opuścił kabinę, ja zaraz za nim.

Po wyjściu z łazienki poszukałam swoich koleżanek, aby obwieścić im, że zamierzam wrócić do domu. Obie znalazły sobie towarzyszy na tę noc, więc nawet nie protestowały. Wobec tego zamówiłam taksówkę i podałam kierowcy adres. Dotarłam do mieszkania kompletnie wykończona i nie miałam siły choćby na prysznic. Zrzuciłam z siebie brudne ciuchy i wskoczyłam do łóżka.

Moje życie było nudne; nawet nie poczułam żadnego uniesienia w związku z szybkim numerkiem z jakimś tam Tomkiem, a w dodatku mój szef okazał się zwykłym dupkiem. Wciąż ta sama monotonia. Zasypiałam z myślą, że chciałabym, aby moje życie uległo zmianie.

Niestety to tylko głupie marzenia, życie to nie bajka. Żadna wróżka nie wyskoczy zaraz nie wiadomo skąd i nie zrealizuje moich życzeń.

A szkoda…

Moje życie to dramat

Obładowana niezliczoną ilością bagaży przepychałam się w wąskim przejściu autobusu między fotelami pasażerów, co chwilę szepcząc „przepraszam”, kiedy po raz kolejny uderzałam kogoś torbą. Przestałam już nawet zwracać uwagę na wkurzone spojrzenia, którymi mnie obrzucali. No co? Wy nie podróżowaliście nigdy z taką ilością rzeczy?!, warczałam w myślach.

Kierowca zatrzymał się na przystanku, a ja wysiadłam z autobusu. Ustawiłam wokół siebie wszystkie walizki i rozejrzałam się dookoła. Nic się nie zmieniło…

Odkąd wyjechałam stąd kilka lat temu, ani razu nie wpadłam z wizytą. Nie chciałam. Cieszyłam się, że wreszcie wyrwałam się z tego zadupia. A teraz co? Musiałam tu być. Wściekła ruszyłam w kierunku rodzinnego domu, ciągnąc za sobą walizki.

– Ja to mam wspaniałe życie…. – rzuciłam w próżnię.

Mgliwice były niewielkim miasteczkiem, więc jeszcze zanim dotarłam na miejsce, wszyscy mieszkańcy wiedzieli już, że wróciłam. Starałam się udawać, że nie widzę ich zaskoczonych spojrzeń. Na szczęście okulary przeciwsłoneczne, które miałam na nosie, mi to umożliwiały. W drugą stronę jednak zupełnie to nie działało.

Wreszcie doczłapałam się do piętrowego, pomalowanego na biało domu (przynajmniej kiedyś kolor na ścianach przypominał biel). Przekręciłam klucz w zardzewiałym zamku furtki i pchnęłam ją, aż zaskrzypiała. Przeszłam zarośniętym przez chwasty trawnikiem do drzwi frontowych, które po krótkich zmaganiach także ustąpiły. Od razu po tym, jak przekroczyłam próg, zaatakował mnie kaszel.

Kurz. Wszędzie panował kurz. Naciskałam przełącznik światła, ale najwyraźniej prąd został odłączony. Świetnie.

Zostawiłam więc walizki przy drzwiach i kierując się pamięcią, podążyłam do kuchni. Wyciągnęłam z pierwszej szuflady przy zlewie świeczki i zapałki, w duchu dziękując za to, że nikt wcześniej nie przełożył ich w inne miejsce. Ustawiłam je na blacie i podpaliłam, a słabe światło rozświetliło wnętrze pomieszczenia.

Wcześniej nie mogłam dojrzeć, w jakim stanie znajdował się dom, ale teraz widziałam, że nie obejdzie się bez remontu. Właściwie to potrzebowałam jakiegoś fachowca na już. Byłam wykończona, a widok zniszczonego wnętrza jedynie mnie dobił.

Wyciągnęłam z torby zakupioną wcześniej kolację, przy okazji upewniając się, czy w rurach znajduje się woda. Jednak nie miałam aż tak wielkiego pecha, pomyślałam i odetchnęłam z ulgą, gdy tylko kilka kropel zaczęło spadać do zlewu.

Po skończonym posiłku rozłożyłam na podłodze śpiwór i wślizgnęłam się do środka. Jutro czeka mnie dużo pracy: zacznę od porządków i prania, potem zakupy, włączenie prądu i zostanie mi tylko znalezienie jakiegoś malarza albo najlepiej złotej rączki. Tu chyba wszystko wymagało naprawy.

***

Nie wiem, ile godzin spałam, ale rano obudziłam się zmęczona. Na szczęście dzień wcześniej przewidziałam to i zaopatrzyłam się w mrożoną kawę, która, nawiasem mówiąc, po całej nocy już nie była mrożona. Ale kofeina została, a to się liczyło.

Umyłam się pobieżnie, bo czułam obrzydzenie na samą myśl, że miałabym korzystać z tak brudnego prysznica, po czym zamaskowałam się na tyle, na ile zdołałam, i wymknęłam do sklepu. Na ulicy mijałam znajomych ludzi, lecz oni mnie nie poznawali. Widocznie kamuflaż zadziałał. Miałam na sobie zwykły T-shirt, legginsy i czapkę z daszkiem, pod którą ukryłam związane włosy. Przed wścibskimi spojrzeniami przechodniów chroniły mnie okulary przeciwsłoneczne skrywające moje podkrążone oczy. Widziałam jednak, jak ludzie na mnie zerkali – jakbym była obca. Chociaż w zasadzie tak właśnie się czułam.

Nie było mnie tyle lat, a budynek spożywczaka nic się nie zmienił, nawet ekspedientka wciąż ta sama, pomyślałam. Zaopatrzyłam się w środki czystości oraz zapas gumowych rękawiczek, po czym ruszyłam do kasy. Po drodze w głębi sklepu zauważyłam postać, która przykuła moją uwagę. Przystanęłam razem z koszykiem, subtelnie rzucając okiem w kierunku sylwetki mężczyzny wybierającego jakieś produkty z półki.

Wysoki, dobrze zbudowany, z szerokimi barkami… Nie pamiętałam, aby w Mgliwicach mieszkał ktoś taki. A na pew-no zwróciłabym na niego uwagę. Stał tyłem, więc jeszcze nie widziałam jego twarzy. Wiem, że bezczelnie się na niego gapiłam i kiedy tylko się odwróci, zostanę przyłapana na gorącym uczynku, ale ciężko mi było oderwać od niego oczu.

Facet spojrzał na półkę z artykułami, ukazując mi tym swój profil. Zamrugałam ze zdziwieniem, nie mogąc uwierzyć w to, co właśnie zobaczyłam. Czy to był…?

Odwróciłam się na pięcie i czym prędzej pognałam do kasy, po drodze usiłując wyrzucić z głowy zarys męskiej szczęki pokrytej delikatnym zarostem. W pośpiechu wysypałam na ladę wszystkie zakupy, w myślach popędzając leniwą ekspedientkę. Trzeba jednak przyznać, że pani Ela miała już swoje lata, przez co nie powinnam narzekać na jej ruchy. Ale przecież muszę stąd jak najszybciej spadać!

– To będzie pięćdziesiąt złotych bez grosika – podsumowała, patrząc na mnie podejrzliwie. Rozumiem, że mogła mnie nie pamiętać albo uznała, że jestem tu nowa, ale nie musiała od razu zakładać, że byłam złodziejem!

– Proszę! – rzuciłam banknot na ladę, by móc zacząć pakować zakupy. Wsadziłam wszystko na oślep, chwyciłam paragon i mrucząc pod nosem podziękowania, wykonałam szybki obrót, by odejść, kiedy nagle zderzyłam się z czymś twardym.

– Kurwa…! – zaklęłam pod nosem, co było do mnie niepodobne. Zazwyczaj nie przeklinałam i wręcz unikałam prymitywnego języka. Nie rozumiałam więc, skąd u mnie takie słownictwo.

– Pani wybaczy – mruknął mężczyzna, odruchowo chwytając mnie za ramiona. Cała się spięłam pod wpływem tego niespodziewanego dotyku. Podniosłam wzrok i przeklęłam w myślach; po raz kolejny w ciągu kilku minut. Gorzej już chyba być nie mogło!

– Nic się nie stało – burknęłam, próbując go wyminąć. Błagam, tylko mnie nie rozpoznaj, prosiłam w myślach.

– Czy my się skądś nie znamy? – zapytał i obrzucił mnie uważnym spojrzeniem.

– Na pewno nie, do widzenia – rzuciłam, praktycznie wybiegając ze sklepu. Zatrzymałam się dopiero dobrych kilka metrów dalej. Z trudem łapałam oddech, próbując zapanować nad emocjami. Byłam tu raptem jeden dzień i pierwszą osobą, którą musiałam spotkać był akurat ON!

Fabian Dobiecki.

Jego imię i nazwisko brzmiały dla mnie jak obelga. Facet zniszczył mi życie i między innymi przez niego stąd uciekłam. Odkąd pamiętam, był przystojny i nie dziw, że podkochiwały się w nim wszystkie dziewczyny w szkole, w tym ja. Wzdychałam po cichu na jego widok, w pełni świadoma tego, że taka szara myszka nie ma u niego żadnych szans.

Pokręciłam głową, chcąc pozbyć się tych okrutnych wspomnień. Nie spodziewałam się, że on ciągle będzie tu mieszkał. Myślałam raczej, że wyjedzie tak jak ja. Jak widać – myliłam się.

Ruszyłam z torbami w kierunku domu, nie zatrzymując się ani na chwilę. Z nikim nie rozmawiałam, na nikogo nie patrzyłam, po prostu chciałam jak najszybciej znaleźć się w środku. Po dotarciu na miejsce od razu zajęłam się sprzątaniem.

W ciągu kilku godzin doprowadziłam do stanu użytku łazienkę na parterze, kuchnię i swój dawny pokój. Teraz wreszcie mogłam wziąć prysznic. Praktycznie wskoczyłam do kabiny, rozkoszując się ciepłą wodą i nagłym uczuciem czystości. Dopiero teraz mogłam wyjść na miasto, by załatwić resztę spraw. Włożyłam letnią sukienkę, która nie wymagała prasowania, i sandałki. Wzięłam torebkę, spakowałam komórkę oraz dokumenty, po czym ponownie wyszłam z domu, by załatwić sprawę z elektrownią. Miałam też zamiar znaleźć jakąś firmę remontową, która podjęłaby się ogarnięcia domu.

Gdziekolwiek podawałam nazwisko, ludzie dziwnie na mnie patrzyli: jedni z politowaniem spowodowanym tym, że zostałam sama, a także losem, jaki spotkał moich rodziców; inni ze zdziwieniem. Nienawidziłam jednych i drugich. Właściwie to nikogo tu nie lubiłam, wszyscy byli małostkowi i zawistni.

Zaczęło się ściemniać, gdy z zadowoleniem stwierdziłam, że załatwiłam już wszystko. Zmęczona, ale usatysfakcjonowana, wróciłam do domu. Zaraz po przekroczeniu progu sprawdziłam, czy prąd rzeczywiście działa. Kiedy żarówka zamrugała, po czym rozbłysła na dobre, moje usta wygięły się w krzywym uśmiechu.

Obrzuciłam spojrzeniem brudny salon, który wymagał całego dnia porządków, i mój entuzjazm gwałtownie opadł. Jutro, zdecydowałam, zrobię to wszystko, kiedy tylko się wyśpię.

Udałam się do kuchni, która w porównaniu z salonem lśniła czystością – przynajmniej nie brzydziłam się położyć czegokolwiek na blacie. Wypakowałam zakupy i zapełniłam lodówkę. Wsadziłam kolację do garnka i postawiłam go na gazie. Gdy czekałam, aż jedzenie się zagrzeje, usłyszałam dzwonek do drzwi.

Z zaskoczeniem spojrzałam w tamtym kierunku. Niemożliwe, żeby ktoś mnie tu odwiedził. Ostrożnie, nauczona przez życie nieufności wobec ludzi, ruszyłam w stronę drzwi, po drodze zabierając nóż leżący na wierzchu. Nacisnęłam klamkę i pociągnęłam zdecydowanym ruchem. Wówczas w progu ujrzałam podstarzałą sąsiadkę, którą pamiętałam z dzieciństwa. Schowałam nóż za plecami i powitałam ją promiennym uśmiechem.

– Pani Wiśniewska – rzuciłam. Kobieta zamrugała dwa razy, zanim odwzajemniła grymas.

– Klara, dziecko! Jak ty wyrosłaś! – zawołała, jednocześnie zezując w kierunku wnętrza domu. Wścibska baba, nigdy jej nie lubiłam.

– Pani za to się nie zmieniła – powiedziałam z fałszywym uśmiechem.

Uniosła reklamówkę, którą trzymała w pomarszczonej dłoni. Jej naznaczona czasem twarz wyrażała głęboką troskę, co spowodowało, że poczułam mdłości.

– Słyszałam, że wróciłaś, i postanowiłam przynieść ci coś do jedzenia. Musisz być strasznie głodna po tak długiej podróży.

– Warszawa jest tylko godzinę drogi stąd – zauważyłam, przyjmując od niej podarek.

– Dla ludzi w moim wieku to jak podróż na koniec kraju.

Skinęłam głową, w myślach odliczając do dziesięciu.

– Dziękuję, nie musiała pani.

Kobieta popatrzyła na mnie oceniająco, wygładzając stary, zbyt duży sweter, który miała na sobie. Siwe włosy spięła tak, aby w niczym jej nie przeszkadzały.

– Kto się tobą zajmie Klaro, jak nie ja? Bo przyjechałaś tu sama, prawda? – Kolejne spojrzenie za moje plecy. Poczułam rosnącą we mnie irytację.

– Tak, jestem sama. Dziękuję, że się pani pofatygowała, ale jestem bardzo zmęczona.

– Czułam, że pewnego dnia do nas wrócisz. – Uśmiechnęła się złośliwie, na co zacisnęłam usta, by przypadkiem nie wymsknęło mi się coś niemiłego. – Stolica nie jest dla takich jak ty.

To już było przegięcie. Stara, wścibska baba, która przylazła tu węszyć, nie będzie udawać, że mnie zna.

– Dobranoc – ucięłam, zamykając jej drzwi przed nosem.

– Co za babsztyl! – rzuciłam gniewnie do pustego mieszkania.

Wściekła jak osa wróciłam do kuchni, gdzie poczułam dziwny zapach. Świetnie! Moją kolację właśnie diabli wzięli!

Ściągnęłam garnek z kuchenki i popatrzyłam z żalem na spalony posiłek. Przeniosłam wzrok na reklamówkę ze słoikiem, rozważając, czy to aby na pewno był dobry pomysł. Miałam inne wyjście? Lepsze to niż umrzeć z głodu.

Usiadłam przy stole, zerkając przez okno nad zlewem na zarośnięte podwórko. Z tym też musiałam coś zrobić. Westchnęłam ciężko. Nie wiem, czy dam radę sama. Przydałby się do tego jakiś facet…

Wsparłam brodę na dłoni, popadając w głęboką zadumę. Zalała mnie fala wspomnień; pamiętałam mamę, jak krzątała się po kuchni, przygotowując posiłki dla całej naszej trójki. Kochałam ją, a kiedy nie piła, była naprawdę wspaniała. Tylko że alkohol zawsze był na pierwszym miejscu, zarówno dla niej, jak i dla mojego ojca. Walczyli długo, ale nie potrafili wygrać z nałogiem. Ostatecznie oboje zmarli z przepicia.

Widok pożółkłych szafek i ścian pokrytych nikotynowym dymem wywoływał we mnie wstręt. Musiałam odmalować dom, jeśli chciałam tu zostać i nie znienawidzić tego miejsca jeszcze bardziej. Kuchnia może nie była duża, ale przestronna, w kształcie prostokąta. Przy dłuższej ścianie ustawiono meble z jasnymi blatami, pod oknem znajdował się zlew, tuż obok kuchenka, a nad całością wisiał rząd kolejnych szafek. Oprócz tego lodówka i mały stolik z trzema krzesłami przy krótszej ścianie, gdzie aktualnie siedziałam.

Znużenie dopadło mój organizm, powodując, że o mało nie zasnęłam na siedząco. Na dzisiaj chyba wystarczy…

***

Obudziłam się nagle skoro świt, mając przed oczami znęcającego się nade mną ojca. Pot spływał mi po plecach, a strach nie opuszczał nawet na sekundę. Zerwałam się z podłogi, na której spałam, i wyszłam na werandę. Uspokoiłam się dopiero, gdy chłodne powietrze owiało moje ciało. Ledwo przytomna patrzyłam w niebo, chłonąc otaczającą mnie ciszę. W mieście jej nie doświadczałam i chociaż nigdy nie chciałam tu wrócić, w tym momencie czułam, że znajduję się we właściwym miejscu.

Kiedy serce przestało mi walić w piersi jak oszalałe, wróciłam do śpiwora. Jutro, gdy tylko doprowadzę do stanu używalności sypialnię, wreszcie będę spała w łóżku. Długo nie mogłam zasnąć, jednak ostatecznie mój organizm przegrał ze zmęczeniem.

Rano wstałam niewyspana i zła, wszystko mnie drażniło, nawet ja sama. Miałam tak zły dzień, że gdybym mogła, zastrzeliłabym samą siebie. Wypiłam kawę, mając nadzieję, że postawi mnie na nogi, i poszłam pod prysznic.

To niestety koniec bezpłatnego fragmentu. Zapraszamy do zakupu pełnej wersji książki.

Przepraszamy, ten rozdział nie jest dostępny w bezpłatnym fragmencie.

Przepraszamy, ten rozdział nie jest dostępny w bezpłatnym fragmencie.

Przepraszamy, ten rozdział nie jest dostępny w bezpłatnym fragmencie.

Przepraszamy, ten rozdział nie jest dostępny w bezpłatnym fragmencie.

Przepraszamy, ten rozdział nie jest dostępny w bezpłatnym fragmencie.

Przepraszamy, ten rozdział nie jest dostępny w bezpłatnym fragmencie.

Przepraszamy, ten rozdział nie jest dostępny w bezpłatnym fragmencie.

Przepraszamy, ten rozdział nie jest dostępny w bezpłatnym fragmencie.

Przepraszamy, ten rozdział nie jest dostępny w bezpłatnym fragmencie.

Przepraszamy, ten rozdział nie jest dostępny w bezpłatnym fragmencie.

Przepraszamy, ten rozdział nie jest dostępny w bezpłatnym fragmencie.

Przepraszamy, ten rozdział nie jest dostępny w bezpłatnym fragmencie.

Przepraszamy, ten rozdział nie jest dostępny w bezpłatnym fragmencie.

Przepraszamy, ten rozdział nie jest dostępny w bezpłatnym fragmencie.

Przepraszamy, ten rozdział nie jest dostępny w bezpłatnym fragmencie.

Przepraszamy, ten rozdział nie jest dostępny w bezpłatnym fragmencie.

Przepraszamy, ten rozdział nie jest dostępny w bezpłatnym fragmencie.

Przepraszamy, ten rozdział nie jest dostępny w bezpłatnym fragmencie.

Przepraszamy, ten rozdział nie jest dostępny w bezpłatnym fragmencie.

Przepraszamy, ten rozdział nie jest dostępny w bezpłatnym fragmencie.

Przepraszamy, ten rozdział nie jest dostępny w bezpłatnym fragmencie.

Przepraszamy, ten rozdział nie jest dostępny w bezpłatnym fragmencie.

Przepraszamy, ten rozdział nie jest dostępny w bezpłatnym fragmencie.