I wanna text you up - Teagan Hunter - ebook

I wanna text you up ebook

Hunter Teagan

0,0
14,99 zł
Najniższa cena z 30 dni przed obniżką: 14,99 zł

Ten tytuł znajduje się w Katalogu Klubowym.

Zbieraj punkty w Klubie Mola Książkowego i kupuj ebooki, audiobooki oraz książki papierowe do 50% taniej.

Dowiedz się więcej.
Opis

Kiedy zamieściła ogłoszenie o poszukiwanym współlokatorze, ostatnią osobą, której się spodziewała, był on – Caleb Mills. Przystojny, pewny siebie, nieco zbyt uroczy… i całkowicie zakazany. Dlaczego? Bo to były chłopak jej najlepszej przyjaciółki.

Nie miało być flirtu. Nie miało być tych ukradkowych spojrzeń, napięcia w powietrzu i dziwnych motyli w brzuchu. Mieli tylko współdzielić mieszkanie – bez dramatów, bez komplikacji, bez emocjonalnych wybuchów.

Ale kiedy dwoje ludzi dzieli wspólną przestrzeń, granice zaczynają się zacierać, a reguły przestają mieć znaczenie.

Czy da się współistnieć bez uczuć, gdy serce mówi co innego?

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)

Liczba stron: 252

Oceny
0,0
0
0
0
0
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.



Dedykacja

Dla Megan Green, za naj­lep­szy tytuł dla tej książki.

Jesteś moją boha­terką. Ni­gdy się nie zmie­niaj

Rozdział 1

– Jesteś pewna, że to dobry pomysł? Wydaje mi się lekko… nie­do­pra­co­wany. – Jak to „nie­do­pra­co­wany”?

– No wiesz, wywie­szasz ogło­sze­nie, żeby zapro­sić obcych do naszego miesz­ka­nia.

Pod­no­szę palec.

– O, nie. Nie masz w tej kwe­stii nic do gada­nia. To ty mnie zosta­wiasz. Miesz­ka­nie jest teraz moje.

Delia, moja naj­lep­sza przy­ja­ciółka i już nie­ba­wem była współ­lo­ka­torka, wzdy­cha, poko­nana, i krzy­żuje ręce na pier­siach. – No, dobra. Masz rację. Tylko wydaje mi się, że to tro­chę… Sama nie wiem. Tro­chę się boję, że jakieś dzi­wa­dło będzie się chciało do cie­bie wpro­wa­dzić.

– Obie­cuję, że przed pod­ję­ciem decy­zji prze­pro­wa­dzę lustra­cję każ­dego kan­dy­data. Pasuje?

Pota­kuje.

– I tak nie mam nic do gada­nia.

Popra­wiam lap­topa na kola­nach i opie­ram się wygod­nie na kana­pie, wpa­tru­jąc się inten­syw­nie w miga­jący kur­sor na nie­mal pustym ekra­nie. Jak dotąd, napi­sa­łam tylko WSPÓŁ­LO­KA­TOR POSZU­KI­WANY. To tro­chę za mało.

– Na­dal nie mogę uwie­rzyć, że się wypro­wa­dzasz do tego swo­jego wstręt­nego chło­paka – zwra­cam się do Delii.

– I do kózek. Nie zapo­mi­naj o słod­kich kóz­kach, które jej kupi­łem – wtrąca jej wstrętny chło­pak, wyglą­da­jąc zza sterty pudeł, które ma wła­śnie wynieść z miesz­ka­nia.

– Wła­śnie. – Delia uśmie­cha się tak, że nie mam żad­nych wąt­pli­wo­ści: gdyby nie było mnie w tym pokoju, ta dwójka już nie mia­łaby na sobie ubrań.

Osła­bia mnie ta zako­chana para.

– Nie uśmie­chaj się do niego w ten spo­sób, to obrzy­dliwe.

Zach wysta­wia głowę; na twa­rzy ma sze­roki uśmiech, a w jego zie­lo­nych oczach błysz­czy psotny ognik.

– To był ten sek­sowny uśmiech z jed­nym kąci­kiem pod­nie­sio­nym wyżej? Jezu, kocham go. Jest nie­za­wodny we wzbu­dza­niu wzwo­dów.

Patrzę na niego z nie­sma­kiem.

– Czy możemy nie mówić o twoim fiu­cie, Zach? Jeste­śmy zajęte smu­ce­niem się.

– Pew­nie nie musimy. Cho­ciaż fak­tycz­nie jest o czym mówić.

Delia kiwa głową.

– Muszę mu przy­znać rację.

Jęczę i rzu­cam się z powro­tem na kanapę.

– Jeste­ście potworni, oby­dwoje.

– Poważ­nie, Zoe?

– Czy mogę już go zabić? – zwra­cam się do Delii.

– Nie – odpo­wiada Zach.

– Ja zaraz…

– Zacha­ria­szu Hasting­sie!

Zach szcze­rzy zęby; wie rów­nie dobrze jak ja, że suro­wość Delii jest uda­wana.

– Idę już, idę. – Chwyta dwa pudła, sto­jące jedno na dru­gim, i wycho­dzi, zanim mam szansę rzu­cić w niego czymś cięż­kim.

– Jesteś pewna, że już chcesz się do niego wpro­wa­dzić? Nie wydaje ci się, że to za szybko?

Patrzę na nią pyta­jąco, a ona poważ­nie spo­gląda mi w oczy.

– Jestem gotowa.

Wiem, że jest, i dla­tego tak mi smutno. Od pierw­szego roku stu­diów były­śmy nie­roz­łączne. Przez trzy lata miesz­ka­ły­śmy razem w aka­de­miku, a zeszłego lata zna­la­zły­śmy wspólne miesz­ka­nie poza tere­nem uczelni – mia­ły­śmy zostać w nim razem przez cały ostatni rok i póź­niej. Już wtedy bar­dzo się przy­jaź­ni­ły­śmy, ale tutaj połą­czyła nas więź o mocy liny okrę­to­wej.

Delia jest moim czło­wie­kiem i będę tęsk­nić za nią jak cho­lera.

– A ty? Jesteś gotowa na nowego współ­lo­ka­tora? Tak szybko? To duża zmiana, a obie wiemy, że nie potrze­bu­jesz kogoś, kto będzie się dokła­dał do rachun­ków. Twoi rodzice, niech ich Bóg bło­go­sławi, i tak płacą pra­wie za wszystko.

– Wiem, ale myślę, że szybko poczuję się samotna. Prze­cież z nas dwóch to ja jestem tą bar­dziej towa­rzy­ską.

Delia kiwa głową.

– To fakt, ale czy naprawdę chcesz wywie­sić ogło­sze­nie? Dla­czego po pro­stu, no wiesz, nie wyj­dziesz do ludzi?

Kładę dłoń na pier­siach i wydaję teatralny okrzyk.

– Ojej, to zna­czy, myślisz, że powin­nam poznać kogoś… tak sta­ro­mod­nie?

Delia się wzdryga.

– No nie, masz rację, ludzie są obrzy­dliwi. Niech już będzie ogło­sze­nie… tylko nie poda­waj swo­ich danych oso­bo­wych! Nie chcesz, żeby je zdo­był jakiś przy­pad­ko­leś.

– Jak ten przy­pad­ko­leś, który zdo­był twoje? Przy­po­mnij mi, jak to się skoń­czyło? – Stu­kam się po pod­bródku, uda­jąc głę­boki namysł.

Delia chwyta mnie za dłoń.

– Prze­stań. Dobrze wiesz, jak.

– Wiem, prze­le­cia­łaś go. Pierw­szego przy­pad­ko­le­sia, który tra­fił na twój numer tele­fonu, a teraz się do niego wpro­wa­dzasz!

Delia prze­wraca oczami aku­rat w chwili, kiedy Zach wraca do miesz­ka­nia.

– Zdra­dzę ci, że musia­łem prze­trwać trzy randki z tą cizią, żeby wresz­cie mi ule­gła. Trzy. Randki. Wiesz, ile mnie kosz­to­wało samo żar­cie?

Zamiast dać mi czas na odpo­wiedź, Delia łapie naj­bliż­szą poduszkę z kanapy i rzuca nią w Zacha.

– Wynoś się, ty ośle!

Zach unika ude­rze­nia i śmieje się.

– Oboje wiemy, że mnie kochasz, mój mały obżar­tu­chu.

Oczy Delii roz­ja­śniają się, a na jej twarz wypływa ide­al­nie głupi uśmiech.

– Ach, więc to tak.

Jakaś część mnie chce uda­wać, że mdli mnie od tych czu­ło­ści, ale zachwyt nad uczu­ciem, które ich łączy, bie­rze górę.

Poznali się w spo­sób daleki od tra­dy­cyj­nego – w wyniku pomyłki tele­fo­nicz­nej – i przy­pusz­czam, że żadne z nich nie wola­łoby innego sce­na­riu­sza. Jakimś cudem z tej pomyłki naro­dziła się naj­czyst­sza i naj­prost­sza miłość, jaką widzia­łam w życiu.

– Idź­cie sobie do hotelu – dro­czę się z nimi, żeby zbu­rzyć to ero­tyczne napię­cie, które tężeje w powie­trzu.

Zach wzru­sza ramie­niem.

– Chyba mogli­by­śmy god­nie poże­gnać jej pokój.

Opada mi szczęka, a Delia odrzuca głowę do tyłu i śmieje się.

– Nie masz za grosz wstydu, Zachu Hasting­sie.

Zach ponow­nie wzru­sza ramio­nami, nie­zaw­sty­dzony w naj­mniej­szym stop­niu, a potem bie­rze kolejne pudła i wycho­dzi.

Delia pod­wija nogi pod sie­bie i spo­gląda w moją stronę.

– Wiesz, naprawdę będę tęsk­nić. Nie mogę uwie­rzyć, że już nie będziemy miesz­kać razem.

– Ja nie mogę uwie­rzyć, że mnie rzu­casz, i że Zach posta­no­wił wyko­pać Rob­biego.

– Daj spo­kój, nie wyko­pał go. Rob­bie wypro­wa­dził się, zanim Zach zapro­po­no­wał, żebym z nim zamiesz­kała.

Z tru­dem udaje mi się nie prze­wró­cić oczami.

– Daaaaj spo­kój. Aku­rat uwie­rzę, że tego nie zapla­no­wali. Zach wie­dział, że się zgo­dzisz. Rob­bie wie­dział, że się zgo­dzisz. Usu­nął się, żeby ci zro­bić miej­sce. Nie uda­waj.

– Wiem, ale kiedy udaję przed sobą, że tak nie było, nie czuję się aż tak głu­pio z tego powodu.

Śmieję się z jej szcze­ro­ści.

– No wiesz, Rob­bie ma przed sobą ambitne cele, i tylko to się liczy.

– Na­dal codzien­nie z nim roz­ma­wiasz?

Kiedy pozna­łam Rob­biego, naj­lep­szego przy­ja­ciela i dotych­cza­so­wego współ­lo­ka­tora Zacha pod­czas Wiel­kiego Porwa­nia Kozy w zeszłym roku, spodo­bał mi się od razu. Zresztą, kto mnie może winić – te mię­śnie, te tatu­aże, ten zabój­czy uśmiech!

Ale potem dowie­dzia­łam się, że jest samot­nym tatą, a dzieci to nie moja bajka. Ta infor­ma­cja była niczym kubeł zim­nej wody na ogień mego pożą­da­nia – od razu wie­dzia­łam, że jest nam pisane pozo­stać przy­ja­ciółmi, i jak się oka­zało, tego wła­śnie było nam potrzeba.

Kiedy Zach i Delia byli zajęci zako­chi­wa­niem się w sobie na zabój, my też zbli­ży­li­śmy się do sie­bie – roz­ma­wia­li­śmy o wszyst­kim, włącz­nie z moimi ostat­nimi poraż­kami na fron­cie rand­ko­wym i jego pró­bach zej­ścia się z powro­tem z matką jego dziecka. W tej chwili nie potra­fię sobie nawet wyobra­zić, że kie­dyś mi się podo­bał. To mój anioł stróż, star­szy brat – i nic innego.

– Aha. Jest zresztą zachwy­cony prze­pro­wadzką. Podobno jego eks ucie­szyła się, że będzie miesz­kał sam. Więc nie musisz się o niego mar­twić. Wszystko gra.

Delia kiwa głową.

– No, to się cie­szę. Naprawdę. Żałuję tylko, że nie zdą­ży­łam go lepiej poznać, bo jestem prze­ko­nana, że uważa mnie za pół­sza­loną.

– Tylko pół? Tak myślisz? Przy­po­mi­nam ci, że w zeszłym roku wla­złaś mu przez okno do sypialni, bo chcia­łaś porwać kózkę.

– No – opo­nuje Delia – ale on przy­jaźni się z Zachem, a Zach to naj­więk­szy wariat z nas wszyst­kich.

– Słuszna uwaga.

– Nie przej­muj­cie się mną, dro­gie panie, może­cie sie­dzieć i pła­kać do woli, czy co tam robi­cie. Ja tym­cza­sem zajmę się nosze­niem cię­ża­rów.

– Jasne! – odpo­wiada Delia, gdy Zach, znowu obła­do­wany, prze­cho­dzi obok. – Wra­ca­jąc do polo­wa­nia na współ­lo­ka­tora… skoro jesteś pewna, że tego wła­śnie chcesz…

Przez chwilę roz­wa­żam jej słowa. Chcia­ła­bym mieć miesz­ka­nie tylko dla sie­bie, jed­nak wiem, że nie­długo poczuję się znu­dzona i samotna. Wtedy zacznę prze­sia­dy­wać u Delii, a nie chcę być zde­spe­ro­waną przy­ja­ciółką, która potrze­buje zro­zu­mie­nia i czasu, bo ta druga zna­la­zła chło­paka.

Nie. Potrze­buję nowego współ­lo­ka­tora, który pozwoli mi pozo­stać przy zdro­wych zmy­słach i dostar­czy roz­rywki.

– Chcę – odpo­wia­dam.

Klasz­cze w dło­nie.

– No dobrze, w takim razie bierzmy się do pracy. Przed wyj­ściem pomogę ci napi­sać to ogło­sze­nie.

– Przed wyj­ściem? – wołam. – Myśla­łam, że wypro­wa­dzisz się dopiero jutro! Dziś powin­ny­śmy po raz ostatni zamó­wić pizzę i spę­dzić wie­czór w piża­mach, zanim mnie rzu­cisz dla swo­jego chłop­ta­sia.

– Uspo­kój się – wyciąga rękę. – Będziemy póź­niej miały naszą imprezę, ale teraz chcę się zająć ogło­sze­niem. Chcemy je zre­da­go­wać ide­al­nie w stylu Zoe.

– A co to niby ma zna­czyć?

– No, wiesz – odpo­wiada lek­kim tonem.

Krzy­żuję dło­nie na piersi i marsz­czę nos.

– Nie, Delio, nie wiem. Powiedz mi, pro­szę, kim jest Zoe.

– Zoe jest troszkę draż­liwa. Troszkę sar­ka­styczna. Nie­okrze­sana. Uro­cza. – Mruga do mnie, a ja się śmieję. – Nie mam poję­cia. Ty to po pro­stu… ty. Kim­kol­wiek będzie twój nowy loka­tor, lepiej, żeby nie miał nic prze­ciwko śnia­da­niom przy hip hopie, no i nie może wpa­dać w panikę, kiedy przez tydzień nie wysta­wisz nosa z pokoju, pra­cu­jąc nad jakimś pro­jek­tem.

– Naprawdę uwa­żasz, że musimy o tym wszyst­kim pisać?

Wzru­sza ramio­nami.

– Pew­nie nie. To fak­tycz­nie brzmi, jak­byś była tro­chę sza­lona.

– Wydaje mi się, że powin­nam zro­bić listę. Cze­kaj, wezmę zeszyt.

Zeska­kuję z kanapy i idę przez kory­tarz do mojego pokoju; na chwilę zatrzy­muję się przed drzwiami pokoju Delii i zaglą­dam do środka. Zostało tylko sześć pudeł i jej łóżko. Poza tym jest pusto.

Czuję ukłu­cie w sercu, a do oczu napły­wają mi łzy. Mru­gam szybko, żeby je odgo­nić. Nie będę pła­kać. Nie będę pła­kać. Nie będę pła­kać, do dia­bła!

– Wiesz, ona będzie za tobą tęsk­niła.

Pod­ska­kuję na dźwięk głosu i odwra­cam się do intruza.

– Jesteś jak cho­lerny ninja, Zach.

– Prze­pra­szam. – Uśmie­cha się. Nie wygląda na skru­szo­nego. – Chcia­łem tylko, żebyś wie­działa. Wydaje mi się, że powi­nie­nem prze­pro­sić albo czuć się głu­pio, że ci ją kradnę, ale nie umiem.

Kle­pię go po ramie­niu.

– Wcale nie powi­nie­neś. Jeste­ście rewe­la­cyjną parą. Zasłu­gu­je­cie na szczę­ście. Wście­kam się tylko, że zabie­rasz mi moją kobietę. Wpa­ro­wa­łeś tutaj i BACH! Już mnie zosta­wia.

– Nie martw się, nie stra­cisz przy­ja­ciółki. Już ja o to zadbam.

– To brzmi, jak­byś uwa­żał, że będziesz musiał ją siłą odry­wać od swego boku. Nie myśl sobie, że jesteś taki wspa­niały, Zach.

Unosi brew.

– No cóż, pozwolę sobie mieć wła­sne zda­nie.

Śmieję się i prze­py­cham się obok niego.

– Cie­szę się, że twoje ego pozo­stało nie­tknięte – mówię przez ramię i idę do swo­jej sypialni.

– Och, stwier­dzam tylko oczy­wi­sty fakt.

Kręcę głową i biorę z łóżka sfa­ty­go­wany zeszyt, po czym wra­cam do salonu. Ni­gdzie się bez niego nie ruszam, i to widać – jest tak znisz­czony, że okładka zaczyna spa­dać ze spi­rali. Może powin­nam kupić sobie nowy.

Mam tro­chę nie­ty­powe podej­ście do zeszy­tów. Zapi­suję każdą stronę do ostat­niego skrawka. Rysunki, notatki, listy rze­czy do zała­twie­nia, spisy lek­tur – to wszystko ląduje w moim zeszy­cie.

– Twój chło­pak jest potwor­nie aro­gancki – mówię do Delii. Sia­dam obok niej, otwie­ram zeszyt i pró­buję zna­leźć w nim odro­binę wol­nego miej­sca.

– Prawda? To bywa jakby męczące.

– Jakby?

– No dobra, total­nie. Wykań­cza mnie, ale ja to uwiel­biam. – Wzdy­cha znowu z zadumą. – Okej, zamówmy teraz tę pizzę. Umie­ram z głodu.

– A Zach zosta­nie na obie­dzie?

– Nie, do dia­bła. Nie pozwolę mu się obja­dać. W kółko nazywa mnie obżar­tu­chem, ale sam nie jest lep­szy. Pożre całą, zanim zdążę wziąć sobie cho­ciaż kawa­łek.

– Co za świ­nia.

– Sły­sza­łem to! – mówi Zach, wcho­dząc do miesz­ka­nia. – Zro­bię jesz­cze dwie rundki i zosta­wiam was, moje panie. Może­cie sobie zamó­wić pizzę, plot­ko­wać do woli i bić się nago na poduszki, no wie­cie, jak to dziew­czyny mają w zwy­czaju.

Rzu­cam Delii zna­czące spoj­rze­nie.

– Na­dal myśli, że bijemy się nago na poduszki?

– Nie odpusz­cza sobie tej kon­cep­cji. Będzie bar­dzo roz­cza­ro­wany, kiedy się dowie, że mamy zamiar tylko zmyć maki­jaż, zdjąć sta­niki i wsko­czyć w dresy.

– Mówi, że prze­stał słu­chać, kiedy wspo­mnia­łaś o sta­ni­kach. – Zach zaczyna poru­szać brwiami.

Delia rzuca w niego kolejną poduszką, a on śmieje się i wycho­dzi.

Obraca z pudłami jesz­cze trzy razy, całuje swoją dziew­czynę na poże­gna­nie i zosta­wia nas, żeby­śmy mogły świę­to­wać naszą ostat­nią noc we wspól­nym miesz­ka­niu.

– Pizza zamó­wiona – mówię, gdy Delia wcho­dzi do salonu, tar­ga­jąc swój koc i poduszkę.

– For­teca? – pro­po­nuje.

– Jak­byś musiała pytać.

Bie­rzemy się za budo­wa­nie małej for­tecy pomię­dzy kanapą, sto­li­kiem kawo­wym, szafką pod tele­wi­zor i stoł­kami baro­wymi, które przy­nio­sły­śmy z kuchni.

Kiedy wszystko jest gotowe, nur­ku­jemy pod koce i włą­czamy Paren­thood – serial, który oglą­damy nało­gowo od tygo­dni. Jest mi smutno, bo został nam jesz­cze jeden sezon, a tu masz – ona się wypro­wa­dza.

– Na­dal nie mogę uwie­rzyć, że zosta­wiasz mi tę nowiutką kanapę.

– To Zach ją kupił. To on się uparł, kiedy Pia­nek nad­gryzł poduszkę. Powie­dzia­łam mu, że możemy ją odwró­cić i się tym nie przej­mo­wać. Roz­staję się z nią bez żalu, nam nie jest potrzebna. No wiesz, Zach ma w pełni ume­blo­wany dom.

W sumie Delia ma rację, a poza tym w końcu to jego koza zżuła kawa­łek mojej sta­rej kanapy.

– Wiem, wiem, wpro­wa­dzasz się do boga­tego chłop­ta­sia, który jest ogar­nięty i tak dalej.

– On nie jest boga­tym chłop­ta­siem – odpo­wiada obron­nym tonem. Prze­szy­wam ją zna­czą­cym spoj­rze­niem. – No dobra, ma kasę, ale nie jest „boga­tym chłop­ta­siem”. To brzmi tak… gnoj­ko­wato.

– No dobra. Zach nie jest boga­tym chłop­ta­siem. Jest po pro­stu… dobrze sytu­owany.

Delia pry­cha śmie­chem.

– I tego się trzy­majmy. Postaw tu lap­top. Lecimy z tym ogło­sze­niem.

Popy­cham kom­pu­ter w jej stronę. Usta­wia go sobie na kola­nach, strzela knyk­ciami, a jej palce zawi­sają nad kla­wia­turą.

– No dobrze, wymień naj­waż­niej­sze cechy two­jego nowego współ­lo­ka­tora.

– Hmmm… Dłu­gie brą­zowe włosy. Cięty język. Na imię powinna mieć Delia.

– Nie dra­ma­ty­zuj. Czego naprawdę szu­kasz?

– Chcę miesz­kać z kimś, kto będzie po sobie sprzą­tał. Kto nie prze­pada za impre­zami, ale nie zrzę­dzi, jeśli cza­sem ktoś zosta­nie u mnie na noc… jeśli łapiesz, o co mi cho­dzi.

– Jasne. Tylko dziew­czyny?

– Skąd. Wszy­scy mile widziani, nie­ważne, co noszą w spodniach.

Delia chi­cho­cze.

– To będzie wyglą­dało genial­nie w ogło­sze­niu. – Zaczyna pisać. – Cze­kaj, czemu w sumie nie korzy­stamy z nowo­cze­snych tech­no­lo­gii? Mogły­by­śmy wrzu­cić to na jakiś ser­wis. W ten spo­sób mia­ła­byś wię­cej poten­cjal­nych kan­dy­da­tów.

Potrzą­sam głową.

– Ogło­sze­nie jest bar­dziej oso­bi­ste, takie ludz­kie.

– Jesteś pewna?

– O co ci cho­dzi? Myślisz, że nie mam szansy na suk­ces?

– Po pro­stu wydaje mi się, że ludzie nie zwra­cają już zbyt­nio uwagi na tablice ogło­sze­niowe.

– Uwierz mi. Znajdę kogoś, i to będzie ta wła­ściwa osoba. No dobrze, zaczy­namy…

WSPÓŁ­LO­KA­TOR POSZU­KI­WANY

Wszy­scy mile widziani, nie­ważne, co noszą w spodniach!

Szu­kasz cze­goś do wyna­ję­cia? Mam coś w sam raz dla Cie­bie!

Lubisz gło­śną muzykę? Mam słu­chawki. Lubisz zapra­szać gości

na noc? W takim przy­padku słu­chawki też się przy­da­dzą ;-)

Szu­kasz kogoś, kto zapłaci część rachun­ków? Pozmywa naczy­nia? Wynie­sie śmieci? Jeśli podra­piesz mnie po ple­cach,

to Ci się odwza­jem­nię (meta­fo­rycz­nie oczy­wi­ście).

Sprawdź mnie, zoba­czysz, że się doga­damy.

Musisz mieć kasę na zapłatę z góry czyn­szu za pierw­szy i ostatni mie­siąc.

Musisz lubić Śnia­da­nia przy Muzyce.

Żad­nych psów.

Nie sypiamy ze sobą.

Dwie sypial­nie. Jedna łazienka.

350 USD mie­sięcz­nie plus koszt prądu.

Jeśli jesteś zain­te­re­so­wany/a, pisz do mnie na ine­eda­ro­[email protected]

PS Zdję­cia kuta­sów prze­sy­łam bez­po­śred­nio do babci. Nie rób Jej tego.

Rozdział 2

OD: them­re­dward­[email protected]

DO: ine­eda­ro­[email protected]

TEMAT: Ogło­sze­nie…

Drogi Bat­ma­nie,

Na pod­sta­wie Two­jego adresu zakła­dam, że chcesz, żeby zwra­cać się do Cie­bie per „Bat­ma­nie”. Mam tro­chę fioła na punk­cie komik­sów, więc wybacz, jeśli się mylę.

Do rze­czy – prze­czytałem Twoje ogło­sze­nie i chcę zadać kilka pytań, zanim doj­dziemy do poro­zu­mie­nia.

1. Co jest nie tak z miesz­ka­niem? Loka­li­za­cja? Stan? To mega tanio jak na tę oko­licę.

2. Żad­nych psów – to zna­czy, żad­nych zwie­rząt czy tylko psów?

3. Jaka jest śred­nia wyso­kość rachunku za prąd?

4. W jakim ter­mi­nie można się wpro­wa­dzić?

Ostatni punkt to nie pyta­nie – chcę tylko powie­dzieć „pro­szę bar­dzo”, nie wysła­łem Ci zdję­cia kutasa.

Dzię­kuję za poświę­cony mi czas,

Pan Edward Nigma

OD: ine­eda­ro­[email protected]

DO: them­re­dward­[email protected]

TEMAT: Masz szczę­ście

Drogi Edwar­dzie,

Muszę stwier­dzić, że załącz­nik w postaci zdję­cia PTASZKA, a nie kutasa… no cóż, to mnie roz­ba­wiło. Zasłu­ży­łeś na odpo­wiedź.

1. Z miesz­ka­niem wszystko jest w porządku, i jest poło­żone w miłej oko­licy. Opłaty są niskie, ponie­waż rodzice mnie kochają i nie pozwa­lają pra­co­wać przez dłu­gie godziny po zaję­ciach. Płacą sporą część czyn­szu.

2. Kon­kret­nie – żad­nych psów. Nie prze­pa­dam za nimi. Jestem kociarą. Nie­dawno dowie­dzia­łam się, że w bloku wolno trzy­mać zwie­rzęta, więc pomy­śla­łam, że uwzględ­nię to w ogło­sze­niu. No, wiesz, żeby chro­nić swój tyłek i tak dalej.

3. Rachu­nek za prąd wynosi zwy­kle około 50 dolców.

4. Miesz­ka­nie jest dostępne od razu, ale wola­ła­bym naj­pierw tro­chę lepiej Cię poznać, zanim się wpro­wa­dzisz. Może dwa tygo­dnie? Nie pro­szę chyba o zbyt wiele?

Skoro już z tym się upo­ra­li­śmy, opo­wiedz mi coś o sobie, Edwar­dzie. Uza­sad­nij, dla­czego będziesz dobrym współ­lo­ka­to­rem.

Na razie,

Naj­mniej Bruce’owaty ze wszyst­kich Bruce’ów Wayne’ów

OD: them­re­dward­[email protected]

DO: ine­eda­ro­[email protected]

TEMAT: Ach tak, coś o mnie.

Bat­ma­nie,

Nie chcę, żeby to zabrzmiało banal­nie, ale w sumie jestem wyma­rzo­nym współ­lo­ka­to­rem. Pra­cuję i mam inne obo­wiązki, więc nie spę­dzam w domu zbyt wiele czasu. Pew­nie czę­sto będę nie­obecny. Nie impre­zuję, pra­wie nie zapra­szam gości i mam bzika na punk­cie sprzą­ta­nia. Można wręcz stwier­dzić, że kiedy przyj­dzie czas, żebym wziął się do poważ­nej roboty dla dużych chłop­ców i opu­ścił Twoje miesz­ka­nie, po pro­stu nie będziesz wie­działa, co ze sobą zro­bić.

Powi­nie­nem także zazna­czyć, że masz szczę­ście – ja też jestem kocia­rzem. Mój ma sześć mie­sięcy, i bar­dzo chciałby prze­pro­wa­dzić się razem ze mną. Załą­czam jego zdję­cie w nadziei, że Cię zauro­czy.

OD: ine­eda­ro­[email protected]

DO: them­re­dward­[email protected]

TEMAT: Wciąż nie­zde­cy­do­wana…

Edwar­dzie,

Załą­cze­nie zdję­cia Two­jego kota było nie­złym pomy­słem, ale wciąż jestem nie­zde­cy­do­wana. Wyda­jesz się zbyt wspa­niały, żebyś mógł być praw­dziwy.

Co z tym zro­bimy? Boję się, że oddam ten wspa­niały pokój komuś, kto mnie roz­cza­ruje. Nie mówię, że to zro­bisz, ale… #nie­po­tra­fie­zau­fać

Poza tym… jesteś face­tem. Masz fiuta.

Ja mam cipkę.

Czy to nie będzie pro­ble­mem?

OD: them­re­dward­[email protected]

DO: ine­eda­ro­[email protected]

TEMAT: Zero pro­blemu.

Bat­ma­nie,

To miesz­ka­nie też wydaje się zbyt wspa­niałe, żeby było praw­dziwe. Chyba utknę­li­śmy w mar­twym punk­cie.

A co to zmie­nia, że masz cipkę? Jak dla mnie – nic. Ale czy Tobie prze­szka­dza miesz­ka­nie z face­tem? Dla mnie nie będzie to żad­nym pro­ble­mem.

Czy mogę Cię jakoś prze­ko­nać, że nie jestem total­nym dup­kiem?

OD: ine­eda­ro­[email protected]

DO: them­re­dward­[email protected]

TEMAT: Hmmm…

Edwar­dzie,

Przy­ślij mi wię­cej zdjęć kota.

OD: them­re­dward­[email protected]

DO: ine­eda­ro­[email protected]

TEMAT: Łatwo Cię zado­wo­lić.

Bat­ma­nie,

GOTOWE.

PS Nazywa się Getruś.

PPS Prze­pra­szam, że odpo­wia­dam dopiero teraz. Pamię­tasz, wspo­mi­na­łem, że dużo pra­cuję i rzadko bywam w domu. Tak wła­śnie mam w tym tygo­dniu. Przy­się­gam, nie jestem skle­ro­ty­kiem.

OD: ine­eda­ro­[email protected]

DO: them­re­dward­[email protected]

TEMAT: CZY TO Z POWODU JEGO ŁAPEK?!

Edwar­dzie,

Będę szczera, naprawdę tego było mi dziś potrzeba.

Myśla­łam, że jesteś skle­ro­ty­kiem, przez jakieś dzie­sięć minut – potem przy­po­mnia­łam sobie, co mi pisa­łeś o swoim zwa­rio­wa­nym roz­kła­dzie dnia. Gdzie pra­cu­jesz, że jesteś aż tak zajęty, i jak dajesz radę pogo­dzić to z nauką? A do tego masz jesz­cze inne obo­wiązki? Na któ­rym jesteś roku? To naprawdę za dużo jak na jed­nego stu­denta col­lege’u. Życie jest nie­spra­wie­dliwe, jeśli chcesz znać moje zda­nie.

OD: ine­eda­ro­[email protected]

DO: them­re­dward­[email protected]

TEMAT: Prze­pro­siny

Edwar­dzie,

Minęły dwa dni, odkąd do mnie napi­sa­łeś.

Albo jesteś zajęty, albo też uzna­łeś mnie za wścib­ską, kry­ty­ku­jącą wszyst­kich dookoła, wstrętną babę.

Prze­pra­szam, jeśli prze­kro­czy­łam jakieś gra­nice. Przy­się­gam, że zwy­kle nie jestem taka… upier­dliwa.

Wyda­jesz mi się faj­nym gościem i mam nadzieję, że niczego nie zepsu­łam.

PS Naprawdę, chcę, żebyś został moim współ­lo­ka­to­rem, bo marzę o tym, żeby pie­ścić Two­jego… kota.

OD: them­re­dward­[email protected]

DO: ine­eda­ro­[email protected]

TEMAT: Ojoj.

Bat­ma­nie,

Wie­dzia­łem, że cho­dzi Ci tylko o kota.

Twoje pyta­nia nie były zbyt wścib­skie. Jestem na ostat­nim roku, pra­cuję na nocną zmianę, upra­wiam sport, a do tego mam obo­wiązki rodzinne.

Szcze­rze – sam nie wiem, jak to wszystko udaje się pogo­dzić. To tro­chę sporo, no, ale ktoś musi to robić, zga­dza się? W każ­dym razie cią­gle to sobie powta­rzam. Jeśli ja się wszyst­kim nie zajmę, kto to zrobi?

Dobra, roz­pi­sa­łem się bez sensu. Na pewno nie masz ochoty tego czy­tać.

Pro­szę, daj znać, czy oferta jest na­dal aktu­alna.

OD: ine­eda­ro­[email protected]

DO: them­re­dward­[email protected]

TEMAT: Rozu­miem

Edwar­dzie,

Rozu­miem, o co Ci cho­dzi. Jestem jedy­naczką, i przy­znaję, że mia­łam do tej pory cał­kiem fajne życie, ale tro­chę jestem per­fek­cjo­nistką.

Trudno pogo­dzić arty­styczną duszę z per­fek­cjo­ni­zmem.

Wiem, wiem, sama jestem sobie winna, ale nic na to nie pora­dzę. Mój mózg nie chce odpu­ścić, dopóki wszystko nie wygląda tak jak powinno… a wtedy natych­miast dopada mnie uczu­cie, że ni­gdy nic nie będzie wła­śnie tak.

Dla­tego też moje życie uczu­ciowe wygląda tak, jak wygląda.

No tak, teraz ja roz­pi­sa­łam się bez sensu. Z pew­no­ścią nie chcesz tego czy­tać.

Oferta jest wciąż aktu­alna. Dosta­łam kilka maili, ale żaden nie był ide­alny. Nawet Twój.

No pro­szę, i tak zato­czy­li­śmy pełne koło, prawda?

Lepiej skoń­czę, zanim opo­wiem Ci histo­rię mojego życia – tego nikt by nie chciał.

OD: them­re­dward­[email protected]

DO: ine­eda­ro­[email protected]

TEMAT: Pozwolę sobie nad­mie­nić, że umiem słu­chać ludzi.

Bat­ma­nie,

Przy­go­tuj się… Trudne pyta­nie za 3, 2, 1…

Czy myślisz, że nadaję się na współ­lo­ka­tora? Poja­wiły się pewne… no cóż, powiedzmy, pewne sprawy, i muszę zna­leźć tań­sze lokum. Wzią­łem wczo­raj wolne i cho­dzi­łem tro­chę po miesz­ka­niach, ale wszę­dzie były albo myszy, albo powie­trze cięż­kie od maryśki (no, wiesz, co kto lubi), a w jed­nym miej­scu wynaj­mu­jący powi­tał mnie w samej bie­liź­nie. Jak widzisz, warunki oka­zały się dale­kie od ide­al­nych. Twoja oferta po pro­stu brzmi o wiele lepiej.

Czy będzie mi dane z niej sko­rzy­stać? Czy mam szu­kać dalej?

OD: ine­eda­ro­[email protected]

DO: them­re­dward­[email protected]

TEMAT: Despe­ra­cja

Edwar­dzie,

Opo­wia­dam dopiero po dwóch dniach, bo…

Twój e-mail wydał mi się despe­racki, i jakby troszkę… mętny.

Połowa mojej duszy mówi „O rany, biedny facet”, ale ta druga – ostrożna – mówi, że za bar­dzo Ci zależy, a to ozna­cza, że oka­żesz się dzi­wa­dłem albo seryj­nym mor­dercą.

Dla­tego jestem zda­nia, że powin­ni­śmy się spo­tkać… w jakimś bar­dzo publicz­nym miej­scu. To mi pozwoli stwier­dzić, czy jesteś dzi­wa­dłem, czy nie.

Jakieś prze­my­śle­nia? Opi­nie? Wąt­pli­wo­ści?

OD: them­re­dward­[email protected]

DO: ine­eda­ro­[email protected]

TEMAT: Spo­tka­nie

Bat­ma­nie,

Wcho­dzę w to.

Pasuje Ci w barze U Loli we wto­rek o 18:00?

OD: ine­eda­ro­[email protected]

DO: them­re­dward­[email protected]

TEMAT: RE: Spo­tka­nie

Edwar­dzie,

W takim razie jeste­śmy umó­wieni!

OD: ine­eda­ro­[email protected]

DO: them­re­dward­[email protected]

TEMAT: Cho­lera

Nie mia­łam na myśli „Umó­wieni”.

Żad­nego seksu, pamię­tasz? Twoja magiczna różdżka nie trafi do cza­ro­dziej­skiego kape­lu­sza.

ŁAPIESZ?

OD: them­re­dward­[email protected]

DO: ine­eda­ro­[email protected]

TEMAT: ŁAPIĘ

Żad­nego wkła­da­nia pałeczki cukro­wej do Two­jej her­batki? Otwie­ra­nia bram Mor­doru laską Gan­dalfa? Wśli­zgi­wa­nia się do Two­jej Kom­naty Tajem­nic? Wrzu­ca­nia moich maili do kata­logu „Śmieci” w Two­jej skrzynce?

Wow. Od razu powiedz, że mam się nasta­wić na zero frajdy.

PS TAK, ŁAPIĘ.

Rozdział 3

– Jak masz zamiar go roz­po­znać? – O cho­lera – mru­czę. – Tego nie omó­wi­li­śmy. Byłam w tym tygo­dniu tak zakrę­cona przez całą tę pracę nad pro­jek­tem, że nie przy­szło mi nawet do głowy zapy­tać, jak wygląda. Psia­krew.

Minęły nie­całe dwa tygo­dnie, odkąd Edward skon­tak­to­wał się ze mną w spra­wie pokoju. Naj­pierw roz­śmie­szyło mnie jego imię.

Edward? Totalny Zmierzch.

Potem śmia­łam się ze zdję­cia ptaszka, które mi przy­słał – no bo fak­tycz­nie, nie było to zdję­cie fiuta. Wtedy już wie­dzia­łam, że muszę mu odpi­sać, i tra­fił na pierw­sze miej­sce na liście kan­dy­da­tów. Wła­śnie takiego współ­lo­ka­tora chcia­ła­bym mieć.

– Jesteś tego pewna, Zoe? Wyda­wał się zde­spe­ro­wany. To chyba znak ostrze­gaw­czy, no nie?

Pota­kuję.

– Ow­szem, ale nie spra­wiał takiego wra­że­nia… wiesz, co mam na myśli?

Delia pod­nosi kącik ust, i wiem, że się ze mną zga­dza. Poka­za­łam jej wszyst­kie maile od Edwarda. Żadna z nas nie wyczuła w nich niczego nie­po­ko­ją­cego, choć uwa­ża­ły­śmy, że powin­ny­śmy, bo fak­tycz­nie był zde­spe­ro­wany.

Patrzę, jak zakłada oku­lary prze­ciw­sło­neczne na nos i się śmieje. Delia uparła się, że będzie na miej­scu pod­czas pierw­szego spo­tka­nia z Edwar­dem, ale nie jako przy­ja­ciółka. Zamiast tego usia­dła po dru­giej stro­nie baru. Jest ubrana na czarno od stóp do głów; towa­rzy­szy jej Zach w czar­nej czapce z dasz­kiem nasu­nię­tej na oczy, na którą nało­żył kap­tur od bluzy, a do tego dżinsy.

Z daleka rzu­cają się w oczy.

– Wyglą­da­cie jak para idio­tów – mówię.

– Zamknij się – war­czy, ura­żona Delia. Zach wyczuwa napię­cie wiszące w powie­trzu i też robi nabur­mu­szoną minę, choć prze­cież nie ma poję­cia, co się dzieje.

To się nazywa pełne wspar­cie.

– Myślisz, że już przy­szedł? – pyta Zach Delię.

– Nie widzę nikogo, kto by wyglą­dał na Edwarda.

– A jak wygląda Edward? – dopy­tuje Zach. Sły­szę uśmiech w jego gło­sie. – Blady i skrzy­wiony, jakby miał zapar­cie?

Delia sapie i wali go w ramię.

– Jak śmiesz! On po pro­stu wal­czył z pokusą, kiedy czuł jej zapach!

– Czy możemy odcze­pić się od Zmierz­chu i skon­cen­tro­wać się na zada­niu? Roz­glą­daj się dookoła, Delio. Czy ktoś tutaj wygląda jak mój Edward?

– Może ten koleś w rogu w twe­edo­wej mary­narce? Albo ten w nie­bie­skim swe­trze?

– Czyli dwóch ludzi w tym barze ubra­nych tak, jak Edward ubie­rał się w fil­mie?

Otwiera usta i zastyga w pozie wyra­ża­ją­cej waha­nie.

– N…no tak – mówi w końcu.

– Idzie ci bez­na­dziej­nie.

– Czy naprawdę roz­ma­wia­cie ze sobą przez tele­fon, sie­dząc razem w barze?

Pod­ska­kuję na dźwięk zna­jo­mego głosu, prze­wra­cam szklankę i wyle­wam na stół napój gazo­wany.

Pio­ru­nuję wzro­kiem sprawcę tego zamie­sza­nia.

– Wisisz mi Che­er­wine.

Caleb Mills pry­cha, patrząc na butelkę po pysz­nym wiśnio­wym napoju.

– Che­er­wine? Poważ­nie, Zoe?

– O co ci cho­dzi? To świetny napój i dobrze o tym wiesz. – Caleb kiwa głową i siada na stołku obok mnie. – Jasne, oczy­wi­ście, czuj się zapro­szony, Caleb.

– Ach, dzięki. Ow­szem, napój jest w porządku, ale jesteś w barze, więc dla­czego nie pijesz?

Potrzą­sam szklanką.

– Wła­śnie piję.

– Co tu robi Caleb? – pyta Delia w moim uchu.

– Dia­bli wie­dzą – odpo­wia­dam.

Caleb odwraca się i macha do niej. Delia i Zach pod­no­szą szklanki w geście powi­ta­nia.

To, jak cudow­nie doga­dują się Delia i Caleb, choć zerwali ze sobą po sze­ściu mie­sią­cach, na­dal nie mie­ści mi się w gło­wie. Roz­stali się jak przy­ja­ciele, bez urazy, ale to zawsze trudne, kiedy twoja była zaczyna spo­ty­kać się z kimś innym i dzieje się to na two­ich oczach.

Ale nie w ich przy­padku.

W zeszłym roku, kiedy nagie zdję­cie Delii roze­szło się po zna­jo­mych, Caleb robił wszystko, by nam pomóc w ukry­ciu toż­sa­mo­ści dziew­czyny ze zdję­cia, a potem nauczył rozumu tego dupka, który puścił fotkę w obieg.

To wtedy po raz pierw­szy zwró­ci­łam na niego uwagę w nie­wła­ściwy spo­sób, i to nawet nie było olśnie­nie typu „O rany, on jest jakby przy­stojny” – bo to wie­dzia­łam już od dawna.

Nie – cho­dziło o to, w jaki spo­sób wal­czył o przy­ja­ciółkę, i zwró­cił się prze­ciwko naj­moc­niej­szemu gra­czowi ze swo­jego zespołu, cho­ciaż wie­dział, że ryzy­kuje karierę spor­tową.

Cho­dziło o jego zapał i deter­mi­na­cję.

Jego lojal­ność.

Nie­lo­jal­ność to cecha, na któ­rej spa­rzy­łam się zbyt wiele razy. Lojal­ność Caleba prze­ma­wia do mnie, spra­wia, że chcę go lepiej poznać, zbli­żyć się do niego.

Faj­nie byłoby mieć w życiu kogoś takiego jak on.

– Każ mu wyjść. Mamy tu misję, Zoe.

– Nie mogę po pro­stu powie­dzieć mu, żeby sobie poszedł, Delio. To byłoby nie­uprzejme.

Mój nie­spo­dzie­wany gość unosi brew.

– Ow­szem, nie­uprzejme. – Uśmie­cha się, a ja dostrze­gam, jaki śliczny ma uśmiech.

Nie jestem ślepa; widzia­łam to już wcze­śniej. Dostrze­głam Caleba, zanim jesz­cze dostrze­gła go Delia, zawsze uwa­ża­łam, że jest przy­stojny: taki typ słod­kiego chło­paka z sąsiedz­twa.

Ma jasne włosy, kędzie­rzawe na karku, i ciem­no­nie­bie­skie oczy, w któ­rych zawsze lśni iskierka dobrego humoru; Caleb jest przy­stojny, a zbyt wielu przy­stojnych face­tów łamało mi serce zbyt wiele razy.

– Powiedz mu, że to on jest nie­uprzejmy. Powiedz mu o naszej misji.

– Jeste­śmy tu tro­chę zajęte, Caleb. Czy mógł­byś…?

Przy­kłada dłoń do piersi; w jego oczach migoce ten sam cho­chlik, co zawsze.

– A więc nie jestem wart two­jego czasu? Nie jestem mile widziany, po tym wszyst­kim, co zro­bi­łem dla cie­bie i dla Delii?

– Powiedz temu dup­kowi, że nie może grać tą kartą w nie­skoń­czo­ność – mówi Delia.

– Nie mam zamiaru. On ma rację.

– Rację, sra­cję. – Odsuwa tele­fon. – Ej, tu siem pra­cuje! – woła z akcen­tem. Jestem prze­ko­nana, że pró­bo­wała naśla­do­wać wymowę rodem z New Jer­sey, ale kiep­sko jej wyszło.

Caleb śmieje się i kręci głową.

– Che­er­wine, tak?

Kiwam głową, a Caleb wstaje i odcho­dzi w stronę baru.

– Mówi­łaś, że jak on się nazywa? – pyta Zach Delię.

– Edward Cul­len.

– Wcale nie Edward Cul­len, oślico! – syczę przez tele­fon.

– No, dobra. Po pro­stu Edward.

– Przy­po­mnij mi jego adres.

– Poka­za­łaś mu e-maile? – Z moich ust wydo­bywa się skrzek, tak dono­śny, że grupka ludzi sie­dzą­cych przy sąsied­nim sto­liku odwraca się do mnie. Spo­glą­dam na nich twardo, aż wszy­scy odwra­cają wzrok.

– O co ci cho­dzi? Chcia­łam poznać też jego opi­nię.

– To pry­watna kore­spon­den­cja, Delio!

– To tylko Zach. O co tyle krzyku?

– Tylko Zach – mówi jej chło­pak z nutką sar­ka­zmu w gło­sie. – Zoe, pamię­tasz jego adres mailowy?

– Nie pamię­tam! – Caleb sta­wia przede mną kolejną butelkę Che­er­wine, a ja kiwam głową w geście podzię­ko­wa­nia, gdy siada. – Popatrz tylko.

Zach i Delia prze­glą­dają wspól­nie jej tele­fon w poszu­ki­wa­niu e-maili, które jej prze­sła­łam.

Patrzę, jak Caleb pije piwo, i zachwy­cam się tym, jak prze­łyka… co jest naj­głup­szym powo­dem do zachwytu, jaki kie­dy­kol­wiek widzia­łam.

Nie dziwi mnie to jed­nak.

Od chwili, gdy Caleb poka­zał swoją twarz szla­chet­nego ryce­rza, spo­glą­dam na niego z zain­te­re­so­wa­niem. Z bar­dzo dużym zain­te­re­so­wa­niem, rze­kła­bym.

Któ­rego jed­nak nie powin­nam czuć.

Do dia­bła, to były mojej naj­lep­szej przy­ja­ciółki. Takich rze­czy się nie robi. To naj­waż­niej­sza zasada dziew­czyń­skiego kodeksu: nie uma­wiasz się i nie sypiasz z byłymi przy­ja­ció­łek.

A to ozna­cza, że nie mogę spo­glą­dać w jego ciem­no­nie­bie­skie oczy, patrzeć na kurze łapki, które poja­wiają się, kiedy się uśmie­cha, przy­glą­dać się temu głu­piemu dołecz­kowi w pod­bródku i garb­kowi na nosie, który zdra­dza histo­rię jed­nego, a może i paru zła­mań, a już na pewno nie powin­nam sobie wyobra­żać, że spi­jam z jego peł­nych ust tę kro­pelkę piwa, która na nich została.

Ale nie umiem się powstrzy­mać.

Cho­lera.

Potrzą­sam głową i sta­ram się sku­pić na roz­mo­wie, którą pro­wa­dzą wła­śnie Delia i Zach.

– Zna­leź­li­ście coś nie­ty­po­wego?

– Ow­szem! Zna­leź­li­śmy! – odpo­wiada Delia. – Daj Zachowi chwilę.

Patrzę, jak Zach prze­suwa pal­cem po ekra­nie i szybko prze­gląda maile.

– Jak mogłaś tego nie zauwa­żyć, Zoe? To bije po oczach.

– Co takiego? – pytam, po tro­sze zain­te­re­so­wana, bo jed­no­cze­śnie zasta­na­wiam się, dla­czego Caleb ma na ręce sta­bi­li­za­tor.

Kopię go pod sto­łem, a kiedy na mnie spo­gląda, wska­zuję pod­bród­kiem jego rękę.

– Zła­ma­nie – mam­ro­cze. Otwie­ram sze­roko oczy, zmar­twiona, bo wiem, co to może zna­czyć dla jego kariery base­bal­lo­wej. – Wszystko w porządku.

Ciem­no­nie­bie­skie oczy mówią coś innego, ale odpusz­czam. Kiwam głową i sku­piam uwagę na Zachu.

– …Edward. Sły­szysz, Zoe?

– Nie sły­sza­łam. Powtórz.

– On nie ma na imię Edward. Zaba­wił się twoim adre­sem e-mail i też przy­brał imię postaci z komiksu.

– Co takiego? Kogo? Jakiej postaci?

– Czło­wieka-Zagadki, który w rze­czy­wi­sto­ści nazywa się Edward Nigma. E. Nigma. Enigma. Łapiesz?

Kiwam głową i pró­buję prze­tra­wić tę infor­ma­cję. To ozna­cza, że nie mam poję­cia o face­cie, z któ­rym mam się dziś spo­tkać. Nie znam nawet jego imie­nia.

Cho­lera.

Co ja sobie myśla­łam? Pro­po­nuję nie­zna­jo­memu, żeby ze mną zamiesz­kał? Chyba upa­dłam na głowę.

– Jesteś pewien, Zach?

– Pytasz mnie, króla mania­ków, czy jestem pewien? Ow­szem, cał­ko­wi­cie.

– No więc czego… albo kogo… powin­nam tu szu­kać?

Zach chi­cho­cze, sły­sząc w moim gło­sie iry­ta­cję, i mam naprawdę ochotę poka­zać mu środ­kowy palec. – Pew­nie kogoś ubra­nego w T-shirt z zagadką.

Zapraszamy do zakupu pełnej wersji książki

Zapraszamy do zakupu pełnej wersji książki