Oferta wyłącznie dla osób z aktywnym abonamentem Legimi. Uzyskujesz dostęp do książki na czas opłacania subskrypcji.
14,99 zł
Najniższa cena z 30 dni przed obniżką: 14,99 zł
Kiedy zamieściła ogłoszenie o poszukiwanym współlokatorze, ostatnią osobą, której się spodziewała, był on – Caleb Mills. Przystojny, pewny siebie, nieco zbyt uroczy… i całkowicie zakazany. Dlaczego? Bo to były chłopak jej najlepszej przyjaciółki.
Nie miało być flirtu. Nie miało być tych ukradkowych spojrzeń, napięcia w powietrzu i dziwnych motyli w brzuchu. Mieli tylko współdzielić mieszkanie – bez dramatów, bez komplikacji, bez emocjonalnych wybuchów.
Ale kiedy dwoje ludzi dzieli wspólną przestrzeń, granice zaczynają się zacierać, a reguły przestają mieć znaczenie.
Czy da się współistnieć bez uczuć, gdy serce mówi co innego?
Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:
Liczba stron: 252
Dla Megan Green, za najlepszy tytuł dla tej książki.
Jesteś moją bohaterką. Nigdy się nie zmieniaj
– Jesteś pewna, że to dobry pomysł? Wydaje mi się lekko… niedopracowany. – Jak to „niedopracowany”?
– No wiesz, wywieszasz ogłoszenie, żeby zaprosić obcych do naszego mieszkania.
Podnoszę palec.
– O, nie. Nie masz w tej kwestii nic do gadania. To ty mnie zostawiasz. Mieszkanie jest teraz moje.
Delia, moja najlepsza przyjaciółka i już niebawem była współlokatorka, wzdycha, pokonana, i krzyżuje ręce na piersiach. – No, dobra. Masz rację. Tylko wydaje mi się, że to trochę… Sama nie wiem. Trochę się boję, że jakieś dziwadło będzie się chciało do ciebie wprowadzić.
– Obiecuję, że przed podjęciem decyzji przeprowadzę lustrację każdego kandydata. Pasuje?
Potakuje.
– I tak nie mam nic do gadania.
Poprawiam laptopa na kolanach i opieram się wygodnie na kanapie, wpatrując się intensywnie w migający kursor na niemal pustym ekranie. Jak dotąd, napisałam tylko WSPÓŁLOKATOR POSZUKIWANY. To trochę za mało.
– Nadal nie mogę uwierzyć, że się wyprowadzasz do tego swojego wstrętnego chłopaka – zwracam się do Delii.
– I do kózek. Nie zapominaj o słodkich kózkach, które jej kupiłem – wtrąca jej wstrętny chłopak, wyglądając zza sterty pudeł, które ma właśnie wynieść z mieszkania.
– Właśnie. – Delia uśmiecha się tak, że nie mam żadnych wątpliwości: gdyby nie było mnie w tym pokoju, ta dwójka już nie miałaby na sobie ubrań.
Osłabia mnie ta zakochana para.
– Nie uśmiechaj się do niego w ten sposób, to obrzydliwe.
Zach wystawia głowę; na twarzy ma szeroki uśmiech, a w jego zielonych oczach błyszczy psotny ognik.
– To był ten seksowny uśmiech z jednym kącikiem podniesionym wyżej? Jezu, kocham go. Jest niezawodny we wzbudzaniu wzwodów.
Patrzę na niego z niesmakiem.
– Czy możemy nie mówić o twoim fiucie, Zach? Jesteśmy zajęte smuceniem się.
– Pewnie nie musimy. Chociaż faktycznie jest o czym mówić.
Delia kiwa głową.
– Muszę mu przyznać rację.
Jęczę i rzucam się z powrotem na kanapę.
– Jesteście potworni, obydwoje.
– Poważnie, Zoe?
– Czy mogę już go zabić? – zwracam się do Delii.
– Nie – odpowiada Zach.
– Ja zaraz…
– Zachariaszu Hastingsie!
Zach szczerzy zęby; wie równie dobrze jak ja, że surowość Delii jest udawana.
– Idę już, idę. – Chwyta dwa pudła, stojące jedno na drugim, i wychodzi, zanim mam szansę rzucić w niego czymś ciężkim.
– Jesteś pewna, że już chcesz się do niego wprowadzić? Nie wydaje ci się, że to za szybko?
Patrzę na nią pytająco, a ona poważnie spogląda mi w oczy.
– Jestem gotowa.
Wiem, że jest, i dlatego tak mi smutno. Od pierwszego roku studiów byłyśmy nierozłączne. Przez trzy lata mieszkałyśmy razem w akademiku, a zeszłego lata znalazłyśmy wspólne mieszkanie poza terenem uczelni – miałyśmy zostać w nim razem przez cały ostatni rok i później. Już wtedy bardzo się przyjaźniłyśmy, ale tutaj połączyła nas więź o mocy liny okrętowej.
Delia jest moim człowiekiem i będę tęsknić za nią jak cholera.
– A ty? Jesteś gotowa na nowego współlokatora? Tak szybko? To duża zmiana, a obie wiemy, że nie potrzebujesz kogoś, kto będzie się dokładał do rachunków. Twoi rodzice, niech ich Bóg błogosławi, i tak płacą prawie za wszystko.
– Wiem, ale myślę, że szybko poczuję się samotna. Przecież z nas dwóch to ja jestem tą bardziej towarzyską.
Delia kiwa głową.
– To fakt, ale czy naprawdę chcesz wywiesić ogłoszenie? Dlaczego po prostu, no wiesz, nie wyjdziesz do ludzi?
Kładę dłoń na piersiach i wydaję teatralny okrzyk.
– Ojej, to znaczy, myślisz, że powinnam poznać kogoś… tak staromodnie?
Delia się wzdryga.
– No nie, masz rację, ludzie są obrzydliwi. Niech już będzie ogłoszenie… tylko nie podawaj swoich danych osobowych! Nie chcesz, żeby je zdobył jakiś przypadkoleś.
– Jak ten przypadkoleś, który zdobył twoje? Przypomnij mi, jak to się skończyło? – Stukam się po podbródku, udając głęboki namysł.
Delia chwyta mnie za dłoń.
– Przestań. Dobrze wiesz, jak.
– Wiem, przeleciałaś go. Pierwszego przypadkolesia, który trafił na twój numer telefonu, a teraz się do niego wprowadzasz!
Delia przewraca oczami akurat w chwili, kiedy Zach wraca do mieszkania.
– Zdradzę ci, że musiałem przetrwać trzy randki z tą cizią, żeby wreszcie mi uległa. Trzy. Randki. Wiesz, ile mnie kosztowało samo żarcie?
Zamiast dać mi czas na odpowiedź, Delia łapie najbliższą poduszkę z kanapy i rzuca nią w Zacha.
– Wynoś się, ty ośle!
Zach unika uderzenia i śmieje się.
– Oboje wiemy, że mnie kochasz, mój mały obżartuchu.
Oczy Delii rozjaśniają się, a na jej twarz wypływa idealnie głupi uśmiech.
– Ach, więc to tak.
Jakaś część mnie chce udawać, że mdli mnie od tych czułości, ale zachwyt nad uczuciem, które ich łączy, bierze górę.
Poznali się w sposób daleki od tradycyjnego – w wyniku pomyłki telefonicznej – i przypuszczam, że żadne z nich nie wolałoby innego scenariusza. Jakimś cudem z tej pomyłki narodziła się najczystsza i najprostsza miłość, jaką widziałam w życiu.
– Idźcie sobie do hotelu – droczę się z nimi, żeby zburzyć to erotyczne napięcie, które tężeje w powietrzu.
Zach wzrusza ramieniem.
– Chyba moglibyśmy godnie pożegnać jej pokój.
Opada mi szczęka, a Delia odrzuca głowę do tyłu i śmieje się.
– Nie masz za grosz wstydu, Zachu Hastingsie.
Zach ponownie wzrusza ramionami, niezawstydzony w najmniejszym stopniu, a potem bierze kolejne pudła i wychodzi.
Delia podwija nogi pod siebie i spogląda w moją stronę.
– Wiesz, naprawdę będę tęsknić. Nie mogę uwierzyć, że już nie będziemy mieszkać razem.
– Ja nie mogę uwierzyć, że mnie rzucasz, i że Zach postanowił wykopać Robbiego.
– Daj spokój, nie wykopał go. Robbie wyprowadził się, zanim Zach zaproponował, żebym z nim zamieszkała.
Z trudem udaje mi się nie przewrócić oczami.
– Daaaaj spokój. Akurat uwierzę, że tego nie zaplanowali. Zach wiedział, że się zgodzisz. Robbie wiedział, że się zgodzisz. Usunął się, żeby ci zrobić miejsce. Nie udawaj.
– Wiem, ale kiedy udaję przed sobą, że tak nie było, nie czuję się aż tak głupio z tego powodu.
Śmieję się z jej szczerości.
– No wiesz, Robbie ma przed sobą ambitne cele, i tylko to się liczy.
– Nadal codziennie z nim rozmawiasz?
Kiedy poznałam Robbiego, najlepszego przyjaciela i dotychczasowego współlokatora Zacha podczas Wielkiego Porwania Kozy w zeszłym roku, spodobał mi się od razu. Zresztą, kto mnie może winić – te mięśnie, te tatuaże, ten zabójczy uśmiech!
Ale potem dowiedziałam się, że jest samotnym tatą, a dzieci to nie moja bajka. Ta informacja była niczym kubeł zimnej wody na ogień mego pożądania – od razu wiedziałam, że jest nam pisane pozostać przyjaciółmi, i jak się okazało, tego właśnie było nam potrzeba.
Kiedy Zach i Delia byli zajęci zakochiwaniem się w sobie na zabój, my też zbliżyliśmy się do siebie – rozmawialiśmy o wszystkim, włącznie z moimi ostatnimi porażkami na froncie randkowym i jego próbach zejścia się z powrotem z matką jego dziecka. W tej chwili nie potrafię sobie nawet wyobrazić, że kiedyś mi się podobał. To mój anioł stróż, starszy brat – i nic innego.
– Aha. Jest zresztą zachwycony przeprowadzką. Podobno jego eks ucieszyła się, że będzie mieszkał sam. Więc nie musisz się o niego martwić. Wszystko gra.
Delia kiwa głową.
– No, to się cieszę. Naprawdę. Żałuję tylko, że nie zdążyłam go lepiej poznać, bo jestem przekonana, że uważa mnie za półszaloną.
– Tylko pół? Tak myślisz? Przypominam ci, że w zeszłym roku wlazłaś mu przez okno do sypialni, bo chciałaś porwać kózkę.
– No – oponuje Delia – ale on przyjaźni się z Zachem, a Zach to największy wariat z nas wszystkich.
– Słuszna uwaga.
– Nie przejmujcie się mną, drogie panie, możecie siedzieć i płakać do woli, czy co tam robicie. Ja tymczasem zajmę się noszeniem ciężarów.
– Jasne! – odpowiada Delia, gdy Zach, znowu obładowany, przechodzi obok. – Wracając do polowania na współlokatora… skoro jesteś pewna, że tego właśnie chcesz…
Przez chwilę rozważam jej słowa. Chciałabym mieć mieszkanie tylko dla siebie, jednak wiem, że niedługo poczuję się znudzona i samotna. Wtedy zacznę przesiadywać u Delii, a nie chcę być zdesperowaną przyjaciółką, która potrzebuje zrozumienia i czasu, bo ta druga znalazła chłopaka.
Nie. Potrzebuję nowego współlokatora, który pozwoli mi pozostać przy zdrowych zmysłach i dostarczy rozrywki.
– Chcę – odpowiadam.
Klaszcze w dłonie.
– No dobrze, w takim razie bierzmy się do pracy. Przed wyjściem pomogę ci napisać to ogłoszenie.
– Przed wyjściem? – wołam. – Myślałam, że wyprowadzisz się dopiero jutro! Dziś powinnyśmy po raz ostatni zamówić pizzę i spędzić wieczór w piżamach, zanim mnie rzucisz dla swojego chłoptasia.
– Uspokój się – wyciąga rękę. – Będziemy później miały naszą imprezę, ale teraz chcę się zająć ogłoszeniem. Chcemy je zredagować idealnie w stylu Zoe.
– A co to niby ma znaczyć?
– No, wiesz – odpowiada lekkim tonem.
Krzyżuję dłonie na piersi i marszczę nos.
– Nie, Delio, nie wiem. Powiedz mi, proszę, kim jest Zoe.
– Zoe jest troszkę drażliwa. Troszkę sarkastyczna. Nieokrzesana. Urocza. – Mruga do mnie, a ja się śmieję. – Nie mam pojęcia. Ty to po prostu… ty. Kimkolwiek będzie twój nowy lokator, lepiej, żeby nie miał nic przeciwko śniadaniom przy hip hopie, no i nie może wpadać w panikę, kiedy przez tydzień nie wystawisz nosa z pokoju, pracując nad jakimś projektem.
– Naprawdę uważasz, że musimy o tym wszystkim pisać?
Wzrusza ramionami.
– Pewnie nie. To faktycznie brzmi, jakbyś była trochę szalona.
– Wydaje mi się, że powinnam zrobić listę. Czekaj, wezmę zeszyt.
Zeskakuję z kanapy i idę przez korytarz do mojego pokoju; na chwilę zatrzymuję się przed drzwiami pokoju Delii i zaglądam do środka. Zostało tylko sześć pudeł i jej łóżko. Poza tym jest pusto.
Czuję ukłucie w sercu, a do oczu napływają mi łzy. Mrugam szybko, żeby je odgonić. Nie będę płakać. Nie będę płakać. Nie będę płakać, do diabła!
– Wiesz, ona będzie za tobą tęskniła.
Podskakuję na dźwięk głosu i odwracam się do intruza.
– Jesteś jak cholerny ninja, Zach.
– Przepraszam. – Uśmiecha się. Nie wygląda na skruszonego. – Chciałem tylko, żebyś wiedziała. Wydaje mi się, że powinienem przeprosić albo czuć się głupio, że ci ją kradnę, ale nie umiem.
Klepię go po ramieniu.
– Wcale nie powinieneś. Jesteście rewelacyjną parą. Zasługujecie na szczęście. Wściekam się tylko, że zabierasz mi moją kobietę. Wparowałeś tutaj i BACH! Już mnie zostawia.
– Nie martw się, nie stracisz przyjaciółki. Już ja o to zadbam.
– To brzmi, jakbyś uważał, że będziesz musiał ją siłą odrywać od swego boku. Nie myśl sobie, że jesteś taki wspaniały, Zach.
Unosi brew.
– No cóż, pozwolę sobie mieć własne zdanie.
Śmieję się i przepycham się obok niego.
– Cieszę się, że twoje ego pozostało nietknięte – mówię przez ramię i idę do swojej sypialni.
– Och, stwierdzam tylko oczywisty fakt.
Kręcę głową i biorę z łóżka sfatygowany zeszyt, po czym wracam do salonu. Nigdzie się bez niego nie ruszam, i to widać – jest tak zniszczony, że okładka zaczyna spadać ze spirali. Może powinnam kupić sobie nowy.
Mam trochę nietypowe podejście do zeszytów. Zapisuję każdą stronę do ostatniego skrawka. Rysunki, notatki, listy rzeczy do załatwienia, spisy lektur – to wszystko ląduje w moim zeszycie.
– Twój chłopak jest potwornie arogancki – mówię do Delii. Siadam obok niej, otwieram zeszyt i próbuję znaleźć w nim odrobinę wolnego miejsca.
– Prawda? To bywa jakby męczące.
– Jakby?
– No dobra, totalnie. Wykańcza mnie, ale ja to uwielbiam. – Wzdycha znowu z zadumą. – Okej, zamówmy teraz tę pizzę. Umieram z głodu.
– A Zach zostanie na obiedzie?
– Nie, do diabła. Nie pozwolę mu się objadać. W kółko nazywa mnie obżartuchem, ale sam nie jest lepszy. Pożre całą, zanim zdążę wziąć sobie chociaż kawałek.
– Co za świnia.
– Słyszałem to! – mówi Zach, wchodząc do mieszkania. – Zrobię jeszcze dwie rundki i zostawiam was, moje panie. Możecie sobie zamówić pizzę, plotkować do woli i bić się nago na poduszki, no wiecie, jak to dziewczyny mają w zwyczaju.
Rzucam Delii znaczące spojrzenie.
– Nadal myśli, że bijemy się nago na poduszki?
– Nie odpuszcza sobie tej koncepcji. Będzie bardzo rozczarowany, kiedy się dowie, że mamy zamiar tylko zmyć makijaż, zdjąć staniki i wskoczyć w dresy.
– Mówi, że przestał słuchać, kiedy wspomniałaś o stanikach. – Zach zaczyna poruszać brwiami.
Delia rzuca w niego kolejną poduszką, a on śmieje się i wychodzi.
Obraca z pudłami jeszcze trzy razy, całuje swoją dziewczynę na pożegnanie i zostawia nas, żebyśmy mogły świętować naszą ostatnią noc we wspólnym mieszkaniu.
– Pizza zamówiona – mówię, gdy Delia wchodzi do salonu, targając swój koc i poduszkę.
– Forteca? – proponuje.
– Jakbyś musiała pytać.
Bierzemy się za budowanie małej fortecy pomiędzy kanapą, stolikiem kawowym, szafką pod telewizor i stołkami barowymi, które przyniosłyśmy z kuchni.
Kiedy wszystko jest gotowe, nurkujemy pod koce i włączamy Parenthood – serial, który oglądamy nałogowo od tygodni. Jest mi smutno, bo został nam jeszcze jeden sezon, a tu masz – ona się wyprowadza.
– Nadal nie mogę uwierzyć, że zostawiasz mi tę nowiutką kanapę.
– To Zach ją kupił. To on się uparł, kiedy Pianek nadgryzł poduszkę. Powiedziałam mu, że możemy ją odwrócić i się tym nie przejmować. Rozstaję się z nią bez żalu, nam nie jest potrzebna. No wiesz, Zach ma w pełni umeblowany dom.
W sumie Delia ma rację, a poza tym w końcu to jego koza zżuła kawałek mojej starej kanapy.
– Wiem, wiem, wprowadzasz się do bogatego chłoptasia, który jest ogarnięty i tak dalej.
– On nie jest bogatym chłoptasiem – odpowiada obronnym tonem. Przeszywam ją znaczącym spojrzeniem. – No dobra, ma kasę, ale nie jest „bogatym chłoptasiem”. To brzmi tak… gnojkowato.
– No dobra. Zach nie jest bogatym chłoptasiem. Jest po prostu… dobrze sytuowany.
Delia prycha śmiechem.
– I tego się trzymajmy. Postaw tu laptop. Lecimy z tym ogłoszeniem.
Popycham komputer w jej stronę. Ustawia go sobie na kolanach, strzela knykciami, a jej palce zawisają nad klawiaturą.
– No dobrze, wymień najważniejsze cechy twojego nowego współlokatora.
– Hmmm… Długie brązowe włosy. Cięty język. Na imię powinna mieć Delia.
– Nie dramatyzuj. Czego naprawdę szukasz?
– Chcę mieszkać z kimś, kto będzie po sobie sprzątał. Kto nie przepada za imprezami, ale nie zrzędzi, jeśli czasem ktoś zostanie u mnie na noc… jeśli łapiesz, o co mi chodzi.
– Jasne. Tylko dziewczyny?
– Skąd. Wszyscy mile widziani, nieważne, co noszą w spodniach.
Delia chichocze.
– To będzie wyglądało genialnie w ogłoszeniu. – Zaczyna pisać. – Czekaj, czemu w sumie nie korzystamy z nowoczesnych technologii? Mogłybyśmy wrzucić to na jakiś serwis. W ten sposób miałabyś więcej potencjalnych kandydatów.
Potrząsam głową.
– Ogłoszenie jest bardziej osobiste, takie ludzkie.
– Jesteś pewna?
– O co ci chodzi? Myślisz, że nie mam szansy na sukces?
– Po prostu wydaje mi się, że ludzie nie zwracają już zbytnio uwagi na tablice ogłoszeniowe.
– Uwierz mi. Znajdę kogoś, i to będzie ta właściwa osoba. No dobrze, zaczynamy…
WSPÓŁLOKATOR POSZUKIWANY
Wszyscy mile widziani, nieważne, co noszą w spodniach!
Szukasz czegoś do wynajęcia? Mam coś w sam raz dla Ciebie!
Lubisz głośną muzykę? Mam słuchawki. Lubisz zapraszać gości
na noc? W takim przypadku słuchawki też się przydadzą ;-)
Szukasz kogoś, kto zapłaci część rachunków? Pozmywa naczynia? Wyniesie śmieci? Jeśli podrapiesz mnie po plecach,
to Ci się odwzajemnię (metaforycznie oczywiście).
Sprawdź mnie, zobaczysz, że się dogadamy.
Musisz mieć kasę na zapłatę z góry czynszu za pierwszy i ostatni miesiąc.
Musisz lubić Śniadania przy Muzyce.
Żadnych psów.
Nie sypiamy ze sobą.
Dwie sypialnie. Jedna łazienka.
350 USD miesięcznie plus koszt prądu.
Jeśli jesteś zainteresowany/a, pisz do mnie na ineedaro[email protected]
PS Zdjęcia kutasów przesyłam bezpośrednio do babci. Nie rób Jej tego.
OD: themredward[email protected]
DO: ineedaro[email protected]
TEMAT: Ogłoszenie…
Drogi Batmanie,
Na podstawie Twojego adresu zakładam, że chcesz, żeby zwracać się do Ciebie per „Batmanie”. Mam trochę fioła na punkcie komiksów, więc wybacz, jeśli się mylę.
Do rzeczy – przeczytałem Twoje ogłoszenie i chcę zadać kilka pytań, zanim dojdziemy do porozumienia.
1. Co jest nie tak z mieszkaniem? Lokalizacja? Stan? To mega tanio jak na tę okolicę.
2. Żadnych psów – to znaczy, żadnych zwierząt czy tylko psów?
3. Jaka jest średnia wysokość rachunku za prąd?
4. W jakim terminie można się wprowadzić?
Ostatni punkt to nie pytanie – chcę tylko powiedzieć „proszę bardzo”, nie wysłałem Ci zdjęcia kutasa.
Dziękuję za poświęcony mi czas,
Pan Edward Nigma
OD: ineedaro[email protected]
DO: themredward[email protected]
TEMAT: Masz szczęście
Drogi Edwardzie,
Muszę stwierdzić, że załącznik w postaci zdjęcia PTASZKA, a nie kutasa… no cóż, to mnie rozbawiło. Zasłużyłeś na odpowiedź.
1. Z mieszkaniem wszystko jest w porządku, i jest położone w miłej okolicy. Opłaty są niskie, ponieważ rodzice mnie kochają i nie pozwalają pracować przez długie godziny po zajęciach. Płacą sporą część czynszu.
2. Konkretnie – żadnych psów. Nie przepadam za nimi. Jestem kociarą. Niedawno dowiedziałam się, że w bloku wolno trzymać zwierzęta, więc pomyślałam, że uwzględnię to w ogłoszeniu. No, wiesz, żeby chronić swój tyłek i tak dalej.
3. Rachunek za prąd wynosi zwykle około 50 dolców.
4. Mieszkanie jest dostępne od razu, ale wolałabym najpierw trochę lepiej Cię poznać, zanim się wprowadzisz. Może dwa tygodnie? Nie proszę chyba o zbyt wiele?
Skoro już z tym się uporaliśmy, opowiedz mi coś o sobie, Edwardzie. Uzasadnij, dlaczego będziesz dobrym współlokatorem.
Na razie,
Najmniej Bruce’owaty ze wszystkich Bruce’ów Wayne’ów
OD: themredward[email protected]
DO: ineedaro[email protected]
TEMAT: Ach tak, coś o mnie.
Batmanie,
Nie chcę, żeby to zabrzmiało banalnie, ale w sumie jestem wymarzonym współlokatorem. Pracuję i mam inne obowiązki, więc nie spędzam w domu zbyt wiele czasu. Pewnie często będę nieobecny. Nie imprezuję, prawie nie zapraszam gości i mam bzika na punkcie sprzątania. Można wręcz stwierdzić, że kiedy przyjdzie czas, żebym wziął się do poważnej roboty dla dużych chłopców i opuścił Twoje mieszkanie, po prostu nie będziesz wiedziała, co ze sobą zrobić.
Powinienem także zaznaczyć, że masz szczęście – ja też jestem kociarzem. Mój ma sześć miesięcy, i bardzo chciałby przeprowadzić się razem ze mną. Załączam jego zdjęcie w nadziei, że Cię zauroczy.
OD: ineedaro[email protected]
DO: themredward[email protected]
TEMAT: Wciąż niezdecydowana…
Edwardzie,
Załączenie zdjęcia Twojego kota było niezłym pomysłem, ale wciąż jestem niezdecydowana. Wydajesz się zbyt wspaniały, żebyś mógł być prawdziwy.
Co z tym zrobimy? Boję się, że oddam ten wspaniały pokój komuś, kto mnie rozczaruje. Nie mówię, że to zrobisz, ale… #niepotrafiezaufać
Poza tym… jesteś facetem. Masz fiuta.
Ja mam cipkę.
Czy to nie będzie problemem?
OD: themredward[email protected]
DO: ineedaro[email protected]
TEMAT: Zero problemu.
Batmanie,
To mieszkanie też wydaje się zbyt wspaniałe, żeby było prawdziwe. Chyba utknęliśmy w martwym punkcie.
A co to zmienia, że masz cipkę? Jak dla mnie – nic. Ale czy Tobie przeszkadza mieszkanie z facetem? Dla mnie nie będzie to żadnym problemem.
Czy mogę Cię jakoś przekonać, że nie jestem totalnym dupkiem?
OD: ineedaro[email protected]
DO: themredward[email protected]
TEMAT: Hmmm…
Edwardzie,
Przyślij mi więcej zdjęć kota.
OD: themredward[email protected]
DO: ineedaro[email protected]
TEMAT: Łatwo Cię zadowolić.
Batmanie,
GOTOWE.
PS Nazywa się Getruś.
PPS Przepraszam, że odpowiadam dopiero teraz. Pamiętasz, wspominałem, że dużo pracuję i rzadko bywam w domu. Tak właśnie mam w tym tygodniu. Przysięgam, nie jestem sklerotykiem.
OD: ineedaro[email protected]
DO: themredward[email protected]
TEMAT: CZY TO Z POWODU JEGO ŁAPEK?!
Edwardzie,
Będę szczera, naprawdę tego było mi dziś potrzeba.
Myślałam, że jesteś sklerotykiem, przez jakieś dziesięć minut – potem przypomniałam sobie, co mi pisałeś o swoim zwariowanym rozkładzie dnia. Gdzie pracujesz, że jesteś aż tak zajęty, i jak dajesz radę pogodzić to z nauką? A do tego masz jeszcze inne obowiązki? Na którym jesteś roku? To naprawdę za dużo jak na jednego studenta college’u. Życie jest niesprawiedliwe, jeśli chcesz znać moje zdanie.
OD: ineedaro[email protected]
DO: themredward[email protected]
TEMAT: Przeprosiny
Edwardzie,
Minęły dwa dni, odkąd do mnie napisałeś.
Albo jesteś zajęty, albo też uznałeś mnie za wścibską, krytykującą wszystkich dookoła, wstrętną babę.
Przepraszam, jeśli przekroczyłam jakieś granice. Przysięgam, że zwykle nie jestem taka… upierdliwa.
Wydajesz mi się fajnym gościem i mam nadzieję, że niczego nie zepsułam.
PS Naprawdę, chcę, żebyś został moim współlokatorem, bo marzę o tym, żeby pieścić Twojego… kota.
OD: themredward[email protected]
DO: ineedaro[email protected]
TEMAT: Ojoj.
Batmanie,
Wiedziałem, że chodzi Ci tylko o kota.
Twoje pytania nie były zbyt wścibskie. Jestem na ostatnim roku, pracuję na nocną zmianę, uprawiam sport, a do tego mam obowiązki rodzinne.
Szczerze – sam nie wiem, jak to wszystko udaje się pogodzić. To trochę sporo, no, ale ktoś musi to robić, zgadza się? W każdym razie ciągle to sobie powtarzam. Jeśli ja się wszystkim nie zajmę, kto to zrobi?
Dobra, rozpisałem się bez sensu. Na pewno nie masz ochoty tego czytać.
Proszę, daj znać, czy oferta jest nadal aktualna.
OD: ineedaro[email protected]
DO: themredward[email protected]
TEMAT: Rozumiem
Edwardzie,
Rozumiem, o co Ci chodzi. Jestem jedynaczką, i przyznaję, że miałam do tej pory całkiem fajne życie, ale trochę jestem perfekcjonistką.
Trudno pogodzić artystyczną duszę z perfekcjonizmem.
Wiem, wiem, sama jestem sobie winna, ale nic na to nie poradzę. Mój mózg nie chce odpuścić, dopóki wszystko nie wygląda tak jak powinno… a wtedy natychmiast dopada mnie uczucie, że nigdy nic nie będzie właśnie tak.
Dlatego też moje życie uczuciowe wygląda tak, jak wygląda.
No tak, teraz ja rozpisałam się bez sensu. Z pewnością nie chcesz tego czytać.
Oferta jest wciąż aktualna. Dostałam kilka maili, ale żaden nie był idealny. Nawet Twój.
No proszę, i tak zatoczyliśmy pełne koło, prawda?
Lepiej skończę, zanim opowiem Ci historię mojego życia – tego nikt by nie chciał.
OD: themredward[email protected]
DO: ineedaro[email protected]
TEMAT: Pozwolę sobie nadmienić, że umiem słuchać ludzi.
Batmanie,
Przygotuj się… Trudne pytanie za 3, 2, 1…
Czy myślisz, że nadaję się na współlokatora? Pojawiły się pewne… no cóż, powiedzmy, pewne sprawy, i muszę znaleźć tańsze lokum. Wziąłem wczoraj wolne i chodziłem trochę po mieszkaniach, ale wszędzie były albo myszy, albo powietrze ciężkie od maryśki (no, wiesz, co kto lubi), a w jednym miejscu wynajmujący powitał mnie w samej bieliźnie. Jak widzisz, warunki okazały się dalekie od idealnych. Twoja oferta po prostu brzmi o wiele lepiej.
Czy będzie mi dane z niej skorzystać? Czy mam szukać dalej?
OD: ineedaro[email protected]
DO: themredward[email protected]
TEMAT: Desperacja
Edwardzie,
Opowiadam dopiero po dwóch dniach, bo…
Twój e-mail wydał mi się desperacki, i jakby troszkę… mętny.
Połowa mojej duszy mówi „O rany, biedny facet”, ale ta druga – ostrożna – mówi, że za bardzo Ci zależy, a to oznacza, że okażesz się dziwadłem albo seryjnym mordercą.
Dlatego jestem zdania, że powinniśmy się spotkać… w jakimś bardzo publicznym miejscu. To mi pozwoli stwierdzić, czy jesteś dziwadłem, czy nie.
Jakieś przemyślenia? Opinie? Wątpliwości?
OD: themredward[email protected]
DO: ineedaro[email protected]
TEMAT: Spotkanie
Batmanie,
Wchodzę w to.
Pasuje Ci w barze U Loli we wtorek o 18:00?
OD: ineedaro[email protected]
DO: themredward[email protected]
TEMAT: RE: Spotkanie
Edwardzie,
W takim razie jesteśmy umówieni!
OD: ineedaro[email protected]
DO: themredward[email protected]
TEMAT: Cholera
Nie miałam na myśli „Umówieni”.
Żadnego seksu, pamiętasz? Twoja magiczna różdżka nie trafi do czarodziejskiego kapelusza.
ŁAPIESZ?
OD: themredward[email protected]
DO: ineedaro[email protected]
TEMAT: ŁAPIĘ
Żadnego wkładania pałeczki cukrowej do Twojej herbatki? Otwierania bram Mordoru laską Gandalfa? Wślizgiwania się do Twojej Komnaty Tajemnic? Wrzucania moich maili do katalogu „Śmieci” w Twojej skrzynce?
Wow. Od razu powiedz, że mam się nastawić na zero frajdy.
PS TAK, ŁAPIĘ.
– Jak masz zamiar go rozpoznać? – O cholera – mruczę. – Tego nie omówiliśmy. Byłam w tym tygodniu tak zakręcona przez całą tę pracę nad projektem, że nie przyszło mi nawet do głowy zapytać, jak wygląda. Psiakrew.
Minęły niecałe dwa tygodnie, odkąd Edward skontaktował się ze mną w sprawie pokoju. Najpierw rozśmieszyło mnie jego imię.
Edward? Totalny Zmierzch.
Potem śmiałam się ze zdjęcia ptaszka, które mi przysłał – no bo faktycznie, nie było to zdjęcie fiuta. Wtedy już wiedziałam, że muszę mu odpisać, i trafił na pierwsze miejsce na liście kandydatów. Właśnie takiego współlokatora chciałabym mieć.
– Jesteś tego pewna, Zoe? Wydawał się zdesperowany. To chyba znak ostrzegawczy, no nie?
Potakuję.
– Owszem, ale nie sprawiał takiego wrażenia… wiesz, co mam na myśli?
Delia podnosi kącik ust, i wiem, że się ze mną zgadza. Pokazałam jej wszystkie maile od Edwarda. Żadna z nas nie wyczuła w nich niczego niepokojącego, choć uważałyśmy, że powinnyśmy, bo faktycznie był zdesperowany.
Patrzę, jak zakłada okulary przeciwsłoneczne na nos i się śmieje. Delia uparła się, że będzie na miejscu podczas pierwszego spotkania z Edwardem, ale nie jako przyjaciółka. Zamiast tego usiadła po drugiej stronie baru. Jest ubrana na czarno od stóp do głów; towarzyszy jej Zach w czarnej czapce z daszkiem nasuniętej na oczy, na którą nałożył kaptur od bluzy, a do tego dżinsy.
Z daleka rzucają się w oczy.
– Wyglądacie jak para idiotów – mówię.
– Zamknij się – warczy, urażona Delia. Zach wyczuwa napięcie wiszące w powietrzu i też robi naburmuszoną minę, choć przecież nie ma pojęcia, co się dzieje.
To się nazywa pełne wsparcie.
– Myślisz, że już przyszedł? – pyta Zach Delię.
– Nie widzę nikogo, kto by wyglądał na Edwarda.
– A jak wygląda Edward? – dopytuje Zach. Słyszę uśmiech w jego głosie. – Blady i skrzywiony, jakby miał zaparcie?
Delia sapie i wali go w ramię.
– Jak śmiesz! On po prostu walczył z pokusą, kiedy czuł jej zapach!
– Czy możemy odczepić się od Zmierzchu i skoncentrować się na zadaniu? Rozglądaj się dookoła, Delio. Czy ktoś tutaj wygląda jak mój Edward?
– Może ten koleś w rogu w tweedowej marynarce? Albo ten w niebieskim swetrze?
– Czyli dwóch ludzi w tym barze ubranych tak, jak Edward ubierał się w filmie?
Otwiera usta i zastyga w pozie wyrażającej wahanie.
– N…no tak – mówi w końcu.
– Idzie ci beznadziejnie.
– Czy naprawdę rozmawiacie ze sobą przez telefon, siedząc razem w barze?
Podskakuję na dźwięk znajomego głosu, przewracam szklankę i wylewam na stół napój gazowany.
Piorunuję wzrokiem sprawcę tego zamieszania.
– Wisisz mi Cheerwine.
Caleb Mills prycha, patrząc na butelkę po pysznym wiśniowym napoju.
– Cheerwine? Poważnie, Zoe?
– O co ci chodzi? To świetny napój i dobrze o tym wiesz. – Caleb kiwa głową i siada na stołku obok mnie. – Jasne, oczywiście, czuj się zaproszony, Caleb.
– Ach, dzięki. Owszem, napój jest w porządku, ale jesteś w barze, więc dlaczego nie pijesz?
Potrząsam szklanką.
– Właśnie piję.
– Co tu robi Caleb? – pyta Delia w moim uchu.
– Diabli wiedzą – odpowiadam.
Caleb odwraca się i macha do niej. Delia i Zach podnoszą szklanki w geście powitania.
To, jak cudownie dogadują się Delia i Caleb, choć zerwali ze sobą po sześciu miesiącach, nadal nie mieści mi się w głowie. Rozstali się jak przyjaciele, bez urazy, ale to zawsze trudne, kiedy twoja była zaczyna spotykać się z kimś innym i dzieje się to na twoich oczach.
Ale nie w ich przypadku.
W zeszłym roku, kiedy nagie zdjęcie Delii rozeszło się po znajomych, Caleb robił wszystko, by nam pomóc w ukryciu tożsamości dziewczyny ze zdjęcia, a potem nauczył rozumu tego dupka, który puścił fotkę w obieg.
To wtedy po raz pierwszy zwróciłam na niego uwagę w niewłaściwy sposób, i to nawet nie było olśnienie typu „O rany, on jest jakby przystojny” – bo to wiedziałam już od dawna.
Nie – chodziło o to, w jaki sposób walczył o przyjaciółkę, i zwrócił się przeciwko najmocniejszemu graczowi ze swojego zespołu, chociaż wiedział, że ryzykuje karierę sportową.
Chodziło o jego zapał i determinację.
Jego lojalność.
Nielojalność to cecha, na której sparzyłam się zbyt wiele razy. Lojalność Caleba przemawia do mnie, sprawia, że chcę go lepiej poznać, zbliżyć się do niego.
Fajnie byłoby mieć w życiu kogoś takiego jak on.
– Każ mu wyjść. Mamy tu misję, Zoe.
– Nie mogę po prostu powiedzieć mu, żeby sobie poszedł, Delio. To byłoby nieuprzejme.
Mój niespodziewany gość unosi brew.
– Owszem, nieuprzejme. – Uśmiecha się, a ja dostrzegam, jaki śliczny ma uśmiech.
Nie jestem ślepa; widziałam to już wcześniej. Dostrzegłam Caleba, zanim jeszcze dostrzegła go Delia, zawsze uważałam, że jest przystojny: taki typ słodkiego chłopaka z sąsiedztwa.
Ma jasne włosy, kędzierzawe na karku, i ciemnoniebieskie oczy, w których zawsze lśni iskierka dobrego humoru; Caleb jest przystojny, a zbyt wielu przystojnych facetów łamało mi serce zbyt wiele razy.
– Powiedz mu, że to on jest nieuprzejmy. Powiedz mu o naszej misji.
– Jesteśmy tu trochę zajęte, Caleb. Czy mógłbyś…?
Przykłada dłoń do piersi; w jego oczach migoce ten sam chochlik, co zawsze.
– A więc nie jestem wart twojego czasu? Nie jestem mile widziany, po tym wszystkim, co zrobiłem dla ciebie i dla Delii?
– Powiedz temu dupkowi, że nie może grać tą kartą w nieskończoność – mówi Delia.
– Nie mam zamiaru. On ma rację.
– Rację, srację. – Odsuwa telefon. – Ej, tu siem pracuje! – woła z akcentem. Jestem przekonana, że próbowała naśladować wymowę rodem z New Jersey, ale kiepsko jej wyszło.
Caleb śmieje się i kręci głową.
– Cheerwine, tak?
Kiwam głową, a Caleb wstaje i odchodzi w stronę baru.
– Mówiłaś, że jak on się nazywa? – pyta Zach Delię.
– Edward Cullen.
– Wcale nie Edward Cullen, oślico! – syczę przez telefon.
– No, dobra. Po prostu Edward.
– Przypomnij mi jego adres.
– Pokazałaś mu e-maile? – Z moich ust wydobywa się skrzek, tak donośny, że grupka ludzi siedzących przy sąsiednim stoliku odwraca się do mnie. Spoglądam na nich twardo, aż wszyscy odwracają wzrok.
– O co ci chodzi? Chciałam poznać też jego opinię.
– To prywatna korespondencja, Delio!
– To tylko Zach. O co tyle krzyku?
– Tylko Zach – mówi jej chłopak z nutką sarkazmu w głosie. – Zoe, pamiętasz jego adres mailowy?
– Nie pamiętam! – Caleb stawia przede mną kolejną butelkę Cheerwine, a ja kiwam głową w geście podziękowania, gdy siada. – Popatrz tylko.
Zach i Delia przeglądają wspólnie jej telefon w poszukiwaniu e-maili, które jej przesłałam.
Patrzę, jak Caleb pije piwo, i zachwycam się tym, jak przełyka… co jest najgłupszym powodem do zachwytu, jaki kiedykolwiek widziałam.
Nie dziwi mnie to jednak.
Od chwili, gdy Caleb pokazał swoją twarz szlachetnego rycerza, spoglądam na niego z zainteresowaniem. Z bardzo dużym zainteresowaniem, rzekłabym.
Którego jednak nie powinnam czuć.
Do diabła, to były mojej najlepszej przyjaciółki. Takich rzeczy się nie robi. To najważniejsza zasada dziewczyńskiego kodeksu: nie umawiasz się i nie sypiasz z byłymi przyjaciółek.
A to oznacza, że nie mogę spoglądać w jego ciemnoniebieskie oczy, patrzeć na kurze łapki, które pojawiają się, kiedy się uśmiecha, przyglądać się temu głupiemu dołeczkowi w podbródku i garbkowi na nosie, który zdradza historię jednego, a może i paru złamań, a już na pewno nie powinnam sobie wyobrażać, że spijam z jego pełnych ust tę kropelkę piwa, która na nich została.
Ale nie umiem się powstrzymać.
Cholera.
Potrząsam głową i staram się skupić na rozmowie, którą prowadzą właśnie Delia i Zach.
– Znaleźliście coś nietypowego?
– Owszem! Znaleźliśmy! – odpowiada Delia. – Daj Zachowi chwilę.
Patrzę, jak Zach przesuwa palcem po ekranie i szybko przegląda maile.
– Jak mogłaś tego nie zauważyć, Zoe? To bije po oczach.
– Co takiego? – pytam, po trosze zainteresowana, bo jednocześnie zastanawiam się, dlaczego Caleb ma na ręce stabilizator.
Kopię go pod stołem, a kiedy na mnie spogląda, wskazuję podbródkiem jego rękę.
– Złamanie – mamrocze. Otwieram szeroko oczy, zmartwiona, bo wiem, co to może znaczyć dla jego kariery baseballowej. – Wszystko w porządku.
Ciemnoniebieskie oczy mówią coś innego, ale odpuszczam. Kiwam głową i skupiam uwagę na Zachu.
– …Edward. Słyszysz, Zoe?
– Nie słyszałam. Powtórz.
– On nie ma na imię Edward. Zabawił się twoim adresem e-mail i też przybrał imię postaci z komiksu.
– Co takiego? Kogo? Jakiej postaci?
– Człowieka-Zagadki, który w rzeczywistości nazywa się Edward Nigma. E. Nigma. Enigma. Łapiesz?
Kiwam głową i próbuję przetrawić tę informację. To oznacza, że nie mam pojęcia o facecie, z którym mam się dziś spotkać. Nie znam nawet jego imienia.
Cholera.
Co ja sobie myślałam? Proponuję nieznajomemu, żeby ze mną zamieszkał? Chyba upadłam na głowę.
– Jesteś pewien, Zach?
– Pytasz mnie, króla maniaków, czy jestem pewien? Owszem, całkowicie.
– No więc czego… albo kogo… powinnam tu szukać?
Zach chichocze, słysząc w moim głosie irytację, i mam naprawdę ochotę pokazać mu środkowy palec. – Pewnie kogoś ubranego w T-shirt z zagadką.
Zapraszamy do zakupu pełnej wersji książki
Zapraszamy do zakupu pełnej wersji książki