Uzyskaj dostęp do tej i ponad 250000 książek od 14,99 zł miesięcznie
22 osoby interesują się tą książką
Ha!art 2025, nr 62 Półrocznik pod redakcją Aleksandry Małeckiej i Piotra Mareckiego pt. "Kto kogo lubi czytać z obecnie piszących o literaturze polskiej?"
Spis treści
Ha!art 2025, nr 62
WIELKA ANKIETA: Kto kogo lubi czytać z obecnie piszących o literaturze polskiej?
2. JURORSKIM OKIEM:
a. Jerzy Jarniewicz, Luźne kartki eksjurora
b. Jakub Kornhauser, Pleń z literek
c. Joanna Orska, ***
d. Jakub Skurtys, Wyznania małego jurora
e. Alina Świeściak, O skandalu zarządzania gustem
3. WIERSZ: Natalia Malek, Na bieżąco
4. WIERSZE: Edward Pasewicz, Na końcu wszyscy tańczą; Jaki dać mu tytuł?; Staram się jeść
5. WIERSZE: MLB, Z jednej ręki; Z przedwiośnia; Ćwiczenia z geopoetyki; Z kiholu; Z ruchu drogowego
6. ESEJ: Joanna Łępicka, kiss&ride
7. ESEJ: Marcin Świątkowski, Książki i książki. Żelazna kurtyna polskiego pola literackiego
8. ROZMOWA: Niedziela na Ziemi. O książce Niedzielne ziemie. Poezja i dobra wspólne z Dawidem Kujawą rozmawia Miłosz Biedrzycki – rozmowy część druga
9. OPOWIADANIE: Anon77, Prompt
10. OPOWIADANIE: Ziemowit Szczerek, Scooby Doo i mechaniczne dusze
11. OPOWIADANIA: Jurij Zawadski, Przystojny mężczyzna; Notatka o szczęściu; Blizna
Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:
Liczba stron: 222
Rok wydania: 2025
Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:
Ha!art 2025, nr 62 Półrocznik pod redakcjąAleksandry Małeckiej i Piotra Mareckiego
Istniejemy od 1999 roku
Wydanie I
ISSN 1641-7453
Redaktorka prowadzącaAleksandra Małecka
Wsparcie merytoryczneMateusz Mazur
Zespół redaktorsko-korektorskiMiłosz Biedrzycki, Weronika Klimowicz-Kozłowska, Wojciech Kopeć, Aleksandra Małecka, Michał Rymaszewski, Monika Węgielewska
Projekt typograficzny, skład i łamanieBy Mouse | www.bymouse.pl
Dystrybucja, promocjaPiotr Miernikowski
E-bookeLitera s.c.
Dofinansowano ze środków Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego pochodzących z Funduszu Promocji Kultury – państwowego funduszu celowego
Wydawca Wydawnictwo Ha!art ul. Konarskiego 35/8, 30-049 Kraków tel. 795 124 [email protected]
Wydawnictwo Ha!art
@wydawnictwohaart
@wydhaart
@wydhaart
Rok 2025 to dla pisma „Ha!art” czas ponownego spotkania z odbiorcą literatury w Polsce po ośmioletniej przerwie. Zaczęliśmy od wsłuchania się w głosy, które tworzą, komentują i kwestionują współczesne pisanie. Po numerze 61, w którym podjęliśmy próbę rozpoznania, co z literatury ostatniego ćwierćwiecza typuje się obecnie do przetrwania i w jaki sposób układa się dzisiaj mapa znaczeń, wracamy z kolejnym krokiem: WIELKĄ ankietą o pisaniu o literaturze, czyli (nie tylko o) krytyce literackiej – a także, jak się okazało, o wadze krytyki w polu literackim i jej nieustającej walce o autonomię. Zalecamy dwa najnowsze numery półrocznika czytać łącznie.
Do rozmowy o rozmowie o literaturze udało nam się zaprosić aż sześćdziesięcioro aktorów pola – krytyków, twórców, redaktorów, badaczy, wydawców. Interesuje nas, kogo ceni środowisko, kto tworzy projekty krytyczne, ale też: czy głosy te słyszą się nawzajem.
Kolejnym cyklem „środowiskowym” w numerze są wypowiedzi jurorów i jurorek nagród literackich, odsłaniające kulisy i kuchnie ich jurorowania.
Ale „Ha!art” to nie tylko wgląd w pole na poziomie meta. To również miejsce dla nowości i przestrzeń umacniania środowiska twórczego. Lubimy myśleć o piśmie jako o laboratorium, w którym pichcą się niekiedy zaczątki większych przedsięwzięć wydawnictwa Ha!art. Możemy na przykład zdradzić, że mamy na warsztacie wybór wierszy Edwarda Pasewicza, pieczołowicie przygotowany edytorsko przez Pawła Kusiaka, a na odcinku prozatorskim trzymamy kciuki za Anona77, by kończył swój zbiór opowiadań pod roboczym tytułem Pięć pedalskich przypowieści – zapowiadamy tym samym oblicze queeru, jakiego w polskiej literaturze chyba jeszcze nie było.
Na ostatniej stronie pisma czytelniczka znajdzie okładkę książki Pięć adaptacji Mateusza Górniaka – pozycji polskiej i zwiastującej zwrot polski w literaturze, który już dziś wydaje nam się jednym z najciekawszych zjawisk nadchodzących lat. Bardzo prawdopodobne, że właśnie tej tematyce poświęcimy kolejny numer. Już teraz zapraszamy do proponowania tekstów – interpretacji, polemik, diagnoz i manifestów.
PS Uczestników numeru zaprosiliśmy do minizabawy literackiej – zamiast biogramów poprosiliśmy o przesłanie trzech słów o sobie. Jak łatwo zauważyć, twórcy podeszli do rygoru liczb w sposób humanistycznie niesubordynowany – i za to humanistów lubimy!
Aleksandra Małecka i Piotr Marecki –redaktorzy pisma „Ha!art”
Pytanie: Kogo z obecnie piszących o literaturze polskiej lubisz czytać?
Wytyczne dla wypowiedzi: krótko – parę słów, akapit, maks. 1500 znaków. Zamiast biogramu: określ się trzema słowami.
Ankieta „Ha!artu” poświęcona szeroko pojętemu pisaniu o literaturze powstała w sposób dość organiczny. Zaczęliśmy od zaproszenia osób, których działalność sami śledzimy i cenimy, a następnie – metodą kuli śniegowej – pytanie zaczęło krążyć coraz szerzej, trafiając do kolejnych uczestników. W efekcie zebraliśmy odpowiedzi od sześćdziesięciu osób. To może niewiele, biorąc pod uwagę rozległość pola, ale wystarczająco, by uznać, że co najmniej sześćdziesiąt osób w Polsce interesuje refleksja krytyczna na temat polskiej literatury – co już samo w sobie jest faktem wartym odnotowania.
Pytanie ankietowe sformułowaliśmy celowo w taki sposób, by jego przedmiot obejmował krytykę literacką sensu stricto, jak również szerzej pojętą rozmowę o literaturze. (Okazało się zresztą, że rozmowę nie tylko pisaną, ale – jak dowartościowują niektórzy respondenci – również ustną).
Zebrane głosy pokazują zróżnicowany stosunek do tak rozumianej krytyki. Część odpowiadających śledzi ją na bieżąco i deklaruje autentyczne zainteresowanie tym, co piszą (i mówią) inni. To cieszy – okazuje się, że krytycy, osoby pisarskie i poetyckie rzeczywiście czytają (i słuchają) się nawzajem, komentują i reagują na swoje wypowiedzi. Inni przyznają, że robią to rzadko lub wcale, a niektórzy zasugerowali, że po prostu brakuje autorów, z którymi byłoby im po drodze – choć mało kto chciał to wyznać otwarcie na ha!artowych łamach.
Oprócz bezpośrednich odpowiedzi na pytanie („kogo?! nazwiska!”), pojawiło się dużo postulatów względem krytyki, z których chyba najczęstszym jest różnie rozumiana niezależność. Wielu respondentów postulowało krytykę niepokorną – taką, która nie tylko ocenia, ale zadaje również pytania o samą formę krytyki. Z tych wypowiedzi wynika, że większe znaczenie niż klasyczna „recenzja” ma dziś projekt krytyczny: autorski sposób myślenia o literaturze, eksperyment, osobisty idiom. Innymi słowy, w cenie jest nie tyle tekst jako sąd, ile pisanie o literaturze jako praktyka twórcza.
Obok polonistów docenia się między innymi także wypowiedzi twórców (w szczególności kilkukrotnie wybrzmiewa dowartościowanie poetów zabierających głos na temat poezji), księgarzy, tłumaczy, redaktorów i innych aktorów pola, w tym tak zwanych zwykłych czytelników.
Czytelniczka zainteresowana tym, gdzie dziś szukać rozmowy o literaturze, spostrzeże, że choć nadal silna pozostaje akademia (jej głos, styl i autorytet wciąż wyraźnie kształtują przestrzeń dyskusji), to miejsc inspirujących dyskusji okołoliterackich może być wiele: oprócz książek wskazywano, oczywiście, pisma, ale także podcasty, audycje radiowe, strony z memami, portale z feedbackiem od czytelników, bookstagram, blogowe ostańce, wreszcie korespondencję prywatną. Obok polonistów docenia się między innymi także wypowiedzi twórców (w szczególności kilkukrotnie wybrzmiewa dowartościowanie poetów zabierających głos na temat poezji), księgarzy, tłumaczy, redaktorów i innych aktorów pola, w tym tak zwanych zwykłych czytelników.
Na marginesie warto też wspomnieć o zjawisku, które niektórzy sygnalizowali z rozbawieniem: najpierw się czytali, potem się poznali. Problem „kolesiostwa” istnieje, ale wynika raczej z naturalnych przecięć środowiskowych niż z hermetycznego zamknięcia – część uczestników ankiety przyznała, że te relacje bywają zarówno inspirujące, jak i ograniczające. Niektórzy z uznanych krytyków i krytyczek wskazali na młodsze osoby, zaczynające dopiero swoje projekty. No i bardzo dobrze!
Z ankiety wynikają też pewne postulaty praktyczne – rodzaj wskazówek dla redakcji, instytutów, organizatorów grantów i programów kulturalnych. Przede wszystkim warto inwestować w tych, których wskazuje samo środowisko – w ludzi, którzy faktycznie przyciągają uwagę i nadają ton dyskusji. To ściąga dla instytucji: u kogo zamawiać teksty, komu proponować stypendia, kogo zapraszać do jury czy debat. Stypendia krytycznoliterackie, fundusze na dłuższe formy, wsparcie dla krytyki eksperymentalnej to nie luksus, ale konieczność, jeśli nie chcemy, by na miejscu krytyki pozostały wyłącznie influencerstwo, sponsorowane blurby i polecajki.
Najważniejszy wniosek, który naszym zdaniem wyłania się z ankiety, brzmi: krytyka nie zniknęła, krytyka jest szanowana. Krytyka wraca do łask, zmienia formy, dostosowuje się do nowego obiegu, ale wciąż spełnia funkcje filtrowania, komentowania, interpretowania literatury. Jest potrzebna – także po to, by zostało coś więcej niż pisanie rozwiniętych opisów prasowych „w imieniu wydawnictw”.
Krytyka wraca do łask, zmienia formy, dostosowuje się do nowego obiegu, ale wciąż spełnia funkcje filtrowania, komentowania, interpretowania literatury.
Ankieta ma ambicję, by stać się artefaktem historycznoliterackim, który – zgodnie z sytuacją w 2025 roku – mapuje przemiany polskiej krytyki i wskazuje kierunki, w jakich to pole się rozwija. Przygotowując ją, mieliśmy w pamięci wyniki badań socjologiczno-literackich sprzed ponad dekady1, w których znacząca część uczestników pola literackiego wyrażała nieufność wobec krytyki – traktowała ją jako zbędny lub zbyt zamknięty element obiegu. W tamtym czasie dominował pogląd, że krytyka ma charakter marginalny: znaczenie przypisywano jej głównie w obrębie poezji i w sektorze tak zwanej heterodoksji i autonomii, czyli obszarze młodych, niezależnych wydawnictw i środowisk. Wobec dużych, „konsekrowanych” oficyn krytyka wydawała się pozbawiona wpływu. Im bliżej rynku, tym mocniej akcentowano jej słabość, nieefektywność, a nawet „skorumpowanie”. Często podkreślano, że publiczność nie potrzebuje pośrednika, że „jest reklamowanie książek, a nie krytykowanie książek”, a rozmowa o literaturze toczy się wyłącznie między „przekonanymi”.
W porównaniu z tamtymi diagnozami wyniki naszej ankiety przynoszą pewną zmianę tonu. Choć wciąż obecne są głosy wskazujące na marginalizację krytyki, w wielu wypowiedziach widać powrót wiary w jej znaczenie. Krytyka przestaje być traktowana wyłącznie jako dodatek do rynku książki, a zaczyna być postrzegana jako niezależna praktyka myślenia o literaturze, zdolna do porządkowania, komentowania i tworzenia nowych kontekstów. Można by odwrócić rozpoznanie sprzed dziesięciu lat: w obliczu nadmiaru produkcji literackiej, influencerstwa, zblatowania rynku książki z biznesem, odejścia od modelu inteligenckiego obecnie w cenie jest „krytykowanie książek, a nie reklamowanie książek”. Współczesne środowisko krytyczne – mimo rozproszenia i braku wspólnego centrum – jest żywe, eksperymentalne, coraz częściej autorefleksyjne. W tym sensie ankieta z roku 2025 stanowi nie tylko zapis opinii, ale też świadectwo przemiany: od nieufności i deprecjacji w stronę ponownego uznania krytyki za istotny element obiegu literackiego.
W tym miejscu pragniemy złożyć szczere gratulacje wszystkim osobom, które zostały wymienione w ankiecie przez innych krytyków, redaktorów, badaczy i praktyków literatury. Wasze nazwiska pojawiły się nie przypadkiem, lecz jako dowód najwyższego uznania, znak, że zainteresowaliście środowisko, że Wasze teksty, gesty, myśli i głosy kształtują współczesną krytykę – jej język, temperaturę i kierunki rozwoju. Nie wahamy się powiedzieć, że znalezienie się w tym gronie to dziś jedna z najczystszych form symbolicznego wyróżnienia, przyznawanego nie przez instytucje czy kapituły, lecz przez uczestników życia literackiego. W ten sposób samo środowisko wskazało, kogo czyta, kogo słucha, kogo się obawia, z kim się spiera i kogo podziwia. To właśnie z Waszych głosów, opinii, niekiedy półszeptów i zastrzeżeń powstaje obraz współczesnej krytyki literackiej: żywej, rozproszonej, ale wciąż istotnej. To Wy współtworzycie historię literatury.
PS Dla pełnego obrazu należy wspomnieć o kilkudziesięciu głosach, które nie dołączyły do ankietowego chóru, głosach na nie („nie lubię, nie czytam, nie powiem, nie dam rady w nawale pracy”). W ramach ciekawostki nadmieńmy, że wśród osób osadzonych w instytucjach pola jako redaktorzy, specjaliści czy urzędnicy kultury trzy osoby w pierwszym odruchu napisały odpowiedź na inne pytanie (z czego jedna ostatecznie zrezygnowała z dalszego udziału w ankiecie), cztery osoby bez ogródek przyznały, że nikogo nie czytają / nie lubią czytać, a trzy osoby wymówiły się konfliktem interesów (ktoś mógłby poczuć się urażony pominięciem w ich wypowiedzi).
Połowę ludzi, których wymienię, znam, lubię, przyjaźnię się z nimi, jestem z nimi w związku bądź w trudnych do określenia relacjach, byliśmy kiedyś razem na piwie – i tak dalej. Nieżyczliwy mi czytelnik może stwierdzić, że piszę o nich ze względu na prywatne relacje, życzliwy może z kolei spekulować, że nasze prywatne relacje są zbudowane między innymi na szacunku do wzajemnej pracy. Nie mnie rozsądzać, jak jest – sprawa z pewnością jest nieczysta.
A więc: lubię czytać Wojciecha Kopcia ze względu na jego czujne oko zaangażowanego w sprawy poezji komentatora, ale lubię też Olgę Żyminkowską z uwagi na jej bezpardonowy dystans i ekscytująco naostrzone pióro. Bardzo lubię Łukasza Żurka i Martę Koronkiewicz, bo oboje nerdowsko drążą w sprawach, na które ja bym nie zwróciła uwagi, a nasze wybory estetyczne często się różnią, choć raczej w detalach niż dużych ustawieniach. Bardzo podobała mi się ostatnia recenzja Karoliny Cieślik-Jakubiak książki Désérable Kruszenie świata. Podróż do Iranu (opublikowana w „Małym Formacie”), ale nie pamiętam, żebym czytała inne jej teksty. Z ludzi od prozy najbardziej obecnie lubię Igora Kierkosza i Paulinę Małochleb (nawet jeśli z tą drugą fluktuujemy od zbijania sztamy do radykalnej niezgody). Pawła Kaczmarskiego i Barbarę Rojek lubię za to, że rzucają duże rozpoznania, nie owijają w bawełnę i nie grają w żadne towarzyskie szachy 5D. Uważam też, że Hanna Jaskuła pisze bardzo porządne interpretacyjnie recenzje poezji w „Czasie Kultury” i chciałabym poczytać jej więcej.
Z punktu widzenia wydawcy mogę powiedzieć, że niestety krytyka literacka ma nieduże znaczenie, bo nie sprzedaje mi książek. Uważam, że robimy jedno z najlepszych wydawnictw w Polsce, a sprzedajemy po tysiąc czy dwa tysiące egzemplarzy. Praktycznie nikt z krytyków i krytyczek nie ma przełożenia na sprzedaż. Nagrody literackie, z nielicznymi wyjątkami, również się nie liczą. Krytycy mainstreamowi i ci z gremiów tworzą być może hierarchię, ale nie mają wpływu na to, co dla mnie najistotniejsze. Uważam, że takie powieści jak Wniebogłos czy Koniec powinny się sprzedawać luźno w pięciu tysiącach egzemplarzy.
Jako czytelnik kieruję się chyba głównie miejscami. Nie ma ich zbyt wiele, ale czytuję „Mały Format” czy „Dwutygodnik”, czasem „Tygodnik Powszechny”. Prasa o szerszych zasięgach – tygodniki opinii i tak dalej – praktycznie oddała pole, więc trzeba szukać dość głęboko w niszy. A w tej niszy bywa różnie, bo przecież zniknął „KONTENT”, zniknęły „Wizje”. Zapewne coś nowego niedługo powstanie, bo jednak zawsze ktoś młody próbuje. Teraz obserwujemy na przykład próbę rewitalizacji „Twórczości” i wygląda to całkiem ciekawie. W redakcji są bardzo utalentowane osoby, między innymi Barbara Rojek czy Łukasz Żurek (to już doświadczony krytyk, co jednak nie odbiera mu talentu). Z ciekawością śledzę Zuzannę Salę, bożego szaleńca Jakuba Skurtysa, czytam Monikę Ochędowską, Macieja Jakubowiaka. Mam nadzieję, że „Dziennik Literacki” będzie się rozwijał i tak dalej.
Innymi słowy: jest fatalnie, ale też nieźle.
Lubię krytykę, która się spiera i wie, dlaczego to robi; która rozumie, że może się mylić; nie jest wyrazem „własnej opinii” ani tym bardziej „własnej wrażliwości”; nie jest dziennikarstwem kulturalnym; nie poprzestaje na parafrazie notki z czwartej strony okładki wraz z biogramem autorki lub autora; która nie wynika z koleżeńskich więzi ani z zachwytu – zachwyt nie wydaje mi się wystarczającą przesłanką, żeby zająć się czymś na poważnie; która jest solą w oku, drzazgą w bucie, palcem w ranie.
Lubię eseistykę, która jest dobrze napisana, bo lubię dobrze napisaną literaturę; szkice, które nie są zbiorem impresji; nie przesłaniają retoryką niedostatków myśli; stanowią efekt lektur oraz namysłu; wyrastają ze zrozumienia procesów materialnohistorycznych, ale nie porzucają języka; wątpią i wzbudzają uzasadnione wątpliwości; nie są napinaniem muskułów, sileniem się na błyskotliwość; nie przedkładają „ja” osoby piszącej nad omawiane książki.
Kto tak pisze? Wolałbym nie mówić, bo lubię teksty o literaturze, które nie są wymienianiem nazwisk, nagród i tytułów.
Skoro jednak zostałem wywołany do odpowiedzi, wspomnę o trzech książkach, do których szczególnie lubię wracać (lista nie jest kompletna). Są to: Urwany ślad Jacka Gutorowa, I jest noc odległego życia w tej elegii Marty Koronkiewicz oraz Neofuturzy i futuryści Marty Baron-Milian.
Gdy piszą o poezji, kogo lubię czytać? Trudno to wszystko zebrać, ale spróbuję – na pewno coś mi umknie.
Lubię finezję Skurtysa, koncepcje Kujawy, analizy Żurka i spojrzenie Rojek, lubię rozmach Orskiej, subtelność Waligóry, dynamikę Górnickiej, precyzję Koronkiewicz, tematykę Nowackiej, konsekwencję Kaczmarskiego i zadziorność Sali.
Cenię także serię „awangarda/rewizje”, zwłaszcza Kornhausera Strajki, zakłócenia, deformacje, Wójtowicza Nową Sztukę czy Bogaleckiego Dochodząc do głosu. Wiersze-partytury w audiosferze polskiej neoawangardy, a z esejów innych, to na przykład Marty Baron-Milian Neofuturzy i futuryści: kryptohistorie polskiej awangardy.
I super, gdy o poezji piszą sami poeci, więc eseje: Sosnowskiego Stare śpiewki, Mueller Stratygrafie, Bartczaka Świat nie scalony, Fiedorczuk Złożoność nie jest zbrodnią, Jarniewicza Tłumacz między innymi, Bonowicza cykl Moi Mistrzowie. Intrygującym tekstem pozostaje dla mnie posłowie do Błękitnej wieży w przekładzie Biedrzyckiego i Wawrzyńczyka.
I chyba to nie wszystko, bo pewnie coś umknęło.
Bez zbędnej dyplomacji przyznam, że większa część współczesnej krytyki mnie nudzi. Są głosy, które lubię czytać w kontrze, na przykład Pawła Kaczmarskiego, bo wiele z jego diagnoz wystaje poza toporną strukturę jego projektu i po prostu do mnie przemawia. Inaczej jest z tymi wypowiedziami, które obsesyjnie trzymają się interpretacyjnej funkcji krytyki – pewnie ktoś ich potrzebuje, mnie nie bawią. Męczę się przy nich i mam przekonanie, że po drugiej stronie też ktoś się męczył.
Cenię Jakuba Skurtysa za szeroki gest. Czasem mam wrażenie, że za dużo rzeczy mu się podoba, ale zaglądam do jego tekstów i znajduję w nich intelektualnie ciekawe rozpoznania.
Kawałki Rafała Wawrzyńczyka czytałem z przyjemnością, jeszcze zanim się poznaliśmy, a poznaliśmy się ze względu na te kawałki, więc nie będę tłumaczył się z koteryjności – jest to po prostu ten model krytyki, którego realizacji chciałbym zobaczyć więcej. W tym samym stopniu ignoruje on metodologię, co tradycyjną hermeneutykę, ma silnik ogromnej wrażliwości estetycznej i nadwozie plastycznego języka. Nie potrzeba nic więcej. Nie jest akademicki ani antyakademicki, jest w najlepszym sensie „bohemiczny”. Jego wpływy dostrzegam choćby u Michała Memeszewskiego, którego teksty staram się śledzić.
Kawałki Rafała Wawrzyńczyka czytałem z przyjemnością, jeszcze zanim się poznaliśmy, a poznaliśmy się ze względu na te kawałki, więc nie będę tłumaczył się z koteryjności – jest to po prostu ten model krytyki, którego realizacji chciałbym zobaczyć więcej. W tym samym stopniu ignoruje on metodologię, co tradycyjną hermeneutykę, ma silnik ogromnej wrażliwości estetycznej i nadwozie plastycznego języka. Nie potrzeba nic więcej. Nie jest akademicki ani antyakademicki, jest w najlepszym sensie „bohemiczny”. Jego wpływy dostrzegam choćby u Michała Memeszewskiego, którego teksty staram się śledzić.
Ostatnie odkrycia: ubawiłem się przy recenzji pod tytułem Samotny ping-pong, w której nieznana mi wcześniej Olga Żyminkowska rozerwała na strzępy „projekt” Macieja Meleckiego, demonstrując jego fasadowość, pseudointelektualizm i pozerstwo.
1. „lubię czytać”
Chociaż sporo czytam, to nie lubię czytania w ogóle. Jest niewygodne. Podczas czytania na leżąco bolą mnie kolana. Podczas leżenia na brzuchu – kolana i zgryz, leżenia na plecach – kolana i ręce, na którymś z boków – kolana i skronie. Czytanie siedząc, nawet jeżeli siedząc wygodnie, wiąże się u mnie z bólami oczu, ich łzawieniem, zamgleniem okularów, zamazywaniem się tekstu, ciągłym zsuwaniem się z krzesła, nieustannym i niepowstrzymanym wylewaniem się z krzesła, fotela czy innego siedzenia.
2. „o literaturze czytać”
Miałem kiedyś szefa. Dziwak. Powiadał, że „Przegląd Sportowy” leży w jego stosiku tekstów dziennych na samym dole. Lektura „Przeglądu” była dla W. nagrodą za wcześniej poniesiony trud. Ta apatyczna wobec siebie postawa nie podoba mi się, ale podoba mi się puenta.
3. „piszących o literaturze”
Co innego osobowości. Ludzie spoza manier półświatka. Ludzie używający słów tak, jak je sami rozumieją a nie tak, jak rozumie je ich Hegel, Tischner czy Miodek.
4. „Kogo z obecnie piszących czytać”
Wyobraź sobie, że na twoje nazwisko składają się części wspólne („-ski”, „-cka”, „-man”, „-icz” i tak dalej), a teraz wstań śmiało i znajdź w swoim nazwisku elementy niekonstrukcyjne: martwe drzwi, tajemną miskę na orzechy, kwiatek, do którego wrzucasz fusy. U mnie to fraza „janick”. Wchodzę ci ja do tekstu, daję Ctrl+F, wpisuję znaki „janick”, daję Enter i Esc...
PS 5. „polskiej”[1].
[1] „Nie martw się o to, Heliosie, / odrzekł Zeus mu, i nadal świeć nam i ludziom śmiertelnym”. Odysseja (W. Dawidowicz), Warszawa 2022.
Podstawę stanowi dla mnie śledzenie tego, co dzieje się w czasopismach literackich, a teraz przede wszystkim to, co dzieje się w „Dzienniku Literackim”, który dał przestrzeń wielu głosom krytycznoliterackim. Czytam recenzje książkowe pojawiające się w „Dwutygodniku”, „Znaku”, „Tygodniku Powszechnym”, „Czasie Literatury”, „Małym Formacie”. Staram się śledzić teksty poświęcone poezji, w szczególności pióra Joanny Orskiej, Jakuba Skurtysa, Zuzanny Sali, Dawida Kujawy. Ważne są też dla mnie głosy krytyczne Anny Marchewki, Pauliny Małochleb i Katarzyny Szopy. Jeśli potrzebuję zobaczyć coś z trochę innej perspektywy, sięgam po teksty Kingi Dunin, Olgi Drendy czy Agaty Sikory.
Nie lubię czytać długich tekstów krytycznych przed lekturą książki, dlatego śledzę to, co się dzieje w mediach społecznościowych. Podglądam między innymi bookstagrama (wymienionej tu już) Zuzanny Sali, krótkie teksty Anny Karczewskiej czy Aldony Kopkiewicz.
Mam ogromny szacunek do pracy księgarzy i księgarek. Praca w księgarni to niekończąca się rozmowa o literaturze, życie w żywej tkance krytyki literackiej. Jeśli gdzieś natykam się na teksty o książkach czy polecenia czytelnicze autorstwa osób księgarskich (choćby Maćka Oleksego, Pauliny Marszałek, Justyny Zając czy Pauliny Frankiewicz), zawsze mocno im ufam.
Bardzo lubię czytać pogłębione analizy i interpretacje książek, jakie zapewniają: Grzegorz Jankowicz, Łukasz Kaczyński, Juliusz Kurkiewicz, Witold Mrozek (jeśli ma okazję wypowiedzieć się obszerniej). Nie wspominam o Justynie Sobolewskiej, której pisanie bardzo lubię, ale na ogół są to tylko nieco szersze zajawki. Ma ona za to ogromną moc opiniotwórczą i sprawczą. Cenię też ogromnie Szymona Kloskę za jego sposób interpretacji książek. I w internecie: Łukasza Najdera. Pewnie jeszcze kogoś pominęłam.
Nadal najmocniej imponuje mi pisanie Macieja Jakubowiaka, chociaż byłem w drużynie zirytowanych jego tekstem postulującym niekłócenie się o literaturę. Jednak gdybym swego czasu nie naczytał się jego esejów i recenzji (też tych negatywnych!) w „Dwutygodniku”, to dzisiaj sam pisałbym mniej odważnie. Jakubowiaka czyta się zawsze jak wciągającą prozę, nikt tak żywo i przejrzyście nie składa u nas zdań i akapitów.
Z młodej gwardii trzymam sztamę z Zuzanną Salą i Łukaszem Żurkiem. Oboje udowadniają, że o literaturę można się dzisiaj fajnie pokłócić, można celnie krytykować, a przy tym wcale nie trzeba obrazić tego czy owej. Zuzanna i Łukasz potrafią mądrze zagadać o polityczności literatury, i to zarówno w ramach tekstu akademickiego, jak i bookstagramowej inby. To się ceni, tego się chce więcej. Nadal czekam na równie mocne głosy z jeszcze młodszego pokolenia. Wierzę, że po kolejnej fali wsobnych dyskusji o tym, jak pisać o książkach, ktoś w końcu się wyłamie i faktycznie coś świeżego i wyrazistego o nich napisze.
Kogo lubię czytać z piszących o literaturze? Kurczę, nieczęsto o tym myślę, bo po prostu to jest coś, co weszło mi w nawyk, w codzienność. Widzę jakieś teksty krytyczne o literaturze w internecie czy w czasopiśmie, które właśnie trzymam w ręku? Otwieram i czytam. Choć w internecie to wygląda różnie. Zazwyczaj polega to na tym, że czytam noty o książkach na Instagramie, na kontach, które obserwuję. Zazwyczaj to Zuza Sala, Łukasz Żurek i Ania Karczewska, ewentualnie anglojęzyczne profile typu @literarianist albo @alifeonbooks. Jednak z zasady wiele bookstagramowych profili raczej służy informowaniu o nowościach książkowych albo o świeżo zakupionych książkach (ewentualnie towarzyszą zdjęciom lapidarne, mało znaczące streszczenia, opisy motywów).
Z czytaniem czasopism internetowych rzecz wypada bardziej chaotycznie. Jak mi się pojawi w feedzie, to otworzę, ale to zależy, czy mi się w danym momencie chce, czy nie. Zależy, czy to tekst Wojtka Kopcia, Barbary Rojek, Dawida Kujawy, Łukasza Żurka, Zuzanny Sali, Jakuba Skurtysa, Andrzeja Szpindlera. Dlaczego te nazwiska? Nie będę ukrywał, że kierują mną sympatie towarzyskie, ale muszę zaznaczyć, że czytałem te osoby jeszcze wtedy, jak się z nimi nie znałem osobiście (za wyjątkiem Wojtka Kopcia – on zaczął pisać akurat, jak się znaliśmy). Ale jak nie znałem tych osób, to chciałem je poznać, bo podobały mi się ich teksty. A dlaczego mi się podobały? Bo nie były streszczeniami z wyszczególnieniami najważniejszych motywów, ale zawierały ocenę połączoną z refleksją. Lubię czytać teksty o literaturze, bo to też są teksty literackie i można je fajnie pisać. Aspekt meta dodaje im waloru, który mi się podoba. (Oprócz znajomych czytam jeszcze Kingę Dunin i Olgę Wróbel).
Z czasopismami drukowanymi jest inaczej, tam czytam jak leci. Czytam „Twórczość” i „Literaturę na Świecie” (tu szczególnie lubię recenzje Adama Kaczanowskiego, Macieja Libicha, Antoniego Zająca, Tomasza Swobody i Andrzeja Kopackiego).
W kategorii historyków i teoretyków literatury: Przemysław Czapliński, Edward Balcerzan, Anne Carson, Anna Łebkowska, Dorota Kozicka, Michał Koza, Paweł Kaczmarski, Marta Koronkiewicz, Paweł Mościcki, Ryszard Nycz.
A z nieżyjących? Henryk Bereza, Tomasz Burek, Stanisław Brzozowski, Walter Benjamin, Maria Janion, Edward Dembowski, György Lukács, Andrzej Falkiewicz, Susan Sontag, Mark Fisher, Umberto Eco, Michaił Bachtin.
Z grubsza to tyle, chyba.
Zacznę od niezbędnej, wydaje mi się, w niemiłościwie nam panujących warunkach komunikacyjno-medialnych serii banałów. Po pierwsze, zdarza mi się lubić krytyków i krytyczki, ale nie lubić ich tekstów. Po drugie, zdarza mi się również, że lubię teksty osób, które nie wydają mi się sympatyczne. Po trzecie, to, że czyjeś pisanie o literaturze mam za interesujące, nie zawsze oznacza, że zgadzam się tezami stawianymi przez osobę piszącą. Czasem, o zgrozo, sprawia mi przyjemność prowadzenie sporu z niektórymi lub nawet wszystkimi argumentami autorki czy autora. I po czwarte wreszcie, jestem niezwykle przywiązana do pomysłu, że teksty o literaturze powinny odnosić się do literatury, a nie na przykład do wyglądu, outfitu, eventu na cześć, spadającego lub zwyżkującego trendu, spotkania promocyjnego, życia Polaków, grantu badawczego lub z Unii, przynależności środowiskowej, pokoleniowych lub międzypokoleniowych sojuszy. Jestem też, obawiam się, szalikówą przejęcia, narracji, które pozwalają mi wierzyć w to, że dany tekst napisała osoba prawdziwie poruszona lekturą.
Z powyższego wynika również i to, że rzadko zdarza mi się lubić naprawdę każdy tekst danej eseistki lub danego eseisty. Są natomiast takie osoby, których pisanie obserwuję, których nowych tekstów o literaturze szukam. Mam tu na myśli na przykład Martę Baron-Milian, Piotra Bogaleckiego, Katarzynę Czeczot, Julię Fiedorczuk, Monikę Gromalę, Jerzego Jarniewicza, Dawida Kujawę, Adama Lipszyca, Renatę Lis, Annę Marchewkę, Karola Porębę, Piotra Pazińskiego, Agatę Pyzik, Barbarę Rojek, Zuzannę Salę czy Antoniego Zająca. (Nie, nie uważam, że muszę wybierać – dawno temu „Twórczość” kupowałam i dla Berezy, i dla Komendanta).
Lubię czytać Łukasza Kraja, zwłaszcza jego komentarz do wiersza Mikołaja Świerkuli Ja Ty V (Ginsberg), opublikowanego na łamach „KONTENTu” w 2022 roku (nr 2 – 3). Tekst Kraja zatytułowany Dupa, Lana i krytyka społeczna. Wiersz, który daje do myślenia jest świetnym przykładem close readingu uprawianego w duchu queerowym, choć jednocześnie przekracza horyzont pojedynczego utworu, dając przy okazji do myślenia o wielu innych sprawach.
Wiersz Świerkuli, na poziomie formalnym nawiązujący do awangardowej poezji wizualnej, składa się z czterech elementów: fallicznego kształtu ułożonego z wielokrotnych powtórzeń słowa „ja”; czegoś, co wygląda jak pośladki, a powstało poprzez zwielokrotnienie słowa „ty”; umiejscowionego między nimi ciągu liter, z którego da się wyczytać słowa „Allan” „Lana” i „anal”. Ostatnim komponentem jest nawias kryjący słowa „del Rey”. Choć całość można by uznać za rodzaj graficznego żartu i zareagować wzruszeniem ramion, Kraj daje wierszowi kredyt zaufania i postanawia odczytać go jako wieloznaczną interwencję krytyczną. Inspiracja metonimicznym łańcuchem „Allan” (a właściwie Allen – chodzi o Ginsberga), „Lana” i „anal” prowadzi Kraja do rozważań o współczesnej tożsamości gejowskiej, funkcjonującej w polu dialektycznych napięć między queerową kontrkulturowością i wywrotową polityką przyjemności a „homonormą” kreowaną przez neoliberalizm i konsumpcjonizm.
Kraj pisze w sposób żywy i prowokacyjny. W jego tekście znajdziemy zwroty akcji, momenty zawahania, świetnie wprowadzoną perspektywę autoteoretyczną. Choć jego lektura wiersza Świerkuli jest silnie zaangażowana, „podejrzliwość” zostaje zbalansowana humorem, a przy tym także pewnym rodzajem czułości. Ten tekst wydaje się przebitką ze świata alternatywnego, w którym istnieje w Polsce znakomita queerowa krytyka literacka.
Zawsze wypatruję recenzji Dariusza Nowackiego, jestem ciekawa jego opinii oraz ocen, szczególnie tych dotyczących młodej polskiej prozy. Inspirują mnie socjologiczne analizy Przemysława Czaplińskiego, dużo się uczę z tekstów i podcastów Ryszarda Koziołka. Cenię sobie zdanie Izabelli Adamczewskiej-Baranowskiej, dziennikarki łódzkiego oddziału „Gazety Wyborczej”, która swoje teksty publikuje w dwumiesięczniku „Książki. Magazyn do czytania”. Lubię wiedzieć, co ma do powiedzenia Piotr Kofta – czyta i opowiada o swoich lekturach niezwykle uważnie, ale też z humorem (można go słuchać w radiowej Dwójce i czytać w prasie). Najlepiej o książkach dla dzieci pisze ostatnio socjolożka Magdalena Nowicka-Franczak. O komiksach – młody krytyk Remigiusz Różański. O francuskim rynku książki i jego gwiazdach – tłumaczka z angielskiego i francuskiego Dorota Malina, o rzeczach najbardziej w prozie i poezji odjechanych – Olga Żyminkowska.
Odruchowo postawiłam sobie jedno ograniczenie: myśląc o piszących o literaturze, myślałam wyłącznie o piszących o poezji (albo – piszących o różnych rzeczach, ale ja ich czytam tylko, kiedy piszą o poezji). Odruchowo postawiłam też jedno antyograniczenie, to jest potraktowałam słowa „obecnie” oraz „polskiej” nieco umownie.
Jeśli akurat potrzebuję, żeby ktoś mi coś cierpliwie wytłumaczył, najlepsi są Zuzanna Sala, Łukasz Żurek, Marta Koronkiewicz oraz Paweł Kaczmarski. Jeśli chcę się zagubić i nic nie zrozumieć, sięgam po Dawida Kujawę (chociaż nie mogę nie wspomnieć, że jego niedawny tekst o książce Kaspra Pfeifera Zna swoje miejsce jest imponująco klarowny i rzucił mi wiele snopów światła na tę książkę). Jeśli na dwoje babka wróżyła i marzy mi się albo zrozumieć, albo zabłądzić wśród nieznanych nazwisk i koncepcji filozoficznych, optymalny będzie Jakub Skurtys (choćby ogromna książka o Dyciu, ale też oczywiście wszelkie recenzje).
Lubię czytać różne osoby w zależności od tego, jakie w danym momencie mam potrzeby. Jeśli akurat potrzebuję, żeby ktoś mi coś cierpliwie wytłumaczył, najlepsi są Zuzanna Sala, Łukasz Żurek, Marta Koronkiewicz oraz Paweł Kaczmarski. Jeśli chcę się zagubić i nic nie zrozumieć, sięgam po Dawida Kujawę (chociaż nie mogę nie wspomnieć, że jego niedawny tekst o książce Kaspra Pfeifera Zna swoje miejsce
