Uzyskaj dostęp do tej i ponad 250000 książek od 14,99 zł miesięcznie
215 osób interesuje się tą książką
Ona jest pewna, że miłość to fikcja. On wierzy, że warto o nią walczyć.
Arianna nie szuka miłości. Zbyt wiele razy się sparzyła. Skupiona na pisaniu i życiu z dala od zgiełku, nie spodziewa się, że jedno przypadkowe spotkanie wywróci jej świat do góry nogami. Vincenzo jest bokserem. Adrenalina, walka i ryzyko to jego codzienność. Ale w Ariannie znajduje coś, czego od dawna nie doświadczył: spokój, który daje mu więcej satysfakcji niż jakakolwiek wygrana na ringu.
Zaczyna się gra słów i spojrzeń. Bliskość, której żadne z nich nie planowało. Ale życie dorzuci jeszcze kilka nieprzewidywalnych ciosów. „Fight for You” to pełen napięcia romans sportowy o dwóch silnych osobach, które uczą się, że czasem warto skoczyć na głęboką wodę, nawet gdy rozum radzi, by uciekać.
Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:
Liczba stron: 100
Rok wydania: 2025
Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:
Każdemu, kto w swoim życiu stoczył niejedną walkę. Jeśli nie macie kogoś, kto będzie o was walczył, walczcie o siebie sami. Jesteście tegowarci.
Będę walczyć dla ciebie, bo na tym właśnie polegamiłość.
Jeśli myślisz, że uzależnienie to tylko używki, to nie wiesz, czym jestżycie.
Uzależnić można się odwszystkiego.
Od smutku, odadrenaliny.
Od bólu, odbezsenności.
Od ludzi, odmiłości.
Od seksu, odsamotności.
Od ryzyka, odleków.
Każdy z nas jest uzależniony, tylko nie każdy zdaje sobie z tego sprawę i nie każdy z tymwalczy.
Arianna
Jęknęłam, gdy obudził mnie dźwięk telefonu. Po omacku próbowałam odnaleźć urządzenie. Podniosłam zmęczone, ciężkie powieki. Ekran wskazywał ósmą pięć. Tak mnie kusiło, aby zignorować połączenie i spać dalej. Tak kusiło… Zwłaszcza że spałam tylko cztery godziny. Nic nowego, ale cholera… Im mniej spałam, tym gorzej się czułam. Jednak to nie są totalne brednie, że sen to zdrowie, że organizm potrzebuje snu, aby się zregenerować. Odebrałam.
– Halo? – mruknęłam.
– Wiesz, jaki dziśdzień?
Bez żadnego „dzień dobry”, „cześć”, „jak się czujesz, nie obudziłam cię?”. Nie, nic z tych rzeczy. Zamiast tego bezpośrednie pytanie, w którym na dodatek wyczułampretensje.
– Wtorek? – strzeliłam.
– Czwartek – usłyszałam warknięcie po drugiej stronie linii. Cóż, byłam blisko. – Spotkanierodzinne…
– Achtak…
– Zapomniałaś.
– Nie, mamo, pamiętam. Będętam.
Głośno westchnęłam i się rozłączyłam. Może nie było to miłe, jednak ona także nie zaczęła tej rozmowy w zbyt miły i kulturalny sposób. I wiedziałam, że jeśli nie zakończę teraz tej rozmowy, to usłyszę kilka innych mało przyjemnych słów, które jeszcze bardziej zniechęcą mnie do wstania i pójścia na tospotkanie.
Wykończona opadłam na łóżko. Zamknęłam oczy. Tak bardzo chciałabym zasnąć i się wyspać, choć raz. Choć jeden raz przespać pieprzone osiem godzin, odpocząć i czuć się jak człowiek, a nie jakieśzombie.
Czy nie mogłam tuzostać?
Cóż, niestety nie. Moja aspołeczność była już wystarczająco silna, nie powinnam do tego olewać rodziny. Rodzina jest najważniejsza. Albo chociaż powinna być. Moja była dość pokręcona, ale rodzina torodzina.
Leniwie zwlokłam się z łóżka i wsunęłam stopy w miękkie, puchowe kapcie (byłam strasznym zmarzluchem). W pierwszej kolejności udałam się do łazienki, potem wybrałam strój na dziś, czyli czarne rajstopy i fioletową sukienkę, a makijaż zostawiłam na koniec. Od niewyspania moja twarz była bledsza niż zwykle, a oczy podkrążone, dlatego musiałam użyć większej ilości korektora. Z odrobiną makijażu podobałam się sobie, wyglądałam ładnie i na tyle normalnie, aby pokazać się wśród ludzi i udawać, że wszystkogra.
Pierwszym punktem dnia, po ogarnięciu się oczywiście, było śniadanie, czyli kanapki z yerbą, a raczej yerba z kanapkami, bo właśnie bez tego napoju nie mogłam obyć się rano. Stawia człowieka na nogi i naprawdę gouwielbiałam.
Nigdy się nie spóźniam, więc teraz nie mogło byćinaczej.
Do domu ciotki weszłam dwadzieścia minut przed czasem. Przy samym wejściu przeżyłam zaskoczenie, gdy drzwi otworzył mi wysoki, przystojny brunet. Myślałam przez chwilę, że z roztrzepania pomyliłam drzwi. Jeśli tak, byłoby ze mną już seriokiepsko.
– Ym, czy ja źletrafiłam?
– To zależy, jesteś Arianna?
– Tak – odparłam, zastanawiając się, skąd ten przystojniak zna mojeimię.
– Cześć, jestem Vincenzo. – Wyciągnął dłoń, a ja ją uścisnęłam. –Twoja rodzina jest wsalonie.
– A ty? – Zmierzyłam go wzrokiem. – Jesteś moim nowym wujkiem, bratem? Bo jakoś cię niekojarzę…
– Na szczęście żadna z tych opcji. – Zaśmiał się. Musiałam przyznać, że był to uroczy dźwięk. – Jestem bratem chłopaka twojejkuzynki.
– Hm, okej…
– Tak, wiem, popaprane – odrzekł i znowu się zaśmiał. – Mówiłem, że jestem tu zbędny, ale Jason, mój brat, się uparł, zresztą Jamieteż.
– Ona już taka jest. – Pokiwałam głową. – Ale dobrze, że jesteś. Inaczej kto inny otworzyłby przede mną drzwi i obdarzył uroczymśmiechem?
– Uroczym?
Uniósł brwi, a ja przygryzłam wargę. Cholera, co, jeśli pomyśli, że z nim flirtowałam? Znaczy… Robiłam to czy nie? Sama nie wiem. Przez niewyspanie byłam dziś jakaśnieogarnięta.
– Tak… – Wzruszyłam niepewnieramionami.
– Arianna? – usłyszałam głos dochodzący z głębidomu.
– Zaczyna się… – westchnęłam sama do siebie, po czym zwróciłam się do nowo poznanego chłopaka. – Jeśli znajdziesz sposób, jak stąd uciec, dajznać.
Spojrzałam na niego jeszcze raz i ruszyłam do salonu. Powinnam czuć się tu jak w domu, być szczęśliwa, ale zamiast tego byłam przytłoczona i zmęczona uśmiechaniem i potakiwaniem.
W salonie stała Jamie. Coś akurat opowiadała, żywo przy tym gestykulując. Moja ciotka, a jej matka, słuchała tego z zachwytem. Za to moja osobista matka patrzyła na mnie z głęboką dezaprobatą. Wiedziałam, o czym właśnie myśli: spóźniłam się i nie byłam tak doskonała, jak kuzynka, nie miałam czym siępochwalić.
– No nareszcie – mruknęła. A jednak, trafiłam w samosedno.
– Cześć wszystkim – przywitałam się. – Coś mnieominęło?
– Jamie opowiadała właśnie o awansie wpracy.
– Ach, notak.
Idealna kuzynka z idealnym życiem i idealnym chłopakiem. Czy byłam zazdrosna? Nie. Ale matka robiła, co mogła, żeby tak sięstało.
– Arianno, chcesz kawy albo herbaty? – zapytałaciotka.
– Nie, dziękuję, nie chcę sprawiać problemu – odparłam grzecznie. – Wystarczy mito.
Wzięłam ze stołu szklankę z sokiem, gdy nagle Vincenzo wpadł na mnie, przez co cała jej zawartość wylała się na mojąsukienkę.
– Nonie.
– Och Arianna, jesteś cała mokra – westchnęła moja matka, a ja spaliłam się ze wstydu. – Powinnaś sięprzebrać.
– Ciekawe jak, przecież nic tu nie mam. Nie przewidziałam, że będę potrzebować ubrań nazmianę.
– Przyszłaś napiechotę?
– A jak inaczej? Miałam przyjechać rowerem i schować ubrania dokoszyka?
– Nie bądź bezczelna – upomniała mnie matka. – Musisz sięprzebrać.
– Jakbym nie wiedziała! Muszę iść dodomu.
– W takim stanie mają cię ludzie w mieścieoglądać?
Nie chodziło o to, że może być mi zimno i się przeziębię, że będzie mi niewygodnie. Nie. Chodziło o to, jakie wrażenie będę sprawiać, co pomyślą o mnie ludzie, których nie znam i których zdanie mnie nie obchodzi. Wspaniale.
– Ja ją zawiozę – zaoferowałVincenzo.
Spojrzałam na niego spod zmarszczonych brwi, a on puścił mi oczko. W pierwszej chwili byłam zaskoczona, szybko jednak zrozumiałam. Spryciarz. Też chciał wykręcić się z tego spotkania i, cóż, udało mu się. Byłam wdzięczna, że pomógł mi się z tego wywinąć, szkoda tylko, że moja sukienka musiała na tymucierpieć.
– To dobry pomysł – powiedziałamatka.
– Dzięki… – Uśmiechnęłam sięlekko.
Po chwili wyszliśmy z budynku. Vincenzo podszedł do czarnego samochodu i otworzył mi drzwi, a ja, wdzięczna za ten dżentelmeński gest, wślizgnęłam się do środka, aby sięogrzać.
– Miło, że mnie stamtąd wyciągnąłeś – zaczęłam, spoglądając na niego. – Jestem ci wdzięczna, choć moja sukienka raczejniekoniecznie.
– Cóż, przepraszam, sukienko.
Miał taki wyraz twarzy, że nie mogłam się nie roześmiać. Znałam go ledwo pięć minut, ale miał w sobie coś takiego, że od razu go polubiłam i poczułam z nim więź. Rzadko się tozdarza.
– Masz uroczy śmiech – stwierdził.
– Zdaje się, że ja powiedziałam to tobiepierwsza.
– Noi?
– No i ukradłeś mikomplement.
– Nazywasz mniezłodziejem?
Z rozbawienia przygryzłam dolną wargę. Dawno nie było mi z kimś nowo poznanym tak miło, tak komfortowo. Pewnie dlatego, że zazwyczaj zamykałam się w domu sama ze swoją sztuką i myślami oraz dlatego, że za dnia spałam, a nocą tworzyłam. Cóż, aspołeczni ludzie nie mają zbyt udanych relacji, a jak chyba nawet ich nieszukałam.
– A sądzisz, żesłusznie?
– To sięokaże…
– Może jeszcze chcesz mnie nawspólnika?
– Nie, to ciebie chcęukraść.
– Ach tak? – Na mojej twarzy pojawił się uśmieszek, a ciałem wstrząsnął dreszcz ekscytacji. – Często ci się tozdarza?
– Uwierzysz, gdy powiem, że to pierwszyraz?
– Będziesz musiał mnieprzekonać.
– Więc zapnij pasy, pojedziemy naprzejażdżkę.
– Najpierw do mnie, muszę sięprzebrać.
– Mokra wyglądaszsłodko.
Czy tylko mi się wydawało, czy był w tym jakiś podtekst? Vincenzo się uśmiechał, ewidentnie zadowolony z siebie. Odpalił silnik, ułożył dłonie na kierownicy iruszyliśmy.
– Ile masz lat? – spytałamnagle.
Uświadomiłam sobie, że siedzę w aucie z gościem, którego znam od pięciu minut i nic o nim nie wiem poza tym, że ma uroczy śmiech i poczucie humoru. Co prawda był bratem chłopaka mojej kuzynki i dostał zaproszenie na rodzinny obiad, więc nie mógł być jakiś popieprzony, na pewno nie bardziej niż ja, ale jednak. Czy to jeden z tych ekscytujących momentów, kiedy decydujesz się na coś spontanicznego w nadziei na fajną historię, czy to jużnieodpowiedzialność?
– Dwadzieścia trzy, aty?
– Dwadzieściadwa.
– Czym sięzajmujesz?
– Wszystkim po trochu – odpowiedziałam zgodnie zprawdą.
– Konkretnie – prychnął pod nosem. Cholera, nawet to robił w słodki sposób. Jak tomożliwe?
Był przystojny i seksowny, a tacy mężczyźni zwykle zachowywali się arogancko i wrednie, ale on, jak na razie, robił dobre wrażenie. Patrzył na mnie z niemal dziecięcą ciekawością. Był… interesujący.
– Piszę – dodałam pochwili.
– Cotakiego?
– W zasadzie wszystko. Powieści, romanse, artykuły, wiersze, opowiadania… Sama robię też do nich ilustracje, jeśli jest takapotrzeba.
– Wow, ciekawe.
– Mhm, a ty? Co jest twojąpasją?
– Praca i pasja to nie zawsze to samo, ale rozumiem, że tobie udało się topołączyć?
– Sztuka wymaga poświęceń, ale tak, kochamto.
– Jasne, u mnie jest tak zesportem.
– Och, a więc jesteś sportowcem. Niech zgadnę… Piłkarz?
– To zbyt oczywiste, dawaj, stać cię nawięcej.
Przez ten jego słodki uśmiech oblizałam wargi i chyba się zarumieniłam. Był jak ciastko oreo, nie dało się muoprzeć.
– No to możekoszykówka?
– Pudło. Próbujesz jeszcze raz czy siępoddajesz?
– A jakaśpodpowiedź?
– To nie wymagarekwizytów.
– Nie wymaga rekwizytów? – Zmarszczyłam brwi w zastanowieniu. – Czyli bez piłki, kija i tak dalej… Hm… Jakieśzapasy?
– Boks, zgadzasię.
– Zgadłam! Gdzie mojanagroda?
– Za trzecim razem i z podpowiedziami to za mało na nagrodę. – Pokręcił głową. Zrobiłam naburmuszoną minę, na której widok wybuchnął śmiechem. – Jesteśsłodka.
– Skąd wiesz? Nie próbowałeś. – Przygryzłam wargę i się speszyłam, gdy tylko te słowa opuściły moje usta. Cholera. Znowu coś zepsułam. Brawo, Arianna, milczysz, gdy trzeba rozmawiać, i pleciesz jak potłuczona, gdy lepiej nic nie mówić. Brawo, kurwa.
– To da sięzałatwić.
Spojrzałam na niego zaskoczona. Tak byłam zajęta opieprzaniem samej siebie w mojej głowie, że nie zwróciłam uwagi na to, jak mi się przyglądał, ani że dojechaliśmy pod adres, który muwskazałam.
– Dzięki… raz jeszcze. – Zaśmiałam się zakłopotana. – Chceszwejść?
– Zdecydowanie nie mam ochoty czekać tu samotnie, zwłaszcza jeśli będziesz przebierać się przez półgodziny.
– Nie będę, jeśli ty nie będzieszpodglądać.
Wysiedliśmy z auta, a ja zauważyłem jego rozbawione spojrzenie i lekki uśmiech. Chyba działałam na niego podobnie jak on na mnie. Intrygował mnie. Drocząc się ze mną, sprawiał, że wychodziłam ze strefy komfortu – nie chciałam dać mu wygrać. Za to chciałam go poznać. Rozśmieszał mnie i sprawiał, że czułam ekscytację. Brakowało mitego.
Kto by pomyślał, że poznam kogoś wartego uwagi właśnie na rodzinnym obiadku. Na pewno nie ja. A już myślałam, że miłość istnieje tylko w sztuce, nie w życiu, bo każdy mężczyzna, którego spotkałam na swojej drodze, był – delikatnie mówiąc – dupkiem.
Vincenzo był jak dobry trailer – sprawił, że chciałam obejrzeć całyfilm.
Vincenzo
Byłem przekonany, że to popołudnie będzie okropnie nudne, a wieczorem pójdę poćwiczyć albo do klubu, wszystko, aby cokolwiek poczuć. Tymczasem spotkałem ją – piękną blondynkę o uroczym uśmiechu i tajemniczych oczach. Przy niej się śmiałem i czułempodekscytowanie.
Tak, podekscytowanie.
Zwykle miałem z tym problem, którego inni nie rozumieli. Potrzebowałem mocnych wrażeń, treningów, wygranej, kogoś, kto by mnie złościł, bawił. Jakbym był uzależniony odemocji.
Ariannę znałem zaledwie chwilę, ale zaciekawiła mnie. Dlatego właśnie pomogłem jej wywinąć się z tego spotkania, na którym zresztą sam nie chciałem być. Ale to nie był jedynie bezinteresowny dobry uczynek. Zamiast siedzieć tam ze zgrają obcych ludzi i swoim bratem, wolałem spędzić czas z nią i lepiej jąpoznać.
– Gotowe – usłyszałem głos dziewczyny, gdy weszła do salonu, w którym mnie zostawiła, zanim poszła sięprzebrać.
Zmieniła mokrą sukienkę i rajstopy na obcisłe czarne spodnie i różową koszulę. Obrzuciłem ją spojrzeniem z dołu do góry i aż oblizałem wargi. Była piękna i niesamowicie zgrabna. Miała subtelną, niewinną urodę, nie było w niej wulgarności. Tak, zdecydowanie było na copopatrzeć.
– Pięknie – skomplementowałem ją, na co całkowicie zasłużyła. – To co, zbieramysię?
– Powiedz tylkodokąd.
– Przed siebie. – Wzruszyłemramionami.
Planowanie zabijało spontaniczność i adrenalinę, których potrzebowałem jak tlenu. Po co coś planować, skoro życie zazwyczaj i tak toczy się własnym torem? Po co się frustrować, kiedy coś nie wychodzi, skoro można po prostu zdać się na los? Niespodzianki sąnajlepsze.
– Może dotrzemy na koniec świata? – Uśmiechnęła sięprzekornie.
– No i? – Wstałem z kanapy i zbliżyłem się do niej. – Boiszsię?
– Ciebie? A powinnam? Racja, w zasadzie cię nieznam.
– Nie. Przy mnie będzieszbezpieczna.
– Nie boję się – odparła. – Tylko nie wiem, jak dużo rzeczy wziąć zesobą.
– Nieczęsto miewasz takie okazje, co? – Zaśmiałem się. Była rozbrajająco urocza w tym swoim naturalnym, nieco zgryźliwym stylu. Nie wiem, o co dokładnie chodziło, ale miała w sobie coś, co zainteresowało mnie zaraz na samym początku. Już kiedy otworzyłem jej drzwi, wiedziałem, że to nie ostatni raz, gdy jąwidzę.
– Nigdy mi się nie zdarzyło, aby chłopak, którego poznałam w domu rodzinnym, wylał na mnie sok, odwiózł do domu i proponował wycieczkę wnieznane.
I znowu nie mogłem opanować cichego parsknięcia. Nie pamiętam, przy kim ostatnio tak często sięśmiałem.
– Dla mnie to też pierwszyraz.
– Jakoś trudno w touwierzyć.
– Masz mnie za takiego podrywacza? – Uniosłem brwi, przyglądając się jejreakcji.
– Nie wiem, prawie nic o tobie nie wiem, ale jesteś przystojny, więc…
– Więc co? – Uśmiechnąłem się i podszedłembliżej.
Uważnie obserwowałem zachowanie dziewczyny, dlatego nie uszło mojej uwadze, gdy przygryzła lekko wargę i spuściła wzrok, jakby była zawstydzona.
– No… – zaczęła, wzięła głęboki oddech i spojrzała na mnie. Chyba się speszyła, bo zmieniła temat: – Mieliśmy dokądś iść, chodźmy, zanim będzieciemno.
– Dziewczynka boi sięciemności?
– Przeciwnie, ale martwię się ociebie.
Spojrzała na mnie z tak zadowolonym, pewnym siebie uśmieszkiem, że momentalnie zapragnąłem podroczyć się z nią i pokazać, że i ja mogę wygrać w tej słownejprzepychance.
– Nie musisz się o mniemartwić.
– Ależ muszę, jestem bardzo miłą dziewczynką, która troszczy się oznajomych.
– Więc jestem jużznajomym?
– Znam twoje imię, wiem, czym się zajmujesz, i jadę z tobą na jakąś wycieczkę, więc raczej nieznajomym nie jesteś – stwierdziła, a ja przytaknąłem. – Na przyjaciela za mało, ale kto wie… – Wzruszyłaramionami.
Uśmiechnąłem się na jej tajemniczo brzmiące niedopowiedzenie, które napawało mnie nadzieją. Rzeczywiście wszystko mogło się zdarzyć. W końcu poznałem uroczą, zabawną dziewczynę i podjąłem spontaniczną decyzję, aby spędzić z niąpopołudnie.
Arianna chwyciła małą czarną torebkę, po czym wyszliśmy z mieszkania i skierowaliśmy się z powrotem do mojegoauta.
– Gotowa na przygodę? – zapytałem.
Odpaliłem silnik i ruszyliśmy. Jeśli istniało coś, co uwielbiałem na równi z boksem, była to jazda samochodem. Niezależność, wolność, prędkość. Ręce na kierownicy, prosta droga w nieznane. Adrenalina i ryzyko. Potrzebowałemtego.
– Nie rzucaj mi tu filmowymi tekstami, na mnie to niedziała.
– A co na ciebie działa? – spytałemprzekornie.
– Jeśli mnie poznasz, dowieszsię.
– Tajemnicza… W porządku, niech takbędzie.
– Lubiszwyzwania?
Uśmiechnąłem się i pokręciłem głową. To tak, jakby zapytała, czy potrzebuję tlenu. Wyzwania, adrenalina, ryzyko były dla mnie właśnie jak powietrze – niezbędne.
– Owszem. A co, masz dla mniejakieś?
– Jedno siedzi właśnie obokciebie.
– Będziesz moimwyzwaniem?
Uniosłem brwi, przyglądałem się jej przez chwilę. Wyglądała rozkosznie z tym swoim cwanym uśmieszkiem i błyszczącymi z podekscytowania oczami. Tak krótko ją znałem, a jednak już wiedziałem, że ta mina będzie jedną z moichulubionych.
– A co, uważasz, że jestem łatwa? – spytała, a ja się speszyłem, bo nagle w mojej głowie pojawiły się bardzo, bardzo brudnemyśli.
– W jakim tego słowaznaczeniu?
– W każdym. – Wzruszyła ramionami. – Jeśli tak, od razu ostrzegam, że mam charakter równie złożony, copopieprzony.
Zaśmiałem się. To było… szczere. Nie udawała kogoś, kim nie jest, nie próbowała mi się przypodobać. Doceniałemto.
– Nie uważam, że jesteś łatwa. Słabo cię znam, ale jeśli chcesz być moim wyzwaniem, to z pewnością będziesz najlepszym wyzwaniem w moim życiu. – Oblizałemwargi.
– Dobrze. A jakie jest twojeostrzeżenie?
– Moje?
– No wiesz, takie jak na początku filmu czy książki. Ludzie też powinni takie mieć. Ja jestem skomplikowana i popieprzona, aty?
– To samo. – Pokiwałemgłową.
– Znowu kradniesz mojesłowa.
– Nie będę za toprzepraszać.
– No dobrze. I tak ciwybaczę.
Roześmiała się i odrzuciła włosy za prawe ramię. Wyglądała tak… pięknie.
Uśmiechnąłem się sam do siebie i skupiłem na drodze przede mną. Lubiłem tę świadomość, że mogę jechać, dokąd tylko chcę. Ja, auto i muzyka z radia. Cóż, teraz także pięknadziewczyna.
– Ale nie zamierzasz mnie porwać, co? – spytała beztrosko, gdy wyjechaliśmy zmiasta.
– Nie, spokojnie. Wolę się trochę wysilić, abyś sama mnie polubiła i chciała spędzać ze mnączas.
– Powodzenia.
– Wątpisz wemnie?
– Bardziej w siebie, alezobaczymy.
Zmarszczyłem brwi, zaintrygowany jej odpowiedzą, ale nic nie dodałem. Po chwili byliśmy na miejscu. Moim miejscu. Na obrzeżach miasta znajdował się porzucony plac, gdzie czasem odbywały się wyścigi samochodowe, obok bar, ale najlepszy był widok kawałek dalej. Wzgórze, morze, zachód słońca. Wprost idealnie, by oderwać się odrzeczywistości.
– Co będziemy tu robić? – spytała, rozglądając się. – Nie mam stroju kąpielowego, aby pływać. Postanowiłeś wynagrodzić mi wylany sokdrinkiem?
– Jeśli właśnie tego chcesz – powiedziałem. – Przyjeżdżam tu, gdy chcę uciec od świata, czyli często… Cicho i spokojnie, z dala od ludzi. Blisko dobre drinki, superwidok, a do tegoadrenalina.
– Adrenalina? Jakto?
– Wyścigi.
– Samochodowe? – Uniosła brwizaskoczona.
Nie mogłem rozszyfrować, czy była bardziej zaciekawiona, czy przerażona. Oby topierwsze.
– Mhm, prędkość iryzyko.
– A więc jest tak, jakmyślałam.
– Toznaczy?
– Jesteś niegrzecznymchłopcem.
Zaśmiałem się. Nie byłem już chłopcem, ale przymiotnik się zgadzał. Gdyby tylko wiedziała jakbardzo.
– Przeszkadza cito?
– Niestety mam popaprany gust i z reguły podoba mi się tylko to, co może mi zaszkodzić, więc…
– Podobam cisię?
Odepchnąłem się od maski auta i podszedłem do dziewczyny. Stałem naprzeciwko niej, była nieco niższa odemnie.
– Powoli, kolego.
– A więc myślisz, że mogę ci zaszkodzić? – wyszeptałem, nachylając się w jejstronę.
– Amożesz?
Spojrzała prosto na mnie tymi swoimi zielonymi oczami, a ja, przysięgam, poczułem adrenalinę jak podczas walki. Chciałem, aby zawsze patrzyła na mnie z takim rozbawieniem, ukrytym pożądaniem i beztroską. Właśnie tegopotrzebowałem.
– Pewnie tak, ale nigdycelowo.
Pokiwałagłową.
– Dobrze, ja też do grzecznych nienależę.
– Świetnie, a więc dojdziemy doporozumienia.
– Wygląda na to, że już torobimy.
Na to wyglądało. Niewinne otwarcie drzwi okazało się początkiem czegośekscytującego.
– Chodź.
Otworzyłem bagażnik i wyjąłem z niego koc, który zawsze tam trzymałem na wszelki wypadek. Arianna uniosła brwi, ale o nic nie zapytała. Pozwoliła mi zaprowadzić się w miejsce z najlepszym widokiem i usiedliśmy na miękkimmateriale.
– Zabierasz tu wszystkiedziewczyny?
– Nie, to nie jest moje miejsce narandki.
– Randki? – Uroczo zmarszczyła nos. – Kto powiedział, że torandka?
– Chyba nikt. – Wzruszyłem ramionami, uśmiechając się przy tym. – Jak mówiłem, to jest moje miejsce, a randki, cóż…
– Nie bawisz się wzobowiązania?
– Ty topowiedziałaś.
Miałem wrażenie, że wyrobiła już sobie w głowie obraz mnie jako playboya. To przez mój wygląd, boks czy przez kogoś z jej przeszłości, kto ją zranił i zawiódłzaufanie?
– A ty niezaprzeczyłeś.
– Jeśli pojawi się ktoś wart uwagi, będę miał mnóstwo czasu na zobowiązania. Czas to kwestia względna, sami decydujemy, na co go chcemypoświęcić.
– Teraz masz czas dlamnie.
– Tak. – Pokiwał głową. – I jak ci się topodoba?
– Tylko siedzimy i rozmawiamy, a jednak to jedna z najbardziej szalonych przygód mojego życia. Znamy się krótko, ale mam wrażenie, że to będzie ekscytującaznajomość.
– Myślę taksamo.
Patrzyliśmy oboje na horyzont, gdzie pomarańczowe słońce wpadało do morza. Niesamowity widok. Uspokajający i wyciszający, prawie tak piękny, jak dziewczyna obokmnie.
Arianna
Wstałam po jedenastej, a zanim się ogarnęłam i zjadłam śniadanie, było już po pierwszej. Dopiero wtedy postanowiłam usiąść do laptopa i zabrać się za pisanie. W tle włączyłam cichą muzykę, przeciągnęłam się i dałam się porwać mojej popieprzonejwyobraźni.
Szło mi naprawdę nieźle, udało mi się złapać flow, więc oczywiście ktoś musiał się wtrącić i mi przeszkodzić. Jakżeby, kurwa, inaczej. Gdy się nudzę, nikt nie ma czasu, ale gdy się czymś zajmę, nagle każdy czegoś ode mniechce.
Z pełnym irytacji westchnieniem sięgnęłam po telefon, aby sprawdzić, kto do mnie napisał. Sasha, moja koleżanka zestudiów.
Jęknęłam przeciągle. Czy serio byłam tak beznadziejna, że ludzie przypominali sobie o mnie tylko wtedy, kiedy czegoś ode mnie chcieli? Starałam się, jak mogłam, jednak moje wysiłki szły na nic. A gdy coś olewałam, nagle bum, sukces. Powinnam wyluzować i skończyć z tymi nierealnymi wymaganiami wobec samej siebie. Oczywiście, że o tym wiedziałam, ale co z tego? Mimo najlepszych chęci zawsze coś we mnie siębuntowało.
Kłamczucha, straszna kłamczucha zemnie.
Gorąca herbata z dzikiej róży nie ukoiła moich rozchwianych nerwów. Zanim zdążyłam wrócić do pisania, zadzwonił telefon. Moją twarz rozjaśnił uśmiech na widok buźki mojej sześcioletniej siostry. Odebrałam.
– Ari! – krzyknęła wesołoNellie.
– Cześć, skarbie, cociebie?
Tak, było między nami aż szesnaście lat różnicy. Mała była nieplanowaną niespodzianką, ale za to najlepszym, co mogło się przydarzyć tej rodzinie. Kochałam ją tak mocno, że aż czułam chwilami ból. Gdy widziałam jej uśmiech, myślałam wyłącznie o tym, aby ochronić ją przed okrutnym światem, uratować przed bólem i złamanym sercem. Przede wszystkim chciałam być tą, w której ramionach będzie płakać i się przytulać. Chciałam być jej oparciem, choć jednocześnie byłam przerażona, że nie będę mieć na nią dobregowpływu.
Byłam dorosła, a jednak nie umiałam wyjść ze strefy własnych ograniczeń, utrzymać przyjaźni, znaleźć miłości. Mieszkałam sama i studiowałam, a jednak nadal czułam, że przede mną długadroga.
– Mama jest zajęta, pójdziesz ze mną na placzabaw?
Z westchnieniem spojrzałam na otwarty rozdział w laptopie, a potem z uśmiechem wróciłam wzrokiem do mojejsiostry.
– Oczywiście. Ubieram się i zaraz będę, czekaj namnie.
– Jesteś najlepsza! – pisnęła radośnie dziewczynka, a moje serce przyjemnie sięścisnęło.
Ten mały aniołek zasługiwał na wszystko, co najlepsze. Była taka piękna, urocza, dobra i niewinna. Pomyśleć, że kiedyś wszyscy tacy byliśmy, zanim świat splamił nas kłamstwem, cierpieniem ibólem.
Jak uchronić takie małe dziecko przed życiem? Jak uchronić samegosiebie?
Vincenzo
– Brawo, brachu, kolejnezwycięstwo.
Gratulacje kolegów docierały do mnie jak przez mgłę. Zawsze tak było po walce. Adrenalina buzowała w moich żyłach niczym najmocniejszy narkotyk, a ja się czułem, jakbym latał i, kurwa, kochałem ten stan. Uwielbiałem wygrywać, zresztą kto by nie lubił, ale to adrenalina sprawiała, że nie wyobrażałem sobie zrezygnować z boksu. Wygrana, pieniądze, gratulacje… i ten stan, w którym nic się nie liczyło: życie, codzienność, problemy…
Po wejściu do szatni najpierw poszedłem pod prysznic, potem zajrzałem do mojej torby, gdzie zaświecił się ekransmartfona.
Tak brzmiała wiadomość od Arianny, pięknej dziewczyny, którą poznałem niedawno, a okupowała moje myśli, jakbyśmy się znali co najmniej kilka miesięcy. Spojrzałem jeszcze na zegarek, który wskazywał dwudziestą drugą czterdzieści, i zabrałem się zaodpisywanie.
Skłamałbym, mówiąc, że nie ciekawiło mnie, co robiła i co ją skłoniło, żeby do mnienapisać.
Wiadomość przyszła od razu, więc i ja nie zwlekałem zodpowiedzią.
Na ekranie natychmiast pojawiły się trzy kropki wskazujące, że Arianna jest w trakcieodpisywania.
Uśmiechnąłemsię.
Nawet na chwilę nie oderwałem wzroku od ekranu, czekałem na kolejnąwiadomość.
Zaśmiałem się pod nosem. Zapytałembłyskawicznie.
Chwilę później miałem jużodpowiedź.
Zaśmiałem się. Rozbrajała mnie. Sprawiała, że schodziło ze mnie napięcie, a jednak wciąż czułem ekscytację. Zupełnie innego rodzaju niż na ringu, ale również przyjemną i intensywną. Zachowywała się niewinnie, ale zdążyłem już zauważyć, że były to tylko pozory. Miała w sobie coś mrocznego, coś uzależniającego, co mnie do niej przyciągało. W drugą stronę działało to chybapodobnie.
Czekałem naodpowiedź.
Pokręciłem głową zrozbawieniem.
To było oczywiste, że tylko tak się ze mnądroczyła.
Uśmiechnąłemsię.
Zapytałem bez zastanowienia, coraz bardziejciekawy.
A więcjednak.
Liczyłem na konkretnąodpowiedź.
Coraz bardziej podobał mi się kierunek, w którym zmierzała tarozmowa.
Postanowiłem też się z nią trochępodroczyć.
Uniosłem brwi, bo nie zrozumiałem, o co jejchodziło.
Zapytałem.
To nie było zbytmiłe.
Krótka wiadomość wystarczyła. Prędkoodpisała.
Co fakt, tofakt.
Nie zamierzałem przyznawać jejracji.
A jednak, wreszcie konkretnapropozycja.
Odpisałem.
Pokręciłem z rozbawieniem głową i schowałem telefon z powrotem do torby. Ten wieczór zdecydowanie mnie zaspokoił. Najpierw nakarmiłem adrenalinowy głód brutalną walką, krwią i wygraną, a teraz jeszcze ona. Zadziorna Arianna, przy której śmiałem się jak przy nikim innym. Bardzo różniła się od dziewczyn, które dotąd znałem. Nie nudziła mi się, nie chciałem niczego przyspieszać. Sama rozmowa z nią sprawiała, że byłem podekscytowany, a to zaskakująca i przyjemna nowość. Chciałem lepiej jąpoznać.
Po ogarnięciu się wyszedłem z klubu i wsiadłem do auta. Znałem już jej adres, a dojazd, tak jak przewidziałem, zajął mi zaledwie kilka minut. Wysłałem SMS-a.
Minęło pięć minut i z budynku wyszła Arianna. Nawet w słabym świetle ulicznych latarni i reflektorów auta wyglądała pięknie. Ubrała się cała na czarno, idealnie do siebiepasowaliśmy.
– Cześć – powiedziała, gdy wsiadła do środka, i zapięła pasy. – Jaktam?
– W porządku. – Kiwnąłem głową, przyglądając się jej. – To dokąd mam cię porwać tymrazem?
– Ja napisałam, ja zaproponowałam spotkanie i jeszcze mam wymyślać, co będziemy robić? – Uniosła brwi i prychnęła: – Mógłbyś się trochęwykazać.
– Uważaj, bo jak ja się wykażę, nie będziesz już w stanie mi sięoprzeć.
– Zaryzykuję.
Pokręciłem z rozbawieniem głową, ta dziewczyna była niemożliwa i właśnie dlatego coraz bardziej jąlubiłem,
– Klub? – rzuciłem propozycję. – Ostatnio zabrałem cię na totalne pustkowie, to teraz możemy upić się w tłumie obcychludzi.
– Może być, choć mogłeś dać znać, ubrałabym sięlepiej.
Obrzuciłem wzrokiem jej strój. Jak dla mnie prezentowała się świetnie w obcisłych spodniach, koszulce i skórzanej kurtce. Nie musiała przecież wkładać do klubu krótkiej sukienki. Bo i po co? Aby przypominać większość dziewczyn? Poza tym w ten sposób istniała szansa, że mniej par oczu będzie się na niągapić.
– Wyglądasz super – stwierdziłem. – Zresztą spójrz na mnie, ledwo co wyszedłem zwalki.
– Właśnie… Może jednak jesteś zmęczony i wolisz odpocząć w domu albo cośzjeść?
Zmarszczyłem brwi. Czy ona się o mnie martwiła? Nie pamiętam, kiedy ostatnio czegoś podobnegodoświadczyłem.
– Nie. I tak bym nie zasnął, po walce adrenalina buzuje mi w żyłach i potrzebuję trochę czasu, aby się uspokoić – odparłem.
– Impreza raczej cię nieuspokoi.
– Ty mnie bardziej pobudzasz niż klub. – Zaśmiałemsię.
Spojrzała na mnie z uniesionymi brwiami. Czyżbym przeholował? Trudno mi było wyczuć granice, co można, a czego nie. Szczególnie mnie – gościowi, który nagminnie łamie zasady i nie przywykł do ludzi takich jak ona. W gruncie rzeczy jedyne osoby w moim życiu to te, które biłem na ringu, albo te, które chciały się ze mną zadawać ze względu na moje sukcesy i kasę, a rano się wymykały. Arianna nie zaliczała się do żadnej z tychgrup.
– Przy mnie czujesz jakąś ekscytację? Tociekawe.
– Dlaczego?
– Bo sama szukam jej wszędzie dookoła, a w sobie nie mogęznaleźć.
Przyjrzałem się jej. Czyżby taka niepozorna dziewczyna szukała w życiu silnych emocji, zupełnie jakja?
– Jeśli potrzebujesz adrenaliny, to proszę. – Wystawiłem w jej stronę swoją dłoń. – Cały jestem niąprzesiąknięty.
Najpierw na jej twarzy pojawił się grymas skrępowania, jednak po chwili się uśmiechnęła i złapała moją rękę. Trzymała ją przez moment, aż wkońcuwestchnęła:
– Wygląda na to, że adrenalina nie przechodzi z człowieka na człowieka, więc będzie trzeba wymyślić coś innego. Zatańczymy.
Tym razem nie zapytała, tylko powiedziała, czego by chciała. Byłem z niej dumny. Odkąd ją poznałem, wydawała się zamknięta w sobie, jakby zbyt długo tkwiła w klatce ograniczeń, do której zgubiła klucz. Znałem to. Jednak bez względu na to wszystko pozostawała piękną dziewczyną, której oczy błyszczały wyjątkowo, a dźwięczny śmiech przyprawiał mnie o drżenie. Była jak dobry blurb – ciekawiła, pragnąłemwięcej.
– Marny ze mnie tancerz, ale tobie nie odmówię – zgodziłemsię.
Weszliśmy do klubu, przecisnęliśmy się tłum. Na rozgrzewkę zaproponowałem po drinku, choć sam nie wiedziałem, co chciałem tym osiągnąć. Rozładować napięcie czy jezwiększyć?
Gdy nieco skrępowana zaczęła tańczyć tuż przy mnie, poczułem, jakby cała buzująca we mnie po walce krew jeszcze mocniej sięrozgrzała.
Moje ręce same znalazły drogę do jej tali, nie zważając na to, co podpowiadał mi rozum. Gdy spojrzała na mnie, uderzyła we mnie wielka fala gorąca, niczym cios na ringu. Dziewczyna była piękna i seksowna, nic dziwnego, że rozpalało mniepożądanie.
– A podobno nie tańczysz! – próbowała przekrzyczećmuzykę.
– Wolę taniec na ringu, ale jakoś dajęradę.
– Może kiedyś mi pokażesz – rzuciła – swoje ruchy naringu.
Chciała zobaczyć moją walkę? O cholera. Ona i ring. Dwa źródła adrenaliny w jednym miejscu. Ona TAM.Ta myśl byłapodniecająca.
– Jeśli nie boisz się widoku krwi, tozapraszam.
– Na świecie jest o wiele więcej przerażających rzeczy niż kilka czerwonychkropli.
Przytaknąłem. Teraz przerażały mnie jej usta, słodkie, miękkie i ciepłe, a przynajmniej tak sobie to wyobrażałem. Czułem nieodpartą pokusę, aby jąpocałować.
Moja dłoń pogłaskała jej policzek, po czym przesunęła się na aksamitne wargi. Wtedy bariera pękła jak linka bezpieczeństwa i wpiłem się w nienamiętnie.
Smakowały jak letnia noc pod gwieździstym niebem. Skąd mi to przyszło na myśl? Nie wiem, ale marzyłem, aby właśnie tam się z nią znaleźć. Śmiać się, leniwie dotykać jej ciała, muskać wargi, poznawaćją.
– Co… to było? – Wypieki na jej policzkach były czerwone jak krew. Wyglądałauroczo.
– Nie mogłem się wyzbyć ochoty, żeby cię pocałować. – Uśmiechnąłem się głupio. – Więc zdecydowałem… – Arianna mi przerwała, kładąc palec na moichwargach.
– Ulec jej – wyszeptała, patrząc mi prosto w oczy. Teraz to ona przejęła inicjatywę i ponownie złączyła nasze spragnione siebie nawzajemusta.
Jak to możliwe, by była jednocześnie tak krucha i twarda? Miałem wrażenie, że rozpadnie się przy mocniejszym dotyku, a jednak pragnąłem dotykać jej bez ograniczeń, aż oboje zatracimy się w tejprzyjemności.
„Ból” – Merghani, Kronkl Dom
„Please, please, please” – Sabrina Carpenter
„Szukałem szczęścia” – Dawid, Artysta, Vlodarski
„It’s ain’t me” – Kygo, Selena Gomez
„Tlen” – Merghani
„Love the way you lie” – Rihanna, Eminem
„Dear society” – Madison Beer
„Mamy farta” – Margaret, Pezet
„Baby” – Madiosn Beer
„Taki mały ja” – Kuque 2115, Francis
„Unbroken” – Madison Beer
„Co ja robię tu” – Landberry
„All for love” – Madiosn Beer
„100 BPM” – Kizo, Bletka, BeMelo
„Not gonna cry” – Emma Stalkabekn
Mam wielką nadzieję, że spędziliście miło czas wraz z Arianną i Vincenzem i że podobała się Wam ich historia. Chętnie poznam wasze opinie, więc śmiało dzielcie się nimi poprzez socialmedia.
I tak jak nasi główni bohaterowie nie zapominajcie, że życie to ciągła walka. A tym, o co zdecydowanie warto walczyć, jest miłość. Nie poddawajcie się na drodze, którą wskazuje wamserce.
Nota copyright
Fight for You
Copyright © Paula Ciulak
Copyright © Wydawnictwo Inanna
Copyright © MORGANA Katarzyna Wolszczak
Wszelkie prawa zastrzeżone. All rightsreserved.
Wydanie pierwsze, Bydgoszcz 2025r.
ebook ISBN 978-83-7995-852-8
Redaktor prowadzący: Marcin A. Dobkowski
Redakcja: Agata Milewska
Korekta: Paulina Kalinowska
Adiustacja autorska wydania: Marcin A. Dobkowski
Projekt okładki: Ewelina Nawara
Skład i typografia: www.proAutor.pl
Książka ani żadna jej część nie może być przedrukowywana ani w jakikolwiek inny sposób reprodukowana czy powielana mechanicznie, fotooptycznie, zapisywana elektronicznie lub magnetycznie, ani odczytywana w środkach publicznego przekazu bez pisemnej zgodywydawcy.
MORGANA Katarzyna Wolszczak
ul. Kormoranów 126/31
85-432 Bydgoszcz
www.inanna.pl
Najtaniej kupisz na www.madbooks.pl