Drzewa - Kōda Aya - ebook + książka

Drzewa ebook

Kōda Aya

0,0
49,99 zł

lub
-50%
Zbieraj punkty w Klubie Mola Książkowego i kupuj ebooki, audiobooki oraz książki papierowe do 50% taniej.

Dowiedz się więcej.
Opis

Klasyka japońskiej literatury, która zainspirowała twórców filmu Perfect Days

Dlaczego nie zachwyca nas piękno drzew i każdy powiew wiatru w ich koronach? Czyżby zanikała nasza elementarna wrażliwość?

A przecież wystarczy dobrze się przyjrzeć, aby dostrzec, że drzewa stroją się w liście niczym w najpiękniejsze kimona.

Obserwować cierpliwie ich wzrost i rozwój.

Czerpać mądrość z tego, jak poddają się rytmowi pór roku.

I nieustannie zachwycać się tym, że drzewa żyją.

Pierwsze polskie tłumaczenie mistrzowskich esejów Ayi Kōdy (1904–1990), wielokrotnie nagradzanej japońskiej pisarki, która poświęciła swoje życie roślinom. Podróżowała po całej Japonii w poszukiwaniu konkretnych drzew, a wynikiem tych wypraw są jej refleksyjne teksty, w których z czułością opisuje ulotne piękno otaczającej przyrody, a także jej niezmienną potęgę.

Jej eseje to unikatowa lekcja wrażliwości, aktualna również dziś.

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi lub dowolnej aplikacji obsługującej format:

EPUB
MOBI

Liczba stron: 201

Data ważności licencji: 4/8/2030

Oceny
0,0
0
0
0
0
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.



TREE by Aya KODA

Copyright © Nao Aoki, 1992

Original Japanese edition published in 1992 by SHINCHOSHA Publishing Co., Ltd.

This Polish language edition is published by an arrangement with Penguin Books, a member of the Penguin Random House Group under license of SHINCHOSHA Publishing Co., Ltd in care of Tuttle Mori Agency, Inc.

Copyright © for the translation by Krzysztof Olszewski

ILUSTRACJA NA OKŁADCE danny

PROJEKT OKŁADKI ORYGINALNEJ Shinchosha Book Design Division

ADAPTACJA PROJEKTU OKŁADKI Karolina Korbut

ILUSTRACJE W KSIĄŻCE © Karolina Korbut

REDAKTORKA NABYWAJĄCA Dominika Kardaś

REDAKTORKA PROWADZĄCA Aleksandra Grząba

ADIUSTACJA Miłosz Biedrzycki

KOREKTA Małgorzata Kuśnierz, Joanna Wiśniewska

PROJEKT TYPOGRAFICZNY I ŁAMANIE Karolina Korbut

KOORDYNATORKA PRODUKCJI Maria Król

PRZYGOTOWANIE DO DRUKU Karolina Korbut

OPIEKA PROMOCYJNA Julia Adamek

ISBN 978-83-8367-869-6

Książki z dobrej strony: www.znak.com.pl

Więcej o naszych autorach i książkach:

www.wydawnictwoznak.pl

Społeczny Instytut Wydawniczy Znak

ul. Kościuszki 37, 30-105 Kraków

Dział sprzedaży: tel. 12 61 99 569, e-mail: [email protected]

Wydanie I, Kraków 2025

Na zlecenie Woblink

woblink.com

plik przygotowała Katarzyna Błaszczyk

Wstęp do ciszy

W Osace słońce rozświetla kwietniowe ażury koron drzew. Odpoczywam w cieniu cynamonowca kamforowego; tuż obok wiją się spękane sznury glicynii, rozciągającej swoje ramiona na pergoli. Na ławkach w parku siedzą ludzie i piją herbatę. W tym samym parku, tuż przy nasadzeniach wiśni, które właśnie tracą swoje płatki i swój blask, oddając go ziemi, papierowe wachlarzyki przypominają bibułki. Właśnie odłożyłam książkę powstałą z tego światła, powietrza i pyłu, tworzącej zapisy niezwykłych opowieści o drzewach.

Jestem więc pomiędzy tymi światami. Wsłuchuję się w echo drzew. I w to niezwykłe brzmienie liści – tak typowe, tak charakterystyczne dla każdego gatunku.

Bo każde drzewo ma inne liście, inne geometrie. Inaczej będą się dotykały przy podmuchach wiatru. Inne są kształty koron, a więc i inne wiraże wiatrów, inne wstążki powietrza zaplątują się w ich koronach i niosą inne dźwięki.

Gdy wieczorne słońce przedziera się przez igły świerka, tworząc na mchu mapę cieni tak precyzyjną, że można by po niej nawigować w nieznane terytoria czasu; gdy deszcz, przesiąkający przez wielopiętrowe sklepienie liści, dociera wreszcie do ziemi z opóź­nieniem dającym złudzenie, że przestał już padać, choć wciąż szumi nad głowami – wtedy właśnie, w tych zadziwiających delikatnościach istnienia natury, zaczyna się świat, eksplorowany przez Ayę Kōdę w piętnastu esejach, które czyta się z zachwytem.

Kōda porusza się po drzewnym świecie z wrażliwością, która łączy precyzję botaniczki z intuicją poetki i tworzy przestrzeń, w której naukowa terminologia nie wyklucza metafizycznego drżenia, a dokładny opis morfologiczny drzewa może współistnieć z egzystencjalną kontemplacją; przestrzeń, w której kora kryptomerii, z jej pionowymi bruzdami i ciemnoczerwoną barwą, może być jednocześnie przedmiotem badań dendrologicznych i metaforą czasu zastygłego w materii. To opowieść, w której świerk ajański z Hokkaido i wiśnia nad rzeką Sumidą prowadzą ze sobą dialog na odległość geograficzną i bez względu na różnicę gatunkową – dialog, którego krystalicznym źródłem jest uważne oko obserwatorki.

Piętnaście esejów składających się na ten zbiór tworzy więc swoisty atlas japońskich drzew – nie w sensie taksonomicznym, botanicznym, ale w sensie fenomenologicznym. To atlas doświadczeń, spotkań i relacji. Nie ma w nim naukowych pewników, nie ma klasyfikacji. Jest natomiast ciągły ruch zbliżania się i wycofywania. Jest uważność, która nie śmie formułować sądu. I właśnie dlatego te teksty poruszają tak głęboko: nie zostały napisane z pozycji tej, która tłumaczy świat – lecz tej, która uczy się go nie zamykać w słowach. Kōda nie pisze o drzewach, żeby je opisać. Pisze, żeby zostało po nich coś więcej niż cień. A zarazem: żeby nie zamienić ich w znaki. Te eseje są więc próbą przyjęcia obecności drzew. Byciem obok nich. A są to próby często nieśmiałe – tak jak zawstydzone potrafi być spojrzenie, które napotyka coś, co wymyka się granicom rozumienia.

Bo drzewo, które dla większości z nas jest elementem krajobrazu tak oczywistym, że aż niewidocznym, dla Kōdy staje się punktem wyjścia do podróży przez warstwy czasu geologicznego, biologicznego i historycz­nego – podróży, która nie odrywa się od materii, lecz przeciwnie, zagłębia się w nią z intensywnością właściwą tylko najwnikliwszym obserwatorom. To droga, która nie abstrahuje od tego, co konkretne, ale w konkrecie właśnie odnajduje metafizyczny wymiar istnienia.

W eseju Odradzanie się świerka ajańskiego Kōda opisuje fenomen odrastania drzew w ciele martwej kłody, tworzącego linearne układy, w których nie tylko zapisana jest historia drzewostanu, ale również pokazana pewna możliwość myślenia o ciąg­łości istnienia przekraczającej granicę między życiem a śmiercią – granicę, która dla drzew wydaje się bardziej przepuszczalna, bardziej płynna niż dla zwierząt i ludzi. Nie jest to linia ostrego cięcia, lecz raczej obszar trans­formacji, rodzaj biologicznego pogranicza, na którym materia przeobraża się, nie tracąc swojej esencjonalnej tożsamości. Ta płynność granicy między życiem a śmiercią powraca w eseju Życie drzewa, w którym Kōda przytacza słowa mistrza ciesielskiego Tsunekazu Nishioki: „Drzewo żyje” (s. 202), odnosząc się nie tylko do okazów stojących w lesie, ale również do belek utrzymujących ciężar tysiącletniej świątyni Hōryūji; drewna, które wciąż reaguje na zmiany wilgotności powietrza, emanuje zapachem cedrowego lasu, choć od ścięcia drzew minęło ponad millenium. To pokazuje, że dendrologiczna temporalność operuje w zupełnie innej skali niż czas ludzki, że pojedyncze życie drzewa może być świadkiem epok, które dla nas są już tylko archeologicznym kurzem, a jego drewno może przetrwać imperia, cywilizacje, języki.

W eseju Cyprys japoński autorka analizuje zjawisko ate – deformację włókien drewna, które z punktu widzenia „nauki o surowcu” uchodzą za wadę obniżającą wartość użytkową materiału. Z perspektywy ekofizjologii drzewa to jednak zapis jego zmagań z grawitacją, wiatrem i niestabilnym podłożem – dziennik istnienia poddawanego nieustannemu naciskowi świata zewnętrznego. To, co wydaje się statycznym kształtem, okazuje się dynamiczną strukturą: zamrożonym w czasie procesem, kadrem z filmu o powolnym stwarzaniu się przyrody. Bo czas drzewa jest inny niż nasz – mówi Kōda, prowadząc nas przez różne rejestry dendrologicznej czasowości, od kruchej ulotności kwiatu wiśni, który utrzymuje się na gałęzi zaledwie kilka dni, przez powolny, lecz widoczny dla ludzkiego oka cykl sezonowych przemian, po geologiczną cierpliwość kryptomerii z ery Jōmon, której wiek szacuje się na kilka tysięcy lat; kryptomerii, która była już dojrzałym drzewem, gdy pierwsi osadnicy japońscy dopiero uczyli się uprawiać ryż, a która wciąż stoi na Yakushimie, wciąż wypuszcza liście, wciąż reaguje na światło, wciąż oddycha – jak gdyby czas płynął dla niej inaczej, niż płynie dla nas.

W Drzewach w pionie, drzewach w poziomie autorka opisuje las martwych jodeł na wzgórzu Shima­kare – drzewa stojące i leżące, przewrócone i pochylone, tworzące niezwykły układ życia i śmierci; porządek, w którym przestrzenne rozmieszczenie organizmów staje się zapisem ich historii, a położenie pnia w trójwymiarowej strukturze lasu mówi więcej o jego miejscu w cyklu życiowym niż jakikolwiek inny wskaźnik. To kompozycja jednocześnie przypadkowa i zdeterminowana, chaotyczna i uporządkowana – jak każdy proces naturalny, jak każda manifestacja biologicznej złożoności i odrębności tworzących ją istot.

Dendrologiczna fenomenologia Kōdy opiera się na doświadczeniu wielozmysłowym – nie tylko wzrokowym, ale też dotykowym, węchowym i słuchowym. To poznanie angażujące całe ciało, wszystkie jego receptory i całą zdolność do odczuwania świata. Nie abstrahuje od fizyczności – przeciwnie, to właśnie w dotyku chropowatej kory, w zapachu żywicy, w szumie liści poruszanych wiatrem odnajduje przestrzeń głębszego poznania, opartego na współistnieniu dwóch form życia i dwóch sposobów bycia w świecie.

W Kimonach drzew autorka przygląda się korom różnych gatunków i porównuje je do tkanin tradycyjnych japońskich strojów: „Kryptomerie noszą kimona w pionowe pasy, sosny mają kimona z graficznym wzorem płytek ze skorupy żółwia, a stewarcja ubiera się w gładkie kimono, bez wzoru” (s. 267). To porównanie nie służy ozdobie, nie jest literackim kaprysem – raczej gestem czułości wobec świata, próbą nazwania różnic, które dostrzega się dopiero wtedy, gdy się patrzy powoli i z uwagą.

Metafora kimona nie upodabnia drzew do ludzi, nie narzuca im naszych cech. Przeciwnie – pozwala nam podejść bliżej, zobaczyć ich odmienność, ich własny sposób bycia. Kora staje się jak materiał – zmięty, napięty, gładki lub postrzępiony – który można niemal poczuć pod palcami. Dzięki temu każde drzewo wyłania się jako ktoś, nie coś.

Na pewno książka ta wymaga od czytelnika szczególnej uwagi – takiej, która nie szuka puenty która potrafi zatrzymać się w pół zdania, w pół liścia, w pół ruchu. Uważności, która nie próbuje świata wyjaśnić, lecz być z nim – bez przymusu rozumienia, bez potrzeby porządkowania go według znanych kategorii. To lektura, która zaprasza nie tyle do analizy, co do obecności – czułej, wyciszonej, gotowej przyjąć inność drzew taką, jaka jest: nieprzezroczystą, powolną, głęboko osadzoną w swoim własnym rytmie. Teksty Kōdy nie re­dukują złożoności świata do prostych opozycji. Nie szukają sensu po to, by go uchwycić, ale po to, by trwać przy tym, co wymyka się umysłowi. Pozwalają drzewom być drzewami – nie metaforami, nie symbolami, ale żywymi, wrażliwymi istotami, które są tu obok nas, w czasie i przestrzeni, na własnych warunkach. W świecie, który przyzwyczaił nas do natychmiastowości, do szybkich efektów i ostrego światła, te eseje przypominają o wartości cienia i ciszy. Ta książka jest o relacjach opartych nie na posiadaniu, lecz na współistnieniu. O spotkaniach, które nie domagają się definicji, lecz przynoszą przemianę – taką, która nie ma początku ani końca, ale rozgrywa się w samym trwaniu. Kōda pisze tak, jak rosną drzewa: powoli, z uwagą, nie dla efektu, lecz z potrzeby trwania. Wystarczy przystanąć, by to zobaczyć. Wystarczy zamilknąć, by zacząć słyszeć.

Słońce w Osace powoli zachodzi. Wychodzę z parku, mając w pamięci scenę, w której autorka oglądała spływające strużkami krople wody po gładkim pniu stewarcji i powiedziała: „[…] myślałam o marnującym się wręcz w tamtym miejscu nadmiarze piękna, jakim obdarzała mnie natura” (s. 127).

Nie zmarnowała się ani jedna kropla – przecież krople są literami tej książki.

Urszula ZajączkowskaOsaka, kwiecień 2025

Nota od tłumacza

Propozycja przekładu, którą otrzymałem pod koniec ubiegłego roku od wydawnictwa Znak Literanova, początkowo trochę mnie zadziwiła, lecz zaraz potem uradowała. Oczywiście, znałem już wcześniej twórczość ojca autorki Drzew, Rohana Kōdy, uznawanego za jednego z czołowych przedstawicieli pozytywizmu w literaturze japońskiej. Wiedziałem również, że Aya Kōda (1904–1990) – jego druga córka – jest ceniona w Japonii za swoją twórczość, w większości autobiograficzną, wspomnieniową.

Rohan Kōda był znanym pisarzem i profesorem Uniwersytetu Tokijskiego (wtedy Uniwersytetu Cesarskiego). Lecz nie tylko ojciec Ayi został obdarzony wielkim talentem – cała rodzina Kōda miała wpływ na kulturę japońską. Wspomnijmy choćby o dwóch siostrach Rohana, Nobu i Kō – artystkach znanych nawet poza Japonią. Pierwsza z nich była skrzypaczką, kompozytorką, potem również profesorką akademii muzycznej, z kolei Kō Andō została pianistką, występowała również w Anglii i Stanach Zjednoczonych. Dążący do perfekcjonizmu Rohan często zresztą stawiał Ayi jej sławne ciotki za wzór do naśladowania.

Lecz za młodu los nie skąpił przyszłej pisarce i eseistce cierpienia. W wieku pięciu lat Aya straciła matkę, dwa lata później – starszą siostrę Utę, której – jak wspomina w eseju Glicynia – talenty i mądrość ich ojciec doceniał bardziej niż jej. Aya była tą gorszą córką, która zawsze musiała o wiele bardziej się starać, żeby zostać zauważona. W 1926 roku zmarł również młodszy brat pisarki, Shigetoyo Kōda.

W wieku dwudziestu czterech lat Aya poślubiła Ikunosuke Mitsuhashiego, syna hurtownika sake. Dwa lata później na świat przyszła ich córka, Tama. Jednak po dziesięciu latach małżeństwa Aya rozwiodła się i wróciła z dzieckiem do pełnego zieleni domu ojca w tokijskiej dzielnicy Koishikawa. Lata wojny spędziła w Tokio, opiekując się coraz starszym ojcem i porządkując jego dorobek pisarski.

Aya Kōda zadebiutowała literacko w 1947 roku, tuż po śmierci swojego ojca. Tworzyła raczej krótkie teksty, w których umiejętnie zacierała granice między literaturą autobiograficzną a eseistyką. Jej utwory od początku cieszyły się bardzo dobrym przyjęciem ze strony czytelników i krytyków literackich. Pisarka ceniona jest za powieść Nagareru (Płynąc) z 1955 roku, w której wykorzystała własne doświadczenia pracy jako pokojówka w domach gejsz w Yanagibashi w Tokio, co pozwoliło jej barwnie zobrazować to środowisko. Własną działalność artystyczną łączyła z wydawaniem dzieł ojca. Tradycje literackie kontynuowała potem również córka Ayi, Tama – autorka między innymi zekra­nizowanego w formie serialu telewizyj­nego cyk­lu wspomnieniowego Koishikawa no uchi (Dom w Koishi­kawie). W następnej generacji talent odziedziczyła wnuczka Ayi, Nao Aoki – eseistka i tłumaczka literatury niemieckojęzycznej.

Aya Kōda otrzymała liczne nagrody literac­kie, w tym nagrodę dziennika „Yomiuri” oraz nagrodę miesięcznika „Shinchō”. W 1976 roku została członkinią Nihon Geijutsuin (Japońskiej Akademii Sztuki). Warto wspomnieć, że została ona również sportretowana w kultowej mandze Kafki Asagiriego Bungo Stray Dogs (Bezpańskie psy literatury), a stworzona na jej wzór postać dość wiernie oddaje życie pisarki.

Piętnaście esejów składających się na wydany pośmiertnie tom Drzewa (Ki) to teksty, które Aya Kōda publikowała w latach 1971–1984 w miesięczniku „Gakutō” (Płomień nauki). W wielu z nich pojawiają się wątki wspomnieniowe, autorka przywołuje obrazy z dzieciństwa, kiedy to Rohan Kōda starał się zaszczepić w trójce swoich dzieci miłość do przyrody, oraz z czasów, kiedy sama próbowała przekazać tę pasję córce i później wnuczce. Każdy z esejów został poświęcony innemu gatunkowi drzewa, a kryptomeria – najpopularniejsze drzewo w Japonii – doczekała się dwóch poświęconych tylko jej tekstów. Ale autorka pisze także o drzewach w obliczu klęsk żywiołowych (Popiół, Na przełęczy Abe), a nawet o pięknie wzorzystych kompozycji na ich korach (Kimona drzew).

Jakże trafnie pasuje do tego zbioru esejów cytat, którego użył pisarz Kazumi Saeki w posłowiu do japońskiego wydania z 1995 roku: Bun wa hito nari (w wolnym tłumaczeniu: „w stylu widoczny jest autor”). Choć biografizm jako metoda badawcza nie jest już zbyt popularny w dzisiejszym literaturoznawstwie, nie sposób jednak nie patrzeć na te teksty przez pryzmat barw­nego życiorysu Ayi Kōdy – jej ogromną erudycję i zamiłowanie do klasyki widać w stylu, którym się posługuje. Autorka pisze piękną, wyszukaną japońszczyzną, często używając archaicznych konstrukcji składniowych, które przydają patyny tej prozie. Używa długich, wielokrotnie złożonych zdań, w których często zupełnie pomija zaimki osobowe – co akurat w języku japońskim jest jak najbardziej możliwe, lecz w przekładzie niejednokrotnie wymagało od tłumacza dookreślania osób uczestniczących w dialogu. Pisarka zresztą często zacierała granice między prozą a eseistyką, nie wyodrębniając w ogóle partii dialogowych.

Jednak eseje Ayi Kōdy najbardziej zachwycają tematyką i podejściem do niej. Wychowywana od dziecka wśród roślin, przepełniona miłością do przyrody (warto wspomnieć, że rodzina Kōda miała również własną szkółkę leśną na Hokkaido) Aya traktuje drzewa jak najlepszych przyjaciół. Antropomorfizuje je na każdym kroku, co pozwala jej tworzyć niesamowite gry słów, które tłumacz mógł tylko bardzo nieudolnie starać się oddać, opatrując je niekiedy przypisami. Autorka wielokrotnie zastanawia się, co drzewa czują, jak postrzegają daną sytuację. Czytelnika z pewnością zachwycą również opisy lasu witającego się z pisarką i żegnającego ją, gdy wraca do Tokio. Z ogromną wiedzą, lecz również z przyjacielską czułością Aya opisuje pojedyncze okazy słynnych drzew – pomników przyrody, które miała okazję poznać. W ciągu tych trzynastu lat – w niemłodym już wieku, schorowana – przemierzyła wyspy japońskie wzdłuż i wszerz, by rozmawiając z drzewami – ale też z leśnikami, ludźmi opiekującymi się w taki czy inny sposób drzewostanem – szukać inspiracji do swoich esejów.

Co najciekawsze, pisarka nie popada wyłącznie w egzaltację pięknem japońskiej przyrody. Kilka dni temu miałem okazję obejrzeć w archiwum filmów NHK wywiad z siedemdziesięciotrzyletnią wówczas Ayą Kōdą, właśnie w związku z publikacją esejów o drzewach. Autorka powiedziała wtedy, że nie tylko podziwia wygląd drzew, ale równie mocno fascynuje ją niszczycielska siła przyrody, a obok doświadczania piękna świerków ajańskich podobnie intensywnym przeżyciem było dla niej oglądanie martwego lasu po wybuchu wulkanu. Autorka zakończyła wywiad zdaniem: Isshō kyorokyoro shitai („Całe życie chcę podsycać w sobie tę ciekawość”), co chyba najlepiej oddaje jej postawę twórczą.

Zbiór esejów Drzewa to pierwsza publikacja Ayi Kōdy, która ukazuje się w języku polskim. Tłumacz ma nadzieję, że udało mu się – choćby w niewielkim stopniu – oddać piękno języka i głęboki humanizm tych tekstów.

Krzysztof Olszewski

Odradzanie się świerka ajańskiego

Nagle rozmowa zeszła na temat kłód piastunek świerków ajańskich1.

W naturalnych lasach porastających Hokkaido ta odmiana świerka odradza się z kłód. Oczywiście, dorosłe drzewa rozsiewają ogromne, nieprzeliczalne wprost ilości. Pamiętajmy jednak, że klimat na Hokkaido jest surowy. Nawet jeśli nasiona zakiełkują, sadzonki mogą nie wzrastać. Szczęście mają te, którym uda się zakiełkować na zwalonych kłodach świerków. Znajdą tam idealne warunki do rozwoju, co nie oznacza jednak, że młode drzewka będą mogły się rozrastać do woli. Kłoda piastunka jest wąska. Słabe sadzonki przegrają i zmarnieją. Przetrwają tylko te, którym uda się dostosować do trudnych warunków i – nabrawszy siły – rozrosną się w trzystu- lub czterystuletnie dojrzałe egzemplarze. Ponieważ wszystkie uko­­rzeni­ły się na jednej kłodzie, będą stały w jednym rzędzie i każdy na pierwszy rzut oka rozpozna, że to są odros­­ty z jednej kłody piastunki – tak mówili. Poruszyła mnie ta opowieść. Niosła ze sobą zapach lasu i długo jeszcze we mnie rezonowała, domagając się reakcji. Nie chciałam tylko słuchać. Postanowiłam, że muszę to zobaczyć na własne oczy.

Ku mojemu wielkiemu szczęściu otrzymałam propozycję odwiedzenia lasu doświadczalnego Uniwersytetu Tokijskiego w Furano. Od razu pomyślałam, że to z pewnością efekt moich usilnych próśb. Osoby od­powiedzialne dawały mi niejednokrotnie do zrozumienia, że dość trudno będzie zorganizować taki wyjazd, ja jednak nie dawałam za wygraną. Bałam się, że ten pomysł wyląduje w koszu, więc tym bardziej ucieszyłam się na wieść, że będę miała okazję spotkać się ze świerkami ajańskimi.

Dwudziestego ósmego września na Hokkaido trwała już złota jesień. Dopiero co poczerwieniałe liście mieniły się wyjątkowym blaskiem. Głęboki fiolet kwiatów chryzantemy, ciągnących się aż po horyzont wzdłuż torów kolejowych, czy jaskrawa czerwień owoców, zwisających obficie z grubych gałęzi jarzębu japońskiego2, posadzonego przy wejściu do naszego domu, dawały jasno do zrozumienia, że jesień już na dobre się tu zadomowiła. W pokoju, który mi wskazano, palił się ogień w piecyku, wieczorem jednak zrobiło się przeraźliwie zimno. Na własnej skórze poczułam wtedy to, w co nie do końca chciałam uwierzyć, wyjeżdżając tamtego ranka z Tokio – że na Hokkaido były tylko trzy stopnie ciepła.

Pierwszego dnia miałam wrażenie, że trafiłam do wzorcowej szkółki leśnej, że oglądam najlepsze drzewa, jakie mogło zrodzić Hokkaido. W równych odstępach, poprzycinane jakby od linijki, stały majestatyczne świerki. Pierwsze wrażenie mnie przytłoczyło. Nigdy nie odczuwałam niczego podobnego w miastach, żelbetowa architektura mnie nie obezwładniała. Tutaj jednak wrażenie było tak silne, że ja, osoba miastowa, stałam niczym porażona. Chłonęłam ten obraz wszystkimi zmysłami, ale właśnie wtedy, kiedy chcemy jak najwięcej zobaczyć, usłyszeć, po upływie czasu okazuje się, że zapamiętane obrazy się rozsypują; jedyne, co zatrzymałam w pamięci, to widok drzew potężnych niczym kolumny.

Drugiego dnia zwiedzania udaliśmy się do punktu widokowego, z którego mogłam podziwiać pomnik przyrody Morze Drzew. Wskazując na kolejne zbocza gór, pokazano mi rozległość lasu doświadczalnego. Zeszliśmy do doliny, po czym wjechaliśmy jeepem na wzgórze, dzięki czemu mogłam zaobserwować, jak zmienia się drzewostan w zależności od wysokości terenu. Potem pokazano mi okazy elitarnych, najlepszych drzew iglastych oraz liściastych. Oczywiście, drzewo musi spełnić szereg warunków, by zaliczono je do elity w swojej odmianie, jednak już przy pierwszym spojrzeniu takiej dyletantki jak ja rzucała się w oczy ich majestatyczność. Podziwianie przyrody przerwała nam lekka mżawka, która rozmyła ścieżkę i pozostawiła krople rosy na krzewach. Dolina zasnuła się mgłą. Niepostrzeżenie zrodziły się uczucia. Niewątpliwie to wspaniałe wybierać elitę drzew. Lecz jest przecież wiele drzew zu­pełnie przeciętnych, nienależących do elity, które również zasługują na ocenę. One też potrafią być silne i godne pokładanego w nich zaufania. Tak jak ta najsłabsza roślina, która jakimś cudem ledwo daje radę utrzymać się na powierzchni. Czy to jest smutne? Czy raczej ma swój urok? Cóż, las tkwi w ciszy. Czułam przemożną potrzebę powiedzenia o tym komuś, ale powstrzymałam się i po prostu podążałam za tą ciszą.

Trzeciego dnia wyruszyliśmy do jeszcze innej doliny. Z samochodu, którym jechaliśmy, obserwowaliśmy przyrodę i dowiadywaliśmy wiele o skupiskach roślin, sukcesji gatunków oraz ich środowisku życia.

Wreszcie nadszedł upragniony cel wyprawy – czas na zobaczenie odrostów z kłody piastunki świerka ajańskiego. Byłam podekscytowana. Wszyscy mówili: „Patrz tu!”, „Nie, tam…”. Ja tymczasem nie wiedziałam, na co mam zwracać uwagę. Widziałam tylko gęstwinę leśną, pełną podobnych pniaków. Wczorajszy deszcz jeszcze nie skończył padać, las był gęsty i pachniał wilgocią, kora wszystkich drzew była mokra, a szczepione u wierzchołków gałęzie tworzyły rodzaj parasola. Błądziłam po lesie i starałam się wypatrzyć cokolwiek, myśląc o tym, jak wierutną bzdurą była opowieść, którą mi powtarzano – że byle głąb na pierwszy rzut oka domyśli się, gdzie znajdują się odrosty z jednej kłody. Mocne łodygi trawy bambusowej sięgały mi do klatki piersiowej, co sprawiało trudność przy przedzieraniu się przez las. Po jakimś czasie nie widziałam już niczego innego poza pniakami drzew. I wtedy je dojrzałam. Wstrzymałam oddech, gdy prawie na nie wpadłam. Nawet głupiec by się zorientował, że te grube pnie, stojące wszystkie w jednym rzędzie, to dawne odrosty pochodzące z jednej kłody. Świerki ajańskie – zawdzięczające swoją nazwę wielkiej krainie, którą reprezentują – stały w jednej linii, majestatyczne, spokojne. Nie przytłaczały swoim wyglądem, prezentowały zaś elegancję, która nie dopuszcza ani krzty wulgarności. Widok tych drzew tchnął takim spokojem i czystością, że aż onieśmielał, nie pozwalając podejść bliżej. Siedem świerków tej samej grubości i wysokości stało w równych odstępach, pomiędzy nimi zaś widać było splątane niższe piętra roślinności sprawiające wrażenie naturalnego ekosystemu.

Dalsza część książki dostępne w wersji pełnej

1 Jap. ezomatsu (Picea jezoensis). (Wszystkie przypisy pochodzą od tłumacza).
2 Jap. nanakamado (Sorbus commixta).

Posłowie

Dostępne w wersji pełnej

Table of Contents

Okładka

Karta tytułowa

Karta redakcyjna

Wstęp do ciszy

Nota od tłumacza

Odradzanie się świerka ajańskiego

Posłowie

Guide

Okładka

Strona tytułowa

Prawa autorskie