Druga szansa - Agata Sobczak - ebook

Druga szansa ebook

Sobczak Agata

4,4

Opis



Po dramatycznych wydarzeniach, które zmusiły ją do ucieczki i zmiany tożsamości, Venus sądzi, że odnalazła szczęście u boku starszego od niej policjanta Chase'a. Choć minęło siedem lat, wciąż nie czuje się bezpiecznie - jej zeznania doprowadziły w końcu do aresztowania ludzi, którzy z pewnością życzą jej śmierci. A w dodatku jeden z nich właśnie wyszedł z więzienia. Tuck, który wywrócił jej świat do góry nogami, a potem wykorzystał i porzucił. Sama nie wie, dlaczego była w nim tak szaleńczo zakochana i dlaczego po tylu latach wciąż o nim śni.

Kiedy Tuck znów wkracza nieproszony do jej życia, jest pewna, że chodzi mu o zemstę. Z jakiego innego powodu miałby ją odnaleźć?

Gdy dawne pożądanie znów daje o sobie znać, trudno zachować zdrowy rozsądek

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 269

Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
Oceny
4,4 (7 ocen)
5
1
0
1
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.
Sortuj według:
MariolaAndrzejczak

Nie oderwiesz się od lektury

uff ,traciłam nadzieję, że to się dobrze skończy....dzięki
00
zaczytAnka1985

Nie oderwiesz się od lektury

Egzemplarz książki pt "Druga szansa" autorstwa @dangerous_love98 trafił do mnie już jakiś czas temu dzięki współpracy reklamowej z @lovebook_stronymilosci za którą bardzo dziękuję. Jest to historia dwójki ludzi Venus i Tucka. On wyjęty spod prawa, niepokorny, żyjący na krawędzi. Ona znalazła się w niewłaściwym czasie o niewłaściwej porze i widziała coś czego widzieć nie powinna. Proces, status świadka koronnego,ciągłe zmiany tożsamości i miejsca zamieszkania i świadomość że ktoś depcze jej po piętach. Po opisie miałam duże oczekiwania wobec tej historii i tu mnie autorka zaskoczyła pozytywnie bo przeszła moje najśmielsze oczekiwania. Książkę czytałam z zapartym tchem, by pod koniec stać się kłębkiem kotłujących się emocji. W tej książce tyle się dzieje, ciągle wychodzą na jaw nowe nie raz zaskakujące fakty. Czy warto w ogóle dawać drugą szansę? Gdybym sama miała odpowiedzieć na to pytanie to z własnego doświadczenia powiedziałabym że nie warto. Jak to się sprawdzi w przypadku Tucka ...
00

Popularność




Au­torka: Agata Sob­czak
Re­dak­cja: Li­dia Za­wie­ru­szanka
Ko­rekta: Ka­ta­rzyna Zioła-Ze­mczak
Pro­jekt gra­ficzny okładki: Ma­te­usz Rę­ka­wek
Skład: Iza­bela Kruź­lak
Zdję­cie na okładce: © Con­rado / Shut­ter­stock
Re­dak­tor pro­wa­dząca: Na­ta­lia Ostap­ko­wicz
Kie­row­nik re­dak­cji: Agnieszka Gó­recka
© Co­py­ri­ght by Agata Sob­czak © Co­py­ri­ght for this edi­tion by Wy­daw­nic­two Pas­cal
Ta książka jest fik­cją li­te­racką. Ja­kie­kol­wiek po­do­bień­stwo do rze­czy­wi­stych osób, ży­wych lub zmar­łych, au­ten­tycz­nych miejsc, wy­da­rzeń lub zja­wisk jest czy­sto przy­pad­kowe. Bo­ha­te­ro­wie i wy­da­rze­nia opi­sane w tej książce są two­rem wy­obraźni au­torki bądź zo­stały zna­cząco prze­two­rzone pod ką­tem wy­ko­rzy­sta­nia w po­wie­ści.
Wszel­kie prawa za­strze­żone. Żadna część tej książki nie może być po­wie­lana lub prze­ka­zy­wana w ja­kiej­kol­wiek for­mie bez pi­sem­nej zgody wy­dawcy, z wy­jąt­kiem re­cen­zen­tów, któ­rzy mogą przy­to­czyć krót­kie frag­menty tek­stu.
Biel­sko-Biała 2023
Wy­daw­nic­two Pas­cal sp. z o.o. ul. Za­pora 25 43-382 Biel­sko-Biała tel. 338282828, fax 338282829pas­cal@pas­cal.plwww.pas­cal.pl
ISBN 978-83-8317-115-9
Kon­wer­sja: eLi­tera s.c.

PRO­LOG

Kie­dyś by­łam nor­malną na­sto­latką, ży­jącą tak, jak wszy­scy. Kie­dyś. W pew­nym mo­men­cie wszystko się jed­nak zmie­niło. Dla­czego nie­które rze­czy mu­szą być aż tak skom­pli­ko­wane? Dla­czego wszy­scy nie mo­żemy wieść pro­stego ży­cia?

Ni­gdy ni­czego nie ża­ło­wa­łam. Z pew­no­ścią nie tego, że po­ja­wił się w moim ży­ciu dwu­krot­nie. Jedni po­wie­dzie­liby, że znisz­czył mi ży­cie, inni – że jest tok­syczny, a jesz­cze inni za­pewne stwier­dzi­liby, że jest naj­lep­szym, co mo­gło mnie spo­tkać.

Kilka lat po tym, jak to wszystko się wy­da­rzyło, mogę śmiało po­wie­dzieć, że nie ża­łuję żad­nej z de­cy­zji, które w tam­tym cza­sie pod­ję­łam. Nie ma czego ża­ło­wać. Prze­cież za­czę­łam być szczę­śliwa.

Je­stem Ve­nus, a żeby po­znać moją hi­sto­rię, mu­sisz ra­zem ze mną cof­nąć się o dwa­na­ście lat.

PO­ŚCIG

1.

Ucie­kam jak naj­da­lej, bie­gnę, ile sił w no­gach, ale nie daję już rady. Za ple­cami sły­szę ich krzyki i kroki, więc zmu­szam się, aby wy­krze­sać z sie­bie resztki ener­gii. Bie­gnij, Ve­nus, bie­gnij! – po­wta­rzam so­bie w my­ślach, mo­bi­li­zu­jąc się do ucieczki.

Sły­szę wy­strzał z broni. Na chwilę pa­ra­li­żuje mnie strach, ale nie czuję bólu. Chy­bili. A może taki mieli za­miar? Je­stem prze­ra­żona, boję się nie tylko o sie­bie, ale także o moją ro­dzinę. Gro­zili mi, mu­sia­łam się ukryć, jed­nak nie przy­pusz­cza­łam, że tak szybko mnie od­najdą. Nie trwało to na­wet ty­go­dnia. Po­li­cja oczy­wi­ście nie po­tra­fiła za­pew­nić mi od­po­wied­niej ochrony.

Kilka dni temu usły­sza­łam ha­łas na ko­ry­ta­rzu mo­telu, w któ­rym za­trzy­ma­łam się w ocze­ki­wa­niu na de­tek­tywa, który zaj­mo­wał się moją sprawą. W tym cza­sie opiekę nade mną spra­wo­wał inny po­li­cjant. Od razu zgło­si­łam mu swoje spo­strze­że­nie i bar­dzo szybko opu­ści­li­śmy mo­tel, oczy­wi­ście po zgło­sze­niu ca­łej sprawy do wy­działu. Za­bra­łam ze sobą tylko ple­cak z ubra­niami i wszyst­kie pie­nią­dze, ja­kie tylko mia­łam. Nie po­trze­bo­wa­łam nic wię­cej. Prze­nie­śli­śmy się kilka miast da­lej. My­śle­li­śmy, że tu­taj bę­dzie bez­piecz­nie, a przy­naj­mniej – bez­piecz­niej. Mie­li­śmy zo­stać w tym miej­scu do mo­mentu, w któ­rym nie przy­je­dzie od­po­wie­dzialna za mnie osoba.

A te­raz? Te­raz bie­gnę i pró­buję jak naj­szyb­ciej do­trzeć na ko­mi­sa­riat, bo tylko tam będę bez­pieczna. Wszystko to przez nich, no, może nie do końca przez nich, ale to oni mnie wy­dali. To oni ska­zali mnie na tu­łaczkę. Mia­łam być nie­ofi­cjal­nym świad­kiem, ale wy­dał mnie ja­kiś idiota. Ban­dyci od razu mnie na­mie­rzyli, za­częli mi gro­zić, na mo­ich oczach za­bili mo­jego oj­czyma. Zro­bił to ten, któ­rego nie­na­wi­dzę naj­bar­dziej. Chcia­łam się pod­dać i po pro­stu cze­kać na śmierć, ale wtedy zja­wił się Ja­cobs – po­li­cjant, który obie­cał mnie ochro­nić. Za­ufa­łam mu. Do in­nych po­li­cjan­tów pod­cho­dzę z ogrom­nym dy­stan­sem. Jak się oka­zuje – słusz­nie.

Po­li­cja po­sta­no­wiła ob­jąć mnie pro­gra­mem ochrony świad­ków. Wy­je­cha­łam z Miami, aby prze­żyć, a w za­sa­dzie po to, by prze­żyły osoby, z któ­rymi je­stem po­wią­zana. Oni są nie­obli­czalni, więc wo­la­łam wy­je­chać, niż na­ra­żać ko­goś jesz­cze.

Je­stem w dro­dze do Los An­ge­les, a przy­naj­mniej by­łam, aż do te­raz, bo praw­do­po­dob­nie będę mu­siała zmie­nić cel mo­jej po­dróży. Oni na pewno już wie­dzą, do­kąd zmie­rzam. Na­mie­rzyli mnie już – nie chcę ry­zy­ko­wać. Je­śli tylko uda mi się uciec, znajdę miej­sce, w któ­rym będę się mo­gła ukryć. Może Okla­homa, a może Ve­gas? W końcu tam naj­ła­twiej po­zo­stać nie­zau­wa­żo­nym.

Bie­gnę, nie za­trzy­muję się i nie od­wra­cam, chyba wolę nie wie­dzieć, jak bli­sko mnie są. Przed sobą wi­dzę duży na­pis „Ko­mi­sa­riat”.

Od­dy­cham z ulgą: jest cień szansy, że uda mi się do­trzeć na miej­sce. Za­sta­na­wiam się, czym za­wi­ni­łam, że te­raz mu­szę tak żyć. Wszystko skom­pli­ko­wało się przez tego cho­ler­nego An­to­ine’a. Mu­siał się plą­tać w ja­kieś szem­rane in­te­resy z di­le­rami? Nie od dziś wia­domo, że za każ­dym więk­szym di­le­rem stoi ma­fia albo kar­tel nar­ko­ty­kowy, a on jesz­cze pró­bo­wał ich oszu­kać, i to na sporą sumę. Można było prze­wi­dzieć, że go za­biją. Szkoda tylko, że zro­bili to na mo­ich oczach. Mó­wi­łam mo­jemu oj­czy­mowi, że to się źle dla niego skoń­czy, ale był uparty i prze­ko­ny­wał, że wie wszystko naj­le­piej i za­wsze ma ra­cję. Jak wi­dać, nie za­wsze: on te­raz gry­zie piach, a ja ucie­kam po ca­łych Sta­nach.

Dla­czego? Tak się nie­for­tun­nie zło­żyło, że ich spo­tka­nia zwy­kle od­by­wały się w moim to­wa­rzy­stwie. Wi­dzia­łam twa­rze tych ban­dy­tów, po­zna­łam ich pseu­do­nimy, a na­wet imiona. Byli dla mnie mili, za­wsze przy­no­sili mi coś ze sobą, nie da­wali mi nar­ko­ty­ków, a na­wet za­bra­niali je brać. Wy­da­wali się w po­rządku. Czę­sto ze mną roz­ma­wiali, nie gro­zili mi, więc się nie spo­dzie­wa­łam, że sta­nie się coś ta­kiego. Z jed­nym z nich zde­cy­do­wa­łam się na­wet pójść na ca­łość. Tuck. Tak mi się przed­sta­wił, ale do dziś nie wiem, czy to było jego praw­dziwe imię.

Gdy w na­szym miesz­ka­niu w naj­lep­sze trwały za­kra­piane im­prezy przy­pra­wione masą koki, ma­ri­hu­any i in­nych gó­wien, przy­cho­dził do mnie. Oglą­da­li­śmy ra­zem filmy, pi­li­śmy piwo i bar­dzo długo roz­ma­wia­li­śmy. Choć to głów­nie ja mó­wi­łam, a on słu­chał. Do­wie­dzia­łam się je­dy­nie, że ma dwa­dzie­ścia cztery lata. Ni­czego wię­cej nie chciał mi po­wie­dzieć. On jed­nak wie­dział o mnie wszystko. Parę razy za­brał mnie sprzed szkoły na swoim mo­to­rze. Cze­kał na mnie przed wej­ściem, sek­sow­nie o niego oparty, kiedy opusz­cza­jący szkołę ucznio­wie mi­jali go albo z prze­ra­że­niem, albo z po­dzi­wem. By­łam dumna, że przy­jeż­dżał tam dla mnie. Czu­łam się wy­jąt­kowa, że po­sta­no­wił wy­brać wła­śnie mnie. Nie je­stem nad­zwy­czaj­nie piękna, a mo­jej fi­gu­rze da­leko do ide­ału, a mimo to chciał się ze mną spo­ty­kać.

Gdy pod­cho­dzi­łam do jego mo­toru, skła­dał na mo­ich ustach go­rące po­ca­łunki. Czu­łam na so­bie za­wistne spoj­rze­nia, które po­sy­łały w moim kie­runku inne dziew­czyny. One mnie jed­nak nie in­te­re­so­wały, by­łam sku­piona wy­łącz­nie na Tucku. Czu­łam się przy nim jak księż­niczka. Nie był słodki, czuły, nie: był ra­czej szorstki i do­mi­nu­jący, ale po­do­bało mi się to. Dla niego od­su­nę­łam się na­wet od mo­jego naj­lep­szego przy­ja­ciela. By­łam tak za­pa­trzona w Tucka, że nie wi­dzia­łam nic złego w tym, że to na mnie wy­mu­sił. Z per­spek­tywy czasu wiem, że to był ogromny błąd. Ża­łuję tego naj­bar­dziej na świe­cie, nie­stety, już ni­gdy nie będę mo­gła mu tego wy­na­gro­dzić, bo zgi­nął, choć wcale na to nie za­słu­żył. Jego śmierć już za­wsze bę­dzie mnie prze­śla­do­wać. Nie­stety, zna­lazł się w złym miej­scu o złym cza­sie. Tuck nic mu nie zro­bił oso­bi­ście, ale wiem, że ma­czał w tym palce.

Tam­tego wie­czoru im­preza była nieco więk­sza niż za­zwy­czaj, a ja po kry­jomu wcią­gnę­łam kre­skę ko­ka­iny i wzię­łam ja­kąś ta­bletkę. Nie py­ta­łam, co to jest, nie chcia­łam wie­dzieć. Pra­gnę­łam je­dy­nie do­brze się za­ba­wić. Tuck szybko się po­ła­pał, co jest grane, gdy się na niego wspię­łam i za­czę­łam się ocie­rać bio­drami o jego pe­nisa. Po­wstrzy­my­wał mnie bar­dzo długo, cały czas cier­pli­wie od sie­bie od­su­wa­jąc, aż w końcu nie wy­trzy­mał i za­cią­gnął mnie do ła­zienki. Zmu­sił mnie do wy­mio­tów. Po­wie­dział, że będę tam sie­dzieć tak długo, aż wy­rzy­gam całe to świń­stwo. Udało się. By­łam pełna po­dziwu, że ze mną zo­stał, po­mógł mi i mnie nie wy­ko­rzy­stał. Po dwóch go­dzi­nach, gdy po­czu­łam się le­piej, było mi strasz­nie wstyd, że zro­bi­łam coś ta­kiego. Przy­kry­łam się ko­cem i nie chcia­łam na­wet spoj­rzeć mu w oczy. Nie by­łam w sta­nie tego zro­bić. Po­now­nie mnie zmu­sił. Chwy­cił mnie za brodę i usta­wił głowę tak, abym pa­trzyła wprost na niego. Zbli­żył usta do mo­ich, wie­dzia­łam co za­raz na­stąpi: ro­bi­li­śmy to prze­cież już nie­raz, ale ten po­ca­łu­nek był inny. Miał w so­bie wię­cej uczu­cia i był znacz­nie de­li­kat­niej­szy. Ob­ję­łam go rę­koma i przy­su­nę­łam się. Jego dło­nie za­częły błą­dzić po moim ciele, a ja nie pro­te­sto­wa­łam. Gdy za­czął po­zby­wać się mo­ich ubrań, po­zwo­li­łam mu na to. Do­ty­kał mo­ich piersi, ssał je, przy­gry­zał i li­zał. Było mi nie­sa­mo­wi­cie przy­jem­nie. Pra­gnę­łam wię­cej, lecz nie mo­głam do­stać tego, co naj­waż­niej­sze: jego serca. Wie­dzia­łam o tym. Ja się w nim za­ko­cha­łam, a on tylko do­brze się ba­wił. Czu­łam to.

Tuck de­li­kat­nie wsu­nął swój pa­lec w moją po­chwę, a ja roz­chy­li­łam nogi, żeby mu to uła­twić. Do­łą­czył ko­lejny pa­lec, a ja ję­cza­łam z przy­jem­no­ści, którą we mnie obu­dził. Przez ma­te­riał jego spodni czu­łam na­brzmia­łego pe­nisa. Chcia­łam go do­tknąć, zo­ba­czyć, jak to jest. Po­zwo­lił mi, a póź­niej uniósł się nade mną i spy­tał, czy je­stem pewna. Nie by­łam, ale chcia­łam tego. Wszedł we mnie szyb­kim, zde­cy­do­wa­nym ru­chem. Syk­nę­łam z bólu, póź­niej był więc już czuły i de­li­katny. Tam­tego wie­czoru od­da­łam mu sie­bie. Na­stęp­nego dnia obu­dzi­łam się cał­kiem sama z kosz­mar­nym bó­lem głowy oraz pie­ką­cymi miej­scami in­tym­nymi. Tuck wię­cej nie zja­wił się w moim łóżku, a na­wet w moim ży­ciu. Nie po­ja­wiał się już z resztą męż­czyzn, gdy ci przy­cho­dzili do An­to­ine’a. Zro­zu­mia­łam. Wy­ko­rzy­stał mnie: wziął, co chciał, i po pro­stu znik­nął. Gdy raz spy­ta­łam, czy Tuck do nich do­łą­czy, wy­śmiali mnie i od­po­wie­dzieli, że on już skoń­czył swoją ro­botę.

Nikt ni­gdy mnie tak nie skrzyw­dził jak on.

Nie­na­wi­dzi­łam go.

Za­bój­stwa do­ko­nali, gdy by­łam w ła­zience, wi­dzia­łam wszystko przez szparę w drzwiach. Co gor­sza, zo­ba­czy­łam przy tym ko­goś, kogo już ni­gdy wię­cej nie chcia­łam oglą­dać. Tucka. to on strze­lił do An­to­ine’a, choć to nie on go za­bił. Chy­bił albo nie chciał tra­fić. To Be­ard od­dał strzał, który za­bił An­to­ine’a. Chcia­łam wy­biec i się na niego rzu­cić, mia­łam ochotę go za­bić, ale włą­czył się mój in­stynkt prze­trwa­nia, który wy­raź­nie po­wie­dział mi, że­bym pod żad­nym po­zo­rem nie da­wała im znać, że tu je­stem.

Nie opusz­cza­łam kry­jówki przez na­stęp­nych parę go­dzin, na­wet gdy mia­łam już pew­ność, że od dawna nie ma ich w miesz­ka­niu. Nie chcia­łam zo­ba­czyć ciała An­to­ine’a. Nie by­łam na to go­towa.

Otrzą­sam się z tych wspo­mnień: mam te­raz inne pro­blemy, dużo waż­niej­sze niż moja prze­szłość.

Na­resz­cie! Od­dy­cham z ulgą, kiedy do­bie­gam do drzwi ko­mi­sa­riatu, i z im­pe­tem wpa­dam do środka. Od razu kie­ruję się do re­cep­cji. Po­ka­zuję ko­bie­cie do­wód wy­sta­wiony na fał­szywe na­zwi­sko, który do­sta­łam od po­li­cjan­tów jesz­cze w Miami, i go­rącz­kowo wy­ja­śniam jej, co się stało. Nie chce mi uwie­rzyć, ale nie musi. Ważne, żeby ko­goś we­zwała, naj­le­piej ko­men­danta, cho­ciaż nie­ko­niecz­nie. Naj­waż­niej­sze, jest to, żeby zna­lazł się ktoś, kto spraw­dzi bazę i zwe­ry­fi­kuje moją toż­sa­mość.

Za­sta­na­wia mnie jedno: gdzie są po­li­cjanci, któ­rzy mieli mnie eskor­to­wać całą drogę. Nie wi­dzia­łam ich od śnia­da­nia. Póź­niej za­mknę­łam się w po­koju, któ­rego oni mieli cały czas strzec na zmianę. Będę mu­siała za­dzwo­nić do Ja­cobsa: w końcu to on nad­zo­ruje moją zmianę toż­sa­mo­ści. Może bę­dzie wie­dział, co się z nimi stało. Jemu za­wdzię­czam to, że jesz­cze żyję. Nie­stety, on nie mógł mi już dłu­żej to­wa­rzy­szyć, cho­ciaż go o to bła­ga­łam.

Do­sko­nale pa­mię­tam mo­ment, w któ­rym wszedł do po­koju prze­słu­chań i po­wie­dział, że od dzi­siaj to on bę­dzie się zaj­mo­wać tą sprawą. Spo­sób, w jaki opo­wia­dał o śledz­twie i o tym, że do­łoży wszel­kich sta­rań, aby zła­pać prze­stęp­ców, mocno mnie ujął. Nie spo­dzie­wa­łam się, że znaj­dzie się w tym mie­ście po­li­cjant, który aż tak po­święci się mo­jej spra­wie. Jego go­to­wość do walki była nie­sa­mo­wita. Już wtedy bar­dzo mi im­po­no­wał.

Po­trzą­sam głową: zde­cy­do­wa­nie zbyt czę­sto ucie­kam do wspo­mnień.

Po go­dzi­nie ocze­ki­wa­nia zo­staję skie­ro­wana do głów­nego biura, gdzie zaj­muje się mną ja­kiś fa­cet z wiel­kimi wą­sami. Są na­prawdę ogromne.

– Panno Vic­to­rio Moyes, z pani akt wy­nika, że jest pani ob­jęta przez nas pro­gra­mem ochrony świad­ków. – Męż­czy­zna czyta na głos in­for­ma­cje, które ma na kartce.

– Tak – od­pie­ram zi­ry­to­wana, bo chcia­ła­bym, żeby jak naj­szyb­ciej za­jęli się tym, co ważne. Nie wiem, po co on mi to mówi, prze­cież je­stem świa­doma mo­jej sy­tu­acji.

– Jest pani taka młoda, a już zo­stała świad­kiem ko­ron­nym? – pyta drwiąco, jakby su­ge­ru­jąc, że sama się wplą­ta­łam w tę sy­tu­acje.

Drażni mnie tym, ale za­ci­skam zęby, żeby nie po­wie­dzieć ni­czego, czego póź­niej mo­gła­bym ża­ło­wać. Mo­gła­bym przez przy­pa­dek do­dać, że po­wi­nien się wy­brać do bar­bera.

– Wiek nie ma tu­taj więk­szego zna­cze­nia, pa­nie wła­dzo – od­po­wia­dam bez­na­mięt­nie. Daję mu tym sa­mym do zro­zu­mie­nia, że nie będę się z nim wda­wać w żadne dys­ku­sje.

– Pro­szę mi opo­wie­dzieć, co się stało. – Męż­czy­zna wresz­cie kie­ruje roz­mowę na wła­ściwy tor.

– A więc sie­dzia­łam w swoim po­koju ho­te­lo­wym i cze­ka­łam, aż po­li­cjant, który miał mnie nad­zo­ro­wać, przy­nie­sie je­dze­nie, ale nie przy­szedł. Za­miast niego przed drzwiami zja­wili się męż­czyźni, któ­rzy mnie póź­niej za­częli mnie go­nić, sły­sza­łam ich głosy przez drzwi. Całe szczę­ście mój po­kój był na par­te­rze. Mo­głam wyjść przez okno. Nie my­śląc zbyt wiele, otwo­rzy­łam je i szybko wy­sko­czy­łam. Kiedy zo­rien­to­wali się, że ucie­kam, za­częli strze­lać. Ba­łam się, że zginę, nie umia­ła­bym się obro­nić.

Nie wiem, gdzie są te­raz, ale mogę ode­tchnąć z ulgą.

Vic­to­ria Moyes to nie są moje praw­dziwe imię i na­zwi­sko. Na­prawdę na­zy­wam się Ve­nus Cass. Nie mo­głam za­cho­wać swo­jego praw­dzi­wego imie­nia, po­nie­waż Ja­cobs uważa, że jest ono zbyt roz­po­zna­walne. Trzeba było zmie­nić wszyst­kie moje dane, a skoro on tak po­wie­dział, nie mia­łam za­miaru się z nim kłó­cić: męż­czy­zna wie, co robi.

Wą­sacz stuka w kla­wia­turę przez około dzie­sięć mi­nut, aż w końcu oznaj­mia z ogromną nie­chę­cią:

– Nasz ko­mi­sa­riat za­pewni pani na dzi­siaj noc­leg, a ju­tro de­tek­tyw Ja­cobs przy­je­dzie oso­bi­ście do­pil­no­wać, aby pani dal­sza po­dróż prze­bie­gła bez­piecz­nie. Aha! Nie wy­biera się już pani do Los An­ge­les, ju­tro po­zna pani nowy kie­ru­nek. To tyle z mo­jej strony. Te­raz prze­pra­szam, ale mu­szę się udać na spo­tka­nie. – Tak po pro­stu wy­cho­dzi.

Dla­czego mam wra­że­nie, że to spo­tka­nie to po pro­stu wy­mówka, żeby nie mu­siał już dłu­żej tu­taj ze mną sie­dzieć? Czemu nie Los An­ge­les? Za­wsze chcia­łam tam po­je­chać. To może cho­ciaż Ka­li­for­nia? Albo ja­kie­kol­wiek miej­sce, w któ­rym się coś dzieje?

Za­pra­szamy do za­kupu peł­nej wer­sji książki