Uzyskaj dostęp do tej i ponad 250000 książek od 14,99 zł miesięcznie
16 osób interesuje się tą książką
Nowy Jork, nowa praca… i dwóch mężczyzn, którzy wywrócą jej świat do góry nogami.
Delilah otrzymuje ofertę pracy w prestiżowej, nowojorskiej firmie i przyjmuje ją bez wahania. Rozpoczyna nowe życie, które szybko staje się bardziej skomplikowane, niż przewidywała.
Na jej drodze pojawia się Milo – ciepły, zabawny blondyn z talentem do gotowania i własną restauracją oraz Axel – przystojny, arogancki szef, którego spojrzenie potrafi wywołać burzę emocji i przyśpieszyć bicie serca.
W mieście pełnym wyzwań Delilah zadaje sobie pytanie, które może zmienić wszystko. Lepiej posłuchać rozsądku, czy podążyć za głosem serca?
Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:
Liczba stron: 257
Rok wydania: 2025
Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:
twoich ust
Emilia Grabowska
Copyright © Emilia Grabowska, 2025
Projekt okładki: Martyna Paszkot
Redakcja i korekta: Emilia Grabowska
Skład i łamanie: Emilia Grabowska
ISBN: 978-83-976861-2-0
Piosenki, które pojawiły się w książce:
1) The Neighbourhood - Sweater Weather
2) Coldplay – The scientist
3) Charli XCX – Boom Clap
4) The weeknd – Heartless
5) Benson Boone – In the stars
6) Edward Sharpe and the Magnetic Zeros - Home
7) Katy Perry – Last friday night
8) Tom Odell – Black Friday
Dla wszystkich, którzy wierzą,
że prawdziwa miłość zawsze
znajdzie drogę.
Widziałam go tylko raz. Jego błękitne oczy przenikały mnie na wskroś, a niesamowity uśmiech zapierał dech w piersiach. Miałam ochotę uklęknąć na asfalcie i wpatrywać się w niego jak w starożytny posąg.
Nie mogłam z nim porozmawiać, chociaż bardzo tego chciałam. Stał beztrosko pod luksusowym hotelem, kiedy ja, oddalałam się w nieznane. Wielokrotnie próbowałam go odnaleźć, ale z czasem umysł płatał mi figle. Nie wiedziałam, czy tego dnia miał na sobie czarne jeansy, czy garnitur. Był brunetem, a może blondynem? Nie potrafiłam sobie przypomnieć niczego, co pozwoliłoby mi odszukać nadzwyczajnego mężczyznę. Ta sytuacja wydawała się niedorzeczna, ale gdy nasze spojrzenia się spotkały, poczułam nieprawdopodobny przypływ energii. Jakby nagle wszystko znalazło swoje miejsce. Od tamtej pory, szukałam jego oczu w każdej mijanej twarzy. Potrzebowałam dowodu, że nie był wytworem mojej wyobraźni, że istnieje człowiek, który dopełni moje życie.
Wtedy jeszcze nie wiedziałam, że zauroczenie to nie tylko wzloty, ale także upadki, na które nie byłam gotowa.
Kilka dni wcześniej
--- 7 kwietnia - niedziela ---
Głośne miauczenie wybudziło mnie z drzemki. Kochałam mojego małego przybłędę, ale czasami doprowadzał mnie do szału. Przeciągnęłam się i skierowałam do kuchni. Kot dreptał przede mną zadowolony. Wyjęłam najlepszy kubek, po czym rozpuściłam w nim ukochaną lemoniadę. Uwielbiałam posmak cytrynowego proszku, który lekko łaskotał moje gardło. Przynosił ze sobą nostalgię i wiele wspomnień z dzieciństwa. Kiedy delektowałam się wspaniałym napojem, Kaszmir przytulił się do mojej nogi, prosząc o chwilę zainteresowania. Schyliłam się, żeby go pogłaskać, ale nie był z tego zadowolony. Uderzył łapką w pustą miskę, wydając z siebie ciche miauknięcie. Przewróciłam oczami, ale pomimo tego podeszłam do półki z mokrą karmą.
- Masz ze mną za dobrze – powiedziałam, opróżniając saszetkę wprost do błyszczącej miseczki. Miałam wrażenie, że ten przeklęty kot jest wiecznie głodny i niezadowolony. Z jakiegoś powodu wzięłam z ulicy największego niewdzięcznika.
Usiadłam na krześle, przy blacie i włączyłam TikTok. Zagłębiłam się w wirze kolorowych nagrań, przez co straciłam poczucie czasu. Gdy dojrzałam godzinę, prawie zakrztusiłam się napojem. Była szesnasta, a ja nawet nie zaczęłam się przygotowywać. Musiałam się umyć, wyprostować włosy, zrobić makijaż i znaleźć idealną stylizację. Dzień taki jak ten zdarzał się tylko raz w życiu. W końcu nie codziennie obchodzi się dwudzieste drugie urodziny.
Napisałam do przyjaciół, że nie jestem gotowa oraz ostrzegłam, że mogę się spóźnić. Dostałam wiadomość zwrotną od Aarona, a moje serce przyśpieszyło bieg. Przyjaźniliśmy się od lat i byliśmy jak papużki nierozłączki. Gdyby ktoś zapytał, kiedy spotkaliśmy się po raz pierwszy, nie potrafiłabym odpowiedzieć. Od zawsze byliśmy razem, ale w tym roku coś się zmieniło. Miałam wrażenie, że od jakiegoś czasu patrzy na mnie inaczej. Jakbym była dla niego kimś więcej niż przyjaciółką. Odczuwałam w głębi duszy, że tego wieczoru coś się wydarzy. Wiedziałam, że chłopak jest w stanie zrobić dla mnie wszystko, więc po cichu liczyłam, że zapyta mnie, czy zostanę jego dziewczyną.
Popatrzyłam na swoje odbicie i przeczesałam włosy. Były długie, lśniące, w kolorze mlecznej czekolady. Mój nos - mały i lekko zadarty – nadawał twarzy dziewczęcy wyraz, a brązowe oczy przyciągały spojrzenia. Zawsze uważałam, że mam w sobie coś, co budzi zainteresowanie. Z tego powodu nigdy nie narzekałam na brak zainteresowania ze strony mężczyzn. Niestety żaden z nich nie spełnił moich oczekiwań. Potrzebowałam kogoś z poważnym podejściem do życia i realnymi planami na przyszłość.
Chwyciłam torebkę i wyszłam z mieszkania. Skierowałam się do windy i zjechałam na sam dół. W holu zauważyłam Luizę, która jak zwykle była pochłonięta sprzątaniem. Miała sześćdziesiąt osiem lat i mieszkała w wieżowcu od dnia otwarcia. Jej syn był właścicielem nieruchomości, więc zapewnił matce najlepsze warunki mieszkalne. Pomimo tego kobieta była bardzo skromna i pracowita. Na co dzień zajmowała się porządkami i sprzątaniem korytarzy. Dzięki niej podłoga lśniła tak, że można było się w niej przeglądać.
- Dzień dobry Delilah! Jak ci mija dzień? – Zapytała, a ja odpowiedziałam jej szerokim uśmiechem. Traktowałam ją jak babcie, była przy mnie zawsze. Nawet kiedy moja mama pracowała całymi dniami.
- Bardzo dobrze. Porozmawiamy potem, już jestem spóźniona!
- Ach, te nastolatki... ciągle w biegu. Na starość zostaje tylko błąkanie się bez celu.
- Obiecuję, że wieczorem do ciebie przyjdę. I już nie jestem nastolatką! Do zobaczenia!
Zanim kobieta zdążyła odpowiedzieć, opuściłam budynek. Zawsze czekałam na wolne chwile, bo byłam mile widziana w jej salonie. W zimowe wieczory witała mnie herbatą z cynamonem i pomarańczą, a latem lemoniadą z dużą ilością cukru i soku z limonek.
Przechadzałam się uliczkami, ciesząc się wiosennym słońcem. W pewnym momencie jadący z naprzeciwka rowerzysta przez przypadek trącił mnie kierownicą. Straciłam równowagę i upadłam na ziemię.
- Cholera! – syknęłam pod nosem. – Uważaj, jak jeździsz!
Nikt nie zainteresował się moim upadkiem, a młody chłopak kierujący rowerem, po prostu odjechał. Wiedziałam, że nie zdążę wrócić do mieszkania, żeby się przebrać. Wstałam i spojrzałam do tyłu, ciągnąc dłonią za materiał sukienki. Byłam cała brudna od piachu i ziemi. Rozejrzałam się w poszukiwaniu jakiegoś sklepu. Nie mogłam pojawić się na własnych urodzinach w takim stanie. Po chwili natrafiłam wzrokiem na butik. Zwykle nie korzystałam z takich miejsc, ale to mogła być moja ostatnia szansa na schludny wygląd. Zauważyłam śliczną błękitną sukienkę. Miała odcień nieba. Delikatne rękawy podtrzymywały kwadratowy dekolt. Dół był lekko rozkloszowany i błyszczał, jakby był przeszyty złotą nitką. Już wiedziałam, że niezależnie od ceny kupię tę sukienkę.
- Dzień dobry! – Powiedziałam, przekraczając próg.
- Dzień dobry! Mogę w czymś pomóc? – Zapytała ekspedientka, a ja natychmiast pokiwałam głową. Poprosiłam o sukienkę w moim rozmiarze i weszłam do przymierzalni. Szybko się rozebrałam i włożyłam nowy strój. Okręciłam się wokół własnej osi, podziwiając błyszczący materiał. Byłam zakochana w tym, jak sukienka opinała moje ciało. Wyrwałam metkę i wyszłam z przymierzalni, przy okazji zgarniając resztę swoich rzeczy.
- Mogłaby ją pani skasować w ten sposób? Chciałabym od razu w niej wyjść – powiedziałam, kładąc na ladzie samą metkę.
- Pewnie, żaden problem.
Kiedy wyszłam ze sklepu, poczułam wibrowanie telefonu. Spojrzałam na wyświetlacz i zauważyłam wiadomość od Katie.
Katie: Gdzie jesteś? Czekamy przy stoliku.
Delilah: Będę za 5 minut, zamówcie sobie coś.
Dotarłam do restauracji, zanim się obejrzałam. Zamieszanie z rowerzystą na chwilę pozbawiło mnie zmysłu orientacji. Weszłam do środka i od razu skierowałam się do zarezerwowanego stolika. Kiedy zauważyłam przyjaciół, poczułam, że moje serce rozpada się na milion kawałków. Uśmiech, który towarzyszył mi przez cały dzień, natychmiast wyblakł.
- Aaron... - wydusiłam jego imię.
Chłopak uniósł wzrok i natychmiast oderwał się od Katie. Od tamtej pory łączyły ich tylko splecione dłonie, chociaż spuchnięte usta były dowodem pocałunku, na którym ich przyłapałam.
- Dela...
- Nie nazywaj mnie tak. Ile to trwa? – Zapytałam, wodząc palcem pomiędzy parą.
- Kilka miesięcy – odpowiedział chłopak, spuszczając wzrok.
- Kilka miesięcy? Kilka zasranych miesięcy!? Przecież tydzień temu prawie się ze sobą przespaliśmy! – Spojrzałam na Kate, czekając, aż zareaguje, ale jej twarz pozostała niewzruszona.
- Nie chcieliśmy, żebyś się dowiedziała w ten sposób – odpowiedziała dziewczyna, a ja zgłupiałam. Skoro byli razem, dlaczego Aaron przez tyle czasu mnie oszukiwał?
- Czemu nie powiedzieliście wcześniej? Przecież gdybym wiedziała, nie próbowałabym stworzyć z Aaronem romantycznej relacji!
- Tyle że to była część planu.
Myślałam, że ta sytuacja nie może być gorsza, ale się przeliczyłam. Myśli zaczęły łączyć się w jedno. Osobne spotkania, drogie prezenty i wycieczki. To ja wszystko sponsorowałam, żeby ich uszczęśliwić.
- Wykorzystaliście mnie...
- Na początku naprawdę świetnie było nam się przyjaźnić, ale odkąd Elizabeth odeszła już nic nie było takie samo. Chcieliśmy ci to przekazać w przyjemniejszy sposób, ale przyszłaś tak szybko, że...
- Czyli to moja wina? Jesteście niepoważni! Myślałam, że nasza przyjaźń jest na zawsze, że to, co nas łączy przetrwa wszystko, że...
- Nie bądź dziecinna. W naszym wieku nie liczą się takie błahostki. Po tym, co się stało, nie byłabym w stanie ci zaufać. Sponsorowałaś nam idealne wyjazdy, szkoda było z tego nie skorzystać, przyznaj – powiedziała. Była bardzo dobrą aktorką. Nigdy nie zauważyłam, że jej uczucia są udawane.
- Kate przestań. Nie bądź bezduszna – dopowiedział Aaron.
- Bezduszna? Mówię to, co myślimy oboje.
Pokiwałam głową z rozczarowaniem i odwróciłam się na pięcie. Nie miałam nic do dodania. Byłam naiwna, wierząc, że lata przyjaźni cokolwiek znaczą.
- Dela poczekaj! Proszę – zawołał Aaron, a ja spojrzałam na niego ostatni raz.
- Nie. Nazywaj. Mnie. Tak. Dla mnie już nie istniejecie.
Chłopak patrzył na mnie, jakby chciał coś dodać, ale się powstrzymał. Kątem oka zauważyłam, że jego policzki lśniły od łez. Kate mogła go przekonać do głupich czynów, ale fakt, że spotykał się z nami równocześnie, skreślał jakąkolwiek szansę na wybaczenie. Wyszłam na zewnątrz i pozwoliłam sobie na uwolnienie emocji. Zaczęłam szlochać i ruszyłam do mieszkania. Z ciemnych chmur lunął deszcz, okrywając całe moje ciało dużymi kroplami. Nie wiedziałam, które z nich są moimi łzami, ale to już nie miało znaczenia. Kiedy dotarłam do wieżowca, byłam cała przemoczona. Zsunęłam się po ścianie i usiadłam na podłodze.
- Och, Delilah! Dopiero co wyszorowałam podłogę! – wykrzyknęła Luiza z drugiego końca korytarza. Chciałam jej odpowiedzieć, ale z moich ust wyrwał się tylko nieokreślony jęk.
- Och, Dela... - powiedziała ponownie, zdecydowanie delikatniej i podeszła do mnie szybkim krokiem. Nie zważając na przemoczone ubrania, objęła mnie mocno i zaczęła bujać ciałem na boki. - Napijesz się ze mną lemoniady?
- Oczywiście – odpowiedziałam, zmuszając się do przelotnego uśmiechu. Zanim się obejrzałam, kobieta wręczyła mi ręcznik i szklankę z zimnym napojem.
- Opowiesz mi, co się stało?
- Mam dzisiaj urodziny – wydusiłam.
- Wiem, że masz urodziny, kochanie, nawet coś dla ciebie przygotowałam, ale dlaczego wróciłaś w takim stanie? Spóźniłaś się i cię nie wpuścili?
- Skąd! Wpuścili, nawet zdążyłam wcześniej kupić tę felerną sukienkę! – Odparłam, ciągnąc za materiał. - Nie o to chodzi. Po prostu... Pamiętasz Aarona, prawda?
- Tego przystojniaka, z którym chciałaś chodzić?
- Tak, dokładnie. Okazało się, że spotykał się z Kate za moimi plecami.
Twarz Luizy wyrażała czyste zaskoczenie, więc opowiedziałam jej resztę historii.
- Może na to zasłużyłam? Byłam naiwna.
- Nawet tak nie mów! Nikt nie zasługuje na coś takiego. I nie daj sobie wmówić, że jest inaczej.
- Ale...
- Nie ma żadnego „ale”! Dela jesteś wspaniała! Nie znam lepszej osoby. Jesteś koleżeńska, serdeczna, empatyczna. Po prostu trafiłaś na fatalnych ludzi.
- Dziękuję, to wiele dla mnie znaczy.
- Dolać ci lemoniady? Może obejrzymy coś razem? – Zapytała, na co pokręciłam głową.
- Chyba wolałabym zostać sama.
- Oczywiście! Daj znać, gdy będziesz czegoś potrzebowała.
- Dobrze. Do zobaczenia!
- Poczekaj chwilę! – Zatrzymała mnie. Poszła do mieszkania i wróciła z prezentem w dłoni. – Wszystkiego najlepszego kochanie.
Podziękowałam jej i pomachałam na pożegnanie. Po przekroczeniu progu własnego mieszkania zapragnęłam natychmiast ściągnąć z siebie przeklętą sukienkę.
- Mamo! – Zawołałam, żeby upewnić się, że jestem sama. Położyłam torebkę z prezentem na podłodze i sięgnęłam do tyłu, żeby uchwycić zamek sukienki. Udało mi się go złapać, jednak jak na złość nie chciał się rozpiąć.
- Cholerny zam... - nie zdążyłam dokończyć, bo usłyszałam dźwięk rozrywanego materiału. Przez przypadek wyszarpnęłam suwak z sukienki, tworząc dużą dziurę na plecach. Opuściłam ręce zrezygnowana. Fakt, że zniszczyłam ciuch, nie zrobił na mnie dużego wrażenia. Błękitny materiał przestał mi się podobać. Kojarzył mi się ze zdradą. Poszłam do swojego pokoju i przewiesiłam sukienkę przez oparcie fotela. Wciąż była mokra i nie chciałam jej jeszcze wrzucać do szafy.
Wróciłam do salonu i zabrałam się za otwieranie prezentu. Oderwałam taśmę, okalającą zawartość, a moim oczom ukazał się niepozorny, kolorowy parasol. Kiedy go rozłożyłam, okazało się, że składa się z setek małych plamek. Każda była w innym kolorze. Zmarszczyłam brwi, bo nie rozumiałam, jak Luiza wpadła na taki pomysł. Złożyłam parasolkę i zawiesiłam ją na oparciu krzesła. Chciałam wyrzucić opakowanie prezentu, ale dojrzałam złożony list. Usiadłam na kanapie w salonie i zaczęłam go czytać.
Droga Delilah,
Znamy się nie od dziś, ale mam wrażenie, że terazpoznaję Cię po raz drugi.
Stałaś się taka poważna, zapatrzona we własne sprawy i problemy dorosłego świata.
Zawsze się z tym liczyłam, jednak z tyłu głowy miałam nadzieję, że ciągle będziesz małą Delą,
która przychodziła do mnie na kakao.
Chciałabym, żebyś wiedziała, że będziesz w moim sercu,
niezależnie od tego, jak potoczy się twoje życie.
Kocham Cię, jak wnuczkę, której nigdy nie miałam.
Idź przed siebie i się nie oglądaj bo masz tylko jedno życie
i musisz je przeżyć, najlepiej jak potrafisz.
Najlepsze życzenia z okazji 22 urodzin, Nie zapominaj, że
najważniejszą osobą w Twoim życiu jesteś Ty.
Luiza
Wpatrywałam się w idealnie wyśrodkowane akapity, ze wzruszeniem. Pierwszy raz dostałam od kogoś list, a jego intymność mnie zaskoczyła. Traktowałam Luizę jak babcię, ale nie sądziłam, że ona myśli o mnie jak o wnuczce. Nagle poczułam, że mam kogoś na tym świecie, że jednak są ludzie, którzy mają serce. Przytuliłam kartkę do piersi.
- Kaszmir, chodź tutaj – powiedziałam i uderzyłam dłonią w kanapę. Kot nie przejął się moim nawoływaniem i bezczelnie odwrócił głowę. Po chwili skierował się do sypialni, więc poszłam za nim.
--- 8 kwietnia - poniedziałek ---
Obudziłam się, bo poczułam na twarzy coś mokrego. Uchyliłam powieki i dostrzegłam, że to Kaszmir lizał mnie po policzku.
- Ty wstrętny kocie. Jak cię nie kochać?
Wstałam z łóżka i rozejrzałam się po pokoju. Pierwszym, co wpadło mi w oko, była znienawidzona sukienka. Chwyciłam ją i wrzuciłam do nieużywanej walizki. Następnie włączyłam telefon i zauważyłam wiadomość od szefowej.
Szefowa: Dasz radę przyjść na ósmą? Muszę z tobą porozmawiać.
Delilah: Przyjdę na ósmą dwadzieścia. Dopiero wstałam.
Wyciągnęłam z szafy długie, eleganckie spodnie i obcisłą koszulkę. Pracowałam w dużej firmie marketingowej, więc musiałam wyglądać schludnie. Kot podszedł do mnie i zaczął szturchać łapką moją nogę. Byłam tak zaaferowana pracą, że zapomniałam go nakarmić.
- Oj, no chodź – powiedziałam, po czym skierowałam się do kuchni. Wycisnęłam saszetkę do jego miski i umyłam ręce.
Spakowałam torebkę, dokładnie sprawdzając, czy wszystko zabrałam. Moja praca była specyficzna. Jednego dnia byłam specjalistą od marketingu, a kolejnego testerem produktów. Nie miałam dokładnego stanowiska, ale odpowiadało mi to.
Zamówiłam taksówkę i usiadłam na kanapie. Po chwili ktoś położył mi rękę na ramieniu, a ja niemal wyszłam z siebie ze strachu. Odwróciłam się i z ulgą stwierdziłam, że to tylko moja matka.
- Co ty tu robisz? Wystraszyłaś mnie.
- Jak to, co robię? Przecież to mój dom – odpowiedziała, wyraźnie zdziwiona moim tonem.
- Wiesz, o co mi chodzi. Spodziewałam się, że pójdziesz na kolejną zmianę. Ostatnio ciągle pracujesz, w ogóle cię nie widuje.
- Już nie przesadzaj. To wszystko dla ciebie, żebyś…
- Tak, tak, żebym mogła żyć na poziomie i żeby niczego mi nie brakowało. Bla, bla, bla. Nie przyszło ci do głowy, że brakuje mi matki? – Zapytałam i natychmiast zasłoniłam usta dłonią. Nie chciałam tego powiedzieć na głos. Już dawno powinnyśmy porozmawiać na ten temat, jednak nigdy nie było ku temu okazji.
- Tak, oczywiście. Zrób ze mnie tą złą! Dzięki mnie mieszkamy w zajebistym wieżowcu, masz nieograniczony dostęp do jedzenia i ciuchów. Dlaczego nie potrafisz tego docenić!? – odpowiedziała, a ja zrozumiałam, że to nie we mnie leży problem. Kochała pracę i pieniądze bardziej niż mnie.
- Mam nadzieję, że kiedyś zrozumiesz, że nie masz racji – powiedziałam, po czym wyszłam na korytarz.
- Nie możesz odchodzić w takim momencie, rozmawiamy.
- Ja już skończyłam rozmowę. Idę do pracy – odparłam, a następnie zatrzasnęłam za sobą drzwi. Wsiadłam do windy,
zjechałam na dół i spotkałam Luizę. Wzięłam głęboki oddech, żeby się uspokoić.
- Witaj Delilah. Jak ci mija dzień? – Zapytała, uśmiechając się szeroko.
- Dobrze, dziękuję. Właśnie idę do pracy. Jestem bardzo wdzięczna za twój prezent, a list bardzo mnie wzruszył.
- Nie ma za co. Mam nadzieję, że parasol ci się przyda. Zawsze, kiedy pada, wracasz cała mokra. Tak, jak wczoraj.
- Tak, deszcz mi nie służy. Następnym razem będę przygotowana – odparłam, śmiejąc się pod nosem.
- Bardzo mnie to cieszy, cukiereczku. Miłego dnia!
- Dziękuję, do zobaczenia!
Wyszłam z budynku i zauważyłam, że taksówka już na mnie czeka. Usiadłam na tylnym siedzeniu i zamknęłam drzwi. Podróż minęła bardzo szybko, nie było korków, a sygnalizacja świetlna zaszczyciła nas zielonym światłem. Odetchnęłam, gdy dotarliśmy na miejsce. Weszłam do gabinetu szefowej, uprzednio pukając do drzwi. Czekała na mnie z uśmiechem, więc odpowiedziałam jej tym samym. Wskazała dłonią fotel przed sobą, więc zajęłam miejsce w oczekiwaniu na jej polecenia.
- Mam dla ciebie pewną propozycję – powiedziała, krzyżując ręce na piersi.
- Zamieniam się w słuch.
- Jeden z naszych klientów wyjechał do Nowego Jorku i nie chce utrzymywać współpracy online.
- Okej, ale co to ma do rzeczy?
- Będzie potrzebował kogoś, kto uporządkuje wszystko na miejscu. Poprosił o specjalistę od marketingu, który zajmie się aranżacją nowego biura, studia nagraniowego i social mediami.
Wpatrywałam się w nią, szeroko otwartymi oczami, próbując przetrawić wszystkie informacje.
- Chcesz, żebym to ja tam pojechała? Dobrze rozumiem?
- Tak. Nikt nie jest taki odpowiedzialny i słowny, jak ty – odpowiedziała z pewnością w głosie, a moje brwi powędrowały do góry.
- Jest mi bardzo miło i doceniam to wyróżnienie, ale zdajesz sobie sprawę, że nie mam żadnego doświadczenia w dekorowaniu wnętrz i ustrajaniu przestrzeni? Mogę zająć się social mediami, ale nie zapewnię, że dam radę z resztą obowiązków.
- Nie musisz się tym martwić. Załatwiłam ci miejsce na szkoleniu z projektowania wnętrz. Dodatkowo będziemy utrzymywać stały kontakt. W razie jakichkolwiek problemów wyślę ci numer do kogoś z danego działu. Dasz sobie radę!
- Nie wiem, co powiedzieć. To naprawdę duża odpowiedzialność. Co z mieszkaniem na miejscu i moją wypłatą?
- Dobre pytanie! Proponuję podwyższenie dniówki o trzydzieści dolarów, ze względu na szerszy zakres obowiązków. Mieszkanie i wyżywienie będą w pełni opłacone, dlatego nie musisz się tym przejmować.
Pokiwałam głową. Nowa oferta wydawała się szansą na lepsze jutro, jednak obawiałam się zmian. Nie miałam pewności, czy nowe miasto przypadnie mi do gustu ani, czy odnajdę się w nim całkowicie sama. Potrzebowałam czasu na przemyślenie wszystkich za i przeciw, bo było to coś więcej niż wybór kanapki na lunch.
- Mogę się zastanowić do jutra? To naprawdę duża decyzja.
- Pewnie! Jednak weź pod uwagę, że musisz wyjechać już dziesiątego kwietnia.
- Jak to!? Przecież to za dwa dni!
- Duże decyzje wymagają dużego zaangażowania. Zaraz podeślę ci szczegóły mailem. Zapoznaj się z nimi w wolnym czasie i zdecyduj, czy to coś dla ciebie. Będę czekać na odpowiedź.
Pokiwałam głową z niedowierzaniem. Oferta wydawała się idealnym rozwiązaniem, ale nie wiedziałam, czy jestem gotowa porzucić wszystko z dnia na dzień.
- Pamiętaj, że to jedyna taka okazja. Jest wiele osób, które mogłyby zająć twoje miejsce. Dziękuję, to wszystko. Możesz wrócić do pracy.
- Dobrze, dziękuję. – Odpowiedziałam.
Miałam wrażenie, że jestem w innej rzeczywistości, jednak pomimo obaw, wiedziałam, jaką decyzję podejmę.
***
Kiedy wróciłam do mieszkania, dostrzegłam maila od szefowej. Kliknęłam w niego zaciekawiona przesłaną ofertą. Pierwszym, co zobaczyłam, było zdjęcie wieżowca, w którym miałabym pracować. Zjechałam niżej, zagłębiając się w lekturze. Dostałam opis nowych obowiązków, wykaz zleceń oraz wzór umowy o pracę. Przeczytałam nazwisko właściciela firmy – Axel Brown. Pierwszy raz miałam styczność z kimś o takim imieniu. Wypowiedziałam je cicho, wsłuchując się w jego brzmienie. Na samym dole maila znajdował się link do hotelu. W pewnym momencie usłyszałam stukanie naczyń. Odwróciłam się i spojrzałam na drzwi. Zobaczyłam, że moja matka krząta się w kuchni i przewróciłam oczami. W głębi duszy miałam nadzieję, że nie będzie jej w domu, kiedy wrócę. Postanowiłam udawać niewidzialną. Nie miałam jej nic do powiedzenia.
- O! Nie wiedziałam, że wróciłaś.
Wzruszyłam ramionami w odpowiedzi. Nie chciałam zaczynać kolejnej bezsensownej rozmowy.
- Może byś się trochę ruszyła, zamiast siedzieć w telefonie? Jeden dzień jestem w domu, a musiałam wszystko wysprzątać. Nie widzisz, jaki tu jest syf? – Zapytała. Stała tak blisko mnie, że
widziałam jej ruchy kątem oka. Parsknęłam i uniosłam wzrok.
- Spokojnie, już niedługo pozbędziesz się tego problemu – odpowiedziałam, a następnie wstałam z kanapy.
- Co? O czym ty mówisz?
- Być może to ostatni raz, kiedy mnie widzisz.
Skierowałam się do wyjścia z salonu, zanim zdążyła odpowiedzieć. Nie dałam rady opuścić pomieszczenia, ponieważ rodzicielka chwyciła mnie mocno za ramię i odwróciła w swoją stronę.
- Pytam drugi raz. O czym ty mówisz?
- Możliwe, że dostałam propozycję pracy w innym mieście. I możliwe, że ją przyjęłam.
- Nie odważysz się wyjechać – powiedziała prześmiewczo, wykrzywiając twarz w grymasie niedowierzania.
- Nie? Jeszcze zobaczymy.
- Jeśli myślisz, że poradzisz sobie sama, to jesteś w ogromnym błędzie.
- Co może być gorsze niż mieszkanie samemu w tym wielkim, pustym mieszkaniu?
- Jak to co? Mieszkanie samemu w skrajnej biedzie! Jeśli przekroczysz próg tego domu, nie dostaniesz ode mnie już ani grosza – zagroziła.
- Możesz sobie wsadzić te pieniądze głęboko w tyłek.
- Jeszcze tutaj wrócisz, kiedy zatęsknisz za domem.
- Nie mam za czym tęsknić. – Odpowiedziałam, kręcąc głową. Chciałam, żeby prawda była inna, ale nie mogłam zmienić faktów. Chwilę wcześniej byłam pełna obaw, jednak rozmowa z matką utwierdziła mnie w decyzji o wyjeździe. Nie byłam szczęśliwa w rodzinnym mieście, potrzebowałam zmian. Poszłam do pokoju, otworzyłam laptopa i bez zastanowienia odpisałam na maila.
Delilah: Zapoznałam się z ofertą, chętnie podejmę się tej pracy. Proszę o przygotowanie umowy i innych potrzebnych dokumentów.
Poczułam wibrowanie telefonu, więc spojrzałam na wyświetlacz. Luiza wysłała mi zdjęcie ciasta. Było tak rozmazane, że nie mogłam odszyfrować, czy to sernik, czy szarlotka. Postanowiłam, że nie będę zgadywać i przekonam się na własne oczy. Wyszłam cicho z pokoju, z nadzieją, że mama mnie nie usłyszy. Weszłam do mieszkania Luizy jak do siebie. W dzieciństwie dała mi przyzwolenie na odwiedziny bez uzgadniania daty i godziny, więc do tej pory chętnie z tego korzystałam.
- Dzień dobry! Przyszłam! – Wykrzyknęłam, udając się do salonu.
- O! Dobrze cię widzieć. Czekałam na ciebie.
Zanim się obejrzałam, na stole stanął pięknie zarumieniony sernik i dzbanek lemoniady. Od razu rzuciłam się na ciasto. Było puszyste jak chmurka i delikatnie waniliowe.
- Twoje ciasta są najlepsze! To smakuje jak niebo.
- Och, nie przesadzaj. Nie jest aż takie dobre, ale dziękuję za komplement – odpowiedziała kobieta, zajmując miejsce po przeciwnej stronie stołu. – Opowiesz mi coś o pracy?
Odłożyłam talerzyk na stół i uniosłam jedną z brwi. Luizę bardzo rzadko interesowało, co robię. Nie rozumiała internetowych nowinek i zasad marketingu.
- Pewnie, ale skąd to pytanie?
- Twoja mama do mnie pisała…
Kobieta opuściła wzrok na podłogę, a ja odetchnęłam głęboko.
- No i co ci nagadała?
- Raczej niewiele. Dlatego chciałam się wszystkiego dowiedzieć od ciebie.
- Zgodziłam się wyjechać do innego miasta. Zaproponowali mi świetną pracę. Będę mogła się rozwijać i zdobywać doświadczenie. Do tego podwyższą mi pensję, więc będę mogła więcej oszczędzić. Same plusy.
- Nie boisz się zostawić wszystkiego za sobą?
- Troszeczkę się obawiam, ale uważam, że muszę podejmować własne decyzje.
- Rozumiem… twoja mama nie była chyba zadowolona?
- To, że nie była zadowolona to mało powiedziane. – Przyznałam i uśmiechnęłam się sztucznie. Luiza usiadła obok i złapała mnie za rękę. - Wiesz, jaka ona jest. Gdy zrobię coś nie po jej myśli, wpada w szał.
- Porozmawiam z nią, jeśli chcesz. Zobaczy to oczami innej osoby i zrozumie, że tylko ty możesz tworzyć własną przyszłość – zaproponowała Luiza, gładząc moją dłoń.
- Nie kłopocz się. Nie chcę z nią rozmawiać.
- No dobrze. Mam nadzieję, że pomimo twojego wyjazdu nadal będziemy ze sobą rozmawiać.
- Oczywiście! Będę do ciebie dzwonić kilka razy w tygodniu.
Gdy wypowiedziałam te słowa, zostałam zamknięta w szczelnym uścisku. Zaciągnęłam się różanymi perfumami kobiety, a na moją twarz wypłynął szczery uśmiech. Nagle sobie o czymś przypomniałam. Kaszmir! Nie mogłam go zostawić z moją matką. Ciągle była poza domem, zagłodziłaby go w tydzień.
- Mam do ciebie prośbę – powiedziałam, kiedy się od siebie odsunęłyśmy.
- Słucham.
- Obawiam się, że moja matka nie będzie miała czasu, żeby zaopiekować się kotem. Przyjmiesz go pod swój dach?
- Naprawdę? Byłabym zaszczycona.
- Świetnie! Przepraszam, że mówię o tym na ostatnią chwilę, ale to wszystko dzieje się tak spontanicznie i…
- Nie musisz się tłumaczyć. Twój Kaszmirek na pewno przyniesie mi wiele szczęścia.
- Dziękuję, że jesteś taka wyrozumiała. Bez ciebie już dawno bym się załamała.
- Nawet tak nie mów! Pamiętaj, że jesteś bardzo silna.
Pokiwałam głową. Mój mur obronny został uszkodzony, ale nie runął. Wciąż twardo stąpałam po ziemi pomimo niepowodzeń.
Luiza zaczęła opowiadać, jak powstało wspaniałe ciasto, a ja słuchałam jej z zachwytem. Wiedziałam, że to nasza ostatnia okazja na dłuższą rozmowę, zanim wyjadę. Chciałam poświęcić jej maksymalną ilość uwagi. Oparłam się wygodnie i z powrotem chwyciłam talerzyk z ciastem.
--- 9 kwietnia - wtorek ---
Usłyszałam dźwięk budzika, więc niechętnie wstałam z łóżka. Założyłam słuchawki i włączyłam jedną z ulubionych piosenk.
-„She knows what I think about. And what I think about. One love, two mouths. One love, one house. No shirt. No blouse…” - nuciłam pod nosem. Weszłam do kuchni, nasypałam karmę Kaszmirowi i chwyciłam jabłko. Postanowiłam, że zjem je w drodze do pracy. Wybrałam się na spacer po parku i w końcu dotarłam na miejsce. Skierowałam się do gabinetu szefowej. Miałam nadzieję, że przygotowała odpowiednie dokumenty i będziemy mogły zamknąć wszystkie formalności. Zapukałam do drzwi i oczekiwałam na odpowiedź.
- Proszę!
- Dzień dobry – odparłam.
- Cześć! Czekałam na ciebie. Mam nadzieję, że od wczoraj nie zmieniłaś zdania?
- Nic podobnego. Czekam na podpisanie umowy.
- Świetnie! W takim razie zapoznaj się z dokumentacją i daj znać, czy wszystko się zgadza – odparła, wyciągając w moją stronę plik kartek. Wzięłam się za czytanie, zwracając uwagę na każdy szczegół. Wszystkie dane się zgadzały, w umowie znalazła się również podwyższona stawka godzinowa i zapewnienie o miejscu w hotelu. Nie musiałam się długo zastanawiać, wiedziałam, czego chcę.
- Gdzie podpisać? – Zapytałam, kiedy zauważyłam brak ostatniej kartki.
- Zanim do tego przejdziemy… jest jeden mały kruczek.
- Co masz na myśli?
- Wszystko jest na ostatniej stronie. Nie chcę, żebyś się zniechęciła – powiedziała szefowa, wyciągając z szuflady decydującą kartkę.
- Po prostu mi to daj – odparłam pewnie. Kiedy końcówka umowy znalazła się w moich rękach, pokręciłam głową. Wiedziałam, że perspektywa nowej pracy jest zbyt piękna. Uniosłam wzrok i przyłapałam szefową, na wpatrywaniu się prosto w moją twarz.
- Wiem, że pewnie się tego nie spodziewałaś, ale… - zaczęła, jednak przerwałam jej w połowie zdania.
- Żartujesz sobie? Co to ma w ogóle znaczyć?
- Przepraszam, musiałam.
- Postawiłaś mnie między młotem a kowadłem. „Przepraszam” nie wystarczy.
- Potrzebuję twojego zrozumienia. To była odgórna decyzja, ja tylko wypełniam rozkazy.
Prychnęłam pod nosem i ponownie spojrzałam na kartkę, która leżała na biurku. Wcześniej myślałam, że mam wybór, że w razie czego wrócę na stare śmieci, ale się przeliczyłam. Leżało przede mną wypowiedzenie starej umowy i perspektywa nowego życia. Okazało się, że jeżeli nie przyjmę oferty, zostanę zwolniona z pracy.
- Skoro od początku wiedziałaś, jak to wygląda, dlaczego mydliłaś mi oczy, że jestem wyjątkowa? – Zapytałam, krzyżując ręce na piersi.
- Delilah… naprawdę cię lubię. Byłaś dobrym pracownikiem, ale nie najlepszym. Musiałam wybrać jedną osobę, która odejdzie i padło na ciebie. Przykro mi. Albo się dogadamy i podpiszesz tę umowę, albo będziemy musiały się pożegnać.
Odetchnęłam i opadłam na oparcie krzesła. Mogłam spróbować czegoś nowego lub dalej prowadzić swoje nudne życie, w dodatku bez pracy. Byłam pełna obaw, ale dotarło do mnie, że decyzja podjęła się sama.
- Dobrze – odparłam niechętnie.
- Czyli się zgadzasz?
- Ciężko byłoby odmówić. Sama widzisz, w jakiej jestem sytuacji.
- Uwierz, że nie pożałujesz. Nowy Jork jest piękny. Na pewno ci się spodoba – mówiła z zawzięciem, a ja tylko jej przytakiwałam. Nie miałam ochoty na pogaduchy.
- Gdzie mam podpisać? – Zapytałam drugi raz tego dnia.
Szefowa wskazała miejsce palcem, a ja szybkim ruchem wykonałam swój autograf. Nie chciałam mieć z nią więcej do czynienia. Czułam się oszukana.
-Świetnie! Już jutro wyjeżdżasz, więc spakuj najpotrzebniejsze rzeczy. Prześlę ci bilet autobusowy i resztę szczegółów na maila. Możesz już iść do domu.
- Mam nadzieję, że zapłacicie mi pełną wypłatę.
- Oczywiście.
Pokiwałam głową i wstałam z miejsca. Zgarnęłam swoje rzeczy, po czym udałam się do wyjścia.
- Delilah, proszę, nie gniewaj się. Ja…
- Och, zamknij się już – rzuciłam, a następnie nacisnęłam klamkę i wyszłam na zewnątrz. Wróciłam do mieszkania i od razu zamknęłam się w pokoju. Miałam do wyboru bezsensowne użalanie się nad sobą lub wzięcie się do roboty. W końcu musiałam spakować całe swoje dotychczasowe życie do jednej walizki. Potrzebowałam pełno ciuchów, to było pewne, ale co jeszcze? Nigdy nie wyjeżdżałam z domu na dłużej niż dwa tygodnie.
Wyciągnęłam walizkę z szafy, po czym otworzyłam ją, żeby ocenić jej pojemność. Zawsze udawało mi się do niej spakować wszystkie potrzebne rzeczy, jednak krótki wyjazd nie mógł się równać z przeprowadzką. Potrzebowałam pudełka. Wyszłam z mieszkania i skierowałam się do windy. Wiedziałam, że niedaleko wieżowca znajduję się duży sklep papierniczy. Miałam nadzieję, że uda mi się w nim kupić kartony. Kiedy znalazłam się w środku, ruszyłam na dział z akcesoriami papierowymi. Pomimo starań, nie mogłam znaleźć tego, po co przyszłam.
- Przepraszam, czy kupię tutaj kartony? Takie do przeprowadzki? – Zapytałam kasjerki.
- Pewnie! Trzymamy je na zapleczu. Potrzebuje pani te największe?
- Tak! Wystarczy mi jeden.
Kobieta uśmiechnęła się życzliwie i zniknęła za drzwiami. Oparłam się plecami o blat i rozejrzałam się po sklepie. Czułam wewnętrzny spokój, dopóki ktoś mi tego nie zepsuł.
- Wyprowadzasz się? Serio? – Usłyszałam znajomy głos.
- Aaron – powiedziałam pod nosem i przewróciłam oczami.
- Dela, ja nie chciałem, żeby to się tak skończyło. Nie musisz uciekać z miasta, przez to, jak cię potraktowaliśmy.
- Och, daruj sobie. Myślisz, że to przez was? Nie bądź śmieszny.
- W takim razie dlaczego? – Zapytał skonsternowany. Nie mogłam uwierzyć, że nawet w takich okolicznościach sprowadzał całą uwagę na siebie.
- Nie muszę ci się tłumaczyć. W końcu się nie przyjaźnimy.
W międzyczasie kasjerka stanęła po drugiej stronie. Zauważyłam, że była gotowa, żeby przyjąć płatność, ale nie chciała się wcinać w naszą rozmowę.
- Zapłacę kartą – powiedziałam. Transakcja się udała, więc chwyciłam karton i udałam się do wyjścia.
- Delilah, zaczekaj, proszę – usłyszałam za plecami, ale się nie zatrzymałam. – Dela…
- Mówiłam, żebyś mnie tak nie nazywał.
- Proszę, porozmawiaj ze mną. Przyszedłem tutaj, żeby kupić dla ciebie kartkę. Chciałem ci wysłać przeprosiny pocztą, żebyś wiedziała, że traktuje to poważnie – odparł, wyciągając z torby niebieską kartkę z napisem „Przepraszam”.
Przez chwilę mnie zamurowało i nie wiedziałam, co powiedzieć. Naprawdę myślał, że coś takiego naprawi nasze relacje? Niedoczekanie. Zaśmiałam mu się w twarz i wyszłam ze sklepu bez słowa. Nie chciałam robić szopki przy ludziach, poza tym miałam pełne ręce roboty.
Przeszłam na drugą stronę ulicy i ostatni raz spojrzałam na chłopaka. Coś w jego spojrzeniu sprawiło, że poczułam, jak ściska mi się żołądek. Chyba naprawdę w jakimś stopniu mu na mnie zależało. Pokręciłam głową i skierowałam się do mieszkania. Miałam przed sobą kilka godzin pakowania i układania rzeczy, ale napawało mnie to optymizmem. W trakcie segregowania starych dokumentów, z jednej teczki wypadła pomięta karteczka. Rozłożyłam ją i uśmiechnęłam się szeroko. Była brokatowa i oblepiona licznymi naklejkami. Przedstawiała listę, którą napisałam na początku szkoły średniej. Były na niej miasta, które chciałam odwiedzić.
Lista panny Delilah
Lista miast, które muszę odwiedzić i rzeczy, które MUSZĘ zrobić. (Delilah, jeśli jesteś dorosła, a wciąż nie wypełniłaś tych