Oferta wyłącznie dla osób z aktywnym abonamentem Legimi. Uzyskujesz dostęp do książki na czas opłacania subskrypcji.
14,99 zł
Najniższa cena z 30 dni przed obniżką: 14,99 zł
Cassie opuszcza Aidena, bo wierzy, że tylko w ten sposób ochroni go przed niebezpieczeństwem i bolesną przeszłością. Choć stara się przekonać samą siebie, że to słuszna decyzja, cierpi z powodu rozłąki, a nierozwiązane sprawy wciąż ją niszczą. Choć rozum podpowiada „uciekaj”, Cassie idzie za głosem serca i postanawia wrócić.
Oboje powoli zmierzają ku uzdrowieniu wzajemnej relacji, niezależnie od dawnych błędów. Czy obrali jednak właściwą drogę? A jeśli pozorny spokój jest jedynie ciszą przed nieuniknionym kataklizmem? Może już tylko śmierć przyniesie im ukojenie…
Ostatnia część trylogii Divine.
Książka przeznaczona dla osób powyżej osiemnastego roku życia.
Ostatnia część trylogii Divine.
Książka przeznaczona dla osób powyżej osiemnastego roku życia.
Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:
Liczba stron: 308
Dla wszystkich walczących z własnymi potworami
Teraz spadam z myślą, że nikt na dole na mnie nie czeka.
Nikt mnie już nie złapie.
Ty również nie zdążyłeś, choć byłeś tak blisko.
Tym razem moja dłoń nie odnalazła twojej.
Spadałam w objęcia piekieł.
Nic nie szkodzi.
Nie winię cię za to.
Boskie przeznaczenie zdecydowało za nas.
Jesteśmy wobec niego bezsilni.
Wszystko było z góry zaplanowane i skazane na porażkę.
Ale nie ty.
Ty byłeś zbawieniem.
Moją nirwaną, rajem, wszechświatem.
Pozwoliłeś mi kochać i być kochaną.
Żyłabym dla ciebie i umarłabym za ciebie.
Śmierć – to ona przyniesie nam ukojenie.
1
Podobno, jeśli kogoś kochasz, musisz dać mu wolność. Nikt jednak nie mówi, jak wtedy masz żyć dalej. Jak budzić się bez części duszy? Co zrobić, gdy zatęsknisz za głosem, spojrzeniem i dotykiem? Jak żyć, jeśli życie bez niego nie istnieje.
Chciałam dobrze. Mój wspaniały Aiden. Nie zasłużył na życie, które mu oferowano, dlatego podarowałam mu nowe. Nie chcę przypominać mu o przeszłości. Powinien oddzielić ją grubą kreską, zostawić za sobą całe zło.
Ale czy to jedyny powód mojej tchórzliwej ucieczki?
Aiden był ze mną szczery od samego początku. Nawet wtedy, gdy obawiał się mojej reakcji. Mówił o wszystkim uczciwie, choć jest jedną z najbardziej skrytych osób, jakie znam. Nie lubi się dzielić emocjami, kamufluje je. Dokładnie tak, jak ja to robiłam. To dlatego dla innych był „tym Aidenem Woodem”, kapitanem drużyny koszykarskiej i obiektem westchnień płci pięknej. Dla mnie to mój Apollo, który wyciągnął mnie z tłumu. Który całował mnie na szkolnym boisku, gdy deszcz spływał po naszych twarzach i ubraniach. To osoba, która we mnie uwierzyła i dała mi nadzieję. Ktoś, komu zawdzięczam życie, bo dzięki niemu narodziłam się na nowo.
Za jego szczerość odwdzięczyłam się kłamstwem. Zgrywałam cnotkę, a do tego wściekałam się, gdy nie mówił mi prawdy, podczas gdy sama przez cały czas go oszukiwałam. Zdezerterowałam jak tchórz, bo nie jestem w stanie spojrzeć w te piękne czekoladowe oczy. Nie zasłużyłam na jego miłość.
W motelu skłamałam po raz kolejny. Powiedziałam wtedy, że nie mam nic do stracenia. Och, jak bardzo się myliłam. Straciłam najwspanialszą osobę, jaką podarował mi wszechświat. Może został mi zesłany na poczet przyszłych wydarzeń? Miał mi pomóc przejść przez cały ten syf. Był jak oaza pośrodku pustyni. Był moją ostoją. Był wszystkim, czego pragnęłam. To dość zabawne, zważywszy na to, że nasza historia, przynajmniej dla mnie, zaczęła się od negatywnego nastawienia do niego. Na wspomnienie pierwszych słów, jakie wypowiedział w moją stronę, uśmiech sam ciśnie mi się na usta, lecz wraz z nim do oczu napływają łzy.
Byłam twoim słabym punktem, dlatego zdecydowałeś, że odejdziesz. Ty również jesteś moim słabym punktem. Każde uderzenie w ciebie jest uderzeniem we mnie. Jeśli ktoś wykorzysta cię przeciwko mnie, oboje tego nie przeżyjemy.
To jedyne, o czym myślałam. Próbowałam przekonać samą siebie, że postępuję właściwie, że wyświadczam mu przysługę, zdejmując z niego ten ciężar. Wizja jego szczęścia była dla mnie najcenniejsza, ale to, że miałam go już nie zobaczyć…
Odchodzę, bo nie zniosłabym twojego rozczarowania.
Zatrzymałam się na czerwonym świetle na jednym ze skrzyżowań kilkanaście mil od San Diego. Tak naprawdę nawet nie wiedziałam, dokąd jadę. Może po prostu przed siebie. Korzystając z okazji, chciałam doprowadzić się do porządku. Czułam, jak łzy zmywają resztki tuszu z rzęs i zasychają na policzkach. Po niedbale nałożonym korektorze, który miał zakryć zmęczenie, prawdopodobnie nie było już śladu. Otworzyłam osłonę przeciwsłoneczną, w której zamontowano lusterko, aby upewnić się, że moja twarz jest czysta. W tym samym momencie odkleiło się małe zdjęcie wykonane polaroidem. Byliśmy na nim wszyscy, cała paczka w najbardziej eleganckim wydaniu. Zdjęcie z naszego balu. Ja i Miles mieliśmy na sobie korony królowej i króla balu. Do dzisiaj nie wiem, kto mnie nominował. Byliśmy tacy szczęśliwi. Vera całowała Sandersa w policzek, Lewis podnosił niską Sky, aby na pewno znalazła się w kadrze. Miles opierał delikatnie łokieć na głowie Liv, która wpadła do nas na kilka minut, bo swój bal miała dopiero za rok. Była ubrana tak elegancko, że nie dało się jej odróżnić od naszych rówieśników. Shawn był widoczny tylko w połowie, bo to on robił nam fotkę. A Aiden… On patrzył na mnie, gdy uśmiechałam się w stronę obiektywu.
Chciałabym się cofnąć do tego czasu i spojrzeć na niego jeszcze ten jeden raz.
Nie udało mi się powstrzymać łzy, która spłynęła po policzku. Otarłam ją, przekręcając lekko głowę, gdy moim oczom ukazał się rozświetlony neon. Podłużny różowy znak przyciągał uwagę w pustej okolicy. W budynku paliło się jeszcze światło, ale nikogo nie dostrzegłam. Automatycznie chwyciłam w palce niedawno naprawiony naszyjnik, który dostałam od Aidena. Dzień, w którym mi go podarował, był jednym z najpiękniejszych, jakie dane mi było przeżyć. Ten moment chciałam zapamiętać na zawsze. Stale mieć go ze sobą.
Podskoczyłam lekko na siedzeniu, gdy samochód za mną zatrąbił. Dopiero wtedy zorientowałam się, że światło zmieniło się na zielone. Prędko wrzuciłam bieg i ruszyłam przed siebie, ale tylko po to, by zawrócić na najbliższym parkingu. Kilka minut później zaparkowałam pod kamienicą ze świecącym napisem „Tatuaże”. Włożyłam bluzę i zarzuciłam sobie kaptur na głowę. Z rękami schowanymi w dużej kieszeni ruszyłam w stronę na wpół przeszklonych drzwi. Gdy szarpnęłam za srebrną klamkę, ogarnęło mnie rozczarowanie. Drzwi były zamknięte, ale czego się spodziewałam? Że salony tatuażu są otwarte przez całą dobę?
Już miałam odejść, gdy do drzwi podeszła młoda dziewczyna. Jej szyja i ręce były pokryte przeróżnymi malunkami. Czarne, krótkie włosy do ramion komponowały się ze złotobrązową karnacją, a kolczyki w uszach i nosie dodawały oryginalności. Miała ciemnobrązowe oczy i długi, lekko zakrzywiony nos. Była niewiele starsza ode mnie, a przynajmniej tak mi się wydawało.
– Już zamknięte – powiedziała z dziwnym akcentem, gdy lekko uchyliła drzwi.
Odwróciłam się w jej stronę i jeszcze raz zerknęłam na piękny szyld.
– Rozumiem, ja tylko myślałam… To znaczy chciałam zrobić mały tatuaż – wydusiłam z siebie i dopiero wtedy zdałam sobie sprawę, jak martwo brzmię.
Dziewczyna zeskanowała mnie od stóp aż po czubek głowy. Zatrzymała się na zaczerwienionych oczach, opuchniętych powiekach i zasinieniach spowodowanych zmęczeniem. Westchnęła ciężko i skrzyżowała ręce na piersiach.
– Jak mały ten tatuaż? – zapytała, otwierając szerzej drzwi.
Patrzyłam na nią zdziwiona, gdy skinęła głową w stronę wejścia i uśmiechnęła się ciepło.
Rozejrzałam się po chodniku, który świecił pustkami, i ostatecznie podjęłam decyzję. Wskoczyłam po dwóch schodkach i znalazłam się w salonie. W środku było pełno zdjęć, a może bardziej wzorów oprawionych w ramki. W kącie dostrzegłam dużą, lekko zniszczoną białą rzeźbę pokrytą czarnymi wzorami. Wytatuowana bogini.
Przy jednej ze ścian stała czarna skórzana kanapa, a przy drugiej – kozetka w tym samym kolorze. Nad sufitem rozciągały się ledowe paski, które oświetlały pomieszczenie. Neon podobny do tego przed wejściem, tyle że płaski, wisiał na czarnej ścianie nad kanapą.
– Co to za tatuaż? – zapytała dziewczyna.
Rozpięłam naszyjnik i go jej podałam.
– Tylko tę drugą część, czarną. Chcę, żeby był dokładnie w tym miejscu, w którym kończy się naszyjnik – odpowiedziałam, wskazując zagłębienie między piersiami, na górnej części mostka.
Dziewczyna wzięła mój naszyjnik, a kiedy mu się przyglądała, kącik jej ust delikatnie drgnął.
– Mam déjà vu – zaśmiała się cicho i pokręciła głową.
– Nie rozumiem… – odparłam zdziwiona.
Patrząc na mały symbol, z rozbawieniem pokręciła głową.
– Jakieś dwa miesiące temu przyszedł tutaj chłopak. Wydaje mi się, że mógł mieć dziewiętnaście, może dwadzieścia lat. Pokazał mi czarną część tego znaku i powiedział, że chce wytatuować drugą, dokładnie w tym samym miejscu co ty, na mostku. Chyba mam jeszcze gdzieś ten wzór, zaczekaj tutaj, zaraz zaczniemy – powiedziała, znikając w przejściu do innego pomieszczenia.
Wpatrywałam się w miejsce, w którym jeszcze chwilę temu stała dziewczyna z moim naszyjnikiem w dłoni. Po jej słowach rozchyliłam lekko usta, a moje ciało zesztywniało.
Czy to możliwe, że wylądowałam w tym samym salonie tatuażu co Aiden i do tego z identyczną prośbą?
Byliśmy w takim samym punkcie życia. Pełni obaw i strachu, ale też miłości, dla której chcieliśmy poświęcić całych siebie.
Chciałam, żeby jego część choć symbolicznie była ze mną.
– Znalazłam. Możesz ściągnąć bluzę i położyć się na kozetce, a ja przygotuję kalkę – powiedziała tatuatorka.
Wróciłam na ziemię na dźwięk jej głosu. Sięgnęłam do rękawów bluzy, a potem odłożyłam kluczyki od samochodu na stolik. Gdy zostałam w samym czarnym staniku, przyciągnęłam bluzę do ciała, bo czułam się niekomfortowo. Miałam wrażenie, że w każdej chwili ktoś może mnie zobaczyć przez okno wychodzące na ulicę.
– To twój pierwszy tatuaż? – zapytała, choć miałam przeczucie, że zna odpowiedź. – Jeśli chcesz, mogę ci dać swój top, nie będzie przeszkadzał w tatuowaniu – zaproponowała, na co przytaknęłam.
– Dzięki – powiedziałam, kiedy podała mi krótką czarną koszulkę.
– Jestem Mira – wyciągnęła rękę w moją stronę.
– Cassie – przedstawiłam się i uścisnęłam jej dłoń.
Dziewczyna po kolei tłumaczyła mi każdą czynność. Nic nie wiedziałam o tatuowaniu, więc to było dla mnie jak lekcja, dzięki której mogłam się skupić na czymś innym niż chłopak z takim samym tatuażem. Przeniosła wzór z kalki na oczyszczoną skórę, a następnie przygotowała sprzęt.
– Jesteś stąd? Z Kalifornii? – zapytałam, starając się nie patrzeć na igłę, która zaraz miała wbić się w moją skórę.
– Nie, z Werony, miasta Romea i Julii.
– Jesteś Włoszką? – dodałam, na co pokiwała głową. Jej akcent był o wiele ładniejszy niż Valentiny. – W takim razie jak znalazłaś się w Stanach?
– Długa historia. Rodzice wysłali mnie na studia, ale gdy prymuska zawaliła już pierwszy semestr na uniwersytecie w Bostonie, wściekli się. Zagrozili, że usuną mnie z testamentu, tyle że ja miałam to totalnie w dupie. Rzuciłam studia, przeniosłam się do Kalifornii, wyremontowałam dwa pokoje na zapleczu i otworzyłam studio tatuażu – jej głos był pozbawiony emocji, jakby właśnie opowiadała fabułę jakiegoś filmu.
Poprawiła okrągłą lampę, która oświetlała część skóry, na której miała pracować.
– Nigdy nie chciałaś wrócić?
– Do Werony? – uniosła kącik ust. – Nie. Tutaj jest mój dom. Paradoksalnie to właśnie tutaj znalazłam swojego Romea. Nigdy bym go nie zostawiła – posłała mi uśmiech, który odwzajemniłam. – To co, zaczynamy? – złapała sprzęt w dłoń.
– Będzie bolało? – zapytałam z przerażeniem.
Nie bałam się igieł, ale nie byłam też masochistką, aby sprawiać sobie ból dla przyjemności.
– A byłaś kiedyś zakochana? – zapytała nagle, unosząc brew.
W pierwszej chwili myślałam, że żartuje, lecz gdy jej twarz pozostawała poważna, zrozumiałam, że pyta na serio. Pokiwałam niepewnie głową, czując dziwne ciepło.
Nie byłam, tylko jestem zakochana.
– W takim razie wiesz, co to prawdziwy ból.
Kolejne minuty spędziłyśmy na tworzeniu wzoru. Starałam się nic nie mówić, aby nie przeszkadzać Mirze w pracy, jednak w trakcie tatuowania z moich ust wydostało się kilka niecenzuralnych słów. Bolało jak operacja bez znieczulenia, ale to podobno przez miejsce na ciele, które wybrałam.
Ten ból jest niczym w porównaniu z tym, który właśnie przeżywam, zostawiając miłość swojego życia.
Po stworzeniu konturu poprosiłam o kilka minut przerwy przed wypełnianiem. To był mój pierwszy tatuaż i jeszcze nie przyzwyczaiłam się do kilkuset ukłuć małą igłą. Kiedyś rozmawiałam z mamą na temat skutków tatuaży. Ona sama miała jeden, ale nie wiedziała, że o nim wiem. Powtarzała mi, że to niepotrzebna ingerencja w ciało, a tusz przestaje wyglądać dobrze, gdy skóra się starzeje. Przez cały czas utrzymywała, że nigdy by tak siebie nie skrzywdziła.
Nawet nie zdążyłam jej powiedzieć, że wiem o jej tatuażu.
– Teraz twoja kolej, opowiadaj. Co robisz zapłakana w środku nocy w moim studiu? – Mira rozsiadła się wygodnie na kanapie, gdy ja przez cały czas leżałam na kozetce, bo miałam wrażenie, że jeśli wstanę, to runę na podłogę.
– Wyjeżdżam i chciałam mieć… pamiątkę – odpowiedziałam wymijająco, bo czułam, że ponowne zagłębienie się w temat będzie moim końcem. Rozkleję się przed obcą osobą. – Nie wiem dokąd, ale wiem, że nie mogę tutaj zostać. Tak będzie lepiej.
– Dla kogo? – zapytała. – Dla niego? – wskazała na wzór na mojej skórze. – Musi być bardzo ważny, skoro poświęciłaś mu kawałek swojej skóry.
Ja cała jestem jego.
– Najważniejszy – odpowiedziałam, wbijając paznokcie w dłonie, aby się nie rozpłakać.
– Jeśli zrobiłaś dla niego tatuaż, to chyba musi być ten jedyny. W końcu wzór na ciele jest jeszcze gorszy niż obrączka – prychnęła, podając mi szklankę z wodą.
– Co masz na myśli?
– No wiesz, obrączkę zawsze możesz ściągnąć, wyrzucić, zgubić, a tatuaż jest na zawsze. Nawet jeśli będziesz chciała go usunąć, może zostać blizna. Słowo „tatuaż” oznacza trwały znak. Fizyczna rana się zagoi, a ból z czasem minie, ale jeśli ten tatuaż będzie ci o kimś przypominał – o kimś, kogo kochałaś – to twoja rana na duszy będzie ciągle otwarta.
Tatuaż już nie bolał, bolały słowa. Nie uraziło mnie to, co powiedziała Mira. Każde wypowiedziane przez nią zdanie było smutną prawdą. Kiedy wyjadę, ten mały tatuaż będzie mi przypominał, że także on ma na swojej skórze kawałek mnie. Za każdym razem, gdy spojrzę na ten wzór, wspomnę imię chłopaka, od którego uciekłam mimo jego ciepła i miłości, którą mnie obdarzył. Gdy ktoś zapyta o znaczenie symbolu, opowiem mu historię o słońcu i księżycu, wodzie i ogniu, które równoważą się i uzupełniają dzięki przeciwnościom. Opowiem o gwiazdach, które oglądaliśmy, i burzy, jaką wywołaliśmy, w każdej sekundzie rozpamiętując i rozmyślając, czy mogłam zrobić coś inaczej. Będę go szukać w każdej napotkanej osobie, z nadzieją, że w końcu dostrzegę jego twarz.
Co ja najlepszego robię? Walczyłam o niego tak długo. Walczyłam o nas, nawet gdy mogłam przez to zginąć. Tak samo on walczył, chronił mnie, był ze mną. A ja uciekam jak dezerter, gdy tylko powinie mi się noga.
Tylko z nim mogłam siedzieć godzinami w ciszy, bo nie potrzebowaliśmy słów. Nie byliśmy dobrzy w mówieniu, wystarczyło jedno spojrzenie, jeden gest. To one wyrażały wszystko, czego nie potrafiliśmy ubrać w słowa. To nas wypełniało. Odczytywaliśmy siebie nawzajem.
Mira dokończyła wypełnianie symbolu, gdy ja pogrążyłam się w myślach. Nawet nie poczułam wbijającej się pod skórę igły. Po wszystkim nałożyła mi opatrunek i coś tłumaczyła, ale jedyne, co słyszałam w głowie, to jego głos. Był taki głośny i piękny. Taki żywy, jakby Aiden stał tuż przy mnie i mówił wprost do ucha. Nie chciałam z tym walczyć. Słuchałam, gdy wypowiadał tylko jedno słowo.
Wróć.
W tamtej chwili jeszcze nie rozumiałam, dlaczego serce kazało mi jechać akurat tam. Wcześniej nie czułam celu, nie znałam destynacji. Teraz serce działało jak kompas i zaprowadziło mnie nad jezioro. Może los właśnie dał nam nową szansę. Podobno to tutaj wszystko się zaczęło. Gdy dostrzegł mnie oglądającą gwiazdy. Tutaj mogliśmy zacząć jeszcze raz. Bez tajemnic, bez udawania. Tabula rasa.
Cały świat zawirował na widok czarnego camaro. Zrozumiałam, dlaczego to właśnie tu mnie ciągnęło. Tutaj była część mnie. Zobaczyłam go. Leżał na pomoście. Światło księżyca idealnie oświetlało jego sylwetkę, jakby było moim drogowskazem. To księżyc pokazał mi kierunek.
Jakaś cząstka mnie chciała się wycofać. Nie ranić go swoim widokiem, ale wtedy świeżo zrobiony tatuaż zapiekł. Spuściłam wzrok i przyłożyłam dłoń do bluzy, pod którą znajdował się opatrunek. Kiedy wróciłam wzrokiem do Aidena, dostrzegłam jego dłoń. Leżała na tatuażu. Moje serce natychmiast zaczęło się do niego wyrywać, czuło, jak jest blisko.
To było cholernie trudne.
Postawiłam pierwszy niepewny krok, nie patrząc pod nogi. Wzrok skoncentrowałam na Aidenie. Byłam pewna, że jeśli choć na sekundę coś mnie rozproszy i spuszczę go z oka, wycofam się. Chciałam pamiętać każdy detal, coraz wyraźniej widziałam, jak jego klatka piersiowa unosi się i opada. Oczy miał zamknięte, ale nie spał. Poruszałam się jak najciszej, lecz gdy weszłam na pomost, lekko zaskrzypiał. Aiden nawet nie drgnął, zupełnie jakby nie obchodziło go to, co się zaraz stanie.
Stracił nadzieję.
Zrobiłam kilka kolejnych powolnych kroków, aż w końcu stanęłam nad leżącym chłopakiem. Ze spuszczoną głową patrzyłam na jego twarz. Oczy wciąż miał zamknięte, a z bliska wydawał się o wiele smutniejszy.
– Nie umiem – wydusiłam z siebie, przełykając wielką gulę w gardle.
Po policzkach ciekły łzy, a dłonie i nogi dygotały ze strachu.
Aiden powoli rozchylił powieki. Patrzył na mnie skołowanym wzrokiem, jakby sam nie wiedział, czy to, co widzi, jest realne, czy to tylko wytwór jego wyobraźni. Widziałam jego spierzchnięte wargi i podkrążone oczy.
– Nie potrafię odejść – wyszeptałam łamiącym się głosem.
Wstał powoli i z lekko rozchylonymi wargami wpatrywał się we mnie jak w ducha. Nie wiedziałam, co czuje. Czy jest zły, może nawet wściekły? Widziałam jedynie jego oczy. Były zaczerwienione i mokre od łez. Cała twarz wyglądała jak po przejściu tornada. Poszarzała skóra uwydatniła kości policzkowe, a kilka ciemnych kosmyków przykleiło się do czoła.
– To egoistyczne, ale nie mogłam. Musiałam jeszcze raz cię zobaczyć, przekonać się, że jesteś bezpieczny – próbowałam odszukać w głowie słowa, które wypełnią ciszę. Aiden podszedł krok bliżej. – Zachowałam się jak tchórz, ale myślałam, że tak będzie lepiej. Tak naprawdę nie wiem, o co w tym wszystkim chodzi. Nie rozumiem tego. Nie chcę, żeby teraz zadręczała cię moja przeszłość i…
– Cassie… – wychrypiał Aiden.
Uniosłam wzrok na jego twarz. Wyglądał, jakby właśnie na nowo wstąpiło w niego życie. Oczy lśniły, a łzy niczym fale powodziowe przebiły się przez wały i rozlały się po policzkach. Skostniałymi od zimna dłońmi objął moją twarz, po której również lały się łzy, a chwilę później przyciągnął mnie do siebie i schował głowę w zagłębieniu szyi. Całą jego twarz zakryły moje włosy, lecz zupełnie mu to nie przeszkadzało. Wdychał ich zapach niczym drogie perfumy. Czułam, jak jego ramiona zaciskają się wokół mojej talii.
– Tak bardzo się bałem – wyszeptał w moje włosy.
Przesuwałam dłońmi po jego plecach, próbując rozgrzać zmarznięte ciało.
– Już nie musisz. Diega już nie ma, jesteś wolny, słyszysz? – powtarzałam.
– Bałem się, że więcej cię nie zobaczę – wyrzucił z siebie. – Nie zostawiaj mnie, proszę.
W tym momencie odniosłam wrażenie, że coś we mnie pęka. Odrzuciłam całą niepewność, gdy wtulał się we mnie jak mały chłopiec. Uniosłam wzrok ku niebu, aby powstrzymać łzy. Ściskałam jego zmęczone ciało, lekko go podtrzymując.
– Aiden, zrobiłam coś strasznego. Przyczyniłam się do jego śmierci, widziałam ją. Widziałam jego krew, ale przecież zasłużył, prawda? To zły człowiek. Chciałam tylko, żebyś zaczął od początku, żebyś narodził się na nowo. Przypominałabym ci o tym, co było. Nie zasługuję na tę miłość – odsunęłam się od niego, ale zatrzymał mnie i przyłożył dłonie do moich policzków.
– Gdybym miał się narodzić sto razy, sto razy zakochałbym się w tobie na nowo, bo jesteś tego warta. Błagam, nie odchodź.
Widok błagającego Aidena Wooda był czymś niespotykanym. Ten człowiek jedynie żądał, wymagał i oczekiwał. Kiedyś.
Dawniej chełpiłabym się tym, że boski Aiden Wood mnie błaga. Dzisiaj zrozumiałam, że już nigdy nie zdołam mu odmówić. Nawet nie musiał błagać.
– Nie odejdę. Choćbym chciała… nie potrafię cię zostawić – wtuliłam się w jego ramiona, a on oparł brodę o moją głowę. – Ale nie chcę cię więcej okłamywać – odsunęłam się od niego i zacisnęłam pięści, walcząc ze sobą.
Musisz to zrobić. Jesteś mu to winna.
– Powiem ci teraz wszystko, na co wcześniej nie miałam odwagi. Powiem ci coś, co może zmienić twoje zdanie o mnie, coś, czego nie chcę pamiętać. To dzień, który wymazałam ze swojego życia.
Zrobię to tutaj, abyśmy mogli w tym samym miejscu zacząć od początku. To będzie nasza wigilia oczyszczenia.
– Opowiem ci swoją historię.
2
Za wszelką cenę starałam się uniknąć tej rozmowy. Zdzierała ona ze mnie wszystkie maski, które przez lata przyklejałam do twarzy, grając kogoś zupełnie innego niż w rzeczywistości. Cassie, którą wykreowałam, była ideałem. Była lubiana, ładna i dobrze się uczyła. Tamta Cassie nie rozumiała, dlaczego niektóre osoby celowo niszczą własną reputację i wystawiają się na niepochlebne opinie. Aiden Wood reprezentował wszystko, do czego żywiła wstręt. Nie przejmował się, co inni mówią na jego temat. Rozumiał swoją przeszłość i otwarcie żałował błędów. Zrobił wszystko, aby się od tego odciąć i iść dalej, ale przy tym nigdy nie zapomniał. To była część jego życia. Historia, która go ukształtowała, niezależnie od tego, jak była trudna. Nigdy nie zapomniał. Nigdy się jej nie wyparł. Tamta Cassie nienawidziła Aidena Wooda, bo miał wszystko to, o czym ona tylko marzyła.
Nie sądziłam, że to będzie tak cholernie trudne, ale dla niego pragnęłam zrobić wszystko, choćby zejść do samego piekła, bo to dzięki niemu powstała nowa Cassie. Powoli i delikatnie ściągał maski, pod którymi ukryłam prawdę.
Mimo to bałam się, że przez prawdę, która podobno ma mnie wyzwolić, stracę człowieka, którego kocham. Wolałam uciec z myślą, że mnie kochał, niż patrzeć, jak iskra w jego oczach gaśnie, a on sam zaczyna mną gardzić. Narcystyczna część mnie kazała mi zniknąć bez ostatniego spojrzenia prosto w oczy, bo wiedziałam, że gdy to zrobię, już nie odejdę. Rozum kazał odejść, a serce błagalnie wołało jego imię, jakby wiedziało, że bez niego wkrótce przestanie bić. Właśnie dlatego siedziałam teraz na starym drewnianym pomoście z chłopakiem, którego już za kilka minut mogłam stracić. Wpatrywałam się w księżyc odbijający się od tafli jeziora. Nie przeszkadzał mi chłodny wiatr, który był typowy dla tej pory roku. Kalifornijskie święta nie słynęły ze śniegu i z mrozu, mimo to ich atmosfera zawsze mi się podobała. Teraz zupełnie ich nie czułam.
Przez kilkanaście minut siedzieliśmy w ciszy. Po raz setny powtarzałam w głowie to, co chcę powiedzieć, ale nie mogłam się przełamać. Chociaż patrzyłam w bok, wiedziałam, że Aiden mi się przygląda. Jego dłonie kręciły niewielkie kółka, rozgrzewając mi kolana. Komfortowa i nienachalna bliskość była wszystkim, czego potrzebowałam, delikatny dotyk uspokajał uporczywe myśli.
– Moi rodzice długo nie mogli mieć dzieci – zaczęłam, dalej na niego nie patrząc. – Kiedy w końcu się pojawiłam, dawali mi wszystko, ale też dużo ode mnie wymagali. Byłam ich ideałem. To chyba taki syndrom jedynaczki. Od dziecka chodziłam na różne zajęcia dodatkowe, ale wtedy traktowałam to jako szansę, a może nawet zabawę. Mimo pracy rodzice zawsze mieli dla mnie czas. Dużo rozmawialiśmy, bawiliśmy się, co weekend jeździliśmy na plażę, a wieczorami patrzyliśmy w gwiazdy. Uważałam, że moje życie jest idealne – prychnęłam pod nosem, zdzierając skórki przy paznokciach. – W dniu, w którym odszedł tata, wszystko się zmieniło. Nagle mój doskonały świat runął i nie było nikogo, kto pomógłby mi go poskładać. Przestałyśmy rozmawiać z mamą, odcięłyśmy się od rodziny. Dziadkowie z jej strony odeszli jeszcze przed moim narodzeniem, a ci ze strony taty… Po jego pogrzebie babcia pokłóciła się z mamą. Obwiniała ją, że to przez nią jej syn nie żyje. To dlatego nie chciałam mieć z nią kontaktu. Tak naprawdę nie rozmawiałyśmy aż do pogrzebu mamy. Po śmierci taty została mi już tylko mama, która całe dnie spędzała w pracy. Czasami nawet jej nie widziałam. Ona pogrążyła się w obowiązkach, a ja… – wzięłam głęboki wdech, próbując opanować roztrzęsione ciało.
Musisz to zrobić.
– Od śmierci taty nie przespałam w całości ani jednej nocy. Budziłam się mokra od potu i przerażona koszmarem, który nawiedzał mnie za każdym razem, gdy zamknęłam oczy. Zawsze zaczynało się tak samo: siedziałam pod drzwiami jego sali i czekałam, aż ktoś po mnie przyjdzie. Mam wrażenie, że część mnie została na tamtym pieprzonym szpitalnym korytarzu. Każdej nocy na nowo przeżywałam jego śmierć, sama, desperacko czekając, aż ktoś mi pomoże, wystawi dłoń i wyciągnie z tego cholernego szpitala. Utknęłam w pętli, zupełnie jakby czas się zatrzymał – czułam, jak palce Aidena coraz mocniej zaciskają się na moich nogach. – Wtedy przez dwa tygodnie nie odezwałam się ani słowem. I tak nikt nie chciał ze mną rozmawiać, a nawarstwiające się myśli stworzyły labirynt, z którego nie umiałam się wydostać. Zaczęłam mieć ataki paniki i nie wiedziałam, co się ze mną dzieje. Ze zmęczenia nie byłam nawet w stanie przeczytać treści zadania z podręcznika – pierwsza łza spłynęła mi po policzku.
Jeszcze nigdy się do tego nie przyznałam. Słowa, które wypadały z moich ust, powodowały ból każdego nerwu, każdej komórki i tkanki. Dla kogoś innego mogłoby się to wydawać banalne, ale dla mnie było niczym wejście do ogniska. Płonęło we mnie każde wspomnienie.
Głośno westchnęłam, bo słowa z trudem przechodziły mi przez usta. Widząc moje zdenerwowanie i strach, Aiden złapał moje dłonie i ścisnął, a ja dopiero wtedy zdałam sobie sprawę, jak bardzo były skostniałe.
– Wiedziałam, gdzie mama trzyma leki. Wzięłam nasenne, które brała zaraz po odejściu taty – moje palce splotły się z jego i ściskały je, jakby były tratwą na wzburzonym morzu. – Wysypałam wszystkie na łóżko i brałam jedną po drugiej. Chciałam uciszyć szalejące myśli i zasnąć – nerwowym ruchem starłam łzy płynące po policzkach, lecz na ich miejscu zaraz pojawiły się kolejne. – Gdyby mama nie wróciła wtedy wcześniej… Znalazła mnie w ostatniej chwili. Byłam w takim stanie, że nawet nie pamiętam jej reakcji, ale pamiętam, jak prowokowała wymioty i wiozła mnie do szpitala. Kiedy się obudziłam, lekarz zapytał mnie, dlaczego chciałam się zabić… – mój głos był coraz bardziej nerwowy, a każde słowo urywało się przez dławiący płacz. – Ja nie chciałam… Nie chciałam się zabić. Chciałam tylko to uciszyć i pójść spać. Nie wierzyli mi. Nawet sama sobie nie wierzyłam. Prawie umarłam, a tylko chciałam spać. Chciałam tylko iść spać… – machałam rękami i powtarzałam w kółko jedno zdanie.
Czułam się jak tamtego dnia, gdy myśli nie dawały mi spokoju. Jak obłąkana…
Potrzebuję pomocy…
Aiden przyciągnął mnie do siebie i objął, a jedna z jego dłoni znalazła się na mojej głowie, głaszcząc włosy. Ból, który gromadził się w klatce piersiowej, zacząć się zmniejszać, oddech spowalniał, a serce wracało do właściwego rytmu. Niepewnie chwyciłam jego bluzę i zacisnęłam na niej dłoń. Umysł wciąż obawiał się, że to ostatni raz, kiedy mam szansę go przytulić, dlatego tak rozpaczliwie przyciągałam go do siebie.
– Mama dopilnowała, żeby ta informacja nie znalazła się w mojej dokumentacji. Nie chciała zniszczyć mi przyszłości. Wiedziała, że mogą ją za to pozbawić prawa do wykonywania zawodu. Była przejęta, ale też rozczarowana. Zapytała mnie: „Co tata by sobie pomyślał?” – mówiłam spokojniej, przytulając się do jego ramienia. – Wtedy postanowiłam, że już nigdy jej nie rozczaruję. Zaryzykowała dla mnie swoją ukochaną pracę. Dlatego przystałam na wybór studiów medycznych. Myślałam, że mogę wymazać to wydarzenie ze swojego życia i dalej być idealnym dzieckiem, którego oboje tak pragnęli – odsunęłam się powoli, po czym odgarnęłam kosmyki włosów, które opadły mi na twarz. – Świadomość, że prawie pozbawiłam się życia, prześladowała mnie każdego dnia, gdy udawałam cnotkę, która gardzi narkomanami, podczas gdy sama wylądowałam na ostrym dyżurze po przedawkowaniu leków. Byłeś wobec mnie całkowicie szczery, a ja… przez ten cały czas cię okłamywałam – spuściłam głowę, unikając jego wzroku.
Aiden złapał jednak mój podbródek, abym na niego popatrzyła.
– Cassie… – wyszeptał zachrypniętym głosem. – Spójrz na mnie.
Przymknęłam zmęczone powieki. Byłam przerażona tym, co mogę zobaczyć w jego oczach, bo to właśnie one mówiły najwięcej. Może zaraz to wszystko miało się skończyć. Tutaj, w miejscu, w którym się zaczęło.
– Jakiś czas temu pewna szalona dziewczyna powiedziała mi: „Historia jest przeszłością, za którą nie mogę cię winić”. – Kącik jego ust się uniósł, gdy kciuk ocierał łzę z mojego policzka.
Przed oczami ukazała mi się chwila, w której opowiadał mi o swojej przeszłości. Pamiętałam każde słowo, które wtedy do niego powiedziałam. Nie okłamałeś mnie, tylko jeszcze nie powiedziałeś wszystkiego. Ja też tego nie zrobiłam. Mówiłeś, że każdy ma swoją historię. Historia jest przeszłością, za którą nie mogę cię winić. Jest jak te gwiazdy, pamiętasz? Możemy na nie patrzeć i o nich rozmawiać, ale większości z nich już nie ma.
– Rozumiem, że się bałaś. Też cholernie się bałem, gdy opowiadałem ci o swojej przeszłości. Byłem przerażony, że będziesz się mnie bała, że w twoich oczach stanę się potworem. Rozumiem, że nie chciałaś rozdrapywać ran, wiem, jakie to dla ciebie trudne, ale nie pojmuję, dlaczego mówisz mi to właśnie teraz? Co się zmieniło? To dlatego chciałaś odejść? – zapytał ze smutkiem.
Nie krzyczał, nie odepchnął mnie. W jego oczach nie widziałam złości, tylko iskrę troski. Był moim prywatnym ideałem, wszystkim, o czym marzyłam. Niezmiennie.
Dzięki niemu znikał strach, uspokajały się myśli, wysychały łzy. Był moim lekiem. Przyszedł i wyciągnął mnie z koszmaru.
– Zdałam sobie sprawę, że nierozwiązane sprawy z przeszłości będą niszczyły mi życie. Diego mnie uświadomił. Zmusił Verę, aby wszystko mu powiedziała – spojrzałam na chłopaka, który właśnie przyglądał mi się niepewnie. – Wyjaśnię ci wszystko później. Sporo się wydarzyło, gdy cię nie było – dodałam, wzdychając ciężko. – Ale jest coś jeszcze… Tamta sprawa tylko utwierdziła mnie w przekonaniu, że moje życie nie będzie tylko moje, dopóki nie rozwiążę wszystkich problemów. To nie Diego zabił moją mamę, nie miał z tym nic wspólnego – wydusiłam z siebie, zmęczona.
– On ci tak powiedział? I ty mu uwierzyłaś? Cassie, proszę cię, przecież to manipulant! – uniósł się na wspomnienie o Cabrerze.
Jego nazwisko do końca życia będzie budziło u nas nieprzyjemne emocje.
– Dlaczego miałby kłamać? Tak, to prawda, był manipulantem i śmieciem, ale nie kłamał. Mógł ze szczegółami opisać mi jej śmierć, abym cierpiała jeszcze bardziej, ale tego nie zrobił. Po wszystkim mógł wysłać nam wiadomość, tak jak zawsze. Chciał mnie zranić, ale do tego użył Very i ciebie. Nie miał powodu, by kłamać, Isabella i tak by go zabiła.
– Kim jest Isabella? – zapytał nagle, zmieszany, bo jego mózg pracował na najwyższych obrotach, aby pojąć to, co mówię.
– Taaak… To też będę musiała ci wyjaśnić… – przeciągałam. – Chyba trochę narozrabiałam, gdy cię nie było. – zupełnie nie wiedziałam, jak mu to wszystko wyjaśnić. – W wielkim skrócie: Isabella jest nową właścicielką Divine.
– Zamykają mnie na dwa dni, a ty w tym czasie zaprzyjaźniasz się z właścicielką klubu, do której nikt nie miał dojścia? A do tego pomagasz w wykończeniu najgroźniejszego człowieka w Kalifornii? Chyba mam na ciebie zły wpływ. – otworzył szerzej oczy i pokręcił głową z przerażeniem, ale i lekkim podziwem.
Westchnął ciężko, rozmasowując kark.
– Nie przypisuj sobie wszystkich zasług. Myślę, że to głównie wina Milesa. Gdybyś wiedział, co on zrobił… A Isabella nie jest moją przyjaciółką. W zamian za wskazanie, gdzie przebywa Diego, zagwarantowała ci wolność. A w zasadzie to nam. Ludzie Diega dostaną wybór: będą mogli pracować dla niej albo odejść bez konsekwencji. Według Isabelli nie będą się mścić, bo większość już dawno chciała zmienić stronę.
Aiden przeszywał mnie wzrokiem, lecz był spokojny.
– Dlaczego wróciłaś? – wyszeptał.
Zbliżył twarz do mojej. Mimo chłodu poczułam gorąco rozpływające się po policzkach.
– Chyba zbyt pochopnie podjęłam decyzję. Nie mogłabym tak po prostu odejść. Wiesz, jest szkoła, muszę zdać egzaminy i… – przerwałam, zatrzymując się na jego świdrującym wzroku – …i nie potrafię zrobić tego bez ciebie – wyszeptałam. – Zrozumiałam, co czułeś. Też myślałeś, że tak będzie lepiej.
Jego twarz z każdą sekundą odrobinę się zbliżała. Nie byłam pewna, czy powinnam się odsunąć, czy bez zbędnego czekania wbić się w jego usta.
– Mogę zadać ci pytanie? – powiedziałam. – Czy był taki moment, w którym pomyślałeś, że mógłbyś do tego wrócić? No wiesz, spłacić dług i nie toczyć z nim otwartej walki – zapytałam z dziwnym spokojem.
Temat Diega już mnie tak nie przerażał. Problem, którego panicznie się bałam, wyparował. Została jedynie nasza rozmowa. Nasze wyznania i zrozumienie.
– Nie. Nawet gdybym to zrobił, Diego chciałby więcej. Nie uwolniłbym się od niego. Poza tym wiedziałem, że sobie ciebie nie odpuszczę. Gdy odszedłem, i tak zawsze byłem blisko. Nawet nie zdajesz sobie sprawy, jak byłem zazdrosny, gdy ten pajac się koło ciebie kręcił.
– Dalej się zastanawiam, jak przekonałeś kelnerkę, aby przez przypadek potrąciła Zane’a. Wtedy, gdy oblał się czekoladą – pokręciłam głową.
– To był pomysł Shawna – uniósł ręce w obronnym geście. – Chciałem mieć cię na oku. Przysięgam, że jeśli ten kretyn spróbowałby czegokolwiek, to czekolada na sweterku byłaby jego najmniejszym problemem – pogroził zabawnie palcem, po czym westchnął i wrócił do głównego tematu. – Starałem się zapewnić ci bezpieczeństwo, abyś nie musiała już cierpieć. Chciałem, żeby Diego za wszystko zapłacił. Nie zamierzałem więcej dla niego pracować. Wiedziałem, że byś mi tego nie wybaczyła. Sam bym sobie tego nie wybaczył. Powiedziałem ci kiedyś, że żałuję każdego dolara zarobionego w ten sposób, i przysiągłem, że z tym skończyłem. Nie zmarnuję szansy, jaką dostałem, zacznę od nowa, ale tylko z tobą. Pomogę ci. Od teraz nie będzie między nami żadnych tajemnic. Jeśli będziesz chciała wyjechać, wyjedziemy. Jeśli będziesz chciała zostać, zostaniemy. Razem. Tam, gdzie ty, tam też ja, rozumiesz? – ujął moje policzki i czekał na odpowiedź, której nie byłam w stanie udzielić.
Zmysłowość jego tęczówek, intensywny zapach, ciepły dotyk, bliskość ciała – wszystko było nieprzyzwoicie rozbudzające. Nie do opisania; silne i obłędne.
Dłużej nie wytrzymałam. Wyciągnęłam szyję w jego stronę i pocałowałam popękane wargi. Nie musiałam długo czekać na odwzajemnienie pocałunku. Niemal od razu jego usta naparły na moje. Chciałam to zrobić od momentu, gdy zobaczyłam go leżącego na pomoście. Ten pocałunek był przepełniony ukojeniem i spokojem. Dawał nadzieję.
Chociaż to, co przed nami, miało zmienić wszystko, co znamy. Zmienić nas.
Tam, gdzie ty, tam i ja.
3
Kiedy rozum ustępuje miejsca sercu, a uczucia przewyższają rozsądek, zaczynasz robić wiele głupstw. Nie potrafisz obiektywnie ocenić zagrożenia, tak naprawdę nawet go nie znasz, bo dotychczasowe, do którego przywykłeś, zniknęło.
Myślałam, że źródłem wszystkich moich problemów był Ghost. Jednak w chwili, gdy jego serce przestało bić, zdałam sobie sprawę, że przez cały ten czas żyłam w błędzie. Utknęłam w martwym punkcie, bez żadnej poszlaki, bez dowodów i wskazówek.
– Jesteś zamyślona – stwierdził nagle Aiden. – Co jeszcze chodzi ci po głowie?
– Nie wiem, co dalej – wyznałam, unosząc głowę ku czarnemu niebu. – Wszystko się skomplikowało. Dalej nie wiem, kto i dlaczego zabił mamę. Przecież nie miała wrogów, była szanowaną lekarką. Niczego nie ukradziono, a ktoś wyraźnie czegoś szukał… – mówiłam, ponownie się nakręcając.
Nie potrafiłam połączyć wydarzeń w sensowną całość. Nawet Diego nie pasował mi do tej układanki. Nie założyliśmy odmiennej wersji, bo nie było innych podejrzanych. Utknęliśmy w martwym punkcie. Nie miałam pojęcia, od czego zacząć. Czy zabił ją ktoś obcy? A może wśród nas jest morderca udający przyjaciela?
Coraz mocniej pocierałam dłonie w nerwowym geście. Aiden złapał je i ścisnął na tyle mocno, że przestałam nimi poruszać. Spojrzałam na niego zamglonym wzrokiem. Oczy piekły mnie od wcześniejszych łez i zimnego wiatru.
– Wszystkiego się dowiemy. Obiecałem, że ci pomogę, i dotrzymam słowa.
– Jak? Nie mamy żadnego punktu zaczepienia. Nawet policja nie ustaliła nic konkretnego.
– Bo policja działa legalnie, a do tego nie potrafi rozmawiać z ludźmi, którzy dużo widzą i słyszą. Wszystkim się zajmiemy, ale najpierw odpoczniesz. Daj sobie czas.
Wpatrywałam się w jego łagodny, promienny uśmiech, gdy nagle do naszych uszu dotarły czyjeś głosy.
– O dzięki ci, babciu! Tutaj jesteście! – krzyknął Miles, który biegł w naszą stronę.
Za nim podążali Olivia i Shawn, a z kolejnego samochodu wysiadła reszta paczki.
Zdziwieni, przyglądaliśmy się znajomym biegnącym w naszą stronę. Zeszliśmy z pomostu, bo stara konstrukcja na pewno nie utrzymałaby nas wszystkich, a nie miałam ochoty na kąpiel.
– Skąd wiedzieliście, że tutaj jesteśmy? – Aiden zadał pytanie, na które obydwoje chcieliśmy poznać odpowiedź.
Dyszący Miles próbował coś z siebie wydusić, lecz po przebiegnięciu stu metrów opierał się jedynie o kolana, próbując nabrać powietrza.
Jakim cudem ten człowiek wytrzymuje na naszych treningach?
– Przeszukaliśmy wszystko, co mogliśmy. To Shawn wpadł na pomysł, że któreś z was może być tutaj – mówiła Liv, ciągnąc brata za ramię i pomagając mu przyjąć pionową pozycję.
– I jesteście oboje – dodał po chwili Shawn, a na jego twarzy pojawiła się niewyobrażalna ulga, jakby właśnie ktoś zdjął mu stukilogramową sztangę z piersi.
Nagle zmienił wyraz twarzy pod ciężkim spojrzeniem Aidena. Cała reszta przyglądała się temu, bojąc się zareagować.
Nie no, tego nie przewidziałam. Jeszcze tego brakowało, żeby tych dwóch zaczęło się teraz kłócić.
– Dałeś jej odejść – wypalił nagle Aiden. Jego głos był cichy, lecz stanowczy. Poruszające się na szyi jabłko Adama i uwidaczniające się żyły zwiastowały kataklizm. Szykowałam się do interwencji. Wymieniliśmy z Lewisem szybkie spojrzenie, bo wiedziałam, że sama nie zdołam powstrzymać Aidena, który wolno zbliżał się do przyjaciela. – Gdyby nie ty… – podchodził coraz bliżej, ze wzrokiem wbitym w Shawna, który stał bez ruchu. Nawet nie próbował się cofnąć przed piorunującym wzrokiem kumpla. Nagle Aiden zatrzymał się kilka centymetrów od blondyna i uniósł głowę, napinając przy tym każdy mięsień. – Gdyby nie ty, już dawno bym ją stracił – powiedział spokojnie, po czym przyciągnął Shawna do siebie i przytulił.
Wszyscy odetchnęliśmy z ulgą, a Bauer odwzajemnił uścisk. Myślałam, że runę na ziemię, bo kolana ugięły mi się pod wpływem stresu, a później drugi raz, gdy usłyszałam słowa wypowiedziane przez mojego chłopaka.
Aiden był szczęściarzem, że miał takiego przyjaciela. Mógł liczyć na niego w każdej sytuacji. Nawzajem wyciągali się z kłopotów, chociaż to Aiden był tym, którego bardziej trzeba było pilnować. Gdy dowiedziałam się o ich małym przekręcie i o tym, że Shawn zdradził mu naszą tajemnicę, byłam zła, ale później uświadomiłam sobie, że to właśnie dzięki niemu mogłam poznać prawdziwą twarz Aidena Wooda. Zawsze myślał o innych. Może nawet wiedział więcej niż my sami. Zobaczył w nas podobieństwo, którego sami nie dostrzegaliśmy. Mimo wszystko trzymał się na dystans, abyśmy sami mogli odkrywać kolejne karty, poznawać się, otwierać przed sobą. Był jak nasz anioł stróż.
– To wzruszające… Rozpalmy ognisko! – krzyknął nagle Nate, a wszyscy na niego spojrzeli.
Załamana Vera schowała twarz w dłoniach.
– Powiedz mi, po kim masz takie zajebiste wyczucie czasu? – zapytała ironicznie Liv.
– Mama mówi, że po tacie – odparł z uśmiechem Nate.
– Błagam, nie bierz tego, co bierzesz, albo przynajmniej bierz pół – Parker objął go ramieniem i odwrócił w stronę polany.
Cichy chichot rozniósł się wśród całej ekipy. Kochałam ich docinki, ironię i dystans do siebie. Te elementy były częścią codzienności, do której chciałam wrócić. Ból i tęsknota nie minęły, ale cały świat funkcjonował tak jak wcześniej. Chciałam nauczyć się nowej normalności.
Przynajmniej na chwilę pragnęłam zapomnieć o wszystkim, co nas spotkało. Jak dzieciaki cieszące się życiem siedzieliśmy w kole, a na środku płonęło ognisko. Chłopaki przynieśli drewno z pobliskiego lasku, a dziewczyny podjechały na stację po kilka przekąsek. Dzięki płomieniom nie czułam już zimna, a ciało zaczęło się rozluźniać. Nie przeszkadzał mi nawet dym lecący prosto na mnie.
Po chwili przyszedł czas na wyjaśnienia. Powiedziałam im, co Diego przekazał mi tuż przed śmiercią. Opowiedziałam o umowie z Isabellą. Vera powtórzyła Aidenowi historię z Ghostem i ponownie przeprosiła wszystkich, że działała przeciwko nam, a Miles opowiedział ze szczegółami, jak wybawił ochroniarza z jego kanciapy.
Lewis podał mi butelkę z piwem, którą już miałam chwycić, ale coś sobie przypomniałam.
– Dzięki, nie powinnam – schowałam dłonie w materiał bluzy.
– Jeśli martwisz się o samochód, to możemy go zabrać – powiedziała Sky. – Żadna z nas nie pije, więc damy radę – dodała, spoglądając na dziewczyny, które przytaknęły.
– Nie, nie o to chodzi – zaczęłam, czując na sobie kolejne spojrzenia. Wiedziałam, że jeśli po prostu odmówię, nie będą naciskać. Nigdy tego nie robili, zważywszy na moją słabą głowę i ostatnie… przygody, lecz prawdziwy powód był inny i niewart kłamstw czy tajemnic. Prędzej czy później by się dowiedzieli, a nie chciałam, by pomyśleli, że jestem w ciąży czy coś. – Zrobiłam tatuaż – wypaliłam.
Gałki oczne Milesa omal nie wypadły z jego czaszki, a butelka z piwem, którą trzymał w dłoni, wysunęła się i upadła na piasek.
– Ty? Tatuaż? – Vera spojrzała na mnie spod przymrużonych powiek. – Taki prawdziwy? Igłą? Boże, chyba mi słabo – dramatyzowała, ściskając grzbiet nosa.
– Chcesz mi powiedzieć, że zrobiłaś swój pierwszy tatuaż? Beze mnie?! Czuję się oszukany i rozczarowany, młoda damo. Ile ty masz lat? Fiu-bździu w głowie i tyle! W dupach się poprzewracało! – wykrzykiwał Miles z poważną miną, wyrzucając ręce w powietrze. – I jeszcze piwo przez ciebie wylałem! – odwrócił głowę, oburzony.
– Mój mądry inaczej brat próbował przez to powiedzieć, że nas zaskoczyłaś, ale cieszymy się, że w końcu się odważyłaś – Liv położyła dłoń na ramieniu brata, lecz ten szybko ją strącił i nadal siedział naburmuszony. – Pokazuj to arcydzieło! – zawołała piskliwie i nachyliła się w moją stronę.
Wciąż obrażony Miles zerkał jednym okiem, próbując dostrzec wzór na moim ciele.
– Nie mogę, nie tutaj. Musiałabym się rozebrać – przyłożyłam dłoń do mostka, nie ściągając bluzy z powodu zimna.
– Ja nie mam nic przeciwko – wypalił Lewis z dziwnym uśmiechem, na co siedząca koło niego dziewczyna zamachnęła się i uderzyła go z łokcia w żebra, wyręczając tym samym podenerwowanego Aidena.
Stłumiony jęk Parkera i ironiczny chichot Sky wywołały lekki uśmiech na mojej twarzy.
– Wytatuowałaś sobie cycki?! – wrzasnął nagle Miles, odwracając się w naszym kierunku.
Z obrażonego dziecka przekształcił się w surowego rodzica.
– Czy wytatuowanie cycków boli? – wtrącił Nate, unosząc niepewnie dłoń jak uczeń w szkole.
Po jego słowach Lewis się zaśmiał, przez co ponownie dostał z łokcia od Sky.
– Rozmawialiśmy o tym, kochanie. Zamiast „cycki” możesz użyć słowa „piersi” albo „biust” – poprawiła go Vera, lecz szybko przerwały jej ponowne okrzyki Harrisa.
– Boże, kto cię tak zdemoralizował? Ktoś cię zmusił? To jakiś gang?! Albo sekta! Na pewno sekta!
– Nie wytatuowałam sobie cycków! – podniosłam głos i wstałam ze starej ławeczki.
– Ej, no nie… A ona może mówić „cycki” – zaznaczył Nate, wskazując palcem na mnie.
Mało brakowało, a przypaliłby sobie bluzę, tak nisko się pochylił.
Westchnęłam ciężko, aby uspokoić myśli. Nie sądziłam, że wiadomość o moim niewielkim tatuażu wywoła takie zamieszanie.
– Tatuaż jest na mostku i jest bardzo mały. I nie, nie wstąpiłam do sekty – dodałam, bo Miles już unosił palec wskazujący i zamierzał mi przerwać.
Gdy wszystkie głosy ucichły, usiadłam na swoim miejscu, dalej jednak czułam na sobie czyjś wzrok. Aiden patrzył na mnie nie ze zdziwieniem, tylko z uwielbieniem i miłością.
On wiedział. Zawsze wiedział, co siedziało mi w głowie.
Mały tatuaż na mostku, w tym samym miejscu, w którym on miał swój. Na dodatek zrobiony w tym samym salonie, choć przez przypadek. Wiedział, że fragment mojej skóry należy do niego. Prawda była taka, że cała należałam do niego. Ciepło rozlało się po moim ciele, gdy chwycił moją dłoń, ścisnął i przełożył na swoje udo.
Jak to jest, że tak zamknięty człowiek otworzył się właśnie przede mną? Każdy jego gest, ruch źrenic, każda mała zmarszczka na policzku – wszystko było jak najpiękniejszy dar.
Patrzył na mnie tylko przez chwilę, kilka sekund. Nikt inny tego nie zauważył. Wiedziałam, że każdy jego ruch jest przeznaczony dla mnie. Po chwili jakby nigdy nic wrócił do rozmowy z innymi, wciąż trzymając moją dłoń.
– Jak dzieci… Zostawić was samych na dwa dni… – westchnął. – To, że jestem od was rok starszy, nie znaczy, że będę za was odpowiadał.
– Hej, ode mnie dwa. Nie dodawaj kobiecie lat – Olivia odgarnęła swoje blond włosy.
– Komu? – Miles zaśmiał się zwycięsko, ale szybko tego pożałował, bo siedząca koło niego Sky jego również walnęła łokciem.
Jak tak dalej pójdzie, po dzisiejszej nocy pewnie nie pozbędzie się siniaków do sylwestra.
– Jeśli on kiedyś zniknie w niewyjaśnionych okolicznościach, błagam, przynieście mi kosmetyczkę do więzienia – dodała Liv, patrząc na brata.
– Właśnie, stary, dlaczego cię podejrzewali? – Lewis skierował pytanie do Aidena.
– Podobno znaleźli wiadomości w telefonie i jakieś dowody w miejscu, w którym miałeś się spotkać z Maddie – rzucił Shawn.
Aiden puścił moją dłoń, a ja natychmiast poczułam chłód. Z każdą sekundą jego uśmiech malał. Nie pokazywał tego, ale w środku był rozbity. Nigdy nie lubiłam Maddie, ufałam Aidenowi i wiedziałam, że nic go już z nią nie łączyło, lecz wieść o jej śmierci była dla niego ciosem. Znali się, przyjaźnili. Nawet jeśli minęło sporo czasu, kiedyś była mu bliska. Pewnie obwiniał się też za jej śmierć.
– Tego wieczoru, kiedy przyjechaliśmy z Divine, dostałem wiadomość – Aiden zrobił pauzę i spojrzał na mnie kątem oka. To wtedy chciałam się pozbyć bólu. – Była dość dziwna, ale wtedy o tym nie myślałem. Ktoś napisał, że może mi pomóc się pozbyć Ghosta. Pojechałem pod wskazany adres i spotkałem Maddie.
Zapraszamy do zakupu pełnej wersji książki
Zapraszamy do zakupu pełnej wersji książki