Co się stało w 1025 roku? - Przemysław Urbańczyk - ebook + książka

Co się stało w 1025 roku? ebook

Przemysław Urbańczyk

0,0
14,99 zł
Najniższa cena z 30 dni przed obniżką: 14,99 zł

Ten tytuł znajduje się w Katalogu Klubowym.

Zbieraj punkty w Klubie Mola Książkowego i kupuj ebooki, audiobooki oraz książki papierowe do 50% taniej.

Dowiedz się więcej.
Opis

Rok, który zmienił wszystko. Korona, władza, dziedzictwo

Czas na uświetnienie tysięcznej rocznicy pierwszej koronacji królewskiej

Rok 1025 to kluczowy moment polskiej historii. Odbyła się pierwsza koronacja królewska, która ugruntowała obecność Polski na mapie Europy i na zawsze zapisała się w zbiorowej pamięci.

Profesor Przemysław Urbańczyk, prezentując opowieść o Bolesławie Chrobrym na tle szerokiej panoramy wydarzeń – od osłabienia Cesarstwa Zachodniego po kryzys Bizancjum – pozwala czytelnikowi spojrzeć na koronację w kontekście wielkich zmian, jakie zachodziły w Europie. Jaką rolę odegrał w tym wszystkim Bolesław? Czy jego sukces przetrwał próbę czasu?

Co się stało w 1025 roku? to nie tylko fascynujące opracowanie historyczne, ale także zaproszenie do refleksji nad dziedzictwem, które wciąż kształtuje nasze wyobrażenie o początkach polskiej państwowości.

Co się stało w 1025 roku? to trzeci tom serii – po książkach Co się stało w 966 roku? (2016) i Co się stało w 1018 roku? (2018) – w której autor, prof. Przemysław Urbańczyk, koncentruje się na pojedynczych latach z wczesnej historii Polski, latach szczególnie znaczących dla naszych dziejów.

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)

Liczba stron: 102

Oceny
0,0
0
0
0
0
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.



Przemysław Urbańczyk Co się stało w 1025 roku? ISBN Copyright © by Przemysław Urbańczyk, 2025All rights reserved Redakcja Marta Dobrecka Projekt okładki i stron tytułowych Agnieszka Herman Wydanie 1 Zysk i S-ka Wydawnictwo ul. Wielka 10, 61-774 Poznań tel. 61 853 27 51, 61 853 27 67 dział handlowy, tel./faks 61 855 06 [email protected] Wszelkie prawa zastrzeżone. Niniejszy plik jest objęty ochroną prawa autorskiego i zabezpieczony znakiem wodnym (watermark). Uzyskany dostęp upoważnia wyłącznie do prywatnego użytku. Rozpowszechnianie całości lub fragmentu niniejszej publikacji w jakiejkolwiek postaci bez zgody właściciela praw jest zabronione. Konwersję do wersji elektronicznej wykonano w Zysk i S-ka Wydawnictwo.

Wstęp

Gdyby nie niespodziewane nałożenie na głowę Bolesława Chrobrego korony królewskiej, rok 1025 nie zapisałby się tak silnie w polskiej pamięci zbiorowej. To właśnie ta pierwsza koronacja, która podniosła państwo wczesnopiastowskie do prestiżowego statusu królestwa, sprawiła, że jest to jedna z najbardziej rozpoznawalnych dat w historii Polski.

Był to bowiem nie tylko wielki sukces polityczny, lecz także geopolityczny, osiągnięty po ćwierćwieczu długich starań wypełnionym nieziszczonymi nadziejami i gorzkimi rozczarowaniami. Ten sukces przyszedł niemal w ostatnim momencie przed śmiercią wielkiego władcy, który już wcześniej zapewnił sobie pozycję hegemona w Europie Środkowo-Wschodniej, ale długo nie mógł tego zdyskontować królewską koroną. Wprowadzała go ona wreszcie do grona władców o statusie najwyższym po cesarskim, ale długo się tym awansem geopolitycznym nie nacieszył, bo zmarł wkrótce po swojej koronacji.

Był to rok obfitujący w wydarzenia ważne w skali kontynentalnej, do których trzeba zaliczyć przede wszystkim zmiany na szczytach obu cesarstw. W zachodnim imperium, po bezpotomnej śmierci Henryka II (1002-1024), swoją zdobytą rok wcześniej władzę z trudem umacniał założyciel nowej dynastii salickiej Konrad II (1024-1039). Osłabiło to na niemal dwa lata zewnętrzną aktywność cesarstwa zajętego w tym czasie wewnętrznymi problemami z zaprowadzeniem porządku politycznego.

We wschodnim imperium, po rekordowo długich rządach długowiecznego Bazylego II Bułgarobójcy (976-1025), samodzielną władzę w Konstantynopolu objął na krótko jego młodszy brat Konstantyn VIII Porfirogeneta, który już wcześniej formalnie był współcesarzem, ale do rządów energicznego brata się nie wtrącał. Jego krótkie samodzielne rządy nie zapisały się sukcesami i Bizancjum pogrążyło się w marazmie.

Taki, przypadkowo wręcz kontynentalny, kontekst śmierci Bolesława, który swoiście pilnował „porządku” w przestrzeni międzyimperialnej, rysuje obraz wielkiej niepewności, jaka musiała zapanować odnośnie do rozwoju sytuacji na przeważającym obszarze Europy. Każda zmiana na szczycie władzy zawsze oznaczała bowiem jakieś zmiany w polityce wewnętrznej i w strategii geopolitycznej danego państwa, a nagłe odejście wielkich władców mogło zapowiadać wielkie zmiany.

Musieli się do nich przystosować ważni gracze na scenach krajowych, którzy chcieli utrzymać swoją pozycję w lokalnej hierarchii, jak też wielcy aktorzy ze sceny międzynarodowej, którzy chcieli podtrzymać lub zmienić dotychczasowy układ sił, w którym każde państwo próbowało zająć jak najwyższą pozycję. Przekładało się to na status władców, z którymi owe państwa jednoosobowo utożsamiano. Ci „mniejsi” albo czekali w napięciu na to, co zrobią ci „więksi”, albo, jak Bolesław Chrobry, wykorzystywali czas osłabienia ich aktywności do realizacji własnych celów.

Każda zmiana na tronie skutkowała zamieszaniem okołosukcesyjnym, które nowi władcy musieli spacyfikować, aby móc skutecznie rządzić. To okresowe skupienie na sprawach wewnętrznych zmniejszało ich skłonność do wchodzenia w nowe konflikty zewnętrzne i kontynuowania starych, co skutkowało chwilową redukcją napięć geopolitycznych i obniżało skłonność do ich siłowego rozwiązywania. Był to więc dla wszystkich czas adaptacji do nowej sytuacji i przygotowywania się do nowych wyzwań.

W państwie piastowskim zmiana na tronie przeszła chyba bezkonfliktowo, bo Bolesław już od dawna przygotowywał swojego średniego syna do roli przyszłego monarchy. Dobrze przyuczony do roli władcy Mieszko II Lambert przez jakiś czas skutecznie kontynuował zaprowadzone przez swego ojca rządy silnej ręki. Jednak ambicje jego dwóch braci (starszego Bezprima i młodszego Ottona), których roszczenia ochoczo wsparli sąsiedzi Polski, doprowadziły po kilku latach do likwidacji jednolitego królestwa, a następnie do długotrwałego chaosu, w trakcie którego ujawniły się podskórne dotąd sentymenty wręcz antychrześcijańskie. Bunt obrócił się przeciw Kościołowi, który wyraźnie był traktowany jako część opresyjnego systemu polityczno-administracyjnego. Przy tej okazji ujawniła się płytkość zakorzenienia się chrześcijaństwa, któremu przeciwstawiono odwołania do obecnej wciąż nostalgii (neo)pogańskiej.

Tak więc wielki sukces polityczny dynastii piastowskiej, jakim była koronacja z roku 1025, okazał się równocześnie zalążkiem procesów destrukcyjnych. Boleśnie ujawniły się one po śmierci Chrobrego, który długo utrzymywał porządek, jak się okazało — powierzchowny, bo oparty na jego osobistym autorytecie. Obnażyły one strukturalną słabość państwa, którego stabilność zapewniała głównie siła wielkiego władcy oraz jego szczęśliwa ręka i charyzma, których widać nie odziedziczył jego syn wyznaczony na następcę tronu.

Chyba nie ma polskiego mediewisty, który choć raz nie odniósł się do Bolesława Chrobrego, bo też jego wpływ na nasze najwcześniejsze dzieje był ogromny we wszystkich sferach rzeczywistości — polityczno-militarnej, społeczno-gospodarczej i kulturowo-religijnej. Niektórzy pokusili się też o syntetyczne prezentacje całości jego długich rządów, obok których trudno przejść obojętnie: Karol Szajnocha (1849), Stanisław Zakrzewski (1925), Andrzej Feliks Grabski (1964), Jerzy Strzelczyk (1999) i Przemysław Urbańczyk (2017).

Tak liczna i fachowa literatura, w której nie brakuje też mojego wkładu, sprawia, że nie ma powodu, aby tutaj przypominać jego barwny życiorys, poza długą historią starań Bolesława o koronę królewską (rozdz. 1) oraz faktami niezbędnymi do zrozumienia okoliczności, w jakich nastąpiła jego koronacja, tj. sytuacji bezpośrednio ją poprzedzającej (rozdz. 2), ale też i do zarysowania dalszego ciągu wydarzeń (rozdz. 4).

*

Ta książka jest kolejnym pokłosiem nietypowego pomysłu, żeby zamiast kreślenia tak niegdyś popularnych wielkich narracji historycznych skoncentrować uwagę na pojedynczych latach z wczesnej historii Polski. Chodzi o lata szczególnie znaczące dla naszych dziejów — takie, które powinno się pamiętać od czasów szkolnych. Na ogół popularna wiedza o tamtych czasach ogranicza się do jednego pamiętnego faktu — na przykład 966 rok to chrzest Mieszka I, 1000 rok — Zjazd Gnieźnieński, 1018 rok — zdobycie Kijowa przez Bolesława Chrobrego, 1025 rok — królewska koronacja Bolesława Chrobrego.

Wydawnictwo Zysk i S-ka od razu podchwyciło ten ryzykowny w swojej niecodzienności pomysł, obiecując publikowanie takich „jednorocznych” spojrzeń na naszą narodową przeszłość. Niniejsza książka jest już trzecim tomem z tej serii — po książkach Co się stało w 966 roku? (2016) i Co się stało w 1018 roku? (2018). Teraz przyszedł czas na uświetnienie tysięcznej rocznicy naszej pierwszej koronacji królewskiej, która ugruntowała obecność Polski na mapie Europy. Tak jak dwie poprzednie książki ta również odpowiada nie tylko na pytanie: „Co się stało w 1025 roku?”, ale też zarysowuje szerszą perspektywę europejską wydarzeń, które ten rok bezpośrednio poprzedziły, i tych, które nastąpiły po nim.

Będzie to mój wkład w obchody tysiąclecia przekształcenia wczesnopiastowskiego państwa w królestwo. Sto lat temu II Rzeczpospolita uczciła dziewięćsetną rocznicę koronacji Chrobrego pięknymi złotymi monetami (ryc. 1). Później też nie brakowało pomysłów na upamiętnienie wielkiego władcy (ryc. 2; por. też ryc. 16). A rok 2025 na pewno przyniesie wiele stosownych działań.

Rycina 1. Złota moneta jubileuszowa wybita w 1925 roku

fot. wcn.pl

Rycina 2. Srebrna dwustuzłotówka wybita w 1980 roku

fot. numizmatyczny.com

 Zapraszamy do zakupu pełnej wersji książki

1. Bardzo długa droga do koronacji

Dla nikogo, kto tysiąc lat temu obserwował Europę Środkowo-Wschodnią, zdobycie królewskiej korony w 1025 roku pewnie nie było zaskoczeniem. Poprzedził je przecież długi ciąg starań Bolesława, który od wczesnych lat swoich rządów czuł, że zasługuje na formalne wywyższenie spośród grona władców, którzy na początku drugiego tysiąclecia funkcjonowali w tej części kontynentu. Polscy Piastowie, czescy Przemyślidzi, węgierscy Arpadowie, chorwaccy Trpimirowicze i weneccy Orseolowie ze zmiennym szczęściem utrzymywali swoją względną niezależność w przestrzeni międzyimperialnej.

Konkurowali między sobą i układali się przede wszystkim z potężnym cesarstwem niemiecko-italskim, którego władcy, z niezwykłym wyjątkiem krótkich samodzielnych rządów cesarza Ottona III (985-1002), prowadzili typowo imperialną strategię hegemonistyczną w stosunku do swoich wschodnich sąsiadów. Podstawą sukcesu była umiejętność lawirowania w tym układzie sojuszów, którego dynamika utrudniała realizowanie stabilnej strategii geopolitycznej.

Ta zmienność nieraz zaskakiwała Chrobrego, który potrafił jednak sprawnie rozwiązywać pojawiające się problemy, adaptując się do nowych sytuacji. Jednak pomimo starań nie potrafił przez długi czas pozyskać korony królewskiej. Chociaż kilka razy wydawało się, że był już blisko zrealizowania tego marzenia, to wciąż musiał odkładać je na przyszłość. Ciąg tych bardziej lub mniej intensywnych zabiegów można podzielić na cztery etapy (1000-1004, 1013, 1018 i wreszcie 1025), poprzedzielane okresami, kiedy nie widać żadnych działań, które miałyby związek ze staraniami o koronę.

Lata 1000-1004

Chrobry od początku swoich rządów zdobył sobie wysoki status geopolityczny, najpierw wykazując determinację w zapewnieniu sobie jedynowładztwa po śmierci Mieszka I w maju 992 roku, a potem wykorzystując wyjątkowo sprzyjający rozwój strategii geopolitycznej cesarstwa niemiecko-italskiego. Czynnikiem mu pomocnym była przede wszystkim ogromna przychylność młodego cesarza reformatora Ottona III (983-1002). Zarówno regencja jego bizantyńskiej matki Teofano w czasie jego małoletniości, jak i jego samodzielne rządy objęte w 995 roku wyznaczyły zaskakująco nowy trend w stosunkach ze wschodnimi sąsiadami cesarstwa.

Z naszego punktu widzenia kulminacyjny punkt tej polityki nastąpił w marcu 1000 roku, kiedy odbył się tzw. Zjazd Gnieźnieński. Wtedy Otto III „z senatem rzymskim, biskupami i duchowieństwem” (Translatio ss. Abundii et Abundantii) przyjechał do Polski z wizytą bezprecedensową, bo pokojową (Urbańczyk 2022)*. Wiedziony wyrzutami sumienia z powodu pośredniego przyczynienia się do tragicznej śmierci w 997 roku praskiego biskupa Wojciecha-Adalberta (Urbańczyk 2021), cesarz postanowił złożyć osobisty hołd pamięci świętego męczennika. Wyruszył w tym celu z Rzymu do miejsca pochowania jego szczątków, tj. do Gniezna, któremu nadał wówczas status stolicy archidiecezjalnej.

Tam miał wykonać gest barwnie opisany po ponad stu latach w Kronice, która choć była polska, to napisał ją przecież nieznany nam bliżej cudzoziemiec, którego mimo wielości hipotez odnośnie do jego pochodzenia** nazywamy tradycyjnie Anonimem Gallem:

Zważywszy jego chwałę, potęgę i bogactwo, cesarz rzymski zawołał w podziwie: „Na koronę mego cesarstwa! To, co widzę, większe jest, niż wieść głosiła!” I za radą swych magnatów dodał wobec wszystkich: „Nie godzi się tak wielkiego męża, jakby jednego spośród dostojników, księciem nazywać lub hrabią, lecz [wypada] chlubnie wynieść go na tron królewski i uwieńczyć koroną”. A zdjąwszy z głowy swej diadem cesarski, włożył go na głowę Bolesława na [zadatek] przymierza i przyjaźni, i za chorągiew tryumfalną dał mu w darze gwóźdź z krzyża Pańskiego wraz z włócznią św. Maurycego […]. Bolesław więc, chlubnie wyniesiony [został] na królewski tron przez cesarza […] (Gall I,6).

Jeśli uwierzymy Gallowi, że wtedy Otto III faktycznie również „przekazał na rzecz jego i jego następców w zakresie godności kościelnych to, co należało do władzy państwowej”, a więc nadał mu prawo wyznaczania biskupów, to trzeba uznać, że cesarz w praktyce uznał suwerenność polityczną Bolesława. Zgodnie bowiem z dekretem papieża Jana X z 921 roku tylko królowie mogli udzielać biskupom inwestytury, czyli akceptacji ich kandydatury do zwierzchnictwa diecezjalnego. Byłby to więc przywilej iście królewski.

Owe, nigdzie indziej niepotwierdzone informacje zawarte w kronikarskiej opowiastce Galla i konsekwentne w całej jego Kronice tytułowanie Bolesława królem, zostały później bezkrytycznie zaakceptowane i weszły na stulecia do kanonu polskiej historiografii i mitologii narodowej.

To przekonanie znalazło wyraz w artystycznej wizji Jana Matejki z 1889 roku (ryc. 3). Ten „projekt” do namalowania właściwego obrazu przedstawia wyobrażony sobie przez malarza moment wspólnego nakładania Bolesławowi korony przez cesarza Ottona III i przez Radima-Gaudentego, który był pierwszym arcybiskupem gnieźnieńskim. Książę klęczy przed trumną z relikwiami św. Wojciecha, ubrany w niepasującą do tego czasu zbroję łuskową, dzierżąc gwóźdź z krzyża Jezusa i włócznię św. Maurycego, która przecież nie była insygnium koronacyjnym. Błędną datę 1001 roku Matejko podał za Janem Długoszem, który napisał w swojej monumentalnej Kronice, że to w tym roku „Cesarz Otto III, widząc wspaniałomyślność i bogactwo księcia polskiego Bolesława, koronuje go na króla i ozdabia swoim diademem […]”.

Jak to często bywało w historycznych wizjach Jana Matejki, obraz zaludniony jest wieloma postaciami historycznymi, których nie tylko nie było w Gnieźnie, ale wręcz nigdy się nie spotkały. Wytworem wyobraźni artysty są zarówno stroje, jak i wygląd miejsca tej uroczystości, czyli katedry gnieźnieńskiej, która jeszcze wtedy nie istniała, nie mówiąc o tym, że nie mogła wyglądać tak, jak ją przedstawiono.

Współcześnie też niektórzy z polskich historyków z całą powagą wykorzystują Gallowy opis Zjazdu Gnieźnieńskiego jako argument na rzecz hipotezy, że to już w 1000 roku w Gnieźnie nastąpiła koronacja Bolesława Chrobrego — może nie całkiem formalna, ale przecież faktyczna (np. Wasilewski 2000; Fried 1989/2000, rozdz. III.3; Pleszczyński 2008, s. 133 i 137; Skibiński 2016, s. 17).

Rycina 3. Jan Matejko, Koronacja pierwszego króla R.P. 1001

fot. Cyfrowe Muzeum Narodowe w Warszawie

Poważnych wątpliwości odnośnie do koronacyjnej nadinterpretacji Kroniki Galla nie zmienia wzmianka francuskiego komentatora Ademara z Chabannes (III, rozdz. 31), który kilkanaście lat po opisywanych wydarzeniach zanotował fantastyczną informację, że Otto III podarował „królowi Bolesławowi” złoty tron wydobyty z grobowca Karola Wielkiego w Akwizgranie (Aachen / Aix-la-Chapelle). Niestety, autor tej atrakcyjnej w swojej niezwykłości wzmianki jest bardzo mało wiarygodny jako notoryczny konfabulator, kłamca, a nawet fałszerz dokumentów.

Niektórzy polscy historycy poszli jeszcze dalej od zwolenników samej koronacji królewskiej, bo entuzjastycznie uznali, że wręczenie Chrobremu w Gnieźnie kopii świętej włóczni cesarskiej oznaczało przekazanie mu „obowiązków, które ciążyły na cesarzu, i wyposażenie władcy polskiego w narzędzie pozwalające mu na ich wypełnianie” (Sochacki 2003, s. 62; por. też Kętrzyński 1898, s. 30; Wojciechowski 1948, s. 378; 1949, s. 46 i n.; Pleszczyński 2008, s. 137). W ówczesnej rzeczywistości dar ten nie miał jednak związku z koronacją, ponieważ „świętej włóczni” nie używano w obrzędach koronacyjnych w Rzeszy.

Pomijając ten produkt nieokiełznanej fantazji historiograficznej, trzeba jednak przyznać, że darowując Bolesławowi kopię włóczni św. Maurycego, czyli patrona Świętego Cesarstwa Rzymskiego, Otto III demonstracyjnie wyniósł go ponad wszystkich swoich współpracowników i sojuszników. Od czasów Karola Wielkiego ta włócznia była przecież symbolem legitymizacji władzy nadawanej przez Boga. Była więc uroczyście noszona przed zachodnimi cesarzami, stając się jednym z najważniejszych symboli ich władzy, której nadawała sakralny charakter. Jej posiadanie miało też przysparzać mocy pokonywania wrogów. Toteż towarzyszyła zachodniofrankijskim / niemieckim królom i cesarzom w trakcie ich wypraw wojennych. Nie wchodziła jednak w skład regaliów koronacyjnych.

Wręczenie Bolesławowi specjalnie dla niego wykonanej kopii tej włóczni było istotnie powierzeniem mu części sakralnej mocy oryginału i publiczną demonstracją uznania suwerenności polskiego władcy. Wydaje się więc, że ten wysoce symboliczny, a co najważniejsze — materialnie weryfikowalny — gest był o wiele ważniejszy niż rzekome włożenie księciu na głowę cesarskiego diademu, co mogło być tylko niefrasobliwym żartem biesiadnym. Szczęśliwym zbiegiem okoliczności ta włócznia zachowała się do dzisiaj w krakowskim skarbcu katedralnym. Jest więc najstarszym i jednym z najbardziej rozpoznawalnych polskich zabytków***, budząc od dawna zainteresowanie badaczy i artystów (ryc. 4).

Jeżeli nawet weźmiemy za dobrą monetę opowieść Anonima Galla o „koronacyjnym” geście cesarza Ottona III, to i tak możemy uznać, że w Gnieźnie doszło najwyżej do „wyrażenia symbolicznej zgody [cesarza] na koronację” (Labuda 1992, s. 29). W rzeczywistości bowiem wieloetapowy przecież proces, obejmujący papieską akceptację królewskiego namaszczenia, dokonywanego przez arcybiskupa z udziałem dwóch biskupów, i nałożenia poświęconej w Rzymie korony, nie został formalnie dokończony ani w roku 1000, ani w kolejnych latach, mimo że powtarzały się kolejne do tego przymiarki. Przyczyną niedokończenia gnieźnieńskiej koronacji Chrobrego mógł być bunt Rzymian przeciw Ottonowi III i jego bliskiemu współpracownikowi, francuskiemu papieżowi reformatorowi Sylwestrowi II (999-1003) oraz nagła śmierć cesarza w styczniu 1002 roku.

Rycina 4. Leon Wyczółkowski, Miecz koronacyjny Augusta III, włócznia św. Maurycego i miecz Zygmunta Augusta

fot. Cyfrowe Muzeum Narodowe w Warszawie

Ta niespełniona nadzieja na podwyższenie swojego statusu nie mogła nie spowodować frustracji Bolesława zawiedzionego w swojej politycznej ambicji, rozbudzonej przez sam bezprecedensowy zaszczyt goszczenia najważniejszego władcy Europy łacińskiej. Jego rozczarowanie musiało się pogłębić, kiedy zaledwie kilka miesięcy później (na przełomie lat 1000/1001) władca sąsiednich Węgier Stefan I Wielki (997-1038) dostąpił przecież koronacji, dokonanej za zgodą papieża Sylwestra II. Nie słychać wtedy żadnych protestów w cesarstwie. Pewnie dlatego, że węgierski władca był ożeniony z Gizelą Bawarską — członkinią królewsko-cesarskiego klanu Ludolfingów.

Nie wiemy, co uzasadniało tak różne potraktowanie dwóch władców o porównywalnym statusie. W polskiej historiografii pojawiało się nawet podejrzenie, że Stefan podstępnie przejął koronę przeznaczoną pierwotnie dla Chrobrego i wiezioną już przez jego posłów z Rzymu do Polski. Tę patriotyczną legendę wymyślono zapewne, żeby propagandowo przykryć sukces Węgrów. Zakwestionowanie etycznych korzeni wywyższenia Stefana łagodziło piastowskie kompleksy, tłumacząc, dlaczego Chrobry był dopiero drugi wśród władców środkowoeuropejskich, którzy zrealizowali swoje marzenia o królewskiej koronie.

Z punktu widzenia zabytkoznawstwa ten spór polsko-węgierski o przechowywaną dziś w Budapeszcie w siedzibie węgierskiego Parlamentu tzw. koronę św. Stefana (ryc. 5) jest bezprzedmiotowy, bowiem została ona wykonana dopiero w drugiej połowie XI wieku. Legendą jest więc jej rzekome użycie w trakcie koronacji Stefana w 1000/1001 roku. Fikcją historiograficzną jest także jej rzekomy związek z niedoszłą koronacją Bolesława Chrobrego.

Rycina 5. Tak zwana korona św. Stefana

fot. Wikimedia Commons

Jakkolwiek by było, już sama bezprecedensowa, bo „przyjacielska” wizyta cesarska oraz przywiezione przez niego bogate dary (na przykład złote tablice ołtarzowe), wykonane tam ważne symbolicznie gesty (na przykład powierzenie kopii włóczni św. Maurycego) i podjęte decyzje (na przykład ustanowienie polskiej prowincji kościelnej) niewątpliwie znakomicie podniosły status geopolityczny prowincjonalnego wszak księcia piastowskiego. Dały mu bowiem co najmniej poczucie równości z elitami cesarstwa, a nawet powody do wywyższania się ponad licznych książąt i hrabiów Rzeszy. Żaden z nich nie mógł się przecież pochwalić posiadaniem oficjalnej kopii świętej włóczni — najważniejszego insygnium sakralnej władzy cesarskiej. Co najwyżej mogli dostąpić udzielonego im łaskawie zaszczytu chwilowego „potrzymania” oryginału w trakcie ważnych uroczystości.

 Zapraszamy do zakupu pełnej wersji książki

* O niezwykłości tej wizyty świadczy to, że następny pokojowy (bo wojennych było wiele) przyjazd do Polski głowy państwa niemieckiego nastąpił dopiero 990 (!) lat później, kiedy to oficjalną wizytę złożył prezydent Republiki Federalnej Niemiec Richard von Weizsäcker (1984-1994).

** Wyniki najnowszych badań prof. Tomasza Jasińskiego sugerują, że Gall przyjechał do Polski z Chorwacji.

*** Pewną konkurencję dla niej może stanowić tzw. miecz św. Piotra przechowywany w poznańskim Muzeum Archidiecezjalnym. Według Jana Długosza miał to być dar papieża dla pierwszego polskiego biskupa Jordana, który przyjechał do Polski w 968 roku. Wiek tego miecza, czy też raczej tasaka bojowego, jest jednak wciąż przedmiotem kontrowersji naukowych (por. Wetesko 2011, s. 37-38; Pudelska 2011).