Co się stało w 1018 roku? - Przemysław Urbańczyk - ebook + książka

Co się stało w 1018 roku? ebook

Przemysław Urbańczyk

4,2

Opis

Rok 1018. Dla państwa piastowskiego i dla jego władcy to czas brzemienny w skutki. To rok sukcesów wieńczących długotrwałą walkę Bolesława Chrobrego o zdobycie dominującej pozycji w Europie Środkowo-Wschodniej i o międzynarodowe uznanie statusu gracza o formacie niemal kontynentalnym. Syn Mieszka rządził bowiem z rozmachem, jakiego nie miał nikt przed nim – ani nikt po nim.

Bolesław Chrobry był niewątpliwie „lwem ryczącym” (jak go nazwał Thietmar), którego ryk odbijał się złowrogim echem w sąsiednich państwach, a w 1018 roku dotarł nawet odległym pomrukiem aż do Konstantynopola.

Autor

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 134

Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
Oceny
4,2 (35 ocen)
17
10
7
1
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.
Sortuj według:
AndrzejZadroga

Nie oderwiesz się od lektury

W bardzo ciekawy i zwięzły sposób przedstawienie wydarzenia z Budziszyna i wydarzeń z panowania Bolesława Chrobrego
00

Popularność




Przemysław Urbańczyk Co się stało w 1018 roku? ISBN Copyright © by Przemysław Urbańczyk, 2018All rights reserved Redakcja Karolina Kaczorowska Projekt okładki i stron tytułowych Agnieszka Herman Na okładce wykorzystano fragment obrazu Jana Matejki pt. Bolesław Chrobry ze Świętopełkiem przy Złotej Bramie w Kijowie Wydanie 1 Zysk i S-ka Wydawnictwo ul. Wielka 10, 61-774 Poznań tel. 61 853 27 51, 61 853 27 67 faks 61 852 63 26 dział handlowy, tel./faks 61 855 06 [email protected] Wszelkie prawa zastrzeżone. Niniejszy plik jest objęty ochroną prawa autorskiego i zabezpieczony znakiem wodnym (watermark). Uzyskany dostęp upoważnia wyłącznie do prywatnego użytku. Rozpowszechnianie całości lub fragmentu niniejszej publikacji w jakiejkolwiek postaci bez zgody właściciela praw jest zabronione. Konwersję do wersji elektronicznej wykonano w Zysk i S-ka Wydawnictwo.

Wstęp

Obchody początku II Rzeczypospolitej, czyli stulecia odzyskania niepodległości, zdominowały refleksję historyczną w 2018 roku, spychając na margines wspomnienia o innych ważnych rocznicach. Jedną z nich jest tysiąclecie największych sukcesów Bolesława Chrobrego, któremu udawało się prawie wszystko, ale najbardziej udał mu się rok 1018.

Był to rok sukcesów wieńczących jego długą walkę o zdobycie dominującej pozycji w Europie Środkowo-Wschodniej i o międzynarodowe uznanie swojego statusu gracza o formacie niemal kontynentalnym. Zdołał wówczas zapełnić niszę polityczną dzielącą dwa cesarstwa — wschodnie (bizantyńskie) i zachodnie (niemieckie, czy też raczej wschodniofrankijskie). I nie omieszkał poinformować o tym obu cesarzy — Bazylego II i Henryka II, do których wysłał z Kijowa stosowne poselstwa.

Sława, którą zyskał za życia, wciąż rosła w Polsce po jego śmierci. Jego niemal legendarna reputacja była odpowiedzią na ciąg kryzysowych sytuacji, które dotykały państwo piastowskie. Rodziły one tęsknotę za dawnymi, lepszymi czasami uosabianymi przez wielkiego władcę. Rosła więc jego legenda monarchy reprezentującego wszystkie przymioty, które powinny cechować władcę idealnego. Miał być modelowym przywódcą, stawianym jego następcom za coraz bardziej niedościgły wzór. Stawał się stopniowo mitem stworzonym z faktów, które bezkrytycznie rozbudowywano, i z wytworów czystej wyobraźni wczesnych opowiadaczy dydaktycznej wersji historii państwa polskiego. Jego legendę szczególnie wzmacniały osiągnięcia 1018 roku.

Większość tego, co wiemy o jego ówczesnych sukcesach, zawdzięczamy „małemu człowieczkowi o zniekształconej szczęce oraz takimże lewym policzku” i oszpeconemu „złamanym w dzieciństwie nosem”. Ten „nędznik, popędliwy bardzo i nieskory do dobrego, zazdrośnik, szydzący z drugich […] żarłok i kłamca, chciwiec i oszczerca” to — jak widać bardzo autokrytyczny — biskup merseburski Thietmar (IV, 75), który przez kilkanaście lat spisywał monumentalną kronikę królewsko-cesarskiej dynastii Ludolfingów. To na tym dziele w znacznym stopniu opieramy naszą wiedzę o wydarzeniach z przełomu pierwszego i drugiego tysiąclecia naszej ery w Europie Środkowo-Wschodniej i o najwcześniejszych dziejach państwa piastowskiego, które było ważnym elementem regionalnej sceny geopolitycznej, wchodząc z cesarstwem na przemian w sojusze i mniej lub bardziej otwarte konflikty.

Ogrom zgromadzonych przez siebie informacji czasem przytłaczał biskupa Thietmara. Widać, że gubił się w nich lub też zawodziła go własna pamięć. Dotyczyło to nawet jego osobistych spraw. Jest to szczególnie widoczne w VIII i ostatniej księdze jego dzieła, którą pisał właśnie w 1018 roku. O ile można zrozumieć, że pomylił się tam o trzy dni, obliczając równą dekadę od swojej własnej konsekracji na biskupa Merseburga (Thietmar VI, 40 i VIII, 15), o tyle dziwne jest, że nie pamiętał, ile lat minęło od daty jego urodzin. Pod koniec życia napisał przecież, że rok 1018 „jest czterdziestym pierwszym od mego urodzenia lub mało co więcej” (VIII, 15), chociaż wcześniej podał dokładną datę swoich urodzin, tj. 25 lipca 975 roku (III, 6). Trudno mu się jednak dziwić, bo w ówczesnych czasach jako czterdziestotrzylatek był już steranym życiem starym człowiekiem, któremu przysługiwał przywilej niepamięci.

Mimo wielu innych potknięć, dotyczących rozmaitych szczegółów, nie ulega wątpliwości, że był człowiekiem świetnie poinformowanym. Tkwił bowiem w centrum polityczno-kościelnego układu decyzyjnego i znał wszystkich ważnych aktorów cesarskiej sceny politycznej, która skupiała się wówczas w Saksonii. Jako wysoki hierarcha saskiego Kościoła cieszył się szacunkiem za życia, a po śmierci pozostał kronikarskim autorytetem dla wielu pokoleń badaczy zainteresowanych przełomem dwóch pierwszych tysiącleci naszej ery. Dotyczy to również odległych o tysiąclecie dziejów państwa wczesnopiastowskiego, o których bez niego nie wiedzielibyśmy prawie nic.

Lektura jego kronikipozostawia nieodparte wrażenie, że biskup Thietmar szczerze nienawidził Bolesława Chrobrego. Z pasją dawał temu wyraz w swoich opowieściach pełnych wymyślnych epitetów, jakimi obficie obdarzał piastowskiego władcę. Z całym przekonaniem zarzucał mu, że był chytry, podstępny, okrutny i nieprawy. Ponadto miał być kłamcą, prześladowcą (Sasów) i starym lubieżnikiem. Niemal każda wzmianka o polskim księciu opatrzona jest jakąś kąśliwą uwagą, która miała negatywnie nastawić czytelnika do sąsiada, z którym cesarstwo nie mogło sobie poradzić, mimo wielu wysiłków militarnych i dyplomatycznych. Ta otwarta niechęć skierowana przeciw głównemu wrogowi Sasów mogła mieć nie tylko uzasadnienie polityczne, ale też podłoże osobiste. Bolesław był bowiem stronnikiem margrabiowskiego rodu Ekkehardynów, którzy konkurowali o wpływy w cesarstwie z rodem Thietmara, tj. z grafami z Walbeck. A w tym czasie solidarność krewniacza była społecznym obowiązkiem i kryterium oceny ludzi zaangażowanych w wielką politykę.

Chociaż Thietmar o tym nie wspomina, to nie ulega wątpliwości, że na pewno spotykał osobiście Chrobrego — choćby podczas zjazdów dworskich (Hoftag) w Merseburgu i w Magdeburgu, w których musiał uczestniczyć jako saski biskup, a więc członek elity politycznej. Te spotkania z polskim władcą nie zmieniły jednak jego hiperkrytycznego nastawienia do tego zagrażającego Saksonii przedstawiciela „barbarzyńskiego” Wschodu, którego naturalną agresję powstrzymywała tylko potęga cesarstwa. Był oczywiście przekonany o naturalnej niższości cywilizacyjnej nie tylko wszystkich Słowian, ale też innych okolicznych ludów (np. Duńczyków), które oczywiście nie dorównywały Sasom swoimi zaletami. Ich przeznaczeniem było uznanie wyższości cesarstwa i podporządkowanie się jego hegemonii.

Modelem ładu geopolitycznego była dla Thietmara zwierzchność władcy Rzeszy Niemieckiej nad całym światem chrześcijańskim. Oczywista wyższość moralna każdego cesarza wynikała z jego mocy sakralnej, bo przecież „cnotę mógł mieć tylko z niebios sobie nadaną” (Thietmar VII, 71). Biskup merseburski widział w każdym z nich naturalnego hegemona, w razie potrzeby siłą wymuszającego należny mu posłuch u tych, którzy nie chcą uznać jego prawa do ustalania właściwego porządku w chrześcijańskiej Europie.

Thietmar odczuwał wielokrotnie wyrażaną ­osobistą wdzięczność dla „dobroci cesarza [Henryka II], jako miód słodkiej” (VIII, 14), gdyż to ten władca przywrócił w 1004 roku kanoniczny ład w saskim Kościele, uruchamiając ponownie diecezję merseburską, zlikwidowaną w podejrzanych okolicznościach przez Ottona I w 981 roku. W 1009 roku to właśnie Thietmar stanął na czele tego pogranicznego biskupstwa, co w oczywisty sposób ukształtowało jego stosunek do Słowian wciąż zagrażających cesarstwu od wschodu. Jego bezpośrednimi sąsiadami byli Połabianie, ale jeszcze groźniejsze było usadowione za Odrą państwo piastowskie. Niechętnie przyznawał więc schrystianizowanym poddanym Chrobrego status równy mieszkańcom imperium. Konflikt dwóch władców chrześcijańskich, w którym sam aktywnie uczestniczył (również militarnie), rozpatrywał w kontekście kontynentalnej hierarchii, w której ukoronowanemu przez papieża cesarzowi z definicji należał się szacunek i posłuch ze strony prowincjonalnych książąt. Dawał też wyraz zadawnionym pretensjom saskiego Kościoła do zwierzchności nad Polską. To Thietmar ukształtował opinię o winie Chrobrego za nieustanne napięcia w stosunkach niemiecko-polskich na początku drugiego tysiąclecia naszej ery, w czym zresztą miał sporo racji.

Całkowicie inaczej, co oczywiste, patrzył na rządy Bolesława pierwszy polski kronikarz, Anonim zwany Gallem, dla którego był on uosobieniem wszelkich cnót, jakimi powinien odznaczać się wzorowy władca chrześcijański. W jego ujęciu Chrobry był człowiekiem bez skazy — odważnym, uczciwym, sprawiedliwym, hojnym i bogobojnym. Toteż „za łaską Bożą w taką wzrósł cnotę i potęgę, iż ozłocił całą Polskę swoją zacnością”. Wedle tej zmitologizowanej wizji ów wielki władca „ujarzmił Morawy i Czechy, a w Pradze stolec książęcy zagarnął i swym zastępcom go poruczył. […] wielekroć pokonał w bitwie Węgrów i cały ich kraj aż po Dunaj zagarnął pod swoją władzę. Nieposkromionych zaś Sasów z taką mocą poskromił, że w środku ich ziemi żelaznymi słupami [wbitymi] w rzece Sali oznaczył granice Polski”. Z tych wiekopomnych sukcesów korzystali też poddani Bolesława, bo „złoto za jego czasów było tak pospolite u wszystkich jak [dziś] srebro, srebro zaś tanie było jak słoma” (Gall I).

Ten wyidealizowany obraz pierwszego polskiego króla oddaje średniowieczną polską tradycję dynastyczną, w której utrwaliły się tylko pozytywne strony rządów największego z wczesnych Piastów. Pewnie już poddani Chrobrego byli dumni z tego, iż mają tak dzielnego (chrobrego) władcę. Bo też bycie złym sąsiadem dla ościennych państw i dobrym patronem dla swoich ludzi było wzorcowym zachowaniem wczesnośredniowiecznego monarchy. Strategia geopolityczna Bolesława należała do typowych dla tamtych czasów, kiedy przemoc, podstęp i kłamstwo były zaletami politycznymi, jeśli tylko prowadziły do ostatecznego sukcesu.

Nawet wydające się nam dzisiaj odrażającym okrucieństwo, z jakim oślepił swojego czeskiego wujecznego brata Bolesława III Rudego w 1003 roku, uznano pewnie za „honorowy” sposób wyeliminowania przeciwnika politycznego, którego przecież Chrobry mógł zabić, a on „tylko” go uwięził i skutecznie pozbawił zdolności sprawowania władzy monarszej. Te wszystkie cechy stawiano jego potomkom za wzór, któremu starał się dorównać imiennik Chrobrego — książę Bolesław III Krzywousty, równie bezwzględny i skuteczny jak jego wielki praprapradziad.

Negatywne nastawienie Thietmara do Chrobrego jest zrozumiałe, gdyż saski biskup osobiście odczuwał skutki długotrwałego konfliktu cesarstwa z Polską, którego najpotężniejszy władca łacińskiej Europy przez kilkanaście lat nie zdołał rozstrzygnąć na swoją korzyść, chociaż Bolesław stał teoretycznie na przegranej pozycji. Thietmar jako ordynariusz pogranicznej diecezji musiał dostarczać kontyngentów wojskowych na liczne wojny ze wschodnim sąsiadem i brać aktywny udział w obronie granicy, np. przez odbudowę zniszczonych grodów. Na dodatek powtarzające się dewastujące ataki polskich wojsk pozbawiały go części dochodów należnych mu od mieszkańców jego niewielkiej diecezji, ciągle narażonej na straty w ludziach, bydle i infrastrukturze gospodarczej.

Thietmar był świadkiem wielu przegranych wojen i zrywanych rozejmów, więc doświadczenie życiowe kazało mu wątpić w skuteczność układu niespodziewanie zawartego z Chrobrym w styczniu 1018 roku w Budziszynie. Podejrzliwie stwierdził więc, że „był to pokój nie jaki być powinien, lecz jaki udało się zawrzeć w ówczesnej sytuacji” (Thietmar VIII, 1), która według niego wymusiła na cesarzu Henryku II zbyt duże ustępstwa. Kronikarz nie zdążył już uznać swojego błędu w tak sceptycznej ocenie sytuacji, bo zmarł pod koniec tegoż roku. Nie mógł więc doświadczyć, że ten układ zapoczątkował na zapalnym pograniczu polsko-saskim długi okres tak potrzebnego obu stronom spokoju.

Thietmar przeczuwał jednak, że będzie to rok bardzo ważny, bo rozpoczął VIII księgę swojej kroniki właśnie „w roku 1018 od narodzenia Pańskiego, drugim indykcji [tj. okresu podatkowego], w szesnastym roku panowania najjaśniejszego pana Henryka [II], a czwartym jego cesarstwa” (VIII, 15). Po podsumowaniu wielu konfliktów, które dzieliły ludzi w różnych częściach państwa, prowadząc do morderstw i zniszczeń, doszedł do pesymistycznego wnios­ku, że „Rok ten mógłby snadnie się nazywać inaczej rokiem trzęsienia ziemi, albo rokiem wielkiej nędzy. Niewypowiedziane bowiem strapienia, jakie powstały na tym zmiennym świecie, wywołały wszędzie niepokój u jego mieszkańców” (VIII, 30). Ta ponura wizja odzwierciedla pesymizm ­saskich elit odnośnie do najbliższej przyszłości, która nie tylko Thietmarowi rysowała się w czarnych barwach.

O ile, mimo wewnętrznych niepokojów, dla cesarstwa nie był to rok obfitujący w przełomowe wydarzenia, czy choćby szczególnie ważny, o tyle dla państwa piastowskiego i dla jego władcy był to czas brzemienny w wielorakie skutki. Odzwierciedla to kronika Anonima Galla, który podobnie jak Thietmar również dostrzegł wagę wydarzeń z 1018 roku, ale skupił się tylko na zwycięskiej inwazji Chrobrego na Ruś. Toteż poświęcił temu wydarzeniu aż dwa rozdziały: I, 7 — Jak Bolesław z wielką mocą wkroczył na Ruś oraz I, 10 — O bitwie Bolesława z Rusinami. Oba są raczej ubarwionymi opowieściami niż chłodnymi relacjami typowymi dla Thietmara.

*

Rozważania o tym niezwykłym 1018 roku, który dla Chrobrego osobiście, ale też i dla jego państwa obfitował w ważne wydarzenia, można podzielić na kilka wątków. Proponuję skupić kolejno uwagę na ówczesnej sytuacji rodzinnej polskiego władcy (rozdz. 1), stosunkach panujących w państwie wczesnopiastowskim (rozdz. 2), skomplikowanych rozgrywkach prowadzonych przez niego na rozbudowanej geograficznie scenie geopolitycznej (rozdz. 3) oraz na teatrze działań militarnych, skupionych wówczas na kierunku wschodnim (rozdz. 4).

 Zapraszamy do zakupu pełnej wersji książki

1. Rodzina

Już samo wyliczenie najbliższych mu osób, o których mamy jakieś informacje (siostra, trzej bracia przyrodni, cztery żony, siedmioro dzieci, jeden wnuk i przynajmniej jedna zanotowana w źródłach kochanka), pokazuje, jak skomplikowane musiało być życie uczuciowe Chrobrego, o którym każdy z członków jego rodziny na pewno miałby wiele do powiedzenia.

Niestety, w 1018 roku nie żyła już jego siostra Świętosława(?)1 Mieszkówna, która oczywiście znała go najdłużej i miała spojrzenie zarówno wewnątrzkrajowe (z czasów dzieciństwa i młodości na piastowskim dworze), jak i zewnętrzne, jako żona dwóch królów skandynawskich — najpierw Eryka Zwycięskiego w Szwecji (do 995 roku), a potem Swena Widłobrodego w Danii (do 1014 roku — z tego co najmniej dziesięć lat na wygnaniu w Polsce). Była też matką trzech królów: władcy Szwecji Olofa Skötkonunga (995-1021), króla Danii Haralda II (1014-1018) oraz władcy Anglii ­(1016-1035), Danii (1018-1035) i Norwegii (1028-1035) Kanuta I Wielkiego. Nie zachowała się żadna informacja o tym, co Mieszkówna robiła po odesłaniu jej na początku XI wieku przez jej duńskiego męża „do brata”, a więc do Polski. Swen pozbył się wtedy swojej piastowskiej żony, która zdążyła już urodzić mu dwóch synów i dwie lub trzy córki. Dopiero po jego śmierci w 1014 roku Harald II i Kanut I, którzy przejęli władzę po ojcu, sprowadzili ją z powrotem do Danii. Wkrótce Kanut zabrał ją ze sobą na wyprawę do Anglii, gdzie niebawem zmarła.

Mimo braku źródeł historycznych tak burzliwa biografia siostry Bolesława każe się domyślać, że w trakcie kilkunastoletniego pobytu w Polsce jeśli nawet nie „wtrącała” się w bieżące sprawy, to brat na pewno korzystał z jej ogromnego doświadczenia politycznego. Jedyny możliwy do uchwycenia ślad jej bytności w Polsce zdają się oferować specyficzne znaleziska archeologiczne. Można je powiązać z przywiezionym przez nią majątkiem i z orszakiem, który musiał towarzyszyć duńskiej królowej emigrantce.

Spośród odkryć, które bez wątpienia można łączyć ze Skandynawią, najciekawsze są fragmenty wytłoczonych ze srebrnej blachy i ozdobionych granulacją wieloramiennych krzyżyków, które znaleziono w Wolinie, Gralewie, Kątach i Dziekanowicach. Te tzw. zawieszki krzyżowate wyraźnie nawiązują swoją stylistyką do ekskluzywnej biżuterii wyprodukowanej najprawdopodobniej w warsztatach złotniczych pracujących na przełomie X i XI wieku dla duńskiego dworu Swena Widłobrodego. Polskie zabytki tego typu zdają się więc dowodzić obecności w państwie piastowskim członków najwyższej militarnej elity duńskiej. Rozłożenie tych znalezisk wzdłuż szlaku wodnego wiodącego znad Bałtyku, wzdłuż Odry i Warty, do położonego w centrum Wielkopolski Ostrowa Lednickiego, może wręcz wyznaczać trasę przejazdu królewskiego orszaku Świętosławy, która po drodze zapewne obdarowywała goszczących ją miejscowych notabli charakterystycznymi przedmiotami ze swojego skarbca.

Zwodniczy jest kształt tych zawieszek, mający oczywiste konotacje chrześcijańskie w postaci tzw. krzyży greckich z potrojonymi ramionami. Duńskie „krzyżyki” tego typu występują bowiem często w ramach znalezisk wiązanych z wierzeniami pogańskimi. Dobrze poświadcza to zawieszka krzyżowata znaleziona na cmentarzysku w wielkopolskich Dziekanowicach w grobie kobiecym nr 62/08 wydatowanym na pierwszą ćwierć XI wieku. Stanowiła ona część niezwykłego naszyjnika złożonego z kilkunastu tzw. kaptorg, czyli pojemników na przedmioty o charakterze amuletów (ryc. 1).

Nie jest to jedyny archeologiczny ślad skandynawski z tego czasu. Na przełomie X i XI wieku w państwie piastowskim rozprzestrzeniają się bowiem wykonane z drewna, poroża lub kości przedmioty codziennego użytku, bogato ozdobione w tzw. stylu pierścienio-łańcuchowym. Moda na nie musiała przyjść z Danii za pośrednictwem rzemieślników z Wolina, którzy twórczo rozwinęli motywy znane wcześniej z Wysp Brytyjskich. Zabytki te znaleziono nie tylko w ośrodkach nadbałtyckich (Wolinie, Kamieniu Pomorskim, Szczecinie i Gdańsku), ale też i w głębi lądu: w Żółtem, Santoku, Gnieźnie, Gieczu, Łeknie, Łęczycy, Lądzie, Miliczu, Nasielsku, Ostrowie Lednickim, a nawet i na Śląsku — w Opolu i Wrocławiu. Wybór tej specyficznej estetyki, całkowicie obcej tradycji słowiańskiej, zdaje się wskazywać obecność gustujących w niej ludzi przybyłych „z północy” w pierwszej ćwierci XI wieku. Pojawienie się tej chwilowej mody też daje się połączyć z napływem do Polski większej grupy Skandynawów, których można historycznie powiązać z przyjazdem duńskiej królowej.

Jeszcze lepszym znakiem ich dłuższej obecności są tzw. groby komorowe, tj. swoiste grobowce z rozbudowaną drewnianą konstrukcją naziemną, wznoszone ponad pochówkami niektórych osób z końca X i na początku XI wieku. Odkryto je na cmentarzyskach w Cedyni, Dziekanowicach, Bodzi koło Włocławka, Ciepłem koło Gniewu, Pniu koło Bydgoszczy, Kałdusie koło Chełmna oraz w Napolu, Ostrowitem i w Sandomierzu, a może też i w podwarszawskim Czersku oraz w krakowskim Zakrzówku. Odmienność takiego sposobu oznaczania miejsc pochowania zmarłych od dominującego wówczas w państwie piastowskim zwyczaju grzebania ciał w płaskich grobach ziemnych oraz wyniki badań genetycznych znalezionych tam szkieletów dowodzą pochodzenia złożonych w nich osób spoza obszaru Polski — najpewniej z kręgu cywilizacji skandynawskiej.

Specyfika i datowanie tych wszystkich znalezisk uzasadniają połączenie ich z okresem intensyfikacji stosunków polsko-duńskich. Jej punktem kulminacyjnym był przyjazd do Polski wraz z duńską królową większej grupy „Skandynawów”, których Chrobry przezornie rozesłał po swoim państwie. Nadanie im ziem w zamian za nadzór administracyjny i pomoc militarną byłoby transakcją korzystną dla obu stron. Mieszkając z dala od politycznego centrum państwa, przybysze zyskiwali względną samodzielność. Chrobry zaś, rozpraszając ich, unikał zagrożenia, które mogłoby wyniknąć z ich przebywania w jednym miejscu. Jeżeli to przypuszczenie jest słuszne, to ci ludzie lub ich potomkowie wciąż przebywali w Polsce w 1018 roku, pełniąc ważne funkcje polityczno-gospodarcze i dając początek wpływowym później rodom szlacheckim, np. Awdańcom.

Bolesław musiał przydzielić swojej siostrze siedzibę godną jej królewskiego statusu. I znów z pomocą w identyfikacji tego miejsca przychodzi archeologia. Dokonane już odkrycia mogą stanowić poważny argument za umieszczeniem Świętosławy w grodzie na Ostrowie Lednickim — jednym z najważniejszych ośrodków państwa wczesnopiastowskiego. To tam znaleziono ozdobiony węzłową trykwetrą fragment złotej ozdoby skandynawskiej (ryc. 2b), a na pobliskim cmentarzysku w Dziekanowicach odkryto wspomnianą już srebrną zawieszkę krzyżowatą (ryc. 2a) oraz kilka wspomnianych już, nietypowych dla ziem polskich grobowców „komorowych”.

Gród lednicki wyposażony przez Bolesława Chrobrego w kamienny pałac z prywatną kaplicą i w kościół jest jedynym miejscem, co do którego mamy kilka archeologicznych przesłanek sugerujących przebywanie tam arystokratycznej grupy przybyszów ze Skandynawii. Jakość tych znalezisk pozwala powiązać je z pobytem królowej emigrantki, której towarzyszyli przybysze z Danii. Po kilkunastoletniej obecności część z nich mogła pozostać w Polsce po jej wyjeździe w 1014 roku. To oni w 1018 roku stanowili pewnie część zmilitaryzowanej klasy zarządczej.

*

Prócz rodzonej siostry Bolesław miał też trzech braci przyrodnich: Świętopełka, Mieszka i Lamberta — synów Mieszka I i jego drugiej żony, saskiej margrabianki Ody Dytrykówny. Wiemy o nich tylko tyle, że wypędził ich wraz z matką z Polski już latem 992 roku, kiedy siłą przejmował jednoosobową władzę w państwie zbudowanym przez swojego ojca. Nie wiemy, czy któryś z nich żył jeszcze w 1018 roku. Na pewno żyła jeszcze wówczas w Saksonii ich matka Oda, tj. macocha Chrobrego, która po trudnym doświadczeniu z wielką polityką znalazła ukojenie w jednym z klasztorów w Kwedlinburgu. Nie pozwolono jej wrócić do klasztoru św. Wawrzyńca w Kalbe, skąd wyciągnięto ją w 979/980 roku, aby wydać za Mieszka I owdowiałego po śmierci księżnej Dąbrówki. W tej zmianie miejsca mniszej posługi Ody miała pewnie udział ta część saskiej hierarchii kościelnej, która nie wybaczyła jej zerwania ślubów zakonnych, do czego na pewno została zmuszona przez swojego ojca, margrabiego Marchii Północnej Dytryka. Ten przedstawiciel wpływowego saskiego rodu z Haldensleben liczył pewnie na wzmocnienie swojej pozycji przez spowinowacenie się z rosnącymi w siłę Piastami.

W każdym razie w 1018 roku księżna wdowa Oda nie odgrywała już żadnej roli politycznej i pięć lat później zmarła jako mniszka. Żadnej roli politycznej nie odegrali też jej trzej synowie, bo dostępne źródła nic o nich nie wspominają po 992 roku. Jednak niektórzy badacze doszukują się przyczyn wymuszonego czterdzieści lat później podziału Polski w zgłoszeniu pretensji politycznych ze strony jakichś potomków wygnanych przez Bolesława Chrobrego synów Mieszka I i Ody. Trudno inaczej wytłumaczyć, dlaczego w 1032 roku cesarz Konrad II przydzielił zarząd nad jedną z części piastowskiej monarchii jakiemuś Teodorykowi, którego w Rocznikach hildesheimskich nazwano wszak stryjecznym bratem (patruelis) Mieszka II.

Jest to jeden z wielu przykładów pokazujących, jak silna była w tym czasie tradycja równoważenia politycznych praw wszystkich członków dynastii — nawet tych z bocznej linii. Dowodzi to, że również w drugim pokoleniu można było zgłosić pretensje polityczne do schedy po swoim dziadku i w sprzyjających okolicznościach uzyskać stanowisko władcze, choć uzależnione od woli cesarskiego protektora. Takie roszczenia nie ulegały widać „przedawnieniu” i cierpliwie przypominane mogły zaowocować sukcesem politycznym.

*

Najwięcej do powiedzenia o radościach i rozterkach Bolesława miałaby jego trzecia żona, Emnilda. Niestety nie zachował się żaden jej komentarz, a miałaby o czym opowiadać, bo przecież przeżyła z nim niemal trzydzieści lat. Precyzyjnie ich stażu małżeńskiego nie da się obliczyć, gdyż nie znamy dokładnej daty ich ślubu (987/988) ani jej śmierci (1016/1017). W tym czasie urodziła pięcioro dzieci: trzy córki (znamy tylko imię najstarszej Regelindy) i dwóch synów — Mieszka Lamberta i Ottona, którzy żyli ze sobą w zgodzie tylko tak długo, jak długo żył ich srogi ojciec.

Według kronikarzy Emnilda miała mieć zbawienny wpływ na swojego męża, łagodząc zapalczywy charakter Bolesława. Biskup Thietmar (IV, 58), który na pewno widział ją w Merseburgu w 1013 roku, napisał, że „niestateczny umysł swojego męża ku dobremu zawsze kierowała i nie ustawała w zabiegach, by przez wielką szczodrobliwość w jałmużnach i umartwieniach odpokutować za grzechy ich obojga”. Taka opinia przetrwała też na dworze piastowskim, bo piszący ponad sto lat po jej śmierci Anonim Gall (I, 13) zapisał rozbudowaną anegdotę o tym, jak przebiegła księżna ratowała ludzi skazanych na śmierć przez porywczego męża: „[…] kobieta mądra i roztropna, wielu wydanych na śmierć [tj. skazanych przez męża] za przestępstwo wyrwała z rąk pachołków, ocaliła od bezpośredniego niebezpieczeństwa śmierci i w więzieniu, pod strażą zachowywała ich miłosiernie przy życiu, niekiedy bez wiedzy króla […] [który z czasem] ubolewał nad ich śmiercią ze względu na zacność ich rodziców i wyrażał żal, że kazał ich stracić. Wtedy czcigodna królowa, ręką głaskając pieszczotliwie zacną pierś króla, zapytywała go, czy sprawiłoby mu to przyjemność, gdyby przypadkiem jakiś święty wskrzesił ich z grobu. Król odpowiadał jej, że nie ma nic tak kosztownego, czego by nie dał, gdyby ktoś mógł ich z tamtego świata do życia przywołać, a ród ich uwolnić od plamy bezecności. Słysząc to mądra i wierna królowa oskarżała się jako winna i świadoma pobożnego podstępu, i wraz z dwunastu przyjaciółmi i ich żonami padała do nóg królowi, prosząc o przebaczenie winy własnej i skazańców. Król łaskawie ją obejmując i całując, rękoma podnosił z ziemi i pochwalał jej cnotliwy podstęp, a raczej dzieło miłosierdzia. I tejże samej godziny posyłano po owych więźniów, zachowanych przy życiu dzięki mądrości kobiecej, z odpowiednio licznym pocztem koni i naznaczano jadącym termin powrotu. Wtedy to rosła w zebranym gronie wszelka radość, skoro [okazywało się] jak roztropnie królowa dba o cześć króla i pożytek królestwa […]”.

Jeżeli jednak dokonamy spokojnej analizy faktów historycznych, to łagodząca rola Emnildy staje się mocno wątpliwa. To za jej życia bowiem Bolesław wykazywał największą ekspansywność i skłonność do rozstrzygania sąsiedzkich sporów siłą, a nawet do prowokowania konfliktów zbrojnych. Trwały pokój ze swoim wielkim przeciwnikiem Henrykiem II zawarł przecież dopiero w 1018 roku, tj. niedługo po jej śmierci. Może więc to księżna zapewniała mu tak ważne dla każdego człowieka wsparcie psychiczne, ułatwiając mu podejmowanie ryzykownych decyzji polityczno-militarnych? Może to jakieś wyniesione z jej dzieciństwa poczucie rodzinnej krzywdy ze strony cesarstwa sprawiało, że podtrzymywała Chrobrego w jego długotrwałej walce o zwierzchność nad południowym Połabiem? Może to jej resentymenty wzmacniały jego upór w podkreślaniu swojego, choćby i wyimaginowanego, „królewskiego” statusu? Może to ona wzmagała jego nieustępliwość w stosunku do cesarstwa?

Te pytania pozostaną bez odpowiedzi, ale nagłe podjęcie rokowań pokojowych w październiku 1017 roku i zamknięcie piętnastoletniej serii konfliktów z cesarstwem układem budziszyńskim już na początku 1018 roku jest zastanawiające. Wygląda bowiem na to, że Bolesławowi zabrakło nagle wewnętrznej siły, która napędzała jego skrajnie agresywną politykę zachodnią. Zadowolił się obustronnym uznaniem sytuacji geopolitycznej, w której kilkanaście lat ciężkich wojen nie przyniosło właściwie żadnej zmiany, bo sytuacja wróciła do stanu z 1002 roku. Czy kryła się za tym utrata wsparcia ze strony saskiej/połabskiej żony, wzmocniona żalem po jej śmierci tak wielkim, że podciął mu skrzydła? A może jednak ta nowa strategia zachodnia była zwyczajną w owych czasach koniunkturalną zmianą frontu politycznego spowodowaną przeniesieniem uwagi Chrobrego z zachodu na wschodnie pogranicze Polski?

Emnilda obdarzyła Bolesława trzema córkami. W 1018 roku wszystkie były już dorosłe i wypełniały role typowe dla księżniczek. Dwie wydano za mąż za cudzoziemców, wysyłając je w przeciwnych kierunkach — jedną do Saksonii, a drugą na Ruś. Trzecią przeznaczono do posługi duchownej, zapewniając jej pozycję opatki (abbatissa) w trudnym do zidentyfikowania klasztorze. Lakonicznie podsumował to w 1018 roku Thietmar: „jedna jest opatką, druga poślubiła [miśnieńskiego] grafa Hermana, a trzecia syna [ruskiego] króla Włodzimierza [tj. Świętopełka]”.

Trzy Bolesławówny stanowiły więc ważne węzły międzynarodowej sieci kontaktów politycznych, jaką cierpliwie budowali dwaj pierwsi Piastowie, tworząc wokół swojego państwa łańcuch powiązań międzydynastycznych. Na pewno służyły ojcu, jeśli nie konkretną pomocą w postaci interwencji u swoich wpływowych mężów lub zwierzchników kościelnych, to na pewno cennymi informacjami o sytuacji i nastrojach w ważnych ośrodkach politycznych sąsiednich państw. Mogły też zapewniać mu dyskretne wsparcie „dyplomatyczne” i budować w Saksonii i na Rusi korzystną atmosferę przychylności dla Polski i jej władcy, co zapewne w wielu wypadkach było pomocą wprost nieocenioną. To sprawiało, że historiograficznie „niewidzialne” córki mogły mieć faktycznie znacznie większy wpływ na sytuację geopolityczną niż ich pozostali w Polsce bracia, którzy otwarcie, choć nie zawsze skutecznie, działali na różnych scenach polityczno-militarnych.

Pierwszą córkę Chrobrego znamy pod imieniem Regelinda. Nie wiemy, czy wcześniej nosiła jakieś imię słowiańskie, które zgodnie z panującym wówczas obyczajem „naturalizowania” imion zagranicznych żon zmieniono jej po ślubie z grafem Hermanem na lepiej brzmiące dla saskiego ucha (Regelinde/Reginlid/Regilinde), czy też od urodzenia nosiła to imię, wybrane zgodnie z ówczesnym obyczajem przez jej matkę, np. dla upamiętnienia jej babki lub prababki. Wprawdzie genealogia Emnildy nie jest jasna, ale przeważa pogląd, że pochodziła z pogranicza sasko-połabskiego. To tłumaczyłoby wybór dla córki staro-górno-niemieckiego imienia Regelinde, złożonego z indoeuropejskich elementów: *raʒina (decyzja, rada) i linþia (miękka, delikatna, dojrzała).

I faktycznie — Regelinda chyba „dojrzałych rad” udzielała swojemu mężowi Hermanowi, który w 1018 roku od dziewięciu już lat sprawował odziedziczony po ojcu ważny urząd margrabiego Marchii Miśnieńskiej, położonej na gorącym pograniczu sasko-piastowskim. Ich ślub w 1002/1003 roku spowinowacił Piastów z zaprzyjaźnionym z nimi już wcześ­niej margrabiowskim rodem saskich Ekkehardynów. Miał pewnie przypieczętować porozumienie zawarte w Merseburgu w 1002 roku przez Bolesława Chrobrego z nowym królem Rzeszy Henrykiem II. Ten związek powinowactwa wielokrotnie stawiał grafa Hermana w trudnej sytua­cji wyboru między zaprzysiężoną lojalnością polityczną wobec swojego króla/cesarza a szacunkiem należnym polskiemu teściowi. Starał się bowiem być lojalnym wasalem niemieckiego władcy i brał nawet udział w wojnach przeciw Polsce, ale też pośredniczył w niemiecko-polskich negocjacjach pokojowych (m.in. właśnie w 1018 roku), w czym pewnie wspierała go polska żona.

Regelinda Bolesławówna pozostawiła po sobie w Saksonii bardzo dobrą pamięć utrwaloną w dokumentach katedry św. św. Piotra i Pawła w Naumburgu, czego nie dostąpił nikt inny z Piastów. W spisywanych tam księgach nekrologicznych, gdzie zanotowano datę dzienną jej śmierci (21 marca), ale bez podania roku, nazwano ją wręcz „Regelindą fundatorką” (Relingis fundatrix). W XIV-wiecznym kalendarzu katedralnym przypomniano, że jej osobisty dar dla tamtejszego kościoła wyniósł 10 denarów w srebrze — mogła to być jakaś nieruchomość. Trudny do zweryfikowania jest jej udział w przeniesieniu w 1028 roku (za zgodą papieża Jana XIX) stolicy biskupstwa z Żytyc (dzisiejsze Zeitz) właśnie do Naumburga. Nic dziwnego, że utrwaliła się tam o niej dobra pamięć, czego materialnym wyrazem było wstawienie około 1250 roku w zachodni chór katedry jej „śmiejącego się” posągu (ryc. 3)2, który świadczy o dużej sympatii, jaką się tam cieszyła.

Dobra pozycja polskiej księżniczki w Saksonii, która na pewno miała przełożenie na wpływy na dworze cesarskim, mogła zostać wykorzystana przez jej ojca do zbudowania tam atmosfery przychylnej trudnym na pewno negocjacjom, które zaowocowały układem pokojowym wzajemnie zaprzysiężonym przez posłów Bolesława i Henryka II 30 stycznia 1018 roku w Budziszynie. Może to jej wpływowi na męża, miśnieńskiego margrabiego Hermana, a pośrednio na saskich arystokratów trzeba zawdzięczać, że w przeciwieństwie do wszystkich wcześniejszych porozumień ten układ został wreszcie obustronnie dotrzymany, zapewniając obu państwom tak bardzo potrzebne uspokojenie płonącej od kilkunastu lat granicy polsko-niemieckiej na południowym Połabiu?

Przeciwną rolę odegrała druga córka Chrobrego o nieznanym imieniu, choć pewnie stało się tak nie z jej winy. Jakiś czas przed 1013 rokiem wysłano ją aż do Kijowa, gdzie została żoną księcia Świętopełka, który miał być następcą wielkoksiążęcego tronu po śmierci Włodzimierza Wielkiego (978-1015). Mimo wiązanych z nim dużych nadziei ruski zięć przysporzył Chrobremu wiele kłopotów, które ten potrafił jednak ostatecznie obrócić na swoją korzyść. Nie wiemy, czy i w jaki sposób wpłynęła na taki rozwój sy­tuacji polska żona Świętopełka. Nie wiadomo bowiem, czy młodsza Bolesławówna potrafiła się odnaleźć w brutalnym świecie wschodniej satrapii i jaki był jej wpływ na męża, który nie potrafił utrzymać się na tronie bez militarnego wsparcia swojego polskiego teścia.

Wydanie jej za najstarszego syna Włodzimierza Wielkiego, a więc za najbardziej prawdopodobnego dziedzica tronu kijowskiego, było perspektywicznie świetną „inwestycją” polityczną. Świętopełk Władymirowicz okazał się jednak politycznym nieudacznikiem. Sprawiał polskiemu teściowi nieustanne problemy, ale też stwarzał okazje do interwencji w wewnętrzne sprawy ruskie, jak właśnie w 1018 roku. W swojej ojczyźnie zasłużył sobie nawet na przydomek „Przeklęty” (Окаянний), a jego żona stawała się zakładniczką w rękach jego przeciwników — najpierw ojca Włodzimierza, a potem młodszego brata Jarosława.

Bolesław dwukrotnie udawał się na wschód, aby interweniować w ich sprawie, ale ani w 1013 roku, ani w 1018 nie zdołał uwolnić córki z ruskiego „więzienia”. Zmarła więc na Rusi w nieznanym miejscu, nieznanym czasie i w nieznanych okolicznościach. Nie zachował się żaden kronikarski ślad ani po niej, ani po jej dzieciach, jeżeli jakieś miała. Można się domyślać, że jeśli przeżyła śmierć męża w 1019 roku, to jako księżna wdowa została dożywotnio osadzona w którymś z tamtejszych klasztorów.

O trzeciej córce, zapewne najmłodszej lub tej, dla której nie udało się znaleźć odpowiedniej dla jej statusu partii małżeńskiej, nie wiemy nic poza wspomnianą już informacją Thietmara, że w 1018 roku była już opatką. Tak wysoka funkcja należała jej się niejako z urodzenia. Nie osiągnęła jej w nagrodę za przykładne wypełnianie zakonnych obowiązków i nie musiała nawet mieć wielu lat, bo jako księżniczka nie mogła być szeregową mniszką. Niestety, nie wiemy, gdzie leżał ten klasztor ani jaką sumą wsparł go Bolesław, aby zapewnić swojej córce potraktowanie jej zgodnie z dynastycznym statusem. Nie wiemy też, czy kiedykolwiek wykorzystał jej pozycję w hierarchii kościelnej do swoich celów politycznych, czy też zadowalał się samą nadzieją na duchowe wsparcie przez jej mniszy konwent.

Dwie zamężne córki Chrobrego nie zostawiły żadnych dzieci, o których coś byśmy wiedzieli. Nawet jeżeli jakieś urodziły, to ich dziadek i tak nie mógłby cieszyć się wnukami, które byłyby daleko i wychowano by je w obcych mu tradycjach kulturowych, reprezentowanych przez zięciów. Nie odczuwałyby więc żadnego związku ze swoim polskim przodkiem, a może i nigdy by go nie spotkały. Gdyby jednak dziadek z wnukami się spotkali, to mogliby się nie porozumieć bez pomocy tłumaczy z języka polskiego na saski albo na ruski.

Inaczej było z dziećmi monarszych synów, którzy na ogół zostawali w kraju rodzinnym, chyba że któregoś wysłano do zagranicznego klasztoru, aby wraz ze współbraćmi w mniszej posłudze wspierał swój ród częstą modlitwą. Wnukowie z linii męskiej świadczyli o żywotności dynastii i gwarantowali jej polityczne przetrwanie. To oni mogli cieszyć dziadka władcę jako człowieka i jako polityka, potrzebującego wszak nadziei, że jego dzieło polityczne będzie kontynuowane przez męskich potomków, którzy przejmą tron i przedłużą dynastię piastowską.

Pod tym względem los Bolesława nie rozpieszczał, zachowane bowiem do dzisiaj źródła zanotowały tylko troje wnuków — wszystkie to dzieci jego średniego syna Mieszka Lamberta. Doprawdy trudno w to uwierzyć, bo Chrobry miał przecież trzech synów (Bezprima, Mieszka i Ottona) i cztery córki (Regelindę, Matyldę i dwie „bezimienne”). Nawet jeżeli z grona ewentualnych rodziców usuniemy dwie mniszki, to i tak pozostaje duży potencjał rodzicielski. Trzeba więc raczej podejrzewać, że mamy do czynienia z poważną luką informacyjną w zachowanych źródłach pisanych.

Najstarszy i politycznie najważniejszy z wnuków był oczywiście Kazimierz urodzony 25 lipca 1016 roku przez saską synową Chrobrego, Rychezę/Ryksę. Miał on później dwie siostry (nieznaną z imienia, która około 1043 roku poślubiła przyszłego króla Węgier Belę I, oraz Gertrudę, wydaną w 1043/1044 roku za przyszłego wielkiego księcia kijowskiego Izjasława). W 1018 roku Kazimierz był jednak jeszcze malutkim jedynakiem. Można sobie wyobrazić, że ten dwulatek stanowił oczko w głowie swojego wielkiego dziadka, dla którego był żywą gwarancją trwania dynastii piastowskiej na polskim tronie i kontynuowania dzieła Bolesława. A że w jego żyłach płynęła krew nie tylko książęca, ale też i cesarska, co podkreślono, dając mu na drugie imię Karol, to Chrobry miał prawo łączyć z tym chłopcem wielkie nadzieje polityczne.

Była to jednak kwestia odległej przyszłości, bo w 1018 roku pierwszeństwo do piastowskiego tronu mieli oczywiście trzej synowie Chrobrego: Bezprim, Mieszko i Otto. Gdyby nie obserwatorzy zagraniczni, to o dwóch z nich nic byśmy nie wiedzieli, bo polska tradycja kronikarska o nich „zapomniała”, a w każdym razie nic o nich nie wspomina. Jest to „wina” Anonima Galla, który w naszej pierwszej narodowej kronice dziejów wczesnopiastowskich zaprezentował konsekwentną linię pomijania informacji o braciach trzech pierwszych władców: Mieszka I, Bolesława Chrobrego i Mieszka II. Był to zapewne świadomy zabieg dydaktyczny, zainspirowany przez jego związanych z piastowskim dworem informatorów. Pozwoliło to ukryć trapiące państwo wczesnopiastowskie i typowe wszak dla wielu wczes­nośredniowiecznych państw kryzysy sukcesyjne regularnie prowokowane przez polityczne roszczenia braci władców, a nawet ich dalszych krewnych w linii męskiej.

Kreując niczym niezakłóconą sekwencję dziedziczenia polskiego tronu, Anonim Gall zbudował mit stabilnej ciąg­łości politycznej i wewnątrzrodzinnej solidarności piastowskiego klanu monarszego. Zakłócił ją dopiero prapraprawnuk Chrobrego, Zbigniew Władysławowic, który po śmierci ojca w 1102 roku zbrojnie wystąpił przeciw przyrodniemu bratu Bolesławowi III Krzywoustemu, będącemu chlebodawcą kronikarza. Pozwoliło to przedstawić Zbigniewa jako pierwszego „wyrodka”, prowokującego niebezpieczne dla państwa konflikty wewnątrzrodzinne, w trakcie których odwoływał się nawet do militarnego wsparcia z zagranicy. Tę wizję wewnątrzdynastycznego spokoju, cechującego ponoć pierwsze półtorawiecze rządów dynastii piastowskiej, kontynuowali też późniejsi opisywacze przeszłości Polski, dla których kronika Galla była podstawowym źródłem informacji o tamtych odległych czasach.

Dzięki szczęśliwie zachowanym wzmiankom obserwatorów zagranicznych wiemy cokolwiek o rozbudowanej rodzinie Bolesława Chrobrego i o związanych z jej członkami kłopotach. Na przykład wiemy, że w 1018 roku miał co najmniej trzech synów. Jeżeli było ich więcej, to nie zostali odnotowani przez żadne ze źródeł, jakie przetrwały do naszych czasów.

O dziwo, najmniej wiadomo o pierworodnym Bolesławowicu, który urodził się pewnie już w 987 roku. Jego matką była nieznana z imienia Węgierka (może siedmiogrodzka księżniczka Karolda?), tj. druga „żona” Bolesława Chrobrego. Ich związek zakończył się równie szybko jak poprzednie „małżeństwo” z jakąś saską margrabianką. Oba te związki były z pewnością tolerowanymi w owych czasach „małżeństwami na próbę”. Dopuszczały one odesłanie do rodziców nieszczęś­niczek, które nie spodobały się panu młodemu lub też ich rodziny nie mogły zapewnić jego rodzinie oczekiwanego wsparcia politycznego.

Nie wiemy nawet, czy Bezprim urodził się w Polsce i potem został wywieziony przez wracającą do domu matkę, czy też urodził się dopiero na Węgrzech. Tę drugą możliwość uprawdopodobnia historia innej Węgierki, siostry króla Stefana Wielkiego, która została żoną bułgarskiego carewicza Gabriela Radomira, ale około 1008 roku też została odesłana do domu, mimo że była już w ciąży. Dopiero na Węgrzech urodziła Piotra II Deliana, który w 1040 roku zdołał nawet na krótko przechwycić bułgarski tron, w czym też przypominał niezwykły życiorys Bezprima.

Nie wiemy, dlaczego pierwszemu synowi Chrobrego nadano imię, które już nigdy się wśród Piastów nie powtórzyło. Lingwiści nie wiedzą nawet, co było pierwsze — imię piastowskiego książątka czy nazwa północnowęgierskiego miasta nazywanego wymiennie Veszprem (tak w 1009 roku) albo Bezprem (tak w 1109 roku). Obie te opcje są równie nobilitujące, bo utworzony właśnie w XI wieku komitat Veszprém/Besprem (słowiański Belomost) nad północnym Balatonem był w średniowieczu jedną z ważnych części państwa Arpadów i tradycyjną siedzibą węgierskich królowych.

Nie wiemy też właściwie nic pewnego o tym, co się działo z Bezprimem pomiędzy jego urodzinami a zgłoszeniem pretensji do polskiego tronu w 1031 roku. Ta niemal czterdziestopięcioletnia luka informacyjna nie przeszkadza historykom prowadzić rozbudowanych rozważań o jego losach w tym okresie. Nie mają oni jednak wystarczających argumentów, aby rozstrzygnąć choćby podstawowe pytanie, czy Bezprim Bolesławowic wychowywał się w Polsce, gdzie początkowo upatrywano w nim następcę piastowskiego tronu, czy też raczej na Węgrzech, gdzie aż do śmierci Bolesława oczekiwał na swoją szansę.

Zwolennicy tej pierwszej opcji tłumaczą jego długotrwałą nieobecność na polskiej scenie politycznej tym, że stojąc w 1001 roku na czele poselstwa wysłanego przez Bolesława do Italii, pozostał tam jako mnich w eremickim klasztorze św. Wojciecha założonym przez cesarza Ottona III pod Rawenną. Ta koncepcja opiera się tylko na enigmatycznej wzmiance Petro Damianiego (italskiego biografa św. Romualda) o wizycie w tym klasztorze jakiegoś syna Chrobrego, którego opat miał przekonać do mniszej posługi. Według alternatywnej wizji Bezprim zamieszkał jednak razem z matką na Węgrzech, gdzie ze względu na jej arystokratyczne pochodzenie z czasem powierzono mu nazwany od jego imienia komitat Veszprém/Besprem, strategicznie położony nad północnym Balatonem.

Tak czy inaczej, mimo swojego starszeństwa Bezprim nie został przez ojca uznany za następcę tronu i był całkowicie odsunięty od spraw państwowych, bo nic o nim nie słyszymy przed 1031 rokiem, kiedy zaatakował swojego przyrodniego brata, króla Polski Mieszka II. Najlepszym wytłumaczeniem tego całkowitego milczenia źródeł jest jednak uznanie, że Bezprim przynajmniej większość tego czasu przebywał poza Polską, długo czekając na odpowiedni moment do zgłoszenia swoich uzasadnionych roszczeń do politycznej schedy po swoim piastowskim ojcu.

Hipotezę interesującą dla głównego tematu tej książki sformułował węgierski historyk György Györffy. Podejrzewał on, że to właśnie Bezprim Bolesławowic dowodził węgierskim kontyngentem, który wsparł Chrobrego podczas wyprawy kijowskiej w 1018 roku. A może nawet był inicjatorem tej pomocy militarnej? Bez odpowiedzi na razie musi pozostać pytanie, czy po tej wyprawie pozostał już w państwie swojego ojca, zgodnie z nim współpracując, czy też wrócił na Węgry, aby stamtąd w dalszym ciągu bezpiecznie obserwować rozwój sytuacji w Polsce. Jeżeli zarządzał tam strategicznie położonym Veszprémem/Bezpremem, to mógł pełnić funkcję uważnego obserwatora pogranicza bawarsko-czesko-morawsko/polsko-węgierskiego, powstrzymując węgierskiego króla Stefana od wtrącania się w tamtejszą skomplikowaną sytuację geopolityczną.

Drugiego syna urodziła Chrobremu jego trzecia żona Emnilda w 990 roku. Nadanie mu imienia Mieszko, o czym zgodnie z tradycją musiał zdecydować jego ojciec, stanowiło jednoznaczną zapowiedź zgłoszenia w przyszłości roszczeń do politycznej schedy po jego dziadku, księciu Mieszku I. Było to niemal prowokacją polityczną, bo takie samo imię nosił już przecież wówczas kilkuletni przyrodni brat Bolesława, syn Ody Dytrykówny. Powtarzając to znaczące dynastycznie imię, Bolesław otwarcie ujawnił swoje pretensje polityczne. Od 990 roku na piastowskim dworze było już więc dwóch chłopców nazwanych tym samym znaczącym politycznie imieniem: Mieszko Mieszkowic (syn Mieszka I i Ody) oraz jego bratanek Mieszko Bolesławowic (syn Chrobrego i Emnildy). Ich ojcowie i matki na pewno liczyli, że to znaczące politycznie imię sprawi, iż to właśnie ich syn wejdzie kiedyś na listę polskich dynastów jako „Mieszko II”.

Równie prowokacyjne było drugie imię małego Mieszka Bolesławowica, tj. Lambert. Było to bowiem powtórzenie imienia nadanego już wcześniej innemu z synów Mieszka I i Ody. Oczywiście i to nie mógł być przypadek, lecz przemyślane zasygnalizowanie przez Chrobrego swoich pretensji politycznych i swoiste ostrzeżenie skierowane do saskiej macochy. Nadanie synowi zarówno imienia swojego ojca, jak i imion swoich przyrodnich braci zapowiadało nieunikniony spór w monarszej rodzinie piastowskiej, który faktycznie wybuchł zaraz po śmierci Mieszka I w maju 992 roku. Chrobry sprawnie i brutalnie rozstrzygnął go wówczas na swoją korzyść, wypędzając z kraju macochę Odę Dytrykównę wraz z jej synami — Mieszkiem i Lambertem.

Tym samym to jego syn Mieszko Lambert stał się głównym kandydatem do książęcego tronu, co na pewno silnie wspierała jego matka Emnilda. O dziwo jednak nic o nim nie słyszymy aż do 1013 roku, kiedy pojechał do Saksonii z poselstwem od swojego ojca. Miał już przecież wtedy dwadzieścia trzy lata, więc zgodnie z ówczesnymi zwyczajami od ośmiu lat mógł być już uznawany za „sprawnego” politycznie. Tak późne skorzystanie z pomocy syna w kwestiach dyplomatycznych skłoniło niektórych historyków do podejrzenia, że pierwotnie był on jednak przeznaczony do stanu duchownego. Potwierdzenia tej hipotezy można upatrywać w jego podkreślonym przez współczesne źródło znakomitym wykształceniu (znał łacinę i grekę), co faktycznie wskazuje na pierwotne wybranie dla niego kariery kościelnej. Nagłe przestawienie go z mniszej posługi na scenę działań politycznych wymagało sporo czasu.

A może trzeba podejrzewać intrygę jego matki Emnildy, która dopiero w 1013 roku przekonała Chrobrego, aby to jej syna wyznaczył na swojego następcę, odsuwając w cień pierworodnego i starszego o kilka lat Bezprima. Przypominałoby to wcześniejszą o ponad dwadzieścia lat sytuację, kiedy to druga żona Mieszka I, Oda, najwyraźniej starała się wymóc na mężu zagwarantowanie swoim synom pierwszeństwa do politycznego dziedzictwa przed pierworodnym Bolesławem, urodzonym przez poprzednią żonę Dąbrówkę.

A może tak późne desygnowanie Mieszka Lamberta na następcę tronu było skutkiem nieufności i politycznej „zaborczości” Bolesława, który długo nie dopuszczał nikogo do współsprawowania władzy. Dopiero po dwudziestu latach swoich rządów wreszcie zrozumiał, że jednoznaczne desygnowanie swojego politycznego dziedzica zapobiegnie szkodliwym dla państwa sporom sukcesyjnym. Co postanowił, to realizował konsekwentnie i z typowym dla siebie rozmachem. Już w tym samym 1013 roku „wynegocjował” dla Mieszka żonę o najwyższym, bo cesarskim statusie rodzinnym, tj. Rychezę/Ryksę — wnuczkę cesarza Ottona II i siostrzenicę Ottona III. Zaczął też intensywnie wprowadzać go w niuanse wielkiej polityki — zarówno na polu dyplomacji, jak i działań militarnych.

Toteż w 1018 roku nie było już wątpliwości ani w Polsce, ani za granicą, kto ma być następnym władcą piastowskiego państwa. To właśnie w drugiej dekadzie XI wieku wybito srebrne denary jednoznacznie opatrzone imieniem MISICO3 (ryc. 4). Ich stosunkowo duża liczba wskazuje, że była to akcja zaplanowana w znacznej skali i konsekwentnie przeprowadzona przez Bolesława. Stanowiła część programu promowania wysokiej pozycji wybranego na dziedzica syna, któremu władca demonstracyjnie ustąpił swojego monopolu menniczego i który pewnie coraz częściej zastępował ojca w codziennych obowiązkach, przygotowując się stopniowo pod jego czujnym okiem do politycznej samodzielności.

Otto, najmłodszy z trzech Bolesławowiców, też był synem Emnildy. Urodził się w okresie bliskiej współpracy Chrobrego z cesarzem Ottonem III, bo jak napisał Thietmar (IV, 58): „ojciec nazwał go imieniem swojego ukochanego władcy”. Była to wyraźnie część szerszej strategii, ponieważ młody władca niemiecki obdarzył swoim „cesarskim” imieniem również synów innych monarchów zza swojej wschodniej granicy, tj. następców tronu na Węgrzech i w Wenecji. Była to swoista manifestacja przymierza politycznego — strategii, która pozwoliła otoczyć wschodnie granice Rzeszy łańcuchem zaprzyjaźnionych państw. Chodziło pewnie nie tylko o stworzenie tam strefy bezpieczeństwa, ale też o zapobieżenie polityczno-religijnej ekspansji cesarstwa bizantyńskiego, które pod rządami długowiecznego Bazylego II (976-1025) szybko odzyskiwało polityczny wigor i podbijało nowe tereny — głównie na Bałkanach.

Otto Bolesławowic miał jasny status, gdyż to Mieszko Lambert najpóźniej w 1013 roku został wyznaczony na następcę tronu. Jako najmłodszy syn spełniał więc u boku ojca funkcje raczej drugorzędne, a ważne zadania militarne i polityczne powierzano jego starszemu bratu. Dostępne przekazy zanotowały tylko, że właśnie w 1018 roku kierował poselstwem, które Chrobremu przywiozło z Miśni czwartą żonę, saską margrabiankę Odę Ekkehardównę. Potem Otto pojawia się w źródłach dopiero jako przeciwnik swojego brata króla Mieszka II i chwilowy współwładca państwa polskiego z cesarskiego nadania.

Zgodnie z ówczesną koncepcją państwowości wszyscy członkowie rządzącego rodu mieli równe prawa do udziału w zarządzaniu ziemiami wchodzącymi w skład władztwa danej dynastii. Należy zatem przypuszczać, że Bezprim, najstarszy z Bolesławowiców, i najmłodszy Otto jeszcze za życia ojca dostali w zarząd jakieś ziemie, które miały stanowić ich „zaopatrzenie” polityczno-ekonomiczne. Niestety nie wiemy, jak dokładnie dwaj niedziedziczący synowie Chrobrego zostali uposażeni przez ojca ani kiedy to się stało. Błażej Śliwiński wskazał wprawdzie gród w Kałdusie jako ewentualną siedzibę Bezprima i Płock jako prawdopodobny „nadział” Ottona, ale brak na to jakichkolwiek argumentów źródłowych. Nawet jeżeli takie nadziały mieli, to i tak nie zapobiegło to później ich agresywnym roszczeniom do tronu, co spowodowało rozpad państwa piastowskiego.

*

W lutym 1018 roku u boku niedawno owdowiałego Bolesława pojawiła się czwarta żona — saska margrabianka Oda Ekkehardówna. Ich ślub wyznacza zmianę zachodniej strategii polskiego władcy, który po zawarciu pokoju w Budziszynie w styczniu tegoż roku przestał atakować połabską granicę cesarstwa. Wiadomo, że małżeństwa władców pełniły funkcję zabezpieczenia układów międzypaństwowych, stanowiąc zwieńczenie negocjacji określających przyszłe stosunki. Cudzoziemska żona monarchy była często swoistą gwarantką przyjaznych relacji lub przynajmniej „paktu o nieagresji”. Odgrywała też naturalną rolę „ambasadorki” i pośredniczki w kontaktach międzypaństwowych. Wybór nowej żony sygnalizował więc często i faktycznie wyznaczał zmianę strategii geopolitycznej danego władcy. Ślub był dobrym pretekstem, ale też i wysyłanym na zewnątrz sygnałem „nowego otwarcia”. Na miłość nie było tam wiele miejsca, bo decydowały wyłącznie względy polityczne. Doświadczył tego osobiście Bolesław Chrobry, którego ojciec w latach 984-988 trzykrotnie ożenił, nerwowo szukając najlepszego sojusznika w sąsiednich państwach.

Zastanawia zbieżność imion i pochodzenia drugiej żony Mieszka I oraz trzeciej żony jego syna. Obie miały na imię Oda i były saskimi margrabiankami — pierwsza była córką Teodoryka/Ditricha, margrabiego połabskiej Marchii Północnej w latach 965-985, a druga córką Ekkeharda I, margrabiego Marchii Miśnieńskiej w latach 985-1002.

Może w 1018 roku liczono w cesarstwie na magię powtórzeń, szukając dla Bolesława właśnie Ody margrabianki? Wszak pierwsza Oda, mniszka wyciągnięta z klasztoru w Kalbe, stała się w 979/980 roku gwarantką ostatecznego przejścia Mieszka I z obozu przeciwników Rzeszy ottońskiej do grona jej lojalnych współpracowników. Jeżeli w 1018 roku taka była kalkulacja pomysłodawców nowego małżeństwa Bolesława, to okazała się słuszna, bo od ślubu Chrobrego z Odą Ekkehardówną granica polsko-niemiecka stała się strefą pokoju i spokoju, chociaż nie stosunków dobrosąsiedzkich, nie mówiąc już o przyjaźni, jaką darzył kiedyś Bolesława poprzedni król i cesarz Otto III (983-1002).

Czwartego lutego 1018 roku najmłodszy syn Bolesława, Otto, odebrał uroczyście saską narzeczoną w górnołużyckim grodzie Cziczani (dzisiejsze Zützen) i eskortował jej orszak do Wielkopolski. Jej ślub z polskim księciem był typowym małżeństwem „dyplomatycznym”, którego główny cel stanowiło utrwalenie właśnie zawartej politycznej umowy o „nieagresji” przez zadzierzgnięcie więzów powinowactwa między obiema mocno skonfliktowanymi od kilkunastu lat stronami. Oda miała wtedy dwadzieścia dwa lata, więc była już bardzo starą panną, bo dziewczęta wydawano wtedy za mąż nawet w wieku trzynastu lat. Mogła być już raczej młodą wdową, bo inaczej przebywałaby w jakimś klasztorze, jak jej starsza imienniczka, która w 979/980 roku została żoną Mieszka I. Chrobry był od niej starszy o 30 lat i miał już za sobą trzy małżeństwa (z jakąś saską margrabianką, z anonimową Węgierką i z Emnildą) oraz sześcioro doros­łych dzieci, co stawiało młodą żonę w sytuacji obfitującej w potencjalne konflikty.

Sascy negocjatorzy układu pokojowego liczyli pewnie (i słusznie) na złagodzenie wzajemnych stosunków przez wzmocnienie i tak już licznych rodzinnych powiązań sasko-piastowskich. Kluczową rolę odgrywał w nich brat Ody, miśnieński margrabia Herman I, który w 1018 roku znalazł się w węźle ciekawych zależności rodzinnych. Był już przecież od szesnastu lat zięciem Chrobrego, a teraz został też jego szwagrem. Równocześnie jego siostra Oda została teraz macochą jego żony Regelindy, choć była od niej znacznie młodsza. Urodzona wkrótce przez Odę córka Matylda była równocześ­nie siostrzenicą Hermana i przyrodnią siostrą jego żony. Te skomplikowane współzależności, za którymi krył się splot często sprzecznych interesów, pokazują polityczną wagę powiązań rodzinnych. Służyły one pozycjonowaniu dynastii monarszych i rodów arystokratycznych w wielopiętrowym układzie wpływów oplatających każde państwo, tworząc sieć relacji, które często okazywały się ważniejsze od lojalności politycznej.

W negocjacjach kształtujących ten nowy wymiar skomplikowanego splotu więzów pokrewieństwa i powinowactwa łączącego Piastów z Ekkehardynami pewną rolę mógł odegrać „stryj” Hermana i senior tego rodu, Guncelin z Kucken­burga. Ten awanturniczy graf został w końcu 1017 roku zwolniony z ośmioletniego aresztu i przywrócony do łask przez cesarza Henryka II, który wybaczył mu jego winy, m.in. też zbyt bliską zażyłość z polskim władcą. Według saskiego kronikarza Thietmara, Guncelina łączył z Bolesławem tajemniczy „braterski” związek i w przeszłości wielokrotnie ze sobą współpracowali. Może w 1017 roku darowano mu karę w zamian za pomoc w negocjacjach z Chrobrym? To jego pomysłem mogło być dalsze wzmocnienie związków Piastów z mającymi duże ambicje polityczne Ekkehardynami.

Kiedy najważniejszym aktorom tej sceny (łącznie z cesarzem) udało się już uzgodnić wspólny cel polityczny i zaprzysiąc w styczniu 1018 roku układ w Budziszynie, nastąpiły szybkie działania konkludujące to porozumienie. Pośpiech był tak duży, że małżeństwo Ody z Bolesławem zawarto już po siedemdziesiątnicy, czyli po trzeciej niedzieli przed Wielkim Postem, a więc w czasie przedpościa. A przepisy kościelne wykluczały wówczas zawieranie małżeństw w tym okresie bez stosownej dyspensy biskupiej, o której w politycznym pośpiechu zapomniano albo nie udało się jej uzyskać. Ślub „bez pozwolenia kanonicznego” został więc wypomniany małżonkom przez biskupa Merseburga, który podkreślił, że z tego powodu Oda „nie cieszyła się stanowiskiem matrony, szczególnie godnym takiego związku” (Thietmar VIII, 1). Był to w jego oczach jeszcze jeden z wielu dowodów na grzeszny charakter polskiego księcia, który przez długie lata skutecznie kontrował hegemonistyczną strategię cesarstwa.

Thietmar nie wspomniał o jeszcze jednym poważnym problemie, który mógł podważyć ważność tego małżeństwa. W pospiesznym dążeniu do wzmocnienia układu pokojowego przez polsko-saskie małżeństwo na najwyższym szczeblu „przeoczono” bowiem istotną przeszkodę kanoniczną w postaci spowinowacenia Ody i Bolesława. Związek prawno-rodzinny (powinowactwo) uznawano przecież wtedy za równie niebezpieczną bliskość jak związek biologiczno-rodzinny (pokrewieństwo). Ożywioną dysputę na ten temat sprowokował konstantynopolitański patriarcha Sisinnios, który w 997 roku dokonał teologicznej wykładni tego zakazu.

Cokolwiek by mówić o tym małżeństwie, a kronikarze podawali przecież w wątpliwość mężowską uczciwość Chrobrego, to jego owocem było szybkie (może już nawet w końcu 1018 roku) urodzenie się Matyldy — czwartej córki i ostatniego dziecka Bolesława. Jej oczywistym przeznaczeniem, jako córki władcy, był wyjazd na zagraniczny dwór, gdzie miałaby, tak jak jej matka, gwarantować jakieś porozumienie geopolityczne, albo umieszczenie jej w prestiżowym klasztorze, gdzie tak jak jedna z jej trzech przyrodnich sióstr miałaby gwarantować duchowe wsparcie dla swojej dynastii. Dla Matyldy wybrano tę drugą drogę, co sprawiło, że nie odegrała żadnej roli politycznej.

Aby jeszcze bardziej skomplikować obraz życia rodzinnego Chrobrego, trzeba wspomnieć o jego ruskiej kochance, która pojawiła się na kartach historii też w 1018 roku. Według naszego kronikarza Anonima Galla (I, 7), Bolesław chciał się zemścić „na królu Rusinów [tj. Jarosławie], który odmówił mu oddania swej siostry za żonę”, kiedy szukał nowej kandydatki do małżeństwa po śmierci Emnildy w 1017 roku. Późniejsze źródła podają, iż jego wybranka miała na imię Przedsława (Передслава). Biskup merseburski (Thietmar VIII, 32) był oburzony, że ją „ten stary wszetecznik Bolesław uprowadził bezwstydnie, zapominając o swojej ślubnej saskiej małżonce”, tj. o Odzie Ekkehardównie.

I znów powstał ciekawy układ powiązań rodzinnych — tym razem skierowany na wschód. Przedsława była wszak siostrą księcia Świętopełka Władymirowicza, ruskiego zięcia Chrobrego. Zatem szwagierka młodszej córki Chrobrego została jego kochanką. To jeszcze bardziej skomplikowało życie uczuciowe polskiego władcy, bo wszak jego sakramentalna saska żona Oda była szwagierką jego starszej córki Regelindy, margrabini miśnieńskiej. W ten sposób nieokiełz­nany w swojej fantazji Bolesław swoiście powiązał Wschód z Zachodem symbolicznie reprezentowane przez Rusinkę Przedsławę Władymirównę i Sasinkę Odę Ekkehardównę. Byłoby bardzo interesujące poznać jego stosunek do tej niezwykłej sytuacji wielopoziomowych powiązań krewniaczo-powinowatych.

Nie wiemy, co się stało z ruską księżniczką po jej przywiezieniu do Polski w 1018 roku. Może gorące początkowo uczucie polskiego władcy do młodej Rusinki wystygło równie szybko, jak się ujawniło? A może księżnej Odzie udało się pozbyć rywalki tak skutecznie, że nie zostały po niej żadne ślady źródłowe? Próbowano wykorzystać archeologię do ustalenia choćby miejsca „zakwaterowania” Przedsławy w Polsce. Gerard Labuda wskazał na Ostrów Lednicki, bo znaleziono tam przedmioty niewątpliwie sprowadzone ze wschodu, m.in. ozdobny grzebień z kości słoniowej stosowany w obrzędach cerkiewnych (ryc. 5) oraz staurotekę, czyli relikwiarz na fragment drewna z krzyża Jezusa (por. ryc. 11). Jeżeli to podejrzenie oraz przytoczona wcześniej hipoteza o zamieszkaniu w tym grodzie przed 1014 rokiem siostry Chrobrego są słuszne, to by oznaczało, że tę dobrze wyposażoną i centralnie położoną wyspę na jeziorze lednickim książę wyznaczył na prestiżową siedzibę drogich sobie kobiet.

 Zapraszamy do zakupu pełnej wersji książki

1 Nie ma pewności co do jej oryginalnego imienia. W Skandynawii mogła nosić imiona Sigrida, Storada, a nawet Gunhilda, co jest przedmiotem rozważań historyków.

2 W 1976 roku Maria Krüger opublikowała w zbiorze Złota korona. Opowiadania z historii Polski poświęcone Regelindzie opowiadanie Uśmiech księżniczki.

3 Kiedyś uznawano je za monety Mieszka I, co zakwestionował Stanisław Suchodolski.