44,99 zł
Jak mieć spokojniejsze relacje? Jak osiągnąć holistyczne zdrowie? Jak dokonać głębokiej zmiany w swoim życiu?
Odkryj ciałoczułość – rewolucyjne podejście, które umożliwi ci nawiązanie autentycznej więzi ze swoim ciałem.
Ta książka nauczy cię, jak słuchać sygnałów płynących z wnętrza, co przyczyni się do poprawy zdrowia, wzmocnienia relacji oraz osiągnięcia spokoju i byciu w obecnej chwili. W świecie, który pędzi naprzód, przepełnionym powierzchownością i natychmiastowymi rozwiązaniami, znajdziesz klucz do trwałej zmiany.
Ciałoczułość to praktyczne narzędzie, które pomoże ci uwolnić się od stresu, napięć i ograniczeń, otwierając drzwi do mądrości twojego ciała i pełni życia.
Dr Luke Sniewski
Luke jest facylitatorem, mentorem oraz certyfikowanym praktykiem Compassionate Inquiry – psychoterapeutycznego podejścia opracowanego przez doktora Gabora Maté. Jego badania doktoranckie koncentrowały się na medytacji jako formie interwencji dla mężczyzn uzależnionych od pornografii. Jako trener wellbeing i terapeuta somatyczny, Luke łączy swoją szeroką wiedzę i doświadczenie w unikalnym podejściu, które pomaga innym doświadczyć większej witalności, autentyczności oraz wewnętrznego spokoju w życiu.
Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi lub dowolnej aplikacji obsługującej format:
Liczba stron: 420
Jako współkierowniczka programu szkolenia zawodowego w obszarze metody Compassionate Inquiry oraz mentorka kursantów uczących się tego podejścia terapeutycznego, opracowanego przez Gabora Maté, mam zaszczyt oglądać materiały filmowe osób ubiegających się o certyfikat praktyka Compassionate Inquiry po ukończeniu rygorystycznego, całorocznego szkolenia.
Dobrze pamiętam swoje pierwsze zetknięcie z pracą Luke’a przedstawioną na jednym z tych filmów. Uderzyła mnie jego wyjątkowa przenikliwość, pewność siebie, pozwalająca włączyć się do opowieści klienta w celu dotarcia do ukrytej prawdy, oraz zdolność do odkrywania i kwestionowania czyichś nieświadomych przekonań. Od razu dostrzegłam jego talent jako terapeuty. Było to w 2020 roku. Od tego czasu Luke stał się cenionym członkiem zespołu facylitatorów programu Compassionate Inquiry i wybitnym mentorem dla uczestników tego programu, pomagającym im doskonalić swoje umiejętności. Cieszy się dużym uznaniem zarówno wśród uczniów, jak i współpracowników.
Czytając Ciałoczułość, doceniłam połączenie otwartego pisania o sobie i swoich doświadczeniach oraz badań naukowych. Ta szczególna kombinacja zachęca czytelnika do skorzystania z przedstawionych wskazówek. Szczerość, odwaga, wrażliwość i mądrość Luke’a mogą być dla wielu drogowskazem, który pomaga obrać właściwe podejście do myśli, emocji, a przede wszystkim do ciała, aby żyć lepiej.
Przyglądając się drodze Luke’a i jego refleksjom nad swoim życiem – od wczesnego dzieciństwa po dorosłość – zyskałam wgląd we własne traumy i uzależnienia. Łączy nas kilka intrygujących podobieństw: oboje byliśmy wcześniakami, których nie karmiono piersią, i mamy polskie korzenie. Trauma międzypokoleniowa żyje w każdym z nas. Wiemy obecnie, że historie życia naszych rodziców i dziadków, a być może także spuścizna kulturowa, mogą przejawiać się w zachowaniu. W tym kontekście szczególnie spodobało mi się jedno ze stwierdzeń Luke’a: „Nie zawsze jesteśmy w stanie zapanować nad tym, co się nam przydarza – niektórzy powiedzieliby, że to zupełnie niemożliwe – lecz dzięki cierpliwości, determinacji oraz odrobinie dobrej woli i ugodowości możemy zadecydować, jak się do tego odniesiemy”. Nasza siła tkwi w możliwości podejmowania tego rodzaju decyzji. Aby móc wybrać tę ścieżkę, która prowadzi do większej radości, spełnienia oraz indywidualnego i zbiorowego dobrostanu, potrzebujemy szerokiej perspektywy, umiejętności dostrzegania dostępnych opcji oraz zdolności wyboru opartego na spokoju i wewnętrznej równowadze.
Życie każdego człowieka to podróż, a ponieważ każda z nich jest wyjątkowa, nikt nie powinien mówić komuś, jak ma żyć. Warto jednak mieć przewodnika, który wskaże możliwe kierunki. Podróże po Indiach, Chinach, Europie i Ameryce Południowej podobały mi się bardziej, gdy przyjaciele lub przygodnie poznani ludzie sugerowali miejsca do odwiedzenia i towarzyszyli mi w wyprawie.
Ciałoczułość to przewodnik podróżnika, który pragnie wyprawić się w głąb samego siebie. Najpierw należy uznać i zaakceptować to, co spotkało nas i naszych przodków – zrozumieć mechanizmy radzenia sobie z emocjami oraz metody przetrwania, którymi się posługiwaliśmy, aby złagodzić skrywany wewnątrz ból emocjonalny. Trzeba nauczyć się przyglądać myślom i emocjom ze świadomością, że kiedyś przeminą i nie są tożsame z nami; trzeba zaprzyjaźnić się z ciałem i słuchać jego komunikatów, z ciekawością i uważnością pochylając się nad każdym dyskomfortem; trzeba odnosić się ze współczuciem do wszystkich części nas samych oraz tego, co w sobie odkrywamy, i znajdować zadowolenie w chwili obecnej. W tej książce Luke pokazuje, jak to robić, i dostarcza cennych narzędzi.
Życzę ci, abyś zaczerpnął jak najwięcej radości i wiedzy z podróży, która jest wyłącznie twoja.
Sat Dharam Kaur
Współkierowniczka programu Compassionate Inquiry
Autorka książki The Complete Natural Medicine Guide to Women’s Health
Owen Sound, Ontario, Kanada
3 października 2022 roku
Kontakt z własnym ciałem, a ściślej rzecz biorąc, bycie we własnym ciele, pozwala poznać prawdę.
Harriet Goldhor Lerner
Więcej mądrości jest w ciele niż w najdonioślejszych filozofiach.
Fryderyk Nietzsche
Pozostaję w podziwie wobec własnego ciała.
Henry David Thoreau
Życiową pasję odkryłem w wieku piętnastu lat. Nie wiedziałem wtedy, że decyzja o zajęciu się grą w futbol z wolna przekształci się w coraz głębszą eksplorację pokładów mądrości tkwiących w ciele. Ludzkie ciało – a konkretnie moje ciało – stało się niewyczerpanym źródłem spostrzeżeń, które zmieniły sposób, w jaki żyję, odnoszę się do siebie i postrzegam świat. Nagrody płynące z wielokrotnego angażowania się w wykonywanie tak zwanej wewnętrznej pracy, nieodzownej w przypadku takiego przedsięwzięcia, są warte zachodu. Piszę te słowa z uśmiechem, bo mogę szczerze powiedzieć, że kocham swoje życie, a także dodać coś, co kiedyś wydawało mi się niemożliwe: akceptuję siebie. Moje ciało jest spokojne, zrelaksowane i odpowiada odprężeniem. Zgadza się ze mną.
Początki były powierzchowne i skromne, lecz moja eksploracja ludzkiego ciała pogłębiała się z biegiem czasu. Dzięki futbolowi amerykańskiemu na własnym przykładzie poznałem wrodzony potencjał organizmu do fizycznej transformacji, jego odporność i niezwykłą wręcz zdolność adaptacji do otoczenia. Patrzyłem, jak przemieniam się z nieskoordynowanego chudzielca w gracza zdolnego do uprawiania sportu na zawodowym poziomie. Ciało jest jednak czymś więcej niż tylko zjawiskiem fizycznym, a nasz styl życia wpływa nie tylko na jego siłę, wydolność i estetykę.
Po krótkiej przygodzie rozgrywającego w drużynie Ancona Dolphins w Italian Football League moja obsesja na punkcie ludzkiego ciała zyskała bardziej holistyczny wymiar, gdy połączyłem jogę, uważność, techniki zwiększania mobilności i praktyki masażu. Nasz styl życia – to, jak się poruszamy, jemy, śmiejemy się, kochamy, śpimy, myślimy, pracujemy i odpoczywamy – ma wpływ na wzajemnie powiązane i współzależne aspekty psychicznego, fizycznego i emocjonalnego dobrostanu. Troska o ciało tak naprawdę leży u podstaw dobrego samopoczucia psychicznego i emocjonalnego. „Uzdrów ciało, a umysł podąży za nim”. Spostrzeżenie to miało decydujący wpływ na to, jak pracowałem i w jaki sposób pomagałem innym przez prawie dwadzieścia lat.
Czas dostrajania się do subtelnego języka ciała stał się furtką do duchowego przebudzenia i życia skupionego na obecności tu i teraz, bardziej autentycznego i nacechowanego poczuciem większego wewnętrznego spokoju. Okres ten był zarazem początkiem końca nieprzydatnych już nawyków, takich jak konsumowanie treści pornograficznych, pracoholizm i skłonność do zadowalania innych. Uciekałem się do tych zachowań, aby uniknąć nieprzetworzonych emocji, i imałem się ich za każdym razem, gdy coś te emocje wyzwalało albo mnie stresowało.
Podobnie jak wielu mężczyzn myślałem, że spanie z jak największą liczbą kobiet, oglądanie porno, obsesja na punkcie sportu, gry wideo, szukanie sobie zajęć, dążenie do sukcesu i zarabianie pieniędzy są zupełnie normalnymi aspektami męskości. Moje ciało rozwikłało i zintegrowało podświadome uwarunkowania i nieprzetworzoną traumę leżące u podstaw tych nawykowych wzorców dopiero wtedy, gdy nauczyłem się wyłączać z tych procesów umysł. Jak wkrótce się przekonasz, to on często zakłóca i przerywa naturalny tok zdrowienia i integracji emocjonalnej ciała.
Książka ta jest pokłosiem bezgranicznej fascynacji ludzkim ciałem oraz jego niezwykłą rolą w zdrowieniu, rozwoju osobistym i rozkwicie we wszystkich aspektach życia. O ile mój tytuł zawodowy – trener dobrostanu, terapeuta somatyczny czy psycholog par – zmienia się w zależności od potrzeb osoby, która zwraca się do mnie o pomoc, o tyle moja praca z klientami zawsze zaczyna się na ciele i na nim kończy.
Podstawowe przesłanie tej książki brzmi tak, że słuchanie ciała stanowi klucz do znalezienia odpowiedzi na jedne z najważniejszych pytań, jakie zadajemy sobie w życiu. „Jak dążyć do holistycznego zdrowia? Jak wprowadzać autentyczne zmiany? Jak tworzyć przyjaźniejsze relacje?” Pytania tego rodzaju słyszałem od klientów w trakcie całej mojej kariery zawodowej.
Te trzy intencje podsumowują powody, dla których ludzie przychodzą do mojej przestrzeni terapeutycznej. Choć sytuacja każdego klienta wygląda inaczej, głównym impulsem i iskrą do szukania pomocy zawsze jest jakiś wariant któregoś z tych trzech pytań. Udzielenie odpowiedzi na dowolne z nich wymaga wybrania się w podróż w głąb ciała, w trakcie której klienci uczą się go słuchać, nawiązywać z nim kontakt i dbać o nie, ostatecznie zaś zaczynają posługiwać się nim jak kompasem, ułatwiającym nawigowanie przez życie.
Ciało może być ekspertem, przewodnikiem i barometrem poprawy jakości każdego aspektu życia. Za pośrednictwem wewnętrznych sygnałów i wskazówek daje nam znać, czy coś w stylu naszego życia (na przykład to, jak się odżywiamy albo jaką uprawiamy aktywność fizyczną) wspiera czy utrudnia naturalny proces zdrowienia. Dzięki nauce języka doznań fizycznych stajemy się świadomi impulsów, które służą jako katalizator trwałych zmian. Nie mam tu na myśli zmian opierających się na kruchym fundamencie siły woli, który w końcu pęka pod wpływem nadmiernego stresu. Chodzi mi o proces, który odkrywa i pozwala nam wybrać dla siebie nową drogę i przeznaczenie.
Pozostając w kontakcie z własnym ciałem, możemy ćwiczyć obcowanie z nim podczas przechodzenia od doświadczania podświadomej reakcji do świadomej odpowiedzi. Jeśli chodzi o relacje z innymi, to właśnie w tym okresie przejściowym uczymy się odróżniać to, co jest nasze, od tego, co należy do kogoś innego. Uczymy się, jak być z innymi ludźmi i słuchać ich bez zakłóceń wynikających z naszego osobistego bagażu i emocji, które na nich rzutujemy. A kiedy dajemy drugiemu człowiekowi przestrzeń do bycia sobą, wnosimy do relacji poczucie spokoju. Wymieniłem teraz tylko niektóre ze sposobów, w jakie utrzymywanie kontaktu z ciałem wpływa na codzienne doświadczenia. W dalszej części tej książki przytoczyłem ich o wiele więcej.
Napisałem Ciałoczułość z myślą o kilku typach czytelników, cechujących się określonymi rodzajami zapatrywań i układu nerwowego, którzy będą zainteresowani historiami, poradami i strategiami przedstawionymi na kolejnych stronach. Ogólnie rzecz biorąc, książka ta jest kierowana do osób, które chcą dokonać w swoim życiu autentycznych zmian, ale jak dotąd udaje im się robić tylko krótkotrwałe zrywy, przez które odnoszą wrażenie, że zmiana jest po prostu niemożliwa lub że zawsze będzie nietrwała. Ciałoczułość można uznać za książkę w szczególny sposób adresowaną do mężczyzn, ponieważ poruszam w niej tematy, których właściwie nigdy nie omawia się w rozmowach w męskich kręgach, takie jak wrażliwość emocjonalna i pornografia. Chciałbym także, aby książka ta stała się wsparciem dla innych osób zaangażowanych w pomaganie ludziom, takich jak trenerzy, doradcy, terapeuci czy psychologowie. Specjaliści mogą potraktować ją jako źródło wiedzy oraz motywacji dla klientów, z którego można czerpać wskazówki w niezwykle ważnym czasie pomiędzy sesjami. Specjalnie dla tych czytelników i jako pożywkę dla ich umysłów przytoczyłem w niej przekonującą liczbę badań naukowych. Książka ta jest też przeznaczona dla tych osób, którym przejadł się materialistyczny model życia oparty na sukcesie i produktywności. Gdy ślepa ambicja gaśnie, tacy ludzie często zaczynają dostrzegać, że życie przynosi najwięcej radości, gdy ich relacje oraz ciało wypełniają relaks, komfort i spokój.
Różnorodność potencjalnych odbiorców tej książki oznaczała, że musiałem płynnie zmieniać styl pisania z myślą o odmiennych typach czytelników, aby dostosować określone fragmenty i narrację do ich specyficznie skonstruowanych mózgów. W trakcie lektury bez wątpienia dostrzeżesz w autorze naukowca, pomocnika, podekscytowanego dzieciaka relacjonującego jakąś historię albo zwykłego faceta próbującego nawiązać kontakt z innymi facetami. Są to różne części mnie, które chciały się uwidocznić lub wyrazić. Być może właśnie to sprawia, że pisanie jest tak katartycznym przeżyciem, ponieważ w trakcie całego tego procesu różne nasze części mają szansę zabłysnąć.
Zapewne zauważysz też, że znaczna część tej książki opiera się na osobistych doświadczeniach. Nie ograniczyłem się do przestudiowania literatury, by potem powiązać ze sobą garść faktów i napisać kolejny tom będący po prostu zbiorem informacji. Wielokrotnie zagłębiałem się w swój somatyczny świat – i nadal to robię – ponieważ jestem nim zafascynowany i nieodmiennie zdumiony tym, co odkrywam. Osobiście stosuję koncepcje, wiedzę i informacje, które tu przedstawiłem. Analizuję swoje wewnętrzne doświadczenia, odkąd drogę tę wskazali mi moi nauczyciele – doktor Gabor Maté, doktor Graham Mead, Rupert Spira i doktor Phil Carter. Podążyłem nią i teraz ją ucieleśniam, mogę więc szczerze dzielić się związanymi z tym spostrzeżeniami.
Jakaś część mnie obawiała się zamieścić niektóre historie na kartach tej książki. Ta część wciąż wierzy, że powinienem być ekspertem, lekarzem, klinicystą albo badaczem, który ma wszystko rozpracowane. Nie jestem i nie mam. Wciąż się uczę. Gdyby istniała osoba idealna, nie miałaby się z kim utożsamić. Tak naprawdę świat nie potrzebuje kolejnych guru ani ekspertów. Potrzebuje ojców stanowiących wzór wrażliwości emocjonalnej, kochanków, którzy nie powielają schematów promowanych w mainstreamowej popkulturze i pornografii, oraz nauczycieli uskrzydlających swoich podopiecznych przez mówienie o tych aspektach siebie, które czynią ich tak samo omylnymi, ułomnymi i ludzkimi, jak są ich uczniowie. Pisząc o sobie, wybrałem właśnie takie podejście.
Autentyczność o wiele zbyt często przysparza nam wstydu. Ja zaś na własnym przykładzie przekonałem się, że dzięki otwartości, wrażliwości i prawdomówności w życiu mogą zagościć miłość i więzi. Byłoby więc z mojej strony hipokryzją, gdybym się na taką otwartość nie zdobył. Dlatego na kolejnych stronach dzielę się surową, nagą prawdą o mojej duszy. Część moich rozważań ma charakter edukacyjny, część ma za zadanie inspirować, a część przedstawić możliwie szczegółową relację z głębokich przeżyć, które z trudem dały się ubrać w słowa, choć dokładałem wszelkich starań. Opowiadam między innymi o swojej przeprawie z uzależnieniem od pornografii, wraz ze wszystkimi potknięciami, które starałem się ukrywać przed światem, zanim zrozumiałem, że nasze niedoskonałości są w stanie zmienić się same jedynie dzięki radykalnej samoakceptacji. Piszę o tym wszystkim dlatego, że każdy z nas odbiera te same podstawowe ludzkie doświadczenia w nieco inny sposób.
Trudno jest zdjąć maski, które pokazujemy światu. Mamy wrażenie, że jeśli ujawnimy swoją wrażliwość i wgniecenia w pancerzu, przestaniemy być uważani za niezwyciężonych ekspertów albo pomocnych superbohaterów, którymi naszym zdaniem być powinniśmy. Z tej perspektywy niniejsza książka stanowi kwintesencję wiedzy, która dowodzi, że można zdjąć maskę, aby być autentycznym sobą.
Jakiś czas po tym, gdy wyruszyłem we własną podróż ku samopoznaniu i rozwojowi, uświadomiłem sobie, że nie jestem zainteresowany oświeceniem, doskonałością ani wybitnymi osiągnięciami. Chciałem umieć żyć lepiej. Chciałem czuć się swobodniej we własnej skórze; chciałem pełniej i bardziej autentycznie istnieć w swoim życiu i w relacjach, które je definiowały, a oprócz tego dowiadywać się jak najwięcej o potencjale ludzkiego ciała. Chciałem być lepszym ojcem, synem, kochankiem, partnerem, przyjacielem, bratem i terapeutą. Przestałem biec w stronę iluzorycznej mety i teraz czerpię radość ze spokojnego spaceru z bliskimi.
Z tego względu uważam, że jedyną dziedziną, w której możemy być prawdziwymi ekspertami, jest nasze własne życie. Niczego nie znamy głębiej i pełniej niż swoich doświadczeń. Jedno z głównych założeń podejścia ciałoczułości polega na tym, że wszystko, czego potrzebujemy dowiedzieć się o sobie, świecie i życiu, dzieje się właśnie teraz. Wystarczy nauczyć się zwracać na to uwagę. Ciało – nasze pojmowanie go i więź z nim – jest filarem tej umiejętności. Kompas w tej podróży zawsze wskazuje na wnętrze.
Wybierając się w podróż w głąb siebie, wiedz, że nie ma nic bliższego, bardziej namacalnego i dostępnego niż własne doznania somatyczne, odbierane w każdej chwili istnienia. Tymczasem my wciąż i wciąż szukamy odpowiedzi poza sobą, nieświadomi faktu, że nasz najwspanialszy nauczyciel, lekarz i przewodnik jest w nas. „Umysł snuje opowieści; ciało mówi prawdę”. Te słowa będą się wielokrotnie przewijały w niniejszej książce.
Na szczególnie okrutny żart może zakrawać odkrycie, że choć na ogół szukamy zaspokojenia najgłębszych tęsknot duszy na zewnątrz, rozwiązania przez cały czas cicho i łagodnie czekają w nas samych. Podczas gdy wielu dąży do mistrzostwa umysłu, ja poświęciłem życie pokornej służbie ciału. Mam nadzieję, że ta książka pokaże ci, dlaczego tak się stało i jak czerpanie z mądrości ciała może wskazać właściwą drogę. Z całego serca dziękuję za wybór tej lektury.
Luke Sniewski
Auckland, Nowa Zelandia
15 września 2022
Rozdział 1
To jest twoje ciało, twój największy dar, brzemienny mądrością, której nie słuchasz; smutkiem, o którym sądziłeś, że już go zapomniałeś, i nigdy niezaznaną radością.
Marion Woodman
W moim ciele są wszystkie święte miejsca świata, a pielgrzymka w głąb niego jest tą najważniejszą, jaką mogę odbyć.
Saraha
Tylko mniej więcej dwa procent jednego procenta naszych myśli zasługuje na to, by traktować je poważnie.
Mokokoma Mokhonoana
Siedząc na dachu busa (tak, na dachu, bo w środku nie ma już wolnych miejsc), patrzę na uśmiechniętego od ucha do ucha Filipińczyka. „Obiad” – mówi, entuzjastycznie kiwając głową. Ten człowiek życzliwie zaoferował, że przyjmie mnie i mojego kamerzystę, a zarazem serdecznego przyjaciela, Daniela, pod dach swego skromnego domu na dalekich Filipinach.
Bus, (na) którym jedziemy, to tak naprawdę jeepney, czyli stary amerykański pojazd wojskowy przystosowany do transportu publicznego. Daniel i ja siedzimy na wielkich workach ryżu, należących do pasażerów. Obok nas leży bardzo włochaty i bardzo martwy dzik. Choć bijący od niego zapach trudno nazwać miłym, skłamałbym, mówiąc, że nie podchodzę do kwestii obiadu z podobnym entuzjazmem jak nasz gospodarz.
Jeepney jedzie przez wietrzne góry Kalinga. Naszym celem jest Buscalan, mała wioska, w której mieszka i uprawia swoje rzemiosło Apo Whang-Od, najstarsza mistrzyni tradycyjnego tatuażu na świecie – miała wówczas 97 lat. Jej specjalność, mambabatok, jest uważana za jedną z najboleśniejszych form tatuażu. Sztukę tę uprawia się przy użyciu drewnianego kijka używanego jako młotka oraz ciernia z drzewa cytrynowego jako igły, za atrament służy zaś woda zmieszana z popiołem. Czyż istnieje dla tatuażowego nowicjusza lepszy sposób na zapoznanie ze światem rysunków na ciele niż mambabatok? Mój umysł rozkoszuje się przeżyciami, które gromadzą się w trakcie tej przygody.
Po długiej wędrówce do ukrytej w dziczy wioski Buscalan docieramy do domu Whang-Od, gdzie tatuażystka także pracuje. Zaczynam rozstawiać sprzęt fotograficzny i filmowy, kiedy nagle uświadamiam sobie, że ani przez chwilę nie zastanawiałem się nad tym, jaki obraz chcę utrwalić na skórze. Biorąc pod uwagę wszystko, co trzeba było zrobić, aby zjawić się u Whang-Od, można to jednak uznać za zrozumiałe niedopatrzenie.
Przygoda ta ma stanowić kanwę ostatniego, pięćdziesiątego szóstego odcinka serialu dokumentalnego, zatytułowanego A Million Ways to Live (Milion sposobów na życie). Ponieważ w owej chwili nie wiedziałem, że finałowy odcinek nigdy nie zostanie wyemitowany, zająłem się jego planowaniem tak, jakby miał zostać pokazany światu. Nie muszę chyba dodawać, że byłem wyczerpany podróżami autobusowymi i zarwanymi nocami, by tu dotrzeć.
Przygotowując sprzęt, zerkam na Whang-Od, która wykonuje tatuaż na karku młodej kobiety. Kiedy pytam tę kobietę o wybrany wzór, odpowiada, że będzie to krab. Ponieważ urodziłem się pod znakiem raka, jej odpowiedź od razu przykuwa moją uwagę. Kobieta dodaje, że w kulturze Kalinga krab jest symbolem wędrowca lub wędrówki. Kolejny intrygujący zbieg okoliczności.
Filipiny są trzydziestym ósmym krajem, który odwiedzam w ramach mojego globalnego przedsięwzięcia podróżniczego. Uznaję za właściwe, by upamiętnić swoją przygodę symbolem kraba Kalinga. Przez mój umysł przetacza się kolejna fala ekscytacji, gdy historia wyprawy wzbogaca się o znaczenia i szczegóły. Potem jednak, w przełomowym momencie, rzeczywistość raptownie rozmija się z oczekiwaniami.
Ponieważ jestem zaabsorbowany filmowaniem, skupiam się wyłącznie na nagraniu wystarczającej ilości dobrego materiału. Muszę koordynować Daniela kręcącego drugą kamerą, Whang-Od, siebie i statyw oraz tłumacza. Wszystko musi być ustawione tak, by umożliwiło nagranie procesu tatuowania. O powtórkach raczej nie ma mowy, chyba że postanowię ozdobić jeszcze jedną część swojego ciała, czego wolę uniknąć.
Właściwe skonfigurowanie sprzętu jest trudne także dlatego, że muszę zadbać o czystość dźwięku rejestrowanego przez mikrofon. Gdy Whang-Od będzie wkłuwać się w moje plecy, ja powinienem przeprowadzać z nią wywiad. W końcu siadam na krześle i czując, jak cierń wbija mi się w kark, zaczynam wypytywać Whang-Od o sekrety jej długowieczności. Nasz drogi gospodarz i miłośnik dzików jest tłumaczem i stoi obok nas, poza polem widzenia kamery. Staram się, jak umiem, zapanować nad wieloma dynamicznie zmieniającymi się aspektami tej produkcji, a jednocześnie poddaję górną część pleców najbardziej bolesnemu tatuażowi świata. Wielozadaniowość zawsze była moim modus operandi.
W trakcie rozmowy muszę odwracać głowę na bok, aby zadawać Whang-Od pytania, a tłumacz mógł mnie wyraźnie usłyszeć. Jeśli mam być szczery, przez cały wysiłek, jaki wkładam w wizualizowanie i kontrolowanie przebiegu filmowania, podczas sesji tatuażu właściwie nic nie czuję. A ponieważ mój umysł jest całkowicie skupiony na prowadzeniu wywiadu, nie biorę pod uwagę konsekwencji ciągłego odwracania głowy, które wieczorem tego samego dnia staną się oczywiste.
Kiedy po całym południu spędzonym na kręceniu filmu i tatuowaniu (Daniel też poprosił o tatuaż) wracamy do domu gospodarza, jego żona zabiera się do oprawiania dzika, aby przygotować obiad dla ekipy. Daniel i ja wreszcie znajdujemy chwilę, by podziwiać swoje tatuaże.
Jego dziara jest prawdziwym dziełem sztuki – ma duży, idealnie symetryczny, okrągły wzór na łydce. Patrząc na rysunek, rozumiem, dlaczego zorganizowano ogólnokrajową kampanię na rzecz uhonorowania Whang-Od tytułem narodowego artysty filipińskiego. Siedzę i zachwycam się misternymi detalami na nodze Daniela. Potem odwracam się, by pokazać mu malunek Whang-Od w górnej części moich pleców. Komentuje go dwoma słowami: „Jest krzywy”.
Te dwa słowa powodują u mnie intensywny skurcz i ucisk w głębi brzucha. Czuję, jak całe ciało zalewa fala strachu i niepokoju. Dłonie zaczynają mi się pocić. To niemożliwe. Nic tak nie wyzwala emocji u próżnego perfekcjonisty jak jawnie niedoskonały tatuaż. Daniel śmieje się w głos. Ja prawie płaczę.
Odwracanie głowy na bok w trakcie wywiadu sprawiło, że przez całą sesję skóra w górnej części pleców była przesunięta. Przemieściła się na tyle, że efekt przypominał kraba, który zgodnie ze swoją symboliką rzeczywiście wybrał się na wędrówkę poza oś mojego kręgosłupa. Jakże niestosownie stosowne.
Próbuję gorączkowo wymyślić jakieś rozwiązanie, realne lub całkiem niedorzeczne. Chcę obudzić się z tego, co mam nadzieję jest tylko złym snem, myślę o laserowym usunięciu tatuażu i o podróży w czasie. Wreszcie panika cichnie i zmuszam się do niechętnego pogodzenia się z rzeczywistością. Życie dało mi cenną (i trwałą) lekcję pod względem próżności i perfekcjonizmu. Mój niedoskonały, wędrujący krab nigdy nie doczekał się komplementów. Trudno.
Opisałem swoją przygodę z tatuażem na Filipinach, ponieważ w zabawny sposób pokazuje ona, że interpretacje umysłu bardzo często odbiegają od rzeczywistości zjawisk zachodzących w ciele. Jak dotąd przedstawiłem wspomnienia tego, co się wydarzyło, z punktu widzenia umysłu, wraz z możliwymi znaczeniami oraz interpretacjami. Innymi słowy, przedstawiłem pewną opowieść.
Poza tym, w zależności od sposobu zrelacjonowania tej historii, od tego, które szczegóły zostaną pominięte, a które podkreślone, a nawet od mojego stanu psychicznego lub nastroju w chwili opowiadania, opis historii nieudanego tatuażu wykonanego przez 97-letnią artystkę może subtelnie się zmieniać – i rzeczywiście tak się dzieje – aby dopasować się do intencji, która najlepiej odpowiada danemu momentowi. Ale jeśli zapytamy ciała, usłyszymy zupełnie inną historię. A tak naprawdę nie usłyszymy żadnej. Usłyszymy prawdę. Moje ciało przez resztę życia będzie się starało usunąć tatuaż, ponieważ atrament wywołał trwałą reakcję zapalną o niewielkim nasileniu. „Umysł snuje opowieści; ciało mówi prawdę”. Ciało – twoje ciało – jest miejscem, w którym znajdziesz Prawdę przez wielkie „P”.
Niezależnie od tego, co mój umysł uzna za lekcję wyniesioną z doświadczenia z tatuażem, ciało – zgodnie z jego podstawową funkcjonalnością oraz programem przetrwania – będzie nieprzerwanie dążyć do usunięcia intruza, aby powrócić do naturalnego, homeostatycznego stanu. Nieważne, ile razy mój umysł będzie starał się dowodzić, że odrobina atramentu nie zaszkodzi; nieważne, czy podoba mi się tatuaż, i bez względu na to, jak przeformułuję tę przygodę albo symboliczny wymiar odebranych lekcji, nie ucieknę od niezaprzeczalnego faktu, że jakaś część odpowiedzi immunologicznej mojego organizmu będzie zaangażowana w usuwanie umieszczonego w skórze barwnika. Ciało będzie to robić bez przerwy, aż do śmierci. Stopniowe blaknięcie malunku z biegiem czasu jest dowodem trwających wysiłków organizmu, zwieńczonych połowicznym sukcesem.
Gdy przechodzimy z poziomu głowy na poziom ciała, nawiązujemy kontakt z tym, co prawdziwe – z tym, co faktycznie się dzieje – a nie z interpretacją rzeczywistości oferowaną przez umysł. Zyskujemy zdolność do odrzucenia mentalnej opowieści i przyjrzenia się prawdzie naszych doświadczeń. Na przykład pod wpływem stresu umysł może w nieskończoność snuć wizje, które budzą niepokój, zmartwienie lub złość. Większość z nich nigdy się nie ziści.
Niezaprzeczalna prawda ciała w takiej sytuacji polega na obecności fizjologicznych odczuć złości lub lęku. Wiążą się one ze specyficznymi reakcjami fizjologicznymi, takimi jak uwolnienie hormonu stresu, kortyzolu, oraz aktywacja współczulnego układu nerwowego. Próbując złagodzić wewnętrzny dyskomfort ciała i manipulując interpretacjami podsuwanymi przez umysł, wdajemy się w dziecięcą grę w zbijanie kreta – w miejsce każdego wyeliminowanego czynnika zewnętrznego pojawiają się dwa nowe. Ale jeśli zamiast tego zareagujemy na nawoływania organizmu do wyciszenia się, zapanowania nad sobą i obniżenia poziomu kortyzolu lub uspokojenia pobudzonego układu nerwowego poprzez skoncentrowanie się na trosce o bieżące potrzeby ciała, nawiążemy kontakt z prawdziwym źródłem dyskomfortu.
Innym typowym przykładem snucia opowieści przez umysł jest mocne przywiązanie do konkretnej ideologii żywieniowej ze względu na jej rzekome korzyści zdrowotne. Jest to tylko pewna historia, ponieważ prawdę o tym, czy wybory żywieniowe – podobnie jak każdy wybór dotyczący stylu życia, o czym napisałem w następnym rozdziale – pomagają czy szkodzą, poznamy najlepiej, słuchając rzeczywistej reakcji ciała na to, co jemy i pijemy. Możemy kierować się niezbitymi argumentami najbardziej wiarygodnych ekspertów, badaniami naukowymi i relacjami, lecz przekonanie umysłu o tym, że dana dieta jest zdrowa, niewiele da, jeśli realia reakcji ciała będą stały z nim w sprzeczności. „Umysł snuje opowieści; ciało mówi prawdę”. Wiedza o tym, co jest prawdziwe, stanowi najlepszy punkt oparcia podczas nawigowania po często trudnych i nieoczywistych realiach życia – i takie jest sedno tej książki.
Soma to łacińskie słowo oznaczające „ciało”. Angielski termin wise wiąże się z wiedzą, doświadczeniem oraz umiejętnością trafnego rozróżniania i osądzania. Praktyki przedstawione w tej książce pomagają stać się ciałoczułym (ang. somawise), przez co rozumiem zyskanie dostępu do mądrości ciała i kierowanie się tą mądrością na co dzień.
Ukułem termin somawise, aby przedstawić argumenty przemawiające za życiem skoncentrowanym na ciele i niekończącą się eksploracją, której może się podjąć każdy, kto ma dość śmiałości, aby udać się do własnego wnętrza i badać nieznane terytoria empirii, co nieuchronnie wiąże się z dyskomfortem. Ciałoczułość to świadomy wybór życia w bezpośrednim kontakcie z doświadczeniami cielesnymi w każdej kolejnej chwili. Mądrość płynąca z takiego sposobu bycia może pomagać w pielęgnowaniu holistycznego dobrostanu, wprowadzaniu autentycznych zmian oraz we wnoszeniu spokoju i harmonii do relacji międzyludzkich. Odpowiedzi, których szukasz, znajdują się w ciele. Twoim ciele.
Naukowcy nieustannie badają i odkrywają zjawiska świadczące o doniosłej roli świadomego kontaktu z ciałem. W niektórych badaniach wykazano na przykład, że skuteczna samoregulacja opiera się na zdolności do trafnego wykrywania i oceniania wewnętrznych sygnałów somatycznych związanych ze zdarzeniami, sytuacjami i relacjami w środowisku zewnętrznym1. Kultywowanie świadomości informacji sensorycznych płynących z ciała, czyli świadomości interoceptywnej, ułatwia samoregulację i sprzyja zdrowiu oraz dobremu samopoczuciu2. Ciałoczułość jako podejście rozwija świadomość interoceptywną poprzez praktyki (omówione w dalszych rozdziałach), które pomagają nam nawiązać kontakt z doświadczeniami ciała w bieżącej chwili.
Moją intencją jest otwarcie oczu czytelnika tej książki na inspirującą niezwykłość ludzkiego ciała. Mam na myśli konkretnie twoje ciało. Jest ono niewyczerpanym źródłem mądrości, dostępnym do twojej dyspozycji. Odpowiedzi na ważne pytania oraz poszukiwane przez wiele osób – niejednokrotnie od lat albo dziesięcioleci – rozwiązania wielu wyzwań i problemów znajdują się w ciele.
Nawiązanie intymnej więzi z własnym ciałem i umieszczenie go w środowisku sprzyjającym leczeniu i zdrowiu pozwala osiągnąć holistyczny dobrostan. Ciało daje znać, ilekroć nasze wybory dotyczące stylu życia korzystnie lub niekorzystnie wpływają na zdrowie. Zaglądając w głąb, możemy odnaleźć i zbadać przyczyny autodestrukcyjnych wzorców, które uniemożliwiają dokonywanie autentycznych życiowych zmian. W porozumieniu z ciałem możemy doświadczyć prawdziwej wolności i stworzyć nowe życiowe perspektywy, zamiast funkcjonować na autopilocie w niekończącym się cyklu sabotowania własnych zamierzeń. W porozumieniu z ciałem możemy być bardziej obecni i spokojniejsi w relacjach, tak ze sobą, jak i z innymi ludźmi.
Za pośrednictwem ciała można też poznać, przetworzyć i zintegrować traumę oraz głębokie emocjonalne rany, których echa były ignorowane, ukrywane, tłumione, zagłuszane i spychane na bok, odkąd pamiętasz. Położenie kresu autodestrukcyjnym zachowaniom, uzależnieniom i złym nawykom staje się realną możliwością, gdy potrafimy dotrzeć do ich źródła i uświadomić sobie, czego ciało potrzebuje do uzdrowienia. Skupiając się na ciele, pielęgnujemy odmienny sposób bycia, który pozwala doświadczać poczucia większej lekkości, przenikającego różne konteksty codziennej egzystencji.
Dzięki odsunięciu umysłu na bok i ucieleśnieniu własnych doświadczeń możemy docenić każdą chwilę i delektować się nią bez nieustannych pouczeń mieszkającego w głowie komentatora. Z kolei poprzez słuchanie i poznawanie języka ciała uczymy się ufać umiejętności reagowania na bieżące okoliczności i dokonywać świadomych wyborów co do dalszych kroków postępowania. Ciało może być naszym nauczycielem, przewodnikiem i kompasem w podróży przez życie. Na tym polega proces stawania się ciałoczułym – proces komunikowania się z mądrością ciała.
Kocham moje ciało. Wszystko, co napisałem na tych kartach, można uznać za odę, hołd i list miłosny do ciała… przebrane za książkę. Te słowa są dawno zaległym wyrazem uznania i gestem szacunku dla naczynia, które pozwala mi doświadczać świadomości w ramach subiektywnego punktu odniesienia, jakim jest „ja”. Poniższe akapity stanowią wyraz szacunku dla skomplikowanych zdolności, procesów i funkcji, które były doskonalone i dostrajane przez miliony lat, by doprowadzić do powstania ciała o niewyobrażalnej fizjologicznej złożoności. Ciało bez wątpienia jest godne uwielbienia, co najmniej w takiej samej mierze, w jakiej wielbi się modne w danym momencie zjawiska popkultury.
Ciało pozwala nam doświadczać wszystkich niesamowitych rzeczy, jakie życie ma do zaoferowania. Potrzebujemy ciała, aby delektować się ulubionymi lodami, rozkoszować się blaskiem pięknego zachodu słońca lub poczuć ciepło i otuchę płynące z uścisku ukochanej osoby. W książce tej przyglądam się radykalnemu z punktu widzenia wielu osób poglądowi, że umysł i ciągły strumień myśli, który przezeń przepływa, nie zawierają odpowiedzi, których szukamy. Odpowiedzi te znajdują się w ciele. W twoim ciele.
Bez ciała nie doświadczalibyśmy niczego. Świat nie jest bowiem czymś, co dzieje się nam. Świat dzieje się poprzez nas, za pośrednictwem ciała i jego zmysłów. Nigdy nie doświadczymy absolutnej, obiektywnej rzeczywistości, ponieważ to, czego doznajemy, jest po prostu jej interpretacją dokonywaną przez ciało. Nasze zmysły odbierają, przetwarzają, filtrują i integrują informacje płynące z otoczenia. Efektem jest wspaniały całokształt wrażeń, odbieranych w każdej chwili.
Mimo to nie przykładamy większej wagi – jeśli w ogóle jakąś – do naszych wewnętrznych przeżyć. Większość z nas skupia się na tym, co dzieje się na zewnątrz, zamiast starać się zrozumieć, co sprawia, że odbieranie zewnętrza w ogóle jest możliwe. Paradoksalnie, im lepiej rozumiemy własne ciało i sposób, w jaki komunikuje się ono z nami poprzez intuicję i doznania, tym lepiej pojmujemy chaos i nieład zewnętrznego świata. Gdy kierujemy uwagę do wewnątrz i otwieramy się na zmysły ciała, życie zaczyna płynąć łatwiej. Czując się komfortowo we własnej skórze, rzadziej się stresujemy, a częściej cieszymy.
Choć wiele nauk i podejść głosi, że najwyższą cnotą jest zapanowanie nad umysłem, ta książka wskazuje inną drogę. „Panowanie” to istotnie kwestia umysłu. Kwestią ciała jest służenie. Podejście ciałoczułe pokazuje, że kiedy szanujemy ciało, słuchamy go i dbamy o jego potrzeby, panowanie nad umysłem jest niczym więcej jak naturalną konsekwencją istnienia ciała wolnego od napięć, stresów i ograniczeń. Umysł może zrealizować swój potencjał, gdy nie reaguje na ciągły potok niepokojących sygnałów z wiecznie zestresowanego, napiętego i przytłoczonego ciała. Kiedy stajemy się pokornymi sługami i uczniami ciała, umysł kłania się z szacunkiem.
Ze względu na realia i wymagania współczesnego świata, który skupia się na umyśle, ludzie ciągle robią to, co podpowiada im głowa. Decyzje często są podejmowane na podstawie myślenia o tym, co się dzieje, nie zaś w efekcie oparcia się na obiektywnych prawdach ciała – bądź przynajmniej z ich uwzględnieniem. Taki sposób życia odbija się na ciele i jego zdrowiu. Cierpi ono w imię podtrzymywania dogmatów albo ideologii.
Wskutek tego wiele osób zmaga się z nagromadzonym, chronicznym napięciem, stanami zapalnymi i wystającym brzuchem, przygarbionym kręgosłupem, sztywnością i szerokim wachlarzem bólów, dolegliwości i dyskomfortów. Choć u niektórych konieczność borykania się z tą trudną rzeczywistością wynika z chorób, kwestii genetycznych, procesów starzenia się, infekcji i innych dolegliwości, większość cierpi z powodu szkodliwych konsekwencji wyborów dotyczących stylu życia i środowiska oraz wskutek wybranych mechanizmów radzenia sobie z problemami. W rezultacie ciało dźwiga ciężar nagromadzonych stresów, ponieważ jego wołanie o pomoc jest ignorowane, zagłuszane lub niedostrzegane w ogóle.
Oczywiście nie musi tak być, pod warunkiem że wsłuchamy się w jego przekaz. Ciało nie kłamie. Nie umie. Istnieje tu i teraz. Wszystko, co pochodzi z wnętrza ciała, jest prawdą. Nie potrzeba ślepej wiary, by zwracać uwagę na płynące z niego sygnały i wskazówki. A jeśli się do niego dostroimy, ciało będzie stale dostarczać nam informacji. Jeżeli będziemy słuchać jego bieżących potrzeb w miarę ich pojawiania się, unikniemy nawarstwiającego się, przewlekłego stresu.
Zanim przejdę dalej, przedstawię dwa potencjalne zastrzeżenia mogące się pojawić w umyśle czytelnika, który zacznie rozważać drażniącą możliwość przekazania pałeczki decyzyjnej ciału, a tym samym pozbawić umysł części kontroli. Utrata kontroli – w dowolnym stopniu – jest bowiem dla umysłu skrajnie przerażająca.
Zacznę od tego, że zgodnie z tym, o czym przeczytasz dalej, słuchanie ciała nie oznacza zaspokajania wszystkich jego pragnień, popędów i pokus, które mogą wręcz stanowić powód, dla którego sięgasz po tę książkę – mam na myśli chęć uwolnienia się od pornografii, alkoholu, narkotyków albo dowolnych innych używek, które zdążyły się już zakorzenić. Podejście ciałoczułe nie jest licencją ani przyzwoleniem na szukanie stymulacji i przyjemności. Pod wieloma względami jest na odwrót.
Bycie ciałoczułym wymaga zaglądania pod powierzchnię silnych pragnień i impulsów w celu odebrania prawdziwego komunikatu z ciała. Zgłębiamy emocje, doznania somatyczne i wyzwalacze (ang. triggers), wierząc, że ciało da nam w siebie wgląd, który dotąd pozostawał poza zasięgiem umysłu. Zebrane dzięki temu spostrzeżenia pomogą nam zrozumieć źródło i przyczynę naszych pragnień oraz odpowiedzieć na pytanie, dlaczego poprzednie próby ich zaspokojenia się nie sprawdziły.
Przyjęcie ciałoczułości jako sposobu na życie nie jest też hedonistyczną celebrą pozbawioną pierwiastka duchowości. Wręcz przeciwnie, nie ma nic bardziej duchowego niż ucieleśnienie pełni i bogactwa chwili obecnej. Bycie tu i teraz stanowi podstawę wszelkich duchowych praktyk. „Teraz” nie jest momentem w czasie wciśniętym pomiędzy przeszłość a przyszłość. Teraz jest wszystkim, co istnieje i gdzie zawsze toczyło się i będzie się toczyć nasze życie. Egzystencja skupiona na ciele pozwala zakotwiczyć uwagę w jedynej przestrzeni, w której może zaistnieć duchowość, a zatem w teraźniejszości, a nie w osądzającym, iluzorycznym świecie myśli.
Tylko umysł nazywa określone stany lub doświadczenia bardziej duchowymi niż inne. Gdy pozostajemy w kontakcie z ciałem i odkładamy na bok ciągłe, natarczywe osądy umysłu na temat tego, co dzieje się w chwili obecnej, każdy moment staje się godny szacunku i docenienia. Tworząc więź z ciałem, na nowo odwołujemy się do zmysłów i dokładnie poznajemy jego subtelności, niuanse oraz wyjątkowość. W rezultacie każda chwila jawi się jako duchowa i warta podziwu.
Życie w ciele polega raczej na rozmontowywaniu niż na rozwiązywaniu; na usuwaniu programów, a nie na przeprogramowywaniu; na byciu, a nie na działaniu. Życie satysfakcjonujące i mające głęboki sens wymaga czegoś więcej, niż może nam zapewnić logika, racjonalność i analityczne rozumowanie. Sam umysł nie wystarczy. Trzeba ponownie wyruszyć w podróż w głąb ciała; zaangażować się w proces odbudowywania z nim więzi, który jest piękny, trudny i czasami niezwykle uciążliwy, ale absolutnie konieczny. A żeby ponownie nawiązać kontakt z ciałem, musimy wyrwać się z percepcyjnego więzienia umysłu.
Kiedy ciało jest wolne od napięcia, umysł staje się niezwykłym narzędziem o zdumiewająco kreatywnej sile. Ale gdy ciało jest napięte i usztywnione, interpretacje umysłu nie są najbardziej wiarygodną oceną dowolnej zaistniałej sytuacji. W chwilach stresu i przytłoczenia umysł nieprzerwanie snuje wizje najgorszych scenariuszy. Gdy będziemy skakać od myśli do myśli, niczym kulka we flipperze, nie uda się nam dotrzeć do spokojniejszego miejsca. Proces ten zwykle wymyka się spod kontroli, ponieważ główkujący umysł wciąga nas jeszcze głębiej w pułapkę dysfunkcji i reaktywności. Kiedy wokół zdaje się panować szaleństwo i chaos, ciało jest najbezpieczniejszym miejscem odpoczynku dla umysłu.
Współczesne społeczeństwo skłania nas do idealizowania, celebrowania i priorytetowego traktowania na pozór niezmierzonego ludzkiego intelektu, tak jakby wyłaniające się z niego koncepcje i teorie były Świętym Graalem. W rzeczywistości jednak cud zdumiewającego człowieczego rozumu mógł być przypadkowym, ubocznym efektem wykształcenia się przeciwstawnych kciuków3, co utorowało drogę innowacyjnym narzędziom i równocześnie skutkowało rozwojem mózgu, niezbędnym do posługiwania się coraz bardziej wyrafinowanymi rozwiązaniami technicznymi. Ludzka inteligencja może być też owocem energooszczędnego, wspomaganego siłą ciążenia ruchu dwunożnego4. Odkąd poruszanie się zaczęło pochłaniać mniej energii, mózg zyskał możliwość wykorzystywania większej części kalorii dostarczanych organizmowi w pożywieniu.
Inne wyjaśnienia naszych wyrafinowanych zdolności poznawczych należą do sfery dziwactw i bzdur; mam tu na myśli twierdzenia, że inteligencja mogła powstać jedynie dzięki interwencji istot pozaziemskich5 lub że spożywanie grzybów psychodelicznych, rosnących na odchodach zwierząt, na które polowali nasi przodkowie, łowcy-zbieracze, doprowadziła do szybkiej ewolucji i rozwoju kory przedczołowej6. Niezależnie od tego, czy stanowi on efekt przypadku, inteligentnego projektu czy doboru naturalnego, umysł i jego iluzoryczne treści są uważane za główny wyznacznik przy podejmowaniu wszelkich decyzji, zarówno w wymiarze indywidualnym, jak i społecznym.
Choć mogły one wykształcić się w toku ewolucji czystym przypadkiem, ludzka świadomość i zdumiewające zdolności poznawcze oznaczają, że zostaliśmy obdarzeni potencjałem umysłowym, jakiego świat przyrody nigdy wcześniej nie widział. Z ewolucyjnego punktu widzenia nasza wielka inteligencja nie potrzebowała wiele czasu, aby osiągnąć etap, na którym umysł uwierzył, że jest wszechmocny, wszechwiedzący i nieskrępowany prawami natury. Umysł stał się samozwańczym panem.
Po zerwaniu uświęconego połączenia z ciałem, a tym samym z naturą, umysł z wielką mocą ruszył naprzód, pozostawiając za sobą zniszczenia, zarówno w mikro-, jak i w makroskali, dorównujące jego twórczej potędze lub nawet ją przewyższające. Zbiorowa siła naszych umysłów wykreowała sposoby życia, które obecnie degradują środowisko naturalne, niszcząc jego biologiczną różnorodność i niejako przy okazji zagrażając istnieniu całej ludzkości. Tylko dzięki ponownemu nawiązaniu kontaktu z ciałem – dzięki staniu się całością – możemy zacząć odczuwać konsekwencje naszych myśli, słów oraz czynów. Wierzę, że dzięki takiemu połączeniu da się naprawić tok naszej egzystencji – na poziomie indywidualnym oraz zbiorowym.
Tego, czego chcemy od życia i czego najbardziej łaknie dusza, umysł po prostu nie jest w stanie zapewnić sam. Nasze wybawienie, a może nawet przetrwanie jako gatunku, jest uzależnione od ponownego nawiązania kontaktu z ciałem, abyśmy mogli na nowo stanowić jedność z naturą. Żarłoczne, nienasycone kapitalistyczne apetyty są niczym innym jak płynącymi z ciała impulsami, które mają stanowić remedium na pustkę, lecz jej nie da się wypełnić zewnętrznymi, materialnymi dążeniami. Umysł nie wie i nie może wiedzieć, kiedy się zatrzymać, ponieważ świadomość konieczności pohamowania się płynie wyłącznie z ciała. To ono uczy nas szalenie ważnej lekcji, której tematem jest dość.
Choć piszę te słowa, nie zamierzam demonizować umysłu. W historii ludzkości nie brakuje genialnych myślicieli, będących autorami niezliczonych wynalazków, dzieł, odkryć i spostrzeżeń, które przyczyniły się do piękna i różnorodności całokształtu naszych doświadczeń. Jestem wdzięczny za cuda techniki, które pozwalają mojemu synowi i jego babci rozmawiać twarzą w twarz na żywo, mimo że oboje znajdują się po przeciwnych stronach globu. Mój siostrzeniec nie żyłby, gdyby nie postęp w medycynie, zapoczątkowany przez pomysł zrodzony w umyśle jakiegoś geniusza. I nie ma posiłku, bym nie odczuwał głębokiego poczucia wdzięczności za rozwój technologiczny i kreatywność, dzięki którym mogę pieścić kubki smakowe.
Nawet w kontekście stawania się ciałoczułym umysł będzie odgrywał ważną rolę. Kiedy ponownie nawiążemy kontakt z ciałem, skupimy na nim uwagę umysłu, aby móc słuchać, co ma ono do powiedzenia. Ponadto umysł zapoczątkowuje refleksyjne procesy samopoznania, niezbędne do pielęgnowania samoświadomości. Życie w umyśle staje się problemem tylko wtedy, gdy żyjemy jedynie w umyśle.
Mówienie o życiu wyłącznie w umyśle jest innym sposobem na powiedzenie, że skupiamy się tylko na tym, co dzieje się w głowie. Wierzymy we wszystko, co myślimy, myląc wyobrażenia z rzeczywistością. Ale umysł nie może przeniknąć rzeczywistości, ponieważ jest uwięziony w fantastycznym, wyimaginowanym świecie opowieści i myśli. Może jedynie odgadywać znaczenie doświadczeń. A jeśli coś jest pewne, to jedynie to, że historie podsuwane przez umysł często są znacznie bardziej przerażające niż rzeczywistość.
Większość historii, jakie sobie opowiadamy, to oparte na strachu i rodzące niepokój czarne scenariusze, które przedstawiają świat jako straszne i niebezpieczne miejsce. Umysł nie rozumie, że snute przezeń ponure wizje na ogół są niczym więcej niż odbiciem nagromadzonych w ciele stresów i napięć.
Życie wyłącznie w umyśle, bez kontaktu z wrodzoną inteligencją ciała, jest niczym pozostawienie nastolatka samego w domu na weekend, gdy rodzice wyjeżdżają z miasta. Nie wiadomo dokładnie, co się wydarzy, ale z pewnością nic dobrego.
Umysł pozostawiony samemu sobie jest nadzwyczaj nieodpowiedzialnym źródłem potęgi. Nie jest on w stanie wyczuć wzajemnie powiązanych i dalekosiężnych konsekwencji swoich decyzji. Bez ciała, które daje mu znać, że coś jest niemoralne, nieetyczne lub że zaszło za daleko, umysł po prostu prze przed siebie; konsumuje i niszczy wszystko na swojej drodze w imię interesów, władzy, stymulacji lub przyjemności. Umysł odłączony od ciała stanowi problem. Bez uziemiającej obecności ciała łatwo się rozprasza, wpada w trans i daje się porwać. Umysł nieskrępowany jest nieszczęśliwy, rozdrażniony i szalony.
Pięknie ujął to Mark Twain, mówiąc: „Martwiłem się w życiu wieloma rzeczami, z których większość nigdy się nie wydarzyła”. Ludzie podążają przez życie jako więźniowie własnych umysłów. Tak naprawdę bowiem jedynym więzieniem, w którym ktoś może żyć, jest jego ograniczony punkt widzenia. Kiedy decydujemy się stawić czoło lękom – zarówno tym dużym, jak i małym – często dziwimy się, że umysł poświęcał im tak wiele uwagi.
Życie w umyśle oznacza, że zamiast być w rzeczywistym świecie, nieustannie powtarzamy sobie mentalne historie o świecie. Umysł jest niezrównany pod względem wymyślania wciągających historii, które odwracają naszą uwagę od chwili obecnej i skłaniają do reaktywnych zachowań.
Typowe bajania umysłu obejmują osądy, podróże w czasie (rozmyślania na temat przeszłości lub przyszłości), znajdowanie wymówek, usprawiedliwienia i zasady dotyczące tego, jak powinniśmy lub nie powinniśmy się wypowiadać albo zachowywać. Historie te kształtują sposób postrzegania i odnoszenia się do siebie i świata. Ale automatyczne, reaktywne myśli są tylko jednym z punktów odniesienia w patrzeniu na świat i to, czego w nim doświadczamy.
Dając się przekonać własnym myślom, niejako stapiamy się z nimi i wierzymy, że jesteśmy naszymi myślami. Złączeni z nimi w ten sposób sądzimy, że są one dokładnym, opartym na faktach odzwierciedleniem rzeczywistości. A nie są. Myśl to tylko jedna z możliwości, w dodatku często nietrafna. Ale gdy stale reagujemy na myśli tak, jakby były prawdziwe, sprawiamy, że stają się prawdziwe. Urzeczywistniamy nasze najgorsze obawy, ponieważ reagujemy na nie tak, jakby już się ziściły, a potem mimowolnie odzwierciedlamy rzeczywistość naszego umysłu poprzez zachowania. Nie zdajemy sobie sprawy z tego, że utknęliśmy w zaklętym kręgu reaktywności, ponieważ obserwujemy i reagujemy na cyklicznie powtarzające się myśli, oparte na strachu.
U podstaw cierpienia nie leży to, co się nam przydarza, lecz raczej interpretacje i znaczenia, jakie tym zdarzeniom nadajemy. Tak naprawdę nie cierpiałem, kiedy dostałem w szkole złą ocenę, gdy klient zerwał ze mną relację terapeutyczną albo gdy zaproszona na randkę dziewczyna odmówiła. Są to obiektywne doświadczenia, które mogą się stać udziałem każdego. Owszem, mogą być nieprzyjemne, lecz związane z nimi cierpienie było kwestią wyboru i opierało się wyłącznie na znaczeniu, jakie mój umysł nadawał tym sytuacjom.
Istnieje różnica pomiędzy bólem a cierpieniem. Ból – temat, który zostanie bardzo szczegółowo omówiony w dalszej części tej książki – jest nieunikniony. Cierpienie jednak opiera się na interpretacjach zdarzeń prowadzących do bólu oraz na pragnieniu, aby coś potoczyło się inaczej. Cierpiałem, ponieważ zinterpretowałem złą ocenę jako własną głupotę; odejście klienta oznaczało, że jestem bezużyteczny, a odmowa potwierdzała moje obawy, że nie zasługuję na miłość. Cierpimy z powodu znaczeń, jakie umysł przypisuje temu, co się nam przydarza.
Wiara w to, że myśli są z natury prawdziwe, jest niczym wiara w prawdziwość snów. Te zaś niekiedy wydają się realne. Budzimy się z łomoczącym sercem, spoceni i z szeroko otwartymi oczami. Odnalezienie się w rzeczywistości może zająć trochę czasu, bo świadomość, że to był tylko sen, rodzi się powoli. W końcu, gdy uda się nam odzyskać jasność myślenia, zapominamy o koszmarach, które wydawały się prawdziwe. Na podobnej zasadzie, wierząc w każdą myśl i żyjąc głównie we własnej głowie, zasadniczo żyjemy we śnie. Śnimy na jawie.
Umysł, czyli świadomość, chętnie wychodzi z założenia, że ma kontrolę nad swoim losem, przeznaczeniem i codziennymi decyzjami. Umysłowi wydaje się, że może doprowadzić do zmiany, po prostu o niej myśląc (więcej na ten temat napisałem w jednym z kolejnych rozdziałów, zatytułowanym Radykalna samoakceptacja). Prawda jest jednak taka, że zdecydowana większość (ponad 95 procent7) ludzkich zachowań, myśli i działań płynie z podświadomości. To ona dyktuje, w jaki sposób doświadczamy świata, interpretujemy go i jak na niego reagujemy.
Podświadomy umysł wywiera wpływ na podejmowanie decyzji, ponieważ może gromadzić, filtrować i przetwarzać informacje o rzędy wielkości szybciej, niż umysł świadomy jest w stanie zareagować myślą. Choć procesy te zachodzą automatycznie i pomagają uniknąć przeciążenia świadomości prostymi lub przyziemnymi, rutynowymi zadaniami, nie doceniamy, do jakiego stopnia podświadomość wpływa na wybory i decyzje, co do których błędnie zakładamy, że zostały podjęte świadomie8.
Gdzie mieści się podświadomy umysł? Pisarka i neuronaukowczyni doktor Candace Pert twierdzi, że w ciele, a ja się w pełni z nią zgadzam. Bo gdzie indziej miałby być? Badania doktor Pert dały wgląd w aktywność molekularną w każdej komórce ludzkiego ciała i potwierdziły jej hipotezę.
Ciało podświadomie wywiera wpływ na myśli, słowa i działania między innymi za pośrednictwem układu nerwowego. W momencie pobudzenia układu współczulnego aktywują się mechanizmy walki – ucieczki – zamrożenia, co oznacza, że są one gotowe do działania. Gdy ów system staje się nadwrażliwy, każdy zewnętrzny bodziec, bez względu na jego wielkość, wyzwoli samozachowawczy odruch względem zewnętrznego świata. Wtedy zaś wszystkich i wszystko można postrzegać jako zagrożenie.
Ale gdy nawiążemy ponowną komunikację z ciałem, zaczniemy wyczuwać, odczuwać i rozumieć stan układu nerwowego. Za pośrednictwem tego procesu uczymy się słuchać tego, co ciało ma do powiedzenia. Możemy wtedy określić, jak odzyskać równowagę i poradzić sobie z tym, co się w nas dzieje.
Hipoteza markerów somatycznych (ang. somatic marker hypothesis) zapewnia jeszcze inne ramy pojęciowe, które umożliwiają zrozumienie, jak to się dzieje, że wbrew temu, co chce sądzić umysł, w istocie to ciało dyktuje warunki. Teoria ta, opracowana przez António Damásio, zakłada, że doznanie fizyczne pojawia się w ciele na poziomie empirycznym, zanim jeszcze w reakcji na to doznanie uaktywni się proces poznawczy9. Innymi słowy ciało czuje, zanim umysł pomyśli10. Umysł opowiada historię o prawdziwości doświadczeń ciała. Dlatego podstawą ciałoczułości jest świadomość doznań somatycznych. W dalszych rozdziałach szczegółowo opiszę, jak rozwijać zdolność odczuwania tych wrażeń.
Markery somatyczne, czyli doznania fizyczne doświadczane w ciele, wpływają na podejmowanie decyzji przez umysł, ponieważ mogą one szybko skłonić nas do odrzucenia albo rozważenia jakiejś propozycji zamiast innej, w zależności od uczuć, jakie wywołują w nas dostępne opcje. Zmysły ciała zbierają, przetwarzają, filtrują i wysyłają informacje do mózgu, jeszcze zanim w wyniku tego procesu cielesnego pojawi się świadoma myśl. Praktyczne konsekwencje tego zjawiska polegają na tym, że świadome decyzje są ostatecznie w dużej mierze podyktowane tym, co czujemy, a czego nie czujemy w ciele. Kreatorzy marek i sprytni marketingowcy wykorzystują pętlę sprzężenia zwrotnego między ciałem a umysłem w celu wywołania określonych stanów emocjonalnych za pośrednictwem reklam11.
Racjonalne rozumowanie umysłu, snucie hipotetycznych scenariuszy i narracje werbalne znajdują się pod nieustannym wpływem różnych bodźców zmysłowych odbieranych w ciele. Na to, o czym świadomy umysł zadecyduje w dowolnym momencie, wpływa wszystko – od nieprzyjemnych doznań fizycznych, przez stany fizjologiczne (takie jak głód) i bodźce zewnętrzne (jak temperatura otoczenia), aż po nastrój partnera, ilość snu, poziom stresu, głośne dźwięki, a nawet położenie księżyca12, 13.
Opisałem już możliwy przebieg tego rodzaju procesów, przytaczając różne historie zrodzone na gruncie przygody z tatuażem. Czasami dzięki takim procesom największe trudności i traumy ulegają radykalnej przemianie w historie o triumfie, akceptacji i wytrwałości, gdy tylko uda się nam pokonać wyzwania. Zmiana doświadczeń ciała przekłada się na zmianę historii opowiadanych przez umysł.
Jak powiedziałby jeden z moich nauczycieli, doktor Phil Carter, tak zwany nieskrępowany umysł zawsze jest o krok za działaniem i o krok za ciałem, choć lubi wypinać pierś jako decydent sprawujący najwyższą, autonomiczną władzę. Tak naprawdę w każdym pojedynczym rezultacie, który nazywamy świadomą myślą, uczestniczy cały wszechświat.
Uznanie i uszanowanie wpływu ciała na umysł jest niezwykle pouczającym przeżyciem. Świadome intencje umysłu dotyczące wprowadzania zmian oraz reagowania na chwilę obecną często są torpedowane przez samą moc podświadomych bodźców cielesnych, ponieważ jesteśmy odłączeni od wrażeń leżących u podstaw mimowolnej reaktywności. Umysł nie ma najmniejszych szans w starciu z pobudzonym układem nerwowym i ciałem pełnym napięcia oraz stresu. Wolność i wolna wola mogą równie dobrze być wtedy przekłamanymi iluzjami umysłu.
Trzeba czasu, aby odejść od wiary w każdą myśl, która pojawia się w głowie. Jeszcze dłużej trwa uzmysłowienie sobie, że myśli te tak naprawdę nawet nie są nami. Większość treści automatycznie malujących się na naszym mentalnym krajobrazie to stare uwarunkowania. Są to reakcje, zachowania i nawyki ukształtowane przez genetykę już w chwili poczęcia oraz zaprogramowane w układzie nerwowym przez doświadczenia życiowe, głównie we wczesnym dzieciństwie14. Od tego czasu programy te są niejako wbudowane w nasze ciała.
Ponieważ życie w umyśle stanowi status quo współczesnego społeczeństwa, nie zdajemy sobie sprawy z istnienia alternatywy dla nieustannego czepiania się, interpretowania, mierzenia, osądzania, nazywania i opowiadania historii przez umysł. W miarę zanurzania się w doświadczeniach sensorycznych przez ponowne łączenie się z ciałem i odbieranymi przezeń wrażeniami umysł rozluźnia żelazny uścisk kontroli nad podejmowaniem decyzji, a kusząca natura myśli traci uwodzicielską moc.
Odnajdywanie się z powrotem w doświadczaniu somatycznym wymaga oczywiście zaangażowania oraz intencjonalnej i konsekwentnej praktyki. Potrzeba czegoś więcej niż tylko przeczytania tej czy dowolnej innej książki. Proces stawania się ciałoczułym zawsze zaczyna się jednak od uświadomienia sobie, dlaczego życie w umyśle stało się naszym typowym sposobem postępowania. Nie da się odejść od starego trybu życia i autentycznie się zmienić bez uprzedniego zrozumienia go, bez zaakceptowania przyczyn jego powstania i pełnionych przezeń funkcji ani bez podziękowania mu. Szczegółowo opisałem to w rozdziale Radykalna samoakceptacja. Krótko mówiąc, aby ponownie połączyć się z ciałem, musimy pojąć, dlaczego najpierw konieczne było odcięcie się od somatycznych doświadczeń.
Doktor Gabor Maté nauczył mnie, aby nie krytykować umysłu – a już zwłaszcza samego siebie – za sposób, w jaki mentalnie angażujemy się w świat lub z niego wycofujemy. Maté pokazał mi, że życie w umyśle to przede wszystkim mechanizm przetrwania i adaptacji do środowiska wczesnego dzieciństwa. W swoich naukach podkreśla on, że dystansujemy się od nieprzyjemnych, niekomfortowych, a często także bolesnych doświadczeń somatycznych, ponieważ nauczyliśmy się tego jako dzieci15.
Zamiast kogoś, kto uczyłby nas, jak wyrażać emocje i obcować z nimi i kto uznawałby je za normalne, a przy tym był przy nas podczas ich przetwarzania, mieliśmy do czynienia z jakąś wersją przekazu: „Nie mazgaj się i przestań marudzić, a jeśli się nie zamkniesz, dam ci prawdziwy powód do płaczu”. Doświadczenia ciała w chwili obecnej stały się przez to czymś, co należy zignorować, stłumić albo odrzucić, aby nie odtrąciło nas środowisko, od którego byliśmy w pełni zależni. Bezpieczniej było odciąć się od samego siebie. W tamtym czasie nie mieliśmy innego wyboru, ponieważ przetrwanie zależało od naszego bezpośredniego otoczenia.
Choć wówczas mogło to być konieczne, przez rozbrat z własnym ciałem wkroczyliśmy na ścieżkę, która w późniejszym życiu uniemożliwiła autentyczne uczestniczenie w świecie. W rezultacie wszystko i każdy jawi się jako groźne, nieznane, przerażające lub bolesne doświadczenie. Przepaść między umysłem a ciałem stała się tak wielka, że skierowanie uwagi na własne ciało jest jak odwiedzanie obcego kraju – jak doznania turysty w samym sercu nieznanej sobie krainy, której języka ani kultury nie rozumie.
Odłączeni od ciała staramy się znaleźć źródło odczuwanego dyskomfortu, skacząc od myśli do myśli. Jedyne, co odnajdujemy, to chwilowa ulga, ponieważ nie mówimy językiem ciała i nie pojmujemy go, a właśnie z niego tak naprawdę płyną sygnały dystresu.
Bez względu na to, co sądzi czyjś umysł i czy ten konkretny umysł wierzy, że trapiące go problemy mają związek z rodzicami, genetyką, brakiem równowagi chemicznej, środowiskiem wczesnego dzieciństwa, traumą międzypokoleniową czy nawet traumą z poprzedniego życia, wszystkie reakcje powstają najpierw w ciele, jako doznania. Gdy staramy się stłumić ból i dyskomfort myśleniem, tak naprawdę próbujemy ugasić ogień, machając rękami przez eteryczny dym przed naszymi twarzami, nieświadomi, że płomień bólu jest w nas, a nie na zewnątrz. Wielki rozłam między umysłem a ciałem, do jakiego doszło w dzieciństwie wskutek naszych doświadczeń, sprawia, że nie mamy już dostępu do źródła bólu i dyskomfortu.
Nie doświadczamy obiektywnej rzeczywistości. Odbieramy świat poprzez zmysły ciała. Zmysły są filtrami, przez które rejestrujemy, analizujemy, przetwarzamy i interpretujemy otoczenie. Jeśli na filtrach kładzie się cień napięcia, sztywności i bólu ciała, umysł będzie skłonny do postrzegania rzeczywistości w kategoriach podobnych doznań. Napięte i usztywnione ciało stanowi pryzmat, przez który oglądamy, interpretujemy i rozumiemy świat oraz wszystkich i wszystko, co się w nim znajduje. Jeżeli nie jesteśmy świadomi napięcia, które od dawna gromadzi się w ciele; jeśli jesteśmy od niego odłączeni, zewnętrze przemienia się w przejaw naszego stanu wewnętrznego. W miarę ustępowania napięcia z ciała znika wiele negatywnych interpretacji oraz wyobrażeń na temat otaczającego nas świata.
Odłączeni nie odczuwamy stanów emocjonalnych i wrażeń, które popychają nas do uzależnień i nawykowego samoukojenia. Gdy odruchowo idziemy do spiżarni, sięgamy po kieliszek wina albo otwieramy stronę pornograficzną, nie czujemy, że impuls do tego najpierw powstał w ciele. Nie dostrzegamy, że zawzięta kłótnia z partnerką czy partnerem tak naprawdę jest odzwierciedleniem relacji z dyskomfortem pojawiającym się w ciele. Ciało doświadcza gniewu i związanych z nim doznań fizjologicznych, a my reagujemy na pojawiające się w głowie myśli tak, jakby były prawdziwe. W rezultacie tak naprawdę nie widzimy osoby przed nami, bo reagujemy na mentalną historię, narrację i projekcję własnego umysłu.
Odłączeni nie jesteśmy w stanie wprowadzać i podtrzymywać autentycznych zmian, ponieważ nie mamy świadomości, że źródło nawykowych reakcji znajduje się wewnątrz, a nie na zewnątrz. Zamiast skupiać się na czynniku somatycznym, wywołującym reakcję, próbujemy manipulować światem zewnętrznym. To nie ja, to oni. Wszyscy świetnie wiemy, co się dzieje, gdy staramy się zmieniać i kontrolować otaczających nas ludzi.
Odłączeni nie dostrzegamy, że nieustannie powielane nawyki stanowią przejaw dążenia ciała do uzdrowienia starych wzorców. Sformułowanie: „Dlaczego ciągle mi się to przydarza”, można ująć trafniej jako: „Ta sytuacja daje mi kolejną okazję do zbadania, co we mnie wymaga uzdrowienia”. Podświadomy umysł, czyli ciało, nieustannie stwarza warunki sprzyjające cyklicznemu, ponownemu przeżywaniu i odtwarzaniu czegoś w celu przetworzenia, zintegrowania i uzdrowienia starych relacyjnych ran. Choć wydaje się, że historia w kółko się powtarza, można ją przeformułować i uznać za dar oraz okazję do zmierzenia się ze starymi problemami z nowym potencjałem, nowymi możliwościami i świadomością. Innymi słowy, życie udziela nam wciąż tych samych lekcji, dopóki ich nie przyswoimy; dopóki ich nie ucieleśnimy.
Odłączeni, potrzebujemy zewnętrznych autorytetów w obszarze moralności, takich jak prawidła, przykazania czy zasady. Ale to ciało daje nam znać, że krzywdzenie, manipulowanie, wykorzystywanie, kradzież, zabójstwo, kłamstwo lub celowe działanie na dowolną inną szkodę jest złe. Kiedy jesteśmy odłączeni, umysł usprawiedliwia niemoralne działania własnym szaleństwem: „zasłużyli na to”; „ona mnie do tego zmusiła” albo „biznes to biznes”. Nie musimy czekać do śmierci albo odrodzenia w innym życiu, aby wiedzieć o słuszności postępowania. Ciało jest kompasem moralnym, który informuje nas, czy intencja albo działanie wpisuje się w ramy moralności. Napięcie i wzburzenie natychmiast komunikują nam, czy coś jest dobre, czy złe. Ciało przekazuje nam tego rodzaju informacje w każdej chwili.
Brak kontaktu z ciałem przekłada się na oderwanie od najbardziej naturalnego sposobu moralnego życia. Kierujemy się interpretacjami i słowami innych, którzy uznali coś za dobre albo złe. Jezus, Budda i nauczyciele duchowi w różnych tradycjach wskazywali ten sam kierunek: Poznaj siebie. Królestwo niebieskie jest w tobie. Musisz znaleźć własną drogę. Droga prowadzi do wewnątrz. Nauki te nabierają donioślejszego znaczenia w momencie ponownego połączenia się z ciałem.
Odłączeni zapominamy, że jesteśmy ściśle powiązani ze światem i wszystkim, co się w nim znajduje. Postrzegana odrębność jest niczym więcej jak iluzją umysłu. Świadomy umysł wszystko analizuje, nazywa i oddziela, aby zyskać poczucie kontroli i nadać sens doświadczaniu rzeczywistości. Ale odrębność ta nie jest prawdziwa. Na przykład, umysł dzieli drzewo na części: korzenie, pień, gałęzie i liście, lecz wszystkie te pozornie oddzielne byty tworzą jedno całe drzewo. Mylące jest nawet wyodrębnianie otaczających drzewo ziemi, powietrza i wody, ponieważ roślina nie może istnieć w oderwaniu od tych kontekstów. Są one w takim samym stopniu częścią drzewa jak to, co umysł nazywa drzewem. Jeśli trudno jest ci to pojąć lub przekonać się do tego podejścia, pomyśl, że wystarczy upływ czasu, by otaczające drzewo woda i powietrze weszły w jego skład, ponieważ są przez nie wchłaniane. Z podobną iluzją odrębności mamy do czynienia w wypadku naszych ciał i doświadczania siebie. Ciało jest ściśle połączone ze środowiskiem zewnętrznym, zależne od niego i stanowi z nim jedność.
Odłączeni lekceważymy ciało i nie dajemy mu tego, czego potrzebuje do prawidłowego rozwoju. Polegamy na smartfonach, które informują nas, czy byliśmy wystarczająco aktywni fizycznie w ciągu dnia, czy dostatecznie długo spaliśmy w nocy i czy w międzyczasie odżywialiśmy się prawidłowo. Pradawną mądrość ciała zastąpiły aplikacje. Nie słuchamy – a raczej nie potrafimy zrozumieć – próśb ciała o opiekę, troskę i odpoczynek. Pomimo jego niestrudzonych, nieustannych wysiłków zapominamy o nim, ignorujemy je, uznajemy za pewnik i niewłaściwie je eksploatujemy. Zamiast dostarczać mu to, czego potrzebuje, aby zdrowieć i kwitnąć, sięgamy po niezliczone szybkie remedia. Traktujemy je jak kolejny towar, który można zastąpić, gdy pojawi się nowszy model lub aktualizacja i tak naprawdę nie doceniamy tego, że mamy je tylko jedno. Jedno. Gdybyśmy naprawdę pojęli i docenili ten fakt, nie traktowalibyśmy ciała w tak nieczuły sposób, jak robi to większość z nas.
Zapraszamy do zakupu pełnej wersji książki
Zapraszamy do zakupu pełnej wersji książki