Ciałoczułość. Jak nawiązać kontakt ze swoim ciałem - Dr Luke Sniewski - ebook

Ciałoczułość. Jak nawiązać kontakt ze swoim ciałem ebook

Dr Luke Sniewski

0,0
44,99 zł

lub
-50%
Zbieraj punkty w Klubie Mola Książkowego i kupuj ebooki, audiobooki oraz książki papierowe do 50% taniej.
Dowiedz się więcej.
Opis

Jak mieć spokojniejsze relacje? Jak osiągnąć holistyczne zdrowie? Jak dokonać głębokiej zmiany w swoim życiu?

Odkryj ciałoczułość – rewolucyjne podejście, które umożliwi ci nawiązanie autentycznej więzi ze swoim ciałem.

Ta książka nauczy cię, jak słuchać sygnałów płynących z wnętrza, co przyczyni się do poprawy zdrowia, wzmocnienia relacji oraz osiągnięcia spokoju i byciu w obecnej chwili. W świecie, który pędzi naprzód, przepełnionym powierzchownością i natychmiastowymi rozwiązaniami, znajdziesz klucz do trwałej zmiany.

Ciałoczułość to praktyczne narzędzie, które pomoże ci uwolnić się od stresu, napięć i ograniczeń, otwierając drzwi do mądrości twojego ciała i pełni życia.

Dr Luke Sniewski

Luke jest facylitatorem, mentorem oraz certyfikowanym praktykiem Compassionate Inquiry – psychoterapeutycznego podejścia opracowanego przez doktora Gabora Maté. Jego badania doktoranckie koncentrowały się na medytacji jako formie interwencji dla mężczyzn uzależnionych od pornografii. Jako trener wellbeing i terapeuta somatyczny, Luke łączy swoją szeroką wiedzę i doświadczenie w unikalnym podejściu, które pomaga innym doświadczyć większej witalności, autentyczności oraz wewnętrznego spokoju w życiu.

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi lub dowolnej aplikacji obsługującej format:

EPUB
MOBI

Liczba stron: 420

Oceny
0,0
0
0
0
0
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.



Słowo wstępne

Jako współ­kie­row­niczka pro­gramu szko­le­nia zawo­do­wego w obsza­rze metody Com­pas­sio­nate Inqu­iry oraz men­torka kur­san­tów uczą­cych się tego podej­ścia tera­peu­tycz­nego, opra­co­wa­nego przez Gabora Maté, mam zaszczyt oglą­dać mate­riały fil­mowe osób ubie­ga­ją­cych się o cer­ty­fi­kat prak­tyka Com­pas­sio­nate Inqu­iry po ukoń­cze­niu rygo­ry­stycz­nego, cało­rocz­nego szko­le­nia.

Dobrze pamię­tam swoje pierw­sze zetknię­cie z pracą Luke’a przed­sta­wioną na jed­nym z tych fil­mów. Ude­rzyła mnie jego wyjąt­kowa prze­ni­kli­wość, pew­ność sie­bie, pozwa­la­jąca włą­czyć się do opo­wie­ści klienta w celu dotar­cia do ukry­tej prawdy, oraz zdol­ność do odkry­wa­nia i kwe­stio­no­wa­nia czy­ichś nie­świa­do­mych prze­ko­nań. Od razu dostrze­głam jego talent jako tera­peuty. Było to w 2020 roku. Od tego czasu Luke stał się cenio­nym człon­kiem zespołu facy­li­ta­to­rów pro­gramu Com­pas­sio­nate Inqu­iry i wybit­nym men­to­rem dla uczest­ni­ków tego pro­gramu, poma­ga­ją­cym im dosko­na­lić swoje umie­jęt­no­ści. Cie­szy się dużym uzna­niem zarówno wśród uczniów, jak i współ­pra­cow­ni­ków.

Czy­ta­jąc Cia­ło­czu­łość, doce­ni­łam połą­cze­nie otwar­tego pisa­nia o sobie i swo­ich doświad­cze­niach oraz badań nauko­wych. Ta szcze­gólna kom­bi­na­cja zachęca czy­tel­nika do sko­rzy­sta­nia z przed­sta­wio­nych wska­zó­wek. Szcze­rość, odwaga, wraż­li­wość i mądrość Luke’a mogą być dla wielu dro­go­wska­zem, który pomaga obrać wła­ściwe podej­ście do myśli, emo­cji, a przede wszyst­kim do ciała, aby żyć lepiej.

Przy­glą­da­jąc się dro­dze Luke’a i jego reflek­sjom nad swoim życiem – od wcze­snego dzie­ciń­stwa po doro­słość – zyska­łam wgląd we wła­sne traumy i uza­leż­nie­nia. Łączy nas kilka intry­gu­ją­cych podo­bieństw: oboje byli­śmy wcze­śnia­kami, któ­rych nie kar­miono pier­sią, i mamy pol­skie korze­nie. Trauma mię­dzy­po­ko­le­niowa żyje w każ­dym z nas. Wiemy obec­nie, że histo­rie życia naszych rodzi­ców i dziad­ków, a być może także spu­ści­zna kul­tu­rowa, mogą prze­ja­wiać się w zacho­wa­niu. W tym kon­tek­ście szcze­gól­nie spodo­bało mi się jedno ze stwier­dzeń Luke’a: „Nie zawsze jeste­śmy w sta­nie zapa­no­wać nad tym, co się nam przy­da­rza – nie­któ­rzy powie­dzie­liby, że to zupeł­nie nie­moż­liwe – lecz dzięki cier­pli­wo­ści, deter­mi­na­cji oraz odro­bi­nie dobrej woli i ugo­do­wo­ści możemy zade­cy­do­wać, jak się do tego odnie­siemy”. Nasza siła tkwi w moż­li­wo­ści podej­mo­wa­nia tego rodzaju decy­zji. Aby móc wybrać tę ścieżkę, która pro­wa­dzi do więk­szej rado­ści, speł­nie­nia oraz indy­wi­du­al­nego i zbio­ro­wego dobro­stanu, potrze­bu­jemy sze­ro­kiej per­spek­tywy, umie­jęt­no­ści dostrze­ga­nia dostęp­nych opcji oraz zdol­no­ści wyboru opar­tego na spo­koju i wewnętrz­nej rów­no­wa­dze.

Życie każ­dego czło­wieka to podróż, a ponie­waż każda z nich jest wyjąt­kowa, nikt nie powi­nien mówić komuś, jak ma żyć. Warto jed­nak mieć prze­wod­nika, który wskaże moż­liwe kie­runki. Podróże po Indiach, Chi­nach, Euro­pie i Ame­ryce Połu­dnio­wej podo­bały mi się bar­dziej, gdy przy­ja­ciele lub przy­god­nie poznani ludzie suge­ro­wali miej­sca do odwie­dze­nia i towa­rzy­szyli mi w wypra­wie.

Cia­ło­czu­łość to prze­wod­nik podróż­nika, który pra­gnie wypra­wić się w głąb samego sie­bie. Naj­pierw należy uznać i zaak­cep­to­wać to, co spo­tkało nas i naszych przod­ków – zro­zu­mieć mecha­ni­zmy radze­nia sobie z emo­cjami oraz metody prze­trwa­nia, któ­rymi się posłu­gi­wa­li­śmy, aby zła­go­dzić skry­wany wewnątrz ból emo­cjo­nalny. Trzeba nauczyć się przy­glą­dać myślom i emo­cjom ze świa­do­mo­ścią, że kie­dyś prze­miną i nie są toż­same z nami; trzeba zaprzy­jaź­nić się z cia­łem i słu­chać jego komu­ni­ka­tów, z cie­ka­wo­ścią i uważ­no­ścią pochy­la­jąc się nad każ­dym dys­kom­for­tem; trzeba odno­sić się ze współ­czu­ciem do wszyst­kich czę­ści nas samych oraz tego, co w sobie odkry­wamy, i znaj­do­wać zado­wo­le­nie w chwili obec­nej. W tej książce Luke poka­zuje, jak to robić, i dostar­cza cen­nych narzę­dzi.

Życzę ci, abyś zaczerp­nął jak naj­wię­cej rado­ści i wie­dzy z podróży, która jest wyłącz­nie twoja.

Sat Dha­ram Kaur

Współ­kie­row­niczka pro­gramu Com­pas­sio­nate Inqu­iry

Autorka książki The Com­plete Natu­ral Medi­cine Guide to Women’s Health

Owen Sound, Onta­rio, Kanada

3 paź­dzier­nika 2022 roku

Przedmowa

Kon­takt z wła­snym cia­łem, a ści­ślej rzecz bio­rąc, bycie we wła­snym ciele, pozwala poznać prawdę.

Har­riet Gol­dhor Ler­ner

Wię­cej mądro­ści jest w ciele niż w naj­do­nio­ślej­szych filo­zo­fiach.

Fry­de­ryk Nie­tz­sche

Pozo­staję w podzi­wie wobec wła­snego ciała.

Henry David Tho­reau

Życiową pasję odkry­łem w wieku pięt­na­stu lat. Nie wie­dzia­łem wtedy, że decy­zja o zaję­ciu się grą w fut­bol z wolna prze­kształci się w coraz głęb­szą eks­plo­ra­cję pokła­dów mądro­ści tkwią­cych w ciele. Ludz­kie ciało – a kon­kret­nie moje ciało – stało się nie­wy­czer­pa­nym źró­dłem spo­strze­żeń, które zmie­niły spo­sób, w jaki żyję, odno­szę się do sie­bie i postrze­gam świat. Nagrody pły­nące z wie­lo­krot­nego anga­żo­wa­nia się w wyko­ny­wa­nie tak zwa­nej wewnętrz­nej pracy, nie­odzow­nej w przy­padku takiego przed­się­wzię­cia, są warte zachodu. Piszę te słowa z uśmie­chem, bo mogę szcze­rze powie­dzieć, że kocham swoje życie, a także dodać coś, co kie­dyś wyda­wało mi się nie­moż­liwe: akcep­tuję sie­bie. Moje ciało jest spo­kojne, zre­lak­so­wane i odpo­wiada odprę­że­niem. Zga­dza się ze mną.

Początki były powierz­chowne i skromne, lecz moja eks­plo­ra­cja ludz­kiego ciała pogłę­biała się z bie­giem czasu. Dzięki fut­bo­lowi ame­ry­kań­skiemu na wła­snym przy­kła­dzie pozna­łem wro­dzony poten­cjał orga­ni­zmu do fizycz­nej trans­for­ma­cji, jego odpor­ność i nie­zwy­kłą wręcz zdol­ność adap­ta­cji do oto­cze­nia. Patrzy­łem, jak prze­mie­niam się z nie­sko­or­dy­no­wa­nego chu­dzielca w gra­cza zdol­nego do upra­wia­nia sportu na zawo­do­wym pozio­mie. Ciało jest jed­nak czymś wię­cej niż tylko zja­wi­skiem fizycz­nym, a nasz styl życia wpływa nie tylko na jego siłę, wydol­ność i este­tykę.

Po krót­kiej przy­go­dzie roz­gry­wa­ją­cego w dru­ży­nie Ancona Dolphins w Ita­lian Foot­ball League moja obse­sja na punk­cie ludz­kiego ciała zyskała bar­dziej holi­styczny wymiar, gdy połą­czy­łem jogę, uważ­ność, tech­niki zwięk­sza­nia mobil­no­ści i prak­tyki masażu. Nasz styl życia – to, jak się poru­szamy, jemy, śmie­jemy się, kochamy, śpimy, myślimy, pra­cu­jemy i odpo­czy­wamy – ma wpływ na wza­jem­nie powią­zane i współ­za­leżne aspekty psy­chicz­nego, fizycz­nego i emo­cjo­nal­nego dobro­stanu. Tro­ska o ciało tak naprawdę leży u pod­staw dobrego samo­po­czu­cia psy­chicz­nego i emo­cjo­nal­nego. „Uzdrów ciało, a umysł podąży za nim”. Spo­strze­że­nie to miało decy­du­jący wpływ na to, jak pra­co­wa­łem i w jaki spo­sób poma­ga­łem innym przez pra­wie dwa­dzie­ścia lat.

Czas dostra­ja­nia się do sub­tel­nego języka ciała stał się furtką do ducho­wego prze­bu­dze­nia i życia sku­pio­nego na obec­no­ści tu i teraz, bar­dziej auten­tycz­nego i nace­cho­wa­nego poczu­ciem więk­szego wewnętrz­nego spo­koju. Okres ten był zara­zem począt­kiem końca nie­przy­dat­nych już nawy­ków, takich jak kon­su­mo­wa­nie tre­ści por­no­gra­ficz­nych, pra­co­ho­lizm i skłon­ność do zado­wa­la­nia innych. Ucie­ka­łem się do tych zacho­wań, aby unik­nąć nie­prze­two­rzo­nych emo­cji, i ima­łem się ich za każ­dym razem, gdy coś te emo­cje wyzwa­lało albo mnie stre­so­wało.

Podob­nie jak wielu męż­czyzn myśla­łem, że spa­nie z jak naj­więk­szą liczbą kobiet, oglą­da­nie porno, obse­sja na punk­cie sportu, gry wideo, szu­ka­nie sobie zajęć, dąże­nie do suk­cesu i zara­bia­nie pie­nię­dzy są zupeł­nie nor­mal­nymi aspek­tami męsko­ści. Moje ciało roz­wi­kłało i zin­te­gro­wało pod­świa­dome uwa­run­ko­wa­nia i nie­prze­two­rzoną traumę leżące u pod­staw tych nawy­ko­wych wzor­ców dopiero wtedy, gdy nauczy­łem się wyłą­czać z tych pro­ce­sów umysł. Jak wkrótce się prze­ko­nasz, to on czę­sto zakłóca i prze­rywa natu­ralny tok zdro­wie­nia i inte­gra­cji emo­cjo­nal­nej ciała.

Książka ta jest pokło­siem bez­gra­nicz­nej fascy­na­cji ludz­kim cia­łem oraz jego nie­zwy­kłą rolą w zdro­wie­niu, roz­woju oso­bi­stym i roz­kwi­cie we wszyst­kich aspek­tach życia. O ile mój tytuł zawo­dowy – tre­ner dobro­stanu, tera­peuta soma­tyczny czy psy­cho­log par – zmie­nia się w zależ­no­ści od potrzeb osoby, która zwraca się do mnie o pomoc, o tyle moja praca z klien­tami zawsze zaczyna się na ciele i na nim koń­czy.

Pod­sta­wowe prze­sła­nie tej książki brzmi tak, że słu­cha­nie ciała sta­nowi klucz do zna­le­zie­nia odpo­wie­dzi na jedne z naj­waż­niej­szych pytań, jakie zada­jemy sobie w życiu. „Jak dążyć do holi­stycz­nego zdro­wia? Jak wpro­wa­dzać auten­tyczne zmiany? Jak two­rzyć przy­jaź­niej­sze rela­cje?” Pyta­nia tego rodzaju sły­sza­łem od klien­tów w trak­cie całej mojej kariery zawo­do­wej.

Te trzy inten­cje pod­su­mo­wują powody, dla któ­rych ludzie przy­cho­dzą do mojej prze­strzeni tera­peu­tycz­nej. Choć sytu­acja każ­dego klienta wygląda ina­czej, głów­nym impul­sem i iskrą do szu­ka­nia pomocy zawsze jest jakiś wariant któ­re­goś z tych trzech pytań. Udzie­le­nie odpo­wie­dzi na dowolne z nich wymaga wybra­nia się w podróż w głąb ciała, w trak­cie któ­rej klienci uczą się go słu­chać, nawią­zy­wać z nim kon­takt i dbać o nie, osta­tecz­nie zaś zaczy­nają posłu­gi­wać się nim jak kom­pa­sem, uła­twia­ją­cym nawi­go­wa­nie przez życie.

Ciało może być eks­per­tem, prze­wod­ni­kiem i baro­me­trem poprawy jako­ści każ­dego aspektu życia. Za pośred­nic­twem wewnętrz­nych sygna­łów i wska­zó­wek daje nam znać, czy coś w stylu naszego życia (na przy­kład to, jak się odży­wiamy albo jaką upra­wiamy aktyw­ność fizyczną) wspiera czy utrud­nia natu­ralny pro­ces zdro­wie­nia. Dzięki nauce języka doznań fizycz­nych sta­jemy się świa­domi impul­sów, które służą jako kata­li­za­tor trwa­łych zmian. Nie mam tu na myśli zmian opie­ra­ją­cych się na kru­chym fun­da­men­cie siły woli, który w końcu pęka pod wpły­wem nad­mier­nego stresu. Cho­dzi mi o pro­ces, który odkrywa i pozwala nam wybrać dla sie­bie nową drogę i prze­zna­cze­nie.

Pozo­sta­jąc w kon­tak­cie z wła­snym cia­łem, możemy ćwi­czyć obco­wa­nie z nim pod­czas prze­cho­dze­nia od doświad­cza­nia pod­świa­do­mej reak­cji do świa­do­mej odpo­wie­dzi. Jeśli cho­dzi o rela­cje z innymi, to wła­śnie w tym okre­sie przej­ścio­wym uczymy się odróż­niać to, co jest nasze, od tego, co należy do kogoś innego. Uczymy się, jak być z innymi ludźmi i słu­chać ich bez zakłó­ceń wyni­ka­ją­cych z naszego oso­bi­stego bagażu i emo­cji, które na nich rzu­tu­jemy. A kiedy dajemy dru­giemu czło­wie­kowi prze­strzeń do bycia sobą, wno­simy do rela­cji poczu­cie spo­koju. Wymie­ni­łem teraz tylko nie­które ze spo­so­bów, w jakie utrzy­my­wa­nie kon­taktu z cia­łem wpływa na codzienne doświad­cze­nia. W dal­szej czę­ści tej książki przy­to­czy­łem ich o wiele wię­cej.

Napi­sa­łem Cia­ło­czu­łość z myślą o kilku typach czy­tel­ni­ków, cechu­ją­cych się okre­ślo­nymi rodza­jami zapa­try­wań i układu ner­wo­wego, któ­rzy będą zain­te­re­so­wani histo­riami, pora­dami i stra­te­giami przed­sta­wio­nymi na kolej­nych stro­nach. Ogól­nie rzecz bio­rąc, książka ta jest kie­ro­wana do osób, które chcą doko­nać w swoim życiu auten­tycz­nych zmian, ale jak dotąd udaje im się robić tylko krót­ko­trwałe zrywy, przez które odno­szą wra­że­nie, że zmiana jest po pro­stu nie­moż­liwa lub że zawsze będzie nie­trwała. Cia­ło­czu­łość można uznać za książkę w szcze­gólny spo­sób adre­so­waną do męż­czyzn, ponie­waż poru­szam w niej tematy, któ­rych wła­ści­wie ni­gdy nie oma­wia się w roz­mo­wach w męskich krę­gach, takie jak wraż­li­wość emo­cjo­nalna i por­no­gra­fia. Chciał­bym także, aby książka ta stała się wspar­ciem dla innych osób zaan­ga­żo­wa­nych w poma­ga­nie ludziom, takich jak tre­ne­rzy, doradcy, tera­peuci czy psy­cho­lo­go­wie. Spe­cja­li­ści mogą potrak­to­wać ją jako źró­dło wie­dzy oraz moty­wa­cji dla klien­tów, z któ­rego można czer­pać wska­zówki w nie­zwy­kle waż­nym cza­sie pomię­dzy sesjami. Spe­cjal­nie dla tych czy­tel­ni­ków i jako pożywkę dla ich umy­słów przy­to­czy­łem w niej prze­ko­nu­jącą liczbę badań nauko­wych. Książka ta jest też prze­zna­czona dla tych osób, któ­rym prze­jadł się mate­ria­li­styczny model życia oparty na suk­ce­sie i pro­duk­tyw­no­ści. Gdy ślepa ambi­cja gaśnie, tacy ludzie czę­sto zaczy­nają dostrze­gać, że życie przy­nosi naj­wię­cej rado­ści, gdy ich rela­cje oraz ciało wypeł­niają relaks, kom­fort i spo­kój.

Róż­no­rod­ność poten­cjal­nych odbior­ców tej książki ozna­czała, że musia­łem płyn­nie zmie­niać styl pisa­nia z myślą o odmien­nych typach czy­tel­ni­ków, aby dosto­so­wać okre­ślone frag­menty i nar­ra­cję do ich spe­cy­ficz­nie skon­stru­owa­nych mózgów. W trak­cie lek­tury bez wąt­pie­nia dostrze­żesz w auto­rze naukowca, pomoc­nika, pod­eks­cy­to­wa­nego dzie­ciaka rela­cjo­nu­ją­cego jakąś histo­rię albo zwy­kłego faceta pró­bu­ją­cego nawią­zać kon­takt z innymi face­tami. Są to różne czę­ści mnie, które chciały się uwi­docz­nić lub wyra­zić. Być może wła­śnie to spra­wia, że pisa­nie jest tak katar­tycz­nym prze­ży­ciem, ponie­waż w trak­cie całego tego pro­cesu różne nasze czę­ści mają szansę zabły­snąć.

Zapewne zauwa­żysz też, że znaczna część tej książki opiera się na oso­bi­stych doświad­cze­niach. Nie ogra­ni­czy­łem się do prze­stu­dio­wa­nia lite­ra­tury, by potem powią­zać ze sobą garść fak­tów i napi­sać kolejny tom będący po pro­stu zbio­rem infor­ma­cji. Wie­lo­krot­nie zagłę­bia­łem się w swój soma­tyczny świat – i na­dal to robię – ponie­waż jestem nim zafa­scy­no­wany i nie­odmien­nie zdu­miony tym, co odkry­wam. Oso­bi­ście sto­suję kon­cep­cje, wie­dzę i infor­ma­cje, które tu przed­sta­wi­łem. Ana­li­zuję swoje wewnętrzne doświad­cze­nia, odkąd drogę tę wska­zali mi moi nauczy­ciele – dok­tor Gabor Maté, dok­tor Gra­ham Mead, Rupert Spira i dok­tor Phil Car­ter. Podą­ży­łem nią i teraz ją ucie­le­śniam, mogę więc szcze­rze dzie­lić się zwią­za­nymi z tym spo­strze­że­niami.

Jakaś część mnie oba­wiała się zamie­ścić nie­które histo­rie na kar­tach tej książki. Ta część wciąż wie­rzy, że powi­nie­nem być eks­per­tem, leka­rzem, kli­ni­cy­stą albo bada­czem, który ma wszystko roz­pra­co­wane. Nie jestem i nie mam. Wciąż się uczę. Gdyby ist­niała osoba ide­alna, nie mia­łaby się z kim utoż­sa­mić. Tak naprawdę świat nie potrze­buje kolej­nych guru ani eks­per­tów. Potrze­buje ojców sta­no­wią­cych wzór wraż­li­wo­ści emo­cjo­nal­nej, kochan­ków, któ­rzy nie powie­lają sche­ma­tów pro­mo­wa­nych w main­stre­amo­wej popkul­tu­rze i por­no­gra­fii, oraz nauczy­cieli uskrzy­dla­ją­cych swo­ich pod­opiecz­nych przez mówie­nie o tych aspek­tach sie­bie, które czy­nią ich tak samo omyl­nymi, ułom­nymi i ludz­kimi, jak są ich ucznio­wie. Pisząc o sobie, wybra­łem wła­śnie takie podej­ście.

Auten­tycz­ność o wiele zbyt czę­sto przy­spa­rza nam wstydu. Ja zaś na wła­snym przy­kła­dzie prze­ko­na­łem się, że dzięki otwar­to­ści, wraż­li­wo­ści i praw­do­mów­no­ści w życiu mogą zago­ścić miłość i więzi. Byłoby więc z mojej strony hipo­kry­zją, gdy­bym się na taką otwar­tość nie zdo­był. Dla­tego na kolej­nych stro­nach dzielę się surową, nagą prawdą o mojej duszy. Część moich roz­wa­żań ma cha­rak­ter edu­ka­cyjny, część ma za zada­nie inspi­ro­wać, a część przed­sta­wić moż­li­wie szcze­gó­łową rela­cję z głę­bo­kich prze­żyć, które z tru­dem dały się ubrać w słowa, choć dokła­da­łem wszel­kich sta­rań. Opo­wia­dam mię­dzy innymi o swo­jej prze­pra­wie z uza­leż­nie­niem od por­no­gra­fii, wraz ze wszyst­kimi potknię­ciami, które sta­ra­łem się ukry­wać przed świa­tem, zanim zro­zu­mia­łem, że nasze nie­do­sko­na­ło­ści są w sta­nie zmie­nić się same jedy­nie dzięki rady­kal­nej samo­ak­cep­ta­cji. Piszę o tym wszyst­kim dla­tego, że każdy z nas odbiera te same pod­sta­wowe ludz­kie doświad­cze­nia w nieco inny spo­sób.

Trudno jest zdjąć maski, które poka­zu­jemy światu. Mamy wra­że­nie, że jeśli ujaw­nimy swoją wraż­li­wość i wgnie­ce­nia w pan­ce­rzu, prze­sta­niemy być uwa­żani za nie­zwy­cię­żo­nych eks­per­tów albo pomoc­nych super­bo­ha­te­rów, któ­rymi naszym zda­niem być powin­ni­śmy. Z tej per­spek­tywy niniej­sza książka sta­nowi kwin­te­sen­cję wie­dzy, która dowo­dzi, że można zdjąć maskę, aby być auten­tycz­nym sobą.

Jakiś czas po tym, gdy wyru­szy­łem we wła­sną podróż ku samo­po­zna­niu i roz­wo­jowi, uświa­do­mi­łem sobie, że nie jestem zain­te­re­so­wany oświe­ce­niem, dosko­na­ło­ścią ani wybit­nymi osią­gnię­ciami. Chcia­łem umieć żyć lepiej. Chcia­łem czuć się swo­bod­niej we wła­snej skó­rze; chcia­łem peł­niej i bar­dziej auten­tycz­nie ist­nieć w swoim życiu i w rela­cjach, które je defi­nio­wały, a oprócz tego dowia­dy­wać się jak naj­wię­cej o poten­cjale ludz­kiego ciała. Chcia­łem być lep­szym ojcem, synem, kochan­kiem, part­ne­rem, przy­ja­cie­lem, bra­tem i tera­peutą. Prze­sta­łem biec w stronę ilu­zo­rycz­nej mety i teraz czer­pię radość ze spo­koj­nego spa­ceru z bli­skimi.

Z tego względu uwa­żam, że jedyną dzie­dziną, w któ­rej możemy być praw­dzi­wymi eks­per­tami, jest nasze wła­sne życie. Niczego nie znamy głę­biej i peł­niej niż swo­ich doświad­czeń. Jedno z głów­nych zało­żeń podej­ścia cia­ło­czu­ło­ści polega na tym, że wszystko, czego potrze­bu­jemy dowie­dzieć się o sobie, świe­cie i życiu, dzieje się wła­śnie teraz. Wystar­czy nauczyć się zwra­cać na to uwagę. Ciało – nasze poj­mo­wa­nie go i więź z nim – jest fila­rem tej umie­jęt­no­ści. Kom­pas w tej podróży zawsze wska­zuje na wnę­trze.

Wybie­ra­jąc się w podróż w głąb sie­bie, wiedz, że nie ma nic bliż­szego, bar­dziej nama­cal­nego i dostęp­nego niż wła­sne dozna­nia soma­tyczne, odbie­rane w każ­dej chwili ist­nie­nia. Tym­cza­sem my wciąż i wciąż szu­kamy odpo­wie­dzi poza sobą, nie­świa­domi faktu, że nasz naj­wspa­nial­szy nauczy­ciel, lekarz i prze­wod­nik jest w nas. „Umysł snuje opo­wie­ści; ciało mówi prawdę”. Te słowa będą się wie­lo­krot­nie prze­wi­jały w niniej­szej książce.

Na szcze­gól­nie okrutny żart może zakra­wać odkry­cie, że choć na ogół szu­kamy zaspo­ko­je­nia naj­głęb­szych tęsk­not duszy na zewnątrz, roz­wią­za­nia przez cały czas cicho i łagod­nie cze­kają w nas samych. Pod­czas gdy wielu dąży do mistrzo­stwa umy­słu, ja poświę­ci­łem życie pokor­nej służ­bie ciału. Mam nadzieję, że ta książka pokaże ci, dla­czego tak się stało i jak czer­pa­nie z mądro­ści ciała może wska­zać wła­ściwą drogę. Z całego serca dzię­kuję za wybór tej lek­tury.

Luke Sniew­ski

Auc­kland, Nowa Zelan­dia

15 wrze­śnia 2022

Roz­dział 1

Wstęp. Mądre ciało

To jest twoje ciało, twój naj­więk­szy dar, brze­mienny mądro­ścią, któ­rej nie słu­chasz; smut­kiem, o któ­rym sądzi­łeś, że już go zapo­mnia­łeś, i ni­gdy nie­za­znaną rado­ścią.

Marion Wood­man

W moim ciele są wszyst­kie święte miej­sca świata, a piel­grzymka w głąb niego jest tą naj­waż­niej­szą, jaką mogę odbyć.

Saraha

Tylko mniej wię­cej dwa pro­cent jed­nego pro­centa naszych myśli zasłu­guje na to, by trak­to­wać je poważ­nie.

Moko­koma Mokho­no­ana

Siedząc na dachu busa (tak, na dachu, bo w środku nie ma już wol­nych miejsc), patrzę na uśmiech­nię­tego od ucha do ucha Fili­piń­czyka. „Obiad” – mówi, entu­zja­stycz­nie kiwa­jąc głową. Ten czło­wiek życz­li­wie zaofe­ro­wał, że przyj­mie mnie i mojego kame­rzy­stę, a zara­zem ser­decz­nego przy­ja­ciela, Daniela, pod dach swego skrom­nego domu na dale­kich Fili­pi­nach.

Bus, (na) któ­rym jedziemy, to tak naprawdę jeep­ney, czyli stary ame­ry­kań­ski pojazd woj­skowy przy­sto­so­wany do trans­portu publicz­nego. Daniel i ja sie­dzimy na wiel­kich wor­kach ryżu, nale­żą­cych do pasa­że­rów. Obok nas leży bar­dzo wło­chaty i bar­dzo mar­twy dzik. Choć bijący od niego zapach trudno nazwać miłym, skła­mał­bym, mówiąc, że nie pod­cho­dzę do kwe­stii obiadu z podob­nym entu­zja­zmem jak nasz gospo­darz.

Jeep­ney jedzie przez wietrzne góry Kalinga. Naszym celem jest Busca­lan, mała wio­ska, w któ­rej mieszka i upra­wia swoje rze­mio­sło Apo Whang-Od, naj­star­sza mistrzyni tra­dy­cyj­nego tatu­ażu na świe­cie – miała wów­czas 97 lat. Jej spe­cjal­ność, mam­ba­ba­tok, jest uwa­żana za jedną z naj­bo­le­śniej­szych form tatu­ażu. Sztukę tę upra­wia się przy uży­ciu drew­nia­nego kijka uży­wa­nego jako młotka oraz cier­nia z drzewa cytry­no­wego jako igły, za atra­ment służy zaś woda zmie­szana z popio­łem. Czyż ist­nieje dla tatu­ażo­wego nowi­cju­sza lep­szy spo­sób na zapo­zna­nie ze świa­tem rysun­ków na ciele niż mam­ba­ba­tok? Mój umysł roz­ko­szuje się prze­ży­ciami, które gro­ma­dzą się w trak­cie tej przy­gody.

Po dłu­giej wędrówce do ukry­tej w dzi­czy wio­ski Busca­lan docie­ramy do domu Whang-Od, gdzie tatu­ażystka także pra­cuje. Zaczy­nam roz­sta­wiać sprzęt foto­gra­ficzny i fil­mowy, kiedy nagle uświa­da­miam sobie, że ani przez chwilę nie zasta­na­wia­łem się nad tym, jaki obraz chcę utrwa­lić na skó­rze. Bio­rąc pod uwagę wszystko, co trzeba było zro­bić, aby zja­wić się u Whang-Od, można to jed­nak uznać za zro­zu­miałe nie­do­pa­trze­nie.

Przy­goda ta ma sta­no­wić kanwę ostat­niego, pięć­dzie­sią­tego szó­stego odcinka serialu doku­men­tal­nego, zaty­tu­ło­wa­nego A Mil­lion Ways to Live (Milion spo­so­bów na życie). Ponie­waż w owej chwili nie wie­dzia­łem, że fina­łowy odci­nek ni­gdy nie zosta­nie wyemi­to­wany, zają­łem się jego pla­no­wa­niem tak, jakby miał zostać poka­zany światu. Nie muszę chyba doda­wać, że byłem wyczer­pany podró­żami auto­bu­so­wymi i zarwa­nymi nocami, by tu dotrzeć.

Przy­go­to­wu­jąc sprzęt, zer­kam na Whang-Od, która wyko­nuje tatuaż na karku mło­dej kobiety. Kiedy pytam tę kobietę o wybrany wzór, odpo­wiada, że będzie to krab. Ponie­waż uro­dzi­łem się pod zna­kiem raka, jej odpo­wiedź od razu przy­kuwa moją uwagę. Kobieta dodaje, że w kul­tu­rze Kalinga krab jest sym­bo­lem wędrowca lub wędrówki. Kolejny intry­gu­jący zbieg oko­licz­no­ści.

Fili­piny są trzy­dzie­stym ósmym kra­jem, który odwie­dzam w ramach mojego glo­bal­nego przed­się­wzię­cia podróż­ni­czego. Uznaję za wła­ściwe, by upa­mięt­nić swoją przy­godę sym­bo­lem kraba Kalinga. Przez mój umysł prze­ta­cza się kolejna fala eks­cy­ta­cji, gdy histo­ria wyprawy wzbo­gaca się o zna­cze­nia i szcze­góły. Potem jed­nak, w prze­ło­mo­wym momen­cie, rze­czy­wi­stość rap­tow­nie roz­mija się z ocze­ki­wa­niami.

Ponie­waż jestem zaab­sor­bo­wany fil­mo­wa­niem, sku­piam się wyłącz­nie na nagra­niu wystar­cza­ją­cej ilo­ści dobrego mate­riału. Muszę koor­dy­no­wać Daniela krę­cą­cego drugą kamerą, Whang-Od, sie­bie i sta­tyw oraz tłu­ma­cza. Wszystko musi być usta­wione tak, by umoż­li­wiło nagra­nie pro­cesu tatu­owa­nia. O powtór­kach raczej nie ma mowy, chyba że posta­no­wię ozdo­bić jesz­cze jedną część swo­jego ciała, czego wolę unik­nąć.

Wła­ściwe skon­fi­gu­ro­wa­nie sprzętu jest trudne także dla­tego, że muszę zadbać o czy­stość dźwięku reje­stro­wa­nego przez mikro­fon. Gdy Whang-Od będzie wkłu­wać się w moje plecy, ja powi­nie­nem prze­pro­wa­dzać z nią wywiad. W końcu sia­dam na krze­śle i czu­jąc, jak cierń wbija mi się w kark, zaczy­nam wypy­ty­wać Whang-Od o sekrety jej dłu­go­wiecz­no­ści. Nasz drogi gospo­darz i miło­śnik dzi­ków jest tłu­ma­czem i stoi obok nas, poza polem widze­nia kamery. Sta­ram się, jak umiem, zapa­no­wać nad wie­loma dyna­micz­nie zmie­nia­ją­cymi się aspek­tami tej pro­duk­cji, a jed­no­cze­śnie pod­daję górną część ple­ców naj­bar­dziej bole­snemu tatu­ażowi świata. Wie­lo­za­da­nio­wość zawsze była moim modus ope­randi.

W trak­cie roz­mowy muszę odwra­cać głowę na bok, aby zada­wać Whang-Od pyta­nia, a tłu­macz mógł mnie wyraź­nie usły­szeć. Jeśli mam być szczery, przez cały wysi­łek, jaki wkła­dam w wizu­ali­zo­wa­nie i kon­tro­lo­wa­nie prze­biegu fil­mo­wa­nia, pod­czas sesji tatu­ażu wła­ści­wie nic nie czuję. A ponie­waż mój umysł jest cał­ko­wi­cie sku­piony na pro­wa­dze­niu wywiadu, nie biorę pod uwagę kon­se­kwen­cji cią­głego odwra­ca­nia głowy, które wie­czo­rem tego samego dnia staną się oczy­wi­ste.

Kiedy po całym połu­dniu spę­dzo­nym na krę­ce­niu filmu i tatu­owa­niu (Daniel też popro­sił o tatuaż) wra­camy do domu gospo­da­rza, jego żona zabiera się do opra­wia­nia dzika, aby przy­go­to­wać obiad dla ekipy. Daniel i ja wresz­cie znaj­du­jemy chwilę, by podzi­wiać swoje tatu­aże.

Jego dziara jest praw­dzi­wym dzie­łem sztuki – ma duży, ide­al­nie syme­tryczny, okrą­gły wzór na łydce. Patrząc na rysu­nek, rozu­miem, dla­czego zor­ga­ni­zo­wano ogól­no­kra­jową kam­pa­nię na rzecz uho­no­ro­wa­nia Whang-Od tytu­łem naro­do­wego arty­sty fili­piń­skiego. Sie­dzę i zachwy­cam się mister­nymi deta­lami na nodze Daniela. Potem odwra­cam się, by poka­zać mu malu­nek Whang-Od w gór­nej czę­ści moich ple­ców. Komen­tuje go dwoma sło­wami: „Jest krzywy”.

Te dwa słowa powo­dują u mnie inten­sywny skurcz i ucisk w głębi brzu­cha. Czuję, jak całe ciało zalewa fala stra­chu i nie­po­koju. Dło­nie zaczy­nają mi się pocić. To nie­moż­liwe. Nic tak nie wyzwala emo­cji u próż­nego per­fek­cjo­ni­sty jak jaw­nie nie­do­sko­nały tatuaż. Daniel śmieje się w głos. Ja pra­wie pła­czę.

Odwra­ca­nie głowy na bok w trak­cie wywiadu spra­wiło, że przez całą sesję skóra w gór­nej czę­ści ple­ców była prze­su­nięta. Prze­mie­ściła się na tyle, że efekt przy­po­mi­nał kraba, który zgod­nie ze swoją sym­bo­liką rze­czy­wi­ście wybrał się na wędrówkę poza oś mojego krę­go­słupa. Jakże nie­sto­sow­nie sto­sowne.

Pró­buję gorącz­kowo wymy­ślić jakieś roz­wią­za­nie, realne lub cał­kiem nie­do­rzeczne. Chcę obu­dzić się z tego, co mam nadzieję jest tylko złym snem, myślę o lase­ro­wym usu­nię­ciu tatu­ażu i o podróży w cza­sie. Wresz­cie panika cich­nie i zmu­szam się do nie­chęt­nego pogo­dze­nia się z rze­czy­wi­sto­ścią. Życie dało mi cenną (i trwałą) lek­cję pod wzglę­dem próż­no­ści i per­fek­cjo­ni­zmu. Mój nie­do­sko­nały, wędru­jący krab ni­gdy nie docze­kał się kom­ple­men­tów. Trudno.

Ciało mówi prawdę

Opi­sa­łem swoją przy­godę z tatu­ażem na Fili­pi­nach, ponie­waż w zabawny spo­sób poka­zuje ona, że inter­pre­ta­cje umy­słu bar­dzo czę­sto odbie­gają od rze­czy­wi­sto­ści zja­wisk zacho­dzą­cych w ciele. Jak dotąd przed­sta­wi­łem wspo­mnie­nia tego, co się wyda­rzyło, z punktu widze­nia umy­słu, wraz z moż­li­wymi zna­cze­niami oraz inter­pre­ta­cjami. Innymi słowy, przed­sta­wi­łem pewną opo­wieść.

Poza tym, w zależ­no­ści od spo­sobu zre­la­cjo­no­wa­nia tej histo­rii, od tego, które szcze­góły zostaną pomi­nięte, a które pod­kre­ślone, a nawet od mojego stanu psy­chicz­nego lub nastroju w chwili opo­wia­da­nia, opis histo­rii nie­uda­nego tatu­ażu wyko­na­nego przez 97-let­nią artystkę może sub­tel­nie się zmie­niać – i rze­czy­wi­ście tak się dzieje – aby dopa­so­wać się do inten­cji, która naj­le­piej odpo­wiada danemu momen­towi. Ale jeśli zapy­tamy ciała, usły­szymy zupeł­nie inną histo­rię. A tak naprawdę nie usły­szymy żad­nej. Usły­szymy prawdę. Moje ciało przez resztę życia będzie się sta­rało usu­nąć tatuaż, ponie­waż atra­ment wywo­łał trwałą reak­cję zapalną o nie­wiel­kim nasi­le­niu. „Umysł snuje opo­wie­ści; ciało mówi prawdę”. Ciało – twoje ciało – jest miej­scem, w któ­rym znaj­dziesz Prawdę przez wiel­kie „P”.

Nie­za­leż­nie od tego, co mój umysł uzna za lek­cję wynie­sioną z doświad­cze­nia z tatu­ażem, ciało – zgod­nie z jego pod­sta­wową funk­cjo­nal­no­ścią oraz pro­gra­mem prze­trwa­nia – będzie nie­prze­rwa­nie dążyć do usu­nię­cia intruza, aby powró­cić do natu­ral­nego, home­osta­tycz­nego stanu. Nie­ważne, ile razy mój umysł będzie sta­rał się dowo­dzić, że odro­bina atra­mentu nie zaszko­dzi; nie­ważne, czy podoba mi się tatuaż, i bez względu na to, jak prze­for­mu­łuję tę przy­godę albo sym­bo­liczny wymiar ode­bra­nych lek­cji, nie ucieknę od nie­za­prze­czal­nego faktu, że jakaś część odpo­wie­dzi immu­no­lo­gicz­nej mojego orga­ni­zmu będzie zaan­ga­żo­wana w usu­wa­nie umiesz­czo­nego w skó­rze barw­nika. Ciało będzie to robić bez prze­rwy, aż do śmierci. Stop­niowe blak­nię­cie malunku z bie­giem czasu jest dowo­dem trwa­ją­cych wysił­ków orga­ni­zmu, zwień­czo­nych poło­wicz­nym suk­ce­sem.

Gdy prze­cho­dzimy z poziomu głowy na poziom ciała, nawią­zu­jemy kon­takt z tym, co praw­dziwe – z tym, co fak­tycz­nie się dzieje – a nie z inter­pre­ta­cją rze­czy­wi­sto­ści ofe­ro­waną przez umysł. Zysku­jemy zdol­ność do odrzu­ce­nia men­tal­nej opo­wie­ści i przyj­rze­nia się praw­dzie naszych doświad­czeń. Na przy­kład pod wpły­wem stresu umysł może w nie­skoń­czo­ność snuć wizje, które budzą nie­po­kój, zmar­twie­nie lub złość. Więk­szość z nich ni­gdy się nie ziści.

Nie­za­prze­czalna prawda ciała w takiej sytu­acji polega na obec­no­ści fizjo­lo­gicz­nych odczuć zło­ści lub lęku. Wiążą się one ze spe­cy­ficz­nymi reak­cjami fizjo­lo­gicz­nymi, takimi jak uwol­nie­nie hor­monu stresu, kor­ty­zolu, oraz akty­wa­cja współ­czul­nego układu ner­wo­wego. Pró­bu­jąc zła­go­dzić wewnętrzny dys­kom­fort ciała i mani­pu­lu­jąc inter­pre­ta­cjami pod­su­wa­nymi przez umysł, wda­jemy się w dzie­cięcą grę w zbi­ja­nie kreta – w miej­sce każ­dego wyeli­mi­no­wa­nego czyn­nika zewnętrz­nego poja­wiają się dwa nowe. Ale jeśli zamiast tego zare­agu­jemy na nawo­ły­wa­nia orga­ni­zmu do wyci­sze­nia się, zapa­no­wa­nia nad sobą i obni­że­nia poziomu kor­ty­zolu lub uspo­ko­je­nia pobu­dzo­nego układu ner­wo­wego poprzez skon­cen­tro­wa­nie się na tro­sce o bie­żące potrzeby ciała, nawią­żemy kon­takt z praw­dzi­wym źró­dłem dys­kom­fortu.

Innym typo­wym przy­kła­dem snu­cia opo­wie­ści przez umysł jest mocne przy­wią­za­nie do kon­kret­nej ide­olo­gii żywie­nio­wej ze względu na jej rze­kome korzy­ści zdro­wotne. Jest to tylko pewna histo­ria, ponie­waż prawdę o tym, czy wybory żywie­niowe – podob­nie jak każdy wybór doty­czący stylu życia, o czym napi­sa­łem w następ­nym roz­dziale – poma­gają czy szko­dzą, poznamy naj­le­piej, słu­cha­jąc rze­czy­wi­stej reak­cji ciała na to, co jemy i pijemy. Możemy kie­ro­wać się nie­zbi­tymi argu­men­tami naj­bar­dziej wia­ry­god­nych eks­per­tów, bada­niami nauko­wymi i rela­cjami, lecz prze­ko­na­nie umy­słu o tym, że dana dieta jest zdrowa, nie­wiele da, jeśli realia reak­cji ciała będą stały z nim w sprzecz­no­ści. „Umysł snuje opo­wie­ści; ciało mówi prawdę”. Wie­dza o tym, co jest praw­dziwe, sta­nowi naj­lep­szy punkt opar­cia pod­czas nawi­go­wa­nia po czę­sto trud­nych i nie­oczy­wi­stych realiach życia – i takie jest sedno tej książki.

* * *

Soma to łaciń­skie słowo ozna­cza­jące „ciało”. Angiel­ski ter­min wise wiąże się z wie­dzą, doświad­cze­niem oraz umie­jęt­no­ścią traf­nego roz­róż­nia­nia i osą­dza­nia. Prak­tyki przed­sta­wione w tej książce poma­gają stać się cia­ło­czu­łym (ang. soma­wise), przez co rozu­miem zyska­nie dostępu do mądro­ści ciała i kie­ro­wa­nie się tą mądro­ścią na co dzień.

Uku­łem ter­min soma­wise, aby przed­sta­wić argu­menty prze­ma­wia­jące za życiem skon­cen­tro­wa­nym na ciele i nie­koń­czącą się eks­plo­ra­cją, któ­rej może się pod­jąć każdy, kto ma dość śmia­ło­ści, aby udać się do wła­snego wnę­trza i badać nie­znane tery­to­ria empi­rii, co nie­uchron­nie wiąże się z dys­kom­for­tem. Cia­ło­czu­łość to świa­domy wybór życia w bez­po­śred­nim kon­tak­cie z doświad­cze­niami cie­le­snymi w każ­dej kolej­nej chwili. Mądrość pły­nąca z takiego spo­sobu bycia może poma­gać w pie­lę­gno­wa­niu holi­stycz­nego dobro­stanu, wpro­wa­dza­niu auten­tycz­nych zmian oraz we wno­sze­niu spo­koju i har­mo­nii do rela­cji mię­dzy­ludz­kich. Odpo­wie­dzi, któ­rych szu­kasz, znaj­dują się w ciele. Twoim ciele.

Naukowcy nie­ustan­nie badają i odkry­wają zja­wi­ska świad­czące o donio­słej roli świa­do­mego kon­taktu z cia­łem. W nie­któ­rych bada­niach wyka­zano na przy­kład, że sku­teczna samo­re­gu­la­cja opiera się na zdol­no­ści do traf­nego wykry­wa­nia i oce­nia­nia wewnętrz­nych sygna­łów soma­tycz­nych zwią­za­nych ze zda­rze­niami, sytu­acjami i rela­cjami w śro­do­wi­sku zewnętrz­nym1. Kul­ty­wo­wa­nie świa­do­mo­ści infor­ma­cji sen­so­rycz­nych pły­ną­cych z ciała, czyli świa­do­mo­ści inte­ro­cep­tyw­nej, uła­twia samo­re­gu­la­cję i sprzyja zdro­wiu oraz dobremu samo­po­czu­ciu2. Cia­ło­czu­łość jako podej­ście roz­wija świa­do­mość inte­ro­cep­tywną poprzez prak­tyki (omó­wione w dal­szych roz­dzia­łach), które poma­gają nam nawią­zać kon­takt z doświad­cze­niami ciała w bie­żą­cej chwili.

Moją inten­cją jest otwar­cie oczu czy­tel­nika tej książki na inspi­ru­jącą nie­zwy­kłość ludz­kiego ciała. Mam na myśli kon­kret­nie twoje ciało. Jest ono nie­wy­czer­pa­nym źró­dłem mądro­ści, dostęp­nym do two­jej dys­po­zy­cji. Odpo­wie­dzi na ważne pyta­nia oraz poszu­ki­wane przez wiele osób – nie­jed­no­krot­nie od lat albo dzie­się­cio­leci – roz­wią­za­nia wielu wyzwań i pro­ble­mów znaj­dują się w ciele.

Nawią­za­nie intym­nej więzi z wła­snym cia­łem i umiesz­cze­nie go w śro­do­wi­sku sprzy­ja­ją­cym lecze­niu i zdro­wiu pozwala osią­gnąć holi­styczny dobro­stan. Ciało daje znać, ile­kroć nasze wybory doty­czące stylu życia korzyst­nie lub niekorzyst­nie wpły­wają na zdro­wie. Zaglą­da­jąc w głąb, możemy odna­leźć i zba­dać przy­czyny auto­de­struk­cyj­nych wzor­ców, które unie­moż­li­wiają doko­ny­wa­nie auten­tycz­nych życio­wych zmian. W poro­zu­mie­niu z cia­łem możemy doświad­czyć praw­dzi­wej wol­no­ści i stwo­rzyć nowe życiowe per­spek­tywy, zamiast funk­cjo­no­wać na auto­pi­lo­cie w nie­koń­czą­cym się cyklu sabo­to­wa­nia wła­snych zamie­rzeń. W poro­zu­mie­niu z cia­łem możemy być bar­dziej obecni i spo­koj­niejsi w rela­cjach, tak ze sobą, jak i z innymi ludźmi.

Za pośred­nic­twem ciała można też poznać, prze­two­rzyć i zin­te­gro­wać traumę oraz głę­bo­kie emo­cjo­nalne rany, któ­rych echa były igno­ro­wane, ukry­wane, tłu­mione, zagłu­szane i spy­chane na bok, odkąd pamię­tasz. Poło­że­nie kresu auto­de­struk­cyj­nym zacho­wa­niom, uza­leż­nie­niom i złym nawy­kom staje się realną moż­li­wo­ścią, gdy potra­fimy dotrzeć do ich źró­dła i uświa­do­mić sobie, czego ciało potrze­buje do uzdro­wie­nia. Sku­pia­jąc się na ciele, pie­lę­gnu­jemy odmienny spo­sób bycia, który pozwala doświad­czać poczu­cia więk­szej lek­ko­ści, prze­ni­ka­ją­cego różne kon­tek­sty codzien­nej egzy­sten­cji.

Dzięki odsu­nię­ciu umy­słu na bok i ucie­le­śnie­niu wła­snych doświad­czeń możemy doce­nić każdą chwilę i delek­to­wać się nią bez nie­ustan­nych pouczeń miesz­ka­ją­cego w gło­wie komen­ta­tora. Z kolei poprzez słu­cha­nie i pozna­wa­nie języka ciała uczymy się ufać umie­jęt­no­ści reago­wa­nia na bie­żące oko­licz­no­ści i doko­ny­wać świa­do­mych wybo­rów co do dal­szych kro­ków postę­po­wa­nia. Ciało może być naszym nauczy­cie­lem, prze­wod­ni­kiem i kom­pa­sem w podróży przez życie. Na tym polega pro­ces sta­wa­nia się cia­ło­czu­łym – pro­ces komu­ni­ko­wa­nia się z mądro­ścią ciała.

Oda do ciała

Kocham moje ciało. Wszystko, co napi­sa­łem na tych kar­tach, można uznać za odę, hołd i list miło­sny do ciała… prze­brane za książkę. Te słowa są dawno zale­głym wyra­zem uzna­nia i gestem sza­cunku dla naczy­nia, które pozwala mi doświad­czać świa­do­mo­ści w ramach subiek­tyw­nego punktu odnie­sie­nia, jakim jest „ja”. Poniż­sze aka­pity sta­no­wią wyraz sza­cunku dla skom­pli­ko­wa­nych zdol­no­ści, pro­ce­sów i funk­cji, które były dosko­na­lone i dostra­jane przez miliony lat, by dopro­wa­dzić do powsta­nia ciała o nie­wy­obra­żal­nej fizjo­lo­gicz­nej zło­żo­no­ści. Ciało bez wąt­pie­nia jest godne uwiel­bie­nia, co naj­mniej w takiej samej mie­rze, w jakiej wielbi się modne w danym momen­cie zja­wi­ska popkul­tury.

Ciało pozwala nam doświad­czać wszyst­kich nie­sa­mo­wi­tych rze­czy, jakie życie ma do zaofe­ro­wa­nia. Potrze­bu­jemy ciała, aby delek­to­wać się ulu­bio­nymi lodami, roz­ko­szo­wać się bla­skiem pięk­nego zachodu słońca lub poczuć cie­pło i otu­chę pły­nące z uści­sku uko­cha­nej osoby. W książce tej przy­glą­dam się rady­kal­nemu z punktu widze­nia wielu osób poglą­dowi, że umysł i cią­gły stru­mień myśli, który prze­zeń prze­pływa, nie zawie­rają odpo­wie­dzi, któ­rych szu­kamy. Odpo­wie­dzi te znaj­dują się w ciele. W twoim ciele.

Bez ciała nie doświad­cza­li­by­śmy niczego. Świat nie jest bowiem czymś, co dzieje się nam. Świat dzieje się poprzez nas, za pośred­nic­twem ciała i jego zmy­słów. Ni­gdy nie doświad­czymy abso­lut­nej, obiek­tyw­nej rze­czy­wi­sto­ści, ponie­waż to, czego dozna­jemy, jest po pro­stu jej inter­pre­ta­cją doko­ny­waną przez ciało. Nasze zmy­sły odbie­rają, prze­twa­rzają, fil­trują i inte­grują infor­ma­cje pły­nące z oto­cze­nia. Efek­tem jest wspa­niały cało­kształt wra­żeń, odbie­ra­nych w każ­dej chwili.

Mimo to nie przy­kła­damy więk­szej wagi – jeśli w ogóle jakąś – do naszych wewnętrz­nych prze­żyć. Więk­szość z nas sku­pia się na tym, co dzieje się na zewnątrz, zamiast sta­rać się zro­zu­mieć, co spra­wia, że odbie­ra­nie zewnę­trza w ogóle jest moż­liwe. Para­dok­sal­nie, im lepiej rozu­miemy wła­sne ciało i spo­sób, w jaki komu­ni­kuje się ono z nami poprzez intu­icję i dozna­nia, tym lepiej poj­mu­jemy chaos i nie­ład zewnętrz­nego świata. Gdy kie­ru­jemy uwagę do wewnątrz i otwie­ramy się na zmy­sły ciała, życie zaczyna pły­nąć łatwiej. Czu­jąc się kom­for­towo we wła­snej skó­rze, rza­dziej się stre­su­jemy, a czę­ściej cie­szymy.

Choć wiele nauk i podejść głosi, że naj­wyż­szą cnotą jest zapa­no­wa­nie nad umy­słem, ta książka wska­zuje inną drogę. „Pano­wa­nie” to istot­nie kwe­stia umy­słu. Kwe­stią ciała jest słu­że­nie. Podej­ście cia­ło­czułe poka­zuje, że kiedy sza­nu­jemy ciało, słu­chamy go i dbamy o jego potrzeby, pano­wa­nie nad umy­słem jest niczym wię­cej jak natu­ralną kon­se­kwen­cją ist­nie­nia ciała wol­nego od napięć, stre­sów i ogra­ni­czeń. Umysł może zre­ali­zo­wać swój poten­cjał, gdy nie reaguje na cią­gły potok nie­po­ko­ją­cych sygna­łów z wiecz­nie zestre­so­wa­nego, napię­tego i przy­tło­czo­nego ciała. Kiedy sta­jemy się pokor­nymi słu­gami i uczniami ciała, umysł kła­nia się z sza­cun­kiem.

Ze względu na realia i wyma­ga­nia współ­cze­snego świata, który sku­pia się na umy­śle, ludzie cią­gle robią to, co pod­po­wiada im głowa. Decy­zje czę­sto są podej­mo­wane na pod­sta­wie myśle­nia o tym, co się dzieje, nie zaś w efek­cie opar­cia się na obiek­tyw­nych praw­dach ciała – bądź przy­naj­mniej z ich uwzględ­nie­niem. Taki spo­sób życia odbija się na ciele i jego zdro­wiu. Cierpi ono w imię pod­trzy­my­wa­nia dogma­tów albo ide­olo­gii.

Wsku­tek tego wiele osób zmaga się z nagro­ma­dzo­nym, chro­nicz­nym napię­ciem, sta­nami zapal­nymi i wysta­ją­cym brzu­chem, przy­gar­bio­nym krę­go­słu­pem, sztyw­no­ścią i sze­ro­kim wachla­rzem bólów, dole­gli­wo­ści i dys­kom­for­tów. Choć u nie­któ­rych koniecz­ność bory­ka­nia się z tą trudną rze­czy­wi­sto­ścią wynika z cho­rób, kwe­stii gene­tycz­nych, pro­ce­sów sta­rze­nia się, infek­cji i innych dole­gli­wo­ści, więk­szość cierpi z powodu szko­dli­wych kon­se­kwen­cji wybo­rów doty­czą­cych stylu życia i śro­do­wi­ska oraz wsku­tek wybra­nych mecha­ni­zmów radze­nia sobie z pro­ble­mami. W rezul­ta­cie ciało dźwiga cię­żar nagro­ma­dzo­nych stre­sów, ponie­waż jego woła­nie o pomoc jest igno­ro­wane, zagłu­szane lub nie­do­strze­gane w ogóle.

Oczy­wi­ście nie musi tak być, pod warun­kiem że wsłu­chamy się w jego prze­kaz. Ciało nie kła­mie. Nie umie. Ist­nieje tu i teraz. Wszystko, co pocho­dzi z wnę­trza ciała, jest prawdą. Nie potrzeba śle­pej wiary, by zwra­cać uwagę na pły­nące z niego sygnały i wska­zówki. A jeśli się do niego dostro­imy, ciało będzie stale dostar­czać nam infor­ma­cji. Jeżeli będziemy słu­chać jego bie­żą­cych potrzeb w miarę ich poja­wia­nia się, unik­niemy nawar­stwia­ją­cego się, prze­wle­kłego stresu.

* * *

Zanim przejdę dalej, przed­sta­wię dwa poten­cjalne zastrze­że­nia mogące się poja­wić w umy­śle czy­tel­nika, który zacznie roz­wa­żać draż­niącą moż­li­wość prze­ka­za­nia pałeczki decy­zyj­nej ciału, a tym samym pozba­wić umysł czę­ści kon­troli. Utrata kon­troli – w dowol­nym stop­niu – jest bowiem dla umy­słu skraj­nie prze­ra­ża­jąca.

Zacznę od tego, że zgod­nie z tym, o czym prze­czy­tasz dalej, słu­cha­nie ciała nie ozna­cza zaspo­ka­ja­nia wszyst­kich jego pra­gnień, popę­dów i pokus, które mogą wręcz sta­no­wić powód, dla któ­rego się­gasz po tę książkę – mam na myśli chęć uwol­nie­nia się od por­no­gra­fii, alko­holu, nar­ko­ty­ków albo dowol­nych innych uży­wek, które zdą­żyły się już zako­rze­nić. Podej­ście cia­ło­czułe nie jest licen­cją ani przy­zwo­le­niem na szu­ka­nie sty­mu­la­cji i przy­jem­no­ści. Pod wie­loma wzglę­dami jest na odwrót.

Bycie cia­ło­czu­łym wymaga zaglą­da­nia pod powierzch­nię sil­nych pra­gnień i impul­sów w celu ode­bra­nia praw­dzi­wego komu­ni­katu z ciała. Zgłę­biamy emo­cje, dozna­nia soma­tyczne i wyzwa­la­cze (ang. trig­gers), wie­rząc, że ciało da nam w sie­bie wgląd, który dotąd pozo­sta­wał poza zasię­giem umy­słu. Zebrane dzięki temu spo­strze­że­nia pomogą nam zro­zu­mieć źró­dło i przy­czynę naszych pra­gnień oraz odpo­wie­dzieć na pyta­nie, dla­czego poprzed­nie próby ich zaspo­ko­je­nia się nie spraw­dziły.

Przy­ję­cie cia­ło­czu­ło­ści jako spo­sobu na życie nie jest też hedo­ni­styczną cele­brą pozba­wioną pier­wiastka ducho­wo­ści. Wręcz prze­ciw­nie, nie ma nic bar­dziej ducho­wego niż ucie­le­śnie­nie pełni i bogac­twa chwili obec­nej. Bycie tu i teraz sta­nowi pod­stawę wszel­kich ducho­wych prak­tyk. „Teraz” nie jest momen­tem w cza­sie wci­śnię­tym pomię­dzy prze­szłość a przy­szłość. Teraz jest wszyst­kim, co ist­nieje i gdzie zawsze toczyło się i będzie się toczyć nasze życie. Egzy­sten­cja sku­piona na ciele pozwala zako­twi­czyć uwagę w jedy­nej prze­strzeni, w któ­rej może zaist­nieć ducho­wość, a zatem w teraź­niej­szo­ści, a nie w osą­dza­ją­cym, ilu­zo­rycz­nym świe­cie myśli.

Tylko umysł nazywa okre­ślone stany lub doświad­cze­nia bar­dziej ducho­wymi niż inne. Gdy pozo­sta­jemy w kon­tak­cie z cia­łem i odkła­damy na bok cią­głe, natar­czywe osądy umy­słu na temat tego, co dzieje się w chwili obec­nej, każdy moment staje się godny sza­cunku i doce­nie­nia. Two­rząc więź z cia­łem, na nowo odwo­łu­jemy się do zmy­słów i dokład­nie pozna­jemy jego sub­tel­no­ści, niu­anse oraz wyjąt­ko­wość. W rezul­ta­cie każda chwila jawi się jako duchowa i warta podziwu.

Życie w ciele polega raczej na roz­mon­to­wy­wa­niu niż na roz­wią­zy­wa­niu; na usu­wa­niu pro­gra­mów, a nie na prze­pro­gra­mo­wy­wa­niu; na byciu, a nie na dzia­ła­niu. Życie satys­fak­cjo­nu­jące i mające głę­boki sens wymaga cze­goś wię­cej, niż może nam zapew­nić logika, racjo­nal­ność i ana­li­tyczne rozu­mo­wa­nie. Sam umysł nie wystar­czy. Trzeba ponow­nie wyru­szyć w podróż w głąb ciała; zaan­ga­żo­wać się w pro­ces odbu­do­wy­wa­nia z nim więzi, który jest piękny, trudny i cza­sami nie­zwy­kle uciąż­liwy, ale abso­lut­nie konieczny. A żeby ponow­nie nawią­zać kon­takt z cia­łem, musimy wyrwać się z per­cep­cyj­nego wię­zie­nia umy­słu.

Życie w umyśle

Kiedy ciało jest wolne od napię­cia, umysł staje się nie­zwy­kłym narzę­dziem o zdu­mie­wa­jąco kre­atyw­nej sile. Ale gdy ciało jest napięte i usztyw­nione, inter­pre­ta­cje umy­słu nie są naj­bar­dziej wia­ry­godną oceną dowol­nej zaist­nia­łej sytu­acji. W chwi­lach stresu i przy­tło­cze­nia umysł nie­prze­rwa­nie snuje wizje naj­gor­szych sce­na­riu­szy. Gdy będziemy ska­kać od myśli do myśli, niczym kulka we flip­pe­rze, nie uda się nam dotrzeć do spo­koj­niej­szego miej­sca. Pro­ces ten zwy­kle wymyka się spod kon­troli, ponie­waż głów­ku­jący umysł wciąga nas jesz­cze głę­biej w pułapkę dys­funk­cji i reak­tyw­no­ści. Kiedy wokół zdaje się pano­wać sza­leń­stwo i chaos, ciało jest naj­bez­piecz­niej­szym miej­scem odpo­czynku dla umy­słu.

Współ­cze­sne spo­łe­czeń­stwo skła­nia nas do ide­ali­zo­wa­nia, cele­bro­wa­nia i prio­ry­te­to­wego trak­to­wa­nia na pozór nie­zmie­rzo­nego ludz­kiego inte­lektu, tak jakby wyła­nia­jące się z niego kon­cep­cje i teo­rie były Świę­tym Gra­alem. W rze­czy­wi­sto­ści jed­nak cud zdu­mie­wa­ją­cego czło­wie­czego rozumu mógł być przy­pad­ko­wym, ubocz­nym efek­tem wykształ­ce­nia się prze­ciw­staw­nych kciu­ków3, co uto­ro­wało drogę inno­wa­cyj­nym narzę­dziom i rów­no­cze­śnie skut­ko­wało roz­wo­jem mózgu, nie­zbęd­nym do posłu­gi­wa­nia się coraz bar­dziej wyra­fi­no­wa­nymi roz­wią­za­niami tech­nicz­nymi. Ludzka inte­li­gen­cja może być też owo­cem ener­go­osz­częd­nego, wspo­ma­ga­nego siłą cią­że­nia ruchu dwu­noż­nego4. Odkąd poru­sza­nie się zaczęło pochła­niać mniej ener­gii, mózg zyskał moż­li­wość wyko­rzy­sty­wa­nia więk­szej czę­ści kalo­rii dostar­cza­nych orga­ni­zmowi w poży­wie­niu.

Inne wyja­śnie­nia naszych wyra­fi­no­wa­nych zdol­no­ści poznaw­czych należą do sfery dzi­wactw i bzdur; mam tu na myśli twier­dze­nia, że inte­li­gen­cja mogła powstać jedy­nie dzięki inter­wen­cji istot poza­ziem­skich5 lub że spo­ży­wa­nie grzy­bów psy­cho­de­licz­nych, rosną­cych na odcho­dach zwie­rząt, na które polo­wali nasi przod­ko­wie, łowcy-zbie­ra­cze, dopro­wa­dziła do szyb­kiej ewo­lu­cji i roz­woju kory przed­czo­ło­wej6. Nie­za­leż­nie od tego, czy sta­nowi on efekt przy­padku, inte­li­gent­nego pro­jektu czy doboru natu­ral­nego, umysł i jego ilu­zo­ryczne tre­ści są uwa­żane za główny wyznacz­nik przy podej­mo­wa­niu wszel­kich decy­zji, zarówno w wymia­rze indy­wi­du­al­nym, jak i spo­łecz­nym.

Choć mogły one wykształ­cić się w toku ewo­lu­cji czy­stym przy­pad­kiem, ludzka świa­do­mość i zdu­mie­wa­jące zdol­no­ści poznaw­cze ozna­czają, że zosta­li­śmy obda­rzeni poten­cja­łem umy­sło­wym, jakiego świat przy­rody ni­gdy wcze­śniej nie widział. Z ewo­lu­cyj­nego punktu widze­nia nasza wielka inte­li­gen­cja nie potrze­bo­wała wiele czasu, aby osią­gnąć etap, na któ­rym umysł uwie­rzył, że jest wszech­mocny, wszech­wie­dzący i nie­skrę­po­wany pra­wami natury. Umysł stał się samo­zwań­czym panem.

Po zerwa­niu uświę­co­nego połą­cze­nia z cia­łem, a tym samym z naturą, umysł z wielką mocą ruszył naprzód, pozo­sta­wia­jąc za sobą znisz­cze­nia, zarówno w mikro-, jak i w makro­skali, dorów­nu­jące jego twór­czej potę­dze lub nawet ją prze­wyż­sza­jące. Zbio­rowa siła naszych umy­słów wykre­owała spo­soby życia, które obec­nie degra­dują śro­do­wi­sko natu­ralne, nisz­cząc jego bio­lo­giczną róż­no­rod­ność i nie­jako przy oka­zji zagra­ża­jąc ist­nie­niu całej ludz­ko­ści. Tylko dzięki ponow­nemu nawią­za­niu kon­taktu z cia­łem – dzięki sta­niu się cało­ścią – możemy zacząć odczu­wać kon­se­kwen­cje naszych myśli, słów oraz czy­nów. Wie­rzę, że dzięki takiemu połą­cze­niu da się napra­wić tok naszej egzy­sten­cji – na pozio­mie indy­wi­du­al­nym oraz zbio­ro­wym.

Tego, czego chcemy od życia i czego naj­bar­dziej łak­nie dusza, umysł po pro­stu nie jest w sta­nie zapew­nić sam. Nasze wyba­wie­nie, a może nawet prze­trwa­nie jako gatunku, jest uza­leż­nione od ponow­nego nawią­za­nia kon­taktu z cia­łem, aby­śmy mogli na nowo sta­no­wić jed­ność z naturą. Żar­łoczne, nie­na­sy­cone kapi­ta­li­styczne ape­tyty są niczym innym jak pły­ną­cymi z ciała impul­sami, które mają sta­no­wić reme­dium na pustkę, lecz jej nie da się wypeł­nić zewnętrz­nymi, mate­rial­nymi dąże­niami. Umysł nie wie i nie może wie­dzieć, kiedy się zatrzy­mać, ponie­waż świa­do­mość koniecz­no­ści poha­mo­wa­nia się pły­nie wyłącz­nie z ciała. To ono uczy nas sza­le­nie waż­nej lek­cji, któ­rej tema­tem jest dość.

Choć piszę te słowa, nie zamie­rzam demo­ni­zo­wać umy­słu. W histo­rii ludz­ko­ści nie bra­kuje genial­nych myśli­cieli, będą­cych auto­rami nie­zli­czo­nych wyna­laz­ków, dzieł, odkryć i spo­strze­żeń, które przy­czy­niły się do piękna i róż­no­rod­no­ści cało­kształtu naszych doświad­czeń. Jestem wdzięczny za cuda tech­niki, które pozwa­lają mojemu synowi i jego babci roz­ma­wiać twa­rzą w twarz na żywo, mimo że oboje znaj­dują się po prze­ciw­nych stro­nach globu. Mój sio­strze­niec nie żyłby, gdyby nie postęp w medy­cy­nie, zapo­cząt­ko­wany przez pomysł zro­dzony w umy­śle jakie­goś geniu­sza. I nie ma posiłku, bym nie odczu­wał głę­bo­kiego poczu­cia wdzięcz­no­ści za roz­wój tech­no­lo­giczny i kre­atyw­ność, dzięki któ­rym mogę pie­ścić kubki sma­kowe.

Nawet w kon­tek­ście sta­wa­nia się cia­ło­czu­łym umysł będzie odgry­wał ważną rolę. Kiedy ponow­nie nawią­żemy kon­takt z cia­łem, sku­pimy na nim uwagę umy­słu, aby móc słu­chać, co ma ono do powie­dze­nia. Ponadto umysł zapo­cząt­ko­wuje reflek­syjne pro­cesy samo­po­zna­nia, nie­zbędne do pie­lę­gno­wa­nia samo­świa­do­mo­ści. Życie w umy­śle staje się pro­ble­mem tylko wtedy, gdy żyjemy jedy­nie w umy­śle.

Mówie­nie o życiu wyłącz­nie w umy­śle jest innym spo­so­bem na powie­dze­nie, że sku­piamy się tylko na tym, co dzieje się w gło­wie. Wie­rzymy we wszystko, co myślimy, myląc wyobra­że­nia z rze­czy­wi­sto­ścią. Ale umysł nie może prze­nik­nąć rze­czy­wi­sto­ści, ponie­waż jest uwię­ziony w fan­ta­stycz­nym, wyima­gi­no­wa­nym świe­cie opo­wie­ści i myśli. Może jedy­nie odga­dy­wać zna­cze­nie doświad­czeń. A jeśli coś jest pewne, to jedy­nie to, że histo­rie pod­su­wane przez umysł czę­sto są znacz­nie bar­dziej prze­ra­ża­jące niż rze­czy­wi­stość.

Więk­szość histo­rii, jakie sobie opo­wia­damy, to oparte na stra­chu i rodzące nie­po­kój czarne sce­na­riu­sze, które przed­sta­wiają świat jako straszne i nie­bez­pieczne miej­sce. Umysł nie rozu­mie, że snute prze­zeń ponure wizje na ogół są niczym wię­cej niż odbi­ciem nagro­ma­dzo­nych w ciele stre­sów i napięć.

Życie wyłącz­nie w umy­śle, bez kon­taktu z wro­dzoną inte­li­gen­cją ciała, jest niczym pozo­sta­wie­nie nasto­latka samego w domu na week­end, gdy rodzice wyjeż­dżają z mia­sta. Nie wia­domo dokład­nie, co się wyda­rzy, ale z pew­no­ścią nic dobrego.

Umysł pozo­sta­wiony samemu sobie jest nad­zwy­czaj nie­od­po­wie­dzial­nym źró­dłem potęgi. Nie jest on w sta­nie wyczuć wza­jem­nie powią­za­nych i dale­ko­sięż­nych kon­se­kwen­cji swo­ich decy­zji. Bez ciała, które daje mu znać, że coś jest nie­mo­ralne, nie­etyczne lub że zaszło za daleko, umysł po pro­stu prze przed sie­bie; kon­su­muje i nisz­czy wszystko na swo­jej dro­dze w imię inte­re­sów, wła­dzy, sty­mu­la­cji lub przy­jem­no­ści. Umysł odłą­czony od ciała sta­nowi pro­blem. Bez uzie­mia­ją­cej obec­no­ści ciała łatwo się roz­pra­sza, wpada w trans i daje się porwać. Umysł nie­skrę­po­wany jest nie­szczę­śliwy, roz­draż­niony i sza­lony.

Pięk­nie ujął to Mark Twain, mówiąc: „Mar­twi­łem się w życiu wie­loma rze­czami, z któ­rych więk­szość ni­gdy się nie wyda­rzyła”. Ludzie podą­żają przez życie jako więź­nio­wie wła­snych umy­słów. Tak naprawdę bowiem jedy­nym wię­zie­niem, w któ­rym ktoś może żyć, jest jego ogra­ni­czony punkt widze­nia. Kiedy decy­du­jemy się sta­wić czoło lękom – zarówno tym dużym, jak i małym – czę­sto dzi­wimy się, że umysł poświę­cał im tak wiele uwagi.

Życie w umy­śle ozna­cza, że zamiast być w rze­czy­wi­stym świe­cie, nie­ustan­nie powta­rzamy sobie men­talne histo­rie o świe­cie. Umysł jest nie­zrów­nany pod wzglę­dem wymy­śla­nia wcią­ga­ją­cych histo­rii, które odwra­cają naszą uwagę od chwili obec­nej i skła­niają do reak­tyw­nych zacho­wań.

Typowe baja­nia umy­słu obej­mują osądy, podróże w cza­sie (roz­my­śla­nia na temat prze­szło­ści lub przy­szło­ści), znaj­do­wa­nie wymó­wek, uspra­wie­dli­wie­nia i zasady doty­czące tego, jak powin­ni­śmy lub nie powin­ni­śmy się wypo­wia­dać albo zacho­wy­wać. Histo­rie te kształ­tują spo­sób postrze­ga­nia i odno­sze­nia się do sie­bie i świata. Ale auto­ma­tyczne, reak­tywne myśli są tylko jed­nym z punk­tów odnie­sie­nia w patrze­niu na świat i to, czego w nim doświad­czamy.

Dając się prze­ko­nać wła­snym myślom, nie­jako sta­piamy się z nimi i wie­rzymy, że jeste­śmy naszymi myślami. Złą­czeni z nimi w ten spo­sób sądzimy, że są one dokład­nym, opar­tym na fak­tach odzwier­cie­dle­niem rze­czy­wi­sto­ści. A nie są. Myśl to tylko jedna z moż­li­wo­ści, w dodatku czę­sto nie­trafna. Ale gdy stale reagu­jemy na myśli tak, jakby były praw­dziwe, spra­wiamy, że stają się praw­dziwe. Urze­czy­wist­niamy nasze naj­gor­sze obawy, ponie­waż reagu­jemy na nie tak, jakby już się ziściły, a potem mimo­wol­nie odzwier­cie­dlamy rze­czy­wi­stość naszego umy­słu poprzez zacho­wa­nia. Nie zda­jemy sobie sprawy z tego, że utknę­li­śmy w zaklę­tym kręgu reak­tyw­no­ści, ponie­waż obser­wu­jemy i reagu­jemy na cyklicz­nie powta­rza­jące się myśli, oparte na stra­chu.

U pod­staw cier­pie­nia nie leży to, co się nam przy­da­rza, lecz raczej inter­pre­ta­cje i zna­cze­nia, jakie tym zda­rze­niom nada­jemy. Tak naprawdę nie cier­pia­łem, kiedy dosta­łem w szkole złą ocenę, gdy klient zerwał ze mną rela­cję tera­peu­tyczną albo gdy zapro­szona na randkę dziew­czyna odmó­wiła. Są to obiek­tywne doświad­cze­nia, które mogą się stać udzia­łem każ­dego. Ow­szem, mogą być nie­przy­jemne, lecz zwią­zane z nimi cier­pie­nie było kwe­stią wyboru i opie­rało się wyłącz­nie na zna­cze­niu, jakie mój umysł nada­wał tym sytu­acjom.

Ist­nieje róż­nica pomię­dzy bólem a cier­pie­niem. Ból – temat, który zosta­nie bar­dzo szcze­gó­łowo omó­wiony w dal­szej czę­ści tej książki – jest nie­unik­niony. Cier­pie­nie jed­nak opiera się na inter­pre­ta­cjach zda­rzeń pro­wa­dzą­cych do bólu oraz na pra­gnie­niu, aby coś poto­czyło się ina­czej. Cier­pia­łem, ponie­waż zin­ter­pre­to­wa­łem złą ocenę jako wła­sną głu­potę; odej­ście klienta ozna­czało, że jestem bez­u­ży­teczny, a odmowa potwier­dzała moje obawy, że nie zasłu­guję na miłość. Cier­pimy z powodu zna­czeń, jakie umysł przy­pi­suje temu, co się nam przy­da­rza.

Wiara w to, że myśli są z natury praw­dziwe, jest niczym wiara w praw­dzi­wość snów. Te zaś nie­kiedy wydają się realne. Budzimy się z łomo­czą­cym ser­cem, spo­ceni i z sze­roko otwar­tymi oczami. Odna­le­zie­nie się w rze­czy­wi­sto­ści może zająć tro­chę czasu, bo świa­do­mość, że to był tylko sen, rodzi się powoli. W końcu, gdy uda się nam odzy­skać jasność myśle­nia, zapo­mi­namy o kosz­ma­rach, które wyda­wały się praw­dziwe. Na podob­nej zasa­dzie, wie­rząc w każdą myśl i żyjąc głów­nie we wła­snej gło­wie, zasad­ni­czo żyjemy we śnie. Śnimy na jawie.

Kto tu rządzi?

Umysł, czyli świa­do­mość, chęt­nie wycho­dzi z zało­że­nia, że ma kon­trolę nad swoim losem, prze­zna­cze­niem i codzien­nymi decy­zjami. Umy­słowi wydaje się, że może dopro­wa­dzić do zmiany, po pro­stu o niej myśląc (wię­cej na ten temat napi­sa­łem w jed­nym z kolej­nych roz­dzia­łów, zaty­tu­ło­wa­nym Rady­kalna samo­ak­cep­ta­cja). Prawda jest jed­nak taka, że zde­cy­do­wana więk­szość (ponad 95 pro­cent7) ludz­kich zacho­wań, myśli i dzia­łań pły­nie z pod­świa­do­mo­ści. To ona dyk­tuje, w jaki spo­sób doświad­czamy świata, inter­pre­tu­jemy go i jak na niego reagu­jemy.

Pod­świa­domy umysł wywiera wpływ na podej­mo­wa­nie decy­zji, ponie­waż może gro­ma­dzić, fil­tro­wać i prze­twa­rzać infor­ma­cje o rzędy wiel­ko­ści szyb­ciej, niż umysł świa­domy jest w sta­nie zare­ago­wać myślą. Choć pro­cesy te zacho­dzą auto­ma­tycz­nie i poma­gają unik­nąć prze­cią­że­nia świa­do­mo­ści pro­stymi lub przy­ziem­nymi, ruty­no­wymi zada­niami, nie doce­niamy, do jakiego stop­nia pod­świa­do­mość wpływa na wybory i decy­zje, co do któ­rych błęd­nie zakła­damy, że zostały pod­jęte świa­do­mie8.

Gdzie mie­ści się pod­świa­domy umysł? Pisarka i neu­ro­nau­kow­czyni dok­tor Can­dace Pert twier­dzi, że w ciele, a ja się w pełni z nią zga­dzam. Bo gdzie indziej miałby być? Bada­nia dok­tor Pert dały wgląd w aktyw­ność mole­ku­larną w każ­dej komórce ludz­kiego ciała i potwier­dziły jej hipo­tezę.

Ciało pod­świa­do­mie wywiera wpływ na myśli, słowa i dzia­ła­nia mię­dzy innymi za pośred­nic­twem układu ner­wo­wego. W momen­cie pobu­dze­nia układu współ­czul­nego akty­wują się mecha­ni­zmy walki – ucieczki – zamro­że­nia, co ozna­cza, że są one gotowe do dzia­ła­nia. Gdy ów sys­tem staje się nad­wraż­liwy, każdy zewnętrzny bodziec, bez względu na jego wiel­kość, wyzwoli samo­za­cho­waw­czy odruch wzglę­dem zewnętrz­nego świata. Wtedy zaś wszyst­kich i wszystko można postrze­gać jako zagro­że­nie.

Ale gdy nawią­żemy ponowną komu­ni­ka­cję z cia­łem, zaczniemy wyczu­wać, odczu­wać i rozu­mieć stan układu ner­wo­wego. Za pośred­nic­twem tego pro­cesu uczymy się słu­chać tego, co ciało ma do powie­dze­nia. Możemy wtedy okre­ślić, jak odzy­skać rów­no­wagę i pora­dzić sobie z tym, co się w nas dzieje.

Hipo­teza mar­ke­rów soma­tycz­nych (ang. soma­tic mar­ker hypo­the­sis) zapew­nia jesz­cze inne ramy poję­ciowe, które umoż­li­wiają zro­zu­mie­nie, jak to się dzieje, że wbrew temu, co chce sądzić umysł, w isto­cie to ciało dyk­tuje warunki. Teo­ria ta, opra­co­wana przez Antó­nio Damásio, zakłada, że dozna­nie fizyczne poja­wia się w ciele na pozio­mie empi­rycz­nym, zanim jesz­cze w reak­cji na to dozna­nie uak­tywni się pro­ces poznaw­czy9. Innymi słowy ciało czuje, zanim umysł pomy­śli10. Umysł opo­wiada histo­rię o praw­dzi­wo­ści doświad­czeń ciała. Dla­tego pod­stawą cia­ło­czu­ło­ści jest świa­do­mość doznań soma­tycz­nych. W dal­szych roz­dzia­łach szcze­gó­łowo opi­szę, jak roz­wi­jać zdol­ność odczu­wa­nia tych wra­żeń.

Mar­kery soma­tyczne, czyli dozna­nia fizyczne doświad­czane w ciele, wpły­wają na podej­mo­wa­nie decy­zji przez umysł, ponie­waż mogą one szybko skło­nić nas do odrzu­ce­nia albo roz­wa­że­nia jakiejś pro­po­zy­cji zamiast innej, w zależ­no­ści od uczuć, jakie wywo­łują w nas dostępne opcje. Zmy­sły ciała zbie­rają, prze­twa­rzają, fil­trują i wysy­łają infor­ma­cje do mózgu, jesz­cze zanim w wyniku tego pro­cesu cie­le­snego pojawi się świa­doma myśl. Prak­tyczne kon­se­kwen­cje tego zja­wi­ska pole­gają na tym, że świa­dome decy­zje są osta­tecz­nie w dużej mie­rze podyk­to­wane tym, co czu­jemy, a czego nie czu­jemy w ciele. Kre­ato­rzy marek i sprytni mar­ke­tin­gowcy wyko­rzy­stują pętlę sprzę­że­nia zwrot­nego mię­dzy cia­łem a umy­słem w celu wywo­ła­nia okre­ślo­nych sta­nów emo­cjo­nal­nych za pośred­nic­twem reklam11.

Racjo­nalne rozu­mo­wa­nie umy­słu, snu­cie hipo­te­tycz­nych sce­na­riu­szy i nar­ra­cje wer­balne znaj­dują się pod nie­ustan­nym wpły­wem róż­nych bodź­ców zmy­sło­wych odbie­ra­nych w ciele. Na to, o czym świa­domy umysł zade­cy­duje w dowol­nym momen­cie, wpływa wszystko – od nie­przy­jem­nych doznań fizycz­nych, przez stany fizjo­lo­giczne (takie jak głód) i bodźce zewnętrzne (jak tem­pe­ra­tura oto­cze­nia), aż po nastrój part­nera, ilość snu, poziom stresu, gło­śne dźwięki, a nawet poło­że­nie księ­życa12, 13.

Opi­sa­łem już moż­liwy prze­bieg tego rodzaju pro­ce­sów, przy­ta­cza­jąc różne histo­rie zro­dzone na grun­cie przy­gody z tatu­ażem. Cza­sami dzięki takim pro­ce­som naj­więk­sze trud­no­ści i traumy ule­gają rady­kal­nej prze­mia­nie w histo­rie o trium­fie, akcep­ta­cji i wytrwa­ło­ści, gdy tylko uda się nam poko­nać wyzwa­nia. Zmiana doświad­czeń ciała prze­kłada się na zmianę histo­rii opo­wia­da­nych przez umysł.

Jak powie­działby jeden z moich nauczy­cieli, dok­tor Phil Car­ter, tak zwany nie­skrę­po­wany umysł zawsze jest o krok za dzia­ła­niem i o krok za cia­łem, choć lubi wypi­nać pierś jako decy­dent spra­wu­jący naj­wyż­szą, auto­no­miczną wła­dzę. Tak naprawdę w każ­dym poje­dyn­czym rezul­ta­cie, który nazy­wamy świa­domą myślą, uczest­ni­czy cały wszech­świat.

Uzna­nie i usza­no­wa­nie wpływu ciała na umysł jest nie­zwy­kle poucza­ją­cym prze­ży­ciem. Świa­dome inten­cje umy­słu doty­czące wpro­wa­dza­nia zmian oraz reago­wa­nia na chwilę obecną czę­sto są tor­pe­do­wane przez samą moc pod­świa­do­mych bodź­ców cie­le­snych, ponie­waż jeste­śmy odłą­czeni od wra­żeń leżą­cych u pod­staw mimo­wol­nej reak­tyw­no­ści. Umysł nie ma naj­mniej­szych szans w star­ciu z pobu­dzo­nym ukła­dem ner­wo­wym i cia­łem peł­nym napię­cia oraz stresu. Wol­ność i wolna wola mogą rów­nie dobrze być wtedy prze­kła­ma­nymi ilu­zjami umy­słu.

Odłączanie się od umysłu

Trzeba czasu, aby odejść od wiary w każdą myśl, która poja­wia się w gło­wie. Jesz­cze dłu­żej trwa uzmy­sło­wie­nie sobie, że myśli te tak naprawdę nawet nie są nami. Więk­szość tre­ści auto­ma­tycz­nie malu­ją­cych się na naszym men­tal­nym kra­jo­bra­zie to stare uwa­run­ko­wa­nia. Są to reak­cje, zacho­wa­nia i nawyki ukształ­to­wane przez gene­tykę już w chwili poczę­cia oraz zapro­gra­mo­wane w ukła­dzie ner­wo­wym przez doświad­cze­nia życiowe, głów­nie we wcze­snym dzie­ciń­stwie14. Od tego czasu pro­gramy te są nie­jako wbu­do­wane w nasze ciała.

Ponie­waż życie w umy­śle sta­nowi sta­tus quo współ­cze­snego spo­łe­czeń­stwa, nie zda­jemy sobie sprawy z ist­nie­nia alter­na­tywy dla nie­ustan­nego cze­pia­nia się, inter­pre­to­wa­nia, mie­rze­nia, osą­dza­nia, nazy­wa­nia i opo­wia­da­nia histo­rii przez umysł. W miarę zanu­rza­nia się w doświad­cze­niach sen­so­rycz­nych przez ponowne łącze­nie się z cia­łem i odbie­ra­nymi prze­zeń wra­że­niami umysł roz­luź­nia żela­zny uścisk kon­troli nad podej­mo­wa­niem decy­zji, a kusząca natura myśli traci uwo­dzi­ciel­ską moc.

Odnaj­dy­wa­nie się z powro­tem w doświad­cza­niu soma­tycz­nym wymaga oczy­wi­ście zaan­ga­żo­wa­nia oraz inten­cjo­nal­nej i kon­se­kwent­nej prak­tyki. Potrzeba cze­goś wię­cej niż tylko prze­czy­ta­nia tej czy dowol­nej innej książki. Pro­ces sta­wa­nia się cia­ło­czu­łym zawsze zaczyna się jed­nak od uświa­do­mie­nia sobie, dla­czego życie w umy­śle stało się naszym typo­wym spo­so­bem postę­po­wa­nia. Nie da się odejść od sta­rego trybu życia i auten­tycz­nie się zmie­nić bez uprzed­niego zro­zu­mie­nia go, bez zaak­cep­to­wa­nia przy­czyn jego powsta­nia i peł­nio­nych prze­zeń funk­cji ani bez podzię­ko­wa­nia mu. Szcze­gó­łowo opi­sa­łem to w roz­dziale Rady­kalna samo­ak­cep­ta­cja. Krótko mówiąc, aby ponow­nie połą­czyć się z cia­łem, musimy pojąć, dla­czego naj­pierw konieczne było odcię­cie się od soma­tycz­nych doświad­czeń.

Dok­tor Gabor Maté nauczył mnie, aby nie kry­ty­ko­wać umy­słu – a już zwłasz­cza samego sie­bie – za spo­sób, w jaki men­tal­nie anga­żu­jemy się w świat lub z niego wyco­fu­jemy. Maté poka­zał mi, że życie w umy­śle to przede wszyst­kim mecha­nizm prze­trwa­nia i adap­ta­cji do śro­do­wi­ska wcze­snego dzie­ciń­stwa. W swo­ich naukach pod­kre­śla on, że dystan­su­jemy się od nie­przy­jem­nych, nie­kom­for­to­wych, a czę­sto także bole­snych doświad­czeń soma­tycz­nych, ponie­waż nauczy­li­śmy się tego jako dzieci15.

Zamiast kogoś, kto uczyłby nas, jak wyra­żać emo­cje i obco­wać z nimi i kto uzna­wałby je za nor­malne, a przy tym był przy nas pod­czas ich prze­twa­rza­nia, mie­li­śmy do czy­nie­nia z jakąś wer­sją prze­kazu: „Nie mazgaj się i prze­stań maru­dzić, a jeśli się nie zamkniesz, dam ci praw­dziwy powód do pła­czu”. Doświad­cze­nia ciała w chwili obec­nej stały się przez to czymś, co należy zigno­ro­wać, stłu­mić albo odrzu­cić, aby nie odtrą­ciło nas śro­do­wi­sko, od któ­rego byli­śmy w pełni zależni. Bez­piecz­niej było odciąć się od samego sie­bie. W tam­tym cza­sie nie mie­li­śmy innego wyboru, ponie­waż prze­trwa­nie zale­żało od naszego bez­po­śred­niego oto­cze­nia.

Choć wów­czas mogło to być konieczne, przez roz­brat z wła­snym cia­łem wkro­czy­li­śmy na ścieżkę, która w póź­niej­szym życiu unie­moż­li­wiła auten­tyczne uczest­ni­cze­nie w świe­cie. W rezul­ta­cie wszystko i każdy jawi się jako groźne, nie­znane, prze­ra­ża­jące lub bole­sne doświad­cze­nie. Prze­paść mię­dzy umy­słem a cia­łem stała się tak wielka, że skie­ro­wa­nie uwagi na wła­sne ciało jest jak odwie­dza­nie obcego kraju – jak dozna­nia tury­sty w samym sercu nie­znanej sobie kra­iny, któ­rej języka ani kul­tury nie rozu­mie.

Odłą­czeni od ciała sta­ramy się zna­leźć źró­dło odczu­wa­nego dys­kom­fortu, ska­cząc od myśli do myśli. Jedyne, co odnaj­du­jemy, to chwi­lowa ulga, ponie­waż nie mówimy języ­kiem ciała i nie poj­mu­jemy go, a wła­śnie z niego tak naprawdę płyną sygnały dys­tresu.

Bez względu na to, co sądzi czyjś umysł i czy ten kon­kretny umysł wie­rzy, że tra­piące go pro­blemy mają zwią­zek z rodzi­cami, gene­tyką, bra­kiem rów­no­wagi che­micz­nej, śro­do­wi­skiem wcze­snego dzie­ciń­stwa, traumą mię­dzy­po­ko­le­niową czy nawet traumą z poprzed­niego życia, wszyst­kie reak­cje powstają naj­pierw w ciele, jako dozna­nia. Gdy sta­ramy się stłu­mić ból i dys­kom­fort myśle­niem, tak naprawdę pró­bu­jemy uga­sić ogień, macha­jąc rękami przez ete­ryczny dym przed naszymi twa­rzami, nie­świa­domi, że pło­mień bólu jest w nas, a nie na zewnątrz. Wielki roz­łam mię­dzy umy­słem a cia­łem, do jakiego doszło w dzie­ciń­stwie wsku­tek naszych doświad­czeń, spra­wia, że nie mamy już dostępu do źró­dła bólu i dys­kom­fortu.

Wielki rozłam

Nie doświad­czamy obiek­tyw­nej rze­czy­wi­sto­ści. Odbie­ramy świat poprzez zmy­sły ciała. Zmy­sły są fil­trami, przez które reje­stru­jemy, ana­li­zu­jemy, prze­twa­rzamy i inter­pre­tu­jemy oto­cze­nie. Jeśli na fil­trach kła­dzie się cień napię­cia, sztyw­no­ści i bólu ciała, umysł będzie skłonny do postrze­ga­nia rze­czy­wi­sto­ści w kate­go­riach podob­nych doznań. Napięte i usztyw­nione ciało sta­nowi pry­zmat, przez który oglą­damy, inter­pre­tu­jemy i rozu­miemy świat oraz wszyst­kich i wszystko, co się w nim znaj­duje. Jeżeli nie jeste­śmy świa­domi napię­cia, które od dawna gro­ma­dzi się w ciele; jeśli jeste­śmy od niego odłą­czeni, zewnę­trze prze­mie­nia się w prze­jaw naszego stanu wewnętrz­nego. W miarę ustę­po­wa­nia napię­cia z ciała znika wiele nega­tyw­nych inter­pre­ta­cji oraz wyobra­żeń na temat ota­cza­ją­cego nas świata.

Odłą­czeni nie odczu­wamy sta­nów emo­cjo­nal­nych i wra­żeń, które popy­chają nas do uza­leż­nień i nawy­ko­wego samo­uko­je­nia. Gdy odru­chowo idziemy do spi­żarni, się­gamy po kie­li­szek wina albo otwie­ramy stronę por­no­gra­ficzną, nie czu­jemy, że impuls do tego naj­pierw powstał w ciele. Nie dostrze­gamy, że zawzięta kłót­nia z part­nerką czy part­ne­rem tak naprawdę jest odzwier­cie­dle­niem rela­cji z dys­kom­for­tem poja­wia­ją­cym się w ciele. Ciało doświad­cza gniewu i zwią­za­nych z nim doznań fizjo­lo­gicz­nych, a my reagu­jemy na poja­wia­jące się w gło­wie myśli tak, jakby były praw­dziwe. W rezul­ta­cie tak naprawdę nie widzimy osoby przed nami, bo reagu­jemy na men­talną histo­rię, nar­ra­cję i pro­jek­cję wła­snego umy­słu.

Odłą­czeni nie jeste­śmy w sta­nie wpro­wa­dzać i pod­trzy­my­wać auten­tycz­nych zmian, ponie­waż nie mamy świa­do­mo­ści, że źró­dło nawy­ko­wych reak­cji znaj­duje się wewnątrz, a nie na zewnątrz. Zamiast sku­piać się na czyn­niku soma­tycz­nym, wywo­łu­ją­cym reak­cję, pró­bu­jemy mani­pu­lo­wać świa­tem zewnętrz­nym. To nie ja, to oni. Wszy­scy świet­nie wiemy, co się dzieje, gdy sta­ramy się zmie­niać i kon­tro­lo­wać ota­cza­ją­cych nas ludzi.

Odłą­czeni nie dostrze­gamy, że nie­ustan­nie powie­lane nawyki sta­no­wią prze­jaw dąże­nia ciała do uzdro­wie­nia sta­rych wzor­ców. Sfor­mu­ło­wa­nie: „Dla­czego cią­gle mi się to przy­da­rza”, można ująć traf­niej jako: „Ta sytu­acja daje mi kolejną oka­zję do zba­da­nia, co we mnie wymaga uzdro­wie­nia”. Pod­świa­domy umysł, czyli ciało, nie­ustan­nie stwa­rza warunki sprzy­ja­jące cyklicz­nemu, ponow­nemu prze­ży­wa­niu i odtwa­rza­niu cze­goś w celu prze­two­rze­nia, zin­te­gro­wa­nia i uzdro­wie­nia sta­rych rela­cyj­nych ran. Choć wydaje się, że histo­ria w kółko się powta­rza, można ją prze­for­mu­ło­wać i uznać za dar oraz oka­zję do zmie­rze­nia się ze sta­rymi pro­ble­mami z nowym poten­cja­łem, nowymi moż­li­wo­ściami i świa­do­mo­ścią. Innymi słowy, życie udziela nam wciąż tych samych lek­cji, dopóki ich nie przy­swo­imy; dopóki ich nie ucie­le­śnimy.

Odłą­czeni, potrze­bu­jemy zewnętrz­nych auto­ry­te­tów w obsza­rze moral­no­ści, takich jak pra­wi­dła, przy­ka­za­nia czy zasady. Ale to ciało daje nam znać, że krzyw­dze­nie, mani­pu­lo­wa­nie, wyko­rzy­sty­wa­nie, kra­dzież, zabój­stwo, kłam­stwo lub celowe dzia­ła­nie na dowolną inną szkodę jest złe. Kiedy jeste­śmy odłą­czeni, umysł uspra­wie­dli­wia nie­mo­ralne dzia­ła­nia wła­snym sza­leń­stwem: „zasłu­żyli na to”; „ona mnie do tego zmu­siła” albo „biz­nes to biz­nes”. Nie musimy cze­kać do śmierci albo odro­dze­nia w innym życiu, aby wie­dzieć o słusz­no­ści postę­po­wa­nia. Ciało jest kom­pa­sem moral­nym, który infor­muje nas, czy inten­cja albo dzia­ła­nie wpi­suje się w ramy moral­no­ści. Napię­cie i wzbu­rze­nie natych­miast komu­ni­kują nam, czy coś jest dobre, czy złe. Ciało prze­ka­zuje nam tego rodzaju infor­ma­cje w każ­dej chwili.

Brak kon­taktu z cia­łem prze­kłada się na ode­rwa­nie od naj­bar­dziej natu­ral­nego spo­sobu moral­nego życia. Kie­ru­jemy się inter­pre­ta­cjami i sło­wami innych, któ­rzy uznali coś za dobre albo złe. Jezus, Budda i nauczy­ciele duchowi w róż­nych tra­dy­cjach wska­zy­wali ten sam kie­ru­nek: Poznaj sie­bie. Kró­le­stwo nie­bie­skie jest w tobie. Musisz zna­leźć wła­sną drogę. Droga pro­wa­dzi do wewnątrz. Nauki te nabie­rają donio­ślej­szego zna­cze­nia w momen­cie ponow­nego połą­cze­nia się z cia­łem.

Odłą­czeni zapo­mi­namy, że jeste­śmy ści­śle powią­zani ze świa­tem i wszyst­kim, co się w nim znaj­duje. Postrze­gana odręb­ność jest niczym wię­cej jak ilu­zją umy­słu. Świa­domy umysł wszystko ana­li­zuje, nazywa i oddziela, aby zyskać poczu­cie kon­troli i nadać sens doświad­cza­niu rze­czy­wi­sto­ści. Ale odręb­ność ta nie jest praw­dziwa. Na przy­kład, umysł dzieli drzewo na czę­ści: korze­nie, pień, gałę­zie i liście, lecz wszyst­kie te pozor­nie oddzielne byty two­rzą jedno całe drzewo. Mylące jest nawet wyod­ręb­nia­nie ota­cza­ją­cych drzewo ziemi, powie­trza i wody, ponie­waż roślina nie może ist­nieć w ode­rwa­niu od tych kon­tek­stów. Są one w takim samym stop­niu czę­ścią drzewa jak to, co umysł nazywa drze­wem. Jeśli trudno jest ci to pojąć lub prze­ko­nać się do tego podej­ścia, pomyśl, że wystar­czy upływ czasu, by ota­cza­jące drzewo woda i powie­trze weszły w jego skład, ponie­waż są przez nie wchła­niane. Z podobną ilu­zją odręb­no­ści mamy do czy­nie­nia w wypadku naszych ciał i doświad­cza­nia sie­bie. Ciało jest ści­śle połą­czone ze śro­do­wi­skiem zewnętrz­nym, zależne od niego i sta­nowi z nim jed­ność.

Odłą­czeni lek­ce­wa­żymy ciało i nie dajemy mu tego, czego potrze­buje do pra­wi­dło­wego roz­woju. Pole­gamy na smart­fo­nach, które infor­mują nas, czy byli­śmy wystar­cza­jąco aktywni fizycz­nie w ciągu dnia, czy dosta­tecz­nie długo spa­li­śmy w nocy i czy w mię­dzy­cza­sie odży­wia­li­śmy się pra­wi­dłowo. Pra­dawną mądrość ciała zastą­piły apli­ka­cje. Nie słu­chamy – a raczej nie potra­fimy zro­zu­mieć – próśb ciała o opiekę, tro­skę i odpo­czy­nek. Pomimo jego nie­stru­dzo­nych, nie­ustan­nych wysił­ków zapo­mi­namy o nim, igno­ru­jemy je, uzna­jemy za pew­nik i nie­wła­ści­wie je eks­plo­atu­jemy. Zamiast dostar­czać mu to, czego potrze­buje, aby zdro­wieć i kwit­nąć, się­gamy po nie­zli­czone szyb­kie reme­dia. Trak­tu­jemy je jak kolejny towar, który można zastą­pić, gdy pojawi się now­szy model lub aktu­ali­za­cja i tak naprawdę nie doce­niamy tego, że mamy je tylko jedno. Jedno. Gdy­by­śmy naprawdę pojęli i doce­nili ten fakt, nie trak­to­wa­li­by­śmy ciała w tak nie­czuły spo­sób, jak robi to więk­szość z nas.

Zapraszamy do zakupu pełnej wersji książki

Zapraszamy do zakupu pełnej wersji książki