Bruno Whatever - Leo Gramski - ebook + audiobook + książka

Bruno Whatever ebook i audiobook

Gramski Leo

3,6

Ten tytuł dostępny jest jako synchrobook® (połączenie ebooka i audiobooka). Dzięki temu możesz naprzemiennie czytać i słuchać, kontynuując wciągającą lekturę niezależnie od okoliczności!
Opis

Bruno jest jakiś dziwny. Nic go nie obchodzi, niczym się nie przejmuje. Nie lubi imprez, a jak już na nie chodzi, nie pije alkoholu. Najbardziej jednak nie znosi social mediów. Jest przekonany, że gdyby założył konto na Instagramie, Instagram sam by się zbanował, a na TikToku byłby jedynym tiktokerem z ujemną liczbą obserwujących. Przy nim nawet Facebook jest cool. Przyjaciele określają go słowemwhatever, bo Bruno nie lubi się angażować w nic, co wymaga zaangażowania. Ale los właśnie szykuje mu niespodziankę. Bruno zaczyna odkrywać w sobie obce do tej pory uczucia, a znaleziona przypadkiem tajemnicza karteczka sprawia, że podejmuje prywatne dochodzenie. Podejrzanych o podrzucenie tajemniczego listu jest sporo: mama, znienawidzona sąsiadka, najlepszy przyjaciel, dziwny kolega, nowy uczeń w szkole… Jedno z nich zmieni życie chłopaka na zawsze. To będzie prawdziwa rewolucja!

Leo Gramski– he/she/they? Ma na koncie wiele znanych książek, jednak w tym gatunku debiutuje, dlatego znika pod pseudonimem. Na ten coming out trzeba będzie poczekać, ale kiedyś na pewno zdradzi, kim jest…

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 313

Audiobooka posłuchasz w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS

Czas: 8 godz. 11 min

Lektor: Marcin Franc

Oceny
3,6 (67 ocen)
29
10
9
12
7
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.
Sortuj według:
iCate0

Nie polecam

Wiem, że o tej książce było głośno w zeszłym roku, ale zupełnie nie pamiętam opinii o niej, więc... Ale po jej zakończeniu zostaje tylko pytanie po co ja to sobie zrobiłam. To jest złe, złe i jeszcze raz złe, cholernie niekonsekwentne w tworzeniu postaci, stereotypowe, szufladkujące do bólu i lepiej by się odnalazło w roku 2000, niż teraz. A ten język? Te "młodzieżowe" wstawki, angielski wstawki? Ciągłe używanie takich słów, jak krindżowy? Borze szumiący, kto tak mówi? Uszy bolały od słuchania tego i naprawdę watpię, że dzisiejsi siedemnastolatkowie używają takiego języka - absurdalnie niewiarygodne. Ograniczenie się do linii - albo jesteś hetero albo gejem i szufladkowanie wszystkiego, co się da - szkoda słów. Na wydźwięk "ciąg dalszy nastąpi" oplułabym się z oburzenia, gdyby akurat coś przełykała. Dramat i wcale mnie nie dziwi, że autor wydaje pod pseudonimem, bo wstyd byłoby mi się pod czymś takim podpisać. Z drugiej strony zastanawia mnie, czy ktoś to w ogóle przeczytał przed wyd...
10
WybrednaMaruda

Z braku laku…

na fali tłumaczenia tytułów na język polski: byłabym za "Bruno Mi To Rybka". A co do samej treści – niestety jestem bardziej na nie, niż na tak. Chyba miało być luźno i młodzieżowo, ale kurcze, jak się porusza tematykę odkrywania swojej tożsamości i orientacji, coming outu, braku samoakceptacji i homofobii, to te heheszki nie zawsze są na miejscu.  Moje problemy: – Bruno WHATEVER, bo niby ma życie na yolo i wszystko mu jedno, ale tyle rozkminia każde swoje zachowanie, że chyba jednak nie do końca; – znajomi, którzy mają być tacy słodko-pierdzący wręcz zmuszają go do przyznania się, że jest gejem; – zaznaczmy też, że Bruno miał dziewczynę, ale biseksualność? Ktoś słyszał? Hetero albo gej, innej opcji przecież nie ma; – motyw "byłem dla ciebie zły, bo rodzice mnie bili – a, ok, bądźmy kumplami". Co? – slang młodzieżowy i angielskie wstawki – mogło być fajnie, że wiecie, siedzimy w głowie nastolatka, tak myśli się w tym wieku. Tylko że było tego za dużo + takie słownictwo częst...
10
lettemiere

Nie polecam

Cringe przeogromny.
10
tycucycu

Nie oderwiesz się od lektury

Lekka lektura, zabawna i pełna uśmiechu.
00
blapak

Nie oderwiesz się od lektury

Super książka pełna pozytywnej energii plus bardzo dobrze dobrany lektor. Polecam i żałuję, że nie było takich książek gdy ja byłem nastolatkiem
00

Popularność




Copyright © Leo Gramski, 2022

Projekt okładki

Marcin Margielewski

Ilustracje na okładce

Tntrem_Std

Redaktor prowadzący

Michał Nalewski

Redakcja

Anna Płaskoń-Sokołowska

Korekta

Katarzyna Kusojć

Maciej Korbasiński

ISBN 978-83-8295-656-6

Warszawa 2022

Wydawca

Prószyński Media Sp. z o.o.

02-697 Warszawa, ul. Rzymowskiego 28

www.proszynski.pl

1

ZIMNE MLEKO

Abeoji,

Gdy cię zabrali, myślałem, że na chwilę. Ciągle czekam na twój powrót, ale coraz trudniej mi w niego uwierzyć. Mama mówi, że to dobrze, że jak przestanę w to wierzyć, będzie mi lepiej. Ja jednak nie chcę przestawać. Teraz jest mi źle, ale kiedy przestanę na ciebie czekać, będzie mi jeszcze gorzej. Obiecuję, że jak wrócisz, będę taki, jak chciałeś.

J., dzień 22

KONIEC SIERPNIA

– Wstawaj, już dziewiąta! – Rozkaz wpada do mojej rozgrzanej porannym słońcem sypialni przez lekko uchylone drzwi jak granat hukowy. Mama uchyla je na chwilę i tylko po to, by wydać instrukcje, po czym zatrzaskuje je ostentacyjnie. Jej ton nie zwiastuje niczego dobrego. To zupełnie nie w jej stylu. Ewidentnie nie jest w dobrym humorze, co nie zdarza się jej często. Tym gorzej!

– Nie już, tylko DOPIERO dziewiąta… – mamroczę poirytowany. – I skąd ten jad?

Wiem, że i tak nikt tego nie usłyszy, a nawet jeśli dotrze to do uszu mojej dziwnie opętanej matki, nie wywoła żadnej reakcji. Nie mam ani ochoty, ani siły na wojnę. Najchętniej w ogóle nie wstawałbym dziś z łóżka. Nie po wczorajszym. Ale wiem, że przeciąganie tej sytuacji może tylko jeszcze bardziej rozdrażnić lwa.

Zwlekam się więc z łóżka i wkładam bluzę, która czeka na mnie na podłodze – dokładnie tam, gdzie porzuciłem ją ubiegłej nocy. Lubię, gdy rzeczy mają swoje miejsce, choć mama wiecznie narzeka, że bałaganię.

Wychylam się zza drzwi, po czym, wciąż zaspany, niemal po omacku ruszam na dół wprost do kuchni.

– Zrób sobie płatki. Mleko jest już zimne – rzuca mama z trudnym do ukrycia wyrzutem, widząc moje sunące w kierunku stołu zwłoki.

– Lubię zimne. Kto w ogóle podgrzewa mleko do płatków? – odpowiadam, ale szybko się orientuję, że to nie najlepszy moment na dyskusję o preferencjach dotyczących temperatury mleka.

Wzrok mamy, gdy ta na mnie spogląda, mógłby zmienić w bryłę lodu nawet wrzątek. Ewidentnie nie tylko mleko jest dziś zimne.

– Zimne mleko jest niezdrowe.

Już same płatki serwowane na śniadanie w naszym domu są dowodem na to, że mama nie jest dziś sobą. Zdarza się to tylko wtedy, gdy rodzice się pokłócą lub gdy dokądś wyjeżdżamy i mama wyraźnie nie ma głowy do tego, by skupiać się na dogadzaniu naszym świeżo wybudzonym ze snu podniebieniom.

Jest koniec wakacji, nigdzie nie jedziemy, więc tylko jedna z tych opcji może być właściwa. Tata wyszedł już z domu, co mogłoby potwierdzać przypuszczenia, że to on jest powodem, dla którego mama zamieniła się w jednego z White Walkers, ale po dziewiątej zwykle go nie ma, więc co do tego też nie mogę mieć pewności. Zresztą mniejsza o przyczynę. Niepokojące są skutki. Gdzie się podziała moja mama, królowa obciachowych wpadek, piewczyni optymistycznych poranków, których gwoździem programu zawsze są instagramowe śniadania? Ona niemal każdego dnia serwuje swoim obserwującym godny zachwytów food porn, a nam przy okazji naprawdę królewskie uczty. Gofry z bitą śmietaną misternie przystrojone owocami, jajka zapiekane w awokado, wykwintna szakszuka. Ten poranny rytuał jest dla mamy nie tylko dowodem miłości do nas, ale też sposobem na to, by rozpocząć dzień od kilku miłych komentarzy dyżurnych klakierów. Jest klasyczną atencjuszką. Zainteresowanie ją napędza.

@breakfast_mum: Jak Ty znajdujesz na to czas?

@breakfast_mum: Wow, co za uczta! Ja dziś spaliłam bekon.

@breakfast_mum: U nas codziennie tylko płatki.

U nas dziś też tylko płatki.

– Tak się grzebałeś, że mleko wystygło. Będziesz jadł zimne – mówi teraz tonem bliskim histerii. Zupełnie jakby od temperatury mleka zależało przetrwanie naszej planety.

– Mamo, o co ci chodzi? Jest za wcześnie na takie dyskusje, a ja lubię płatki z zimnym mlekiem – powtarzam dość głośno, podkreślając ostatnie słowa, co jest ryzykownym zagraniem.

– Nie podnoś na mnie głosu – warczy, natychmiast przystępując do kontrataku. – Za kilka dni o tej porze będziesz już dawno w szkole!

Auć, bolało! Mama jest kochana, ale w roli wroga – bezlitosna.

– Słowa „za kilka dni” są tu kluczowe. Wakacje jeszcze się nie skończyły. – Staram się mówić spokojnie, ale wychodzi trochę z fochem.

Przypominanie o końcu wakacji to czyste okrucieństwo.

– Ale możesz chyba zacząć się przyzwyczajać do wcześ­niejszego wstawania.

Wiem, że nie o to chodzi. Mama ewidentnie chce mi dopiec. Przecież nie jest zła na to, że spałem do dziewiątej. Nie ma w tym niczego nadzwyczajnego. Wręcz przeciwnie – jak na moje wakacyjne standardy to wczesna pora. Nigdy wcześniej nie miała z tym problemu. Teraz też nie ma. Chodzi o coś zupełnie innego. Wiem, że w końcu mi powie, ale najpierw musi posypać zadane rany solą.

Milczę i ignoruję ją przez dłuższą chwilę. Skutkuje. Po kilku minutach ciszy mama zmienia temat. Nie rozmawiamy już o wstawaniu, płatkach ani o mleku, ale nadal nie jest miło. Chyba wolałem poprzedni wątek. Przynajmniej wiem, co ją dziś ugryzło.

– Dzwoniła ciocia Ola… Jest zła. Co się stało między tobą a Julką? Tyle razy mówiłam ci o szacunku do kobiet… Nie mogę uwierzyć, że mój własny syn okazał się facetem bez uczuć… W dzieciństwie byłeś taki wrażliwy, a teraz?

Mama prowadzi monolog o swoim bezgranicznym rozczarowaniu moim podejściem do kobiet, a ja przysłuchuję się jej coraz bardziej nieobecny.

To nie jest o mnie. To nie ja jestem winny. Julka też nie. Ani jej mama. Ani moja. Nikt tu nie jest winny. Ale i tak wszyscy są albo wściekli, albo rozżaleni, albo przerażeni tym, co dopiero ma nastąpić.

TRZY MIESIĄCE WCZEŚNIEJ

Mój przyjaciel Oli mówi na mnie whatever. Nie jest to ksywka, raczej drobna złośliwość. Bruno Whatever zrosło się ze mną głównie dlatego, że mam dość obojętny stosunek do świata. Po prostu mało co mnie w nim obchodzi. Oczywiście obchodzi mnie moja rodzina, przyjaciele, ale nie potrafię znaleźć w sobie jakiegoś ognia, który kazałby mi protestować przeciwko zanieczyszczaniu Ziemi, uprawiać parkour albo chociażby zostać fanem jakiegoś konkretnego wykonawcy. Kompletnie tego w sobie nie mam. To, czego moi przyjaciele i moja mama nie mogą zrozumieć najbardziej, to fakt, że ja kompletnie nie istnieję w wirtualnym świecie. Nie mam żadnych sociali, zupełnie mnie one nie obchodzą. I nawet jeślibym chciał z tym walczyć, what­ever opisuje mnie całkiem nieźle, choć to też mało mnie obchodzi.

Whatever!

Julka jest w tej kwestii moim absolutnym zaprzeczeniem. To moja przyjaciółka od dziecka. „Od nowości”, jak lubimy żartować. Jest w moim życiu, od kiedy pamiętam. Jej i moi rodzice oraz mama Mi chodzili w liceum do jednej klasy, dokładnie tak jak my teraz. Zresztą liceum też jest to samo. Różni nas tylko to, że oni do dziś się przyjaźnią, a u nas jest… różnie. To znaczy między mną a Julką zawsze było świetnie, ale na pewno nie można tego powiedzieć o moich relacjach z Mi.

Julka i ja przez prawie dziesięć lat byliśmy jedynymi dziećmi naszych rodziców. Ci jednak w pewnym – myślę, że zupełnie nieprzypadkowym – momencie postanowili postarać się o rodzeństwo dla nas. Jestem przekonany, że nasze mamy się umówiły, iż zajdą w ciążę w tym samym czasie, tak dla towarzystwa, by razem jeździć do lekarza, a później na porodówkę. Dokładnie tak jak do tej pory – i zawsze później – umawiały się na zakupy, kawę czy grilla. Nie ma to jak wspólne dzielenie się wrażeniami ze wspólnych wizyt u ginekologa i na sali porodowej.

Kiedy urodzili się siostra Julki i mój brat, my dwoje zbliżyliśmy się do siebie jeszcze bardziej. Nic nie łączy tak jak wspólny wróg. Nasze rozmowy dotyczyły wtedy głównie pomysłów na pozbycie się rozwrzeszczanych maluchów, które pojawiły się w naszych domach. Mieliśmy nawet plan ucieczki, ale na szczęście zanim zdążyliśmy wprowadzić go w życie, okazało się, że młodsze rodzeństwo wcale nie jest takie złe. Wręcz przeciwnie – fajnie być starszą sios­trą lub bratem. Mi pozostała jedynaczką, choć zawsze, tak jak ja, traktowała Julkę jak swoją siostrę. Pojawienie się w naszych domach rodzeństwa wzbudziło w niej trudną do zrozumienia zazdrość. Robiła się coraz bardziej zaborcza w stosunku do Julki i coraz bardziej złośliwa wobec mnie. Wtedy jeszcze było to zupełnie niegroźne, ale z czasem przybierało na sile. Mi Yang z roku na rok zmieniała się w mojego coraz bardziej zaciętego wroga, choć nikt z zewnątrz nie był w stanie dociec prawdziwych powodów tej niechęci.

Julka z niewyobrażalną wprost łatwością potrafiła lawirować pomiędzy nami, utrzymując świetne stosunki zarówno ze mną, jak i z Mi. Ale Julka już taka jest. Naprawdę wspaniała.

Ona nigdy nie czuła, że w tym naszym dziwnym trójkącie musi z kimś konkurować. Ja i Mi wychowaliśmy się w domach jednorodzinnych, choć w przypadku Mi to raczej był pałac szejka. Julka natomiast od dziecka mieszkała z rodzicami w bloku na pobliskim osiedlu. Nigdy z tego powodu nie była zazdrosna, nie czuła się gorzej. To chyba kwestia poczucia własnej wartości. Julka nie jest zarozumiała, ale nie raz dała mi odczuć, że swoją wartość zna doskonale. Ja zawsze wypadałem przy niej dość blado.

Wszyscy zawsze wmawiali nam, że w przyszłości będziemy parą, a później małżeństwem. Dokładnie tak jak nasi rodzice. Niby w żartach, ale myślę, że tak naprawdę byliby z tego powodu szczęśliwi. W przedszkolu nie raz bawiliśmy się w ślub i dom. I choć to nie było na serio, my traktowaliśmy to śmiertelnie poważnie. Z czasem nam przeszło, a nasze przedszkolne małżeństwo zmieniło się w prawdziwą przyjaźń.

A teraz to wszystko zepsułem.

Julka zawsze wpadała do nas bez zapowiedzi, ja byłem mile widziany u niej. Często razem się uczymy. Tego wieczoru do ostatniego sprawdzianu z historii. Nasza babka z histy nie odpuszcza do ostatniej chwili. Julka, jak zwykle obryta na blachę, przepytuje mnie z rozbiorów. Nie mam na to ochoty, bo kto ją ma, ale nigdy nie sądziłem, że niechęć do nauki w chwili, gdy od wakacji dzielą nas praktycznie trzy tygodnie, obudzi we mnie Romea.

Do dziś nie mam pojęcia, dlaczego to zrobiłem – tak jakoś mnie naszło. I to nie było wymuszone, udawane ani planowane. Padło z moich ust tak po prostu.

A było tak.

Siedzę oparty o ścianę. Julka leży na łóżku dwa metry ode mnie i czyta pytania, podkreślając ich wagę energiczną gestykulacją. I wtedy ja, nie zważając na to, co pada z jej ust, wypalam to żenujące i kompletnie nie na miejscu:

– Kocham cię.

Julka spogląda na mnie jak na kompletnego idiotę.

– Co ty gadasz? Pytałam o rozbiory…

– No, kocham cię, tak po prostu – brnę.

Zamyka książkę i patrzy na mnie z politowaniem.

– Ja też cię kocham. Jak brata.

– Ale ja cię kocham inaczej.

– Bruno, rozumiem, że nie chcesz się uczyć. Nie musimy, ale wyznawanie mi miłości jest dość pokrętną metodą, nawet jak na wykręcanie się od nauki.

– Ale ja to naprawdę czuję, sam tego nie rozumiem, bo zawsze byłaś dla mnie jak siostra, ale przecież nie jesteśmy spokrewnieni. Dla mnie też jest to zaskoczenie, jednak poczułem, że muszę ci to powiedzieć.

Podszyty sarkazmem uśmiech Julki znika z jej twarzy.

– Zbladłaś!

Faktycznie zbladła.

– Bruno, ja nie wiem, co mam powiedzieć.

– Nie musisz nic mówić.

– Nie możemy tego przemilczeć tak po prostu. Ale może faktycznie będzie lepiej, jak niczego dziś nie powiem.

Rozumiem aluzję.

– Pójdę już…

– Jesteś pewien?

– Tak, czuję, że powinienem. Nie musisz mnie odprowadzać.

Chcę jak najszybciej zniknąć z jej oczu. Nagle dociera do mnie, co zrobiłem. Całkiem prawdopodobne, że właśnie kompletnie zrujnowałem naszą przyjaźń. Ja powiedziałem za dużo, a Julka nie powiedziała nic. Nigdy wcześniej nie mieliśmy problemu z rozmową na jakikolwiek temat. Było super. Te nasze zabawy w dom. To żartobliwe swatanie przez rodziców. Nasza fikcyjna przyszłość. I nagle ja odpalam bombę, która niszczy cały ten beztroski świat. To koniec. Już nigdy nie będzie jak przedtem.

Wychodzę.

Po jakimś czasie czuję, jak mój telefon wibruje w kieszeni. Wiadomość! Od Julki!

Julka: Wszystko między nami OK?

Ona wyraźnie też się tym martwi. Ogarnia mnie ulga. Jest szansa, że to wszystko da się jeszcze naprawić. Jakoś to odkręcić.

Bruno: Tak.

Wysyłam odruchowo. Nie mam pojęcia, co jeszcze mógłbym dodać, ale wiem, że to samotne „tak” brzmi jak „zdecydowanie nie”.

Julka: To nie brzmi dobrze. Jesteś już w domu?

Bruno: Nie. Bujam się po osiedlu.

Julka: Wyślij mi pinezkę. Zaraz do ciebie zejdę.

Nie wiem, czy to dobry pomysł, ale z drugiej strony jest to szansa na przecięcie strumienia świadomości, który przelatuje przez moją głowę jak snowpiercer, podrzucając mi coraz to bardziej przygnębiające myśli.

Zatrzymuję się pod osiedlowym sklepem i wysyłam Julce pinezkę, po czym siadam na krawężniku i zwieszam głowę, wbijając wzrok w nierówną krawędź mocno sfatygowanego asfaltu. Jest dla mnie dziwnie fascynująca.

Ja naprawdę mam coś z głową. Nie jestem w stanie znaleźć pasji w rzeczach dla większości pasjonujących, a dostrzegam inspirację w wyszczerbionym asfalcie. Ale spokojnie, Bruno Whatever nie inspiruje się niczym zbyt długo, więc to nie będzie opowieść o urodzie zużytego asfaltu. To naprawdę chwilowa fascynacja. Temat znika wraz z pojawieniem się Julki, już kilka minut później.

Najwyraźniej i ona chce tę sprawę wyjaśnić możliwie szybko. Nie spodziewałem się, że aż tak szybko. Analiza stanu asfaltu pochłonęła mnie do tego stopnia, że nie zauważam momentu, w którym Julka pojawia się na miejscu. Staje dokładnie naprzeciwko mnie, celowo zderzając czubki swoich vansów z moimi. Spoglądam w górę i podnoszę się dość nieporadnie, a gdy wstaję – szczęśliwie bez żadnej katastrofy – znajduję się naprawdę blisko niej.

Tak blisko jak chyba jeszcze nigdy wcześniej.

Julka zupełnie niespodziewanie obejmuje mnie w pasie i bardzo mocno ściska.

– Więc… kochasz mnie… – mamrocze z twarzą wciśniętą w moją bluzę. Nie wiem, czy to stwierdzenie, czy pytanie. – Ty idioto! – mówi dalej. – Ty naprawdę nie wiesz, jak to działa? Nie wiesz, jak to się robi, gdy jedno z przyjaciół zakochuje się w drugim?

A skąd mam wiedzieć? Są jakieś podręczniki na ten temat? A może to wiedza z TikToka? Ta, do której na własne życzenie nie mam dostępu.

Wciąż wciśnięta we mnie niesłabnącym objęciem, Julka wyraźnie ma zamiar wygłosić monolog, więc kompletnie zaskoczony słucham dalej.

– Przecież przed takim wyznaniem zawsze wysyła się kogoś na zwiady. Powinieneś najpierw się dowiedzieć, czy ja czuję do ciebie to samo. I dopiero kiedy się upewnisz, że tak, możesz zdobyć się na mówienie o miłości. A jeśli nie, po prostu cierpisz do końca życia i tyle. Przecież gdybym ja też ciebie nie kochała, nasza przyjaźń ległaby w gruzach. Jak mogłeś tak ryzykować? Kompletny idiota!

Tego nie mogłem się spodziewać. Monolog Julki był wygłoszonym na jednym wdechu opierdolem i lekcją zasad dotyczących przyjaźni. Ale czy słyszałem w nim też wyznanie?

– Co powiedziałaś? – wyduszam.

Julka odkleja twarz od mojej bluzy i łapczywie nabiera powietrza.

– Że jesteś idiotą!

– Nie, nie, to drugie…

– Że naraziłeś naszą przyjaźń…

– Ale na szczęście nie naraziłem, bo…

– Cię kocham?

– A kochasz? – pytam zaskoczony, ale w moim głosie słychać sporą ulgę.

– Kocham. Od dawna. Tylko nie jestem na tyle głupia, by ci to tak po prostu powiedzieć.

– Nic z tego nie rozumiem – mówię, bo naprawdę nic z tego nie rozumiem.

– Wcale mnie to nie dziwi, skoro zrobiłeś to, co zrobiłeś…

– To jakaś tajemna wiedza, dostępna tylko nielicznym.

– Nie, każda dziewczyna wie, że kochając się w przyjacielu, nie wyznaje mu się miłości, jeśli nie jest się pewną, że on czuje to samo.

– Nie wiem, czy zauważyłaś, ale ja nie jestem dziewczyną i nigdy wcześniej o tym nie słyszałem.

Julka się uśmiecha.

– Cieszę się, że nie jesteś dziewczyną.

– A ja w tej chwili żałuję, bo może posiadałbym tę tajemną wiedzę – mówię nieco oburzony.

W zasadzie muszę to oburzenie udawać, bo w rzeczywistości cały chodzę ze szczęścia.

– No już, nie obrażaj się. – Julka wspina się na palce i przyciąga mnie do siebie. Nasze usta stykają się w pierwszym znaczącym pocałunku. To już nie jest przedszkolna zabawa. Właśnie zostaliśmy parą. Taką na serio.

– Idziemy na spacer? – pytam. – I tak nie zasnę.

– Muszę wracać. Powiedziałam rodzicom, że wychodzę tylko na chwilę. Ale możesz mnie odprowadzić.

Idziemy objęci.

– Będę musiał się do tego przyzwyczaić, nigdy tak nie chodziliśmy – zauważam z satysfakcją. Jakoś dobrze mi z tym bardzo.

– Przyzwyczaisz się.

– Mówimy w szkole?

– I tak się zaraz wyda. Nie chcę się z tym kryć.

– Jak chcesz. Ja nie zamierzam mówić nikomu poza Kubą i Olim, a jak ty powiesz Mi, to dowie się cała szkoła. Ta laska powinna pracować w reklamie.

– Bruno… Nie rozmawiamy o Mi – prosi Julka. – Nie lubicie się, spoko, ale ja nie chcę stać między wami. Oboje jesteście dla mnie ważni.

– Teraz ja jestem ważniejszy! – oświadczam triumfalnie, oczekując potwierdzenia.

– No, może troszeczkę.

– Żądam więcej niż troszeczkę!

– Musisz zasłużyć.

– Czyżbyś chciała zaliczyć nasz pierwszy pocałunek i pierwszą kłótnię tego samego wieczoru? – podpuszczam ją.

– Nie, dlatego przypominam: nie-roz-ma-wia-my-o-Mi!

Julka całuje mnie w usta i rusza w kierunku swojej klatki.

– Jutro jak zwykle? – rzuca, zanim zniknie mi z oczu.

– Tak! Wpół do ósmej!

Kilka godzin i kilkadziesiąt wymienionych z Julką wiadomości później znowu stoję pod jej klatką. Jak codziennie. Niewiele się między nami zmieniło. W zasadzie doszło jedynie całowanie, przytulanie i chodzenie za rękę. Nigdy wcześniej z nikim tego nie robiłem, ale z Julką to wydaje się takie naturalne. Chcę ją przytulać, bo zawsze była mi bliska. Nigdy jednak nie zdawałem sobie sprawy, że moje uczucia do niej mogą przybrać inną formę. A może to po prostu naturalna kolej rzeczy?

Ogłoszenie całej szkole tego, że jesteśmy parą, zajmuje około dwóch godzin. Przy czym ja osobiście nie ogłaszam tego nikomu. Mimo to Kuba i Oli już na długiej przerwie o wszystkim wiedzą.

Oli podbiega do mnie w przelocie. Przyklejony do Anji rzuca tylko:

– Słyszałem! Przypał! –Po czym przykłada do twarzy dłoń, imitując słuchawkę telefonu, i dodaje: – Zadzwonię później!

Kuba jest zdecydowanie bardziej zadowolony z najnowszych rewelacji.

– Bruno, mordo moja! Zajebiście! Będziemy chodzić na podwójne randki. Wreszcie nie będę się nudził…

– Nudzisz się na randkach z Mi?

Moja rzucona bez zastanowienia, ale i nie bez satysfakcji złośliwość ewidentnie wywołuje w Kubie lekkie zażenowanie.

– Nie… no z reguły nie, ale wiesz, jak ona zaczyna mówić o tych swoich Instagramach, sesjach i kosmetykach, zdarza mi się odpłynąć. A jak będziemy razem, to laski będą sobie rozmawiały o swoich sprawach, a my o swoich.

Jego pomysł nie wydaje mi się pozbawiony sensu. Wprawdzie ja i Julka nie narzekamy na brak tematów do rozmów, ale teraz miały mieć one zupełnie inny wymiar. Ja jestem w tych sprawach kompletnie zielony. Kuba buja się z laskami, od kiedy pamiętam. Podwójne randki to doskonałe wyjście, by podpatrzeć, jak to się robi. Mają tylko jedną wadę – obecność Mi.

Kuba jest w niej bezkrytycznie i beznadziejnie zakochany. Trudno mi przywołać jakikolwiek inny powód, dla którego znosiłby upokorzenia, jakie regularnie funduje mu Mi. On jest taką solidną dziesiątką. Jest naprawdę bardzo przystojny, a jego ponadprzeciętny wzrost pomógł mu osiągnąć status szkolnej gwiazdy koszykówki. Choć oczywiście nie tylko wzrost się liczy – Kuba ma do tego prawdziwy talent. Bycie dziewczyną gwiazdy sportu doskonale pasuje do wizerunku królowej szkolnych korytarzy i mediów społecznościowych, na jaką kreuje się Mi.

Ja nie mam wątpliwości, że Mi spotyka się z Kubą tylko dlatego, iż wzdychają do niego tabuny dziewczyn, a ona dzięki temu może triumfować. Od dawna chcę mu to powiedzieć wprost, jednak wiem, że bym go zranił. Dlatego, chcąc nie chcąc, staram się grać w tę grę, mimo że nie uśmiecha mi się granie w jakąkolwiek grę Mi.

– Daj znać, jak będziecie się dokądś wybierać. Dołączymy z Julką.

– Pewnie, mordo! Odezwę się. A! Wszystkiego dobrego na nowej drodze życia! – rzuca Kuba na odchodne.

To dzień gratulacji i znaczących uśmiechów na szkolnym korytarzu. Nie rozumiem tej ekscytacji cudzymi związkami. Zupełnie jakby to dotyczyło kogoś poza samymi zainteresowanymi. Większość moich szkolnych znajomych to ludzie mijani na korytarzu, kompletnie dla mnie nieistotni – z wzajemnością zresztą. Informacja o tym, że ten z tą, a ta z tamtym, nagle ich ożywia, interesują się, zwracają uwagę, komentują. Jedyne, co jest w tej sytuacji pocieszające, to fakt, że już wkrótce o tym zapomną. Za dwa dni będzie po wszystkim.

Julka musi zostać w szkole dłużej. Przygotowuje jakiś protest razem z grupką równie zakręconych na punkcie walki o lepszy świat freaków.

– Poczekam na ciebie – deklaruję.

– Nie, wracaj do domu. Jak skończę, to się odezwę i dokądś wyskoczymy.

– Na pewno? Jako twój chłopak nie powinienem cię chyba tak zostawiać.

Julka uderza w śmiech.

– Jesteś moim chłopakiem, a nie ochroniarzem. A poza tym nic mi nie grozi. Wracaj, zadzwonię.

Messenger!

Oli: Hey, loverboy!Możesz rozmawiać?

Bruno: Mogę.

Telefon dzwoni dosłownie ułamek sekundy po tym, jak wysyłam odpowiedź.

– Jak tam małżeńskie życie? – pyta Oli z przekąsem.

– Nie wiem, nie mam żony. – Focham się. – A jak twoje?

– Ja też nie mam żony. – Oli wybucha śmiechem, który przerywa odgłos obrzydzenia, jakby właśnie zjadł coś bardzo niesmacznego. – Ugh, wybacz, właśnie to sobie wyobraziłem… Cringe! Więc ty i Julka… Po prostu się nie spodziewałem.

– Ja też nie. Ale wszyscy dookoła od dawna nam to wmawiali.

– I w końcu uległeś. Biedny chłopiec. Tego się obawiałem.

– Czego niby?

– Tego, że wpakują cię w jakiś nudny związek z panną z dobrego domu.

– Oli, o co ci chodzi? – pytam. – Nikt mnie w nic nie wpakował. Julka jest moją przyjaciółką od dziecka. Jest dla mnie jak siostra…

– No dokładnie! Czy ty w ogóle słyszysz, co mówisz? Jeśli Julka jest dla ciebie jak siostra, to chyba coś tu jest nie tak. Jak sobie wyobrażasz seks? Z siostrą!

Myśl o tym w jednej chwili mnie paraliżuje. Nie mógłbym tego zrobić Julce! Jestem przerażony, bo nagle zdaję sobie sprawę, że Oli ma rację, ale nie jestem gotowy mu tego przyznać. Nigdy do tej pory nie wyobrażałem sobie siebie uprawiającego seks. Odpychałem tę myśl, bo kiedy tylko moja głowa wędrowała w te rejony, czułem się jakoś nieswojo. Ale teraz jest już absolutnie odrażająco! Mój związek z Julką nie trwa jeszcze nawet pełnej doby, a ja już wiem, że jest ogromnym błędem. I to wszystko przez Oliego. Jestem na niego naprawdę wściekły.

– Jak możesz tak mówić? – rzucam oburzony.

– Jak? Że seks z siostrą?

– Nie! W ogóle…

– Co w ogóle?

– Nie wiem, Oli… Nie mogę teraz rozmawiać.

– Przed chwilą mówiłeś, że możesz. Ale rozumiem, nie chcesz tego słuchać. Pamiętaj, Bruno, nie da się uciec przed samym sobą. Nawet jeśli przez całe życie trenujesz takie biegi.

– Przecież ja nie trenuję żadnych biegów.

– Trenujesz! Kiedyś zrozumiesz, że jesteś w nich mistrzem.

To nie jest pierwszy raz, gdy Oli wkurza mnie swoimi opiniami. Zawsze miał ich mnóstwo, ale z reguły na tematy, które mnie nie dotyczyły. Teraz jest inaczej – a ja nie mam ochoty tego słuchać. Zwłaszcza że w głębi duszy czuję, że on ma rację.

Oli jest w naszej szkole zjawiskiem. Ma gdzieś zdanie innych – do tego stopnia, że nikt i nic nie jest w stanie zaburzyć jego pewności siebie. To nie jest whatever! To nie jest też buta, z którą obnosi się po korytarzach szkoły kilku przystojnych, cieszących się sporym powodzeniem dupków, ani ta porażająca bezczelność, którą reprezentują laski pokroju Mi.

Nie, Oli jest jedną z najsympatyczniejszych osób, jakie znam. Oczywiście do czasu, gdy dochodzi do konfrontacji pomiędzy nim a kimś, kto próbuje go w jakikolwiek sposób poniżyć. Wtedy z tego drobnego, delikatnego chłopaka wychodzi nieustraszony wojownik, który jest w stanie słownie zaorać absolutnie każdego. I kompletnie nie bierze pod uwagę tego, że sprowadza do parteru kogoś, kto mógłby pozbawić go przytomności jednym ciosem. Ale to Oli zawsze wychodzi z tych konfrontacji zwycięsko. Byłem świadkiem już niejednej takiej sytuacji. Właśnie dzięki nim Oli zbudował sobie w naszej szkole silną pozycję. Byli tacy, którzy próbowali zepchnąć go do roli zastraszonego dziwadła, ale on nigdy na to nie pozwolił, choć jak się później okazało, wiele w tym temacie jeszcze nie wiedziałem.

Oli nie ukrywa się po kątach, przeciwnie – rzuca się w oczy i najczęściej robi to przez swój strój. Z wyglądu przypomina niewinnego, słodkiego elfa o blond czuprynie, ale jego ubrania i cięty język są dalekie od niewinności.

Od samego początku liceum jakoś mnie do niego ciąg­nęło. On i jego nieodłączna przyjaciółka Anja chodzą do równoległej klasy. Moglibyśmy się bardzo skutecznie ignorować, ale jakoś dziwnie nasze ścieżki od samego początku się przecinały. Wpadaliśmy na siebie, zaczęliśmy ze sobą rozmawiać, a z czasem się zaprzyjaźniliśmy.

To, że przyjaźnię się jednocześnie z kimś, kogo większość szkoły uważa za dziwadło, i z kapitanem szkolnej drużyny koszykówki jest dość dziwnym zjawiskiem. W szkolnej hierarchii takie mezalianse nie są mile widziane.

Ladies and gentlemen…

W prawym rogu boski Kuba. Perfekcyjne ciało, nieskazitelne geny, szybkość, spryt i talent. Kobiety mdleją, mężczyźni szaleją!

W lewym rogu nieustraszony Oli. Drogie panie, na nic godziny spędzone przed lustrem – on i tak pobije wasze kreacje. Bohater Marvela w cekinowej pelerynie, idący przez życie przy dźwiękach K-popu.

A w środku Bruno…

Tak zwyczajny, że gdyby założył konto na Instagramie, Instagram sam by się zbanował.

Tak nudny, że gdyby miał konto na TikToku, byłby jedynym tiktokerem z ujemną liczbą obserwujących.

Tak nijaki, że przy nim nawet Facebook jest cool.

Słowa Oliego rozbrzmiewają w mojej głowie. W ciągu kilku minut zrobił mi w niej kompletny mętlik. Spowodował, że zacząłem myśleć o sobie jak o jakimś perwersie, i zarzucił mi, że od czegoś uciekam. Zasiał we mnie niepokój. Nie tego oczekiwałem od przyjaciela. Czy nie mógł tak jak Kuba po prostu się ucieszyć?

W zasadzie nie mam żadnych talentów, ale w prokrastynacji i zagłuszaniu wątpliwości jestem mistrzem godnym medalu. Muszę sprawdzić, czy nie jest to przypadkiem dyscyplina olimpijska. Miałbym zaliczone osiągnięcie życiowe i mógłbym uchronić moich rodziców od rozczarowania, jakim prawdopodobnie okaże się moja przyszłość.

W ciągu kilku kolejnych godzin skutecznie oczyszczam umysł z myśli o tym, co powiedział mi Oli, a nawet udaje mi się trochę go za to znienawidzić. Jaki on w ogóle ma cel w tym, by wygadywać takie rzeczy? Po co to robi? Może nasza przyjaźń wcale nie jest taka, za jaką ją uważałem? Ostatecznie jednak zastanawianie się nad tym też odkładam na później. Nie mam na to siły. Ani czasu. Aktualnie bowiem najważniejszy jest telefon od Julki.

Wybacz, świecie, ale muszę się zająć MOJĄ DZIEWCZYNĄ!

Abeoji,

Postanowiłem, że na studia wyjadę do Seulu. Muszę jeszcze tylko odbębnić tu ostatnie dwa lata. Wiem, że tam znowu będziemy razem. Jakby nigdy nic. Mama mówi, że to dobry pomysł, choć będzie tęsknić. Wygląda na to, że tęsknota ma nam towarzyszyć już zawsze.

J., dzień 31

CIĄG DALSZY DOSTĘPNY W PEŁNEJ, PŁATNEJ WERSJI