Bądź tylko sobą - Suhyun Kim - ebook + książka

Bądź tylko sobą ebook

Suhyun Kim

5,0
14,99 zł

Ten tytuł znajduje się w Katalogu Klubowym.

DO 50% TANIEJ: JUŻ OD 7,59 ZŁ!
Aktywuj abonament i zbieraj punkty w Klubie Mola Książkowego, aby zamówić dowolny tytuł z Katalogu Klubowego nawet za pół ceny.


Dowiedz się więcej.
Opis

Sprostanie wygórowanym wymaganiom, jakie stawia przed nami świat, wydaje się niemożliwe. Nieustannie oceniamy siebie według oderwanych od rzeczywistości standardów wytyczanych przez media społecznościowe. Bądź tylko sobą – w odpowiedzi na to – zachęca nas do celebrowania tego, jacy jesteśmy, i pokazuje, że warto poczuć się dobrze we własnym ciele.

Urocze ilustracje i ciepłe słowa Kim Suhyun dotarły do milionów czytelniczek i czytelników – także Jungkooka z BTS – i zainspirowały ich do wyruszenia w drogę, której cel brzmi: pokochać siebie. Aby wesprzeć ich w tej podróży, autorka przygotowała zestaw wskazówek:

• nie przymilaj się do tych, którzy nie są mili dla ciebie

• pamiętaj, że idealne życie nie istnieje

• nie pozwól, by opinie innych wpływały na twoje decyzje

• od czasu do czasu zrób głupi żart

• nie musisz się dogadywać ze wszystkimi

Te i inne porady zawarte w książce mają jeden cel: pokazanie, że uwolnienie się od ciężaru oczekiwań innych pozwoli nam cieszyć się własnym życiem.

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)

Liczba stron: 117

Oceny
5,0 (1 ocena)
1
0
0
0
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.



Dedykacja

Czas pły­nie, zmie­nia się wszystko

poza jed­nym: ty zawsze pozo­sta­niesz sobą.

Przedmowa

Minęło pięć lat od pierw­szego, kore­ań­skiego wyda­nia Bądź tylko sobą. Jedno z pytań, jakie naj­czę­ściej sły­szę w związku z tym tytu­łem, brzmi: „Co skło­niło cię do napi­sa­nia tej książki?”. Cóż, weszłam w doro­słość wypo­sa­żona w odgór­nie narzu­coną mi instruk­cję obsługi życia, z bar­dzo kon­kret­nymi punk­tami: pójść na stu­dia, zna­leźć dobrą pracę, wziąć ślub, kupić miesz­ka­nie, uro­dzić dzieci, stać się osobą doro­słą o wyro­bio­nym guście, pro­wa­dzić wygodny tryb życia. Innymi słowy – żyć tak, jak żyją inni. Tak, jakby ktoś nie­ustan­nie mnie obser­wo­wał.

O dziwo, z powo­dów, które rozu­miem teraz aż za dobrze, ni­gdy nie zre­ali­zo­wa­łam tego planu. Nie odha­czy­łam kilku pierw­szych punk­tów, więc nie mogłam przejść do kolej­nych. Porażka, jaką ponio­słam w reali­zo­wa­niu życio­wych wytycz­nych, wywo­ły­wała we mnie ogromny wstyd.

Co zro­bi­łam nie tak? Czy powin­nam była uważ­niej słu­chać świata, moc­niej się sku­pić, zmu­sić do cięż­szej pracy? Czy może poszłoby mi lepiej, gdy­bym była kom­plet­nie inną osobą?

Począt­kowo powo­dów swo­jego nie­po­wo­dze­nia szu­ka­łam przede wszyst­kim w sobie, jed­nak w któ­rymś momen­cie w gło­wie wykieł­ko­wała mi rewo­lu­cyjna myśl: „A jeśli w życiu cho­dzi o coś zupeł­nie innego?”.

W chwili, w któ­rej porzu­ci­łam ścieżkę myśle­nia pt. „To wszystko moja wina”, sku­pi­łam się na pro­ble­mach, które tra­wią nasze spo­łe­czeń­stwo. Kiedy zaczę­łam wąt­pić, czy „życie ide­alne” to naprawdę jedyny warty sta­rań cel, zaczę­łam szu­kać innych dróg. Gdy już dopu­ści­łam do sie­bie myśl, że więk­szość ludzi może się mylić, zdo­by­łam się na odwagę, by spró­bo­wać kariery pisar­skiej.

Niniej­sza książka by nie powstała, gdyby nie jedna myśl: „A jeśli w życiu cho­dzi o coś zupeł­nie innego?” oraz wszyst­kie pomy­sły i pyta­nia, które poja­wiły się w ślad za nią.

To pod­sta­wowe pyta­nie dopro­wa­dziło mnie do wielu odpo­wie­dzi. Dało mi siłę, by odrzu­cić kłam­stwa, które odbie­rały mi swo­bodę życia w zgo­dzie z samą sobą. Dzięki niemu zaak­cep­to­wa­łam sie­bie taką, jaka jestem. Doświad­czy­łam tym samym nie­zwy­kłego uczu­cia wyzwo­le­nia, któ­rym bar­dzo chcia­łam podzie­lić się z czy­tel­ni­kami i czy­tel­nicz­kami.

Mam nadzieję, że pod­czas lek­tury nie poczu­je­cie, że pró­buję was prze­ko­nać do cze­goś na siłę. Pra­gnę was zachę­cić do pój­ścia w moje ślady i sta­wia­nia trud­nych pytań; do prze­ła­my­wa­nia goto­wych skryp­tów i kon­wen­cji. Spró­buj­cie na wła­sną rękę poszu­kać odpo­wie­dzi.

Każ­dego wie­czora po skoń­czo­nym dniu pracy nad tek­stem szłam do domu z odświe­ża­ją­cym uczu­ciem lek­ko­ści. Od czasu do czasu wciąż ono do mnie powraca.

Mam nadzieję, że dzięki tej książce poczu­je­cie to samo. Minęło pięć lat od jej pre­miery, a ja nie­ustan­nie kibi­cuję wam wszyst­kim, któ­rzy wyru­szy­li­ście ze mną w tę podróż. Powo­dze­nia, kochani: żyj­cie dobrze –  żyj­cie po swo­jemu.

Kim Suhyun

Wstęp

Patrząc na swoje życie z per­spek­tywy czasu, widzę, że zawsze lubi­łam drą­żyć. Gdy w szkole nauczy­ciele wyda­wali mi jakieś pole­ce­nie, odru­chowo pyta­łam: „Dla­czego?”. Szybko dosta­łam łatkę „trud­nej”, jed­nak moja reak­cja nie wyni­kała z bun­tow­ni­czej natury, lecz z auten­tycz­nej cie­ka­wo­ści. Nie potra­fi­łam się powstrzy­mać – wciąż zada­wa­łam pyta­nia i szu­ka­łam odpo­wie­dzi.

Potem sta­łam się osobą doro­słą i zaczę­łam czuć się nie­ważna, wręcz żało­śnie nie­istotna. Byłam cie­niem czło­wieka, nie mia­łam nic wła­snego, nie mogłam przy­pi­sać sobie żad­nych osią­gnięć. Jak do tego doszło?

Ow­szem, w pro­ce­sie dora­sta­nia popeł­nia­łam różne błędy, a moim dzia­ła­niom bra­ko­wało wyra­zi­stego kie­runku, ale czy nie tak wła­śnie funk­cjo­nują wszyst­kie nasto­latki? Jako uczen­nica zada­wa­łam mnó­stwo pytań, więc nic dziw­nego, że jako młoda doro­sła też pró­bo­wa­łam zro­zu­mieć, dla­czego czuję się tak żało­śnie, choć nie zro­bi­łam niczego złego.

Zwró­ci­łam się do ksią­żek, ale nie dla­tego, że szcze­gól­nie lubi­łam czy­tać – po pro­stu szu­ka­łam odpo­wie­dzi. Skąd we mnie to wra­że­nie, że nic nie zna­czę? Że jestem nie­wy­star­cza­jąca? Dla­czego czuję się prze­gry­wem?

Osta­tecz­nie doszłam do wnio­sku, że świat może i mnie nie doce­nia, ale ja i tak będę darzyć sza­cun­kiem samą sie­bie. I żyć swoim życiem, z wiarą w sie­bie. W książce pochylę się nad przy­czy­nami ogar­nia­ją­cego mnie poczu­cia bez­na­dziei oraz wła­snymi reak­cjami na tego rodzaju doświad­cze­nia.

Wie­rzę, że moje wcze­śniej­sze tek­sty pomo­gły nie­któ­rym moim czy­tel­ni­kom i czy­tel­nicz­kom choćby na chwilę. Jed­nak od zawsze pra­gnę­łam stwo­rzyć źró­dło wspar­cia, które zosta­nie z nimi na dłu­żej.

Chcę powie­dzieć tym z was, któ­rzy tak jak ja obwi­niają się nawet wtedy, gdy niczemu nie zawi­nili: to nie wasza wina.

Bycie sobą i życie w zgo­dzie ze sobą jest jak naj­bar­dziej w porządku.

Bądź tylko sobą

BĄDŹ TYLKO SOBĄ

Cel

Odpu­ścić sobie to, co do mnie nie pasuje, wytrzy­my­wać cudze osądy i na prze­kór wszyst­kiemu żyć wła­snym życiem.

CZĘŚĆ PIERW­SZA

Jak żyć w poszanowaniu tego, kim się jest?

Cytat

Medy­cyna, prawo, biz­nes, inży­nie­ria – to wszystko szla­chetne dzie­dziny nauki, nie­zbędne do pod­trzy­my­wa­nia życia. Ale poezja, piękno, romans, miłość – to dla nich warto żyć.

N.H. Kle­in­baum, Sto­wa­rzy­sze­nie umar­łych poetów

Nie przymilaj się do tych, którzy nie są mili dla ciebie

Tuż po zakoń­cze­niu stu­diów roz­po­czę­łam staż zawo­dowy. Moja pierw­sza sze­fowa w tej pierw­szej pracy trak­to­wała mnie jak… słu­żącą? Gene­ral­nie – drę­czyła mnie na różne moż­liwe spo­soby. Potra­fiła zażą­dać, żebym prze­su­nęła o dzie­sięć cen­ty­me­trów moni­tor, który stał tuż przed jej nosem, wykli­nała mnie za naj­mniej­sze błędy. To była duża firma i mia­łam na hory­zon­cie wizję moż­li­wo­ści przej­ścia na pełny etat, dla­tego waha­łam się: odejść czy zostać. Każdy dzień bole­śnie uświa­da­miał mi fakt, że homo sta­ży­stus znaj­duje się na samym dole kor­po­ra­cyj­nej hie­rar­chii.

I musiało minąć parę lat, odkąd skoń­czy­łam tam­ten staż, abym pew­nego dnia wresz­cie poczuła ogar­nia­jącą mnie złość na samo jego wspo­mnie­nie.

Zło­ściło mnie nie tyle zacho­wa­nie sze­fo­wej, co fakt, że się na nie godzi­łam. Ta kobieta nie była istotą wszech­mo­gącą, a jed­nak nie ode­zwa­łam się ani sło­wem w swo­jej obro­nie, przy­zwa­la­jąc jej na jesz­cze gor­sze zagrywki.

Nie­zręcz­nie byłoby porów­ny­wać te sytu­acje, ale w ana­li­zach histo­rycz­nych pod­kre­śla się, że oso­bom tor­tu­ro­wa­nym za dzia­łal­ność w ruchu demo­kra­tycz­nym w Korei Połu­dnio­wej więk­szą krzywdę wyrzą­dziły nie tor­tury fizyczne, tylko upo­ko­rze­nie zwią­zane z pró­bami obła­ska­wia­nia opraw­ców.

Praw­dzi­wie moc­nym cio­sem w naszą god­ność nie jest zatem samo znę­ca­nie, któ­rego doświad­czamy, ale nasza na nie reak­cja – ją wła­śnie odbie­ramy jako osta­teczne upodle­nie.

Jeśli ktoś jest dla cie­bie nie­miły, nie oka­zuje ci sza­cunku – naprawdę nie ma sensu zacho­wy­wać się wzglę­dem niego uprzej­mie. Nawet w poni­ża­ją­cych sytu­acjach jesteś w sta­nie mocno uchwy­cić się swo­jego poczu­cia god­no­ści.

NAWET GDY NIE MAMY KON­TROLI NAD SYTU­ACJĄ, MUSIMY NAUCZYĆ SIĘ STA­WIAĆ OPÓR, BY OCHRO­NIĆ SWOJE POCZU­CIE GOD­NO­ŚCI PRZED NAJ­GOR­SZYMI TYPAMI LUDZ­KIMI.

Drę­czy­ciele rosną w siłę nie dzięki zaj­mo­wa­nej przez sie­bie pozy­cji, ale bez­sil­nej uprzej­mo­ści osób, które drę­czą.

Nie odbieraj sobie poczucia szczęścia

Gdy po raz pierw­szy prze­glą­da­łam nowy dla mnie świat Insta­grama, na moim feedzie przy­pad­kowo poja­wiła się kobieta o tak obfi­tym biu­ście, że wręcz roz­sa­dzał jej klatkę pier­siową. Posty na tym pro­filu dosłow­nie ocie­kały luk­su­sem. Ich boha­terka była ładna, szczu­pła, ubrana w dro­gie ciu­chy, wiecz­nie w podró­żach. Zszo­ko­wał mnie jed­nak nie tyle jej roz­rzutny styl życia, co liczba obser­wu­ją­cych.

Dla­czego tyle osób chciało śle­dzić poczy­na­nia tej kobiety? Prze­glą­da­nie zdjęć na jej pro­filu spra­wiło, że bar­dzo źle się poczu­łam, zjadł­szy rano por­cję goto­wego kim­bab – kore­ań­skiego sushi. Nagle prze­stała mi się też podo­bać moja nowa, uro­cza torba z ceki­nami, którą „upo­lo­wa­łam” za jedyne 8900 wonów (ok. 25 zło­tych – przyp. red.).

Media spo­łecz­no­ściowe spra­wiają, że zysku­jemy zbyt łatwy, teo­re­tycz­nie dar­mowy wgląd w cudze per­fek­cyjne życie.

Czy takie pod­glą­dac­two fak­tycz­nie nic nas nie kosz­tuje? W swo­jej książce Shake It Off! Build Emo­tio­nal Strength for Daily Hap­pi­ness Rafael San­tan­dreu dowo­dzi, że obser­wo­wa­nie życia innych ludzi i porów­ny­wa­nie się to naj­prost­szy spo­sób na to, by pogrą­żyć się w nie­szczę­ściu.

Bywa, że zer­kamy na czyjś inter­ne­towy pro­fil ze zwy­kłej cie­ka­wo­ści, a pła­cimy za to wysoką cenę. Nie wyno­simy niczego dobrego z takiej aktyw­no­ści. Lepiej prze­kie­ro­wać tę ener­gię i cie­ka­wość na dba­nie o sie­bie.

Przy­jaź­nij się z ludźmi, a nie tylko ich obser­wuj.

Powierz­chowne pod­su­mo­wa­nie czy­je­goś życia w zbio­rze fotek nijak się ma do cen­nych, bo real­nych doświad­czeń oso­bi­stych.

NIE WKŁA­DAJ ENER­GII W TO, CO CIĘ UNIESZ­CZĘ­ŚLI­WIA.

Nie pozwól się ranić osobom, które pojawiają się w twoim życiu tylko na chwilę

Wraz z upły­wem lat zaczę­łam zda­wać sobie sprawę, że nawet ludzie, z któ­rymi naprawdę lubię się spo­ty­kać, nie zawsze są gotowi wygo­spo­da­ro­wać dla mnie czas. Nie wspo­mi­na­jąc już o tych, któ­rych nie lubię lub z któ­rymi się nie doga­duję – myślę cho­ciażby o swoim kole­dze ze szkoły śred­niej, Eun­ky­ungu, czy panu Parku z księ­go­wo­ści. Na szczę­ście są to osoby, z któ­rymi jestem w kon­tak­cie zde­cy­do­wa­nie prze­lot­nym.

Mimo to zda­rza się, że robi nam się przy­kro, gdy sły­szymy, że zna­jomy nie może się z nami spo­tkać, bo ma dużo pracy; gdy ktoś nas kry­ty­kuje, twier­dząc przy tym, że to wyraz tro­ski – lub gdy nas obraża, pod pozo­rem sta­wia­nia nie­win­nych pytań.

Mar­no­traw­stwem będzie nie tylko zakup luk­su­so­wej torebki o war­to­ści dwóch wypłat czy obse­syjne śle­dze­nie pro­filu jakiejś cele­brytki czy cele­bryty. Nasza ener­gia idzie w błoto także wtedy, gdy poświę­camy ją ludziom, któ­rzy poja­wiają się w naszym życiu wyłącz­nie na chwilę.

Szkoda ener­gii na prze­ło­żo­nego, któ­rego nie będziesz nawet pamię­tać po odej­ściu z pracy, na krewną, którą widu­jesz oka­zjo­nal­nie, na biu­rową plot­karę, która obraża cię z fał­szy­wym uśmie­chem, na kolegę z pracy, w jawny spo­sób spi­sku­ją­cego prze­ciwko tobie, czy na dowolną inną osobę, która nic dla cie­bie nie zna­czy.

NIE­KTÓ­RZY LUDZIE POTRA­FIĄ BYĆ IRY­TU­JĄCY, WKU­RZA­JĄCY I NIE­NA­WISTNI, ALE KONIEC KOŃ­CÓW POJA­WIAJĄ SIĘ W TWOIM ŻYCIU TYLKO NA CHWILĘ.

Przestań się skupiać na liczbach

Oto cytat z mema opo­wia­da­ją­cego o tym, jak w róż­nych kra­jach świata defi­niuje się osobę nale­żącą do klasy śred­niej:

W anglii (na pod­sta­wie badań prze­pro­wa­dzo­nych przez uni­wer­sy­tet oks­fordzki) jest to ktoś, kto:

Ma wła­sne prze­ko­na­nia i opi­nie.

Nie upiera się bez­pod­staw­nie.

Chroni sła­bych i umie posta­wić się sil­nym.

Chęt­nie podej­muje walkę z nie­spra­wie­dli­wo­ścią, nie­rów­no­ścią spo­łeczną i bez­pra­wiem.

We fran­cji (na bazie stan­dar­dów „jako­ści życia” pre­zy­denta pom­pi­dou) jest to ktoś, kto:

Posłu­guje się co naj­mniej jed­nym języ­kiem obcym i ma sze­ro­kie hory­zonty.

Potrafi ugo­to­wać co naj­mniej jedno danie na tyle smacz­nie, by można było podać je na obiad.

Anga­żuje się w wolon­ta­riat.

Potrafi upo­mi­nać cudze dzieci rów­nie sku­tecz­nie jak wła­sne.

W korei (na bazie ankiety ze strony z ogło­sze­niami o pracę) jest to ktoś, kto:

Jest w sta­nie kupić czte­ro­po­ko­jowe miesz­ka­nie bez kre­dytu.

Zara­bia co naj­mniej pięć milio­nów wonów mie­sięcz­nie.

Jeź­dzi śred­niej wiel­ko­ści seda­nem – lub lep­szym autem.

Ma na kon­cie sto milio­nów wonów.

Rocz­nie jeź­dzi na kilka wycie­czek zagra­nicz­nych.

Co jest w stan­dar­dzie kore­ań­skim, czego bra­kuje w angiel­skim czy fran­cu­skim?

Liczby.

Pamię­tam, jak któ­re­goś razu buszu­jąc w inter­ne­cie, tra­fi­łam na reklamę kal­ku­la­tora „war­to­ści matry­mo­nial­nej”. Klik­nię­cie w nią nie zapro­wa­dziło mnie – jak począt­kowo zakła­da­łam – na stronę ofe­ru­jącą usługi wróż­biar­skie, ale na witrynę firmy zaj­mu­ją­cej się pośred­nic­twem matry­mo­nial­nym. Wpi­sa­łam swój wiek, wzrost, wagę, wyso­kość oszczęd­no­ści i dochód netto oraz inne dane, a następ­nie pozna­łam swoją war­tość ryn­kową: wyce­niono mnie niczym krowę na targu. Chyba nie umiem sobie wyobra­zić bar­dziej kore­ań­skiej sztucz­nej inte­li­gen­cji niż ten kon­cept.

Gdy naszym życiem kie­rują liczby i kal­ku­la­cje, łatwo popaść w obse­sję: chcemy mieć jak naj­lep­sze wyniki w naszym CV, sza­cu­jemy, kto jest wart naszej uwagi, patrząc na wiel­kość jego domu, a pro­jek­tów zgła­sza­nych przez akty­wi­stów nie ana­li­zu­jemy pod kątem mery­to­rycz­nym, lecz wyłącz­nie eko­no­micz­nym. Gdy patrzymy jedy­nie na cyferki, gubimy praw­dziwe war­to­ści.

W licz­bach kusi nas to, że łatwo je ze sobą zesta­wić. Nie da się porów­nać koła z trój­ką­tem, ale już jedynkę z dwójką – ow­szem. Koniec koń­ców, patrząc na życie przez pry­zmat wyni­ków, wpa­damy w wir wza­jem­nych porów­nań i walki o pozy­cję w ran­kingu. Boimy się, że jeste­śmy nie­wy­star­cza­jący, i nie­ustan­nie spraw­dzamy, na któ­rym miej­scu się pla­su­jemy. Czy jed­nak wszystko w życiu da się wyra­zić za pomocą liczb? Ilo­raz inte­li­gen­cji nie jest miarą mądro­ści, liczba przy­ja­ciół nie mówi nic o jako­ści naszych rela­cji, duży dom nie gwa­ran­tuje szczę­ścia rodzin­nego, a czyjś roczny dochód nie świad­czy o jego uczci­wo­ści.

Praw­dzi­wej war­to­ści nie da się wyra­zić w licz­bach. Jeśli chcesz być osobą samo­sta­no­wiącą o sobie, a nie kimś, kto jest po pro­stu „lep­szy” od innych, musisz usu­nąć liczby ze swo­jego życia.

TEGO, CO W ŻYCIU NAPRAWDĘ WAŻNE, NIE DA SIĘ WYRA­ZIĆ W LICZ­BACH

Nie bierz za bardzo do siebie słów innych

Jungmi, moja czy­tel­niczka i przy­ja­ciółka, z którą pozna­ły­śmy się przez media spo­łecz­no­ściowe, to nie­zwy­kle uro­cza i cie­pła osoba. Jej chło­pak, czę­sty boha­ter jej postów, jest wobec niej bar­dzo czuły – ich miłość przy­wró­ciła mą nad­wą­tloną wiarę w związki. Zasko­czył mnie za to jeden z komen­ta­rzy, któ­rego autor twier­dził, że powinna „prze­stać wrzu­cać te sło­dzia­kowe foty”, bo oglą­dają je także ci, któ­rym nie poszczę­ściło się tak w miło­ści.

Oczy­wi­ście, jest mnó­stwo ludzi, któ­rzy postują dosłow­nie non stop – ale zapew­niam was, że Jungmi do nich nie należy. Komen­tarz ten spra­wił jed­nak, że poczuła się nie­pew­nie, choć prze­cież nie zro­biła nic złego – to osoba komen­tu­jąca nie upo­rała się ze swoim pro­ble­mem.

Zawsze ist­nieje ryzyko, że ktoś nas opacz­nie zro­zu­mie i zaata­kuje, opie­ra­jąc się na błęd­nych inter­pre­ta­cjach naszych wypo­wie­dzi czy dzia­łań. Kie­dyś tacy ludzie wyży­wali się w sek­cji opi­nii pod arty­ku­łami w ser­wi­sach infor­ma­cyj­nych – dziś ich domeną stały się komen­ta­rze w mediach spo­łecz­no­ścio­wych.

Oto kilka rad odno­śnie do tego, jak sobie z nimi radzić: Po pierw­sze, kiedy ktoś cię kry­ty­kuje, miej na uwa­dze, że to jed­nost­kowa opi­nia, w dodatku opi­nia osoby, która nie jest ani kró­lem Salo­mo­nem, ani Zyg­mun­tem Freu­dem.

Po dru­gie, zamiast dawać upust zło­ści czy wpa­dać w przy­gnę­bie­nie, zasta­nów się, czy w tych kry­tycz­nych sło­wach nie tkwi choć odro­bina prawdy. Jeżeli tak, wów­czas wyko­rzy­staj to jako wska­zówkę, co możesz popra­wić. Jeśli zaś wypo­wiedź wynika wyłącz­nie z nie­prze­pra­co­wa­nych pro­ble­mów osoby komen­tu­ją­cej, potrak­tuj ją jak szcze­ka­nie psa. A jeśli pies nie prze­staje szcze­kać? Nie wysłu­chuj tego bier­nie, lecz podej­mij kon­kretne dzia­ła­nia.

Dla­czego warto dzia­łać? Bo ten szcze­kacz rzuca oszczer­stwa? Nie. Bo robi nad­mierny hałas.

Pokaż tę stronę inter­ne­to­wym trol­lom. Uwaga: Wiem, kim jeste­ście, ale kim jestem ja?

Nie wpuszczaj do swojego świata mowy nienawiści

Niedawno natra­fi­łam w sieci na post pełen lite­ró­wek. W komen­ta­rzach pod tek­stem zawrzało, raz po raz padało słowo geu­khy­eom, co w przy­bli­że­niu ozna­cza coś „eks­tre­mal­nie obrzy­dli­wego”. Nie mogłam zro­zu­mieć, dla­czego błędy w pisowni wydają się obrzy­dliwe – komen­tu­jący zacho­wy­wali się, jak gdyby tych kilka nie­po­praw­nie napi­sa­nych wyra­zów sta­no­wiło oso­bi­sty atak na Króla Sejonga, który opra­co­wał kore­ań­ski alfa­bet Han­gul. Czy lite­rówki naprawdę zasłu­gi­wały na tak obraź­liwe komen­ta­rze?

Nie­na­wiść przy­cho­dzi nam dziś zbyt łatwo.

Obser­wo­waną od pew­nego czasu popu­lar­ność mowy nie­na­wi­ści przy­pi­suje się kry­zy­sowi klasy śred­niej. Ci, któ­rzy kie­dyś czuli się zagro­żeni, będą zagra­żać innym, by utrzy­mać swój z tru­dem osią­gnięty sta­tus. Ale cho­dzi o coś wię­cej. Nie­na­wiść roz­prze­strze­niła się zbyt sze­roko i jest zbyt powszechna, by upa­try­wać jej źró­dła w poje­dyn­czym zja­wi­sku. Mogę zostać nazwana „suką kim­chi” tylko dla­tego, że jestem Kore­anką, „zawo­dową pijawką”, jeśli będę kon­ty­nu­ować pracę zawo­dową po ślu­bie – zamiast prze­ka­zać swoje sta­no­wi­sko jakie­muś męż­czyź­nie, „paso­żyt­ni­czą matką”, jeśli zabiorę swoje dziecko w prze­strzeń publiczną, i „panną mądra­liń­ską”, gdy będę pró­bo­wała coś komuś wyja­śnić.

Autor Kim Chanho twier­dzi, że ludzie gar­dzą innymi, by zagłu­szyć uczu­cie doj­mu­ją­cej pustki, odczu­wane w świe­cie, w któ­rym bycie wystar­cza­jąco dobrym już nie wystar­cza.

Zapraszamy do zakupu pełnej wersji książki