Astrologia pomocna w życiu. Przemyślenia i obserwacje - Fritz Riemann - ebook

Astrologia pomocna w życiu. Przemyślenia i obserwacje ebook

Riemann Fritz

0,0

Opis

Znany psychoanalityk Fritz Riemann przedstawia swoje doświadczenia z odpowiedzialnej konsultacji astrologicznej.

Riemann dostrzega sensowne zastosowanie interpretacji astrologicznej we wspomaganiu samorozumienia i zrozumienia innych; w wykazaniu predyspozycji, możliwości i niebezpieczeństw, z którymi człowiek musi się zmierzyć – ale nie w (fatalistycznych) przewidywaniach „szczęścia” lub „nieszczęścia”.

Przedstawia zarówno obraz astrologii definiującej rokowania, jak i pokazuje ograniczenia, którym podlega interpretacja horoskopu. W urzekający sposób kreśli związek między koncepcjami psychoanalitycznymi i astrologicznymi oraz prowadzi przez meandry symbolicznego i naukowego myślenia o astrologii.

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 315

Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
Oceny
0,0
0
0
0
0
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.

Popularność




Kilka słów od tłumaczki

Książka Fritza Riemanna (1902–1979) ukazała się w 1976 roku i w zamyśle autora, niemieckiego psychoanalityka i psychoterapeuty, miała służyć rehabilitacji cieszącej się nieco podejrzaną sławą astrologii. On sam interesował się nią niemal od początku swojej kariery zawodowej i uznawał ją za cenną pomoc w poznawaniu osobowości pacjenta przez terapeutę. Wiedza astrologiczna mogła się również – jak sądził – przydać samym pacjentom, ukazując im ich wrodzone predyspozycje i w ten sposób wspomagając pracę nad sobą. Atmosfera lat 60. i 70., epoki hippisów i kulturowej rewolty, sprzyjała łączeniu ze sobą podejścia naukowego i tradycyjnych przekonań, opartych na wierze pokoleń, pozwalała postrzegać człowieka jako mikrokosmos w perspektywie Wszechświata – makrokosmosu.

Astrologia pomocna w życiu jest jednak nie tylko pod tym względem świadectwem tamtej epoki, czego warto mieć świadomość, sięgając po tę publikację. W dzisiejszej lekturze niektóre poglądy Riemanna boleśnie rażą, przede wszystkim mocno patriarchalne podejście do kobiet. To mężczyzna stanowi omawiany przez psychologa wzorzec osobowy, kobieta natomiast jest tylko tego wzorca wariacją, co autor zaznacza starannie za każdym razem, gdy przechodzi do skrótowej charakterystyki żeńskich osobliwości w realizacji danego znaku zodiaku. Pojawiają się przestrogi przed poświęcaniem kobiecości na rzecz intelektu, jako że rywalizacja z mężczyzną na płaszczyźnie intelektualnej zaowocować może – wedle Riemanna – jedynie nędzną kopią męskich dokonań (takie zagrożenie rysuje się zwłaszcza przed kobietami spod znaku Bliźniąt). Z kolei nadmiernie surowa kobieca moralność (w wydaniu kobiety-Strzelca) może spowodować osunięcie się w alkoholizm przez wrażliwego mężczyznę, przygniecionego niemożnością sprostania wysokim standardom partnerki. Riemann poddaje też ocenie, nazwijmy to tak, potencjał uczuciowo-erotyczny kobiet spod różnych znaków, braknie natomiast analogicznego wartościowania męskich możliwości.

W zgodzie z ówczesną wiedzą pozostaje na przykład postrzeganie przez Riemanna wrzodów żołądka jako choroby psychosomatycznej, do zapadnięcia na którą predysponowane miałyby być szczególnie osoby ambitne i wrażliwe – jak wiadomo, dopiero w latach 80. ubiegłego wieku para australijskich uczonych, Robin Warren i Barry Marshall, odkryła, że przypadłość tę powodują bakterie Helicobacter pylori. Pacjenci nie muszą więc już szukać pomocy u psychoanalityków, a terapia polega na kuracji antybiotykowej. Trudno natomiast powiedzieć, co dokładnie miał na myśli autor, wspominając kilkakrotnie o autyzmie, w którym widział zagrożenie dla niektórych typów osobowości. Autyzm jako termin diagnostyczny pojawił się dopiero w latach 80., Riemann zatem używał tego określenia raczej do opisu zachowań skrajnie egotycznych.

Zgodne z tradycją astrologiczną, choć już nie wiedzą astronomiczną, jest zaliczanie w poczet planet także Słońca i Księżyca, oprócz właściwych planet Układu Słonecznego. Siłą rzeczy do tej kategorii Riemann włączał także Plutona, w tym wypadku kwalifikacja tego ciała niebieskiego uległa bowiem zmianie w 2006 roku i obecnie uważa je się za planetę karłowatą.

Nie tylko z translatorskiego obowiązku dodać należy, że zachowano w przekładzie słowo „Murzyn” (oryg. „Neger”), które dziś słowniki języka niemieckiego opatrują kwalifikatorem „wysoce dyskryminujące, należy unikać”. Warto przy tym zauważyć, jak zmieniła się językowa wrażliwość społeczna (Riemann używa tego słowa w formie czysto opisowej, nie wartościującej).

Podczas pracy nad przekładem trudności przysparzało zamiłowanie autora do cytowania różnorakich pisarzy i myślicieli bez informacji, skąd pochodzą przytaczane wypowiedzi. Polskie wydanie usiłuje nadrobić te opuszczenia, jednak nie wszędzie i nie zawsze udało się zlokalizować źródła cytatów.

Astrologia pomocna w życiu jest książką odmienną od Obliczy lęku, dzieła życia Riemanna, znanego już polskim czytelnikom z wydanego w 2005 roku przekładu Urszuli Poprawskiej, a niedawno opublikowanego ponownie przez Wydawnictwo Czarna Owca, jak również od napisanego wraz z Wolfgangiem Kleespisem poradnika psychologicznego Jak szczęśliwie przeżyć drugą połowę życia (który ukazał się w tłumaczeniu Ewy Łukaszyk w 2006 roku). Po wzięciu jednak pod uwagę powyższych zastrzeżeń lektura może dostarczyć interesujących wrażeń jako tekst doświadczonego psychoterapeuty, który kreślił paletę ludzkich typów językiem symboli, mocno zakorzenionych w powszechnej świadomości, i w iście romantycznym duchu dążył do ukazania duchowych powiązań człowieka ze Wszechświatem.

Ewa Kochanowska

Przedmowa

Nauka bez ludzkiego samopoznania jest szkodliwa.

Rudolf Steiner

Zamiarem niniejszej książki jest zainteresowanie astrologią tych, którzy są gotowi otworzyć się bez uprzedzeń na właściwy jej ogląd świata i język symboli. Równocześnie, korzystając z własnego doświadczenia, chciałbym przyczynić się do „rehabilitacji” tej wiedzy, która, jak sądzę, ma nam nadal wiele do zaoferowania. Jednostronnie przyczynowa i mechanistyczna orientacja współczesnej nauki – także nauk o człowieku – oraz jej niemal wyłącznie racjonalne i abstrakcyjne myślenie wymaga bowiem dopełnienia w postaci myślenia symbolami i analogiami oraz oglądu świata ponownie uwzględniającego pozycję człowieka w Kosmosie. Takie dopełnienie mogłoby nas ustrzec przed popadnięciem w zubażającą, gdyż jedynie intelektualną naukowość, przed ujmowaniem pełni życia i bogactwa zjawisk w sztywne prawa i policzalne dane, a to właśnie sprawia, że stajemy się coraz bardziej oderwani od życia, ba, wręcz jemu wrodzy. Jeżeli chcemy się dowiedzieć o człowieku czegoś więcej niż to, że jest podatny na manipulację, poznać coś więcej niż dane chemiczno-fizyczne i reakcje psychobiologiczne, jeżeli wierzymy, że człowiek jest czymś więcej niż nagromadzeniem cząsteczek, które można lub zgoła powinno się ulepszać na drodze chirurgii chromosomowej, jeżeli wierzymy, że w świecie zjawisk immanentnie działa zasada duchowa, jakkolwiek ją nazwiemy, dostrzegalna zarówno w małych, jak i wielkich rzeczach, otrzymamy od astrologii najpełniejszą bodaj odpowiedź na wiele pytań, których szczęśliwie jeszcze nie oduczyliśmy się zadawać: na pytania o sens i przeznaczenie jednostki, o związek losu i charakteru, o podporządkowanie jednostki wielkim rytmom i prawom Układu Słonecznego, o zadania człowieka we wspólnocie – by wymienić tylko te najważniejsze.

W niniejszej książce, która stawia przed sobą przede wszystkim cele praktyczne, nie chcę zajmować się kwestiami krytyki metodologicznej i „przedstawianiem dowodów”; chodzi mi o to, by korzystając z własnych doświadczeń zawodowego psychoterapeuty, ukazać, jak pożyteczne okazuje się włączenie horoskopu we wszystkie relacje międzyludzkie. Oprócz bowiem wykorzystywania go w dziedzinach terapeutyczno-doradczych horoskop przydaje się w przestawaniu z sobą samym i z innymi ludźmi, w poznawaniu samego siebie i zrozumieniu innych. Astrologia może zatem służyć pomocą w „nauce życia”; pomaga nam dotrzeć do nas samych i do innych ludzi w sposób, jakiego nie uzyskamy nigdzie indziej, może nas uczłowieczyć, przydać nam empatii i tolerancji – a jaka nauka może coś podobnego o sobie powiedzieć?

Pozostaje mi już tylko wyrazić potrójne podziękowania: pod adresem mojego nauczyciela barona Herberta von Klöcklera, który wpoił mi podstawy wiedzy astrologicznej, a następnie dziełom Oskara Adlera i Thomasa Ringa, którym zawdzięczam kluczowe spostrzeżenia.

Ufam, że publikacja ta znajdzie czytelników, dla których została napisana.

Fritz Riemann

I

Moja droga do astrologii

Nadszedł więc czas, kiedy zaczynamy uświadamiać sobie problemy metafizyczne, które stoją za prawami natury, nawet jeżeli nie potrafimy na razie ich rozwiązać lub też (jako naukowcy) nie zamierzamy ich rozwiązywać.

Walter Heitler

Motywy, które skłoniły mnie do zajęcia się astrologią, są najróżniejsze, jednak charakterystycznym świadectwem jej pozycji w dzisiejszym życiu duchowym jest to, że w ogóle pojawia się pytanie o motywację, ponieważ istnieją niejasne wyobrażenia lub uprzedzenia na ten temat i ponieważ nie ma już ona dla nas wiarygodnego oblicza jako profesja. Stąd też poprzedzam niniejszą książkę rozdziałem pod powyższym tytułem, bo przecież, gdy ktoś chce dzisiaj poważnie zajmować się astrologią, musi niemal szukać usprawiedliwienia, jeżeli nie chce stać się ekranem projekcyjnym dla emocji, które wprawdzie nie niosą żądań spalenia heretyka na stosie, niemniej jednak wyraźnie zmierzają w tę stronę.

W ramach studiów psychologicznych, rozczarowany ówczesną psychologią uniwersytecką, interesującą się wyłącznie psychofizjologicznym aspektem ludzkiego jestestwa, odkryłem w literaturze pogranicznych obszarów psychologii rozsiane tu i ówdzie wzmianki o astrologii. Ze zdumieniem zauważyłem, jak rozbieżne były opinie autorów, których ceniłem jako uczonych bądź wybitne osobistości – jedni uważali ją za wartościową wiedzę i na podstawie swoich doświadczeń dochodzili do wniosku, że podstawowy dorobek astrologii do dzisiaj zachowuje pełną ważność, inni odrzucali ją jako przednaukowe przesądy lub namiastkę religii, usiłującą zaspokoić u ludzi magiczne myślenie życzeniowe, kolejni zaś dostrzegali w niej przynajmniej wartość historyczną, dzięki której pozostaje ona dla nas interesująca.

Dokonałem przy tym odkrycia, że odrzucający astrologię nie mieli bynajmniej żadnych z nią doświadczeń, lecz – jak to zwykle bywa – jedynie uzasadnione uprzedzenie, które oszczędziło im zajmowania się tą dziedziną, oraz że przyznawali się do niej z kolei ci, którzy ją studiowali. Oznaczało to dla mnie tyle, że muszę się zainteresować tą tematyką, by wyrobić sobie własny pogląd na to, czym właściwie jest astrologia.

Nabyłem kilka z niezbyt licznych w latach trzydziestych budzących zaufanie książek astrologicznych oraz niezbędne narzędzia do obliczania horoskopów. Najpierw wyliczyłem własny horoskop oraz horoskopy najbliższych, dobrze mi znanych osób – i poczułem zaskoczenie i konsternację.

Nawet dysponując skromną wiedzą nowicjusza, szybko się zorientowałem, że opinie, jakie można sobie wyrobić o człowieku na podstawie jego horoskopu, rzeczywiście ukazują go w niejasnych wtedy jeszcze dla mnie granicach, trafnie opisując wiele jego zachowań i skłonności. Decyzja o głębszym zajęciu się astrologią zapadła. Ostatecznie prawdziwym kamieniem probierczym danej nauki może być jedynie d o ś w i a d c z e n ie, które potwierdzi lub odrzuci jej teorie i hipotezy.

Już sam fakt, że wprawni astrolodzy byli w stanie tylko na podstawie wyglądu i zachowania człowieka – a także jego pisma – trafnie wyczuć określone konstelacje w jego horoskopie, wydał mi się wystarczającym powodem do refleksji, bo czy nie jest czymś niesamowicie podniecającym to, że bez znajomości horoskopu danej osoby można niejako z jej twarzy wyczytać, jakie planety2 i gwiazdozbiory znacząco ją uformowały? Jak można tak po prostu pomijać to zjawisko lub zbywać lekceważąco jako przypadek tylko dlatego, że nie jesteśmy w stanie go wyjaśnić przy użyciu dzisiejszego sposobu myślenia? A jeżeli było to możliwe (co stale się potwierdzało), wówczas zapewne pozostałą wiedzę astrologiczną należałoby poddać ponownej ocenie.

Moje zgłębianie astrologii „przypadkowo” zbiegło się w czasie ze szkoleniem na psychoanalityka, własną analizą szkoleniową oraz studiowaniem literatury psychoterapeutycznej i z zakresu psychologii głębi – w tamtych czasach również niezwykle kontrowersyjnych i zwalczanych dziedzin naukowych. Miało to dla mnie dwie zalety: po pierwsze, zrozumiałem, że doświadczenia astrologii i psychoanalizy, które na pozór zajmowały się tak odmiennymi aspektami człowieka – jedna naznaczeniem3 kosmicznym, druga widocznym w historii życia naznaczeniem rodzinnym i społecznym – nie tylko sobie nie przeczą, lecz także pod wieloma względami się potwierdzają i uzupełniają. Po drugie zaś, praktyka terapeuty umożliwiła mi kontrolną ocenę horoskopu, ponieważ w trakcie głęboko sięgającej terapii analitycznej poznaje się człowieka wraz z jego predyspozycjami, skłonnościami, zachowaniami, historią rozwoju i relacjami z otoczeniem tak dokładnie, jak nigdzie indziej. Jeżeli więc uzyskana w trakcie psychoanalizy wiedza o konkretnej osobie potwierdzała horoskop, był to dla mnie tak przekonujący argument, że nie uznać go mógłby tylko ktoś, kto odrzucałby go tendencyjnie. A równocześnie horoskop umożliwił mi kontrolę wglądu psychoanalitycznego w pacjenta, uzupełniając owe wrażenia, co pozwoliło mi lepiej uchronić się przed błędną oceną jego jestestwa wskutek teoretycznych wyobrażeń lub „ślepej plamki” we własnym oku, której nie byłem świadomy.

Czasami wszakże między obrazem, jaki uzyskiwałem po analizie danego człowieka, a tym, jaki wyłaniał się z jego horoskopu, pojawiały się sprzeczności, których początkowo nie rozumiałem, póki nie zorientowałem się, że w takich przypadkach człowiek ów przeważnie nie był w stanie zrealizować tych predyspozycji, o jakich wnioskowałem z horoskopu – środowisko, wychowanie lub sytuacja społeczna tak przesyciły go obcymi wpływami lub zablokowały, że musiał wcielać w życie zniekształcony obraz samego siebie, nie mógł zrealizować wielu ze swoich możliwości i niejako musiał żyć obok siebie – co wpędziło go w nerwicę. Nie tylko potwierdziło to doświadczenie psychoanalizy, że nerwice zasadzają się na zaburzeniach rozwojowych, a ostatecznie na niezgodności pierwotnej predyspozycji z wymuszonym przez otoczenie dostosowaniem, lecz także przyniosło równocześnie ważną tezę terapeutyczną – ponieważ w ten sposób horoskop mógłby pomóc w czytelniejszym rozpoznaniu niezrealizowanej przez danego człowieka predyspozycji i zajęciu się nią. I to nie w znaczeniu dowolnie upatrzonej ideologicznej wizji człowieka w ogólności, lecz w konkretnym odniesieniu do danej osoby.

Metodą takiej podwójnej wiedzy na temat pacjenta można by też przypuszczalnie ostrzej zarysować granice wypowiedzi astrologicznej, można by się lepiej zorientować, co może psychoanaliza, co zaś astrologia, co musimy zaakceptować jako zesłane przez los, a co poddaje się naszym działaniom. Ustalenie granicy pomiędzy tym, co należy zaakceptować, a tym, na co można wpływać, ma przecież zasadnicze znaczenie dla każdej terapii i poradnictwa. Jeżeli horoskop mógłby podsunąć niemożliwą do znalezienia w inny sposób wskazówkę co do podstawowej struktury człowieka lub przynajmniej wskazówkę dodatkową, uzupełniającą pozostałe środki badawcze, to już samo to miałoby niezwykłą wagę. Dla pacjenta i jego terapii poczucie bycia zrozumianym w głębi swojej natury ma wszak nieoszacowaną wartość.

Połączenie obu tych dziedzin wywarło więc na mnie ogromne wrażenie, oferując według mnie możliwość wzajemnego dopełnienia oraz szansę na zmniejszenie jednostronności jako źródła błędów. Po dziesięcioleciach dokonywanych na obu polach doświadczeń jestem o tym coraz silniej przekonany, nawet jeśli wiele kwestii nadal pozostaje dla mnie otwartych. Drogą do najowocniejszej współpracy terapeutów i astrologów byłyby szczegółowe opisy porównawcze historii chorych i ich horoskopów. Nie chodzi oczywiście o to, by można było zastąpić astrologią „wielką psychoterapię”, ale jedynie o możliwość zogniskowanego ujęcia osobliwości strukturalnych szczególnej natury, które są obecne w horoskopie, jako dodatkowego sposobu dotarcia do człowieka. W poradnictwie zaś chodzi o przynajmniej oszczędzającą czas możność zajęcia się podstawowymi predyspozycjami i ich konfliktogennym oddziaływaniem.

Obustronna możliwość kontroli poprzez horoskop o r a z wiedzę nabytą w trakcie psychoterapii jest ponadto wielką pomocą dla psychoterapeuty w coraz bardziej złożonym uświadamianiu sobie procesów przeniesienia i przeciwprzeniesienia: poprzez porównanie własnego horoskopu z horoskopem pacjenta – co służy również potencjalną pomocą w doborze pacjentów – od początku zwracamy uwagę na strukturalne uwarunkowania obu osobowości, a nieznajomość tych uwarunkowań utrudnia zrozumienie pewnych przeniesień i przeciwprzeniesień. Porównanie to może nam również pomóc w lepszym rozpoznaniu i skorygowaniu oddziaływania czynnika wnoszonego przez nas samych jako potencjalnego źródła błędów. Dzięki wiedzy czerpanej ze znaków zodiaku, planet itd. poznanie horoskopu daje nam także niezwykle zróżnicowaną możliwość wczucia się w drugiego człowieka – dotyczy to wszystkich płaszczyzn międzyludzkich relacji i partnerstwa. Wykorzystanie horoskopu zmniejsza niebezpieczeństwo niezrozumienia lub błędnej oceny cech jestestwa i doświadczania świata przez drugą osobę; niejedna nieudana terapia lub poradnictwo ma związek z takim nieporozumieniem.

W początkach działalności terapeutyczno-astrologicznej postępowałem tak, że uzyskane w trakcie terapii spostrzeżenia na temat danego człowieka porównywałem z jego horoskopem, aby zgromadzić wiedzę z obu źródeł. Dopiero później, gdy już mogłem się wylegitymować pewną praktyką i nauczyłem się obchodzić z astrologicznymi symbolami, przeszedłem do bezpośredniego włączania horoskopu do terapii. Było to omawianie z pacjentem jego horoskopu w momencie, który uznawałem za dogodny, zwłaszcza zaś zajmowałem się tym, co w naszej dotychczasowej pracy analitycznej nie zdołało się jeszcze uwypuklić, jednak było już widoczne w horoskopie. Niemal zawsze odnosiło to produktywny skutek; często pobudzało pracę marzeń sennych lub też pacjent dostarczał biograficznego materiału w odniesieniu do poruszonych tematów. Inna metoda, za pomocą której włączałem horoskop do terapii, polegała zaś na tym, że w jej trakcie bezpośrednio i wprost nawiązywałem do informacji uzyskanych z horoskopu pacjenta – zawsze oczywiście pod warunkiem, że godził się on na podanie mi w tym celu dokładnej daty urodzin. Oba sposoby uznawane były również przez pacjentów za bardzo pomocne i pouczające.

Umocniło się więc we mnie przeświadczenie zdobyte dzięki dopełnianiu się obu dziedzin, terapii psychologii głębi oraz astrologii, że należy poważnie traktować dawną naukę o odpowiedniości kosmicznych konstelacji i ludzkiego jestestwa. Najbardziej przekonujące ujęcie owej odpowiedniości znalazłem u Oskara Adlera4. W swoim szeroko zakrojonym dziele Das Testament der Astrologie („Testament astrologii”) cytuje znane zdanie Kanta: „Dwie rzeczy napełniają umysł coraz to nowym i wzmagającym się podziwem i czcią, im częściej i trwalej się nad nimi zastanawiamy: niebo gwiaździste nade mną i prawo moralne we mnie”5. Adler wykłada wypowiedź Kanta w ten sposób, że widzi prawo moralne w nas jako odzwierciedlenie, psychiczny odpowiednik gwiaździstego nieba nad nami, czyli że prawidłowościom kosmicznym odpowiadają prawidłowości psychiczne6. Adler pisze dalej: „Kant musiał zatrzymać się przy tej dualności. Ale przepaść dzielącą oba światy, »zewnętrzny« i »wewnętrzny«, pozwala przezwyciężyć tylko poznanie ezoteryczne. Tylko gdy otworzą się źródła wewnętrznego poznania, (…) pojawia się droga ku astrologii, która nie jest już profaniczną i zabobonną »sztuką objaśniania gwiazd«, lecz oglądem świata, w którym niebo gwiaździste i prawo moralne łączą się w jedną całość”.

Niech nas nie odrzuca słowo „ezoteryczne”, z rozmaitych powodów posiadające dla nas nieprzyjemny posmak; to, co Adler chciał za jego pomocą wyrazić, to ludzka zdolność do zyskania – dzięki sięgnięciu do wewnątrz – wglądu w owe powiązania, wglądu, z którego zapewne pierwotnie wywodzi się wiedza astrologiczna.

Czy zbłądzimy, zakładając, że takie poznanie będzie możliwe dopiero wtedy, gdy będziemy gotowi porzucić pychę intelektu, który nie zna już bojaźni, i gdy zamiast bezustannie dążyć do zdobycia coraz większej władzy nad naturą i życiem oraz do podporządkowania ich sobie, na nowo nauczymy się je rozumieć? Przed pełną miłości chęcią zrozumienia otwierają się sprawy zamknięte przed żądzą władzy – ta zasada obowiązuje we wszystkich dziedzinach życia. Walter Heitler7 lapidarnie sformułował tę myśl w książce Der Mensch und die naturwissenschaftliche Erkenntnis („Człowiek i poznanie naukowo-przyrodnicze”): „Dokładna znajomość i konkretyzacja procesów fizycznych oraz procesów życiowych wykluczają się wzajem”.

Chętnie przyznaję, że w mojej działalności psychoterapeutycznej – i nie tylko w niej – wiele zawdzięczam astrologii; każdy terapeuta lub doradca o otwartym pod tym względem nastawieniu może poczynić te same doświadczenia. Poznanie wyznaczonego losem splotu charakteru i historii życia, nieuniknionych kryzysów dojrzewania, wewnętrznej istoty i zewnętrznych zdarzeń; unikatowa możliwość wypowiedzenia się o życiowym planie człowieka już od chwili narodzin, możność przeczucia jego uzdolnień i grożących mu niebezpieczeństw – wszystko to są szanse, które nie powinny nam umknąć, ba, nie wolno nam na to pozwolić.

Moje rozczarowanie psychologią akademicką stanowiło jeden z motywów poszukiwania czegoś o istotniejszym znaczeniu i zajęcia się astrologią, ta zaś mnie nie rozczarowała; o tak, im starszy byłem, tym więcej dla mnie znaczyła, tak że jestem skłonny do przekształcenia starożytnego powiedzenia per aspera ad astra w per astra ad deum.

II

Podstawowa koncepcja astrologii

Sławi się pod niebiosa tego, kto powie coś o szóstym miejscu po przecinku, ale ten, kto powie coś o rzeczach istotnych, jest podejrzany.

Karl Steinbuch

Astrologia pojmuje nasz Układ Słoneczny, a koniec końców cały Wszechświat, jako jeden potężny organizm, którego każda cząsteczka wywiera wpływ na całość, a ta z kolei wpływa na każdą cząsteczkę w bezustannym wzajemnym oddziaływaniu. „Każde indywiduum działa wraz z {pozostałymi} w całym kosmicznym bycie – czy o tym wiemy, czy nie wiemy – czy tego chcemy, czy nie chcemy!” – mówi Nietzsche8. Tak więc istnieje odpowiedniość między „wnętrzem” a „zewnętrzem”, „górą” a „dołem”: rytmy i prawa makrokosmosu odzwierciedlają się w mikrokosmosie, przy czym rodzaj tego odzwierciedlenia i odpowiedniości zależy od stopnia rozwoju ośrodka, na jaki natrafią. Planety uchodzą w astrologii za siły twórcze lub siły sprawcze owego organizmu, a każda z nich ma określone funkcje i zadania do spełnienia w całości ustroju. Zasady planetarne w zależności od tego, w jakim ośrodku się przejawiają, różnie się manifestują na poziomie mineralnym, zwierzęcym lub ludzkim – w materialnych, organicznych, psychicznych i duchowych reakcjach odpowiednio do możliwości reakcji ośrodka. Człowiek, który jako bodaj jedyna istota żyjąca sięga wszystkich trzech poziomów, materialno-cielesnego, organiczno-biologicznego i psychiczno-duchowego, może z tej przyczyny doświadczać tych zasad jako sił fizycznych i praw materii, jako funkcji organicznych i jako impulsów lub zasad psychiczno-duchowych.

W toku dziejów ludzkości rozmaicie doświadczano i nazywano participation mystique – nieświadomy udział w siłach planetarnych i kosmicznych, który proponowałem określić mianem „kosmicznego nieświadomego” – planetarne zasady działające pojawiały się w świadomości w coraz to nowy sposób. Epoka magiczno-animistyczna projektowała je jako demony na zewnętrzny świat natury; epoka mitotwórcza osadziła je jako postacie bogów na niebie lub w świecie podziemnym; epoka przyrodniczo-naukowa odkryła i opisała je jako energie i prawidłowości świata zjawisk; z psychologiczno-antropologicznego punktu widzenia opisujemy je jako funkcje psychiczne lub dążenia popędowe.

Tym sposobem siły kosmiczne przeszły całkowitą przemianę w świadomości człowieka; wszystkie te najrozmaitsze projekcje, określenia lub oglądy zasadzają się jednak na tych samych zasadach kosmicznych.

Dzisiaj niepokoi nas chyba najmocniej to, że nie możemy pojąć, nie potrafimy odczuć, jak ludzkość doszła do swojej wiedzy astrologicznej. Możemy przyjąć za Edgarem Dacqué, że ludzie mieli niegdyś dar, określany przez niego mianem „naturowidzenia” (Natursichtigkeit), który dziś wydaje się zaginiony. Ale wielcy mistycy jeszcze go posiadali, my zaś możemy, ujmując rzecz psychologicznie, przyjąć, że chodzi tu o „wyczulenie” (Durchlässigkeit)9 na to, co metafizyczne i transcendentne, o zmysł wewnętrznego widzenia, któremu objawiają się takie związki.

Nie można zrozumieć dziejów rozwoju ludzkości bez aktów objawienia. Jakże inaczej moglibyśmy – przyczynowo – wyjaśnić „wynalezienie” przez ludzi mowy, odkrycie muzyki i matematyki, by wymienić tylko kilka z wielkich cudów, które dzisiaj przeważnie traktujemy jako coś oczywistego, nie zastanawiając się, skąd się wzięły. W przypadku tych zjawisk nie unikniemy zakładania obecności zasady duchowej, działającej w rozmaitych epokach historycznej ludzkości poprzez akty objawienia, które dziś możemy określić psychologicznie mianem zmian lub rozszerzeń świadomości. A przy tym ów akt stawania się świadomości, podobnie jak momenty „koniecznych” skoków rozwojowych, wymyka się wyjaśnieniom przyczynowym – dopiero bowiem po fakcie potrafimy snuć przypuszczenia, jak mogło dojść do takich wydarzeń.

Ciemności kryją bowiem przed naszym rozumem początki zmian świadomości. Zajmijmy się raz jeszcze mową – o jej powstaniu możemy z całą pewnością powiedzieć tyle, że nie było to tak, iż zebrało się parę osób i postanowiło nazwać drzewo drzewem (lub arbor, tree) itd. Podobnie nie „stworzyliśmy” muzyki i matematyki, nie „wynaleźliśmy” chińskiej Księgi Przemian (Yijing) czy akupunktury. Próba wyjaśnienia ich „pochodzenia” jest równie beznadziejna, co próba wywiedzenia mowy dźwięków z mowy gestów, muzyki instrumentalnej ze śpiewu – nawet jeśli możemy potraktować je jako formy wstępne, by zadośćuczynić naszej potrzebie myślenia historyczno-przyczynowego oraz potrzebie wyjaśnień. Wyobrażenie, że do owych odkryć doprowadziły ostatecznie gromadzone przez długi czas doświadczenia i drobne kroki cząstkowe, jest również zbyt marne jako wyjaśnienie i koniec końców nie do utrzymania; rozumując w sposób ilościowo-materialistyczny, natykamy się zawsze w którymś momencie przy tego rodzaju próbach wyjaśnień na niemożliwy do udowodnienia missing link darwinizmu lub też pozostajemy w sferze hipotez.

Stąd też możemy jedynie przypuszczać, że zmiany świadomości, że odmienne duchowe doświadczanie świata doprowadziły niegdyś do odkrycia astrologii; podobnie jak w przypadku innych zjawisk zmiany świadomości tego rodzaju kazały ludziom w twórczych aktach odkryć coś, czego zalążek już w nich tkwił, doznali „objawienia”. To, co objawione, staje się z czasem doświadczeniem i wiedzą – ale wiedza fundowana na doświadczeniu zapomina zwykle o swoim pochodzeniu, podobna dzieciom, które uważają, że wszystko, czym się stają, zawdzięczają wyłącznie sobie samym. Jeśli podążymy za tą myślą, odkryjemy, że dzięki naszemu nieświadomemu uczestnictwu w kosmicznej całości mamy możliwość uświadomienia sobie w pewnym momencie cząstek owej całości, objawienia się ich nam. Jeżeli bowiem – odpowiednio do bezustannie zmieniających się kosmicznych konstelacji – pojmujemy również ludzką świadomość jako podlegającą nieustannej przemianie, widzimy, że dokonują się w niej coraz to nowe akty objawienia bądź zmiany świadomości. Takie zmiany nieustannie wstrząsają nabywaną wiedzą fundowaną na doświadczeniu i wielokrotnie czynią ją przestarzałą, wręcz błędną, natomiast to, co objawione, zachowuje ważność na wieki, choć może zostać odrzucone przez ducha danej epoki.

Ważne jest to, że możemy „przyciągać” objawienia. Intelektualne lub medytacyjne zajmowanie się określonymi problemami może stać się wstępną pracą na rzecz aktów objawienia, którą zwykliśmy określać psychologicznie jako intuicję lub inspirację. Trudno byłoby sobie wyobrazić doświadczenie senne Kekulégo, w którym „objawiła” mu się budowa pierścieni benzenu, albo doświadczenie Newtona, który z obserwacji spadającego jabłka wysnuł prawo powszechnego ciążenia, bez odpowiedniego ukierunkowania zainteresowań i intelektualnej pracy przygotowawczej, spożytkowanych do wyjaśnienia zjawisk chemicznych bądź fizycznych. Tak też człowiek dawniejszych epok, o wiele bardziej zależny od sił natury, zafascynowany wspaniałością nieboskłonu i gwiazd, musiał niejako wykonać pracę przygotowawczą, by mogły mu się objawić zależności pomiędzy makro- a mikrokosmosem. Zgubą dzisiejszych mechanistyczno-przyczynowych nauk przyrodoznawczych stało się ich generalne dążenie do uzyskania władzy nad naturą oraz wykorzystywanie jej w znacznym stopniu w sposób celowy i użytkowy. Doprowadziło to z jednej strony do wielkich postępów techniki, z drugiej jednak znacznie przyczyniło się do beznadziei, jaka panuje dzisiaj w wielu dziedzinach nauki. Pytania o sens lub o związki metafizyczne uchodzą za nienaukowe – wiedza naukowa i mądrość rozdzieliły się i obecnie zdają się wzajem wykluczać; spowodowało to zubożenie nauki i zakwestionowanie mądrości.

W tej chwili jesteśmy zdani na akceptację wiedzy astrologicznej w przekazanej tradycją postaci. Stąd też nie chcę zabierać się do stawiania hipotez, w jaki sposób ludzie doszli do nadania symbolicznego znaczenia planetom czy w ogóle znakom zodiaku. Nawet jeżeli współczesne badania Kosmosu i promieniowania kosmicznego pozwalają w coraz większej mierze uznawać, że podlegamy nieznanym dotąd wpływom kosmicznych rytmów i promieniowania, że stosujemy się do praw, które zdają się potwierdzać pewne analogie opisywane przez astrologię, to jednak rozwikłanie właściwej tajemnicy owych zależności pozostaje tak samo odległe jak zrozumienie istoty człowieka, mimo że wiemy, iż powstał on z plemnika i jajeczka. Tylko jedna nauka humanistyczna – jeśli którakolwiek w ogóle – może liczyć na uzyskanie głębszego wglądu w te sprawy, nauka humanistyczna, która wychodzi z podstawowego założenia o istnieniu kosmicznego organizmu jako podłoża zawiadujących nami sił i która nie myli ducha z intelektem.

Nie ulegajmy złudzeniom, że to dopiero początki badania naszej psychiki lub ducha. Nie zajdziemy daleko, posługując się wyłącznie metodami ilościowymi jak statystyka, pomiary i eksperymenty. Musimy znowu zatroszczyć się o znany mistykom ogląd wewnętrzny. Wtedy może przypomnimy sobie, że istnieje świat psychiczno-duchowy, w którym jako cząstki całości zdolni jesteśmy przeczuwać jej istnienie. Może coś takiego miał na myśli Teilhard de Chardin, pisząc: „Moje życie jest teraz w całości ogarnięte ową »bezstronnością«, która – czuję – staje się coraz większa w odniesieniu do mojej osoby, podczas gdy równocześnie narasta poczucie głębszego sensu tego wszystkiego, co jest rzeczywiste w tle tego, co rzeczywiste”. Czy my wszyscy nie jesteśmy zbytnią przeszkodą sami dla siebie, czy nie jesteśmy zbyt „stronniczy” względem własnej osoby, by otworzyć się na ów głębszy sens?

III

Myślenie astrologiczne

Naszą wiedzę można bez trudu i bez umniejszania jej rangi pomieścić w systemie astrologicznym, lecz nie odwrotnie.

Ernst Jünger10

Myślenie astrologiczne opiera się zatem na podstawowej koncepcji, że ciała niebieskie Układu Słonecznego, ich ruchy, pozycje, rytmy obiegu oraz wzajemne aspekty, czyli kąty, pod jakimi pozostają do siebie wzajem, stanowią nieustannie się zmieniający układ sił, który oddziałuje na Ziemię oraz wszystko, co na niej żyje. Ruchy planet dokonują się na tle nieba gwiazd stałych na płaszczyźnie ekliptyki, dzielącej się na dwanaście sekcji noszących nazwy znaków zodiaku. Za pomocą graficznych symboli horoskop przekazuje nam informację o konstelacjach planet w określonym momencie w historii świata (pora urodzenia) w odniesieniu do określonego miejsca na Ziemi (miejsce urodzenia). Według astrologii człowiek żyje nie tylko w środowisku geograficznym i społecznym, które oczywiście zachowują swoje znaczenie; do jego – kosmicznego – środowiska, któremu przypisywana jest moc kształtująca, należy także relacja Ziemi i ciał niebieskich.

Jeżeli znamy przekazane tradycją symboliczne znaczenie i oddziaływanie znaków zodiaku oraz planet, aspektów i rozmaitych pozycji planet w znaku zodiaku oraz w tak zwanych domach lub polach horoskopu, to mamy elementy, z którymi pracuje nauka o horoskopach, czyli horoskopia. Wykładnia horoskopu, który zawiera wszystkie te elementy, tyle że zawsze w zróżnicowanej indywidualnie konstelacji i rozłożeniu akcentów, jest wówczas kwestią doświadczenia, wiedzy i umiejętności, daru dedukcji, intuicji oraz „wyczulenia” interpretatora. Nieunikniona też jest zależność interpretacji od własności interpretującego; przy objaśnianiu horoskopu zderzamy się zawsze z granicami własnej osobowości.

Myślenie astrologiczne dokonuje się w analogiach i symbolicznych odpowiednikach. Kto jest przyzwyczajony do myślenia przyczynowo-mechanistycznego, abstrakcyjnego, temu na ogół z trudem przychodzi przestawienie się na ów odmienny sposób myślenia; błędnie widzi w nim myślenie czysto asocjacyjne, które polega na samowolnym łączeniu z sobą rzeczy sobie obcych na podstawie „przypadkowych” podobieństw lub czasowej zbieżności, a następnie wyciąganiu z tego wniosków. Ktoś taki nie umie rozpoznać w takich myślowych konstrukcjach zasady logicznej lub przyczynowej, odrzuca więc je jako przed- lub nienaukowe, nie uświadamiając sobie, że jego własne podejście jest tylko jednym spośród wielu i że za jego sprawą natrafia na granice, które inna forma myślenia może przekraczać.

Spróbujmy ukazać astrologiczny sposób myślenia na przykładzie. Wybieram w tym celu z mnogości elementów horoskopu jedną planetę. Jak wspomniałem, każda planeta symbolizuje określoną „zasadę”, siłę twórczą, i w organizmie Układu Słonecznego pełni konkretną funkcję, taką jak – dla porównania – jakiś organ w całym ciele. Działanie owej siły twórczej zależy od ośrodka, w którym się manifestuje; zasada planetarna działa zatem zawsze zgodnie ze swoją istotą, lecz również zawsze w innym odcieniu i z inną intensywnością. Szukając obrazu porównawczego, można wskazać energię cieplną – zawsze wprawdzie pozostaje ciepłem, ale zależnie od ośrodka, na jaki trafia, i zależnie od intensywności oddziałuje odmiennie: woda paruje, drewno płonie, metale się topią, za jej sprawą życie organiczne rozwija się lub ulega zniszczeniu, jeżeli jest nazbyt intensywna lub gdy jej brak.

A teraz przejdźmy do przykładu: astrologia zna jedną z owych sił twórczych, której przypisuje funkcję zagęszczającej, separującej konsolidacji i którą przyporządkowuje Saturnowi. Jak wszystkie z sił twórczych również i Saturn posiada podwójny aspekt, gdyż może oddziaływać harmonijnie lub nieharmonijnie, zbyt silnie lub zbyt słabo, w zależności od swojej kosmicznej konstelacji. Jeżeli jako punkt wyjścia przyjmiemy podstawową saturniczną zasadę kontrakcji, łatwo wyczujemy, że przekazuje ona stabilność, wytrzymałość, a tym samym symbolizuje element trwałości. Jest także zrozumiałe, posługując się analogią, że nadmiar owej siły niesie z sobą utwardzenie, skostnienie, spowolnienie, a z psychologicznego punktu widzenia dążenie do niezmienności, natomiast jej niedobór oznacza brak stałości i wytrzymałości, a przez to podatność na wnikające obce wpływy. Zasada ta jest również dostrzegalna we wszystkim, co zmierza do utrzymania i zachowania tego, co istnieje, w skrajnej zaś wersji do obstawania przy wrogiej życiu żądzy powrotu do anorganicznego spokoju.

Chcemy ukazać ową zasadę jako czynnik skutecznie działający na rozmaitych płaszczyznach świata zjawisk, przy czym w tych ramach ograniczę się do człowieka.

W sferze fizycznej siła ta odpowiada wszystkiemu, co wspiera ciało, zapewnia mu stabilność i ochronne odseparowanie – wapiennej skorupie, szkieletowi kostnemu, tkance podporowej i łącznej; separującej i ochronnej powłoce skóry i włosów. Ale także wszystkiemu, co jako zgęszczona konkretyzacja stało się prawem i strukturą, a przez to niejako zastygłym życiem, niezmienną okolicznością: skostniałymi refleksami i reakcjami. Nadmiar stabilizujących wpływów prowadzi w sferze organicznej do utwardzenia, zjawisk wapnienia oraz do spowolnienia procesów biologicznych i organicznych, niedobór zaś do osłabienia tkanki podporowej i łącznej oraz separującej powłoki ochronnej.

Na płaszczyźnie psychicznej tej zasadzie, nadal myśląc analogiami, odpowiadają także cechy bądź postawy separujące i zabezpieczające: powściągliwość, zamknięcie w sobie, stałość, wytrwałość, wierność; odzwierciedla się to również w stosunku do posiadania, w oszczędności i postawach raczej skromnych i ascetycznych. „Zbyt wiele” pierwiastka saturnicznego prowadzi zatem do twardości, siły, nieugiętości i nieustępliwości, impregnacji na świat (Undurchlässigkeit); powściągliwość staje się wówczas krnąbrnością, oszczędność skąpstwem. „Zbyt mało” pierwiastka saturnicznego wyraża się w ustępliwości oraz w braku wytrwałości, zawziętości i determinacji; przede wszystkim pojawia się wówczas niedostateczna siła obronna wobec innych sił planetarnych względnie ich psychicznych odpowiedników, których działanie – jako oponentów Saturna – staje się nadwartościowe, zagrażając stałości i istnieniu całego organizmu.

Na płaszczyźnie duchowej, odpowiednio do jej natury, zasada przejawia się jako umiejętność koncentracji, dokładność, jasność i prostota, znajduje swój wyraz także w preferowaniu przyczynowo-genetycznego, systematycznego myślenia. Jeżeli Saturn dominuje tu nad innymi zasadami, skutkuje to czepliwą lepkością, perseweracjami i brakiem elastyczności. Cechy te mogą się nasilić, prowadząc do przymusu powtarzania związanego z sytuacjami z przeszłości, do zachowań sztywnych i dogmatycznych, zatwardziałości i nierealnych doktryn – w ten sposób Saturn może stać się zasadą negującą życie. Zbyt słabe jego oddziaływanie pociąga za sobą osłabienie koncentracji, brak strukturyzujących i systematycznych refleksji itd.

Dalsze różnicowanie przywołanych tu wpływów nie pociąga za sobą szczególnych trudności; jeżeli w dalszym ciągu myślimy poprzez analogie, rozumiemy zapewne również, iż silna pozycja Saturna „obdarza” temperamentem w przeważającej mierze melancholijnym o rysach pesymistycznych, które mogą pogłębić się aż do zaprzeczających i wrogich życiu zachowań. Pełne spektrum potencjalnych możliwości zależy następnie od pozycji i jasności Saturna w całym horoskopie.

Pójdźmy jeszcze krok dalej i zadajmy sobie pytanie o oddziaływanie pierwiastka saturnicznego w zbiorowości. W epoce animistycznej odzwierciedlał się on w różnych tabu, w ograniczających, nakazujących i zakazujących oraz porządkujących rytuałach i obyczajach, które wszakże przedstawiają niejako psychiczne prawa strukturalne zbiorowości, a ich nieprzestrzeganie lub przekraczanie wiąże się z lękiem i oczekiwaniem kary. W epoce mitotwórczej owa zasada projektowana jest na postacie bogów, takich jak Kronos, Saturn, Loki. Z jednej strony przypisuje im się nieugiętość, twardość i chłód, z drugiej zaś uchodzą oni za strażników tradycji, tych, którzy dbają o to, co zaistniałe i istniejące – w czym ponownie dochodzi do głosu zachowawczy, dążący do stabilizacji aspekt omawianej zasady. W chrześcijaństwie, które pozbawiło znaczenia bogów starożytnych, Saturn coraz bardziej staje się szatanem, reprezentantem zła samego w sobie – co w astrologii wyraża się także i w ten sposób, że określa się go jako „złoczyńcę”. Łatwo pojąć, że te możliwości znajdują się wśród do tej pory opisanych właściwości Saturna, logiczne jest zatem, iż spotęgowana saturniczna chęć stabilizacji staje się ograniczającym lękiem i egocentrycznym, nakierowanym na własne zabezpieczenie dążeniem do władzy i posiadania, przez co niewątpliwie wykazuje powiązanie ze „złem” w znaczeniu wrogości życiu. W dalszym aspekcie Saturn – Loki staje się symbolem śmierci jako kostucha, kościotrup – grecka mitologia każe Kronosowi pożreć swoje dzieci po narodzinach. Bez wyjątku są to wymowne obrazy pewnego aspektu owej zasady – negującego życie, pragnącego zniszczyć wszystko, co młode, nowe i w trakcie stawania się.

Epoka naukowa odkrywa i nazywa tę siłę twórczą w takich koncepcjach jak grawitacja, bezwładność materii, w prawach zachowania energii w fizyce; jako zasadę dziedziczenia w biologii; jak przymus powtarzania i przyrodzone schematy zachowań w psychologii. W filozofii wreszcie saturniczne są koncepcje determinizmu i fatalizmu, absolutu i predestynacji; w chrześcijaństwie bądź w teologii pojęcie grzechu pierworodnego.

Wspólnym elementem wszystkich tych oddziaływań jest coś nieuchronnego, skonkretyzowanego, ostatecznego i nieuniknionego; motywem przewodnim sensownie łączącym wszystkie te „wyliczenia” jest idea zachowania tego, co istnieje, i tego, co się staje, która zarówno umożliwia trwanie, jak i zawiera wyznaczanie granic oraz nieuniknioność. Saturn staje się więc reprezentantem pewnej strony rzeczywistości – symbolizuje przede wszystkim naszą zależność od niezmiennych okoliczności i praw realności, od tego, co winniśmy zaakceptować. Może dałoby się też wywieść z tego jego stosunek do starości i śmierci jako ostatnich realności, które są nam nieuniknienie przeznaczone.

Wszyscy znamy skłonność do zatrzymywania, zachowywania i zabezpieczania oraz wiemy, że lęk przed przemijaniem i zmianą może być nadwartościowany. Uciekamy w ten sposób przed falą życia i popadamy w niebezpieczeństwo skostnienia, „wysycenia”. Przemyślawszy konsekwentnie tę linię postępowania, musielibyśmy – pod wpływem tej jedynie zasady – dążyć do tego, by wszystko zatrzymać w niezmiennej postaci, co byłoby równoznaczne z powrotem do stanu anorganicznego, do nieruchomego, niezmiennego spokoju, równającego się śmierci. Z kolei brak owej zasady miałby katastrofalne skutki: niepohamowane rozluźnienie wiedzie do chaosu. W swoich zaś optymalnych przejawach może ona darować nam mądrość, w poznaniu i akceptacji naszych zależności i tego, co w sposób nieunikniony konieczne.

Czyż nie spotykamy połączenia fizycznych, psychicznych i duchowych związków z nazwami planet? Są one symbolami, w których to, co należy do siebie, „spotyka się z sobą”, jest oglądane jako całość – ponieważ należy do siebie. Należy do siebie w duchowym sensie idei, która przenika najrozmaitsze manifestacje. Dopóki w naszym myśleniu postrzegamy materię, energię, psychikę i ducha jako całkowicie odrębne zjawiska, które nie mają z sobą nic wspólnego, dopóty nie będziemy w stanie pojąć myślenia astrologiczno-symbolicznego ani wyjaśnić wskazywanych przez nie związków. To jednak jest tylko p e w ne nastawienie intelektualne; czy nie moglibyśmy założyć, że astrologia wywodzi się z nurtu takiego myślenia, które nie wytyczyło jeszcze owych rozdzielających granic? Oczywiście równałoby się to rewolucji w naszych dzisiejszych przyzwyczajeniach myślowych; takie myślenie nie miałoby problemów w rozpoznaniu określonej zasady jako skutecznie działającej na wszystkich płaszczyznach istnienia, to zaś, co jawi się naszemu myśleniu jako niedozwolone zacieranie granic, mogłoby okazać się wiedzą o wiele bardziej odpowiadającą rzeczywistości. Jeżeli oczekujemy, że kiedyś pojawi się zrozumienie dla nauk astrologicznych, to oznacza to dla nas zdystansowanie się od zwykłego sposobu myślenia, a proces ten wymagałby prawdopodobnie dłuższego czasu.

Możemy stwierdzić jeszcze jedną różnicę między myśleniem astrologicznym a dzisiejszym myśleniem naukowo-przyrodniczym – myślenie astrologiczne poddaje się fali czasu; myślenie abstrakcyjne próbuje wyłączyć czas, wyeliminować go jako czynnik zakłócający, ponieważ poszukuje tego, co jest zawsze i obiektywnie ważne, poszukuje absolutu. Saturn na przykład pozostaje dla tego typu myślenia zawsze tym samym Saturnem z cechami uznanymi za jemu właściwe, które można potwierdzić w dowolnym momencie (wielkość, masa, gęstość, parametry orbity itd.). Wprawdzie dla myślenia astrologicznego „zasada saturniczna”, jego idea, również pozostaje niezmienna, ale w żywej rzeczywistości Saturn istnieje w nim jedynie w ramach zmiennych konstelacji, które bezustannie modyfikują „pierwiastek saturniczny”, odmieniają jego oddziaływanie. Tak więc skonkretyzowane fizyczno-chemiczno-astronomiczne cechy Saturna znajdują się na przeciwnym biegunie wobec coraz to na nowo dokonujących się modyfikacji saturnicznej zasady w myśleniu astrologicznym. Jeżeli jeden sposób myślenia stara się uchwycić to, co ważne ponadczasowo, w wiecznej przemianie bycia – co jednak istnieje wyłącznie w myśleniu abstrakcyjnym – to drugi stara się ująć to, co jest zmienne w czasie, i zrozumieć jego sens, jego cel.

W myśleniu symboliczno-analogicznym zjawiska jawią się jako brzemienne w sensy i pełne znaczenia, co myślenie wyłącznie przyczynowe pomija, co go w ogóle nie interesuje. Myślenie symboliczne wiele rzeczy traktuje niejako dosłownie, jako znaczącą wypowiedź, co myśleniu naukowo-przyrodniczemu wydaje się przypadkowe lub pozbawione znaczenia – stąd też myślenie to nie potrafi sobie poradzić na przykład z marzeniami sennymi11 i ich symboliką. Jeżeli dziecko tak rozmieszcza figury z zestawu służącego do przeprowadzania scenotestu, że odsuwa daleko od siebie figurę matki, przysuwa zaś postać ojca, to jest to psychiczna wypowiedź na temat jego relacji z rodzicami, a nie „przypadek” czy rzecz bez znaczenia. Jeżeli śniący siedzi we śnie przy stole naprzeciwko jakiejś osoby, to nie jest to dowolna konstelacja, lecz układ ten symbolizuje „rozliczenie” śniącego z ową osobą, która ponadto może być częścią jego samego, symbolizowaną przez tę właśnie osobę. Jeżeli kąt pomiędzy osią serca a osią ciała wynosi 23º27’, czyli tyle, ile równa się kąt pomiędzy ekliptyką a równikiem, to dla myślenia symbolicznego jest to wyraz makroskopowego odbicia w mikrokosmosie, a nie „przypadek” czy rzecz bez znaczenia.

W ten sposób myślenie astrologiczno-symboliczne odsłania przed nami obraz świata, w którym liczby, czasy, przestrzenie, rytmy i aspekty Układu Słonecznego stają się nagle żywe i pełne sensów i tworzą na naszych oczach ustrój organiczny, gdzie poszczególne części powiązane są najrozmaitszymi odniesieniami wzajemnymi oraz z całością układu. Jeżeli jednostronnie przywiązujemy wagę jedynie do myślenia symbolicznego, możemy się zagubić w szaleństwie wzajemnych odniesień, Jeżeli jednostronnie przywiązujemy wagę jedynie do myślenia przyczynowo-mechanistycznego, popadamy w niebezpieczeństwo uproszczeń i ślepoty wobec znaczeń; oba sposoby myślenia muszą się uzupełniać i nie mogą się wykluczać.

IV

Zarzuty przeciwko astrologii

Zwyrodnieniem mitu było jego przekształcenie w doktrynę, tj. twór wymagający i poszukujący dowodu.

Leszek Kołakowski12

Najczęściej wysuwane przeciwko astrologii zarzuty można podzielić na naukowe i światopoglądowe. Słabością zarzutów ze strony nauk przyrodoznawczych jest z reguły to, że przykładają do astrologii kryteria wyłącznie ilościowe i wychodzą z przesłanek myślenia przyczynowo-mechanistycznego. Jednak to, co jakościowo symboliczne, nie pozwala się mierzyć za pomocą kryteriów ilościowych, a krytyka traci sens, jeżeli podchodzi do krytykowanego obiektu z fałszywymi założeniami. Możemy więc przyklasnąć Ernstowi Jüngerowi, gdy mówi: „Walka uczonego z astrologią ma w sobie coś z walki z wiatrakami. Postrzega on astrologię jako jeden z budynków, z którego planem jest obznajmiony. Mierzy go kryteriami logiki i jej stylu poznania, więc uważa go za źle skonstruowany. Nie dostrzega przy tym różnicy, jaka istnieje między pojęciem a oglądem, (…) szczególnie zaś tej pomiędzy wiedzą a mądrością”13.

Astrologia jest czymś innym niż ścisła nauka przyrodnicza, bo ta ostatnia zawsze może uchwycić jedynie martwy aspekt natury we wzorach i prawidłach. W dziedzinie tego, co żywe, a zwłaszcza przy tak złożonej i skomplikowanej istocie, jaką jest człowiek, starania o jednoznacznie konkretyzujące wypowiedzi szybko natrafiają – jak wszędzie, gdzie chodzi o sprawy psychiczno-duchowe – na granice, których niedostrzeganie prowadzi do upraszczania tego, co żywe.

Astrologia bazuje najpierw na podłożu astrologicznym – horoskop pokazuje konstelacje planet Układu Słonecznego w określonym momencie w historii świata i dla określonego miejsca na Ziemi. Jeśli chodzi o interpretację, astrologia postępuje podobnie jak wiele nauk przyrodoznawczych i humanistycznych – z zebranych doświadczeń stara się wyciągać wnioski, które stopniowo zagęszczają się w empirycznie nabytą wiedzę, zdatną do stosowania w określonych granicach wypowiedzi.

Zdawałoby się, że nie ma tu żadnych zastrzeżeń. Ale w przypadku astrologii problem leży w przejściu od astronomicznej przewidywalności konstelacji planet do interpretacji indywidualnego obrazu osobowości, czyli w tłumaczeniu mechanicznych ruchów ciał fizycznych na odpowiedniki konstytucjonalne, charakterologiczne, psychiczne oraz tym podobne. Innymi słowy, problem leży w „przekładzie” lub „przekształceniu” procesów mechaniczno-fizycznych w procesy życiowe.

Główny zarzut pod adresem astrologii brzmi więc zwykle następująco: jak gwiazdy mogą wywierać wpływ na ludzkie życie? Jak mamy to sobie wyobrażać i w jaki sposób ludzkość zyskała tę wiedzę? Astrologia bowiem wzywa nas do poważnego traktowania wiedzy, której nie da się pojąć naszym myśleniem, co do której ponadto nie potrafimy wyjaśnić, jak powstała. Jeżeli rozważymy ów „zarzut” pod kątem psychologicznym, oznacza on zapewne, że owo wezwanie wprawia we frustrację nasze nawyki myślowe, paraliżuje podejmowane przez nas próby wyjaśnień. Takie bodaj jest tło afektywnego odrzucania astrologii. Koniec końców oznaczałoby jednak, że to, czego nie potrafimy wyjaśnić za pomocą naszych metod intelektualnych, może być tylko zabobonem lub nonsensem, nie opłaca się więc tym się zajmować.

Zapraszamy do zakupu pełnej wersji książki

Zapraszamy do zakupu pełnej wersji książki

W oryginale cytat ten błędnie przypisano Williamowi Szekspirowi. Urywek nie pochodzi jednak z dzieł Szekspira, lecz jest fragmentem Elegii dla Heleny Pierre’a de Ronsarda w tłumaczeniu Tadeusza Boya-Żeleńskiego (motto do rozdziału drugiego Pustelni parmeńskiej, przeł. T. Żeleński (Boy), Warszawa 1954, t. 1, s. 28). (O ile nie zaznaczono inaczej, przypisy pochodzą od tłumaczki). [wróć]

Autor – zgodnie z przyjętym w astrologii obyczajem – traktuje jako planety również Słońce i Księżyc, co jednak astronomicznie nie jest prawdą. Ponadto z dzisiejszego punktu widzenia odkryty w 1930 r. Pluton nie jest planetą, lecz – od 2006 r. – planetą karłowatą, czyli czymś pośrednim między planetą a małym ciałem niebieskim. [wróć]

W oryginale pojawia się tu słowo Prägung, które tłumaczę właśnie jako „naznaczenie”. Zawiłości polskiego przekładu tego określenia wyjaśnia Andrzej Augustynek na wstępie swojego artykułu Imprinting – u podstaw tworzenia się więzi rodzinnych i preferencji seksualnych, www.psychologia.net.pl/artykul.php?level=377, dostęp 12.12.2019. [wróć]

Chodzi o austriackiego lekarza, muzyka i znawcę nauk ezoterycznych, żyjącego w latach 1875–1955. Jego bratem był Max Adler, prawnik, polityk, filozof, jeden z głównych teoretyków austromarksizmu. [wróć]

I. Kant, Krytyka praktycznego rozumu, przeł. J. Gałecki, Warszawa 2004, s. 256. [wróć]

Riemann konsekwentnie posługuje się w swoich tekstach pojęciami Seele i seelisch, czyli w dosłownym tłumaczeniu „dusza” i „duchowy, dotyczący duszy”. Tutaj określenia te tłumaczone są jako psychika i psychiczny, gdyż z jednej strony do tego się odnoszą (dawniej zwroty te stosowano powszechnie w psychiatrii czy psychologii), z drugiej zaś chodzi o uniknięcie dwuznaczności, ponieważ polskim słowem „duchowy” tłumaczy się również słowo geistig, oznaczające „duchowy, umysłowy” (wywodzi się ono od Geist, czyli pojęcia łączącego w sobie znaczenia „duch” i „umysł”). [wróć]

Niemiecki fizyk i chemik, żyjący w latach 1904–1981. [wróć]

Friedrich Nietzsche, Dzieła wszystkie, t. 10 – Notatki z lat 1882-1884, przeł. G. Sowinski, Warszawa 2019, notatka 15 [55], s. 681, www.legimi.pl/ebook-dziela-wszystkie-tom-10-notatki-z-lat-1882-1884-friedrich-nietzsche,b606930.html, dostęp 22.09.2020. [wróć]

Użyte w oryginale pojęcie Durchlässigkeit oznacza dosłownie „przepuszczalność, transparentność”, ale w znaczeniu wykorzystywanym przez Riemanna bardziej odpowiednie wydaje się polskie „wyczulenie”, które jednak z kolei gubi wspomniany sens niemieckiego słowa. W zależności od kontekstu w przekładzie pojawia się zarówno „wyczulenie”, jak i „przepuszczalność”. [wróć]

Fragment nietłumaczonego na język polski eseju An der Zeitmauer (Przy murze czasu) z 1959 r. Wszystkie przytoczone dalej wypowiedzi Ernsta Jüngera pochodzą z tego eseju. [wróć]

Użyte tu słowo Traum oznacza zarówno „sen”, jak i „marzenie”, niemczyzna stale wykorzystuje tę dwuznaczność. [wróć]

Leszek Kołakowski, Obecność mitu, Warszawa 2003, s. 15. [wróć]

Cyt. z E. Juenger, An der Zeitmauer, zob. przypis na s. 25. [wróć]