Alanna. Pierwsza przygoda - Tamora Pierce - ebook + książka

Alanna. Pierwsza przygoda ebook

Tamora Pierce

4,4

Opis

 

Jak zostać wojownikiem

 

„Od tej pory jestem Alanem z Trebondu, młodszym z braci bliźniaków. Zostanę rycerzem”

 

W czasach kiedy dziewczynkom nie wolno być wojownikami, Alanna z Trebondu najbardziej pragnie zostać rycerzem w królestwie Tortall. Znajduje na to sposób – wraz z bratem bliźniakiem Thomem zamieniają się rolami. Przebrana za chłopca, zaczyna szkolenie na pazia w pałacu króla Roalda. Odkrywa jednak, że droga do rycerstwa nie jest łatwa. Alanna musi opanować władanie bronią, sztuki walki i magię, ale też nauczyć się ogłady, powściągnąć swój temperament i nawet zapanować nad własnym sercem. Tak zaczyna się pierwsza przygoda Alanny – pełna czarodziejstwa i walk, awantur i intryg, zła i dobra. Czy jej marzenia się spełnią i stanie się legendą?

 

„Książki Tamory Pierce ukształtowały mnie nie tylko jako młodą pisarkę, ale też kobietę” – Sarah J. Mass

 

„Twórczość Tamory Pierce była inspiracją dla całych pokoleń pisarzy i nie przestaje nas inspirować” – Holly Black

 

 

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 234

Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
Oceny
4,4 (115 ocen)
72
26
12
5
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.
Sortuj według:
anyolki

Nie oderwiesz się od lektury

fajna książka przygodowa 😀
10
Martagp84

Nie oderwiesz się od lektury

Ciekawa i wciągająca książka
10
Wrencemocny

Z braku laku…

Miła opowieść dla młodzieży. Gdybym był dzieciakiem dałbym 3 może 4 gwiazdki. Jednak nie jestem i tylko 2
11
Wiktoria-Majka15

Dobrze spędzony czas

Ok
00
AlicjaAmi

Całkiem niezła

Szybko się czyta, bo nie ma tu zbyt wiele opisów,są proste dialogi i nieskomplikowane postacie.Pomysł ciekawy,dziewczyna która udając chłopaka szkoli się na rycerza,szkoda, że ta intryga jest dość naiwnie i nierealnie skonstruowana .Czy można lepiej nauczyć się fechtować samemu niż na treningach z doświadczonym z nauczycielem?Kto choćby z jedną klepką w mózgu, po krótkiej rozmowie z Królem Złodziei nazywa go przyjacielem?.Mam słabość do kobiet wojowniczek ale to nie wystarczy.Jednak młodszym czytelnikom może przypaść do gustu.
00

Popularność




Alanna. The First Adventure Copyright © 1983 by Tamora Pierce
Copyright © for the Polish translation by Wojciech Szypuła
Copyright © for the Polish edition by Poradnia K, 2021
Wydanie I
Redaktor prowadząca: PAULINA POTRYKUS-WOŹNIAK
Redakcja: MAGDALENA GERAGA
Korekta: PAULINA ZABOREK
Projekt okładki: ILONA GOSTYŃSKA-RYMKIEWICZ
Zdjęcia na okładce: T Studio i faestock Stock.adobe.com
Skład i łamanie: MARZENA PIŁKO
ISBN 978-83-66555-46-4
Wydawnictwo Poradnia K Sp. z o.o. Prezes: Joanna Bażyńska 00-544 Warszawa, ul. Wilcza 25 lok. 6 e-mail: [email protected]
Poznaj nasze inne książki. Zapraszamy do księgarni:www.poradniak.plfacebook.com/poradniakinstagram.com/poradnia_k_wydawnictwo
Konwersja: eLitera s.c.

Claire, dzięki której to wszystko w końcudoszło do skutku,

i Frances, która poradziła mi porozmawiać z Claire

1

Bliźniaki

– Postanowione. Nie będziemy o tym dyskutować – powiedział mężczyzna siedzący przy biurku i wsadził nos w książkę.

Dwoje jego dzieci wyszło z pokoju i zamknęło za sobą drzwi.

– Nie chce, żebyśmy mu zawracali głowę – mruknął chłopiec. – Nie obchodzi go, czego chcemy.

– Wiadomo – odparła dziewczynka. – Nic go nie interesuje, tylko te jego książki i zwoje.

Chłopiec uderzył ręką w ścianę.

– Ale ja nie chcę być rycerzem! Chcę być wielkim czarodziejem! Chcę zabijać demony i bratać się z bogami...

– A czy tobie się wydaje, że ja chcę być damą? – zapytała go siostra. – „Nie pędź tak, Alanno” – powiedziała z powagą. – „Nie wierć się, Alanno”. „Siedź prosto, Alanno”. Jakby tylko na tyle było mnie stać! – Zdenerwowana zaczęła chodzić w tę i z powrotem. – Musi być jakiś sposób.

Brat śledził ją wzrokiem. Thom i Alanna, bliźnięta z Trebondu, mieli takie same rude włosy i fiołkowe oczy. Dla większości osób różnili się tylko długością włosów, bo przy podobnych sylwetkach i rysach twarzy, w identycznych ubraniach byliby nie do odróżnienia.

– Spójrzmy prawdzie w oczy – powiedział Thom. – Jutro ty wyjedziesz do klasztoru, a ja trafię do pałacu. Koniec, kropka.

– Dlaczego tylko ty masz się dobrze bawić? – jęknęła Alanna. – Ja się będę uczyła szycia i tańców, a ty szermierki, walki w turniejach i...

– Myślisz, że mnie się to podoba?! – wykrzyknął Thom. – Nie cierpię się bić ani przewracać! To ty to lubisz, nie ja!

– Powinieneś być Alanną. – Bliźniaczka wyszczerzyła zęby w uśmiechu. – Dziewczyny uczą się czarować... – Niespodziewana myśl zaparła jej dech w piersi. – Tak, Thomie! To jest to!

Thom dobrze znał tę minę: jego siostra właśnie wpadła na kolejny szalony pomysł.

– Co masz na myśli? – spytał podejrzliwie.

Alanna rozejrzała się dookoła i sprawdziła, czy gdzieś na korytarzu nie czają się służący.

– Jutro ojciec da nam listy adresowane do człowieka, który szkoli paziów, i do ludzi w klasztorze. Umiesz podrobić jego pismo, mógłbyś napisać nowe listy, z których by wynikało, że jesteśmy braćmi bliźniakami. Wtedy to ty trafisz do klasztoru. Napisz w liście, że masz zostać czarodziejem. Chłopcy zaczynają naukę magii u Córek Bogini, prawda? Kiedy dorośniesz, odeślą cię do kapłanów. A ja tymczasem wyląduję w pałacu i będę się szkolić na rycerza!

– To wariactwo – zauważył Thom. – Co zamierzasz zrobić z włosami? No i pływać na golasa też nie będziesz mogła. Zresztą w końcu dorośniesz, jak to dziewczyna, wiesz: piersi i tak dalej.

– Zetnę włosy – zapowiedziała Alanna. – A co do reszty... Nie wszystko naraz.

– A co z Coramem i Maude? Będą nam towarzyszyć, a przecież potrafią nas odróżnić. Wiedzą, że nie jesteśmy braćmi.

Alanna przygryzła kciuk, myśląc intensywnie.

– Powiem Coramowi, że rzucimy na niego zaklęcie, jeśli piśnie choć słówko – odparła w końcu. – To powinno wystarczyć, on nie znosi magii. A z Maude spróbujemy porozmawiać.

Thom zapatrzył się na swoje dłonie.

– Naprawdę myślisz, że to możliwe? – zapytał szeptem.

Alanna spojrzała na jego twarz, z której wyczytać można było nadzieję. Jakaś jej cząstka chciała to wszystko powstrzymać, zanim sprawy wymkną się spod kontroli, ale nie była to duża cząstka.

– Pod warunkiem, że zachowasz zimną krew – powiedziała. „I ja też”, dodała w myślach.

– A co z ojcem? – Thom zapatrzył się w przestrzeń. Oczami wyobraźni widział się już w Mieście Bogów.

Alanna pokręciła głową.

– Zapomni o nas, gdy tylko znikniemy mu z oczu. – Zmierzyła brata badawczym wzrokiem. – Na pewno chcesz być czarodziejem? Oboje nas czeka wiele lat nauki i ciężkiej pracy. Dasz radę?

Thom przygładził tunikę. Spojrzenie miał lodowate.

– Prowadź – odparł.

Alanna skinęła głową.

– Chodź – powiedziała – poszukamy Maude.

Maude, wioskowa uzdrowicielka, wysłuchała ich w milczeniu, a gdy Alanna skończyła mówić, odwróciła się w stronę drzwi i długo patrzyła na zewnątrz, zanim znów spojrzała na bliźniaki.

Thom z Alanną nie zdawali sobie sprawy, w jak trudnym postawili ją położeniu. Przekazała im wszystko, co sama wiedziała na temat magii. Oboje mieli talent i mogli nauczyć się znacznie więcej, problem polegał jednak na tym, że w Trebondzie nie było innych nauczycieli. Thom chciał wyeksploatować magię do maksimum, ale nie lubił ludzi. Słuchał Maude tylko dlatego, że wydawało mu się, że wciąż jeszcze może się czegoś od niej nauczyć. Corama – drugiego z pary dorosłych, którzy opiekowali się bliźniakami – szczerze nie cierpiał, bo zawsze czuł się przy nim jak głupek. Jedyną osobą na świecie, którą prawdziwie kochał (poza sobą samym), była Alanna. Na myśl o niej Maude westchnęła ciężko. Dziewczynka była zupełnie inna niż jej brat. Bała się magii. O ile Thoma trzeba było zmuszać do polowania, o tyle Alannę przekupywać i błagać, żeby uczyła się zaklęć.

Maude niecierpliwie wyczekiwała dnia, w którym ktoś inny przejmie pieczę nad rodzeństwem. Tymczasem wyglądało na to, że bogowie postanowili poddać ją jeszcze jednej próbie.

Pokręciła głową.

– Nie podejmę takiej decyzji bez pomocy – zapowiedziała. – Muszę spojrzeć w ogień. Użyję Widzenia.

– Myślałem, że nie potrafisz. – Thom zmarszczył brwi. – Że umiesz tylko leczyć.

Maude otarła pot z twarzy. Bała się.

– Mniejsza o to, co potrafię, a czego nie – odwarknęła. – Alanno, przynieś drewna. Thomie? Idź po werbenę.

Pospieszyli wykonać jej polecenia. Alanna wróciła pierwsza i dołożyła drew do kominka. Chwilę później przyszedł Thom z zerwanymi liśćmi magicznej werbeny.

Maude uklękła przy kominku i gestem wskazała bliźniakom miejsca po bokach. Pot spływał jej po plecach. Ludzie próbujący używać magii, którą bogowie ich nie obdarzyli, często umierali paskudną śmiercią. Zmówiła cichą modlitwę do Wielkiej Bogini Matki, obiecując w duchu, że do końca życia będzie grzeczna, jeśli tylko bogini zaopiekuje się nią w obecnej sytuacji.

Rzuciła liście w ogień, bezgłośnie mamrocząc święte słowa. Moc płynąca z niej i z bliźniąt powoli przepełniała ogień: od jej magii stawał się zielonkawy, wpływ dzieci barwił go na fioletowo. Wzięła głęboki wdech, złapała Alannę i Thoma za lewe ręce i włożyła je w płomienie. Moc buchnęła w górę ich ramion. Thom zakwilił i szarpnął się, porażony bólem wywołanym magią. Alanna, walcząc z cierpieniem na swój sposób, przygryzła wargę do krwi. Szeroko otwarte oczy Maude niczego nie wyrażały, gdy przytrzymywała w ogniu ich splecione dłonie.

Nagle Alanna zmarszczyła brwi: w ogniu formował się jakiś obraz. Ale to było przecież niemożliwe, nie powinna tam niczego widzieć – to Maude rzuciła zaklęcie i tylko ona mogła cokolwiek zobaczyć. Jednakże ognista wizja, wbrew wszystkim znanym Alannie prawom magii, krzepła i rosła w oczach: przedstawiała miasto wybudowane z lśniącego czarnego kamienia. Pochyliła się, mrużąc oczy, żeby lepiej widzieć. Nigdy przedtem nie widziała czegoś podobnego. Słońce prażyło błyszczące mury i wieże. Alanna się wystraszyła, wystraszyła się jak nigdy w życiu...

Maude puściła dłonie bliźniaków. Obraz zniknął. Zdezorientowana Alanna nagle odczuła chłód. Co to za miasto? Gdzie się znajduje?

Thom z zaciekawieniem obejrzał swoją rękę: nie była oparzona, poraniona, nie miała nawet blizn. Nic nie wskazywało na to, że uzdrowicielka przez długie minuty trzymała ich dłonie w ogniu.

Maude zakołysała się na piętach. Wydawała się stara i zmęczona.

– Widziałam wiele rzeczy, których nie rozumiem – wyszeptała. – Wiele rzeczy...

– Widziałaś miasto? – chciała wiedzieć Alanna.

Thom pochylił się i spojrzał na nią pytająco.

– Ty coś widziałaś? – zapytał z zaciekawieniem. – Przecież to Maude rzuciła zaklęcie...

– Nie! – ucięła Alanna. – Nic nie widziałam! Nic!

Sprawiała wrażenie przerażonej. Thom postanowił nie naciskać i wrócić do sprawy później. Odwrócił się do Maude.

– I co? – zapytał.

– Dobrze – odparła z westchnieniem. – Jutro wyruszę z Thomem do Miasta Bogów.

O świcie lord Alan dał każdemu z dzieci zapieczętowany list i udzielił im błogosławieństwa, po czym wydał instrukcje Coramowi i Maude. Coram nie wiedział o zmianie planów, a Alanna nie zamierzała go oświecać, dopóki nie znajdą się daleko od Trebondu.

Kiedy lord skończył się żegnać, Coram poszedł przygotować konie, a Maude zabrała dzieci do pokoju Alanny, gdzie otworzyli i przeczytali listy od ojca.

Lord Alan powierzał syna pieczy diuka Garetha z Naxenu, a córkę Pierwszej Córce w klasztorze. Co kwartał miał przekazywać określone sumy pieniędzy na utrzymanie dzieci – do czasu, aż ich nauczyciele uznają, że pora odesłać je do domu. Bez reszty pochłonięty pracą naukową, we wszystkich kwestiach spornych zdawał się na osąd diuka i Pierwszej Córki, i pozostawał ich dłużnikiem; podpisano: lord Alan z Trebondu.

Co roku do klasztoru i pałacu trafiało wiele takich listów. Wszystkie dziewczęta ze szlachetnych rodów pobierały nauki w klasztorach do czasu ukończenia piętnastu, szesnastu lat, kiedy to przenosiły się na dwór królewski w poszukiwaniu mężów. Najstarszy syn udawał się zwykle do pałacu, gdzie nabywał żołnierskich umiejętności i poznawał obowiązki rycerza. Młodsi synowie mogli albo podążyć śladem starszego brata, albo również zacząć edukację od żeńskiego klasztoru, by z czasem trafić pod skrzydła kapłanów i pod ich nadzorem zgłębiać tajniki religii i magii.

Thom, który umiał po mistrzowsku naśladować charakter pisma ojca, napisał dwa nowe listy: jeden dla „Alana”, drugi dla siebie. Alanna przeczytała je uważnie i z ulgą stwierdziła, że nie sposób odróżnić dzieła brata od oryginału. Chłopak rozsiadł się wygodnie, uśmiechnięty od ucha do ucha. Zdawał sobie sprawę, że podmiana może przez lata pozostać ich tajemnicą.

Kiedy Thom wziął się do zakładania spódnicy jeździeckiej, Maude zabrała Alannę do garderoby, żeby przebrała się w koszulę, bryczesy i wysokie buty. Na koniec uzdrowicielka obcięła jej włosy.

– Muszę ci coś powiedzieć – zagadnęła Alannę, gdy pierwszy rudy kosmyk spadł na podłogę.

– Tak? – zaniepokoiła się Alanna.

– Masz dar uzdrawiania. – Nożyce pracowały bez przerwy. – Większy niż ja, większy niż ktokolwiek, kogo znam. Masz również inną magiczną moc, której z czasem nauczysz się używać, ale uzdrawianie jest ważniejsze. Dziś w nocy miałam sen. To było ostrzeżenie, oczywiste i wyraźne, jakby bogowie krzyczeli mi prosto do ucha.

Wyobraziwszy sobie taką scenę, Alanna z trudem pohamowała wybuch śmiechu.

– Nie wypada śmiać się z bogów – zrugała ją Maude. – Sama się zresztą o tym niebawem przekonasz.

– Co chcesz przez to powiedzieć?

– Nieważne. Posłuchaj: czy pomyślałaś o tych wszystkich ludziach, których pozbawisz życia, gdy już wyprawisz się w świat, by dokonywać wielkich czynów?

Alanna przygryzła wargę.

– Nie – przyznała.

– Tak myślałam. Widzisz tylko chwałę. Tymczasem na drugiej szali leżą stracone życia, rodziny pozbawione ojców, smutek. Dlatego pomyśl, zanim staniesz do walki. Pomyśl o swoim przeciwniku, choćby dlatego, że pewnego dnia spotkasz kogoś równego sobie. A jeżeli będziesz chciała odpłacić za żywoty, które odbierzesz, używaj swojej uzdrowicielskiej magii, używaj jej najczęściej, jak się da. W przeciwnym razie przez setki lat nie oczyścisz swojej duszy ze śmierci. Trudniej uleczyć niż zabić. Jedna Bogini Matka raczy wiedzieć, dlaczego tak jest, ale ty masz talent do obu tych rzeczy. – Maude szybkimi ruchami rozczesała przycięte włosy Alanny. – Przez jakiś czas powinnaś nosić kaptur, ale wystarczająco przypominasz Thoma, żeby zwieść każdego poza Coramem.

Alanna wpatrywała się w swoje odbicie. Z lustra patrzył na nią jej brat bliźniak – blada twarz, fiołkowe oczy. Wyszczerzyła zęby w uśmiechu i opatuliła się płaszczem. Ostatni raz spojrzała w lustro, po czym wyszła za Maude na dziedziniec. Coram i Thom już na nie czekali, dosiadłszy koni. Thom poprawił spódnicę i mrugnął porozumiewawczo do siostry.

Zanim Alanna podeszła do kuca o imieniu Pulpet, Maude ją zatrzymała.

– Uzdrawiaj, moje dziecko – powiedziała. – Uzdrawiaj, gdy tylko będziesz mogła, bo inaczej słono za to zapłacisz. Bogowie nie lubią, gdy ich dary się marnują.

Alanna wskoczyła na siodło i uspokajającym gestem poklepała Pulpeta. Kuc wyczuł, że ma do czynienia z właściwym z dwojga bliźniaków i przestał się denerwować; kiedy pewnego razu dosiadł go Thom, Pulpet go zrzucił.

Bliźniaki i dwoje służących pomachali stajennym i koniuszym, którzy przyszli ich pożegnać, i niespiesznie wyjechali przez zamkową bramę. Alanna starała się ze wszystkich sił naśladować nadąsaną minę brata, jaką zapewne miałby w tej chwili, gdyby czekała go wyprawa do pałacu. Thom spuścił głowę, kryjąc twarz, i utkwił wzrok w uszach swojego kuca. Wszyscy wiedzieli, że bliźniaki nie są zachwycone perspektywą opuszczenia domu.

Droga z zamku prowadziła przez skalisty, gęsto zalesiony kraj. Przez następny dzień mieli przemierzać nieprzyjazne lasy Posępnych Szczytów tworzących potężną naturalną granicę pomiędzy Tortallem i Scanrą. Bliźniaki doskonale znały tę okolicę. Przybyszom z południa kraina mogłaby się wydać mroczna i nieprzyjazna, ale Alanna i Thom czuli się w niej jak w domu.

Późnym rankiem dotarli do skrzyżowania Trebondzkiego Szlaku z Wielkim Traktem. Patrolowany przez królewskich strażników Wielki Trakt wiódł na północ, do odległego Miasta Bogów, dokąd udawali się Thom i Maude. Alanna z Coramem mieli skręcić na południe, do królewskiego pałacu w Corus, stolicy państwa.

Maude i Coram oddalili się nieco, by spokojnie się pożegnać i dać bliźniętom odrobinę prywatności. Podobnie jak Thom i Alanna, oni również rozstawali się na kilka lat. Maude zamierzała wprawdzie wrócić do Trebondu, ale Coram miał zostać z Alanną w roli jej osobistego służącego na czas jej pobytu w pałacu.

– No i stało się – powiedziała Alanna z uśmiechem, patrząc na brata.

– Chciałbym ci życzyć dobrej zabawy, ale naprawdę nie rozumiem, jaką frajdę można mieć z przyuczania się do bycia rycerzem – odparł Thom bez ogródek. – Dlatego życzę ci powodzenia. Bo jeśli nas złapią, to oboje nas obedrą ze skóry.

– Nikt nas nie złapie, braciszku. – Podali sobie ręce. – Powodzenia, Thomie. Uważaj na siebie.

– To ty na siebie uważaj – powiedział szczerze przejęty Thom. – Przed tobą wiele trudnych prób.

– Przejdę je pomyślnie – zapewniła go siostra.

Zdawała sobie sprawę, że są to słowa śmiałe, nawet lekkomyślne, ale miała wrażenie, że Thomowi dobrze zrobi, jeśli je usłyszy. Zawrócili kuce i dołączyli do dorosłych.

– Ruszajmy – burknęła Alanna do Corama.

Maude i Thom skręcili w lewą odnogę Wielkiego Traktu, Alanna z Coramem w prawą. Alanna wstrzymała jeszcze kuca, obejrzała się za siebie i przez chwilę odprowadzała brata wzrokiem. Zamrugała, czując pieczenie w oczach, i tylko na ściskanie w gardle nic nie mogła poradzić. Miała przeczucie, że kiedy znów się zobaczą, Thom będzie zupełnie inny. Z westchnieniem pchnęła Pulpeta na drogę do stolicy.

Coram skrzywił się i ponaglił swojego ogromnego wałacha. Wolałby robić cokolwiek innego niż odprowadzać tego kapryśnego chłopaka do pałacu. Kiedyś Coram był najdzielniejszym z żołnierzy króla, teraz miał się stać pośmiewiskiem. Ludzie szybko się przekonają, że Thom nie nadaje się na wojownika, i będą mieli pretensje do Corama, który powinien był nauczyć go podstaw żołnierskiego fachu.

Całymi godzinami jechał w milczeniu, pogrążony w niewesołych rozmyślaniach, zanadto przygnębiony, by zwrócić uwagę, że Thom, który zwykle najdalej po godzinie jazdy konnej zaczynał biadolić, tym razem ani pisnął.

Coram został przyuczony do kowalstwa, ale zaciągnął się do piechoty, gdzie jako jeden z najlepszych służył do czasu, gdy osiadł w Trebondzie i wstąpił do straży zamkowej. Chętnie wróciłby do swoich wojskowych kompanów, ale nie po to, by się z niego naśmiewali, że służy jakiemuś mięczakowi. Że też Alanna nie urodziła się chłopcem... Tak, ta dziewczyna naprawdę miała smykałkę do wojowania. Z początku uczył ją tylko dlatego, że musiał edukować Thoma, a pozbawione matki bliźniaki były praktycznie nierozłączne. Z czasem jednak polubił udzielanie jej nauk: była zdolna, lepsza od brata, i chwytała wszystko w lot. Coram Smythesson zawsze całym sercem żałował, że to nie Alanna jest chłopcem. Teraz jego życzenia miały się spełnić, choć w nieco pokrętny sposób.

Kiedy słońce zawisło na niebie dokładnie nad ich głowami, przyszedł czas południowego posiłku. Coram wydał burkliwy rozkaz zakutanemu w płaszcz dzieciakowi, zjechali na polanę przy trakcie i zsiedli z koni. Opiekun wyjął z juków chleb i ser, odłamał po kawałku każdego i podał dziewczynie. Zdjął również zawieszony na łęku siodła bukłak.

– Pod wieczór dotrzemy do gospody – mruknął basem. – Może nawet wcześniej. Do tego czasu musi nam wystarczyć to, co mamy.

Alanna zdjęła gruby płaszcz.

– Mnie to odpowiada – odparła.

Coram zakrztusił się i prychnął napojem na drogę. Alanna musiała go mocno klepnąć w plecy, zanim udało mu się znów złapać oddech.

– Brandy? – wyszeptał, patrząc z niedowierzaniem na bukłak, ale zaraz skupił się na ważniejszym problemie. – Na Czarnego Boga! – zaklął i zrobił się fioletowy na twarzy. – Natychmiast zawracamy, a w domu wygarbuję ci skórę! Gdzie twój diabelski braciszek?!

– Spokojnie, Coramie – powiedziała Alanna. – Napij się.

– Nie chcę pić! – odwarknął. – Chcę sprać was oboje na kwaśne jabłko!

Pociągnął solidny łyk z bukłaka.

– Thom jedzie w tej chwili z Maude do Miasta Bogów – wyjaśniła Alanna. – Maude uważa, że postępujemy słusznie.

Coram zaklął pod nosem.

– To jasne, wiedźma zgodziła się z czarownikami. A co na to wasz ojciec?

– Nie musi o niczym wiedzieć. Dobrze wiesz, Coramie, że Thom wcale nie chce być rycerzem. A ja tak.

– Nic mnie to nie obchodzi, choćby wasza dwójka chciała się zamienić w tańczące niedźwiedzie! – Rozzłoszczony Coram znów napił się brandy. – Jesteś dziewczyną!

– Kto tak mówi? – Alanna spojrzała na niego w skupieniu. – Od tej pory jestem Alanem z Trebondu, młodszym z braci bliźniaków. Zostanę rycerzem, a Thom czarodziejem. Tak właśnie będzie. Maude widziała to w ogniu.

Prawą ręką Coram nakreślił w powietrzu znak chroniący przed złem. Magia zawsze go niepokoiła. Maude go niepokoiła. Jeszcze raz pociągnął z bukłaka, żeby ukoić skołatane nerwy.

– Posłuchaj, dziewczyno: to piękny pomysł, szlachetny i godny wojownika, ale nic z tego nie będzie. Przyłapią cię w kąpieli, staniesz się kobietą...

– Mogę to ukryć, jeśli mi pomożesz. A jeśli mi się nie uda, zniknę.

Zapraszamy do zakupu pełnej wersji książki