Zmierzch drapieżców - Marc Levy - ebook + audiobook + książka

Zmierzch drapieżców ebook i audiobook

Marc Levy

4,2

Ten tytuł dostępny jest jako synchrobook® (połączenie ebooka i audiobooka). Dzięki temu możesz naprzemiennie czytać i słuchać, kontynuując wciągającą lekturę niezależnie od okoliczności!
Opis

Zajmują się tropieniem przekrętów i bezprawnych działań bogaczy i elit rządzących. Mistrzowsko łącząc swoje niezwykłe umiejętności, włamują się na urządzenia i podsłuchują ich właścicieli. Kiedy sami popełniają przestępstwa, działają w imię dobra. Z narażeniem życia walczą o sprawiedliwość. Grupa 9. Razem są gotowi zrobić wszystko. Nigdy się nie spotkali… Do czasu. Wspólne sprawy tylko ich do siebie zbliżają. Po przeniesieniu znajomości do prawdziwego świata i udanych hakerskich akcjach członkowie grupy współpracują ze sobą na nowych zasadach. Część z nich w bezpiecznym schronieniu, część w odległych zakątkach świata, stawiając czoła bezpośrednim zagrożeniom. Tym razem w grę wchodzi życie pewnej dziewczynki… Na celowniku Grupy 9 są też bogacze nazywani drapieżcami. Żądni władzy, są gotowi zapłacić każde pieniądze i przed niczym się nie cofną. Jak pokonać tych, którzy mogą kupić wszystko? Wrogowie nie śpią. Misja staje się coraz bardziej ryzykowna. Czy wszyscy wyjdą z niej cało? Jeszcze bardziej wciągająca sensacja, nieoczekiwanie zwroty akcji i zaskakujące zakończenie.

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 305

Audiobooka posłuchasz w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS

Czas: 8 godz. 10 min

Lektor: Bartosz Głogowski

Oceny
4,2 (6 ocen)
3
1
2
0
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.
Sortuj według:
UrszulaLila

Nie oderwiesz się od lektury

Wciągająca historia. Daje dużo do myślenia. Polecam.
00

Popularność




Le crépuscule des fauves

© Marc Levy/Versilio, 2021

www.marclevy.info

Copyright © 2023, 2024 for the Polish edition by Wydawnictwo Sonia Draga

Copyright © 2023 for the Polish translation by Krystyna Szeżyńska-Maćkowiak

(under exclusive license to Wydawnictwo Sonia Draga)

Projekt graficzny okładki: Mariusz Banachowicz

Zdjęcie autora: © Christian Geisselmann

Redakcja: Bożena Sęk

Korekta: Aneta Iwan, Iwona Wyrwisz, Joanna Rodkiewicz

ISBN: 978-83-8230-750-4

Wszelkie prawa zastrzeżone. Nieautoryzowane rozpowszechnianie całości lub fragmentu niniejszej publikacji w jakiejkolwiek postaci jest zabronione i wiąże się z sankcjami karnymi.

Książka, którą nabyłeś, jest dziełem twórcy i wydawcy. Prosimy, abyś przestrzegał praw, jakie im przysługują. Jej zawartość możesz udostępnić nieodpłatnie osobom bliskim lub osobiście znanym. Ale nie publikuj jej w internecie. Jeśli cytujesz jej fragmenty, nie zmieniaj ich treści i koniecznie zaznacz, czyje to dzieło. A kopiując ją, rób to jedynie na użytek osobisty.

Szanujmy cudzą własność i prawo!

Polska Izba Książki

Więcej o prawie autorskim na www.legalnakultura.pl

WYDAWNICTWO SONIA DRAGA Sp. z o.o.

ul. Fitelberga 1, 40-588 Katowice

tel. 32 782 64 77, fax 32 253 77 28

e-mail:[email protected]

www.soniadraga.pl

www.facebook.com/WydawnictwoSoniaDraga

E-wydanie 2024

Dziewięcioro

Ekaterina jest wykładowcą prawa na uniwersytecie w Oslo.

Mateo, technoprzedsiębiorca, sprzedał pierwszy start-up FriendsNetowi i kieruje spółką informatyczną w Rzymie.

Janice, dziennikarka, pracuje w dzienniku „Haaretz” w Tel Awiwie.

Diego prowadzi restaurację w Madrycie.

Cordelia pracuje w agencji bezpieczeństwa cyfrowego w Londynie.

Maya jest właścicielką agencji podróży w Paryżu.

Witalik to przydomek braci bliźniaków z Kijowa, Witala i Małyka, zafascynowanych polityką, niegdyś parających się przemytem.

Nikt nie wie, kim jest 9, nawet członkowie Grupy.

Streszczenie tomu pierwszego Zdarzyło się nocą

Ekaterina i Mateo – w Oslo i w Rzymie

Nie dopuściwszy do zamachu na uniwersytecie w Oslo, Ekaterina i Mateo ruszyli w dalszy pościg za Baronem. Znaleźli się w Rzymie.

Stefan Baron, szara eminencja, szukał okazji, by manipulować wyborami w państwach, do których wysyłali go drapieżcy, jego rękami chcący wynosić do władzy partie ekstremistyczne.

Mateo i Ekaterina odkryli, że Baron ma bliskie powiązania z grupą potężnych, wpływowych ludzi.

W tym… z Davidem Kichem, skrajnie konserwatywnym amerykańskim miliarderem zbijającym majątek na źródłach energii powodujących skażenia; z Ayrtonem Cashem, angielskim miliarderem; z Robertem Berdochem, magnatem prasowym, brytyjskim populistą; z Tomem Schwarsonem stojącym na czele BlackColony Capital, największego funduszu inwestycyjnego świata; z Jarvisem Borsonem, brytyjskim premierem, i z Darnelem Garbage’em, skorumpowanym politykiem, który prowadził kampanię na rzecz brexitu, oraz z Malapartim i Thorekiem, przywódcami skrajnie prawicowych partii europejskich.

Diego i Cordelia, w Madrycie i w Londynie

Od powrotu z Bostonu Cordelia robi wszystko, żeby pomścić śmierć Alby, narzeczonej brata, która padła ofiarą dokonywanych przez wielkie koncerny farmaceutyczne manipulacji cenami insuliny.

W teczce dyrektora finansowego firmy farmaceutycznej Talovi, niejakiego Sheldona, którego okradła na Heathrow, znalazła dokumenty obciążające jego i jego wspólników.

Po powrocie do mieszkania w Camden o mało nie zginęła z rąk mordercy. W ostatniej chwili ocalił ją brat, który nieoczekiwanie pojawił się na miejscu.

Janice, w Tel Awiwie

Dziennikarka gazety „Haaretz” badała sprawę przelewów przechodzących przez JSBC, znany z prania brudnych pieniędzy bank z siedzibą na wyspie Jersey będącej rajem podatkowym.

Janice natknęła się na emblemat, który naprowadził ją na trop PSYOPS – organizacji dawnych wojskowych specjalizującej się w fałszowaniu wyborów przy wykorzystaniu technik infiltracji sieci społecznościowych, przede wszystkim gigantycznego FriendsNetu.

Jej przyjaciółka Noa z wywiadu izraelskiego ostrzegała ją przed niebezpieczeństwem, na jakie się naraża, tropiąc drapieżców. Jedna z koleżanek agentki została zamordowana, gdy była już zbyt blisko prawdy. Mimo to Janice nie zrezygnowała z rozpracowania sprawy. Zanim Noa zamilkła na zawsze, napisała do Janice niezwykle ważny list.

Maya, w Paryżu i w Stambule

Maya prowadzi biuro podróży. Kilka lat wcześniej została zwerbowana przez francuski wywiad jako kurier.

Wezwana do „kryjówki”, znalazła tam kopertę ze zdjęciem dziewczynki i rozkazem jej uratowania. Nieufna Maya podejrzewała, że to zasadzka.

Od chwili przyjazdu do Stambułu miała wrażenie, że ktoś ją obserwuje. Verdier z konsulatu ostrzegł ją, że MIT, turecka Narodowa Agencja Wywiadowcza, jest na jej tropie. Mimo że nalegał, by natychmiast wyjechała z Turcji, wraz z partnerką wróciła do hotelu po komputer.

SMS od Witala powiadamia ją o zagrożeniu – ktoś podrzucił jej nadajnik i śledzi każdy jej krok.

Witalik, w Kijowie

Gdy Cordelia i Diego szykują się do akcji hakerskiej, na jaką ich Grupa jeszcze nigdy się nie porwała, Witalik odbiera zaszyfrowaną wiadomość od Dziewiątki.

Nienaruszalna święta zasada Grupy, by nigdy się nie spotykać, zostaje w tym momencie złamana – wszyscy członkowie mają natychmiast przybyć do dworku.

Cordelia i Diego opuszczają Anglię na pokładzie promu, Ekaterina i Mateo pędzą na lotnisko, żeby wsiąść do pierwszego samolotu lecącego do Kijowa.

Janice wymogła na Efronie, redaktorze naczelnym, zaliczkę na koszty swojego dziennikarskiego śledztwa, i także poleciała do Kijowa.

Tam rozbłysły światła dworu, a gdy reszta Grupy 9 była w drodze, Witalik zrozumiał, że Maya zaginęła.

Zaczął się zmierzch drapieżców.

Dedykuję dziewięciu osobom, których nazwisk nie mogę wyjawić, choć bez nich ta historia nigdy nie ujrzałaby światła dziennego.

Pamięci Oliviera Royana, który stał się pierwowzorem postaci Efrona.

Sala wideokonferencyjna.

Ekran miga, z głośnika dobiegają trzaski.

Połączenie nawiązane o 19.00 GMT. Szyfrowane.

Początek retranskrypcji: godzina 0.02 GMT.

– Dobry wieczór, cieszę się, że znów się spotykamy.

– Jest pani w bezpiecznym miejscu?

– Chwilowo. Zaczynajmy, ta noc będzie długa, a my od dawna nie mieliśmy czasu odpocząć.

– Kiedy ze względu na pani bezpieczeństwo zmuszeni byliśmy przerwać wywiad, członkowie Grupy 9 jechali do Kijowa.

– To, co się wydarzyło w Oslo, było dopiero początkiem. Pierwszym elementem planu, którego skala jeszcze nam umykała. Mieliśmy do czynienia z przeciwnikiem znacznie bardziej zdeterminowanym i bezwzględnym, niż sądziliśmy. Gdy raz złamie się zasady, nie ma już żadnych obowiązujących reguł. Ani po stronie dobra, ani po stronie zła. Nasza Grupa 9 od wielu lat wyciągała na światło dzienne przypadki rażącej korupcji i tak bardzo przeszkadzała potężnym ludziom, że gdyby udało się nas zidentyfikować, spędzilibyśmy resztę życia za kratkami. Bylibyśmy wyjęci spod prawa, jakkolwiek paradoksalnie by to brzmiało, bo przecież to, czego dokonaliśmy, zasługiwało na nagrodę. Mimo że przyjaźniliśmy się od lat, gdybyśmy znaleźli się w tym samym barze albo przypadkowo spotkali się na ulicy, nie moglibyśmy się rozpoznać. W drodze do Kijowa każde z nas z obawą myślało o tym, co się stanie.

1

Dzień piąty, Kijów

Wychodząc z lotniska, Ekaterina spojrzała na dziwnie mleczne niebo. Terminal międzynarodowy wydawał jej się mniejszy od tego w Oslo. Była bardzo ciekawa, jak wygląda Kijów. Ona i Mateo, odkąd po raz pierwszy spotkali się na wyspie Malmö, nie rozstawali się. Ekaterina nie poznawała samej siebie, bo przecież była samotnicą, a teraz z nadspodziewaną łatwością, zdumiewająco szybko przywykła do zupełnie innego życia. Tak bardzo, że ostatniej nocy miała wrażenie, że wychodzi poza własne ciało.

Miała zawsze zwyczaj ubierać się tuż po seksie. Żeby być gotową do wyjścia. Jeśli było jej dobrze, uśmiechała się, ewentualnie przysiadała na brzegu łóżka, żeby jeszcze chwilę pogadać – o ile widziała szansę na spotkanie z tym samym partnerem za jakiś czas – ale nigdy nie posunęłaby się do tego, aby się przytulić, paść mu w objęcia, a tym bardziej gładzić go po twarzy. Nigdy nie pozwoliłaby, żeby jego oddech kołysał ją do snu, nigdy nie cieszyłaby się myślą o tym, że rankiem otworzy oczy, leżąc tuż obok niego.

Ta nowa kobieta powinna ją przerażać, jednak było wręcz przeciwnie – prawie lubiła wchodzić w jej skórę.

Mateo otworzył jej drzwi taksówki, nie odrywając oczu od telefonu komórkowego. Wprowadził do aplikacji kody, które otrzymał, kiedy wysiadali z samolotu. Była to godzina, a także miejsce, które GPS rozpoznał jako dziedziniec opery.

Włożył ich torby podróżne do bagażnika, gdy Ekaterina zajęła już miejsce w samochodzie. Ta męska uprzejmość była zaletą, o której istnieniu do niedawna właściwie nic nie wiedziała.

Taksówka wjechała na autostradę. Ekaterina patrzyła, jak za oknem przesuwają się miejscowości – Hora, Czubynske, Prolisky, potem pola i ciągnące się jak okiem sięgnąć skąpane w letnim słońcu lasy. Mateo trzymał ją za rękę. Żadne z nich nie wiedziało, co ich tu czeka, byli jednak pewni, że bez względu na przyczynę nagłego wezwania i ich wyjazdu z Rzymu nie zmieni się cel. Baron zyskał tylko krótką chwilę spokoju. Będą go tropili do skutku, za wszelką cenę, aż położą kres jego zabójczej krucjacie na rzecz zjednoczenia skrajnych nacjonalistów.

Dotarli na przedmieścia. Ekaterina przechyliła głowę, żeby lepiej widzieć przez okno. Uśmiechnęła się.

– Co tam zobaczyłaś? – zainteresował się Mateo.

– Nic, po prostu cieszę się, że wyjechałam z Oslo. Myśl, że poznam innych, jest taka ekscytująca.

– Czyżbyś przypadkiem chciała powiedzieć, że jesteś szczęśliwa?

*

Po przejściu kontroli paszportowej – trzeba przyznać, nieco stresującej – Diego postanowił wynająć na lotnisku samochód. Nie wiedząc, dokąd pojadą ani jak długo zostaną w Kijowie, wolał zapewnić sobie swobodę. Wprowadził do telefonu kody podane w SMS-ie. Spotkanie wyznaczono im na dwudziestą na hotelowym parkingu w centrum miasta.

Siedząc obok prowadzącego samochód brata, Cordelia czytała na ekranie laptopa dokumenty zdobyte dzięki wirusom, które wprowadzili.

– Jesteś zamyślona – zauważył Diego.

– Mamy na razie dostęp tylko do połowy rachunków, a wyniki już są porażające. Bogactwo kadry kierowniczej przerasta najśmielsze oczekiwania, a do tego trzeba dodać akcje, które dostają w ramach premii. Ci ludzie się bogacą, pomnażając zyski pracodawców wszelkimi metodami. To deprymujące. – Westchnęła. – Nawet jeśli nam się powiedzie, nie zdołamy ich zrujnować.

– Zapewniam cię, że jeżeli oskubiemy każdego na pięć milionów, boleśnie to odczują. Należałoby tylko sprawdzić, ile czasu upłynie, zanim banki powiążą fakty i zorientują się, co zrobiliśmy.

– Postarajmy się, żeby zorientowały się jak najpóźniej.

– Nie da się nie zauważyć, że w ciągu jednego dnia wyparowało dwieście pięćdziesiąt milionów dolarów. Ciekaw jestem drugiej części twojego makiawelicznego planu – dodał Diego.

– Jutro rano lista będzie kompletna. Jeżeli wszystko przebiegnie zgodnie z planem, przejmiemy kontrolę nad ich telefonami i będziemy mogli autoryzować przelewy.

– Ale zanim bank przeleje tak duże kwoty, pracownik skontaktuje się telefonicznie z klientem, żeby potwierdzić wydane dyspozycje. Wśród kilku detali do załatwienia widzę jeden, który trudno uznać za drobny: jak ukryć pieniądze do czasu ich zwrotu?

Cordelia zamknęła komputer i włożyła go do torby.

– Wymieniając je na kryptowaluty, żeby nie dało się ich odnaleźć. W tym właśnie tkwi doskonałość planu. Tylko jeszcze nie wiem, jak to przeprowadzić.

Diego zaparkował samochód i wyłączył silnik.

– Jesteśmy na miejscu. Innymi słowy, ten parking to miejsce naszego lądowania.

*

Janice przyleciała do Kijowa ostatnia. Szła przez lotnisko z torbą na ramieniu. Przystanęła, żeby przeczytać nową wiadomość na smartfonie i zorientować się, w którą stronę powinna iść.

Opuściła terminal i skierowała się ku przystankowi liniowych autobusów jadących na dworzec centralny. Kupiła bilet, a potem usiadła z tyłu, w ostatnim rzędzie. Sky Bus ruszył.

Wyciągnęła nogi i przymknęła oczy. Od śmierci Noi nie udało jej się przespać więcej niż dwie godziny, bo budziły ją koszmary. Marzyła o kąpieli, łóżku i choć jednej nieprzerwanej nocy, ale nie robiła sobie złudzeń, że czeka ją spokojny wieczór.

Po pięćdziesięciu minutach jej telefon zaczął wibrować. Janice uniosła powieki i rozpoznała za oknem gmach Ministerstwa Obrony – do dworca było już niedaleko. Z kolejnej wiadomości wyczytała, że ma przejść kładką nad torowiskiem. Kiedy znajdzie się na ulicy Symona Petlury, ma zatrzymać się przed wejściem na stację metra Wokzalnaja i czekać.

*

Po Kijowie jeżdżą pomarańczowe minivany. Te ni autobusy, ni taksówki zwane marszrutkami przemierzają zmieniające się z dnia na dzień trasy. O przystankach informują kartki przyklejone do szyby pojazdu. Za kurs płaci się, wsiadając, a kiedy nie da się dotrzeć do kierowcy, bo marszrutki zwykle są zatłoczone do granic możliwości, pieniądze wędrują z ręki do ręki. Reszta wraca tą samą drogą.

O dwudziestej Diego zauważył samochód, który trzykrotnie mignął światłami na parkingu hotelu Intercontinental. Rzucił Cordelii porozumiewawcze spojrzenie i wysiadł z auta. Kierowca marszrutki uchylił drzwi i po angielsku, z ledwie wyczuwalnym słowiańskim akcentem, zapytał o ich imiona. Zasugerował, żeby oboje zabrali bagaże i zamknęli samochód. Cordelia i Diego wsiedli do minivana, który ruszył i po kwadransie zatrzymał się przed gmachem Opery Narodowej. Dwie osoby czekające na placu wsiadły do wozu.

Ledwie minivan ruszył, Cordelia odwróciła się do nowo przybyłych, którzy usiedli z tyłu. Po chwili wahania przerwała ciszę i przedstawiła się. Ekaterina wstała i nieco zaskoczona wyciągnęła do niej rękę. Diego i Mateo padli sobie w ramiona. Wszystkim czworgu aż trudno było uwierzyć, że wreszcie się spotkali.

– Znaliście się przed przyjazdem do Kijowa? – spytała Ekaterina, patrząc na Diega i Cordelię.

– To moja siostra – powiedział Diego.

– A to mój brat – dodała Cordelia. – A wy?

– Poznaliśmy się kilka dni temu w Oslo – wyjaśniła Ekaterina.

– A gdzie reszta? – spytał Mateo.

Marszrutka zahamowała przed stacją metra. Janice wsiadła, przedstawiła się i niemal natychmiast poczuła się jak ktoś, kto się spóźnił i przeoczył początek zabawy.

– Brakuje jeszcze czworga. Jak myślicie, ile razy się zatrzymamy? – rzuciła Ekaterina.

Kierowca zerknął na nich w lusterku wstecznym.

– Ani razu – powiedział. – A brakuje tylko trojga, żeby Grupa była w komplecie. Witam was.

– Witalik? – wykrzyknęła Janice.

– Małyk… jego połowa. Zrozumiecie to na miejscu. Witajcie w Ukrainie!

Marszrutka sunęła ku zachodnim przedmieściom Kijowa.

*

Miasto niknęło za nimi. Pośród pól minivan zjechał z asfaltu na drogę gruntową, która wiodła przez las. Błoto ochlapywało przednią szybę, samochód podskakiwał na wybojach, a pasażerowie chwytali się foteli, żeby zachować równowagę. Kiedy przejeżdżali przez mostek, Ekaterina uczepiła się ramienia Matea, by nie uderzyć głową o szybę. Cordelia zrobiła minę, która jednoznacznie pokazywała, co o tym myśli. Diego obrzucił ją wymownym spojrzeniem, nakazując nie wtrącać się w cudze sprawy.

– Dojeżdżamy – obwieścił Małyk ku wielkiemu zadowoleniu Janice, którą zaczynało mdlić.

Za lasem otworzyła się przed nimi polana, droga, dotąd gruntowa, była wysypana żwirem, a ciemną noc rozjaśniały światła dworku w głębi ogrodu, którego rozległość widać było w blasku księżyca.

Budynek był kamienny, dwupiętrowy, kryty dachówką, nad którą wznosiło się sześć kominów. Duże okna na dwóch głównych piętrach były rozświetlone.

Marszrutka zatrzymała się przed wejściem. Małyk wyłączył silnik.

U szczytu schodów, po obu stronach ciężkich wysokich drzwi, stały kamienne donice upstrzone porostami.

*

Już w progu Ekaterinę zachwyciła szachownica posadzki, w której odbijało się światło żyrandola zawieszonego centralnie nad schodami głównymi. Janice zauważyła zębatą listwę biegnącą pod ścianą na piętro.

– Proszę za mną – powiedział Małyk.

– Kim jesteś? – spytała Janice, zanim zapuściła się dalej.

– Przyjacielem, którego wczoraj prosiłaś o pomoc.

– Witalik nie mówi tak dobrze po angielsku – odparła.

W sąsiednim pokoju zaskrzypiał parkiet, drzwi otworzyły się na hol i drugi pan tego domu, dokładna kopia pierwszego, zwrócił powszechną uwagę, wjeżdżając na wózku inwalidzkim, który wprawiał w ruch silnymi dłońmi.

– Nareszcie jesteś, moja wielce droga Metełyk! – powitał ją Wital, podjeżdżając bliżej.

– Jak zgadłeś? – zapytała Janice rozpromieniona.

– Jesteś taka jak nasze rozmowy. Co do ciebie – ciągnął, zwracając oczy na Ekaterinę – ta nordycka uroda podpowiada mi, kim jesteś. A on – dodał, patrząc na Diega – ma dumne pałające spojrzenie Hiszpana. Piękna kobieta u twego boku to zatem Cordelia.

– Dziękuję za komplement, ale mogłabym przecież być Mayą – powiedziała.

– Nie, wiedziałbym. A poza tym zdradził cię akcent. Pozostał nam więc tylko Mateo. Arytmetyczna dedukcja, bo wcale nie tak sobie ciebie wyobrażałem.

– Pewnie cię zaskoczę, ale i ja nie tak cię widziałem! – zripostował Mateo.

Zapadła cisza. Wital wybuchnął serdecznym śmiechem.

– Przyznajcie, że żadne z was nie domyślało się tej sztuczki. Witalik, człowiek podwójny. Jeden na własnych nogach, drugi na kołach… Tak chciał los.

Wszyscy obserwowali braci. Gdyby nie sposób wypowiadania się, nie dałoby się ich odróżnić.

Janice pochyliła się nad Witalem, żeby go uściskać.

– Przestań, moja Metełyk, wzbudzisz szaloną zazdrość. Witalik to my dwaj – przypomniał, wskazując palcem brata. – Ja, skazany przez wypadek na uwięzienie tu, przy ekranie, i on, wieczny włóczęga.

W głębi holu pojawiła się wyprężona jak struna kobieta w staromodnym niebieskim fartuchu. Mierzyła ich surowym spojrzeniem, którego nikt by nie śmiał wytrzymać.

– Podano do stołu – oznajmił wesoło Wital.

Do kolacji nakryto w jadalni. Długi mahoniowy stół oświetlało sześć kandelabrów. Mateo policzył krzesła – było ich osiem, a przy dziewiątym nakryciu wolne miejsce czekało na wózek inwalidzki pana domu.

– Mai jeszcze tu nie ma – szepnął do Ekateriny.

– A kto jest dziewiąty? – zapytała również szeptem.

Małyk poprosił gości, by swobodnie wybierali miejsca. Gosposia wróciła, niosąc przystawki. Chołodziec, hołubce, pierożki – preambuła odświętnego posiłku.

Rozmowy były ożywione. Ekaterina od razu polubiła Diega, opowiadała mu o Oslo. Wszyscy uważnie słuchali, gdy mówiła o rozpracowaniu planu zamachowców, wychwalając przy tej okazji odwagę, jaką wykazał się Mateo. Żywo zaprotestował, twierdząc, że to ona dowiodła godnego podziwu hartu ducha. Ta wymiana uprzejmości nie uszła uwadze Cordelii.

Janice zaniepokoiła nieobecność Mai. Wital zapewnił ją, że Maya dołączy do nich jutro albo pojutrze. Jak zawsze zwlekała z odpowiedzią.

Gosposia zebrała talerze i wkrótce wróciła, by podać gościom likier wiśniowy oraz ciasto.

Wital zaproponował, żeby wypili za zdrowie Ilgi w podziękowaniu za tak wyborną ucztę, a Cordelia napełniła kieliszek i podała go gosposi, ta jednak odmówiła i wyszła do kuchni.

Kolacja dobiegała końca. Diego wstał. Poprosił siostrę, by uczyniła to samo. Zaskoczyły ją podniosły ton brata i jego zachowanie. Najpierw podziękował przyjaciołom za tak szybką reakcję na wezwanie, które skierowali do nich gospodarze. Małyk chciał coś powiedzieć, ale Wital dyskretnie go powstrzymał.

Potem Diego zaproponował, że przedstawi szczegóły planu, który opracowali z Cordelią po dobrze przespanej nocy. Obiecał, że będzie to nie tylko największa akcja hakerska przeprowadzona przez Grupę 9, ale też najbardziej pomysłowa.

2

Dzień szósty, we dworze

Latem dworek wyglądał jak z bajki. Mury mieniły się w chłodnym powietrzu wczesnego ranka, gdy pierwsze promienie słońca musnęły fasadę. Za budynkiem rozpościerały się bujne łąki, na których walkę o miejsce toczyły dziki jęczmień, mniszek pospolity i dziewanna, a w dali spokojnie, sięgając aż po horyzont, płynął Dniepr. Ale jesienią, kiedy milkł śpiew skowronków, niebo i kamienie szarzały. Wiatr wciskał się w szczeliny odrapanych futryn okiennych i świstał w pokojach, które rozpalone kominki z trudem ogrzewały do znośnych temperatur. A kiedy nadciągała zima, szkielety jabłoni uginały się pod ciężarem śniegu. Wtedy dwór zdawał się wznosić na końcu świata.

*

Z okna swojego pokoju Ekaterina patrzyła na ogród i zastygłe w bezruchu wiązy. Czas zdawał się stać w miejscu. Po chwili poszła do łazienki. Nawet ta wanna na nóżkach należała do innej epoki. W świetle dnia dwór nie wydawał się już tak imponujący, przypominał raczej starego zubożałego arystokratę, którego czas pozbawił świetności. Lustro nad umywalką było tak zniszczone, że ledwie widziała swoje odbicie. Usłyszała skrzypienie podłogi od strony schodów. Potem zgrzytnęły drzwi i doszły ją stłumione odgłosy rozmowy. To prawdopodobnie Diego i Cordelia. Wróciła do pokoju, żeby obudzić Matea, który wciąż jeszcze głęboko spał. Usiadła przy nim i poklepała go po ramieniu.

Uniósł powieki i spojrzał na nią.

– Wyglądasz, jakbyś dalej spał – powiedziała. – Jesteśmy w Kijowie, w starym dworku. Wiem, że trudno w to uwierzyć, ale na tym kończy się bajka. Inni już zeszli na dół, a ponieważ nie wiedzą, że śpimy w tym samym pokoju, zachowajmy dyskrecję.

Mateo usiadł, ujął ją w talii i zapytał, czy dobrze spała.

Te banalne słowa znaczyły wiele dla kobiety, która dotąd zawsze była samotna.

– Powinieneś już wstać – powiedziała tylko.

Przyciągnął ją do siebie, ale nie uległa i wymownie na niego spojrzała, a Mateo pomyślał, że jeszcze nigdy nie spotkał nikogo tak zdeterminowanego, by nie kapitulować.

– Z iloma kobietami spałeś? – spytała.

Nie odpowiedział.

– Z dziesięcioma? Dwudziestoma?

Mateo przypatrywał się jej skupiony i milczący.

– Z trzydziestoma?

Przewrócił oczyma.

– Dobra, niech ci będzie, tak czy inaczej, to już o wiele za dużo – rzuciła, wymykając się z jego objęć.

Wstała i ruszyła w stronę drzwi.

– Odpowiedź na twoje pytanie nie ma najmniejszego znaczenia, ponieważ to pierwszy raz – usłyszała jego głos.

Odwróciła się i zagryzła usta.

– Jaki pierwszy raz?

– Z kobietą, którą kocham.

Wyraz oczu Ekateriny stał się taki, jakby wpatrywała się w pustkę, stojąc na skraju przepaści.

– Ubierz się – szepnęła.

I wyszła.

U stóp schodów Małyk wyrwał ją z zadumy, zapraszając do sąsiedniego pokoju. Temperatura na zewnątrz była już przyjemna, ale okna saloniku pozostały zamknięte – to była obsesja Witala. Ilga niepostrzeżenie przygotowała dla gości ciepłe napoje i koszyk bułeczek – wszystko czekało na niskim stoliku. Wyraźnie zaspana Janice pozostała na uboczu, trzymając w ręce filiżankę kawy. Ożywiła się dopiero na widok Witala, który zatrzymał swój fotel między kanapą a berżerami.

– Jak wam się spało? – rzucił.

– Chciałbym o coś zapytać – odezwał się Mateo, który dołączył wreszcie do Grupy. – Jakimi środkami technicznymi dysponujemy w tej starej posiadłości, żeby przeprowadzić „hakerski numer stulecia”?

Wital obrócił wózek.

– Dowiecie się, kiedy wejdziemy do donżonu.

– Donżon w pałacyku z dziewiętnastego wieku? – zdziwiła się Ekaterina.

– Nazwaliśmy tak salę informatyczną, która znajduje się na poddaszu – wyjaśnił Małyk. – Nie ma tam okien, a mury są izolowane. Ryzyko włamania z zewnątrz nie istnieje.

– Ale jest znacznie mniej przytulnie – podjął Wital – toteż lepiej omówić wszystko tutaj. Zacznijmy od uzgodnienia planu działania, potem zaprowadzimy was do monitorów.

Cordelia zaczęła od podziękowania przyjaciołom za to, że złamali zasadę i zgromadzili się, żeby im pomóc. Ich projekt nie sprowadzał się do zemsty za śmierć narzeczonej jej brata. Miał stanowić przykład. Alba przypłaciła życiem zachłanność ludzi, którzy się bogacili, podnosząc ceny leków. Dowody zebrane przez Cordelię były tak poważne, że usiłowano ją zamordować, aby je odzyskać. Penny Rose, przyjaciółka, którą wzięto za nią, nie zdołała uciec przed bandytą nasłanym przez jednego z kierujących firmą Talovi.

Głos zabrał Diego, by przedstawić ich plan i omówić to, co jego siostra już zrobiła, włamując się do komputerów obsługujących kongres farmakologiczny, który zaczął się przedwczoraj.

Janice pogratulowała im operacji przeprowadzonej z powodzeniem w tak krótkim czasie, a Wital i Małyk słuchali ich w najwyższym skupieniu.

– Ilu przestępców w białych kołnierzykach udało wam się zidentyfikować? – spytała Ekaterina.

– Pięćdziesięciu – powiedział Diego.

– A w ilu instytucjach finansowych zdeponowane są ich pieniądze?

– Dotąd ustaliliśmy pięć.

Małyk wstał, żeby przejść się po salonie.

– Ci ludzie się znają, bywają w tych samych klubach, mejlują do siebie. Jeżeli chcecie ich oskubać, żeby przekazać odszkodowania pokrzywdzonym, to należałoby uderzyć wyżej i zhakować również ich bankierów.

– Wejście do sali sejfów to jedno, ale wyjście z niej z łupem tak, żeby nie dać się złapać, to już zupełnie co innego – dodała Janice.

Wital cofnął wózek.

– Nasz ojciec mawiał: „Powodzenie wielkiego projektu sprowadza się do trzech liter: TBO!” – oznajmił. – Trzeba tupetu, błyskotliwości i odwagi, żeby dokonać czegoś wyjątkowego.

– Twoje nauki brzmią dumnie, ale to nie rozwiązuje naszego problemu – odparł Mateo.

– Potrzebuję chwili samotności, żeby to przemyśleć – odburknął Wital. – Przejdźcie się po parku, bo kiedy podejmiemy działanie, będziecie widzieli tylko światło monitorów.

Janice nie kazała się prosić – chwyciła torebkę i wygrzebała z niej paczkę papierosów Noblesse. Małyk otworzył drzwi salonu i czekał, aż wszyscy wyjdą.

*

Grupa rozproszyła się po ogrodzie. Janice podeszła do kamiennego murku tuż nad brzegiem rzeki. Doznała ulgi, mogąc wreszcie wziąć do ręki zapalniczkę i przypalić papierosa. Zaciągnęła się głęboko.

– Wszystko w porządku? – zagadnęła Ekaterina, zbliżając się do niej.

– Nie mam nic przeciwko tej operacji i jeśli nam się uda, będę z tego dumna, ale trudno mi uwierzyć, że bliźniacy sprowadzili nas tu tylko po to. Nie narażaliby nas na takie ryzyko z powodu bandziora, który napadł Cordelię. Otrzymałaś tę samą wiadomość co ja. Sprawa wyglądała na znacznie poważniejszą. Dwa dni – dodała – i zabieram się z stąd. Jeszcze nie skończyłam z Baronem ani jego kliką!

– My też nie skończyliśmy – odparła oziębłym tonem Ekaterina.

– Ja także straciłam przyjaciółkę, pomagając wam. Gdybym nie wmieszała Noi w tę historię, nic by się jej nie stało.

Ekaterina patrzyła na nią w osłupieniu.

– Dlaczego nam o tym nie powiedziałaś?

– Może dlatego, że wciąż nie mogę pogodzić się z myślą, że jestem winna jej śmierci. Plan zamachu w Oslo nie był jednostkowym aktem. Partia Vickersena otrzymuje wsparcie ze strony zagranicznych potęg finansowych. Ale to nie wszystko. Już wcześniej uciszono koleżankę Noi. Zajmowała się nielegalnymi transakcjami niejakiego Schwarsona i nie zdziwiłabym się, gdyby należał do tej samej struktury. Noa powiedziała mi o nim, żeby mnie chronić. Nie posłuchałam jej i pchnęłam ją w ręce morderców.

Wzburzona Ekaterina zabrała Janice papierosa i zaciągnęła się.

– Nie mów o niczym Mateowi, przynajmniej na razie – szepnęła. – Wolę nie wyobrażać sobie, jak zareagowałby na wiadomość, że wtajemniczyłaś osobę spoza Grupy w nasze sprawy… Obiecuję: odkryjemy ich sekrety i bez względu na koszty doprowadzimy do ich procesu. W jakich okolicznościach twoja przyjaciółka…

Janice zerknęła na Matea, który kilka metrów od nich przeglądał SMS-y.

– Jesteście razem?

– Sama nie wiem, za wcześnie na takie wnioski – powiedziała Ekaterina.

– Dlaczego za wcześnie? – Janice westchnęła i odeszła.

Ekaterina nie próbowała jej zatrzymać. Dołączyła do Matea.

– Powinniśmy zostać w Rzymie i skupić się na tropieniu Barona – powiedziała.

– Może masz rację, ale skoro już tu jesteśmy, poświęćmy kilka dni, żeby pomóc Cordelii i Diegowi.

– Nie wszyscy przyjechali. Brakuje dwóch osób. Co robi Maya?

– Nie wiem i martwi mnie to tak samo jak ciebie – zapewnił.

– Cordelia i Mateo, Janice, bliźniacy, my… Kim jest dziewiątka? – ciągnęła Ekaterina.

– Tego też nie wiem, ale bardzo mi się podoba to „my”… nawet jeśli uważasz, że jest jeszcze za wcześnie.

*

Diego oddalił się od wszystkich, żeby zadzwonić do Flores, która jednak nie odbierała. Potem zatelefonował do szefa kuchni madryckiej restauracji.

Cordelia również odeszła, wyjaśniając, że musi do kogoś zadzwonić. Kiedy zbliżała się do rzeki, zobaczyła opartego o wierzbę Małyka.

– Nie przeszkadzam? – spytała.

– Skądże. Potrzebujesz czegoś?

– Chwili rozmowy z kimś innym niż mój brat.

– Doskonale cię rozumiem.

– Zawsze tu mieszkaliście?

– Z Ilgą, która już od dawna troszczy się o nas.

– Opowiesz mi o tym?

– Co mam ci opowiedzieć?

– Co się stało Witalowi, dlaczego mieszkacie w tym dworze zamknięci ze starą służącą, co robicie, kiedy nie hakujecie… Albo to, co ci przyjdzie do głowy.

Cordelia wpatrywała się w niego, ale oczy Małyka zwróciły się w stronę dworu.

– Obserwujesz nas od wczoraj. Zawsze jesteś taka ciekawska? Nie uważam tego za wadę, wręcz przeciwnie. Ale najpierw powiedz mi, co zobaczyłaś. Interesuje mnie to.

– Rozumiecie się bez słów, jakbyście czytali sobie w myślach. Może dlatego, że jesteście bliźniakami. Podobnie jest ze mną i Diegiem, choć teraz mieszkamy daleko od siebie. Zgaduję, co powie, zanim otworzy usta.

– A on?

– Często jest zagubiony we własnych myślach… a poza tym to facet.

Małyk pokiwał głową. Cordelia pomyślała, że wygląda jak aktor z lat pięćdziesiątych. Miał rowek na brodzie jak Cary Grant i smutne oczy Jamesa Stewarta. Małyk zaproponował, by przeszli się, rozmawiając.

– Dwór należał do rodziców, a Ilga już tu pracowała, kiedy go kupili. Nasz ojciec prowadził interesy, trochę zajmował się polityką. Znasz taki zwrot „zapracować się na śmierć”? Prawdopodobnie to jego zaangażowanie polityczne doprowadziło do ich śmierci. A może dziennikarska praca matki. W naszym kraju trudno się dowiedzieć, dlaczego kogoś zabito. Interesy, korupcja, walka o władzę… Czasami chodzi tylko o skrawek ziemi, o kilka arów lasu. Tak czy inaczej, efekt jest ten sam. Nieodwracalny. Moi rodzice dostali trzy serie z broni maszynowej. Strzelało dwóch ludzi ukrytych w zaroślach przy drodze, na której ich samochód zatrzymał się przed przejazdem kolejowym. Wracali z targu. Co jeszcze mógłbym powiedzieć? Że tego dnia zostałem w domu z Ilgą, a Wital siedział na tylnym siedzeniu samochodu? Dostał w brzuch, płuca i kręgosłup. Zdaniem lekarzy przeżył cudem. Ale nigdy mu tego nie mów. Potwornie go to irytuje. Śledztwo zakończyło się niczym. Odziedziczyliśmy tę posiadłość, Ilga stanęła na głowie, żeby zostać naszą prawną opiekunką, i mogliśmy dalej mieszkać tu we troje. Jako nastolatek Wital zaczął pasjonować się informatyką. Najpierw grami wideo. Na całe dnie uciekał do światów, w których mógł biegać, wspinać się, nurkować… Jego awatar robił wszystko, co dla niego było już nieosiągalne. Ja zainteresowałem się tym, żeby nie był sam. Aż pewnego dnia zrozumieliśmy, że moce, które wykorzystywaliśmy w wirtualnej przestrzeni, mogą przydać się także w świecie realnym. Na przykład osławiona matryca korelacji. Nie uczyć się programowania wtedy, w naszym wieku, byłoby równie głupie, jak uznać, że nie musimy umieć czytać i pisać. I nauczyliśmy się bardzo szybko, co zresztą nie było naszą wielką zasługą, bo tutaj, zwłaszcza zimą, nie narzekaliśmy na nadmiar rozrywek. Cel był szczególnie ważny dla Witala. Odcięty od wszystkiego, skazany na wózek inwalidzki, mógł sprowadzić do siebie cały świat. Jesteśmy nieodrodnymi synami rodziców: dwaj hakerzy, którzy robią interesy, uprawiają trochę polityki i w pewnym sensie prowadzą dochodzenia jak dziennikarze śledczy.

Cordelia zmarszczyła brwi.

– Co się stało? Powiedziałem coś nie tak? – zaniepokoił się Małyk.

– Po prostu opowiadasz o tej tragedii tak lekkim tonem, że już nie wiem, czy mówisz prawdę, czy próbujesz mnie nabrać.

Sztuka dyplomacji nie była mocną stroną Cordelii, ale tą odpowiedzią zdołała w końcu sprawić, że Małyk spojrzał na nią uważnie.

Jego silne dłonie dotknęły policzków Cordelii z zadziwiającą delikatnością. Ich twarze się zbliżyły, wargi lekko się musnęły, zanim języki zaczęły namiętny taniec. Skóra Małyka była szorstka, świeża, rozkoszna. Całowali się, a potem długo patrzyli na siebie, oboje równie zaskoczeni.

– Powinniśmy już wrócić do mojego brata – powiedział Małyk.

Diego, który z odległości stu metrów dokładnie widział całą scenkę, wolnym krokiem ruszył w stronę dworu.

Cordelia pierwsza dotarła do drzwi i przystanęła. Zwróciła oczy na Małyka, by zapytać, zanim wejdą:

– To, co mówiłeś, to prawda?

Małyk otworzył drzwi, nie odpowiedziawszy.

Odgłos ich kroków rozbrzmiał w holu. Jako ostatni dołączyli do Grupy w salonie.

Wital pomachał kartką, prosząc w ten sposób o uwagę. Potem podał ją bratu. Wolał jemu powierzyć przedstawienie planu – dzięki temu nie da Janice okazji do poprawiania każdego jego słowa.

3

Dzień wcześniej, Stambuł

Słowo „pluskwa” pojawiło się na ekranie jej telefonu dokładnie w chwili, gdy sygnał dźwiękowy obwieścił przyjazd windy. Maya błyskawicznie ukryła się za jednym z filarów.

Spodziewała się, że zobaczy ludzi z MIT-u, tureckich służb bezpieczeństwa wewnętrznego, ale z kabiny wysiadała Eylem z torbą na ramieniu. Zdenerwowała się, widząc, że Mai nie ma w samochodzie.

Wołając ją, szła główną aleją parkingu. Potem zawróciła do samochodu. Ze swojej kryjówki Maya widziała, jak pisze SMS-a, a ponieważ jej telefon milczał, zrozumiała, że adresatem jest ktoś inny. To potwierdzało jej złe przeczucia. Maya zaczekała, aż Eylem uruchomi silnik. Przemknęła tuż za audi i gwałtownie otworzyła drzwi. Eylem podskoczyła i krzyknęła:

– Zwariowałaś?! Dlaczego mnie tak straszysz? Gdzieś ty była, martwiłam się!

– Nie aż tak, żeby na mnie czekać, co? – odparła Maya, siadając na miejscu pasażera.

Sięgnęła po torebkę Eylem rzuconą na tylne siedzenie i wyjęła smartfon.

– Podaj kod!

– Co cię napadło?

Maya brutalnie chwyciła ją za rękę i zmusiła do przytknięcia kciuka do czytnika odcisków w dolnej części ekranu.

– Do kogo pisałaś?

– Oddaj telefon!

Maya szybko przeczytała ostatnią wysłaną wiadomość.

– Do kogo to wysłałaś?

Eylem spąsowiała.

– To nie tak, jak myślisz…

Nie chcąc słuchać tłumaczeń, Maya chwyciła ją za gardło.

– Mów albo ścisnę mocniej.

Eylem z trudem chwytała powietrze, próbowała się bronić, ale walka była nierówna – Maya miała przewagę.

– Dusisz mnie!

– Prawdę mówiąc, po to trzymam cię za gardło. Dla kogo pracujesz?

– Zmusili mnie – jęknęła.

Maya puściła Eylem i wymierzyła jej siarczysty policzek. Roztrzęsiona Eylem głęboko oddychała i masowała obolałą twarz w przerwach między napadami kaszlu.

Zamyślona Maya patrzyła na telefon.

– Ktoś nas teraz słucha?

– Nie – powiedziała Eylem, zwracając oczy na torebkę, która leżała pod nogami Mai.

Spytała, czy może ją podnieść, potem wyjęła etui na okulary i wskazała zamek. To tam umieszczono mechanizm. Wystarczyło otworzyć etui, żeby włączyć mikrofon, albo zamknąć je, aby go wyłączyć. Proste i skuteczne. Teraz Maya mogłaby już wyjaśnić Witalowi te dziwne przerwy w funkcjonowaniu podsłuchu, które tak go dziwiły. Urządzenie nie było uszkodzone, jak przypuszczał, ale skonstruowane tak, żeby włączać je i wyłączać. Maya położyła palec na ustach Eylem, dając jej do zrozumienia, że ma milczeć dla własnego dobra. Włączyła nadajnik, otworzyła drzwi po stronie pasażera i zaraz je zatrzasnęła, jakby właśnie wsiadła do samochodu.

– Przepraszam, musiałam rozprostować nogi. Udało ci się zabrać moje rzeczy? – spytała jakby nigdy nic, żeby oszukać tych, którzy ją śledzili.

– Tak – odparła zduszonym głosem Eylem.

– W takim razie jedziemy – rzuciła Maya, otwierając okno.

Wkrótce samochód opuścił parking i wjechał na ulicę Meşrutiyet. Eylem skręciła w pierwszą przecznicę w prawo, a potem w bulwar Refik Saydam. Na pierwszych czerwonych światłach Maya wrzuciła etui na tył stojącego obok pikapa.

– Niczego więcej nie masz?

– Nie. Przysięgam.

– Słowo kłamczyni jest niewiele warte. Sprytny numer z tym nadajnikiem, który się włączał, kiedy wyjmowałaś okulary. Chez Nicole, kiedy przeglądałaś menu, w Café Pierre Loti, gdzie tak bardzo chciałaś złożyć zamówienie… Odłożyłaś je do etui tuż przed zgaszeniem światła w hotelu, żeby nie słyszeli, jak się kochamy. Sięgałaś po nie, siadając za kierownicę. Ciągła geolokalizacja, ale podsłuch na żądanie. Mam nadzieję, że ten pikap pojedzie na drugi koniec Stambułu, to nam da trochę czasu. Dlaczego nie założyli podsłuchu mnie?

– Ponieważ wiedzą, że jesteś dobra, i uznali to za zbyt ryzykowne.

– Co za „oni”?

– Doskonale wiesz.

– Dlaczego turecki wywiad zainteresował się mną?

– Nie wtajemniczyli mnie. Miałam tylko umożliwić im słuchanie tego, co mówisz, także pod moją nieobecność.

– Rozumiem. Kiedy byłaś w łazience, etui leżało na stoliku nocnym, na wypadek gdybym do kogoś dzwoniła.

– Ale ty wyszłaś z pokoju… Mayu, daję ci słowo, nie miałam wyboru.

– Zawsze jest jakiś wybór.

– Nie tutaj, nie jeśli jesteś kobietą, która lubi kobiety. Zresztą nie trzeba być lesbijką, bo kiedy przychodzą faceci w czarnych garniturach i grożą, że wsadzą cię do więzienia, jeśli nie zgodzisz się z nimi współpracować, wybór sam się narzuca. Od nieudanego zamachu stanu egzystują tylko ci, którzy popierają rząd. Opozycja gnije w więzieniu. Wystarczy, że oskarżą mnie o obrazę moralności. Mają zdjęcia, rozumiesz? – tłumaczyła się Eylem, zalewając się łzami.

– Rozumiem, że zrezygnowaliście z demokracji, ale to wasza sprawa. Nic mi do tego. Jaki powód podali?

– Żadnego. Nie mają zwyczaju usprawiedliwiać swoich działań. Oni rozkazują, ty masz słuchać. Kazali mi być przy tobie, informować ich o tym, co mówisz i robisz, no i z kim się spotykasz.

– Do diabła, dlaczego? – Maya podniosła głos.

– Powtarzam ci, że nie wiem.

– Nie wierzę ci!

– Wiem tylko tyle, że wkurzyła ich ta fotografia, którą nosisz w torebce.

– To znaczy, że mieli dostęp do mojej torby?

Eylem milczała.

– Wszystko jasne…

– Kazali mi sfotografować jej zawartość.

– Czyli kiedy tak niewinnie wypytywałaś mnie o tożsamość dziecka ze zdjęcia, po prostu kłamałaś. Nie mogłaś nic zrobić, kiedy spałam obok, mam zbyt lekki sen, usłyszałabym, jak wstajesz.

– Kiedy wyszłaś nie wiem po co, a ja brałam kąpiel, zostawiłaś torebkę w pokoju. Wykonałam to, co mi kazali, a potem dostałam SMS-a. Miałam nie odstępować cię na krok, nie spuszczać z oka i spróbować pociągnąć cię za język w sprawie tej małej. Jechałam już nawet na koktajl w Instytucie Francuskim, dostarczyli mi zaproszenie i kazali urządzić scenę zazdrości, by uzasadnić to, że tam za tobą poszłam, a potem poinformować ich, z kim się spotkałaś. Nie zdążyłam, bo poprosiłaś, żebym jak najszybciej przyjechała.

Maya się zamyśliła, odtwarzając w pamięci każdą godzinę od przyjazdu do Stambułu.

– Kiedy dokładnie odwiedzili cię panowie z MIT-u?

– Wkrótce po twoim pierwszym telefonie z hotelu. Nie zechcesz tak na to spojrzeć, ale w rzeczywistości to ty rzuciłaś mnie w paszczę lwa.

– Co się stało po moim wyjściu z koktajlu?

– Musiałam ich zawiadomić, że spotkamy się w kawiarni przy moście… Tak, byli tam.

Maya spojrzała w lusterko wsteczne.

– Nie obawiaj się – podjęła Eylem – jeśli nadal za nami jadą, trzymają się na duży dystans. Ale na pewno ruszyli za pikapem, do którego wrzuciłaś moje okulary. Pozwól mi to naprawić, powiedz, dokąd chcesz się dostać, zawiozę cię. Znajdę jakąś wymówkę, powiem, że rozdzieliłyśmy się, a ja nie mogłam ich o tym poinformować. Skłamię, że ktoś ukradł mi torebkę…

– Zatrzymaj się na najbliższych światłach – przerwała jej Maya.

Eylem popatrzyła na puste skrzyżowanie.

– A co potem?

– Potem wysiądziesz i jakoś wrócisz do domu.

Eylem zatrzymała się przy krawężniku, ale nie ruszyła się z miejsca. Siedziała z rękami na kierownicy.

– Mayu, zapewniam cię, że…

– Milcz! Właściwie nie wiem, co mnie powstrzymuje, bo powinnam strzelić cię w gębę.

– Ale co miałam zrobić? Gnić w więzieniu za wierność wobec ciebie?

– Człowiek nie wykazuje się odwagą dla innych, tylko dla siebie. Ale żeby być odważnym, trzeba mieć przekonania.

– Ta okolica jest niebezpieczna dla samotnych kobiet, błagam cię, podwieź mnie przynajmniej na postój taksówek.

– Prawdziwie niebezpieczne jest twoje towarzystwo. Zabieraj rzeczy. Nasze drogi rozchodzą się w tym miejscu.

4

Dzień szósty, we dworze