Uzyskaj dostęp do tej i ponad 250000 książek od 14,99 zł miesięcznie
26 osób interesuje się tą książką
Potwór w klatce. Dziewczyna, która miała umrzeć. Chłopak, który nie umie odejść…
W innym świecie Nikaja byłaby principessą, dorastałaby na dworze w Cortessie i cieszyła się wygodnym życiem. Przez swoją śmiertelnie niebezpieczną magię stała się jednak izolowanym od świata potworem, który co noc zamyka się we własnej klatce.
Odkąd nieujarzmiona liminarska moc odbiera jej panowanie nad sobą, każdy atak może zakończyć się tragedią. Dlatego uciekła – od bliskich, od nadziei i od niego.
Aster jest utalentowanym Infuzytą i na prośbę jej przyrodniego brata miał dziewczynę jedynie chronić. Znaleźć sposób na powstrzymanie postępującego wynaturzenia. Jego klęska jest dla niej wyrokiem śmierci.
Kiedy po miesiącach odnajduje Nikaję w swoim ojczystym Eldaris, musi zdecydować, ile jeszcze jest gotów dla niej poświęcić. Powrót do domu budzi bolesne wspomnienia i sprowadza niebezpieczeństwo, które może się skończyć jego klęską.
Mroczne widma przeszłości nie dają o sobie zapomnieć.
Jej czas się kończy.
On nie zamierza zostawić jej samej.
Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:
Liczba stron: 123
Rok wydania: 2025
Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:
Zjawa z Eldaris
Maria Zdybska
Wydawnictwo Inanna
Rozdział 1
Rozdział 2
NOTA COPYRIGHT
📖 Informacja o wersji demo
Strona 1
Strona 2
Strona 3
Strona 4
Strona 5
Strona 6
Strona 7
Strona 8
Nie pamiętała niczego z ubiegłej nocy.
Na wszystkich upadłych bogów… Znowu. Znowu zawładnęła nią ta przeklęta, zdziczała magia, od wielu lat zdradliwie przejmująca kontrolę nad jej zmysłami. A przecież udało się jej wytrwać tyle dni, udało się jej nie utracić pełni świadomości aż… Nikaja policzyła w duchu dni bez ataku. Siedem. Cały tydzień sprawowania całkowitej władzy nad własną mocą. Siedem dni i siedem nocy! To był niemal jej rekord, przynajmniej w ostatnich miesiącach, odkąd wynaturzenie zaczęło niebezpiecznie przybierać na sile. No cóż, musiała zacząć liczyć od nowa.
Po omacku sięgnęła do szyi, do zaklętego wisiorka. Otrzymała go od Isandry, wyjątkowej Tkaczki z Arachnis, która postanowiła się z nimi sprzymierzyć. Na łańcuszku z czarnego srebra spoczywał niepozornie wyglądający klejnot, jego magia miała pozwolić jej lepiej panować nad sobą. Kiedy zamknęła go w dłoni, poczuła znajome pulsujące zimno, ale miała wrażenie, że jego siła słabnie.
Powoli rozchyliła zmęczone powieki i z obawą zaczęła rozglądać się wokół. Głębokie okna obronnej wieży w warownym zamku w Nivarze rozświetlały wnętrze mętnym, bladym blaskiem przedświtu. Wzrok Nikai zatrzymał się na bujającej się powoli huśtawce, podwieszonej na żelaznych łańcuchach do sklepienia jej klatki, a potem powędrował ku rozmemłanemu posłaniu, ustawionemu w rogu. Atak musiał zaskoczyć ją we śnie, sprowokowany jednym z nawracających od dzieciństwa koszmarów, i skutecznie ją wybudzić, bo ona sama leżała teraz kilka metrów dalej, wprost na twardej kamiennej posadzce komnaty, a miękka pościel zwinięta w bezkształtny kopiec w połowie dystansu dzielącego ją od łóżka nosiła ślady krwi.
Oddech Nikai przyspieszył, kiedy ten widok uświadomił jej przerażającą prawdę. Gwałtownie poderwała się do pozycji siedzącej, a zesztywniałe od zimnych kamieni mięśnie natychmiast zaprotestowały ostrym bólem. Wyciągnęła przed siebie ręce, teraz już zupełnie normalne, niegroźne, całkowicie ludzkie i zamarła na widok świeżej krwi oblepiającej jej skórę.
– Nie! Nie… nie… nie… nie! – wyszeptała błagalnie, jej głos był chropowaty i obcy w spierzchniętych od chorobliwego pragnienia ustach.
Nerwowo zaczęła wycierać dłonie w strzępy materiału, który kiedyś stanowił jej nocną koszulę, ale dopiero kiedy podniosła się z ziemi, pojęła ciężar tego, co zrobiła.
Przy ścianie klatki, tuż przy okutej grubym żelazem furcie, którą tak sumiennie zamykała od wewnątrz na zaklęty infuzycką magią klucz, leżał Aster. Nieruchomo, tak bardzo nieruchomo.
Przeklęła w duchu swoje gwiazdy, po czym rzuciła się ku niemu i bez zastanowienia padła na kolana obok głowy chłopaka. Po jednej stronie jego bladej twarzy rozsmarowana była krew, a złowieszcza rubinowa plama rozlewała się na błękitnej koszuli na wysokości obojczyka.
– Aster! – Ujęła go za ramiona i potrząsnęła desperacko, bezradnie. – Aster! – podniosła głos w narastającej panice.
Gdzie był jej przemądrzały przyrodni brat Nikander? Gdzie byli Isandra i Bern? Gdzie był ktokolwiek z przeklętych mieszkańców tego zapomnianego warownego zamku rebeliantów, kiedy naprawdę potrzebowała ich pomocy? Jęknęła z wściekłością, a resztki ataku wynaturzenia zabarwiły ten dźwięk dzikością rozwścieczonego drapieżnika. No cóż, widocznie tak skutecznie odpychała ich od siebie, że postanowili dla odmiany zająć się własnymi sprawami.
„Doskonale, Nikaja” – pogratulowała sobie z przekąsem w myślach. „Jeszcze trochę i naprawdę zostaniesz sama jak palec”.
– Dlaczego tak okropnie wrzeszczysz? – wymamrotał Aster, mrużąc oczy tak, jakby właśnie przeżywał najgorszego kaca w swoim życiu. Wykrzywione wyrazem zniesmaczenia usta stały w dziwnym kontraście do czupryny jego olśniewająco jasnych włosów, które mimo wieku nadawały mu raczej chłopięcego uroku.
– Wszystko w porządku? – zapytała, z trudem łapiąc oddech.
Aster skwitował jej pytanie lekceważącym grymasem, który po chwili zmienił się w wyraz bólu. Syknął przeciągle, kiedy położyła dłoń na jego piersi.
– Nadal krwawisz? – Przerażona zaczęła gorączkową inspekcję jego ran. – Muszę to natychmiast obejrzeć! Gdzie, do wszystkich demonów, jest Bern… – Złapała za kraniec koszuli Astera z zamiarem pozbycia się jej, ale ten zamarł pod jej dotykiem i powstrzymał ją stanowczym spojrzeniem.
– Nic mi się nie stało.
Wzięła głęboki wdech i odsunęła się odruchowo, bo zobaczyła lodowatą powagę w błękitnych oczach. Jego reakcja ścisnęła boleśnie jej serce.
– Tym razem – doprecyzowała zajadle.
Aster westchnął przeciągle i machnął ręką, jakby chodziło o zupełnie trywialną sprawę, a potem zaczął niezgrabnie podnosić się z ziemi.
– Ani tym, ani żadnym innym. Zachowałem się po prostu nierozważnie, włamując się do środka podczas twojego ataku, i nie wziąłem pod uwagę…
– Że jestem potworem, tak?! – Bezczelnie weszła mu w słowo. Nie mogła się powstrzymać. Ta cyniczna skorupa, którą tak pieczołowicie otoczyła swoje serce, stanowiła jej jedyną obronę przed bólem odrzucenia.
– Nikaja… – jęknął Aster, zrezygnowany.
Wyciągnął do niej rękę w pojednawczym geście, ale w połowie ruchu dłoń zawisła pytająco nad jej ramieniem. Bał się jej? A może brzydził? Nie mogła tego nie zauważyć.
– Jestem nim – oznajmiła z uporem i zacisnęła zęby. Kolejne słowa z trudem przeciskała przez gardło. – Dobrze wiesz. Na upadłych bogów, akurat ty wiesz to lepiej niż cała reszta. Moja liminarska magia sama w sobie jest destrukcyjna, ale wynaturzenie robi ze mnie śmiertelnie niebezpieczną istotę.
Aster nie zareagował. Jej słowa brzmiały jak oskarżenie, ale przecież o to, co się stało, nie mogła oskarżać nikogo poza samą sobą. To nie była jego wina. I to nie była jego sprawa. Aster był jedynie przypisanym jej opiekunem tu, w Nivarze. Wyjątkowo zdolnym Infuzytą i zaufanym człowiekiem jej przyrodniego brata, którego zadanie stanowiło okiełznanie coraz częstszych ataków jej wynaturzonej magii i coraz brutalniejszych aktów autoagresji. Nie miał obowiązku tak się narażać. Tym razem powinien więc po prostu pozwolić jej wydłubać sobie oczy, a zamiast tego wtargnął do środka, żeby zainterweniować, i teraz sam został poraniony. Głupia, bezużyteczna, wynaturzona dziewczyna. Zacisnęła dłoń na zaklętym wisiorku, spoczywającym tuż obok drugiego łańcuszka, na którym nosiła klucz do zamykanej od środka klatki. Dwa środki bezpieczeństwa, oba w równym stopniu ją dziś zawiodły.
– Dlaczego klejnot nie zadziałał? – zapytała z goryczą.
Aster zmarszczył brwi i przeczesał potargane włosy, jak zwykle, gdy głęboko się nad czymś zastanawiał.
– Infuzyckie zaklęcia słabną z czasem. Magia, którą nasączony jest kamień, w reakcji na twoją moc powoli się niweluje.
– Ile czasu mi zatem zostało? – rzuciła nagle. To pytanie od tylu długich lat krążyło w jej głowie, ale nigdy dotąd nie miała odwagi zadać go na głos.
Aster zamarł, jego twarz zastygła w wyraz świetnie imitowanej neutralności. Zawsze kiedy usiłowała wymusić z niego głębsze emocje, ostatecznie się wycofywał, uciekał przed nią i chował za murem tego swojego naukowego bezdusznego racjonalizmu. Zwykle tłumaczył jej coś zawiłym uczonym tonem o nieprzewidywalności skoków w postępie wynaturzenia, o wydarzeniach katalizujących kolejne ataki, o znaczeniu wpływu bodźców zewnętrznych i o indywidualnych uwarunkowaniach oddziałujących na tempo, w jakim magia wymykała się spod kontroli umysłu i zaczynała wyniszczać jej użytkownika.
– To nie jest… – zaczął ostrożnie.
– Ile, Aster? – nie odpuszczała. Zrobiła krok w jego stronę i tknęła go złośliwie palcem w pierś.
Aster się cofnął, jakby nawet tak błahy kontakt był nie do zniesienia. Nie wiedziała, czy za ten wstręt nienawidzi bardziej siebie, czy jego.
– Te godziny testów, obliczeń, kolejne badania i eksperymenty nad moim przypadkiem – wyrzucała z siebie kolejne słowa tonem przekleństwa, nie przestając na niego nacierać, nie przestając naciskać, aż cofnął się na tyle, że oparł plecy o kraty klatki, a ona zacisnęła palce na kołnierzu jego wymęczonej koszuli – Musisz to wiedzieć. Ile?
– Kilka miesięcy… – oznajmił wreszcie i wykrzywił usta. – Może pół roku. – Przewrócił oczami, jakby chciał zasugerować, że to raczej ułuda. – O ile oczywiście Nik i Isandra nie znajdą wcześniej antidotum powstrzymującego rozwój choroby.
Dłoń samoistnie poluzowała chwyt. Bezwładne palce ześlizgnęły się po piersi chłopaka. Nikaja poczuła jednocześnie jak jej serce zatrzymuje się zszokowane, a oddech ucieka. Została jedynie dudniącą rozpaczą pustkę.
– To za krótko. Nigdy im się nie uda – wyszeptała, kręcąc głową, i zanim jeszcze jej słowa wybrzmiały, ruszyła przed siebie, po czym gwałtownie otworzyła ciężką furtę z wyłamanym zamkiem, a następnie zatrzasnęła ją za sobą z gniewnym chrzęstem.
– Nikaja!
Prawdę mówiąc, Nikaja sądziła, że to uczucie będzie nieco przyjemniejsze.
Owszem, czuła pewnego rodzaju satysfakcję, przyglądając się ostatnim przedśmiertnym konwulsjom kolejnego wynaturzeńca, siejącego dotąd chaos, śmierć i zniszczenie w okolicznych wioskach, ale… nie była tak naprawdę zadowolona. Niewytłumaczalny niepokój stale gnębił jej myśli niczym uparcie jątrząca się rana. Ile czasu już minęło od opuszczenia Nivary? Ile podobnych potworów potajemnie sterowanych przez princepsa zabiła? Nie miała pojęcia.
Być może po prostu była zmęczona, być może powinna odpocząć, ale zostało jej przecież już tak niewiele czasu, że marnowanie go na porządny sen wydawało się czymś niewybaczalnie egoistycznym. Postanowiła zamiast tego użytecznie spędzić resztę swoich dni, wykorzystać wyjątkowe umiejętności i przysłużyć się misji brata. Dostatecznie długo była dla niego wyłącznie ciężarem. Oczyszczanie Larny z morderców wysyłanych przez princepsa Ventaris miało spłacić jej długi.
„Rebelia wynaturzeńców”.
„Bestia z Nivary i jego potwory”.
Zaczęło się od przejęcia władzy w Arachnis, a teraz princeps przygotowywał grunt pod aneksję także Eldaris i Navaris.
Propaganda Caiusa Castavara skutecznie nakręcała nienawiść zwykłych ludzi do wynaturzonych, a z czasem rodziła niechęć do wszystkich władających magią. To właśnie dzięki takim sentymentom princeps powołał do życia Szarą Kohortę tropiącą wszystkie przejawy wynaturzenia i bezlitośnie tłumiącą każdy przejaw niestabilnej magii. To właśnie z ich polecenia kontrolowani przez Ventaris wynaturzeńcy mordowali niewinnych ludzi, a za sobą zostawiali tylko cierpienie, strach i krew.
„Potwór zabijający potwory” – pomyślała Nikaja, uśmiechając się ponuro, i metodycznie wytarła krótki miecz w rąbek płaszcza umierającego wynaturzeńca. Właśnie tym się w końcu stała, drapieżnikiem polującym na inne drapieżniki, mniejszym złem usuwającym ze świata to większe. Tkwiła w tym jakaś pokrętna logika, bo tylko ktoś o duszy przeżartej na wskroś zdziczałą magią mógł z równą bezwzględnością robić to co ona. Eliminować zagrożenie i z całą mocą uderzać w tajne siły jej wyrodnego ojca, terroryzujące rubieże Eldaris.
Propaganda Caiusa z łatwością wykorzystywała ataki napędzanych zdziczałą magią morderców i cynicznie obwiniała Nikandera za ich okrucieństwa. Nikaja nie miała wątpliwości, że strach zwykłych, bezbronnych ludzi wkrótce zmieni się w nienawiść. Najpierw wobec wynaturzonych, a z czasem wobec każdego z choćby odrobiną magicznego talentu.
„W innym życiu byłabym principessą” – olśniło ją i zaraz prychnęła z goryczą na tę rewelację, podeszła do kolejnego z wynaturzonych i bezceremonialnym szturchnięciem stopą upewniła się, że ten nie żyje. Prawdziwe księżniczki nie miewały w zwyczaju mordować potworów. Prawdziwe księżniczki nie nosiły ciężkich butów ani broni. Nie musiały uczyć się władać mieczem ani radzić sobie z atakiem wynaturzonych, a jedynie czekały na przystojnych wybawców, śmiałych bohaterów w lśniącej zbroi, wyglądając przy tym tak uroczo i bezbronnie, że każdy z nich bez wahania skoczyłby za nimi w ogień. Za to potwory jej pokroju skazane były na samotność.
Potrząsnęła głową, by odsunąć od siebie te wszystkie niepotrzebne myśli. Musiała się skupić na swojej misji. Musiała jak najlepiej wykorzystać czas, który jej jeszcze pozostał.
Trzeci z wynaturzonych, który wpadł w zasadzkę, przykuł uwagę Nikai, bo bełkotał coś gorączkowym półgłosem. Podeszła do niego, wzdychając ciężko. Teraz będzie musiała go dobić, a dopiero co oczyściła miecz. W zasadzie ten nie był jej potrzebny, bo jej własna magia stanowiła wystarczająco zabójczą broń, ale lubiła to ostrze. Wmawiała sobie nawet, że w śmierci zadanej za jego pomocą jest coś poetyckiego. Miecz robił po prostu mniejszy bałagan niż jej nieludzkie szpony.
– Kto cię tu przysłał? – zapytała i sugestywnie przytknęła kraniec metalu do tchawicy dogorywającego wynaturzeńca – Należysz do Szarej Kohorty?
Powalony mężczyzna odburknął coś niezrozumiałego, a potem splunął krwią obficie napływającą mu do ust. Była ciemna, niemal czarna, nieomylny znak, że wynaturzenie przejęło nad nim prawie całkowitą kontrolę.
– Zapytam ostatni raz. – Nikaja uśmiechnęła się paskudnym, lodowatym uśmiechem. – Czy przysłał cię tu princeps Ventaris? Działasz na zlecenie Szarej Kohorty?
Oczy umierającego się rozszerzyły.
– Fantasma! – wykrzyknął przerażony i uniósł dłoń tak, jakby zamierzał ochronić twarz przed uderzeniem.
Nikaja wykrzywiła pogardliwie usta.
– Fantasma? – powtórzyła za nim z niedowierzaniem. Nie znała eldaryjskiego, ale to słowo w ustach konającego mężczyzny brzmiało jak najgorsza obelga.
Zmrużyła oczy i przesunęła ostrze swojego miecza niżej, w miejsce, gdzie gwałtownym rytmem pulsowało jego umierające serce. Popchnęła klingę gwałtownym ruchem, a potem przekręciła ją, jakby ta była kluczem, a on niechętnie otwierającym się zamkiem.
– Jak mogłaś? – wyszeptał znajomy głos za jej plecami. Głos, którego miała nadzieję już nigdy nie usłyszeć.
Wszystkie jej mięśnie stężały, gdy rozpoznała jego właściciela. Wyprostowała się, głowę uniosła w buntowniczym geście i wyciągnęła miecz z zapadłej klatki piersiowej swojej ofiary. Wszystkie emocje schowała głęboko za fasadą oziębłego cynizmu.
– Aster? – Przywitała go bez choćby cienia entuzjazmu. Wytarła klingę w połę płaszcza i schowała ostrze do pochwy, przez cały czas mierząc się z chłopakiem twardym spojrzeniem. Z trudem pamiętała o miarowym oddechu. – Co ty tu robisz?
– Jak mogłaś, Nikaja? – powtórzył, wyłaniając się z cienia.
Nikaja pamiętała każdy fragment jego twarzy. Znała błękit jego oczu, sposób, w jaki często je mrużył, gdy patrzył na nią w zamyśleniu znad swoich uczonych książek. Potrafiła bez trudu przywołać charakterystyczny kształt jego szlachetnych, wysokich kości policzkowych i te zawadiacko potargane jasne włosy, dodające mu wyjątkowo młodzieńczego wyglądu. Nawet w ciemności rozpoznałaby jego sylwetkę, szczupłą, ale pokrytą tym rodzajem żylastych mięśni, które zamiast brutalnej siły sugerowały raczej szybkość i wytrzymałość.
Znała go na wylot, a jednak nigdy nie widziała u niego tak bladej cery, równie zaciętego spojrzenia, podobnie zaciśniętych gniewnie ust. Gdzie się podział jej Aster, ten, który bujał myślami w obłokach albo bezlitośnie drażnił się z nią, kiedy potrzebowała czegoś, co oderwie ją od myślenia o śmierci? Zamiast niego miała przed sobą obcego surowego mężczyznę, którego przepełniała niezmierzona gorycz. Aster, którego nie znała.
– Nie rozumiem, o co ci chodzi – odparła, siląc się na obojętny ton. – To nie są niewinni ludzie, tylko wynaturzone potwory princepsa. – Wskazała ostrzem miecza na stygnące trupy. – Mają na sumieniu najgorsze zbrodnie, jakie możesz sobie wyobrazić. Wyświadczyłam jedynie przysługę światu.
Zacisnęła usta, odwróciła się na pięcie i ruszyła przed siebie, w kierunku nieodległych zabudowań wioski terroryzowanej wcześniej przez leżące wokół zbiry. Nie liczyła na wdzięczność mieszkańców, ale powinna przecież się upewnić, czy żaden z najemników nie ominął jej zasadzki i ich nie zaatakował. Poza tym teraz chciała jedynie uciec od Astera, ukryć przed nim twarz, uspokoić rozkołysane szaleńczym rytmem serce.
– Jak mogłaś tak zniknąć? – Aster natychmiast uparcie podążył za nią. – Jak mogłaś opuścić Nivarę bez słowa wyjaśnienia, bez żadnego pożegnania?
Nieoczekiwanie złapał ją za rękę i szarpnął z gwałtownością graniczącą z furią, by przyciągnąć dziewczynę blisko do siebie. Zaskoczona tym ruchem wylądowała wprost na jego piersi i natychmiast zamarła na widok jego gniewu. Szeroko otwartymi oczami przyglądała się jego twarzy, której rysy wyostrzyło wzburzenie. Jak przystało na uczonego, rzadko pozwalał, by emocje wzięły górę nad rozsądkiem. Takie zachowanie… to szarpnięcie… ten ton… Wszystko to było dla niej zupełnie niepojęte.
– Ja… sądziłam, że tak będzie lepiej – wyjąkała z trudem, gdy odzyskała głos.
– Lepiej… – powtórzył z jadem i przyglądając się jej wzrokiem rozjuszonego drapieżnika, przechylił głowę. Zęby zacisnął tak mocno, że wydawało się jej, iż słyszy nieprzyjemne zgrzytnięcie. – Lepiej dla kogo dokładnie? – wycedził.
– Dla wszystkich. – Wzruszyła krótko ramionami i wyswobodziła się z uścisku.
Aster wyrzucił ramiona do góry i westchnął sfrustrowany.
– I to jest całe twoje wyjaśnienie?
Wypuścił ją, więc równie dobrze mogła po prostu przed nim uciec, ale nie potrafiła tak go zostawić z tymi idiotycznymi pretensjami.
– A czego właściwie ode mnie oczekujesz? – zapytała zaczepnie, rzucając mu odważne spojrzenie. Roztrzęsione nerwy w połączeniu z wrażeniami z niedawnej walki tylko podgrzały jej emocje. – Nie przyszło ci do głowy, że ruszyłam w samotną drogę bez słowa właśnie po to, żeby uniknąć potrzeby wyjaśniania czegokolwiek i tłumaczenia się przed kimkolwiek?!
Zjawa z Eldaris
Copyright © Maria Zdybska
Copyright © Wydawnictwo Inanna
Copyright © MORGANA Katarzyna Wolszczak
Wszelkie prawa zastrzeżone. All rights reserved.
Wydanie pierwsze, Bydgoszcz 2025 r.
ebook ISBN 978-83-7995-874-0
Redaktor prowadzący: Marcin A. Dobkowski
Redakcja: Joanna Błakita | proAutor.pl
Korekta: Agata Nowak | proAutor.pl
Projekt i adiustacja autorska wydania: Marcin A. Dobkowski
Projekt okładki: Ewelina Nawara | proAutor.pl
Skład i typografia: Bookiatryk.pl
Przygotowanie ebooka: Bookiatryk.pl
Książka ani żadna jej część nie może być przedrukowywana ani w jakikolwiek inny sposób reprodukowana czy powielana mechanicznie, fotooptycznie, zapisywana elektronicznie lub magnetycznie, ani odczytywana w środkach publicznego przekazu bez pisemnej zgody wydawcy.
MORGANA Katarzyna Wolszczak
ul. Kormoranów 126/31
85-432 Bydgoszcz
www.inanna.pl
Książkę i ebook najtaniej kupisz w MadBooks.pl
To jest wersja demonstracyjna zawierająca 10% treści książki.
Aby przeczytać pełną treść, skorzystaj z pełnej wersji EPUB.
Konwersja i przygotowanie ebooka Bookiatryk.pl