Zemsta na ekranie - Anna Mentlewicz - ebook + książka

Zemsta na ekranie ebook

Anna Mentlewicz

4,3

Opis

Kariera i pieniądze. Intrygi, kłamstwa i romanse. Bohaterka Pewnej pani z telewizji zmaga się z nowymi wyzwaniami zawodowymi, a kiedy jej kariera wisi na włosku, decyduje się na radykalne działania.

To się nadaje do telewizji!

Stella Lerska, znana dziennikarka telewizyjna, przeklina dzień, w którym na jej drodze pojawił się Jacek Miliński, dorosły syn jej nieżyjącego kochanka. Knowania i intrygi mężczyzny doprowadzają do tego, że jej telewizyjna kariera jest poważnie zagrożona.

Dodatkowo w życiu Stelli niespodziewanie pojawia się ojciec, którego nigdy wcześniej nie widziała. Dziennikarka przeżywa szok, kiedy dowiaduje się, z jakiego powodu mama zabroniła ojcu kontaktów z córką. Życie zawodowe i osobiste Stelli wywraca się do góry nogami.

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 392

Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
Oceny
4,3 (11 ocen)
5
5
0
1
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.
Sortuj według:
Aneczka02

Nie oderwiesz się od lektury

Super
00

Popularność




Rozdział 1

Niektórym tak się przytrafia, że po złym czasie przychodzi jeszcze gorszy. Tak się zdarzyło w życiu Stelli Lerskiej, znanej dziennikarki telewizyjnej i prezenterki popularnego talk-show „Rozmowy o niewidzialnym”.

– Dziękuję, że mnie tam wieziesz. – Stella przerwała ciszę, która panowała w samochodzie. Siedziała na siedzeniu pasażera, wpatrzona w przednią szybę, ale niewiele przez nią widziała, bo była skupiona na tym, co ją czeka za kilka minut podczas przesłuchania na komendzie policji.

– Nie wyobrażam sobie, że mogłoby być inaczej. – Magda z troską zerkała na przyjaciółkę, która od wielu miesięcy nie miała łatwego życia.

Stella westchnęła.

– Wiele bym dała, żeby mieć to już za sobą. – Zsunęła się niżej na siedzeniu, mając ochotę schować się przed światem.

Ulice miasta nie były zatłoczone, więc szybko zbliżały się do komendy dzielnicowej, która prowadziła dochodzenie w sprawie brutalnego pobicia Stelli Lerskiej.

„Matko, w co ja się wplątałam? Co jeszcze mnie spotka?” – pomyślała.

Nerwowo wierciła się na fotelu, zagryzała dłoń zwiniętą w pięść, ciężko oddychała i bardzo się bała.

– Kochana, sięgnij do schowka – usłyszała troskliwy głos Magdy. – Tam jest płyta, która powinna ci się spodobać.

Stella z opóźnieniem zareagowała na słowa przyjaciółki. Kiedy wyjęła ze schowka przed sobą cidika z największymi przebojami Michaela Jacksona, posłała Magdzie uśmiech, nie do końca zgrabny, ale w jej oczach błysnęło zadowolenie.

Pierwszym utworem, który zabrzmiał w głośnikach, był Man in the Mirror. Stella zaczęła, najpierw w myślach, a potem półgłosem, podśpiewywać. Słowa znała doskonale, bo jako nastolatka szlifowała angielski, tłumacząc piosenki tego artysty. Ulubionego artysty. W połowie utworu obie głośno śpiewały o lepszym świecie, który zaczyna się od zmian dokonywanych we własnych głowach. Stella poczuła się trochę lepiej, ale nie na długo. Znowu wrócił strach, który czuła, kiedy szalony z nienawiści mężczyzna bił ją na oślep. Wcześniej ten sam mężczyzna tygodniami zabiegał o jej względy.

Na parkingu przed komendą nie było wolnych miejsc, więc Magda wysadziła ją niedaleko wejścia.

– Zaparkuję w okolicy. Daj znać, jak będziesz wychodziła – poprosiła, zanim przyjaciółka zamknęła drzwi od samochodu.

– Szkoda twojego czasu. Wrócę taksówką.

– Znowu zaczynasz? – żachnęła się Magda z poważną miną i dodała bardzo zdecydowanym głosem: – Jakbyś nie wiedziała, mam dzisiaj w swoim kalendarzu specjalny czas zarezerwowany tylko dla ciebie. Potem go sobie odbiorę, i to z nawiązką. Mam nadzieję, że jesteś gotowa na taki interes.

Stella posłała przyjaciółce całusa i z ciężkim sercem ruszyła na przesłuchanie.

„Czy ktoś tam u góry nie mógłby się zlitować i wreszcie coś miłego mi podesłać? Litości! Nie daję rady!” – apelowała bezgłośnie.

*

Pełniący służbę policjant wskazał drogę, która miała doprowadzić do pani aspirant Olgi Kownackiej. Policjantka, kilka lat starsza od Stelli, siedziała w swoim pokoju. Przy powitaniu dyskretnie zmierzyła dziennikarkę od stóp do głów, a w jej oczach pojawił się błysk zazdrości. Stella Lerska była piękną kobietą, a delikatne rysy twarzy i nienaganna sylwetka sprawiały, że nie wyglądała na swoje prawie trzydzieści pięć lat.

– Może się pani czegoś napije? – zaoferowała policjantka, wskazując na tacę ze wszystkimi akcesoriami niezbędnymi do zrobienia kawy czy herbaty.

– Woda wystarczy.

Kiedy policjantka sprawdzała jej dane z dowodem osobistym, Stella nerwowo ściskała dłonie.

„Uspokój się! Kilka minut i będzie po wszystkim” – przemawiała bezgłośnie do siebie.

– Długo pani zna Jacka Milińskiego? – zapytała policjantka po zakończeniu wstępnych formalności.

Stella na dźwięk imienia i nazwiska sprawcy swojego pobicia poczuła łomotanie serca. Ze wzrokiem wbitym w podłogę starała się poskładać myśli, żeby udzielić odpowiedzi na to pozornie łatwe pytanie. Nie mogła wydobyć z siebie głosu, bo znowu powróciły obrazy szarpaniny z oprawcą i paniczny strach, że nie wyjdzie z tego żywa.

Olga Kownacka bacznie przyglądała się Lerskiej, którą znała z ekranu telewizyjnego, bo regularnie oglądała jej talk-show „Rozmowy o niewidzialnym”. Uważny obserwator dostrzegłby w oczach policjantki cień babskiej zazdrości. Natura dała jej urodę brzydkiego kaczątka, co widać było nawet wtedy, kiedy próbowała zrobić się na bóstwo. Dlatego wiodła tak modny w ostatnich latach żywot singielki, chociaż wiele by dała, żeby mieć kogoś u swojego boku. Jednak dla większości mężczyzn była kumplem, któremu można się pożalić, a nie materiałem na żonę i matkę.

Nagle ciszę w pokoju zakłóciły odgłosy z podwórka. Stella nie zareagowała.

– Wiem, że to trudne – policjantka chrząknęła, zanim zdecydowała się przemówić – ale muszę poznać fakty i okoliczności. Kiedy pani poznała Jacka Milińskiego?

„Chcę o tym zapomnieć. Uwolnić się od tego”– pomyślała Stella.

Siedziała ze spuszczoną głową i nerwowo skubała prawą dłoń.

– Czy mogę nie składać zeznań? – odezwała się po chwili grobowym głosem.

– Ale jak to? – Kownacka szeroko otworzyła oczy. Najwyraźniej nie spodziewała się takiego obrotu sprawy. – No nie, tak się nie da. Mamy przepisy. Pani musi, to znaczy powinna. Ja poczekam. Mamy dużo czasu.

– Nie będę odpowiadać na żadne pytania.

– Pani chce kryć tego drania? Dlaczego?

Huk zza okna wdarł się do pokoju i spowodował, że Stella podskoczyła na krześle. Zaniepokojona rozejrzała się po pokoju.

– Coś rozładowują na podwórzu – wyjaśniła policjantka. – Zamknąć okno?

– Nie trzeba.

– Jeszcze wody? – zapytała, gdy na biurko została odstawiona pusta szklanka.

Stella pokiwała głową, poprawiła się na krześle, a potem wyprostowała się i podniosła głowę. Kownacka nie mogła dostrzec rezygnacji w oczach Stelli, ponieważ były ukryte za ciemnymi, dużymi okularami. Gdyby ktoś teraz wszedł do niewielkiego pokoju, zobaczyłby atrakcyjną, młodą blondynkę, ubraną w ciemny garnitur i bluzkę wykończoną fantazyjnym, szerokim kołnierzem. Wyglądała jak dama. Ze swoją wyszukaną elegancją nie pasowała do obskurnego pokoju z odrapanymi ścianami i meblami, które pamiętały jeszcze wcześniejszą epokę niż resztki farby na ścianach.

– Może jednak porozmawiamy? Poza protokołem – zaproponowała Kownacka.

– Nie chcę na ten temat rozmawiać. – Stella pokręciła głową i głośno westchnęła.

Znowu zobaczyła przerażający wyraz twarzy Jacka, kiedy pchnął ją na łóżko w jej sypialni i siłą próbował zmusić do pocałunku. Błagała, żeby ją puścił, ale on z coraz większą dzikością dotykał jej ciała. Jedną ręką zakrył jej twarz, drugą szarpał na niej ubranie z taką siłą, że po chwili było w strzępach. Ugryzła go w dłoń, którą dociskał do jej ust, ale wtedy rozwścieczony wymierzył jej siarczysty policzek. Zawyła z bólu i zaczęła wierzgać nogami i szarpać go za włosy. Wtedy zakrył jej twarz poduszką, aż zaczęła się dusić.

Jęknęła na wspomnienie tamtych chwil.

– Pani się czegoś boi? – zapytała Kownacka.

Stella zwiesiła głowę. Poczuła, że jej ciało drży. Starała się nad sobą zapanować.

– Zadbamy o pani bezpieczeństwo – przekonywała policjantka. – Miliński powinien ponieść karę za to, co pani zrobił.

Stella nie chciała tego słuchać. Zaciskając wargi, próbowała opanować drżenie brody. Na próżno. Wcisnęła pięści w uda, walcząc z ciałem, które coraz mocniej wymykało jej się spod kontroli. W końcu poddała się i zaczęła szlochać. Przez łzy dostrzegła nieruchomą, pozbawioną emocji twarz aspirantki, która czekała, aż Lerska się uspokoi.

„Ogarnij się! Nie rób z siebie widowiska!” – zrugała się w myślach Stella i sięgnęła do torebki po tabletkę.

– Dobrze się pani czuje? – zapytała po chwili policjantka.

– Tak – odpowiedziała cicho Stella. Wytarła nos, wzięła kilka głębokich oddechów i nerwowo potarła dłonią usta. – Czy możemy już skończyć? – Zerknęła na wpatrzoną w nią policjantkę.

– Naprawdę nie chce pani składać zeznań? – Kownacka nie kryła rozczarowania.

– Nie. – Tym razem głos Stelli zabrzmiał zdecydowanie. Na chwilę zdjęła ciemne okulary. Nawet bez makijażu i z zaczerwienionymi od płaczu oczami wyglądała atrakcyjnie.

Kownacka ponownie spojrzała na nią z zazdrością, uciekła wzrokiem za okno i zamyśliła się nad czymś.

Tymczasem Lerska uznała milczenie policjantki za akceptację swojej decyzji, więc wstała, zarzuciła torebkę na ramię i skierowała się do wyjścia.

– Zaraz! Dokąd pani idzie?! – Policjantka uniosła się na krześle i wyciągnęła w jej kierunku rękę.

Stella odwróciła się, a na jej twarzy pojawił się grymas niezadowolenia.

– Protokół muszę napisać i wydrukować. – Kownacka wskazała jej krzesło, z drugiej strony zawalonego papierami biurka. Sama skupiła się na ekranie i klawiaturze komputera.

Stella niechętnie usiadła, spojrzała na zegarek i głośno westchnęła.

– Może pani potrzebuje czasu? – Aspirantka nie dawała za wygraną. – Rozumiem, to jest trudne. Może jutro albo pojutrze się spotkamy?

– Zakończmy tę sprawę – oświadczyła zdecydowanie Stella, prostując się na krześle.

– No nie. Tak się nie da.

– Nie rozumiem.

– To, co się zdarzyło, jest ścigane z urzędu. Przez prokuratora. Tylko on może zdecydować o zamknięciu śledztwa. – Aspirantka nie przerwała pisania protokołu.

– A ja? Ja się nie liczę? – Głos Stelli drżał z przejęcia.

– Oczywiście, że się pani liczy. Pani osoba jest kluczowa w tym śledztwie. Tylko, jak znam życie, pan prokurator będzie chciał się dowiedzieć, dlaczego odmawia pani zeznań. Znaleziono panią w strasznym stanie. Jacek Miliński, wiadomo, zaprzecza i twierdzi, że to… no, że umówiliście się na taką zabawę. – Kownacka najwyraźniej z premedytacją zacytowała zeznania oskarżonego, mając nadzieję, że Lerska zareaguje i zacznie zeznawać.

– Słucham?! – Stella złapała się za głowę i zaczęła dyszeć.

Policjantka zerknęła na nią i zawahała się. Po chwili jednak kontynuowała, jakby chciała zagrać va banque.

– Ochroniarz zeznał, że wołała pani o pomoc. W karetce powiedziała pani, to słowa lekarza, że próbowano panią zgwałcić. Obdukcja ze szpitala świadczy, że została pani bardzo pobita. Ślady na szyi są dowodem, że próbowano panią dusić, czyli pani życie było zagrożone.

W głowie Stelli zaczęły wracać przeżycia sprzed kilku dni. Czuła, jak każdą cząstkę jej ciała paraliżuje strach i miała wrażenie, że doświadcza bólu podobnego do tego, który odczuwała, kiedy Jacek zerwał z niej ubranie, a potem próbował w nią wejść. Błagała go, żeby przestał, próbowała wysunąć się spod niego, szarpiąc go za włosy. On w odpowiedzi bił ją po twarzy i całym ciele. W końcu zaczął dusić i groził, że ją zabije, jeśli mu nie ulegnie. Dzikość w jego oczach przeraziła ją równie mocno jak słowa. Niespodziewany dzwonek i walenie do drzwi dały jej nowe siły. Wyrwała się z uścisku mężczyzny opętanego żądzą zemsty.

– Jeśli Jacek Miliński jest draniem i powinien ponieść karę... – Policjantka nagle zawiesiła głos i schyliła się pod biurko. – A co tu się dzieje? Nie ma już papieru do drukarki? – Wstała, sprawdziła na sąsiednim biurku, ale wśród stosów dokumentów nie znalazła czystych kartek. – Idę po papier – rzuciła przez ramię, ale na środku pokoju zawróciła, żeby przymknąć okno. Odgłosy mocowania z framugą ściągnęły uwagę Stelli i jej twarz wykrzywiła się z bólu. Dopiero teraz zauważyła kraty w oknach.

„Jacek ma zostać w więzieniu? – pomyślała i gwałtownie odwróciła wzrok od okna. – Zrobił mi coś strasznego, ale ja też nie jestem bez winy. Jeśli go oskarżę, będę musiała opowiadać w sądzie o Marku i naszej miłości. Nie! Jacek nie usłyszy ani słowa na ten temat. Ani Jacek, ani nikt. Zbyt cenne jest dla mnie to, co przeżyłam z Markiem”.

Drzwi do pokoju otworzyły się i w progu stanął wysoki policjant. Stella od razu go rozpoznała. To był jeden z funkcjonariuszy, który odwiedził ją w szpitalu. Ona jednak nie była w stanie złożyć zeznań, więc Milińskiemu przedłużono areszt tymczasowy. Kiedy szpital przekazał informację, że została wypisana, wezwali ją na komisariat.

– Dzień dobry – powiedział policjant i szybko wycofał się na korytarz.

– Chciałeś czegoś, Karol? – zapytała Kownacka.

– Tak, ale wpadnę później, bo widzę, że jesteś zajęta – odpowiedział i gestem zapytał, jak idzie przesłuchanie.

Aspirantka pokazała, że do bani, zamknęła drzwi i ruszyła w kierunku swojego biurka.

Sprawą Lerskiej żył cały komisariat, bo była gwiazdą z telewizji, i to taką, o której nic nie można było przeczytać w kolorowej prasie, a tabloidy miały zakaz pisania o niej.

Kownacka wkładała przyniesiony z sekretariatu papier do drukarki i zerkała na Lerską, która siedziała ze spuszczoną głową i sprawiała wrażenie nieobecnej.

– Rozumiem, że pani nie chce przeżywać tego od początku, ale drań, który zrobił coś takiego, powinien ponieść karę. Tylko to może go w przyszłości powstrzymać od podobnych czynów. Niech pani mu nie odpuszcza! – Kownacka podniosła głos.

– Odmawiam zeznań – odpowiedziała stanowczo Stella i odwróciła głowę do okna.

Wpatrzona w betonowe podwórko za kratą, czekała, aż aspirantka przygotuje protokół.

„Niech to się już skończy. Chcę zapomnieć” – prosiła w myślach.

Odwróciła głowę, dopiero gdy otrzymała wydrukowany dokument. Chwilę go studiowała, zanim złożyła podpis.

– Do końca trwania dochodzenia może pani zmienić zdanie i złożyć zeznania – poinformowała Kownacka, kiedy wymieniały uściski dłoni na pożegnanie.

Stella pokiwała głową i głośno wypuściła powietrze. Dopiero teraz uświadomiła sobie, że się spociła i bluzka przykleiła jej się do pleców. Czuła pulsowanie w uszach i ucisk w żołądku.

„Dobrze, że ta policjantka dała mi spokój. Niech wypuszczą Jacka z aresztu i zamkną sprawę – myślała, idąc korytarzem do wyjścia. – On już dostał za swoje. Kilka dni w areszcie to nie przelewki. Jakby mu było mało i nadal mnie dręczył, zgłoszę się na policję i wniosę oskarżenie. Nic mnie przed tym nie powstrzyma”.

Rozdział 2

Wprost z komendy Magda przywiozła Stellę do ciotki Wandy, z którą chciała ustalić szczegóły wspólnego wyjazdu do Berlina, gdzie po raz pierwszy w życiu miała spotkać się z ojcem. Nieżyjąca mama Stelli nigdy nie chciała rozmawiać z córką na jego temat. Wanda też nabierała wody w usta, kiedy siostrzenica próbowała się czegoś o nim dowiedzieć. W końcu Stella uznała, że wyrzekł się jej, i przestała zaprzątać sobie głowę jego osobą.

Tuż przed wyjściem ze szpitala, w którym leżała po pobiciu przez Jacka Milińskiego, została nagle poproszona przez ciotkę, żeby razem wybrały się do Berlina, do jej ojca.

– Ale jak to? Skąd wiesz, że on tam jest? – Stella przeżyła wtedy szok.

Prawie siedemdziesięcioletnia kobieta była bardzo tajemnicza.

– Pojedźmy, jak już będziesz w stanie, ale nie zwlekajmy za długo, dobrze? – poprosiła. – Przepraszam, nie mogę ci nic więcej wyjaśnić.

– Ale czemu mi nie powiedziałaś, że on żyje? – Stella nie dawała za wygraną.

Wanda skuliła się jak dziecko czekające na karę. Naciskana przez siostrzenicę w końcu wydusiła z siebie, że złożyła przyrzeczenie mamie Stelli.

– Jej zależało, żebyś go nigdy nie poznała – dodała po chwili.

– Dlaczego?! – dopytywała się Stella, ale Wanda poprosiła, żeby jej nie męczyła, bo nic więcej nie powie.

Wtedy Stella zdała sobie sprawę, że w życiu jej rodziców musiało się zdarzyć coś strasznego. Najpierw poczuła żal do mamy, że jej nie wtajemniczyła w rodzinny sekret, a potem do ciotki, która nic nie powiedziała, kiedy mama nagle odeszła, zamordowana przez szaleńca.

– Nie mogłam tego zrobić – zapewniała Wanda. – Bardzo chciałam, ale nie mogłam.

– To dlaczego zmieniłaś zdanie?

– Milena mnie przekonała. Poza tym, on… twój ojciec… – Wanda rozpłakała się i Stella odpuściła sobie kolejne pytania, czekając na lepszy moment na rozmowę.

*

Najpierw nie chciała słyszeć o wyjeździe do Berlina, bo uważała, że ojciec ją porzucił, skoro nigdy nie próbował z nią nawiązać kontaktu, ale Magda przekonała ją, żeby dała szansę sobie i jemu.

– Wreszcie dowiesz się, dlaczego zniknął z twojego życia. To jest twój ojciec – argumentowała.

*

Rozbierając się w przedpokoju mieszkania ciotki, Stella zauważyła bałagan w mniejszym pokoju.

– Robi ciocia przemeblowanie? – zapytała.

– Tak. Napijemy się herbaty? – Wanda z jakiegoś powodu starała się odwrócić uwagę siostrzenicy.

– Czemu mi ciocia nie powiedziała? – Stella zaintrygowana ruszyła do małego pokoju. Stanęła w progu i dostrzegła puste półki w szafie stojącej w rogu. Na podłodze pod ścianą królowały tekturowe pudła wypełnione szpargałami ciotki oraz dawno nienoszonymi ubraniami. Obejrzała się za siebie, bo miała nadzieję, że Wanda jest gdzieś obok, ale odgłosy dochodzące z kuchni świadczyły, że ciotka była zajęta robieniem herbaty.

Stella do niedawna uważała, że młodsza siostra jej nieżyjącej mamy nie ma przed nią tajemnic, ale ostatnio zaczęła w to wątpić.

– Zaniesiesz do pokoju? – Wanda wręczyła Stelli talerzyk z upieczonymi przez siebie ciasteczkami, bez których nie wyobrażała sobie poczęstowania kogokolwiek herbatą.

Kiedy usiadły przy stole w dużym pokoju i czekały, aż świeżo zaparzona herbata naciągnie w czajniczku, Wanda z troską zapytała o wizytę na komendzie.

– Odbyła się. – Twarz Stelli poszarzała.

– Mnie to się wydaje, że jemu musi coś być, bo inaczej trudno wytłumaczyć to, co ci zrobił – zaczęła niepewnie ciotka. – Teraz mam wyrzuty sumienia, że go wspierałam, gdy zabiegał o twoje względy.

– Niepotrzebnie. – Stella wbiła wzrok w filiżankę. – To nie cioci wina.

Jacek Miliński był lekarzem, który opiekował się Wandą podczas jej pobytu w szpitalu kilka tygodni temu.

– A wydawał się dżentelmenem, jakich coraz mniej wśród młodych ludzi. Dlatego ani przez moment nie podejrzewałam, że ktoś taki mógłby ci zrobić krzywdę.

Stella milczała. Ciotka z troską położyła rękę na jej dłoni.

– Czy mogę ci jakoś pomóc, córcia?

– Dam sobie radę. Tylko nie rozmawiajmy na ten temat.

Wanda, gładząc rękę siostrzenicy, ze zrozumieniem pokiwała głową. Przez chwilę obie siedziały w milczeniu.

– Jakieś przekleństwo wisi nad naszą rodziną – odezwała się nagle ciotka i spojrzała na zdjęcie swojej siostry, wiszące na ścianie naprzeciwko. – Ale to się skończy, córcia. Niedługo. Za kilka dni znowu wszyscy najbliżsi będą razem. – Ścisnęła dłoń siostrzenicy.

– O czym ciocia mówi? – Stella zmarszczyła czoło i zmrużyła oczy ze zdziwienia. Poprawiła włosy, które jej spadły na twarz.

– Może byśmy posłuchały symfonii Z Nowego Świata Dworzaka? – zaproponowała Wanda, jakby nie usłyszała pytania.

Stella prychnęła i chciała coś powiedzieć, ale głos jej ugrzązł w gardle. Głośno przełknęła ślinę i chrząknęła.

– Co ciocia planuje? – wykrztusiła w końcu. – Co to znaczy, że najbliżsi będą razem?

Wanda nie odpowiedziała, tylko skryła twarz w dłoniach i przez chwilę tak siedziała. Stella nie spuszczała z niej wzroku i w napięciu czekała na wyjaśnienia.

– Za kilka dni przyjedzie twój ojciec – wyznała cicho Wanda, powoli odsłaniając twarz.

– Ale zaraz! Jak to? Przecież my miałyśmy pojechać.

Wanda nie śpieszyła się z odpowiedzią, a nawet sprawiała wrażenie, że jej w ogóle nie udzieli. Przez chwilę gładziła dłonią haftowany wzór na obrusie. Potem sięgnęła po filiżankę i spróbowała słomkowego napoju, którego orientalny zapach unosił się nad stołem. Stella z trudem powstrzymywała się, żeby nie wybuchnąć. Nerwowo ruszała nogami pod stołem.

– Gerard… – odezwała się w końcu ciotka – on jest bardzo chory. Zaproponowałam, żeby przyjechał do Polski.

Stella potrzebowała chwili, żeby zrozumieć, że Wanda mówiła o jej ojcu, bo dawno nikt przy niej nie używał jego imienia. Znała je tylko z oficjalnych dokumentów.

– Ale jak to? Gdzie on? Co z nim będzie? – dopytywała się.

– Wszystko się ułoży – stwierdziła Wanda i spróbowała przytulić siostrzenicę. Stella zerwała się na równe nogi i zrobiła kilka kroków w stronę okna. Odwróciła się gwałtownie i dysząc, poprosiła o wyjaśnienia.

– Uspokój się i usiądź. W takich sytuacjach nerwy są najgorszym doradcą.

Stella z niezbyt zadowoloną miną wróciła na miejsce. Ciotka znowu zaproponowała słuchanie muzyki, a kiedy siostrzenica próbowała głośno wyrazić swoje niezadowolenie, gestem poprosiła, żeby dała jej dokończyć.

– Wczoraj Milena dała mi tę płytę. Historia powstawania tego utworu jest ciekawa. Dworzak przyjechał z maleńkich Czech do Stanów i zachwycił się nowym kontynentem. Opowiedział o tym muzyką. Arcydzieło.

– Ciociu, nie mam głowy do muzyki – irytowała się Stella.

– Córcia, masz.

Starsza pani ruszyła do szafy z harmonijkowymi drzwiami, wypełnionej ogromną kolekcją płyt.

– Ciociu! Musimy porozmawiać! Jesteś mi to winna! – krzyknęła Stella i nagle poczuła bolesny skurcz w żołądku. Odchyliła głowę na wysokie oparcie krzesła, przymknęła oczy, a splecione dłonie przycisnęła do górnej części brzucha.

Wanda odwróciła się gwałtownie, żeby skarcić siostrzenicę za podnoszenie głosu, i zamarła.

– Córcia? Źle się czujesz?

Zanim doczekała się odpowiedzi, zbliżyła się do siostrzenicy i delikatnie zaczęła ją głaskać po głowie. Stella spróbowała wstać, ale się zachwiała. Oparła się o stół i przez chwilę zbierała siły. W końcu pewnym krokiem ruszyła do fotela, na którym zostawiła torebkę. Usiadła, wyjęła tabletkę i butelkę wody. Głośno przełknęła lekarstwo i popatrzyła na ciotkę.

– Kiedy miałaś mi zamiar powiedzieć o przyjeździe ojca? – Jej głos zabrzmiał nieprzyjemnie.

– Dzisiaj wieczorem, jakbyś do mnie nie zajrzała. – Wanda wzruszyła ramionami i zrobiła niewinną minę.

– Dlaczego mi to robisz? – Stella mierzyła ciotkę pełnym wyrzutu spojrzeniem.

– Co?

– Nie pozwalasz mi tego powoli rozplątać. Po co go tutaj sprowadzasz?

– To jest twój ojciec. Dosyć tego. – Wanda popatrzyła odważnie w oczy siostrzenicy. Przez chwilę mierzyły się na spojrzenia. W końcu Stella odwróciła wzrok.

– Powiesz mi, dlaczego mama wykreśliła go z naszego życia?

– Mówiłam ci, nie mogę. Posłuchajmy Dworzaka. – Wanda włączyła płytę.

Kilkutaktowy kantylenowy wstęp ledwie dotarł do uszu Stelli.

„O co tu, do cholery, chodzi?” – pomstowała w myślach.

Jednak ostre akordy orkiestry przyciągnęły jej uwagę i złość na ciotkę zepchnęły na drugi plan. Stella przymknęła oczy i zaczęła doceniać piękno niesłyszanych nigdy wcześniej dźwięków. Wraz z zaintonowaniem przez rogi dramatycznego tematu głównego pierwszej części symfonii zaczęła myśleć o swoim nieżyjącym od kilkunastu miesięcy kochanku.

„Czy Marek mógł być dla mnie trochę ojcem, za którym tęskniłam całe życie? – Nigdy wcześniej nie postrzegała w taki sposób ich relacji. Nie miało znaczenia, że był od niej dużo starszy. Po prostu go kochała, i tyle. – On dał mi busolę na zawodowe życie. Ciągle ją ściskam w dłoni, ale prywatnie mnie utopił. – Poczuła prąd przebiegający przez całe ciało. – Ojcem? Nie! To bzdura”.

Liryczną melodię drugiej części symfonii, Larga, zaintonował rożek angielski i na kilka chwil poczuła się znowu bezpieczna jak za czasów, kiedy Marek był obok. Mrok i światło, które niosły ze sobą dźwięki kolejnych części utworu, pognały jej myśli do początków ich znajomości.

Z oporami jechała na pierwsze spotkanie z Markiem, pomysłodawcą i reżyserem talk-show „Rozmowy o niewidzialnym”. Nie widziała siebie jako prezenterki, bo dużo lepiej czuła się jako reporterka i marzyło jej się robienie filmów dokumentalnych. Wtedy również pracowała na uczelni, gdzie prowadziła warsztaty ze studentami i bardzo poważnie myślała o napisaniu doktoratu. Jednak oferta, którą jej złożył Marek, była kusząca, więc postanowiła spróbować swoich sił w czymś zupełnie innym. Nigdy później nie żałowała podjętej wtedy decyzji.

Ich miłość dojrzewała powoli. A kiedy zdecydowali, że chcą być razem, on zginął w wypadku samochodowym. Stella nie oszalała z rozpaczy tylko dlatego, że zostawił jej w spadku wymyślony przez siebie talk- -show, który czasami nazywali żartobliwie „ich wspólnym dzieckiem”.

Po roku, kiedy Stelli wydawało się, że wychodzi na prostą, w jej życiu pojawił się Jacek. Bardzo przypominał swojego ojca. Stawał na głowie, zabiegając o jej względy.

Stella wynurzyła się z krainy wspomnień wraz z finałem symfonii.

„Uwolniłam się od Jacka. Teraz muszę odzyskać kontrolę nad swoim życiem” – pomyślała.

Po wybrzmieniu ostatnich dźwięków utworu jeszcze przez kilka chwil siedziała z przymkniętymi oczami, rejestrując, jak Wanda wyjmuje płytę z odtwarzacza i pieczołowicie chowa w specjalnej szafie. Dźwięk zamykania harmonijkowych drzwi był sygnałem, że to czas na ostateczny powrót do rzeczywistości.

– Czemu nie jesz moich kokosanek? – zapytała Wanda, kiedy siostrzenica znowu usiadła przy stole.

W odpowiedzi Stella wrzuciła sobie na talerzyk wszystkie ciasteczka i czekała na reakcję ciotki. Kiedy była dzieckiem, Wanda zawsze ją karciła za łakomstwo. „Damy się tak nie zachowują” – zwykła powtarzać z dezaprobatą.

Ciotka, w przeciwieństwie do mamy, dużą wagę przywiązywała do manier. To ona wprowadziła siostrzenicę w świat muzyki poważnej, którą jej siostra ledwie tolerowała. Wanda opowiadała Stelli ciekawostki o kompozytorach i ich dziełach, a potem namawiała ją, żeby podczas słuchania dokładała do dźwięków własne obrazy. Spędzały ze sobą dużo czasu, bo mama siostrzenicy dużo pracowała. Oprócz dyżurów w szpitalu i przychodni miała pod opieką bezdomnych pacjentów. Należała do nielicznego grona lekarzy, którzy traktowali swój zawód jak misję niesienia pomocy wszystkim chorym.

Tym razem Wanda zaskoczyła Stellę, bo nie tylko nie skarciła jej za łakomstwo, ale zaproponowała, że przyniesie z kuchni więcej ciasteczek. Gdy wróciła z pełnym talerzykiem, Stella kończyła jedzenie pierwszej porcji. Ciotka uśmiechnęła się i podsunęła jej kolejne ciasteczka. Stella przecząco pokręciła głową i pośpiesznie przełknęła to, co miała w ustach.

– Skąd u cioci wzięła się ta miłość do muzyki? – zapytała, upiwszy łyk herbaty.

Wanda zapatrzyła się na zdjęcie swojej siostry, jakby tam miała znaleźć odpowiedź. Stella zerknęła w tym samym kierunku i oczy jej się zaszkliły.

– Mieliśmy we wsi dziedziczkę – zaczęła ciotka, nie odrywając wzroku od ściany. – Nasza mama, czyli twoja babcia, chodziła do niej do pomocy. Ja z nią.

– A mama? – zapytała Stella.

– Ona wolała z tatą pracować na roli. Pani z folwarku, jak ją nazywaliśmy, miała córkę, Klarę, trochę starszą ode mnie. Pięknie grała na fortepianie. Słuchała dużo muzyki z płyt, a ja razem z nią. Potem ona studiowała w akademii, a ja na uniwersytecie. Powiedziała mi o pracy w bibliotece muzycznej. – Ciotka głośno westchnęła i spuściła głowę. – Tam poznałam twojego ojca.

– I co było dalej? – Stella dotknęła dłoni Wandy. Ciotka nie zareagowała. Siedziała bez ruchu, wpatrzona w jakiś punkt przed sobą. Stella delikatnie ścisnęła jej dłoń i cicho poprosiła o kontynuowanie opowieści.

– Wysłałam go do twojej mamy. Potrzebował dobrego lekarza. – Ciotka nerwowo zerknęła na zdjęcie siostry.

– Co mu było?

– Sam ci powie. Bardzo potrzebuje rozmowy z tobą. – Podsunęła Stelli talerzyk z kokosankami, a ta znowu wszystkie zsunęła na swój. – Chyba zdrowiejesz. Wraca ci apetyt. Wreszcie. – Uśmiechem dała do zrozumienia, że nie chce kontynuować opowieści.

Wanda nigdy nie miała męża ani dzieci, dlatego od zawsze jej życie kręciło się wokół siostrzenicy. Miały bardzo bliskie relacje, ale każda z nich miała swoje sekrety. Siostrzenica nie powiedziała ciotce o swoim związku z Markiem, a Wanda nie zdradziła się, że utrzymywała kontakt z ojcem Stelli.

Treść dostępna w pełnej wersji eBooka.

Projekt okładki Vavoq (Wojciech Wawoczny)

Zdjęcie wykorzystane na okładce © Shutterstock / Andrey Arkusha © Shutterstock / Eric Isselee  © Shutterstock / Alex Staroseltsev

RedakcjaIwona Grodzka-Górnik

KorektaDorota Wojciechowska

Skład i łamanieAkant

Tekst © Copyright by Anna Mentlewicz, Warszawa 2017 © Copyright for this edition by Melanż, Warszawa 2017

Wszystkie prawa zastrzeżone. Żadna część niniejszej publikacji nie może być reprodukowana, przechowywana jako źródło danych i przekazywana w jakiejkolwiek elektronicznej, mechanicznej, fotograficznej lub innej formie zapisu bez pisemnej zgody posiadacza praw.

ISBN 978-83-64378-48-5 Warszawa 2017 Wydanie I

Melanż ul. Rajskich Ptaków 50, 02-816 Warszawa +48 602 293 363 [email protected]

Skład wersji elektronicznej