Wystąpienia bez stresu. Jak dobrze wypaść na żywo, w mediach i internecie - Maciej Orłoś - ebook

Wystąpienia bez stresu. Jak dobrze wypaść na żywo, w mediach i internecie ebook

Maciej Orłoś

0,0

Opis

Poznaj tajniki sukcesu podczas wystąpień przed publicznością w internecie, w pracy, na konferencjach i nie tylko!


Wystąpienia – zarówno przed wielką publicznością, jak i przed kilkuosobowym zespołem – są jak jazda samochodem: mistrzostwa nabiera się w praktyce. Jednak warto też mieć dobrego instruktora, szczególnie na początku.


Maciej Orłoś, ekspert w dziedzinie wystąpień, postanowił podzielić się swoim doświadczeniem z każdym, kto odczuwa dyskomfort podczas publicznego zabrania głosu i poszukuje odpowiedzi na pytania:

  • Czym różni się występowanie na żywo od tego przed kamerą i jak przygotować się do wystąpienia w każdym z tych formatów?
  • Co zrobić, by inni słuchali nas z zaciekawieniem?
  • Jak dobrze zaprezentować się przed każdą publicznością – obserwatorami w mediach społecznościowych, współpracownikami, potencjalnymi klientami?
  • Jak skutecznie poprowadzić prezentację?

W książce znajdziesz odpowiedzi na te i wiele innych pytań, przekazane w ciekawy oraz przystępny sposób. Dowiedz się, jak mówić, aby być słuchanym, i jak zrobić dobre wrażenie na każdym odbiorcy.

 

Maciej Orłoś ma ponad 30 lat doświadczenia, na które składa się prowadzenie cieszących się ogromną popularnością programów telewizyjnych, w tym kultowego Teleexpressu, a także programu na YouTubie. W czasie swojej kariery był gospodarzem wielu uroczystości i spotkań. Przeprowadził wywiady telewizyjne z tak wybitnymi postaciami, jak Meryl Streep, Anthony Hopkins, Céline Dion, Nicole Kidman czy Bill Gates. Od lat szkoli innych w zakresie przemawiania i występowania przed publicznością.

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 354

Rok wydania: 2025

Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
Oceny
0,0
0
0
0
0
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.



Wstęp

Książka Ma­cieja Or­ło­sia Wy­stą­pie­nia bez stresu. Jak do­brze wy­paść na żywo, w me­diach i in­ter­ne­cie składa się z 17 nie­nu­me­ro­wa­nych roz­dzia­łów, w więk­szo­ści po­dzie­lo­nych na pod­roz­działy. Jest po­prze­dzona roz­bu­do­wa­nym wstę­pem, za­ty­tu­ło­wa­nym Wy­stęp, czyli jazda bez trzy­manki. Jesz­cze bar­dziej niż wstęp roz­bu­do­wane są czę­ści koń­cowe, na które skła­dają się: Uwagi koń­cowe, Al­fa­bet wy­stą­pień we­dług Ma­cieja Or­ło­sia, Warto obej­rzeć i prze­czy­tać oraz Po­dzię­ko­wa­nia.

Po­czą­tek i ko­niec książki, po­dob­nie jak i wszyst­kie jej czę­ści za­sad­ni­cze, na­pi­sane są w spo­sób prze­ła­mu­jący sche­maty, jest to zaś prze­ła­ma­nie do­ko­nane z wiel­kim po­żyt­kiem dla tre­ści i stylu, a przede wszyst­kim dla wa­lo­rów użyt­ko­wych pu­bli­ka­cji. I tak, we wstę­pie Au­tor w zgrab­nej me­ta­fo­rze ze­sta­wia wy­stę­po­wa­nie przed pu­blicz­no­ścią z pro­wa­dze­niem sa­mo­chodu – pod ką­tem spo­sobu ucze­nia się i re­ali­za­cji. Mówi też o tym, ja­kie są w spo­łe­czeń­stwie pre­dys­po­zy­cje w tym za­kre­sie i co każda osoba może ro­bić, by pod­nieść swoje kwa­li­fi­ka­cje.

W pierw­szej z czę­ści za­my­ka­ją­cych książkę, w Uwa­gach koń­co­wych, Ma­ciej Or­łoś zwraca uwagę na kwe­stię jego zda­niem za­słu­gu­jącą na szcze­gólne pod­kre­śle­nie: na kon­takt z od­biorcą – żywy, bli­ski i oparty na sza­cunku dla in­dy­wi­du­al­no­ści dru­giego czło­wieka. Na zo­ba­cze­nie świata jego oczyma. Jak w in­nych czę­ściach książki po­słu­guje się i tu aneg­dotą i cy­ta­tem. Ko­lejna część za­koń­cze­nia: Al­fa­bet wy­stą­pień we­dług Ma­cieja Or­ło­sia to ro­dzaj the­sau­rusa, na który skła­dają się po­ję­cia ważne w świe­cie me­diów i wy­stą­pień pu­blicz­nych, ele­menty ję­zyka po­tocz­nego uży­wa­nego przez dzien­ni­ka­rzy i pre­zen­te­rów, wresz­cie al­fa­be­tycz­nie przy­wo­łane różne de­fi­ni­cje i za­gad­nie­nia, które po­winna po­znać każda osoba, chcąca sku­tecz­nie i efek­tow­nie wy­stę­po­wać pu­blicz­nie. Po Al­fa­be­cie w czę­ści za­ty­tu­ło­wa­nej Warto zo­ba­czyć i obej­rzeć Au­tor pro­po­nuje czy­tel­ni­kowi sze­reg do­dat­ko­wych lek­tur i ma­te­ria­łów do obej­rze­nia, w bar­dzo istotny spo­sób wzbo­ga­ca­jąc i nie­jako „prze­dłu­ża­jąc” swą pu­bli­ka­cję.

Te­ma­tyka za­sad­ni­czej czę­ści książki jest bar­dzo zróż­ni­co­wana. Obej­muje mię­dzy in­nymi za­gad­nie­nia psy­cho­lo­giczne, ta­kie jak trema, waż­ność pierw­szego wra­że­nia i aury emo­cjo­nal­nej osoby wy­stę­pu­ją­cej, umie­jęt­ność sku­pie­nia uwagi od­biorcy na so­bie i przede wszyst­kim na te­ma­cie wy­stą­pie­nia. W dwóch roz­dzia­łach po­ru­szone są za­gad­nie­nia zwią­zane z ko­mu­ni­ka­cją nie­wer­balną, mowa jest także o kwe­stiach fo­ne­tyki me­dial­nej i po­praw­no­ści ję­zy­ko­wej. Do bar­dzo waż­nych w kształ­ce­niu dzien­ni­ka­rzy na­leżą pro­blemy ope­ro­wa­nia współ­cze­sną tech­niką (dźwię­kiem, świa­tłem, ka­merą itp.), także w przy­padku wy­stą­pień on­line. W książce mowa o róż­no­rod­nych ty­pach wy­stą­pień, np. prze­mó­wie­niu, pre­zen­ta­cji slaj­dów, pro­gra­mach w me­diach spo­łecz­no­ścio­wych. Au­tor uwzględ­nia w swo­ich ra­dach też pro­ble­ma­tykę nie­ty­pową, ale jakże ważną: jak ra­dzić so­bie z kry­zy­sem, trud­nymi py­ta­niami, jak nie wy­paść z roli i gdzie znaj­duje się gra­nica mię­dzy sceną a pry­wat­no­ścią.

Wy­stą­pie­nia bez stresu jest książką na­pi­saną w bar­dzo umie­jętny spo­sób. Au­tor włada barw­nym, ży­wym ję­zy­kiem, po­słu­guje się też wielką liczbą przy­kła­dów i sto­ry­tel­lin­giem – aneg­do­tami i opo­wia­da­niami ubar­wia­ją­cymi tekst i spra­wia­ją­cymi, że za­pada on w pa­mięć. Umie­jęt­nie po­rząd­kuje swoją nar­ra­cję, naj­waż­niej­sze za­sady uj­muje w punk­tach i przy­po­mina je w pod­su­mo­wa­niach. Do­dat­kowo tekst jest po­seg­men­to­wany do­brze do­bra­nymi i sfor­mu­ło­wa­nymi śród­ty­tu­łami, a nie­które kwe­stie wy­tłusz­czone. Naj­moc­niej­szą stroną pu­bli­ka­cji jest… pro­fe­sjo­na­lizm. Każda osoba czy­ta­jąca ma ab­so­lutną pew­ność, że Au­tor nie tylko do­sko­nale zna wszyst­kie za­sady wy­stą­pień pu­blicz­nych, ale setki, je­śli nie ty­siące razy, spraw­dził w ży­cio­wych sy­tu­acjach ich dzia­ła­nie.

Dla od­bioru książki i jej funk­cjo­no­wa­nia na rynku wy­daw­ni­czym bar­dzo ważna jest osoba Au­tora – zna­nego dzien­ni­ka­rza i ak­tora, ma­ją­cego do­sko­nałe przy­go­to­wa­nie me­ry­to­ryczne i ogromne do­świad­cze­nie za­wo­dowe. Jest to osoba roz­po­zna­walna dla każ­dego, bu­dząca za­ufa­nie co do swego pro­fe­sjo­na­li­zmu i uzna­nie dla osią­gnięć za­wo­do­wych. Z peł­nym prze­ko­na­niem re­ko­men­duję książkę Ma­cieja Or­ło­sia Wy­stą­pie­nia bez stresu. Jak do­brze wy­paść na żywo, w me­diach i in­ter­ne­cie do druku i za­sto­so­wa­nia mię­dzy in­nymi w kształ­ce­niu stu­den­tów na kie­run­kach dzien­ni­kar­skich.

Jest to lek­tura obo­wiąz­kowa nie tylko dla stu­den­tów dzien­ni­kar­stwa, młod­szych i star­szych dzien­ni­ka­rzy, ale także dla wszyst­kich osób, które chcą pre­zen­to­wać się sku­tecz­nie, cie­ka­wie i do­cie­rać do od­biorcy. Au­tor, prak­tyk i je­den z naj­lep­szych w Pol­sce spe­cja­li­stów w tym za­kre­sie, pi­sze o kwe­stiach waż­nych i trud­nych barw­nym ję­zy­kiem, z wielka liczbą przy­kła­dów i aneg­dot. Wy­stą­pie­nia bez stresu bawi, uczy i za­pada w pa­mięć dzięki zna­ko­mi­cie pro­wa­dzo­nej nar­ra­cji i dzięki zna­ko­mi­cie opa­no­wa­nemu warsz­ta­towi… sztuki pi­sar­skiej – w naj­lep­szym współ­cze­snym wy­da­niu.

prof. dr hab. Radosław Pawelec

Wydział Dziennikarstwa, Informacji i BibliologiiUniwersytet Warszawski

Warszawa, 18.12.2024 r.

Występ, czyli jazda bez trzymanki

Wy­stę­po­wa­nie przed pu­blicz­no­ścią można po­rów­nać do pro­wa­dze­nia sa­mo­chodu: w obu przy­pad­kach moż­liwe jest doj­ście do wprawy, ale po­czątki są trudne. Kiedy przy­szły kie­rowca roz­po­czyna na­ukę jazdy, jest ze­stre­so­wany i sku­pia się je­dy­nie na tym, gdzie są sprzę­gło, ha­mu­lec, pe­dał gazu, jak zmie­niać biegi i kiedy włą­czać kie­run­kow­skaz. Musi za­pa­mię­tać, że trzeba pa­trzeć w lu­sterka boczne i wsteczne, ob­ser­wo­wać znaki. Kiedy opa­nuje pod­stawy, nie my­śli już o szcze­gó­łach, tylko po pro­stu… je­dzie. Mało tego, pod­czas pro­wa­dze­nia sa­mo­chodu może słu­chać ra­dia, mu­zyki, au­dio­bo­oka czy roz­ma­wiać z pa­sa­że­rami.

Po­dob­nie jest w przy­padku osoby, która wy­stę­puje pu­blicz­nie. Kiedy robi to pierw­szy raz, jest po­twor­nie ze­stre­so­wana, za­zwy­czaj po­nura, nie wie, co ro­bić z rę­kami, w którą stronę pa­trzeć, jak sta­nąć, od­dy­chać i mó­wić do mi­kro­fonu. Ale kiedy na­bie­rze wprawy i na­uczy się warsz­tatu, to wszyst­kie tech­niczne ele­menty wy­stą­pie­nia prze­staną spra­wiać jej pro­blem. Wprawa ozna­cza rów­nież, że mówca jest do­brze przy­go­to­wany me­ry­to­rycz­nie i spraw­nie re­ali­zuje przy­jęty plan wy­stą­pie­nia (do­sko­nałe przy­go­to­wa­nie to jedna z rze­czy, któ­rych trzeba się na­uczyć). Taka osoba pod­czas prze­mó­wie­nia za­cho­wuje się swo­bod­nie, sku­pia się na prze­ka­zie i na tym, by – ogól­nie rzecz uj­mu­jąc – wy­stą­pie­nie było jak naj­lep­sze.

Idźmy da­lej. Można śmiało po­wie­dzieć, że więk­szość lu­dzi może na­uczyć się pro­wa­dze­nia sa­mo­chodu. To nie jest prze­cież ta­kie trudne. Wy­star­czy za­cząć na­ukę pod okiem in­struk­tora, a po­tem ćwi­czyć, czyli jeź­dzić, na­bie­ra­jąc dzięki temu wprawy i do­świad­cze­nia. Przyj­mijmy, na po­trzeby na­szej ana­lo­gii, że 99% lu­dzi, nie­za­leż­nie od płci, rasy czy sze­ro­ko­ści geo­gra­ficz­nej, może zdo­być tę umie­jęt­ność.

Pół pro­cent ludz­ko­ści sta­no­wią w ta­kim ra­zie ci, któ­rzy ni­gdy nie będą kie­row­cami, z róż­nych po­wo­dów. Nie pró­bo­wali po­dejść do eg­za­minu na prawo jazdy, za­kła­da­jąc, że nie mają szans; nie zdali go, choć pró­bo­wali kil­ka­na­ście razy; zdali eg­za­min, ale uznali, że ni­gdy nie po­winni sa­mo­dziel­nie jeź­dzić au­tem, po­nie­waż nie chcą stwa­rzać za­gro­że­nia dla in­nych uczest­ni­ków ru­chu. Krótko mó­wiąc, pół pro­cent to lu­dzie, któ­rzy kom­plet­nie nie na­dają się na kie­row­ców. I nimi nie są. I tak jest le­piej dla wszyst­kich.

Dru­gie pół pro­cent to za­wo­dowcy – kie­rowcy au­to­bu­sów, au­to­ka­rów, cię­ża­ró­wek itp. Na szczy­cie tej hie­rar­chii usta­wił­bym kie­row­ców raj­do­wych i wy­ści­go­wych – to mi­strzo­wie, oni po­tra­fią wszystko.

Po­dob­nie jest z wy­stę­po­wa­niem przed pu­blicz­no­ścią. Mogę z peł­nym prze­ko­na­niem stwier­dzić – na pod­sta­wie wła­snych do­świad­czeń w roli tre­nera oraz jako ob­ser­wa­tor nie­zli­czo­nych wy­da­rzeń, pod­czas któ­rych wy­stę­po­wano pu­blicz­nie – że z mów­cami jest tak samo jak z kie­row­cami.

W ciągu wielu lat prak­tyki szko­le­nio­wej mia­łem do czy­nie­nia z set­kami kur­san­tów – ludźmi z róż­nych branż i śro­do­wisk oraz na roz­ma­itych sta­no­wi­skach. Śmiało mogę stwier­dzić, że kil­koro – pod­kre­ślam – kil­koro z nich w ogóle nie nada­wało się do wy­stę­po­wa­nia, a kil­koro miało do tego ewi­dentne pre­dys­po­zy­cje. A po­zo­stali? Cóż… słusz­nie zro­bili, za­pi­su­jąc się na szko­le­nie.

Wróćmy więc do pro­cen­tów. Po jed­nej stro­nie mamy nie­wielką grupę świet­nych mów­ców – lu­dzi, któ­rym wy­stą­pie­nia pu­bliczne nie spra­wiają trudu – są na­tu­ralni, mó­wią cie­ka­wie, nie zjada ich trema, po­tra­fią na­wią­zać kon­takt z od­bior­cami. Po dru­giej stro­nie stoi jesz­cze mniej­sza grupka tych, któ­rzy po pro­stu nie po­winni wy­stę­po­wać pu­blicz­nie, po­nie­waż się do tego nie na­dają – na przy­kład z po­wodu po­twor­nej, pa­ra­li­żu­ją­cej tremy, któ­rej skutki są nie do przy­ję­cia (czoło za­lewa im pot, za­czy­nają mó­wić bez sensu, są bli­scy omdle­nia). Do­brym przy­kła­dem an­ty­mówcy jest po­eta z Rejsu. Mó­wił tak ci­cho, że ka­owiec (Sta­ni­sław Tym) mu­siał prze­ka­zy­wać pu­blicz­no­ści jego słowa. Poza tym po­eta miał dość wy­raźną wadę wy­mowy i zja­dał sa­mo­gło­ski. Kosz­mar!

Czy­tel­niku, pa­mię­taj, że na­le­żysz do 99% lu­dzi, któ­rzy mogą na­uczyć się wy­stę­po­wa­nia przed pu­blicz­no­ścią! Ide­al­nie by­łoby, gdyby jesz­cze ta­kie wy­stą­pie­nia spra­wiały ci przy­jem­ność… Ow­szem, to trudne, ale moż­liwe!

I jesz­cze jedno. Z mo­ich wie­lo­let­nich ob­ser­wa­cji wy­nika (nie mam na to ba­dań, ale mam za­ufa­nie do wła­snych spo­strze­żeń i do­świad­czeń), że w Pol­sce około 80% lu­dzi wy­po­wia­da­ją­cych się pu­blicz­nie robi to w mniej­szym lub więk­szym stop­niu nie­po­rad­nie, nie­pro­fe­sjo­nal­nie – z róż­nych po­wo­dów, na różne spo­soby. Za­sada Pa­reta być może się kła­nia w tym miej­scu… Za­tem cho­dzi o to, by zna­leźć się w tej gru­pie 20%, czyli lu­dzi, któ­rzy so­bie ra­dzą. Oczy­wi­ście mamy w tych 20% we­wnętrzne zróż­ni­co­wa­nie – od tych, któ­rzy po pro­stu do­brze so­bie ra­dzą pod­czas mó­wie­nia, do wy­bit­nych mów­ców, któ­rzy za­chwy­cają, zdo­by­wają serca pu­blicz­no­ści i do­stają owa­cje na sto­jąco. Mia­łem w tym frag­men­cie za­zna­czyć, że nie biorę pod uwagę w mo­ich ba­da­niach po­li­ty­ków, bo to od­dzielna, spe­cy­ficzna grupa, rzą­dząca się wła­snymi spe­cy­ficz­nymi pra­wami… ale tak się składa, że mam przy­kład osoby, która jest po­li­ty­kiem i w za­kre­sie prze­ma­wia­nia, wy­stę­po­wa­nia pu­blicz­nego i zdol­no­ści ora­tor­skich jest na sa­mym szczy­cie, o któ­rej można po­wie­dzieć, że na­prawdę po­rywa tłumy. Szy­mon Ho­łow­nia jako mar­sza­łek sejmu X ka­den­cji dał się po­znać jako nie­zwy­kle sprawny mówca, czę­sto bły­sko­tliwy, ob­da­rzony wy­jąt­ko­wym re­flek­sem. Jego prze­ciw­nicy po­li­tyczni naj­praw­do­po­dob­niej nie zgo­dzi­liby się z tą tezą, ale nie chcę w tym miej­scu wcho­dzić w me­an­dry pol­skiej po­li­tyki, na­to­miast – w moim prze­ko­na­niu – nie ulega wąt­pli­wo­ści, że Szy­mon Ho­łow­nia to mówca wszech­stron­nie wy­bitny, za­równo w for­mie, jak i w tre­ści. Po­ja­wiają się głosy, że ta jego spraw­ność wy­nika z wie­lo­let­niego do­świad­cze­nia w te­le­wi­zji, w pro­gra­mach na żywo, i trudno się z tym nie zgo­dzić – na pewno prak­tyka zdo­byta w me­diach panu mar­szał­kowi po­maga w pracy. Jed­nak, wierz­cie mi, zde­cy­do­wa­nie nie każdy czło­wiek te­le­wi­zji od­na­la­złby się tak do­brze jak Szy­mon Ho­łow­nia na sta­no­wi­sku mar­szałka sejmu czy w ogóle w po­li­tyce…

Ta ana­lo­gia wy­stępu pu­blicz­nego do pro­wa­dze­nia sa­mo­chodu po­woli się wy­czer­puje. Cho­ciaż… można do­szu­kać się jesz­cze kilku punk­tów wspól­nych. Za­równo kie­rowca, jak i osoba wy­gła­sza­jąca prze­mó­wie­nie mu­szą mieć się na bacz­no­ści. W każ­dej chwili może bo­wiem stać się coś nie­spo­dzie­wa­nego. Na drogę może wy­biec sarna i tylko re­fleks pro­wa­dzą­cego po­zwoli unik­nąć ko­li­zji. Pod­czas prze­mó­wie­nia ktoś z wi­downi może za­snąć i gło­śno chra­pać. Wtedy też na­leży szybko za­re­ago­wać, by unik­nąć roz­prę­że­nia wśród pu­blicz­no­ści. Sarna na dro­dze jest za­gro­że­niem śmier­tel­nym. Gło­śne chra­pa­nie wi­dza może za­bo­leć wy­stę­pu­ją­cego, ale nie za­graża prze­cież jego zdro­wiu (chyba że psy­chicz­nemu). Nie zna­czy to jed­nak, że chra­pa­nie nie jest nie­bez­pieczne. Jest, bo może w znacz­nym stop­niu po­psuć wy­stą­pie­nie.

Mię­dzy pro­wa­dze­niem po­jaz­dów a wy­stę­pem pu­blicz­nym ist­nieje też jedna za­sad­ni­cza róż­nica: pro­wa­dze­nie sa­mo­chodu jest znacz­nie ła­twiej­sze! Mamy prawo jazdy, jeź­dzimy czę­sto, może na­wet co­dzien­nie, a co za tym idzie, na­bie­ramy co­raz więk­szej wprawy i sta­jemy się lep­szymi kie­row­cami. Z wy­stę­po­wa­niem jest go­rzej – nie ro­bimy tego prze­cież tak czę­sto. Pre­mier lub pre­zy­dent wy­stę­pują co­dzien­nie, ale już dy­rek­tor firmy ma mniej oka­zji do prak­ty­ko­wa­nia.

Co robić, by dojść do wprawy?

Po­móc mogą:

szko­le­nia – dzięki spe­cja­li­stom uczest­nik szko­le­nia po­zna warsz­tat, do­wie się, jak jest po­strze­gany oraz nad czym głów­nie po­wi­nien pra­co­wać;od­ra­bia­nie lek­cji – ćwi­cze­nie (na­cisk na po­pra­wia­nie sła­bych stron), na­gry­wa­nie ćwi­czeń ka­merą w cza­sach smart­fo­nów to ża­den pro­blem;prak­tyka – jak naj­częst­sze wy­stę­po­wa­nie przed pu­blicz­no­ścią i na­gry­wa­nie tych wy­stą­pień (dzięki temu można wy­cią­gać wnio­ski i dą­żyć do per­fek­cji);lek­tury – warto sko­rzy­stać z do­stęp­nej oferty zna­ko­mi­tych ksią­żek au­tor­stwa wy­bit­nych eks­per­tów;ob­ser­wa­cje – naj­lep­szych mów­ców mo­żemy oglą­dać mię­dzy in­nymi po­przez śle­dze­nie ka­nału TED Talks na YouTu­bie. Na kon­fe­ren­cjach TED i TEDx wy­stę­pują zna­ko­mici spe­cja­li­ści z róż­nych dzie­dzin, z któ­rych więk­szość to wspa­niali mówcy. Za­pra­szam też na kurs VOD mo­jego au­tor­stwa.

Pierwsze wrażenie… drugiego nie będzie

Kiedy ko­goś po­znaję, to osoba ta robi na mnie okre­ślone wra­że­nie. Po­mińmy w tym przy­padku zna­cze­nie na ogół po­zy­tyw­nego zwrotu „zro­bić na kimś wra­że­nie”, któ­rego uży­wamy, kiedy ktoś wy­ka­zał się czymś, po­pi­sał się ja­kąś umie­jęt­no­ścią, był świet­nie ubrany. W tym roz­dziale cho­dzi o pierw­sze wra­że­nie, które może być różne, a które jest nie­zwy­kle istotne. Kiedy wi­dzę lub spo­ty­kam ko­goś pierw­szy raz, re­je­struję różne bodźce – wzro­kowe, słu­chowe, za­pa­chowe, do­ty­kowe. I – chcąc nie chcąc – oce­niam.

Wrażenia wzrokowe

Wiek – młody, stary; do­brze się trzyma, staro wy­gląda.

Ubiór – do­strze­gam, jak ktoś jest ubrany – ład­nie, brzydko, gu­stow­nie, mod­nie, tan­det­nie, ele­gancko, nie­dbale, od­po­wied­nio do sy­tu­acji.

Twarz – ładna, za­dbana, otyła, na­lana, zmę­czona, opa­lona, wy­chu­dzona, uśmiech­nięta, po­nura, spo­cona, z brodą, z wą­sami; w oku­la­rach lub bez; z ład­nym uśmie­chem, z bra­kami w uzę­bie­niu.

Oczy – spo­kojne czy roz­bie­gane; spoj­rze­nie uni­ka­jące mo­jego wzroku czy może świ­dru­jące, ob­ser­wu­jące, uważne.

Fry­zura – krótka, na jeża, długa, zwi­chrzona, po­tar­gana, nie­dbała; siwa, ja­sna, ciemna; włosy są gę­ste lub ktoś ły­sieje; a może wy­jąt­kowa, wy­róż­nia­jąca się, typu gruby war­kocz czy iro­kez.

Syl­wetka – gruba, chuda, szczu­pła; nie­wy­soki wzrost, średni, może wy­jąt­kowo wy­soki.

Po­zy­cja ciała – otwarta, z na­tu­ral­nymi ge­stami, wy­lu­zo­wana czy może od­wrot­nie – za­mknięta, skrę­po­wana.

Wrażenia dźwiękowe

Tembr głosu – cienki, pi­skliwy, bar­dzo ni­ski, ładny, miły dla ucha, spo­kojny.

Spo­sób mó­wie­nia i styl wy­po­wie­dzi – spo­koj­nie, wolno, szybko, ner­wowo, in­te­re­su­jąco, nudno, kwie­ci­ście, mało, dużo, po­praw­nie, z błę­dami, nie­wy­raź­nie, ci­cho.

Wrażenia zapachowe

Dana osoba może uży­wać wy­jąt­ko­wych per­fum – wtedy bę­dzie to wra­że­nie przy­jemne, choć – jak wia­domo – za­pach może też być od­py­cha­jący. Bo na przy­kład ktoś być może nie umył się do­kład­nie. Albo używa tan­det­nej, du­szą­cej wody to­a­le­to­wej. Albo nie­stety daje się wy­czuć nie­przy­jemny za­pach z ust…

Wrażenia dotykowe

Jest ich mniej, ale także dużo zna­czą. Na przy­kład uścisk dłoni na po­wi­ta­nie może być: twardy, mę­ski, mocny, zde­cy­do­wany, zbyt mocny (taki, że aż ręka za­boli), średni, de­li­katny, bar­dzo słaby, zwany ry­bią rączką czy śniętą rybą (kiedy ktoś po­daje dłoń bez żad­nej ener­gii, bierną i w grun­cie rze­czy nie­przy­jemną). Ści­ska­jąc czy­jąś dłoń, prze­ko­nu­jemy się też, czy jest su­cha czy wil­gotna.

Po pierw­szym spo­tka­niu każdy wy­ra­bia so­bie ja­kąś opi­nię o da­nej oso­bie. O tym, jaka bę­dzie to opi­nia, de­cy­dują wszyst­kie wy­mie­nione czyn­niki. Nie­które z nich mogą być tak in­ten­sywne, że zdo­mi­nują całe wra­że­nie. A ja­kie ono może być? Przede wszyst­kim po­zy­tywne lub ne­ga­tywne.

Pozytywne pierwsze wrażenie

Jaki miły, uśmiech­nięty, szar­mancki młody czło­wiek!

Jaka uprzejma, kul­tu­ralna star­sza pani… Cha­nel N°5.

Bar­dzo in­te­li­gentna, wy­ga­dana dziew­czyna, uro­czy koń­ski ogon.

Sym­pa­tyczny pan w śred­nim wieku, świetny gar­ni­tur, klasa.

Bar­dzo ener­giczny męż­czy­zna, dow­cipny, kon­kretny.

Negatywne pierwsze wrażenie

Co za cham, na­wet nie po­wie­dział „Dzień do­bry”!

Ale on miał szopę na gło­wie i brudne dżinsy!

Tak się przy­wi­tał, że mało mi ręka nie od­pa­dła.

Strasz­nie po­nura ta dziew­czyna.

Mruk, gbur i pro­stak!

Mieszane pierwsze wrażenie

Ele­gancko ubrany, ale cha­mo­waty.

Sym­pa­tyczna, ale używa fa­tal­nych per­fum.

Dow­cipna, ale ma braki w uzę­bie­niu.

In­te­li­gentny, szar­mancki, ale te straszne buty!

Miła pani, ale ja­kie ma okropne loki na gło­wie!

Tu przy­po­mina mi się sy­tu­acja z pew­nego wy­da­rze­nia on­line pod­czas pan­de­mii, któ­rego by­łem go­ściem i pre­le­gen­tem. Uczest­ni­czyli w tym wy­da­rze­niu na­uczy­ciele i na­uczy­cielki, a spo­tka­nie było na tyle ka­me­ralne, że każdy był wi­doczny dzięki włą­czo­nym ka­mer­kom. Z tego spo­tka­nia za­pa­mię­ta­łem głów­nie uczest­niczkę, która miała na gło­wie nie­sły­chany, nie­spo­ty­kany kok. Koki chyba tak w ogóle wy­szły z mody, ale nie w tym rzecz. Ten jej kok był tak wy­ra­zi­sty, że nie spo­sób było ode­rwać od niego wzroku – z za­dzi­wie­nia, że można coś ta­kiego mieć na gło­wie. Tu pierw­sze wra­że­nie było gwa­ran­to­wane: „pani od koka”.

Trzeba pa­mię­tać, że pierw­sze wra­że­nie po­zo­staje na długo, może na­wet na za­wsze. Jest jak stem­pel, któ­rym nie­świa­do­mie ozna­czamy po­zna­nego czło­wieka. I ro­bimy to w bar­dzo krót­kim cza­sie – wy­star­czy na­wet kilka do kil­ku­na­stu se­kund. Czy da się zmie­nić pierw­sze wra­że­nie? Czy można wy­ma­zać stary stem­pel i po­sta­wić nowy? Tak, ale wpro­wa­dza­nie tych zmian idzie bar­dzo opor­nie i zda­rza się nie­zmier­nie rzadko, bo – jak głosi znane po­wie­dze­nie – masz tylko jedną szansę, by zro­bić pierw­sze wra­że­nie.

Je­śli ktoś od razu wy­padł do­brze, musi zro­bić wiele złego, by to ze­psuć. Na­wet je­śli póź­niej coś sknoci, to i tak nie po­psuje swo­jej opi­nii, po­nie­waż lu­dzie są skłonni uspra­wie­dli­wiać prze­czące po­zy­tyw­nemu pierw­szemu wra­że­niu re­ak­cje czy za­cho­wa­nia da­nej osoby. Czę­sto sły­szymy: „Może i nie wy­szło mu to czy tamto, ale i tak jest fajny”.

Dla osób, które zro­bią złe pierw­sze wra­że­nie, mam kiep­ską wia­do­mość – sza­le­nie trudno jest po­pra­wić swój wi­ze­ru­nek. Można się dwoić i troić, a lu­dzie i tak wie­dzą swoje.

Czy po­niż­sze sy­tu­acje wy­glą­dają zna­jomo?

Je­śli „miły, uśmiech­nięty, szar­mancki młody czło­wiek” rzuci na­gle prze­kleń­stwo, to i tak nie ze­psuje mu to opi­nii. Znaj­dziemy dla niego uspra­wie­dli­wie­nie: „Może i po­wie­dział brzydki wy­raz, ale cóż, każ­demu się zda­rza. Może był zde­ner­wo­wany?”.

Je­śli „bar­dzo uprzejma, kul­tu­ralna star­sza pani pach­nąca Cha­nel N°5” nie­słusz­nie i nie­kul­tu­ral­nie zruga przy świad­kach kel­nera w re­stau­ra­cji, to i tak po­zo­sta­nie kul­tu­ralną star­szą pa­nią, a kel­ne­rowi „może się na­le­żało”.

Je­śli „bar­dzo in­te­li­gentna, wy­ga­dana dziew­czyna z uro­czym koń­skim ogo­nem” po­każe się na­stęp­nym ra­zem z tłu­stymi wło­sami i przy­zna, że nie wie, kim był Mo­zart, i tak po­zo­sta­nie in­te­li­gentną, wy­ga­daną dziew­czyną z koń­skim ogo­nem, bo prze­cież „każdy może cza­sem nie umyć wło­sów i cze­goś tam nie wie­dzieć; nie wszy­scy mu­szą być omni­bu­sami”.

Je­śli „cham, który na­wet nie po­wie­dział «Dzień do­bry»”, na­stęp­nym ra­zem przy­wita się nie­zwy­kle miło, to i tak w oczach osoby, na któ­rej zro­bił złe pierw­sze wra­że­nie, po­zo­sta­nie cha­mem, bo: „Może i po­wie­dział «Dzień do­bry», ale jak ktoś jest pod­szyty cham­stwem, to nic mu nie po­może”.

Je­śli ktoś, kto pod­czas pierw­szego spo­tka­nia miał szopę na gło­wie i brudne dżinsy, po­każe się z za­dbaną, krótką fry­zurą i w gar­ni­tu­rze, to i tak nie prze­kona do sie­bie to­wa­rzy­stwa, bo: „Ktoś mu ka­zał tak się ubrać, może ma ważne spo­tka­nie, ale tak na­prawdę to i tak prze­cież nie­chluj!”.

Je­śli ktoś ma nie­zwy­kle twardy uścisk dłoni, to sprawa jest wła­ści­wie bez­na­dziejna: prze­cież tego nie zmieni, więc nie wy­rwie się z uści­sku… pierw­szego wra­że­nia.

Są osoby, które wy­wie­rają mie­szane pierw­sze wra­że­nie. I tu sy­tu­acja nieco się kom­pli­kuje. W więk­szo­ści przy­pad­ków nie­stety na pierw­szy plan wy­suwa się ele­ment ne­ga­tywny.

Z całą pew­no­ścią można stwier­dzić, że nie li­czy się to, jaki ktoś jest na­prawdę. Ważne jest je­dy­nie pierw­sze wra­że­nie. Ktoś, kogo wła­śnie po­zna­jemy, może mieć zły dzień (chan­drę, kaca, mi­grenę), dla­tego wy­daje się po­nury czy smutny. Jed­nak ci, któ­rych spo­tka tego dnia, za­łożą, że taki jest za­wsze i że taką ma na­turę.

Za­uwa­ży­łem, że lu­dzie, któ­rzy znają mnie z te­le­wi­zji, zwra­cają uwagę na to, jaki je­stem pry­wat­nie (czyli jaki we­dług nich je­stem na­prawdę). W te­le­wi­zji każdy się stara, uśmie­cha, jest do­brze ubrany. Ale cha­rak­ter można po­znać do­piero w sy­tu­acjach pry­wat­nych. Ma­jąc tego świa­do­mość, pil­nuję się, bo nie chcę za­wieść osób spo­ty­ka­nych w róż­nych sy­tu­acjach w ży­ciu co­dzien­nym (wię­cej na ten te­mat w roz­dziale Scena–ku­lisy, czyli jak nie wy­paść z roli).

Po­zna­jąc lu­dzi na co dzień, ro­bię na nich pierw­sze wra­że­nie. Oczy­wi­ście za­leży mi na tym, by było ono do­bre. Nie chcę, by w świat szły plotki o tym, że ten Or­łoś to bu­rak, mruk czy cham. Albo że palma mu od­biła. W te­le­wi­zji czy cho­ciażby w moim pro­gra­mie WTS na YouTu­bie nie udaję ko­goś in­nego, dzięki temu by­cie uśmiech­nię­tym, uprzej­mym, do­brze wy­cho­wa­nym poza ka­merą nie spra­wia mi pro­blemu. Ale – jak każ­demu – zda­rzają mi się gor­sze dni i kiep­ski na­strój. I wtedy, fak­tycz­nie, mu­szę się pil­no­wać…

Straszny gbur

Oto wy­mowny przy­kład, jaką siłę może mieć pierw­sze wra­że­nie. Kil­ka­na­ście lat temu w okre­sie świąt Bo­żego Na­ro­dze­nia by­łem z ro­dziną i ze zna­jo­mymi w Za­ko­pa­nem. Po­byt był udany, choć nieco prze­szka­dzała mi świa­do­mość by­cia ob­ser­wo­wa­nym. Je­stem już ra­czej do tego przy­zwy­cza­jony i sta­ram się za­wsze do­sto­so­wać do sy­tu­acji – przy­jaź­nie re­ago­wać, roz­ma­wiać z ludźmi. Wy­daje mi się, że nie na­leżę do osób ma­ją­cych gwiaz­dor­skie ma­niery czy stro­ją­cych fo­chy. Po­pro­szony za­wsze daję au­to­grafy i po­zuję do zdjęć. Jed­nak sto­sun­kowo nie­dawno, przy­pad­kiem, na­tkną­łem się na wpis na ja­kimś in­ter­ne­to­wym fo­rum, który brzmiał mniej wię­cej tak: „By­li­śmy w ho­telu X w Za­ko­pa­nem na święta, był Or­łoś z ro­dziną, straszny gbur, nie po­wie «Dzień do­bry», prze­cho­dzi­łem obok niego ko­ry­ta­rzem, po­wie­dzia­łem «Dzień do­bry», a on nic”. No cóż, oczy­wi­ście nie pa­mię­tam tej sy­tu­acji. Może nie od­po­wie­dzia­łem, bo nie usły­sza­łem albo wła­śnie roz­ma­wia­łem z dziećmi. Nie mam po­ję­cia. Wy­daje mi się, że je­stem do­brze wy­cho­wany, uważny w kon­tak­tach z ludźmi, a tu ta­kie faux pas! No i wła­śnie, to było pierw­sze, nie­ko­rzystne wra­że­nie, ja­kie wy­war­łem na au­to­rze wpisu w in­ter­ne­cie. I, nie­stety dla mnie, je­stem prze­ko­nany, że za­wsze, gdy wi­dzi mnie w te­le­wi­zji, w me­diach spo­łecz­no­ścio­wych czy w ja­kiejś in­nej prze­strzeni, my­śli so­bie: „O, znowu ten gbur”.

Jak to jest z pierw­szym wra­że­niem pod­czas wy­stą­pień pu­blicz­nych? W tym przy­padku od­pa­dają do­zna­nia za­pa­chowe i do­ty­kowe, po­zo­stają ob­raz i dźwięk, czyli to, co wi­dać i sły­chać.

Co jest waż­niej­sze: ob­raz czy dźwięk? Temu wąt­kowi po­święcę w książce sporo miej­sca: ogól­nie rzecz bio­rąc, ob­raz do­mi­nuje nad dźwię­kiem, po­nie­waż więk­szość lu­dzi to wzro­kowcy.

Każdy nie­znany pu­blicz­no­ści mówca musi zro­bić wszystko, by za­raz po wej­ściu na scenę wy­wrzeć jak naj­lep­sze wra­że­nie. Je­śli lu­dzie zo­ba­czą do­brze ubra­nego, uśmiech­nię­tego czło­wieka o nie­na­gan­nej fry­zu­rze, po­tra­fią­cego się za­cho­wać, zaj­mu­jąco mó­wić i cza­sem za­żar­to­wać – na pewno od­biorą go po­zy­tyw­nie. Osoba, któ­rej uda się zy­skać sym­pa­tię na star­cie, jest zwy­cięzcą. Zo­sta­nie za­pa­mię­tana jako dow­cipna, obyta, do­brze ubrana. I je­śli na­wet w trak­cie wy­stą­pie­nia coś pój­dzie nie do końca do­brze, to pierw­sze wra­że­nie i tak weź­mie górę, a pu­blicz­ność się nie znie­chęci.

Je­śli z ko­lei na scenę wyj­dzie po­nury, zmę­czony, spo­cony, po­tar­gany czło­wiek w wy­mię­tym gar­ni­tu­rze, brud­na­wych bu­tach i za­cznie du­kać – nie ma szans na do­bre wra­że­nie. I, nie­stety, zgod­nie z re­gułą, o któ­rej już wspo­mi­na­łem, trudno mu bę­dzie zmie­nić na­sta­wie­nie pu­blicz­no­ści. Na­wet je­śli w trak­cie prze­mowy roz­kręci się, uśmiech­nie, po­wie coś do rze­czy, jest już za późno. Pu­blicz­ność przy­sta­wiła mu stem­pel: spo­cony, zmę­czony, po­nury. Jak wi­dzo­wie sko­men­tują prze­mó­wie­nie pod­czas prze­rwy na kawę w ku­lu­arach? „Jak ci się po­do­bało wy­stą­pie­nie pre­zesa X?”, „A który to był?”, „No ten, co się po­cił”, „Aaa, ten! To mów tak od razu! Ten w wy­mię­tym ga­je­rze. Nie, no strasz­nie się mę­czył, pew­nie so­bie wy­pił wczo­raj”.

Je­śli ktoś, wcho­dząc na scenę, na dzień do­bry po­tknie się i wy­wróci, może być pe­wien, że przy­pną mu łatkę nie­zdary, fajt­łapy. Je­śli z ko­lei na sa­mym po­czątku po­myli ważne na­zwi­sko lub na­zwę – przy­biją mu pie­czątkę z na­pi­sem: „Ale skre­wił”.

Cho­dzi o to, by nie po­peł­nić fal­startu. Sprin­tera, który wy­star­tuje przed sy­gna­łem, można po­rów­nać do osoby, która zrobi złe pierw­sze wra­że­nie. Bie­gacz nie może wy­star­to­wać jesz­cze raz, bo fal­start go dys­kwa­li­fi­kuje. Osoba, która robi złe pierw­sze wra­że­nie, nie do­staje ko­lej­nej szansy. I sprin­ter, i mówca prze­gry­wają.

Oto trzy, we­dług mnie cał­kiem zna­czące, hi­sto­rie z mo­jego ży­cia za­wo­do­wego.

T-shirt dla pani pre­zes

Przed laty do­sta­łem pro­po­zy­cję po­pro­wa­dze­nia po­waż­nej uro­czy­sto­ści dla dość eli­tar­nej i eks­klu­zyw­nej grupy. Im­preza miała się od­być w Ła­zien­kach Kró­lew­skich. Or­ga­ni­zo­wał ją dla swo­ich naj­lep­szych klien­tów je­den z naj­więk­szych ban­ków w Pol­sce. Jak to zwy­kle bywa, kilka dni przed uro­czy­sto­ścią do­szło do spo­tka­nia, pod­czas któ­rego miały być usta­lone szcze­góły. Zo­sta­łem umó­wiony z pa­nią pre­zes w sie­dzi­bie banku. Było lato, upał. Spo­tka­nie od­by­wało się w samo po­łu­dnie. By­łem ubrany bar­dzo ca­su­alowo: ja­sne płó­cienne spodnie, T-shirt, spor­towe buty. Za­ła­twi­łem ja­kieś sprawy w mie­ście i lekko spóź­niony sta­wi­łem się na spo­tka­nie. I wtedy do­piero zro­zu­mia­łem, że jed­nak: po pierw­sze, nie na­le­żało się spóź­niać, a po dru­gie, na­le­żało ubrać się nieco bar­dziej for­mal­nie – bank to bank, a pre­zes to pre­zes. Oczy­wi­ście można się uspra­wie­dli­wiać – je­stem go­ściem, nie obo­wią­zuje mnie ich dress code, spo­ty­kamy się ro­bo­czo… A jed­nak po­czu­łem się głu­pio, gdy do sali kon­fe­ren­cyj­nej we­szła – w asy­ście kilku osób – nie­zwy­kle ele­gancka, nie­na­gan­nie ubrana pani pre­zes – ko­bieta z klasą. Rzecz ja­sna, nie drgnęła jej na­wet po­wieka na mój wi­dok, ale dało się wy­czuć pewną kon­ster­na­cję. Zresztą pod­czas spo­tka­nia de­li­kat­nie upew­niła się, czy na uro­czy­stość przyjdę w gar­ni­tu­rze i pod kra­wa­tem… Tak się oczy­wi­ście stało – gar­ni­tur pod­czas pro­wa­dze­nia eventu to dla mnie coś oczy­wi­stego. Uro­czy­stość była udana, po­pro­wa­dzi­łem ją nie­na­gan­nie, wszy­scy byli za­do­wo­leni. Jed­nak oba­wiam się, że w pa­mięci pani pre­zes po­zo­sta­łem czło­wie­kiem, który się spóź­nił i na służ­bowe spo­tka­nie przy­szedł w T-shir­cie…

To ten pan od Nokii!

Kil­ka­na­ście lat temu firma Ne­tia za­pro­siła mnie do po­pro­wa­dze­nia dwu­dnio­wej wy­jaz­do­wej im­prezy dla jej naj­waż­niej­szych klien­tów. Na sa­mym po­czątku, w ra­mach sym­pa­tycz­nego za­ga­je­nia, mia­łem po pro­stu ogól­nie po­wi­tać wszyst­kich go­ści (nic szcze­gól­nie skom­pli­ko­wa­nego). Wy­sze­dłem na scenę i po­wie­dzia­łem coś w ro­dzaju: „Wi­tam ser­decz­nie w imie­niu…” i wy­mie­ni­łem na­zwę or­ga­ni­za­tora. Po tym zda­niu roz­legł się wy­raźny szmer, a gdzie­nie­gdzie sły­chać było śmie­chy. I wtedy zo­rien­to­wa­łem się, że za­miast „w imie­niu firmy Ne­tia”, po­wie­dzia­łem „w imie­niu firmy No­kia”. Uświa­do­miw­szy so­bie, jaki błąd po­peł­ni­łem, pró­bo­wa­łem to oczy­wi­ście od­krę­cić, ob­ró­cić w żart, za­baw­nie sko­men­to­wać, ale wszystko na nic. Przez te dwa dni bez prze­rwy ktoś pod­cho­dził do mnie, kle­pał po ra­mie­niu i gra­tu­lo­wał „nie­złej wpadki z tą No­kią”. Cała im­preza była bar­dzo udana, wszystko po­szło świet­nie, to­wa­rzy­stwo było za­do­wo­lone, ale nie by­łem w sta­nie od­ciąć się od wpadki na dzień do­bry. W pew­nym mo­men­cie, gdy ko­lejny raz ktoś zro­bił alu­zję do tam­tej sy­tu­acji, za­czą­łem być zły. Po­my­śla­łem wtedy, że to już chyba prze­sada… Ileż można roz­ma­wiać o tym sa­mym? No, ale cóż – tak to działa i nic nie można na to po­ra­dzić.

Żeby było ja­sne – moja wpadka była tylko prze­ję­zy­cze­niem, bo od­róż­nia­łem prze­cież Ne­tię od No­kii i do­sko­nale wie­dzia­łem, że wi­tam w imie­niu tej pierw­szej. Praw­do­po­dob­nie za­dzia­łała pod­świa­do­mość, bo No­kia była wtedy wio­dą­cym pro­du­cen­tem te­le­fo­nów ko­mór­ko­wych, któ­rych wszy­scy uży­wa­li­śmy. Sze­fo­wie Ne­tii, obecni pod­czas ca­łej im­prezy, nie mieli do mnie naj­mniej­szych pre­ten­sji, zwłasz­cza że dla Ne­tii No­kia nie była kon­ku­ren­cją – firmy te dzia­łały w in­nych ob­sza­rach.

Kilka lat póź­niej, kiedy za­wio­złem syna do szkoły (był to jego pierw­szy dzień w ze­rówce), pod­szedł do mnie ro­dzic jed­nego z uczniów i uśmie­cha­jąc się sze­roko, po­wie­dział: „Cześć, moje dziecko też cho­dzi do ze­rówki, a my się spo­tka­li­śmy na im­pre­zie Ne­tii. Ale da­łeś wtedy czadu z tą No­kią, to było nie­sa­mo­wite!”.

Tak, to po­ka­zuje po pierw­sze, jak działa me­cha­nizm stem­pla (przy­sta­wiono mi wtedy pie­czątkę z ha­słem: „To ten od No­kii”), a po dru­gie, jak trzeba uwa­żać na słowa. Ta hi­sto­ria na­uczyła mnie, jak wielką mają wagę, jak nie­wiele bra­kuje, by zwy­kłe prze­ję­zy­cze­nie stało się zmorą. Zro­zu­mia­łem, jak, wy­da­wa­łoby się, drobne po­myłki mogą wpły­nąć na ca­łość wy­stą­pie­nia. Pu­blicz­ność nie ma skłon­no­ści do wy­ba­cza­nia, uspra­wie­dli­wia­nia i za­po­mi­na­nia. Wręcz prze­ciw­nie, bywa nie­prze­jed­nana w swo­ich są­dach i wy­trwała w wy­po­mi­na­niu. Od pew­nego czasu sta­łem się do tego stop­nia uważny, że przy­go­to­wu­jąc się do ja­kie­goś za­da­nia, wy­chwy­tuję wszel­kie nie­bez­pieczne mo­menty, wszel­kie pu­łapki. Można po­wie­dzieć, że za­pala mi się czer­wona lampka: uwaga, nie­bez­pie­czeń­stwo! Ta czuj­ność jest szcze­gól­nie wy­ma­gana na po­czątku wy­stą­pie­nia.

Historia o trudnym słowie

Pew­nego razu pro­wa­dzi­łem w Ło­dzi dwu­dniowe fo­rum go­spo­dar­cze. Byli go­ście i z kraju, i z za­gra­nicy. Pod­czas uro­czy­stego otwar­cia, w któ­rym brali udział przed­sta­wi­ciele władz cen­tral­nych i sa­mo­rzą­do­wych, po­sta­no­wi­łem zro­bić coś atrak­cyj­nego, aby nie za­czy­nać sztam­powo, bo nie lu­bię ofi­cja­łek (kto lubi?). Po­my­śla­łem, że le­piej za­pro­po­no­wać pu­blicz­no­ści coś cie­ka­wego, nie­ty­po­wego, coś, co tych lu­dzi za­sko­czy i za­bawi. A może przy oka­zji obu­dzi, bo in­au­gu­ra­cja fo­rum od­by­wała się rano. Wy­my­śli­łem więc, że na sa­mym po­czątku, jesz­cze przed po­wi­ta­niami i od­da­niem głosu pierw­szemu mówcy, zwrócę się przede wszyst­kim do go­ści z za­gra­nicy i wy­tłu­ma­czę im, jak nie­ty­po­wym i trud­nym do wy­mó­wie­nia sło­wem, mimo że krót­kim, jest „Łódź” (to aż trzy li­tery z nie­zro­zu­mia­łymi dla nich kre­secz­kami, a trze­cia li­tera w po­łą­cze­niu z czwartą two­rzy ty­powo pol­ską zbitkę). Tak też zro­bi­łem – przez kilka mi­nut tłu­ma­czy­łem, że na­zwa mia­sta, która dla ob­co­kra­jow­ców brzmi „Lodz”, po pol­sku brzmi zu­peł­nie ina­czej, i opo­wia­da­łem po ko­lei o każ­dej gło­sce. Zro­bi­łem rów­nież krótką in­te­rak­cję – po­pro­si­łem cu­dzo­ziem­ców, by spró­bo­wali po pol­sku wy­mó­wić „Łódź”. Pró­bo­wali, a było przy tym sporo śmie­chu, za­równo ze strony go­ści z za­gra­nicy, jak i Po­la­ków. Do­dat­kowo wy­ja­śni­łem zna­cze­nie słowa „łódź”.

Po­mysł się spraw­dził, wszy­scy słu­chali i re­ago­wali. Mó­wi­łem na te­mat – o Ło­dzi, mie­ście, w któ­rym wszy­scy się spo­tkali – a jed­no­cze­śnie było cie­ka­wie, coś się działo. Po­dob­nie jak pod­czas im­prezy dla Ne­tii, mnó­stwo osób pod­cho­dziło do mnie, ale tym ra­zem spo­tka­łem się z po­zy­tyw­nymi opi­niami: gra­tu­lo­wali mi – ich zda­niem – świet­nego wy­stą­pie­nia pod­czas in­au­gu­ra­cji. Zro­bi­łem wtedy do­bre pierw­sze wra­że­nie. I znowu, od­wrot­nie niż pod­czas kon­fe­ren­cji Ne­tii, na­wet gdy­bym coś póź­niej przez te dwa dni skno­cił (nic ta­kiego się nie stało, wszystko prze­bie­gło bar­dzo do­brze), to i tak nie przy­ćmi­łoby to do­brego wy­stą­pie­nia na po­czątku.

Do­dam jesz­cze jedno na te­mat pierw­szego wra­że­nia. Uprze­dzam – bę­dzie to prze­ra­ża­jące. Ow­szem, są różne wer­sje teo­rii do­ty­czą­cych pierw­szego wra­że­nia, jedna z nich mówi o sied­miu se­kun­dach. Na­to­miast ja­kiś czas temu mój ko­lega – szko­le­nio­wiec, spe­cja­li­sta w za­kre­sie mó­zgu ludz­kiego, au­tor ksią­żek na ten te­mat – An­drzej Bu­bro­wiecki po­wie­dział mi, że mózg po­trze­buje za­le­d­wie 150 mi­li­se­kund na ode­bra­nie pierw­szego wra­że­nia. I robi to mózg ga­dzi, czyli dzieje się to in­stynk­tow­nie, jest poza na­szą kon­trolą. 150 ty­sięcz­nych se­kundy – groza! A po­tem na­stę­puje tzw. dru­gie wra­że­nie, które trwa do 8–10 se­kund i jest po­twier­dze­niem pierw­szego wra­że­nia.

Jaki z tego wnio­sek? Ano taki, że pierw­sze wra­że­nie – w więk­szo­ści przy­pad­ków – zro­bimy prze­ka­zem nie­wer­bal­nym, a przy­naj­mniej w za­kre­sie ob­razu. Za­nim co­kol­wiek po­wiemy – już zro­bi­li­śmy pierw­sze wra­że­nie! Groza. Czyli – już za­okrą­gla­jąc do tych 10 se­kund – to jest czas, kiedy na przy­kład wcho­dzimy na scenę i pod­cho­dzimy na śro­dek. Wtedy wła­śnie ro­bimy pierw­sze wra­że­nie. W związku z tym trzeba pa­mię­tać: ważne jest, ja­kim kro­kiem idę, jaki mam wy­raz twa­rzy i oczy­wi­ście to, co mam na so­bie. Po­nie­waż za­leży mi na tym, by pierw­sze wra­że­nie było do­bre, to idę kro­kiem ener­gicz­nym, mam na twa­rzy au­ten­tyczny uśmiech, a mój strój jest do­sto­so­wany do sy­tu­acji i nie zwraca uwagi, na przy­kład swoją zbyt­nią eks­tra­wa­gan­cją.

Chcę, by pierw­sze wra­że­nie, które ro­bię na lu­dziach, było do­bre. A co to zna­czy – „do­bre” pierw­sze wra­że­nie? Czym je ro­bimy? No, to dość oczy­wi­ste: tym, że wno­simy po­zy­tywną ener­gię, że je­ste­śmy uśmiech­nięci, au­ten­tyczni, otwarci, od­po­wied­nio ubrani. Czy do­bre wra­że­nie zrobi ktoś, kto idąc przez scenę, bę­dzie po­włó­czył no­gami ze wzro­kiem wbi­tym w pod­łogę, po­nurą miną i łu­pie­żem na ma­ry­narce? Nie są­dzę ☺

Ostatnie wrażenie

Warto jesz­cze zwró­cić uwagę na coś, co można na­zwać ostat­nim wra­że­niem. Jest pew­nie mniej istotne od pierw­szego, ale… le­piej na za­koń­cze­nie wy­stą­pie­nia „po­czę­sto­wać” wi­dow­nię ja­kimś smacz­kiem, wy­ra­zi­stym ak­cen­tem niż koń­czyć byle jak. Cho­dzi o to, by po­sta­wić kropkę nad i, by mieć pew­ność, że zo­stawi się pu­blicz­ność z po­zy­tyw­nymi od­czu­ciami, dzięki któ­rym wy­stęp bę­dzie do­brze ko­men­to­wany.

Niby trudno jest znisz­czyć do­bre pierw­sze wra­że­nie, jed­nak trzeba uwa­żać, bo – jak mówi przy­sło­wie – ła­ska pań­ska na pstrym ko­niu jeź­dzi. Mówca, który do­brze za­czął, a za­koń­czył fa­tal­nie, musi li­czyć się z tym, że po­tworna po­myłka przy­ćmi po­zy­tywne wra­że­nie, ja­kie wy­warł na wstę­pie. Tu mogę przy­wo­łać przy­kład pana, który do­brze za­czął wy­stą­pie­nie, ale po­tem się po­gu­bił, za­plą­tał w cy­ta­tach, się­gnął do kie­szeni po ściągę, ale wraz z kartką wy­cią­gnął duży grze­bień, który upadł na pod­łogę… Miał do­bry po­czą­tek, ale fi­nał nie­szczę­śliwy, fa­talny: śmiech na wi­downi, wstyd mówcy, re­zy­gna­cja z kon­ty­nu­acji prze­mowy i po­spieszne zej­ście ze sceny… Ka­ta­strofa.

Wizerunek a rola społeczna

To ważny wą­tek zwią­zany z pierw­szym wra­że­niem. Ogól­nie rzecz uj­mu­jąc, można stwier­dzić, że kiedy pre­zes po­waż­nej firmy po­ka­zuje się na sce­nie, to po­wi­nien wy­glą­dać i za­cho­wy­wać się jak pre­zes po­waż­nej firmy. Co to zna­czy? Wy­obraźmy so­bie, że pan pre­zes, który wła­śnie wy­stę­puje pu­blicz­nie, ma kiep­ski gar­ni­tur, fa­talne buty, jest po­tar­gany i mówi „pie­niążki”. To dla od­bior­ców zgrzyt, nie­po­ro­zu­mie­nie, za­kłó­ce­nie i dez­orien­ta­cja. Coś tu nie gra – albo pre­zes nie­słusz­nie jest pre­ze­sem, albo ta jego kor­po­ra­cja nie jest tak ważna, jak się wy­daje.

Na eks­tra­wa­gancki wi­ze­ru­nek może so­bie za to po­zwo­lić szef agen­cji re­kla­mo­wej. Wia­domo, że ta branża jest szcze­gólna, że li­czy się w niej kre­atyw­ność i otwar­tość. Można wręcz po­ku­sić się o tezę, że w branży re­kla­mo­wej klient ocze­kuje eks­tra­wa­gan­cji i je­śli zo­ba­czy dy­rek­tora agen­cji pod kra­wa­tem, w do­brze skro­jo­nym, ale nud­nym gar­ni­tu­rze, to pew­nie uda się do kon­ku­ren­cji.

Czy po­tra­fi­cie wy­obra­zić so­bie Ka­zika Sta­szew­skiego w smo­kingu? A może Jurka Owsiaka? Albo Lady Gagę w skrom­nej ele­ganc­kiej gar­sonce? Ja nie.

Są też przy­padki nie­ty­powe. Nie­dawno wi­dzia­łem w te­le­wi­zji (i to kil­ka­krot­nie) le­ka­rza z jed­nego z pol­skich szpi­tali, który wy­po­wia­dał się w róż­nych sta­cjach te­le­wi­zyj­nych na te­mat ofiar wy­padku. Le­karz młody, w ki­tlu, w oku­la­rach i z brodą – wszystko by­łoby w po­rządku, gdyby nie to, że brodę pana dok­tora wień­czył dość długi war­kocz zwę­ża­jący się ku do­łowi, a koń­czący się mniej wię­cej na trze­cim gu­ziku ki­tla. Wi­dząc tego le­ka­rza, za­sta­na­wia­łem się, czy ten war­kocz nie utrud­nia mu pracy pod­czas za­bie­gów, czy nie ist­nieje ry­zyko, że wplą­cze się w ja­kieś le­kar­skie urzą­dze­nie…

Ow­szem, znamy przy­padki osób, któ­rych styl nie był czy nie jest spójny z rolą spo­łeczną. Taki był na przy­kład Ja­cek Ku­roń. Na­wet gdy peł­nił funk­cję mi­ni­stra pracy, no­sił spor­towe ko­szule. Wy­ba­cza­li­śmy mu, bo zna­li­śmy go wcze­śniej i wie­dzie­li­śmy, że spor­towe, dżin­sowe ko­szule były czę­ścią jego wi­ze­runku. Nie­wy­klu­czone, że gdyby za­czął no­sić gar­ni­tury, gdyby się „usztyw­nił”, prze­stałby być tym Jac­kiem Ku­ro­niem, któ­rego wszy­scy znali. I może na­wet stra­ciłby na wia­ry­god­no­ści. Jed­nak Ku­roń był je­den, był wy­jąt­kową osobą. To, co jemu wy­pa­dało, in­nym nie ucho­dzi na su­cho. To wy­ją­tek po­twier­dza­jący re­gułę.

Po­mi­ja­jąc za­tem nie­ty­powe przy­padki, na­leży pa­mię­tać o tym, by swój wi­ze­ru­nek do­sto­so­wać do od­gry­wa­nej przez sie­bie roli spo­łecz­nej. Ro­biąc pierw­sze wra­że­nie pod­czas wy­stą­pie­nia, nie wolno dać pu­blicz­no­ści myl­nego sy­gnału, po­nie­waż lu­dzie (czę­sto nie­świa­do­mie) ocze­kują od osoby pu­blicz­nej, że bę­dzie za­cho­wy­wać się i wy­glą­dać zgod­nie z funk­cją, którą pełni, i że swój wi­ze­ru­nek do­sto­suje do wy­obra­że­nia wi­downi o tym wi­ze­runku. Nie­za­sto­so­wa­nie się do tej za­sady może skut­ko­wać nie­ko­rzyst­nym z punktu wi­dze­nia wy­stę­pu­ją­cego (pierw­szym) wra­że­niem.

Dobre praktyki dotyczące pierwszego wrażenia

Aby zro­bić ko­rzystne pierw­sze wra­że­nie, na­leży:

pa­mię­tać, że pierw­sze wra­że­nie zro­bimy prze­ka­zem nie­wer­bal­nym, a naj­pew­niej ob­ra­zem;za­cho­wy­wać się per­fek­cyj­nie, uśmie­chać się i przy­jaź­nie na­sta­wić do wi­downi;ubrać się sto­sow­nie do oka­zji i swo­jej roli spo­łecz­nej;przy­go­to­wać do­bry, cie­kawy po­czą­tek wy­stą­pie­nia;uni­kać po­my­łek na po­czątku wy­stą­pie­nia.

Uśmiech w oczach, czyli właściwa aura emocjonalna

Komunikacja niewerbalna, czyli forma ważniejsza od treści

Zakłóceniom mówimy: nie!

Co z tymi rękami? Tajemnice gestykulacji

Rekwizyt

Jak gestykulować?

Kiedy zjada trema…

Sposoby walki z tremą

Co zrobić, by zainteresować publiczność?

Sposoby na utrzymanie uwagi widowni

Występ to okazja

Jak nie zmarnować okazji?

Głośno i wyraźnie!

„W czym mogę pomóc?”, czyli piekielnie trudny język polski

Moje irytacje

Slang branżowy

Nie ma żartów – przemówienie

Prezentacja z użyciem slajdów – nie mylić z nadużyciem

Z techniką za pan brat, czyli nie przepraszamy za usterki

Dźwięk

Światło

Multimedia

A co, jeśli nie ma nic?

Online, czyli zło konieczne. Jak sobie radzić w wirtualu?

Kamery są wszędzie

Na żywo

Rozmowa z dziennikarzem

Setka

Prompter

Kryzys, trudne pytania

Niesmak pozostał

Im mniej, tym lepiej

Jak przeżyć ataki dziennikarzy?

Scena–kulisy, czyli jak nie wypaść z roli

Te­am­work, czyli praca w zespole

Publiczność

W telewizji

Poza studiem

Uwagi końcowe

Alfabet wystąpień według Macieja Orłosia

Warto obejrzeć i przeczytać

Podziękowania

Bar­dzo dzię­kuję wszyst­kim ko­le­żan­kom i ko­le­gom – eks­per­tom w róż­nych dzie­dzi­nach, z któ­rymi przez ostat­nie 20 lat pra­co­wa­łem, pro­wa­dzi­łem szko­le­nia, od któ­rych się uczy­łem i któ­rzy byli dla mnie in­spi­ra­cją. Dzię­kuję:

Bog­da­nowi Szcze­sia­kowi

dr Jo­lan­cie Ba­nak

Sław­kowi Bla­szew­skiemu

Jac­kowi Czar­nec­kiemu

Mał­go­rza­cie Jóź­wiak

dr. Mar­kowi Ko­cha­nowi

oraz

Syl­wii Kac­przak za wie­lo­let­nią opiekę or­ga­ni­za­cyjną;

Krzysz­to­fowi Żacz­kowi za do­sko­nałe re­ali­za­cje zdjęć, dźwięku i świa­tła pod­czas szko­leń;

Ad­ria­nowi Ja­siń­skiemu za wspie­ra­nie mnie w mo­ich dzia­ła­niach za­wo­do­wych, rów­nież w kwe­stiach szko­leń z za­kresu wy­stą­pień pu­blicz­nych.

A także, pa­ra­fra­zu­jąc słynną wy­po­wiedź Snoop Dogga – last but not le­ast, dzię­kuję so­bie.

Wystąpienia bez stresu. Jak dobrze wypaść na żywo, w mediach i internecie

Maciej Orłoś

Copyright © Wydawnictwo RM, 2025

Wydawnictwo RM, 03-808 Warszawa, ul. Mińska 25 [email protected], www.rm.com.pl

Żadna część tej pracy nie może być powielana i rozpowszechniana, w jakiejkolwiek formie i w jakikolwiek sposób (elektroniczny, mechaniczny) włącznie z fotokopiowaniem, nagrywaniem na taśmy lub przy użyciu innych systemów, bez pisemnej zgody wydawcy. Wszystkie nazwy handlowe i towarów występujące w niniejszej publikacji są znakami towarowymi zastrzeżonymi lub nazwami zastrzeżonymi odpowiednich firm odnośnych właścicieli. Wydawnictwo RM dołożyło wszelkich starań, aby zapewnić najwyższą jakość tej książki, jednakże nikomu nie udziela żadnej rękojmi ani gwarancji. Wydawnictwo RM nie jest w żadnym przypadku odpowiedzialne za jakąkolwiek szkodę będącą następstwem korzystania z informacji zawartych w niniejszej publikacji, nawet jeśli Wydawnictwo RM zostało zawiadomione o możliwości wystąpienia szkód.

ISBN 978-83-8151-927-4 ISBN 978-83-7147-182-7 (ePub)

Redaktor prowadzący: Magdalena PrzybylskaRedakcja: Magdalena PrzybylskaKorekta: Iwona Kresak, Anita RejchProjekt okadki: Grażyna JędrzejecZdjęcie na okadce: Łukasz MarciniakEdytor wersji elektronicznej: Edyta GadajOpracowanie wersji elektronicznej: Marcin FabijańskiWeryfikacja wersji elektronicznej: Justyna Mrowiec

W razie trudności z zakupem tej książki prosimy o kontakt z wydawnictwem: [email protected]