Wojna polsko-ruska pod flagą biało-czerwoną - Dorota Masłowska - ebook + audiobook + książka

Wojna polsko-ruska pod flagą biało-czerwoną ebook i audiobook

Dorota Masłowska

3,8

Ten tytuł dostępny jest jako synchrobook® (połączenie ebooka i audiobooka). Dzięki temu możesz naprzemiennie czytać i słuchać, kontynuując wciągającą lekturę niezależnie od okoliczności!
Opis

Jubileuszowe wydanie najsłynniejszej powieści Doroty Masłowskiej!

Debiutancka powieść Doroty Masłowskiej uchodzi wciąż za wielką polską sensację literacką. Książka ta sprzedała się w ogromnym nakładzie i wzbudziła żywe zainteresowanie zagranicznych wydawców. Autorka w 2002 roku wstrząsnęła polskim życiem literackim bestsellerem, który napisała, przygotowując się do matury. Wojna polsko-ruska pod flagą biało-czerwoną to chłodne spojrzenie na życie zdezorientowanej młodzieży z blokowiska, żyjącej od imprezy do imprezy, w świecie narkotyków, seksu i światopoglądowego nonsensu. Debiutancka powieść młodziutkiej autorki stała się z dnia na dzień zarówno literackim skandalem, jak i kultową książką pokolenia.

Powieść została wyróżniona paszportem "Polityki" i nagrodą publiczności Nike 2002.

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 341

Audiobooka posłuchasz w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS

Czas: 7 godz. 20 min

Lektor: Grzegorz Przybył

Oceny
3,8 (144 oceny)
51
46
25
13
9
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.
Sortuj według:
deva358

Nie polecam

Wulgarne w formie, mierne w treści. Takie w stylu opowiadanie zbuntowanego nastolatka z przekleństwami.
21
Grabowo3

Nie polecam

Denna fabuła i same przekleństwa.
21
MojeMole

Całkiem niezła

Formalnie bardzo ciekawe zabiegi literackie, ale łatwo się zgubić w fabule. Wysoki rejestr splata się bardzo miękko z wulgarnością w narratorze/bohaterze powieści. Zdecydowanie perspektywa spoza przysłowiowej „mojej bańki”, ale warta uwagi. Fever dream poziom wyższy, bo w Polsce początku XXI wieku.
00
ania_pod

Nie oderwiesz się od lektury

niesamowite jak z pomocą zgrabnego posługiwania się językiem można wejść dresiarzowi do głowy. Masłowska to mistrzyni!
00
LukaszPypno

Całkiem niezła

Książka jest niezła, ale przez kilka ostatnich rozdziałów musiałem przebrnąć tylko po to, żeby skończyć całość.
00

Popularność




Opie­ka re­dak­cyj­na: MO­NI­KA SZEW­CZYK
Ko­rek­ta: AGA­TA NO­CUŃ
Pro­jekt okład­ki: MA­CIEJ CHO­RĄŻY
Ilu­stra­cja na okład­ce: WIL­HELM SA­SNAL, [bez ty­tu­łu], olej na płót­nie, 160x160 cm, 2011
Co­py­ri­ght © by Do­ro­ta Ma­słow­ska 2022 by ar­ran­ge­ment with Agen­cja Li­te­rac­ka Syn­dy­kat Au­to­rów
For the Po­lish edi­tion Co­py­ri­ght © 2022, Noir sur Blanc, War­sza­wa
Wy­da­nie trze­cie w Noir sur Blanc
ISBN 978-83-7392-811-4
Ofi­cy­na Li­te­rac­ka Noir sur Blanc Sp. z o.o. ul. Fra­sca­ti 18, 00-483 War­sza­wa
Za­mó­wie­nia pro­si­my kie­ro­wać: – te­le­fo­nicz­nie: 800 42 10 40 (li­nia bez­płat­na) – e-ma­ilem: ksie­gar­nia@wy­daw­nic­two­li­te­rac­kie.pl – ksi­ęgar­nia in­ter­ne­to­wa: www.noir.pl
Kon­wer­sja: eLi­te­ra s.c.

Naj­pierw ona mi po­wie­dzia­ła, że ma dwie wia­do­mo­ści: do­brą i złą. Prze­chy­la­jąc się przez bar. To któ­rą chcę naj­pierw. Ja mó­wię, że do­brą. To ona mi po­wie­dzia­ła, że w mie­ście jest po­dob­no woj­na pol­sko-ru­ska pod fla­gą bia­ło-czer­wo­ną. Ja mó­wię, że skąd wie, a ona, że sły­sza­ła. To mó­wię, że wte­dy złą. To ona wy­jęła szmin­kę i mi po­wie­dzia­ła, że Mag­da mówi, że ko­niec mi­ędzy mną a nią. To ona mru­gnęła na Bar­ma­na, że jak­by co, ma przy­jść. I tak do­wie­dzia­łem się, że ona mnie rzu­ci­ła. To zna­czy Mag­da. Cho­ciaż było nam do­brze, prze­ży­li­śmy ra­zem nie­ma­ło mi­łych chwil, dużo mi­łych słów pa­dło, z mo­jej stro­ny jak rów­nież z niej. Z pew­no­ścią. Bar­man mówi, że­bym kła­dł na niej la­skę. Cho­ciaż to nie jest tak pro­ste. Jak do­wie­dzia­łem się, że tak już jest, cho­ciaż ra­czej, że już nie ma, to nie było tak, żeby ona mi to po­wie­dzia­ła w szcze­re oczy, tyl­ko sta­ło się aku­rat na tyle ina­czej, że ona mi to po­wie­dzia­ła po­przez wła­śnie Ar­le­tę. Uwa­żam, że to było jej czy­ste cham­stwo, pro­stac­two. I nie będę tego ukry­wał, cho­ciaż to była moja dziew­czy­na, o któ­rej mogę po­wie­dzieć, że dużo za­szło mi­ędzy nami ró­żnych rze­czy za­rów­no do­brych i złych. To prze­cież nie mu­sia­ła mó­wić tego przez ko­le­żan­kę w ten spo­sób, że ja się do­wia­du­ję ostat­ni. Wszy­scy wie­dzą od sa­me­go po­cząt­ku, gdyż ona po­wie­dzia­ła to rów­nież in­nym. Mó­wi­ła, że ja to je­stem ra­czej bar­dziej wy­bu­cho­wy i że mu­sie­li mnie przy­go­to­wać do tego fak­tu. Boją się, że coś mi od­pier­do­li, bo ra­czej tak za­wsze było. Mó­wi­ła, że­bym wy­sze­dł po­od­dy­chać. Dała mi te swo­je faj­ki z gów­na. Tym­cza­sem ja czu­ję tyl­ko smu­tek bar­dziej niż co­kol­wiek. Jesz­cze żal, że nie zo­sta­ło mi to po­wie­dzia­ne w czte­ry oczy przez nią. Cho­ciaż jed­no sło­wo.

Prze­chy­la­jąc się przez bar ni­czym sprze­daw­czy­ni przez ladę. Jak gdy­by za­raz mia­ła sprze­dać mi ja­kieś pod­ró­by, ja­kiś wy­rób cze­ko­la­do­po­dob­ny. Ar­le­ta. Że­la­zi­stą wodę w szklan­ce od piwa. Barw­nik do pi­sa­nek. Cu­kier­ki, co by sprze­da­ła, by były pu­ste w środ­ku. Samo pa­złot­ko. Cze­go by nie do­tknęła swo­imi pal­ca­mi z pa­znok­cia­mi, pod­ro­bio­ne i fa­łszy­we. Gdyż ona sama jest fa­łszy­wa, pu­sta we­wnętrz­nie. Pali faj­kę. Ku­pio­ną od Ru­skich. Fa­łszy­wą, nie­wa­żną. Za­miast ni­ko­ty­ny są w niej ja­kieś śmie­ci, ja­kieś nie­zna­ne ni­ko­mu dra­gi. Ja­kieś pa­pie­ry tro­ci­ny, co nie śni­ło się na­uczy­ciel­kom. Co nie śni­ło się żad­nej po­li­cji. Cho­ciaż po­win­ni Ar­le­tę po­sa­dzić. Któ­rych nie zna nikt, a na któ­re ona wszyst­kich ba­je­ru­je, na swo­je oczy. Na swój te­le­fon, na swo­je dzwon­ki w te­le­fo­nie.

Te­raz sie­dzę i pa­trzę na jej wło­sy. Ar­le­ta w skó­rze, a obok wło­sy Mag­dy, dłu­gie, ja­sne wło­sy, jak ścia­na, jak ga­łęzie. Pa­trzę na jej wło­sy rów­nież jak w ścia­nę, gdyż nie są dla mnie. Są dla in­nych, dla Bar­ma­na, dla Ki­śla, dla ró­żnych chło­pa­ków, co wcho­dzą i wy­cho­dzą. Dla wszyst­kich, cho­ciaż tym sa­mym nie dla mnie. Inni będą wsa­dzać w nie ręce.

Przy­cho­dzi Kac­per, sia­da, pyta, o co cho­dzi. Jego za krót­kie spodnie. A jego buty są ni­czym czar­ne zwier­cia­dło, w któ­rym prze­glądam się, neo­ny w ba­rze, au­to­ma­ty do gier, ró­żne rze­czy, któ­re są wo­kół. Tuż koło klam­ry wi­dać Mag­dy wło­sy, któ­re są jak nie­prze­pusz­czal­na ścia­na. Od­gra­dza­ją ją ode mnie ni­czym mur, ni­czym be­ton. Za nim są nowe mi­ło­ści, jej wil­got­ne po­ca­łun­ki. Kac­per jest na­spi­do­wa­ny wy­ra­źnie, szy­je bu­tem. To­też ob­raz roz­my­wa się. Jest sa­mo­cho­dem, żuje gumę mi­ęto­wą. Pyta, czy mam chu­s­tecz­ki. Gu­bię Mag­dę w tłu­mie.

Mó­wię mu, że nie mam. Cho­ciaż mieć być może po­win­nem. Kac­per ma spi­da, cały sa­mo­chód spi­da, cały ba­ga­żnik od gol­fa. Roz­gląda się wszędzie, jak gdy­by ze wszyst­kich stron cza­iła się ar­mia Ru­skich. Jak gdy­by chcie­li tu we­jść i wsa­dzić mu mi­ędzy te trzęsące się szczęki wszyst­kie swo­je ru­skie faj­ki. Wy­ci­ąga LM-y czer­wo­ne. Pyta dla­cze­go sie­dzę z twa­rzą do ścia­ny. Mó­wię, czy gdy­bym sie­dział przo­dem, to może by coś zmie­ni­ło, tak? Może by tu Mag­da ze mną była, tyl­ko sia­dam przo­dem, a ona przy­la­tu­je i sru mi na ko­la­na, wło­sa­mi w twarz, wkła­da so­bie moją rękę we­wnątrz ud, jej po­ca­łun­ki, jej mi­ło­ść. Mó­wię, że nie. Cho­ciaż wo­la­łbym po­wie­dzieć tak. Ale mó­wię nie. Nie i nie. Nie zga­dzam się. Gdy­by na­wet chcia­ła tu przy­jść, bym po­wie­dział: nie zbli­żaj się, nie do­ty­kaj mnie, śmier­dzisz. Śmier­dzisz tymi fa­ce­ta­mi, co cię do­ty­ka­ją, jak nie pa­trzysz i my­ślisz, że nie wiesz, że cię do­ty­ka­ją. Śmier­dzisz tymi faj­ka­mi, co od nich bie­rzesz, co cię częstu­ją. Pier­do­lo­ny­mi LM-ami men­to­lo­wy­mi. Ku­pio­ny­mi u Ru­sków po ta­ńszej ce­nie. Tymi drin­ka­mi, tym ba­gnem, co ci ku­pu­ją w szklan­ce, w któ­rym pły­wa­ją bak­te­rie z ich ust ni­czym ryby, ni­czym mor­skie kur­wy. I gdy­by chcia­ła, że­bym ją taką miał te­raz, nie do­cze­ka­ła­by się. Nie po­wie­dzia­łbym ani sło­wa. Po­da­ła­by mi szklan­kę z drin­kiem, po­wie­dzia­łbym: nie. Naj­pierw zdej­mij tą gumę, co przy­kle­iłaś pod spodem, gdyż ona jest z ust jed­ne­go z tych brud­nych fa­ce­tów, z ich ust, jest ta guma, cho­ciaż my­ślisz, że o tym nie wiem. Po­tem się umyj, a wte­dy mo­żesz mi usi­ąść do­pie­ro, kie­dy będziesz czy­sta od tych le­wych fa­jek, od tych le­wych spi­dów, co pi­jesz w drin­kach. Do­pie­ro jak się roz­bie­rzesz z tych szmat, z tych piór, któ­re nie są dla mnie.

Oczy­wi­ście wte­dy ja je­stem nie­co jesz­cze ob­ra­żo­ny. Od­wra­cam się, nie chcę z nią ga­dać. Mó­wię, że jak będzie taką, roz­pier­do­lę cały bar, wszyst­kie szklan­ki pój­dą na podło­gę, będzie cho­dzić w szkle, będzie ła­mać so­bie wszyst­kie swo­je ob­ca­sy, po­tłu­cze so­bie łok­cie, po­drze so­bie kiec­kę i wszyst­kie w niej za­war­te sznur­ki. Ona pro­si, że­bym do niej wró­cił. Że będzie do­bra jak ni­g­dy, bar­dziej do­bra, bar­dziej od­da­na. Ja mó­wię na to, że nie. Mó­wię: raz mam tłu­ma­czyć czy dwa razy mam ci to wy­tłu­ma­czyć, że już nie chcę ni­g­dy z tobą być i albo ze mnie zej­dziesz, albo sam to zro­bię. Ona mówi, że mnie ko­cha­ła. Ja mó­wię, że też ją ko­cha­łem, że za­wsze mi się po­do­ba­ła, cho­ciaż naj­pierw była dziew­czy­ną Lola i cho­ciaż za­nim była moja, to jego sa­mo­chód był lep­szy, to wszyst­ko Lolo miał lep­sze, lep­sze buty, lep­sze spodnie, lep­sze pie­ni­ądze. Że chcia­łem go za­bić, bo nie był dla Mag­dy do­bry, tyl­ko ra­czej szorst­ki. Że po­tem cho­ciaż była moja, za­wsze by­łem dla niej, za­wsze by­łem za nią. Cho­ciaż nie za­wsze było do­brze, co już mó­wi­łem, gdy ow­szem, kra­dła ciu­chy ze skle­pów, wy­ci­na­ła kody w przy­mie­rzal­ni. Kol­czy­ki, to­reb­ki, cie­nie do oczu. Wszyst­ko w tor­bę i w siat­kę. Nie było do­brze, gdyż mu­sia­łem po­tem raz błysz­czeć ocza­mi, cho­ciaż prze­wa­żnie jej się uda­wa­ło, co wpły­wa­ło do­dat­nio na jej hu­mor. Poza tym mia­ła tę wadę, że była młod­sza, o co zresz­tą mie­li mi za złe moi ro­dzi­ce. Poza tym było wszyst­ko od­po­wied­nio, mó­wi­ła często, że nie in­ne­go chłop­ca, ale wła­śnie mnie i to uczu­cie jest dla mnie, a nie dla nich.

Przy­cho­dzi Lewy, mówi, że wie i że Mag­da to bar­dziej niż zwy­kła szma­ta spod dwor­ca, niż te, co sto­ją na Głów­nym. Bor­do­we na py­sku, brud­ne. Rów­nież te od Ru­skich. Ro­zu­miem, ale co to, to już nie mogę po­zwo­lić. Żeby ktoś Le­we­go po­kro­ju tak po­wie­dział, więc wsta­ję. Żeby ktoś z ti­kiem kom­pu­te­ro­wym mó­wił mi, ja­kie jest moje ży­cie, ja­kie są moje uczu­cia, co mam ro­bić, a co nie, czy Mag­da jest do­bra, czy nie, bo tego to już na­wet w gro­bie może nikt nie udo­wod­ni, jaka jest praw­da o Mag­dzie. Żeby oce­niał jej su­mie­nie, jak sam wje­chał sa­mo­cho­dem w Ar­le­tę z po­czu­cia ze­msty, cze­go by nikt Ar­le­cie nie zro­bił, cho­ciaż jest jaka jest. Więc wsta­ję. Pa­trzę w jego ska­czące oko, tak z bli­ska, żeby wie­dział, jak jest. Mil­cząc, pa­trzy głębo­ko w swo­je piwo. Mówi, że to­czy się w mie­ście w ostat­nich dniach woj­na pol­sko-ru­ska pod fla­gą bia­ło-czer­wo­ną. My­śli, że zmie­nił te­mat. Te­mat jest ci­ągle ten sam, Lewy. Wiem, że czy się to­czy woj­na, czy się nie to­czy, to ją mia­łeś przed Lo­lem, wiem, że wszy­scy ją mie­li­ście przede mną i znów te­raz wszy­scy będzie­cie ją mieć, bo od dzi­siaj jest wa­sza, bo od dzi­siaj jest pi­ja­na i jest czyn­na całą dobę, świe­cą jej ża­rów­ki osiem­dzie­si­ąt­ki w oczach, świe­ci jej język w ustach, świe­ci jej neon noc­ny mi­ędzy no­ga­mi, idźcie ją wzi­ąć, wszy­scy po ko­lei. Ty, Lewy, na pierw­szy rzut, bo cie­bie znam, wiem jaki je­steś, dla cie­bie najświe­ższe mi­ęso, bo ty mu­sisz w ży­ciu do­stać same naj­lep­sze rze­czy, samą pian­kę, kaw­kę ze śmie­tan­ką, naj­szyb­szy kom­pu­ter, naj­lep­szą kla­wia­tu­rę, zło­ty te­le­fon na zło­tej tacy, więc jak chcesz, masz Mag­dę, gdyż ona jest naj­lep­sza, ma zło­te ser­ce. Ma zło­te ser­ce, gdy kła­dzie ci na gło­wie rękę i mówi, co by chcia­ła. Ma zło­te ser­ce, wszyst­ko po­tra­fi osi­ągnąć, ale w taki spo­sób, że jesz­cze jak pła­cisz, to czu­jesz się jak­byś po­ży­czał. Że czu­jesz się, jak­byś za­sta­wiał się w lom­bar­dzie. Ma zło­te ser­ce, jest de­li­kat­na i ro­man­tycz­na, na przy­kład lubi zwie­rzęta i często gęsto mówi, że chcia­ła­by mieć ró­żne zwie­rzęta, lubi oglądać cho­mi­ki w akwa­riach. Może na­wet chcia­ła­by mieć pó­źniej dziec­ko, ale tyl­ko pi­ęcio­let­nie, ta­kie, co by uro­dzi­ło się, jak mia­ło pięć lat i ni­g­dy nie uro­sło. Z od­po­wied­nim imie­niem. Klau­dia, Maks, Aleks. Małe dziec­ko, pi­ęcio­let­nie, a ona już za­wsze by mia­ła sie­dem­na­ście lat, by pro­wa­dzi­ła go pod ra­mię ryn­kiem, w swo­jej suk­ni ze sznur­ków; w swo­ich ob­ca­sach. By je no­si­ła w swo­ich to­reb­kach ze szmin­ką w jed­nej prze­gród­ce. Ona by z tym dziec­kiem ta­ńczy­ła w dys­ko­te­ce, przy­cho­dzi­ły­by ga­ze­ty i ro­bi­ły zdjęcia jej wło­som, ja­kie są lśni­ące i błysz­czące, a dziec­ko brzyd­kie, bo two­je, Lewy, uro­dzo­ne ze zła­ma­nym no­sem, uro­dzo­ne z ti­kiem kom­pu­te­ro­wym, od uro­dze­nia brzyd­kie, od uro­dze­nia skur­wy­sy­ńskie, bo twój syn to by był z miej­sca skur­wy­syn. Bo ty byś nie wie­dział, jak być dla Mag­dy do­brym, jak ją uczy­nić szczęśli­wą. Jak jej z sie­bie da­wać, nie po­ka­za­łbyś jej świa­ta, tyl­ko swo­je kom­pu­te­ro­we gry, krew, roz­pacz, ból. Ona nie jest do tego, ona jest do ro­bie­nia z nią de­li­kat­nych rze­czy.

Za­pra­sza­my do za­ku­pu pe­łnej wer­sji ksi­ążki

Na­kła­dem wy­daw­nic­twa Noir sur Blanc uka­za­ły się na­stępu­jące ksi­ążki Do­ro­ty Ma­słow­skiej:

KO­CHA­NIE, ZA­BI­ŁAM NA­SZE KOTY

2012

WI­ĘCEJ NIŻ MO­ŻESZ ZJE­ŚĆ

2015

PAW KRÓ­LO­WEJ

2017

DRA­MA­TY

2017