Wierna towarzyszka. Mroczna strona miłości. Tom 3 - Inga Juszczak - ebook

Wierna towarzyszka. Mroczna strona miłości. Tom 3 ebook

Inga Juszczak

4,6

Opis

Dwa tygodnie po powrocie z Meksyku Ellie na próżno stara się uporządkować myśli krążące wokół minionych wydarzeń. Nie pomaga jej w tym Diego, od którego nie może uzyskać odpowiedzi na nurtujące ją pytania.

 

Wkrótce narzeczeni wybierają się do mieszkających w Kanadzie rodziców Ellie. Tam informują bliskich o zaręczynach. Mama dziewczyny z początku jest sceptycznie nastawiona do wybranka córki, ale po kilku dniach spędzonych w towarzystwie Diego akceptuje przyszłego zięcia.

 

Wydaje się, że para w końcu będzie szczęśliwa. Jednak Ellie nie zdaje sobie sprawy, że Diego coś przed nią ukrywa. Jest podekscytowana, niestety nie wie, że zbierają się nad nimi burzowe chmury. Nie ma pojęcia, że wkrótce ich życie bardzo się zmieni.

 

Ellie w najgorszych snach nie spodziewała się, że największy cios padnie ze strony ukochanego mężczyzny.

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 287

Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
Oceny
4,6 (477 ocen)
353
67
44
13
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.
Sortuj według:
salzuzu

Nie oderwiesz się od lektury

Wierna towarzyszka autorstwa Ingi Juszczak to finał Mrocznej strony miłości. I jest mi przykro, że to już koniec. Trudno jest się rozstać z tak genialną historią. Po przeczytaniu dalszych losów Ellie i Diego długo dojrzewałam do napisania recenzji. I nadal nie jest to takie proste. Co autorka zrobiła z trzecim tomem? Przebiła dwa poprzednie, a co zrobiła ze mną? Miazgę. Drugi tom zakończył się w takim momencie, że nie ma co liczyć na sielankę w trzecim tomie. Zastanawiam się jak wam wszystko opisać by za wiele nie zdradzić o ile tak się da. Ellie i Diego pragną budować swój związek z czystą kartą i bez Marii, która postanowiła schować się w cieniu. Ale czy na pewno? Ta dwójka jest w sobie bezgranicznie zakochana. Miałam wrażenie, że chemia między nimi była jeszcze bardziej spotęgowana niż w drugim tomie. Byli sobie przeznaczeni i nie byłam w stanie przewidzieć dla nich innego scenariusza. Jednak Diego pragnął by Ellie była szczęśliwa u jego boku, a żeby do tego doszło całkowi...
30
Korteress55

Nie oderwiesz się od lektury

Polecam serdecznie ♥️♥️♥️. Bardzo wciągająca historia którą czyta się szybko jednym tchem.
10
sarunia9709

Z braku laku…

Mega słaba, dialogi oklepane i jakby były napisane przez 16-latke
00
Zuzazuza31

Nie oderwiesz się od lektury

Wspaniała😍♥️❤️
00
Justyna-2017

Nie oderwiesz się od lektury

polecam. Mnie ta książka bardzo wciągnęła.
00

Popularność




Copyright ©

Inga Juszczak

Wydawnictwo NieZwykłe

Oświęcim 2021

Wszelkie Prawa Zastrzeżone

All rights reserved

Redakcja:

Julia Deja

Korekta:

Agnieszka Nikczyńska-Wojciechowska

Edyta Giersz

Redakcja techniczna:

Mateusz Bartel

Projekt okładki:

Paulina Klimek

www.wydawnictwoniezwykle.pl

Numer ISBN: 978-83-8178-665-2

Rozdział pierwszy

Ellie

Dwa tygodnie po przyjęciu wracamy do normalnego życia. W miarę normalnego, o ile tak można nazwać naszą egzystencję. Diego nie chciał wyznać, czego dowiedział się w Meksyku lub co udało mu się ustalić. Ja nie pytałam; stwierdziłam, że poczekam, aż sam zacznie mówić.

Moje urodziny zbliżają się wielkimi krokami, a ja zastanawiam się, czy wylot do Kanady to dobry pomysł. Owszem, rozmawiałam z mamą na temat naszego ewentualnego przyjazdu, tylko co jej powiem? „Hej, mamo, to Diego, który był moim szefem. Zwolnił mnie, ale w sumie nie zwolnił…”.

Nie, to nie ma sensu. Potrząsam głową, chodząc po naszej sypialni.

Strzelam palcami, próbując się uspokoić, jednak nawet to nie pomaga. Obejmuję się ramionami i masuję skórę, podchodząc do okna, po czym wyglądam przez nie zaciekawiona hałasami dobiegającymi z ogrodu.

– Diego… – szepczę, gdy mężczyzna wysiada z auta i orientacyjnie spogląda w górę. Poprawia marynarkę, zdejmuje przeciwsłoneczne okulary, a następnie kroczy w kierunku domu.

Uśmiecham się. Uwielbiam go obserwować.

– Zimno ci? – Znajomy zapach perfum niemal osadza się na moim ciele. Diego otacza mnie szczelnym uściskiem, kładąc podbródek na moim ramieniu. Przymykam oczy. Jest mi tak dobrze, że mimowolnie odchylam głowę do tyłu. Mężczyzna pobudza nasze ciała do lekkiego kołysania, a ja się nie odzywam do momentu, aż szczypie mnie w lewy pośladek.

– Auć – piszczę, podskakując jednocześnie. – Nie jest mi zimno – stwierdzam, nie odrywając wzroku od ogrodu i ludzi Diego. Miguel wydaje im rozkazy, a jego ruchy są niespokojne. Nie wiem, o co chodzi. Dopóki mój mężczyzna zachowuje się normalnie i nie jest nerwowy, po prostu mnie to nie interesuje. – Myślę o rodzicach.

– Jeśli chodzi o nasz wyjazd… – Diego urywa, a ja odwracam się szybko i napotykam jego stalowe spojrzenie. – Lot jest zaplanowany na godzinę ósmą. Jutro. Pasuje? – Odgarnia kosmyk moich niesfornych włosów, a ja przyglądam się twarz bruneta: chcę się upewnić, czy mówi prawdę. Nie uśmiecha się. Czy to jakaś nowa zagrywka, aby wyprowadzić mnie z równowagi, grając na czas? Mija kilka sekund, a kąciki ust Diego szybują ku górze.

– Uch. – Uderzam go pięścią w ramię, a on udaje, że przywaliłam mu dosyć konkretnie. – Już myślałam, że sobie żartujesz. Z tobą nigdy nic nie wiadomo.

Diego parska krótkim śmiechem, po czym wkłada ręce do kieszeni. Chwieje się raz do tyłu, raz do przodu.

– Uwielbiam twoją zdezorientowaną minę. – Przybliża swoją twarz do mojego ucha. – Pani Olivera.

Gdy tylko wypowiada to nazwisko, przechodzi mnie dreszcz. Włoski stają dęba na całym ciele, a serce zaczyna mocniej bić. Dlaczego tak bardzo mnie to podnieca?

– Najpierw rozwód – mówię, by po chwili przełknąć głośno ślinę. Próbuję brzmieć w miarę normalnie, lecz mam wrażenie, że głos mi drży.

Diego wydaje z siebie niezadowolony pomruk, a zaraz potem przysuwa się bliżej.

– I romantyczny nastrój szlag trafił. – Ugina lekko kolana, aby spojrzeć mi w oczy. – Musiałaś to zrobić? Musiałaś to powiedzieć? – mówi przyciszonym głosem. Przechyla głowę w lewą stronę, a ja wpatruję się w jego ruchy, które wydają się tak… zmysłowe. Tak… intymne. Nie wiem, jak to możliwe. – Panno Walker? – Chwyta mój podbródek, czym zmusza mnie do zbliżenia moich ust do swoich. Rozchylam wargi. Czekam, aż mnie pocałuje, jednak tego nie robi. Pod ciężarem jego spojrzenia miękną mi nogi. Nie mam pojęcia, ile jeszcze wytrzymam.

Nagle mężczyzna przytrzymuje moją głowę i atakuje usta. Całuje mnie zachłannie, bez opamiętania. Czuję metaliczny posmak w buzi: wiem, że Diego przygryzł moją wargę, ale nie zważam na to. Jestem jak w transie. Poddaję się temu uczuciu. Całujemy się w szaleńczym tempie, co niemal sprawia mi ból. Mężczyzna odrywa się ode mnie: oboje dyszymy, próbując dojść do siebie, a ja przejeżdżam palcami po spierzchniętych wargach. Krew leci z górnej, czuję to. Diego wpatruje się w to miejsce, zanim wyciera kciukiem niewielką strużkę.

– Przepraszam – szepcze. Kładę swoją dłoń na jego i uśmiecham się pokrzepiająco. – Miałem na to kurewską ochotę. – Zaciskam uda, słysząc to zdanie. Diego przyciska czoło do mojego. Nie wiem, dlaczego to robi, jednak… to miłe uczucie. – Jedziemy na cztery dni. Mój człowiek zarezerwował dla nas apartament w hotelu.

– Nie ma mowy. – Odsuwam się od niego i robię zaskoczoną minę. – Moi rodzice się na to nie zgodzą. Mają dodatkowy pokój, nie widzę problemu, abyśmy tam nocowali.

– Z całym szacunkiem, Ellie, ale ty tak głośno krzyczysz, że…

– O mój Boże! – wołam zażenowana.

– Coś w tym stylu. Bardziej: „ooo, Diego” – przedrzeźnia mnie. Chcę go uderzyć, niestety skutecznie robi unik.

– Czasami zachowujesz się jak zwierzę.

– Skarbie, to normalne. Nie wstydź się. – Nadal się uśmiecha, a ja czuję, jak płoną mi policzki. – Taka wyszczekana, a wstydzi się tego, że – kolejny raz się nachyla – jest jej dobrze ze swoim facetem. Że krzyczy za każdym razem, gdy dochodzi. – O nie, nie zniosę tego. Zaciskam powieki, chcę stąd zniknąć. Nie dlatego, że się tego wstydzę. Ja płonę! Ogłaszam stan gotowości w majtkach! – Dlatego też nie będziemy spali u twoich rodziców, kochanie. – Akcentuje ostatnie słowo, po czym przygryza płatek mojego ucha, co powoduje jeszcze większą wilgoć między moimi nogami. Zaraz po tym odsuwa się, zostawiając po sobie chłód.

Ale jak to? I to wszystko? Diego uśmiecha się łobuzersko.

– Muszę jechać – rzuca i próbuje się odwrócić, lecz w tym samym momencie chwytam go za poły marynarki i przybliżam do siebie.

– Oszalałeś?! – krzyczę, desperacko szukając atencji.

– Ellie… – Wzdycha zrezygnowany. – Muszę – powtarza dobitnie.

– Rozpaliłeś mnie do granic możliwości, a teraz tak po prostu odchodzisz?

– Tak.

No nie, zaraz mu przywalę.

– Teraz wiesz, jakie to uczucie? – pyta przebiegle, uśmiechając się.

– Aaa… Już wiem. – Śmieję się, a rozbawiony Diego unosi brwi. Pewnie chodzi mu o kilkanaście sytuacji, w których zaczęłam nasze „igraszki”, jednak ich nie skończyłam. Ot tak, żeby go zdenerwować. – Przecież to było dawno – mówię, nadal trzymając go za marynarkę. – Wyrosłam z tego. Już ci nie robię na złość. – Próbuję zażartować, lecz chyba z marnym skutkiem.

– Muszę jechać, naprawdę. – Łapie moje dłonie, a ja natychmiast postanawiam, że nie dam się tak łatwo. Chce jechać? Proszę bardzo, droga wolna, adios.

Puszczam go, a następnie odwracam się i kolejny raz wyglądam przez okno. Po chwili czuję, że Diego przysunął się bliżej.

– Będę wieczorem – mówi. Wychodzi z pokoju, uprzednio całując mnie w czubek głowy. Przez moment mam nadzieję, że sobie żartuje, niestety nie. Mija minuta, druga, trzecia, aż w końcu widzę, jak wsiada do auta i odjeżdża.

***

Ottawa wita nas deszczem. O tej porze roku to normalne, ale łudziłam się, że będzie ciepło i nie zmokniemy. Narzucam kaptur na głowę, gdy wysiadamy z samochodu tuż przed domem moich rodziców. Spoglądam na budowlę w musztardowym kolorze i krzywię się na samą myśl, że moja rodzicielka wybrała ten kolor. Na szczęście ogród, który rozciąga się wokół domu oraz okiennice, które zdobią przód budynku, sprawiają, iż to miejsce ma coś w sobie.

Biorę głęboki wdech.

Diego pojawia się tuż obok mnie i chwyta moją dłoń, jednak ja nie odwzajemniam tego gestu. Moje myśli szybują wokół rodziców i tego, co powiedzą. Zmuszam się do poczłapania w kierunku furtki. Pcham ją, a ona wydaje upiorne skrzypnięcie, jakby dawała mi znać, że mam jeszcze szansę uciec, że mam tam nie wchodzić. Moje trampki obijają się o mokrą nawierzchnię: nie zauważam kałuży i wpadam w nią, mocząc sobie nogawki spodni. Szlag, myślę w duchu, strzepując kropelki brudnej wody.

Staję przed mahoniowymi drzwiami i biorę głęboki wdech, kolejny dzisiejszego dnia. Czego, do cholery, się boję?

Unoszę dłoń z zamiarem zastukania o drzwi, ale w tym samym momencie te się uchylają, a w progu staje moja rodzicielka. Na mój widok odrzuca w bok ręcznik, który dzierżyła w lewej dłoni, po czym przysuwa mnie do siebie i zamyka w niedźwiedzim uścisku. Kładę dłonie na jej plecach; nie wiem, co mam zrobić. Cała jestem spięta, a przecież nie powinno tak być.

Mama przytula mnie mocno. Szepcze czułe słowa, łkając cicho z twarzą w zagłębieniu mojej szyi. Mimowolnie się rozczulam. Brakowało mi jej, tak po prostu.

– A ty jesteś… – Odsuwa się ode mnie i przenosi wzrok na Diego, który stoi za moimi plecami. Obserwuję mamę, mając nadzieję, że jej baczne spojrzenie zdradzi coś więcej, jednak nic nie jestem w stanie z niej wyczytać.

– Diego. Diego Olivera. – Mężczyzna wysuwa dłoń, a moja matka się spina. Zaraz się zacznie… Kobieta potrząsa głową, jakby z niedowierzania, że właśnie ten facet stoi naprzeciwko niej. I ten facet skradł serce jej jedynemu dziecku.

– Abigail Walker. – Moja matka wita się pomimo oporu oraz chłodu, który od niej emanuje. Widzę nieme pytanie, które błądzi po jej twarzy, gdy spogląda mi w oczy. Uspakajam ją lekkim skinieniem głowy. – Zapraszam, zrobiłam dla was obiad. – Kobieta odzyskuje zdolność mówienia, którą straciła, kiedy tylko dowiedziała się, że moim wybrankiem jest Diego. Ten sam mężczyzna, który mnie zwolnił, teoretycznie bez żadnej przyczyny.

W domu pachnie wypiekami mojej rodzicielki. Diego pcha mnie lekko do przodu, kiedy mijamy wąski korytarz, zdejmując wcześniej wierzchnią odzież. Kroczę po miękkim, czerwonym dywanie, który moja mama kupiła w Peru, gdy była tam z ojcem w podróży z okazji pięciolecia małżeństwa. Wbrew sobie zerkam na prawą ścianę. Tapetę w kolorze brzoskwiniowym, swoją drogą cholernie tandetną, zdobią moje zdjęcia z dzieciństwa. Śmieję się radośnie na każdym z nich, co powoduje dziwny ucisk w dolnej partii brzucha. Nie wiem, dlaczego tak się czuję: może podświadomie żałuję, że mimo iż jestem jedynaczką, mój kontakt z rodzicami ograniczyłam do minimum.

Stoję dłuższą chwilę przy fotografiach, aż wreszcie Diego kładzie dłonie na moich biodrach. Słyszę ciche westchnienie i już chcę się odwrócić, kiedy mężczyzna opiera brodę na mojej głowie, po czym szepcze:

– Pulpecik.

Próbuję się wyrwać, gdy słyszę to pieprzone określenie, jednak Diego obejmuje mnie w pasie.

– Och, ty… Uch – fukam pod nosem, a on jeszcze mocniej mnie obejmuje i śmieje się w głos.

– Ale piękny pulpecik. – Zaczynam się śmiać, bo faktycznie moja mama nie oszczędzała na jedzeniu. Byłam ogromna. Jadłam za dwóch, a później nie mogłam się ruszyć. Dobrze, że teraz wyglądam… nieco lepiej.

– Kochani, zapraszam. – Mama wygląda zza framugi drzwi prowadzących do jadalni.

Stół suto zastawiony potrawami aż prosi się, żeby przy nim usiąść. Jednak ja, zamiast zająć swoje miejsce, koduję w głowie fakt, że nie ma ojca. Rozglądam się po pomieszczeniu urządzonym w staroświeckim stylu, lecz nie dostrzegam taty. Spoglądam na mamę. Chyba odczytuje pytanie, które nie zostało jeszcze wypowiedziane, bo przerywa ciszę, mówiąc:

– Tata powinien zaraz przyjść. Grzebie w garażu. Dzwoniłam do niego kilka razy, tyle że chyba nie słyszał telefonu. Zamknął się w swojej twierdzy i nawet moje ostre pukanie do drzwi nie przyniosło zamierzonego rezultatu. Muzyka aż dudniła, gdy tylko tam podeszłam.

– Mogę po niego iść – zagaduje Diego, który stoi tuż obok. Mama przenosi na niego wzrok. Srogie spojrzenie przecina się przez uprzejmość mojego mężczyzny i powoduje, że nawet ja czuję się niezręcznie. Muszę z nią porozmawiać. – Oczywiście jeśli mi pokażesz, gdzie iść – dodaje, patrząc na mnie. Już mam się odezwać, kiedy moja mama dosłownie wchodzi mi w słowo:

– Za domem jest zaledwie jeden wolnostojący budynek. Dasz sobie radę. – Abigail posyła Diego jeden ze swoich wymuszonych uśmiechów. Obdarza nim ludźmi, z którymi niekoniecznie ma ochotę rozmawiać. – Poczekamy na was – dodaje, zanim opada na krzesło.

Diego, skinąwszy lekko głową, wychodzi po tatę. Stęskniłam się za nim. Mam nadzieję, że chociaż on będzie podzielał entuzjazm względem wybranka mojego serca.

Lazurowe, w tym momencie wręcz stalowe spojrzenie mojej mamy każe mi zająć krzesło obok niej. Opadam na siedzenie. Kładę dłonie na udach i pocieram nimi nerwowo. Nie wiem, czemu się stresuję. Zawsze jestem wyszczekana i żaden temat nie jest mi straszny, ale… Chciałabym, aby moi rodzice zaakceptowali Diego. Tak po prostu. Kocham go. Kocham też ich. Są w tym momencie najważniejszymi osobami w moim życiu i Bóg mi świadkiem, będę nieszczęśliwa, gdy usłyszę od mamy słowa, które zapewne cisną jej się na język, odkąd usłyszała to nazwisko. Widzę to w jej oczach.

– Kiedy miałaś zamiar mi powiedzieć? – mruczy matka. Jeszcze raz pocieram spocone dłonie, po czym układam je na stole, wcześniej przesuwając szklankę z sokiem, która stała zbyt blisko krawędzi. Wodzę wzrokiem najpierw po regale z książkami, aż w końcu niechętnie spoglądam na mamę.

– Dzisiaj. – Nie mam pojęcia, czy ta odpowiedź ją satysfakcjonuje. Śmiem wątpić, lecz nie stać mnie na nic innego.

– Ellie Walker, moje jedyne dziecko, i facet, który bez żadnego powodu wyrzucił ją z pracy! – krzyczy, wyrzucając ręce ku górze.

– Ciii! – Przytrzymuję jej nadgarstki. – Nie chcę, żeby ktokolwiek nas usłyszał. Wysłuchaj mnie, proszę.

– Co chcesz mi teraz oznajmić, hm? – Moja matka w końcu odpuszcza i opiera ręce o blat. Jej oskarżycielska mina nie wróży niczego dobrego. Myślałam, że pójdzie lepiej. – Chcesz mi oznajmić, że mnie okłamałaś? Przecież… – Kobieta zastanawia się chwilę nad doborem słów. – Byłaś u nas. Później wróciłaś do Nowego Jorku. Nic z tego nie rozumiem. – Jest skołowana całą tą sytuacją. Co ja sobie myślałam? Mogłam wcześniej do niej zadzwonić. Wyjaśnić… – Tłumacz, Ellie.

Jutro kończę dwadzieścia sześć lat. Nie jestem z moimi rodzicami blisko, a jednak, kiedy moja mama patrzy na mnie z takim wyrzutem i żalem, jest mi cholernie przykro. Czuję się źle z tym, że zataiłam przed nią wiele faktów. Okej, ułożyłam w głowie inny bieg wydarzeń, niż faktycznie miał miejsce, ale nie mogę jej wyznać prawdy.

– Diego zadzwonił do mnie, gdy byłam w Nowym Jorku… – zaczynam, na co moja mama zachęca mnie lekkim skinieniem głowy do kontynuowania. Nie mogę jej powiedzieć, że byłam w Toronto. Wściekłaby się, że z tym również ją okłamałam. – Zadzwonił, że chce mnie przyjąć z powrotem. Zgodziłam się. Ot, cała historia. – Wzruszam niedbale ramionami. Po chwili czuję, jak napięcie schodzi z całego mojego ciała.

– Nadal nie rozumiem, dlaczego zataiłaś to wszystko. I dlaczego tak szybko zgodziłaś się na powrót. Przecież on cię zwolnił bez żadnego powodu, a teraz… – mama chwyta mnie za dłoń – …jesteś z nim. Jak do tego doszło?

– Zakochałam się. – Po raz kolejny wzruszam ramionami.

– W Tomie też byłaś zakochana.

– Mamo, nie wspominaj o nim. – Zamykam oczy na dźwięk tego imienia, krzywiąc się, jakbym zjadła cytrynę. Wydobywam z pamięci fakt, że mój były narzeczony jest w Madrycie. Muszę jak najszybciej doprowadzić tę sprawę do końca. – Jestem pewna uczuć Diego, a on moich. To ten jedyny. – Staram się brzmieć rozsądnie i pewnie. Liczę na to, że mama w końcu da sobie spokój. Złudne nadzieje, ponieważ już po chwili komentuje moje wyznanie zdaniem:

– Nie jestem przekonana.

Wybałuszam oczy. „Nie jestem przekonana”? Że co, proszę? Nie rozumiem.

– Do czego? – dopytuję, chcąc się dowiedzieć, czy za tym stwierdzeniem stoją jakiejś argumenty.

– Do tego zakochania.

– Maaamooo… – mówię przeciągle, spoglądając na rodzicielkę, kiedy ta poprawia swoje jasne włosy. – Będziemy tutaj kilka dni. Proszę cię tylko o jedną rzecz. – W tym momencie mama skupia na mnie całą uwagę. – Daj mu szansę.

Abigail posyła mi troskliwy uśmiech.

W tym samym czasie do pomieszczenia wchodzą mój ojciec oraz Diego. Świetne wyczucie czasu, myślę sobie.

Podrywam się z miejsca i biegnę wprost w objęcia ojca. Przyciska mnie do siebie i głaszcze po włosach. Wdycham zapach wody kolońskiej, którą kupuje od dobrych kilku lat i rozczulam się, że jestem tutaj. Z nimi. Z moimi rodzicami. Odrywam się od niego. Mój tata jest przystojnym mężczyzną, za którym w przeszłości na pewno szalały kobiety. Kasztanowe oczy, takie jak moje, patrzą na mnie z miłością. Czarne jak smoła włosy są starannie przystrzyżone, a po zaroście nie ma ani śladu. Moja mama go nie lubi, w przeciwieństwie do mnie. Tęskniłam, tak cholernie tęskniłam.

Uświadamiam sobie, że przecież obok mnie stoi Diego. Przenoszę na niego wzrok. Jestem ciekawa, o czym rozmawiali, w końcu długo ich nie było. Może dopiero teraz dostał się do „świątyni” mojego ojca?

– Przez ciebie muszę odgrzać obiad! – burczy moja mama, czym sprowadza mnie na ziemię. Tata tylko unosi kąciki ust.

– Pomogę ci. – Posyłam Diego ciepły uśmiech, po czym przepraszając mężczyzn, idę do kuchni za mamą.

***

– I wtedy ten stary cap wygrał trzy sety! – Mój ojciec przekrzykuje muzykę, którą sam puścił. Stary jazz odbija się o ściany w salonie, ale nie ma szans z donośnym głosem taty. Gdy opowiada o tenisie stołowym, nic go nie zatrzyma.

Wywracam oczami.

– Tato, Diego na pewno jest zmęczony twoimi historiami. – Śmieję się, ściskając dłoń ukochanego.

– Wcale nie – odpowiada i przenosi na mnie swój rozbawiony wzrok. Jasne! Jak on mnie wkurza. Chce się przypodobać mojemu ojcu, udając, że interesuje go ten sport, a tak naprawdę marzy o zmianie tematu. Choć z drugiej strony powinnam się cieszyć, że tata chyba go polubił.

Abigail wydaje się zamyślona, co nie uchodzi mojej uwadze.

– Może wniesiemy toast? – podnoszę głos, dzięki czemu zwracam uwagę mamy. Unosi szklankę z burbonem. Robimy to samo, po czym tata woła:

– Za moją córkę! – Strofuję go wzrokiem, bo krzyczy wniebogłosy. Zbyt głośno. Przecież wszyscy siedzimy blisko siebie. Diego się śmieje.

– Co cię tak bawi? – zagaduję mężczyznę, który zerka na mnie przez ramię.

– Harry chyba ma już dosyć. – To prawda. Ojciec wypił sporo, jednak nie mogę go za to winić. Widzimy się raz na jakiś czas, chce opić mój przyjazd.

Wszyscy przechylamy szklanki i wypijamy z nich część alkoholu.

Nie wiem, czy wspomnieć o zaręczynach. Zerkam na Diego, szukając w ten sposób poparcia, jakiegoś sygnału, że możemy w końcu oznajmić tę nowinę, ale on jest pochłonięty rozmową z moim ojcem.

– Diego… – To imię z ust mojej mamy brzmi dziwnie. I ten ton. Upominawczy, ciekawski, może trochę oskarżycielski? Nie wiem, co może się za tym kryć.

Mam wrażenie, że wszyscy wstrzymali powietrze. No, może oprócz Diego. Jest jakiś taki… opanowany. Zmienił się, muszę to przyznać. Zapomniałam mu o tym powiedzieć, bo ciągle mamy jakiś inny temat, a te błahe rzeczy spychamy w zakamarki pamięci. Nie mam pojęcia, czym jest spowodowana ta zmiana. Nie żeby mi się ona nie podobała, nie o to chodzi. Po prostu jestem ciekawa powodu i czy on sam widzi tę metamorfozę.

– Moja córka już raz została zraniona. – No i się zaczęło. Długo wytrzymała, sądziłam, że wcześniej poruszy ten wątek. – Miała wyjść za mąż. Z synem mojej przyjaciółki była dobrych kilka lat. Sądziliśmy z mężem, że to będzie to. Że nasza córka będzie szczęśliwa, a wnuki będą biegały po naszym domu. Mniejsza… Trochę zboczyłam z tematu. – Mama kręci głową, zdając sobie sprawę, iż nieco się zapędziła. – Nie chcę, żeby kolejny raz ktoś ją skrzywdził. Jest naszym jedynym dzieckiem. Wydajesz się naprawdę fajnym i wartościowym facetem, ale… musisz mnie zrozumieć. Nie Harry’ego – mama celuje palcem w stronę mojego ojca – jego już kupiłeś, tyle że ja nadal pamiętam Ellie, która została porzucona przed ołtarzem.

– Wyłącznie czynami mogę udowodnić, że kocham państwa córkę. – Diego przypatruje się twarzom moich rodziców. Jest spokojny, waży każde słowo, które wypowiada. – Wiem, źle zaczęliśmy naszą znajomość, rzecz jasna, po prostu… zakochałem się. Ja też kiedyś zostałem zraniony. – O cholera, mam nadzieję, że nie wspomni o Marii. – Dawno temu. To właśnie Ellie pomogła mi wyjść z tej otchłani, przez którą każdego dnia czułem się przytłoczony życiem. Nie będę tutaj pani obiecywał, że wszystko będzie dobrze, bo to nie ma sensu. Pokażę, że zasługuję na nią jak nikt inny. – Po tych słowach Diego kładzie dłoń na moim kolanie, po czym ściska je lekko.

Spoglądam niepewnie w kierunku mojej mamy. Jej oczy błyszczą, ramiona się rozluźniają: sprawia wrażenie, jakby spadł z nich ogromny ciężar. Jestem szczęśliwa, że zapewnienia Diego ją uspokoiły. Mam nadzieję, że informacja o zaręczynach nie spowoduje kolejnych obaw.

Rozdział drugi

Ellie

– Jak mi poszło? – Diego pospiesznie zdejmuje ubrania, gdy docieramy do apartamentu, który został zarezerwowany na jego polecenie.

– Doskonale – mruczę i przybliżam się do niego. Oplatam rękami jego kark. – Mój tata cię uwielbia, a jeśli chodzi o mamę, to kwestia czasu, aż również cię polubi.

– Jesteś do niej podobna.

Och, czyżby? Nie sądzę, więc marszczę czoło w konsternacji.

– Sprecyzuj.

– Macie takie samo podejrzliwe spojrzenie. Twoje też przenika przez człowieka, wyciska z niego jak najwięcej.

– Diego, to tylko jedna rzecz, która nas, teoretycznie oczywiście, łączy. – Wywracam oczami. Nigdy wcześniej nie mówił nic na temat mojego spojrzenia. Odklejam się od niego, po czym mierzę go wzrokiem. – Miałeś wziąć prysznic. – W odpowiedzi Diego kolejny raz przysuwa mnie do siebie. Jego ciepłe ciało zderza się z moimi piersiami. Kładę dłonie na klatce mężczyzny. – Zmieniłeś się – mruczę.

– Nie rozumiem. – Diego przekrzywia głowę w lewą stronę i śmiesznie marszczy nos. Uśmiecham się na ten widok.

– Po prostu… jesteś jakiś taki opanowany. Cichy. – Diego wpatruje się we mnie ze skupieniem, a ja szukam odpowiednich słów, by określić jego przemianę, którą zauważyłam jakiś czas temu. – Mniej wybuchowy… – Wyliczam i sunę opuszkami palców po jego rozgrzanych ramionach. – Nie zrozum mnie źle, jest okej, po prostu jestem ciekawa dlaczego.

– Jestem nadal tak samo popieprzony jak wcześniej. – Diego się uśmiecha, ukazując dołeczki w policzkach. – Nie rozumiem, do czego zmierzasz.

– Jesteś dziwnie spokojny, wiesz? – dodaję ostrzej, niż zamierzałam, na co mężczyzna rozszerza na moment oczy. – Nie miałam o to pytać, ale czy coś się zdarzyło w Meksyku, co spowodowało twój obecny stan? – Wypuszczam ze świstem powietrze, które nabrałam do płuc chwilę temu.

– Mam wiele spraw na głowie. – Diego odgarnia kosmyk moich włosów. – Nie powinnaś o tym wiedzieć. Zresztą w niczym to ci nie pomoże. Staram się wyciszyć, może dlatego jestem… Jak mnie nazwałaś? – Diego kolejny raz szczerze się uśmiecha. – Opanowany? – Parska cicho pod nosem. – Jesteś pewna, że jestem „opanowany”? – Akcentuje ostatnie słowo, a następnie lekko pcha mnie do tyłu. Robię dwa kroki i zderzam się ze ścianą. Nie ma drogi ucieczki. Przełykam ślinę, kiedy Diego sunie wzrokiem po moim ciele. – Muszę myśleć za nas dwoje. Mogę szaleć, być nerwowy, czasami zbyt impulsywny, skoro jednak powiedziałaś mi „tak”, wiedz, że zrobię wszystko, abyś była szczęśliwa i bezpieczna. I jeśli moje szaleństwo czy gwałtowność są przeszkodą, to wolę to zmienić.

Nie wiem, co powiedzieć. Przecież pokochałam go takim, jakim był.

– Diego, wiesz, że kocham cię bezwarunkowo. Nie potrzebuję zmiany. – Chwytam jego twarz w swoje zimne dłonie. Mężczyzna wzdryga się lekko. – Hej! – Próbuję zwrócić na siebie uwagę. – Olivera!

– Panno Walker? – Niespiesznie powraca spojrzeniem do moich oczu. Opiera ręce na wysokości mojej głowy. Jestem w potrzasku. – Co ja mam teraz z tobą zrobić? – Kręci głową z rozbawieniem. Jego niski głos, bardziej przypominający pomruk, sprawia, że w majtkach zbiera się wilgoć. Zaciskam uda. – Idę pod prysznic. – Przybliża się do mnie i szepcze do ucha zdanie, które wybija mnie z rytmu. Sądziłam, że się na mnie rzuci, że będziemy się kochać, a on… Ponownie mu się przyglądam. Jest tak blisko mnie, że nasze nosy praktycznie się stykają. Ciało przy ciele. Oddech przy oddechu. Chcę coś powiedzieć, ale głos więźnie mi w gardle. Co on ze mną wyprawia?

Diego się uśmiecha. Mogłabym stwierdzić, że jego uśmiech jest triumfalny, władczy. Pokazuje mi, że teraz on rozdaje karty. Kiedy do tego doszło? To zawsze ja rozpalałam go do czerwoności. Robiłam złudne nadzieje, a następnie grałam mu na nosie, oczywiście dla zabawy. A teraz on przejął pałeczkę i cholernie mi się to nie podoba, choć z drugiej strony… napędza i podnieca. Postanawiam odzyskać władzę, która bezkarnie została mi odebrana przez mężczyznę, który stoi przede mną w samych bokserkach. Unoszę na niego wzrok, lekko zadzierając brodę. Nie dam się, widzisz? – krzyczy moja postawa. Diego przejeżdża kciukiem po mojej dolnej wardze. Zasysam powietrze. Wpatruje się w nią intensywnie, po czym ostatni raz przed wejściem do łazienki obdarza mnie rozżarzonym spojrzeniem.

***

Stukam palcami po klawiaturze komputera, którego zabrałam ze sobą. Szukam idealnej sukni ślubnej, lecz niestety nie trafiam na nic godnego uwagi. Tak, wiem, nie mieliśmy się spieszyć, jednak suknia… Przecież mogę się już rozglądać, prawda?

Diego długo nie wychodzi z łazienki. Do cholery, co on tam robi? Zamykam z trzaskiem laptopa i gapię się na drzwi, jakby miały mi powiedzieć, dlaczego ukochany jeszcze nie wyszedł z pomieszczenia. Wybieram lepsze, według mnie, rozwinięcie sytuacji. Zeskakuję z łóżka, a następnie, nie odrywając wzroku od drzwi łazienki, rozbieram się do naga. Biorę ręcznik, po czym wchodzę do środka; wszędzie unosi się para wodna. Diego nadal bierze prysznic. Bez zastanowienia otwieram drzwi kabiny, a moją uwagę od razu przykuwają pośladki mężczyzny. O cholera… Ta część jego ciała to moja pieprzona słabość. Na pierwszy rzut oka Diego posyła mi zdziwione spojrzenie i tylko przez moment rejestruję na jego twarzy cień uśmiechu, który oznacza tylko jedno: czekał na mnie. Widzę to. Powoli wchodzę do brodzika i zamykam za sobą oszklone drzwi.

– Panno Walker? – mówi uwodzicielsko, używając jednej ze swoich sprawdzonych tortur: nie dotyka mnie. Jedynie obserwuje moje ciało.

– Och, zamknij się. – Nie mogę dłużej czekać, więc po prostu przysuwam go do siebie, łącząc nasze usta w łapczywym pocałunku.

***

Rano, o ile godzinę jedenastą można nazwać porankiem, szykujemy się na drugie śniadanie u moich rodziców. Spaliśmy niewiele, ponieważ nasz seks nie zakończył się na szybkim numerku pod prysznicem. Zakładam na siebie kremowy sweterek oraz czarne spodnie. Diego też ubiera się swobodniej, bo może sobie na to pozwolić. Zawieszam na nim wzrok, gdy zapina guziki w sportowej koszuli. Obserwuję go do momentu, aż macha ręką, by mnie ocucić.

– Och – wyrywa się z moich ust, kiedy Diego wolnym krokiem zbliża się do mnie. Niczym drapieżnik czyhający na bezbronną ofiarę.

– Gapisz się na mnie – stwierdza bez ogródek.

– Tylko trochę. – Mrużę oczy, a zaraz po tym poprawiam kołnierz jego koszuli. Strzepuję pyłek, który pojawił się na prawym ramieniu i uśmiecham się figlarnie. – Gotowe. Teraz wyglądasz jak człowiek. – Narzeczony parska śmiechem.

Po pomieszczeniu roznosi się dźwięk przychodzącego połączenia. Mężczyzna chwyta się za kieszeń spodni, po czym wyjmuje telefon i przykłada go do ucha.

– Przepraszam cię – szepcze i odchodzi na bok. – Tak, Miguel? Mów.

Wyłącznie tyle jestem w stanie usłyszeć, ponieważ Diego wychodzi z pokoju i zamyka za sobą drzwi. Miguel… Ciekawe, o co może chodzić. Ciekawość, ta cholerna i wścibska ciekawość, to moja słabsza strona, więc nie myśląc za długo, podchodzę do drzwi i przykładam ucho do drewnianej powierzchni. Stoję chwilę w tej pozycji, próbując usłyszeć cokolwiek, ale na próżno, dlatego się poddaję i oddalam w kierunku wyjścia na taras.

Gdy przekraczam próg, zimne powietrze uderza w każdą komórkę mojego ciała. Obejmuję się szczelnie ramionami, kiedy podmuch wiatru drażni moją skórę przez cienki sweter. Biorę głęboki wdech. Obiecałam sobie, że nie będę zanadto myślała o tym, czego Diego dowiedział się w Meksyku, lecz niepokój wzrasta. Tym bardziej, że Santiago jest podobny do mojego mężczyzny i… Potrząsam głową. Nie mogą być braćmi. Nie mogą. I choć usilnie próbuję wbić to sobie do głowy, wiem, że jest ogromne prawdopodobieństwo, że moje przypuszczenia się potwierdzą. Czy Diego tego nie widzi? A co najgorsze: czy powinnam wspomnieć mu o moich spostrzeżeniach?

Drzwi uchylają się z lekkim skrzypnięciem i do pomieszczenia wchodzi mój narzeczony. Z daleka nie widzę, czy informacje, które przekazał mu Miguel, wyprowadziły go z równowagi, ale gdy podchodzi bliżej… Policzek mu drga, nozdrza falują, jednak po chwili, jak na pstryknięcie palcami, uspokaja się, a jego twarz nie zdradza żadnych emocji. No cholerny posąg!

– Chciałabym ci o czymś powiedzieć… – mówię, kiedy mężczyzna wyciąga do mnie dłoń, a ja chwytam ją i wchodzę z powrotem do ciepłego apartamentu. Diego przygląda mi się pytająco. – To dotyczy naszego wyjazdu do Meksyku. Bo widzisz, Santiago…

– Co Santiago? – przerywa mi ostro.

– Mam wrażenie, że jesteście do siebie podobni. – Sądziłam, że wyznanie tego sprawi mi ogromną trudność, tymczasem nie było tak źle, jak zakładałam.

– W jakim sensie, Ellie? – dopytuje, zdenerwowany moim stwierdzeniem.

– Z wyglądu – przyznaję cicho. Diego kładzie dłonie na moim przedramieniu, po czym wbija w nie palce. – Aua, co ty robisz? – syczę, ponieważ sprawia mi ból. Próbuję się wyrwać, tyle że on nie reaguje. Przez kilka dobrych sekund jest w jakimś transie. – Diego! – krzyczę, ale to nie przynosi zamierzonego rezultatu. Jego uścisk się wzmacnia. Co mu znowu jest, do cholery?

– Przepraszam. – Odzyskuje świadomość i puszcza mnie pospiesznie. Oddychamy ciężko. Co w niego wstąpiło? Masuję się po obolałym miejscu, na co mężczyzna się przybliża. Unoszę dłoń na znak, że ma nie podchodzić.

– Cofam to, co mówiłam o twoim opanowaniu i spokoju. – Ostry ton mojego głosu przecina niezręczną sytuację, w której się znaleźliśmy.

Rozdział trzeci

Pozostałe rozdziały dostępne w pełnej wersji e-booka.

Rozdział czwarty

Pozostałe rozdziały dostępne w pełnej wersji e-booka.

Rozdział piąty

Pozostałe rozdziały dostępne w pełnej wersji e-booka.

Rozdział szósty

Pozostałe rozdziały dostępne w pełnej wersji e-booka.

Rozdział siódmy

Pozostałe rozdziały dostępne w pełnej wersji e-booka.

Rozdział ósmy

Pozostałe rozdziały dostępne w pełnej wersji e-booka.

Rozdział dziewiąty

Pozostałe rozdziały dostępne w pełnej wersji e-booka.

Rozdział dziesiąty

Pozostałe rozdziały dostępne w pełnej wersji e-booka.

Rozdział jedenasty

Pozostałe rozdziały dostępne w pełnej wersji e-booka.

Rozdział dwunasty

Pozostałe rozdziały dostępne w pełnej wersji e-booka.

Rozdział trzynasty

Pozostałe rozdziały dostępne w pełnej wersji e-booka.

Rozdział czternasty

Pozostałe rozdziały dostępne w pełnej wersji e-booka.

Rozdział piętnasty

Pozostałe rozdziały dostępne w pełnej wersji e-booka.

Rozdział szesnasty

Pozostałe rozdziały dostępne w pełnej wersji e-booka.

Rozdział siedemnasty

Pozostałe rozdziały dostępne w pełnej wersji e-booka.

Rozdział osiemnasty

Pozostałe rozdziały dostępne w pełnej wersji e-booka.

Rozdział dziewiętnasty

Pozostałe rozdziały dostępne w pełnej wersji e-booka.

Rozdział dwudziesty

Pozostałe rozdziały dostępne w pełnej wersji e-booka.

Rozdział dwudziesty pierwszy

Pozostałe rozdziały dostępne w pełnej wersji e-booka.

Rozdział dwudziesty drugi

Pozostałe rozdziały dostępne w pełnej wersji e-booka.

Epilog

Pozostałe rozdziały dostępne w pełnej wersji e-booka.

Podziękowania

Pozostałe rozdziały dostępne w pełnej wersji e-booka.

Pozostałe rozdziały dostępne w pełnej wersji e-booka.