Uzyskaj dostęp do tej i ponad 250000 książek od 14,99 zł miesięcznie
112 osoby interesują się tą książką
Prestiżowa szkoła, fałszywe przyjaźnie i życie zbudowane na kłamstwie…
Dla Mackenzie Brown wszystko zaczęło się dwa lata temu, gdy spełniło się jej największe marzenie – dostała się do Glendale Academy. Od tamtej pory pilnie strzeże swoich sekretów, nie pozwalając nikomu dotrzeć do prawdy na swój temat. Pozorny spokój zostaje zachwiany, gdy do domu jej przyjaciółki wprowadza się Caleb – chłopak do złudzenia przypominający kogoś z najbardziej zaskakującej i magicznej nocy jej życia.
Dziewczyna jest skołowana, nie ma pojęcia, co tak naprawdę się dzieje. A gdy sądzi, że to największy problem, z jakim przyjdzie jej się zmierzyć – okazuje się, że to dopiero początek. Caleb zaczyna ją dręczyć, jakby chciał ją za coś ukarać, a przecież nie ma ku temu żadnych powodów.
Reszta szkoły świetnie się w to wpisuje, zacieśniając wokół Mac pętlę niedopowiedzeń, szeptów i spojrzeń.
Witaj w Glendale Academy, gdzie liczą się pozory, status i pieniądze.
Rozgość się w miejscu, w którym zacierają się granice między prawdą a kłamstwem.
Czy odważysz się wejść do tego świata i na własnej skórze sprawdzić, co kryje się wewnątrz murów elitarnej szkoły?
Autorka Słodkiej obsesji w odsłonie New Adult! Daj się porwać historii Caleba Moore’a i Mackenzie Brown!
Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:
Liczba stron: 399
Rok wydania: 2025
Audiobooka posłuchasz w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:
I to zapiera dech,
Że jest coś, a nie nic.
Gdy budzisz się,
To nadal jesteś ty.
I to zapiera dech,
Że obok ciebie jest ktoś.
I że mogło być nic…
A jest wszystko…
Kwiat Jabłoni – Mogło być nic
Dla wszystkich, którzy noszą maski.
Czasem warto je zdjąć i być szczęśliwym.
I dla Ciebie.
Z pewnością będziesz chciał wiedzieć,
skąd pomysł na tak powalone historie.
Tak, Karo, Caleb to twój mąż.
Słowem wstępu
Glendale Academy oraz zasady w niej panujące zostały stworzone na potrzeby tej powieści.
W historii znajdziecie toksyczne zachowania bohaterów – znęcanie się fizyczne oraz psychiczne w szkole – a także wulgaryzmy oraz opisy scen zbliżeń.
Jeśli choć jedna z powyższych rzeczy sprawia Ci dyskomfort, proszę, zastanów się nad kontynuowaniem powieści.
A jeśli uznasz, że chcesz zaryzykować i wejść do elitarnego świata – życzę Ci powodzenia!
Rozdział 1
MACKENZIE
Ogromne mury Glendale Academy obudziły się do życia, kiedy uczniowie zaczęli się gromadzić na pierwszych zajęciach po letniej przerwie. Dla mnie to był ostatni rok pośród ścian tej instytucji i nie mogłam się doczekać pójścia na studia. Wysiadłam z fioletowego mercedesa i wzięłam głęboki wdech, rozglądając się na boki. Zarzuciłam różowy plecak na jedno ramię, po czym poczekałam, aż Holly – moja przyjaciółka – w końcu wyczłapie się z samochodu. Znałyśmy się od drugiej klasy, byłam jej wdzięczna, że przyjęła mnie pod swoje skrzydła. Zagubioną, dopiero co po przeprowadzce… To nie sprzyjało pierwszym dniom w nowej szkole. Marzyłam o nauce w GA, ponieważ stąd wywodzili się najlepsi, dla których otworem stały drzwi na dobre kierunki.
Wieki później z całej siły trzasnęłam otwartą dłonią w dach.
– Do cholery, Mac! – krzyknęła dziewczyna, gdy jej głowa w końcu wyłoniła się z auta. – Nie strasz mnie – dodała.
Krwistoczerwone usta blondynki lśniły w blasku słońca, a w połączeniu z dużymi, niebieskimi oczami i idealnymi rysami twarzy utwierdzały każdego w przekonaniu, że Holly Grey była naprawdę śliczna. Jej uroda przyciągała spojrzenia. Zazdrościłam jej wyglądu. W porównaniu z nią miałam mały biust, drobne oczy i niewielkie usta. Wszystko we mnie sprawiało wrażenie przeciętności. Jednak moja zdrowa zazdrość nigdy nas nie poróżniła. Nieraz żartowałam, że kiedy tylko zarobię odpowiednią sumę pieniędzy, zrobię sobie cycki.
– Spóźnimy się – powiedziałam i zacisnęłam dłoń na szelkach plecaka. Zaraz powinna zacząć się algebra, na którą teoretycznie powinnyśmy pójść razem. – Poza tym panu Evansowi nie spodoba się kolor twojej szminki – bąknęłam.
W odpowiedzi Holly zbadała strukturę swoich ust środkowym palcem. Zrozumiałam, że ma to gdzieś. Nauczyciel był młody, dzieliło nas może piętnaście lat różnicy, a ona, choć nienawidziła tego przedmiotu, zapisała się właśnie przez wzgląd na niego. Uwielbiała go kokietować, ale on wydawał się oporny na jej wpływ. Bez wątpienia przyjaciółka nie była pierwsza z takimi podchodami.
– Jesteś jakaś nieobecna. Z kim tak piszesz? – zapytałam.
Uniosła wzrok znad urządzenia, w które zawzięcie stukała od paru chwil. Sapnęła, wzruszyła ramionami, po czym w końcu, ku mojej uciesze, wyszła z auta. Znalazła się tuż obok i objęła mnie ramieniem. Miałyśmy identyczne stroje: białą koszulę, niebieski krawat i marynarkę oraz spódnicę w tym samym kolorze, sięgającą tuż przed kolana, choć Holly zazwyczaj nosiła ją znacznie wyżej. Do tego jasne półbuty na niskim obcasie. Ja dorzucałam do tego zestawu białe skarpety z czarnym, przypadkowym numerem wyhaftowanym tuż przy gumce.
Ruszyłyśmy przed siebie, mijając po drodze auta czwartoklasistów, którzy zajmowali specjalne miejsca niedaleko wejścia do szkoły. W końcu miałam to poczuć – ostatnia klasa, bal… Marzyłam o tym, odkąd pamiętam. Wyobrażałam sobie, jak to wszystko będzie wyglądało, i za każdym razem w mojej głowie ten czas jawił się jako jeden z najlepszych w życiu.
– W nawiązaniu do twojego pytania, Caleb pytał o dokładny adres szkoły. – Przewróciła oczami.
Podczas wakacji matka Holly poznała Olivera Moore’a, znanego polityka, który dosłownie dwa tygodnie później zamieszkał wraz z synem w domu pani Grey. Ja spędziłam całe wakacje u ojca w Meksyku, więc nie miałam okazji poznać przybranego brata swojej przyjaciółki. Przybranego, ponieważ ich rodzice nie zwlekali – szybko dopełnili wszystkich formalności, by wzajemnie przysposobić swoje dzieci. Twierdzili, że nie ma na co czekać i że taki krok pozwoli uniknąć problemów w przyszłości. Widziałam tylko jedno zdjęcie Caleba, a po przestalkowaniu go odkryłam, że nie ma nawet Instagrama. Kto w dzisiejszych czasach jest takim pustelnikiem? I gdybym nie dostała zdjęcia od Holly, uznałabym, że jest jakimś nerdem. Ale koleś okazał się totalnie w moim guście. Jego włosy były ciemne jak smoła, grzywka opadała na czoło, a spojrzenie hipnotyzowało. Nos miał orli, żuchwę idealnie prostą, a kości policzkowe uwydatnione. Był piękny. Niemalże przez pół lata wyobrażałam sobie, że to właśnie na mnie jako pierwszej zawiesza swój wzrok. Może działo się tak, ponieważ podczas wakacji u taty poznałam Maksa – chłopaka, któremu ofiarowałam wszystko. Tak, dosłownie, bo oddałam mu swoje dziewictwo. Zabawne, zrobiłam to z facetem, z którym miałam kontakt tylko przez kilka godzin, i tylko po to, żeby ludzie w końcu przestali gadać. Abym miała to za sobą, bo przecież każdy w szkole to robił, prawda? Ale po wszystkim sądziłam, że będzie między nami coś więcej. To nie tak, że go wykorzystałam, on naprawdę mi się podobał. I mnie zostawił. Na następny dzień umówiliśmy się w wyznaczonym miejscu. Wiedziałam, gdzie się zatrzymał, ale kiedy tam poszłam, pokój hotelowy był pusty. Nie wymieniliśmy się numerami, a on zapadł się pod ziemię. Poczułam się oszukana. Musiałam jakoś przeboleć stratę, bo przy nim poczułam się cholernie dobrze. Może zabrzmi to głupio, ale przez chwilę nawet sądziłam, że to miłość od pierwszego wejrzenia.
Chłopak był cholernie podobny do Maksa i może właśnie dlatego w mojej głowie pojawiały się sceny rodem z amerykańskich romansideł. Wszystkie te wyobrażenia były tak realistyczne, że niemal zaczęłam w nie wierzyć. Oszalałam. Nie zamierzałam jednak mówić o nich Holly. Wstydziłam się, bo kto normalny dopuszcza do siebie takie myśli? Nie byłam dzieckiem, które przenosiło swoje uczucia z jednej zabawki na drugą. Serce dudniło mi za każdym razem, gdy o nim mówiła. Zastanawiałam się, jaki był. Czy taki, jak sobie go wyobrażałam? Czy choć trochę przypominał mojego czułego Maksa z wakacji? Chłopaka zainteresowanego podobnymi rzeczami co ja?
– To straszny gbur, wiesz?
Och, i to by było na tyle…
Spojrzałam z niedowierzaniem na przyjaciółkę. Jeszcze do niedawna uważała go za ósmy cud świata. Ja go tak wizualizowałam!
– Przecież mówiłaś, że jest świetny. – Czułam, że tracę grunt pod nogami.
Nie takiej wypowiedzi się spodziewałam. Nie po kilku tygodniach podświadomego myślenia o nim. W mojej głowie Caleb był idealnym materiałem na partnera. Zabierał mnie na randki, czule całował, opiekował się mną… Boże, jak to żałośnie brzmiało. To taki trochę fikcyjny chłopak, który nie ma o tym bladego pojęcia. Kiedyś był nim Justin Bieber, dzisiaj jest Moore.
Minęłyśmy drzwi wejściowe, po czym udałyśmy się do prawego skrzydła, aby wrzucić rzeczy do szafek. Stamtąd miałyśmy kilka kroków do sali, gdzie odbywały się pierwsze zajęcia. Po drodze witałyśmy się z różnymi osobami, głównie z dziewczynami z drużyny cheerleaderek. Holly była ich przewodniczącą.
Blondynka przywarła bokiem do zimnej powierzchni szafki.
– Był, ale przez ostatnie dwa tygodnie jego humorki… – Przewróciła oczami.
Wyjęłam rzeczy z plecaka i zaczęłam je układać na półce. Dłoń mi zadrżała. Miałam nadzieję, że przyjaciółka tego nie zauważyła.
– Wiesz, że wczoraj obracał dwie dziewczyny?
Moje serce zadudniło w piersi.
– O cholera… – jęknęłam.
Dlaczego nie mógł tego zrobić kilka tygodni temu? Dałabym sobie spokój z wymyślaniem historyjek przed snem. Czułam zawód, a przecież sama nakładłam sobie bzdur do głowy.
– Wszystko słyszałam. – Holly przyłożyła palec do ucha. – Ta jedna darła się jak furiatka. Nie mogłam w spokoju oglądać telewizji. – Zachowywała się, jakby takie sytuacje w jej domu były czymś normalnym. – Dodatkowo zalicza każdą imprezę, najpewniej ćpa… i takie tam – wyliczała ze znudzoną miną. – Mieszkamy pod jednym dachem, muszę go jakoś znosić. Uwierz mi, czekoladko, to nie jest facet godny uwagi.
Grey mówiła na mnie „czekoladka”, odkąd pamiętam. Urodę odziedziczyłam po swojej babce od strony ojca, która była Meksykanką. Niestety nie było mi dane dobrze jej poznać, ponieważ zmarła, zanim skończyłam trzy lata. Miałam ciemnobrązowe włosy oraz pasujące kolorem oczy. Z nich byłam najbardziej dumna, bo przyciągały spojrzenia. No, chyba że obok mnie stała Holly, to cała uwaga skupiona była na niej.
Brzdęk otwieranej szafki rozniósł się echem po korytarzu. Wrzawa jakby ucichła. Myślałam tylko o słowach przyjaciółki, rozkładałam je na czynniki pierwsze. Grey nie musiała zważać na to, co mówiła. Nigdy nie opowiedziałam jej o swojej małej fiksacji. Tylko raz kiedyś palnęłam, że jej przybrany brat jest strasznym ciachem, ale to by było na tyle. W końcu ktoś mógł spojrzeć na mnie, nie na nią.
– Zapisał się na algebrę, ale jakoś nie spieszy się na pierwsze zajęcia – powiedziała Holly i przesadnie zaczęła się rozglądać po szerokim korytarzu, który z każdą chwilą pustoszał.
Trzasnęła drzwiczkami, po czym spojrzała na moją twarz. Najpewniej malowało się na niej zmieszanie. Czułam się dziwnie, ale z całych sił starałam się tego nie pokazać. Po prostu pierwszy raz uznałam, że może jednak ktoś na mnie spojrzy. Chłopak zapisał się na ten sam przedmiot, więc miałam zobaczyć go szybciej, niż zakładałam. Naprawdę bosko. Dzień pełen wrażeń.
Zajęłam miejsce z tyłu, tuż przy oknie. Przyjaciółka tradycyjnie usiadła w pierwszej ławce, bynajmniej nie po to, aby się uczyć. Zaraz miał wejść pan Evans, a ona chciała go oczarować czy coś. Nigdy jej się to nie udało. Mężczyzna był przystojny i miał swoje zasady. Zresztą, gdyby Eleonora Grey dowiedziała się, że jej córka próbuje uwieść nauczyciela, nie byłaby z tego powodu zadowolona. Holly była jej oczkiem w głowie, jedynaczką, ale to nie znaczyło, że mogła sobie pozwolić na wszystko. Glendale Academy należało właśnie do jej mamy, więc to w dużej mierze wpłynęło na jej status. No i trochę na mój, rzecz jasna.
Byłam szaraczkiem, który korzystał ze stypendium. Moja matka zgodziła się na przeprowadzkę z Anglii do Stanów Zjednoczonych tylko dlatego, że o tym marzyłam. Eleonora była dobrą znajomą mojego ojca, dlatego poznałam ją znacznie wcześniej niż samą Holly. Przed rozpoczęciem semestru przyszłam do szkoły wypełnić dodatkowe dokumenty. Kobieta mnie zaczepiła i zaczęłyśmy rozmawiać. Powiedziałam o swoich obawach, o stypendium i o tym, że pragnę tylko jednego – czuć się w tej szkole jak inni. Zdawałam sobie sprawę, jak ludzie tacy jak ja byli tu traktowani. Jak wyrzutki, odmieńcy… Sporo czytałam, obawy nie brały się znikąd. Powinnam być dumna ze swoich ocen, ale nie byłam. Nie, kiedy na moim ramieniu osadził się ogromny głaz, który zwiastował cholernie trudne dni w szkole. I choć mojego ojca było stać, by opłacił mi naukę w tej placówce, to właśnie moja średnia sprawiła, że zyskałam przepustkę do edukacji. Mógł zapłacić, a wtedy nikt nie wyśmiewałby mnie od stypendystów, ale nie o to tu chodziło. W tamtym momencie niczego od niego nie chciałam. Okropnie się pokłóciliśmy, ale to właśnie dzięki niemu zyskałam nadzieję, że kiedyś będę częścią GA.
A jednak z dniem rozpoczęcia nauki nikt nie wytknął mi stypendium, jakby w ogóle go nie było. Nie miałam pojęcia, dlaczego Eleonora mi pomogła, bo przecież tak najpewniej było. Nic innego nie przychodziło mi do głowy. Od tamtej pory często wpadałam do Holly i wypatrywałam jej mamy, by choć chwilę z nią porozmawiać. Podświadomie czułam, że jestem jej coś winna.
Przyjaciółka nie miała pojęcia o moim statusie i chciałam, aby tak zostało. Bałam się, że jeśli tylko się dowie, nasza przyjaźń się zakończy. Takie osoby jak ja nie były tu mile widziane. Moje obawy potwierdziły się, gdy tylko zaczęłam uczęszczać na zajęcia. Było mi żal tych ludzi, ponieważ wszyscy patrzyli na nich z góry. Żal, bo ja byłam jedną z nich, a ukrywałam się jak tchórz. Chodziły plotki, że w szkole robiono różne akcje mające na celu wykurzenie stypendystów. Nie miałam pojęcia, dlaczego tak bardzo zawadzali. To znaczy – zawadzaliśmy. Niestety w oczach tych bogatych dupków byliśmy nikim. I choć mój ojciec miał kasę, nie żyłam w złotej bańce…
W klasie zrobił się szum, przez co poderwałam głowę i porzuciłam myśli o stypendium. Do sali wpadli Kai Bennet oraz Troy Miller. Ten drugi był kapitanem drużyny koszykówki i w dość nieudolny sposób próbował zaprosić mnie na randkę, która najpewniej miałaby się zakończyć w łóżku. Był przystojny, z wysoką pozycją, praktycznie każda dziewczyna w szkole na niego leciała, a ja nie miałam bladego pojęcia, dlaczego uczepił się właśnie mnie. Może przez to, że nie byłam łatwa, a on lubił wyzwania i podkreślał to na każdym kroku. Gdyby nie jego ptasi móżdżek, byłabym zachwycona takim zainteresowaniem. Ale nie byłam.
Ze znużeniem przeniosłam na niego wzrok, kiedy z piłką w rękach zajął miejsce tuż przede mną. Odwrócił się, ułożył przedmiot na kolanach, po czym z olśniewającym uśmiechem chwycił za moją dłoń. Przysunął ją do siebie i zaczął bazgrać coś na jej wewnętrznej stronie. Nie byłam zdziwiona, nawet się nie szarpałam. Wiedziałam, że po raz kolejny zapisywał mi swój numer, jakby nie wystarczyły jego dwuznaczne wiadomości na Instagramie.
– Ona jest moja, dupku! – krzyknęła z początku klasy Holly, właśnie zwijając jedną z kartek, po czym rzuciła nią w kierunku Troya.
Papier okazał się zbyt lekki, więc zamiast trafić kapitana drużyny koszykówki, blondynka uderzyła w głowę Pedra – Hiszpana z wymiany, który zaczął uczęszczać do szkoły semestr temu. Chłopak bez zastanowienia chwycił zawiniątko, po czym odrzucił je w moim kierunku, ale nawet tym razem kartka nie dotarła na miejsce.
– Dzięki, Pedro – bąknęła Holly, przerzucając swoje włosy przez lewe ramię.
Wyczułam, że Troy pieścił palcami wewnętrzną część mojej dłoni, więc przeniosłam tam wzrok.
– Umów się ze mną – powiedział pewnie. Był gotów się płaszczyć, żebym w końcu uległa. Wciąż wierzył, że jestem niewinną Brown, a zdobycie mnie było dla niego jak Święty Graal.
Nie zdawał sobie sprawy z tego, że pojęcie seksu nie było mi obce. W Meksyku oddałam się przecież Maksowi. I choć co jakiś czas w głowie miałam obraz chłopaka z wakacji, wiedziałam, że nigdy więcej go nie zobaczę. Nie było szans, za dużo ludzi chodziło po tej ziemi, aż takie przypadki się nie zdarzały.
– Spójrz na mnie. – Wysunęłam dłoń z jego uścisku, po czym podparłam nią brodę. Uśmiechnęłam się słodko i przechyliłam głowę. – Nie pasujemy do siebie, okej?
– Pierdolenie. – Troy chwycił za piłkę, po czym zaczął nią obracać na wskazującym palcu. – Jesteśmy dla siebie stworzeni. Nie mów, że tylko ja czuję tę chemię.
Usłyszałam po swojej prawej donośny śmiech Kaia. Idioci, pomyślałam.
– To chociaż zgódź się zostać moją partnerką na balu.
– O mój Boże! – pisnęłam i przyłożyłam dłoń do ust. Nie sposób było nie usłyszeć sarkazmu w moim tonie.
Choć Miller był dupkiem, a w swojej szafce wieszał listę dziewczyn, z którymi się przespał, nie mogłam zaprzeczyć, że zrobiło mi się miło, że w ogóle ktokolwiek mnie zaprosił. Nawet jeśli zależało mu na jednym. W wakacje fantazjowałam o wyimaginowanym Calebie, na podstawie wyglądu tworząc jego osobowość. Wtedy wydawało mi się, że to on mnie zaprosi, a potem będziemy żyli długo i szczęśliwie. Bzdury.
– Czy to znaczy „tak”? – Troy odłożył piłkę pod stół.
W tym samym czasie do pomieszczenia wszedł pan Evans. Wyglądał jeszcze lepiej niż dziesięć tygodni temu. Wychyliłam głowę, by zobaczyć reakcję Holly, która mnie zupełnie nie zdziwiła. Blondynka jak zawsze poruszyła się nieznacznie na krześle, ale na tyle, że byłam w stanie to zauważyć. Potrząsnęła głową i przeczesała palcami swoje delikatne fale.
– Czy to znaczy „tak”? – Chłopak ponowił pytanie.
Nie miałam zamiaru mu odpowiadać. Nie chciałam z nim iść, ale jednocześnie pragnęłam zachować dla siebie bezpieczną opcję. Bo jeśli nikt mnie nie zaprosi, to jego propozycja nie wyda się taka zła.
– Panie Miller, czy ja panu przeszkadzam? – Donośny głos nauczyciela przeciął salę.
Troy niechętnie zerwał ze mną kontakt wzrokowy i odwrócił się w kierunku Evansa.
– Mówiłem Mackenzie, że świetnie panu w czarnym.
Po klasie przebiegł śmiech uczniów.
– Zabawny jak zawsze. – Nauczyciel pokręcił głową, po czym jego spojrzenie padło na siedzącą przed nim Holly. – Panno Grey, rozumiem, że szminka w tym kolorze to jedyna, jaką posiada pani w swojej kosmetyczne?
– Chce pan sprawdzić?
W sali kolejny raz rozległ się śmiech. Z niedowierzaniem pokręciłam głową. Przyjaciółka była szalona, skoro myślała, że nauczyciel tak po prostu na nią poleci.
– Krwista czerwień od Diora. – Nie dawała za wygraną.
Evans spojrzał na nią z politowaniem i dłonią wskazał drzwi.
– O ile mi wiadomo, przepisy szkoły zabraniają takiego makijażu, moja droga. Zaczniemy lekcję bez ciebie.
Holly niechętnie uniosła się z miejsca. Mojej uwadze nie umknął fakt, że jeszcze bardziej podciągnęła swoją i tak już za wysoko założoną spódniczkę. Kręcąc biodrami, opuściła pierwsze zajęcia. Zazwyczaj zrobiłaby awanturę za zwrócenie jej uwagi o kolor pieprzonej szminki, w końcu wszystko uchodziło jej na sucho, ale przy Evansie była inna. Uległa. Jakby to miało zmienić stosunek nauczyciela do niej.
– Witajcie po przerwie, mam nadzieję, że ten przedmiot nadal będzie waszym ulubionym.
Uczniowie pokręcili głowami. Zdecydowanie nim nie był, ale Evans miał w sobie coś, co sprawiało, że cała reszta przestawała mieć znaczenie.
– To jak, czekoladko? – Troy się odwrócił i napotkał moje do granic możliwości znudzone spojrzenie.
– Dlaczego, do cholery, mówisz do mnie „czekoladko”? – Sapnęłam sfrustrowana.
– Wiesz, lubię czekoladki.
Przewróciłam oczami. No jasne, dlaczego miałby odpowiadać na moje pytanie?
– Nie mogę zasnąć, jeśli nie pochłonę chociażby pół tabliczki. Wgryzam się, a potem ssę kosteczki, aż rozpłyną się w moich ustach. – Jego wzrok opadł na moje usta, a ja o mało nie zwróciłam śniadania w reakcji na wypowiedziane słowa.
To było… słabe. Jeśli w ten sposób podrywał dziewczyny, śmiałam wątpić, że te grzeszyły intelektem.
Zajęcia na dobre się zaczęły, ale jakoś nie potrafiłam się skupić. Przeszkadzał mi Troy, który ochoczo rozmawiał z Kaiem. Miller był naprawdę przystojny: jego blond włosy odznaczały się na tle opalonej skóry, wyglądał jak surfer. Przechyliłam głowę i wpatrywałam się w jego prawy profil. Gdyby zamknął usta, byłby całkiem w porządku.
Ale nie był.
Z drugiej strony rozmowa z najpopularniejszym chłopakiem w szkole działała na moją korzyść. Uczniowie czuli do mnie respekt, a przecież tego od początku pragnęłam, prawda?
Pospiesznie poderwałam głowę, kiedy drzwi do sali stanęły otworem. Najpierw przeniosłam wzrok na ciemne buty, przy których sznurówki żyły swoim życiem. Później zerknęłam na spodnie: niebieskie, będące częścią mundurku, a następnie moje spojrzenie poszybowało wyżej i napotkało białą koszulę. Była dość wymięta, a błękitny krawat niedbale wisiał na męskiej szyi. Kilka guzików pozostało odpiętych, przez co zauważyłam włoski na klatce piersiowej chłopaka. Wstrzymałam powietrze, ponieważ uświadomiłam sobie, że to musiał być Caleb. Nie miałam odwagi popatrzeć na jego twarz. Skupiłam się na niespokojnym ruchu jego krtani. Denerwował się. W końcu to był jego pierwszy dzień.
– Jak sądzę… pan Moore? – zapytał nauczyciel, a ja przymknęłam oczy.
Sparaliżowało mnie. Słyszałam przyspieszone bicie swojego serca, dudniło mi w uszach. Zauroczyłam się chłopakiem ze zdjęcia, co było istnym absurdem.
– Zgadza się.
Przygryzłam wargę, kiedy po raz pierwszy miałam okazję go usłyszeć. Jego głos był piękny, melodyjny, hipnotyzujący… Ale, cholera, ja już gdzieś go słyszałam. Kątem oka dostrzegłam poruszenie wśród niespokojnie wiercących się na krzesłach dziewczyn.
Nadal nie miałam odwagi na niego spojrzeć.
– To ten od Holly? – zapytał Troy.
Pospiesznie przeniosłam na niego wzrok, a Kai energicznie pokiwał głową.
– Na pewno się bzykają. Ona lubi ten sport.
Zaczęli się śmiać, a ja kolejny raz przymknęłam oczy. Serce uderzało mi z zawrotną prędkością, jakby chciało uciec z piersi. Zrobiło mi się słabo, a przed oczami pojawiło się białe światło.
– Co nie, czekoladko? Holly siedziała już na jego kutasie?
– Zamknijcie się!
Ten okrzyk wyrwał mi się mimowolnie, jakbym nie pamiętała, że przebywam w klasie. Poczułam, jak purpura zalewa moje policzki, a zażenowanie obejmuje całe ciało. Nie wytrzymałam. Jeszcze nie przyzwyczaiłam się do świadomości, iż moja wyobraźnia to nadal tylko wyobraźnia. Zachowywałam się jak dzieciak, który marzył o randce z idolem.
– Mackenzie… – zaczął Evans. – Dyrektor wyznaczył Holly do oprowadzenia Caleba po szkole, ale skoro dziś masz dziwny nadmiar energii, spożytkujesz ją w inny sposób niż na krzyczenie podczas zajęć.
Poczułam, jak paraliż obezwładnia moje ciało. To się nie dzieje…
– Usiądź obok Mackenzie – zwrócił się do Caleba. – To jedyne wolne miejsce w sali.
Rozdział 2
MACKENZIE
W końcu uniosłam wzrok na jego twarz.
Dobry Boże. Wyglądał jeszcze lepiej niż na zdjęciach. Szedł wolnym krokiem, nie spuszczając ze mnie wzroku. Był blady w porównaniu z Troyem, którego skóra nosiła ślady intensywnego słońca. Czarne jak smoła włosy delikatnie opadały mu na czoło, dokładnie tak, jak zapamiętałam ze zdjęcia. Oczy miał niebieskie, tak surrealistycznie jasne, że aż trudno było uwierzyć, że są prawdziwe. Najpewniej nosił soczewki.
Nikt nie miał tak pięknych oczu jak on.
Nie uśmiechał się, szczęki miał zaciśnięte tak mocno, że na jego twarzy odznaczały się wszystkie kości. Był cholernie piękny, ale coś w jego wyglądzie budziło we mnie niepokój. Może to przez to, że ani razu się nie uśmiechnął. Sprawiał wrażenie, jakby był obrażony na cały świat za to, że w ogóle musi tu być.
Maks był pełen życia. Uśmiechał się, rozmawiał ze mną, zaś ten…
Ale kiedy zajął miejsce obok mnie, myślałam, że śnię. Przyjrzałam mu się bliżej i… niemalże zamarłam. Wyglądał jak on, jak chłopak, z którym spędziłam najlepszą chwilę swojego życia. Bliźniak? Nie, to się po prostu nie działo.
Fala gorąca oblała prawą stronę mojego ciała, byłam pewna, że Caleb poświęcał mi więcej uwagi niż powinien. Nie mogłam znieść tego uczucia, więc z ogarniającym mnie wstydem przechyliłam lekko głowę. Wpatrywał się we mnie. Dosłownie wywiercał mi dziurę w czole. To spojrzenie… Zgłupiałam i ubzdurałam sobie, że był moim wakacyjnym Maksem. Przecież mógł podać fałszywe imię. Wygląd się zgadzał. Włosy miał inaczej ułożone, nie uśmiechał się, ale… Zaczęło mi być duszno, wariowałam.
Do kurwy nędzy, co jest grane?
Zauważyłam, że czarny plecak położył na ziemi, ale niczego z niego nie wyjął. Ze splecionymi dłońmi położonymi na ławce próbował wzbudzić we mnie… Właściwie nie wiedziałam, co chciał osiągnąć.
– To ty… – Popatrzyłam na niego.
Caleb się uśmiechnął. Kąciki jego ust poszybowały ku górze.
– Słynna czekoladka… – mruknął tajemniczo. – Miło cię poznać. – Wysunął w moim kierunku dłoń.
Pachniał męsko. Perfumy, których używał, były hipnotyzujące jak jego oczy. Tęczówki Maksa były zielone, ale nie widziałam problemu, aby dało się to zmienić.
– Będziemy się świetnie bawić. – Potrząsnął moją ręką.
Poczułam, jak po plecach przebiegły mi ciarki wywołane jego słowami. Nie rozumiałam, co dokładnie chciał mi przekazać, ale sposób, w jaki to powiedział, sprawił, że miałam ochotę uciekać gdzie pieprz rośnie.
– Bawić?
– Oczywiście chodziło o oprowadzenie mnie po szkole.
Ach, dobra. To tylko to.
Zawahałam się na moment, a później…
– Byłeś latem w Meksyku?
Nie uzyskałam odpowiedzi. Patrzył na mnie chłodno, bez emocji.
– Czy ja wam przeszkadzam?
Pan Evans stanął naprzeciwko mnie. Nawet się nie zorientowałam, kiedy pokonał dzielącą nas odległość. Uniosłam na niego przerażone spojrzenie. Nigdy nie przeszkadzałam na lekcjach, nie chciałam się wychylać. Szybko wyrwałam się z uścisku Caleba i odgarnęłam kosmyk włosów, który niesfornie opadł na czoło.
– Przepraszam. Ja… przepraszam.
– To moja wina. – Dobiegł mnie głos Caleba.
Nie spojrzałam na niego. Nie, kiedy Evans, zazwyczaj będący w porządku, gromił mnie wzrokiem.
– Dobrze. W takim razie wróćmy do lekcji. – Nauczyciel odwrócił się i udał w kierunku swojego biurka.
Odetchnęłam z ulgą. I choć nadal czułam na sobie spojrzenie Moore’a, zamierzałam być nieugięta. No i nie odpowiedział na moje pytanie. Zgłupiałam, przecież to nie mógł być Maks!
Praktycznie do końca zajęć co jakiś czas czułam na sobie jego wzrok. Nie miałam bladego pojęcia, co chodziło mu po głowie. A może to moja wyobraźnia? W końcu przez ostatnie tygodnie nieźle ją wyćwiczyłam. Jednak… nie zamierzałam sprawdzać, czy te przypuszczenia były prawdziwe. Po prostu jego wzrok mnie paraliżował, a ja nie chciałam wyjść na słabeusza, który się chowa, gdy tylko ktoś na niego spojrzy.
***
– Już jestem! – Holly z impetem wpadła do klasy, kiedy zajęcia praktycznie dobiegały końca.
Gdzie ona się podziewała?
Pan Evans nie uraczył jej choćby jednym spojrzeniem. Wiedział, że upominanie jej nie miało sensu.
– Caleb! – Dziewczyna odwróciła się i pomachała do swojego przybranego brata.
Rzuciłam chłopakowi szybkie spojrzenie. Posłał w kierunku mojej przyjaciółki blady uśmiech, ale jakby bez emocji. Po chwili powróciłam do swoich notatek. Nadal miałam w głowie jej słowa o tym, jaki był naprawdę, więc trochę zdziwiła mnie ta zbyt entuzjastyczna reakcja na jego widok, ale w końcu mieszkał w jej domu. Najpewniej chciała go ciepło przywitać. Spięłam uda, gdy usłyszałam z prawej strony:
– Czekoladko…
Przeniosłam spojrzenie na Caleba. Wysunął w moim kierunku tabliczkę czekolady. No cudownie… To przezwisko w jego ustach brzmiało cholernie dobrze. I choć wizja poczęstowania się była silna, postanowiłam się otrząsnąć i więcej nie przeszkadzać w lekcjach. Dlaczego w ogóle mnie zaczepiał?
– Są zajęcia. Odpuść – odpowiedziałam.
Przez głowę przemknęła mi myśl, że najlepszym posunięciem byłoby przyjąć podarunek i choć przez chwilę wyobrazić sobie, że jest chłopakiem z moich wyobrażeń, ale przecież prawda była zgoła inna. Ciekawiło mnie, jaki był naprawdę. Podejrzewałam, że informacje od Holly były tylko namiastką.
Zajęcia dobiegły końca, a ja z przerażeniem przypomniałam sobie, że spędzę z nim najbliższy czas. Byłam przestraszona, ale jednocześnie czułam napływ podekscytowania. Poznam go. Przynajmniej na tyle na ile mi pozwoli. I sprawdzę jego podobieństwo do Maksa. Na razie oprócz wyglądu nic się nie zgadzało.
Wstaliśmy w tym samym momencie; chłopak okazał się ode mnie znacznie wyższy. Chwyciłam swój różowy plecak i zarzuciłam go na ramiona. Położyłam dłonie na szelkach i zacisnęłam mocno palce. Denerwowałam się.
Troy i Kai stali obok mnie. Po chwili pojawiła się Holly. Jej blond włosy zahaczyły o mój nos, a już po chwili stałam sparaliżowana i lekko zniesmaczona sytuacją, która rozgrywała się na moich oczach. Grey dość entuzjastycznie witała się z Calebem. Uwiesiła się mu na szyi, pisnęła i kilka razy podskoczyła, na co zareagowałam przewróceniem oczami. I to miał być ten gburowaty przybrany brat?
– Troy, Kai… – zaczęła przyjaciółka.
Sądząc po minie chłopaków, wyczuli zagrożenie, więc byłam pewna, że woleli trzymać go blisko siebie. Dla zasady. Dlatego też Miller, choć musiał przełknąć słowa cisnące się mu na usta, przywitał go dość… miło.
– No i Mackenzie. – Machnęła w moim kierunku. – To co, zaczynamy zwiedzanie? – Klasnęła w dłonie.
Spuściłam wzrok. No tak, nie było jej, kiedy pan Evans przydzielił to zadanie właśnie mnie.
– Dzięki, ale oprowadzi mnie Mackenzie.
Słowa Caleba wprowadziły Holly w niemały szok. Uchyliła usta, by coś powiedzieć, ale szybko je zamknęła.
– W takim razie… – zaczęła, ale przerwał jej Troy.
– Ale czekoladka jest moja. – Położył na moim ramieniu dłoń, która wydawała się tak cholernie ciężka, jakby się na mnie uwiesił. – Dbaj o nią. – Pogroził Moore’owi palcem, a ja miałam ochotę zapaść się pod ziemię.
– Nie jestem, dupku. – Próbowałam strzepnąć jego palce, lecz na próżno.
– Ubiegłej nocy mówiłaś coś innego.
Zarumieniłam się, po czym po prostu uśmiechnęłam. Nie miałam pojęcia, dlaczego od razu nie zaprzeczyłam tym durnym plotkom, ale gdy Holly podjęła inny temat, wiedziałam, że nie było już sensu niczego prostować.
– Chodźmy. – Spojrzałam wymownie na Caleba.
Chłopak podążył za mną. Czułam na sobie jego wzrok, kiedy wychodziliśmy z sali. Jeszcze mocniej zacisnęłam dłonie na szelkach plecaka. Przystanęłam, kiedy opuściliśmy klasę. Chciałam, aby się ze mną zrównał; szybko przywarł do mojego boku, więc ruszyłam przed siebie. Nie pokazałam mu zbyt wiele, ponieważ nie miałam tyle czasu, ile przewidywało wnikliwe oprowadzanie. W większości po prostu gadałam bzdury. Denerwowałam się, pociłam.
Caleb nic nie mówił, przez co czułam się cholernie dziwnie. Tylko mruczał coś pod nosem. Sądziłam, że dowiem się o nim czegokolwiek, ale chyba miałam zbyt wygórowane oczekiwania co do spędzenia czasu w jego towarzystwie. Milczał jak zaklęty.
Zauważyłam, że musiał sporo ćwiczyć. Koszula leżała na nim idealnie, a pod nią odznaczały się godziny spędzone na siłowni. Barki miał szerokie, umięśnione, przez co musiałam zacisnąć wargi. Był apetyczny. I nadal przypominał Maksa. Oczywiście słyszałam o przypadkach, że są ludzie, którzy wyglądają jak nasze kopie, ale nigdy nie doświadczyłam tego tak mocno jak teraz.
W końcu dotarliśmy do sali gimnastycznej. Zostawiłam swój plecak przy drzwiach, po czym weszłam w głąb sporych rozmiarów pomieszczenia. Caleb dotrzymał mi kroku. Rozłożyłam szeroko ramiona i uśmiechnęłam się sama do siebie.
– Lubię spędzać tutaj czas. Wraz z Holly jesteśmy cheerleaderkami. – Zatrzymałam się.
Chłopak zrobił to samo. Stał naprzeciwko mnie i wpatrywał się w… moje włosy. Później spojrzał na twarz, a następnie zjechał nieco niżej. Poczułam lekkie zażenowanie, kiedy wzrokiem objął mój mały biust. Mimowolnie miałam ochotę się zakryć, ale odpuściłam. Najpewniej zrobił to machinalnie, nie mając pojęcia, gdzie tak naprawdę zawiesił spojrzenie. Kilka sekund później zerknął mi w oczy z pewną powagą. Jego niebieskie tęczówki mieniły się w blasku rzucanym przez lampy zamontowane na suficie.
– Jaka jesteś, Mackenzie Brown? – zapytał i skrzyżował ręce na klatce piersiowej.
Nie miałam pojęcia, dlaczego mnie o to zapytał. Jego ton głosu wydawał się przy tym tak bardzo odległy. Mówiłam mu o tym, że trenuję. Opowiadałam o meczach, a on… On zapytał, jaka jestem. Interesowałam go? Nieproszone myśli w ułamku sekundy wkradły się do mojej głowy.
Caleb spojrzał w dal, w miejsce, gdzie leżała piłka do gry w kosza. Wiodłam za nim spojrzeniem, kiedy bez chwili namysłu po nią poszedł, a później do mnie powrócił, nie przestając mi się przyglądać. Czekał na odpowiedź, która powinna być banalnie prosta. Ale nie była, nie wiedziałam, jak odpowiedzieć na jego pytanie. Uderzył piłką o podłogę: raz, drugi, trzeci. Nie przestawał tego robić nawet w momencie, gdy zrobił wokół mnie kilka okrążeń. Był blisko, zbyt blisko, abym mogła racjonalnie myśleć. Kręciło mi się w głowie przez jego niespokojne ruchy. Ocierał się o mnie. Robił to zupełnie nieświadomie, ale ja czułam to wszystko całą sobą. Dotknął moich pleców, później brzucha… Zahaczył o rękę, musnął policzek. Tego było zbyt wiele, abym mogła swobodnie oddychać.
– Nie wiem – odpowiedziałam zgodnie z prawdą. – To trudne pytanie.
Co miałam mu powiedzieć? Że mój ojciec zostawił rodzinę dla jakiejś Włoszki? Że moja siostra mnie nienawidzi, ponieważ jej związek w Anglii nie przetrwał ze względu na odległość? Że od jakiegoś czasu mam wrażenie, że stoję w miejscu? Niby wszystko jest okej, ale jednak czegoś mi brakuje. Nie mogłam tylko rozpracować: czego. Wolałam, aby Caleb widział we mnie ciekawą osobę, bez problemów, więc siedziałam cicho i nie zdradzałam mu zbyt wiele.
Nagle zrobił coś, na co moje ciało nie było gotowe. Stanął za mną, a następnie lekko szturchnął tak, abyśmy razem udali się w kierunku kosza. Czułam na karku jego oddech. Wolną dłoń położył na mojej talii, przez co mnie sparaliżowało. Stanęliśmy w idealnej odległości od obręczy. Nie mogłam wyzbyć się ciepła, które niespodziewanie zaatakowało moje podbrzusze.
Co się za mną działo? Chłopak tylko mnie dotknął. Nic poza tym.
Jego usta odnalazły moje ucho i szepnął:
– Powiedzieć ci, jaka jesteś? – Przesunął dłoń z talii na brzuch.
Wygięłam plecy w łuk. Nie myślałam o tym, jaki popieprzony był, ani że Holly mnie przed nim ostrzegała. Liczył się fakt, że mnie dotykał. Pragnęłam tego, choć nie umiałam wyjaśnić, dlaczego nie posłałam go w cholerę. Może podświadomie miałam nadzieję, że okaże się moim Maksem…
Zacisnęłam uda, kiedy kciukiem gładził materiał spódnicy. Zabrał dłoń i przeniósł ją na mój kark. Odchyliłam głowę i przymknęłam powieki. Chwycił kosmyk moich długich włosów i zaczął się nim bawić. Wypuścił piłkę, która najpewniej przeturlała się wzdłuż boiska. Nawet na nią nie spojrzałam, nie chciałam otwierać oczu. Palce chłopaka na nowo odnalazły moją talię.
– Myślisz, że stoi za tobą Troy, prawda?
Szybko otworzyłam oczy. Uczucie rozczarowania było tak silne, że ogarnęło całe moje ciało. Serce łomotało mi o żebra.
– Co ty, do cholery, powiedziałeś? – Próbowałam się wyswobodzić.
Jak on śmie?! Szarpałam się, przez chwilę nawet wisiałam w powietrzu, ale na nic zdał się mój trud. Chłopak był ode mnie silniejszy. Odwrócił mnie brutalnie i złapał za ramiona. Byłam pewna, że z moich oczu buchała wściekłość. Rozważałam nawet oplucie go, ale to poniżej mojej godności. Nie byłam rozwydrzonym dzieciakiem.
– Sypiasz z Troyem, a teraz jęczysz, bo dotykam twoich włosów? Och, zabawna jesteś, czekoladko.
Zastygłam w bezruchu. To zdecydowanie nie był chłopak z wakacji. Ale kiedy patrzyłam w jego oczy, czułam się jak w Matrixie.
– Słucham?! – Tylko tyle byłam w stanie z siebie wykrzesać.
Jeszcze nikt nigdy mnie tak nie poniżył. Wiedziałam, że słowa nie oddadzą uczucia, które zagnieździło się w moim ciele i uciskało w okolicy serca. Byłam pewna, że jeśli tylko coś powiem, głos mi się złamie. Naprawdę przez moment liczyłam, że może on okaże się kimś innym.
– Dobre dziewczyny trzymają się jednego chłopaka, ale takie jak ty… – Zmierzył mnie nonszalanckim spojrzeniem. – Chciałaś na mnie usiąść, skarbie?
Nie miałam pojęcia, dlaczego dałam się złapać na te czułe gesty. Mogłam przewidzieć, że Moore, tak jak twierdziła Holly, okaże się dupkiem. W ogóle dlaczego on tak do mnie mówił? Co ja mu zrobiłam?
Wziął mnie za dziwkę. No jasne, przecież nie wyprowadziłam go z błędu, kiedy Troy powiedział, że z nim spałam. Teraz również nie zamierzałam tego robić. Byłam zbyt wściekła, zbyt dumna. Ocenił mnie, kompletnie nie znając. Co za kretyn! Skoro wiedział, że teoretycznie miałam chłopaka, dlaczego mnie dotykał? Czerpał przyjemność z pastwienia się nad innymi?
– Lubisz to robić, co? Miażdżenie ludzi, równanie ich z ziemią to twoje hobby? – zapytał spokojnym tonem.
Energicznie pokręciłam głową. Kolejny raz próbowałam się wyszarpnąć, ale bezskutecznie. Caleb przeniósł dłonie na moje nadgarstki. Potrząsnął moim ciałem, na co jęknęłam boleśnie. W kącikach oczu pojawiły się łzy. Błagałam w myślach, aby to wszystko okazało się koszmarem. Niestety sytuacja działa się naprawdę, a ja zostałam zwyzywana i poniżona przez faceta, na którego teoretycznie leciałam. Cóż za paradoks.
– Dlaczego to mówisz? Co ja ci zrobiłam? – Załkałam żałośnie. Nie odpowiedział, więc kolejny raz podjęłam temat: – Dlaczego?
Puścił mnie, a potem… po prostu zaczął się oddalać.
Byłam zbyt zdezorientowana, aby w porę się ocknąć i poprosić go o wyjaśnienia. To znaczy – zażądać wyjaśnień, bo ta sytuacja nie mieściła mi się w głowie!
Caleb miał już wychodzić z hali, ale coś go zatrzymało. Widziałam, jak się uśmiechnął, po czym schylił się po moją własność! Nie zważał na moje krzyki. Po prostu wepchnął mój plecak do swojego. Zamaszystym krokiem ruszyłam w jego kierunku.
– Ej, to moje! Oddaj, do cholery, ty zasrany…
– Takie bluźnierstwa z twoich ust?
Odwrócił się, a ja zastygłam w miejscu. Dzieliło nas kilka kroków. Stałam jak posąg ze wzrokiem wbitym w jego dłoń, nie podejmując żadnych dalszych działań.
– Do zobaczenia, Mackenzie Brown – rzucił. Wyszedł z pomieszczenia i zostawił mnie w osłupieniu.
Rozdział 3
Mackenzie
Szkolna stołówka od zawsze była podzielona na strefy popularnych i tych niepopularnych dzieciaków. Nigdy nie było nic pomiędzy.
Miałam to szczęście, że już pierwszego dnia złapałam kontakt z Holly. Dzięki niej mogłam wkupić się w łaski grupy. Niejednokrotnie ich zachowanie działało mi na nerwy, było nieetyczne, ale zaciskałam zęby i brnęłam w to dalej. Teraz siedziałam obok przyjaciółki, dalej usiadła May, rudowłosa dziewczyna, która również należała do cheerleaderek, zaś naprzeciwko nas zajęli miejsca Troy, Kai, a na samym końcu usadowił się Caleb. Niestety. Nie zwracał na mnie uwagi, w zasadzie udawał, że nic się nie wydarzyło.
Próbowałam na wszelkie sposoby zwrócić na siebie jego uwagę, ale na próżno. W końcu odpuściłam. Dobrze, że książki potrzebne na zajęcia leżały w mojej szafce. Holly nawet nie zauważyła, że coś nie gra. Może to i lepiej? Siedziałam ze wzrokiem wbitym przed siebie. Byłam nieobecna. Nie słuchałam, o czym mówiło moje towarzystwo. Niczego nie jadłam. Targały mną sprzeczne emocje, kiedy co jakiś czas spoglądałam w kierunku Moore’a, by się upewnić, że ten buc miał w dupie to, iż pozbawił mnie mojej własności. Nawet telefonu. Czy chciałam o tym mówić Grey? Z dziwnych pobudek pragnęłam to załatwić sama, bez osób trzecich.
– Co zakładasz na dzisiejszą imprezę? – May szturchnęła mnie w ramię.
Przeniosłam na nią spojrzenie, kiedy zatrzepotała sztucznymi rzęsami przed moją twarzą, czym wybiła mnie z zamyślenia. Rudowłosa była cholernie wysoka, zawsze wyróżniała się na tle innych, a przez jej kobiecą figurę chłopcy zawsze zawieszali na niej oko.
Dzisiaj miała się odbyć impreza z okazji rozpoczęcia roku, na której pierwszoklasiści będą przechodzili chrzest urządzony im przez czwartoklasistów. O ile rok temu było zabawnie, o tyle w tym może się to skończyć różnie. W końcu impreza miała się odbyć u Troya.
Niespecjalnie chciałam się odzywać, tym bardziej że u szczytu stołu siedział Caleb, ale nie miałam wyboru. W końcu oczy wszystkich skierowały się ku mnie.
– Mała czarna. Klasyk – bąknęłam i złapałam spojrzenie Troya, który, o ile było to możliwe, pieprzył mnie wzrokiem. Kolejny raz ogarnęło mnie uczucie zażenowania.
– Mam nadzieję, że nie będzie za krótka.
Kiedy Miller wypowiedział to zdanie, poczułam na swoim policzku spojrzenie Caleba.
– Włożę to, na co mam ochotę, okej? – odpowiedziałam dość ostro.
Moore nadal mi się przyglądał. Nie mogłam tego znieść, więc usiadłam tak, żeby dostrzeżenie mojej twarzy sprawiło mu trudność. Dopiero teraz zwrócił na mnie uwagę? Jakoś kiedy posyłałam mu nieme prośby o oddanie mojej własności, miał mnie w dupie.
– I do tego założę wysokie szpilki – dodałam, przenosząc spojrzenie na May, która sprawdzała swoją fryzurę w ekranie telefonu.
– Oczywiście! – krzyknęła Holly i przywarła do mojego boku. – I koniecznie zabierz strój kąpielowy. Przecież tam jest basen.
Przyjaciółka, nie zdając sobie sprawy, że unikam wzroku jej przybranego brata, chwyciła mnie za ramiona i skierowała tak, że chłopak ponownie miał idealny widok na moją zakłopotaną twarz. Nie zamierzałam się ugiąć i na niego spojrzeć. Bałam się, co mogłam ujrzeć w jego wzroku.
– Caleb, słonko, ty też tam będziesz? – Z dłonią na moim ramieniu posłała mu naglące spojrzenie. Widziałam to kątem oka.
Słonko.
– Będę.
Poczułam, jak żółć podchodzi mi do gardła. Musiałam coś wymyślić, żeby się tam nie pojawić. Lubiłam imprezy, ale wizja spędzenia tego wieczoru z pieprzonym Moorem nie brzmiała zachęcająco. I choć byłoby sporo ludzi, najpewniej i tak byśmy się spotkali.
– Jak to jest być synem Oliviera Moore’a? – Troy z ekscytacją w głosie podjął się innego tematu, kiedy przy naszym stoliku zapanowała kompletna cisza.
Uniosłam wzrok na Caleba i zauważyłam jego zmieszanie. Grzebał w sałatce i grał na zwłokę, jakby totalnie nie planował odpowiedzieć na zadane pytanie. Sądząc po wyrazie jego twarzy, nie miał zbyt dobrych kontaktów z ojcem. Chrzanić to. Mało mnie to obchodziło. Odwróciłam wzrok, gdy Moore uniósł swój. Nie chciałam, aby przyłapał mnie na przyglądaniu się jego osobie.
– O podobną kwestię mógłbym zapytać ciebie – bąknął.
– Zajebiście. Wiesz, że mój tata…
I się zaczęło. Przestałam słuchać zaraz na początku wypowiedzi. Troy nie zrozumiał sarkazmu, którym poczęstował go Caleb. Pan Miller był trenerem jednej z najpopularniejszych drużyn koszykówki. Wydawał się mądrym człowiekiem, niestety jego syn był tępy jak but.
***
Zanim na dobre zakończyć się miał mój pierwszy dzień w roli czwartoklasistki, odbyłam trening z dziewczynami. Wycisnęłam z siebie siódme poty, czym utwierdziłam się w przekonaniu, iż moja kondycja była tragiczna.
Wraz z koleżankami udałyśmy się prosto do szatni. Miałam dość na dzisiaj. Nadal nie odzyskałam plecaka, a Caleb gdzieś się ulotnił. Musiałam go poszukać. Ta świadomość znacznie mnie przytłoczyła. Sądziłam, że od razu udam się do domu i po prostu odpocznę.
– Okropny trening – mruknęła May. – Dobrze, że wieczorem idziemy na imprezę. Mam ochotę się upić.
Ja wręcz odwrotnie, ale nie chciałam tego komentować. Myślałam o mojej własności znajdującej się w niepowołanych rękach.
– Mac, dlaczego jesteś jakaś nieobecna? – zapytała, przenosząc na mnie spojrzenie, gdy poderwałam głowę.
– Wszystko okej, wydaje ci się.
Tylko nie mam swojego plecaka, dodałam w myślach. Nie wiedziałam, jak go odzyskać. Czułam się bezradna.
May posłała mi pokrzepiający uśmiech, a później wróciła do swoich spraw. Już miałam zacząć ściągać bluzkę, kiedy dostrzegłam białą kopertę położoną niedaleko mojej szafki.
– Ej, dziewczyny. – Palcem wskazałam znalezisko. – Czy tam jest napisane „Mackenzie”? – Wytężyłam wzrok i próbowałam odczytać napis.
– List miłosny od Troya? – zaświergotała Holly.
Chwyciłam kopertę. Zamierzałam otworzyć ją później, nawet nie wiem, dlaczego nie chciałam tego robić przy dziewczynach.
– On nie pisze listów. Wierz mi. – Rudowłosa powiedziała to z taką lekkością, że zrobiło mi się niedobrze.
Każdy dobrze wiedział, że wielokrotnie z nim spała. Skoro świstek nie był od niego, czego miałam się spodziewać w środku?
– A jeśli o chłopakach mowa…
Chichot May dotarł do moich uszu. Był tak cholernie piskliwy, że gdybym była facetem, z którym się umawiała, uciekłabym już na pierwszej randce.
– Podoba mi się twój brat – zwróciła się do mojej przyjaciółki.
Zesztywniałam, kiedy usłyszałam jej słowa. Holly, stojąca w samym staniku i majtkach, przeniosła na nią spojrzenie. Obserwowałam tę scenę z boku.
– Umówisz mnie z nim? – bąknęła. – Zapytaj, czy mu się podobam. Albo… co mogę zrobić, żeby mu się spodobać… – Kolejny raz zachichotała.
Mocniej zacisnęłam palce na białej kopercie. Mnie też się kiedyś podobał. Nie, podobał mi się jego wygląd i wymyślony przeze mnie charakter. Prawdziwego Caleba poznałam kilka godzin temu.
– Mam pokazać cycki? Mogę, nie mam z tym problemu. – Na dowód tego dziewczyna chwyciła za piersi i wysunęła je w kierunku Grey, która odgoniła ją niczym natrętną muchę.
Poczułam ucisk w podbrzuszu, jakbym co najmniej była zazdrosna.
– Jesteś głupia, May. Przypomnij mi, dlaczego się z tobą zadaję? – Kwaśny wyraz twarzy Holly jasno sugerował, że nie spodobało jej się to, co powiedziała koleżanka.
Wydało mi się to dziwne, przecież często „załatwiała” dla niej chłopaków. A tym razem po prostu ją zbyła. Sądziłam, że rozmowa potrwa znacznie dłużej, ale po tym przytyku, May nie podjęła kolejnej próby rozmowy o Calebie.
– Dziewczyny, idę puścić wodę. Nie mam zamiaru znowu brać prysznica w zimnej – zmieniłam temat.
Zwykle przez pierwsze minuty leciała wręcz lodowata woda. Nie zamierzałam stać pod deszczownicą i czekać, aż temperatura się unormuje, więc wsunęłam dłoń w szczelinę i odnalazłam dźwignię. Zimny strumień uderzył w płytki.
***
Gdy byłam w domu, postanowiłam zobaczyć, co skrywa w sobie koperta. Na wejściu pokłóciłam się z siostrą, czepiającą się o byle co, a potem mama stwierdziła, że w końcu powinnyśmy się dogadać. Dlaczego więc właśnie mnie atakowała tymi słowami, skoro to starsza z córek zaczęła? Nie chciałam o tym myśleć, nie teraz, gdy pragnęłam odzyskać swoją własność. Dopiero wtedy uświadomiłam sobie, że mogłam powiedzieć o wszystkim Holly. Pomogłaby mi. Ale jak miałam się z nią skontaktować? Było już za późno.
Z westchnieniem opadłam na materiał różowej kołdry. Mój pokój był niewielki, ale urządzony dość przytulnie. Łóżko miałam nawet duże, wyspałyby się na nim dwie osoby. Pod oknem stało biurko, na nim znajdowało się zdjęcie z przyjaciółką, laptop oraz kilka mniej lub bardziej potrzebnych rzeczy. Dalej była półka z figurkami POP, które zbierałam, oraz kolejna z książkami. Niewielka, ponieważ dopiero od jakiegoś czasu zaczęłam je kolekcjonować. W pomieszczeniu stała również duża szafa. Na ścianach wisiały zdjęcia oraz puste kartki, gdzie bazgrałam różne rzeczy. Jeśli o czymś sobie przypominałam, zapisywałam tę myśl właśnie tam.
– Mackenzie, obiad! – krzyknęła mama. Dzisiaj wyjątkowo wcześnie skończyła pracę. A w zasadzie jedną z dwóch.
– Już idę, mamo!
Najpierw planowałam otworzyć kopertę. Troy, tak jak mówiła May, nie pisał listów, więc byłam cholernie ciekawa, kto był nadawcą.
Rozerwałam papier, z którego wypadły dwie kartki. Na jednej znajdował się rysunek przypominający mapę z drogą zaznaczoną na czerwono. Serce o mało nie wyskoczyło mi z piersi, kiedy spostrzegłam, że punkt końcowy wskazywał dom Holly. Odrzuciłam kartkę na bok, a następnie zaczęłam czytać tę drugą:
Witaj czekoladko!
Jeśli myślałaś, że tak po prostu odzyskasz telefon, byłaś w błędzie.
Dołączam mapkę, choć tak naprawdę dobrze wiesz, gdzie mnie szukać.
Radzę ci się pojawić.
Zmięłam papier i rzuciłam go w stronę kosza. Nie trafiłam, co wywołało we mnie niemałą frustrację.
– Co za dupek! – powiedziałam sama do siebie i spojrzałam w lustro.
Byłam zła, że nie załatwiłam tego inaczej. Pogrywał ze mną? Wolne żarty, panie Moore. Nie zamierzałam pozwolić sobie na takie traktowanie.
– Mac, nie będę dłużej czekać!
Przewróciłam oczami, gdy usłyszałam głos mamy. Niespecjalnie miałam ochotę na obiad, tym bardziej że przy stole będzie siedziała moja siostra – Ana, ale przecież nie miałam innego wyjścia.
Zeskoczyłam z łóżka, po czym po raz ostatni spojrzałam w lustro. Teraz zobaczyłam w odbiciu determinację.
Jeśli Caleb myślał, że ma nade mną przewagę, był w wielkim błędzie.
Rozdział 4
Caleb
Nienawidziłem jej. Siebie również.
Moja mała Mackenzie Brown, dziewczyna, z którą spędziłem najlepszy dzień mojego życia, okazała się zwykłą szmatą. Bawiło mnie, jak próbowała dopasować moje gesty, słowa, twarz do Maksa. Nie potrafiła. Wyglądałem i zachowywałem się zupełnie inaczej. Bo jak, do cholery, masz być miły, kiedy dowiadujesz się, że ta dziewczyna nie zasługuje na nic?
Chciałem jej powiedzieć, że to ja. Nie zdążyłem się z nią pożegnać, ojciec wywlókł mnie z Meksyku siłą. Dlatego gdy Holly pokazała mi jej zdjęcie, pomyślałem, że to niemożliwe. Takie rzeczy się po prostu nie zdarzają. A jednak, była tutaj. Pozornie taka sama jak podczas wakacji, a jednocześnie zupełnie inna. Prawdziwa Mackenzie. I… nie podobało mi się to. Miałem o niej inne wyobrażenie. O nas też. Bo po raz pierwszy poczułem coś tak cholernie silnego i zostało mi to brutalnie odebrane.
Nie wymieniliśmy się numerami. Kiedy przeprowadziłem się z ojcem do Greyów, kipiałem ze złości. A potem zobaczyłem jej zdjęcie i coś we mnie złagodniało. Ale gdy Holly zaczęła o niej mówić, a dzisiaj zobaczyłem ją na własne oczy… wściekłość wróciła.
Przyzwyczaiłem się już do myśli, że sypia z kim popadnie. A przecież wygląda jak anioł. Dziewczyna, która nie powinna być aż tak zepsuta.
Chrzanić to.
Zabrałem jej plecak jak ostatni gówniarz, ale, kurwa, chciałem ją ukarać. Nie mogłem znieść myśli, że czekoladka była nic niewarta. Zdziwiła się, kiedy ją zaatakowałem. Chciałem się z nią podroczyć. Trochę upokorzyć czy coś. Czy się tym przejmowałem? Jasne, że nie. Usiłowałem zetrzeć jej ten podły uśmieszek z twarzy i pokazać, że nie wszyscy padają do jej stóp. Że Maks tylko się nią bawił, nic więcej. Że odkryłem prawdę.
Wiedziałem, o której Mackenzie kończyła zajęcia. Miałem też świadomość, że w chwili obecnej była na treningu. Nadal nie miała telefonu, a jego odzyskanie nie będzie takie łatwe.
Przedostałem się do damskiej szatni, po czym położyłem białą kopertę na drewnianej ławce tuż pod szafkami. Nie miałem pojęcia, która należała do Brown, więc zostawiłem papier w przypadkowo wybranym miejscu. Miałem nadzieję, że mała podłapie temat i zabawi się w moją grę.
Gdy chciałem wyjść z pomieszczenia, zauważyłem sprzątaczkę, która na moje nieszczęście właśnie wchodziła do środka. Nie wiedziałem, gdzie się schować, jedynym wyjściem był prysznic. Modliłem się, aby nikt mnie nie zauważył, a kobieta jak najszybciej sobie poszła. W kabinie znajdował się niewielki podnóżek, więc wszedłem na niego bez zbędnego myślenia. Serce waliło mi w piersi, cholernie nie chciałem być złapany. Z drugiej strony, co mogli mi zrobić? Nic. Uzmysłowiłem sobie, że siedziałem na stołku jak skończony debil, a wystarczyło tylko…
– Okropny trening – usłyszałem nagle damski głos.
Cholera… niedobrze. Kurewsko niedobrze. Zastanawiałem się, co będzie, jeśli mnie nakryją. Wyjdę na jakiegoś zboczeńca. Dziewczyny paplały o pierdołach, ale kiedy z ust następnej puszczalskiej, May, popłynęło moje imię, niemalże się wzdrygnąłem. Nie miałem zamiaru jej dotykać. Czułem do niej dziwny wstręt, choć zamieniliśmy ze sobą tylko dwa zdania. Miałem ochotę zaśmiać się w głos. Mówiła Holly o tym, że jej się podobam. Miałem ochotę się porzygać. Moja ukochana siostrunia zbyła ją, ponieważ po wspólnej (jedynej!!!) nocy ubzdurała sobie, że zostaniemy parą. Byłem napruty, nie myślałem trzeźwo i w zasadzie mało co pamiętam. Po wszystkim żałowałem, bo nie byłem taki. Nie chodziłem do łóżka z przypadkowymi panienkami.
Czekoladka znalazła kopertę. Serce dudniło mi o żebra. Szkoda, że otworzy ją dopiero w domu. Chciałem usłyszeć w jej głosie zmieszanie.
Kilka minut później przeklinałem moment, w którym uznałem, że schowanie się pod prysznicem to dobry pomysł. Mac włączyła lodowatą wodę. Trząsłem się z zimna, a strumień co chwilę wpadał mi do ust, kiedy próbowałem złapać spokojny oddech. Mógłbym się odsunąć, ale praktycznie nie miałem dokąd. To była pieprzona puszka, z każdej strony lała się woda. Modliłem się o cud, że zaraz poleci ciepła. Bezskutecznie. Przeklinałem też Mackenzie, bo gdyby nie ona, nie stałbym tu jak skończony frajer.
– Dziewczyny, do mnie! – usłyszałem męski, przytłumiony głos, w tym momencie okazujący się wybawieniem; byłem niemalże pewien, iż należał do trenera.
Gdy zorientowałem się, że zostałem sam, odrzuciłem na bok zieloną zasłonkę i pognałem w stronę wyjścia. Byłem przemoczony do tego stopnia, że na próżno było szukać suchego miejsca na moich ubraniach. Spiąłem się, kiedy po swojej prawej stronie zobaczyłem woźnego, który zaczął wymachiwać ręką w moim kierunku. Zostawiałem po sobie mokre ślady, ale nic dziwnego, w końcu woda ściekała ze mnie przy każdym zrobionym kroku. Byłem w dupie. Jeśli jakimś cudem ta informacja dojdzie wyżej, miałem przejebane u ojca. Niespecjalnie powinienem się tym przejmować, ale gdzieś w środku chciałem, aby w końcu był ze mnie dumny.
Nigdy nie miałem z nim dobrych relacji. Odnosiłem wrażenie, że pokrzyżowałem jego plany, gdy tylko się urodziłem. Gdziekolwiek się pojawiałem, ludzie mi go zazdrościli. Stworzyli sobie obraz zupełnie oderwany od rzeczywistości. Oliver trzymał dystans, uwielbiał dyscyplinę i potrzebował kontroli nad wszystkim. Miałem osiemnaście lat, a kłóciliśmy się o to, że przekręcam zamek w drzwiach do własnego pokoju. Moje dzieciństwo też dalekie było od ideału. Matka uciekła, gdy miałem kilka lat. Nie wiem, co ją do tego popchnęło, ale z opowieści ojca wynika, że nadużywała alkoholu. Najpewniej właśnie to ją zniszczyło. Szkoda, bo przez nią wychowywały mnie niańki. Ojciec cały czas był w podróży, a gdy wpadał do domu, zachowywał się, jakby nie miał dzieciaka. To było chore. Miałem w dupie jego pieniądze. Chciałem tylko, aby choć przez moment się mną zainteresował. Ale nie, on wolał poświęcać czas i energię na coś innego. Eleonora Grey to była jego najszybsza zdobycz. Czułem, że naprawdę się w sobie zakochali, ale błagam… dwa tygodnie? Przeprowadzka? Nowa rodzinka? No i szkoła, wiadomo. Taka elitarna, bardzo dobra. Gówno prawda. Nie chciałem do niej chodzić. Widziałem ludzi z kijami w dupie. To nie był mój świat, ale co innego mogłem zrobić? Nie zależało mi na sianie ojca, jednocześnie wiedziałem, że dzięki temu dostanę się na dobre studia. Chciałem zostać adwokatem, choć on nie popierał tego wyboru. Zresztą czego bym nie zrobił, to i tak nie będzie zadowolony. Nigdy nie był.
Czekoladka okazała się niezłą zabawą w murach tego budynku. Byłem ciekaw, ile woli walki dam radę z niej wykrzesać. Liczyłem na wiele. W przeciwnym razie moją rozrywkę trafi szlag.
Dopadłem do czarnego mustanga szybciej, niż zakładałem. Kiedy szarpnąłem za klamkę, usłyszałem za sobą krzyk. Woźny nie dawał za wygraną. Pospiesznie odpaliłem auto i z piskiem opon ruszyłem przed siebie. Cholera, czułem, że będę miał przejebane.
Mackenzie
Ana patrzyła na mnie z jawną niechęcią. Nie kryła się z tym, w końcu uważała, że przyczyniłam się do rozpadu jej związku. Wcześniej dogadywałyśmy się bardzo dobrze, ale od dwóch lat nie szczędziła mi przykrych słów.
Mieszkałyśmy w małym domku na przedmieściach, do którego nigdy nikogo nie zaprosiłam. W końcu nie byłam bogatym dzieciakiem, tak jak oni. Wyjrzałam przez okno, grzebiąc w talerzu. Musztardowe zasłony zdobiące okiennice były bardzo w stylu mojej matki. Lubiła… inność. Bo kto normalny wybierał taki kolor, mając różowe meble? Nikt. Ale mimo tego kuchnia była przytulna, tylko to się liczyło.
– Nie smakuje ci? – Mama chwyciła mnie za dłoń i wybudziła z rozmyślań.
Smakowało. No dobra, makaron był rozgotowany, ale kompletnie mi to nie przeszkadzało. Nie chodziło o obiad, nawet nie o moją siostrę. Myślałam o Calebie i o tym, że mój plecak znajdował się w jego rękach. Miałam niewiele czasu na wyprawę do domu pani Grey oraz przyszykowanie się na imprezę, na którą jednak zamierzałam pójść. Zmieniłam zdanie. Chowanie głowy w piasek nigdy nie było czymś dobrym.
– Smakuje – odpowiedziałam i przeniosłam wzrok na rodzicielkę.
Moja mama – Lunet – miała czterdzieści lat, ale wyglądała na przynajmniej dziesięć więcej. Czas nie był jej sprzymierzeńcem. Gdzieniegdzie pojawiły się szare pasma odbijające się na tle jej czarnych włosów. Już dawno nie była u fryzjera, wolała zapewnić nam dostatni byt. Mój ojciec był zamożnym człowiekiem, choć nie kwapił się do udzielania pomocy większej, niż było to konieczne. Ana dorabiała w pobliskim barze, lecz praktycznie nie dokładała się do rachunków.
– Myślę o… szkole – dopowiedziałam z lekkim zawahaniem.
Usłyszałam po swojej prawej stronie prychnięcie. Spojrzałam w tamtym kierunku i ujrzałam siostrę, która wywracała oczami na wszystkie strony świata. Zacisnęłam zęby, aby nie skomentować jej zachowania. Naprawdę miałam głęboko w dupie jej wieczne fochy. W tym momencie chciałam tylko odzyskać plecak.
– Jak pierwszy dzień w szkole, kochanie?
Pokrótce opowiedziałam, co takiego się wydarzyło. Oczywiście nie poruszyłam tematu Caleba. Wiedziałam, że mama zdążyła go poznać, w końcu jeszcze sprzątała w domu, w którym mieszkał.
Jadłyśmy w ciszy. Ana nie odezwała się ani słowem, a ja zaczęłam czuć się coraz bardziej nieswojo. Nienawidziłam siedzieć z nią przy jednym stole. Wiedziałam, że pozorny spokój to tylko cisza przed burzą.
– Mamo… – Wyciągnęłam rękę w jej kierunku.
Spojrzała na mnie z zaciekawieniem. Spuściłam na moment wzrok i przez chwilę studiowałam kraciasty obrus położony na kwadratowym stole, przy którym jadłyśmy posiłek. Zagryzłam wargę. Musiałam o to zapytać. Musiałam wiedzieć, czy zgodzi się na imprezę u Millera.
– Bo jest taka impreza… – zaczęłam niepewnie. – Troy ją organizuje i… – Uniosłam na nią wzrok.
Byłam pełna nadziei. Przecież zdążyłam powiedzieć, że się pojawię.
Nie musiałam jej namawiać, ponieważ już po chwili usłyszałam:
– Możesz iść, ale bądź w domu o północy, dobrze?
Nie mogłam ukryć radości. Przytuliłam matkę, po czym klasnęłam w dłonie. Szybko poszło.
– Serio? Północ? Ja w jej wieku musiałam wracać o dziesiątej! – krzyknęła Ana i skrzyżowała ręce na piersiach. Przywarła plecami do drewnianego oparcia krzesła, po czym westchnęła z irytacją. – Gówniarze wszystko wolno, co?
Gówniarze? Dzielą nas tylko trzy lata.
– Czy wy w końcu możecie się dogadać? – zapytała ze spokojem mama.
Słyszałam to pytanie wiele razy. Nie pamiętałam, żeby kiedykolwiek upomniała ją za złe słownictwo. Jakby obrażanie mnie było czymś normalnym. Jakby się bała cokolwiek powiedzieć. Niesamowicie mnie to wkurzało. Kolejny raz nie mogłam uwierzyć, że pozostawiła jej wybuch bez większego przejęcia.
– I nie obrażaj siostry – dodała po chwili i spojrzała wymownie na swoją starszą córkę.
Dobra, chociaż coś. Jednak jej ton głosu był jakiś taki… bez przekonania.
– Pierdolenie – powiedziała pod nosem Ana.
– To nie moja wina, okej? – Po raz kolejny podjęłam się próby wytłumaczenia, że jej związek i tak by nie przetrwał.
Bo przecież o to zawsze chodziło. Przez to niemal mnie nienawidziła. Jason zdradzał Anę wiele razy, ale ona nie chciała o tym słyszeć. Mówiła, że sobie coś uroiłam, a potem doszła przeprowadzka i wszystko posypało się niczym domek z kart. Jej niechęć do mnie głęboko się zakorzeniła.
– Gdyby nie ty, to…
– Przestań! – Nie wytrzymałam. – Marzyłam o nauce w Stanach, teraz chodzę do jednej z najlepszych szkół, ale nigdy nie namawiałam mamy na przeprowadzkę. On cię zdradzał! Zdradzał! – Postukałam się po czole.
– Chciałaś go, więc wymyśliłaś takie gówno – wypluła i chwyciła się za nasadę nosa.
Nie miałam zamiaru kolejny raz słuchać jej wymyślonych historyjek. Musiałam odzyskać telefon. Żałowałam, że nasze rodzinne spotkanie znowu kończyło się w tak dramatyczny sposób.
– Tak, masz rację. – Wstałam, nie spuszczając wzroku z siostry. – Marzyłam o nim, odkąd pamiętam.
Oczywiście to było kłamstwo, mówiłam tak tylko po to, żeby zadać jej ból, kiedy sytuacja była tak patowa, że nie widziałam innego wyjścia. I udało się. Dostrzegłam łzy w kącikach jej oczu. Miałam dosyć takiego traktowania, prychania oraz komentowania wszystkiego, co było ze mną związane.
– Mackenzie! – krzyknęła matka.
Nie spojrzałam na nią, nie mogłam tego zrobić.
– Na litość boską, w tej chwili przeproś siostrę!
Zaczęłam się oddalać. Zrobiłam kilka kroków do tyłu, aż poczułam za sobą wbijającą się w lędźwie klamkę. Chwyciłam za nią, po czym pospiesznie odwróciłam się z zamiarem wyjścia z domu.
– Wracaj tutaj! Jeszcze nie skończyłam!
Wiedziałam, że będę miała przesrane, może nawet nie pójdę na imprezę, ale czy cierpiałam z tego powodu? Absolutnie nie. Pierwotnie w ogóle nie chciałam tam iść. Szarpnęłam za drzwi i wybiegłam. Nie było już odwrotu.
***
Nie miałam pojęcia, dlaczego zabrałam ze sobą tę durną mapę. Przecież doskonale wiedziałam, gdzie mieszka Holly. Musiałam wsiąść do autobusu, droga pieszo zajęłaby mi naprawdę sporo czasu, którego nie miałam.
Kiedy wyjrzałam przez okno pojazdu, piekąca łza pojawiła się na moment w kąciku mojego prawego oka. Zacisnęłam zęby. Nie chciałam płakać. Sytuacja w domu mnie przerastała, a jawna nienawiść siostry sprawiała przykrość. Wcześniej tak nie było. Byłyśmy ze sobą zżyte, dlatego tak bardzo to przeżywałam. Niby się pogodziłam z sytuacją, ale jednocześnie było mi z tym źle. Może kiedyś będzie nam dane porozmawiać, tak jak za dawnych lat.
Dom pani Grey znajdował się na obrzeżach, rzecz jasna w bogatej dzielnicy. Zawsze uważałam, że budynek był osamotniony, bo jako jedyny znajdował się na uboczu. Z jednej strony był idealny widok na las, a z drugiej długo, długo… nic. Nie mieli sąsiadów, więc imprezy u przyjaciółki były często głośne.
Nie miałam bladego pojęcia, co zrobić. Wejść głównymi drzwiami? Nie, to stanowczo odpadało.
Kiedy znalazłam się niedaleko budynku, od razu dostrzegłam otwarte okno prowadzące do pokoju na pierwszym piętrze. Biały dom otoczony płotem na pierwszy rzut oka wyglądał jak twierdza, ale do ogrodu prowadziła niewielka szczelina. Znalazłam się tuż przed nią i w myślach zaczęłam liczyć do dziesięciu.
– Jezu, na co mi to było? – Wzniosłam oczy ku niebu.
Nie było odwrotu. Bałam się, że ktoś mnie zobaczy, ale nie pozostało mi nic innego, jak zakraść się niczym złodziej. Zakładałam, że Holly nie było w domu, więc przynajmniej miałam ją z głowy.
Przedostałam się przez otwór, ale przy kolejnym kroku zahaczyłam o wystający pręt. Nie przypominałam sobie, aby wcześniej cokolwiek tutaj było. Poczułam ból w okolicy kolana. Od razu na nie spojrzałam i dostrzegłam niewielką strużkę krwi. Mogłam włożyć spodnie, nie miałabym takiego problemu.
Lekko się przygarbiłam, po czym czmychnęłam w kierunku pokoju, w którym było uchylone okno. Z daleka widziałam coś jeszcze, ale nie mogłam zidentyfikować przedmiotu przylegającego do ściany. Gdy znalazłam się przy nim, niemalże przewróciłam oczami. No jasne, drabina. Drewniana, nie wyglądała na stabilną, ale to był jedyny sposób na przedostanie się do środka. Przełknęłam ślinę i przytrzymałam się nieco spróchniałych szczebli. Uniosłam wzrok i napotkałam powiewające na wietrze błękitne zasłony, kompletnie nie pasujące do Caleba. Dopiero teraz uświadomiłam sobie, jak żenująca była ta sytuacja. Byłam ciekawa, co powiedziałby jego ojciec, kiedy zobaczyłby mnie w pokoju swojego syna. Nie znałam go, nie wiedziałam, czego się spodziewać.
Szybko pokonałam wszystkie stopnie, jakbym się bała, że przedmiot się rozleci. Uniosłam lewą stopę i przerzuciłamją przez parapet, a gdy poczułam się na pozór bezpiecznie, przełożyłam drugą nogę. Niespiesznie powiodłam spojrzeniem po dość dużym pokoju. Ściany pomalowane były czarną farbą, na nich zaś wisiały fotografie, kilka rysunków przedstawiających… nie miałam pojęcia co, a także medale. Przymrużyłam oczy, chciałam dostrzec, za co je dostał, ale nie byłam w stanie. Jak na osobę, która mieszkała tutaj od dwóch miesięcy, Caleb miał mało rzeczy. Pokój był surowy, bezbarwny… No, czyli cały on. Przynajmniej na pierwszy rzut oka.
Po lewej stronie stało łóżko. Wyglądało na cholernie drogie i wygodne. Aż się prosiło, żeby na nim usiąść. I zrobiłam to, bo kto mi niby zabroni? Rozłożyłam dłonie i przejechałam nimi po pościeli pachnącej męskimi perfumami. Materac był miękki, tak jak przypuszczałam. Przez moment poczułam się jak wtedy, kiedy wyobrażałam sobie, że on i Maks to jedna osoba. Byli niemal identyczni, ale tak bardzo różni.
Na niewielkiej szafce przylegającej do łóżka stała fotografia. Wiedziałam, że w każdej chwili mogłam zostać nakryta, ale gdybym się tym przejmowała, nie weszłabym po drabinie. I tak najpewniej została przygotowana dla mnie. Chwyciłam czarną ramkę i przyjrzałam się zdjęciu Caleba, który mógł mieć maksymalnie dwa lata. Siedział na kolanach jakiejś kobiety. Zmrużyłam oczy. Byłam prawie pewna, że na fotografii widniała jego matka, mieli takie same rysy twarzy.
Sapnęłam, kiedy poczułam za swoimi plecami czyjąś obecność. Nie spieszyłam się z odłożeniem ramki.
Wstałam, po czym odwróciłam się i spojrzałam na niego z bijącą pewnością siebie. Chciałam mu wygarnąć, ale gdy go zobaczyłam, język ugrzązł mi w gardle. Włosy miał w nieładzie, dresowe spodnie luźno wisiały na biodrach, a biała koszulka… Cóż, najwidoczniej po kąpieli nie do końca osuszył okolice klatki piersiowej, ponieważ materiał przylgnął właśnie w tym miejscu. Musiał ćwiczyć, bo nikt nie rodzi się z takim ciałem. Nie pamiętałam, żeby jakikolwiek chłopak wzbudzał we mnie tak sprzeczne emocje. Był piekielnie przystojny, a jednocześnie tak… Nie potrafiłam dobrać odpowiednich słów.
Cholera, nawet ciało mają podobne.
– Nie przypominam sobie, abym pozwolił ci na korzystanie z mojego łóżka. – Caleb uniósł brew i posłał mi chłodne spojrzenie.
W odpowiedzi prychnęłam i przewróciłam oczami.
– Czy ja… – zniżyłam się, po czym wygładziłam dłońmi pościel – …korzystałam z twojego łóżka? – Znacznie podkreśliłam słowo „korzystałam”, robiąc przy tym minę niewiniątka.
Moore spojrzał na mnie z dziwnym błyskiem w oku.
– Nie chciałbym, aby na mojej pościeli zalęgły się jakieś pasożyty. – Dłonią wskazał na moją spódniczkę. – Sama rozumiesz. – Cyniczny uśmiech przyozdobił jego twarz.
Powoli się uniosłam. Poczułam wzbierającą złość. Co za palant!
– Założę się, że przez twoje łóżko przewinął się tabun dziewczyn. Jeśli ktoś z nas przenosi jakąś chorobę, to z pewnością ty. – Wycelowałam w niego palcem, nie tracąc pewności siebie.
Zaśmiał się, a jego umięśnione barki na moment się uniosły.
– Gdzie mój plecak?
Caleb stał w lekkim rozkroku, z rękami założonymi na piersiach. Zmrużył oczy, które w tym momencie przypominały niewielkie szparki. Po chwili jego wzrok powędrował w kierunku szafy stojącej za mną. Wysoki mebel miał lekko uchylone drzwi. Niepewnie zerknęłam przez ramię. Sądziłam, że skoro zabrał moją własność, to chociaż pofatyguje się, aby oddać ją do rąk własnych.
– Jesteś strasznym dzieciakiem, wiesz? – Nie patrzyłam już na niego. Odwróciłam się, po czym zrobiłam kilka kroków i znalazłam się przy szafie. Uchyliłam lewe skrzydło i z dna wyjęłam swoją własność. – Musiałeś zabrać plecak, aby zaprosić mnie do siebie do pokoju. W przeciwnym razie nie przyszłabym tutaj z własnej woli.
Prowokowanie go było nawet zabawne. Do czasu. Po chwili ogarnęła mnie frustracja, kiedy uświadomiłam sobie, że brakowało jednej rzeczy.
– Gdzie jest mój telefon?! – Gwałtownie obróciłam się z uchylonym plecakiem.
Caleb zmniejszył dzielącą nas odległość, po czym położył dłoń na moich ustach. Na jego twarzy malowało się przerażenie. Nie miałam pojęcia, dlaczego tak się zachował. Nie wiedziałam też, czemu moje ciało ogarnęło niewytłumaczalne ciepło, gdy znaleźliśmy się tak blisko siebie.
Maks. Caleb.
To absurdalne, ale chciałam ponownie go o to zapytać. To był on? Najpewniej mnie wyśmieje, ale ta myśl była silniejsza. Moja podświadomość wariowała. Może dlatego, że cholernie tęskniłam za gościem z wakacji.
– Możesz mówić ciszej? Mój ojciec jest w domu – wysyczał.
Dotarło do mnie znaczenie jego słów i wiedziałam, że to jest moja szansa. Pokiwałam głową, by dać mu złudne wrażenie. Tymczasem, ledwie chłopak zdjął dłoń z moich ust, ponownie krzyknęłam:
– Gdzie jest mój telefon?!
Nie minęło kilka sekund, kiedy usłyszałam:
– Caleb, chłopcze?
Oho. To chyba jego ojciec. Szybko poszło.
– Coś się stało?
Moore spojrzał na mnie z przestrachem, podczas gdy ja świętowałam swój mały sukces. Zagrałam mu na nosie! Po chwili ten neandertalczyk siłą zaciągnął mnie pod szafę, w której jeszcze chwilę temu znajdował się mój plecak. Otworzył drugie skrzydło i bezceremonialnie mnie tam wepchnął. Oczywiście protestowałam, ale nic go to nie obchodziło.
Zniżył się, spojrzał na mnie ze złością i jednoczesnym przerażeniem.
– Jeśli piśniesz choćby słówko, sprawię, że nagie fotki z twojego telefonu przyozdobią każdą szafkę w szkole. Zrozumiałaś? – warknął.
Zapanowała przeraźliwa cisza. Moja twarz z pewnością przybrała purpurowy kolor, zaś oddech przyspieszył.
Niemożliwe… Idiotko, nie masz blokady w telefonie.
Uśmiechnął się, po czym pospiesznie zamknął drzwi. Ja pieprzę…
– Szlag by to! – zaklęłam pod nosem.
Nie wiedziałam, dlaczego zrobiłam te zdjęcia. Po prostu… chciałam. Ale one były tylko dla mnie, nikomu ich nie wysyłałam! Nagle usłyszałam skrzypnięcie i ciężkie kroki należące do Olivera Moore’a. Wiedziałam, że był przystojny, ale kiedy zobaczyłam go na żywo przez lekko uchylone drzwi…
– Co za tyłek – wyszeptałam.
Caleb się poruszył i nieznacznie spiął, byłam pewna, że usłyszał mój komentarz.
– Marzenie. Wcale się nie dziwię, że dziewczyny na niego lecą. – Sekundę później poczułam na swoim czole mocny trzask spowodowany zamknięciem szafy. – Auć. – Chwyciłam się za głowę, ale nie przestałam się uśmiechać.
Bolało, za to ile było przy tym satysfakcji! Oliver wyglądał jak starsza wersja swojego syna. Trzydziestosiedmioletni mężczyzna był bożyszczem kobiet, a moje „Dla Ciebie” na TikToku zalewały filmy, w których nazywano go sugar daddy. Teraz był ojczymem Holly, a ja miałam poważny problem z jego synem. Cudownie.
– Co się dzieje? – usłyszałam przytłumiony głos.
– A co ma się dziać? – burknął jego syn.
– Mógłbyś tu posprzątać.
Wow, szybko przeskoczył z tematu na temat.
– Tato… Przecież jest czysto – jęknął Caleb.
Po chwilo zapadło dłuższe milczenie. Nawet przez chwilę sądziłam, że wyszli, ale nie…
– Nie spieprz tego roku, Caleb. Płacę grube pieniądze za tę szkołę. – Jego ostry ton głosu przebił się przez drzwi szafy.
Moore nie miał dobrych kontaktów z ojcem, tego byłam pewna. Znalazłam jego słaby punkt, a nawet go nie szukałam. No błagam, to była rozmowa z synem? Oliver strzelał zdaniami niczym z karabinu. Zaczął trzy tematy w ułamku sekundy. Na miejscu Caleba zdążyłabym się zgubić.
Usłyszałam trzask drzwi. To tyle? Z jednej strony było mi go żal. Skoro tak wyglądała ich relacja, nie dziwiłam się, że nie chciał odpowiadać Troyowi na jego głupie pytanie. Z drugiej powinnam mieć go w dupie.
– Wyłaź, mała czekoladko. – Chłopak otworzył drzwi i spojrzał na mnie z góry. Wyglądał na spokojniejszego.
Niespiesznie się podniosłam, po czym wyszłam i ostentacyjnie rozprostowałam kości.
– Następnym razem siedź cicho. – Wyjął mój telefon z tylnej kieszeni spodni, po czym rzucił go w moim kierunku.
Ledwo go złapałam. Gdyby się roztrzaskał, nie byłoby mnie stać na kupienie nowego.
– I powstrzymaj się od głupich teksów, okej? Chyba nie chcesz, żeby cała szkoła zobaczyła twoje małe cycki?
Uniosłam dłoń. Chciałam go uderzyć, ale w ostatniej chwili się zawahałam. Patrzyliśmy sobie w oczy w pełnej napięcia ciszy, a moja szczęka poruszała się nerwowo. Miałam ochotę się rozpłakać. To był mój największy kompleks.
– Zabolało? Widocznie Troyowi one nie przeszkadzają. – Zmierzył mnie pogardliwym spojrzeniem, po czym zrobił krok do tyłu.
Pieprzony buc! A niech go piekło pochłonie!
– Więcej nie ruszaj moich rzeczy – zagroziłam, po czym zerwałam z nim kontakt wzrokowy i podeszłam do okna.
Czułam na sobie jego palące spojrzenie. Przełożyłam najpierw jedną, a później drugą nogę. Zatrzymałam się, bo nagle stwierdziłam, że muszę mu odburknąć. Zażartował z moich cycków, widział, że mnie to zabolało. Jedyne, co przyszło mi do głowy, to:
– Jak już będziesz sobie walił do moich zdjęć, które pobrałeś na swój telefon, zasłoń moje cycki. Nie chciałabym, aby przypadkiem ci oklapł. Wiesz… w końcu są małe.
Nie byłam w stanie spojrzeć na jego twarz. Stąpałam po cienkim lodzie, ale co innego mogłam zrobić? Walka nie zawsze była dobrym rozwiązaniem, lecz w tym wypadku wydawała się właściwą opcją.
Z plecakiem na ramionach zaczęłam schodzić po drewnianych stopniach. Dopiero kiedy poczułam pod nogami świeżo skoszoną trawę, dotarło do mnie, że Caleb miał moje zdjęcia i mógł ich w każdej chwili użyć. Musiałam szybko zdobyć jego telefon.