W poszukiwaniu sensu. Inspiracje dla wrażliwych, bystrych i dociekliwych - James T. Webb - ebook

W poszukiwaniu sensu. Inspiracje dla wrażliwych, bystrych i dociekliwych ebook

James T. Webb

4,0

Opis

W dzisiejszym świecie, obdarzeni bystrym umysłem idealiści często doświadczają rozczarowania, co skłania ich do poszukiwania sensu życia. Łaknienie odpowiedzi nierzadko prowadzi do depresji egzystencjalnej. W poszukiwaniu sensu to książka, która może pomóc im zrozumieć z czym się zmagają i proponuje różne sposoby radzenia sobie z duchowym kryzysem oraz opisuje działania pozwalające pielęgnować idealizm, nadzieję, zadowolenie a nawet szczęście.

W książce przeczytasz m.in. o tym:

– skąd się bierze idealizm

– dlaczego wnikliwe umysły chcą wiedzieć

– czym jest rozczarowanie i depresja

– czym jest sens życia

– jak rodzi się świadomość i samoakceptacja

– jakie metody stosować, by żyć spokojnie

– czy można odnaleźć swoją drogę i żyć szczęśliwie.

Poradnik Jamesa T. Webba pomoże ci znaleźć odpowiedzi na trudne pytania: jak żyć w trudnych czasach? Jak nie ulegać złudzeniom? Czy znalezienie szczęścia jest możliwe? Wyrusz w drogę poszukiwania sensu swojego życia.

James T. Webb

Był psychologiem zajmującym się m.in. edukacją uzdolnionych dzieci i dorosłych. Autor 16 książek i licznych artykułów naukowych. Był założycielem organizacji non-profit SENG wspierającej dzieci uzdolnione oraz członkiem Amerykańskiego Towarzystwa Psychologicznego.

 

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 291

Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
Oceny
4,0 (11 ocen)
6
1
3
0
1
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.
Sortuj według:
Angelika111

Nie oderwiesz się od lektury

Świetny Poradnik dla osób wątpiących w sens życia. Dużo inspiracji ważnych pytań na które warto sobie odpowiedzieć.
00
Alonebone

Nie oderwiesz się od lektury

Daje do myślenia. polecam
00

Popularność




Tytuł oryginału: Searching for meaning: Idealism, Bright Minds, Disillusionment, and Hope
Copyright © 2013. JAMES T. WEBB. All Rights Reserved. Originally published by Great Potential Press © Copyright for the Polish edition by Wydawnictwo Zwierciadło Sp. z o.o., Warszawa 2022
Tłumaczenie: Justyna Rudnik/ Quendi Language Services
Redakcja: Anna Stawińska/Quendi Language Services
Korekta: Joanna Wysłowska/Quendi Language Services
Projekt okładki: Aleksandra Zimoch
Zdjęcie okładkowe: iSotck/Nata_Slavetskaya
Redaktor inicjująca: Blanka Wośkowiak
Dyrektor produkcji: Robert Jeżewski
Wydawnictwo nie ponosi żadnej odpowiedzialności wobec osób lub podmiotów za jakiekolwiek ewentualne szkody wynikłe bezpośrednio lub pośrednio z wykorzystania, zastosowania lub interpretacji informacji zawartych w książce.
Wydanie I, 2022
ISBN: 978-83-8132-400-7
Wydawnictwo Zwierciadło Sp. z o.o. ul. Widok 8, 00-023 Warszawa tel. 22 312 37 12
Dział handlowy:[email protected]
Wszelkie prawa zastrzeżone. Reprodukowanie, kopiowanie w urządzeniach przetwarzania danych, odtwarzanie, w jakiejkolwiek formie oraz wykorzystywanie w wystąpieniach publicznych tylko za wyłącznym zezwoleniem właściciela praw autorskich.
Konwersja:eLitera s.c.

Tę książkę dedykuję Richardowi M. Christy’emu, mojemu współlokatorowi z czasów studenckich,który pomógł mi opanować sztukę myślenia

oraz

Doktorowi Llewellynowi Queenerowi, wspaniałemu i oddanemu wykładowcy, który był moim przewodnikiem i opoką, gdy myślenie sprawiało zbyt wiele bólu

Podziękowania

Pisanie tej książki było dla mnie niełatwym wyzwaniem, którego nie byłbym w stanie zrealizować bez ogromu wsparcia, jakie uzyskałem od kolegów i koleżanek po fachu, przyjaciół i rodziny. Kilkoro znawców tematu, wśród których znaleźli się: Susan Daniels, Paul Beljan i Ron Fox, zapoznało się z wstępną wersją i nie tylko podzieliło się ze mną wartościowymi spostrzeżeniami, ale obdarzyło jakże cennym wsparciem i zachętą. W ciągu trzech lat pracy parokrotnie byłem gotów zrezygnować z tego przedsięwzięcia, jednak dzięki Janet Gore, Edee’emu Burke’owi, Martinowi Hunterowi i innym udało mi się przetrwać kryzysy.

Są ludzie, którym jestem szczególnie zobowiązany za inspirację i naukę. Zadedykowałem tę książkę mojemu dawnemu współlokatorowi z akademika, Richardowi Chrisite’emu, który nauczył mnie myśleć i zadawać pytania dotyczące tradycji i życia w ogóle, oraz mojemu wyjątkowemu wykładowcy, profesorowi Llewellynowi Queenerowi, który nie szczędził mi wsparcia i opieki w trakcie poważnego kryzysu egzystencjalnego – udało mi się z nim uporać głównie dzięki profesorowi. Osób, które odegrały ważną rolę w kształtowaniu mojego postrzegania tematów poruszanych w tej publikacji, jest zbyt wiele, by je wszystkie wymieniać, jednak im wszystkim jestem głęboko wdzięczny.

W żadnym razie nie zapominam też o bezcennym wkładzie całego zespołu Great Potential Press – dziękuję im za wsparcie i wiarę w sens wydania tego tytułu. Bywały chwile, gdy ogarniało mnie zniechęcenie wynikające z przekonania, że być może nie mam nic ważkiego do powiedzenia, i wówczas bez dwóch zdań przebywanie w moim towarzystwie nie było miłym doświadczeniem, dlatego z całego serca dziękuję Katrinie Durham, Sarah Ellwood i Anne Morales za cierpliwość i wsparcie!

Wyrazy szczególnej wdzięczności należą się też redaktorkom Jen Ault i Janet Gore za ich bystre oko i zawsze trafne sugestie. Jest takie stare powiedzenie, że prawdziwi przyjaciele powiedzą ci, co powinieneś usłyszeć, a nie to, co chcesz usłyszeć – bez wątpienia taką właśnie, najcenniejszą formą przyjaźni wykazały się Jen i Janet. Jen w swoich wysiłkach, by pomóc mi organizować i czynić zrozumiałymi moje nieraz chaotyczne myśli i idee, wyszła zdecydowanie poza ramy tego, czego można by oczekiwać od redaktora.

Na koniec kieruję wyrazy wdzięczności do mojej żony Jan, która wspierała mnie przez cały okres pracy i zwalniała z wszelkich domowych i rodzinnych obowiązków, by dać mi czas i przestrzeń do pisania. Nic dziwnego, że ukończenie książki przywitała z radością!

Wstęp

Podczas pisania tej książki zdałem sobie sprawę, że staram się w ten sposób spłacić bardzo stary dług dobrym uczynkiem skierowanym do osób trzecich za dobro, które otrzymałem wcześniej. Na początku studiów przydzielono mnie do pokoju zajmowanego przez studenta nieco bardziej zaawansowanego wiekiem – był już po trzydziestce. Miał za sobą służbę w marynarce wojennej i znacznie więcej doświadczenia ode mnie, a co za tym idzie – gotowości do akceptowania nie tylko różnych kultur i różnych ludzi, ale też różnorakich pomysłów na życie. Był agnostykiem, ja natomiast wywodziłem się z Głębokiego Południa i cechującej tę część USA konserwatywnej zaściankowości, której składową są bardzo ograniczona tolerancja dla odmienności i surowe przekonania. Moi rodzice byli ludźmi bogobojnymi, którzy starali się wieść życie zgodne z przyjętymi zasadami, cnotliwe i bardzo konwencjonalne. Mój ojciec, szanowany dentysta, zarabiał wystarczająco dobrze, by zapewnić nam byt na dobrym poziomie. Cała nasza rodzina w każdą niedzielę chodziła do kościoła. Ja sam aktywnie działałem w kółku parafialnym, a z czasem nawet uczyłem w szkółce niedzielnej. Do czasu studiów żyłem w przekonaniu, że moja rodzina wiedzie naprawdę dobre życie – takie, jakie powinno być – i że wszyscy powinni podzielać cechujące nas wartości, postawy i poglądy na świat.

Mój współlokator, którego jestem wielkim dłużnikiem, cierpliwie wysłuchiwał wszystkiego, co miałem do powiedzenia na temat wąsko i tradycyjnie pojmowanej przeze mnie prawości, wspierając się licznymi cytatami z Biblii i innych tekstów religijnych, by potem zaskakiwać mnie przemyślanymi pytaniami i skłaniać do rozważań, z jakimi nigdy nie miałem okazji wcześniej się mierzyć. Dyskutował ze mną o różnorodności kultur i tradycji cechujących odmienne grupy społeczne i religijne, czyniąc słuszną uwagę, że członkowie każdej z nich są zazwyczaj przekonani o wyjątkowości i słuszności własnych przekonań. Podkreślał arbitralność cechującą wielu ludzi, ze mną włącznie, w doborze ścieżki życia i wartości, a jednocześnie trafnie wskazywał charakterystyczne dla nich niekonsekwencje, narcystyczne samozłudzenia i megalomanię. Dzięki niemu poznałem KandydaVoltaire’a i filozofów, takich jak: Sartre, Nietzsche i Kierkegaard. To było dla mnie prawdziwie szokujące doświadczenie, ponieważ do tej pory żyłem w przekonaniu, że świat jest zasadniczo całkiem dobrze poznany i poukładany. Jednak oto przyszło mi zmierzyć się z uwagami mojego współlokatora, podzielającego poglądy wyłożone w wielu tekstach filozoficznych w ciągu dziejów, że nie istnieją żadne zasady absolutne odnośnie do życia i wybór takiego, a nie innego sposobu na życie może zasadniczo nie mieć znaczenia. Jego spostrzeżenia, pozbawione wszelkiej nachalności, budziły we mnie bardzo silne emocje. Wszystko we mnie się burzyło i za wszelką cenę pragnąłem je podważyć, ale okazało się, że nie potrafię. Zacząłem myśleć.

Na zajęciach zapoznałem się z pracami uznanych teologów, takich jak: Paul Tillich (protestant), Jacques Maritatin (katolik), Martin Buber (wyznanie mojżeszowe), James Pike (protestant) i Alan Wats (zen) – wszyscy oni próbowali nadać życiu sens z punktu widzenia własnej religii. Z upływem miesięcy zacząłem sam dostrzegać, ile hipokryzji i absurdów cechuje życie wielu osób z mojego otoczenia. Odkryłem, że idylliczne życie moich rodziców to była głównie szopka bazująca na wieloletnich tradycjach, rytuałach i potrzebie zachowania pozorów, co miało służyć utrzymaniu pozycji społecznej. Zacząłem też sobie zdawać sprawę, że przyjmując niektóre z ich przekonań i postaw za swoje, oszukiwałem sam siebie. Mój idealizm na czas jakiś legł w gruzach; czułem się z jednej strony jak oszust, a z drugiej przygniatało mnie poczucie, że zdradzałem samego siebie, nigdy nie podając w wątpliwość nauk płynących od rodziców, kapłanów, nauczycieli, drużynowego i wszystkich innych, którzy mówili mi, jak powinno się żyć. Miałem wrażenie, że utknąłem w grzęzawisku wątpliwości, gniewu i rozczarowania.

Na szczęście znalazł się pewien cechujący się niezwykłym ciepłem i wrażliwością profesor psychologii, który wyciągnął do mnie rękę. Zaoferował mi szereg spotkań, podczas których rozmawiał ze mną o nękających mnie lękach, obawach i rozczarowaniu. Nie waham się stwierdzić, że na wiele sposobów mnie uratował. Dzięki naszym spotkaniom powoli rozpocząłem proces nauki radzenia sobie z poczuciem pustki, niezadowolenia i przytłaczającego smutku w taki sposób, by targające mną emocje zaczęły pracować dla mnie, a nie przeciwko mnie. Zmieniłem kierunek studiów na psychologię i szybko przekonałem się, jak wiele osób przede mną – w szczególności introspektywni idealiści – zmagało się z podobnymi problemami egzystencjalnymi i cierpiało nie mniej niż ja.

Wobec mojego dawnego współlokatora i wspomnianego profesora mam ogromny dług wdzięczności. Ci dwaj mężczyźni zmienili moje życie, zarówno zawodowe, jak i osobiste, i to na wielu płaszczyznach. Być może niejeden czytelnik zastanowi się, co by było, gdyby mój współlokator po prostu pozwolił mi trwać przy swojej wierze i w ten sposób zaoszczędził mi duchowych rozterek i rozczarowań. Ponoć, jak twierdzą niektórzy, ignorancja jest błogosławieństwem. Jednak nie mam najmniejszych wątpliwości, że – czy to na kolejnych latach studiów, czy na kolejnych etapach życia – i tak musiałbym zmierzyć się ze wspomnianymi kwestiami, a skoro to było nie do uniknięcia, to trudno o lepszy kontekst, gdy miałem na podorędziu oddanego przyjaciela i pełnego zrozumienia i cierpliwości nauczyciela, którzy pomogli mi uporać się z lękami. Wielu jest zmuszonych przechodzić przez ten trudny etap w samotności, co z pewnością jest trudniejsze i boleśniejsze. Być może i ty należysz do tego grona. Jeśli tak, mam szczerą nadzieję, że ta książka posłuży jako głos zrozumienia, współczucia i wsparcia, co pomoże ci pokonać największe zawirowania na drodze do poszukiwania sensu.

Świadomość samego siebie i uważny wgląd we własną egzystencję może okazać się niebanalnym wyzwaniem, a w świecie, który często okazuje się jednocześnie skomplikowany i rozczarowujący, zachowanie nadziei bywa szczególnie trudne. Zawód i zniechęcenie są wszechobecne. Mnóstwo ludzi zdaje się być wyobcowanych, nawet w kontekście własnej rodziny czy znajomych; tkwią w nieszczęśliwych związkach; wykonują zawody, które nie przynoszą żadnej satysfakcji; dzieci są dla nich źródłem rozczarowania; wobec rządu żywią cyniczną nieufność; są zdania, że społeczeństwa zmierzają ku upadkowi; czują się samotni, bezsilni i puści w środku; zastanawiają się, czy ich życie ma w ogóle jakikolwiek prawdziwy i trwały sens. Co jednak ciekawe, większość z nich nie wydaje się wykazywać chęci i gotowości, by przyjrzeć się dogłębniej swojemu życiu i otaczającemu ich światu, za co wcale ich nie winię. Trudno brodzić w czymś, co przypomina błoto czy gnój, a bywa, że jest źródłem cierpienia. Łatwiej jest unikać takiego wyzwania i zamiast tego skupić się na mozolnym budowaniu i utrzymaniu życia z dnia na dzień, nawet jeśli poczucie pustki i rozczarowania jest bez przerwy obecne. Ci, którzy zdecydują się na poszukanie źródeł rozczarowania i przygnębienia, często zaczynają się czuć niekomfortowo. Zbliżywszy się do sedna problemów, wycofują się i tworzą kolejne iluzje bądź wzmacniają te, w których tkwili przez lata, nawet jeśli ich użyteczność się wyczerpała. Jednak życie ma swoje sposoby, by skłaniać nas do badania samych siebie, egzystencji własnej oraz innych, dlatego większość, nieraz wbrew sobie, raz za razem podejmuje trud „oswajania” braku złudzeń wobec świata. Taka taktyka naprzemiennego stawania twarzą w twarz z problemem i odwracania się do niego plecami jest dość powszechna, nie zdziwi mnie więc, jeśli będziesz od czasu do czasu porzucać czytanie tej książki, by do niej po jakimś czasie powracać.

Poruszany w niej temat jest onieśmielający, co może zniechęcać, dlatego pozwolę sobie pokrótce przedstawić konstrukcję książki na wypadek, gdybyś nie czuł chęci czy gotowości na zapoznanie się z nią w całości. Być może zechcesz chwilowo pominąć wybrane rozdziały i wrócić do nich później. Zawierają one pewne filozoficzne i psychologiczne koncepcje, które – choć odnoszące się do tematu – mogą nie mieć bezpośredniego przełożenia na twoje codzienne zmagania. Innymi słowy, oferują ogólne spojrzenia na bagna, ale nie dają dokładnych wskazówek, jak unikać pływających w nich aligatorów.

W rozdziale 1 spróbowałem podsumować najbardziej kluczowe zagadnienia będące bazą tej książki.

Rozdział 2 traktuje o idealizmie i złudzeniach – w końcu nie można być pozbawionym złudzeń, jeśli się ich wcześniej nie miało.

W rozdziale 3 staram się pokazać, że ludzie bystrzy, o umysłach łaknących odpowiedzi mają nie tylko z większym prawdopodobieństwem skłonność do idealizmu, ale i do rozczarowań. Poza tym poruszam kwestię idealistycznego wyobrażenia powodzenia w życiu, co jest innym sposobem widzenia sensu życia.

Rozdział 4 poświęciłem bardzo poważnemu zagadnieniu: depresji i rozpaczy. Nie każdego, kto zmaga się z problemami egzystencjalnymi, dotyka depresja, jednak jest ona doświadczeniem naprawdę licznego grona, dlatego warto wiedzieć o niej jak najwięcej, ponieważ jej związek z poczuciem rozczarowania jest bardzo wyraźny.

W rozdziale 5 skupiam się na sensie w wymiarze osobistym. Austriacki psychoterapeuta Viktor Frankl w swojej książce Człowiek w poszukiwaniu sensu zauważa, że ludzie, którzy mają odpowiedź na pytanie „dlaczego” żyć, radzą sobie z niemal każdym, „jak” to robić[1]. Ten rozdział poświęcony jest omówieniu wybranych filozofów i psychologów koncentrujących się wokół sensu życia, a także zaprezentowaniu kluczowych elementów teorii dezintegracji pozytywnej stworzonej przez Kazimierza Dąbrowskiego, która jest szczególnie na miejscu, gdy mowa o rozczarowaniu i kryzysie egzystencjalnym.

W rozdziale 6 staram się powiązać idealizm oraz rozczarowanie z etapami życia, a także pokazać – co szczególnie ważne – jak możemy lepiej poznać siebie. Jeśli chcemy nauczyć się lubić i akceptować siebie samych, to musimy wiedzieć, kogo tak naprawdę mamy lubić i akceptować.

Rozdziały 7 i 8 koncentrują się prawdopodobnie na tym, czego przede wszystkim oczekuje się od tej książki – na metodach radzenia sobie z rozczarowaniem i problemami egzystencjalnymi. Niektóre z nich uważam za mało pomocne, inne za wręcz niebezpieczne. W tym kontekście w szczególności rozdział 7 zasługuje na uwagę, ponieważ ludzie wdrażający „mniej fajne” strategie czasami pozostają w nieświadomości, że właśnie rozczarowanie i lęki egzystencjalne są pierwotną przyczyną ich zachowań i postaw, które ograniczają im swobodę, zaburzają relacje z innymi lub, ogólniej, hamują potencjał życiowy. Mam nadzieję, że rozdział 8 okaże się bardziej pomocny. Przedstawiłem w nim 13 metod, które uważam za szczególnie użyteczne, bazując na doświadczeniu własnym oraz innych, którym w ciągu lat służyłem pomocą jako terapeuta.

Rozdział 9 jest podsumowaniem, które okazało się dla mnie największym wyzwaniem, ponieważ w przypadku tak złożonego tematu nie sposób o prostą konkluzję. Każdy musi samodzielnie zdecydować, czy w jego życiu jest miejsce na nadzieję, oraz znaleźć własną drogę i sens życia. Wierzę, że zdecydujesz się – jak podkreślał mówca motywacyjny Kevin Elko – „zrobić coś, co cię przeżyje!”.

Pisaniu książki przyświecała mi myśl o przekazaniu pewnych wytycznych, które mogą się okazać pomocne, gdy dane ci będzie przechodzić przez pełen przeszkód i pułapek proces rozprawiania się z rozczarowaniem. Niektóre są wynikiem własnych przeżyć oraz doświadczeń moich kolegów i koleżanek po fachu, przyjaciół, znajomych oraz krewnych. Inne to efekt obserwacji dokonywanych w życiu zawodowym. Pragnę podkreślić, że książka nie dostarczy ci odpowiedzi, ponieważ ich dla ciebie nie mam. Będziesz je musiał znaleźć samodzielnie. Jednak mogę ci w tych poszukiwaniach towarzyszyć i wspierać, zwracając uwagę na szczególnie istotne elementy. Ufam, że treści przedstawione na kolejnych stronach okażą się przydatne i warte twojej uwagi.

ROZDZIAŁ 1

W poszukiwaniu sensu

Mądrość przychodzi wraz z utratą złudzeń.

GEORGE SANTAYANA

Jakie to dziwne, gdy umiera złudzenie.Jakby się traciło dziecko.

JUDY GARLAND

Bardzo trudno jest nie tracić ducha.Trzeba się nieustająco oszukiwać, a niektórymidzie to lepiej niż innym. Zmierzenie się z rzeczywistością może być zabójcze.

WOODY ALLEN

Przypuszczam, że wszyscy – lub prawie wszyscy – kiedyś choć raz, a może wiele razy, doświadczyli Rozczarowania przez duże R. Jego źródłem może być nieudane małżeństwo, praca, rodzice, dzieci, religia, rząd... lista jest naprawdę długa. Kluczowym tematem książki jest takie właśnie rozczarowanie oraz metody radzenia sobie z nim. Istnieje wiele sposobów na taką modyfikację myślenia, która służy zwiększeniu szansy na poczucie życiowego zadowolenia, przynależności i akceptacji naszego miejsca we wszechświecie i mam nadzieję, że odkryjesz je w poniższych rozdziałach.

Rozczarowanie zdaje się być przede wszystkim udziałem idealistów poszukujących sensu życia. Ludzie cechujący się wysokimi oczekiwaniami często doświadczają zawodu. Może on dotyczyć tylko pewnych obszarów, ale także życia jako takiego, co prowadzi do przygnębienia, lęków i depresji. Skoro sięgnąłeś po tę książkę, to bardzo możliwe, że jesteś jedną z takich osób.

Czytając poranną gazetę czy słuchając wieczornych wiadomości, dostrzegasz, że doskonały świat, jakiego łakniesz, nie istnieje. Zamiast tego pełno w nim opowieści o oszustwach, wojnach, aktach terroru, przemocy i zabójstwach. Nierzadko słyszy się doniesienia o ludziach krzywdzących innych lub wykorzystujących ich słabości czy niewiedzę. Osoby wykonujące zawody zaufania publicznego, tacy jak duchowni, harcerze, nauczyciele, a nawet rodzice, okazują się być nieuczciwe, zaniedbujące czy przemocowe. Żyjemy w świecie, w którym ludzie nie biorą należytej odpowiedzialności za swoje czyny i zachowania, wytwórcy zalewają nas tandetą, a jakość schodzi na dalszy plan. Nacisk kładzie się na szybki zysk niezależnie od kosztów. Ubóstwo się szerzy, a proces degradacji środowiska przyspiesza. Wydaje się, że przejmują się tym tylko nieliczni. To zdecydowanie nie jest świat, jaki sobie wyobrażałeś, będąc dzieckiem.

Być może bliskie ci są słowa Sylvii Plath opisujące rozczarowanie życiem:

Nie chciałabym, żeby to zabrzmiało sentymentalnie, ale dlaczego, u licha, jesteśmy warunkowane do cukierkowego świata rodem z bajek dla dzieci, żeby doświadczać łamania kołem, gdy dorastamy, stajemy się świadome siebie i obarczone nudnymi, monotonnymi obowiązkami? (...) wstępujemy do uniwersyteckich stowarzyszeń, gdzie jakiś chłopak wpija ci się w szyję lub próbuje zgwałcić, gdy nie zadowoli się łapaniem za piersi (...), odkrywamy, że pięknych dziewcząt są miliony (...) uświadamiamy sobie, że nie unikniemy jakiejś formy rywalizacji, a mimo to piękno i bogactwa tego świata nie są dla nas (...), przekonujemy się, że nie wolno nam się buntować (...), że choć marzymy o Utopii, musimy harować na chleb w swoim zapyziałym mieście i cieszyć się, że jest na nim trochę masła (...), wiemy, że są miliony takich nieszczęśników jak my i że życie to dżentelmeńska umowa, według której mamy mieć zawsze pogodny uśmiech na twarzy, żeby inni czuli, że głupio jest być nieszczęśliwym, i próbowali zarazić się radością, choć w głębi ducha zabija ich poczucie goryczy i niespełnienia[2].

Wśród bystrych i wrażliwych ludzi rozczarowanie nie należy do rzadkości i może prowadzić do poczucia rozpaczy i osamotnienia. Gdy przyglądają się sobie i swojemu miejscu w świecie, widzą, jak mogłoby i powinno być. Pierwotnie żywią nadzieję, że ich wyobrażenia i troski podzielają także inni, ale na koniec pozostają z poczuciem, że są Don Kichotami walczącymi z wiatrakami. Czasami sprzyja im szczęście i odnajdują grono podobnych sobie idealistów, zazwyczaj jednak ich zmaganiom towarzyszy samotność. Wielu musi mierzyć się z zarzutami ze strony krewnych i znajomych, że są „zbyt” i „za bardzo”: „Jesteś zbyt poważny”, „Za dużo myślisz”, „Jesteś zbyt wrażliwy”, „zbyt niecierpliwy wobec innych”, „za dużo oczekujesz od świata”, „za bardzo się skupiasz na tym, co w życiu złe”. Pozbawieni złudzeń idealiści zmagają się z poczuciem osamotnienia, smutku, pustki, braku wiary w siebie oraz często przemożną potrzebą znalezienia sensu życia.

Od złudzeń po rozczarowanie

Proces skutkujący pozbawieniem złudzeń, zarówno w przypadku dzieci, jak i nastolatków oraz dorosłych, jest często przewidywalny i bardzo podobny. Dzieciom świat zazwyczaj wydaje się jasny i nieskomplikowany. Wierzą, że rodzice zawsze się będą o nie troszczyć, że mama i tata, którzy zdają się wiedzieć wszystko, potrafią je ochronić przed każdym bólem i cierpieniem, naprawić wszystko, co idzie nie tak, sprawić, że poczują się lepiej i zapewnią życie takim, jakim być powinno. Czują, że są w centrum uwagi rodziców i bliskiej rodziny. Oczekiwania i zasady panujące w domu są jasne, a dziecięca świadomość życia jest praktycznie ograniczona do najbliższego otoczenia. Jeśli mają szczęście nie dorastać w domu pełnym niepokojów, chaosu czy przemocy, to życie zdaje się przewidywalne, klarowne i wygodne – dające poczucie bezpieczeństwa.

Pójście do szkoły zmusza je do konfrontacji z innymi oczekiwaniami i zasadami narzucanymi przez nauczycieli, mają też okazję obserwować zachowania innych dzieci i ich rodziców. Dowiadują się, że już nie są w centrum wszechświata i że oczekuje się od nich, by „wpasowały się” i zachowywały jak pozostali rówieśnicy. Odkrywają też, że inne rodziny kierują się odmiennymi zasadami od im znanych. Gdy, na przykład, jedni rodzice oczekują bezwarunkowego posłuszeństwa, inni pozwalają swoim pociechom na kwestionowanie poleceń i bunt. Gdy jedna rodzina poważnie podchodzi do kwestii pomagania innym, wspierania dobroczynności i ochrony środowiska, inna skupia się na (niejawnym) konsumowaniu życia czy zdobywaniu pieniędzy, władzy i uznania. Dziecko pochodzące z rodziny cechującej się łatwą i krytyczną oceną mankamentów innych może się przekonać, że inne rodziny wykazują dużo więcej tolerancji. Innymi słowy, szkoła to pierwsze miejsce, w którym dzieci uczą się, że inne rodziny charakteryzują się odmiennymi poglądami na świat i wyobrażeniami na temat tego, jak życie powinno wyglądać. Pełna prostoty niewinność pierwszych lat dzieciństwa staje się coraz bardziej złożona, co nie pozostaje bez wpływu na emocje, a w wieku nastoletnim jest tylko gorzej. Młodzi ludzie zaczynają się zastanawiać, który sposób na życie jest „właściwy”, i martwić, jak powinna wyglądać ich dalsza egzystencja. Będąc u progu dorosłości, próbują zdecydować, jakimi wartościami powinni się kierować: czy należy podążać za przykładem rodzinnego domu, czy też pewne wartości odrzucić, a na ich miejsce zaadoptować inne?

Rodzice zazwyczaj próbują nauczyć swoje latorośle wartości, obyczajów i akceptowalnych zachowań – krótko mówiąc, tego co dobre i złe. Zazwyczaj dzieje się to dość automatycznie z pokolenia na pokolenie, na podstawie rodzinnych tradycji i wzorców. Nie krzywdź innych. Szanuj starszych. Jeśli nie możesz powiedzieć nic miłego, to w ogóle nic nie mów. Nie staraj się dominować w rozmowie. Przy stole i w rozmowie liczy się dobre wychowanie. Nie bierz niczego, co do ciebie nie należy. Używaj takich słów, jak „proszę” i „dziękuję”. Często takie nauki mają swoje korzenie w przekazach religijnych – takich jak dziesięcioro przykazań, Ewangelie czy Koran – reprezentujących przekonania i obyczaje społeczności, w której dorastali rodzice. Inne rodziny swoje wartości wywodzą ze świeckiego humanizmu.

Niezależnie od źródeł, większość podstawowych wartości przekazywanych przez jednych członków rodzin innym się pokrywa. Nie wolno bić i krzywdzić. Nie wolno kraść. Należy mówić prawdę. Traktuj innych z szacunkiem, nawet jeśli nie podzielają twoich przekonań. Jednakże dzieci szybko uczą się, że zasady, które pierwotnie wydawały się proste i jasne, w rzeczywistości są dość skomplikowane i niekoniecznie przestrzegane bądź przestrzegane wybiórczo. Oto kilka przykładów: choć rodzice twierdzą, że troszczą się o środowisko, dzieci widzą, że mama i tata codziennie marnują wodę lub żywność albo nie segregują śmieci; rodzice być może często podkreślają, że prawo należy przestrzegać, lecz nieustannie przekraczają limity prędkości czy oszukują na podatkach; być może rodzice uczą, że należy akceptować wszystkich ludzi, ale w praktyce sami inaczej odnoszą się do przedstawicieli różnych ras i narodowości. W pierwszych latach swojego życia dzieci są przekonane, że rodzice znają wszystkie odpowiedzi i potrafią rozwiązać każdy problem. Potem dostrzegają, że – podobnie jak inni – są omylni i dalecy od doskonałości.

Wraz ze zdobywanym doświadczeniem dzieci zaczynają sobie zdawać sprawę, że zasady obowiązujące w społeczeństwie są nie tylko arbitralne, ale też niezwykle złożone. Wyjątki od nich mają miejsce, ale tylko w przypadku „wybranych”: ulubieńca, starszego wiekiem, bardziej znaczącego w społeczeństwie, gościa będącego przedstawicielem innej kultury czy choćby innej rodziny. Zasady zdają się zmieniać w zależności od sytuacji, a czasami są po prostu ignorowane. Dzieci o bystrych, ciekawych umysłach zaczynają zadawać pytania dotyczące wspomnianych złożoności i płynności, co często nie spotyka się ze zrozumieniem i aprobatą dorosłych z ich otoczenia.

W dorosłym wieku przychodzi pora na odkrywanie kolejnych iluzji. Szkoła nie zawsze uczy prawdy. Małżeństwa nie zawsze „żyją długo i szczęśliwie”. Wyprowadzka z domu nie zawsze oznacza początek udanego samodzielnego życia. Rodzicielstwo nie zawsze daje poczucie spełnienia i satysfakcji – nie da się wpływać na życie dzieci i wnuków w takim stopniu, jak by się chciało.

Niemożliwością jest przeoczyć fakt, że są na świecie ludzie, którzy oszukują i okłamują się nawzajem, którzy celowo zachowują się wobec innych nieuprzejmie i nieżyczliwie, którzy krzywdzą, a nawet zabijają. Gazety, telewizja i internet pełne są opowieści o tych, którzy profanują nawet najbardziej fundamentalne wartości, a zdarza się, że niektóre filmy i programy telewizyjne wręcz takie postawy gloryfikują. Pomyśl, jak często bohaterami historii, o których się czyta lub które się ogląda, są gwiazdy kina, politycy czy cieszący się powszechnym uznaniem sportowcy uwikłani w nieuczciwe, oszukańcze, okrutne czyny i zachowania. Dzieciom przychodzi mierzyć się z taką rzeczywistością w coraz młodszym wieku. Widzą biedę, bezdomność, choroby i śmierć, a w szkołach w wyniku polityki niewykluczania, mają kontakt z rówieśnikami dotkniętymi niepełnosprawnościami i wyniszczającymi chorobami. Biorą udział w ćwiczeniach już nie tylko na wypadek pożaru czy trzęsienia ziemi, ale nierzadko ataku. Jednak być może najbardziej stresogennym doświadczeniem jest odkrycie, że nawet ich właśni rodzice czy inni członkowie rodziny są zdolni do kłamstw, oszustw czy kradzieży. Takie zderzenia z rzeczywistością burzą spokój, w zamian oferując chaos i przerażenie. Dzieci zaczynają się czuć zdezorientowane i odarte ze złudzeń.

Członkowie naszego społeczeństwa bez wątpienia zdają się wspierać zasady, które są intrygująco niekonsekwentne, co łatwo dostrzec, gdy zadamy sobie trud przyjrzenia się im nieco dogłębniej. Dlaczego na przykład cywil, który kogoś zabije, określany jest mianem zabójcy, a żołnierza za to samo nazywa się bohaterem? Dlaczego przeciwnicy aborcji kładą nacisk na prawo do życia, a jednocześnie wielu z nich popiera karę śmierci? Dlaczego niektórzy wyrażają troskę o środowisko, ale swoim codziennym zachowaniem zupełnie tego nie potwierdzają? Dlaczego wielu wydaje mnóstwo pieniędzy na chwilowe i błahe wydarzenia, takie jak koncerty rockowe, a tak niewiele przekazują na działania służące zwalczaniu chorób czy eliminacji bezdomności? Dlaczego ludzie, którzy przedstawiają samych siebie jako dobrych i troskliwych, tolerują zachowania degradujące ideę człowieczeństwa, mogące przybierać różne formy, od dręczenia i zastraszania po zabójstwa, niewolnictwo i wszelkie inne metody zadawania cierpienia?

Dzieci obdarzone bystrymi, ciekawymi umysłami, dorastając, uświadamiają sobie, jak wiele z tego, co przekazują im rodzice, nauczyciele i przywódcy społeczności na temat świata, nie ma oparcia w rzeczywistości, a przynajmniej jest mocno podkolorowane. W rezultacie pojawia się u nich poczucie zawodu, rozczarowania, cierpienie, złość, a nawet depresja. Ich idealizm zostaje bardzo poważnie nadszarpnięty, czy wręcz zrujnowany, a ich poczucie miejsca w świecie i jego znaczenia rozsypuje się jak domek z kart. Jak ktoś kiedyś powiedział: „Żyjemy w świecie zbudowanym na obietnicach składanych przez kłamców”. Ludzie uzdolnieni – obdarzeni ponadprzeciętną inteligencją i wrażliwością – zderzenie z rzeczywistością przypłacają stanem zwanym kryzysem egzystencjalnym.

Umysł bystry i pozbawiony złudzeń

Ludzie obdarzeni bystrością umysłu mają zazwyczaj większą skłonność do wrażliwości, idealizmu i prawości, szybciej też dostrzegają niekonsekwencje i niedorzeczności występujące w wartościach wyznawanych i praktykowanych przez innych[3]. Potrafią patrzeć z szerszej perspektywy, dlatego widzą złożoności i implikacje tychże przekonań i postaw. Przyrodzona im wrażliwość i idealizm skłaniają do zadawania sobie trudnych pytań o naturę i cel istnienia zarówno ich samych, jak i ludzi wokół. Nawet w bardzo młodym wieku mogą chcieć odpowiedzi dotyczących tak ważkich kwestii, jak: „Skoro Bóg stworzył wszystko, dlaczego stworzył też złych ludzi i pozwolił, żeby na świecie było zło?” albo „Dlaczego mój kolega, który był przecież dobry, zmarł, gdy miał tylko siedem lat?”. Jeden z kolegów wspominał, że do dziś pamięta, jak został wyrzucony z religii, ponieważ zadawał zbyt wiele trudnych pytań dotyczących dogmatów.

To nie są pytania bez znaczenia: dla dzieci prawość i sprawiedliwość to bardzo ważne tematy, chcą wiedzieć, czym kierować się w życiu i znać zasady, jakim podlegają. „Kim jestem? – to problem, który może do nich wracać raz za razem, ponieważ odpowiedzi uzyskane w dzieciństwie i wieku dorastania okazały się nieprecyzyjne i niekompletne”[4].

Już na dość wczesnym etapie życia uzdolnione dzieci rozwijają umiejętność metakognicji – myślenia o myśleniu – nierzadko jeszcze zanim pozyskają narzędzia emocjonalne i wynikające z doświadczeń do skutecznego korzystania z tej umiejętności[5]. Dwoje obdarzonych ponadprzeciętną inteligencją nastolatków w taki sposób opisuje metakognicję:

Co pobudza mój umysł? Czasami zastanawiam się, dlaczego tu jestem. Dlaczego myślę tak, jak myślę? Dlaczego mój umysł zbiera wszystkie te informacje i przechowuje je, żebym mógł do nich pewnego dnia sięgnąć? (wiek – 15 lat)[6]

Zastanawiam się, dlaczego myślę tak, jak myślę, i co do tego doprowadziło. Często mnie zastanawia, dlaczego moje koleżanki i koledzy z klasy myślą w tak różny sposób. (wiek – 16 lat)[7]

Uznana psycholog Leta Hollingworth w latach 30. XX w. odkryła, że im wyższy iloraz inteligencji (IQ) dziecka, tym wcześniej łaknie ono wyjaśnienia natury wszechświata. Hollingworth doszła do wniosku, że dzieci z IQ powyżej 180 potrzebują usystematyzowanego poglądu na życie i śmierć na zaskakująco wczesnym etapie rozwoju – już w wieku sześciu, siedmiu lat. Jej uwagę przykuł też fakt, że wcześniej niż rówieśnicy zmierzają ku idealizmowi[8].

Rodzice i nauczyciele mogą próbować ukoić ich wewnętrzne rozterki, mówiąc np.: „Możesz coś zmienić, gdy dorośniesz”, jednak to rzadko kiedy wystarcza, ponieważ bystre umysły są świadome wielości i złożoności dostrzeganych wokół problemów, a jednocześnie czują bezradność i bezsiłę wobec niemożności zaradzenia im. Nic więc dziwnego, że depresja może się pojawić już w bardzo młodym wieku.

Pewna znajoma nauczycielka opowiedziała mi, jak to wyglądało w jej klasie:

W szkole podstawowej miałam pod opieką drugą klasę uzdolnionych dzieci. Z ich inicjatywy przyszło mi przeprowadzić z nimi trzy rozmowy o pragnieniu śmierci. Dwie były konsekwencją wydarzeń związanych z umieraniem, jakich w swoim otoczeniu doświadczył jeden z uczniów. Trzecia miała miejsce w związku z bieżącymi problemami jednej z dziewczynek, dotyczących jej wyobrażenia samej siebie i jej miejsca w rodzinie. Niektórych nauczycieli takie sytuacje mogą przerażać, we mnie jednak wzbudziły więcej współczucia. Dane mi było na własne oczy zobaczyć, jak silne może być u tak małych dzieci odczuwanie braku sensu, które prowadzi do myśli samobójczych jako sposobu radzenia sobie z nim.

Jako nauczycielka czułam się zupełnie bezradna, ponieważ nie miałam pomysłu, jak pomóc im radzić sobie z tym, co działo się w ich głowach, tym bardziej że moje odczucia były takie same. Jaki kluczowy element życia (związki, struktura rodzinna, cechy charakteru, przyszłe życiowe sytuacje) może pomóc im uporać się z zawirowaniami egzystencjalnymi i poprowadzić ku mentalnej równowadze, by nie wypełniały dni depresyjnymi myślami i być może nie odczuwały konieczności samounicestwienia?

To przecież małe dzieci, które siedzą grzecznie w ławkach i przy obiadowych stołach, rozmyślając o samobójstwie. Mogą te myśli uzewnętrzniać, ale mogą też chować je głęboko w sobie. Mogą o nich mówić, ale mogą też milczeć. Takie myśli mogą mieć niszczycielską moc, gdy tak młode istoty czują, że coś jest z nimi nie tak. W ich odczuciu ich własna egzystencja może być dla rodziny większym brzemieniem niż przyjemnością doświadczania życia[9].

Uzdolnieni dorośli również mają większą od przeciętnej skłonność do rozważań nad życiem i skutkami ich zachowań. Przyjaciele i współpracownicy mogą próbować udzielać im wsparcia, zapewniając, że to, co robią każdego dnia, jest ważne, jednak trudno wyzbyć się obaw, że nawet najbliższe osoby z ich otoczenia po prostu nie rozumieją złożoności życia.

Patrzenie na świat z dystansu

Połączenie metakognicji z idealizmem, intensywnością odczuwania i wrażliwością często skutkuje poczuciem oderwania od otaczającego świata. Wewnętrzne reakcje utalentowanych nastolatków i dorosłych są często bardziej dotkliwe, a nawet krańcowe w porównaniu z reakcjami „zwykłych” śmiertelników. Im więcej rozmyślają i kwestionują, tym jaśniej zdają sobie sprawę z własnego braku istotności w kontekście szeroko rozumianej egzystencji. Rodzą się takie pytania, jak: „Kiedy umrę? Jak? Co stanie się potem? Czy jest jakaś ciągłość świadomości? Czy w ogóle posiadam jakąś namacalną, własną świadomość – duszę?”[10].

Dorosłym nieraz przychodzi konfrontować się z takimi przemyśleniami, trzeba jednak pamiętać, że pytania związane z tak podstawowymi kwestiami, jak życie, śmierć i inne kluczowe aspekty egzystencji rodzą się też w głowach młodszych ludzi i bez znaczenia jest fakt, że np. we współczesnych społeczeństwach takich tematów często się w ogóle nie porusza. Nawet w bardziej zaawansowanym wieku mamy skłonność do dystansowania się od nich. Skutek jest taki, że zarówno dorosłym, jak i dzieciom odmawia się szansy na poznanie naturalnego cyklu życia, dlatego pielęgnujemy złudzenie, że nasze życie się nie kończy. Starsze pokolenia miały życie i śmierć ludzi oraz zwierząt na wyciągnięcie ręki, a ich doświadczenia przemian zachodzących w życiu były natury bardzo osobistej. Dzieci rodziły się w domu. Czasami umierały. Dorośli również odchodzili z tego świata w zaciszu domowym. Stypy miały miejsce w salonach, a po pogrzebie wszyscy gromadzili się w kuchni.

Obecnie dzieci i wielu dorosłych doświadcza śmierci z dystansu. Chorzy zazwyczaj żegnają się z życiem w szpitalu. Pogrzeby odbywają się w domach pogrzebowych, ciał zmarłych coraz częściej się nie wystawia. Dzieci widzą narodziny i śmierć w telewizji, jednak jest niewielka szansa, że pozwala się im obserwować te zdarzenia w prawdziwym życiu – często nawet są trzymane z dala od pogrzebów. Ich pierwsze spotkanie z noworodkiem odbywa się w szpitalu lub po powrocie do domu. Nie widują ciężko chorych krewnych – nierzadko jest to związane z polityką szpitali, według której osoby poniżej dwunastego roku życia mają zakaz wstępu.

Obecnie dzieci widzą mniej rzeczywistego świata, niż było to dane nam. Ich doświadczenia związane z bezdomnością, biedą, ciężką chorobą czy trudem porodu są zazwyczaj wtórne, chyba że rodzice lub dziadkowie angażują je w działalność dobroczynną i prace społeczne. Współczesny świat chroni najmłodszych, ale w ten sposób może utrudniać zrozumienie znaczenia rodziny i społeczności. W przeszłych pokoleniach wspólne przeżywanie radości i smutku scalało rodziny, dając poczucie troski, bliskości i przynależności[11].

Samotność rozczarowania i odmienności

Wbrew naszym próbom tworzenia iluzji mających pełnić funkcję tarcz ochronnych bystre, uzdolnione dzieci często starają się same zrozumieć wiele kwestii związanych z życiem, równością, sprawiedliwością itd. i skonfrontować je ze sobą, jednak czują, że w tych rozważaniach i troskach są osamotnione. Sześciolatek, któremu spokoju nie daje kwestia pomocy ofiarom katastrof naturalnych, czy dwunastolatka poświęcająca czas i serce rozmyślaniom o życiowym celu, a nie najnowszych trendach w modzie czy gwieździe rocka mają większą szansę na stanie się nigdzie niechcianymi wyrzutkami bądź będą wyśmiewane, ponieważ ich umysły zajmują tak poważne sprawy. W klasie uczeń, który będzie stawiać trudne pytania i poruszać wymagające tematy, może odkryć, że jest osamotniony i znajduje się poza polem widzenia nauczyciela. Jest mi znana historia pewnej przedszkolanki, która zaprosiła do grupy swoich podopiecznych specjalistów od modyfikacji zachowań, żeby pomogli jej uporać się z chłopcem zadającym zbyt wiele pytań, co się udało – dziecko nauczyło się, żeby zadawać jedno pytanie na godzinę.

Każda osoba należąca do mniejszości jest szczególnie narażona na poczucie wyobcowania, wskutek czego nieraz musi mierzyć się z wrażeniem, że jest inna, opuszczona czy poddana ostracyzmowi – a stąd już dość prosta droga do pozbawienia się złudzeń. Jeśli jesteś taką osobą ze względu na rasę, pochodzenie, preferencje seksualne czy odmienny wygląd bądź masz bystry umysł każący ci zastanawiać się nad sensem życia, to ryzyko, że twoim udziałem stanie się wynikające z tego doświadczenie gorszości, jest niemałe. Odmienność może prowadzić do poczucia rozczarowania i braku więzi z innymi; innymi słowy, człowiek czuje się bardzo samotny.

Wiele ludzi mających głębokie przemyślenia, niezależnie od wieku, nie jest skłonnych się nimi dzielić ze strachu, że będą przez innych uznani za niewychowanych lub po prostu niezrozumiani. I tak może być w istocie. Rodzina i znajomi (koleżanki, koledzy) nieraz będą starali się „przemówić im do rozumu”, argumentując: „Masz przyjaciół. Dobrze ci idzie w szkole (pracy). Po prostu ciesz się życiem”, lub „Oczywiście, że robisz ważne rzeczy dla świata; masz przecież dobrą pracę i udaną rodzinę”. Z mojego doświadczenia wynika, że większość niechętnie podejmuje temat swoich problemów egzystencjalnych i wynikającego z nich odarcia ze złudzeń, ponieważ obawiają się, że ich rozmówców to nie przejmie, a także ze względu na swoje poczucie dyskomfortu: nie są gotowi konfrontować się z lękami, jakie mogą się pojawić, gdy zacznie się zbyt dużo rozmyślać o swoim życiu. Jak powiedział mi kiedyś kolega po fachu: „Myślenie może cię wyzwolić, ale najpierw przyniesie mnóstwo cierpienia”.

Przekucie rozczarowania na szanse rozwoju

Rozmyślanie o sensie życia nie jest nowatorską koncepcją; towarzyszy nam od wieków i leży u podstaw niemal wszystkich systemów religijnych i filozoficznych. Mimo to większość z nas nie poświęca temu wiele miejsca – o ile o w ogóle – w codziennej rutynie. Są jednak sytuacje, które zmuszają do zajęcia się swoim życiem i jego sensem. Tak się dzieje wręcz automatycznie, gdy doświadczamy bolesnej straty lub jesteśmy nią zagrożeni, co z kolei uwypukla kruchość i przelotność życia, w konsekwencji skłaniając nas do kwestionowania jego sensu, znaczenia i wartości naszych działań oraz postaw. Być może zmarł ktoś nam bliski, dom doszczętnie spłonął, straciliśmy pracę, złodziej ukradł szczególnie cenne pamiątki rodzinne, rozpada się małżeństwo, bierzemy udział w wypadku, z którego wychodzimy ciężko poszkodowani bądź zdiagnozowano u nas śmiertelną chorobę. Takie doświadczenia uświadamiają, że nad wieloma aspektami życia nie mamy praktycznie żadnej kontroli, a to sprawia, że czasowo świat się nam wali na głowę. Ludzie wokół będą próbować nas podnosić na duchu słowami, takimi jak: „Nic nie dzieje się bez przyczyny” lub „Bóg działa w tajemniczy sposób”, jednak to brzmi mało przekonująco i rzadko okazuje się pomocne. Zaczynamy kwestionować swoje kompetencje i swoje miejsce w świecie, co często prowadzi do rozczarowania – przyjaciółmi, nami samymi i życiem w ogóle. Innymi słowy doświadczamy kryzysu egzystencjalnego bądź inaczej – depresji egzystencjalnej. Większość z nas w ciągu około sześciu miesięcy lub mniej odzyskuje poczucie spokoju i równowagi i powraca do codziennego życia wypełnionego dającymi poczucie komfortu zajęciami i obowiązkami, a przygnębienie mija, choć egzystencjalna zmora nie znika, tylko „schodzi do podziemi”.

Niestety moje obserwacje wskazują, że ludzie cechujący się bardziej rozwiniętym intelektem mają skłonność do dłuższych i/lub częściej nawracających epizodów kryzysu egzystencjalnego, które na dodatek nie muszą być wywoływane przez wydarzenia o dużym ciężarze gatunkowym. Poczucie rozczarowania, kwestionowanie sensu życia i lęki zdają się pojawiać spontanicznie, w wyniku obserwacji i rozmyślań, spostrzeżeń na temat życia lub zastanawiania się nad światem, swoim miejscem w nim i znaczeniem swojej egzystencji. Niezależnie od tego, jaka jest przyczyna kryzysów, ta książka oferuje pomysły i sugestie, które można wykorzystać, żeby sobie pomóc, gdy pojawi się kolejny.

Większość uzdolnionych ludzi ma w życiu etapy, gdy pojawia się rozczarowanie i potrzeba zadania sobie pytań o sens i cel, na szczęście nie wszyscy doświadczają depresji egzystencjalnej. Jednak gdy taka nadejdzie, jej wyniszczająca moc może nawet zagrozić życiu. Z drugiej strony jest ona też szansą na zdobycie mądrości i przekucia bolesnego doświadczenia w pozytywną życiową lekcję, która ma potencjał do zapewnienia osobistego rozwoju. Choć w opozycji do odarcia ze złudzeń i kryzysu egzystencjalnego być może nie pojawi się poczucie szczęścia, ale zadowolenie, akceptacja i czasami nieznane dotychczas poczucie przynależności i celowości wystarczą, by celebrować życie i uczynić je własnym.