Oferta wyłącznie dla osób z aktywnym abonamentem Legimi. Uzyskujesz dostęp do książki na czas opłacania subskrypcji.
14,99 zł
Czerń Otchłani nigdy nie była tak blisko.
Nekromantka przejmuje tron po bezwzględnym Lorcanie. Jednak korona wyraźnie ciąży młodej Morriam, która jednocześnie mierzy się z obcą mocą dawnego władcy. Jego duch zagnieździł się w jej wnętrzu, wciąż kusząc i podsycając mrok. W międzyczasie Seirb prowadzi ją ku legendarnemu czwartemu kręgowi, miejscu najgłębszej ciemności, w którym czeka Chaos – prastary Bóg, źródło cieni i magii zniszczenia. Czy nowa władczyni zdoła udźwignąć brzemię swej mocy? Czy też stanie się obiektem gniewu Chaosa?
Pierwsza część drugiego tomu opowieści o Morriam – historii o cienkiej granicy między śmiercią a życiem oraz o przyjaźni, która potrafi sięgnąć nawet w głęboki mrok.
Opowieść o Morriam
Seria fantasy o losach Morriam Iris Cadaver – pozornie zwykłej służącej z zamku, która za sprawą czarnoksiężnika Rutiela odkrywa w sobie magiczne moce i doskonali się w trudnej sztuce nekromancji.
Patrycja Prusak – pisarka, tancerka i fizjoterapeutka, absolwentka Uniwersytetu Medycznego w Warszawie. Od kilku lat spełnia się w zespole Treblers i szkole McGahan-Less, bierze udział w estradowych i międzynarodowych zawodach tańca irlandzkiego. Miłośniczka dobrej kawy i górskich wypraw; w 2022 roku spełniła swoje marzenie o wydaniu książki, debiutując jako autorka powieści fantasy „Głód potępionych”.
Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:
Liczba stron: 338
Patrycja Prusak
Saga
Utracona iskra. Opowieść o Morriam. Tom 2. Część 1
Zdjęcie na okładce: Shutterstock, Midjourney
Copyright © 2022, 2025 Patrycja Prusak i Saga Egmont
Wszystkie prawa zastrzeżone
ISBN: 9788727290508
1. Wydanie w formie e-booka
Format: EPUB 3.0
Żadna część niniejszej publikacji nie może być powielana, przechowywana w systemie wyszukiwania danych lub przekazywana w jakiejkolwiek formie lub w jakikolwiek sposób bez uprzedniej pisemnej zgody wydawcy, ani rozpowszechniana w jakiejkolwiek formie oprawy lub z okładką inną niż ta, z którą została opublikowana i bez nałożenia podobnego warunku na kolejnego nabywcę. Zabrania się eksploracji tekstu i danych (TDM) niniejszej publikacji, w tym eksploracji w celu szkolenia technologii AI, bez uprzedniej pisemnej zgody wydawcy.
Język, postacie i poglądy zawarte w tej publikacji nie odzwierciedlają poglądów ani opinii wydawcy. Utwór ma charakter publikacji historycznej, ukazującej postawy i tendencje charakterystyczne dla czasów z których pochodzi.
www.sagaegmont.com
Saga jest częścią Grupy Egmont. Egmont to największa duńska grupa medialna, należąca do Fundacji Egmont, która każdego roku wspiera dzieci z trudnych środowisk kwotą prawie 55 milionów złotych.
Vognmagergade 11, 2, 1120 København K, Dania
Magdalenie.
Byłaś moim oparciem, gdy zaczęłam tonąć.
Dziękuję, że jesteś.
Czas, abyś uwierzyła w siebiei podążyła swoją wymarzoną ścieżką!
Po ucieczce przed smokiem z Otchłani, który wydostał się po nieudanej próbie otwarcia Bram do zaświatów przez Rutiela, Morriam szukała tymczasowego schronienia w jednej z karczm w Killar. Uciekając przed żołnierzami króla i tajemniczym czarnoksiężnikiem wpadła w łapska polującego na nią strażnika Nemira. Z pomocą przychodzi Rutiel, który zmuszony do zawarcia porozumienia ze strażnikiem zabiera dziewczynę do siebie, do drewnianego domku w lesie. Dzięki czarnoksiężnikowi, Morriam dowiaduje się, że dzierży rzadki dar nekromancji, który jej matka próbowała przed nią ukryć. Po przywołaniu ducha Deletrei, matki nekromantki, wychodzą na jaw rzeczy zatajane przez czarnoksiężnika. Okazuje się, że Rutiel przyczynił się do ucieczki potępieńca z Otchłani, który wyłamując rzadki kamień ze struktury Bramy zamknął ją na kilkadziesiąt lat. Deletrea wyznaje, że kamień połknęła Morriam, gdy ta była jeszcze dzieckiem.
Nekromantka przystępuje do nauki swojego daru, a pomaga jej w tym Rutiel. Czarnoksiężnik podczas kształcenia Morriam dopuszcza się karygodnego zaniedbania, którego konsekwencją jest niekontrolowany atak nekromantki na jego duszę. Przez incydent Morriam nieodwracalnie złączyła ich magią nazywaną przez nekromantów „Przywiązaniem dusz”. Od tamtej pory Rutiel odczuwał silną więź ze swoją „panią”, a Morriam, nieświadoma kiełkujących w niej uczuć do czarnoksiężnika, przelewała swoje emocje na niego.
Cała trójka, nie zważając na przeciwności losu, zagłębiała się w tajemnicę grasujących nieumarłych, których powoływał uciekinier z zaświatów Jhireon, zamkniętych w katakumbach dusz i wylewającej się z Otchłani mrocznej magii. Aby zdobyć ostatni element układanki, Morriam udaje się do zamkowej biblioteki. Tam zostaje złapana przez Nemira, który cały czas był w zmowie z królem Leonem. Zanim żołnierze zamykają ją w lochach, dowiaduję się o zbliżającym się dniu oczyszczenia, w którym to potępieńcy będą mogli zmyć z siebie mroczne piętno poprzez morderstwo niewinnej ofiary. W więzieniu Pani Przyszłości przekazuje nekromantce wiadomości o planie zgładzenia władcy Otchłani poprzez uciekiniera z zaświatów. Pogodzona z przeznaczeniem Morriam zostaje wyzwolona dzięki paktowi Rutiela z królem. Nekromantka z czarnoksiężnikiem opracowują plan rozprawienia się z potępieńcami w dniu Święta Zmarłych. W dniu oczyszczenia Morriam pod wpływem magii Jhireona odprawia w katakumbach rytuał ucieleśnienia ducha, skazując swojego mentora na śmierć. Mag dostaje ciało czarnoksiężnika i dzięki poświęceniu zebranych dusz i paktowi ze Śmiercią dostaje się do Otchłani. Morriam, pożegnawszy się z Rutielem, wraca z Nemirem za miasto, aby odprawić rytuał Święta Zmarłych. Gdy wybiła odpowiednia godzina, a księżyc zabarwił się na czerwono, nekromantka rozpoczęła rytualny taniec i wprowadziła potępieńców w trans. Plan odesłania dusz do Otchłani jednak się nie powiódł. Brama wciąż pozostała zamknięta. Morriam, wiedziona intuicją, decyduje się na ostateczny plan, dzięki któremu ma nadzieję złamać blokadę. Nemir szybkim pchnięciem sztyletu pozbawia ją życia i wysyła przez Bramy do Otchłani. Magia kamienia z zaświatów płynąca w jej iskrze otworzyła Bramę, odblokowując ją na stałe.
Morriam za namową Pani Przyszłości udaje się do twierdzy władcy Otchłani, pokonując wszystkie trzy kręgi zaświatów. Próbując uratować czarnoksiężnika, paktuje z Lorcanem i wyzywa go na pojedynek. Podczas walki dołącza niespodziewanie Rutiel, odciągając władcę od swojej uczennicy. Ona, chcąc cofnąć swój błąd, sprowadza duszę czarnoksiężnika z powrotem do jego ciała. Wspólnie używając sztyletu Rutiela kończą istnienie Lorcana. Kraina Potępionych wybiera nowego władcę, lokując duszę poprzednika w iskrze nekromantki. Morriam zostaje nową władczynią potępionych, a Rutiel wraca do Killar.
Drodzy czytelnicy, aby umilić wam kolejną fantastyczną podróż z Morriam, przygotowałam dla was listę klimatycznych utworów muzycznych, przy których pisałam Utraconą iskrę. Przypisy, które odnajdziecie w książce, są jedynie moją propozycją do odsłuchania konkretnych utworów w danym momencie w fabule. To, jak użyjecie utworzonej przeze mnie playlisty, pozostawiam już Wam!
Udanej zabawy!P. Prusak
You Can’t Kill Me – Rok Nardin
Entelechy – J.T. Peterson
The Mad King – Rok Nardin
The Lost Ones – Mark Petrie, Brandon Lau
Arrietty’s Song (instrumental version) – Cecile Corbel
Voices of the Wind – J.T. Peterson
Believe – Kings & Creatures, William Morris
Eternity – Tonal Chaos Trailer Music
Persecution– Audiomachine
Arrival of the Birds – The Cinematic Orchestra
Dead Army – Pieces of Eden
The Final Cut – Hampus Naeselius
Aquarius – J.T. Peterson
The Mad Queen – Rok Nardin
Malice – Kings & Creatures, Aeph
Obsidian– Audiomachine
Imminence – Mitchell Broom
Preparing for Battle– Audiomachine
Tangled Earth– Audiomachine
Fearless Quest – Q-Factory by Robert Etoll
Misery – Dos Brains
Legend of the White Buffalo – Atom Music Audio
Ride of the Revenant – Eternal Eclipse
A Crackling Sphere– Nightwish
Dare to Enter– Nightwish
True Love’s last Kiss – Forgotten Odes
Takedown – Tom Player
Shield of Justice – Eternal Eclipse
Inferno – Epic Score
Oathkeeper – Eternal Eclipse
Battle Dawn – Q-Factory by Robert Etoll
Event Horizon – Mitchell Broom
Fire, Save Us – Iliya Zaki
When Will We Meet Again – Epic Music World
Church – Fall Out Boy
1
Mieniące się pod stopami czerwone jaspisy były niczym krew rozlana w ofierze dla królowej. Stała sama na środku sali tronowej, w której przed chwilą rozgrywała się walka pomiędzy poprzednim władcą Otchłani, bezwzględnym Lorcanem, a nią, młodą i niedoświadczoną nekromantką. Gdyby nie sztylet Rutiela i zadany nim ostateczny cios, czarnoksiężnik nie przebywałby teraz w świecie żywych, a ona nie dzierżyłaby władzy nad potępieńcami. Przestaliby istnieć na zawsze.
Otaczały ją proste filary, teraz już puste, pozbawione uśpionych demonów. Za jej plecami wznosił się ku sklepieniu wykuty z kamienia wulkanicznego potężny czarny tron. Z ostro zakończonym oparciem wydawał się górować nad wszystkim, co znajdowało się w mrocznej komnacie. Cisza, która tam panowała, żywemu człowiekowi mogłaby wydawać się zbyt przytłaczająca, jej jednak, przepełnionej krzykiem uwięzionej duszy, wciąż było za głośno. Czuła w sobie pulsującą, przelewającą się moc pragnącą dominacji. Ta potężna prastara magia należąca do Lorcana bezustannie toczyła z nią bitwę.
Po walce jej iskra była na tyle słaba, że Morriam nie potrafiła zapanować nad wdzierającą się w jej środek magią. Jego dławiąca moc połączona ze smolistą magią Otchłani przez chwilę opanowała jej ducha, odcinając ją od świadomości.
Wtedy nie rozumiała, co się z nią dzieje. Dopiero córka Czasu wytłumaczyła jej, na czym polegała inicjacja nowego władcy. Dowiedziała się, że dzięki chroniącemu prawu Otchłani duch Lorcana nie mógł zostać zgładzony, ale jedynie wchłonięty przez jego następcę, tym samym umacniając go pochłoniętą siłą. Taka inicjacja była możliwa, gdyby ochotnikowi udało się spełnić dwa warunki. Stoczy z władcą walkę, a jego ostateczny cios zostanie mu zadany przez cielesnego ducha. Dzięki temu żaden potępieniec nie mógł jawnie wyzwać władcy na pojedynek i zająć jego miejsca.
Przejęcie ducha poprzednika i czarnej smolistej magii Otchłani było równoważne z otrzymaniem insygniów władzy nad królestwem. Przez jej umiejętności chowania iskry w mentalnej komnacie dusza Lorcana nie do końca poddała się inicjacji. Nie została wchłonięta do jej magii, lecz zamieszkała w jej komnacie, wciąż podburzając ją do poddania się jego potędze. Teraz, gdy była duszą, postacią astralną, jej komnata wyglądała zupełnie inaczej. Pomimo że nie widziała już czarnej pustki i stojącej na jej środku skrzyni magii, nadal miała świadomość wielkiej przestrzeni, którą mogła wypełnić mocą innych osób. Czuła się, jakby wszystkie iskry, które chowała w sobie, były jej warstwami.
Stała pośrodku sali, wsłuchując się w swoją moc. Czuła, że dusza Lorcana znajduje się blisko powierzchni. Był silny, a ciemna powłoka magii, która otaczała jej sylwetkę, stanowiła tego dowód. Czarna mgła wydawała się żyć własnym życiem, musiała być w ciągłym ruchu, wypływać z jej wnętrza i posilać się energią krainy. Było to dla niej nowe doświadczenie. Czy jednak pokaz siły wystarczy, aby zmierzyć się z najpotężniejszymi demonami?
Odwiedziła wszystkie zakątki trzech kręgów Otchłani, ujawniła swoje oblicze i od swoich poddanych zażądała pełnego oddania. Wszyscy bez wyjątku pokłonili się nowej władczyni, co uspokoiło Morriam tylko na chwilę. Wiedziała bowiem od Seirba, że istnieje miejsce, które nawet w Otchłani jest zamknięte. Czwarty krąg. Miejsce, gdzie przebywały demony pochłonięte czystym i pierwotnym mrokiem pochodzącym od źródła ciemności. Do tej pory myślała, że jego istnienie to mit, bajka dla dzieci. Jej nowy sługa, Seirb, bardzo szybko wyprowadził ją z błędu. Chaos. Prastary Bóg, Stworzyciel. Źródło magii cieni i żywiciel krainy potępionych. Został zamknięty w Otchłani przez Jasność, z którą wspólnie stworzył świat i pierwsze żyjące istoty. Dlaczego w takim razie Stwórczyni, Pani Darów, jak nazywali ją mieszkańcy Killar, uwięziła Mrok w środku jądra Otchłani? Legendy opisują Chaos jako Boga zniszczenia i destrukcji, który oskarżył pierwszych ludzi o kradzież jego oddechu, cząstki jego mocy. Zapragnął kary odpowiedniej dla ich przewinienia. Chciał ich śmierci. Jego plany pokrzyżowała Matka Życia, Stwórczyni, która po stoczonej walce z Chaosem uwięziła go w najniższym kręgu Otchłani. Lorcan, który dostał się do tej krainy tuż po nim, na jego więzieniu stworzył swoje królestwo, dając mu tym samym do zrozumienia, że jest pod jego władaniem.
Na myśl o konfrontacji z mieszkańcami czwartego kręgu wypełnił ją paraliżujący strach. Nie czuła się na to gotowa, wątpiła, czy kiedykolwiek mogłaby być!
Usłyszała kroki. Wiedziała, kto nadchodzi. Seirb.
– Jesteś gotowa, moja pani? – zapytał bez emocji.
Morriam otworzyła oczy, jej tęczówki czarne jak Otchłań błysnęły zielenią.
– Tak – odpowiedziała, chociaż w głębi wiedziała, że jest inaczej – zejdźmy niżej.
Sługa kiwnął lekko głową, odwrócił się i ruszył wzdłuż bocznego korytarza. Seirb od czasu koronacji wyglądał zupełnie inaczej. Jego twarzy nie pokrywały już rany ani znamiona walki. Miał porcelanową cerę, czarne krótkie włosy i zadarty nos. Widząc jego zmianę, zaskoczona Morriam zażądała wyjaśnień. Wytłumaczył jej, że jego wizerunek był sprawką uroku rzuconego przez Lorcana, miał przerażać i odstraszać. Sługa odzyskał dawne oblicze, gdy tylko dusza byłego władcy została wchłonięta przez nową królową.
Morriam ruszyła za swoim sługą. Czarna suknia, luźno przylegająca do ciała, lekko zafalowała i popłynęła jej śladem niczym welon. Spoczywająca na jej głowie korona była kolejnym atrybutem władzy, w którym musiała się ukazywać. Wykonana z żelaza, ozdobiona szlachetnymi kamieniami będącymi fundamentem tej krainy, wyglądała jak para szponiastych łap demona oplatających głowę królowej.
Czas konfrontacji z najpotężniejszym zbliżał się nieubłaganie. Zaczęli schodzić po kamiennych stopniach w dół ku ciemności. Seirb trzymający niewielką latarnię z zamkniętym błędnym ognikiem oświetlał jedynie kolejne stopnie. Magia zamknięta w przedsionku czwartego kręgu gęstniała z każdym kolejnym krokiem, a Morriam miała wrażenie, jakby schodziła do samego jądra Otchłani. Jej iskra stała się niespokojna i burzliwa, jakby podpowiadała swojej właścicielce, że jest gotowa do walki. Oplatająca ją ciemna moc coraz silniej naciskała na jej postać astralną, powodując niepokój i strach. Uczucie to rosło i rosło, aż nabrało takich rozmiarów, że jedyne, czego chciała, to krzyczeć i rzucić się do ucieczki. Poczucie obowiązku nie pozwalało jej tego uczynić! Jako królowa tego padołu musiała wytrzymać narzucany przez wymiar atak i go przezwyciężyć. Zacisnęła ręce w pięści i podążyła dalej, starając się, aby każdy jej kolejny krok był tak samo pewny jak poprzedni.
Gdy zza zakrętu ujrzała bladą poświatę, przyspieszyła. Widok, który ukazał się jej oczom, niesamowicie ją zaskoczył. Ujrzała wielką przepaść, nad którą magicznie zawieszona kula ognia oświetlała ostatnie stopnie krętych schodów prowadzące donikąd. W istocie znaleźli się w wielkim skalnym kominie ze stromym urwiskiem pokrytym gęstą czarną mgłą.
Droga nagle się skończyła. Seirb stanął, odwrócił się do niej i usunął w bok, dając jej miejsce do przejścia.
– Dalej podążasz sama, do czwartego kręgu mają wstęp tylko władcy Otchłani – powiedział Seirb.
Morriam podejrzliwie spojrzała na przelewającą się przed jej stopami mgłę. Gdy już miała zapytać Seirba, jak ma iść dalej, nagle z ciemności wyłonił się wielki kościsty łeb strażnika Otchłani. Smok ryknął donośnie, wprawiając otaczające go skały w drżenie, i wzleciał do poziomu, gdzie kończyły się schody. Zbliżył się do królowej i wystawił skrzydło tak, aby mogła swobodnie wejść na grzbiet. Żadnych już więcej wyjaśnień nie potrzebowała. Zrozumiała, że smok zaniesie ją wprost do czwartego kręgu. Usiadła wygodnie i złapała się wyrostków kostnych.
– Leć, zaprowadź mnie do najniższego kręgu – wyszeptała Morriam.
Smok poruszył wielkimi, masywnymi skrzydłami i niczym ryba w wodzie zatopił się w ciemności, pikując na samo dno. Morriam nie była gotowa na to, co nastąpiło później.
Zawiesina magii, która otoczyła ją z każdej strony, zaczęła niespodziewanie wszczepiać się w jej ducha i ranić ostrymi krawędziami! Czuła się, jakby wirowała wśród rozbitego na małe cząsteczki szkła. Emocje temu towarzyszące nasiliły się w jednej chwili, wybuchając w jej wnętrzu niczym ogień. Wymiar zgniatał ją skrajnymi i destrukcyjnymi uczuciami, które kotłowały się w miejscu, gdzie niegdyś miała serce. Mimowolnie umocniła chwyt na kościach smoka i zamknęła oczy, zaciskając powieki. Miała wrażenie, jakby jednocześnie dusiła się pod wodą i krzyczała, spadając z najwyższego szczytu gór. Nie potrafiła tego opisać! To, co czuła, było tak destrukcyjne, że jej iskra postanowiła stanąć z tym do walki. Zielona magia nagle naparła na barierę. Naciskając na nią od środka, próbowała wydostać się na zewnątrz. Parzyła, wrzała i atakowała, chcąc znaleźć ujście. Nekromantka nie pozwoliła jej na to! Trzymała ją uparcie w garści, pozwalając tej burzy szaleć dalej w jej środku.
Szarpnęło i uderzyło, aż zatrzęsło się sklepienie nad ich głowami. Otworzyła oczy. Ujrzała smoka, który stabilnie stał na czterech łapach, czekając, aż królowa zejdzie z jego grzbietu. Znalazła się w wysokiej i przestrzennej jaskini, z której sufitu zwisały długie, ostre stalaktyty. Z trudem dostrzegała ogrom czwartego kręgu, ponieważ panował tutaj mrok. Był zaskakujący w odczuciu – gęsty i ciężki. Podejrzewała, że magia tutaj mogła posiadać inną strukturę. Jej uwagę przykuły latające w powietrzu małe ogniste iskry, takie, które można było dostrzec nad rozpalonym ogniskiem. Chociaż czerwona łuna oplatała ściany jaskini, nigdzie nie dostrzegła języków ognia.
Ześlizgnęła się po skrzydle smoka i twardo stanęła na skale, którą pokrywał lód. Zmarzlina okazała się powierzchowna, a każdy krok powodował skrzypienie łamanej pokrywy. Ostatni raz obejrzała się na smoka, wydała mu rozkaz, aby na nią zaczekał, i nie tracąc więcej czasu, ruszyła przed siebie.
Chociaż kroki zdradzały niepewność, jej postawa była wręcz majestatyczna. Z podniesioną wysoko głową ruszyła w głąb czwartego kręgu. Jej postać astralna zaczęła szybko przyzwyczajać się do panujących tutaj warunków. Wszystkie odczucia towarzyszące jej podczas podróży zaczynały słabnąć. Była losowi za to bardzo wdzięczna, nie wyobrażała sobie prowadzenia rozmów z tutejszymi demonami w stanie zaćmienia i bólu.
Dopiero po dłuższej chwili dostrzegła pierwsze cienie. Zaczęły wypełzać zza skał i iść śladem królowej, obserwując każdy jej ruch. Zatrzymała się.
– Pokażcie się! – rozkazała.
Cienie podeszły i okrążając ją z każdej strony, uformowały postacie podobne do człowieka. Dopiero po chwili czarne sylwetki zaczęły przeistaczać się na jej oczach. Nie zdziwiła się, gdy nagle wokół niej stanęło pięć jej sobowtórów. Znała te demony, kiedyś miała przyjemność z nimi walczyć. Trofea z czterech kolumn Lorcana zabiła Pani Przyszłości.
– Królowo Morriam – ukłoniła się istota stojąca naprzeciwko – witamy cię po raz pierwszy w naszym kręgu. – Po tych słowach skłoniły się wszystkie pozostałe.
– Witajcie, możecie wstać.
Istoty szybko się wyprostowały i odeszły dwa kroki do tyłu, zostawiając jedną mówczynię z przodu.
– Wybacz, nasza pani, że używam twojego wizerunku, ale my jesteśmy czystym mrokiem, nie mamy własnego ciała.
– Wiem, nie przeszkadza mi to. Gdzie jest reszta istot? Dlaczego nie przybyły ukłonić się nowej królowej? – zapytała.
Na te słowa zza skał, z ziemi i ze sklepienia zaczęły wyłaniać się pozostałe demony. Stwory, których nie poznał żaden człowiek, mag ani kapłan. Zamknięte w zapomnianym miejscu, nie mogły ujrzeć światła krain nawet w dniu, gdy zacierały się granice dwóch wymiarów. Nie bez przyczyny były zamknięte, chronione dodatkową magią. Nawet sam król Lorcan obawiał się ich w swoim królestwie.
Morriam rozejrzała się dookoła. Istoty przybywały z różnych stron, zapełniając wielką przestrzeń jaskini, która teraz wydawała się mała i ciasna.
– My, pani, nie posługujemy się mową, jesteśmy czystą czarną magią, która została stworzona na początku istnienia wymiaru Chaosu. Tylko dzięki temu, że jestem twoim sobowtórem, możemy się porozumieć. Dlatego ja, jako mówczyni, pragnę w imieniu wszystkich zgromadzonych tu istot oddać ci pokłon.
Na komendę mówczyni wszyscy się skłonili lub Morriam takie miała wrażenie, gdyż niektóre istoty nie posiadały określonych sylwetek ani kształtów.
– Dziękuję za oddanie, możecie powstać – odezwała się, po czym zrobiła kilka kroków w stronę mówczyni.
– Czy to są wszystkie istoty, oprócz niego?
Mówczyni rozejrzała się po zgromadzonych i pokręciła głową.
– Nie wszyscy są przychylni nowej władczyni. Wydaje się pani, że jest nas tutaj wielu. Nie łudź się, to bardzo niewielka część istot czwartego kręgu. Niektórzy nie popierali nawet Lorcana. – Przerwała na chwilę, aby potem kontynuować: – On nie przybędzie i nie radzę do niego iść.
– Dziękuję za ostrzeżenie i za wasze oddanie, ale pewnych spraw nie da się odłożyć na potem, muszę wypełnić swój obowiązek – odpowiedziała.
Nie czuła się rozczarowana. Wiedziała, że Chaos do niej nie przyjdzie. Nie podlegał nikomu ani niczemu. Nie miała nawet zamiaru nakazywać mu uległości wobec siebie. Ułożyła pewien plan, bo nie wyobrażała sobie, by pójść do stwórcy magii bez przemyślanego przemówienia.
Istoty rozeszły się na boki, robiąc przejście dla swojej nowej królowej, aby mogła ruszyć w dalszą drogę wzdłuż czwartego kręgu. Droga była długa i monotonna. Jaskinia się ciągnęła, a przed nią roztaczały się wciąż takie same widoki. Szła przed siebie w osamotnieniu. Demony przepuściły ją i nie ruszyły jej śladem. Same bały się przebywać w jego towarzystwie, co tylko utwierdziło ją w przekonaniu, że to spotkanie może być jej najtrudniejszym jak do tej pory wyzwaniem.
Po dłuższej wędrówce prostą drogą ujrzała kamienne wrota i większą łunę czerwonego blasku, jaki dawał żywy ogień szalejący nad przepaścią, oraz gęstą, unoszącą się nad nią parę widocznej magii. Droga raptownie zwęziła się do wielkości wąskiego mostu łączącego osamotnioną wysepkę z resztą jaskini. Ogień z płynną gorącą substancją szalał na dnie jaskini, niebezpiecznie wybuchając po dwóch stronach mostu. Gdy stanęła na wysepce, poczuła, że to jest właśnie to miejsce. Nie rozumiała swojego przekonania, które tak nagle się w niej pojawiło, lecz była pewna, że on zaraz przybędzie.
Nie pomyliła się. Z gorących oparów, z szalejącego ognia, mroku i zimna otaczającego to miejsce wyłoniła się postać. Zlepiła się, tworząc sylwetkę człowieka obleczonego w żelazną zbroję. Nie wiedziała, dlaczego akurat tak się jej ukazał, mógł przybrać dowolny kształt, był Chaosem, czystą magią, a jednak zdecydował się pokazać jako rycerz.
Zatrzymała spojrzenie na otworach w hełmie, gdzie powinny znajdować się oczy. Oblał ją czysty lęk. Poczuła ogromną bezradność, niepewność i zwątpienie. Wszystko, co kazało jej upaść na kolana i zrozumieć, że w jego obliczu jest tylko nic nieznaczącą łupiną ziarna bez magii. Zaczęła się walka. Czuła coraz większą mentalną presję z jego strony. Widziała podsyłane przez niego wizje. Każda kończyła się konfrontacją i uległością królowej wobec niego. Wpatrywała się w jego mrok i nicość, zaciskając mocno pięści. Jej iskra tym razem nie wrzała, schowała się niczym przestraszony zwierzak, który szukał schronienia przed drapieżnikiem. Jej moc była tylko cząstką, oddechem magii Chaosu. Czuła się mała i bezwartościowa. Wtedy on znów zaatakował. Usłyszała jego głos: „Jesteś nikim”, „Samozwańcza królowa”, „Jesteś słaba”, „Niczego nie osiągniesz”, „Nikt cię nie szanuje”, „Nikt nie liczy się z twoim zdaniem”, „Nigdy do niczego nie dojdziesz”, „Nigdy…”.
– Dość! – wrzasnęła Morriam.
Usłyszała gruby, donośny śmiech, który zatrząsł posadami jaskini.
– Witaj, nekromantko. – Jego niski i głęboki głos wdarł się do jej głowy. – Po co przybyłaś?
– Jako nowa królowa Otchłani przychodzę do swoich poddanych, aby nawiązać z nimi porozumienie – odpowiedziała głośno.
Nastąpiła cisza. Morriam zesztywniała w oczekiwaniu. Lawa jakby stała się mniej gorąca, a powietrze zimniejsze.
– Nekromantko, ty nie jesteś moją królową i nigdy nie będziesz. Nigdy nie ukłonię się żadnej żywej czy martwej istocie. Jestem Stwórcą, Chaosem, jestem żywą ciemnością i nicością.
– Nie chcę twojego pokłonu! – przerwała mu nagle.
Postanowiła postawić wszystko na jedną kartę. Zrobiła kilka kroków naprzód.
– Dlaczego więc tu dotarłaś? – zapytał.
– Wiem, jak potężny jesteś, nie śmiałabym żądać od ciebie uległości wobec mnie. Chcę mieć w tobie sojusznika. Chociaż tak odległe są nasze światy, paramy się tą samą magią.
– Hmm, sojusznikiem, powiadasz? – Jego głos nadal nie zdradzał, jak zareaguje. – Czy wybierasz się na wojnę?
– Nie mam takiego zamiaru. Wolę mieć jednak w tobie sojusznika niż wroga. Nie chcę, abyś traktował mnie jak swoją królową, ale jak towarzysza.
– Lorcan nigdy by nie śmiał zaproponować mi sojuszu. Jestem pod wrażeniem, że ty, nekromantko, na to się zdobyłaś.
Morriam wręcz zadrżała. Głos, którym przemawiał Chaos, przestawał się jej podobać. Był coraz bardziej gwałtowny i pełen nieukrywanej złości. Nie zdziwiłaby się, jeżeli zaraz zetrze jej ducha w proch. Nie wiedziała, jaki miał układ z Lorcanem. Jego dawny sługa też tego nie wiedział. Mogła zostawić sprawę niewyjaśnioną i żyć z myślą, że pod zamkiem mieszka Chaos, który może zniszczyć ją w każdej chwili, jeśli nie dopilnuje wszystkich pieczęci w królestwie.
– Nekromantko Morriam. – Głos wyrwał ją z rozmyślań. – Zgodzę się tylko wtedy, gdy obiecasz mi, że sojusz będzie działał w obie strony i przypieczętujesz go inkantacją.
Morriam osłupiała. Po tonie jego głosu nabrała przekonania, że nigdy nie zgodzi się na jej propozycję. Nie kryła zdziwienia, szybko jednak przystała na warunki.
– Zgadzam się!
Nie była pewna, czy dobrze postępuje, ale nie mogła się nie zgodzić. Ufała swojej intuicji, a ona pchnęła ją do takiego zagrania.
– Podejdź tu i podaj mi rękę.
Wyciągnął w jej stronę swoją.
Morriam podeszła i podała mu dłoń. On objął jej nadgarstek, a ona dopasowała się do niego. Spojrzała mu w oczy. Nicość, która momentalnie wlała się do jej duszy, była obezwładniająca! Królowa miała ochotę wyrwać się i uciec. Po raz kolejny tego nie zrobiła.
Poczuła, jak za jego sprawą słowa inkantacji ułożyły się w jej myślach. Na jego znak zaczęli ją wspólnie recytować. Nagle pod jego dłonią poczuła przeszywający ból wychodzący z jej nadgarstka, rozprzestrzeniający się przez całą jej postać astralną. Czuła, jakby ogień wypalał w niej słowa inkantacji i wiązał przysięgę z jej duchem. Słowa sojuszu wybrzmiewały w komnacie głosem nekromantki, powodując wzburzenie lawy, gniewnie przelewającej się w przepaści.
Gdy wypowiedzieli ostatni wyraz, oderwali się od siebie, a cała komnata ucichła. Morriam podniosła rękę wyżej i spojrzała w miejsce, w którym pojawił się ból. Na nadgarstku rzeczywiście wypaliły się runy przysięgi jako znak, że pakt został zawarty.
– Nasz sojusz jest już żywy. Jeśli spróbujesz złamać jego postanowienie, dopadnie cię mój gniew.
Morriam kiwnęła głową na znak, że rozumie.
– Żegnaj, Panie Chaosu i Nicości. Oby nasz pakt okazał się dla nas przychylny.
– Żegnaj, nekromantko Morriam. Obyś była przygotowana na dzień wypełnienia sojuszu.
Chociaż Morriam nie wypowiedziała tego na głos, on wiedział, że królowa miała nadzieję, iż pakt będzie uśpiony na wieki.
Gdy odchodziła stanowczym krokiem w stronę wyjścia, wciąż świeże runy żarzyły się na jej nadgarstku. Istoty, widząc je, chowały się przed jej wzrokiem, rozpływając się w mrokach jaskini.
Zanim usiadła na grzbiecie smoka i opuściła czwarty krąg, zasłoniła nadgarstek czarnym rękawem. Postanowiła zatrzymać ten pakt w tajemnicy przed wszystkimi.
Gdy weszła z powrotem do sali tronowej, jej sługa już na nią czekał. Obeszła go bez słowa i usiadła na tronie.
– Jak wizyta, pani? – zapytał, jakby chodziło o odwiedziny uporczywych krewnych.
– Część demonów uznała moje panowanie…
– Nie martw się, moja pani, Lorcana nienawidziła większość istot zamieszkałych w Otchłani.
Wzrok Morriam bardzo niespokojnie wędrował po sali. Gorączkowo myślała nad dalszymi krokami, które powinna poczynić jako nowa królowa. Czuła wielką niepewność i strach. Bała się. Swojemu słudze nie potrafiła jeszcze zaufać na tyle, aby zwierzyć się ze swoich słabości. Potrzebowała osoby, na którą mogłaby liczyć, która mogłaby jej doradzać w kolejnych posunięciach.
– Seirbie… – zaczęła twardym głosem – znajdź mi w królestwie duszę Zorina z rodu Sorientel, mam dla niego propozycję…
– Już się robi, pani – odpowiedział, a gdy tylko odwrócił się do królowej plecami i ruszył w stronę wyjścia, jego prawy kącik ust nieznacznie się uniósł.
W stronę ciemności
2
Minęły 2 lata od koronacji Morriam
Ku zdziwieniu Morriam las był nadzwyczaj spokojny. Otaczające ją spróchniałe drzewa opadały ku ziemi, a wszelka okalająca je zieleń była powykręcana i pokryta czarną zgnilizną. Konary drzew poruszały się rytmicznie niczym płuca człowieka pogrążonego w nocnym śnie. Pośród bagiennych oparów las z zewnątrz wyglądał nieco inaczej niż ten będący sercem puszczy, gdzie zawsze panowała sroga zima. Śnieżna pokrywa leżała na leśnym poszyciu, przykrywając rozkładającą się żywą materię, a zimno przenikało każdego otchłańca, który odważył się samowolnie wejść w głąb lasu.
To tutaj królowa znalazła swoje miejsce w Otchłani, gdzie w odróżnieniu od innych potępieńców czerpała tylko sobie znaną przyjemność z przesiadywania pod koronami drzew. Dawne emocje i zapomniane wspomnienia stawały się tak realne jak chłód, który przeszywał jej duszę. Na próżno było szukać w tym lesie drewnianego domku, w którym znalazłaby ciepły kominek, syte jedzenie i towarzysza do rozmów. Prawda okazała się bardziej okrutna, niż mogła sobie tego życzyć: była sama pośród demonów w Otchłani.
Siedziała skulona, opierając się o pień drzewa. Jej ciało drżało z zimna, a z ust wydobywał się mały obłok pary. Biały śnieg otulał jej ciało, budując wokół niej przyjemny azyl, gdzie mogła być tylko sobą. Ciężko było utrzymać w Otchłani swoją osobowość. Kraina Potępionych wywierała presję, zmuszając jej mieszkańców do przeżywania wciąż tych samych negatywnych emocji. Taka długotrwała monotonia mogłaby zdrowego człowieka popchnąć na skraj wytrzymałości, ale dla dusz była to modlitwa zatracenia. Dusze stawały się bezosobowe, wszystkie w końcu miały tylko jeden cel. Nienawidzić, atakować, odbierać magię. Tylko nieliczne dusze, odporniejsze na wpływ mrocznej magii, mogły cieszyć się zaszczytem posiadania charakteru i świadomości. Dlatego tak często przesiadywała w sercu puszczy trzeciego kręgu. Dopiero w lesie czuła, że w pełni wraca do dawnej, nieżyjącej już Morriam.
Obok jej stóp spoczywał czarny wilk z płomienną grzywą, która paliła się zimnym ogniem. Otchłaniec trzymał łeb na jej kolanach, dając się ponieść przyziemnym pieszczotom. Co jakiś czas otwierał ślepia, aby spojrzeć w twarz swojej pani. Robił to za każdym razem, gdy poczuł na swoim nosie mokrą łzę, która spływała z policzków Morriam.
Oprócz otchłańca przeważnie towarzyszyła jej jedna, samotna szara ćma. Z tęsknoty za bliską jej osobą, którą zostawiła po drugiej stronie Bramy, uczyniła ją łącznikiem i korzystała z jej oczu, aby podglądać świat za zasłoną. Obrazy, które przynosiła, nie dodawały jej otuchy ani nie wzbudzały w niej radości, wręcz przeciwnie, napawały ją jeszcze większym poczuciem winy.
Ćma usiadła w pewnej chwili na jej nadgarstku i poruszając skrzydłami, pocieszająco łaskotała nekromantkę po wierzchu dłoni.
– Królowo – usłyszała znajomy głos. – Znów tutaj przesiadujesz?
Mężczyzna zbliżał się powoli, stąpając ostrożnie i omijając gęste zarośla, brnął w śniegu po kolana. Podszedł do niej blisko, po czym złapał ją za ramię.
– Zorinie, kazałam ci mnie nie szukać – powiedziała, cofając ramię.
– Nie rozumiem, dlaczego wciąż się tak katujesz – odparł zdziwiony.
Podniosła głowę, a włosy spłynęły jej na boki, odsłaniając twarz. Policzki błyszczały zieloną aurą, mokre od pojedynczych łez, zaś oczy, bystre i przenikliwe, świeciły jaskrawą iskrą. Zadarła wyżej głowę i spojrzała na niego – na twarz swojego biologicznego ojca, którego nie miała przyjemności poznać za życia, a gdy odnalazła go po śmierci, mianowała od razu swoim doradcą. Jego jasne, wręcz białe włosy, opadające na naramienniki, pasowały do zimowej aury. Ubrany w granatowy kaftan, czarne skórzane spodnie i buty z cholewami, wyglądał dostojnie i wyrafinowanie. Lubiła jego towarzystwo, traktowała go jak przyjaciela, którego zawsze miała do dyspozycji na wyciągnięcie ręki. Na jego barkach spoczywała duża odpowiedzialność. Pomógł jej zrozumieć Otchłań i jej reguły. Od jej koronacji w zamku i przydzielenia mu tak wysokiej funkcji minęły dwa lata. W Otchłani czas stał w miejscu. Nie było poranków ani nocy. Czas tutaj nie obowiązywał. Tylko ci, którzy pragnęli go odmierzać, wyznaczali go sobie, wzorując się na czasie płynącym w krainach ludzi.
– Lubię czasami wrócić do wspomnień, żywych emocji – odpowiedziała po dłuższej chwili.
– Morriam, im szybciej zaakceptujesz to, że jesteś martwa, tym lepiej będzie dla ciebie i twojego królestwa. – Spojrzał na pupila przy jej nogach. – Jak to możliwe, że z tego krwiożerczego otchłańca zrobiłaś sobie przytulankę?
Podniosła kącik ust do góry i spojrzała w ślepia ognistego wilka.
– Chyba lubi zlizywać magię z moich łez.
Zbliżyła twarz do pyska wilka i ucałowała czarny nos.
Zorin pokręcił przecząco głową i westchnął.
– Musimy już iść, trzeba załatwić kilka spraw w królestwie – ponaglił.
Wstała, odsuwając delikatnie łeb wilka, po czym otrzepała czarną suknię ze śniegu. Pożegnała się z towarzyszem i podążyła za swoim doradcą, który torował jej przejście przez gęste zarośla.
– Co to za sprawa? – zapytała, aby przerwać ciszę.
– Mamy doniesienia o kolejnych próbach szerzenia buntu wśród magicznych dusz z drugiego kręgu. Namierzyłem ich przywódcę. Myślę, że powinnaś złożyć mu wizytę.
Morriam, milcząc, kiwnęła niedostrzegalnie głową. Czuła już zmęczenie przebywaniem w lesie. Tylu skrajnych emocji, ile towarzyszyło jej podczas wypraw do niego, Otchłań nie wywoływała u niej w żadnym innym miejscu. Królestwo potępionych oddziaływało na każdego inaczej, ponieważ kraina rządziła się swoimi prawami. Otchłań była żywa, wymuszała na duszach ciągłe przeżywanie wyimaginowanych emocji, których potępieńcy najbardziej się obawiali. W lesie natomiast dusza stawała się na powrót żywa. Wracały stare wspomnienia, niespełnione marzenia i towarzyszące temu uczucia. Morriam nie do końca rozumiała, dlaczego tak bardzo czuła potrzebę przypominania sobie dawnego życia. Nie wiedziała, czy bardziej brakuje jej czasu, który spędziła jako żywa przed czy po spotkaniu z czarnoksiężnikiem.
Gdy wyszli na główny trakt, który był zaledwie wąską linią wydeptaną przez otchłańców, zrównali się ramionami. Idąc w ciszy, zanurzeni we własnych myślach, spostrzegli w oddali niewielki ruch. Nie zwalniając kroku, wymienili się spojrzeniami i podążyli dalej. Obiekt przed nimi zaczął nabierać kształtów i wyrazistości. Pnącza drzew owinęły się wokół gałęzi i innej roślinności, tworząc sylwetkę człowieka. Zatrzymali się kilka kroków przed wijącym bluszczem, czekając, aż Mówca Drzew w pełni zmaterializuje się przed nimi. Pnącza zwinęły się w spiralę, tworząc tułów, który opierał się na dwóch wielkich masywnych kończynach z wyrastających spod ziemi gałęzi. Ramiona zwisały luźno, a głowa zwinięta w kulkę miała na czubku gęstą roślinną czuprynę.
– Witajcie, królowo Morriam, Zorinie. Królowo, lasy szeptały mi, że znów przesiadujesz wśród moich krewniaków.
– Witaj, Mówco. – Pochylili głowy, po czym królowa dodała: – Nic nie poradzę na to, że dobrze się czuję wśród tak żywego towarzystwa.
Uśmiechnęła się delikatnie i zerknęła przelotnie na Zorina, który wysyłał jej karcące spojrzenia.
– Królowo, mam ci coś do pokazania. – Odwrócił się lekko w swoją lewą stronę i skierował długie pozwijane pnącza w bok. – W głębinie lasu, blisko jego serca. Chodź tam ze mną.
– Dobrze, Mówco. Zatem prowadź – odpowiedziała zaciekawiona.
Wielki drzewiec oderwał swoje potężne konary wyrastające z ziemi i ruszył we wskazanym przez siebie kierunku. Jego ruchy były wolne i zamaszyste. Torował dla Morriam i Zorina drogę wśród gęstwiny, którą musieli pokonać, by dostać się do serca puszczy. Wiedziała, gdzie znajduje się owo miejsce. To stamtąd pochodził jej kryształ osadzony na kosturze. Dostała go od Mówcy w darze powitalnym. Przyjęła go i uczyniła z niego magiczny artefakt jako znak, że ten zakątek Otchłani jest jej bliski.
Gdy zbliżali się do celu, Morriam poznała drogę. Serce lasu zdradzał charakterystyczny kierunek uchylających się konarów i gałęzi drzew oraz porastających ziemię bluszczy niczym wielki dywan rozłożony przy centralnie ustawionym okrągłym źródełku.
– Królowo, spójrz. – Jego potężna ręka sięgnęła po gałązkę drzewa wyrastającego najbliżej wody. – Drzewo zakwitło!
Morriam zrobiła kilka kroków do przodu i przyjrzała się pięknemu białemu kwiatowi, który wyrastał z pączka bardzo zdrowo wyglądającej gałęzi.
– Jak to możliwe? – zapytała niedowierzająco.
– Czuję i widzę zmiany zachodzące w lesie – odrzekł Mówca. – Niepokojące zmiany, za dużo w nim magii… światła.
Rozejrzała się dookoła. Dostrzegała lekkie zmiany, zanim jeszcze drzewiec pokazał jej kwiat, ale wtedy nie była świadoma, że chodzi o rozkwit. Nie kryjąc zaskoczenia, rozglądała się na boki. Bluszcz zabarwiony ostrą zielenią rozrastał się i wił wokół źródła, które było zbyt błękitne jak na trupie wody. Pnie drzew wyrastające wokół niego też wyglądały na zdrowe, a pączki kwiatów obficie rozsypały się na gałęziach drzew.
– Skąd w Otchłani magia światła? – zapytał Zorin.
Mówca spojrzał na Morriam i westchnął.
– Przykro mi to mówić, królowo, ale podejrzewam, że zostawiasz tutaj zbyt wiele magii Orghlaith.
Zrozumiała. Las czerpał od niej energię, gdy zdejmowała płaszcz magii Lorcana i opłakiwała swoje smutki. Odkąd jego duch wraz z magią wdarł się do jej energii astralnej, wciąż toczyła z nim walkę o kontrolę. Jego magia zbyt łatwo wdzierała się do jej świadomości, próbując wpływać na czyny i decyzje. Zielona iskra buntowała się, nie chciała mieć w sobie tak potężnej obcej materii, nad którą trudno było jej zapanować. Za to magia Złotej Pani oplotła jej zieloną iskrę z taką łatwością, że nie dostrzegała jej wpływów, ale jedynie moc. Gdy wypłakiwała swoją magię w gnijące liście i skażone źródło, mogła dostarczać lasowi magię światła.
– Nie wiedziałam, że do tego może dojść – pokręciła głową. – Przykro mi.
Morriam ukradkiem spojrzała na Zorina, który z założonymi rękoma i poważną miną wpatrywał się w nią. Szybko uciekła wzrokiem i skupiła się na wielkim drzewcu.
– Królowo, chociaż z przykrością to mówię – położył dłoń na miejscu, w którym miałby bijące serce, gdyby był człowiekiem – ale zakazuję ci wstępu do mego lasu, dopóki nie zapanujesz nad jednością magii. Ten las nie może rozkwitnąć.
Królowa opuściła wzrok i przytaknęła.
– Wybacz, Mówco, mam nadzieję, że las szybko dojdzie do pierwotnego stanu.
– Nie mogę pozwolić na zaburzenie równowagi na moich ziemiach. Jestem pewny, że rozumiesz i nie czujesz urazy. Dbam o interesy nas wszystkich.
– Tak, rozumiem.
– Też powinnaś wziąć tę radę do siebie, królowo. Mój las, jak i cała Otchłań, nie lubią odmienności. Ta kraina ma swoje prawa i musisz je zaakceptować. Otchłań powinna czuć, że ma potężnego władcę.
– Dziękuję za radę – odpowiedziała.
Wielki drzewiec ukłonił się królowej i odszedł. Morriam poczuła bolesny smutek, myśląc o tym, że jest to jej ostatni spacer wśród drzew pięknej puszczy. Słowa drzewca, choć raniące, oddawały całą powagę sytuacji. Wszyscy w Otchłani czuli, że królowa nie jest do końca zadowolona z obowiązku spoczywającego na jej barkach.
– Powinniśmy od razu udać się do twierdzy w drugim kręgu – odezwał się Zorin, gdy tylko wyszli z gęstwiny lasu na otwartą przestrzeń mokradeł. – Im szybciej to załatwimy, tym… wcześniej będziemy mogli poważnie porozmawiać.
Spojrzała na jego minę i lekko się zaśmiała, co spowodowało jeszcze większy grymas zniechęcenia na twarzy Zorina.
– Co cię tak śmieszy? – zapytał zirytowany.
– Zorin, wybacz. – Zasłoniła usta, aby jej uśmiech już go nie drażnił. – Znów to robisz!
– Co takiego? – zapytał. – Martwię się o losy królestwa?
– Nie – zaprzeczyła – chociaż to też robisz, ale chodziło mi o to, że znów zachowujesz się jak ojciec!
– Nie zapominaj, że po części nim jestem.
Chwycił jej rękę i odsłonił twarz.
– Rozumiem – uśmiech nie znikał jej z twarzy – czujesz obowiązek wychowania mnie na dobrą królową, skoro nie miałeś szansy wychowania mnie za życia.
– Nie próbuję cię wychować – nie wytrzymał i również się uśmiechnął, chociaż bardzo próbował to ukryć – na to jest już dawno za późno!
– Zorinie – położyła rękę na jego ramieniu – w porządku. Bez ciebie nie poradziłabym sobie, dobrze o tym wiesz. Dziękuję ci za wszystko. Nawet jeśli podszyte jest to ojcowską troską.
Zorin przykrył swoją ręką zgrabną dłoń nekromantki, po czym kiwnął głową.
– Chodźmy już – ponaglił.
3 Przeszli kilka kroków piaskowej drogi, po czym Morriam uniosła rękę w bok i ścisnęła ją tak, jakby chwytała coś w powietrzu. Natychmiast w jej dłoni zmaterializował się długi drewniany kostur, a wokół niej wybuchła czarna aura i spowiła jej postać, zmieniając oczy w czarną nicość. Idąc ramię w ramię z Zorinem, uniosła przed siebie kostur i wyszeptała inkantację. Przed nimi zaczął tworzyć się poprzeczny czarny wir, który powiększał się z każdym kolejnym ich krokiem. Gdy urósł do ich rozmiaru, w środku wiru utworzyła się fioletowa kropla, która zalała portal. Morriam i Zorin zdecydowanym krokiem weszli do jego środka. Sekundę później ich nogi spoczęły na czarnym gruzowisku. Wokół nich piętrzyły się ruiny poległego miasta. Wielkie czarne kamienie – stanowiące budulec, a teraz porozrzucane – wokół których czołgały się cienie dawnych dusz, tworzyły upiorną scenerię. Nie zważając na przeszywającą ciszę, chłód i pełzających potępieńców, ruszyła w kierunku na wpół zachowanej twierdzy, która dumnie stała w środku ruin.
– Kiedy wejdę do środka, zostań z tyłu – rozkazała królowa. – Nigdy nie wiadomo, jak potoczą się negocjacje.
Zorin pokiwał głową i zwolnił kroku, aby umożliwić królowej wejście jako pierwszej i uzyskać tym samym bezpieczną odległość.
Ruszyli po schodach na górę do bram wejściowych. Tył sukni ciągnął się po stopniach, a odgłos kroków odbijał echem po pozostałościach miasta. Uniosła rękę i szybkim pchnięciem w powietrze otworzyła bramy ruin zamku. Jej oczom ukazały się pozostałości przestronnej sali audiencyjnej, pokrytej gruzami zawalonych ścian, kolumn i sklepienia. Jedynym miejscem zachowanym na tyle, aby rozpoznać komnatę, w której się znajdowała, był wyższy podest i tron spoczywający w jego centrum.
Chociaż sala tronowa wydawała się pusta, królowa czuła obecność kilku istot. Stanęła na środku i spojrzała na zgliszcza. Skupiła wzrok na jednym miejscu, w którym czuła mocną aurę, mając pewność, że właśnie tam, na tronie, siedzi przywódca buntowników.
– Nie musisz się przede mną chować – powiedziała, po czym zrobiła kilka kroków w jego stronę. – Ja i tak cię widzę, Laisarze z rodu Reifran.
– Nie taka marna z ciebie nekromantka, jak powiadają szeptacze – odrzekła postać, po czym wyłoniła się z lewej strony Morriam.
Był to nekromanta, dość młody i mało doświadczony. Szybko pochłonęła go Otchłań. Był niski, o krótkich czarnych włosach zaczesanych w bok i niesfornych kosmykach opadających mu na czoło, ubrany w czarną tunikę i dość luźne spodnie.
Po chwili wyłoniła się kolejna postać, ta, na którą królowa patrzyła od samego początku.
– Nie obrażaj imienia nekromantów, Revensie. Królowa to jedynie marna imitacja prawdziwej potęgi.
Przywódca, dobrze znany jej nekromanta, za swoich czasów był bardzo potężnym magiem, słynnym ze swojej porywczości i braku posłuszeństwa. Jego dumna postawa, zimny przeszywający wzrok i ostre rysy twarzy krzyczały wręcz do jej świadomości, że jest to godny przeciwnik. Miał długie, czarne jak kruk, proste włosy opadające na ramiona, zaś na głowie oplatające jego czoło metalowe koło, które Morriam odebrała jako znak przywództwa buntowników.
Królowa spoglądała w spokoju na przedstawienie, którym potępieńcy raczyli ją częstować. Ona była jednak przygotowana na wyzywające zagrania. Chcieli otwartego starcia, do którego Morriam nie miała zamiaru doprowadzić.
– Patrzcie, przyprowadziła tego marnego elegancika – odrzekła tym razem kobieta ujawniająca się po prawej stronie nawy. – Dobiera sobie towarzyszy godnych jej przeciętności.
Morriam nawet nie spojrzała na kobietę, silnie wpatrując się w przywódcę buntowników.
– Doprawdy kiedyś był z ciebie potężny nekromanta – powiedziała – ale nie zapominaj, że twoje panowanie w krainach skończyło się, a teraz gnijesz w Otchłani, i to pod moim panowaniem, czy ci się to podoba, czy nie.
– Nigdy! – wykrzyknął gniewnie. – Nigdy nie zaakceptuję cię na tronie! Zabrałaś koronę podstępem, wszyscy to wiemy! Skoro każdy może ją sobie przywłaszczyć, to ja chociaż odbiorę ją w należyty sposób!
– Uważaj na słowa – powiedziała poważnym tonem.
Morriam naprężyła ciało i przybliżyła do siebie kostur. Była gotowa na starcie, chociaż nadal miała nadzieję, że do tego nie dojdzie. Pojedynek mógłby dostarczyć buntownikom powodu do podjęcia zbyt pochopnych decyzji i rozpoczęcia otwartego konfliktu.
– Wiedz, że jest nas dużo, więcej, niż możesz przypuszczać. Nie uciszysz nas.
– Wszyscy, którzy śmią sprzeciwić się mojemu panowaniu, będą musieli ponieść tego konsekwencje – powiedziała z naciskiem.
Nagle ciszę przeszył straszliwy chrapliwy śmiech.
– Co ty możesz nam zrobić? – wykrzyczał. – Jesteśmy elitą wśród potępieńców! Latami zbieramy magię Otchłani. Nie jesteś w stanie nam zagrozić!
Morriam poczuła, jak jej magia zawrzała. Poczuła czarną otchłańczą moc Lorcana bardziej niż kiedykolwiek do tej pory. Jej zielona iskra energii podsycała ten wielki nieskończony kocioł, w którym kłębiła się jego moc.
– Wystarczy! – krzyknęła donośnym głosem, a jej oczy zalała ciemność. – Nikt nie będzie mnie obrażał w moim własnym królestwie!
Szybkim ruchem podniosła kostur w górę i raptownie opuściła, uderzając nim w podłogę. Wokół niej utworzyła się czarna mgła, która lekko zawirowała dookoła jej stóp. Wypowiedziała słowa inkantacji, po których z mgiełki wystrzeliły jak strzały trzy wiązki czarnej magii. Zaklęcie ugodziło dwóch potępieńców. Laisara nie trafiło, gdyż ten zawczasu zareagował. Morriam podniosła rękę w górę tak, aby Laisar widział ją przed sobą. Zacisnęła lekko pięść, a w sali uniosły się krzyki jego dwóch popleczników.
Morriam, wpatrując się w nekromantę, zacisnęła pięść mocniej. Rozległa się kolejna fala krzyków, tym razem głośniejsza.
– Jeszcze jeden ruch, a pozbawię ich magii na tyle, że zamienią się w posłuszne mi demony. Decyduj, Laisarze. Mam to zrobić?
Morriam wpatrywała się w twarde oblicze nekromanty i czekała. Była gotowa ich wysłać do trzeciego kręgu, aby ich dusze zmieniły się w potwory bez większej świadomości. Czekała jednak, chciała dać mu wybór. Chciała mu pokazać, że jest w stanie ich kontrolować, niszczyć, a przede wszystkim nimi władać.
– Puść ich – powiedział po chwili.
Morriam rozluźniła rękę i ją opuściła.
– Nie igraj ze mną, Laisarze. Twoi poplecznicy nie są w stanie mi zagrozić, a sam jeden nie odbierzesz mi władzy. Nie pozwolę ci na to.
