Ucieczka od mafii - Adriana Kowalczyk - ebook + audiobook + książka
BESTSELLER

Ucieczka od mafii ebook i audiobook

Adriana Kowalczyk

4,4

Ten tytuł dostępny jest jako synchrobook® (połączenie ebooka i audiobooka). Dzięki temu możesz naprzemiennie czytać i słuchać, kontynuując wciągającą lekturę niezależnie od okoliczności!

53 osoby interesują się tą książką

Opis

Ojciec Sofii Suteritti chce ją wydać za Leonardo Fornera. To typowe aranżowane małżeństwo mające na celu połączenie dwóch potężnych organizacji mafijnych. Dziewczyna nie chce się zgodzić, aby czekał ją taki los, i ucieka. 

Zostaje schwytana przez ludzi Ricarda Toggaziego. Mężczyzna dobrze wie, kim jest Sofia i co zaplanował jej ojciec. Gdyby wyszła za Leonardo, połączenie sił dwóch ugrupowań zagrażałoby jego imperium. Postanowił więc, że sam ją poślubi.

Jednak mimo że Ricardo jest młody i przystojny w przeciwieństwie do starego Leonardo, dziewczyna nie chce wyjść za niego za mąż. Chciałaby móc sama decydować o swojej przyszłości. Jednak Ricardo daje jej ultimatum: Albo on, albo stary Leonardo. 

Książka zawiera treści nieodpowiednie dla osób poniżej osiemnastego roku życia.                                                                                              Opis pochodzi od Wydawcy.

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 480

Audiobooka posłuchasz w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS

Czas: 13 godz. 14 min

Lektor: Agata Skórska; Adrian Rozenek

Oceny
4,4 (1480 ocen)
997
251
142
66
24
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.
Sortuj według:
carri91

Z braku laku…

Jezu, jak mnie wymęczyła ta książka. Miałam wrażenie że czytam brazylijską telenowelę. Drama goniła dramę, a główna bohaterka zachowywała się jak gimnazjalistka.
232
PolaNegrid

Całkiem niezła

Tak jakby zblendowac wszystkie motywy/sytuacje/wątki charakterystyczne dla powieści mafijnych i puścić w przyspieszeniu.... Jeśli ktoś jest nowy w temacie - możliwe, że mu się spodoba. Ja niestety przeczytałam już chyba wszystko, więc moich oczekiwań nie spełniła. Ale potencjał jakiś jest
224
Maja0904

Nie oderwiesz się od lektury

Cudowna jest cudowna
62
Zuzazuza31

Nie oderwiesz się od lektury

Zajeb...a🥰
41
elzbietaglowinska

Dobrze spędzony czas

Historia zaczęła wciągać od początku , podobał mi się styl pisarski jak na debiut . Ale od Ok 330 strony diagologi były kiepskie, a mogłobyć świetnie jednak dla mnie jest poprawnie . Styl z wattpada aż biło po oczach . Przeczytam kolejną cześć . Bo mam nadzieje ze autorka podszkoli swój styl piania .

Popularność




Copyright ©

Adriana Kowalczyk

Wydawnictwo NieZwykłe

Oświęcim 2023

Wszelkie Prawa Zastrzeżone

All rights reserved

Redakcja:

Anna Adamczyk

Korekta:

Joanna Kalinowska

Joanna Boguszewska

Maria Klimek

Redakcja techniczna:

Paulina Romanek

Przygotowanie okładki:

Paulina Klimek

Projekt ilustracji:

Marta Michniewicz

www.wydawnictwoniezwykle.pl

Numer ISBN: 978-83-8320-893-0

PROLOG

Ricardo

Osiem lat wcześniej

Tego dnia byłem nadzwyczaj pobudzony, jakby miało mnie spotkać cholerne szczęście.

Pojechałem do jednego z moich podziemnych kasyn, gdzie przebywała cała śmietanka z Nowego Jorku. Mojej działalności nie można było niczego zarzucić, ale nocami przebywało tutaj najwięcej czarnych demonów z naszego miasta.

Auto zaparkowałem przy samym wejściu, bo to było wyłącznie moje miejsce.

Wchodząc, spotkałem swoich dwóch pracowników, którym tylko skinąłem na powitanie, a na wejściu cycata brunetka podała mi moją ulubioną Hennessy.

Wypiłem duszkiem alkohol, odstawiając szklankę od razu na pobliski stolik, który był pusty. Gorycz alkoholu rozlała się po całym moim przełyku.

Wszedłem do następnego pomieszczenia, gdzie w powietrzu unosił się smród alkoholu i papierosów. Przez zasłonę z dymu nie mogłem zauważyć na początku wszystkich, ale dostrzegłem jedną marną osóbkę, która desperacko próbowała się znów odegrać.

Armando Suteritti.

Podszedłem do jego stolika, a gdy przechodziłem gracze przy innych stolikach z respektem kiwali mi głową.

– Zła passa? – zapytałem, przecierając dłonią zarost.

Armando spojrzał na mnie przekrwionymi, zapitymi oczami i zaczął coś bełkotać.

– Powtórz, bo pierdolisz jak potłuczony – wycedziłem przez zaciśnięte zęby.

– Zagraj ze mną, odegram wszystko, co straciłem i to, co jestem ci winny.

– Nie bawię się w to gówno – odpowiedziałem z lekkim poirytowaniem.

Nienawidziłem, kiedy te dupki mówiły, że się odegrają i za każdym razem chcieli mnie w to wciągnąć, jakby sądzili, że nie potrafię grać.

Lekko rozeźlony odwróciłem się z chęcią odejścia do innego stolika, ale jego impertynencki ton mnie zatrzymał.

– Jeśli wygram, to mój dług zostanie umorzony.

Nie do wiary, że ten chłop wierzył w to, że ze mną wygra, prawie się roześmiałem na cały głos.

Wszyscy zaczęli na nas zerkać i przysłuchiwać się naszej wymianie zdań, a ja wiedziałem, że niepotrzebnie wdałem się w tę dyskusję, bo jeśli bym mu odmówił, to wyszłoby na to, że się boję.

– No dobra, a jeśli ja wygram, to co wtedy? Muszę mieć jakąś zapłatę, nie sądzisz? Oliwa sprawiedliwa, panie Suteritti.

Przejechałem językiem po zębach, byłem nadzwyczaj ciekawy, co mi zaproponuje. Nastała cisza, bo co on mógł mi zaoferować, jeśli ostatnio stawał się nikim.

– Mam córkę, właśnie skończyła osiemnaście lat.

– A po co mi młoda siksa?

Teraz roześmiałem się głośno. Obok niego siedział Pietro, który coś mu tłumaczył, jakby nie podobał mu się ten pomysł.

Nienawidziłem kobiet z rodzin mafijnych, przeważnie były to rozkapryszone, rozpuszczone dziewczynki, które nie widziały niczego poza kartami kredytowymi tatusiów i czubkami własnych nosów, a w głowach miały sieczkę zamiast mózgu.

Trochę chujowy z niego ojciec, skoro chciał zastawić własną córkę. Handlował dziewczyną jak świnią na targu.

Wiedziałem, że ten gamoń nie wygra, ale zwycięstwo przy takiej stawce sprawiłoby mi sporą satysfakcję. Do życia nie była mi potrzebna żadna rozkapryszona gówniara, więc ja nic na tym bym mnie stracił. Co mi szkodzi?

– Dobra, umowa stoi. – Rozpiąłem marynarkę dosiadając się do stołu.

Krupier zaczął rozdawać karty, a ja tylko się uśmiechnąłem. Stary cap wyjdzie z jeszcze większym długiem.

ROZDZIAŁ 1

Sofia

Siedziałam przed komputerem biorąc się za wystawianie faktur, których ostatnio było coraz mniej. Dochody z firmy ojca diametralnie spadały. Fakt, tata nie utrzymywał się tylko z tej działalności, ale rokowania były coraz gorsze.

Od ekranu laptopa odciągnęło mnie mamrotanie Alice, która spała na moim łóżku. Promienie słoneczne wpadające przez okna okalały twarz mojej przyjaciółki. Wyglądała tak spokojnie, ale niestety, tylko podczas snu. W środku drzemał w niej prawdziwy diabeł. Rude, długie włosy były całe potargane, wyglądała jak wiedźma.

Mojego rudzielca poznałam, kiedy byłam nastolatką. Pewnego dnia Pietro, najbliższy pracownik mojego ojca, przyprowadził dziewczynę do domu i tak się poznałyśmy. Od razu zaczęłyśmy nadawać na tych samych falach.

Jej marny stan spowodowany był naszym wczorajszym wyjściem do nowo otwartego klubu Turbulance na Manhattanie. Ona jak zawsze wlała w siebie hektolitry drinków, które tak lubiła, a ja na całe szczęście wypiłam tylko jednego słabiutkiego drineczka, który delikatnie mnie rozluźnił. O dziwo mogłam wyjść z Alice z obstawą ochroniarzy. Dziewczyna przekonała swojego ojca, żeby porozmawiał z Armandem i poprosił o pozwolenie na moje wyjście.

Nie miałam łatwego życia, nie mogłam za bardzo wychodzić z domu, byłam trzymana pod kloszem, bo ojciec siedział w mafii i robił ciemne interesy, ale sporadycznie przystawał na odstępstwa, tylko dlatego, że Pietro jakoś go przekonywał. Czasem nienawidziłam tego, że urodziłam się w takiej rodzinie, a nie innej. Mój ojciec, cóż… Wychowywał mnie ostro, każdy mój sprzeciw albo jego zły humor skutkował tym, że dostawałam jego twardą ręką w twarz, a co gorsza – czasem potrafił mnie nawet stłuc.

Ostatnimi czasy wszystkie nasze kłótnie sprowadzały się do tego, że straszył mnie wydaniem za mężczyznę z mafijnej rodziny, od czego tak pragnęłam się uwolnić. Byłam przygotowana na to, że mogło się to stać, ale miałam w zanadrzu plan B.

Zeszłam do kuchni, żeby wziąć wodę oraz pastylki przeciwbólowe dla mojego rudzielca. Wiedziałam, że będzie jęczeć z powodu ogromnego bólu głowy. Zawsze było tak samo, jeszcze się nie nauczyła, że trzeba znać umiar.

Wchodząc, spotkałam naszą gosposię Arię, która szykowała śniadanie, jak każdego ranka, odkąd tu mieszkaliśmy. W tle leciało country, które tak uwielbiała, podczas gdy mi od tej muzyki więdły uszy.

– Hej. – Podeszłam do niej i cmoknęłam jej pulchny policzek, który całowałam każdego ranka.

– Cześć – odpowiedziała, biorąc talerzyk do ręki, i zaczęła wycierać go dokładnie ścierką. – Alice znów przesadziła? – roześmiała się wesoło.

Za każdym razem, kiedy byłyśmy na imprezie, chociaż rzadko kiedy to się zdarzało, bądź Alice u mnie nocowała, kończyło się tym samym. Zawsze rano przychodziłam po wodę i tabletki przeciwbólowe dla niej.

Podeszłam do szuflady, gdzie znajdowały się leki, i wzięłam dla dziewczyny blister. Otworzyłam dwuskrzydłową lodówkę wyciągając z niej lodowatą wodę, którą lubiła.

– Aria, mogłabyś nam przynieść śniadanie do pokoju? Nie chcę natknąć się na ojca, bo nie wiem, w jakim humorze dzisiaj przyjedzie, o ile w ogóle zjawi się w domu.

– Oczywiście, kochanie, a teraz idź, bo rudzielcowi głowa odpadnie.

Obie zaśmiałyśmy się głośno, a ja wróciłam do pokoju. Wchodząc do środka, wyczułam woń alkoholu, który ewidentnie bił od dziewczyny. Podeszłam do okna i otworzyłam je szeroko, a wtedy promienie słoneczne zaczęły razić dziewczynę.

– Ejjj! No. – Zakryła głowę poduszką. – Weź, proszę, daj mi pięć minut. Jesteś okropna!

– Wstawaj!

Podeszłam do niej, po czym ściągnęłam z niej kołdrę. Dziewczyna automatycznie się skuliła i zrzuciła poduszkę z głowy.

– Moja głowa! Auaaa – jęczała głośno, a ja tylko wzruszyłam ramionami, bo czułam się, jakbym miała déjà vu.

– Zawsze to samo. Mam dla ciebie tabletki i wodę – poinformowałam ją, a ona wtedy usiadła na łóżku i złapała się za skronie, po czym pochyliła się na chwilę, jakby ból był nie do wytrzymania.

– Moja głowa zaraz eksploduje, a każda cząstka znajdzie się tutaj, na twojej białej ścianie – powiedziała markotnie, a ja podałam jej tabletki. Wrzuciła je do ust i szybko popiła.

– Masz nauczkę! – Usiadłam na skraju łóżka, a ona spojrzała na włączonego laptopa, marszcząc przy tym brwi.

– Ty jesteś nienormalna? Twój ojciec cię tak traktuje, a ty znów mu pomagasz. – Zrugała mnie spojrzeniem.

– Wiesz, że nie mam wyjścia. Muszę… Chociaż wtedy czuję się przydatna, a tak to sama wiesz, że patrzę w cztery ściany i chyba czekam na księcia na białym rumaku.

– No rumaka to on musi mieć porządnego.

– Alice!

– Jejku, grasz taką cnotkę niewydymkę, przecież wiesz, co to jest seks! Nie udawaj świętej. To kiedy następny wypad do klubu? Może poznasz jakiegoś amanta, który skradnie ci serce.

– Taaa… Dobrze wiesz, że mój ojciec musi zaakceptować mój wybór. – Przygryzłam wargę, bo przypomniałam sobie o Christianie.

– Ech. No wiem, jak jest. – Wyślizgnęła się z łóżka i zaczęła prostować swoje filigranowe ciało. Kaskada rudych włosów opadła na jej łopatki. – To kiedy wychodzimy? – zapytała znów Alice, natychmiast się ożywiając. W jej oczach pojawiły się te diabelskie iskierki, które nie wróżyły niczego dobrego.

– Nie masz dosyć? Nie chcę, żeby twój ojciec znów prosił mojego. To jest bez sensu, naprawdę…

Kiedy szłam na imprezę z Alice, nienawidziłam tego, że zawsze byłam obserwowana przez ludzi Armanda, a informacje o każdym moim ruchu przekazywano mojemu ojcu. Czasem musiałam się zastanawiać, co mogę zrobić, a czego nie, żeby wypuścił mnie później z domu.

– No weeeeź, za tydzień są moje dwudzieste szóste urodziny. No proszę cię, jesteśmy nierozłączne, a ciebie miałoby nie być?

– Postaram się to jakoś ogarnąć, Alice.

Musiałam to załatwić i iść na jej urodziny. Ona była jedyną przyjaciółką, jaką miałam. Rozumiała mnie w stu procentach i mogłam jej wszystko powiedzieć, bo zarówno jej ojciec, jak i ona znajdowali się w tym samym półświatku co ja. Zresztą, no kto odpuściłby urodziny swojej najlepszej przyjaciółki, no kto?

– Nie jakoś ogarnąć, tylko masz być! – Alice nie ustępowała.

– Dobrze, rudzielcu – odpowiedziałam trochę zrezygnowana, bo wiedziałam, że Alice nie odpuści. Wierciłaby mi dziurę w brzuchu, dopóki bym czegoś nie wykombinowała.

Ogarnęła mnie chwilowa nostalgia, ponieważ… zdawałam sobie sprawę, że to będzie nasza ostatnia impreza. Po jej urodzinach będę realizować powoli plan ucieczki. Dałam ojcu kilka lat na poprawę, ale to nic nie dało. Tak bardzo się starałam… Nie chciałam żyć tak jak teraz. To mnie męczyło, stresowało, a czasem doprowadzało do szaleństwa.

Aria przyniosła nam śniadanie, a gdy zjadłyśmy, ruda poszła się ogarnąć. Kiedy wyszła z łazienki, wyglądała jak zwykle pięknie, nieskazitelnie, jakby wczoraj nie wypiła ani grama alkoholu.

Odprowadziłam ją do jednego z ochroniarzy mojego ojca, który miał odwieźć ją do domu. Wróciłam do swojego pokoju i z głośnym westchnieniem ponownie usiadłam do laptopa. Najgorsze było to, że ojciec nigdy nie podziękował mi za to, co dla niego robiłam. Naprawdę zawsze się starałam, pod każdym względem, ale mimo tego czułam się niepotrzebna. Udowadniał to na każdym kroku, odkąd umarła matka.

Kiedy skończyłam wystawiać faktury, weszłam na portal plotkarski, który przeglądałam dla oderwania się od rzeczywistości. Czytałam o bujnym życiu gwiazd, bo moje było po prostu nudne i nic się w nim ostatnio nie działo. Po przeczytaniu kilku artykułów oczy zaczęły mnie piec i już miałam zamiar zamknąć laptopa, ale nagle zainteresował mnie jeden nagłówek:

Ricardo Toggazi nowym właścicielem Turbulance na Manhattanie.

Kliknęłam link.

Zauważając nazwę klubu, w którym się wczoraj bawiłyśmy, postanowiłam sprawdzić, do kogo należał. Zaciekawiło mnie, kim był ten człowiek. Zakładałam, że to podstarzały mężczyzna z pokaźną sumką na koncie. Częściowo zgadłam, niejaki Toggazi to milioner, ale… w wieku trzydziestu pięciu lat. Jednak nie był podstarzałym dziadkiem, jak obstawiałam.

Nigdy nie widziano go z żadną kobietą, chronił swoją prywatność. I tu plus dla niego. Naruszanie prywatności było czymś najgorszym, sama miałam cały czas ogon i wiedziałam, jakie to męczące. Ale wisienką na torcie okazało się to, że jego ojciec był podejrzewany o handel narkotykami oraz bronią, ale zarzuty wycofano. Nigdy w domu nie słyszałam tego nazwiska, chociaż mój ojciec także handlował bronią, więc pewnie były to tylko pomówienia.

Po przeczytaniu artykułu zjechałam niżej i zobaczyłam zdjęcia mężczyzny. Fotografie nie ukazywały całej twarzy właściciela, jakby nie chciał pozować do zdjęć. Na każdym uchwycony był tylko z profilu. Czarnobrunatne, lekko zmierzwione włosy, kwadratowa szczęka, pokryta delikatnym zarostem, brak uśmiechu – wyglądał, jakby nigdy go nie doświadczył. Ubrany w garnitur bez jakiejkolwiek skazy i zagniecenia, który leżał na nim niczym druga skóra.

Z zamyślenia wyrwał mnie dźwięk telefonu. Spojrzałam na ekran i zobaczyłam numer ojca. Od razu zrobiło mi się niedobrze, ponieważ zawsze dzwonił tylko w pilnych sprawach.

– Słucham? – zapytałam lekko przestraszona.

– Dzisiaj wieczorem będziemy mieli honorowego gościa. – Zamilkł na chwilę. – Jedź na zakupy i wybierz coś ładnego. Powiedz Arii, żeby przygotowała coś, co zachwyci każde podniebienie.

– A kim jest ten honorowy gość? – zapytałam ze zdziwieniem.

W naszym domu bywało wiele osób, ale mało kiedy mogłam jeść kolację z ojcem i jakimkolwiek jego gościem. To się prawie w ogóle nie zdarzało. Zazwyczaj musiałam albo jadać w kuchni, albo w pokoju, jakbym była pracownikiem. Śmieszne, ale prawdziwe.

– Dowiesz się dzisiaj wieczorem. Do widzenia. – Rozłączył się bez tłumaczenia, nie dając mi dojść do słowa.

Zadzwoniłam do Bruna, żeby za pół godziny podstawił auto pod główne wejście. W tym czasie przebrałam się w lekką, zwiewną sukienkę. Umalowałam się delikatnie, a usta pokryłam zwykłym błyszczykiem. Swoich długich blond włosów postanowiłam nie spinać, zazwyczaj nosiłam je związane, ale kiedy wychodziłam, starałam się rozpuszczać.

Idąc do wyjścia, wstąpiłam do kuchni.

– Aria – odezwałam się, a ona odwróciła się powoli z posmutniałą miną. – Co się stało? – zapytałam nieco przestraszona.

Nasza gosposia była zawsze pogodna i uśmiechnięta. Mogłabym powiedzieć, że uśmiech nigdy nie schodził z jej lekko pomarszczonej twarzy. Po śmierci mamy to ona się mną opiekowała, a ja traktowałam ją jak drugą matkę. To Aria przytulała mnie do snu i pocieszała, kiedy płakałam, przeważnie przez ojca, a także opatrywała rany, który on mi zadawał.

– Dzisiaj odbędzie się kolacja ze starym Fornero – westchnęła.

– Właśnie wychodzę i miałam ci przekazać, żebyś przygotowała na wieczór coś dobrego, bo będziemy mieli, jak to ojciec powiedział, honorowego gościa, ale nie powiedział mi, kto to będzie. Pewnie chodzi o interesy… A ty skąd to wiesz? – zapytałam zdziwiona, ponieważ mój ojciec nie lubił się powtarzać. Wiedział, że kiedy wyda mi polecenie, to je wykonam, akurat o to nie musiał się martwić, bo byłam przez niego dobrze wyszkolona.

– Pietro mi powiedział. – Zaczęła nagle płakać.

Podeszłam do niej, kładąc swoją dłoń na jej barku.

– Aria, kochanie, powiedz mi, o co chodzi, bo nic nie rozumiem.

Jej płacz był dla mnie zagadką. Dlaczego tak nagle się rozkleiła?

– Rok temu podsłuchałam rozmowę twojego ojca i Pietra. Rozmawiali o tym, żeby poszerzyć horyzonty, a ponieważ twój ojciec ma duże problemy finansowe, to muszą…

W tym momencie wszedł Bruno i przerwał Arii. Mój ochroniarz spiorunował mnie ostrym spojrzeniem.

– Ile mam na ciebie czekać? Miałaś być za pół godziny, a minęła już prawie godzina – fuknął niezadowolony.

– Bruno, już idę. Zagadałam się z Arią. Przepraszam. – Zwróciłam się z powrotem do Arii. – Porozmawiamy później. Na pewno ta kolacja to nic złego. Ojciec chce się zapewne pokazać i dobić jakiegoś konkretnego targu, dobrze wiesz, że czasem bywam tylko porcelanową ozdobą przy jego „stole”. Do zobaczenia, kochanie.

Poszłam w stronę wyjścia. Wychodząc z kuchni, usłyszałam jedynie krótkie pożegnanie naszej gosposi.

***

Byłam w moim ulubionym butiku Malediv. Ceny nie zwalały z nóg, jak w innych ekskluzywnych sklepach na Manhattanie, gdzie czasem zabierał mnie ojciec, żeby kupić mi coś na przyjęcia, które organizował w domu i w których rzadko mogłam uczestniczyć. Czułam się tu zawsze komfortowo, dlatego że było cicho i nadzwyczaj spokojnie.

Przechadzając się po butiku, znalazłam skromną kremową sukienkę z lekko wyciętym dekoltem na cienkich na ramiączkach. Poszłam ją przymierzyć.

Przejrzałam się w lusterku – wyglądałam skromnie, tak jak lubiłam. Sukienka była wręcz do mnie dopasowana. Miałam drobną figurę, ale odziedziczyłam po mamie sporej wielkości piersi. Dziewczyny w szkole zawsze mi zazdrościły z tego powodu, ponieważ taki rozmiar piersi przy drobnej posturze był rzadko spotykany. Dla mnie one tak naprawdę czasem stanowiły balast, a najbardziej podczas biegania, które tak uwielbiałam.

Uregulowałam rachunek, a potem opuściłam butik.

Do moich uszu dotarły ciężkie odgłosy zatłoczonego Nowego Jorku. Będąc już na chodniku, odwróciłam się do Bruna, który chodził za mną jak cień.

– Poczekaj chwilę w samochodzie. Pójdę kupić sobie kawę. – Chciałam się rozbudzić, bo tego dnia byłam dziwienie otępiała. Poszłam żwawym krokiem w stronę kawiarni Mokaccino.

– Idę z tobą, jeszcze mi zwiejesz, królewno.

Dogonił mnie. Czułam jego oddech na plecach. Stanęłam, zrezygnowana. Po trzech głębszych wdechach odwróciłam się do niego z uśmiechem przyklejonym do twarzy.

– Spokojnie, Bruno. Chcę kupić tylko kawę – jęknęłam. – OBIECUJĘ, nigdzie nie zwieję. – Mój ochroniarz przyglądał mi się przez chwilę, jakby sprawdzał, czy nie kłamię.

– Sofia, tylko bez żadnych numerów – ostrzegł ostro, patrząc na mnie wzorkiem bazyliszka. Po chwili odwrócił się w stronę auta, a potem wsiadł do niego.

Szłam w tłumie szarych ludzi pędzących przed siebie. Mój telefon zaczął dzwonić. Starałam się go znaleźć w torebce, wchodząc do kawiarni. Nagle zderzyłam się z czymś twardym. Czułam, że lecę do tyłu. Wiedziałam, że upadnę i zbiję sobie tyłek z własnej głupoty, bo nie patrzyłam przed siebie, a telefon był ważniejszy.

Silne dłonie złapały mnie, ratując przed bolesnym upadkiem. Z dudniącym sercem podniosłam głowę i spojrzałam na mężczyznę, który mi pomógł. Emanował taką pewnością siebie, że aż mnie zamurowało. Oliwkowa karnacja dobrze współgrała z ciemnymi włosami, a zarost dodawał mu męskości i drapieżności. Oczy, koloru bursztynowego, mierzyły mnie surowym spojrzeniem. Miał na sobie szary garnitur, przez co zorientowałam się, że to jeden z biznesmenów, którzy przechadzali się tutaj bardzo często. W duchu jednak przyznałam, że mężczyzna był przystojny i jeśli skazywaliby za urodę, jego mogliby wsadzić na trzykrotne dożywocie.

– Przepraszam – powiedziałam łagodnym tonem.

Patrzył na moją twarz, nie wypuszczając mnie z objęć. Nie odpowiedział.

Przyjrzałam się mu dłużej. Mój mózg podpowiadał, że gdzieś go już widziałam. Ale gdzie? Po chwili mnie puścił.

– Panienko, trzeba uważać, jak się chodzi – syknął z irytacją, poprawiając swoje mankiety.

– Jeszcze raz przepraszam – powtórzyłam. – Naprawdę nie chciałam – dodałam ze skruszoną miną.

Zrobiło mi się głupio, że przez swoją niezdarność wpadłam na jakiegoś mężczyznę, a on się wściekał. No dobrze, rozumiałam, ale nie szedł z kawą i nie rozlał jej na siebie, jedynie lekko się od niego odbiłam, niczym piłeczka pingpongowa.

– Proszę nie udawać – prychnął z pogardą. – Niejedna tutaj tak na mnie „wpada”. – Jego ton był zbyt sarkastyczny.

Po tych słowach zagotowało się we mnie. Dosłownie. Facet był zbyt pewny siebie. Rozumiałam, że miał prawo być zły, ale to nie upoważniało go do tego, żeby być tak opryskliwym, zarozumialstwo stanowiło chyba jego mocną cechę.

– Niech pan mnie posłucha. Czy pan myśli, że jest pępkiem świata? Bo ja uważam, że nie. Szłam, a ktoś do mnie zadzwonił, szukałam telefonu i przypadkiem na pana wpadłam. Wiem, że to moja wina, no ale bez przesady. – W moim tonie dało się już usłyszeć nutę złości.

– Myślisz, że ci uwierzę? – rzucił z sarkastycznym uśmiechem.

– Niczego nie muszę panu tłumaczyć. To był przypadek i koniec – powiedziałam nieco głośniej. – Przeprosiłam i żałuję, to chyba wystarczy?

Nastała chwilowa cisza. Mierzył mnie wzrokiem, ale ja nie zamierzałam ugiąć się pod jego spojrzeniem. Patrzyłam w oczy, które tak mnie zaintrygowały. Nie mogłam przegrać tej bitwy. Nie byłam słaba. Nie w starciu z takim zarozumiałym bufonem. Ego miał chyba większe niż jaja.

– Rozmowę uważam za zakończoną. Do widzenia – powiedziałam już spokojniej.

Po tych słowach chciałam się odwrócić. Nie miałam zamiaru z nim dyskutować. Już nawet odechciało mi się kawy, bo ta sytuacja rozbudziła mnie do granic możliwości. Kiedy się odwróciłam, odezwał się do mnie:

– Nie pogrywaj ze mną.

Zwróciłam się ponownie ku niemu, a następnie posłałam mu ostrzegawcze spojrzenie. Co za arogancki facet. Wrrrrr. Złapał mnie za ramię, a ja wiedziałam, że na zbyt dużo sobie w tamtym momencie pozwolił. Strzepnęłam jego dłoń, podczas gdy on nachylił się w moją stronę. Poczułam zapach mocnych perfum, które drażniły nos, aż prawie kichnęłam.

– Może ci uwierzę, że był to przypadek, ale za te pyskówki powinnaś zapłacić, bo nikt ze mną nie dyskutuje.

Musiałam się zmitygować i nie walnąć go w krocze, bo jego zachowanie wyprowadzało mnie z równowagi. Co on sobie myślał i za kogo się uważał?

– A to kim ty jesteś? Królem Lwem? – Uniosłam brew.

Spojrzał w stronę ulicy, przez co mogłam zobaczyć jego profil i wtedy coś do mnie dotarło. Przecież to był ten mężczyzna ze zdjęć, które dzisiaj oglądałam. Król Lew Ricardo Toggazi. Jego zachowanie doprowadziło mnie do pasji. Co za bezczelny typek. Odwróciłam się, by odejść.

Wpadłam wprost na Bruna. Jeszcze on był mi tu potrzebny.

– Panienko Suteritti, czy wszystko w porządku?

Widziałam, że Bruno przyglądał się Ricardo z przerażeniem. Czego tu się bać? Aroganckiego typka? Właściciela klubu?

– Tak, w jak najlepszym. Panu się coś pomyliło, ale już wszystko sobie wyjaśniliśmy – odpowiedziałam z teatralnym uśmiechem.

Złapałam Bruna za ramię i pociągnęłam za sobą, zostawiając Toggaziego. Znajdowałam się już przy aucie, ale diabeł mnie kusił, żebym się odwróciła. Chciałam zobaczyć tego zuchwałego mężczyznę. Pomimo że był arogancki, miał w sobie jakiś cholerny magnes, który przyciągał. Wyglądał na zamyślonego, lecz przyglądał mi się chłodnym wzrokiem. Niewiele myśląc, pokazałam mu środkowy palec. Uśmiechnęłam się wtedy tak jak nigdy w życiu. Bruno wepchnął mnie szybko do auta. Spojrzałam w tylną szybę. Widziałam, że gnojek szedł w stronę naszego samochodu z kamienną twarzą, która trochę mnie przeraziła.

– Bruno, spieprzajmy stąd, bo zaraz nas wyciągnie z tego auta. Chyba uraziłam czyjeś ego. – Zaczęłam się śmiać.

Moje zachowanie było w tamtym momencie prostackie, ale nie mogłam się powstrzymać. Pierwszy raz zachowałam się tak bezczelnie. Pan Toggazi myślał, że każda kobieta na niego leci. Był przystojny, ale zbyt pewny siebie.

– Popierdoliło cię? Czy ty wiesz, kto to jest?! – krzyczał zdenerwowany.

Bruno nigdy nie reagował tak agresywnie. Szybko odjechał z piskiem opon, aż wgniotło mnie w fotel.

– Wiem, kto to jest. Wielki Ricardo Toggazi, milioner i z tego, co wiem, właściciel nowo otwartego klubu na Manhattanie – prychnęłam. – Wielka gwiazdka Nowego Jorku.

Nie lubiłam osób, które myślały, że skoro mają pieniądze, to są pępkiem świata. Zawsze unikałam takich osób, pomimo że pochodziłam z zamożnej rodziny.

– Sofia, obyś nie narobiła sobie kłopotów. Te wszystkie jego kluby i inne firmy to przykrywka. Młody Toggazi trzęsie połową Nowego Jorku. Handluje bronią oraz przemyca ogromne ilości kokainy, a kiedy potrzeba, zabija bez skrupułów i z zimną krwią. Mówią, że zawsze dostaje to, czego chce, i oby uszło ci to na sucho, bo taka zniewaga może się źle dla ciebie skończyć – powiedział to wszystko na jednym wdechu, a po chwili jego twarz zamieniła się w kamienny posąg. Wiedział, że za dużo powiedział. I ja też o tym wiedziałam.

Po jego słowach obleciał mnie strach. Cholera, przesadziłam. Ten pieprzony diabełek, który wtedy siedział mi na ramieniu, musiał zostać natychmiast przegoniony. Wracaliśmy do domu w niekomfortowej ciszy. Bruno myślał nad czymś intensywnie prowadząc w skupieniu auto, a ja po dłuższym czasie wyciągnęłam telefon, by zobaczyć, kto do mnie dzwonił. To przez tę osobę wpadłam na Toggaziego.

– Alice – mruknęłam pod nosem.

Już po dwóch sygnałach usłyszałam jej głos.

– Halo, halo, myślałam, że coś się stało, bo zawsze odbierasz od swojej najlepszej przyjaciółeczki. – Po tych słowach już wiedziałam, że czegoś ode mnie chciała.

– Przepraszam, kiedy do mnie dzwoniłaś, zaczęłam szukać telefonu, a przez to wpadłam na jakiegoś mężczyznę. Przypadkiem. – Nie zamierzałam w tym momencie opowiadać Alice całej historii, bo obok mnie siedział Bruno i podsłuchiwał, a ja nie chciałam ujawniać całej naszej konwersacji.

– Pojedziemy jutro po jakąś kreacje na moje urodziny? – zapytała piskliwym, radosnym tonem.

– Alice, mam dosyć ubrań. Nie będę wydawać pieniędzy, bo całą szafę mam wypchaną ciuchami. – Zaczęłam się śmiać.

– Sofia, proszę cię, chociaż raz daj mi się ubrać. Wiesz, że są moje urodziny, a solenizantce się nie odmawia. – Jej ton mieszał się ze smutkiem. Ja już dobrze znałam ten jej głos. Chciała wzbudzić we mnie poczucie winy.

– W porządku, zgadzam się. – Wykończy mnie kiedyś ten rudzielec.

– Jesteś moją najlepszą przyjaciółką! Wiesz o tym, prawda? – oznajmiła ze szczerym śmiechem.

ROZDZIAŁ 2

Sofia

Bruno dziwnie mi się przyglądał we wstecznym lusterku, jakbym miała coś na twarzy. Mój osobisty ochroniarz był w wieku czterdziestu lat, bardzo doświadczony i lojalny wobec mojego ojca. Jego ciemne włosy ostatnio zaczęły lekko siwieć, pewnie ze względu na stres, jaki przechodził w pracy, bo mój ojciec od pewnego czasu był tykającą bombą. Nie mogłam na niego narzekać, czasem dało się z nim pogadać, ale tylko wtedy, kiedy miał dobry humor, a gdyby zaszła taka potrzeba, zapewne wskoczyłby za mną w ogień.

Zakończyłam rozmowę z rudzielcem, bo jeszcze nawijała mi o głupotach, jakbyśmy się nie widziały z dwa tygodnie.

Zbliżała się kolacja, która miała odbyć się z niejakim Fornero. Wskoczyłam jeszcze pod prysznic, żeby się odświeżyć, ale do szykowania zbytnio się nie przykładałam. Lekko wytuszowałam rzęsy i nałożyłam podkład na policzki, które niestety miały tendencję do zaczerwieniania się. Zdawałam sobie sprawę z tego, że będę zasypiać na tej kolacji, jak zawsze, kiedy musiałam się na takich zjawiać.

Miałam trochę czasu, usiadłam przed laptopem, a potem włączyłam ten cholerny portal plotkarski. Chciałam jeszcze raz przyjrzeć się zdjęciom tego bufona. O dziwo, gdy otworzyłam stronę główną, wyświetliły się przeprosiny dla Toggaziego za wykorzystanie wizerunku bez jego zgody, a artykuł o nim zniknął, jakby nigdy nie pojawił się na stronie. Teraz zdawałam sobie sprawę dlaczego… I wtedy aż ścisnęło mnie w żołądku, na myśl o tym, że przesadziłam i to konkretnie z tym paluchem. Ludzie z mafii byli nieobliczalni, tak naprawdę mógłby mi wpakować kulkę w głowę i nawet nie mrugnąłby przy tym okiem.

W drzwiach nagle pojawiła się Aria, która miała posępną minę.

– Kochanie, już czas. Twój ojciec prosi, żebyś zeszła na dół, bo czeka na ciebie z gościem – oznajmiła ze smutkiem.

– Już idę – westchnęłam głośno, a Aria zniknęła za drzwiami.

Nienawidziłam kolacji z mafijnymi koleżkami ojca. On wtedy tylko pokazywał sztuczne zainteresowanie moją osobą, jakby chciał pokazać, jaką jesteśmy wspaniałą rodziną, a ja niestety zawsze też musiałam udawać. Raz mu się sprzeciwiłam, przez co potem tak dostałam, że dwa dni leżałam w łóżku z bólem żeber. Od tamtej pory nie odważyłam się zrobić tego ponownie.

Idąc na dół, uśmiechnęłam się słabo pod nosem, bo wiedziałam, że moje dni w tym domu były policzone, aż ogarnęła mnie na chwilę euforia, która została stłumiona, kiedy spojrzałam na ojca, a potem na tego jego honorowego gościa. Mężczyzna był na pewno starszy od mojego taty. Na jego smukłej twarzy widniały już spore zmarszczki, które bardzo rzucały się w oczy. Długie, siwe włosy miał związane w kucyk. Ubrany w nienagannie skrojony granatowy garnitur, zresztą tak jak mój ojciec. Mężczyźni zauważyli mnie w tym samym momencie, bo ich spojrzenia wylądowały na mnie równocześnie. Od razu poczułam niechęć do starca, który stał obok ojca i patrzył na mnie z krzywym, a zarazem pożądliwym uśmieszkiem, jakby chciał mnie całą pożreć. Ten starzec mógłby być moim ojcem, a nawet dziadkiem przy dobrych wiatrach. Podeszłam do nich z wymuszonym uśmiechem, a mój ojciec odezwał się jako pierwszy.

– Leonardo, to moja piękna córka Sofia – powiedział z zachwytem.

To bolało, wolałabym prawdziwą pogardę niż udawanie, jakiego doświadczałam ze strony ojca. Facet wyciągnął do mnie rękę i zbliżył się tak, że naruszył moją przestrzeń osobistą. Coś mnie odrzuciło od tego mężczyzny, to jego przeszywające, mroczne spojrzenie. Oglądał mnie od góry do dołu, jakbym była trofeum i eksponatem do oceniania. Zaczęłam się go bać, ale co mogło mi grozić we własnym domu? Robiąc krok do tyłu, wyciągnęłam rękę.

– Sofia Suteritti – odpowiedziałam cichym, lecz spokojnym głosem.

Nie chciałam, żeby myślał, że się go w jakikolwiek sposób bałam. Spojrzałam na niego z uniesioną głową i prostą postawą.

– Jesteś piękniejsza niż na zdjęciu, które pokazywał twój ojciec – zamruczał niskim gardłowym głosem.

Mój ojciec pokazywał mu moje zdjęcia? Ale dlaczego? Nie, nie, nie, on chyba nie chciał… Chyba nie chciał, zrobić tego, czym zawsze mi groził? Jeszcze z takim starcem, który ledwo co chodził. Chciał mnie poświęcić dla lepszych wpływów i kontaktów? Żółć momentalnie podeszła mi do gardła.

– Przepraszam, muszę skorzystać z toalety, zaraz do was dołączę. – Wymusiłam uśmiech.

Faceci skinęli, a ja odeszłam. Wpadłam do łazienki niczym łania uciekająca przed lwem. Spojrzałam w lustro, byłam blada jak ściana. Kiedy pomyślałam o starym Fornero, żółć znów podeszła ze zdwojoną siłą. Szybko zwymiotowałam. Po kilku minutach się ogarnęłam i uspokoiłam. Musiałam stawić czoła temu wszystkiemu.

Wyszłam z łazienki i poszłam prosto do jadalni. Musiałam pokazać, że się ich nie bałam.

Będę musiała uciekać szybciej, niż myślałam.

Weszłam, a wtedy nastała głucha cisza. Przy stole siedział jeszcze Pietro, którego wcześniej nie widziałam. Patrzył na mnie obojętnie, lecz w jego oczach widziałam smutek. To jedyna osoba z ludzi mojego ojca, która miała odrobinę serca. Czyżby wiedział, co ojciec kombinował? Nie, to nie mogła być prawda, chyba miałam paranoję. Mój ojciec nie był takim draniem, żeby mi to zrobić.

Zasiadłam przy naszym wielkim stole, obok ojca. Podano do stołu, a on wręcz uginał się od przystawek, jakby to była impreza na kilkanaście osób. Ojciec tym wszystkich chciał zadowolić jedną osobę, na którą patrzyłam z dystansem. Nie mogłam nic przełknąć, ponieważ tak bardzo było mi niedobrze. Złapałam jedynie kieliszek wina i opróżniłam go jednym haustem.

– Sofia – zaczął ojciec łagodnym tonem. – Czy kolacja ci nie smakuje? – Spojrzał na mnie z troską.

Coś tu było nie tak. Zaczęłam się denerwować, a moje dłonie niemiłosiernie się pociły.

– Armando, może przedstawisz swojej córce nasze plany – powiedział z ekscytacją starszy mężczyzna.

– Sofia, na moim spotkaniu z Leonardo zdecydowaliśmy o naszej wspólnej przyszłości. Musimy rozwijać i poszerzać horyzonty. Żeby do tego doszło, musimy połączyć rodziny – wygłosił dumnie, a zarazem poważnie ojciec.

– Tato, proszę, tylko nie mów, że chcesz… – Zacisnęłam dłonie pod stołem. Żołądek znowu podszedł mi do gardła.

– Tak, wyjdziesz za Leonarda. Sofia, mój przyjaciel będzie dla ciebie idealnym mężem. Zapewni ci wszystko, czego tylko zapragniesz, a nasza sytuacja także się poprawi. Córeczko, musisz to zrobić, musisz pomóc rodzinie – mówił władczym, lecz spokojnym głosem.

– Tato! Proszę, nie rób mi tego. Chcę wyjść za mąż z miłości, a nie dla korzyści! Proszę, powiedz, że to nieprawda. – W moich oczach pojawiły się łzy.

– Przykro mi. Decyzja została podjęta – rzucił, tak jakby moje zdanie wcale się nie liczyło. Bo tak właśnie było.

– Nie możesz mi tego zrobić! Tato, proszę, powiedz, że żartujesz, jeszcze możesz zmienić decyzję, możemy być normalną rodziną.

– Dziewczyno, całe szczęście, że za dwa tygodnie będziesz już żoną Leonarda i nie będę musiał znosić twoich humorków. Mąż na pewno nie będzie tolerować takich wybuchów złości z głupich przyczyn. Więc szykuj się. Zostały ci ostatnie dwa tygodnie w tym domu. – Na jego twarzy zagościł triumfalny uśmiech.

– Mama przewraca się teraz w grobie. Kto to widział, żeby sprzedać własną córkę jakiemuś obrzydliwemu gangsterowi, który zaraz się rozpadnie, a gdyby mógł, to pewnie wpakowałby ci kulkę w łeb. – Płakałam z bezradności.

Targały mną emocje nie do opisania. W jednej chwili wstałam, a zaraz za mną mój ojciec i Leonardo. Armando automatycznie podniósł rękę i uderzył mnie prosto w twarz. Policzek mocno mnie piekł, aż się skrzywiłam. To był dla mnie cios poniżej pasa. W oczach ojca widziałam furię, która nie wróżyła niczego dobrego. Chciał mnie złapać i zapewne stłuc, ale ja szybko zaczęłam uciekać do swojego pokoju. W tle słyszałam tylko, jak Pietro uspakajał ojca i mówił, żeby dać mi czas i przestrzeń.

Wbiegłam na górę, a zaraz wpadłam do siebie, zamykając drzwi na klucz. Podeszłam do łóżka i usiadłam przed nim z bagażem emocji, które niszczyły mnie od środka. Gdyby żyła moja matka, nie pozwoliłaby na to.

Zmarła, gdy miałam dziewięć lat. Byłam z nią na spacerze w Central Parku, podjechał do nas czarny SUV, z którego zaczęli do nas strzelać. Moja matka osłoniła mnie własnym ciałem, a po chwili osunęła się na ziemię i więcej się nie poruszyła. Kiedy byłam starsza, domyśliłam się, że zginęła przez porachunki mojego ojca, ale nigdy nie dowiedziałam się niczego konkretnego, nawet nie chciałabym tego wiedzieć. Mój ojciec lubił się narażać, czasem wydawało mi się, że nie zważał na konsekwencje. Zachowywał się jak szaleniec. Był bardzo wybuchowy i zbyt mściwy. Cholerny czar prysł. Wcześniej liczyłam na to, że się zmieni, ale w tamtej chwili nie miałam już ojca. Zostałam sama. Nie było we mnie już ani krzty poczucia winy z powodu planowanej ucieczki.

Wszystko przygotowywałam od dłuższego czasu. Posiadałam własne konto, na które ojciec przelewał mi co miesiąc na drobne wydatki. Widziałam, że ostatnio przelewał mniejsze kwoty, jakby naprawdę miał kłopoty. Zdawałam sobie sprawę, że te pieniądze pomogą mi się od niego wyrwać i żyć spokojnie. Planowałam iść do pracy, założyć rodzinę, trzymać się z dala od tego syfu.

Nie byłam skora do picia, ale to, co się wydarzyło, złamało mnie. Wzięłam butelkę whiskey, która leżała pod łóżkiem. Alice ostatnio ją przyniosła, bo stwierdziła, że będzie pić po imprezie, ale zasnęła, jak tylko wróciłyśmy, a ja schowałam butelkę pod łóżko.

Siedziałam tak dobre trzy godziny, piłam, płakałam i tak na przemian. Obwiniałam Boga o to, że znalazłam się w takiej rodzinie, z takim ojcem, czym sobie na to zasłużyłam. Nie wypiłam nawet połowy butelki, a już byłam lekko wstawiona, przez co było jeszcze gorzej, bo brało mnie na większe żale.

Wzięłam telefon i zadzwoniłam do przyjaciółki, która po chwili odebrała, jakby trzymała telefon w dłoni.

– Hej! – krzyknęła, a w tle słyszałam głośną muzykę. – Co się stało, że dzwonisz o tak późnej porze? – zapytała spokojnie.

– Gdzie jesteś? – odezwałam się ze smutkiem.

– W tym nowym klubie, w którym ostatnio byłyśmy. Spotkałam Jacka i Nadię, którzy mi towarzyszą. Słuchaaaj, stara, wiesz, jakie tu chodzą gorące towary? Oczywiście Nadia zamieniła się w ciebie, bo nic nie pije jak ty – wytknęła, ale słyszałam, że była lekko wstawiona.

– Będę tam za godzinę. Zadzwoń po naszego taksówkarza i powiedz mu, żeby przyjechał tam, gdzie zawsze. Okej?

Kilka lat temu z Alice zrobiłyśmy małą dziurę w ogrodzeniu za dużym klonem. Rósł, odkąd pamiętałam, a żadna kamera tam nie sięgała. Czasem, gdy zostawała u mnie na noc, to się wymykałyśmy i chodziliśmy po mieście albo jeździłyśmy taksówką, tak po prostu. Było to ryzykowne, ale czasem potrzebowałam odrobiny adrenaliny w swoim prawie całkiem nudnym życiu.

– Hej, hej. Czekaj, coś się stało? Od kiedy jesteś taka chętna? Twój ojciec znów coś odjebał? – wyraziła oburzenie.

Alice wiedziała o każdym wybryku mojego ojca, wspierała mnie, bo nic innego nie mogła zrobić, nic.

– Powiem ci o wszystkim, jak się spotkamy. To nie rozmowa na telefon. – Przełknęłam gorzkie łzy. – Zadzwoń do taksówkarza, a ja spróbuję się wymknąć.

– Okej, czekam.

Rozłączyła się, a ja po cichu otworzyłam drzwi i wyszłam na korytarz. Spotkanie panów pewnie już się skończyło, ale musiałam to dokładnie sprawdzić. W domu panowała cisza, podeszłam do pokoju ojca i przyłożyłam ucho do drzwi. Spał, pewnie się napił, bo chrapał, a zawsze kiedy przesadził, tak to się kończyło.

Rozpuściłam tylko swoje włosy, spryskałam się perfumami i zarzuciłam na plecy ramoneskę. Spojrzałam na siebie w lusterku i stwierdziłam, że wyglądałam jak siedem cholernych nieszczęść. Jeśli selekcjoner mnie zauważy w takim stanie, to nawet mnie nie wpuści. Poprawiłam makijaż, a usta dodatkowo przejechałam wiśniową szminką. Czarne buty na słupku wzięłam w dłoń, bo ktoś na pewno usłyszałby ich stukot.

Zeszłam po cichu do kuchni, ale do moich uszu dotarły cholerne głosy ludzi mojego ojca. Szybko schowałam się za wyspę kuchenną z nadzieją, że nikt mnie nie nakryje. Serce łomotało mi jak szalone. Słyszałam Setha i Elijaha. Zapewne robili nocny obchód po domu. Kiedy się oddalili, wyszłam tylnymi drzwiami, które znajdowały się w kuchni. Skradałam się po ogrodzie, omijając kamery. Dobrze wiedziałam, gdzie były usytuowane i w którą stronę skierowane. Dlatego wiedziałam, że klon leży w martwym punkcie.

Przeszłam przez dziurę w płocie. Chwilę szłam małym laskiem. Taksówkarz już czekał na mnie w naszym stałym miejscu. Wsiadłam do żółtego auta i poprosiłam siwego mężczyznę, żeby zawiózł mnie do Turbulence na Manhattanie.