Uzyskaj dostęp do tej i ponad 250000 książek od 14,99 zł miesięcznie
Kroczysz przez życie, szukając tego jedynego.
Tymczasem los zsyła ci go po śmierci.
Balansujące między doczesnością a zaświatami.
Nieprzewidywalne, refleksyjne i wciągające romantasy.
Trzy wyspy, trzy półsłońca, trzy księżyce. Tryjon.
Przerażający świat po drugiej stronie, gdzie śmierć to część życia,
która przypomina oddech, tyle że bardzo długi. Chcesz się stamtąd wydostać?
Musisz okazać skruchę, szczerze pożałować tego,
co zrobiłaś, a nade wszystko mówić prawdę.
Przygotuj się na mroczną, ale dającą nadzieję podróż, i pamiętaj:
wędrówka jest ciężka, gdy nie wiesz, dokąd zmierzasz.
Ważne jednak, z kim idziesz, a nie dokąd podążasz.
Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:
Liczba stron: 307
Rok wydania: 2025
Audiobooka posłuchasz w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:
Mojemu drogiemu Tacie.
I wszystkim, którzy lękają się tego,
co czeka ich po śmierci.
PLAYLISTA
Jack Garratt – Surprise Yourself
DKA – Jakby to było
Eivør – Undo Your Mind
E.S. Posthumus – Ebla
Little Dragon – Twice
Lykke Li – No Rest For The Wicked
M83 – Wait
U2 – Stuck In A Moment You Can’t Get Out Of
Damian Ukeje – Film
Fever Ray – If I Had A Heart
2 Plus 1 – Wielki Mały Człowiek
Adele – Hello
BANKS – Brain
E.S. Posthumus – Pompeii
Mozart – Lacrimosa
Soko – We Might Be Dead By Tomorrow
Spotify:
YouTube:
PROLOG
Każdy zastanawia się czasem, co się z nim stanie po śmierci. Czy to, w jaki sposób żył, kim był, jak traktował innych, jakie decyzje podejmował, będzie miało wpływ na to, dokąd trafi, kiedy wyda z siebie ostatnie tchnienie?
Gdy spytasz umierającą osobę, czego żałuje najbardziej, w odpowiedzi usłyszysz:
„Żałuję, że nie miałam odwagi spełniać marzeń”.
„Żałuję, że zbyt wiele uwagi poświęcałam nauce i pracy”.
„Żałuję, że za mało czasu przeznaczałam dla bliskich”.
„Żałuję, że za rzadko pozwalałam sobie na bycie szczęśliwą”.
„Żałuję, że wstydziłam się swoich uczuć i nie okazywałam emocji”.
Choć na pierwsze cztery żale można w porę znaleźć lekarstwo i uświadomić sobie (póki jest się młodym), czego pragnie się od życia, tak z ostatnim nie będzie już tak łatwo, bo emocji nie da się w pełni kontrolować. Życie jest nieprzewidywalne, pełne zawiłych ścieżek i nieprzetartych dróg, emocje zaś stanowią drogowskaz, który pomaga nam obrać właściwy kierunek. Jedyne, co musimy zrobić, to je usłyszeć, zrozumieć i uwolnić.
W pogoni za codziennością często nie rozpoznajemy samych siebie. Nie lubimy tracić nad sobą kontroli, karcimy się za wybuchy złości, potępiamy za lękliwość, wstydzimy się smutku, milczenia lub zbyt pochopnie wypowiedzianych słów. Wypieramy niewygodne dla nas emocje, bo tak nas nauczono.
Pytanie tylko, kim byśmy się stali, gdyby ich zabrakło?
Nasza osobowość to glina, emocje to woda. Woda stanowi spoiwo dla gliny, sprawia, że dzięki niej budulec staje się plastyczny i ułatwia formowanie trwałych przedmiotów. Wypierając emocje, pozbawiamy się spoiwa, dzięki któremu jesteśmy całością. Im mniej wody, tym glina staje się mniej podatna na formowanie, aż w końcu kruszeje i się rozpada – na dwa, trzy, a może nawet więcej kawałków.
W przypadku Mili było ich pięć.
Pięć niezależnych od niej części, pięć masek, pięć osobowości, które swoimi czynami dopuściły się zbrodni i zesłały Milę do Tryjonu, na Wyspę Potępionych.
INNA
Wycofana, cicha, nadwrażliwa – taka właśnie była Mila od najmłodszych lat. Jej ojciec zmarł, kiedy była dzieckiem, matka często zaglądała do butelki. Gdyby nie pomoc babci, Mila chodziłaby brudna i głodna. To babcia zastępowała jej matkę, tuliła do snu, czytała książeczki, które wypożyczały w osiedlowej bibliotece. Dzięki niej Mila poznała baśniowe światy, w których mogła być, kim dusza zapragnie.
Mila szybko nauczyła się czytać samodzielnie, a gdy cudze opowieści przestały jej wystarczać, zaczęła pisać opowiadania. W domu, w szkole, w autobusie nie rozstawała się z notesem i długopisem. Wszystkie utwory pisała w pierwszej osobie. Pisząc, mogła być, kim chciała.
Rzadko bywała tu i teraz. Często zatrzymywała wzrok w jednym punkcie i odpływała myślami. Jej życie przypominało ciąg przerywanych zdarzeń. Traciła kontakt z rzeczywistością, by po dłuższym czasie ocknąć się w innym, często nieznanym miejscu. Zdarzało się, że zaczynała pisać opowiadanie, zasypiała, a po przebudzeniu orientowała się, że ktoś inny dokończył je za nią. Bywały poranki, podczas których docierało do niej, że nie pamięta, kiedy położyła się spać. Często zaczepiały ją osoby, których nie znała, przywoływały zdarzenia, których nie kojarzyła. Koledzy ze szkoły uważali ją za dziwaczkę, wyśmiewali jej nieobecne spojrzenie, kpili z jej wrażliwości i zaników pamięci.
Pewnego dnia po szkole wsiadła do autobusu, ale zamiast w domu ocknęła się w galerii handlowej. I płaciła gotówką za buty.
– Złotówka reszty. – Sprzedawczyni położyła monetę na tacce.
Mili zrobiło się słabo. Znajdowała się w obcym miejscu, co gorsza, nie miała pojęcia, jak tam trafiła. Zerknęła na zegarek na kasie fiskalnej. Osiemnasta dwadzieścia trzy. Pamiętała, że autobus odjechał spod szkoły o piętnastej dziesięć. Nie miała pojęcia, gdzie podziały się dwie ostatnie godziny jej życia.
Złotówka zabłyszczała w świetle lamp.
„Aż się prosi, żeby ją wsunąć umarłemu do ust”, pomyślała Mila. Starała się sobie przypomnieć, w jaki sposób znalazła się w salonie obuwniczym. Ostatnim, co kojarzyła, był fragment książki, którą zaczęła czytać w autobusie:
W dawnych czasach monet używano jako talizmanów, które miały odstraszać złe duchy. Poganie wierzyli, że po śmierci, wraz z ostatnim wydechem, dusza opuszcza ciało przez usta i wędruje do innego miejsca. Analogicznie, tą samą drogą może powrócić do świata żywych. Dziś taki powrót nazwalibyśmy cudem – chrześcijańskim zmartwychwstaniem, medycznym fenomenem; kiedyś jednak wzbudziłby on grozę i wywołał panikę. W usta zmarłych wkładano zatem monety, aby uniemożliwić duszy powrót do ciała.
– Te platformy mają roczną gwarancję. Paragon włożyłam do torby. – Z zamyślenia wyrwał ją głos sprzedawczyni.
– Platformy? – Mila podniosła na nią ciemne oczy.
Młoda kobieta przesunęła w jej stronę reklamówkę z butami, jakby obawiała się, że klientka zaraz się rozmyśli.
– Najmodniejsze w tym sezonie. Obcas ma jedenaście centymetrów – dodała ze sztucznym uśmiechem. – Najlepszej jakości, naturalna skóra, szyte mocnymi nićmi. Powinny posłużyć kilka lat – zapewniła.
Mila powoli wzięła torbę, czując, jak po całym jej ciele rozchodzi się fala gorąca. Zdarzało jej się tracić poczucie rzeczywistości, nigdy jednak nie robiła w tym stanie zakupów. I dlaczego wybrała akurat buty na obcasie, w których nie uszłaby dalej niż parę metrów? Zajrzała do reklamówki i wyciągnęła paragon. Ręka jej zadrżała.
– Trzysta dziewięćdziesiąt dziewięć złotych? – wydusiła przez zaciśnięte gardło. To była jedna trzecia oszczędności.
– Ten model normalnie kosztuje czterysta sześćdziesiąt – wyjaśniła sprzedawczyni. – Teraz mamy na niego promocję – nadmieniła.
– Czy może nas pani wreszcie obsłużyć? – odezwał się ktoś z tyłu.
Mila wzdrygnęła się na dźwięk chrapliwego głosu, który rozbrzmiał za jej plecami.
– Oczywiście. – Ekspedientka uniosła kąciki ust w nerwowym uśmiechu i przeniosła wzrok na następną osobę w kolejce, ignorując Milę. – Czy mogę do butów zaproponować pani wkładki antybakteryjne?
Z łomoczącym sercem Mila odeszła od kasy i usiadła na pufie. Czuła, że robi jej się słabo. Wszystko wokół niej zaczęło wirować. Regały przybrały monstrualne formy – rosły, wydłużały się i krzywiły niczym topniejące zegary Dalego. Przybliżały się do niej, zagarniając przestrzeń, a wraz z nią powietrze.
Wzięła głęboki oddech.
Było jej potwornie gorąco.
Odłożyła reklamówkę, zdjęła torbę z ramienia i zaczęła się rozbierać: szalik, kurtka, bluza. Ramiona pokryły się gęsią skórką, mimo to miała wrażenie, że zaraz stopnieje jak pryzma śniegu na słońcu, a wówczas pozostanie po niej tylko mokra plama, która wyschnie i zniknie bezpowrotnie.
Niespodziewanie poczuła na ręce lodowaty dotyk. Podniosła wzrok i ujrzała trupią twarz ojca, który nachylał się nad nią, prześwietlając ją oczami bez źrenic. W jego zaciśniętych, zsiniałych ustach błysnęła moneta.
– Musisz wziąć się w garść – powiedział.
Pieniądz wypadł mu spomiędzy warg, brzęknął o podłogę i poturlał pod regał. Zanim zdążył zniknąć w ciemnej szparze, Mila zdołała dostrzec na nim sierp księżyca.
– Nie pozwól, by zawładnął tobą lęk. – Kwaśny oddech ojca sprawił, że poczuła mdłości.
Wpatrywała się w niego wystraszona. Znała jego twarz jedynie ze zdjęcia, które dawno temu znalazła w pokoju matki, pod stertą nieużywanej pościeli. Miał na nim ziemistą skórę i smutne spojrzenie, jednak nie wyglądał tak przerażająco jak teraz.
Nic dziwnego, przecież nie żył od kilkunastu lat.
„Zniknąć to nie taka straszna rzecz”, podpowiedział jej wewnętrzny głos.
Próbowała wstać, pragnęła uciec jak najdalej, ale ciało odmawiało jej posłuszeństwa. Mięśnie miała zwiotczałe, skórę pozbawioną czucia.
– Uspokój się. Pozostań sobą. – Kościste palce ojca zacisnęły się na jej ramieniu.
Podświadomość Mili uniosła się jednak jak balon z helem. Lekko i powoli, jakby z sekundy na sekundę grawitacja zanikała coraz bardziej. Silna dłoń ojca opadła jej na ramię, nie pozwalając jej odejść z tego świata.
„Nie chcę tu być, boję się”, pomyślała i znów wzleciała do góry.
– Zostawcie ją! – zagrzmiał ojciec. Ściągnął ją z powrotem.
Coś niestety sprawiło, że ponownie oderwała się od ziemi.
Dwie niewidzialne siły mocowały się, ciągnąc ją raz w górę, raz w dół, a ona nie mogła ich powstrzymać. Zupełnie straciła władzę nad ciałem.
Łapczywie zaczerpnęła powietrza, w oczach ukazały się białka. Mila runęła na podłogę i zapadła się w ciemność.
Ocknęła się dwa tygodnie później, kiedy z markerem w dłoni wpatrywała się we wzór chemiczny widniejący na szkolnej tablicy. W klasie panowała grobowa cisza, podczas gdy młoda nauczycielka z wyrazem konsternacji na twarzy skrolowała zapiski na tablecie:
– Cóż… – wydusiła z siebie po dłuższym milczeniu. – Ten zapis może mieć sens. Gdzie go wcześniej widziałaś?
Mila nie odrywała wzroku od skomplikowanego wzoru. Nic z niego nie rozumiała. Szczerze wątpiła, by pojawił się na tablicy za jej sprawą. Pochyłe litery, starannie nakreślone cyfry, proste kreseczki – to nie był jej charakter pisma. Z drugiej strony wyraźnie czuła, że mięśnie prawej dłoni zmęczone są pisaniem, do tego opuszki miała poplamione tuszem markera.
Traciła zmysły, była tego pewna. Rozejrzała się po klasie. Dobrze jej znane, oceniające spojrzenia były skierowane prosto na nią.
– Nie pamiętam, gdzie go widziałam – odpowiedziała cicho. – Czy mogę już usiąść?
Nauczycielka odchrząknęła.
– Oczywiście. Siadaj. – Ostatni raz powiodła wzrokiem po tablicy, wciąż nie pojmując, jakim cudem nastolatce udało się zapisać wzór znacznie wykraczający poza podstawy chemii dla licealistów.
Po tym zdarzeniu Mila postanowiła wziąć sprawy w swoje ręce. Wiedziała, że nie może polegać na matce. Dla niej liczyła się tylko pełna butelka i Julian (który na szczęście jakiś czas temu zniknął z ich życia). Mila nie miała nikogo, komu mogłaby się zwierzyć. Żyła wśród ludzi, a czuła się samotna niczym ostatni człowiek na ziemi.
Wiedziała, że jest inna – przecież normalnym ludziom nie wymykają się godziny czy całe dni! Im jednak była starsza, tym dotkliwiej odczuwała skutki swojej przypadłości. Nie mogła zaakceptować faktu, że tracąc kontakt ze światem, robi rzeczy, których nie pamięta. Bo nie pamiętała, by bestialsko zabijała bohaterów swoich opowiadań, by zaplatała warkocz przed zaśnięciem, by ubliżała młodszym uczniom, by robiła sobie tatuaże…
Ktoś żył jej życiem, i robił to jej kosztem.
Tylko czy jej egzystencję można było w ogóle nazwać życiem? Tak wiele razy traciła kontakt z rzeczywistością, że nie potrafiła już stwierdzić, czy żyje naprawdę.
Ktoś musiał jej pomóc. Ktoś musiał wiedzieć, co się z nią dzieje.
Gdy tylko wróciła do domu, rzuciła torbę na łóżko, włączyła komputer i wpisała w wyszukiwarkę „utrata świadomości”, „zagubienie w czasie”, „brak ciągłości wspomnień”. Kolejne godziny spędziła, czytając artykuły, wpisy na blogach, definicje psychologiczne.
Przyczyn mogło być tak wiele… W końcu natknęła się na forum dla osób z zaburzeniami tożsamości. Ludzie, którzy czuli się podobnie do niej, publikowali posty, wspierali się wzajemnie, komentowali swoje objawy i podpowiadali, jak sobie poradzić. Pisali otwarcie o swojej przypadłości. Im też wymykał się czas. Twierdzili, że cierpią na zaburzenie zwane osobowością wieloraką, przyznawali, że chodzą na terapię, która im pomaga, że z dnia na dzień czują się lepiej. Pod jednym z postów wypowiedziała się doktor psychiatrii. Pisała o zaburzeniach dysocjacyjnych tożsamości, o tym, że utratę wspomnień może powodować trauma z dzieciństwa; podała swój numer telefonu, na wypadek gdyby ktoś potrzebował indywidualnej porady.
Mila chwyciła za komórkę i wystukała ciąg cyfr. Puls jej przyśpieszył. Obawiała się wyznania komukolwiek, co jej dolega. Czuła strach i niepewność, które narastały w oczekiwaniu na połączenie.
– Słucham? – Głos był ciepły, budził zaufanie.
W sercu Mili zatliła się iskra nadziei.
I wtedy zapadła się w ciemność na dobre.
WYSPA POTĘPIONYCH
Obudziło ją przenikliwe zimno. Leżała na wilgotnej posadzce, w celi bez okien. Przy żelaznych drzwiach płonęła pochodnia, dzięki której ujrzała zarys kamiennych ścian. Ubranie kleiło jej się do ciała, a zapach stęchlizny drażnił nozdrza. W dojmującej ciszy słychać było jedynie monotonne kapanie na podłogę.
Mila uniosła się na dłoniach i zawyła z bólu. Echo jej krzyku odbiło się od gołych murów. Miała wrażenie, jakby połamano jej wszystkie kości. Nie była w stanie ruszyć się z miejsca.
– Pomocy… – wyrzęziła. Poczuła żar w piersi i zaniosła się kaszlem. Ogarnęło ją przerażenie i znów zapadła w ciemność.
Gdy ocknęła się ponownie, nie była sama. Naprzeciw niej, oparty plecami o stalowe drzwi, siedział młody mężczyzna. Jego ubranie było znoszone, wytarta koszula podkreślała masywność ramion. Włosy miał obcięte na jeża, kości policzkowe mocno zarysowane, a oczy tak niebieskie, że zdawały się świecić w ciemności. Obserwował ją uważnie, jak kłusownik, który śledzi każdy ruch ofiary.
– Wstań i usiądź pod ścianą – nakazał.
Mila poruszyła się ostrożnie. Chociaż wciąż odczuwała ból, był on znacznie mniejszy niż poprzednim razem, kiedy próbowała się podnieść.
– Gdzie ja jestem?
– To ja tutaj zadaję pytania. Ty robisz to, co ci każę. Usiądź pod ścianą.
Wsparła się na dłoniach. Czuła każdą kość i każdy mięsień, oczy ją szczypały, usta piekły, gardło miała wyschnięte.
– Chce mi się pić. – Z trudem przełknęła ślinę.
– Wydaje ci się. Usiądź pod ścianą. – Wskazał palcem miejsce naprzeciwko siebie.
Rozejrzała się. Pomieszczenie było wąskie i długie, przypominało więzienną celę, ale nie było w nim ani pryczy, ani umywalki, nie wspominając o sedesie. Jego funkcję zapewne pełniło wiadro, które stało pod ścianą – dokładnie tam, gdzie kazał jej usiąść mężczyzna. Na samą myśl o spędzeniu w tej klatce chwili dłużej, zrobiło jej się słabo.
– Gdzie ja jestem? Dlaczego tu trafiłam?
Nieznajomy zerwał się z krzesła i złapał ją za ramię. Mila krzyknęła z bólu.
– Masz robić to, co ci każę – wysyczał jej do ucha i zawlókł ją w najdalszą część celi.
Opadła na posadzkę, tuż obok wiadra, w którym dostrzegła pojedyncze przedmioty. Była jednak zbyt oszołomiona, by im się przyjrzeć.
– Czy nazywasz się Mila Górska? – zapytał, przechadzając się tam i z powrotem.
Zaprzeczyła ruchem głowy.
– Masz odpowiadać na pytania „tak” lub „nie” – upomniał. – Czy nazywasz się Mila Górska?
– Nie. Mila Orman.
– Orman to nazwisko panieńskie, nosiła je twoja matka. Po mężu nazywasz się Górska.
– Po mężu? – zapytała zdziwiona.
Mężczyzna zmrużył oczy.
– Czy masz dwadzieścia dwa lata?
– Nie.
– Mów prawdę. Czy masz dwadzieścia dwa lata?
– Mówię przecież – podniosła głos. – Mam siedemnaście.
– Jak sobie chcesz. – Dwukrotnie uderzył pięścią w stal. – Pretor wychodzi! – zawołał.
Ktoś szarpnął za zasuwę i drzwi się otworzyły. Celę zalało oślepiające światło. Mila zasłoniła oczy dłonią.
– Przyjdę, kiedy będziesz gotowa mówić prawdę – oświadczył mężczyzna.
– Zaczekaj – zawołała za nim ochrypłym głosem, lecz nim zdołała wstać, nieznajomy wyszedł, zatrzaskując za sobą drzwi. – Mówię prawdę… – dodała szeptem.
Chciała zapłakać, ale nie mogła. Zamiast tego poczuła, że robi jej się niedobrze. Sięgnęła po wiadro i wtedy ujrzała jego zawartość. W ostatniej chwili odrzuciła je i zwymiotowała obok. Krew ze śluzem bryznęły na posadzkę, a ta w jednej sekundzie wchłonęła je niczym gąbka.
Mila odsunęła się z przestrachem. Waliło jej serce, puls dudnił w uszach.
Otarła usta i starała się uspokoić oddech. Głęboko wciągała powietrze, wpatrując się w miejsce, gdzie jeszcze przed chwilą były wymiociny.
Po kilku wdechach serce zwolniło rytm i Mila poczuła, że jej mięśnie odrobinę się rozluźniają. Ból, który do tej pory trawił jej ciało, ustępował. Ostrożnie wstała, podtrzymując się ściany. Podeszła chwiejnym krokiem do przewróconego wiadra, obok którego leżały porozrzucane przedmioty: telefon komórkowy, portfel, biżuteria. Usiadła i zaczęła im się przyglądać. Komórka miała duży ekran bez klawiszy, po bokach znajdowały się przyciski, żaden jednak nie działał. Mila nigdy takiej nie widziała, nie miała pojęcia, jak ją włączyć.
Odłożyła telefon na podłogę i wzięła portfel. Obszyta czerwoną nicią skóra była miękka w dotyku i wyglądała na drogą. Na środku wyhaftowano wizerunek kota. Wewnątrz nie było gotówki, tylko karta debetowa i dokumenty. Mila wzięła tę pierwszą do ręki i ujrzała na niej własne imię oraz nazwisko Górska, które nic jej nie mówiło. Sięgnęła po dowód osobisty i zamarła. Niewielka fotografia przedstawiała dziewczynę, która wyglądała zupełnie jak ona, choć z inną fryzurą i makijażem. Włosy miała upięte wysoko, oczy podkreślone kreską, rzęsy pociągnięte tuszem, usta pomalowane pomadką. Prezentowała się kobieco i atrakcyjnie.
Mila przeniosła wzrok na dane. „Nazwisko: Górska. Imię: Mila. Nazwisko rodowe: Orman”. Odwróciła dokument. „Data urodzenia: 12.02.1994. Data wydania dowodu osobistego: 03.08.2015”.
– Co, do diabła…?
Odłożyła dowód i wysunęła z portfela kolejny dokument – prawo jazdy. Widniało na nim to samo nazwisko: Górska. Zdjęcie inne, śmielsze, bo z dekoltem. Twarz ta sama – jej twarz. Data wydania prawa jazdy: 13.09.2015.
– Dwa tysiące piętnasty?
Zerwała się na równe nogi, dopadła do drzwi i zaczęła walić w nie pięścią.
– Wypuść mnie! – zawołała. – Natychmiast mnie wypuść!
Rozległy się kroki.
– Jest tam kto? – spytała. Przyłożyła ucho do drzwi. Były zimne, o metalicznym zapachu.
Ktoś przystanął po drugiej stronie.
– Cisza, osadzona – powiedział ktoś obcym głosem, po czym odszedł.
– Zaczekaj! O co tu chodzi? To jakiś absurd! Jakaś totalna pomyłka…
Osunęła się na posadzkę i skuliła. Drżała na całym ciele. Przenikliwy chłód wysysał z niej energię. Monotonny odgłos kapania zagłuszał bicie serca. Kap, kap, kap… Z każdą sekundą dźwięk ten narastał, potężniał, można było odnieść wrażenie, że to nie kropla uderza o podłogę, lecz opętany dobosz wali w bęben. Mila zakryła uszy dłońmi, jednak dudnienie nie ustało. Dobywało się teraz z wewnątrz głowy: bum, bum, bum.
Wstała i zaczęła krążyć po celi. Miała nadzieję, że kroki zagłuszą dudnienie, ale ono przybierało na sile. Przystanęła i uniosła głowę. Wpatrywała się w pęknięcia na suficie, śledząc uważnie ich bieg. W końcu znalazła ciemny zaciek. Stanęła pod nim i wyciągnęła dłoń. Kap. Krwawy kleks trafił w sam środek jej linii życia. Wzdrygnęła się, odskoczyła i wytarła rękę o spodnie. Kap. Kap. Bum. Bum. To było nie do zniesienia, musiała się stąd wydostać za wszelką cenę.
Chciała zniknąć. Usiadła w kącie i zamknęła oczy. Nigdy nie sądziła, że pomimo tylu przykrych doświadczeń z utratą świadomości, zapragnie stracić kontakt z rzeczywistością. Wystarczyło wyciągnąć wtyczkę i zapaść się w ciemność. Niestety Mila nie miała pojęcia, jak to zrobić. Tyle razy znikała, dlaczego nie mogła zrobić tego właśnie teraz?
Musiała być bardzo zmęczona, bo mimo dudnienia usnęła, a przynajmniej tak jej się zdawało. Tak naprawdę pozostawała w dziwnym stanie półsnu, ponieważ nadal słyszała kapanie, tylko jakby za szybą.
Ocknęła się w chwili, gdy ustało. Wokół dalej panowała ciemność. Czuła się zziębnięta i skostniała. W ustach miała nieprzyjemny posmak, burczało jej w brzuchu. Wstała i po omacku, sunąc dłonią po ścianie, dotarła do drzwi. Uderzyła pięścią.
– Otwórz! – Kopnęła z całej siły. – Chcę wyjść!
Rozległy się kroki. Przywarła do zimnego metalu, nasłuchując.
– Jesteś gotowa mówić prawdę? – usłyszała znajomy głos.
– Powiedziałam prawdę… – urwała, przypomniała sobie bowiem o zawartości wiadra. – Nie wiem, o co tu chodzi. Znalazłam dokumenty, które należą do kogoś innego. Albo ten ktoś wygląda zupełnie jak ja i urodził się w tym samym dniu co ja, albo dokumenty zostały sfałszowane. Na pewno nie należą do mnie. Nazywam się Mila Orman, nie Górska. Poza tym te daty to jakiś absurd. Nic się nie zgadza.
– Co ci się nie zgadza? To twoje papiery.
– Przecież jest dwa tysiące jedenasty rok! Mam siedemnaście lat. Nie mam dowodu ani prawa jazdy.
Usłyszała oddalające się kroki.
– Nie! Stój! – Uderzyła w drzwi. – Mówię prawdę. Przysięgam!
– Dlaczego mam ci wierzyć? – rozległo się z oddali.
Starała się zapanować nad gonitwą myśli.
– Miewam zaniki pamięci – wyznała. – W internecie znalazłam numer telefonu do doktor psychiatrii, która mogła mi pomóc. Zadzwoniłam i natychmiast straciłam kontakt z rzeczywistością. Ocknęłam się tutaj.
– Mów dalej. – Cień podszedł pod drzwi.
Mila przesunęła dłonią po wilgotnych włosach. Przed oczami majaczyła jej ciemność.
– Możesz zapalić pochodnię?
– Nie potrzebujesz światła, by mówić.
Jęknęła i zsunąwszy się po drzwiach, usiadła. Miała obawy przed zdradzeniem swojej przypadłości. Nie wiedziała, kim jest mężczyzna ani dlaczego ją przetrzymuje. Nie posiadała jednak wielu opcji. Kimkolwiek był, chciał usłyszeć prawdę, a ona mogła mu powiedzieć wyłącznie to, co była w stanie sobie przypomnieć.
– Czasami tracę kontakt z rzeczywistością – wyznała. – Znikam, choć tak naprawdę wciąż funkcjonuję. Kiedy jestem nieświadoma, ktoś inny steruje moim ciałem. Nie ma mnie kilka godzin, czasami parę dni, nawet miesięcy, po czym wracam i żyję dalej, ponosząc konsekwencje działań, których nie pamiętam.
– Konkrety. Przykłady – ponaglił.
Mila starała się skupić i odnaleźć wspomnienie, które najbardziej przekona rozmówcę. Tylko co, jeśli to wyznanie pogrąży ją jeszcze bardziej? Sprawi, że mężczyzna nigdy jej nie wypuści?
– Obiecujesz, że otworzysz drzwi, gdy powiem prawdę?
– Mów.
To jej nie wystarczało.
– Czy obiecujesz otworzyć te cholerne drzwi, gdy powiem ci prawdę? – ponowiła pytanie.
Chwila ciszy.
– Tak.
Mila oparła głowę o zimne drzwi i przywołała wspomnienia.
Copyright © Melissa Darwood
All rights reserved
Wszelkie Prawa Zastrzeżone
Łódź, 2025
Redaktor prowadzący:
Agnieszka Świątczak
Redakcja:
D. B. Foryś
Korekta:
Magdalena Tomczak
Przygotowanie e-booka:
D. B. Foryś
Okładka:
Melissa Darwood
Maciej Sysio
Rysunki na okładce:
Aneta Fontner
www.melissadarwood.com
Numer ISBN: 978-83-973618-5-0
Główni bohaterowie książki, jak i zawarta w niej historia, to fikcja literacka, choć niektóre fakty i postacie nawiązują do rzeczywistości. Zbieżność zdarzeń i osób przedstawionych w powieści jest przypadkowa.
