Cedyno. Wysłannicy. Tom 3 - Melissa Darwood - ebook + audiobook

Cedyno. Wysłannicy. Tom 3 ebook i audiobook

Darwood Melissa

4,3

Ten tytuł dostępny jest jako synchrobook® (połączenie ebooka i audiobooka). Dzięki temu możesz naprzemiennie czytać i słuchać, kontynuując wciągającą lekturę niezależnie od okoliczności!
Opis

Trzeci tom młodzieżowej trylogii pełnej romantycznych uczuć, przygód, poświęcenia i przyjaźni.

Czy istnieje miłość od pierwszego wejrzenia? Taka prawdziwa, bezgraniczna i nieprzemijająca?

Trzy dziewczyny, na drodze których zjawiają się mężczyźni skrywający tajemnice. Trzy niezwykłe historie, które przyspieszą bicie Twojego serca i rozbudzą wyobraźnię.

Każdy z tomów – Larista, Guerra, Cedyno – to emocjonująca walka dobra ze złem, gdzie miłość gra pierwsze skrzypce.

Czy jesteś gotowa wziąć w niej udział, stając ramię w ramię z Wysłannikami?

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 300

Audiobooka posłuchasz w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS

Czas: 7 godz. 38 min

Lektor: Joanna Osyda
Oceny
4,3 (215 ocen)
132
44
23
13
3
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.
Sortuj według:
maltal
(edytowany)

Całkiem niezła

Po pierwszym tomie byłam sceptyczna, po drugim miałam nadzieję, a trzeci mnie jednak rozczarował. Chyba autorka nie do końca wiedziała co chce osiągnąć. Taka trochę naciągana ta część... niby wątek z Cedyno interesujący, ale ten z Guerrą i Zuzką jakiś niedorobiony. Czytając miałam wrażenie, że autorka co chwilę wpadała na jakiś pomysł, który koniecznie chciała umieścić w książce i zlepiała go jakimś szybkim wytłumaczeniem z resztą, i tak w kółko... Mnóstwo niedociągnięć, brak wytłumaczeń. Niby Zuzka podjęła decyzję i w sumie kij już z nią. Stary Las musi trwać dalej, bez zakończenia tematu. No chyba, że będzie 4 tom i może w końcu te wszystkie wątki zostaną jakoś dobrze zamknięte.
30
Kamila070820

Dobrze spędzony czas

Zabrakło mi jakiegoś konkretnego zakończenia historii,ale mimo wszystko książkę fajnie sie czyta 😊
20
MariaNiwa

Nie oderwiesz się od lektury

Cudowna! Tak jak dwa poprzednie tomy.
10
agisia

Dobrze spędzony czas

Po pierwszej i drugiej części spodziewałam się kolejnej wciągającej historii. Niestety troszkę się zawiodłam. Nadal super się czytało. Mimo wszystko polecam!
00
19Paulinka91

Nie oderwiesz się od lektury

super książka bardzo wciągająca
00

Popularność




Billie Eilish, Khalid – Lovely

M.O.P. – Cold As Ice

Julia Michaels – Issues

The Tallest Man On Earth – The Dreamer

Rae Morris – For You

Skylar Grey – I Know You

Tom Odell – Another Love

Julia Michaels – Uh Huh

Julia Michaels – Worst In Me

Diana Ross & Marvin Gaye – Stop, Look, Listen To Your Heart

Lucy Rose – All I've Got

Birdy – People Help The People

Lissie – Go Your Own Way

Lauv – I Like Me Better

Dla Gabriela. Pamiętaj, że jesteś wyjątkowy i możesz być, kim zechcesz.

Dwa lata wcześniej

Co bolało ją najbardziej, gdy stała się Guardianką? Cierpienie innych. 

W czwartym roku posługi Larysa zwątpiła, czy wytrzyma jeszcze choćby miesiąc. Przygnębiała ją niesprawiedliwość świata, przytłaczała rola, jaką pełniła. Czuła taki smutek, że nie było chwili, by nie wylewała łez nad cierpieniem, z jakim spotykała się na co dzień. 

Nie potrafiła odciąć się od widoku umierających ludzi. Za każdym razem, kiedy przychodziło jej stoczyć walkę o ludzkie życie, czuła, że traci cząstkę siebie. Jakby umarli zabierali ze sobą fragment jej duszy, radości, beztroski, jaka powinna ją cechować w wieku dwudziestu dwóch lat. 

Wtedy sądziła, że nie nadawała się do roli, jaką powierzył jej Bóg. Miała wrażenie, że tkwi w sytuacji bez wyjścia. A jedyne, co trzymało ją wciąż przy życiu, to miłość do bliskich i nadzieja, że w końcu nabierze dystansu do tego, co zsyła los. 

Powinna walczyć o cudze życie, ale gdy widziała ludzi cierpiących w agonii, w chorobie, których jedynym marzeniem było odejście z tego świata, traciła poczucie sensu jakiegokolwiek działania. Kiedy słyszała ciche modlitwy rodzin proszących Boga, żeby pozwolił zasnąć ich najbliższym na wieki, bo nie byli w stanie znieść ogromu cierpienia, jakiego doświadczają, nie widziała sensu walki. Niejeden raz zjawiała się za późno, by rozbudzić w nich nadzieję na wyzdrowienie, oni bowiem stracili ją już dawno temu. Tak jak ona straciła nadzieję na normalne życie. 

Mimo to starała się dalej funkcjonować. Nie poddawała się, szukała pozytywnych stron, chociaż rzadko ich doświadczała. Nie ponosiła samych porażek. Czasami udawało jej się zawalczyć skutecznie o duszę cierpiącego, który wygrał ze śmiercią. Ale to jej nie wystarczało. Zbyt mocno przeżywała niepowodzenia, zbyt silnie angażowała się w odejście umierających. Co więcej, z chwilą, gdy przychodził ich koniec, dla niej oznaczało to początek cierpienia. 

– Lara, czy ciebie już kompletnie popieprzyło? – Zuzka spojrzała na nią z monitora laptopa. 

– O co ci chodzi? – Larysa wstawiła wodę w czajniku i usiadła naprzeciwko komputera. 

– Po kolorze twojego stroju wnioskuję, że znowu wybierasz się na pogrzeb. Sama się torturujesz. 

– Nie mogę nie iść. 

– Możesz. Co na to Gabriel? 

– Jedzie ze mną. 

– Daleko? 

– Do Pragi. 

Zuzka przewróciła oczami. 

– Ten chłopak się z tobą wykończy. Ktoś wreszcie powinien ci uświadomić, że łażenie na pogrzeby ludzi, których życie przegrałaś, jest idiotyzmem. 

– Nic nie rozumiesz. 

– Masz rację, nie rozumiem. Mogę się domyślać, że bycie Guardianką jest do kitu i porządnie daje w kość. Uważam jednak, że powinnaś chronić psychikę. Wszystko tkwi w twojej głowie. Jesteś Wysłanniczką, i to tylko twoja praca, za którą dostajesz wynagrodzenie: będziesz żyła kilka razy. Wiem, że się o nią nie prosiłaś, chociaż być może podświadomie chciałaś stać się Guardianką, żeby na zawsze być z Gabrielem… Nieważne. Bycie Wysłannikiem to jedno, twoje prywatne życie to inna bajka. Jedziesz na wezwanie, robisz swoje najlepiej, jak potrafisz, wracasz do domu. Koniec. Po każdym zleceniu powinnaś postawić za sobą mur, który oddzieli cię od przeszłości, od złych doświadczeń. Powinnaś się zrelaksować, napić, obejrzeć jedną z tych idiotycznych komedii romantycznych, które uwielbiasz, a których ja mimo naszej wieloletniej przyjaźni wciąż nie jestem w stanie strawić. Musisz wyluzować, pójść ze swoim facetem do łóżka, wyskoczyć z nami na koncert czy choćby posłuchać nas na próbie. Naucz się wreszcie oddzielać sferę zawodową od osobistej, bo zwariujesz. 

– Nie potrafię – odpowiedziała Lara. – Jestem za słaba, nie mogę przestać myśleć o tych wszystkich ludziach, nie mogę wymazać z pamięci ich twarzy. Chcę wierzyć, że trafili do dobrego miejsca, chcę zapewniać ich rodziny o tym, że ich śmier nie poszła na marne, choć sama nie wiem już, w co powinnam wierzyć. Tak bardzo bym chciała chociaż na chwilę się spotkać z tymi, których dusze przegrałam z Ramoną. Przeprosić ich za to, że ich zawiodłam, zapytać, gdzie są, czy ich dusza cierpi, przekazać ich bliskim, że trafili do lepszego miejsca… – Jej głos się załamał. 

Zuzka popatrzyła na nią ze współczuciem. 

– Dlaczego tak bardzo ci na tym zależy, skoro i tak wiesz, że to niemożliwe? Nawet jeśli zapalisz na ich grobach tysiące zniczy i będziesz codziennie odmawiać modlitwę za ich dusze, nie uzyskasz odpowiedzi na swoje pytania. Nie dowiesz się, dokąd trafili, co robią, czy jest im dobrze, czy źle. Nie ukoisz cierpienia ich rodzin, oni sami muszą się uporać z żałobą, przeżyć ją i podążać dalej własną ścieżką. Odpuść, Lara, bo się wykończysz. Nie masz wpływu na to, co się dzieje z tymi ludźmi po śmierci. Jedyne, co możesz robić, to walczyć z Ramoną o ich dusze najlepiej, jak potrafisz. A ja wierzę, że mocno się starasz. Zresztą wszystko robisz całą sobą. Taka już jesteś. Ale musisz przystopować, inaczej albo trafisz do czubków, albo zrobisz sobie coś głupiego, bo nie będziesz widzieć sensu dalszego życia. 

Larysa przesunęła dłońmi po twarzy. Tak bardzo chciała dowiedzieć się, co się stało z tymi wszystkimi ludźmi, których życie przegrała. 

To było dwa lata temu. Wtedy jeszcze nie wiedziała, że odpowiedź na jej pytanie nadejdzie w najmniej oczekiwanym momencie. 

Gabriel nie spodziewał się, że prowadzenie własnego schroniska dla zwierząt będzie mu dawać tak wiele satysfakcji. Gdy rok temu ze starości odeszła Gala, Larysa kompletnie się załamała. Był solidnie wkurzony na Boga za to, że zbyt mocno ją doświadcza. Lara i tak tragicznie znosiła każde wezwanie, a śmierć psa jeszcze bardziej ją przygnębiła. 

Zabrał ją więc do schroniska w jej rodzinne strony, żeby wybrała sobie nowego pupila. Sądził, że to pomoże ukoić jej ból po stracie Gali. Początkowo Larysa nie chciała słyszeć o żadnym szczeniaku na pocieszenie. Twierdziła, że nie zniesie kolejny raz straty zwierzęcia, które pokocha. 

Kiedy dotarli do podupadającego schroniska miejskiego na przedmieściach Mokrych, Gabriel przeklął w duchu swój idiotyczny pomysł. Gdy tylko Larysa zobaczyła pierwszego psa, który patrzył na nią wielkimi smutnymi ślepiami, z jej oczu wylała się kaskada łez. Z każdą mijaną klatką jej nastrój się pogarszał. 

– Wszystkie te psy potrzebują domu, jak mam wybrać jednego? – Spojrzała na Gabriela tak zapłakana, że ścisnęło mu się serce. – Zobacz, w jakich one żyją warunkach, jakie są zaniedbane.

Gabriel powiódł wzrokiem po zapuszczonych klatkach, w których gnieździły się po cztery psy. Budy wołały o pomstę do nieba, spróchniałe deski ledwo trzymały się szkieletu, a poupychane wewnątrz szmaty służyły za posłanie. 

Przeszli do kolejnego kojca, gdzie dziewczyna sprzątała psie odchody. Przemawiała do każdego psa czułym głosem, jakby zwracała się do dzieci potrzebujących ciągłego zapewniania o miłości i obecności któregoś z rodziców. 

Gabriel przywitał się, a kiedy nieznajoma na niego popatrzyła, od razu uderzyło go jej spojrzenie – przygaszone, nieco zlęknione, zmęczone. Zaczęli rozmawiać o złym stanie schroniska. Dziewczyna przedstawiła się jako Lea, po czym oprowadziła ich po kolejnych boksach, zachwalając każdego zwierzaka, jakby był jej własnym. 

W pewnym momencie, gdy pokazywała im drobnego szczeniaka, jej ciało zastygło w bezruchu, a wzrok powędrował w dal. Pośpiesznie odstawiła psa, zamknęła klatkę, przepraszając, że musi czym prędzej opuścić schronisko. Gabriel i Larysa spojrzeli na siebie znacząco. Intuicja podpowiadała im, że Lea może być nowo zrodzoną Guardianką. Lara była tego niemal pewna. Zawsze była wrażliwa i potrafiła trafnie interpretować zachowanie ludzi, a kilkuletni staż Wysłanniczki oraz wrodzona dociekliwość tylko wyostrzyły jej zmysły.

Postanowili wrócić do schroniska kolejnego dnia i wybadać sytuację. Lea okazała się nad wyraz szczerą, delikatną i ciepłą osobą. Po długiej rozmowie w końcu się przed nimi otworzyła. Ta drobna dziewczyna o długich blond włosach i niewinnym spojrzeniu musiała przechodzić katorgę, którą Larysa sama niegdyś przeżywała. Lea była tak zagubiona w pełnieniu posługi, że obojgu zrobiło się jej żal. Postanowili wziąć ją pod swoje skrzydła i wprowadzić w meandry guardiańskiego życia. 

Podczas spaceru po zarośniętym trawami polu, które rozpościerało się tuż za schroniskiem, dowiedzieli się, że Lea od roku próbowała ratować podupadającą placówkę. Ludzka obojętność i brak środków finansowych miasta przyczyniały się do pogarszania stanu zdrowia psów i kotów. Brakowało pieniędzy na leki, weterynarza, remont, nawet na jedzenie. Długo rozmawiali o tym, jak można pomóc zwierzętom. Od razu znaleźli wspólny język. 

Gabriel złożył Urzędowi Miasta ofertę wykupu schroniska. Czuł, że robi to nie tylko dla Larysy, Lei i zwierząt, ale też dla siebie. Za rok miała minąć pięcioletnia karencja Larysy. Niczego nie pragnął tak bardzo jak dziecka z ukochaną. Marzył o stabilizacji, o rodzinnym cieple i spokoju. O tym, by zaopiekować się swoim potomkiem, zapewnić mu byt, dobry start, obdarzyć go ojcowską troską i miłością. 

Znał siebie na tyle dobrze, aby domyślać się, że podarowanie skrzywdzonym psom ze schroniska nowego życia jest podświadomym dążeniem do spełnienia wewnętrznych potrzeb. 

I tak stał się ojcem stu psów i trzydziestu kotów. Dawało mu to niewymowną radość. 

Teraz

Powieki Tatiany opadały ze zmęczenia, gdy po raz kolejny czytała Antosiowi jego ulubioną bajkę na dobranoc. Nie miała żadnych planów na wieczór. Nauczyła się już, że nie ma sensu planować niczego, dopóki jej synek nie zaśnie. Była wręcz przekonana, że dziecięcy umysł ma swoisty radar, który wyczuwa, kiedy mama myśli o czymś innym niż tulenie synka do snu. 

Jeśli chciała obejrzeć z Adzirem jakiś film, poczytać czy nawet posprzątać w kuchni, małemu Antosiowi ani w głowie było zaśnięcie przed dwudziestą pierwszą. Dlatego za każdym razem, gdy kładła się z synkiem do łóżka, nie zastanawiała się nad tym, co będzie robić po jego zaśnięciu. Skupiała się na tym, co tu i teraz. Wybierali razem książeczkę, najczęściej tę samą, o przygodach Tupcia, którą znała niemal na pamięć, po czym Tatiana całą uwagę poświęcała czytaniu synkowi na dobranoc. Zazwyczaj ciepłe ciałko dziecka, jego miarowy oddech i łagodne światło lampki nocnej sprawiały, że i ją ogarniała senność. 

Tak było i tym razem. Słyszała własny głos, jakby dobiegał z oddali. Miała świadomość tego, że już nie czyta, a z jej ust bezwiednie płyną słowa, które podpowiada pamięć, podsycana wyobraźnią balansującą na granicy jawy i marzenia sennego. 

Tatiana powoli odpływała do krainy snu, kiedy nagle dotarły do niej urywki rozmowy z salonu. Początkowo sądziła, że to Adzir rozmawia przez telefon, ale w pewnym momencie dobiegł ją znajomy baryton. Wysunęła się spod ramienia śpiącego synka, przykryła go kołderką i zaspana weszła do salonu. 

– Tatiana! – Lara rzuciła jej się na szyję. 

Nie widziały się od ponad pół roku, od pamiętnego koncertu Zuzki, gdy ta straciła życie i odrodziła się jako Guardianka. 

– Lara, Gabriel, co za niespodzianka. – Tatiana uścisnęła przyjaciółkę, po czym powiodła po niej wzrokiem. – Mój Boże! Czy ja dobrze widzę? – Popatrzyła na Larysę, następnie przeniosła pytający wzrok na przybranego brata. 

– Będziesz ciocią – oświadczył dumnie Gabriel. – Dzisiaj byliśmy na kolejnych badaniach. Larysa chciała najpierw poinformować rodziców, a po wizycie u nich przyjechaliśmy od razu do was. 

– To cudowna nowina! – Tatiana miała łzy w oczach. – Podejdź, Gabrielu, niech cię uściskam. 

– Moje gratulacje. – Adzir przytulił Larysę. 

Przez dobrą godzinę Gabriel z Larysą opowiadali o planach, jakie zamierzają zrealizować do narodzin syna. 

– Czyli to będzie chłopiec? – Tatiana postawiła na stole sałatkę warzywną, której jak zwykle miała w nadmiarze. Antoś ostatnio chciał jeść tylko rosół, a ona musiała coś zrobić z pozostałą po ugotowaniu zupy włoszczyzną. – Wybraliście już imię? 

– Jeszcze nie. – Larysa pogładziła się po zaokrąglonym brzuchu. – Termin mam wyznaczony na wrzesień. Zostało sporo czasu…

– Na razie postanowiliśmy przeprowadzić się w rodzinne strony Larysy – oznajmił Gabriel. – Lara skończyła studia, będzie miała czas na malowanie, zamierza sprzedawać swoje obrazy przez internet. 

– Ach tak… – odezwała się Tatiana nieco przygaszonym głosem i popatrzyła zaniepokojonym wzrokiem na męża, który od razu domyślił się jej obaw. 

– Czy będziecie chcieli zamieszkać znowu we dworze? – zapytał wprost Adzir. 

– Skądże znowu, Adzirze. Przecież to jest teraz wasz dom – zapewnił Gabriel. – Wybudujemy własny niedaleko rodziców Larysy. 

– Jedna z działek z niedużym domkiem nieopodal mojego rodzinnego domu była do sprzedania – dodała z ekscytacją Lara. – Gabriel złożył ofertę kupna, którą właściciel przyjął. Myślę, że powinniśmy zdążyć z budową przed zimą. 

– Jest koniec kwietnia. Ale z was optymiści – stwierdził Adzir. 

– Sporo już załatwiłem – wyjaśnił Gabriel. – Mamy zgodę na budowę, ekipa budowlana wchodzi w tym tygodniu. W dzisiejszych czasach pieniądz potrafi zdziałać cuda. Zresztą w każdych czasach potrafił. 

– To prawda – potwierdził Adzir. – Chociaż mam wrażenie, że kiedyś ludzie byli mniej rozrzutni. Świat nie kusił tyloma dobrami. Nawet gdy miało się sporo pieniędzy, czasami nie wiadomo było właściwie, na co je przeznaczyć. Pamiętam, że nieruchomości były tak tanie, że mogłem sobie pozwolić na wiele inwestycji. To teraz procentuje. Dzięki Bogu, bo mamy za co żyć. A kiedy wchodzę z Antosiem do supermarketu, dostaję zawrotu głowy – sapnął ciężko. – Półki uginają się od nadmiaru produktów, których tak naprawdę nie potrzebujemy. Trudno wytłumaczyć małemu dziecku, że kolejna maskotka albo robot z plastiku są zbędne. 

– Antoś ma zdecydowanie za dużo zabawek – potwierdziła Tatiana. – Już chyba sam nie wie, co znajduje się w tych wszystkich pudłach w jego pokoju. Gry, puzzle, książeczki, kolorowanki, pluszaki, samochodziki… Mimo to ciągle prosi o coś nowego, gdy wchodzimy do sklepu. A jak przychodzi co do czego, i tak woli bawić się z nami w chowanego. – Zaśmiała się. 

– To zrozumiałe – dodał Gabriel. – Nie powinniśmy dziwić się dzieciom, skoro my, dorośli, sami jesteśmy bombardowani zewsząd pokusami. Coraz to nowsze smartfony, komputery, samochody, atrakcyjne wczasy… Wszystkiego jest w bród. 

– Aż nie chce mi się wierzyć, że jeszcze trzydzieści sześć lat temu moi rodzice musieli wyjechać na wycieczkę do Niemiec, by zasmakować prawdziwej czekolady z orzechami i kupić rowery górskie – wtrąciła Lara. 

– Współczesne czasy mają swoje plusy i minusy – przyznał Adzir. – Śmiem twierdzić, że obecne są najbezpieczniejszymi i najwygodniejszymi, w jakich przyszło mi żyć. 

– Chyba nie oglądasz wiadomości. – Lara zrobiła kwaśną minę. 

– Wiadomości w moim odczuciu robią nam pranie mózgu – stwierdziła Tatiana. – Czy zauważyliście, że większość podawanych informacji jest przesiąknięta negatywnym wydźwiękiem i tragicznymi wydarzeniami? Ktoś kogoś zabił, gdzieś zginęli ludzie w wyniku trzęsienia ziemi, wydarzyła się kraksa na autostradzie ze śmiertelnymi ofiarami. Prawda jest taka, że żyjemy w najbezpieczniejszych czasach w historii ludzkości. Odsetek zgonów jest mniejszy niż kiedykolwiek. Medycyna ratuje życie chorych i ofiar zamachów i katastrof. 

– Dlaczego więc media podają ciągle złe informacje? – dopytała Larysa. 

– Bo to przyciąga publikę – odpowiedział Gabriel. – Duża liczba widzów to większa oglądalność reklam, a co za tym idzie, wysokie zyski dla stacji telewizyjnych. 

– Czyli waszym zdaniem nie powinniśmy oglądać i słuchać wiadomości? Wyłączyć radio, odciąć się od internetu, odseparować od świata? – parsknęła Larysa, bo wydało jej się to wręcz niemożliwe. 

– Nie do końca – powiedział Adzir. – Możesz sama decydować, jakie informacje do ciebie trafiają. Wybierać książki, które chcesz czytać, oglądać filmy, na które masz ochotę. A nie pozwalać innym robić sobie wodę z mózgu. To ty decydujesz, jakie treści są dla ciebie najlepsze – podsumował. – Ale odbiegliśmy nieco od najważniejszego tematu. Proponuję, żebyśmy skupili się na waszym potomku i wypili za to, by jemu żyło się jeszcze lepiej niż nam. Tatiano, może otworzymy jedno z tych win z tysiąc dziewięćset szesnastego roku? 

– Ja podziękuję – wtrąciła Lara. 

– Dla ciebie, Laro, mam pyszny sok tłoczony z jabłek. Antoś go uwielbia – odezwała się Tatiana. – Mam też lody bakaliowe… – Mrugnęła do przyjaciółki. 

– O tak, lodów z pewnością nie odmówię. 

Jeszcze tego samego wieczoru Lara z Gabrielem udali się do domku, w którym zamierzali mieszkać przez kolejne miesiące budowy. Mały, wzniesiony w latach osiemdziesiątych dwudziestego wieku, wyglądający jak klocek budynek mieścił dwa pokoje, kuchnię i niewielką łazienkę. Obrośnięty wokół starodrzewem i wysokimi na metr samosiejkami sprawiał wrażenie zaniedbanego i zapomnianego. 

Tak naprawdę były to pozory. Starszy samotny mężczyzna, który w nim mieszkał, zanim zdecydował się go sprzedać i przeprowadzić do bloków w Mokrych, bardzo dbał o dom. Wewnątrz było skromnie, ale czysto. Po wyprowadzce poprzedniego właściciela pozostało kilka niezbędnych mebli – lodówka, łóżko, meblościanka…

– Wiesz, teraz minidomy są w modzie – powiedział Gabriel, rozpakowując ich bagaże z samochodu przy świetle zamontowanej na budynku latarenki. 

– Coś sugerujesz? – Lara wyjrzała przez kuchenne okno, które otworzyła, żeby przewietrzyć pomieszczenia. 

– Chyba jestem zmęczony przepychem i konsumpcjonizmem współczesnych czasów. – Wyciągnął kolejną walizkę z bagażnika. 

– Powiedział facet z wypasionym samochodem i milionami na kontach bankowych. – Zaśmiała się i wytarła kurz z kuchennego blatu. 

– Nie wiem, czy zauważyłaś, ale odkąd się poznaliśmy, ani razu nie wspomniałem o wymianie auta na nowszy model. 

– A czy ten jest już stary? – Lara uniosła znacząco brwi. 

– Nowy nie jest, natomiast nie w tym rzecz. Zaczynam się poważnie zastanawiać, czy nie obniżyć standardu naszego życia. – Gabriel postawił walizkę przed drzwiami, przysiadł na drewnianej ławeczce dostawionej do ściany budynku i utkwił wzrok w konarach drzew zlewających się z granatowym niebem. Lekki wiatr rozwiał mu włosy, które opadły swobodnie na czoło. 

Lara dostrzegła zamyślony wyraz twarzy ukochanego. Wrzuciła szmatkę do zlewu, obmyła dłonie i wyszła na zewnątrz. 

– Wszystko w porządku? – zapytała, podchodząc do narzeczonego. 

Gabriel podniósł na nią wzrok. 

– Nigdy nie było lepiej. – Przyciągnął ją do siebie i posadził sobie na kolanach. 

– Twoje spojrzenie mówi coś zupełnie innego. – Zajrzała mu w oczy. 

– Zastanawiam się, czy istnieje jakaś granica szczęścia. Mam wszystko, o czym człowiek mógłby zamarzyć. Odkąd się pojawiłaś, moje życie zmieniło się nie do poznania. A kiedy okazało się, że będziemy mieć dziecko, przewartościowałem cały mój światopogląd. Nic i nikt prócz was nie ma dla mnie teraz znaczenia. Jesteście dla mnie wszystkim. Wiem jednak, że Bóg bywa przewrotny w swojej sprawiedliwości. Nie poznałem jeszcze człowieka, który posiadałby wszystko: rodzinę, zdrowie, pieniądze, spokój. A ja to mam i… – Zawiesił głos, po czym zmarszczył czoło, jakby obawiał się dokończyć zdanie. 

– I pomyślałeś, że lepiej będzie z czegoś wcześniej zrezygnować, niż pozwolić Bogu, by ci to odebrał? – zapytała Lara. 

– Nie chcę nawet o tym myśleć. 

– To nie myśl. Przez poprzednie życia nie mogłeś zaznać pełni szczęścia. Wierzę, że Bóg nie jest aż tak okrutny, żeby pozbawić cię go właśnie teraz, kiedy po tylu latach wyczekiwania wreszcie je znalazłeś. 

Gabriel popatrzył na nią. Zadziwiające było to, że Lara, choć miała dwadzieścia cztery lata, zdawała mu się czasami dużo bardziej rozsądna niż niejedna Guardianka, która żyła już kilka razy. 

– Kocham cię najbardziej na świecie – powiedział i ją pocałował. Pachniała sobą, mydłem waniliowym i wiatrem. Zupełnie tak samo jak wtedy, gdy pocałował ją pierwszy raz na ganku jej domu. 

A teraz znów tu byli, w Starym Lesie, gdzie się poznali, gdzie się w sobie zakochali, gdzie zaczęło się ich wspólne życie. 

Zuzka zdjęła słuchawki z uszu, odłożyła smartfona na szafkę i zgasiła lampkę. Chwilę trwało, zanim jej wzrok przyzwyczaił się do ciemności. Przekręciła głowę i spojrzała na śpiącego Patryka, którego twarz oświetlał blask księżyca. Znała niemal na pamięć kształt jego brwi, krzywiznę nosa, zarys ust. Potrafiła bezbłędnie odtworzyć z pamięci ton jego głosu, kiedy chłopak był zadowolony i zmęczony. Prócz mamy był dla niej najbliższą osobą na świecie. Mimo to coraz częściej zastanawiała się, jak powinna określić tę bliskość i, co więcej, czy jest dla niej wystarczająca. 

Znali się od dziewięciu lat, byli parą ponad sześć. Kochała go całym sercem, jednak ta miłość nie przypominała już tej sprzed kilku lat. Nie czuła motyli w brzuchu, gdy Patryk grał razem z nią. Nie doświadczała dreszczu ekscytacji, kiedy ją całował. Seks stał się rutynowy, zwyczajny, stracił ogień. Nie było może w tym nic złego. Najważniejsze, że Zuzka czuła się kochana. Sypiali ze sobą rzadziej niż dawniej, a ona tłumaczyła to trybem życia, jaki prowadzili. 

Patryk skończył studia z inżynierii procesowej i znalazł pracę w jednej z lepszych zagranicznych firm przemysłowych w Mokrych. Pracował dużo, ciężko, wracał późno. Ale to właśnie jego zarobki pozwoliły im rozbudować dom mamy Zuzy. Zrobili osobne wejście, założyli oddzielne liczniki, dzięki czemu mogli być niezależni i równocześnie nie przeszkadzać mamie. 

Dojazdy z Mokrych do Starego Lasu były dla Patryka uciążliwe, lecz nigdy się nie skarżył. Codziennie spędzał w podróży samochodem półtorej godziny, wracał zmęczony i często zasypiał na kanapie, nim Zuzka zdążyła zrobić dla nich popcorn i włączyć jakiś film. Potem półprzytomny przenosił się do sypialni, rzucał na łóżko i momentalnie zapadał w twardy sen. Rano, gdy Zuzka wstawała do pracy, on nadal spał. Ona sama nie potrzebowała wiele snu, kładła się zazwyczaj po dziesiątej, wstawała o czwartej, żeby otworzyć sklep spożywczy, w którym pracowała. Nie zarabiała kokosów, ale przynajmniej miała bezstresową pracę – mogła puszczać z pendrive’a na głośnikach w sklepie piosenki, na jakie miała ochotę, a gdy nie było klientów, pisała teksty do komponowanych przez siebie utworów, bo ani na chwilę nie zwątpiła, że w przyszłości będzie utrzymywać się z muzyki. 

Kiedy pojawiały się wezwania od Posłańca, po prostu wywieszała na drzwiach kartkę „zaraz wracam”, zamykała sklep i udawała się na akcję. Patryk miał znacznie większy problem z tym, żeby wyrwać się z pracy, gdy musiał wziąć udział w misji. Najczęściej więc udawał, że dopadła go grypa jelitowa, brał urlop lub zwalniał się z pracy, a następnego dnia przynosił zwolnienie lekarskie. W końcu jego przełożony uznał, że Patryk cierpi na jakąś przewlekłą gastryczną przypadłość. Mimo to nie traktował go ulgowo, wręcz przeciwnie, kazał mu zostawać po godzinach, bo przecież deadline’y nie przesuwały się tylko dlatego, że Patryk dostał sraczki. 

Bywały więc takie okresy, że Zuzka i Patryk żyli razem pod jednym dachem, a jednak osobno. Ona przychodziła z pracy, ogarniała dom, gotowała obiad – samodzielnie lub z mamą, bo znacznie ekonomiczniej wychodziło wspólne przygotowywanie posiłków – po czym siadała do komponowania piosenek. Patryk wracał około dwudziestej, czasami o dwudziestej pierwszej. Jadł obiadokolację, pytał Zuzkę, co u niej słychać, mówił krótko, co u niego, i na tym kończyły się ich wspólnie spędzone chwile. 

Całe szczęście, że weekendy mieli wolne. Mimo to Zuzka czuła niedosyt poświęcanej jej uwagi. Co więcej, podświadomość najwyraźniej dawała jasne sygnały, czego Zuzce najbardziej brakuje. Nie wiedziała dlaczego, ale pamiętała cały swój pobyt w Guerrze – może była tą jedną z niewielu, którzy nie zapominali projekcji Kupca, albo to jakiś uboczny skutek śmierci i odrodzenia się na nowo jako Guardianki? Tak czy siak, jej wspomnienia pozostały żywe, wyraziste i mieszały jej w głowie. Mało tego, od powrotu wszystko ją irytowało, była nabuzowana, nie mogła odnaleźć spokoju – zarówno psychicznego, jak i fizycznego. Przynajmniej dwa razy w tygodniu śniła o namiętnych pocałunkach, które zapierają dech w piersiach. Z tym że w snach nie było miejsca dla chłopaka śpiącego teraz u jej boku, w ich wspólnym łóżku. W krainie snu Zuzka leżała naga na niedźwiedziej skórze, a jej ciało prócz ognia z kamiennego kominka ogrzewał wytatuowany, silny tors mężczyzny, o którym starała się zapomnieć. Fantazjowanie o nim sprawiało, że jej żołądek momentalnie się zaciskał, a ciało ogarniało podniecenie – równie wielkie jak wyrzuty sumienia. Nie chciała nawet o tym myśleć, że zamysł, który zrodził się w jej głowie niemal w tym samym czasie, kiedy stała się Guardianką, dotyczy wyłącznie Bjora. Jej cel był szczytny, ważny i musiała go zrealizować. Bjor był tylko drobnym dodatkiem. 

Następnego dnia cała guardiańska paczka zjawiła się u niej w domu. Gabriel z Larą wpadli z wizytą do Starego Lasu, więc była to doskonała okazja, by rozmówić się ze wszystkimi. Wreszcie mogła zdradzić im swój plan. Podobno Lara miała dla niej jakieś wiadomości, których nie mogła wyjawić przez telefon. Musiała jednak z tym poczekać. O cokolwiek chodziło, sprawa Zuzki była najważniejsza i pilna. 

– Zaczekamy w wodzie, aż pierwszy z nas dosięgnie tafli. – Od dobrych dwudziestu minut z zaangażowaniem przedstawiała swoją koncepcję siedzącym na kanapie przyjaciołom. – Ja mogę być na przodzie, wówczas ławica pociągnie mnie jako pierwszą i resztę osób za mną. Pamiętam, że gdy Iwo trzymał mnie za stopę, ciekłe srebro, które okryło niemal całe moje ciało, wpełzło na jego dłoń. Iwo przeszedł do Guerry, choć nie odprawiono na nim rytuału. 

– A co, jeśli stamtąd nie ma powrotu? – zapytała Tatiana. – Sama mówiłaś, że tak właściwie nie byłaś w Guerrze, to była projekcja wykreowana przez Kupca Dusz. Co jeśli ci ludzie, których zamierzasz uwolnić, nie istnieją? Co jeśli to była tylko ułuda? 

– Kupiec Dusz nie może kłamać. To wszystko było rzeczywiste. – Zuzka zacisnęła pięści, chociaż sama niekiedy się zastanawiała, na ile Guerra była prawdą, a na ile złudzeniem wywołanym przez Kupca. 

– W porządku, załóżmy, że ci ludzie i miejsce istnieją naprawdę. Jaki będzie nasz cel w tej wyprawie? – zapytał Gabriel. 

– Uwolnić jak największą liczbę Subiektów z obozów pracy. Uczynić ich wolnymi ludźmi – odpowiedziała. 

– Jak niby mamy to zrobić? – wtrącił Patryk. – Szóstka Guardianów przeciwko setkom Tentatorów? 

– Trafione w punkt, kochany. 

Zuzka mrugnęła do niego z ekscytacją w oczach, lecz on nie podzielał jej entuzjazmu. Nie zamierzał ukrywać zaskoczenia planem Zuzki, bo nie był na niego w ogóle przygotowany. Zuza wcześniej nic nie wspominała o powrocie do Guerry, nie miał pojęcia, że obmyśliła jakiś plan. Był rozczarowany faktem, że jego dziewczyna informuje go o swoim zamiarze dopiero teraz, i to przy wszystkich. Powinna porozmawiać z nim wcześniej, na osobności. Sądził, że nie mają przed sobą tajemnic. Widocznie się mylił. 

– Jest jeszcze Lea – wtrąciła Larysa. 

– No tak, blondi. Zupełnie o niej zapomniałam – sapnęła Zuzka. 

Nie dopuszczała do siebie myśli, że jest zwyczajnie zazdrosna o przyjaźń Larysy. Lea po prostu ją wkurzała. Cholerna Calineczka, którą Lara i Gabriel musieli niańczyć przez prawie rok. Jej nikt nie pomagał, gdy stała się Guardianką. Zresztą nie potrzebowała niczyjej pomocy. Wiedziała, co ją czeka, wiedziała, że musi być twarda. Guerra ją przeczołgała, zaorała jej system nerwowy, złamała jej psychikę. Starała się traktować guardiańską posługę jako wyzwanie. Uczyła się władać mieczem, dzięki czemu wyładowywała podczas treningów z Patrykiem ogrom złości, który nieustanie w niej narastał. I chociaż niejeden raz dostała po głowie od swojej Kontry, tej niemieckiej suki Gerwiny, to każda misja czyniła ją jeszcze silniejszą. Zuzka, nauczona doświadczeniem, wiedziała, że powinna robić swoje, a nie się mazgaić. Miała swój cel i wiedziała, że zaprawienie w boju pomoże jej w jego realizacji. Nie zamierzała się z niczym ani z nikim cackać. 

– Nie wątpię, że Lea jest zajebistą Wysłanniczką i potrafi walczyć za trzech – dodała z przekąsem. – Ale to i tak za mało… 

– Mogę popytać kilkunastu znajomych, czy będą chętni na tego typu wyprawę – zaproponował Adzir. 

– To świetnie – powiedziała z uznaniem Zuzka. – Zaczęłam już szukać osób, które mogłyby z nami wyruszyć. Miałam kilka pomysłów na zwerbowanie większej grupy Wysłanników. – Otworzyła laptop leżący na stoliku kawowym. – Początkowo byłam przekonana, że znajdę wystarczającą grupę Guardianów w mediach społecznościowych, po pierwsze chętnych, żeby udać się do Guerry, po drugie stanowiących na tyle liczną grupę, by pokonać Tentatorów z jak największej liczby Stref. 

– I nie mów mi, proszę, że znalazłaś ich na Facebooku. – Gabriel uniósł brew, zerkając wymownie na komputer. – Tylko szaleńcy, którzy proszą się o karę boską, ujawniają się w internecie. 

– I tu masz rację – przyznała Zuzka. – Byłam cholernie zawiedziona, że nie udało mi się znaleźć żadnego tropu, który doprowadziłby mnie do Guardianów. Porzuciłam więc koncept z mediami społecznościowymi i zaczęłam przeszukiwać artykuły, wzmianki prasowe o nadzwyczajnych wydarzeniach mogących stanowić jakiś trop. Szukałam ludzi wyróżniających się czymś szczególnym, którzy są Wysłannikami. I wtedy trafiłam na tego chłopaka. – Zuzka z wyrazem satysfakcji na twarzy obróciła laptop w kierunku przyjaciół. Na ekranie wyświetliła się strona bloga z grafiką przedstawiającą młodego mężczyznę, wokół którego krążą gwiazdy i planety Układu Słonecznego. 

– I? – Patryk popatrzył na dziewczynę z równie pytającym wyrazem twarzy jak pozostali. 

Zuzka wyszczerzyła zęby w uśmiechu. 

– On mógłby nam pomóc.

– On, to znaczy kto? – zapytała Larysa. 

– Jordan, lider Ludzi Cedyno. 

– Czyli dokładnie…? – dopytał zaintrygowany Gabriel. 

Zuzka przeskrolowała stronę w dół, aż pojawił się tekst. 

– Sami przeczytajcie. Szukałam Wysłanników, a natknęłam się na nich. Być może to bujda, ale trzeba to sprawdzić. Jeśli oni naprawdę istnieją, to mają zdolności, które pomogą nam uwolnić Subiektów z Guerry. Dzięki nim możemy dać wolność tym wszystkim wyzyskiwanym kobietom, głodnym dzieciom, styranym mężczyznom, którymi wysługuje się Iblis. Mamy osiem miesięcy do kolejnego Perygeum. Musimy znaleźć sposób, by Ludzie Cedyno do nas dołączyli. Z ich umiejętnościami i naszą bronią w postaci Askalonów możemy wyzwolić tysiące tych, którzy sprzedali swoje dusze za życia. Możemy wydostać ich z niewoli w zaświatach i sprawić, że będą wolni jak Tajganie. 

– Wszystko pięknie, Zuz – odezwał się Patryk. – Niezależnie jednak od tego, kim są Ludzie Cedyno i jakie umiejętności mają, nie możemy im zdradzić, kim my jesteśmy. 

– Nie musimy tego robić – odparła zdecydowanie Zuzka. – Wystarczy, że wytłumaczymy im, czym jest Guerra. Nie musimy zdradzać Ludziom Cedyno, że jesteśmy Guardianami. 

– To i tak zbyt ryzykowne – kategorycznie stwierdził Gabriel. – Poza tym wezmą nas za wariatów. 

– Wiedziałam, że to powiesz. Ale kto nie ryzykuje, ten nie ma. 

– Jesteś naprawdę zdeterminowana – podsumowała Lara. 

– Nigdy nie byłam bardziej. I z tego, co pamiętam, sama chciałaś się przekonać, co się dzieje z ludźmi, których życie przegrałaś. Teraz będziesz miała okazję się tego dowiedzieć. 

Larysa popatrzyła na Gabriela. Zuzka była tak pochłonięta swoimi sprawami, że nawet nie zauważyła, że jej przyjaciółka ma zaokrąglony brzuch. Chociaż tunika, którą dziś włożyła Larysa, zgrabnie go ukrywała. 

– Nie wiem, czy dam radę z wami pójść – powiedziała Lara. 

– Co ty chrzanisz? Dlaczego miałabyś nie dać rady? – obruszyła się Zuzka. 

– Będę bardzo zajęta. – Larysa przesunęła dłonią po luźnej sukience, podkreślając w ten sposób okrągły brzuch. 

Oczy Zuzki się rozszerzyły. 

– Czy to…? – Spojrzała na twarz przyjaciółki. – Czy ty zaciążyłaś? 

Lara się uśmiechnęła. 

– Spodziewamy się z Gabrielem dziecka. 

Zuzka ponownie przeniosła wzrok na brzuch przyjaciółki. 

– Ale numer. To wspaniale! – Złapała ją za ramiona, przyglądając się krągłościom. – Który to miesiąc? 

– Czwarty. 

Zuzka szybko przeliczyła w pamięci miesiące. 

– Czyli gitara gra. Twoje bejbi będzie miało trzy miesiące, gdy nadejdzie czas wyprawy. Zostawisz je z mamą i ruszamy na podbój Guerry. 

– Zuzanno, to za wcześnie na snucie takich planów… – odezwał się stanowczym tonem Gabriel. 

– E tam! Mama Lary zajmie się waszym bobasem, a wy ruszacie z nami. – Zuzka puściła do nich oko. – Trzeba to oblać. Idę po kilka browarów i popcorn, a wy zacznijcie już czytać bloga tego kolesia. Jeśli wszystko, o czym pisze, jest prawdą, musimy pozyskać go jako sojusznika. Nawet jeśli będzie to wymagać od groma zachodu i czasu. Skoro Bóg nic nie robi, by znieść niewolnictwo w Guerrze, my się tym zajmiemy. Nie odpuszczę cholernemu Iblisowi tego, jak wykorzystuje tych wszystkich biednych ludzi. Jak chce sobie wydobywać diamenty i ścinać drzewa cedrowe, niech najmie do pracy tych tentatorskich zbirów, a nie ludzi, którym życie i tak wystarczająco już dało w kość – podsumowała i wyszła. 

Gabriel popatrzył na Larysę i pokręcił głową. 

– Widzę, że Iblis porządnie zaszedł jej za skórę. Ona nie odpuści. 

– Wiem, a my musimy jej pomóc – przyznała Lara. – Zuzka jest zagubiona. Dużo przeszła. Podejrzewam, że pobyt w Guerrze i guardiańska posługa to było, i jest, dla niej za wiele. Ona nigdy nie potrafiła radzić sobie z emocjami. Zawsze była uparta, nieco złośliwa, stanowcza, ale nie aż tak. Myślę, że za tą fasadą odwagi, buńczuczności i determinacji kryją się ból, zgorzknienie, smutek, złość i poczucie niesprawiedliwości. Jeśli wyprawa do Guerry ma jej pomóc w uporaniu się z traumą, to chcę przy niej być. 

– Rozumiem, jednak wolałbym, kochanie, żebyś myślała teraz o dziecku. Nie ekscytowała się za mocno… 

– Tak, tak. Nic mi nie będzie. – Pocałowała go w policzek. – Czytaj, Gabrielu, co to za ludzie, ci Cedyno. 

Gabriel nachylił się nad komputerem i zaczął czytać na głos: 

– Nazwa koloru białego wywodzi się od prasłowiańskiego bhalam oznaczającego blask; czarnego od czyrnieca, rośliny barwiącej na czarno; fioletowy od fiołka; niebieski od barwy nieba; pomarańczowy od pomarańczy; zielony od ziela. Cedyno natomiast pochodzi od aury pierwszego z nas, który narodził się w chrześcijańskim roku tysiąc dziewięćset dziewięćdziesiątym piątym w Cedyni – niewielkim mieście wysuniętym najdalej na zachód Polski. Nim minie dwudziesty pierwszy wiek, wszystkie kraje staną się Zjednoczoną Nacją Walczącą o Przetrwanie. A my i nasi potomkowie będziemy stać na jej czele. Nie możemy doprowadzić do spustoszenia. Jesteśmy Ludźmi Cedyno, a oto geneza naszego przebudzenia. Przez tysiące lat agresorzy byli u władzy, nasi prekursorzy stali zaś u ich boku służąc radą, niwelując ich totalitarne zapędy, uwrażliwiając ich, by nie doprowadzili do tragedii. Ludzie, którzy wybrali ich na rządzących, byli ślepo zapatrzeni w ich autorytet, władczość, inteligencję. Nie dostrzegali tego, że brakowało im podstawowej cechy – wrażliwości. Nasi poprzednicy mieli jej aż nadto, mimo to wielokrotnie ponosili klęskę. Żaden z nich od początku istnienia świata nie był jednak w stanie zyskać tak wysokiego poziomu odporności na stres, odwagi, charyzmy, która przyciągałaby tłumy i potrafiła współistnieć z genem wrażliwości. Byli doradcami cesarzy, królów, prezydentów, ich żonami, służącymi, błaznami, grajkami, kochankami, wyroczniami, skrybami. Żaden z nich nigdy nie objął władzy, chociaż dzięki swojemu postrzeganiu świata mogli uczynić z Ziemi lepsze miejsce, żeby jej mieszkańcom żyło się lepiej. Nie wiedzieli wówczas, że gen wrażliwości czyni ich wyjątkowymi. Czuli intensywniej, widzieli więcej, przeżywali mocniej, kochali silniej, cierpieli zawsze bardziej niż inni. Niestety brak genu wytrzymałości sprawiał, że czuli się nieszczęśliwi, zapadali na choroby psychiczne, depresję, dopadały ich lęki, ławo było nimi manipulować i wykorzystywać. To się zmieniło wraz z dniem moich narodzin. Czekamy, aż nadejdzie moment, kiedy staniemy na czele ludzkości, by poprowadzić ją ku nowemu. Jesteśmy Wysłannikami Wszechświata. Mam na imię Jordan i jestem liderem Ludzi Cedyno. 

Polska pisarka wydająca pod pseudonimem. Pochodzi z urokliwej, leśnej miejscowości w okolicach Łodzi. Kocha książki, przyrodę, upalne, słoneczne dni i wycieczki rowerowe. Tworzy powieści z gatunku  romans, komedia romantyczna, erotyk, Young Adult, New Adult oraz fantasy. Uwodzi czytelników lekkim stylem, humorem, dużą dawką emocji, zwrotami akcji oraz niepowtarzalnymi bohaterami. Jej powieści niosą za sobą głębokie przesłanie, dzięki czemu pozostają na długo w sercach i pamięci czytelników.

Copyright © Melissa Darwood

Wydawnictwo Melissa Darwood

Wszelkie Prawa Zastrzeżone

Łódź 2023

Redakcja:

Agnieszka Świątczak

Korekta:

D. B. Foryś

Konwersja do formatu epub:

D. B. Foryś

Okładka:

Andrzej Komendziński

www.melissadarwood.com

[email protected]

Numer ISBN: 978-83-969167-5-4

Powieść jest wyłącznie fikcją literacką.

Wszelkie podobieństwo do prawdziwych postaci i zdarzeń jest przypadkowe.

Powieść dostępna jest w ebooku, audiobooku i wersji papierowej