Symetryści. Jak się pomaga autokratycznej władzy - Mariusz Janicki, Wiesław Władyka - ebook

Symetryści. Jak się pomaga autokratycznej władzy ebook

Mariusz Janicki, Wiesław Władyka

0,0
39,99 zł

lub
-50%
Zbieraj punkty w Klubie Mola Książkowego i kupuj ebooki, audiobooki oraz książki papierowe do 50% taniej.
Dowiedz się więcej.
Opis

Symetryści. Jak się pomaga autokratycznej władzy to analiza zjawiska symetryzmu wraz z odpowiedziami na pytania, kim są tytułowi symetryści, w jaki sposób wspierali rząd Zjednoczonej Prawicy i czy ponownie przyczynią się do zwycięstwa PiS w nadchodzących wyborach. Autorzy książki w 2016 roku, zaraz na początku rządów PiS, wprowadzili pojęcie symetryzmu do słownika języka politycznego. W ich ocenie PiS demolujący ład konstytucyjny, praworządność, media, system edukacyjny, prawa kobiet i prawa mniejszości nie mógł być traktowany na równi z innymi partiami politycznymi. Symetryści zaś – dziennikarze, komentatorzy, eksperci i wyborcy – nie dostrzegają wyjątkowości obecnej władzy i, jak twierdzą, zachowują równy, właśnie symetryczny dystans do wszystkich sił polskiej sceny politycznej, w efekcie jednak taki sam do demokratów jak do autokratów. Zdaniem autorów pojęcia symetryzmu, przyczyniło się to do „unormalniania” systemu, który jawnie odchodzi od zasad liberalnej demokracji. Książka pokazuje dzieje symetryzmu w ostatnich siedmiu latach i jest również zbiorczą polemiką z adwersarzami.Zawiera premierowy, niepublikowany wcześniej materiał, uzupełniony o kilka artykułów z tygodnika POLITYKA.

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi lub dowolnej aplikacji obsługującej format:

EPUB
MOBI

Liczba stron: 311

Oceny
0,0
0
0
0
0
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.

Popularność




BI­BLIO­TEKA PO­LI­TYKI
Ty­tuł: Sy­me­try­ści. Jak się po­maga au­to­kra­tycz­nej wła­dzy
Au­to­rzy: Ma­riusz Ja­nicki, Wie­sław Wła­dyka
© co­py­ri­ght by Ma­riusz Ja­nicki, 2023 © co­py­ri­ght by Wie­sław Wła­dyka, 2023 © co­py­ri­ght by PO­LI­TYKA Spółka z o.o. SKA, 2023
Zdję­cie na I okładce:© Ma­rek Kwiat­kow­ski Zdję­cie na IV okładce:© Le­szek Zych/PO­LI­TYKA
Re­dak­tor: Ja­cek Ko­wal­czyk
Pro­jekt okładki: Ma­rek Kwiat­kow­ski
Opra­co­wa­nie gra­ficzne, skład: Ja­nusz Fajto
Ko­rekta: Zo­fia Ko­zik, Pau­lina Wejt
Wy­da­nie I, War­szawa 2023
ISBN 978-83-958672-9-3
Wy­dawca: PO­LI­TYKA Sp. z o.o. SKA ul. Słu­pecka 6, 02-309 War­szawa e-mail:po­li­tyka@po­li­tyka.plwww.po­li­tyka.plsklep.po­li­tyka.pl
Kon­wer­sja: eLi­tera s.c.

Mal­wi­nie i Ru – M.J.

Dzie­ciom i Ich Dzie­ciom – W.W.

WSTĘP

Po­ję­cie „sy­me­try­zmu”, wpro­wa­dzone do pol­skiego ję­zyka po­li­tycz­nego przez Ma­riu­sza Ja­nic­kiego i Wie­sława Wła­dykę, zro­biło osza­ła­mia­jącą ka­rierę. W in­ter­ne­cie można zna­leźć dzie­siątki ty­sięcy od­wo­łań do tego ter­minu, o sy­me­try­zmie wy­po­wia­dają się pu­bli­cy­ści, na­ukowcy, po­li­tycy; słowo we­szło do ję­zyka po­tocz­nego, jest już także ha­słem w Wi­ki­pe­dii. Na­wia­sem mó­wiąc, w Wi­ki­pe­dii de­fi­ni­cja sy­me­try­zmu jest nie­zbyt udana, bo głosi, że „to po­stawa ide­olo­giczna za­kła­da­jąca, że każ­demu ne­ga­tyw­nemu zja­wi­sku za­wi­nio­nemu przez dany obóz po­li­tyczny na­leży spró­bo­wać prze­ciw­sta­wić ana­lo­giczne ne­ga­tywne zja­wi­sko za­wi­nione przez jego prze­ciw­ni­ków”. To aku­rat je­den, i to nie naj­cie­kaw­szy, prze­jaw po­stawy mo­ral­nej i men­tal­nej, któ­rej Ja­nicki i Wła­dyka po­świę­cili wiele tek­stów w „Po­li­tyce”, a te­raz całą książkę. Ostry spór wo­kół tego po­ję­cia po­twier­dza, że do­tknęło ono bo­le­śnie wielu tzw. li­de­rów opi­nii pu­blicz­nej, któ­rzy po­czuli się jego ad­re­sa­tami. Oskar­żano obu au­to­rów o to, że obiek­ty­wizm na­zy­wają opor­tu­ni­zmem, że pró­bują styg­ma­ty­zo­wać „nie­za­leż­nych po­li­tycz­nie” ko­men­ta­to­rów, „nie po­zwa­lają” na sto­so­wa­nie tej sa­mej, uczci­wej miary do obu stron pol­skiego sporu, pod­grze­wają wojnę ple­mion.

W tej książce Ja­nicki i Wła­dyka pre­cy­zyj­nie wy­ja­śniają swoje ro­zu­mie­nie po­ję­cia, które wy­pu­ścili w pu­bli­cy­styczny obieg, od­po­wia­dają na sta­wiane im za­rzuty, ale pi­szą też przej­mu­jący akt oskar­że­nia sy­me­try­stów. Główny za­rzut jest za­warty w pod­ty­tule „Jak się po­maga au­to­kra­tycz­nej wła­dzy”. Chyba wszy­scy, któ­rzy by­wają na­zy­wani lub sami z dumą na­zy­wają sie­bie sy­me­try­stami – uwa­żają się za szcze­rych de­mo­kra­tów, czę­sto de­kla­rują się jako zwo­len­nicy opo­zy­cji, kry­tycy roz­ma­itych błę­dów, nad­użyć i bru­tal­nego stylu upra­wia­nia po­li­tyki przez obecną wła­dzę. Ale jed­no­cze­śnie na sto spo­so­bów tę wła­dzę uspra­wie­dli­wiają, tłu­ma­czą, trak­tują jako nor­mal­nego, tyle że spryt­niej­szego od in­nych po­li­tycz­nego gra­cza. Po­tra­fią „obiek­tyw­nie oce­nić” suk­cesy rządu Zjed­no­czo­nej Pra­wicy (zwłasz­cza na tle „neo­li­be­ral­nych” rzą­dów po­przed­ni­ków), po­dzi­wiają spraw­ność wy­bor­czych kam­pa­nii Prawa i Spra­wie­dli­wo­ści, spo­łeczną in­tu­icję Ja­ro­sława Ka­czyń­skiego – który, nie­stety, ma też skłon­no­ści au­to­ry­tarne. W me­czu au­to­kra­cja vs de­mo­kra­cja sy­me­try­sta bę­dzie ki­bi­co­wał de­mo­kra­cji, ale przede wszyst­kim jest cie­kaw osta­tecz­nego wy­niku. Ja­nicki i Wła­dyka zna­ko­mi­cie ana­li­zują tę lo­gikę i re­to­rykę, roz­bi­jają gór­no­lotne sy­me­try­styczne fra­zesy, które, w osta­tecz­nym roz­ra­chunku – bez względu na in­ten­cje sa­mych „rów­no­dy­stan­sow­ców” – le­gi­ty­mi­zują do­ko­nu­jący się w Pol­sce au­to­ry­tarny prze­wrót. Po­li­tycz­nie stają się so­jusz­ni­kami PiS.

„Sy­me­try­ści” uka­zują się w samą porę, tuż przed wy­bo­rami, któ­rych naj­waż­niej­szej stawki nie po­winno się za­ma­zy­wać, roz­mie­niać na pro­gra­mowe czy ide­owe spory. To bę­dzie zde­rze­nie par­tii re­spek­tu­ją­cych za­sady li­be­ral­nej de­mo­kra­cji, tak jak zo­stały one opi­sane w pol­skiej kon­sty­tu­cji, ze zwo­len­ni­kami „de­mo­kra­cji su­we­ren­nej”, w któ­rej zwy­cięzca bie­rze (a wła­ści­wie już wziął) wszystko. Gdzie raz zdo­byta wła­dza, jak w 2015 r. przez PiS, staje się na­rzę­dziem jej roz­sze­rza­nia, utrzy­ma­nia, sa­mo­po­wie­la­nia. Ja­nicki i Wła­dyka mó­wią w książce – i w tym jed­nym miej­scu zbli­żają się do sy­me­try­stów – że z woli wy­bor­ców może rzą­dzić taka czy inna par­tia, z prawa czy z lewa, ze swoim pro­gra­mem, prio­ry­te­tami, ka­drami, byle w ra­mach tych sa­mych de­mo­kra­tycz­nych re­guł gry. „W ra­mach” to ważne dla Au­to­rów sfor­mu­ło­wa­nie. Kiedy upadł w Pol­sce ko­mu­nizm, przy­ję­li­śmy ustro­jowe re­guły za­chod­niego świata i sys­tem war­to­ści, na któ­rych zo­stały zbu­do­wane: wol­no­ści oso­bi­stej, roz­działu władz, rów­no­ści wo­bec prawa, wol­no­ści słowa, ochrony praw mniej­szo­ści – znamy ten ka­ta­log. To jest rama, która spaja współ­cze­sne plu­ra­li­styczne spo­łe­czeń­stwa, daje jed­nost­kom gwa­ran­cje bez­pie­czeń­stwa, a jed­no­cze­śnie wy­zna­cza gra­nice po­li­tycz­nej wła­dzy. PiS prze­kra­cza te gra­nice każ­dego dnia i nie może być trak­to­wany jako nor­malny, „sy­me­tryczny” uczest­nik gry, któ­rej za­sady od­rzu­cił.

Ma­riusz Ja­nicki i Wie­sław Wła­dyka mają szcze­gólne prawo, żeby ostrze­gać przed ba­na­li­zo­wa­niem nie­bez­pie­czeń­stwa, ja­kim by­łaby kon­ty­nu­acja obec­nych rzą­dów. W pol­skiej pu­bli­cy­styce są bo­daj naj­lep­szymi pi­so­znaw­cami. Ich dwie po­przed­nie książki: wy­dane w 2007 r. „Cień wiel­kiego brata. Ide­olo­gia i prak­tyka IV RP” i „Brat bez brata” z roku 2019, to kla­syczne już dziś po­zy­cje, ana­li­zu­jące fe­no­men pol­skiego po­pu­li­zmu wer­sji Ka­czyń­skiego. Jako jedni z nie­licz­nych ostrze­gali w cza­sach rzą­dów Do­nalda Tu­ska, że PiS nie zo­stał po­ko­nany w 2007 ani w 2011 r., prze­ciw­nie, ro­śnie w siłę, zmie­nia się, szy­kuje się na po­wrót do wła­dzy. „Sy­me­try­ści” do­my­kają ten książ­kowy cykl, są ostat­nią prze­strogą, we­zwa­niem do po­wszech­nej mo­bi­li­za­cji w obro­nie za­gro­żo­nej dziś de­mo­kra­cji. Mimo ostrych, przy­krych dla ad­re­sa­tów, pi­sa­nych z pa­sją po­le­mik ta książka jest także ręką wy­cią­gniętą w stronę sy­me­try­stów. Za mo­ment mo­żemy się znowu róż­nić, spie­rać, ale naj­pierw trzeba wy­grać z tymi, któ­rzy de­mo­kra­cji chcą użyć do jej nisz­cze­nia. Tu Au­to­rzy są na pewno stron­ni­czy: mię­dzy au­to­ry­ta­ry­zmem i de­mo­kra­cją nie ma żad­nej sy­me­trii. Ważna, ory­gi­nalna, bar­dzo cie­kawa książka.

Je­rzy Ba­czyń­ski

SŁOWO NA PO­CZĄ­TEK

Ob­ser­wu­jemy ży­cie po­li­tyczne w Pol­sce od wielu lat. Stwo­rzy­li­śmy pu­bli­cy­styczny duet je­sie­nią 2005 r., kiedy do wła­dzy po raz pierw­szy do­szła siła od­mienna niż wszyst­kie wcze­śniej po 1989 r. Prawo i Spra­wie­dli­wość, par­tia Ja­ro­sława Ka­czyń­skiego, od po­czątku nie ukry­wało, że jest cał­ko­wi­cie różne od po­przed­ni­ków i się tym wręcz szczy­ciło. To nie była zwy­kła zmiana rzą­dów, ale zu­peł­nie nowa sy­tu­acja ustro­jowa. Nie wszy­scy wtedy to do­strze­gli, tak jak, co jesz­cze dziw­niej­sze, na­wet w 2015 r., przy dru­giej od­sło­nie PiS u ste­rów pań­stwa.

My wie­dzie­li­śmy, że mamy do czy­nie­nia ze zja­wi­skiem ja­ko­ściowo no­wym, nie­bez­piecz­nym dla de­mo­kra­tycz­nego sys­temu i nie­prze­wi­dy­wal­nym w po­li­tycz­nej prak­tyce. Za­czę­li­śmy je za­tem re­gu­lar­nie opi­sy­wać, po­ka­zu­jąc pro­cesy, pra­wi­dło­wo­ści, dzia­ła­nia, także nar­ra­cje i mity no­wej ekipy; we­szli­śmy w rolę swo­istych kro­ni­ka­rzy i ko­men­ta­to­rów tego nie­zwy­kłego po­li­tycz­nego i spo­łecz­nego pro­cesu. Wtedy PiS był u progu swo­jej po­tęgi i wpły­wów, po­peł­niał wiele błę­dów wi­ze­run­ko­wych, uży­wał opo­wie­ści ze sta­rej epoki (tzw. układ, na co od­po­wie­dzią mia­łaby być IV RP), wdał się w kar­ko­łomne alianse z Sa­mo­obroną i LPR. W efek­cie w 2007 r. PiS prze­grał z Plat­formą Oby­wa­tel­ską, która za­pro­po­no­wała inną opo­wieść: o no­wo­cze­snej, eu­ro­pej­skiej, od­ide­olo­gi­zo­wa­nej Pol­sce. Przed tam­tymi wy­bo­rami uka­zała się na­sza książka „Cień wiel­kiego brata. Ide­olo­gia i prak­tyka IV RP”, gdzie opi­sa­li­śmy do­kład­nie, na czym po­lega istota prze­kazu for­ma­cji Ka­czyń­skiego, na ja­kiej opiera się ak­sjo­lo­gii, ja­kich chwy­tów używa, o co mu wła­ści­wie cho­dzi. Kiedy dzi­siaj za­glą­damy do tam­tych tek­stów, zdu­miewa nas, jak wiele wąt­ków po­wtó­rzyło się po la­tach. Już wtedy Ka­czyń­ski po­ka­zał swoje po­li­tyczne me­tody, główne cele, ca­ło­ściową wi­zję sys­temu, wszyst­kie ob­se­sje i emo­cje. Jed­nak wtedy po­trak­to­wano to po­wszech­nie jako po­li­tyczne ku­rio­zum, smętny etap w hi­sto­rii kraju, który się szczę­śli­wie za­koń­czył wraz ze zwy­cię­stwem Plat­formy Oby­wa­tel­skiej w 2007 r. 

Nie uwie­rzy­li­śmy w tę opty­mi­styczną wer­sję. Przez osiem lat rzą­dów PO wraz z PSL po 2007 r. wie­lo­krot­nie, w ko­lej­nych tek­stach, zwra­ca­li­śmy uwagę, że zbu­do­wana ba­riera, ma­jąca za­bez­pie­czyć przed po­wro­tem PiS do wła­dzy, jest zbyt kru­cha, nie sięga kul­tu­ro­wych ko­rzeni kon­fliktu, jaki się ujaw­nił aku­rat po wstą­pie­niu Pol­ski do Unii Eu­ro­pej­skiej. Ode­zwały się echa trans­for­ma­cji z po­czątku lat 90., PiS pod­grze­wał „stare krzywdy”, to wciąż ist­niało w prze­strzeni pu­blicz­nej. Nar­ra­cja Plat­formy przez kilka lat się spraw­dzała, lu­dzie byli zmę­czeni awan­tu­rami i go­rączką pierw­szych rzą­dów PiS, chcieli od­po­cząć. Ale szybko się to zmie­niło, co nowa wła­dza nie dość do­brze do­strze­gła.

Po wy­bo­rach w 2011 r. sy­tu­acja rzą­dów Do­nalda Tu­ska za­częła się po­gar­szać. Świa­towy kry­zys fi­nan­sowy, który wy­buchł w 2008 r., koń­czył się, ale rząd PO zda­wał się tego nie do­strze­gać, trwał w stu­po­rze, w stra­chli­wej trau­mie. Plat­forma za­częła się ko­ja­rzyć z oszczęd­no­ściami, mar­nymi pen­sjami, za­mro­że­niem płac w bu­dże­tówce, może i roz­wo­jem in­fra­struk­tury, ale też biedą oby­wa­teli i ja­kimś ogól­nym ma­ra­zmem. Obo­wią­zy­wała jed­nak dok­tryna, że PiS już na pewno nie wróci do wła­dzy, bo zmie­niła się struk­tura spo­łe­czeń­stwa, do­ro­sły młode rocz­niki, Unia Eu­ro­pej­ska robi swoje itd. W jed­nym z tek­stów z tam­tego okresu ostrze­ga­li­śmy, że to nie­bez­pieczny mit, że PiS ma wciąż duży po­ten­cjał i może po­ko­nać Plat­formę. I w wy­bo­rach 2015 r. to zro­bił.

W 2019 r. wy­da­li­śmy książkę „Brat bez brata. Do­kąd pro­wa­dzi Pol­skę Ja­ro­sław Ka­czyń­ski”, jako pod­su­mo­wa­nie dru­giej – po okre­sie 2005–2007 – od­słony rzą­dów pra­wi­co­wego li­dera. Speł­niły się wszyst­kie na­sze prze­po­wied­nie i ostrze­że­nia. PiS nie wró­cił ła­god­niej­szy, tylko spryt­niej­szy i bar­dziej bez­względny. Za­czął tam, gdzie mu prze­rwano w 2007 r. – od de­mon­tażu Try­bu­nału Kon­sty­tu­cyj­nego, po­tem wziął się za pro­ku­ra­turę, są­dow­nic­two, Sąd Naj­wyż­szy, me­dia itd. Ta pierw­sza ka­den­cja dru­giej od­słony upły­nęła na nie­mal co­dzien­nych awan­tu­rach, afe­rach, ustro­jo­wych de­lik­tach, ła­ma­niu za­sad pra­wo­rząd­no­ści.

O ile jed­nak pierw­sze rządy Ka­czyń­skiego z po­łowy lat 2000., znacz­nie w su­mie ła­god­niej­sze i mniej tok­syczne dla Pol­ski, na­po­ty­kały dość zde­cy­do­wany opór strony li­be­ralno-de­mo­kra­tycz­nej, o tyle ra­dy­kalna i bez­par­do­nowa druga wer­sja spo­ty­kała się w wielu miej­scach z wy­ro­zu­mia­ło­ścią, ba­ga­te­li­zo­wa­niem, świa­do­mym nie­do­strze­ga­niem sys­te­mo­wych za­gro­żeń. To rów­nież dla­tego PiS w 2019 r. prze­dłu­żył swoje rządy na ko­lejną ka­den­cję, spo­łe­czeń­stwo pod­biło Ka­czyń­skiemu le­gi­ty­ma­cję na na­stępne cztery lata.

To zja­wi­sko wy­dało nam się tak nie­zwy­kłe, że po­sta­no­wi­li­śmy do­koń­czyć nasz tryp­tyk wła­śnie tym te­ma­tem – stąd książka, którą mają Pań­stwo w ręku: „Sy­me­try­ści. Jak się po­maga au­to­kra­tycz­nej wła­dzy”. Różni się ona jed­nak istot­nie od dwóch po­przed­nich. Tamte były przede wszyst­kim zbio­rami na­szych tek­stów pu­bli­ko­wa­nych w „Po­li­tyce”. Ta obecna jest cał­ko­wi­cie no­wym ma­te­ria­łem, który ni­g­dzie wcze­śniej się nie uka­zał, uzu­peł­nio­nym kil­koma tek­stami z ty­go­dnika, wią­żą­cymi się z głów­nym te­ma­tem.

Dla­czego opi­sa­nie tego fe­no­menu „wy­ba­cza­nia” au­to­kra­tom jest tak istotne? Suk­cesy po­li­tyczne, ja­kie PiS od­no­sił od czasu kam­pa­nii w 2015 r., nie by­łyby moż­liwe tylko za sprawą dzia­ła­czy tej par­tii i jej wy­bor­ców. Ugru­po­wa­nie Ja­ro­sława Ka­czyń­skiego w su­mie już od dawna ko­rzy­sta ze spe­cy­ficz­nej ochrony, dar­mo­wego wspar­cia wielu przed­sta­wi­cieli tzw. dru­giej strony pol­skiego me­ga­kon­fliktu, trwa­ją­cego od 2005 r., od pierw­szych rzą­dów PiS. Teo­re­tycz­nie do­strze­gają oni an­ty­de­mo­kra­tyczne ten­den­cje w par­tii Ka­czyń­skiego, nie uspra­wie­dli­wiają ich en bloc, wy­rwani do od­po­wie­dzi niby po­zo­stają kry­ty­kami obozu wła­dzy.

Ale jed­no­cze­śnie stale i kon­se­kwent­nie roz­my­wają kon­tury wiel­kiego sporu o ustrój pań­stwa, re­la­ty­wi­zują oceny, po­rzu­cają sys­te­mowe war­to­ści w imię tzw. obiek­ty­wi­zmu, trak­tu­jąc walkę o de­mo­kra­tyczne pryn­cy­pia jak pa­sjo­nu­jącą grę, gdzie „niech wy­gra lep­szy”. Czyli sku­tecz­niej­szy, może bar­dziej bez­względny, spryt­niej­szy, po­zba­wiony skru­pu­łów. Bo w grun­cie rze­czy, ich zda­niem, obaj za­wod­nicy tego po­je­dynku na wi­zje pań­stwa po­winni mieć ta­kie same względy, tego wy­maga przy­zwo­itość bez­stron­nego ob­ser­wa­tora. Ra­cja leży gdzieś po­środku, w ja­kiejś „sza­rej stre­fie”, jakby z kłam­stwa i prawdy dało się wy­cią­gnąć śred­nią. To nie­ustanne kwe­stio­no­wa­nie rangi star­cia, pod­wa­ża­nie wy­róż­nio­nej roli, także mo­ral­nej, obroń­ców de­mo­kra­tycz­nego po­rządku w Pol­sce stało się ugrun­to­wa­nym, prak­ty­ko­wa­nym przez wielu – i to z upodo­ba­niem – zja­wi­skiem, które wpły­nęło na pol­ską rze­czy­wi­stość. Poza roz­mięk­cza­niem ocen eks­ce­sów PiS miało to jesz­cze je­den istotny sku­tek: zna­cząco osła­biało an­ty­pi­sow­ską opo­zy­cję. Spro­wa­dzało ją do roli zwy­kłego gra­cza, ba­nal­nego uczest­nika ru­ty­no­wego po­li­tycz­nego star­cia, które może się za­koń­czyć tak lub ina­czej i każdy spo­łeczny wer­dykt bę­dzie do­bry.

Ta sy­tu­acja „gry” jest wy­jąt­kowo uży­teczna dla PiS, bo nie­jed­no­znaczna, nie­ja­sna, a przez to tym bar­dziej sku­teczna i uży­teczna. Po­li­tycy PiS mogą po­wie­dzieć: prze­cież nikt nas nie chwali, a je­dy­nie obiek­tyw­nie oce­nia, tak jak in­nych, to re­ali­za­cja po­stu­latu rów­no­ści, kwin­te­sen­cja de­mo­kra­cji. For­ma­cja Ka­czyń­skiego, która już po pierw­szym okre­sie wła­dzy w la­tach 2005–2007 po­winna mieć sta­tus ugru­po­wa­nia „spe­cjal­nej tro­ski”, w spo­sób oczy­wi­sty wy­ła­mu­ją­cego się z de­mo­kra­tycz­nych stan­dar­dów, w 2015 r. do­stała nie tylko akt wy­ba­cze­nia, po­twier­dzony w 2019 r., ale wręcz ta­ryfę ulgową. PiS za­czął być znowu do­bry, po­nie­waż za złą zo­stała uznana do­ży­wot­nio Plat­forma Oby­wa­tel­ska. Bo to „równe trak­to­wa­nie”, ja­kie wy­wal­czył so­bie PiS, co trudno po­jąć, było w isto­cie fa­wo­ry­zo­wa­niem par­tii Ka­czyń­skiego. To ona była tak na­prawdę lep­sza, no­wo­cze­śniej­sza, ogar­nięta, pro­spo­łeczna, spraw­cza i sku­teczna. Pa­trzono na nią przez oku­lary z fil­trem, przez które było wi­dać nie Ma­cie­re­wi­cza, Su­skiego, Czarnka, Paw­ło­wicz, Pio­tro­wi­cza, Tar­czyń­skiego, Bru­dziń­skiego, Ter­lec­kiego, a na­wet Ka­czyń­skiego, ale Dudę, Mo­ra­wiec­kiego, Dwor­czyka i wielu „mło­dych, zdol­nych wi­ce­mi­ni­strów”. Ci, do­dajmy, pra­co­wali z za­pa­łem na po­wo­dze­nie tego sa­mego sys­temu, któ­rym nie­zmien­nie rzą­dzi Ka­czyń­ski, a który do­pro­wa­dził do zde­mo­lo­wa­nia trój­po­działu władz.

Par­tia Ka­czyń­skiego, obu­do­wana ekipą zdol­nych spe­cja­li­stów od po­li­tycz­nego mar­ke­tingu, oka­zała się nie­zwy­kle sprawna w ma­ni­pu­lo­wa­niu opi­niami nie tylko swo­jego na­tu­ral­nego kręgu od­bior­ców, ale także od­czu­ciami i prze­ko­na­niami wielu prze­ciw­ni­ków. Wchła­niali oni, i na­dal to ro­bią, su­flo­wane przez PiS prze­kazy, go­towi ich bro­nić jak swo­ich wła­snych. Nie po­tra­fili lub nie chcieli do­strzec, jak dra­ma­tycz­nie zmie­niła się sy­tu­acja w Pol­sce po 2015 r. Ro­zu­mo­wali, dzia­łali i pi­sali tak, jak gdyby tego prze­łomu nie było, jakby na­dal obo­wią­zy­wał nie­zmie­niony, de­mo­kra­tyczny sys­tem pań­stwa prawa.

Trwała i trwa do te­raz spe­cy­ficzna hip­noza po­łą­czona z amne­zją, któ­rej ni­gdy nie mo­gli­śmy zro­zu­mieć, po­strze­ga­jąc swoją rolę jako dzien­ni­kar­ską, pu­bli­cy­styczną, ale też oby­wa­tel­ską. Uwa­żamy, że swoje za­wody, także dzien­ni­kar­ski, upra­wia się w pew­nych ak­sjo­lo­gicz­nych ra­mach, etycz­nych gra­ni­cach, gdzie obo­wią­zują cy­wi­li­zo­wane re­guły, nie­skrę­po­wa­nie dzia­łają kon­tro­lne in­sty­tu­cje, sądy, try­bu­nały, me­dia, gdzie pa­nuje swo­boda dzia­łań na­uko­wych i twór­czych. W nie­pra­wo­rząd­nym pań­stwie wiele za­wo­dów traci pier­wotny sens: sę­dzio­wie, ad­wo­kaci, le­ka­rze, po­li­cjanci, funk­cjo­na­riu­sze służb, urzęd­nicy, ar­ty­ści, na­uczy­ciele, aka­de­micy i wielu in­nych może ja­koś dzia­łać na­wet w opre­syj­nym sys­te­mie. Ale wów­czas ich po­win­no­ścią jest dą­że­nie do usta­no­wie­nia ta­kich wa­run­ków, aby wy­ko­ny­wać swój za­wód z pełną swo­bodą i god­no­ścią. Do­ty­czy to rów­nież dzien­ni­ka­rzy. Czy na­prawdę mają „bez­stron­nie”, „z rów­nym dy­stan­sem” opi­sy­wać próby zdła­wie­nia wol­no­ści słowa, czyli wła­sne znie­wo­le­nie?

Na­wet trzy­ma­jąc się tej mod­nej me­ta­fory „gry”, spra­wie­dli­wie i bez­stron­nie można oce­niać roz­grywkę, która trzyma się wy­zna­czo­nych przed roz­po­czę­ciem gry za­sad. Ale je­śli ktoś prze­sta­wia bramki, prze­ma­lo­wuje li­nie i ma sę­dziego po swo­jej stro­nie, w isto­cie nie jest uczest­ni­kiem gry i nie po­wi­nien li­czyć na ta­kie samo trak­to­wa­nie jak druga dru­żyna. A cisi po­plecz­nicy Ka­czyń­skiego z tzw. de­mo­kra­tycz­nej strony wła­śnie ta­kie równe trak­to­wa­nie pro­po­nują i uwa­żają to za po­wód do dumy, swoje osią­gnię­cie. Na­zwa­li­śmy ich sy­me­try­stami. Zna­cze­nie sy­me­try­zmu dla pod­trzy­my­wa­nia i umac­nia­nia wła­dzy PiS od 2015 r. jest nie do prze­ce­nie­nia.

NIE STRASZ­CIE PIS-EM

Po­ję­cie sy­me­try­zmu wpro­wa­dzi­li­śmy do po­li­tycz­nego ję­zyka w maju 2016 r. na ła­mach ty­go­dnika „Po­li­tyka”. To okres już po pierw­szej fali po­za­kon­sty­tu­cyj­nych zmian ustro­jo­wych wdra­ża­nych przez PiS, do­ty­czą­cych zwłasz­cza Try­bu­nału Kon­sty­tu­cyj­nego; inne tzw. re­formy są­dow­nic­twa były w przy­go­to­wa­niu, a ich kul­mi­na­cja na­stą­piła rok póź­niej. Warto przy­po­mnieć so­bie tam­ten czas, z jego at­mos­ferą, cha­osem, zdu­mie­niem, także prze­ra­że­niem, aby le­piej zro­zu­mieć kon­tekst, w ja­kim po­ja­wiło się okre­śle­nie sy­me­try­zmu. Było to kilka mie­sięcy po wy­bo­rach w 2015 r., kiedy PiS, w for­mule Zjed­no­czo­nej Pra­wicy, uzy­skał bez­względną więk­szość w Sej­mie. Pierw­szy raz w III RP jedno ugru­po­wa­nie zdo­było po­nad po­łowę miejsc w Sej­mie, i od razu była to par­tia, która po­sta­no­wiła „zmie­nić wszystko”.

Drogę do tego suk­cesu for­ma­cji Ja­ro­sława Ka­czyń­skiego uto­ro­wało zwy­cię­stwo An­drzeja Dudy w wy­bo­rach pre­zy­denc­kich w tym sa­mym roku. Wła­śnie w kam­pa­nii pre­zy­denc­kiej ujaw­niło się coś, co można na­zwać „pre­sy­me­try­zmem”, który po­tem wy­kształ­cił się w swoją pełną po­stać. Duda po pro­stu za­chwy­cił wielu wy­bor­ców, eks­per­tów i dzien­ni­ka­rzy, któ­rzy wcze­śniej dość mocno stali po stro­nie li­be­ralno-de­mo­kra­tycz­nego mo­delu pań­stwa. Zło­żyło się na to wiele przy­czyn: uwiąd rzą­dów Plat­formy, bar­dzo słaba kam­pa­nia Bro­ni­sława Ko­mo­row­skiego, nie­złe zdol­no­ści ora­tor­skie kan­dy­data PiS, za­po­mi­na­nie czasu rzą­dów PiS z lat 2005–2007, znu­dze­nie sta­rymi po­li­tycz­nymi twa­rzami, zwy­kła cie­ka­wość zmiany, za­pewne także prze­kora itd. Ale nie tylko.

Po ośmiu la­tach „cie­płej wody w kra­nie”, jak na­zy­wano rządy PO-PSL, wielu Po­la­kom wy­da­wało się, że kraj znaj­duje się już w bez­piecz­nej stre­fie ugrun­to­wa­nej de­mo­kra­cji, z za­bez­pie­cze­niami w NATO (od 1999 r.) i Unii Eu­ro­pej­skiej (od 2004 r.). Po­przed­nie rządy mo­gły się wy­da­wać nie­ru­chawe, ba­nalne, może na­wet nie­udolne, za mało „da­wały”, ale nie ko­ja­rzyły się z ustro­jową re­wo­lu­cją, zmia­nami pod­staw praw­nych pań­stwa, co za­dzia­łało znie­czu­la­jąco i usy­pia­jąco. Po­nadto okres wła­dzy PiS z lat 2005–2007 także bar­dziej pa­mię­tano jako czas awan­tur i kom­pro­mi­ta­cji niż otwar­tego za­ma­chu na de­mo­kra­cję, bo na głęb­sze zmiany Ka­czyń­ski nie miał wów­czas od­po­wied­niej sej­mo­wej więk­szo­ści. Nie mógł roz­wi­nąć skrzy­deł, choć jego za­miar zmiany mo­delu „de­mo­kra­cji” był na­dal ak­tu­alny. Li­der PiS sko­rzy­stał z faktu, że mało kto już ten plan pa­mię­tał. Atu­tem oka­zała się też jego dawna sła­bość i nie­sku­tecz­ność.

W ta­kich oko­licz­no­ściach zmiana wła­dzy nie ja­wiła się jako zda­rze­nie szcze­gól­nie dra­ma­tyczne, które może nieść dra­styczne skutki dla sys­temu pań­stwa. Dla­tego PiS, po­mimo wra­ca­ją­cego fa­lami smo­leń­skiego sza­leń­stwa, nie zda­wał się już taki groźny, prze­szedł kwa­ran­tannę i w opi­nii wielu nada­wał się już jako zmien­nik do steru rzą­dów. Je­śli były jesz­cze ja­kieś wąt­pli­wo­ści, roz­wiał je wła­śnie wy­cią­gnięty z ka­pe­lu­sza An­drzej Duda (po­ja­wiły się tezy, że w wy­bo­rze kan­dy­data PiS brała udział ame­ry­kań­ska agen­cja pia­rowa). Wzbu­dził on za­in­te­re­so­wa­nie także na za­sa­dzie kon­tra­stu, jako nie­ocze­ki­wa­nie ludzka twarz par­tii, która miała fa­talną le­gendę. Może więc i ta zła opo­wieść o PiS na­daje się już do ko­sza – my­ślano, może kol­por­tuje ją Plat­forma i chce tę wi­zję wmu­sić in­nym – tak prze­bie­gało ro­zu­mo­wa­nie du­żych grup wy­bor­ców.

Je­żeli na­zy­wamy to pre­sy­me­try­zmem, to w tym sen­sie, że Dudę za­częto uwa­żać za nor­mal­nego kan­dy­data ugru­po­wa­nia, które prze­staje się nie­ko­rzyst­nie ko­ja­rzyć. Na­stała wręcz moda na chwa­le­nie Dudy, a ata­ko­wa­nie Ko­mo­row­skiego. Cho­ciaż Duda re­pre­zen­to­wał par­tię jaw­nie, kul­tu­rowo an­ty­unijną, pod­wa­ża­jącą za­chodni mo­del de­mo­kra­cji, nie­kry­jącą się z za­mia­rami prze­ję­cia wszyst­kich in­sty­tu­cji pań­stwa, głę­boko kon­ser­wa­tywną kul­tu­rowo i oby­cza­jowo, de­mon­stru­jącą swoje na­ro­dowo-ka­to­lic­kie ob­li­cze. Ko­mo­row­ski zaś, mimo wi­ze­runku star­szego, mało dy­na­micz­nego tra­dy­cjo­na­li­sty, był jed­nak kan­dy­da­tem par­tii pro­eu­ro­pej­skiej, mo­der­ni­za­cyj­nej, któ­rej szef ob­jął nie­dawno jedną z naj­waż­niej­szych funk­cji w Unii. Ale na­wet nie­któ­rzy przed­sta­wi­ciele śro­do­wi­ska LGBT pu­blicz­nie ogło­sili, że będą gło­so­wać na An­drzeja Dudę, co w świe­tle wy­po­wie­dzi kan­dy­data PiS o mniej­szo­ściach sek­su­al­nych pięć lat póź­niej, w kam­pa­nii w 2020 r., a także sto­sunku ca­łej na­ro­do­wej pra­wicy do tej mniej­szo­ści – za­krawa na skrajną na­iw­ność.

Pań­stwo – poza in­nymi aspek­tami – to ustro­jowa rama i bie­żąca po­li­tyczna za­war­tość. W 2015 r. z nie­ja­snych przy­czyn uznano, że rama jest już tak so­lidna, że w jej ob­rę­bie można ro­bić wszystko. Py­ta­nie jed­nak, kto ma pil­no­wać ramy, kiedy inni po­sta­no­wili „po­sza­leć”. To wła­śnie zo­stało zlek­ce­wa­żone. Ta bez­tro­ska ujaw­nia­jąca się w po­par­ciu w wy­bo­rach naj­pierw Dudy, a po­tem PiS była wręcz de­mon­stra­cyjna. Można było usły­szeć: je­żeli ży­jemy w nor­mal­nym kraju, to bę­dziemy gło­so­wać, na kogo chcemy, prze­cież sami mó­wi­cie, że na tym po­lega de­mo­kra­cja.

Nie tylko my, także inni ko­men­ta­to­rzy ostrze­gali wów­czas, że sy­tu­acja nie jest jesz­cze sta­bilna, że PiS się nie zmie­nił, a wręcz za­ostrzył swoje pro­gra­mowe po­stu­laty, co wi­dać choćby w pro­jek­cie kon­sty­tu­cji au­tor­stwa tej par­tii. Że Ja­ro­sław Ka­czyń­ski wiele prze­my­ślał przez osiem lat od­sta­wie­nia od wła­dzy, zro­zu­miał pia­rowe błędy z okresu rzą­dów i te­raz wraca znacz­nie le­piej przy­go­to­wany do re­ali­za­cji swo­jej wi­zji Pol­ski, wciąż tej sa­mej. Czyli je­śli coś się zmie­niło, to na gor­sze, bo te­raz nad­cho­dzi wer­sja turbo tego, co było dzie­sięć lat wcze­śniej.

Choć wy­daje się to dzi­siaj nie­praw­do­po­dobne, mało kto chciał wtedy słu­chać tych prze­stróg. Za­pa­no­wała ja­kaś zbio­rowa ha­lu­cy­na­cja, na za­sa­dzie: niech się dzieje, co chce, byle było ina­czej. Jakby ujaw­niła się ja­kaś pod­sta­wowa nie­doj­rza­łość ca­łych grup spo­łecz­nych, brak szer­szego spoj­rze­nia, ko­ja­rze­nia fak­tów z róż­nych po­zio­mów, wtórny po­li­tyczny anal­fa­be­tyzm. De­mo­kra­tyczne ide­ały z po­czątku lat 90., czasu bu­dowy nie­za­leż­nych in­sty­tu­cji, etos kry­tycz­nego in­te­li­genta, wy­czu­lo­nego na au­to­ry­tarne za­pa­chy – to wszystko na­gle za­częło zni­kać w szyb­kim tem­pie na wi­dok ba­lo­ni­ków na kon­wen­cji wy­bor­czej An­drzeja Dudy. Nie miej­sce tu, aby wy­mie­niać tych wów­czas „za­uro­czo­nych”, któ­rzy po­wta­rzali „nie strasz­cie PiS-em”. Część z nich po la­tach po­ka­jała się za uwie­rze­nie w nową twarz PiS. Ale trudno im współ­czuć, je­żeli inni wie­dzieli od po­czątku to, do czego lu­dzie spod ha­sła „nie strasz­cie” mu­sieli długo i mo­zol­nie do­cho­dzić, i to jesz­cze uwa­ża­jąc się za osoby świet­nie po­li­tycz­nie zo­rien­to­wane.

To prawda, że kam­pa­nie wy­bor­cze PiS w 2015 r., ale także w 2019 r., były bar­dzo zręczne i prze­my­ślane. No­wa­tor­skim, zbu­do­wa­nym we­dług naj­now­szych tech­no­lo­gii me­to­dom per­swa­zji, ja­kie za­ser­wo­wała par­tia Ka­czyń­skiego, mo­gli jed­nak pod­da­wać się prze­ciętni wy­borcy, nie­wta­jem­ni­czeni w za­sady so­cjo­tech­niki i mar­ke­tingu. Ale fakt, że tym pia­ro­wym chwy­tom ule­gło wielu do­świad­czo­nych pu­bli­cy­stów, ko­men­ta­to­rów, także eks­per­tów i ce­nio­nych osób pu­blicz­nych, jest dla nich głę­boko kom­pro­mi­tu­jący – tak uwa­żamy i zda­nia nie zmie­nimy. To za nimi po­szło wielu wy­bor­ców i w efek­cie zmie­nili sys­tem pań­stwa, od­da­la­jąc Pol­skę od eu­ro­pej­skiego ma­in­stre­amu i stan­dardu, na­ra­ża­jąc ją na fi­nan­sowe straty, po­wo­du­jąc chaos w są­dow­nic­twie, umoż­li­wia­jąc za­mach na bez­stronną edu­ka­cję, po­zwa­la­jąc na nie­spo­ty­kany wcze­śniej ne­po­tyzm i prze­ję­cie wszel­kich moż­li­wych po­sad.

Mó­wie­nie o wi­nie elek­to­ratu nie jest po­pu­larne, bo obo­wią­zuje dok­tryna, że wy­borcy są za­wsze nie­winni, mają prawo wy­brać każ­dego, kogo do­pu­ści na li­sty wy­bor­cze PKW (do tego wątku wra­camy da­lej). Ale od­po­wie­dzial­ność na pewno po­no­szą tzw. li­de­rzy opi­nii róż­nej rangi, pre­kur­so­rzy sy­me­try­zmu, któ­rzy nie umieli wznieść się po­nad swoje su­biek­tywne od­czu­cia, na­stroje, in­fan­tylne ocze­ki­wa­nia, tylko bu­do­wali at­mos­ferę „nor­mal­no­ści”. W ta­kiej mi­łej at­mos­fe­rze Be­ata Szy­dło wy­da­wała im się lep­sza od Ewy Ko­pacz, a An­drzej Duda od Bro­ni­sława Ko­mo­row­skiego. Im­pre­sje oka­zały się waż­niej­sze niż głęb­sze prze­ko­na­nia i in­tu­icje, prze­kora prze­wa­żyła nad do­świad­cze­niem i pa­mię­cią.

PiS nie był aż tak trudny do roz­szy­fro­wa­nia. Od czasu Po­ro­zu­mie­nia Cen­trum za­ło­żo­nego na po­czątku lat 90., a już zwłasz­cza od rzą­dów PiS w na­stęp­nej de­ka­dzie, cel Ka­czyń­skiego był oczy­wi­sty. To tzw. de­mo­kra­cja więk­szo­ściowa, „pod­mio­towa”, „su­we­renna”. W tej „su­we­ren­no­ści” w isto­cie nie cho­dzi, wbrew po­zo­rom, o obronę nie­za­leż­no­ści pań­stwa wo­bec ja­kichś wro­gich, ze­wnętrz­nych in­ge­ren­cji. Cho­dzi o nie­za­leż­ność we­wnętrzną: od opo­zy­cji, in­sty­tu­cji kon­tro­l­nych, re­gu­la­cji kon­sty­tu­cyj­nych, są­dów i uzna­wa­nych do­tąd zwy­cza­jo­wych re­guł. De­mo­kra­cja su­we­renna, więk­szo­ściowa po­lega na tym, że zwy­cięzca wy­bo­rów nie uznaje żad­nych ogra­ni­czeń w spra­wo­wa­niu rzą­dów, zwłasz­cza trój­po­działu władz (pi­szemy o tym wię­cej w dal­szej czę­ści książki). To dla­tego PiS za­czął swoją pierw­szą ka­den­cję w 2015 r. od walki z TK, Są­dem Naj­wyż­szym, sę­dziami są­dów po­wszech­nych – bo to wła­dza są­dow­ni­cza, wciąż „sta­wia­jąca się”, nie po­zwa­lała na cał­ko­wite prze­ję­cie wła­dzy. Nie prze­strze­ga­jąc re­guł w Sej­mie, par­tia Ka­czyń­skiego nie­ustan­nie pró­bo­wała też zmie­nić układ sił w Se­na­cie i od 2019 r. po­lo­wała na mar­szałka tej izby – bo to wła­dza usta­wo­daw­cza, która po­winna być bez­pro­ble­mo­wym ele­men­tem „ośrodka dys­po­zy­cji po­li­tycz­nej” przy No­wo­grodz­kiej.

Zu­pełne zwa­sa­li­zo­wa­nie funk­cji pre­miera przez Ka­czyń­skiego i jego nie­skry­wana po­garda wo­bec pre­zy­denta Dudy po­ka­zują, co pre­zes PiS są­dzi o wła­dzy wy­ko­naw­czej – ma być sca­lona z wła­dzą par­tyjną i usta­wo­daw­czą. Do tego do­cho­dzi głę­boka nie­chęć wo­bec tych sa­mo­rzą­dów, gdzie PiS nie rzą­dzi, czyli znacz­nej więk­szo­ści. Z tego sa­mego po­wodu Ka­czyń­ski od lat pró­buje ujarz­mić or­ga­ni­za­cje po­za­rzą­dowe, jako twory wciąż iry­tu­jąco nie­pod­da­jące się jego pa­no­wa­niu. W wi­zji de­mo­kra­cji więk­szo­ścio­wej, gdzie zwy­cięzca wy­bo­rów może za­ne­go­wać wszyst­kie wcze­śniej­sze re­guły i unie­waż­nić mniej­szość, PiS zbliża się do zna­nych re­żi­mów: w Ro­sji, Tur­cji, na Wę­grzech, w kra­jach Azji i Ame­ryki Po­łu­dnio­wej.

Rzecz w tym, że te ele­menty my­śle­nia Ka­czyń­skiego były oczy­wi­ste już pod­czas pierw­szych rzą­dów PiS w la­tach 2005–2007. To wtedy, po nie­ko­rzyst­nym dla ustawy lu­stra­cyj­nej wy­roku Try­bu­nału Kon­sty­tu­cyj­nego, szef PiS de facto za­po­wie­dział „za­ję­cie się” w przy­szło­ści Try­bu­na­łem Kon­sty­tu­cyj­nym. Już wów­czas było wi­dać cha­rak­te­ry­styczną me­todę na­pusz­cza­nia na sie­bie róż­nych śro­do­wisk i grup za­wo­do­wych, bru­ta­lizm, bez­ce­re­mo­nial­ność. A przede wszyst­kim nie­ustanny po­tok afer i awan­tur, nie­mal każ­dego dnia, od rana do wie­czora; tem­pe­ra­tura pod­krę­cona do mak­si­mum, bez tłu­ma­cze­nia i prze­pra­sza­nia. Wy­da­wa­łoby się, że ta szcze­pionka po rzą­dach PiS jest bez­ter­mi­nowa, ale oka­zało się to nie­prawdą. Mi­liony osób obu­dziło się w 2015 r. jak nowo na­ro­dzeni. Za­po­mnieli o tym, czego się prze­stra­szyli w 2007 r., z ja­kiego po­wodu szybko wra­cali do domu i stali w ko­lej­kach w punk­tach wy­bor­czych do póź­nego wie­czoru. Pa­mięć oka­zała się krótka, a lek­cje nie­odro­bione.

NA­SZA KLA­SYCZNA DE­FI­NI­CJA SY­ME­TRY­ZMU

W ta­kich oko­licz­no­ściach na­pi­sa­li­śmy tekst „Sy­me­try­ści i po­put­czycy” (otwie­ra­jący drugą część książki). Wtedy zde­fi­nio­wa­li­śmy, kim są – na­szym zda­niem – sy­me­try­ści. To zwo­len­nicy pew­nego istot­nego, jak się oka­zało, po­glądu: mię­dzy Pra­wem i Spra­wie­dli­wo­ścią a Plat­formą Oby­wa­tel­ską (bo o nią wów­czas głów­nie cho­dziło) nie ma za­sad­ni­czej, ja­ko­ścio­wej róż­nicy, obie par­tie tak samo mają „swoje za uszami”, obie chcą wła­dzy i wpły­wów, a róż­nica po­mię­dzy nimi jest co naj­wy­żej ilo­ściowa (np. w licz­bie afer, awan­tur, lu­dzi umiesz­cza­nych w pań­stwo­wych spół­kach i w kwe­stii roz­ma­itych prze­win wo­bec pań­stwa). Sło­wem, ewen­tu­alny dy­stans do tych par­tii po­wi­nien być po­dobny, po­winno się je trak­to­wać we­dług tych sa­mych kry­te­riów, bo są one – zda­niem sy­me­try­stów – z tego sa­mego zbioru.

To klucz do ta­kiego po­strze­ga­nia po­li­tycz­nej rze­czy­wi­sto­ści, o ja­kim pi­szemy: wów­czas na każdy eks­ces PiS da się zna­leźć po­dobny w wy­ko­na­niu Plat­formy (czy in­nego opo­zy­cyj­nego ugru­po­wa­nia), róż­nica może być tylko w na­tę­że­niu, czę­sto­tli­wo­ści, stop­niu bez­czel­no­ści, ale wy­raź­nej gra­nicy nie ma. Wciąż po­brzmiewa tu echo „pre­sy­me­try­zmu” z czasu wy­bor­czej kam­pa­nii: jest nor­mal­nie, kan­dy­daci i par­tie wal­czą ze sobą, a lep­szy wy­grywa. Na­szym pod­sta­wo­wym za­rzu­tem wo­bec tak zde­fi­nio­wa­nych sy­me­try­stów było to, że nie do­strze­gają oni kar­dy­nal­nej, sys­te­mo­wej zmiany, jaka na­stą­piła. Że Plat­forma może była bar­dzo prze­ciętną par­tią, z błę­dami i grze­chami, ale jed­nak ze świata li­be­ral­nej de­mo­kra­cji, PiS na­to­miast, choćby nie wia­domo jak się spryt­nie ma­sko­wał, jest ugru­po­wa­niem z cał­ko­wi­cie in­nej, bo au­to­ry­tar­nej pla­nety.

Tam, gdzie my (i ci, któ­rzy przyj­mują ten punkt wi­dze­nia) do­strze­gamy ostrą gra­nicę, sy­me­try­ści wi­dzą płyn­nie zmie­nia­jącą się gamę od­cieni. Nie przyj­mo­wali i do dzi­siaj nie przyj­mują do wia­do­mo­ści tego, że PiS to ugru­po­wa­nie w dzie­jach III RP wy­jąt­kowe i cał­ko­wi­cie od­rębne, co wię­cej – samo pil­nu­jące tej od­ręb­no­ści i z tego dumne. Na po­zo­sta­wa­niu poza ob­rę­bem li­be­ral­nej de­mo­kra­cji wręcz bu­duje swoją po­li­tyczną i wy­bor­czą po­zy­cję. Roz­ma­ite prze­winy Plat­formy oraz wielu in­nych rzą­dzą­cych wcze­śniej ugru­po­wań, bo prze­cież nie tylko o PO tu cho­dzi, wciąż mie­ściły się w de­mo­kra­tycz­nym sys­te­mie, były przez ten sys­tem pięt­no­wane i ka­rane za wy­stępki, a przy­ła­pane na nich, wsty­dziły się, wy­co­fy­wały, tłu­ma­czyły, ak­cep­to­wały orze­cze­nia są­dów, przej­mo­wały się opi­nią pu­bliczną. Prze­winy PiS były zaś i są umiesz­czone w no­wym, da­le­kim od de­mo­kra­tycz­nego sys­te­mie, w któ­rym prze­stają być czymś na­gan­nym i któ­rych już za­zwy­czaj nie można uka­rać, bo sys­tem ka­ra­nia też zo­stał wchło­nięty przez obóz wła­dzy. To nie jest róż­nica ilo­ściowa, księ­gowa, ale ide­owa, ustro­jowa i ak­sjo­lo­giczna prze­paść.

Nie ukry­wamy, że uda­wana lub praw­dziwa nie­zdol­ność do­strze­że­nia tego faktu do­pro­wa­dzała nas cza­sami do szew­skiej pa­sji. Na­wet już po pierw­szych ra­dy­kal­nych dzia­ła­niach rządu Be­aty Szy­dło, nie­dru­ko­wa­niu wy­ro­ków Try­bu­nału Kon­sty­tu­cyj­nego, pierw­szych re­pre­sjach wo­bec sę­dziów, sa­do­wie­niu się na mi­ni­ste­rial­nych po­sa­dach przez Zbi­gniewa Zio­brę i An­to­niego Ma­cie­re­wi­cza, po­now­nym roz­grze­wa­niu sprawy Smo­leń­ska, wciąż w wielu śro­do­wi­skach trwał na­strój typu „dajmy im szansę, jesz­cze nic ta­kiego się nie dzieje”. Ta gra­nica „nie­dzia­nia się” była nie­ustan­nie prze­su­wana. Wciąż nie po­ja­wiała się świa­do­mość, że pro­ces przej­mo­wa­nia pań­stwa przez PiS bę­dzie się tylko po­głę­biał i przyj­mo­wał co­raz bar­dziej ra­dy­kalne formy. Ja­ki­kol­wiek od­wrót nie wcho­dził w grę. Było ja­sne, że „oni się nie uspo­koją”, tylko do­piero roz­krę­cają.

Ale w sy­me­try­stach wciąż trwała na­dzieja. Każde naj­mniej­sze ustęp­stwo Ka­czyń­skiego, choćby czy­sto po­zorne, tak­tyczne, było pod­no­szone jako do­wód, że trwa nor­malne po­li­tyczne ży­cie, gdzie wciąż jest moż­liwa de­mo­kra­tyczna ko­rekta. Weta pre­zy­denta Dudy z 2017 r. były wzru­sza­jąco opi­sy­wane jako „bez­piecz­niki sys­temu wła­dzy”, któ­rych to­talna opo­zy­cja nie chce do­strzec. Jakby pod­trzy­my­wano wcze­śniej­szą nar­ra­cję jako uspra­wie­dli­wie­nie po­staw z cza­sów kam­pa­nii: aż tak nie mo­gli­śmy się my­lić. Ka­czyń­ski tro­chę zwolni z tą re­wo­lu­cją, Duda się wy­robi i usa­mo­dzielni, a opo­zy­cja i tak jest bez­na­dziejna. Za­ćma trwała, a ro­ko­wa­nia były złe.

Na­sza pro­po­zy­cja dla sy­me­try­stów była pro­sta: po­rzuć­cie, je­śli mo­że­cie, rze­czy drugo- i trze­cio­rzędne, a spójrz­cie na ca­łość pań­stwo­wych spraw. Ab­so­lut­nie nie mó­wimy, że Plat­forma to po­li­tyczni mi­strzo­wie świata (dzi­siaj cho­dzi o całą opo­zy­cję, wtedy, nie­długo po wy­bo­rach, emo­cja do­ty­czyła głów­nie PO), do­strze­gamy jej wszyst­kie błędy, sła­bo­ści i za­szło­ści. Ale z tych roz­ma­itych prze­win nie ro­biono na opo­zy­cji sys­te­mo­wych pra­wi­dło­wo­ści, nie bro­niono ich aro­gancko i osten­ta­cyj­nie, nie two­rzono ustaw, aby je za­tu­szo­wać, za­le­ga­li­zo­wać albo za­pew­nić wy­ko­naw­com bez­kar­ność. Wów­czas to były wszystko akty na­ganne, do wy­tłu­ma­cze­nia się, a nie afi­szo­wa­nia się z nimi. Były do wy­co­fa­nia i na­pra­wie­nia. Wciąż dzia­łał TK, funk­cjo­no­wało są­dow­nic­two, prze­strze­gane były prze­pisy i normy eu­ro­pej­skie.

Po­da­wa­li­śmy, nie tylko w pra­so­wych tek­stach, także w wielu roz­mo­wach i me­dial­nych dys­ku­sjach, inne ar­gu­menty. Także ten, że za cza­sów rzą­dów PiS wiele rze­czy w pol­skiej de­mo­kra­cji zda­rzyło się po raz pierw­szy od 1989 r.: atak na Try­bu­nał Kon­sty­tu­cyjny i nie­dru­ko­wa­nie jego wy­ro­ków, pierw­sza od­mowa za­przy­się­że­nia pra­wi­dłowo wy­bra­nych sę­dziów TK i za­stą­pie­nie ich du­ble­rami, pierw­sze uła­ska­wie­nie przez pre­zy­denta ska­za­nych jesz­cze przed pra­wo­moc­nym wy­ro­kiem, pierw­sza próba po­zby­cia się pre­zes SN w trak­cie trwa­nia jej ka­den­cji, wy­rzu­ce­nie człon­ków KRS też w trak­cie ka­den­cji, ogromne fi­nan­sowe kary ze strony Unii Eu­ro­pej­skiej za nie­prze­strze­ga­nie po­sta­no­wień, usu­wa­nie sę­dziów z za­wodu z po­wo­dów po­li­tycz­nych, wy­pro­wa­dza­nie pie­nię­dzy poza kon­tro­lo­wany przez Sejm bu­dżet pań­stwa na gi­gan­tyczną skalę, głę­boka in­wi­gi­la­cja szefa sztabu wy­bor­czego po­li­tycz­nego prze­ciw­nika w trak­cie kam­pa­nii, nie­do­pusz­cza­nie po­słów do gło­so­wa­nia (ob­rady na Sali Ko­lum­no­wej), two­rze­nie ustaw pod jed­nost­kowe po­trzeby po­li­tyczne i uchwa­la­nie ich w try­bie eks­pre­so­wym, nie­mal udane wy­ru­go­wa­nie dzien­ni­ka­rzy z Sejmu, bez­czelne re­asump­cje gło­so­wań (z tym słyn­nym – mar­sza­łek Wi­tek – na czele), for­so­wa­nie ustaw wy­mie­rzo­nych w pry­watne me­dia (jak lex TVN) czy kap­tu­rowe spec­ko­mi­sje (lex Tusk); pierw­szy raz wi­ce­prze­wod­ni­czący par­tii rzą­dzą­cej we­zwał do li­kwi­da­cji Ko­mi­sji Eu­ro­pej­skiej, po raz pierw­szy też pre­mier pol­skiego rządu ofi­cjal­nie od­mó­wił wy­ko­na­nia są­do­wego wy­roku, na­zy­wa­jąc go bez­pra­wiem. To wciąż da­leko nie­pełna li­sta tego, co zda­rzyło się po raz pierw­szy za cza­sów PiS, a prze­cież każdy z tych przy­pad­ków do­ty­czył naj­ży­wot­niej­szej tkanki ustro­jo­wej i z osobna był czymś nie­sły­cha­nym w de­mo­kra­tycz­nym pań­stwie prawa. Ich suma prze­kro­czyła wszel­kie masy kry­tyczne. Pę­ka­jące gra­nice zlały się w je­den szum, który sy­me­try­stów za­czął w końcu usy­piać, nie­przy­pad­kowo na ko­lejne eks­cesy wła­dzy po­ja­wiała się re­ak­cja: „ziew”.

Za­rzut wo­bec sy­me­try­stów, jaki for­mu­ło­wa­li­śmy, był taki: po­peł­ni­li­ście błąd, da­jąc na wy­rost szansę PiS, a te­raz, kiedy już zda­je­cie so­bie sprawę, do czego to do­pro­wa­dziło, na­dal w to brnie­cie. Po 2015 r. czę­sto po­ja­wiało się stwier­dze­nie, „no, ale tego to już na pewno nie zro­bią, na to nie mogą się od­wa­żyć”, ale PiS się za­wsze od­wa­żał, prze­kra­czał ko­lejne ba­riery prawa, oby­czaju, przy­zwo­ito­ści. Jed­nak po kil­ku­dnio­wym obu­rze­niu (albo i nie) sy­me­try­ści do­cho­dzili do sie­bie, uspo­ka­jali się i wra­cali do swo­ich po­przed­nich po­glą­dów, jak praw­dziwi sto­icy z epoki „do­brej zmiany”. To jedna z bar­dzo cha­rak­te­ry­stycz­nych cech tego zja­wi­ska: świat jest piękny i każ­dego ranka ro­dzi się na nowo, co było wczo­raj, to wczo­raj, dzi­siaj mó­wimy „dzień do­bry” i otwie­ramy no­te­siki na no­wej stro­nie, a stare się wy­rzuca, żeby nie prze­szka­dzały.

Dzięki ta­kiemu po­dej­ściu prze­winy PiS nie ku­mu­lują się, nie prze­cho­dzą w optyce sy­me­try­stów w nową ja­kość, nie prze­kra­czają zbio­rowo ba­riery nie­do­pusz­czal­no­ści, są roz­drab­niane na po­szcze­gólne dni i ty­go­dnie. Nie do­da­jąc się, tracą zna­cze­nie, blakną w zbio­ro­wej pa­mięci, skoro na­wet dzien­ni­ka­rze ka­sują je w gło­wach. W po­przed­niej na­szej książce „Brat bez brata” dzi­wi­li­śmy się, jak w su­mie szybko za­po­mniany zo­stał okres rzą­dów PiS w la­tach 2005–2007, ale w dru­giej od­sło­nie wła­dzy Ka­czyń­skiego ten pro­ces za­po­mi­na­nia po­stę­po­wał znacz­nie szyb­ciej, nie­mal z dnia na dzień, a po 2019 r. na­stą­piła już praw­dziwa nor­ma­li­za­cja, mała sta­bi­li­za­cja, jak za Go­mułki w la­tach 60. Przy­po­mi­nało to sa­mo­lo­tową czarną skrzynkę, gdzie nowe na­gra­nia roz­mów pi­lo­tów za­pi­sy­wane są na stare i za­wsze po­zo­staje ostat­nie 30 mi­nut roz­mów w kok­pi­cie.

Je­śli za­sta­na­wiamy się, dla­czego tak długo, mimo tylu afer, awan­tur, nie­kon­sty­tu­cyj­nych dzia­łań, PiS utrzy­my­wał do­bre lub bar­dzo do­bre no­to­wa­nia w son­da­żach, to tu jest jedna z od­po­wie­dzi: bo w tych son­da­żach oce­niane jest wła­śnie te ostat­nie „30 mi­nut”, a za chwilę może być nowe pół go­dziny, gdzie PiS coś wy­my­śli i się od­kuje, a sy­me­try­ści to opi­szą. Oczy­wi­ście krótka po­li­tyczna pa­mięć wy­bor­ców to wina nie tylko sy­me­try­stów, ale do­ło­żyli do tego stanu rze­czy bar­dzo so­lidną już nie ce­giełkę, ale ce­głę.

SEG­MEN­TOWA OCENA PIS,CZYLI ISTOTA SY­ME­TRY­ZMU

W na­szej oce­nie w za­sa­dzie rów­no­ważną po­sta­cią sy­me­try­zmu jest seg­men­towa ocena ży­cia pu­blicz­nego, po­zwa­la­jąca wła­śnie na za­cie­ra­nie ja­ko­ścio­wej od­mien­no­ści. Na czym ona po­lega w przy­padku rzą­dów PiS? Na od­dziel­nym trak­to­wa­niu róż­nych dzie­dzin funk­cjo­no­wa­nia pań­stwa i nie­sto­so­wa­niu przy tym hie­rar­chii spraw. Au­to­rem kla­sycz­nej for­muły w tej ma­te­rii jest współ­prze­wod­ni­czący par­tii Ra­zem Ad­rian Zand­berg, który po­wie­dział swego czasu, że „PiS pewne rze­czy robi do­brze, a pewne źle”. W ka­te­go­riach lo­giki ta­kie zda­nie, wy­jęte z kon­tek­stów, jest za­pewne praw­dziwe, ale bra­kuje tu za­cze­pie­nia w re­aliach, a przede wszyst­kim gra­da­cji: czy waż­niej­sze jest to, co robi do­brze, czy to, co robi źle, czy to dzia­ła­nia z po­rów­ny­wal­nych ka­te­go­rii? Można cał­kiem do­brze umyć sa­mo­chód, a po­tem go do­kład­nie zde­mo­lo­wać. Też bę­dzie: raz do­brze, raz źle. Czy da się z tego wy­cią­gnąć śred­nią?

Sy­me­try­ści, jak wiele na to wska­zuje, od­rzu­cają gra­da­cję. Ich ocena PiS wy­gląda przy­kła­dowo tak: za atak na Try­bu­nał Kon­sty­tu­cyjny mi­nus, za 500 plus – plus, za nisz­cze­nie są­dow­nic­twa mi­nus, za pod­nie­sie­nie pen­sji mi­ni­mal­nej plus, za próbę wy­bo­rów ko­per­to­wych mi­nus, za ak­cję szcze­pień na co­vid plus, za pro­pa­gandę w TVP mi­nus, ale za po­ma­ga­nie Ukra­inie w woj­nie z Ro­sją plus itd. Ta­kich par można ze­sta­wić do­wol­nie wiele. I za­wsze, je­śli ktoś po­rzuci wagę ka­te­go­rii, wyj­dzie mu w su­mie mniej wię­cej re­mis. Moż­li­wość nad­ro­bie­nia na in­nych po­lach ak­tów wan­da­li­zmu wo­bec de­mo­kra­tycz­nego sys­temu to je­den z głów­nych mo­ty­wów sy­me­try­zmu. Nie ma sfery wy­róż­nio­nej, jak choćby rama ustro­jowa pań­stwa, nie­za­leż­ność in­sty­tu­cji, w tym zwłasz­cza tych kon­tro­lu­ją­cych wła­dzę, nie­za­wi­słość są­dow­nic­twa, Try­bu­nału Kon­sty­tu­cyj­nego, Sądu Naj­wyż­szego, swo­boda pro­ku­ra­to­rów w pro­wa­dze­niu do­cho­dzeń także w spra­wie prze­stępstw po­li­ty­ków i urzęd­ni­ków wła­dzy, plu­ra­lizm me­diów pu­blicz­nych, part­ner­ska współ­praca z sa­mo­rzą­dami, trans­pa­rent­ność po­li­tyki bu­dże­to­wej, prawa opo­zy­cji w par­la­men­cie, nie­za­leż­ność banku cen­tral­nego itd.

Wy­da­wa­łoby się oczy­wi­ste, że od re­spek­to­wa­nego de­mo­kra­tycz­nego sys­temu pań­stwa za­leżą wszyst­kie inne kwe­stie pu­bliczne. Że bez pra­wi­dło­wego pro­ce­do­wa­nia ustaw, nie­skrę­po­wa­nej de­baty na te­mat roz­ma­itych kon­cep­cji roz­wią­zy­wa­nia pro­ble­mów kraju, bez kon­troli wy­da­wa­nia pie­nię­dzy z bu­dżetu, bez bez­stron­nego wy­miaru spra­wie­dli­wo­ści nie da się pro­wa­dzić ra­cjo­nal­nej po­li­tyki we wszel­kich in­nych naj­waż­niej­szych spra­wach. Zwłasz­cza ta­kiej, która nie jest bu­do­wana kon­fron­ta­cyj­nie, „wo­jen­nie”, a jej skutki mają prze­trwać bie­żącą ka­den­cję rzą­dów. To oczy­wi­ste, i po­twier­dzają to ba­da­nia opi­nii, że oby­wa­tele chcą za­ła­twia­nia wszyst­kich pro­ble­mów jed­no­cze­śnie, ale wła­śnie aby tak się stało, pań­stwo musi funk­cjo­no­wać jak sprawna ma­szyna pod w pełni de­mo­kra­tyczną, oby­wa­tel­ską kon­trolą.

Jed­nak sy­me­try­ści zdają się trak­to­wać wszystko od­dziel­nie. Dla­tego wy­cho­dzi im, że Plat­forma wraz z PSL pod­wyż­szyła wiek eme­ry­talny, a PiS ob­ni­żył – plus dla PiS. Tusk nie da­wał 500 plus, a Ka­czyń­ski daje, znowu plus dla PiS – czyli ten cały ro­ber już dla Ka­czyń­skiego. A te­raz prze­cho­dzimy do są­dow­nic­twa, czy na­prawdę było tak bar­dzo sprawne za po­przed­nich rzą­dów? No prze­cież nie. Gdyby nie fakt, że za mi­ni­stra Zbi­gniewa Zio­bry wy­dłu­żył się średni czas trwa­nia pro­ce­sów są­do­wych, to chyba i tu sy­me­try­ści ogło­si­liby re­mis, zresztą cza­sami ogła­szają. Co wię­cej, we­dług nich pola, na któ­rych „PiS robi do­brze”, są w isto­cie waż­niej­sze niż te, gdzie „robi źle”. Je­śli sy­tu­acja jest nie­wy­raźna, to ozna­cza z re­guły wska­za­nie na PiS (patrz da­lej roz­dział – „Za­fa­scy­no­wa­nie Ka­czyń­skim i jego par­tią”).

Wy­daje się, że naj­waż­niej­szym ar­gu­men­tem, wręcz ja­kimś fe­ty­szem, stał się dla sy­me­try­stów pro­gram 500 plus. Za­dzia­łał na nich jak po­li­tyczny pa­vu­lon. Ten po­cząt­kowo niby pro­de­mo­gra­ficzny pro­jekt so­cjalny nie osią­gnął za­kła­da­nych ce­lów, cho­ciaż oczy­wi­ście po­pra­wił byt wielu ro­dzin, jak każda go­tówka, która na­gle wpływa do port­feli, a wcze­śniej jej nie było. Jed­nak dzien­ni­ka­rze i ko­men­ta­to­rzy z cza­sem nadali temu świad­cze­niu wa­lor wręcz mi­styczny i mo­ralny, stało się to „przy­wra­ca­niem god­no­ści lu­dziom”. Na ar­gu­ment, że nie po­winno się spro­wa­dzać ludz­kiej god­no­ści do kon­kret­nej kwoty pie­nię­dzy, bo w tym po­ję­ciu mie­ści się jed­nak znacz­nie wię­cej war­to­ści, sy­me­try­ści od­po­wia­dali z re­guły, że „war­szawka ni­czego nie ro­zu­mie”, że żyje w swo­jej bańce i nie wie, ja­kie zna­cze­nie ma na pro­win­cji te pół ty­siąca na dziecko.

O „przy­wra­ca­nej god­no­ści” mó­wiono po­wszech­nie także po stro­nie głę­bo­kiego an­ty­PiSu. Ka­czyń­ski może na­wet nie zda­wać so­bie do końca sprawy, ja­kie pro­gram 500 plus miał da­le­ko­siężne skutki po­li­tyczne, jak osła­bił i roz­mył kry­tykę jego par­tii pod­czas naj­bar­dziej dra­stycz­nych dzia­łań w ra­mach jego ustro­jo­wej kon­kwi­sty. Być może był to po­li­tyczno-wy­bor­czy po­mysł trzy­dzie­sto­le­cia, za­pewne nie do po­wtó­rze­nia, ewen­tu­al­nie do kwo­to­wego pod­wyż­sze­nia, jak to za­pro­po­no­wał PiS w maju 2023 r., ale już bez ta­kiego efektu jak w 2015 r. 500 plus w pro­ce­sie seg­men­to­wej, sy­me­try­stycz­nej oceny rów­no­waży nie je­den, ale wiele pi­sow­skich mi­nu­sów. Ten kre­dyt wciąż działa.

To „przy­wra­ca­nie god­no­ści” ma zresztą szer­szy wy­miar. We­dług sy­me­try­stów PiS w ogóle do­ce­nił pro­win­cję, Pol­skę B, lu­dzi wcze­śniej wy­klu­czo­nych i po­mi­ja­nych w ra­chu­bach po­li­ty­ków, sku­pio­nych na me­tro­po­liach i eli­tach. W ta­kich prze­my­śle­niach wi­dać, że sprawy ustroju, pra­wo­rząd­no­ści, in­sty­tu­cji i pro­ce­dur, o któ­rych mówi opo­zy­cja, to głów­nie war­to­ści elit, a PiS jest bar­dziej lu­dowy, kon­kretny, daje pie­nią­dze, ale też sym­bo­liczne atry­buty pol­sko­ści, wzmac­nia tra­dy­cję i re­li­gijno-pa­trio­tyczne wątki. To ro­zu­mo­wa­nie ma jedną, znacz­nie mniej szla­chetną ce­chę: pro­tek­cjo­na­lizm. Ko­ja­rzy się z dawną wy­po­wie­dzią jed­nego z po­li­ty­ków wła­dzy, że „na Try­bu­nale Kon­sty­tu­cyj­nym zupy się nie ugo­tuje i lu­dzie to wie­dzą”. Czyli że spra­wami pań­stwa i prawa zaj­mują się jed­nak oby­wa­tele w du­żych mia­stach, a w Pol­sce te­re­no­wej są inne pro­blemy i PiS je za­ła­twia. Wy­gląda to tro­chę tak, jakby sy­me­try­ści za­rzu­cali eli­tom wy­wyż­sza­nie się i nie­wraż­li­wość, ale sami też za­cho­wują się jak ta umowna elita, która uważa, że lu­dzi poza me­tro­po­liami nie in­te­re­sują sprawy de­mo­kra­tycz­nego ustroju czy po­zy­cji Pol­ski w Unii Eu­ro­pej­skiej, tylko trzeba im do­star­czyć pie­nią­dze i do­stęp do swoj­skiej tra­dy­cji. A my w War­sza­wie po­sta­ramy się za­ła­twić resztę.

To wciąż to samo my­śle­nie: może mnie oso­bi­ście 500 plus nie przy­wraca god­no­ści, bo aku­rat czer­pię ją z in­nych źró­deł, ale lu­dziom „stam­tąd” przy­wraca, bo nie mają tych bar­dziej wy­ra­fi­no­wa­nych źró­deł god­no­ści, co ja. Wy­daje się, że poza wszyst­kim bra­kuje tu zro­zu­mie­nia, jak bar­dzo zmie­niła się Pol­ska, jak liczna jest grupa świa­do­mych oby­wa­teli w mniej­szych ośrod­kach, co po­ka­zały de­mon­stra­cje w spra­wie są­dow­nic­twa czy praw ko­biet. Sy­me­try­ści chcą udo­wod­nić swoją em­pa­tię wo­bec „ludu”, ale zdra­dzają się ze swoją wła­sną men­talną „war­szawką”, którą wma­wiają in­nym. Na za­sa­dzie – my bę­dziemy tą do­brą, współ­czu­jącą, ro­zu­mie­jącą elitą. Bo prze­cież ktoś jed­nak musi po­pro­wa­dzić lud i wska­zać mu jego wro­gów. PiS my­śli tak samo, wska­zuje tych wro­gów co­dzien­nie od ośmiu lat, na przy­kład o 19.30 w TVP.

Seg­men­towa ocena PiS przez sy­me­try­stów i glo­ry­fi­ka­cja 500 plus przy­czy­niły się do zwy­cięstw par­tii Ka­czyń­skiego w 2019 r. – w wy­bo­rach eu­ro­pej­skich i par­la­men­tar­nych. Czy po­może PiS w wy­bo­rach 2023? Wy­da­wa­łoby się, że po tym wszyst­kim, co się wy­da­rzyło od 2019 r., nie jest to już moż­liwe. Ale nie­ko­niecz­nie. Sy­me­tryzm to pie­kiel­nie ży­wotna po­stawa, a jej przed­sta­wi­ciele bar­dzo nie lu­bią się my­lić, a już zwłasz­cza do tego się przy­zna­wać. Nie od­pusz­czają i na­dal szu­kają tych swo­ich plu­sów i mi­nu­sów, tak aby wy­szło na zero – jak zwy­kle z ci­chym wska­za­niem na PiS, bo taki tu jest wdru­ko­wany be­ha­wior: PiS za­zwy­czaj ma ra­cję, a je­śli jej nie ma, to opo­zy­cja też nie.

JAK SIĘ PRZY­JĄŁ SY­ME­TRYZM

Po­ję­cie, które wpro­wa­dzi­li­śmy, szybko