Ebook i audiobook dostępne w abonamencie bez dopłat od 13.01.2026
Oferta wyłącznie dla osób z aktywnym abonamentem Legimi. Uzyskujesz dostęp do książki na czas opłacania subskrypcji.
29,98 zł
14,99 zł
Najniższa cena z 30 dni przed obniżką: 29,98 zł
Poruszająca opowieść o nadziei, stracie i niezwykłej próbie stworzenia domu na nowo.
Magda i Krystian Kozielscy to młode małżeństwo, które po dramatycznych wydarzeniach postanawia zawalczyć o przyszłość, decydując się na adopcję. W tym samym czasie do sopockiego domu dziecka trafia czwórka rodzeństwa – dzieci, których świat właśnie się zawalił. Niespodziewana awaria w placówce i zbliżające się święta sprawiają, że drogi dwóch rodzin przecinają się w niezwykłych okolicznościach.
Jednak to dopiero początek – seria wydarzeń wystawi ich wszystkich na próbę, zmuszając do podjęcia decyzji, które mogą na zawsze zmienić ich życie.
Czy w chaosie i niepewności da się odnaleźć ciepło, bliskość i coś, co choć przez chwilę przypomina prawdziwy dom?
Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:
Liczba stron: 222
Rok wydania: 2025
Audiobooka posłuchasz w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:
Copyright © by Ewa Formella, 2025
Copyright © by Grupa Wydawnicza FILIA, 2025
Wszelkie prawa zastrzeżone.
Żaden z fragmentów tej książki nie może być publikowany w jakiejkolwiek formie bez wcześniejszej pisemnej zgody Wydawcy.
Dotyczy to także fotokopii i mikrofilmów oraz rozpowszechniania za pośrednictwem nośników elektronicznych.
Wydanie I, Poznań 2025
Projekt okładki: Tomasz Dobrenko © GIFTKING
Redakcja i korekta: Sylwia Chojecka | Od Słowa do Słowa
Skład i łamanie: Tomasz Chojecki | Od Słowa do Słowa
PR & marketing: Anna Apanas
ISBN: 978-83-8402-843-8
Grupa Wydawnicza Filia Sp. z o.o.
ul. Kleeberga 2
61-615 Poznań
wydawnictwofilia.pl
Wszelkie podobieństwo do prawdziwych postaci i zdarzeń jest przypadkowe.
Koniec listopada zaskoczył wszystkich białym puchem, mieniącym się w promieniach słońca drobinkami srebra. Po trzech tygodniach szarej, burej i ponurej pogody, która fundowała wszystkim jedynie smutne niebo i częściej goszczące deszczowe chmury niż słońce, Magda miała już serdecznie dość. Dlatego kiedy w tym dniu odsłoniła okna i zobaczyła za nimi tonący w bieli ogród, uśmiechnęła się i po raz pierwszy od dłuższego czasu poczuła szczęście. Po kilku „cichych dniach”, jakie zaserwował jej mąż, czuła, że dzisiaj w ich związku nastąpi przełom i wreszcie się pogodzą. Chciała zaproponować Krystianowi świąteczny wyjazd gdzieś do ciepłych krajów. W tym roku nie miała ochoty ani na spotkania z jego rodziną, ani z przyjaciółmi, chciała pobyć tylko z mężem. Poranna kawa dodatkowo sprawiła, że humor kobiety jeszcze się polepszył. Usiadła na kanapie z kubkiem aromatycznie pachnącego napoju i włączyła laptop. Od razu zaczęła szukać ofert biur podróży, które proponowały świąteczne wyjazdy last minute. Kilka z nich wyraźnie ją zainteresowało. Zaczęła przeglądać kolorowe zdjęcia pięknych, słonecznych plaż i aż poczuła ciepło tego słońca, które jakby wołało do niej: wsiadaj w samolot i przylatuj! Na chwilę przymknęła oczy i w wyobraźni zobaczyła siebie i Krystiana w dużym hotelowym holu, idących z szerokimi uśmiechami i kolorowymi drinkami w dłoniach. Wokół w dużych donicach pięknie prezentowały się estetyczne, kolorowe rośliny, a oni… szczęśliwi, przytuleni do siebie, niezmiennie od lat zakochani w sobie jak para nastolatków.
Dźwięk wjeżdżającego na podwórko samochodu wyrwał Magdę z marzeń o egzotycznej podróży. Odstawiła pusty kubek na stolik i podeszła do okna. Mąż właśnie wysiadał z ich dustera – auta, które zafundowali sobie na dziesiątą rocznicę ślubu – i spojrzał w stronę okna, w którym stała. Nie zaszczycił jej ani uśmiechem, ani nawet skinieniem głowy. W każdą sobotę, zanim Magda jeszcze wstała z łóżka, Krystian nastawiał ekspres i po wypiciu kawy jechał na zakupy do pobliskiego supermarketu. Mężczyzna wyjął z bagażnika kosz z produktami i powoli skierował się w stronę domu. Magda pomyślała, że jest wyjątkową szczęściarą, że trafił jej się taki przystojny i dobry mąż. Szkoda tylko, że jego rodzina od początku ich znajomości była kością niezgody. Jego matka na każdym kroku dawała Magdzie do zrozumienia, że nie jest ona odpowiednią kobietą dla jej pod każdym względem idealnego i przystojnego syna. I chociaż Magda na początku starała się jej przypodobać, to po pewnym czasie z tego zrezygnowała. A kiedy poinformowali rodziców Krystiana, którzy przy każdej nadarzającej się sposobności wypytywali o ich plany rodzicielskie, że ich małżeństwo nie doczeka się potomka, coś w matce Krystiana dodatkowo pękło. Jawnie już postanowiła wykurzyć synową z życia ukochanego jedynaka. To między innymi jej ostatnie zachowanie sprawiło, że teraz małżonkowie od kilku dni milczeli. Krystian czuł się winny z tego powodu, że matka po raz kolejny upokorzyła jego żonę, ale nie potrafił zdecydowanie postawić się rodzicielce. Magda chciała mieć w mężu opiekuna, chciała, aby jej bronił przed ciętym językiem tej harpii, a on…? On tylko mówił, że nie warto zawracać sobie głowy marudzeniem matki. A to bolało Magdę najbardziej. Ta jego obojętność.
Zanim trzasnęły drzwi wejściowe, Magda przeszła do kuchni i nalała do kubka kolejną porcję kawy. Jej poranne uczucie szczęścia prysło jak bańka mydlana, kiedy przypomniała sobie ich ostatnią, dość burzliwą rozmowę. Popatrzyła na zaśnieżony ogród, upiła łyk napoju i odwróciła się do męża.
– Długo jeszcze będziesz mnie traktował jak powietrze? – zapytała, czując wzbierające w jej oczach łzy.
– Nie wiem, o co ci chodzi, kochanie. – Krystian nawet na nią nie spojrzał, udając, że jest zajęty wypakowywaniem zakupów.
– Kochanie? Nie wiem, czy nadal jestem twoim kochaniem, skoro od kilku dni udajesz, że mnie nie widzisz ani nie słyszysz.
– Nie dramatyzuj, jestem ostatnio trochę bardziej zmęczony, może dlatego mniej się do ciebie odzywam, a ty bierzesz to za foch.
– Nie dramatyzuję, tylko nie wiem, co myśleć. Nie wiem, czy nasze małżeństwo nadal ma sens, skoro ani twoja rodzina, ani nawet ty mnie nie akceptujecie.
– Magda! Co ty wygadujesz? – Krystian odstawił na stół trzymany w ręce kartonik soku pomarańczowego i gwałtownie odwrócił się do żony. Chciał coś jeszcze powiedzieć, ale w tym momencie rozdzwonił się jego telefon komórkowy. – Słucham. – Odebrał po drugim sygnale, tak jakby czekał na to połączenie. – Tak, przy telefonie. – Przez dłuższą chwilę słuchał rozmówcy, ale z jego kamiennego wyrazu twarzy Magda nie potrafiła wyczytać żadnych emocji. Domyśliła się jedynie, że to ktoś obcy, nikt z rodziny, a zwłaszcza nie jego kochana mamusia. – Dobrze, porozmawiam z żoną i postaramy się do pani jak najszybciej przyjechać. – Spojrzał na Magdę i coś jakby uśmiech zakłopotania przemknęło przez jego twarz. – Będziemy najszybciej, jak się da. – Nacisnął czerwoną słuchawkę i odłożył aparat na kuchenny blat.
– Kto dzwonił i o czym chcesz ze mną porozmawiać? – Magda poczuła jakiś irracjonalny lęk.
– Dzwoniła pani Renata Szeląg z ośrodka…
– Wiem, kim jest pani Renata, ale czego chciała?
– Nie powiedziała dokładnie, o co chodzi, prosiła tylko, żebyśmy jak najszybciej do niej przyjechali. Powiedziała, że to nie jest rozmowa na telefon, że…
– Ma dla nas dziecko? – Serce Magdy zabiło nieco mocniej.
– Nie wiem. Myślę, że nie powinniśmy sobie robić żadnej nadziei, może szukają dla dzieci domów zastępczych na święta. Wiesz, takich… gościnnych.
– Krystian, nie możemy wziąć na święta żadnego dziecka, bo ja… chciałabym pojechać z tobą na ten czas gdzieś do ciepłych krajów. – Końcówkę zdania Magda powiedziała prawie szeptem.
– Do ciepłych krajów? Na święta? – Wzrok, jakim Krystian spojrzał na żonę, sprawił, że kobieta skuliła się, jakby ktoś nagle wypuścił z niej powietrze.
– Tak. Nie chcę kolejnych świąt spędzać z twoją rodziną. Z twoją mamą. Chcę te święta spędzić tylko z tobą.
– Co ci przyszło do głowy? Magda!
– Nic. Zapomnij o tym, co mówiłam. Idę pod prysznic.
To powiedziawszy, kobieta odwróciła się na pięcie i skierowała w stronę łazienki na piętrze, w której czuła się dużo swobodniej niż w tej na parterze.
Gorący strumień wody, który poczuła na twarzy, sprawił, że się rozpłakała. Łzy mieszały się z pianą płynu i wodą równomiernie ściekającą w dół. Nie myślała o telefonie pani Renaty, chociaż jeszcze kilka miesięcy temu z nadzieją go wyczekiwała. Miała marzenie, że uda im się kiedyś stworzyć kochającą się rodzinę. To nic, że tylko zastępczą, adopcyjną. Czy to było ważne? Oboje chcieli dać dom jakiemuś dziecku opuszczonemu przez biologicznych rodziców. Przeszli odpowiednie kursy i szkolenia. Kilka razy odwiedzili sopocki dom dziecka, ale nikogo konkretnego tam nie zauważyli. Ze względu na ich wiek nie mogli liczyć na to, aby sąd przyznał im małe dziecko. Oboje byli już po czterdziestce i mieli świadomość, że jeżeli kogoś dostaną, to będzie to chłopiec lub dziewczynka w wieku szkolnym. Ale przecież i takie dzieci zasługują na miłość.
Pukanie do drzwi wyrwało Magdę z myśli zaprzątających nagle jej głowę.
– Długo jeszcze? – Krystian brzmiał na zniecierpliwionego. – Pospiesz się, chciałbym wrócić do domu na obiad.
– Już wychodzę! – Magda odkrzyknęła, zakręciła wodę i szybko wyszła spod prysznica. Opatuliła się białym, miękkim ręcznikiem i zerknęła w lustro. Zaczerwieniona od wody i płaczu twarz nie prezentowała się zbyt okazale. Szybko doprowadziła ją do stanu, jaki ją zadowolił. Delikatny makijaż, puder i suszarka oraz szczotka do włosów zrobiły swoją robotę idealnie. Wymknęła się z łazienki i w sypialni szybko się ubrała. Zdecydowała się na wełnianą sukienkę w kolorze kawy z mlekiem. Lubiła się w niej i wyjątkowo dobrze się w niej czuła.
Kiedy zeszła na dół, Krystian czekał na nią gotowy do wyjścia. Zauważyła błysk uznania w jego spojrzeniu, ale udała, że jego zachwyt jest jej obojętny. Dopiła zimną już kawę i odstawiwszy kubek do zmywarki, powiedziała, że mogą jechać. Dopiero teraz zaczęła poważnie zastanawiać się nad telefonem pani Renaty. Chłodny wiatr w towarzystwie promieni słonecznych rozświetlających biel ogrodu sprawił, że znów poczuła iskierki szczęścia. Krystian otworzył jej drzwi samochodu i ciepło się do niej uśmiechnął. Zmiana, jaka w nim nastąpiła, była zaskakująca, ale Magda odwzajemniła uśmiech. Pomyślała, że ten dzień, w tak pięknej zimowej otoczce, przyniesie im coś dobrego.
Mieli przed sobą około czterdziestu minut jazdy do Sopotu. W radiu cichutko leciały piosenki, RMF już oczarowywało świątecznymi utworami, które wyciszały buzujące w ich głowach emocje. Ostatni dzień listopada to już prawie grudzień, a grudzień to przecież najpiękniejszy miesiąc roku. Magda popatrzyła za okno i uśmiechnęła się na widok pięknych świątecznych ozdób w witrynach niektórych sklepów i domów. W jednym z okien zauważyła nawet niezapalony jeszcze łuk adwentowy. Jutro pierwsza niedziela adwentu, jednym czas przyspieszy, zacznie się gonitwa po sklepach za prezentami, a innym czas zwolni, będą myślami z tymi, których już z nimi nie ma. Jaki będzie ten grudzień dla nich?
Krystian jechał w milczeniu, chociaż od czasu do czasu słyszała, jak nuci pod nosem jakąś piosenkę lecącą w danym momencie w radiu. Jechali spokojnie, bez szaleństw i wyprzedzania innych samochodów. Spieszyli się, ale powoli, zastanawiając się, co czeka ich na miejscu; co takiego ma im do zakomunikowania starsza pani będąca kierowniczką sopockiego domu dziecka i dlaczego nie chciała im niczego powiedzieć przez telefon. Czy będą to dobre wieści? Czy marzenie Magdy o wyjeździe na święta do ciepłych krajów się spełni, czy i w tym roku zostaną na miejscu? Z pewnością w tym roku nie spędzi ich z rodziną Krystiana, to już postanowione. Jeśli on będzie się upierał, aby pojechać do swojej ukochanej mamusi, to niech jedzie. Magda w tym roku zbojkotuje te święta, choćby miała sama polecieć na Teneryfę, Kretę czy do innego miejsca. W tym roku spędzi święta tak, jak chce, a nie tak, jak chcą tego od niej inni.
Sopot wyglądał równie uroczo. Wjechali do miasta i Magda ocknęła się ze swoich myśli. Odśnieżony plac przed budynkiem przypominającym pałacyk i ośnieżone wokół niego drzewka wyglądały jak z bajki. Magda pomyślała, że ten budynek i mieszkający w nim ludzie powinni być szczęśliwi, bo jak można być nieszczęśliwym, mieszkając w tak pięknym miejscu.
Zarówno Magda, jak i Krystian weszli do budynku z ciekawością i lękiem jednocześnie. Cichutko do ich serc pukała nadzieja, ale blokowała ją jakaś irracjonalna obawa. Drogę do gabinetu kierowniczki znali doskonale. Nie licząc cichego stukania obcasów, jaki towarzyszył im w drodze na spotkanie z panią Renatą, gdzieś w pomieszczeniach na piętrze od czasu do czasu słychać było głosy dzieci. W powietrzu unosił się również dziwny zapach wilgoci i czegoś jeszcze, czego nie byli w stanie zidentyfikować. Krystian zapukał do drzwi gabinetu i uśmiechnął się do żony, złapał Magdę za rękę i delikatnie ścisnął, dając jej odrobinę wsparcia.
– Proszę! – Z pomieszczenia dobiegł do nich ciepły głos.
Weszli do środka i od razu spojrzeli na czekające na nich dwa fotele ustawione naprzeciwko biurka.
– Zapraszam, cieszę się, że udało się państwu tak szybko do mnie dotrzeć.
– Dzień dobry – powiedzieli jednocześnie.
Kiedy usiedli w wygodnych fotelach, pani Renata zaproponowała im kawę i bez czekania na odpowiedzi podeszła do ekspresu stojącego na małym stoliku. Wyjęła z szafki trzy eleganckie filiżanki, które pamiętały zapewne jeszcze czasy PRL-u, ale prezentowały się bardzo okazale. Nastawiła ekspres i dopiero gdy napój wypełnił naczynia, powróciła do swoich gości.
– Zaprosiłam państwa do siebie, ponieważ mam… – na chwilę zawiesiła głos i uśmiechnęła się jakby przepraszająco – mam pewien kłopot i jednocześnie gorącą prośbę do państwa. Mieliśmy tu pewnego rodzaju awarię, na ostatnim piętrze pękła dość pokaźna rura i woda zalała nam większość pomieszczeń. Walczymy z tym od wczoraj, ale fachowcy nie wiedzą, jak długo potrwa naprawianie szkód, które, nie ukrywam, są znaczne. Zalało kilka pokoi dzieci, wszystko stało się w czasie, kiedy dzieci były w szkole i przedszkolu.
– Bardzo nam przykro – szepnęła Magda, a Krystian dodał:
– Domyślam się, że potrzebne są wam fundusze na remont i zapewniam, że zrobię, co w mojej mocy, aby pomóc, moja firma…
– Nie! Nie o fundusze mi chodzi. – Kierowniczka przerwała Krystianowi w pół zdania. – Chociaż żadnym groszem nie pogardzimy. Mamy przy okazji inny problem. Musieliśmy łóżka z zalanych pomieszczeń wstawić do innych pokoi dzieci. Możecie sobie państwo wyobrazić jaki tam teraz panuje tłok, ale… – kobieta przystawiła do ust filiżankę z kawą i upiła spory łyk. – Dwa dni temu trafiły do naszego ośrodka dzieci, rodzeństwo, których ojciec leży w śpiączce w wejherowskim szpitalu po upadku z rusztowania na budowie. Podobno lekarze nie dają większych nadziei na szybki powrót do zdrowia. Matka tych dzieci zmarła podczas porodu najmłodszego z nich. Ojciec mimo wielu przeszkód podobno całkiem dobrze sobie radził z wychowaniem, dzielnie pomagała mu najstarsza córka. Finansowo nie powodziło im się jakoś szczególnie, ale dzieci nie chodziły zaniedbane, nie były ani brudne, ani głodne.
– A ich rodzina? Nie wiem, jakieś babcie, ciocie…? – zapytała Magda. – Nikt nie może tych dzieci wziąć do siebie?
– No właśnie tu tkwi problem. Dzieci podobno mają babcię, która mieszka gdzieś na Podlasiu, ale nie ma najmniejszej ochoty zająć się swoimi wnuczkami i wnukami, których tak właściwie nawet nie zna, ponieważ rodzice dzieci nie utrzymywali z nią kontaktu. Wiele lat temu doszło do jakiegoś poważnego konfliktu i starsza pani stwierdziła, że nie chce mieć nic wspólnego ani z córką, ani z jej mężem i dziećmi. Gdy rozmawiał z nią pracownik społeczny, była nawet zaskoczona, że ma tyle wnuków. Wiedziała jedynie o dwójce.
– Tyle to znaczy ile? – wtrącił Krystian.
– Czworo. – Renata Szeląg odważnie spojrzała w oczy swoich gości, a na jej ustach zagościł nikły uśmiech. – W związku z naszą awarią musieliśmy część dzieci umieścić w innych placówkach, ale nie jest to zbyt komfortowe ani dla nich, ani dla nas, bo dzieci chodzą przecież do szkół, do przedszkoli i musieliśmy zorganizować dla nich transport, co wcale nie było prostą sprawą.
– Doskonale rozumiemy państwa sytuację i bardzo wam współczujemy, ale nie rozumiem, czego pani od nas oczekuje. – Magda upiła łyk stygnącej już kawy i wyraźnie zaciekawiona spojrzała na kierowniczkę.
– Już przechodzę do sedna. – Renata Szeląg przełknęła ślinę i zaczęła szukać czegoś w leżących na jej biurku dokumentach. – Otóż te dzieci są mieszkańcami Pucka, a o ile dobrze pamiętam, to państwo mieszkają w tej pięknej miejscowości. W tym tygodniu, ze względu na ich sytuację rodzinną i na nasz wewnętrzny koszmar, dzieci nie uczęszczają do szkół ani do przedszkola, nie mamy dla nich transportu.
– Jeśli chodzi o dowóz tych dzieci do placówek, to chętnie pomożemy, oczywiście na tyle, na ile będziemy w stanie. – Krystian uśmiechnął się do kobiety i pytająco spojrzał na żonę. – Ja wprawdzie pracuję, ale Magda mogłaby…
– Kochanie, mów za siebie! – Magda poczuła rosnącą w niej irytację.
To, że miała luźne godziny pracy i mogła sobie pozwolić na home office, nie upoważniało jej męża do podejmowania za nią tak znaczących decyzji jak odwożenie dzieci z dość oddalonego od Pucka Sopotu i ich odbieranie.
– Przepraszam, pozwólcie mi państwo skończyć. – Kierowniczka domu dziecka próbowała załagodzić rosnącą między małżonkami scysję. – Chciałam państwa prosić o pomoc innego rodzaju. Wiem, że staracie się państwo o adopcję, ukończyliście wszystkie wymagane w tym kierunku szkolenia, macie również za sobą rozmowy z psychologiem, myślałam, że… uda mi się państwa nakłonić, nie… to złe określenie. Myślałam, że mogę państwa prosić o pomoc w zaopiekowaniu się dziećmi przynajmniej do czasu, aż nasz budynek znów będzie mógł normalnie funkcjonować. Nasi fachowcy powiedzieli, że zrobią, co w ich mocy, aby do świąt usunąć wszelkie zniszczenia i doprowadzić pokoje dzieci i ich łazienki do stanu zadowalającego. Dlatego odważyłam się państwa zaprosić na rozmowę i poprosić o pomoc. Proszę, abyście zgodzili się być dla tych dzieci tymczasową rodziną zastępczą, do czasu aż uporamy się z remontem. Na kilka tygodni.
Cisza, która zapadła w pomieszczeniu, była czymś niespotykanym wśród murów domu dziecka. Magda czuła, jak jej serce zaczyna niebezpiecznie szybko bić, a Krystian nie był pewien, czy dobrze zrozumiał intencję kierowniczki.
– Rozmawiałam już z sędzią sądu opiekuńczego. Może wydać odpowiednie zarządzenie, które z wiadomych przyczyn ograniczy władzę rodzicielską ojca tych dzieci. Sędzia ma oczywiście swobodę w zakresie wyboru środków, stosując takie, które najlepiej przyczynią się do uzyskania celu w postaci dobra dzieci. Sędzia ucieszył się, gdy mu powiedziałam, że mam małżeństwo, które jest już po spotkaniach w poradni psychologiczno-pedagogicznej, i jest zdania, że może poddać wykonywanie władzy rodzicielskiej stałemu nadzorowi kuratora sądowego i umieścić rodzeństwo w rodzinie zastępczej. To byłoby dla nas i dla dzieci dużym plusem, bo nie musielibyśmy umieszczać ich w innych placówkach opiekuńczo-wychowawczych i zmieniać im szkół.
– Rozmawiała pani z sędzią, zanim zdecydowała się pani przeprowadzić rozmowę z nami? – Krystian był oszołomiony informacjami, jakie podała im pani Renata.
– Proszę wybaczyć, ale rządzi mną przede wszystkim czas i musiałam podjąć pewne kroki, nie zważając na to, czy państwo się zgodzą przyjąć dzieci do swojego domu, czy nie.
– W jakim wieku są dzieci? – Magda przyjęła jak najbardziej neutralny ton.
– Zanim odpowiem na pani pytanie, muszę dodać, że te dzieci są ze sobą bardzo związane emocjonalnie i nie chciałabym ich rozdzielać z obawy, że wpłynie to negatywnie na ich psychikę.
– W jakim wieku są dzieci? – powtórzyła Magda.
– Najstarsza jest Kalina, ma szesnaście lat, potem jest Tomek, dwunastolatek, następnie Jaś, który ma osiem lat, i najmłodsza jest Pola, czterolatka.
– Czworo dzieci?! – Głos Krystiana zabrzmiał, jakby ktoś właśnie uderzył go w plecy.
– Tak, czwórka rodzeństwa, które cztery lata temu straciło matkę, a teraz również ojca. – Pani Renata odpowiedziała beznamiętnie i odważnie spojrzała najpierw na Magdę, a następnie na jej męża. Wyciągnęła spod dokumentów zdjęcie i podała je swoim gościom.
Z fotografii spoglądało czworo ciemnych oczu. Nastolatka trzymała na kolanach małą smutną dziewczynkę, przypominającą wyglądem małego aniołka, obok dziewczyny stał z dumnie wypiętą piersią jeden chłopiec, a na dywanie z ciężarówką w dłoniach siedział drugi. Dzieci były śliczne, ale z ich oczu bił smutek. Wszystkie miały jasne włosy i ciemne oczy. Widać było, że najstarsza z rodzeństwa próbowała już koloryzacji, bo Magda zauważyła lekko rudawe przebłyski, ale za to twarz emanowała zadziornością i czymś w rodzaju butności.
– Nie oczekuję, że dadzą mi państwo odpowiedź dzisiaj, podczas tego naszego spotkania. To dość trudna do podjęcia decyzja, ale nie ukrywam, że jak wcześniej wspomniałam, rządzi mną czas, i jeżeli nie państwo, to będę zmuszona albo dzieci rozdzielić i powysyłać do innych placówek, albo szukać dla nich innej tymczasowej rodziny zastępczej, co nie będzie dla mnie łatwe.
– No, nie wiem… – Magda pomyślała o egzotycznych wakacjach, które chciała, by zafundowali sobie na święta. – Chyba musimy o tym porozmawiać na osobności. – Spojrzała na męża, który siedział z tak kamienną twarzą, że aż się przeraziła.
– Proszę nam dać… powiedzmy ze dwie godziny. Pójdziemy z żoną na jakiś obiad i wrócimy do pani z odpowiedzią. Czy to pani pasuje? – Krystian wstał, złapał Magdę za rękę, spojrzał na nieruszoną kawę, na którą zdecydowanie stracił ochotę, i bez słowa opuścił gabinet dyrektorki.
Kiedy doszli do samochodu, Magda poprosiła, aby zostawili go na miejscu i pieszo przeszli do centrum w poszukiwaniu restauracji. Gdyby mogła, to zafundowałaby sobie porządnego drinka, który z pewnością zadziałałby na nią relaksująco. Na samą myśl o alkoholu uśmiechnęła się, ponieważ nie pamiętała już, kiedy ostatnio pozwoliła sobie na wino czy drinka. Nie przepadała za alkoholem i cieszyła się, że Krystian również nie ma z nim problemu. Chociaż czasami w sobotnie popołudnia pozwalali sobie na coś mocniejszego. Ale to było sporadycznie. Pomyślała o ojcu Krystiana, który uwielbiał whisky i zawsze, kiedy bywali w domu teściów, nie szczędził sobie tego trunku, co często powodowało kłótnie między nim a jego żoną. Lubiła starszego pana, nie był wobec niej tak arogancki jak mama Krystiana, ale i tak cały czas czuła przed nim respekt.
Doszli do Monte Casino i Krystian pociągnął Magdę w stronę jednej z restauracji. Sala nie była zbytnio przepełniona, więc bez problemu kelner zaprowadził ich do jednego ze stolików mieszczącego się w głębi lokalu. Krystian zamówił dla siebie sznycel wieprzowy z burakami ze śliwką, sałatką ziemniaczaną, kaparami i czerwoną cebulą, a Magda postawiła na rybę i zamówiła halibuta z purée chrzanowym, fasolką szparagową i sosem sojowym. Na zamówione dania czekali, sącząc zimne bezalkoholowe piwo. Przez dłuższą chwilę żadne z nich nie potrafiło się pierwsze odezwać. Wreszcie tę nietypową ciszę przerwała Magda.
– I co o tym wszystkim myślisz?
– Nie wiem. – Krystian wzruszył ramionami. – Nie ukrywam, że ta wiadomość spadła na nas jak grom z jasnego nieba.
– To prawda, wiesz, bardzo bym chciała pomóc dyrektorce i tym dzieciakom, ale nie wiem, czy sobie poradzimy, w końcu to czworo dzieci.
– No, i w tak rozbieżnym wieku – westchnął Krystian. – Najstarsza ma ile? Szesnaście? To prawie dorosła kobieta, może pomogłaby nam z młodszymi.
– Najmłodsza ma cztery, ale trochę obawiam się tych chłopców. Pamiętam, że tam, gdzie się wychowałam, właśnie tacy ośmiolatkowie i dwunastolatkowie sprawiali najwięcej problemów. Nie wiem, czy się zgodzić. – Po policzku Magdy spłynęło kilka łez. – Tak bardzo pragnęłam dziecka, ale teraz się boję, czy dam radę.
– Nie musimy się zgadzać. – Krystian położył dłoń na ręce żony i pogłaskał ją z czułością.
Magda na widok zbliżającego się do ich stolika kelnera szybko wytarła policzki i uśmiechnęła się do męża.
– Są! – Krystian z bijącym z emocji sercem podszedł do okna, gdy tylko na ulicy przed bramą ich posesji zobaczył zatrzymującego się niebieskiego fiata scudo. – Chodźmy ich przywitać. I zanim Magda zdążyła zareagować na jego słowa, wyszedł już z domu bez kurtki, bez czapki, ale przynajmniej założył zimowe buty. Mimo odśnieżania drobny śnieg cały czas pokrywał chodnik prowadzący od domu do furtki.
Krystian chciał otworzyć bramę wjazdową, ale z samochodu wyszła Renata Szeląg i z uśmiechem na twarzy otworzyła boczne drzwi busa.
– Proszę nie otwierać bramy, my tylko na kilka chwil, jak tylko dzieci poznają się z państwem, my wracamy do ośrodka.
Pierwszy wyskoczył jeden z chłopców i z uznaniem spojrzał na dom Magdy i Krystiana. Po nim pojawił się drugi, trochę niższy, a dopiero po chwili ukazały się dziewczynki. Starsza pomogła wyjść małej, która natychmiast mocno złapała siostrę za rękę i z niepokojem spojrzała najpierw na Renatę, a dopiero potem na stojącego w otwartej furtce Krystiana. Niespodziewanie jej wzrok skierował się w stronę domu i dziewczynka nieśmiało pomachała. Krystian odwrócił się i zauważył stojącą w oknie żonę.
Kiedy kierowca wyjął z bagażnika walizki dzieci, chłopcy bez namysłu chwycili swoje i śmiało wkroczyli na teren posesji. Starsza dziewczynka sięgnęła po jedną z pozostałych walizek i bez słowa podała ją Krystianowi, wskazując głową zajętą jedną rękę, w którą wczepiona była jej siostra. Następnie wzięła drugi bagaż i skierowała się w stronę domu. „Kalina” – Krystian przypomniał sobie imię dziewczyny. „A ta mniejsza to Pola” – uśmiechnął się do małej, ale ona nie odwzajemniła jego uśmiechu. Na jej twarzy gościł jedynie lęk.
Regina Szeląg weszła za dziećmi do domu i przywitała się z Magdą.
– Moje kochane, jestem pewna, że będzie wam w tym domu dobrze. Rozmawialiśmy o tym, co się stało w naszym budynku, i wyjaśniłam wam, dlaczego musicie na chwilę zamieszkać z panią Magdą i panem Krystianem. – Kierowniczka przykucnęła i wzięła za rękę najmłodsze z dzieci. – To jest Pola. – Postawiła dziecko przed sobą i się uśmiechnęła. – To jest Jaś. – Chwyciła rękę jednego z chłopców i również pociągnęła go w swoją stronę. – To jest Tomek. – Magda zauważyła, że Renata nawet nie dotknęła chłopca, którego mina wskazywała na taką obojętność wobec tego, co się wokół niego działo, że wyglądał prawie jak posąg. – A to jest Kalina. – Kierowniczka puściła dłoń chłopca i czule objęła szesnastolatkę. – Mam nadzieję, że ona będzie dla państwa dużą podporą w kontaktach z pozostałymi dziećmi, bo jest mądrą i bardzo rezolutną panną. – Starsza z dziewczynek nieco się zaczerwieniła, ale jej usta zamieniły się w wąską kreskę i Magda miała wrażenie, że dziewczyna zaraz prychnie coś niemiłego. – A to, moje kochane, są pani Magda i jej mąż Krystian, ludzie, którzy bardzo kochają dzieci i którzy obiecali mi, że zrobią wszystko, abyście były szczęśliwe i zadowolone.
– Nie wiem, czy można być szczęśliwym i zadowolonym, będąc w naszej gównianej sytuacji – syknęła Kalina i lekceważąco spojrzała na swoich tymczasowych opiekunów.
– Kalinko! – Renata aż się wzdrygnęła. – Nie możesz używać brzydkich słów, szczególnie w obecności młodszego rodzeństwa.
– O! To pani nie słyszała jeszcze, jakie ona zna słowa – roześmiał się mniejszy z chłopców. – Gdzie nasz pokój? – zapytał, podchodząc odważnie do schodów prowadzących na piętro.
– Myślę, że na temat waszego rozlokowania porozmawiamy za chwilę, teraz może zdejmijcie z siebie te ciepłe okrycia, bo zaraz roztopicie się jak bałwany, i zapraszamy do środka. Pani Renato, kawy, herbaty? – Krystian mrugnął porozumiewawczo do chłopca, a następnie zwrócił się do kierowniczki.
– Dziękuję, ale muszę już wracać. Tutaj są odpowiednie papiery dla państwa. – Renata wyjęła z dużej skórzanej torby dwie teczki z dokumentami i podała je Krystianowi. – Jesteśmy w kontakcie, gdyby państwo mieli jakieś zapytania albo… nie daj Boże problemy z dziećmi. Ale zapewniam, że to są cudowne dzieciaki. – Po tych słowach kobieta popatrzyła na podopiecznych i się uśmiechnęła. Przykucnęła przed najmłodszą i mocno ją do siebie przytuliła. – Będziesz grzeczna i nie będziesz płakała, prawda? Kalina będzie zawsze obok i na pewno nie będzie źle.
– A kiedy wróci tatuś? – zapytała dziewczynka ze łzami w oczach.
– Niestety, tego nie wiem. Rozmawiałyśmy na ten temat. Lekarze robią, co mogą, aby szybko wyzdrowiał, ale niektóre choroby potrzebują czasu, żeby było dobrze. Dziewczynka zarzuciła na szyję kierowniczki swoje małe rączki i zachlipała. Renata odwzajemniła uścisk i delikatnie przesunęła dziecko w stronę starszej siostry, która natychmiast przejęła od niej małą, biorąc ją na ręce.
– Muszę już lecieć. Sprawujcie się dobrze, a państwu jeszcze raz dziękuję za okazaną mnie i dzieciom pomoc. – To powiedziawszy, kobieta sięgnęła po stojącą na podłodze torbę i nie oglądając się za siebie, wyszła z domu. Po chwili wszyscy usłyszeli odjeżdżający spod posesji samochód.
Magda podeszła do chłopców i pomogła im zdjąć kurtki i buty. Kalina świetnie poradziła sobie z rozebraniem siostry i siebie, chociaż mała cały czas przyczepiona była do niej jak rzep. Usiedli w salonie na kanapie i dzieci z ciekawością zaczęły rozglądać się po wnętrzu domu. Kalinę zainteresowała duża biblioteczka zajmująca jedną ze ścian pomieszczenia – półki z książkami ciągnęły się od podłogi aż do sufitu. Jeden z chłopców z zachwytem spoglądał na tonący w bieli ogród i widać było, że najchętniej włożyłby ponownie kurtkę i buty i wyskoczył na zewnątrz. Drugi z zaciekawieniem spoglądał na sprzęt telewizyjno-muzyczny, zajmujący sporą część salonu, ale kątem oka zerkał również na świecący na parapecie okna łuk adwentowy, wykonany z drewna i przypominający chłopcu obrazek. Czego tam nie było… ludzie, zwierzęta, oświetlone małymi lampkami okna w domach, nawet stojąca przed jednym z budynków choinka, na której również paliły się miniaturowe lampki.
Dalsza część książki dostępna w wersji pełnej
Okładka
Karta tytułowa
Karta redakcyjna
ROZDZIAŁ 1
ROZDZIAŁ 2
ROZDZIAŁ 3
Okładka
Strona tytułowa
Prawa autorskie
Meritum publikacji