Słup ognia - Ken Follett - ebook + książka

Słup ognia ebook

Ken Follett

4,6

17 osób interesuje się tą książką

Opis

Długo oczekiwana kontynuacja najpopularniejszej sagi historycznej Kena Folletta, obejmującej powieści Filary ziemi i Świat bez końca.

Zbliżają się święta Bożego Narodzenia 1557 roku. Młody Ned Willard wraca do rodzinnego domu stojącego w cieniu katedry Kingsbridge. Ani on, ani mieszkańcy miasta jeszcze nie wiedzą, że rok 1558 wywróci do góry nogami nie tylko ich życie, lecz także losy wszystkich Europejczyków, przynosząc zupełnie nową epokę w dziejach świata.

Książka podejmująca temat, w którym Follett czuje się najlepiej – szpiegostwa i działalności tajnych agentów. Tym razem w szesnastowiecznej Anglii za panowania królowej Elżbiety I.

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 1303

Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
Oceny
4,6 (538 ocen)
371
130
30
6
1
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.
Sortuj według:
WiesiekB
(edytowany)

Dobrze spędzony czas

Książka jest całkiem niezła. W sumie jedyna rzecz, która mnie irytowała to "tolerancja" religijna wg autora. To, że katolicy mordowali protestantów to źle bo protestanci mordowali katolików tylko w obronie własnej. A że profilaktycznie. I tylko za to że chcieli księdza. Tolerancyjnie. Wg mnie każda zbrodnia na tle religijnym jest tylko przejawem bandytyzmu.
31
Oczkox

Całkiem niezła

Jakoś mniej mnie porwała niż inne z serii. Ogólnie dla fanów godna polecenia.
00
mag_prochowy

Dobrze spędzony czas

Bardzo dobra, ciekawa powieść opowiadająca o czasach i wydarzeniach, o których nic nie wiedziałem (nigdy nie interesowałem się historią Anglii). Jak to zwykle bywa, weryfikowałem niektóre informacje z Wikipedią i innymi źródłami i jestem pod wrażeniem jak autor umiejętnie splótł historyczne wydarzenia i postaci z fikcją literacką. Jedyny minus to w dużej mierze drewniane dialogi, u Folleta zawsze tak jest. Zastanawiam się na ile to kwestia tłumaczenia, a na ile on tak po prostu pisze.
00
ZanetaM1

Nie oderwiesz się od lektury

Trochę inna niż poprzednie. Kingsbridge nie jest głównym punktem, jednak wciągnęła równie mocno!
00
Aleksander1959

Dobrze spędzony czas

ok
00

Popularność




O książce

Boże Narodzenie 1558. Młody Ned Willard po rocznej nieobecności wraca do domu w Kingsbridge i odkrywa, że wszystko poza majestatycznie górującą nad miastem katedrą się zmieniło. Jego ukochana Margery ma zostać wydana za mąż, a na rynku miasta znów zapłoną stosy. Zresztą obłęd krwawych prześladowań na tle religijnym ogarnia już całą Europę - od Edynburga, przez Sewillę, Antwerpię i Genewę, aż po Paryż.

Ned Willard, wciąż zakochany w należącej do wrogiego mu obozu Margery, ufa nowej królowej, Elżbiecie, która przed objęciem tronu obiecała, że za jej panowania nikt nie zginie z powodu swoich przekonań. I służy jej z oddaniem, wykonując tajne misje w różnych miejscach Europy.

Niestety, ludzi takich jak on, wierzących w tolerancję i możliwość kompromisu między katolikami i protestantami, czeka walka na śmierć i życie z tymi, dla których starcie tych dwóch religii staje się okazją do zdobycia wpływów. Bo tak naprawdę nie chodzi o wyznanie, lecz o władzę.

Ken Follett

Brytyjski pisarz, urodzony w Walii w 1949 r. Światową sławę przyniosła mu wydana w 1978 r. Igła. Kolejne tytuły, m.in. Trzeci bliźniak, Zabójcza pamięć, Zamieć, Upadek gigantów, Zima świata orazKrawędź wieczności, utrwaliły jego pozycję jako autora bestsellerów. Choć książki odwołujące się do wydarzeń z okresu II wojny światowej dominują w jego twórczości, za swoje najważniejsze dzieło autor nadal uważa sagę Filary Ziemi – owoc jego zainteresowania średniowieczem. Na podstawie powieści Folletta nakręcono wiele filmów oraz seriali, m.in. Igłę, Klucz do Rebeki, Na skrzydłach orłów i Filary Ziemi.

www.ken-follett.com

Tego autora

Powieści historyczneUCIEKINIERNIEBEZPIECZNA FORTUNACZŁOWIEK Z SANKT PETERSBURGAFilary ZiemiFILARY ZIEMIŚWIAT BEZ KOŃCASŁUP OGNIAStulecieUPADEK GIGANTÓWZIMA ŚWIATAKRAWĘDŹ WIECZNOŚCIThrillery wojenneIGŁAKRYPTONIM KAWKILOT ĆMYKLUCZ DO REBEKINOC NAD OCEANEMThrilleryMŁOT EDENUZABÓJCZA PAMIĘĆTRÓJKAZAMIEĆSKANDAL Z MODIGLIANIMTRZECI BLIŹNIAKLWY PANSZIRUPAPIEROWE PIENIĄDZELiteratura faktuNA SKRZYDŁACH ORŁÓW

Tytuł oryginału:

A COLUMN OF FIRE

Copyright © Ken Follett 2017

All rights reserved

Polish edition copyright © Wydawnictwo Albatros Sp. z o.o. 2017

Polish translation copyright © Anna Dobrzańska & Janusz Ochab 2017

Redakcja: Marta Gral

Zdjęcia na okładce: iurii/Shutterstock, steveball/Shutterstock

Projekt graficzny okładki: Wydawnictwo Albatros Sp. z o.o.

ISBN 978-83-6578-180-2

WydawcaWYDAWNICTWO ALBATROS SP. Z O.O.(dawniej Wydawnictwo Albatros Andrzej Kuryłowicz s.c.)Hlonda 2a/25, 02-972 Warszawawww.wydawnictwoalbatros.comFacebook.com/WydawnictwoAlbatros | Instagram.com/wydawnictwoalbatros

Niniejszy produkt jest objęty ochroną prawa autorskiego. Uzyskany dostęp upoważnia wyłącznie do prywatnego użytku osobę, która wykupiła prawo dostępu. Wydawca informuje, że publiczne udostępnianie osobom trzecim, nieokreślonym adresatom lub w jakikolwiek inny sposób upowszechnianie, kopiowanie oraz przetwarzanie w technikach cyfrowych lub podobnych – jest nielegalne i podlega właściwym sankcjom.

Przygotowanie wydania elektronicznego: Michał Nakoneczny, 88em.eu

Dla Emanuele:49 lat słońca

A Pan szedł przed nimi w dzień jako słup obłoku, by ich prowadzić drogą, w nocy zaś jako słup ognia, aby im świecić, żeby mogli iść we dnie i w nocy.

Księga Wyjścia 13, 21, Biblia Tysiąclecia

GŁÓWNE POSTACIE

Mam nadzieję, że ten spis postaci nie będzie potrzebny. Za każdym razem, gdy przyszło mi do głowy, że moglibyście zapomnieć, kim dana osoba jest, starałem się o tym subtelnie przypomnieć. Wiem jednak, że kiedy czasami czytelnicy odkładają książkę i nie wracają do niej przez tydzień albo dłużej – mnie również się to zdarza – mają prawo czegoś nie pamiętać. Oto więc spis postaci, które pojawiają się na kartach powieści więcej niż jeden raz. Tak na wszelki wypadek…

ANGLIA

Willardowie

Ned Willard

Barney, jego brat

Alice, ich matka

Malcolm Fife, stajenny

Janet Fife, gospodyni

Eileen Fife, córka Malcolma i Janet

Fitzgeraldowie

Margery Fitzgerald

Rollo, jej brat

Sir Reginald, ich ojciec

Lady Jane, ich matka

Naomi, pokojówka

Siostra Joan, stryjeczna babka Margery

Shiringowie

Bart, wicehrabia Shiring

Swithin, jego ojciec, hrabia Shiring

Sal Brendon, gospodyni

Purytanie

Philbert Cobley, właściciel statku

Dan Cobley, jego syn

Ruth Cobley, córka Philberta

Donal Gloster, sekretarz

Ojciec Jeremiah, pastor w kościele Świętego Jana w Loversfield

Wdowa Pollard

Pozostałe postacie

Brat Murdo, wędrowny kaznodzieja

Susannah, hrabina Brecknock, przyjaciółka Margery i Neda

Jonas Bacon, kapitan Jastrzębia

Jonathan Greenland, pierwszy oficer na Jastrzębiu

Stephen Lincoln, ksiądz

Rodney Tilbury, sędzia

Postacie historyczne

Maria Tudor, królowa Anglii

Elżbieta Tudor, jej siostra przyrodnia, późniejsza królowa

Sir William Cecil, doradca Elżbiety

Robert Cecil, syn Williama

William Allen, przywódca wygnanych angielskich katolików

Sir Francis Walsingham, szef siatki szpiegowskiej

FRANCJA

Palotowie

Sylvie Palot

Isabelle Palot, jej matka

Giles Palot, ojciec Sylvie

Pozostałe postacie

Pierre Aumande

Wicehrabia Villeneuve, kolega Pierre’a ze studiów

Ojciec Moineau, nauczyciel Pierre’a

Nath, pokojówka Pierre’a

Guillaume z Genewy, wędrowny pastor

Louise, markiza Nîmes

Luc Mauriac, makler frachtujący

Afrodyta Beaulieu, córka hrabiego Beaulieu

René Duboeuf, krawiec

Françoise Duboeuf, jego młoda żona

Markiz de Lagny, protestancki arystokrata

Bernard Housse, młody dworzanin

Alison McKay, dama dworu Marii królowej Szkotów

Fikcyjne postacie domu Gwizjuszów

Gaston Le Pin, dowódca straży przybocznej Gwizjuszów

Brocard i Rasteau, dwóch ludzi Gastona

Véronique

Odette, pokojówka Véronique

Georges Biron, szpieg

Postacie historyczne: rodzina Gwizjuszów

Franciszek, książę Gwizjusz (Człowiek z Blizną)

Henryk, syn Franciszka

Karol, kardynał Lotaryngii

Postacie historyczne: Burbonowie i ich sojusznicy

Antoni, król Nawarry

Henryk, syn Antoniego

Ludwik, książę Condé

Gaspard de Coligny, admirał Francji

Inne postacie historyczne

Henryk II, król Francji

Katarzyna Medycejska, królowa Francji

Dzieci Henryka i Katarzyny:

Franciszek II, król Francji

Karol IX, król Francji

Henryk III, król Francji

Małgorzata (Margot), królowa Nawarry

Maria Stuart, królowa Szkotów

Charles de Louviers, zabójca

SZKOCJA

Postacie historyczne

James Stuart, nieślubny brat przyrodni Marii, królowej Szkotów

Jakub Stuart, syn Marii, królowej Szkotów, później król Szkocji Jakub VI i król Anglii Jakub I

HISZPANIA

Cruzowie

Carlos Cruz

Cioteczka Betsy

Ruizowie

Jeronima

Pedro, jej ojciec

Pozostałe postacie

Archidiakon Romero

Ojciec Alonso, inkwizytor

Kapitan „Żelazna Ręka” Gómez

Niderlandy

Wolmanowie

Jan Wolman, kuzyn Edmunda Willarda

Imke, jego córka

Willemsenowie

Albert

Betje, żona Alberta

Drike, ich córka

Evi, owdowiała siostra Alberta

Matthus, syn Evi

Pozostałe narodowości

Ebrima Dabo, niewolnik pochodzący z ludu Mandinka

Bella, producentka rumu z Hispanioli

Prolog

Powiesiliśmy go przed katedrą w Kingsbridge, gdzie zwykle odbywają się egzekucje. Przecież jeśli nie można zabić człowieka przed obliczem Boga, prawdopodobnie w ogóle nie powinno się go zabijać.

Szeryf wyprowadził go z więzienia pod ratuszem. Szedł wyprostowany, z rękami związanymi na plecach, a jego blada twarz była wyzywająca i nieustraszona.

Tłum szydził z niego i złorzeczył mu. On jednak zdawał się nie widzieć rozjuszonej tłuszczy. Ale mnie zobaczył. Nasze spojrzenia się spotkały i była w nich cała wieczność.

To ja byłem odpowiedzialny za jego śmierć, a on dobrze o tym wiedział.

Tropiłem go od dziesiątków lat. Był zamachowcem, który – gdybym go nie powstrzymał – w jednym krwawym akcie bestialstwa zabiłby połowę ludzi dzierżących władzę w tym kraju, łącznie z niemal całą rodziną królewską.

Poświęciłem życie, tropiąc podobnych mu potencjalnych morderców, z których wielu zostało straconych. Nie wszystkich powieszono; niektórzy zostali rozerwani końmi, innych poćwiartowano. Najokrutniejszą śmierć zarezerwowano dla najgorszych przestępców.

Tak, robiłem to wielokrotnie: patrzyłem, jak umiera człowiek, i wiedziałem, że to właśnie ja sprowadziłem na niego tę sprawiedliwą, choć straszną karę. Robiłem to dla mojego ukochanego kraju; dla władcy, któremu służę, i z jeszcze jednego powodu – z przekonania, że każdy może sam decydować, jaką wyznaje religię.

Był ostatnim z wielu mężczyzn, których posłałem do piekła, ale jego widok sprawił, że pomyślałem o pierwszym z nich…

CZĘŚĆ PIERWSZA1558

ROZDZIAŁ 1

I

Ned Willard przybył do Kingsbridge podczas zamieci.

Płynął w górę rzeki z portu Combe w kajucie barki załadowanej belami tkanin z Antwerpii i winem z Bordeaux. Zorientowawszy się, że barka zbliża się do Kingsbridge, otulił się szczelniej peleryną, naciągnął kaptur, wyszedł na pokład i spojrzał przed siebie.

Z początku był rozczarowany: widział jedynie sypiący śnieg. Jednakże tęsknota za widokiem miasta była wręcz bolesna, więc z nadzieją wpatrywał się w śnieżną zadymkę. Po chwili jego życzenie zostało spełnione, a śnieżyca osłabła. Zdumiony dostrzegł skrawek błękitnego nieba. Wytężając wzrok, spojrzał ponad czubkami drzew i ujrzał wieżę katedry – wysoką na czterysta pięć stóp, o czym wiedział każdy uczeń szkoły w Kingsbridge. Skrzydła kamiennego anioła, który obserwował miasto ze szczytu iglicy, przykryła warstewka śniegu, zmieniając kolor piór z gołębiego na śnieżnobiały. Gdy tak patrzył, promień słońca oświetlił posąg i odbił się od śniegu niczym błogosławieństwo, a chwilę potem świat zniknął w tumanach białego puchu.

Przez moment nie widział niczego poza drzewami, wyobraźnia podsuwała mu jednak rozmaite obrazy. Wkrótce spotka się z matką, której nie widział od roku. Nie powie jej, jak bardzo tęsknił, albowiem mężczyzna w wieku osiemnastu lat winien być niezależny i samowystarczalny.

Przede wszystkim jednak tęsknił za Margery. Zakochał się w niej w najmniej odpowiednim czasie, kilka tygodni przed wyjazdem z Kingsbridge i rocznym pobytem w Calais, rządzonym przez Anglików porcie na północnym wybrzeżu Francji. Od dziecka znał i lubił psotną i inteligentną córkę sir Reginalda Fitzgeralda. Kiedy dorosła, jej figlarność nabrała nowego uroku. Ned wypatrywał jej w kościele, a gdy ją zauważył, zasychało mu w ustach i zaczynał płytko oddychać. Nie odważył się pierwszy wykonać żadnego kroku, bo Margery była trzy lata młodsza; ona jednak nie miała takich zahamowań. Całowali się na cmentarzu w Kingsbridge, ukryci za imponujących rozmiarów grobowcem przeora Philipa, mnicha, który cztery wieki temu zlecił wybudowanie katedry. W ich długim, namiętnym pocałunku nie było nic dziecinnego, ale po wszystkim Margery roześmiała się i uciekła.

Następnego dnia znów go pocałowała. A w przeddzień jego wyjazdu do Francji wyznali sobie miłość.

Przez pierwsze tygodnie pisywali do siebie listy. Nie powiedzieli rodzicom o swoich uczuciach – było na to zbyt wcześnie – więc nie mogli pisać o nich otwarcie, ale Ned zwierzył się starszemu bratu, Barneyowi, i ten stał się ich pośrednikiem. Niestety, Barney opuścił Kingsbridge i wyjechał do Sewilli. Margery wprawdzie też miała starszego brata, Rollo, lecz nie ufała mu tak, jak Ned Barneyowi, zatem listy przestały docierać do Neda.

Brak wieści nie wpłynął jednak na jego uczucia. Ned wiedział, co ludzie mówią o młodzieńczej miłości, i przyglądał się sobie, czekając, aż jego uczucia względem Margery się zmienią, ale tak się nie stało. Po kilku tygodniach w Calais jego kuzynka Thérèse dała mu jasno do zrozumienia, że go uwielbia i jest gotowa zrobić właściwie wszystko, żeby to udowodnić. Lecz Ned nie dał się skusić. Zaskoczyło go to, zwłaszcza że nigdy dotąd nie miał okazji pocałować ślicznej dziewczyny z dużymi piersiami.

Odtrąciwszy Thérèse, utwierdził się w przekonaniu, że mimo rozłąki jego uczucia do Margery się nie zmienią, i zadawał sobie pytanie, co zrobi, gdy ją zobaczy. Czy będzie tą samą dziewczyną, którą zachował w pamięci?

Rok to długo dla czternastolatki, nawet jeśli Margery miała teraz piętnaście lat. Być może jej uczucia osłabły po tym, jak przestała dostawać listy. Może całowała się z kimś innym za grobowcem przeora Philipa. Ned byłby okropnie rozczarowany, gdyby się okazało, że stał się jej obojętny. A nawet jeśli wciąż go kochała, to czy nadal był tym samym Nedem, którego zapamiętała?

Śnieżyca ustała i zobaczył, że barka przepływa przez zachodnie przedmieścia Kingsbridge. Na obu brzegach mieściły się warsztaty, które zużywały mnóstwo wody: farbiarnie, zakłady folusznicze, papiernicze i rzeźnie. Ponieważ w okolicy cuchnęło, czynsze były tu niskie.

Nieco dalej jego oczom ukazała się Wyspa Trędowatych. Jej nazwa pochodziła z dawnych czasów; od wieków nie było tam żadnego trędowatego. Na skraju wyspy znajdował się szpital siostry Caris, założony przez zakonnicę, która ocaliła miasto podczas zarazy czarnej śmierci. Gdy barka podpłynęła bliżej, zobaczył wyłaniające się zza szpitala pełne gracji bliźniacze łuki mostu Merthina, który od północy i południa łączył wyspę z lądem. Historia miłosna Caris i Merthina była jedną z miejscowych legend przekazywanych z pokolenia na pokolenie w zimowe wieczory przy kominkach.

Barka wpłynęła do przystani przy zatłoczonym nabrzeżu. Na pierwszy rzut oka miasto wyglądało tak jak przed rokiem. Ned podejrzewał, że miejsca takie jak Kingsbridge niewiele się zmieniają. Katedry, mosty i szpitale – oto budowle, które miały przetrwać.

Z torbą przerzuconą przez ramię czekał, aż kapitan poda mu jedyny bagaż: mały, drewniany kufer zawierający ubrania, dwa pistolety i trochę książek. Dźwignął go, pożegnał się i zszedł na nabrzeże. Skierował się w stronę zbudowanego z kamienia nadbrzeżnego magazynu, w którym mieściła się siedziba firmy należącej do jego rodziny. Uszedł ledwie kilka kroków, gdy usłyszał znajomy głos z silnym szkockim akcentem:

– A niech mnie, jeśli to nie nasz Ned! Witaj w domu!

Na widok Janet Fife, gospodyni w domu jego rodziców, uśmiechnął się szeroko.

– Właśnie kupowałam ryby na obiad dla twojej matki – oznajmiła Janet. Była przeraźliwie chuda, ale uwielbiała karmić innych. – Też powinieneś coś zjeść. – Spojrzała na niego z uznaniem. – Zmieniłeś się. Zeszczuplałeś na twarzy, ale ramiona masz barczyste. Czy ciotka Blanche dobrze cię karmiła?

– Tak, ale wuj Dick kazał mi przerzucać łopatą kamienie.

– To nie jest zajęcie dla uczonego męża.

– Mnie nie przeszkadzało.

– Malcolmie, Malcolmie, patrz, kto tu jest!

Malcolm, mąż Janet i stajenny u Willardów, kuśtykając, ruszył w ich stronę; lata temu, kiedy był młody i niedoświadczony, został kopnięty przez konia.

– Stary Kasztan zdechł – oznajmił, serdecznie uścisnąwszy dłoń Neda.

– Był ulubionym koniem mojego brata. – Ned powstrzymał się od uśmiechu. Znał Malcolma i wiedział, że wieści o zwierzętach są dla stajennego ważniejsze niż te o ludziach. – A co u mojej matki?

– Dzięki Bogu, pani cieszy się dobrym zdrowiem – odparł Malcolm. – Podobnie jak twój brat, przynajmniej z tego, co ostatnio słyszeliśmy. Nie lubi pisać, a listy z Hiszpanii idą miesiąc albo nawet dwa. Pozwól, że wezmę twój bagaż, młody Nedzie.

Ned nie miał ochoty iść prosto do domu. Miał inny plan.

– Weźmiesz mój kufer? – zwrócił się do Malcolma. Na poczekaniu wymyślił wiarygodną historyjkę. – Powiedz, że poszedłem do katedry, by podziękować za bezpieczną podróż, i niebawem pojawię się w domu.

– Jak sobie życzysz.

Malcolm odszedł, utykając. Tymczasem Ned ruszył niespiesznie i cieszył oczy znajomym widokiem budynków, wśród których dorastał. Śnieg nadal prószył. Dachy były białe, ale ulice, pełne ludzi i wozów, tętniły życiem; pod stopami plaskało błoto. Minął okrytą złą sławą tawernę Biały Koń, gdzie w każdą sobotę dochodziło do bijatyk, i skierował się główną ulicą pod górę, na plac przed katedrą. Minąwszy pałac biskupa, na chwilę przystanął przed budynkiem szkoły. Przez wąskie, ostrołukowe okna widział półki z książkami. To tu nauczył się czytać i liczyć, tu odkrył, kiedy należy walczyć, a kiedy uciekać, jak to jest zostać wychłostanym brzozowymi witkami i nie uronić przy tym ani łzy.

W południowej części katedry znajdował się klasztor. Odkąd król Henryk VIII rozwiązał klasztory, opactwo w Kingsbridge popadało w ruinę – dach przeciekał, ściany kruszały, a roślinność pchała się do okien. Budynki należały teraz do burmistrza, ojca Margery, sir Reginalda Fitzgeralda, który zupełnie je zaniedbał.

Na szczęście sama katedra była w dobrym stanie, silna i strzelista jak zawsze – kamienny symbol tętniącego życiem miasta. Ned wszedł przez masywne zachodnie drzwi do nawy głównej. Podziękuje Bogu za bezpieczną podróż, a tym samym obróci kłamstwo, którym uraczył Malcolma, w prawdę.

Jak zwykle kościół był miejscem kultu i interesów: brat Murdo miał fiolki z najprawdziwszą ziemią z Palestyny, nieznajomy mężczyzna oferował za pensa gorące kamienie do rozgrzania rąk, a Puss Lovejoy, drżąca w czerwonej sukni, sprzedawała to co zawsze.

Ned zadarł głowę i spojrzał na żebrowane sklepienie, które przywodziło na myśl splecione ludzkie ramiona, wyciągające się ku niebu. Za każdym razem, gdy tu przychodził, myślał o mężczyznach i kobietach, którzy przyczynili się do powstania katedry. Niektóre nazwiska spisano w Księdze Timothy’ego, historii klasztoru, której uczono w szkole. Byli wśród nich: kamieniarz Tom Budowniczy i jego pasierb Jack, przeor Philip, Merthin Fitzgerald, który oprócz mostu zbudował wieżę główną, a także pracownicy kamieniołomu, murarze, stolarze i szklarze – zwykli ludzie, którzy dokonali niezwykłej rzeczy i stworzyli ponadczasowe piękno.

Ned na chwilę uklęknął przed ołtarzem. Bezpieczna podróż była czymś, za co należało podziękować. Nawet w trakcie krótkiej przeprawy z Francji do Anglii statki mogą zatonąć, a ludzie – pożegnać się z życiem.

Nie tracił jednak zbyt wiele czasu na modlitwy. Następnym przystankiem był dom Margery.

W północnej części placu przed katedrą, naprzeciw pałacu biskupa, znajdowała się karczma Bella, a tuż obok trwała budowa nowego domu. Ziemia należała do klasztoru, więc Ned domyślał się, że budowę zlecił ojciec Margery. Z oknami wykuszowymi i kilkoma kominami wyglądała imponująco; wkrótce będzie to największy dom w całym Kingsbridge.

Idąc w górę główną ulicą, dotarł do skrzyżowania dróg. Dom, w którym mieszkała Margery, stał na rogu, naprzeciw ratusza. Był to duży budynek o drewnianej konstrukcji i choć nie prezentował się tak okazale jak ten, który dopiero budowano, postawiono go na akrze najdroższej ziemi w mieście.

Ned zatrzymał się przed drzwiami. Od roku czekał na tę chwilę, a gdy nadeszła, ogarnął go niepokój.

Zapukał.

Otworzyła stara służącą Naomi i zaprosiła go do sieni. Znała Neda całe życie, ale sprawiała wrażenie zatroskanej, jak gdyby był podejrzanym nieznajomym, a gdy zapytał o Margery, odparła, że pójdzie i zobaczy.

Spojrzał na wiszący nad kominkiem obraz Chrystusa na krzyżu. W Kingsbridge dominowały dwa rodzaje płócien: jedne przedstawiały sceny biblijne, a drugie portrety arystokratów. Ned był zaskoczony, widząc w domach zamożnych Francuzów obrazy pogańskich bogów, takich jak Bachus czy Wenus, którzy zwykle znajdowali się w baśniowym lesie i nosili szaty wyglądające tak, jakby lada chwila miały zsunąć się na ziemię.

Tu było inaczej. Na ścianie naprzeciw obrazu wisiała mapa Kingsbridge. Nigdy nie widział czegoś podobnego i przyglądał się jej z zaciekawieniem. Na mapie widać było, że główne ulice biegnące z północy na południe i z zachodu na wschód dzielą miasto na cztery części. Katedra i były klasztor znajdowały się w południowo-wschodniej, a cuchnąca dzielnica przemysłowa w południowo-zachodniej. Oznaczono wszystkie kościoły i niektóre domy, w tym Fitzgeraldów i Willardów. Rzeka stanowiąca wschodnią granicę miasta skręcała, przypominając kształtem psią łapę. Niegdyś wyznaczała także południową granicę Kingsbridge, ale dzięki mostowi Merthina miasto rozbudowało się i na drugim brzegu powstały peryferia.

Ned pomyślał, że obrazy symbolizują rodziców Margery: jej ojciec, polityk, z pewnością zawiesiłby na ścianie mapę, podczas gdy matka, pobożna katoliczka – scenę ukrzyżowania.

Tymczasem do sieni weszła nie Margery, lecz jej brat Rollo – przystojny brunet, wyższy od Neda. Ci dwaj chodzili razem do szkoły, ale nie zostali przyjaciółmi. Cztery lata starszy Rollo był najbystrzejszym chłopcem w szkole i odpowiadał za młodszych uczniów, Ned nie widział w nim jednak wzoru do naśladowania i nie uznawał jego autorytetu. Do tego wkrótce okazało się, że jest co najmniej tak bystry jak Rollo, przez co dochodziło między nimi do kłótni i bójek, dopóki Rollo nie wyjechał do Kingsbridge College w Oksfordzie.

Teraz Ned starał się ukryć niechęć i rozdrażnienie.

– Widziałem plac budowy obok gospody Bella – zaczął uprzejmie. – Wasz ojciec buduje nowy dom?

– Tak. Ten jest już trochę staroświecki.

– Czyli interesy w Combe idą dobrze. – Sir Reginald był mytnikiem w porcie w Combe. Tę lukratywną posadę zapewniła mu Maria Tudor po tym, jak została królową, w nagrodę za jego poparcie.

– A więc wróciłeś z Calais? – zapytał Rollo. – Jak tam było?

– Wiele się nauczyłem. Mój ojciec zbudował tam przystań i magazyn, którym zarządza wuj Dick. – Ojciec Neda zmarł dziesięć lat temu i od tej pory to matka prowadziła interesy. – Przewozimy angielskie rudy żelaza, cynę i ołów z Combe do Calais, skąd trafiają do całej Europy. – Kontakty z Calais stanowiły fundament rodzinnej fortuny Willardów.

– Czy wojna nie wpłynęła na interesy? – Anglia znajdowała się w stanie wojny z Francją, nietrudno było jednak dostrzec, że troska Rollo jest udawana. Prawdę mówiąc, cieszyła go myśl, że fortuna Willardów może przez to ucierpieć.

Ned zignorował to pytanie.

– Calais jest dobrze strzeżone – odparł z pewnością, której wcale nie czuł. – Otaczają je forty, które chronią miasto, odkąd dwieście lat temu zostało przyłączone do Anglii. – Czuł, że kończy mu się cierpliwość. – Zastałem Margery?

– A masz powód, żeby się z nią spotykać?

Ned puścił to nieuprzejme pytanie mimo uszu i jak gdyby nigdy nic otworzył torbę.

– Przywiozłem jej prezent z Francji. – Wyciągnął z torby złożoną starannie sztukę błyszczącego jedwabiu w kolorze lawendy. – Myślę, że będzie jej pasował.

– Margery nie będzie chciała się z tobą spotkać.

Ściągnął brwi. Co to miało znaczyć?

– Jestem pewien, że ucieszy się na wieść, że wróciłem.

– Nie bardzo wiem, dlaczego miałaby się ucieszyć.

– Podziwiam twoją siostrę – Ned ostrożnie dobierał słowa – i wierzę, że ona również mnie lubi.

– Młody Nedzie, wkrótce się przekonasz, że podczas twojej nieobecności wiele się zmieniło – odparł protekcjonalnie Rollo.

Ned nie potraktował jego słów poważnie, przekonany, że Rollo jest najzwyczajniej w świecie złośliwy.

– Mimo wszystko chciałbym się z nią zobaczyć.

Rollo się uśmiechnął. Był to niepokojący uśmiech, który Ned pamiętał ze szkolnych czasów. Widywał go, kiedy Rollo miał wymierzyć karę chłosty któremuś z młodszych uczniów.

– Margery się zaręczyła.

– Jak to? – Ned gapił się na niego zdumionym, zbolałym wzrokiem, jak ktoś, kto został zaatakowany od tyłu. Nie wiedział, czego może się spodziewać, ale z pewnością nie oczekiwał czegoś takiego.

Brat Margery spoglądał na niego z uśmiechem.

– Z kim? – zapytał Ned. Nic innego nie przyszło mu do głowy.

– Poślubi wicehrabiego Shiring.

– Barta? – wydusił Ned. Ze wszystkich młodych mężczyzn w hrabstwie nierozgarnięty, pozbawiony humoru Bart Shiring był ostatnim, który mógłby zawrócić Margery w głowie. Szanse na to, że pewnego dnia zostanie hrabią Shiring, mogły okazać się kuszące dla wielu dziewcząt, ale nie dla Margery. Nie miał co do tego wątpliwości.

A przynajmniej nie miał ich rok temu.

– Wymyśliłeś to? – spytał.

Chwilę po zadaniu tego pytania uświadomił sobie, jak bardzo było niemądre. Rollo może i był przebiegły i złośliwy, ale z całą pewnością nie był głupi. Nie zmyśliłby takiej historyjki, bo przecież zrobiłby z siebie durnia, kiedy prawda wyjdzie na jaw.

Rollo wzruszył ramionami.

– Zaręczyny zostaną ogłoszone jutro na przyjęciu u hrabiego.

Nazajutrz wypadał dwunasty dzień Bożego Narodzenia. Jeśli hrabia Shiring urządzał przyjęcie, Willardowie z całą pewnością zostaną na nie zaproszeni, więc Ned przekona się osobiście, czy to, co mówi Rollo, jest prawdą.

– Czy ona go kocha? – spytał zdławionym głosem.

Brat Margery nie spodziewał się takiego pytania, i tym razem to on wyglądał na zaskoczonego.

– Nie rozumiem, dlaczego miałbym z tobą o tym rozmawiać.

Jego uchylanie się od odpowiedzi pozwoliło Nedowi wierzyć, że brzmiałaby ona „nie”.

– Dlaczego się denerwujesz?

– Lepiej już idź – żachnął się Rollo. – Zanim stłukę cię tak jak kiedyś.

Ned się wyprostował.

– Nie jesteśmy już w szkole – przypomniał mu. – I mógłbyś się zdziwić, kto tu kogo stłucze. – Miał ochotę rzucić się na niego; był tak wściekły, że nie dbał o to, czy zwycięży.

Rollo był bardziej powściągliwy; podszedł do drzwi i je otworzył.

– Żegnam – rzucił oschle.

Ned się zawahał; nie chciał wychodzić, nie zobaczywszy się z Margery. Gdyby wiedział, gdzie znajduje się jej pokój, pobiegłby na górę, ale zdawał sobie sprawę, jak głupio będzie wyglądał, ganiając po czyimś domu i otwierając kolejno wszystkie drzwi.

Schował jedwab z powrotem do torby.

– To jeszcze nie koniec – zapowiedział. – Nie możecie bez końca trzymać jej pod kluczem. Wcześniej czy później porozmawiam z nią.

Rollo zignorował jego słowa i cierpliwie stał przy drzwiach. Ned miał ochotę mu przyłożyć, lecz się pohamował; był mężczyzną i nie mógł dać się sprowokować. Czuł, że dał się wyprowadzić w pole. Jeszcze przez chwilę stał przy drzwiach, nie bardzo wiedząc, co zrobić. W końcu wyszedł.

– Nie radzę ci! – zawołał za nim Rollo.

Ned wyszedł na ulicę i udał się do domu, w którym przyszedł na świat.

Dom Willardów stał naprzeciw zachodniego wejścia do katedry. Na przestrzeni lat dobudowywano do niego przypadkowe części i teraz zajmował powierzchnię kilku tysięcy stóp kwadratowych. Był wygodny – z dużymi kominkami, przestronną jadalnią i sypialniami z miękkimi łożami. W domu mieszkała Alice Willard, jej dwaj synowie, a także babka – matka nieżyjącego ojca Neda.

Zastał matkę w salonie, który służył jej za gabinet, gdy nie przebywała w składzie na nabrzeżu. Na widok syna zerwała się od sekretarzyka, objęła go i ucałowała. Przez ostatni rok przybrała na wadze; zauważył to od razu, ale zachował tę uwagę dla siebie.

Rozejrzał się. Pokój wyglądał tak, jak go zapamiętał. Ulubiony obraz matki wisiał tam gdzie zawsze – przedstawiał Chrystusa i cudzołożnicę otoczoną tłumem rozjuszonych faryzeuszy, którzy chcieli ją ukamienować. Alice lubiła cytować Jezusa: Kto z was jest bez grzechu, niech pierwszy rzuci na nią kamień1. Był to poniekąd erotyczny obraz, ponieważ kobieta miała odkryte piersi, przez co swojego czasu młodego Neda nawiedzały barwne sny.

Wyjrzał przez okno na plac targowy i bogato zdobioną fasadę kościoła z długim szeregiem lancetowatych okien i łukowatymi sklepieniami. Katedra była tam każdego dnia, tylko niebo nad nią zmieniało się w zależności od pory roku. Dawała Nedowi niejasne, ale potężne poczucie stabilności. Ludzie rodzili się i umierali, miasta powstawały i upadały, wojny rozpoczynały się i kończyły, a katedra w Kingsbridge będzie tam, gdzie jest, aż do dnia Sądu Ostatecznego.

– A więc poszedłeś do katedry złożyć podziękowania – odezwała się Alice. – Dobry z ciebie chłopiec.

Ned czuł, że nie powinien jej oszukiwać.

– Poszedłem też do Fitzgeraldów – wyznał. Widząc rozczarowanie, które niczym cień przemknęło po jej twarzy, dodał pospiesznie: – Mam nadzieję, że nie jesteś o to zła.

– Troszkę – przyznała. – Ale pamiętam, jak to jest być młodym i zakochanym.

Miała czterdzieści osiem lat. Po śmierci Eda wszyscy mówili, że powinna ponownie wyjść za mąż i tylko ośmioletni Ned bał się, że dostanie złego ojczyma. Matka była jednak od dziesięciu lat wdową i prawdopodobnie tak miało już pozostać.

– Rollo powiedział, że Margery zamierza poślubić Barta Shiringa.

– Dobry Boże! Tego się obawiałam. Biedactwo. Tak mi przykro.

– Jakim prawem ojciec mówi jej, za kogo ma wyjść?

– Ojcowie sądzą, że mogą o tym decydować. Twój ojciec i ja nie musieliśmy się o to martwić. Żadna z naszych córek nie przeżyła.

Ned wiedział, że zanim przyszedł na świat Barney, matka urodziła dwie dziewczynki. Widział dwa maleńkie nagrobki na cmentarzu przylegającym do północnej części katedry.

– Kobieta musi kochać męża – powiedział. – Ty nie zmuszałabyś córki do małżeństwa z kimś takim jak Bart.

– Pewnie masz rację.

– Więc dlaczego ojciec Margery to robi?

– Sir Reginald wierzy w hierarchię i władzę. Jako burmistrz uważa, że jego zadaniem jest podejmowanie decyzji i wprowadzanie ich w życie. Kiedy twój ojciec był burmistrzem, powtarzał, że jego obowiązkiem jest rządzić miastem, służąc mu jak najlepiej.

– To dwa różne spojrzenia na tę samą kwestię – bąknął niecierpliwie Ned.

– Niezupełnie. To dwa różne światy.

II

– Nie wyjdę za Barta Shiringa! – oświadczyła Margery Fitzgerald matce.

Była smutna i zła. Przez dwanaście miesięcy czekała na powrót Neda, myślała o nim każdego dnia, tęskniła za jego kpiarskim uśmiechem i złocistobrązowymi oczami, a teraz dowiedziała się od służących, że wrócił do Kingsbridge i był w jej domu, ale nikt jej o tym nie powiedział, więc sobie poszedł! Wściekła na najbliższych, że ją oszukali, rozpłakała się.

– Nie proszę, żebyś dziś wyszła za wicehrabiego Shiring – odparła lady Jane. – Po prostu idź i porozmawiaj z nim.

Były w sypialni córki. W jednym kącie stał klęcznik, na którym klękała dwa razy dziennie i patrząc na wiszący na ścianie krzyż, odliczała modlitwy z pomocą paciorków z kości słoniowej nanizanych na sznurek. Pozostała część pokoju opływała w luksusy: było tu łóżko z baldachimem, kolorowymi kotarami i materacem wypełnionym pierzem, duża rzeźbiona skrzynia, która mieściła liczne suknie, i gobelin przedstawiający las.

Na przestrzeni lat ściany pokoju były świadkiem wielu kłótni Margery z matką. Ale teraz była już kobietą – drobną, lecz odrobinę wyższą i nieco bardziej korpulentną niż jej filigranowa, porywcza matka – i miała świadomość, że czasy, gdy każda kłótnia kończyła się jej upokorzeniem i triumfem lady Jane, dawno minęły.

– Po co? – spytała. – Przyszedł tu, żeby się do mnie zalecać. Jeśli z nim porozmawiam, poczuje się ośmielony. I jeszcze bardziej się zdenerwuje, kiedy odkryje prawdę.

– Możesz być uprzejma.

Margery nie chciała rozmawiać o Barcie.

– Jak mogliście mi nie powiedzieć, że Ned tu był? – rzuciła z wyrzutem. – To nie w porządku!

– Dowiedziałam się o tym po jego wyjściu! Tylko Rollo z nim rozmawiał.

– Rollo wykonywał wasze polecenia.

– Dzieci powinny wykonywać polecenia rodziców – odparła lady Jane. – Znasz przykazanie: Czcij ojca swego i matkę swoją. To twój obowiązek wobec Boga.

Margery walczyła z tym całe swoje życie. Wiedziała, że Bóg chce od niej posłuszeństwa, lecz z natury była uparta i zbuntowana – przynajmniej tak jej mówiono – i bycie grzeczną stanowiło dla niej nie lada wyzwanie. Jednakże za każdym razem, gdy jej o tym przypominano, starała się poskromić swoją naturę i na jakiś czas stawała się uległa. Wiedziała, że wola Boża jest najważniejsza.

– Wybacz, matko – rzekła.

– Idź, porozmawiaj z Bartem.

– Dobrze.

– Tylko uczesz włosy, moja droga.

– Wyglądają dobrze – rzuciła przekornie Margery i zanim matka zdążyła cokolwiek dodać, wyszła z pokoju.

Bart czekał w holu, ubrany w nowe żółte pończochy. Drażnił się z jednym z psów, podstawiając mu pod nos plasterek szynki i w ostatniej chwili cofając rękę.

Lady Jane zeszła za córką po schodach.

– Zaprowadź lorda Shiring do biblioteki i pokaż mu książki – poinstruowała córkę.

– Jego nie interesują książki – warknęła dziewczyna.

– Margery! – upomniała ją matka.

– Chętnie obejrzę książki – odezwał się Bart.

Margery wzruszyła ramionami.

– Proszę za mną – bąknęła i zaprowadziła go do sąsiedniego pokoju. Zostawiła otwarte drzwi, ale lady Jane nie dołączyła do nich.

Księgozbiór ojca zajmował trzy półki.

– Na Boga, ile książek! – wykrzyknął Bart. – Człowiek zmarnowałby życie, żeby je wszystkie przeczytać.

W bibliotece znajdowało się około pięćdziesięciu tomów – więcej, niż zwykle widywano za murami uniwersytetu czy klasztoru – co było symbolem statusu i bogactwa. Niektóre z ksiąg napisano po łacinie albo po francusku.

Margery postanowiła odgrywać rolę gospodyni. Sięgnęła po jedną z anglojęzycznych książek.

– To Miła rozrywka2 – powiedziała. – Myślę, że mogłaby cię zainteresować.

Bart rzucił jej pożądliwe spojrzenie i przysunął się nieco bliżej.

– Przyjemności zawsze są miłe – spróbował zażartować.

Dziewczyna się cofnęła.

– To długi wiersz o edukacji rycerza.

– Aha. – Nagle stracił zainteresowanie książką. Spojrzał na półkę i wybrał książkę kucharską.

– To jest ważne – oświadczył. – Żona powinna dbać o to, żeby mąż dobrze jadł, prawda?

– Oczywiście. – Margery rozpaczliwie szukała w głowie tematów do rozmowy. Co interesowało Barta? Może wojna? – Ludzie obwiniają królową o wojnę z Francją.

– Niby dlaczego to miała być jej wina?

– Mówią, że Hiszpania i Francja walczą o wpływy we Włoszech, że ten konflikt nie ma nic wspólnego z Anglią i że przystąpiliśmy do tej wojny tylko dlatego, że królowa Maria jest żoną króla Filipa i musi go wspierać.

Bart pokiwał głową.

– Żona powinna słuchać męża.

– Dlatego wybierając mężów, musimy być bardzo ostrożne. – Ta kąśliwa uwaga uszła jego uwadze. Tymczasem Margery ciągnęła: – Niektórzy twierdzą, że królowa nie powinna była wychodzić za obcego monarchę.

– Dość tych rozmów o polityce. – Bart najwyraźniej znudził się tematem. – Kobiety powinny zostawiać takie sprawy swoim mężom.

– Kobiety mają tak wiele obowiązków wobec mężów – zauważyła Margery, wiedząc, że i ta złośliwość umknie jego uwadze. – Musimy im gotować, słuchać ich i zostawić im rozmowy o polityce… Cieszę się, że nie mam męża; dzięki temu życie jest prostsze.

– Ale każda kobieta potrzebuje męża.

– Porozmawiajmy o czymś innym.

– Mówię poważnie. – Bart w skupieniu zamknął oczy, a gdy się odezwał, jego słowa brzmiały jak wyuczone przemówienie. – Jesteś najpiękniejszą kobietą na świecie i kocham cię. Proszę, zostań moją żoną.

– Nie! – odparła instynktownie.

Wyglądał na zmieszanego. Nie wiedział, co powiedzieć. Najwyraźniej nie spodziewał się takiej reakcji.

– Pewnego dnia moja żona zostanie hrabiną! – dodał po chwili.

– Więc musisz poślubić dziewczynę, która pragnie tego z całego serca.

– A ty nie pragniesz?

– Nie. – Starała się być delikatna, lecz nie było to proste: ten człowiek zupełnie nie rozumiał zawoalowanych wypowiedzi. – Jesteś silny, przystojny i z całą pewnością odważny, ale nie mogłabym cię pokochać. – W tym momencie pomyślała o Nedzie; w jego towarzystwie nigdy nie musiała wymyślać tematów do rozmowy. – Chcę poślubić mężczyznę bystrego, troskliwego, dla którego żona będzie kimś więcej niż tylko służącą. – No proszę, pomyślała, nawet Bart Shiring musi zrozumieć coś takiego.

On jednak przyskoczył do niej i chwycił ją za ramiona. Dłonie miał silne.

– Kobiety lubią, kiedy się nimi dyryguje – oświadczył.

– Kto ci tak powiedział? Wierz mi, że to nieprawda! – Próbowała się uwolnić, ale nie mogła.

Szarpnięciem przyciągnął ją do siebie i pocałował.

W innych okolicznościach po prostu odwróciłaby głowę, ale rozkojarzona, wciąż smutna i rozgoryczona po tym, jak zatajono przed nią wizytę Neda, myślała wyłącznie o tym, co by się wydarzyło, o tym, że mogłaby go pocałować, dotknąć jego włosów i wtulić się w niego. Czuła obecność Neda tak mocno i wyraźnie, że bliskość Barta napawała ją obrzydzeniem graniczącym z paniką. Niewiele myśląc, kopnęła go kolanem w czułe miejsce.

Wrzasnął z bólu i zaskoczenia, wypuścił ją i jęcząc, zgiął się wpół. Oczy miał zamknięte, a ręce wciśnięte między uda.

Margery rzuciła się w stronę drzwi, zanim jednak tam dotarła, do biblioteki weszła matka, która najwyraźniej stała na zewnątrz i podsłuchiwała.

Spojrzała na gościa i pojąwszy, co się stało, zwróciła się do córki:

– Głupie dziecko.

Chwilę później w pokoju pojawił się ojciec Margery. Był wysoki i ciemnowłosy jak Rollo, lecz w przeciwieństwie do syna, jego twarz upstrzona była piegami.

– Poślubisz tego, kogo wybierze dla ciebie twój ojciec – powiedział lodowatym tonem.

Groźba w jego głosie przeraziła Margery. Dziewczyna zaczęła podejrzewać, że nie doceniła determinacji rodziców. Popełniła błąd, pozwalając, by oburzenie wzięło nad nią górę. Próbowała się uspokoić i myśleć logicznie.

– Nie jestem księżniczką! – powiedziała wzburzonym, choć nieco spokojniejszym głosem. – Moje małżeństwo to nie sojusz polityczny. Jestem córką kupca. Ludzie tacy jak my nie zawierają aranżowanych małżeństw.

Jej słowa tak rozjuszyły sir Reginalda, że poczerwieniał ze złości.

– Jestem rycerzem! – ryknął.

– Ale nie hrabią!

– Podobnie jak Bart, jestem potomkiem Ralpha Fitzgeralda, który został hrabią Shiring dwieście lat temu. Ralph Fitzgerald był synem sir Geralda i bratem Merthina, budowniczego mostu. W moich żyłach płynie krew angielskiej arystokracji.

Przerażona Margery zrozumiała, że będzie zmuszona stawić czoło nie tylko nieugiętej woli ojca, ale również rodzinnej dumie, i nie miała pojęcia, jak je pokonać. Wiedziała tylko, że nie może okazać słabości.

Spojrzała na Barta, przekonana, że nie będzie chciał poślubić niechętnej mu dziewczyny.

– Proszę wybaczyć, lordzie Shiring, ale zamierzam wyjść za Neda Willarda.

– Nawet o tym nie myśl! – zaprotestował zdumiony sir Reginald.

– Kocham Neda Willarda.

– Jesteś za młoda, żeby kogokolwiek kochać. A Willardowie to właściwie protestanci!

– Chodzą na msze jak wszyscy.

– Tak czy inaczej, wyjdziesz za wicehrabiego Shiring.

– Nie – odparła Margery z pełną spokoju stanowczością.

Bart powoli dochodził do siebie.

– Wiedziałem, że będą z nią problemy – mruknął.

– Potrzebuje tylko twardej ręki – odparł sir Reginald.

– Potrzebuje bata.

– Pomyśl tylko, Margery – wtrąciła lady Jane. – Pewnego dnia zostaniesz hrabiną, a twój syn hrabią!

– Tylko to was interesuje, tak? – rzuciła oskarżycielsko dziewczyna. Miała świadomość, że mówi podniesionym głosem, ale nie potrafiła nad tym zapanować. – Chcecie, żeby wasze wnuki były arystokratami! – Wyczytała z ich twarzy, że się nie myli. – Nie będę klaczą zarodową tylko dlatego, że marzą się wam tytuły – dodała z pogardą.

Gdy tylko wypowiedziała te słowa, wiedziała, że posunęła się za daleko. Zniewaga dotknęła jej ojca do żywego.

Ściągnął pas.

Margery cofnęła się bojaźliwie i wpadła na sekretarzyk. Chwilę później poczuła, jak ojcowska dłoń chwyta ją za kark. Zobaczyła, że końcówka pasa ma mosiężne okucie, i przeraziła się tak bardzo, że krzyknęła.

Sir Reginald zmusił ją, żeby pochyliła się nad sekretarzykiem i choć próbowała się wyrwać, z łatwością ją przytrzymał.

– Lordzie Shiring, prosiłabym, żeby opuścił pan bibliotekę. – Głos matki przeraził ją jeszcze bardziej.

Zaraz potem drzwi zatrzasnęły się, a powietrze przeciął świst ojcowskiego pasa, który smagnął Margery w uda. Sukienka, którą miała na sobie, była zbyt cienka, by zapewnić jej jakąkolwiek ochronę, i dziewczyna znowu krzyknęła – tym razem z bólu. Po trzecim razie usłyszała, jak matka mówi:

– Myślę, że już wystarczy, Reginaldzie.

– Dzieci trzeba trzymać krótko – oświadczył. Było to znane powiedzenie; wszyscy wierzyli, że chłosta jest dobra dla dzieci… z wyjątkiem samych dzieci, oczywiście.

– Biblia mówi coś innego – odezwała się lady Jane. – Nie kocha syna, kto rózgi żałuje, kto kocha go, w porę go karci3. To odnosi się do chłopców, nie do dziewcząt.

– Inne biblijne przysłowie głosi: Karcenia chłopcu nie żałuj4 – rzekł jej mąż.

– Margery nie jest już dzieckiem. Poza tym oboje wiemy, że karanie jej nic nie da. Przez to zrobi się jeszcze bardziej uparta.

– Więc co proponujesz?

– Zostaw to mnie. Porozmawiam z nią, kiedy się uspokoi.

– Dobrze – odparł sir Reginald i gdy Margery pomyślała, że już po wszystkim, ojcowski pas świsnął ostatni raz i smagnął ją w nogi, wydzierając z jej gardła krzyk. Zaraz potem usłyszała, jak ojciec wychodzi z pokoju, i tym razem naprawdę było po wszystkim.

III

Ned był pewien, że zobaczy Margery na uczcie u hrabiego Swithina. Rodzice nie mogli przecież trzymać jej pod kluczem. Byłby to znak, że coś jest nie tak, i ludzie zaczęliby gadać i dociekać, co się stało, że dziewczyna nie pojawiła się na przyjęciu.

Pożłobiona koleinami, błotnista droga była zmarznięta na kamień i kuc Neda stąpał niepewnie po zdradliwej powierzchni. Ciepło końskiego ciała ogrzewało go, ręce miał jednak skostniałe z zimna. Tuż obok jego matka jechała na szerokim grzbiecie klaczy.

Dom hrabiego Shiring, New Castle, był oddalony od Kingsbridge o dwanaście mil. Podróż zajmowała niemal pół krótkiego zimowego dnia i Ned z niecierpliwości odchodził od zmysłów. Musiał zobaczyć Margery nie tylko dlatego, że się za nią stęsknił, ale również po to, by, u diabła, dowiedzieć się, co się dzieje.

W oddali majaczyły mury liczącego sto pięćdziesiąt lat New Castle. Niedawno hrabia wybudował dom w ruinach średniowiecznej fortecy. Blanki z tego samego szarego kamienia co katedra w Kingsbridge ginęły wśród tumanów gęstej, zimnej mgły. Podjeżdżając bliżej, Ned słyszał nasilające się odgłosy świętowania: wykrzykiwane słowa powitania, śmiech i dźwięki muzyki – niskie dudnienie bębnów, radosne skrzypce i piskliwy jęk fujarek unoszący się w mroźnym powietrzu. Zgiełk niósł obietnicę strzelających płomieni, gorącej strawy i napitku.

Ned zmusił konia do kłusa, chcąc jak najszybciej dotrzeć na miejsce i położyć kres niepewności. Czy Margery rzeczywiście kochała Barta Shiringa i zamierzała go poślubić?

Droga prowadziła prosto do wejścia. Gawrony przechadzające się po murach zamku witały gości złośliwym krakaniem. Most zwodzony zniknął dawno temu, a fosa została zasypana, lecz w strażnicy wciąż widać było wąskie otwory strzelnicze. Ned przejechał przez gwarny dziedziniec pełen odzianych w barwne szaty ludzi, koni i powozów, wśród których kręciła się służba. Oddał kuca stajennemu i dołączył do tłumu gości tłoczących się przy drzwiach.

Nigdzie nie widział Margery.

W drugim końcu dziedzińca, przytulona do murów zamku, stała nowoczesna ceglana budowla z kaplicą po jednej stronie i browarem po drugiej. W ciągu czterech lat, odkąd ją wybudowano, Ned był tu tylko raz i jak urzeczony wpatrywał się w rzędy wysokich okien i kominy. Był to największy dom w hrabstwie, bardziej okazały niż rezydencje najbogatszych kupców z Kingsbridge – choć, kto wie, może w Londynie budowano jeszcze większe.

Hrabia Swithin stracił przywileje za rządów Henryka VIII, kiedy nie poparł go w jego konflikcie z papieżem, jednakże pięć lat temu, gdy na tronie zasiadła Maria Tudor, zagorzała katoliczka, wrócił do łask i odzyskał swoje bogactwa i wpływy. Zapowiadała się więc wspaniała uczta.

Ned znalazł się w domu i przeszedł do wysokiej na dwie kondygnacje wielkiej sali. Dzięki ogromnym oknom nawet w zimowy dzień było tu jasno. Ściany wyłożono dębową boazerią, na której wisiały gobeliny przedstawiające sceny łowieckie. W dwóch wielkich kominkach na przeciwległych końcach długiej sali płonęły polana. Na galerii ciągnącej się wzdłuż trzech z czterech ścian grali muzykanci, których słyszał, jeszcze zanim dojechał do New Castle. Czwartą ścianę zdobił portret ojca hrabiego Swithina, dzierżącego laskę – symbol władzy.

Niektórzy z gości tańczyli w ośmioosobowych grupach ludowy taniec; trzymając się za ręce, chodzili w koło, by w pewnym momencie zatrzymać się i podskoczyć. Inni stali w grupkach i rozmawiali, próbując przekrzyczeć dźwięki muzyki i przytupywanie tancerzy. Ned wziął drewniany kubek grzanego cydru i rozejrzał się po sali.

W pewnej odległości od tańczących stała grupa ludzi: armator Philbert Cobley z rodziną, wszyscy w czarno-szarych strojach. Protestanci z Kingsbridge byli na wpół tajną grupą; wszyscy wiedzieli o ich istnieniu i domyślali się, kim są, ale nikt nie mówił o tym otwarcie. Trochę tak jak w przypadku mężczyzn, którzy kochają mężczyzn, pomyślał Ned. Protestanci nie przyznawali się do swoich przekonań, bo to oznaczało, że będą torturowani tak długo, aż się ich wyrzekną albo spłoną na stosie. Pytani, w co wierzą, odpowiadali wymijająco. Brali udział w mszach katolickich, jak nakazywało prawo, ale wykorzystywali każdą okazję, żeby demonstrować niechęć do sprośnych piosenek, głębokich dekoltów i pijanych księży. No i nie było prawa, które zakazywałoby noszenia nijakich ubrań.

Ned znał praktycznie wszystkich na sali. Najmłodszymi gośćmi byli chłopcy, z którymi chodził do szkoły w Kingsbridge, i dziewczęta, które w niedziele po mszy ciągnął za włosy. Równie dobrze znał starsze pokolenie miejscowych notabli, ci bowiem często gościli w domu jego matki.

Szukając w tłumie Margery, zatrzymał wzrok na nieznajomym: dobiegającym czterdziestki, długonosym mężczyźnie z rzednącymi kasztanowymi włosami i brodą – jak nakazywała moda – starannie przystrzyżoną w szpic. Nieznajomy był niskim, żylastym człowiekiem, odzianym w wytworny, ciemnoczerwony płaszcz. Rozmawiał z hrabią Swithinem i sir Reginaldem Fitzgeraldem, których zachowanie wprawiło Neda w zdumienie. Wystarczyło spojrzeć, by wiedzieć, że nie przepadają za swoim rozmówcą – sir Reginald, oparty o ścianę, skrzyżował ramiona na piersi, podczas gdy hrabia Swithin stał w lekkim rozkroku z rękami na biodrach – a jednak słuchali go z uwagą.

Kiedy muzycy skończyli grać i zapadła względna cisza, Ned zwrócił się do Daniela, syna Philberta Cobleya, grubego chłopaka z bladą, okrągłą twarzą, starszego od niego o kilka lat.

– Kto to? – zapytał, wskazując nieznajomego w czerwonym płaszczu.

– Sir William Cecil. Zarządca ziemski księżniczki Elżbiety.

Elżbieta Tudor była młodszą siostrą przyrodnią królowej Marii.

– Słyszałem o nim – powiedział Ned. – Czy nie był przez pewien czas sekretarzem stanu?

– Owszem.

W tamtym czasie Ned był zbyt młody, by interesować się polityką, ale pamiętał, że matka wyrażała się o sir Cecilu z podziwem. Zdaniem Marii Tudor, nie był on wystarczająco gorliwym katolikiem i kiedy doszła do władzy, pozbyła się go. Teraz zajmował więc znacznie mniej prestiżowe stanowisko i czuwał nad finansami Elżbiety.

Ale co robił tutaj?

Matka Neda z pewnością chciałaby wiedzieć o jego pojawieniu się w New Castle. Gość oznaczał wieści, a Alice ich potrzebowała. Wpajała synom, że odpowiednie informacje mogą uczynić człowieka bogatym albo uratować go od ruiny. Kiedy jednak Ned szukał w tłumie matczynej twarzy, zauważył Margery i natychmiast zapomniał o Williamie Cecilu.

Zdumiał go jej wygląd. Sprawiała wrażenie starszej nie o rok, ale o pięć lat. Jej kręcone, ciemne włosy zostały misternie upięte i ozdobione fikuśnym piórkiem. Mała, biała kryza wokół szyi zdawała się rozświetlać jej twarz. Margery była niska, ale mocnej budowy, a sztywny gorset niebieskiej aksamitnej sukni bynajmniej nie zakrywał rozkosznych krągłości. Jak zwykle twarz miała pełną ekspresji. Dziewczyna uśmiechała się, unosiła brwi, przekrzywiała głowę i z równą łatwością wyrażała zaskoczenie, konsternację i pogardę co zachwyt. Przyłapał się na tym, że przygląda się jej tak jak kiedyś. Przez chwilę miał wrażenie, że na sali nie ma nikogo innego.

Chwilę później otrząsnął się i lawirując między ludźmi, ruszył w jej stronę.

Na jego widok Margery się rozpromieniła, lecz radość na jej twarzy zniknęła równie szybko, jak się pojawiła, a w jej miejsce pojawił się niepokój. W miarę jak Ned się zbliżał, patrzyła na niego z rosnącym przerażeniem, jak gdyby chciała powiedzieć mu wzrokiem, żeby zawrócił. On jednak nie zwracał na to uwagi. Musiał z nią porozmawiać.

Otworzył usta, ale go ubiegła.

– Kiedy zaczną się bawić w „polowanie na jelenia”, idź za mną – wyszeptała. – Na razie nic nie mów.

Chodziło jej o grę w chowanego, w którą młodzi ludzie zabawiali się na ucztach. Neda ucieszyło jej zaproszenie, ale nie zamierzał odchodzić, nie uzyskawszy odpowiedzi na przynajmniej niektóre ze swoich pytań.

– Kochasz Barta Shiringa? – zapytał.

– Nie! A teraz idź już. Porozmawiamy później.

Był podekscytowany, lecz jeszcze nie skończył.

– Wyjdziesz za niego?

– Nie, póki starczy mi tchu, żeby posłać go do diabła.

Uśmiechnął się.

– Dobrze więc, teraz mogę cierpliwie zaczekać – odparł i odszedł.

IV

Rollo z niepokojem obserwował siostrę rozmawiającą z Nedem Willardem. Nie była to długa rozmowa, ale wyglądało na to, że powiedzieli sobie wszystko, co chcieli. Niepokoił się. Poprzedniego dnia podsłuchiwał pod drzwiami biblioteki, jak ojciec spuszcza lanie Margery, i zgadzał się z matką, że przez to dziewczyna stanie się jeszcze bardziej uparta.

Nie chciał, żeby siostra poślubiła Neda Willarda. Owszem, nie lubił go, lecz nie o to tu chodziło. Willardowie byli pobłażliwi w stosunku do protestantów. Edmund Willard cieszył się, gdy król Henryk zwrócił się przeciwko Kościołowi. Nie sprawiał wprawdzie wrażenia zmartwionego, gdy królowa Maria próbowała przywrócić dawny porządek, ale to również denerwowało Rollo. Dla niego autorytet Kościoła był najważniejszy i nie znosił ludzi, którzy lekko traktowali religię.

Poza tym małżeństwo z Nedem Willardem nijak nie przysłużyłoby się jego rodzinie; byłoby tylko sojuszem dwóch majętnych rodzin. Tymczasem dzięki Bartowi Shiringowi Fitzgeraldowie wkroczą w szeregi arystokracji, a dla Rollo ważniejsza od prestiżu rodziny była jedynie wola Boża.

Kiedy tańce dobiegły końca, służba wniosła stoły na kozłach i ustawiła je obok siebie tak, że tworzyły literę T, długą i szeroką niemal na całą salę. Patrząc, jak nakrywają do stołów, Rollo pomyślał, że robią to niedbale – rozkładali gdzie popadnie ceramiczne kubki i bochenki chleba. Wszystko przez to, że w tym domu brakowało kobiecej ręki: hrabina zmarła dwa lata temu, a hrabia nie ożenił się powtórnie.

– Paniczu Fitzgerald – zwrócił się do niego jeden ze służących. – Pański ojciec chce z panem rozmawiać. Jest w gabinecie.

Zaprowadził Rollo do sąsiedniego pomieszczenia z biurkiem i półkami pełnymi rejestrów; najwyraźniej stąd hrabia Swithin prowadził interesy. Siedział na dużym, ciężkim krześle, które przypominało tron. Hrabia był wysoki i przystojny jak jego syn Bart, choć po latach nieumiarkowania w jedzeniu i piciu miał wydatny brzuch i czerwony nos. Cztery lata temu w bitwie pod Hartley Wood stracił trzy palce lewej dłoni. Nie starał się jednak tego ukryć, wręcz przeciwnie – szczycił się tym.

Ojciec Rollo, sir Reginald, siedział obok, piegowaty, niczym lampart przy niedźwiedziu.

Był tu również Bart Shiring, a także – ku zdumieniu Rollo – Alice Willard z synem Nedem.

William Cecil przycupnął naprzeciw nich na niskim taborecie, a jednak, zdaniem Rollo, wyglądało to tak, jakby to on przewodniczył spotkaniu.

– Pozwolisz, że dołączy do nas mój syn? – Reginald zwrócił się do Cecila. – Pobierał nauki na uniwersytecie w Oksfordzie i studiował prawo w Londynie.

– Cieszę się, że są wśród nas przedstawiciele młodszego pokolenia – odparł uprzejmie Cecil. – Sam często zabieram na spotkania syna, chociaż chłopak ma dopiero szesnaście lat. Im wcześniej zaczynają, tym szybciej się uczą.

Przyglądając się Cecilowi, Rollo zauważył, że ma trzy brodawki na prawym policzku, a jego ciemna broda zaczyna siwieć. Jako dwudziestoparolatek w okresie rządów Edwarda VI był wpływowym dworzaninem; teraz zbliżał się do czterdziestki i roztaczał wokół siebie aurę mądrości charakterystyczną dla kogoś znacznie starszego.

Hrabia Swithin wiercił się wyraźnie zniecierpliwiony.

– Sir Williamie, na moje przybycie czeka stu gości. Liczę więc, że to, co masz mi do powiedzenia, jest na tyle ważne, że usprawiedliwi moją nieobecność na własnym przyjęciu.

– Oczywiście, panie – odparł Cecil. – Królowa nie jest brzemienna.

Z ust Rollo dobył się pomruk zaskoczenia i niepokoju.

Królowa Maria i król Filip rozpaczliwie pragnęli dziedziców dla swoich dwóch koron: angielskiej i hiszpańskiej. Niestety, pochłonięci rządami, praktycznie w ogóle się nie widywali. Jakaż więc była radość, gdy królowa Maria ogłosiła, że w marcu spodziewa się dziecka. Najwyraźniej coś poszło nie tak.

– Takie rzeczy już się zdarzały – zauważył posępnie sir Reginald.

Cecil pokiwał głową.

– To drugi taki fałszywy alarm.

Swithin wyglądał na zaskoczonego.

– Fałszywy alarm? Jak to?

– Królowa nie poroniła – odparł z powagą Cecil.

– Tak bardzo pragnie dziecka, że wmawia w siebie, że jest w ciąży, chociaż to nieprawda – wyjaśnił sir Reginald.

– Rozumiem – bąknął Swithin. – Kobieca głupota.

Słysząc to, Alice Willard prychnęła z pogardą, lecz Swithin nie zwrócił na nią uwagi.

– Bardzo możliwe, że nasza królowa nigdy nie doczeka się potomka – dodał Cecil.

Rollo rozważał w głowie rozmaite scenariusze. Upragnione dziecko królowej Marii, zagorzałej katoliczki, i równie pobożnego króla Hiszpanii z pewnością zostałoby wychowane w duchu katolickim i sprzyjałoby takim rodzinom jak Fitzgeraldowie. Jeśli Maria umrze bezdzietna, wszystko będzie stracone.

Domyślał się, że William Cecil przewidział to już dawno.

– Zmiana monarchy to niespokojny i niebezpieczny czas dla każdego narodu – oświadczył Cecil.

Rollo próbował walczyć z ogarniającą go paniką. Gdyby Anglia wróciła do protestantyzmu, Fitzgeraldowie mogliby stracić wszystko, co zyskali w ciągu ostatnich pięciu lat.

– Pragnę zapewnić sukcesję bez rozlewu krwi – ciągnął ze spokojem Cecil. – Przyjechałem, żeby porozmawiać z trzema najbardziej wpływowymi osobami w hrabstwie, hrabią, burmistrzem Kingsbridge oraz głównym kupcem, i prosić o waszą pomoc.

Brzmiał zwodniczo niczym sługa, który knuje za plecami pana, ale Rollo wiedział, jak niebezpiecznym jest człowiekiem.

– Niby jak mielibyśmy pomóc? – odezwał się hrabia Swithin.

– Obiecując wsparcie mojej pani, Elżbiecie.

– Zakładasz, że to właśnie ona zasiądzie na tronie? – zapytał wyzywająco hrabia.

– Henryk Ósmy pozostawił trójkę dzieci – odparł Cecil, stwierdzając oczywisty fakt. – Jego syn, Edward Szósty, umarł, zanim zdążył spłodzić potomka, tak więc królową została córka Henryka, Maria Tudor. To logiczne. Jeśli królowa Maria umrze bezdzietna, tak jak Edward, następna w kolejności do tronu jest druga córka Henryka, Elżbieta Tudor.

Rollo uznał, że najwyższy czas zabrać głos. Te niebezpieczne bzdury nie mogły pozostać bez komentarza, a był jedynym prawnikiem w tym pomieszczeniu. Starał się mówić tak spokojnie i racjonalnie jak Cecil, mimo wysiłku słyszał jednak w swym głosie nutę niepokoju.

– Elżbieta jest nieślubnym dzieckiem! – przypomniał wszystkim. – Henryk nigdy nie ożenił się z jej matką. Jego rozwód z poprzednią żoną nie został uznany przez papieża.

– Bękarty nie mogą dziedziczyć mienia ani tytułów – dodał Swithin. – Wszyscy to wiedzą.

Rollo się skrzywił. Nazywanie Elżbiety bękartem w obecności jej doradcy było niepotrzebnym grubiaństwem. Niestety, Swithin słynął z tego, że bywał nieokrzesany. Rollo czuł, że zrażanie do siebie kogoś tak opanowanego jak Cecil nie jest rozsądne. Nawet jeśli ten był w niełasce u obecnej królowej, nadal roztaczał wokół siebie aurę człowieka wpływowego.

Sir William Cecil puścił nieuprzejmość mimo uszu.

– Rozwód został orzeczony przez angielski parlament – zauważył z delikatnym naciskiem.

– Słyszałem, że Elżbieta sympatyzuje z protestantami – nie dawał za wygraną Swithin.

W tym cały problem, pomyślał Rollo.

Cecil się uśmiechnął.

– Wielokrotnie powtarzała mi, że jeśli zostanie królową, zrobi wszystko, by żaden Anglik nigdy więcej nie stracił życia z powodu swoich przekonań.

– To dobry znak – odezwał się Ned Willard. – Dość już mamy widoku ludzi palonych na stosach.

To typowe dla Willardów, przemknęło przez głowę Rollo. Zrobią wszystko, byle tylko żyć w spokoju.

Hrabia Swithin był równie poirytowany jak Rollo.

– Jest katoliczką czy protestantką? – spytał. – Nie może być jednym i drugim.

– Księżniczka Elżbieta jest bardzo tolerancyjna – odparł Cecil.

– Tolerancyjna? – Swithin był oburzony. – Wobec czego? Herezji? Bluźnierstwa? Bezbożności?

Zdaniem Rollo, gniew hrabiego był jak najbardziej zasadny, ale nie mógł się równać z argumentami, za którymi przemawiało prawo. Kościół katolicki miał swoje zdanie na temat tego, kto powinien być następnym władcą Anglii.

– W oczach świata prawowitą następczynią tronu jest druga Maria, królowa Szkotów.

– Z całą pewnością nie – skwitował Cecil, który najwyraźniej spodziewał się, że te słowa padną. – Maria Stuart jest nikim więcej, jak tylko córką siostrzeńca Henryka Ósmego, podczas gdy Elżbieta Tudor jest jego córką.

– Jego nieślubną córką.

– Widziałem Marię Stuart, gdy byłem w Paryżu – odezwał się Ned Willard. – Nie rozmawiałem z nią, ale byłem w Luwrze, kiedy się tam zjawiła. Jest wysoka i piękna.

– Co to ma do rzeczy? – warknął zniecierpliwiony Rollo.

– Ma piętnaście lat – powiedział Ned i spojrzał na brata Margery. – Tyle samo co twoja siostra.

– Nie o to chodzi…

– Niektórzy myślą, że piętnastoletnia dziewczyna jest za młoda, żeby wybierać sobie męża, a co dopiero rządzić krajem – kontynuował Ned podniesionym głosem.

Rollo wciągnął ze świstem powietrze, a jego ojciec chrząknął z oburzeniem. Cecil ściągnął brwi, domyślając się, że za słowami Neda coś się kryje.

– Powiedziano mi, że Maria zna francuski i szkocki, ale prawie nie mówi po angielsku – dodał Ned.

– W obliczu prawa to bez znaczenia – odburknął Rollo.

– To jeszcze nie wszystko – nie dawał za wygraną Ned. – Maria jest zaręczona z księciem Franciszkiem, następcą francuskiego tronu. Ludziom nie podoba się, że nasza obecna królowa jest żoną króla Hiszpanii, a jeszcze mniej spodoba im się królowa, która poślubi króla Francji.

– To nie ludzie podejmują takie decyzje – odparł Rollo.

– Tak czy inaczej, tam gdzie są wątpliwości, trzeba się liczyć z walkami; lud może chwycić za kosy i topory i pokazać, co o tym myśli.

– Właśnie temu chcę zapobiec – wtrącił Cecil.

W uszach Rollo zabrzmiało to jak groźba; zanim jednak zdążył cokolwiek powiedzieć, głos ponownie zabrał hrabia Swithin:

– Jaka właściwie jest Elżbieta? Nie miałem okazji jej poznać.

Rollo, poirytowany tą nagłą zmianą tematu, ściągnął brwi.

– Jest najlepiej wykształconą kobietą, jaką znam – pospieszył z odpowiedzią sir Cecil. – Mówi po łacinie równie dobrze jak po angielsku, zna także francuski, hiszpański i włoski i pisze po grecku. Nie jest uważana za wybitną piękność, ale potrafi oczarować mężczyzn do tego stopnia, że tracą dla niej głowę. Odziedziczyła siłę i wolę po ojcu, królu Henryku. Będzie stanowczą władczynią.

Rollo pomyślał, że Cecil jest w niej zakochany, lecz nie to było najgorsze. Przeciwnicy Elżbiety musieli polegać na argumentach prawniczych, bo poza tym nie mieli punktu zaczepienia. Wszystko wskazywało na to, że nieślubna córka Henryka VIII jest wystarczająco dorosła, mądra i nieugięta, by rządzić Anglią. Może i była protestantką, ale nie brakowało jej rozumu, więc się z tym nie afiszowała, a zatem nie mieli przeciwko niej żadnych dowodów.

Perspektywa królowej protestantki przerażała Rollo. Z pewnością patrzyłaby z dezaprobatą na katolickie rodziny i Fitzgeraldowie mogliby nigdy nie odzyskać swych dóbr.

– Gdyby wyszła za mąż za zagorzałego katolika, który potrafiłby nad nią zapanować, jej kandydatura mogłaby być bardziej dopuszczalna – zauważył Swithin i parsknął lubieżnym śmiechem, na którego dźwięk Rollo aż się wzdrygnął. Najwyraźniej hrabiego podniecała myśl o sprawowaniu kontroli nad księżniczką.

– Zapamiętam to – rzucił oschle Cecil. Na dźwięk dzwonka, który przypomniał gościom, że pora zasiąść do stołu, wstał. – Proszę tylko, żebyście nie spieszyli się z osądami i dali księżniczce Elżbiecie szansę.

Sir Reginald i jego syn jako ostatni wyszli z gabinetu.

– Myślę, że wyraziliśmy się jasno – zauważył ten pierwszy.

Rollo pokręcił głową. Czasami żałował, że umysł jego ojca nie jest bardziej pokrętny.

– Cecil wiedział, jeszcze zanim tu przyjechał, że lojalni katolicy, tacy jak ty czy Swithin, nigdy nie zgodzą się poprzeć Elżbiety.

– Pewnie masz rację – przyznał sir Reginald. – Jest świetnie poinformowany.

– I wyjątkowo bystry.

– Więc co go tu sprowadza?

– Też się nad tym zastanawiałem – odparł Rollo. – Myślę, że przyjechał, żeby ocenić siłę swych przeciwników.

– No tak. – Jego ojciec westchnął. – Nie przyszło mi to do głowy.

– Chodźmy na kolację – rzucił Rollo.

V

Przez całą ucztę Ned był niespokojny. Nie mógł się doczekać, aż goście skończą jeść i pić i rozpocznie się „polowanie na jelenia”. Kiedy jednak słodkości zniknęły ze stołów, pochwycił spojrzenie matki, która dyskretnie przywołała go do siebie.

Zauważył, że jest pogrążona w rozmowie z sir Williamem Cecilem. Alice Willard była energiczną, przysadzistą kobietą, ubraną w kosztowną szkarłatną suknię haftowaną złotą nicią; na szyi powiesiła medalion z podobizną Najświętszej Marii Panny, by zamknąć usta wszystkim tym, którzy podejrzewali ją o sympatyzowanie z protestantami. Ned miał ochotę udać, że niczego nie zauważył. Służba sprzątała ze stołów, aktorzy szykowali się do przedstawienia; wkrótce rozpocznie się „polowanie na jelenia”. Nie wiedział, co chodzi po głowie Margery, ale cokolwiek to było, nie zamierzał tego przegapić. Znał jednak matkę – była równie surowa jak kochająca – i wiedząc, że nie toleruje nieposłuszeństwa, podszedł do niej.

– Sir William chce ci zadać kilka pytań – powiedziała Alice.

– To dla mnie zaszczyt – odparł uprzejmie Ned.

– Interesuje mnie Calais – zaczął Cecil. – Z tego, co wiem, niedawno stamtąd wróciłeś.

– Opuściłem Calais tydzień przed Bożym Narodzeniem i wczoraj przyjechałem do domu.

– Chyba nie muszę wam mówić, jak ważny jest ten port dla angielskiego handlu. No i fakt, że sprawujemy rządy nad częścią Francji, to również powód do dumy.

Ned pokiwał głową.

– I sól w oku Francuzów.

– Jakie nastroje panują wśród tamtejszej angielskiej ludności?

– Raczej spokojne – odparł Ned, czując, że ogarnia go niepokój. Cecil nie rozpytywał go z czystej ciekawości; musiał mieć w tym jakiś cel. Ned dostrzegł, że twarz matki jest dość posępna. – Gdy wyjeżdżałem – ciągnął – nadal radowali się z sierpniowej porażki Francuzów pod Saint-Quentin i wierzyli, że dzięki niej wojna między Anglią a Francją ich nie dotknie.

– Możliwe, że ich radość była przedwczesna – mruknął Cecil.

Ned ściągnął brwi.

– Calais jest otoczone fortami: Sangatte, Fréthun, Nielles…

– A jeśli one upadną? – przerwał mu Cecil.

– W mieście jest trzysta siedem dział.

– Masz pamięć do szczegółów. Ale czy ludzie zniosą oblężenie?

– Mają jedzenia na trzy miesiące. – Przed wyjazdem Ned, wiedząc, że matka będzie chciała usłyszeć szczegółowy raport, zrobił rozeznanie. – O co chodzi, matko? – spytał, patrząc na Alice.

– Pierwszego stycznia Francuzi zajęli Sangatte – odparła.

Był zdumiony.

– Jak to możliwe?

– Francuska armia zgromadziła się w tajemnicy w pobliskich miasteczkach – pospieszył z odpowiedzią sir Cecil. – Atak kompletnie zaskoczył garnizon stacjonujący w Calais.

– Kto dowodzi Francuzami?

– Książę Franciszek Gwizjusz.

– Człowiek z Blizną! – wykrzyknął Ned. – Jest legendą. – Książę był najwybitniejszym z francuskich generałów.

– Calais z pewnością jest oblężone.

– Ale nie upadło?

– Z tego, co wiem, nie. Ale ostatnie informacje pochodzą sprzed pięciu dni.

– Jakieś wieści od wuja Dicka? – zwrócił się do matki Ned.

– Nie może wysłać wiadomości z oblężonego miasta – odparła Alice.

Ned pomyślał o swoich krewnych: ciotce Blanche, która gotowała dużo lepiej niż Janet Fife, choć wolał nie mówić o tym Janet; kuzynie Albinie, młodzieńcu w jego wieku, który uczył go francuskich określeń na intymne części ciała i innych nieprzyzwoitych rzeczy; a także o kochliwej Thérèse. Czy przeżyją?

– Niemal wszystko, co mamy, jest związane z Calais – szepnęła Alice.

Zdziwiony uniósł brwi. Czy to możliwe?

– Żadne z naszych ładunków nie płyną do Sewilli? – zapytał.

Hiszpański port w Sewilli był zbrojownią króla Filipa, słynącego z nienasyconego apetytu na metale. Kuzyn ojca Neda, Carlos Cruz, kupował ich tyle, ile Alice zdołała wysyłać, i przerabiał je na działa i kule armatnie służące Hiszpanom w ich niekończących się wojnach. Brat Neda, Barney, przebywał w Sewilli. Mieszkał i pracował u Carlosa i – tak jak Ned w Calais – poznawał drugą stronę rodzinnych interesów. Podróż morska do Sewilli była jednak długa i niebezpieczna, tak więc Willardowie kierowali do tego portu statki jedynie wtedy, gdy bliższy magazyn w Calais był pełny.

– Nie – odparła Alice. – Na chwilę obecną żaden ze statków nie płynie do Sewilli ani z niej nie wraca.

– Więc jeśli stracimy Calais…

– Stracimy prawie wszystko.

Ned myślał, że zna się na interesach, lecz nie wiedział, jak niewiele trzeba, żeby człowiek został z niczym. Poczuł się jak wtedy, gdy koń, na którym zawsze mógł polegać, potknął się, sprawiając, że stracił równowagę w siodle. Przypomniało mu to, jak nieprzewidywalne bywa życie.

Dźwięk dzwonka oznajmił początek gry. Słysząc go, Cecil się uśmiechnął.

– Dziękuję za informacje – powiedział. – Nieczęsto się zdarza, by młody człowiek był tak dokładny.

Jego słowa schlebiły Nedowi.

– Cieszę się, że mogłem pomóc.

Siostra Dana Cobleya, śliczna, złotowłosa Ruth, minęła go, mówiąc:

– Chodź, Ned, czas zapolować na jelenia.

– Już idę! – rzucił, ale się nie ruszył. Czuł się rozdarty. Rozpaczliwie pragnął porozmawiać z Margery, ale usłyszawszy takie wieści, stracił ochotę do zabawy. – Chyba nie możemy nic zrobić – zwrócił się do matki.

– Możemy jedynie czekać na wieści, a to może trochę potrwać.

Zapadła pełna napięcia cisza, którą przerwał sir Cecil:

– A przy okazji, szukam kogoś, kto pomógłby mi pracować dla księżniczki Elżbiety, młodego człowieka, który zamieszkałby z nią w pałacu Hatfield i przejął moje obowiązki, kiedy będę zmuszony wyjechać do Londynu albo dokądś indziej. Wiem, że twoim przeznaczeniem jest praca z matką w rodzinnej firmie, ale gdybyś znał kogoś takiego jak ty, inteligentnego, godnego zaufania i spostrzegawczego, daj mi znać.

– Oczywiście. – Ned pokiwał głową. Podejrzewał, że tak naprawdę to właśnie jemu proponował tę funkcję.

– W kwestii religii musiałby być równie tolerancyjny jak Elżbieta – dodał sir Cecil.

A nie jak królowa Maria, która spaliła na stosach setki protestantów – te niewypowiedziane słowa zawisły w powietrzu.

Podczas rozmowy w bibliotece na temat sukcesji Cecil musiał zauważyć, że Ned podziela poglądy księżniczki Elżbiety. Miliony ludzi, czy to katolików, czy protestantów, miały dość rzezi.

– Elżbieta wielokrotnie mi powtarzała, że jeśli zostanie królową, zadba o to, by żaden Anglik nie stracił życia przez swoje poglądy. – Sir William Cecil powiedział to już po raz drugi. – Myślę, że warto zawierzyć takim ideałom.

Lady Alice wyglądała na lekko urażoną.

– Jak słusznie zauważyłeś, sir Williamie, przeznaczeniem moich synów jest praca w rodzinnej firmie. Idź już, synu.

Ned bez słowa odwrócił się na pięcie i poszedł szukać Margery.

VI

Hrabia Swithin wynajął wędrowną trupę aktorów, którzy budowali podest wzdłuż jednej ze ścian, pod obrazem przedstawiającym scenę ukrzyżowania. Margery obserwowała ich, kiedy dołączyła do niej lady Brecknock. Susannah Brecknock, dobiegająca czterdziestki, atrakcyjna kobieta o ciepłym uśmiechu, była kuzynką hrabiego Swithina i często odwiedzała Kingsbridge, gdzie miała swój dom. Margery miała już okazję ją poznać i była zdania, że jest miła i nie pozuje na wielką damę.

– Wygląda dość niestabilnie – zauważyła Margery, patrząc na tworzące scenę deski ustawione na beczkach.

– Też tak pomyślałam – powiedziała Susannah.

– Wiesz, pani, co będą wystawiać?

– Żywot Marii Magdaleny.

– Och! – Maria Magdalena była patronką prostytutek. Księża zawsze czuli się w obowiązku przypomnienia, że chodziło o „nawrócone ladacznicy”, ale to i tak nie zmieniało faktu, że święta Maria Magdalena była intrygującą postacią. – Ale jak to możliwe? Wśród aktorów nie ma żadnej kobiety.

– Nigdy dotąd nie widziałaś przedstawienia?

– Nie takiego ze sceną i prawdziwymi aktorami. Widziałam tylko procesje i uliczne widowiska.

– Postacie kobiece grane są przez mężczyzn. Kobietom nie wolno występować na scenie.

– Dlaczego?

– Prawdopodobnie dlatego, że mamy niższą pozycję, jesteśmy słabsze fizycznie i mniej inteligentne – odparła z sarkazmem lady Brecknock.

Margery lubiła tę kobietę za jej szczerość. Większość dorosłych odpowiadała na kłopotliwe pytania pustymi banałami, ale rozmawiając z Susannah, człowiek miał pewność, że usłyszy wyłącznie prawdę. Ośmielona dziewczyna wyrzuciła to, co leżało jej na sercu:

– Czy panią też zmuszono do małżeństwa z lordem Brecknock?

Susannah uniosła brwi i Margery uświadomiła sobie, że posunęła się za daleko.

– Bardzo przepraszam, nie mam prawa pytać o takie rzeczy – dodała pospiesznie. – Proszę mi wybaczyć. – Łzy napłynęły jej do oczu.

Tymczasem lady Brecknock wzruszyła ramionami.

– Z pewnością nie masz prawa zadawać mi takich pytań, nie zapomniałam jednak, jak to jest, kiedy człowiek ma piętnaście lat. Kogo masz poślubić? – spytała, zniżając głos do konspiracyjnego szeptu.

– Barta Shiringa.

– Biedactwo – odparła Susannah, choć Bart był jej krewnym. Współczucie w jej głosie sprawiło, że Margery poczuła się jeszcze bardziej nieszczęśliwa. Lady Brecknock zastanawiała się przez chwilę. – Nie jest tajemnicą, że moje małżeństwo zostało zaaranżowane, ale nikt mnie do niego nie zmuszał – odparła w końcu. – Kiedy poznałam męża, polubiłam go.

– Kochasz go, pani?

Lady Brecknock znowu się zawahała. Margery widziała, że jej rozmówczyni jest rozdarta między dyskrecją a współczuciem.

– Nie powinnam odpowiadać na to pytanie.

– Tak, oczywiście. Jeszcze raz… przepraszam.

– Ale widzę, że cierpisz, więc zwierzę ci się, jeśli przysięgniesz, że nie powiesz nikomu tego, co ode mnie usłyszysz.

– Przysięgam.

– Mój mąż i ja jesteśmy przyjaciółmi. Jest dla mnie dobry, a ja robię wszystko, żeby go zadowolić. No i mamy czwórkę cudownych dzieci. Jestem szczęśliwa. – Urwała i Margery czekała, aż odpowie na jej pytanie. W końcu lady Brecknock się odezwała: – Ale wiem, że istnieje inny rodzaj szczęścia, ekstatyczna radość, którą daje kochanie kogoś i bycie kochanym.

– Tak! – Dziewczynę ucieszyła myśl, że ktoś ją rozumie.

– Nie wszyscy jednak możemy doświadczyć tej szczególnej radości – dodała z powagą jej rozmówczyni.

– Nie powinno tak być! – Margery nie mogła znieść myśli, że można komuś odmówić miłości.

Przez krótką chwilę Susannah Brecknock wyglądała na bardzo samotną kobietę.

– Być może – szepnęła. – Być może.

Patrząc ponad jej ramieniem, Margery dostrzegła Neda, który szedł w jej stronę w szytym na francuską modłę zielonym, obcisłym dublecie. Lady Brecknock podążyła za jej spojrzeniem.

– To jego chcesz? – spytała.

– Tak.

– Dobry wybór. Jest miły.

– Jest cudowny.

Susannah uśmiechnęła się ze smutkiem.

– Mam nadzieję, że wam się uda.

Ned pokłonił się jej, na co odpowiedziała skinieniem głowy i odeszła.

Aktorzy wieszali kurtynę w kącie sali.

– Jak myślisz, po co to? – Margery zwróciła się do Neda.

– Myślę, że będą się za nią przebierać – odparł i dodał szeptem: – Kiedy będziemy mogli porozmawiać? Nie mogę dłużej czekać.

– Gra zaraz się rozpocznie. Chodź za mną.

Donal Gloster, przystojny sekretarz Philberta Cobleya, został wybrany na myśliwego. Miał ciemne, kręcone włosy i zmysłową twarz. Nie podobał się Margery – był zbyt słabowity – ale na sali z pewnością były panny, które marzyły, by to właśnie on je odnalazł.

Posiadłość New Castle idealnie nadawała się do zabawy. Było tu więcej kryjówek niż w labiryncie króliczych nor. W miejscach, gdzie nowa rezydencja przylegała do ruin starego zamku, pełno było osobliwych szafek, schodów, wnęk i rozmaitych pomieszczeń o dziwacznych kształtach. „Polowanie na jelenia” było dziecinną zabawą i jako dziecko Margery zastanawiała się, dlaczego dziewiętnastolatkowie bawią się w nią równie chętnie. Teraz rozumiała, że dla nich była to okazja do pieszczot.

Kiedy Donal zamknął oczy i zaczął odmawiać Ojcze nasz po łacinie, młodzi ludzie rozbiegli się w poszukiwaniu kryjówek.

Margery wiedziała, dokąd się uda; już wcześniej wypatrzyła kilka miejsc, w których mogła bezpiecznie porozmawiać z Nedem. Opuściła salę i pobiegła korytarzem w stronę komnat starego zamku z nadzieją, że Ned podąża jej śladem. Przeszła przez drzwi na końcu korytarza.

Oglądając się za siebie, zobaczyła Neda i, niestety, kilka innych osób. A tak chciała go mieć wyłącznie dla siebie!

Minęła małą spiżarnię, wbiegła na górę kręconymi kamiennymi schodami i pokonała kilka stopni w dół. Słyszała za sobą czyjeś kroki, lecz gdy spojrzała przez ramię, nikogo nie zobaczyła. Skręciła w przejście, które, jak wiedziała, było ślepym zaułkiem. W kinkiecie na ścianie płonęła samotna świeca. W połowie drogi znajdował się ogromny piec służący przed wiekami do pieczenia chleba. Komin zburzono podczas budowy nowego domu. Tuż obok, ukryte za kamienną przyporą, znajdowały się drzwiczki do wielkiego paleniska, praktycznie niewidoczne w panującym dokoła mroku. Margery zakasała spódnice i wślizgnęła się do paleniska – już wcześniej zauważyła, że jest tu zadziwiająco czysto – przymknęła drzwi i zerknęła przez szczelinę.

Chwilę później zobaczyła Neda, który biegł korytarzem. Tuż za nim spieszył Bart i śliczna Ruth Cobley, której najwyraźniej podobał się wicehrabia Shiring. Margery prychnęła poirytowana, zastanawiając się, jak oddzielić Neda od innych.

Wszyscy troje minęli piec, nie spojrzawszy nawet na drzwi. Zaraz potem dobiegli do końca korytarza i zawrócili: najpierw Ruth, potem Bart, a na końcu Ned.

Margery postanowiła wykorzystać okazję.

– Ned! – szepnęła, gdy Bart i Ruth zniknęli jej z pola widzenia.

Wyraźnie zaskoczony Ned rozejrzał się.

– Tutaj! – Pchnięciem otworzyła drzwiczki pieca.

Nedowi nie trzeba było powtarzać dwa razy. Wgramolił się do paleniska i zamknął za sobą drzwiczki.

W środku było ciemno choć oko wykol i przez chwilę leżeli bez ruchu, twarz przy twarzy, stykając się kolanami.