Sex/Star - BB Easton - ebook + audiobook + książka

Sex/Star ebook i audiobook

Easton BB

4,3

Ten tytuł dostępny jest jako synchrobook® (połączenie ebooka i audiobooka). Dzięki temu możesz naprzemiennie czytać i słuchać, kontynuując wciągającą lekturę niezależnie od okoliczności!
Opis

Jak miłość, to z księciem z bajki. Ale seks tylko z gwiazdą rocka.

Po dwóch zawodach miłosnych w życiu BB pojawia się prawdziwy książę z bajki – romantyczny, delikatny, ale też męski i nieziemsko przystojny muzyk, Hans. BB czuje, że trafiła na swoją bratnią duszę w boskim ciele. Hans rozpieszcza ją romantycznymi słowami, namiętnym seksem i artystyczną atmosferą koncertów. Chodzi jednak z głową w chmurach i przyziemne sprawy wydają mu się zbyt błahe. W ich życiu pojawia się coraz więcej nowych fanek, imprez, wyjazdów i używek, a książę z bajki okazuje się dużym dzieckiem z przerośniętym ego. BB zaczyna dojrzewać do tego, że w życiu potrzebuje od mężczyzny czegoś więcej niż romantycznych wyznań i seksu w bajkowej scenerii. Nabiera pewności siebie i ze zbuntowanej nastolatki zmienia się w młodą, pewną siebie kobietę, zdeterminowaną, aby zaspokoić własne potrzeby. Ale czy znajdzie się mężczyzna, który będzie to potrafił?

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 415

Audiobooka posłuchasz w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS

Czas: 9 godz. 35 min

Lektor: Czyta: Ewa Abart

Oceny
4,3 (61 ocen)
33
17
8
3
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.
Sortuj według:
Tamtamo

Nie oderwiesz się od lektury

Cudowna: uczuciowa, emocjonalna, namiętna. Trzyma w napięciu. Nie jest już tak humorystyczna jak cześć pierwsza, która przywołuje przeważnie dobre wspomnienia z każdego z szalonych związków. Za to chwyta za serce. No i świetnie napisana. Dużo scen z tej części znalazło się w serialu. I choć książkowy Hans jest zupełnie inny niż legendarny bad boy z filmu, serial świetnie uchwycił ideę tej postaci. Serial jest równie namiętny y co powieść. Polecam jedno i drugie.
00
malinka9100

Nie oderwiesz się od lektury

Polecam, cała serja jest ciekawa przyjemnie się czyta.
00
Aga1234567

Całkiem niezła

Całkiem przyjemna historia, która choć mało prawdopodobna dała wiele do myślenia. :)
00

Popularność




Sex/Star to fabularyzowane wspomnienia BB Easton rozwijające wątki, które pojawiły się już w książce Sex/Love. Okoliczności wydarzeń, o których opowiada, a także większość przedstawionych sytuacji są prawdziwe, ale cechy fizyczne postaci oraz ich imiona i nazwiska zostały zmienione w trosce o zachowanie anonimowości zainteresowanych osób.

Ze względu na wulgarny język, sceny przemocy i seksu, tematy przestępczości i stosowania używek przez nieletnich książka ta nie jest przeznaczona dla czytelników poniżej osiemnastego roku życia. Dla pewności należałoby ją przed nimi po prostu schować.

Tę książkę dedykuję chłopakowi, który traktował mnie jak księżniczkę, dzięki czemu nigdy więcej nie musiałam spotykać się z żabami.

Dziękuję, Hans. Twoja miłość zdjęła ze mnie zaklęcie.

Ludzie bardzo lubią pytać, ile w moich opowieściach jest prawdy, a ile fikcji. Trudno mi na to pytanie odpowiedzieć, bo właściwie każda scena opiera się na wydarzeniu, które miało miejsce w rzeczywistości. Owszem, zmieniam tożsamość bohaterów, szczegóły sytuacji czy porządek chronologiczny, żeby umożliwić swobodny bieg narracji, ale zasadnicze elementy fabuły niemal zawsze znajdują oparcie w realiach.

Mimo to niektóre książki są bliższe prawdy niż inne. Ta tutaj – historia, którą zamierzam wam opowiedzieć – to najprawdziwsza rzecz, jaką kiedykolwiek napisałam. Przelewając ją na papier, zorientowałam się, że mój związek z Hansem był tak niewiarygodnie romantyczny, tak fantastyczny i pełen napięcia, że po prostu nie zostawia miejsca na przesadę. To prawdziwa współczesna bajka – jest w niej miłość od pierwszego wejrzenia, są ogromne zamki i dalekie krainy, są czarownice i czarnoksiężnicy. Od tradycyjnej baśni różni się tym, że księciem jest tu wytatuowany basista, a księżniczka nosi glany, i wcale nie wiadomo, czy będą żyli długo i szczęśliwie.

Zapraszam więc na najprawdziwszą historię miłosną z gwiazdą rocka w roli głównej. Dobrej zabawy!

CZĘŚĆI

1

Lipiec 1999

Impreza była zajebista, kac – najgorszy z możliwych.

Obudziłam się zdezorientowana, żołądek podchodził mi do gardła. Pokój był różowy, oklejony łuszczącą się kalkomanią z kucykami My Little Pony. Ostre słońce przesączało się przez zaciągnięte żaluzje, choć nikt go o to nie prosił. Pościel drapała. Nie było czym oddychać. W ustach miałam butelkę po piwie, z której ktoś zrobił popielniczkę.

Błe.

Zaczęłam przetrząsać spowity oparami alkoholu mózg w poszukiwaniu wskazówek, które pozwoliłyby mi zrozumieć, dlaczego budzę się w czarodziejskiej krainie Equestrii. Obrazy z wczorajszego wieczoru, chaotyczne i nieostre, powoli wypływały na powierzchnię. To było jak przeglądanie rozrzuconych zdjęć, które ktoś zrobił polaroidem w trakcie imprezy – nastolatki z czarną szminką na ustach i w czarnym winylu melanżujące w ciemnościach. Domówka. Gotka, kumpela ze szkoły, uczepiona ramienia gospodarza, chudego dupka imieniem Steven, który wyglądał jak lord Licorice. Beczka piwa w kuchni. Heavymetalowa kapela grająca w salonie. Fantomowe Cośtam. Kończyny? I jeden facet. Wysoki brunet z rozczochranymi włosami, ręce całe w tatuażach przedstawiających sceny z horrorów.

Jedyny, który nie miał czarnej szminki ani niczego ze skaju.

Basista.

Serce zabiło mi szybciej, kiedy przypomniałam sobie, jak zareagował, gdy wpadłam na niego przy beczce.

„Hej, Dzwoneczku. Dokądś się wybierasz?”.

Uśmiechnął się do mnie z wyżyn i nagle jakby ktoś przekręcił przełącznik. Ponura twarz olbrzymiego skurczybyka, który wyglądał tak, że strach się bać, w jednej chwili pojaśniała. W oczach mu zamigotało, jakby mnie rozpoznał, co było kompletnie niewytłumaczalne, a w kwadratowej szczęce pojawiły się urocze dołeczki. Patrzył na mnie, jakby mnie szukał.

Zanim zdążyłam przeprosić, facet zaśmiał się cicho i po prostu wetknął mnie sobie pod pachę – klik, wpasowałam się tam idealnie jak kawałek układanki. A potem poprowadził mnie do salonu i z plaskiem posadził sobie na kolanach. Gdzie spędziłam resztę wieczoru. Dwoje szczęśliwych rockersów pośród morza gotów.

„No to jak cię zwą, Blaszany Dzwoneczku?” – zapytał szatan z dołeczkami i uśmiechnął się promiennie, powoli rysując mi kciukiem drobne kółka na udzie.

„BB” – wykrztusiłam. Odchrząknęłam i spróbowałam jeszcze raz, z wysiłkiem odwzajemniając stalowo-błękitne spojrzenie. – „Nazywam się BB. Cześć”.

„Powiedz mi, Pszczółko, coś ty tam robiła sama z tym piwem?”.

Uśmiechnęłam się i przewróciłam oczami.

„No, a kto miał mi przynieść...”.

„Ja” – przerwał mi z aroganckim uśmiechem. – „Coś czuję, Pszczółko, że od teraz będę ci przynosił wszystkie drinki”.

Żachnęłam się, próbując zachować resztki zimnej krwi, i powiedziałam:

„Nawet nie wiem, kim jesteś”.

Pan Wysoki, Mroczny i Wytatuowany posłał mi promienny uśmiech. Jego białe zęby lśniły. Dołeczki się pogłębiły. Moje tętno gwałtownie wzrosło, a dłonie zwilgotniały.

„Jestem Hans” – przedstawił się skromnie. – „Basista”.

Cały wieczór nie odrywał ode mnie oczu i rąk. Nie żebym miała coś przeciwko. To, jak mnie dotykał, jak na mnie patrzył, jak mówił – zupełnie nie sprawiał wrażenia faceta, któremu zależy tylko na tym, żeby mi się dobrać do majtek. Raczej takiego, który nie tylko już to zrobił, ale w dodatku zdążył poznać moich rodziców.

Spoglądając w oczy Wyroczni, fioletowego kucyka z łuszczącą się różową grzywą, pomyślałam: Tak musiał się czuć Kopciuszek następnego dnia po balu. Tylko że ja nie mam nawet szklanego pantofelka na dowód, że to się zdarzyło naprawdę. A poza tym mogę się założyć, że Kopciuszek nie miał kaca.

Wyrocznia odpowiedziała mi smutnym końskim wzrokiem. Szkoda, że nie mogła złuszczyć się do końca i skombinować ibuprofenu. Głowa mi pękała.

Z jękiem podciągnęłam poliestrową kołdrę w kucyki pod brodę i przekręciłam się na bok.

Trafiając na czyjeś ciało.

Krzyknęłam i w popłochu odsunęłam się do tyłu, trochę za późno orientując się, że skoro w pojedynczym łóżku leżą dwie osoby, nie za bardzo jest się dokąd cofnąć. A ponieważ poczułam, że zsuwam się za krawędź, złapałam pierwszą rzecz, która mi się nawinęła pod rękę.

Było to ramię. Pokryte rysunkami jak z sennego koszmaru. Pinhead, Jason, Freddy i Pennywise uśmiechali się szyderczo, gdy zatapiając palce w ich twarzach, starałam się nie wypaść za burtę.

Ramię naprężyło się i szarpnęło, próbując się wyswobodzić, ja jednak walczyłam o życie. Szarpnięcie wciągnęło mnie z powrotem na pokład – wylądowałam w łóżku, plaskając twarzą w nagą pierś niespodziewanego współlokatora.

Pod policzkiem poczułam wibrujący śmiech, głęboki, ale chłopięcy.

– Wystraszyłaś mnie na śmierć! – Olbrzym zaśmiał się cicho, otaczając mnie wytatuowanym ramieniem i przyciągając bliżej. Ten gest i ciepło jego ciała sprawiły, że wszystko w środku zamieniło mi się w galaretę.

– To ty mnie wystraszyłeś na śmierć! – Zachichotałam, uderzając go w pierś. Chciałam usiąść, przyjrzeć mu się i upewnić, że jest rzeczywisty, a potem zasypać pytaniami o to, co się wczoraj wydarzyło, ale nie mogłam. Nie w tej chwili.

Najpierw niech mnie przytuli.

Przylgnęłam do jego boku, z trudem powstrzymując mruczenie, i przerzuciłam rękę przez nagi tors. Minęły prawie trzy miesiące, odkąd moje palce dotykały ciała chłopaka, a mój policzek wznosił się i opadał w rytm czyjegoś oddechu. Tak długi post zdarzył mi się po raz pierwszy od czasów... gimnazjum? Podstawówki?

Odkąd sięgałam pamięcią, zawsze miałam chłopaka. Chłopcy zapewniali mi dwie rzeczy, na których zależało mi najbardziej: uczucie i uwagę. Jako jedyne dziecko pary hippisów w domu miałam jednego i drugiego pod dostatkiem. Poza domem swojej działki szukałam u chłopaków.

Boys, boys, boys.

Rzecz jasna, jak to bywa ze wszystkimi narkotykami, cena stale rosła. Na początku za przytulanie płaciłam pocałunkami, czasem pozwalałam sobie zajrzeć pod spódniczkę. Później preferowaną walutą stało się moje ciało, choć w razie konieczności dilerzy byli gotowi przystać na krew i łzy. Słynęłam z tego, że w gorszych okresach oferowałam kawałki serca i kosmyki duszy opakowane ślicznie niczym prezent. Za miłość i przywiązanie byłam gotowa zapłacić każdą cenę.

W maju kosztowało mnie to trzy złamane żebra i przebite płuco.

Nie poddawałam się łatwo.

Wciągnęłam w nozdrza zapach mężczyzny, żeby się nim napawać. Papierosy i pot, tak pachniał rock and roll.

Stwardniałe opuszki palców basisty prześlizgnęły się po moim nagim ramieniu, zostawiając po sobie gęsią skórkę. Poranny zarost dorosłego faceta drapał mnie w czoło. Pod policzkiem czułam miarowe bicie serca, które już wydawało mi się znajome.

Kac srac.

Co za odlot. Unosiłam się jak latawiec.

Uśmiechając się do jego piersi, omiotłam wzrokiem góry i doliny umięśnionego torsu, który wyłaniał się spod pościeli. Nie mogłam uwierzyć, że to ten sam facet, który tak mnie wystraszył poprzedniego wieczoru. Może i wyglądał jak sto dziewięćdziesiąt centymetrów pokrytej kolczykami i tatuażami metalowej grozy, ale tak naprawdę był w stu procentach pluszową przytulanką.

W końcu westchnęłam i zmusiłam się, żeby usiąść. Olbrzym spoglądał na mnie łagodnie oczami, które okalały rzęsy tak gęste i czarne, że wyglądały, jakby machnął sobie kreski eyelinerem. Te oczy i usta – wąskie, ściągnięte, gotowe do uśmiechu albo pocałunku – całkiem niweczyły groźny skądinąd wygląd. Zwłaszcza w świetle dnia.

Kurde, Hans był uroczy.

Hans.

Muszę pamiętać, żeby, zanim wyjdę, dowiedzieć się, jak ma na nazwisko, zdobyć jego numer i może postarać się o kilka małych Hansiątek.

Hansiątka. O w mordę. Czy my...

Spojrzałam w dół i przeprowadziłam szybki przegląd.

Ubranie?

Wciąż mam.

Wspomnienia nocnego ruchanka?

Brak.

Bolesność waginalna (bo tak wysoki przystojniak musiał być solidnie wyposażony)?

Również brak.

Cholera.

– Co ty tu robisz? – spytałam, uśmiechając się jeszcze szerzej i próbując nie myśleć, że pewnie wyglądam jak skacowany maszkaron.

– Smacznie sobie spałem... dopóki ktoś mi nie zatopił szponów w ciele. – Hans spojrzał na swój biceps. – Kurwa, cud, że nie sikam krwią.

Zaśmiałam się.

– Jak na gościa z Freddym Kruegerem na ramieniu mięczak z ciebie, wiesz?

– Myślałem, że to jego sprawka – powiedział Hans, drocząc się ze mną. Przekręcił się na bok i podparł ręką głowę. – Tylko czeka, aż człowiek zaśnie.

Wprawdzie dolna połowa ciała tego mężczyzny była ukryta pod najbardziej dziewczęcą pościelą świata, ale za to górna...

Pociekła mi ślinka.

Chciałam przenieść wzrok z powrotem na jego twarz, ale coś przykuło moją uwagę.

– Co to? – spytałam, sięgając po niewytatuowane ramię.

Podał mi lewą rękę, równie zaciekawiony jak ja. Po wewnętrznej stronie przedramienia linijka po linijce biegły słowa nabazgrane niebieskim długopisem.

Przeczytaliśmy je razem w milczeniu.

Powiem ci, dokąd idą, gdy odchodzi noc,

Spadające gwiazdy, gdzie znaleźć ich trop.

Znam ich blask, w podczerwieni skrzą się lekko jeszcze,

Jedna z nich właśnie spadła na mnie zimnym dreszczem.

Hans uśmiechnął się zażenowany i wzruszając ramionami, powiedział:

– Zdaje się, że napisałem to wczoraj, jak ci się urwał film.

Zdaje się, że napisałem to wczoraj, jak ci się urwał film?

Zdaje się, że napisałem to wczoraj, jak ci się urwał film!

Czy to znaczy: zdaje się, że napisałem to wczoraj o tobie, jak ci się urwał film? Czyżby Hans Jakmutam napisał o mnie piosenkę? Czyżbyśmy byli zakochani? A takie same tatuaże powinniśmy zrobić sobie już teraz czy dopiero po ślubie?

Cholera. Patrzy na ciebie. Powiedz coś, BB. Twój przyszły mąż czuje się skrępowany!

– A więc to twoje łóżko?

Świetnie. Od razu lepiej.

– Hm, ląduję tu prawie co weekend, więc...

Rozejrzałam się dokoła, podziwiając wystrój, i pokiwałam głową z aprobatą.

– Nieźle się urządziłeś.

Roześmiał się i usiadł, opierając się plecami o pobielony drewniany zagłówek. Nawet w tej pozycji stopami niemal dotykał ramy. Nie miałam pojęcia, jak udało mu się zwinąć na maleńkim materacu i przespać całą noc obok mnie.

Skrzyżował ramiona na piersi.

– Trochę tolerancji. Bronies to też ludzie.

Zachichotałam i przewróciłam oczami.

– Dobra, skoro z ciebie taki brony, wymień choć jedną postać z My Little Pony.

Rozejrzał się po pokoju i spojrzał na mnie z chytrym uśmieszkiem.

– Srainbow Dash.

Parsknęłam mimowolnie.

– Szparkle.

Ryknęłam głośniej.

– Fiuttershy?

– Kucyki nie mają fiutów – zarechotałam. – To dziewczynki!

Zaśmiał się cicho, a ja otarłam łzy rąbkiem krótkiego topu Black Flag.

– Okej, w porzo. Masz mnie – powiedział. – To nie moje łóżko.

– A czyje? – udało mi się wykrztusić między czknięciami.

– Córki Stevena. Nocuje tu kilka razy w miesiącu, a kiedy wraca do matki, Steven i Victoria robią imprezę.

Jak przez mgłę pamiętałam, że gdy Hans napełnił mój czerwony kubek o ten jeden raz za dużo, spytał Gotkę, gdzie mogłabym się położyć, a ona powlokła mój zalany tyłek do „pokoju Maddie”. Wyglądało na to, że Maddie była sześcioletnią wielbicielką kucyków. Zagadka rozwiązana.

– Od jak dawna kumplujesz się ze Stevenem?

I co ważniejsze – dlaczego? Ten gość jest totalnym popaprańcem. Nie mam pojęcia, co Gotka w nim widzi.

– Tak naprawdę kumpluję się z Victorią. Chodziliśmy razem do Central High, zanim w zeszłym roku przeniosła się do East Atlanta.

Cholera, nie miałam pojęcia, że Gotka ma jeszcze innych kumpli. Zwłaszcza takie ciacha. Małpa nie puściła pary z ust.

– Jezu, chodziłeś do Central? I nie zadźgali cię? Jestem pod wrażeniem. Wiesz, co mówią? Że z Central wychodzisz albo nogami do przodu...

– Albo w kajdankach. – Hans uniósł brew.

– Tak. – Uśmiechnęłam się. – No to kiedy cię wypuścili? – Natychmiast pożałowałam tego pytania.

Hans miał trzydniowy zarost, tatuaże na całej ręce i bardzo atrakcyjne ciało dorosłego mężczyzny. Nie ma mowy, żeby chodził z Gotką do klasy. Ona była w moim wieku, a ten gostek musiał mieć ze dwadzieścia parę lat. A jeśli miał problemy z nauką i powtarzał klasę – ile? – siedem razy...

– W maju.

(Tu wyobraźcie sobie zgrzyt igły rysującej płytę).

– To znaczy w tym roku? – spytałam głosem wyższym o oktawę.

Hans uśmiechnął się i spojrzał na mnie podejrzliwie.

– Taaak. A co?

– O, sorry! – Uniosłam ręce w obronnym geście. – Po prostu myślałam, że masz... nie wiem. Ze trzydzieści pięć lat?

Hans się roześmiał.

– Tak, wciąż to słyszę.

– No to ile masz naprawdę?

– Osiemnaście. – Pokręcił głową. – Nie, czekaj, dziewiętnaście. Sorry, w zeszłym miesiącu miałem urodziny. Ciągle zapominam. – Uśmiechnął się i wzruszył ramionami, a ja miałam ochotę uszczypnąć go w porośnięte szczeciną rzeźbione policzki.

– Ja też skończyłam szkołę w maju i miałam urodziny w czerwcu! – pisnęłam. – Stary, ale numer! Tylko że ja mam dopiero siedemnaście. Wcześniej zdawałam egzaminy.

– O kurde! – Hans strzelił palcami i usiadł prosto. – To ty jesteś tą dziewczyną, o której opowiadała Victoria. Mówiła, że ma koleżankę w East Atlanta, która tuż przed egzaminami miała poważny wypadek, a i tak skończyła szkołę rok wcześniej. Z wyróżnieniem i w ogóle. – Hans powiódł wzrokiem po moim rozmemłanym ciele. Wprawdzie wiedziałam, że wypatruje śladów obrażeń, ale pod wpływem jego uważnego spojrzenia poczułam motylki w brzuchu. – Już wszystko w porządku?

Zastanowiłam się. Pod względem fizycznym nic mi nie było, żebra się zrosły. Pod względem uczuciowym pogodziłam się z myślą, że Harley – mój eks, to on wtedy prowadził – był dupkiem, który mnie zdradzał, i tak naprawdę nigdy go nie kochałam. A pod względem psychicznym zaczęłam powoli przyzwyczajać się do myśli, że Knightowi, którego faktycznie kochałam, lepiej będzie w wojsku, no bo po co miał się wdawać w bójki po barach czy spychać z drogi samochód, w którym jechałam z chłopakiem. Więc...

– Tak – odparłam z uśmiechem. – W porządku.

Natychmiast się rozpromienił.

– A co z tym ziomkiem, z którym jechałaś?

Harley. Skurwiel. Przypomniał mi się wzrok szczeniaczka, którym spoglądał na mnie, gdy gliny zabierały go ze szpitala. Ręce skuli mu z przodu ze względu na gips na lewej. Okazało się, że miał wyrok za kradzież luksusowych fur i był na zwolnieniu warunkowym, więc prawo niezbyt przychylnie patrzyło na jego udział w wypadku z wozem pełnym broni, posiadanie LSD i uprowadzenie nieletniej.

Prychnęłam i spojrzałam w sufit.

– Będzie żył.

Hans wpatrywał się we mnie z nieprzeniknioną miną. Trwało to ledwie chwilę, ale przypomniało mi się, dlaczego wydawał się taki przerażający poprzedniego wieczoru. Kiedy się nie uśmiechał, wyglądał bardzo groźnie. Olbrzymi, z ciemnymi brwiami – w jednej tkwił srebrny kolczyk w kształcie sztangi – ocieniającymi oczy w kolorze burzy. Niesforne czarne włosy sterczące we wszystkie strony. I twarda, pokryta zarostem szczęka, która napinała się, gdy zaciskał już i tak wąskie usta. Miał twarz mrocznego psychopaty/urodzonego mordercy.

I nagle to wrażenie prysło.

Posępną twarz Hansa rozjaśnił uśmiech. Powiedział po prostu:

– To dobrze.

A potem odrzucił kołdrę w fioletowe kucyki i wstał. Odwrócił się i zawisł nade mną, prezentując mocarne ciało osłonięte w strategicznym punkcie czarnymi bokserkami z nadrukiem w małe banany.

Pożerałam go wzrokiem. Nic na to nie mogłam poradzić. Było na co popatrzeć. Wysokie, szczupłe, rzeźbione dzieło sztuki. I to dosłownie. Jedno ramię pokryte czarno-szarymi tatuażami, drugie – wersami piosenki o gwiazdach spadających na ludzi zimnym dreszczem.

Dość tego. Zmusiłam się, żeby oderwać wzrok od żółtych bananów, i spojrzałam mu w oczy.

Na szczęście wyglądało na to, że nie miał pojęcia, jakie robi wrażenie. Wskazał głową drzwi i zapytał:

– Nie zjadłabyś czegoś? Bo jestem kurewsko głodny.

Nie byłam wielką fanką jedzenia – anoreksja, te sprawy – ale z jakiegoś powodu nagle nabrałam ochoty na banana.

– Pewnie – zaszczebiotałam. – Daj mi tylko dziesięć minut.

2

Próbowałam nastroszyć krótkie tlenione włosy i poprawić makijaż, używając w tym celu wszystkich kosmetyków, które udało mi się znaleźć w torebce. Szminka w neutralnym kolorze, czarny eyeliner w płynie, korektor i róż – dość, żebym nie wyglądała jak śmierć, tylko jak trup, którego można pokazać w otwartej trumnie. Trudno mi się było jednak skupić, bo na podłodze obok leżały bokserki Hansa, a para spod prysznica przesłaniała lustro.

Jakimś cudem, kiedy powiedziałam: „Daj mi tylko dziesięć minut”, Hans uznał to za zaproszenie i postanowił wziąć prysznic w tej samej łazience, w której ja chciałam się doprowadzić do ładu.

Udawałam, że to nic wielkiego, i usiłowałam prowadzić zdawkową konwersację, ale odgłos lejącej się wody i wrzask, który słyszałam w głowie – Hans jest goły! Hans jest goły! Hans jest goły! – wcale mi tego nie ułatwiały.

Powiedział, że ma na nazwisko Oppenheimer – przynajmniej tyle udało mi się wynieść z tej rozmowy – a jego rodzice przeprowadzili się do Stanów z Niemiec, zanim się urodził. Miał dwie starsze siostry, które zdążyły już pozakładać rodziny, i...

Mówił coś jeszcze, ale odkąd się dowiedziałam, jak ma na nazwisko, byłam zbyt zajęta rozmyślaniem, czy lepiej będzie brzmiało „BB Oppenheimer”, czy „Brooke Oppenheimer”, żeby go słuchać. Żadna opcja nie wydawała się szczególnie kusząca, ale czasami miłość wymaga poświęceń. Spojrzałam w zaparowane lustro i wyobraziłam sobie, jak by wy-glądał mój nowy podpis. W końcu zdecydowałam się na BB Oppenheimer. Gdybym wybrała drugą opcję, inicjały nie byłyby zbyt apetyczne. BO – jak body odour, czyli, mówiąc wprost, smród potu.

Zaśmiałam się cicho i zerknęłam na czarną zasłonkę oddzielającą mnie od bardzo nagiego i bardzo wilgotnego pana Oppenheimera. Mój chichot przeszedł w gromki śmiech, gdy zauważyłam muskularne przedramię – wciąż suche i pokryte niebieskimi bazgrołami – sterczące ponad drążkiem, z którego zwisała zasłonka.

Zrobiłam krok w stronę prysznica, wyciągnęłam rękę i uszczypnęłam czubek długiego środkowego palca – na paznokciu widać było resztki schodzącego czarnego lakieru.

– Co się stało? – spytałam, huśtając ręką Hansa w tę i z powrotem. – Jesteś taki wysoki, że musisz brać prysznic partiami?

Zaśmiał się cicho.

– Nieee, po prostu nie chcę zmyć piosenki.

O Boże. Czy można być większym słodziakiem? Wprost nie mogę się doczekać, żeby zostać panią BBO.

Z radości, że Hans nie może zobaczyć idiotycznego uśmiechu pensjonarki na mojej twarzy, zaproponowałam:

– Zapiszę ci ją!

– Super. Dzięki, Dzwoneczku. Bo ręka zaczyna mi już odpadać.

Splótł palce z moimi i teraz to on zaczął majtać moją ręką w tę i z powrotem. Jego dotyk praktycznie pozbawił mnie tchu, moją pierś wypełnił radosny kwik. Patrzcie, trzymam się za ręce z bardzo pięknym i bardzo nagim facetem, który prawdopodobnie ułożył o mnie piosenkę, zapisał ją sobie na przedramieniu, a potem zwinął się w kłębek u mego boku w maleńkim łóżku i przeleżał tak całą noc.

– Myślisz, że uda ci się wszystko zapamiętać?

– Tak, pewnie, już to mam – powiedziałam, otwierając drzwi i wpuszczając do środka chłodny powiew suchego powietrza z korytarza.

Mam to, kurde, wytatuowane w mózgu.

Wypadłam z łazienki w poszukiwaniu papieru i czegoś do pisania. Bo choć byłam przekonana, że będę potrafiła wyrecytować tych kilka wersów na łożu śmierci, nie chciałam się guzdrać i ryzykować, że umknie mi choć sylaba.

Popędziłam prosto do kuchni i zastałam tam Gotkę. Stała oparta o blat, trzymając kubek przy ustach. Oprócz dużego T-shirtu z Marilynem Mansonem nie miała na sobie nic więcej. Jej lśniące czarne włosy były zmierzwione, przypominały perukę Złej Czarownicy z Zachodu.

– Cześć, Victoria! – zawołałam, gorączkowo rozglądając się dokoła. – Wiesz, gdzie tu jest jakiś papier?

Spojrzała na mnie znad kubka oczami obojętnymi jak u lalki i otworzyła szufladę.

– Super! Dzięki! – Przetrząsnęłam zawartość i znalazłam notatnik oraz długopis. Nie zwracając uwagi na Gotkę, zapisałam słowa nowej ulubionej piosenki, wyrwałam kartkę i schowałam do kieszeni.

– Co ty... robisz? – spytała Gotka śmiertelnie poważnym tonem, gdy wrzuciłam notatnik z powrotem do szuflady i zamknęłam ją z trzaskiem.

Odwróciłam się do niej z promiennym uśmiechem.

– Wygląda na to, że, eee, Hans ułożył o mnie piosenkę! No dobra, kawałek piosenki. To znaczy nie do końca o mnie, ale tak jakby. I chciał, żebym zapisała słowa, zanim je zmyje. Bo jest właśnie pod prysznicem. Mówiłam ci, że spał ze mną w jednym łóżku? I niczego nie próbował! To znaczy nie sądzę, żeby...

– BB, on ma dziewczynę.

Gwałtownie zamrugałam oczami.

– Ma na imię Beth. Są ze sobą cztery lata.

Dziewczyna. Beth. Cztery lata.

Bomba za bombą.

Bum! Trach! Ba-bach!

– To dlaczego posadził mnie sobie na kolanach? Dlaczego spał ze mną w jednym łóżku? Dlaczego się przytulał? – Słowo „przytulał” powiedziałam tak, jakbym się właśnie dowiedziała, że ma dżumę, a nie pannę od wielu lat. Po tym, jak Harley spektakularnie mnie zdradzał, myśl, że Hans ma dziewczynę, budziła we mnie odrazę. Ale żal. Kompletna załamka.

Gotka wzruszyła ramionami.

– Nie mam pojęcia. Po pijaku lubi flirtować. I zawsze śpi w łóżku Maddie. Może się narąbał i nie zauważył, że nie jest sam. – Wbiła we mnie ciemne, skacowane oczy, pociągając kolejny łyk z parującego kubka. W jej wzroku czaiło się ostrzeżenie.

Uniosłam ręce w obronnym geście.

– Nie miałam pojęcia – odparłam, spuszczając z tonu. – Przysięgam. Nic się nie wydarzyło...

Właśnie w tym momencie do kuchni wkroczył świeżo wypucowany, blisko dwumetrowy bóg seksu. Miał na sobie czarne converse’y, workowate czarne spodnie w prążki, nabijany ćwiekami pasek, który nosił na wysokości bioder, i czarną podkoszulkę. Na niewytatuowanym nadgarstku zauważyłam zegarek z grubym skórzanym paskiem, wysuszone ręcznikiem włosy sterczały mu we wszystkie strony, a ja umierałam z pragnienia, żeby zanurzyć w nich dłonie.

Zerknęłam na Gotkę, po cichu prosząc o błogosławieństwo, ale w odpowiedzi dostałam tylko chmurną minę.

Hans uśmiechnął się do mnie i ponura aura od razu pierzchła, a jej miejsce zajęły ciepło i spokój. Odwrócił się do Gotki, prezentując dołeczki w policzkach.

– Hej, Vic, wybieramy się na śniadanie. Idziesz z nami?

Spojrzała na niego gniewnie, jakby próbowała mu coś telepatycznie przekazać, ale zanim zdążyła odpowiedzieć, z korytarza po drugiej stronie kuchni, tego, który prowadził do głównej sypialni, dobiegł nas schrypnięty kobiecy głos.

– Gdzie jesteś? – zagruchał. – Nie możemy się doczekać. Wracaj do łóżka.

Odwróciłam się i zobaczyłam blondynkę, która wczoraj w koszulce Korn stała na rękach i piła piwo prosto z beczki. Teraz wyłoniła się z ciemnego korytarza owinięta pościelą. Makijaż miała rozmazany, a jeden z zadziornych kucyków zwisał smętnie. Powieki też jej opadły, gdy tylko zobaczyła Gotkę.

Wtarabaniła się do kuchni, całkowicie ignorując olbrzymiego byka stojącego pośrodku, i ruszyła prosto do Victorii. Wprawdzie moim zdaniem pocałunek z języczkiem nie należy do zalecanych zaraz po przebudzeniu, blondynka jednak przyssała się do ust Gotki, wyjęła jej z dłoni kubek, odstawiła go na blat i pociągnęła ją z powrotem do sypialni, nawet się nie przywitawszy.

Uniosłam brwi aż do sufitu. Odwróciłam się do Hansa.

– Kurde, co to było? – spytałam, wskazując kciukiem za siebie.

Zaśmiał się cicho i podszedł bliżej. Wziął kubek Gotki, oparł się o blat obok mnie i przybrał taką samą pozę. Dotyk jego ramienia sprawił, że moja ręka w mgnieniu oka pokryła się gęsią skórką.

Jednym łykiem dopił resztę kawy i pokręcił głową.

– Zobaczysz. Zaraz zrobi Stevenowi straszną awanturę. Tak jest za każdym razem.

– Jak to?

Odwrócił się i ze stojącego na blacie dzbanka dolał sobie kawy. Zrobiło mi się przykro, bo straciłam kontakt z jego ramieniem. Mój smutek potęgowało istnienie zdziry imieniem Beth, która mogła go dotykać do woli.

– Łykają dropsy i znajdują dziewczynę do trójkąta. A następnego dnia, jak już Victoria dojdzie do siebie, robi się zazdrosna.

– O w mordę. – Pokręciłam z niedowierzaniem głową. – Jakim cudem nic o tym nie wiem?

Wystarczyła chwila, żeby do mnie dotarło, że przez te trzy miesiące, kiedy Gotka spotykała się ze Stevenem, byłam albo uziemiona – bo przez Harleya wciąż wracałam do domu za późno – albo dochodziłam do siebie po wypadku. Ciekawe, co jeszcze mnie ominęło.

– Faktycznie sprawiała wrażenie wściekłej – przyznałam.

Nie wspomniałam jednak, że oboje z Hansem mieliśmy w tym swój udział. Ani że Gotka powiedziała mi o Beth. Chyba chciałam po prostu zobaczyć, jak daleko się posunie. Właśnie. Poczekam, aż przekroczy granicę. A wtedy – bach! – na mój znak Beth i Gotka wyskoczą zza krzaka i przyłapawszy Hansa na gorącym uczynku, spiorą go na kwaśne jabłko. Właśnie z tego powodu nie wspomniałam o jego dziewczynie. A nie dlatego, że chciałam udawać, że nie istnieje, żeby móc dalej ciągnąć flirt stulecia. Co za pomysł. To była po prostu taktyczna zagrywka.

Zapraszamy do zakupu pełnej wersji książki
Tytuł oryginałuSTAR
Projekt okładkiKarolina Żelazińska
Zdjęcia na okładceYuri Arcurs/Tetra images/Getty ImagesGeorgijevic/iStock by Getty Imagesabsolutimagse/ShutterstockDean Drobot/Shutterstock
RedakcjaBerenika Wilczyńska
KorektaMonika Pruska
Copyright © 2018. Star by BB Easton Copyright © for the Polish translation by Katarzyna Makaruk, 2020 Copyright © for the Polish edition by Wielka Litera Sp. z o.o., Warszawa 2020
ISBN 978-83-8032-497-8
Wielka Litera Sp. z o.o. ul. Kosiarzy 37/53 02-953 Warszawa
POBIERZ NA TELEFON APLIKACJĘ WIELKA LITERA ARAplikacja WielkaLitera wykorzystuje technologię rozszerzonej rzeczywistości (AR) i umożliwia odtwarzanie wideo, audio oraz e-booków, a także przekierowuje na wybrane strony www. Aplikacja WielkaLitera jest dostępna w wersjach na Android oraz iOS. Pobierz ją za darmo i zobacz więcej.
Konwersja: eLitera s.c.