Serce w ogniu. Pogrzebany świat. Tom 2 - Laura Green - ebook
NOWOŚĆ

Serce w ogniu. Pogrzebany świat. Tom 2 ebook

Green Laura

4,6

322 osoby interesują się tą książką

Opis

Kiedyś połączeni sercem. Teraz dzieli ich wszystko.

Souline wraca do domu po niemal miesiącu nieobecności i nic nie pamięta. Rodzina dziewczyny jest w szoku, a ona sama nie rozumie, co się wydarzyło. Jedyne, co jej pozostało, to tajemniczy wisiorek oraz rosnące poczucie, że czegoś – albo kogoś – jej brakuje.

Kiedy próbuje odnaleźć się w starej codzienności, wracają do niej przebłyski wspomnień. Z każdym kolejnym fragmentem układanki Souline dowiaduje się więcej o świecie, z którego zniknęła – i o miłości, którą utraciła. Miłości tak potężnej, że mogła zmienić przeznaczenie.

Tylko że Podziemie już nie jest takie, jakim je zapamiętała. Król Ognia zapłacił ogromną cenę za jej wolność – najstraszliwszą, jaką można ponieść. Konflikt między królestwami narasta, a tajemniczy kamień, który powstał po uwolnieniu mocy Amesa, staje się przedmiotem pożądania wszystkich władców.

W Podziemiu narasta chaos. Pewne sekrety nigdy nie powinny ujrzeć światła dziennego. Bo gdy cała prawda wyjdzie na jaw… ogień pochłonie wszystko.

Ta historia jest naprawdę SPICY. Sugerowany wiek: 16+

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 708

Rok wydania: 2025

Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
Oceny
4,6 (18 ocen)
15
1
1
0
1
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.
Sortuj według:
Wanse66

Nie oderwiesz się od lektury

CUDO na papierze serio! (No dobra na e-booku też) Kocham tę historię całym moim sercem 🥺💚 TEAM JASZCZURY 🦎
31
Whitley

Nie oderwiesz się od lektury

Od razu gdy pojawiła się na Legimi, to zabrałam się za czytanie. Musiałam poznać dalsze losy bohaterów po pierwszym tomie i o Boże, jakie to było dobre! Czyta się bardzo szybko, plot twisty mnie zaskakiwały, a relacja między Soul i Amesem jest genialna. Żałuję, że tak szybko to machnęłam, bo to już koniec tego tomu :( Nie mogę doczekać się trzeciej części!
31
mater0pocztaonetpl

Nie oderwiesz się od lektury

Jezuuuu chcę więcej
21
madzialegmi

Nie oderwiesz się od lektury

kocham tego jaszczura gratulacje
21
wampirzyca_czyta

Nie oderwiesz się od lektury

Kocham w tej książce dosłownie wszystko, ale najbardziej Amesa. To jaką miłością darzy Souline jest nie do opisania. Nic tylko marzyć o takim. Końcówka to N iesamowite emocje, potrzebuje kolejnej części na już
21



Redaktorka prowadząca: Ewelina Czajkowska

Wydawczyni: Maria Mazurowska

Redakcja: Patryk Białczak

Korekta: Lena Marciniak-Cąkała

Projekt okładki: Łukasz Werpachowski

Zdjęcia na okładce: © ATKWORK888; © starush; © Rawpixel.com; © Dancing Man; © faestock / Stock.Adobe.com

Copyright © Laura Green, 2025

Copyright © 2025, Papierowe Serca an imprint of Wydawnictwo Kobiece Agnieszka Stankiewicz-Kierus sp.k.

Wszelkie prawa do polskiego przekładu i publikacji zastrzeżone. Powielanie i rozpowszechnianie z wykorzystaniem jakiejkolwiek techniki całości bądź fragmentów niniejszego dzieła bez uprzedniego uzyskania pisemnej zgody posiadacza tych praw jest zabronione.

Wydanie elektroniczne

Białystok 2025

ISBN 978-83-8417-226-1

Grupa Wydawnictwo Kobiece | www.WydawnictwoKobiece.pl

Na zlecenie Woblink

woblink.com

plik przygotowała Katarzyna Ossowska

PrologPodziemie

Król śnił.

Wiedział dokładnie, ile dni minęło, odkąd widział ją po raz ostatni.

Odkąd patrzył w jej oczy.

Wiedział, że dzieliło ich zbyt dużo, by mogli być razem. Żyli w dwóch różnych światach. Należeli do dwóch różnych gatunków.

A jednak kiedy o niej śnił, wszystkie te różnice zanikały.

Śnił o niej codziennie. Nie potrafił się jej pozbyć z myśli, jakby zamieszkała w każdym zakamarku jego umysłu. Odnosił wrażenie, że im więcej czasu mijało, tym bardziej oddalali się od siebie, a to bolało mocniej niż cokolwiek wcześniej.

Doceniał każdy moment, który z nią spędził. Może i ona o nim zapomniała, ale on będzie o niej pamiętać. Zawsze. Bo choć los im nie sprzyjał, to jednak przez chwilę byli razem. A to było warte wszystkiego.

Sen zawsze kończył się w ten sam sposób.

Ona znikała.

On się budził.

Nie mogli być razem, ale chociaż w jego snach mógł być z nią. Dlatego tak bardzo kochał i nienawidził śnić. Nienawidził tego mglistego uczucia szczęścia, które z nią dzielił i które stracił. Stracił ją.

Od zawsze wiedział, że przeznaczenie bywało dla niego okrutne, ale nie spodziewał się, że miłość znajdzie akurat w człowieku, w kimś, z kim nigdy nie będzie mógł dzielić życia. Po tylu latach cierpienia i samotności w końcu poczuł smak szczęścia, ale jak zwykle wszystko, co dobre, zostało wydarte z jego rąk.

Myślał, że nigdy nie dozna straty większej niż odebranie mocy. Sądził, że nic nie może być dotkliwsze niż plądrowanie jego królestwa, mordowanie poddanych czy tortury we własnych lochach.

A jednak otrzymał najgorszy cios z możliwych.

Taki, po którym już nigdy się nie pozbiera, bo wiedział, że ją stracił.

Król poruszył się niespokojnie, kiedy sen dobiegał końca.

W końcu musiał otworzyć oczy i zmierzyć się z rzeczywistością.

Ale bez niej przy boku wydawało się to niemożliwe.

Rozdział 1

Głęboki granat nieba wskazywał, że do świtu zostało jeszcze mnóstwo czasu.

Wróciłam z łazienki i spojrzałam na łóżko z rozgrzebaną pościelą w babeczki. Czułam, że już nie zasnę, więc zdecydowałam, że skoro jestem rozbudzona, to zacznę szykować się na spacer. Wyjątkowo nie mogłam doczekać się dzisiejszej przechadzki na polanę. Miałam wrażenie, jakbym nie oglądała stamtąd wschodów słońca całe wieki, choć minął zaledwie tydzień.

Zaczęłam schodzić na parter, delikatnie stąpając po stopniach, żeby nikogo nie obudzić, ale zatrzymałam się w połowie drogi. Myślałam, że wszyscy śpią, lecz w kuchni paliło się światło. Może ktoś zapomniał je zgasić?

– Halo? Jest tu ktoś? – zawołałam cicho, schodząc ze schodów.

Wzdrygnęłam się na odgłos tłuczonego szkła. W mojej głowie zapaliła się czerwona lampka i natychmiast pobiegłam do kuchni, w której zobaczyłam Dashiella ubranego w piżamę. Przed nim leżała rozbita szklanka i kałuża wody. Jego oczy się rozszerzyły, a usta rozchyliły. Uniósł rękę, wskazując punkt za mną, a ja poczułam, jak oblewa mnie zimny pot. Powoli spojrzałam do tyłu, przekonana, że ktoś za mną stoi, lecz w salonie ujrzałam tylko ciemność i pustkę. Odwróciłam się z powrotem do brata.

– Wszystko w porządku? – spytałam mocno zaniepokojona, gdy tak stał bez ruchu w czystym szoku.

Otrząsnął się i pokręcił głową. Wziął głęboki oddech, po czym przeczesał palcami włosy.

– Nienawidzę snów – mruknął pod nosem i schylił się, żeby pozbierać szkło.

Czy on mnie właśnie zignorował?

– Dash? – spytałam ponownie.

Szkło, które trzymał w dłoni, znowu wylądowało na kafelkach. Gwałtownie uniósł głowę i z sykiem wciągnął powietrze.

– Souline?

Zmarszczyłam brwi.

– Co się z tobą dzieje, Dash?

W jednej chwili klęczał, a w drugiej szedł w moją stronę, nie zważając na ostre odłamki. Położył mi dłonie na ramionach i mocno ścisnął. Skrzywiłam się.

– Okej, zaczynasz mnie przerażać – mruknęłam, próbując uwolnić się z jego uścisku.

Jeszcze mocniej złapał za moje ramiona i mną potrząsnął.

– To ty? – wykrztusił. – To naprawdę ty?

– Oczywiście, że to ja – odpowiedziałam, w końcu się wyrywając. – A kto inny?

Dashiell cofnął się i zamrugał, jakby nie wierzył w to, że przed nim stałam. Już miałam się odezwać, ale rozproszył mnie odgłos pospiesznych kroków. Spojrzałam w stronę schodów i zobaczyłam zbiegających po nich rodziców.

Mama na mój widok znieruchomiała, po czym wybuchła płaczem. Tata się zatrzymał. Krew momentalnie odpłynęła mu z twarzy, jakby zobaczył ducha. Nie miałam pojęcia, co wywołało w nich taką reakcję. Zanim jednak zdążyłam zapytać, dopadli do mnie i zagarnęli w objęcia, a ja tylko stałam, totalnie skołowana.

– Souline – wydusiła mama. – Moje dziecko. Moje kochane dziecko.

Działo się coś złego.

Wyplątałam się z ich uścisku i popatrzyłam na nich zdezorientowana. Mama pogłaskała mnie drżącą dłonią po policzku. Nie przestawała płakać, tata również uronił łzę.

Zrobiłam krok w tył, odsuwając się od nich, i zerknęłam na brata. Wpatrywał się we mnie w takim samym szoku jak rodzice.

– Co się dzieje? O co chodzi? – spytałam.

Nikt mi nie odpowiedział. Popatrzyłam kolejno na każdego z nich, a ich twarze wyrażały strach i niedowierzanie. Niepokój zacisnął się na moim gardle. Musiało się wydarzyć coś okropnego, coś naprawdę strasznego.

Czy coś się stało z Abigail?

Znaleźli ją? Martwą?

– Mamo? – odezwałam się, licząc na jakąkolwiek odpowiedź, ale jej nie otrzymałam. Spróbowałam ponownie, tym razem zwracając się do ojca: – Tato?

On również milczał. Dopiero Dashiell otworzył usta i powiedział trzy słowa, które nie miały żadnego sensu:

– Nie było cię.

Zmarszczyłam brwi.

– To znaczy?

– Zniknęłaś, Soul. – W jego oczach smutek mieszał się z tępym szokiem. – Nie było cię prawie miesiąc.

Chciało mi się śmiać.

– O czym ty mówisz? Jaki miesiąc?

Znowu nikt nie raczył odpowiedzieć na moje pytania, przez co żołądek skurczył mi się ze stresu.

– Jest sobota – odezwałam się. – Piąty września, jeśli mamy być dokładni.

Mama znowu zaczęła płakać. Zacisnęłam dłonie w pięści. Nie miałam zielonego pojęcia, co się dzieje i dlaczego tak dziwnie się zachowują, a w dodatku nikt nie próbował mi pomóc tego zrozumieć.

– Owszem, jest sobota – potwierdził Dash. – Ale nie piąty września, a dwudziesty szósty.

Panika ścisnęła mi pierś.

– To niemożliwe – wykrztusiłam. – Wczoraj zatrzymano Stevena, Dash. Nie pamiętasz?

Mój brat pokręcił głową.

– To było dawno temu. – Wyczułam napięcie ukryte w każdym wypowiedzianym przez niego słowie i zaczęłam się denerwować jeszcze bardziej. – Abigail znalazła się następnego dnia. Wtedy, kiedy ty zaginęłaś.

– To jakiś żart? – Przestąpiłam z nogi na nogę, a mój głos wręcz ociekał frustracją. – Prima aprilis jest w kwietniu, nie we wrześniu.

Kiedy znowu zderzyłam się z ciszą, wyminęłam rodziców i skierowałam się w stronę schodów. Ktoś mnie zatrzymał, łapiąc za nadgarstek. Odwróciłam się i napotkałam zatroskane spojrzenie taty.

– Dokąd idziesz? – spytał.

– Do pokoju, po telefon.

– Twój telefon jest w kawałkach. Znaleźliśmy go w lesie razem z twoim plecakiem.

Przez sekundę nie docierało do mnie, co powiedział, ale zaraz przeszyło mnie lodowate zimno. Zazwyczaj po obudzeniu się patrzyłam na powiadomienia, ale dziś o tym zapomniałam, a godzinę sprawdziłam na zegarku.

– Co? – wydusiłam, nie bardzo wiedząc, o co pytam.

Tata milczał. Podobnie jak mama i Dash. Powoli odwróciłam się do brata. Widziałam, że jego telefon leży na stole, ale słabość nóg nie pozwalała mi po niego pójść.

– Dash – odezwałam się drżącym głosem, wyciągając rękę w jego stronę. – Daj mi swój telefon.

Sięgnął po niego i wcisnął w moją otwartą dłoń. Odblokowałam ekran, po czym popatrzyłam na datę. Zamrugałam, myśląc, że się przewidziałam, i spojrzałam jeszcze raz.

To niemożliwe. Spokojnie, przecież datę można było zmienić.

Otworzyłam przeglądarkę. Dłonie trzęsły mi się tak bardzo, że ledwo wpisałam w Google hasło „aktualna data”. Nie mogłam uwierzyć własnym oczom.

Naprawdę był dwudziesty szósty września.

Telefon wypadł mi z ręki.

Zebraliśmy się przy kuchennym stole. Tata wstawił wodę w czajniku. Dashiell postawił na stole cztery kubki, a mama podeszła do barku i wyjęła szkocką.

Siedziałam odrętwiała i czekałam, aż wszyscy zajmą miejsca. Tata podszedł z dzbankiem, po czym nalał mi herbaty do kubka. Kiedy każdy otrzymał swoją porcję melisy, w końcu usiadł.

Objęłam skostniałymi dłońmi parujące naczynie, licząc na to, że pomoże na przeraźliwe zimo, które mnie spowiło.

– Nie rozumiem – szepnęłam.

Wpatrywałam się w swoje ręce. Blade, kościste palce wyglądały dziwnie na tle jaskrawoczerwonego kubka w białe kropki. Używałam go tylko w zimie, ale teraz nie miało to znaczenia.

W sumie nic nie miało znaczenia.

– Jak to możliwe? – spytałam, podnosząc na nich wzrok.

– Jakim cudem wróciłaś, Souline?

Na dźwięk słabego głosu mamy zapiekły mnie oczy. Wyglądała na tak strasznie zmęczoną i smutną. Cienie pod oczami odcinały się jej od wypłowiałej skóry, a policzki się zapadły. Siedziała zgarbiona i lekko drżała.

– Skąd wróciłam? – Zdławiło mnie w gardle. – Nigdzie nie wychodziłam.

– Zniknęłaś na dwadzieścia jeden dni, Soul – odezwał się tata, sięgając przez stół. Złapał moją dłoń i ścisnął, starając się dodać mi otuchy.

– Nie… Ja… – Pokręciłam głową. – Nic nie pamiętam.

– Nie masz swoich ciuchów.

Odruchowo na siebie spojrzałam. Nawet nie zauważyłam, że spałam w spodniach i bluzie, a nie w piżamie, w której – jak mi się zdawało – położyłam się przecież do łóżka. Zawsze też przebierałam się przed zejściem na dół, gdzie przygotowywałam herbatę do termosu i jakieś słodkości – brałam je ze sobą na polanę, by raczyć się nimi, oglądając wschód słońca. Co się ze mną działo? Kompletnie wyrwałam się ze swojej rutyny.

Przełknęłam z trudem ślinę i złapałam za rąbek czarnej bluzy z wyszytą na materiale złotą nicią literką A.

– Pamiętam, co szykowałam wczoraj… – Zamknęłam usta.

To nie było wczoraj.

Czwartego września naszykowałam na kolejny dzień pomarańczową bluzę, którą powinnam mieć właśnie na sobie.

– Dobrze się czujesz, Soul? – odezwał się tata.

– Tak. – Pokiwałam twierdząco głową, żeby zaraz zaprzeczyć. – Nie. Nie wiem.

Czułam się tak strasznie skołowana.

– Niczego nie pamiętasz?

Znowu pokręciłam głową. Nie byłam w stanie mówić. Ścisnęło mnie boleśnie w brzuchu, a lód opanował ciało, przepływając w żyłach.

Tata wstał.

– Muszę zadzwonić do detektywa Greysona – oznajmił i zanim wyszedł, rzucił mi jeszcze jedno pełne troski spojrzenie.

Odprowadziłam go wzrokiem i wróciłam do wpatrywania się w kubek.

– Szukaliśmy cię – odezwał się Dashiell. – Każdego dnia. Ale było tak, jakbyś wyparowała. Zniknęłaś i nie został po tobie żaden ślad.

Nie potrafiłam tego pojąć. Nie mogłam uwierzyć, że zniknęłam na dwadzieścia jeden dni i nic nie pamiętałam.

Zupełnie jakby te dni nigdy się nie wydarzyły. Jakbym na ten czas przestała istnieć.

Nie tylko dla nich, ale też dla siebie.

– Wiadomo, co się stało z Abigail? – spytałam cicho ze zwieszoną głową. Nie potrafiłam spojrzeć im w oczy.

Po kilku sekundach odpowiedział mi Dash.

– Wróciła sama z siebie i twierdziła, że potrzebowała chwili spokoju.

Przymknęłam powieki.

– A co ze Stevenem? Wiadomo, dlaczego go podejrzewano?

Dashiell odetchnął głęboko. Zawsze tak robił, gdy czuł się bezsilny.

– Przypadek – odparł. – Zwykły błąd policji.

Kątem oka zauważyłam, jak mama nalewa sobie i tacie szkockiej do herbaty.

– Gdzie byłaś przez cały ten czas, Soul? – zapytał Dash, marszcząc brwi i lustrując mnie wzrokiem. – Wyglądasz normalnie. Nie masz żadnych ran, może trochę schudłaś. Ale poza tym nie wyglądasz, jakbyś zniknęła na tak długo. Uciekłaś tak jak Abigail?

Popatrzyłam na niego w oniemieniu.

– Nigdzie nie uciekłam! – Krzyk sam się ze mnie wyrwał. Jak mógł pomyśleć coś takiego? – Nie mam pojęcia, gdzie byłam. Nie mam pojęcia, co się dzieje. Niczego nie rozumiem. – Zaczęłam energicznie kręcić głową. – Jeszcze przed chwilą sądziłam, że Abigail wciąż się nie odnalazła, a teraz mi mówicie, że wróciła i to ja zniknęłam, choć ja nic o tym nie wiem! Nie pamiętam zupełnie niczego. Nie wiem, nie wiem… – Urwałam, bo gula w gardle gwałtownie urosła i groziła zadławieniem.

Wstałam, prawie przewracając krzesło. Nie wiedziałam, co ze sobą zrobić. Cała się trzęsłam. Byłam zdezorientowana, skołowana i przerażona tym, że straciłam tak dużo czasu ze swojego życia.

Mama natychmiast znalazła się przy mnie i przytuliła.

– Już dobrze. – Pogłaskała mnie po włosach, a ja wtuliłam się w nią, szukając matczynego ciepła. – Najważniejsze, że wróciłaś i jesteś z nami. Jesteś z rodziną.

Zaczęłam płakać, nagle czując palący ból w duszy. Nie wiedziałam, skąd się wziął, ale chciałam się go jak najszybciej pozbyć. W mojej głowie zaczynały tworzyć się najróżniejsze scenariusze na temat tego, gdzie mogłam zniknąć i co się ze mną działo, ale odrzucałam je. Zamknęłam się na nie. Skoro mój mózg stwierdził, że nie chce pamiętać, to powinnam go posłuchać.

Bałam się.

Niewiedza była straszna, ale zastanawiałam się, czy wiedza nie będzie jeszcze gorsza.

Rozdział 2

Jak można było się domyślać, nie poszłam na spacer. Tata wrócił do kuchni po piętnastu minutach i oznajmił, że detektyw Greyson przyjedzie z samego rana. Chciał się u nas zjawić już wcześniej, ale tata oznajmił mu, że potrzebuję odpoczynku. Tak naprawdę nie potrzebowałam, byłam rozbudzona, ale dobrze, że tak wyszło. Nie chciałam dłużej rozmawiać o moim zniknięciu. Musiałam pobyć sama i pomyśleć.

Wpatrywałam się w okno, za którym mrok nieba powoli rozjaśniały smugi kolorów. Przez ścianę słyszałam, jak Dashiell chodzi w kółko po pokoju albo wierci się na łóżku. Wyczuwałam jego zdezorientowanie i zdenerwowanie, których mi brakowało. Pewnie powinnam się stresować i panikować z powodu zaniku pamięci, lecz ogarniał mnie jedynie smutek. Ciężki, przejmujący smutek, którego zupełnie nie rozumiałam.

Wszystko wydawało mi się dziwaczne, a niezrozumiałych rzeczy przybywało. Okazało się bowiem, że czułam wstręt do wody. Nie mogłam zmusić się do wejścia pod prysznic, a gdy uderzył we mnie strumień, myślałam, że stracę przytomność. Zazwyczaj kąpałam się dwadzieścia minut, a dziś wytrzymałam ledwo pięć i nie dałam rady nałożyć odżywki na włosy. Ciuchy, które na pewno nie należały do mnie, wyrzuciłam. Zanim jednak się ich pozbyłam, w kieszeni spodni znalazłam dziwny, połyskujący na zielono kamień. Nie wiedziałam dlaczego, ale nie chciałam go wyrzucać, więc schowałam go do komody przy łóżku.

Z samego rana, tak jak obiecał, zjawił się u nas detektyw Greyson z drugim mężczyzną, którego nazwiska nie wyłapałam, ale on również zajmował się sprawą mojego zaginięcia. Obaj zadawali mi mnóstwo pytań, na które nie potrafiłam odpowiedzieć, bo najzwyczajniej w świecie nie wiedziałam, co się przez ten czas działo. W kółko pytali o to samo, aż zaczęła pulsować mi głowa, a frustracja przesiąkała przez każdy por w moim ciele.

Później zabrano mnie do szpitala. Rodzice nie opuszczali mnie nawet na krok, a Dashiell trzymał się tuż za nimi. Przeszłam serię różnych badań i czekając na wyniki, nawet się nie stresowałam, co było kolejną kuriozalną rzeczą. Owszem, zdezorientowanie gdzieś tam się czaiło, ale najbardziej doskwierał mi smutek. Nie umiałam sobie z nim poradzić.

Lekarze podejrzewali, że doznałam urazu głowy, ale ostatecznie stwierdzili, że nic mi nie dolega. Oprócz zaniku pamięci zdawałam się w pełni zdrowia. Przydzielono mi również psychologa, żebym poradziła sobie z traumą, która podobno odpowiadała za moją amnezję.

Problem w tym, że nie mierzyłam się z żadną traumą. Ja po prostu nie potrafiłam sobie niczego przypomnieć. Kompletnie nic. Zero. Pustka. Czułam się, jakby ktoś wymazał mi wspomnienia, ale przecież takie rzeczy nie działy się w prawdziwym życiu.

Detektywi stanęli w martwym punkcie. Sprawa mojego zaginięcia została zawieszona, ale gdy przypadkiem ktoś natrafi na jakiś trop lub coś sobie przypomnę, znowu się tym zajmą. Wydawało mi się, że mężczyźni podejrzewali mnie o kłamstwo i nie byli do końca przekonani, że straciłam pamięć. Łatwiej było uwierzyć, że uciekłam i wróciłam, bo zmieniłam zdanie, niż w to, że ktoś mnie porwał i tak po prostu odstawił bez żadnych obrażeń do rodziny.

Jakieś piętnaście minut po powrocie do domu przyjechała Laelia, moja najlepsza przyjaciółka od czasów dzieciństwa, z którą dzieliłam ogromną część życia. Łączyła nas nawet mała tradycja i w każdy piątek jeździłyśmy do naszej ulubionej cukierni Sweet Bethy na jagodowe babeczki i gorącą czekoladę.

Laelia padła mi w ramiona, nieprzerwanie powtarzając, jak bardzo za mną tęskniła i jak bardzo się o mnie martwiła. Nie umiałam podzielić jej entuzjazmu, ponieważ miałam wrażenie, jakbyśmy widziały się wczoraj. Jakbym jeszcze niedawno rozmawiała z nią przez telefon o tym, że Steven nie siedzi w areszcie i nie powinnam iść na poranny spacer.

Przyjaciółka wypuściła mnie z objęć. Jej lodowoniebieskie oczy się zaszkliły, kiedy mi się przyglądała, przez co poczułam się nieswojo. Z trudem przychodziło mi zrozumienie, co przeżywali moi bliscy i jak bardzo doskwierała im rozłąka, skoro według mnie widziałam się z nimi wczoraj i wcale nie zniknęłam.

– Nie mogę uwierzyć, że tu jesteś – szepnęła, kiedy szłyśmy do kuchni.

– Skąd wiedziałaś, że wróciłam? – spytałam, wstawiając wodę w czajniku.

– Dashiell do mnie napisał. Chciałam przyjechać w nocy, ale mi nie pozwolił.

Pokiwałam głową. Dash zdawał sobie sprawę, ile Laelia dla mnie znaczyła i na odwrót. Wiedział, żeby ją poinformować. Zanotowałam w głowie, aby mu za to podziękować.

– Jaką chcesz? – zapytałam, wskazując na szafkę z herbatami.

– Truskawkową.

– Oczywiście – mruknęłam, uśmiechając się.

– Nic się nie zmieniło, Soul.

Wyjęłam kostki lodu i odwróciłam się do niej.

– Dla mnie naprawdę nic się nie zmieniło.

Patrzyłyśmy na siebie w ciszy, żadna nie rozumiejąc, co się ze mną działo. Kiedy zagotowała się woda, zalałam herbaty i odczekałam chwilę, aż się zaparzą. Laelia nie lubiła gorących napoi, więc do jej kubka dolałam zimnej wody, wrzuciłam kilka kostek lodu i posłodziłam pięcioma łyżeczkami cukru. Była prawdziwym łasuchem.

Podałam jej herbatę i poszłyśmy do mojego pokoju. Laelia odstawiła kubek na biurko, po czym rzuciła się na łóżko. Ja usiadłam na obrotowym krześle.

Podparła się ramieniem i zapytała:

– Naprawdę nic nie pamiętasz?

– W to też już zdążył wtajemniczyć cię mój brat?

Skinęła głową.

– Strasznie się o ciebie martwił i bombardował mnie wiadomościami w nocy. Jak mówiłam, ledwo się powstrzymałam, żeby od razu do ciebie nie przyjechać, ale kazał mi poczekać.

– Od kiedy słuchasz tego, co mówi Dash?

– Zbliżyliśmy się do siebie podczas twojej nieobecności.

Wytrzeszczyłam oczy i otworzyłam buzię.

– Nie w tym sensie! – zaprzeczyła pospiesznie, siadając na łóżku. – Jesteśmy przyjaciółmi, okej? On nie radził sobie z twoim zniknięciem i ja też nie. Nawet przez myśl mi nie przeszło, że mogłoby nas połączyć coś więcej oprócz przyjaźni. Byliśmy zbyt zajęci twoimi poszukiwaniami.

Natychmiast ogarnęło mnie poczucie winy, że tak pomyślałam, i odwróciłam od niej wzrok. Ta cała sytuacja była dla mnie zbyt pokręcona.

– To wszystko jest strasznie skomplikowane – mruknęłam pod nosem.

– Myślisz, że przytrafiło ci się coś złego i teraz to wypierasz? To by tłumaczyło, dlaczego nie możesz sobie niczego przypomnieć.

Podobne słowa usłyszałam od lekarzy.

– Nie wiem, Laelia. Mam całkowitą pustkę w głowie. Nic nie wskazuje na to, by coś mi się stało. Wróciłam… – Westchnęłam ciężko, bo nie wiedziałam nawet, gdzie przebywałam przez ten cały czas. – Wróciłam, skąd wróciłam, w całości.

– Wyglądasz na zmęczoną.

– To akurat niedziwne. Jestem wyczerpana.

Nie kłamałam. Niekończące się pytania detektywów, badania i rozmowa z psychologiem wycisnęły ze mnie resztki energii.

– Może to i lepiej, że nic nie pamiętasz – stwierdziła po chwili.

Spojrzałam na nią.

– Patrz – zaczęła. – Jeśli stało ci się coś okropnego, to chyba lepiej, że wyparłaś to z pamięci, nie? Niewiedza nie jest znowu taka zła.

– Nie jest zła, ale czy dobra? – Ze zdenerwowania zagryzłam wargę. – Mam tyle myśli w głowie, że czuję, jakbym miała zaraz oszaleć. Co się ze mną działo? Czy ktoś miał coś wspólnego z moim zaginięciem? Dlaczego zniknęłam i tak po prostu wróciłam? To tak, jakbym wyparowała na jakiś czas i magicznie powróciła.

Laelia przez chwilę wpatrywała się we mnie zaniepokojona.

– Myślisz, że… – zaczęła niepewnie. – Myślisz, że ktoś mógł cię wykorzystać? A co, jeśli jesteś w… – zniżyła głos – ciąży?

– Boże, nie! – Potrząsnęłam energicznie głową. – Dosłownie chwilę przed twoim przyjazdem dostałam okresu i sprawdzali mnie pod tym względem w szpitalu. Jak powiedzieli, pozostałam w stanie nienaruszonym.

Posłała mi zdegustowane spojrzenie.

– Naprawdę użyli tego słowa?

Skinęłam głową, na co wzniosła oczy ku niebu. Obróciłam się w stronę biurka i sięgnęłam po herbatę. Moja koszulka obsunęła się i wypadł zza niej wisiorek. Widziałam go już wcześniej, w szpitalu, ale nie miałam czasu mu się przyjrzeć.

Odstawiłam kubek, po czym odpięłam naszyjnik. Zmarszczyłam brwi. Zawieszka była w kształcie puzzla, który wypełniono drobnymi jak ziarenka szmaragdami.

– Skąd to masz? – spytała Laelia.

– Nie mam pojęcia – szepnęłam, przyglądając się zawieszce. Wyglądała znajomo i wydawało mi się, że powinna być jeszcze jedna: również w kształcie puzzla, lecz za to wypełniona malutkimi diamencikami.

Oprócz drugiej zawieszki w mojej głowie pojawił się także obraz pięknych szmaragdowych oczu, które mieniły się złotymi drobinkami.

Laelia siedziała u mnie do północy. Nie rozmawiałyśmy już więcej o moim zniknięciu czy osobliwym naszyjniku, który odkryłam. Rodzice co chwila wchodzili do mojego pokoju i upewniali się, że naprawdę wróciłam, przez co krajało mi się serce i nie wiedziałam, jak zapewnić ich, że nigdzie się nie wybieram.

Życie toczyło się dalej, nieważne, czy zniknęłam, czy nie. Nie chciałam roztrząsać mojego zaginięcia, bo zbyt bardzo bałam się stojącej za nim prawdy, choć jednocześnie za sprawą tej pięknej zawieszki nie mogłam się zmusić do odpuszczenia. Szczególnie że w głowie widziałam jeszcze jeden naszyjnik.

Ten widok dręczył mnie do tego stopnia, że nie mogłam spać i zeszłam do salonu. Siedziałam przed zgaszonym telewizorem i wpatrywałam się w wisiorek, gdy Dash opadł na kanapę obok mnie. Uniosłam brew. Nie spodziewałam się zobaczyć go o drugiej w nocy, ale widocznie on również miał problem z zaśnięciem.

– Hej – przywitałam się.

Nie odezwał się, tylko przeszywał mnie wzrokiem, więc zapytałam:

– Coś nie tak?

– Skąd to masz? – Wskazał głową na złoty łańcuszek, który trzymałam w dłoniach.

– Nie wiem. – Wzruszyłam ramionami. – Miałam go na szyi.

– Jak możesz tak normalnie do tego podchodzić? – wypluł z siebie.

Zmarszczyłam brwi.

– To znaczy?

– Zniknęłaś i zachowujesz się, jakby nic się nie stało.

– Nie podchodzę do tego normalnie, Dash. Po prostu nic nie pamiętam. Mam kompletną pustkę w głowie, więc co mam zrobić?

– Jesteś zbyt spokojna – stwierdził.

Obróciłam się w jego stronę, położyłam łokieć na oparciu kanapy.

– O co ci chodzi, co?

– Nie było cię, Soul.

– Wiem, już to ustaliliśmy.

– Szukaliśmy cię. Dzień w dzień.

Przygarbiłam się, a moja bojowa postawa zmieniła się w poczucie winy.

– Ciągle rozmawialiśmy z policją, a oni nigdy nie potrafili powiedzieć nam nic sensownego. Zadawali jedynie pytania. Czy nie miałaś skłonności samobójczych, czy nie chciałaś uciec z domu, czy nie narzekałaś na swoje życie, czy nie mówiłaś, że masz wszystkiego dosyć… – Wciągnął powietrze przez zęby i po chwili kontynuował: – Przesłuchiwali mnie. Pytali, czy przypadkiem nikt w domu się nad tobą nie znęcał. Czy nie miałaś żadnych zaburzeń psychicznych i czy mogłaś to ukrywać. Chcieli wiedzieć, czy nie miałaś chłopaka, do którego mogłabyś uciec, bo miałaś nas dosyć.

Zadrżała mi warga, gdy o tym mówił. Gardło się ścisnęło, a oczy zapiekły.

– Pamiętam każde cholerne pytanie, każdy cholerny dzień męki, gdy nie wiedziałem, co się z tobą dzieje. – Pokręcił głową, a kiedy wypowiedział kolejne słowa, jego głos stał się słaby, jakby był na granicy płaczu: – W ostatnich dniach już nawet nie szukałem ciebie, a twojego ciała.

Zakryłam ręką usta, próbując uciszyć szloch, który się ze mnie wyrwał.

– Sprawdzili wszystkie szpitale w okolicy. Zorganizowali poszukiwania. Ojciec prawie oszalał, kiedy znaleziono twój roztrzaskany telefon i porwany plecak. – Przełknął z trudem ślinę. – Mama zupełnie sobie nie radziła. Nie jadła ani nie piła, tak bardzo była zaabsorbowana twoją nieobecnością. Cztery razy. – Zacisnął pięści. – Cztery razy zawoziliśmy ją do szpitala, bo mdlała z osłabienia.

Z mojej piersi wydobył się pełen boleści dźwięk, a łzy pociekły strumieniem po rozgrzanych policzkach. Nie zdawałam sobie sprawy, jak koszmarnie znieśli moje zaginięcie. Domyślałam się, że nie było łatwo, ale…

To wszystko była moja wina.

– Przepraszam – wydusiłam przez łzy. – Tak bardzo przepraszam.

– Nie przepraszaj, Soul. Po prostu przyrzeknij, że mnie nie okłamujesz. Przyrzeknij, że naprawdę nic nie pamiętasz, bo jeśli uciekłaś, nic nam o tym nie mówiąc, i żyłaś w pełni świadoma tego, co może z nami zrobić wiedza o twoim zaginięciu lub śmierci, nigdy nie byłbym w stanie ci wybaczyć.

– Dash, przysięgam… – Pokręciłam głową, szlochając. – Przysięgam, że nie mam pojęcia, co się ze mną działo. Naprawdę nic nie pamiętam.

Dashiell zamknął oczy i wypuścił powietrze wstrzymywane w płucach. Jego twarz rozluźniła ulga.

Podkurczyłam nogi i objęłam je ramionami. Nie mogłam przestać płakać. Sprawiłam im tyle bólu, a kiedy wróciłam, nie potrafiłam im nawet powiedzieć, co się ze mną działo.

– Nie płacz, Soul, proszę – odezwał się cicho Dash. Brzmiał na kompletnie wycieńczonego. – Mam już dość płaczu. Pod twoją nieobecność nasłuchałem się go wystarczająco dużo.

Pokiwałam głową i próbowałam powstrzymać łzy, lecz nie chciały przestać płynąć.

– Jak… jak sobie z tym poradziłeś?

Spojrzał na mnie pełnym udręki wzrokiem, przez co jeszcze bardziej ścisnęło mnie w piersi.

– Laelia mi pomogła. Gdyby nie ona, chybabym oszalał.

Rozdział 3Podziemie

Czy ona będzie szczęśliwa?

Mistrzyni Mądrości uważnie mu się przyjrzała.

– Najwięcej szczęścia i miłości w jej sercu panowało dzięki tobie.

Król wzdrygnął się, jakby został uderzony. Zależało mu jedynie na jej szczęściu. I przeżyciu.

– Ale owszem, będzie szczęśliwa.

Król pokiwał głową i skierował się do wyjścia, lecz zatrzymał go głos Mistrzyni.

– Została wrzucona w wir okrutnej egzystencji panującej w naszym świecie. Nastawiono ją na cierpienie, kilka razy prawie pożegnała się z życiem, a i tak nie przestała cię kochać. Zniszczyłeś tę dziewczynę w sposób, w jaki rzadko można kogoś zniszczyć. Jej miłość do ciebie rozerwie ją na strzępy i z tego, co widziałam, będzie praktycznie niemożliwe złożenie jej z powrotem w całość. Najgorsze w tym wszystkim jest to, że wasza miłość zniszczy nie tylko ją. Zniszczyła już ciebie, a później zniszczy poddanych, królestwo, a na końcu całe Podziemie.

Król stał oniemiały, z dziko bijącym sercem w piersi. Po chwili pokiwał głową i wycofał się z pomieszczenia.

Wrócił do swoich komnat i zamknął się w gabinecie. Przez resztę dnia i noc patrzył ślepo w ścianę, a słowa Mistrzyni Mądrości nawiedzały go przez cały czas.

Król wiedział tylko jedną rzecz.

Kochał ją.

I pomimo że żyła, stracił ją.

Rozdział 4

Niedziela minęła spokojnie. Po raz kolejny odwiedziła mnie Laelia, tym razem przywożąc ze sobą babeczki ze Sweet Bethy. Dostałam pozdrowienie od właścicielki, a Laelia powiedziała jej, że wpadnę najszybciej, jak tylko się da.

Kiedy Laelia pojechała do domu, mama zaproponowała mi pieczenie ciasteczek. Nie miałam na to ochoty, ale jeszcze bardziej nie miałam serca jej odmówić, więc się zgodziłam. Odnosiłam wrażenie, że powinnam w jakiś sposób się zmienić, postrzegać rzeczy inaczej, lecz wszystko było takie samo jak przed amnezją. Miski stały na swoim miejscu, podobnie jak foremki, robot kuchenny czy mąka.

Czułam się nieswojo, mieszając składniki, i nie wiedziałam dlaczego. Z każdą kolejną sekundą pieczenia ogarniał mnie coraz większy smutek, a moja ręka nieustannie wędrowała do naszyjnika, jakby on mógł mnie jakoś wesprzeć. Nie miałam pojęcia, co się ze mną dzieje, lecz kiedy piekarnik zaczął pikać, zachciało mi się płakać.

Dashiell i tata zbytnio ze mną nie rozmawiali. Tata chyba nie wiedział jak, za to Dash… Cóż, nie wiedziałam, czy się na mnie obraził, czy nadal uważał, że zachowywałam się zbyt normalnie jak na to, co się stało. Mama kazała mi się nim nie przejmować, ale to przecież mój brat. Próbowałam z nim rozmawiać, lecz pozostawał daleko poza moim zasięgiem.

W końcu nadszedł poniedziałek. Coraz bardziej oswajałam się z myślą, że naprawdę zniknęłam na dwadzieścia jeden dni. Nie wiedziałam jednak, jak zareagują na mój powrót w szkole. Nie lubiłam być w centrum uwagi, a przecież zaginięcie i magiczne pojawienie się to idealny temat do plotek. Dobrze o tym wiedziałam.

Dash prowadził i wydawał się w lepszym nastroju niż wczoraj.

– Stresujesz się? – spytał, kiedy zaparkował.

Odwróciłam się do niego.

– Trochę.

– Będzie dobrze, Soul.

Poczułam się lepiej, gdy użył mojego zdrobnienia, lecz obawa wciąż pozostawała.

– Naprawdę nie ma się czym przejmować – odezwał się, widząc moją minę. – Masz mnie i Laelię. Na Avę i Sophię też na pewno możesz liczyć.

Skinęłam głową. Miał rację. Przynajmniej nie zostałam z tym wszystkim sama. Wprawdzie z Avą i Sophią nie byłam tak bardzo zżyta jak z Laelią, ale były moimi dobrymi koleżankami. Zdarzało się, że chodziłyśmy razem w piątki do cukierni, a Ava co najmniej trzy razy w roku zapraszała nas do siebie na nocowanie.

– Nie jesteś już na mnie zły? – zapytałam, gdy zgasił silnik i zaczął otwierać drzwi.

Puścił klamkę i spojrzał na mnie zaskoczony.

– Dlaczego miałbym być na ciebie zły?

Otworzyłam usta i zaraz je zamknęłam. Źle zrozumiałam jego zachowanie?

– Nie jesteś zły, że zniknęłam i wróciłam?

– Oczywiście, że nie. – Pokręcił głową, jakby nie dowierzał, że naprawdę to powiedziałam. – Martwiłem się o ciebie. Tak samo jak mama i tata.

– Och. – Spuściłam wzrok.

– Wiesz, w jakim szoku byłem, kiedy zobaczyłem cię w nocy w kuchni? Myślałem, że śnię albo widzę ducha. Nie mogłem uwierzyć, że stoisz przede mną, że wróciłaś. – Zacisnął zęby, lecz szybko rozluźnił szczęki. – A kiedy powiedziałaś, że nic nie pamiętasz? Myślałem tylko o tym, jak wielką traumę musiałaś przeżyć i że pewnie wymazałaś ją z pamięci, żeby sobie z nią poradzić, albo nas okłamujesz.

– Ja… – zaczęłam, ale mi przerwał.

– Ale ty naprawdę nie pamiętasz i widzę, co to robi z tatą. Mama skupiła się na szczęściu, na tym, że wróciłaś cała i zdrowa. Ale tata… – Z trudem przełknął ślinę. – Wczoraj cały dzień mnie męczył, żebym nie spuszczał cię z oka. Rozmawiał z detektywem, by zapewnić ci całodobowy nadzór. Każdy z nas wolałby myśleć, że sama uciekłaś i po prostu się gdzieś zaszyłaś, ale twój roztrzaskany telefon i porzucony plecak wskazują na coś innego.

Zaskoczenie i ból przeszyły mój żołądek.

– Skąd możemy mieć pewność, że ten ktoś, kto cię porwał, bo już nie wierzę w nic innego, nie wróci po ciebie?

Moje serce zabiło dziko w piersi.

– Nie okłamujesz mnie, Soul? Na sto procent niczego nie pamiętasz?

W głowie od razu pojawiły mi się wspomnienia dwóch zawieszek w kształcie puzzla, ale to nie mogło być nic ważnego. Zignorowałam więc tę myśl.

– Mówię prawdę, Dash – zapewniłam go. – Kompletnie nic nie pamiętam.

Ulga odmalowała się na jego twarzy, więc ja również poczułam się przez to lepiej.

– Dobrze. – Pokiwał głową. – W takim razie czas stawić czoła liceum.

W szkole czułam się obco i choć tego nie rozumiałam, miałam coraz bardziej nieodparte wrażenie, że straciłam swoje miejsce w świecie.

Dash odprowadził mnie do klasy i poszedł do swojej dopiero w momencie, kiedy dołączyła do mnie Laelia. Nieprzerwanie zastanawiałam się nad tym, co powiedział wcześniej. Mój porywacz może po mnie wrócić? Zabrać z dala od rodziny? Znowu mogę stracić pamięć?

Mimo obaw sprawa z nadzorem średnio mi się podobała. Rozumiałam zmartwienie taty i Dashiella, jeśli chcieli, mogli mnie pilnować, ale na ochronę policyjną wolałabym się nie decydować. Myśl o byciu nieustannie obserwowaną przyprawiała mnie o ciarki. Zamierzałam trzymać się blisko przyjaciół i brata – zero samotnych spacerów – i żywiłam wielką nadzieję, że tata nie wróci już do tego tematu.

Laelia pstryknęła mi palcami przed nosem.

– Słuchałaś tego, co do ciebie mówiłam? – spytała, marszcząc brwi.

Uśmiechnęłam się z zakłopotaniem.

– Wybacz, zamyśliłam się.

– Wszystko w porządku? – W jej głosie słychać było troskę.

– Tak, po prostu dużo się wydarzyło przez ostatnie dwa dni. – Posłałam jej łagodny uśmiech, w duchu licząc na to, że odpuści. – A co mówiłaś?

– Żebyś nie przejmowała się tymi wszystkimi poszeptywaniami. To idioci, którzy nie mają o niczym pojęcia.

Na początku nie zrozumiałam, o co jej chodzi, ale zaraz je usłyszałam. Szepty. A tak naprawdę rozmowy. Większość nie kryła się z tym, co mówiła. Moje imię było na ustach każdego ucznia i to było bardzo niepokojące.

I nieprzyjemne.

Czułam, jakby każde ich słowo oblepiało mnie niczym pot.

– Podobno była na odwyku, dlatego teraz tak wygląda. – Usłyszałam jedną dziewczynę siedzącą po prawej.

Odwróciłam się w jej stronę i rozpoznałam Ellie. Nie znałam jej zbyt dobrze. Rozmawiałyśmy ze sobą może trzy razy.

– Wyglądam dziwnie? – zwróciłam się do Laelii.

– Oprócz tego, że masz siano na głowie i cienie pod oczami, to nie.

Od razu dotknęłam swoich włosów. Nie mogłam sobie przypomnieć, czy używałam rano szczotki.

– Żartowałam. – Dała mi kuksańca. – Ale tylko z włosami. Naprawdę masz nieciekawe cienie pod oczami.

– Dzięki – mruknęłam akurat w momencie, kiedy rozbrzmiał dzwonek i weszła nauczycielka.

– Nie ma za co – szepnęła, a ja posłałam jej mordercze spojrzenie.

Cieszyłam się, że Laelia zachowywała się tak jak zawsze. Jeśli miałaby być przy mnie równie spięta jak Dashiell, nie przetrwałabym.

Lekcja trwała w nieskończoność i gdy w końcu zadzwonił dzwonek, prawie westchnęłam z ulgi. Wychodziłyśmy właśnie z Laelią z klasy, gdy zatrzymała mnie nauczycielka.

– Souline?

– Tak? – Podeszłam do niej, a kątem oka widziałam, że przyjaciółka czeka na mnie przy drzwiach.

Pani Smith była uroczą kobietą. Miała krótkie, kręcone włosy, okrągłe policzki i widoczne piegi. W dodatku nosiła czerwone okulary, które mocno odcinały się od jej jasnej cery. Uśmiechnęła się do mnie, przez co zmarszczył jej się nos, i wręczyła mi stosik papierów. Cóż, kiedy go przyjęłam, stwierdziłam, że to był bardziej duży stos, bo prawie ugięłam się pod ciężarem kartek.

– To materiał, który przerabialiśmy – oznajmiła. – Jeśli będziesz miała jakieś pytania, to śmiało.

– Dziękuję. – Spróbowałam odwzajemnić uśmiech, ale ilość materiału tak mnie przeraziła, że ledwo drgnął mi kącik ust.

Już chciałam odchodzić, gdy położyła mi rękę na ramieniu.

– Bardzo się o ciebie martwiliśmy, Souline. – Za szkłami okularów czaiło się spojrzenie pełne troski, przez co poczułam się jeszcze bardziej nieswojo. – Cieszę się, że wróciłaś cała i zdrowa.

– Tak – mruknęłam lekko zakłopotana. – Ja też.

Znowu się do mnie uśmiechnęła i zabrała rękę. Skinęłam jej głową i podeszłam do Laelii, po czym ramię w ramię ruszyłyśmy korytarzem. Nasze lekcje odbywały się w innych salach, ale zakładałam, że mnie odprowadzi – ona też dostała polecenie od mojego taty, żeby mnie pilnować.

Laelia spojrzała na papiery.

– To ze wszystkich przedmiotów? – zapytała.

– Nie. – Pokręciłam głową. – Tylko angielski.

– Wow. Nie sądziłam, że aż tyle robiliśmy.

– Tak, sporo – mruknęłam, kiedy podeszłyśmy do szafki. Wcisnęłam do niej papiery i zapatrzyłam się na nie. Nie wiedziałam dlaczego, ale wszystko wokół wydawało mi się… nieistotne.

– Masz czas – zapewniła Laelia, wyrywając mnie z zamyślenia. – Nauczyciele na pewno zrozumieją twoją sytuację.

– Jasne – prychnęłam, zamykając szafkę. – Już widzę, jak Jones rozumie.

Przewróciła oczami i ruszyłyśmy do klasy, w której odbywała się moja lekcja.

– Dobra – przyznała. – On jest wyjątkiem.

Pan Jones, nauczyciel historii, był specyficznym człowiekiem. Nie liczyło się dla niego w życiu nic oprócz jego przedmiotu i zakładał, że każdy inny również tak będzie do tego podchodził. Był zafiksowany na punkcie historii, a kiedy ktoś gadał na jego lekcji, pan Jones rzucał w niego kredą.

Prawie doszłyśmy do klasy, gdy minęła nas znajoma dziewczyna. Brązowe włosy, zielone oczy, trochę niższa ode mnie.

Abigail.

Ogarnęło mnie niezrozumiałe uczucie, zrobiło mi się jednocześnie gorąco i zimno. Zakręciło mi się w głowie, a mój umysł zalało niejasne wspomnienie.

Zobaczyłam ziemię. Otaczała mnie z każdej strony, a ściana z żelaznymi kratami odgradzała od wolności. Byłam zamknięta, bez szans na ucieczkę. Bałam się. W kącie ktoś siedział i płakał.

Potknęłam się, kiedy uświadomiłam sobie, kto to był.

Nie wiedziałam, co robię, ale już stałam i trzymałam Abigail za nadgarstek.

– Co ty wyprawiasz? – syknęła, wyrywając rękę.

Zamrugałam. Serce obijało mi się boleśnie o żebra, a cały świat wokół wirował. Skupiłam wzrok na twarzy Abigail i wykrztusiłam:

– Ty też tam byłaś.

Zlustrowała mnie wzrokiem.

– Gdzie niby?

Kątek oka zauważyłam, że podeszła do nas Laelia.

– Soul? Co się dzieje? – spytała z nutą zaniepokojenia w głosie.

Zignorowałam ją i znowu zwróciłam się do Abigail:

– Byłaś ze mną. Zamknęli nas razem.

– O czym ty, do cholery, mówisz? – Skrzyżowała ręce na piersi.

– Nie pamiętasz? Zostałyśmy zamknięte w podziemnym więzieniu. Było zimno i zewsząd otaczała nas ziemia.

Abigail popatrzyła na mnie, jakbym była nienormalna.

– Słuchaj, naprawdę nie wiem, o czym mówisz. Coś ci się poprzestawiało w mózgu podczas zniknięcia?

– Ja… – zaczęłam, ale zaraz zamknęłam usta. Dopiero teraz zorientowałam się, jak dziwacznie brzmiałam. – Wybacz, musiało mi się coś pomylić.

Abigail pokręciła głową. Zaczęła odchodzić, ale i tak usłyszałam, co powiedziała pod nosem:

– Wariatka.

Westchnęłam i przycisnęłam rękę do czoła. Nie miałam zielonego pojęcia, co się ze mną dzieje. Oczywiście, że Abigail nie mogła być tam ze mną. Ona wiedziała, co się z nią stało. Zniknęła, bo potrzebowała chwili spokoju.

A ja nie wiedziałam nic.

Zadzwonił dzwonek, uczniowie udali się do swoich klas, ale ani ja, ani Laelia nawet nie drgnęłyśmy.

– Wszystko w porządku? – zapytała, kładąc mi rękę na ramieniu.

– Tak, po prostu… – Westchnęłam ciężko. – Sama nie wiem. Wydawało mi się, że coś sobie przypomniałam, ale to nie było normalne i zdecydowanie nie miało sensu.

Laelia skinęła głową i zanim mnie puściła, ścisnęła moje ramię.

– Idź na lekcję. Jeśli będziesz chciała, możemy o tym pogadać później.

Posłałam jej słaby uśmiech i się rozstałyśmy. Wchodząc spóźniona do klasy, wymamrotałam tylko, że przepraszam za spóźnienie, nie patrząc na pana Jonesa. Zajęłam swoje miejsce koło Stevena, który nie zaszczycił mnie choćby spojrzeniem. Nasza relacja musiała się diametralnie zmienić.

Czy wydarzyło się to po tym, jak potraktował mnie na korytarzu? A może stał się taki wobec każdego, gdy został oskarżony o porwanie Abigail, z którą jest w związku? A może już nie? Miałam totalny mętlik w głowie.

Moja ręka sama powędrowała do naszyjnika w kształcie puzzla. Już czwarty raz tego dnia. Nie wiedziałam dlaczego, ale odkąd odkryłam istnienie tego wisiorka, ciągle go dotykałam i cały czas nosiłam. Wczoraj go zdjęłam, lecz wytrzymałam zaledwie piętnaście minut z pustką na szyi. Bez zawieszki czułam się źle, jakby mi czegoś brakowało, a kiedy na nią patrzyłam, oganiały mnie tęsknota i smutek.

To, dlaczego tak się czułam, stanowiło kolejną zagadkę.

Reszta dnia w szkole minęła spokojnie. Dostałam mnóstwo materiałów do przerobienia od nauczycieli, Laelia nie powracała do mojego nietypowego zachowania związanego z Abigail, a ja byłam tak pochłonięta przez własne myśli, że nie zwracałam uwagi na spojrzenia, które ciągle posyłali mi uczniowie, i szepty, które nie milkły na ich ustach, nawet gdy Laelia patrzyła na nich morderczym wzrokiem.

Zawsze w poniedziałki Dashiell miał treningi, więc albo czekałam na niego w bibliotece, albo wracałam do domu sama. Czasami odwoziła mnie Laelia, ale przez to, że jeździła jak szalona, raczej unikałam wspólnych podróży. Dzisiaj zdecydowałam, że przesiedzę ten czas w bibliotece i zabiorę się do nadrabiania zaległego materiału. Zdziwiłam się jednak, kiedy zobaczyłam brata opierającego się o moją szafkę.

– Co ty tu robisz? Nie masz treningu? – zapytałam.

Dashiell odepchnął się od szafki i zabrał książki, które trzymałam w dłoniach. Otworzyłam szafkę, po czym przejęłam od niego podręczniki i wrzuciłam je do środka.

– Nie trenuję – powiedział.

Zaskoczona odwróciłam się do niego tak gwałtownie, że uderzyłam łokciem w metalowe drzwiczki.

– Cholera – sapnęłam, pocierając bolące miejsce. – Jak to nie trenujesz?

– Odkąd zniknęłaś, nie chodziłem na treningi. – Wzruszył ramionami i wyjął z szafki część papierów od nauczycieli.

Popatrzyłam na niego z niedowierzaniem. Dash trenował strzelanie z łuku i nigdy nie opuszczał treningów. Jedyne, co mogło go powstrzymać, to kontuzja, dlatego kompletnie nie rozumiałam, dlaczego nie chodzi na zajęcia. Kochał to, co robił.

– Żartujesz, prawda?

– Trener powiedział, że mogę wrócić, kiedy chcę. – Wskazał głową na szafkę. – Bierzesz resztę czy tyle wystarczy? – Uniósł trzymane przez siebie materiały.

Zabrakło mi słów. Zupełnie mnie zatkało.

– I tak nie mógłbym się skupić. Nie wiedziałem, co się z tobą dzieje. Wolałem cię szukać, niż strzelać z łuku.

Co ja najlepszego zrobiłam? Wybrałam się na głupi spacer i zniknęłam prawie na miesiąc. Mama wylądowała przeze mnie kilka razy w szpitalu, a teraz dowiaduję się, że Dashiell zrezygnował ze swojej największej pasji.

Poczucie winy zapiekło mnie w gardle.

– Przepraszam – wydusiłam.

– To była moja decyzja, Soul.

– Ale to i tak przeze mnie. Gdybym nie zniknęła…

– Hej, spójrz na mnie – rozkazał łagodnie. – To nie twoja wina, Soul.

Kiedy zobaczył moje zaszklone oczy, przeklął pod nosem i złapał mnie za ramiona.

– Nie mogłaś nic poradzić na swoje zniknięcie. Może i nie wiemy, co dokładnie się wydarzyło, ale na pewno nie opuściłabyś nas z własnej woli bez informowania nas o tym. Mam rację?

Skinęłam głową.

– No właśnie. – Wypuścił powietrze z płuc i zabrał dłonie z moich ramion. – Nie czuj się winna za coś, co zrobiłem. Podjąłem taką decyzję, bo uważałem, że jest słuszna. Owszem, miała coś wspólnego z tobą, ale gdybym mógł cofnąć czas, nie postąpiłbym inaczej.

Jego słowa zdjęły ze mnie odrobinę ciężaru. Brat posłał mi uśmiech, prawdziwy uśmiech, i ja również się do niego uśmiechnęłam. Nie przestanę się o to obwiniać, ale lepiej żyło mi się ze świadomością, że Dash nie uważał mnie za winną tej sytuacji.

Zgarnęłam resztę papierów z szafki i udałam się z nim do samochodu.

– Co się wydarzyło między tobą a Abigail? – spytał, kiedy schodziliśmy po schodach.

– Skąd o tym wiesz?

– Laelia mi powiedziała.

– Okej. – Zatrzymałam się. – Od kiedy z nią rozmawiasz?

– Od zawsze? – rzucił przez ramię, idąc dalej.

Mocniej zacisnęłam dłonie na kartkach i dogoniłam go.

– Zawsze rozmawiałeś z nią w mojej obecności – wytknęłam.

– Czy to coś zmienia? – Otworzył drzwi i wsiadł do auta.

Wgramoliłam się do środka i zwróciłam w jego stronę.

– To dziwaczne.

– Nie widzę w tym nic nadzwyczajnego. – Zaśmiał się.

– Gadacie o mnie za moimi plecami. Czuję się oszukana i odrzucona.

Dashiell znowu się zaśmiał. Wyjechał z parkingu i włączył się do ruchu.

– Nie masz się czym przejmować. Nie chcę znać twoich brudnych sekretów.

– Dash, przysięgam na…

– Zapytałem ją tylko, jak sobie radzisz, bo rano wydawałaś się zdenerwowana. Nic wielkiego.

– Och.

Posłał mi spojrzenie mówiące, że jak zwykle wszystko wyolbrzymiam, i wrócił do poprzedniego tematu.

– No więc? Co się stało między tobą a Abigail?

Nie odzywałam się przez chwilę. Starałam się jakoś ubrać w słowa tę niejasną dla mnie sytuację.

– Sama do końca tego nie rozumiem, ale wydawało mi się, że coś sobie przypomniałam.

Dash odwrócił głowę w moją stronę tak szybko, że na pewno naciągnął sobie jakiś mięsień.

– Z twojego zniknięcia?

– Tak myślałam, ale to niemożliwe, Dash. Sądziłam, że ja i Abby byłyśmy uwięzione w jakimś ziemistym lochu, tyle że przecież sam mi powiedziałeś, że ona uciekła, bo potrzebowała odpoczynku.

Kiedy się nie odzywał, dodałam:

– Poza tym wróciła tego samego dnia, co ja zaginęłam. To nie miałoby sensu, gdybyśmy jakimś cudem były gdzieś razem zamknięte.

– Ty zniknęłaś rano – oznajmił. Jego głos wydawał się lekko zachrypnięty. – Abigail wróciła do domu koło dwudziestej.

Tego nie wiedziałam.

– Ale to i tak byłoby niemożliwe…

– Podobno wróciła umazana ziemią i miała podarte ciuchy. W dodatku ubrania nie należały do niej, tak samo jak w twoim przypadku. Wróciła tylko ze swoimi butami. Ty podobnie.

Zmroziło mnie.

– S-skąd to wiesz?

– Steven był akurat u jej rodziców, kiedy przyszła do domu. Powiedzmy, że wymsknęło mu się to, gdy z nim rozmawiałem.

Pomiędzy nami zapanowała cisza. Dashiell zacisnął ręce na kierownicy, aż zbielały mu knykcie.

– Myślisz, że naprawdę byłam gdzieś zamknięta z Abigail? – zapytałam po chwili.

Dash stanął na czerwonym świetle, po czym powoli przeniósł wzrok z drogi na mnie. Wyglądał na zrezygnowanego i zdezorientowanego równie bardzo, jak ja się czułam.

– Nie wiem, Soul. – Pokręcił głową. – Nic już nie wiem.

Ruszyliśmy, a żadne z nas już więcej się nie odezwało.

Rozdział 5

Minęło dokładnie dwadzieścia siedem dni od czasu, gdy zniknęłam, i sześć, odkąd wróciłam. Na koniec dnia minie dokładnie dwadzieścia osiem dni od czasu zniknięcia i siedem od powrotu.

A ja nadal czułam się dziwacznie.

Gdzieś z tyłu głowy nieustannie dzwoniło mi przeczucie, że moje zaginięcie nie było normalne. Próbowałam sobie cokolwiek przypomnieć, ale moje starania spełzały na niczym. Czułam jednak, że zapomniałam o czymś bardzo ważnym. Oczywiście, nie wiedziałam o czym.

Nie wiedziałam również, co sądzić o Abigail i moim przebłysku pamięci. Wyobraziłam to sobie – czy naprawdę siedziałyśmy razem w zamknięciu? Nie znałam odpowiedzi na to pytanie i byłam pewna, że Abby mi w tym przypadku nie pomoże. Próbowałam z nią rozmawiać trzy razy i trzy razy mnie spławiła, za każdym razem powtarzając, że jestem wariatką.

Cóż, w szkole i tak już krążyły o mnie najróżniejsze plotki, więc nie zaszkodziło dodać do kolekcji jeszcze jednej. Według większości byłam ćpunką i przedawkowałam, a rodzice chcieli ukryć tę informację przed światem i udali, że nie wiedzą, gdzie byłam. Nie miało to dla mnie żadnego sensu, ale moje zniknięcie też było go przecież pozbawione.

Inni z kolei mówili, że próbowałam się zabić i teraz kłamałam z zanikami pamięci, żeby to się nie wydało. Jeszcze inni natomiast sądzili, że byłam w ciąży i uciekłam z chłopakiem przed rodzicami, ale koniec końców usunęłam dziecko, rozstałam się z wymyślonym gościem i wróciłam.

Przewróciłam oczami na myśl o tym absurdzie.

Dzisiaj miałam w planie porozmawiać ze Stevenem i udało mi się go złapać po ostatniej lekcji.

– Hej, Steve…

Uniósł rękę, uciszając mnie.

– Nie chcę z tobą rozmawiać.

Oookej.

Zaczął iść, zostawiając mnie na środku korytarza, lecz szybko się ogarnęłam i go dogoniłam.

– Nawet nie wiesz, o czym chcę porozmawiać.

– Nie o twoim zniknięciu? – Stanął i wreszcie na mnie spojrzał. Rozczochrane rude włosy opadły mu na czoło. – Słuchaj, nie chcę mieć znowu przestawionej szczęki.

Zmarszczyłam brwi.

– A co to ma wspólnego ze mną?

– Dashiell i rozmowa… – Pokręcił głową i poprawił okulary. – Te dwa słowa się nie łączą, więc zakładam, że w twoim przypadku może być tak samo. Nie wiem, co się z tobą działo, Souline, i nie miałem nic wspólnego z twoim zaginięciem, co zresztą powiedziałem już twojemu bratu. Kilka razy.

Opadła mi szczęka. Czy Dashiell go pobił?

– Nie miałam o tym pojęcia – powiedziałam, ponownie go doganiając, bo znowu zaczął iść.

Posłał mi spojrzenie w stylu „naprawdę mam w to uwierzyć?” i szedł dalej.

– Byłeś w domu Abigail, kiedy wróciła, prawda?

– Uch – jęknął. – Musimy wracać do tego tematu?

– Tak. – Skinęłam głową. – Chcę tylko odpowiedzi na jedno pytanie. Nic więcej, przysięgam.

Westchnął i przeczesał włosy palcami.

– Dobra, co cię tak bardzo interesuje?

– Jak wyglądała, kiedy wróciła?

W jego oczach pojawiło się zaskoczenie, ale z kolejnym mrugnięciem zniknęło.

– Okej, nie spodziewałem się tego.

Nic nie powiedziałam, czekałam na odpowiedź.

– Wyglądała na zmęczoną – powiedział w końcu.

Tylko tyle? Serio, Steve?

– Jakie miała ciuchy? – dopytałam. – Była ranna albo coś w tym stylu?

– Miała podartą koszulkę w jednym miejscu i brudne dżinsy od ziemi na kolanach, jakby upadła. Włosy miała w nieładzie, była bledsza niż zazwyczaj, ale nic więcej.

To niezbyt się zgadzało z wersją Dasha.

– Dash…

Steve jęknął, ale zignorowałam jego niezadowolenie.

– Twierdził, że mu powiedziałeś, że Abby miała podarte ciuchy i cała była umazana ziemią.

– Możliwe, że trochę to wyolbrzymiłem. Martwiłem się o nią, okej? Teraz, kiedy już nie jesteśmy razem, mam wyraźniejsze spojrzenie na pewne sprawy.

Och, czyli jednak się rozeszli.

– Dlaczego się rozstaliście? – spytałam.

Steven posłał mi kolejne spojrzenie, tym razem mówiące „nie masz dość pytań?”, ale i tak odpowiedział:

– Nie pasowaliśmy do siebie. Abigail okazała się inna, niż myślałem. Albo po prostu byłem ślepy na jej jędzowatość.

Ostre słowa.

– Coś jeszcze? – zapytał, przestępując z nogi na nogę. – Zaraz mam lekcję pianina i nie ukrywam, trochę się spieszę.

Pianino wydawało mi się dziwnie znajome.

– Lekcję pianina?

– Taaak. – Potarł ręką kark. – Zacząłem chodzić po zerwaniu z Abby, żeby jakoś wyciszyć myśli. Muzyka mnie uspokaja.

W mojej głowie pojawiło się tylko jedno słowo – muzyk.

– Pianino? – powiedziałam bardziej do siebie niż do Stevena. Nie byłam w stanie określić, dlaczego wydawało mi się to tak bardzo znajome.

– No tak, wiesz, naciskasz na klawisze i pianino wydaje z siebie ładne dźwięki. To znaczy jeśli dobrze naciśniesz, ale…

Przestałam go słuchać, bo poczułam, jak powietrze gwałtownie ulatuje mi z płuc. Wzrok mi się zamazał i wtedy to zobaczyłam.

Muzyk grający na dachu. Długie włosy falowały za nim, jakby poruszał je niewidzialny podmuch. Wyglądał jak kościotrup, został zaklęty i przez piętnaście lat grał na pianinie, dopóki go nie uwolniłam.

To ja go uwolniłam.

Nogi się pode mną ugięły i uderzyłam kolanami w posadzkę. Nawet nie poczułam bólu, bo byłam zbyt skupiona na tym, że nie mogłam oddychać. Co to za wspomnienie? Skąd się wzięło? Moje myśli pędziły z prędkością stu kilometrów na godzinę i nie umiałam się skupić na żadnej z nich.

– Souline? Co się dzieje?

Próbowałam odpowiedzieć, ale gardło miałam tak ściśnięte, że nie mogłam wydobyć z siebie głosu. Z braku powietrza zaczynało mi się robić słabo, przez co przed oczami zobaczyłam czarne plamki.

Zaraz zemdleję.

Steven próbował pomóc mi wstać, ale szybko mnie puścił i jęknął:

– Mam tak bardzo przesrane…

Nie miałam pojęcia, co się działo, ale nawet się nad tym nie zastanawiałam, bo właśnie poczułam, jak opuszczają mnie resztki sił. Przygotowywałam się na twarde spotkanie z posadzką, ale silne ręce złapały mnie i podtrzymały.

– Soul? – Usłyszałam znajomy głos brata i nareszcie moje płuca się rozszerzyły.

Zamknęłam na chwilę oczy i po prostu oddychałam. Dobrze było znowu poczuć zbawienne działanie tlenu. Moja ręka sama powędrowała na chwilę do zawieszki w kształcie puzzla spoczywającej na skórze poniżej linii obojczyków. Mroczki przed oczami zniknęły, a kiedy uniosłam powieki, ujrzałam zmartwioną twarz Dasha.

– Słyszysz mnie? – Potrząsnął moimi ramionami. Mocno. – Jasna cholera, Soul, co się z tobą dzieje?

– Wszystko w porządku – wychrypiałam.

– Miałeś z tym coś wspólnego? – zwrócił się do Stevena dość przerażającym głosem i wiedziałam, że muszę interweniować.

Złapałam Dasha za nadgarstek, zanim zdążył wstać.

– Nic się nie stało – powiedziałam spokojnie, zwracając na siebie jego uwagę. – Próbował mi pomóc.

– Jasne, już to widzę.

Znowu chciał wstać, ale pociągnęłam go i mimo mojego słabego uścisku Dashiell został na miejscu. Odwróciłam się w stronę Stevena. Stał obok nas, zauważyłam strach bijący z jego oczu. Ciekawe, czy bał się o siebie, czy to mój stan go tak przeraził.

A może to i to?

– Dziękuję – powiedziałam do niego, a on skinął głową i jeszcze raz na nas spojrzawszy, odszedł.

Dashiell pomógł mi wstać.

– To było dziwne – stwierdziłam. Ostatnio wszystko w moim życiu było dziwaczne.

– Powiesz mi w końcu, co się stało?

Spojrzałam na brata. Wyglądał na wzburzonego i zaniepokojonego.

– Co ty tu robisz?

– Laelia do mnie zadzwoniła i spytała, czy jesteś ze mną, bo od dziesięciu minut czekała na ciebie na parkingu i zaczęła się martwić, więc zacząłem cię szukać.

Och.

– Już do niej idę… – zaczęłam odchodzić, ale Dash złapał mnie za ramię.

– Co się właśnie wydarzyło, Soul? Dlaczego prawie zemdlałaś na środku korytarza i czemu był przy tym Steven?

Wiedziałam, że się o mnie martwił, ale to, co się stało, nie miało logicznego wytłumaczenia. Widziałam, jaki spięty był po tym, co powiedziałam mu w poniedziałek, i nie zmierzałam niepokoić go jeszcze bardziej, biorąc pod uwagę, że to, co zobaczyłam, prędzej było wytworem mojej wyobraźni niż prawdziwym wspomnieniem.

I dlatego skłamałam.

– Po prostu zrobiło mi się słabo. Zapomniałam zjeść śniadania, a lunch był niedobry, więc ledwo go tknęłam.

– Dlaczego mnie okłamujesz?

Spięłam się, widząc błyskawice w jego zielonych oczach.

– To znaczy?

– Jadłaś śniadanie. Ze mną przy stole.

Kurde.

Kurde, kurde, kurde.

Idiotka ze mnie. Jak mogłam o tym zapomnieć?

– Souline – warknął, kiedy nic nie powiedziałam.

– Znowu widziałam coś dziwnego – wydusiłam w końcu.

Naprawdę zaczynałam nienawidzić słowa „dziwny”. Miałam wrażenie, że tylko ono prawidłowo oddawało moje zaginięcie, i nie lubiłam tego.

– Co takiego?

– Muzyka grającego na dachu – wymamrotałam i aż się zaczerwieniłam, uświadomiwszy sobie, jak głupio to brzmi.

Dash przekrzywił głowę.

– I od tego prawie zemdlałaś?

– Tak.

– Przypomniało ci się coś więcej?

– To raczej nie jest prawdziwe wspomnienie. Pewnie widziałam coś podobnego w jakimś filmie.

Dash nie wiedział, co powiedzieć, bo… cóż, to nie miało najmniejszego sensu.

– Co ty w ogóle robisz jeszcze w szkole? – zapytałam go. – Powinieneś być już dawno w drodze do domu.

– Musiałem zabrać z szafki strój. Ja… – Przeczesał brązowe włosy palcami. – Wracam do treningów.

Szeroki uśmiech rozświetlił moją twarz.

– To wspaniale! – Prawie się na niego rzuciłam z radości. – Bardzo się cieszę, że znowu zaczniesz strzelać.

Dash się zaśmiał.

– Tak, ja też. Ale pewnie wyszedłem z wprawy, więc dzisiejszy trening nie będzie należał do udanych.

– Zaraz się znowu wkręcisz – pocieszyłam go.

Skinął głową, niezbyt przekonany.

– Idź już do Laelii. – Popchnął mnie lekko w stronę wyjścia. – Pewnie nie może się doczekać, aż dobierze się do tych waszych ulubionych babeczek.

– Powodzenia na treningu! – Pomachałam do niego, gdy doszłam do drzwi.

Odmachał mi i zniknął za rogiem. Zeszłam po schodach i zobaczyłam czekającą na mnie Laelię. Uśmiechnęła się na mój widok, a ja westchnęłam. Nawet nie miałam czasu przygotować się mentalnie na podróż z nią autem. Laelia była tragicznym kierowcą i unikałam jeżdżenia z nią jak ognia, ale zawsze zawoziła nas w piątki do Sweet Bethy. Na szczęście cukiernia była blisko szkoły, więc dało się jakoś przeżyć.

– Co tak długo? – zapytała, wsiadając do samochodu.

– Musiałaś od razu zadzwonić do mojego brata? – Opadłam na siedzenie pasażera. – Nic mi się nie stało.

– Martwiłam się. – Wzruszyła ramionami. – Ava i Sophia już na nas czekają.

Pokiwałam głową. Laelia na mnie zerknęła.

– Wszystko w porządku?

Zamknęłam oczy, znowu słysząc to pytanie. Miałam go już serdecznie dosyć.

– Tak – powiedziałam, chociaż sama nie wiedziałam, czy to prawda.

Laelia zatrzymała się przed moim domem z piskiem opon. Nie miałam pojęcia, jak udało nam się dotrzeć w jednym kawałku, a ja nie zeszłam na zawał. To cud, że nigdy nie spowodowała wypadku.

Przejechała przez troje czerwonych świateł.

– Nie zapomnij babeczek – przypomniała.

Dobrze wiedziała, że bym o nich zapomniała. Właścicielka Sweet Bethy, Elisabeth, zapakowała mi wszystkie rodzaje babeczek, jakie miała na stanie, i wcisnęła mi jeszcze kilka kawałków ciasta. Najwidoczniej tak bardzo cieszyła się z mojego powrotu, że potrzebowała mnie trochę porozpieszczać. W dodatku już chciała omówić moją pracę w lecie, chociaż dopiero zaczął się październik.

Próbowałam się cieszyć obiecaną pracą i spotkaniem z przyjaciółkami, ale nie potrafiłam. Nie umiałam się nawet cieszyć słodkościami. Ledwo wcisnęłam w siebie babeczkę. Znowu odnosiłam wrażenie, że zapomniałam czegoś ważnego.

Przez cały czas nie opuszczało mnie poczucie smutku, a kiedy patrzyłam na babeczki, chciało mi się płakać. Wydawało mi się, że straciłam coś ważnego, że coś, co miało dla mnie wielkie znaczenie, zniknęło z mojego życia. Dziewczyny zauważyły mój paskudny nastrój i zabrałyśmy się do domów szybciej niż zazwyczaj. Ten pakunek również mi o czymś przypominał i aż z trudem mi się przez to oddychało. Nie rozumiałam tej tęsknoty. Nie wiedziałam, czego mi brakuje i dlaczego czułam się przez to tak źle.

Zabrałam wypieki z tylnego siedzenia i pomachałam Laelii, a ta jak zawsze odjechała z piskiem opon.

– Wróciłam! – krzyknęłam, wchodząc do domu.

Powiesiłam klucze na wieszaku razem z lekką narzutą i zdjęłam buty. Przeszłam do kuchni, gdzie rzuciłam na podłogę plecak, a pakunek ze słodkościami postawiłam na stole. Czułam na sobie wzrok obserwujących mnie rodziców, choć starali się zachowywać normalnie. Poprosiłam ich kilka dni temu, żeby nie bombardowali mnie milionem pytań od razu po przekroczeniu progu domu, i doceniałam to, że się starali.

Mama jednak nie wytrzymała zbyt długo.

– Jak to było spotkać się z dziewczynami po tak długim czasie?

Moja ręka zamarła, kiedy sięgałam do szafki po kubek. Dla mnie nie minęło go przecież aż tak dużo. Otrząsnęłam się i odpowiedziałam:

– Było super. – Odwróciłam się do niej z kolorowym kubkiem w dłoni. – Dashiell nadal na treningu?

– Tak. Dzwonił i powiedział, że dzisiaj może siedzieć nawet do późna. Chce jak najszybciej wrócić do formy.

Pokiwałam głową i wstawiłam wodę. Dashiell był zawzięty. Mogłam się założyć, że nie minie nawet tydzień, a on znowu będzie wymiatał. Zaparzyłam herbatę i podeszłam do okna. Upiłam łyk, podziwiając przesuwające się po niebie chmury. Dochodziła osiemnasta, słońce chyliło się ku zachodowi.

Przez ostatnie dni zastanawiałam się, jak namówić rodziców do tego, żeby pozwolili mi pójść rano w sobotę na polanę. Zakładałam, że któreś z nich będzie chciało mi towarzyszyć, choć wolałabym pójść sama. Oglądanie budzącego się do życia nieba było chwilą tylko dla mnie i nie lubiłam dzielić tego widoku z nikim innym oprócz…

Moment, chwila. Oprócz? Zawsze oglądałam wschody słońca sama.

Zaczęłam nad tym intensywnie myśleć, lecz ostatecznie stwierdziłam, że lepiej skupić się na zachodzie malującym się za oknem. Może dzięki ładnemu widokowi się odprężę i uspokoję szalejącą we mnie burzę niezrozumiałych emocji.

Moja ręka zadrżała i poczułam ostry ból głowy. Zrobiło mi się niedobrze, a powietrze uciekło z płuc, jakby ktoś uderzył mnie w splot słoneczny. Kubek wypadł mi z dłoni i rozbił się o kafelki. Musiałam poparzyć sobie stopy, lecz żaden ból się w tej chwili nie liczył.

Zalały mnie wspomnienia. Każde wywołujące coraz większy ból w moim sercu, wypalające ogromną dziurę w piersi. Zacisnęłam powieki, próbując poradzić sobie z cierpieniem.

I wtedy już wiedziałam.

Ścisnęłam w dłoni zawieszkę w kształcie puzzla.

Nie lubiłam dzielić widoku wschodzącego słońca z nikim innym oprócz Amesa.

Rozdział 6Podziemie

Minęło sześć dni, odkąd ostatni raz odwiedził Mistrzynię Mądrości, swoją babkę. Zazwyczaj starał się jej unikać, ale zbliżała się wojna i musiał dowiedzieć się jednej rzeczy. Nie wiedział, jak udawało mu się rządzić i martwić o królestwo po jej zniknięciu, ale fakt, że będzie szczęśliwa, a przede wszystkim żywa, wyraźnie mu pomagał.

– Ignatia stanowi zagrożenie? – zapytał, wparowując do domu Mistrzyni.

Jeśli zaskoczyła ją jego obecność, nie dała po sobie tego poznać. Nie przestała nalewać mocnego trunku do szklanki i dopiero kiedy skończyła, odwróciła się do wnuka i odpowiedziała:

– Dobrze wiesz, że jej nie widzę.

Króla ogarnęła irytacja. W ostatnich dniach wszystko go irytowało.

– Twój dar jest bezużyteczny – warknął.

– Uważaj na słowa, wnuku.

– Nieważne. – Machnął ręką, jakby odganiał muchę. – I tak niczego się od ciebie nie dowiem.

Zaczął tworzyć portal, żeby jak najszybciej wydostać się z duszącego pomieszczenia, lecz przerwał, kiedy odezwała się Mistrzyni:

– Ona nim jest.

– Słucham? – Zaśmiał się. – Ona jest zagrożeniem, ale Ignatii nie widzisz?

– Zniszczy cię, Amiasie.

– Pytałem o zagrożenie dla królestwa. Nie widzę związku…

– Jesteś królem. – Popatrzyła na niego twardo. – Nie zapominaj o tym. Zniszczenie ciebie równa się zniszczeniu królestwa. Już cię niszczy…

– Jestem najsilniejszym władcą w Podziemiu. Jestem silniejszy nawet od ciebie.

Ogień zapłonął w jego oczach i po raz pierwszy w swoim życiu Mistrzyni Mądrości się cofnęła.

A to tylko potwierdzało, jak niebezpieczny stał się Ames.

Ponieważ Mistrzowie Mądrości się nie cofali.

Nigdy.

– Nikt mnie nie zniszczy – powiedział, a jego głos płonął tak samo jak jego ogień.

– Wiem, że popełnisz błąd. – Wzięła łyk alkoholu, mając nadzieję, że wyciszy ledwo wyczuwalne ukłucie strachu, które poczuła pierwszy raz od wieków.

– Miałaś nie używać na mnie swojego daru.

– Pożałujesz tej decyzji.

Król westchnął, powstrzymując gniew. Miał dość beznadziejnych mądrości swojej babki.

– Wiem, że jesteś zraniony…

– Zraniony? – Zaśmiał się z niedowierzaniem. – Czuję, jakby z moich wnętrzności pozostała miazga. Jakby ktoś je wyrwał i zostawił mnie pustego. Nie mogę się jej pozbyć z myśli i mam wrażenie, że przez uczucia do niej moc rozrywa mnie od środka. Usmażyłem własny mózg, żeby choć na chwilę o niej zapomnieć!

Mistrzyni Mądrości wpatrywała się w niego w szoku.

– Co zrobiłeś? – spytała z niedowierzaniem. – A co, jeśli…?

– Spokojnie – przerwał jej. – Sprawdzałem, czy mózg odnawia się bez uszkodzeń, gdy przedwczoraj torturowałem więźniów.

Kobieta przez chwilę milczała.

– Znowu torturujesz – stwierdziła.

Podszedł do niej wypełniony furią.