Senny koszmar - Monika Rępalska - ebook + książka

Senny koszmar ebook

Rępalska Monika

5,0

Opis

NIESPODZIEWANA ŚMIERĆ UKOCHANEGO MĘŻA I SYNKA SPROWADZA JĄ NA DNO. CZY WŚRÓD SENNYCH KOSZMARÓW ODNAJDZIE DROGĘ DO NORMALNEGO ŻYCIA?

Wiodąc spokojne życie szczęśliwej żony i matki, Kat nawet nie myślała o tym, że w jednej chwili może stracić swoich najbliższych. Śmierć syna i męża, która przyszła do niej niespodziewanie, zmieniła jej dotychczasowe życie w koszmar. Nie potrafiąc poradzić sobie z żałobą, kobieta upadła na samo dno. Kiedy nie mogła wziąć w ramiona swojego syna ani przytulić się do męża, nie liczyło się dla niej nic. Najgorsze jednak były sny, które trawiły jej duszę, sprawiając, że rzeczywistość łączyła się ze złudzeniem, popychając ją do podejmowania złych decyzji.

Trwa to do czasu, aż na drodze Kat staje Josh Shepart. Mężczyzna po przejściach, który prowadzi ośrodek dla osób z problemami. To on pokazuje jej, jak przetrwać głęboką żałobę i pokonać koszmar kawałek po kawałku odbierający jej życie.

 

Ale czy pogodzenie się z odejściem najbliższych jest takie proste?

Czy można na nowo się zakochać, ciągle mając w sercu miłość do męża?

By tego się dowiedzieć, musicie sięgnąć po emocjonalną powieść, która na długo zostanie w Waszej pamięci.

 

 

Monika Rępalska, autorka takich bestsellerów jak „Zniszczona" i „Anioły ciemności" powraca w mrocznym thrillerze psychologicznym

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 245

Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
Oceny
5,0 (1 ocena)
1
0
0
0
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.
Sortuj według:
Ayataxa

Nie oderwiesz się od lektury

To, że przeczytałam w jeden dzień, a nawet mniej mówi, że nie oderwiecie się od książki ❤️
00
Lost70

Z braku laku…

myślałam że to będzie fajna książka a połowa to tylko sex i sex. Nie tego oczekiwałam
00

Popularność




Tej autorki w Wydawnictwie WasPos

CYKL ANIOŁY CIEMNOŚCI

Anioły ciemności. Piekielna miłość #1

Anioły ciemności. Odnaleźć siebie #2

POZOSTAŁE POZYCJE

Przyjacielski układ

Kupidyn

Płonący lód. Gra pozorów (razem z AnaRose)

Świąteczny plan (opowiadanie webooku)

Senny koszmar

Wszystkie pozycje dostępne również w formie e-booka

Copyright © by Monika Rępalska, 2022Copyright © by Wydawnictwo WasPos, 2023 All rights reserved

Wszystkie prawa zastrzeżone, zabrania się kopiowania oraz udostępniania publicznie bez zgody Autora oraz Wydawnictwa pod groźbą odpowiedzialności karnej.

Redakcja: Kinga Szelest

Korekta: Aneta Krajewska

Projekt okładki: Magdalena Czmochowska

Zdjęcie na okładce (kobieta): © by Jeremy Bishop/unsplash

Zdjęcie na okładce (las): Obraz Anja z Pixabay

Ilustracje wewnątrz książki: © by AnastasiiaPrelovskaia/iStock

Skład i łamanie oraz wersja elektroniczna: Adam Buzek/[email protected]

Wydanie I – elektroniczne

ISBN 978-83-8290-277-8

Imprint Mroczne HistorieWydawnictwo WasPosWarszawaWydawca: Agnieszka Przył[email protected]

Spis treści

Rozdział 1

Rozdział 2

Rozdział 3

Rozdział 4

Rozdział 5

Rozdział 6

Rozdział 7

Rozdział 8

Rozdział 9

Rozdział 10

Rozdział 11

Rozdział 12

Rozdział 13

Rozdział 14

Rozdział 15

Rozdział 16

Rozdział 17

Rozdział 18

Rozdział 19

Rozdział 20

Rozdział 21

Rozdział 22

Rozdział 23

Rozdział 24

Epilog

Podziękowania

Dla wszystkich, którzy przeżyli stratę i na nowo odnaleźli swoje szczęście

Skąd możesz mieć pewność, że całe twoje życie nie jestsnem…?

Jostein Gaarder

Rozdział 1

Sen. Dla jednych jest to zbawienny czas, odpoczynek dla ciała i duszy. Bywają jednak tacy, którzy robią wszystko by, choć na sekundę nie zmrużyć oka. Tym kimś niestety jestem ja. Oglądaliście kiedyś Koszmar z ulicy Wiązów? Sądzę, że tak. Jeśli myślicie, że takie coś dzieje się tylko w głupich filmach, to jesteście wbłędzie.

Nie potrafię powiedzieć, od kiedy mam problemy ze snem, ale wiem, jak długo już walczę o przetrwanie. Pięć lat. Równo pięć lat temu moje życie runęło w przepaść i nigdy nie potrafiło się z niej wydostać. Bo jak można się podnieść po śmierci dziecka i męża? Możliwe, że ludzie z silną psychiką są w stanie poradzić sobie z taką tragedią. I znowu – to nie jestem ja. Jestem osobą słabą – topiącą smutki w alkoholu i połykającą proszki, a nawet próbującą się ciąć. Bliscy, którzy mi pozostali, czyli rodzice i brat, myślą, że mam już to za sobą. Niech tak myślą. Przez dwa lata, które spędziłam w psychiatryku, stałam się znakomitą aktorką. Oni wszyscy sądzili, że mnie ratują, ale to nieprawda – oni umieścili mnie w koszmarze, który nigdy się niekończy.

***

– Mamusiu, kiedy zrobisz obiecanenaleśniki?

Rozglądam się za Aleksem, który właśnie wypowiedział te słowa. Odstawiam wypełniony wodą czajnik na gaz. Łapię mocno za blat kuchenny, aż bieleją mi knykcie, i zamykając oczy, wzdychamciężko.

– Mamusiu, słyszyszmnie?

Przestań, po prostuprzestań.

Proszę w duchu, aby on się w końcuzamknął.

Po kilku chwilach otwieram powieki i zastaję totalny spokój, ponownie mogę oddychać. Nie wiem, ile byłam w tym stanie otumanienia, ale gwiżdżący czajnik podpowiada mi, że musiało minąć przynajmniej pięć minut. Wyłączam gaz i zalewam kubek z torebką mojej ulubionej, czarnej herbaty earl grey. Robię dwa kroki w stronę lodówki i wyjmuję z niej butelkę jack daniel’s. Nie cackam się, tylko dolewam sporą ilość do herbaty, muszę jakoś przetrwać ten cholerny dzień, bo nie minęła nawet ósma rano, a Aleks już daje mi wkość.

– Cholera! – krzyczę, kiedy znowu słyszę tę paskudną dziecięcą rymowankę, której nauczyli go wszkole.

Blokada, blokada. Zamknijdrzwi.

Zgaś światła. Nie mównic.

Pójdź za biurko, ukryj się. Czekaj, aż bezpiecznie staniesię.

Blokada, blokada. Wszystko skończyłosię.

Teraz czas zabawićsię.

Rozbijam kubek o płytki podłogi kuchennej, zostawiam ten cały bałagan i uciekam zdomu.

Nie mogę tutaj dłużej przebywać i słuchać radosnego paplania mojegosyna.

***

– Hej, Ed, polej to cozwykle.

Znajduję się w barze na obrzeżach miasta, który odwiedzam praktycznie codziennie od trzechlat.

– Jeszcze nie ma południa, dzisiaj wcześnie zaczynasz, coś się stało? – pytabarman.

Dzisiaj wyjątkowo pojawiłam się w barze wcześniej, dlatego wygląda na zatroskanego, kiedy polewa mialkohol.

Taa, zazwyczaj pojawiam się w tym miejscu późnym wieczorem, kiedy w zaciemnionej uliczce mogę spotkać podejrzane typki, od których kupuję kodeinę. Ona daje mi chwilową euforię, a zarazem nadmierny spokój, którego bardzo często potrzebuję, gdy Aleks staje się zbytuciążliwy.

– Musiałam się wyrwać z domu, odsapnąć, po prostu pobyć przez momentsama.

Wielu ludzi przypisuje barmanom funkcję terapeuty. Wiecie, przy alkoholu właśnie jemu możecie się wygadać i takie tam brednie. Ja nie potrzebuję zwierzeń i on to wie, ale i tak zawsze pyta, jak sięczuję.

Nie wiem, jak dużo wypiłam, nie liczyłam. Ale kilka nieodebranych połączeń od brata każe mi wracać do domu, wziąć prysznic, doprowadzić się do porządku i udawać – na tyle, na ile to możliwe – szczęśliwą siostrę, a nie kobietę, która jest powalona, która zatapia swoje smutki w szklance alkoholu. Kieliszek jest już dla mnie za mały, wolę pić ze szklanki, więcej można do niejwlać.

Zataczam się do samochodu, nikt nawet mnie nie zatrzymuje. Kogo obchodzi zalany w trupa wrak kobiety? Nikogo. Każdy żyje swoim życiem, nie zwraca uwagi na otoczenie, a tym bardziej namnie.

Siadam na fotelu kierowcy, zapinam pasy, wkładam kluczyk do stacyjki i uruchamiam samochód. Jeszcze patrzę we wsteczne lusterko i nie poznaję siebie. Od bardzo dawna siebie nie poznaję i chyba nigdy nie będę w stanie sobie przypomnieć, jaka byłamwcześniej.

Rozdział 2

Leżę w wannie pełnej gorącej wody i zastanawiam się nad tym, jakby to było zamknąć oczy na dłużej niż pięć czy dziesięć minut i po prostuodpocząć.

Wpatruję się w kropelki, które monotonnie, jakby wygrywały mi melodię kołysanki, kapią zkranu.

Kap, kap, kap.

I w tym momencie nie wiem, czy nadal jestem w łazience czy jużśnię.

Cisza. Otacza mnie ogłuszająca cisza i to uświadamia mi, że mam tylko kilka chwil na ocknięcie się ze snu, zanim będzie za późno. Gorączkowo rozglądam się za czymś, co spowoduje mi tak wielki ból, że będę w stanie się ocknąć. Mój wzrok pada na maszynkę do golenia, ale nim mam szansę po nią sięgnąć, czuję szarpnięcie za tył głowy. Ślizgam się po dnie wanny i uderzam głową w jej kant. Momentalnie jestem pod wodą, nagle nie jest to moja wanna, a jakieś jezioro z czarnym dnem, które kojarzy mi się z otchłanią piekła. Próbuję złapać oddech, szamoczę rękami, by wydostać się na powierzchnię, ale coś lub ktoś mi niepozwala.

– Mamusiu, no chodź ze mną ponurkować, będziefajnie.

Mimo paniki, że nie mogę zaczerpnąć powietrza, odwracam głowę w kierunku głosu, który jest bardzo bliskomnie.

Boże, nie wiem, co to jest, ale na pewno nie mój Aleks. Ta postać wygląda jak on, ale ten wzrok i szyderczy uśmiech nie należą do mojegodziecka.

– I co, mamusiu, nie chcesz do nas dołączyć? – kpi zemnie.

Obudź się, no dalej, Kat. Obudźsię!

Próbuję szybciej płynąć, ale to bezcelowe, bo nie poruszam się ani o milimetr. To coś zbliża się do mnie, coraz bardziej wyciąga swoje szpony wyglądające jak ostre noże, które zapewne w mniej niż sekundę rozcięłyby mnie napół.

Jest coraz bliżej, a ja przestaję się gorączkowo szamotać i osiada we mnie spokój, poddaję się temu. Jeśli to coś chce mnie dorwać, to pozwalam na to. Niech ten skurwiel w końcu zrobi to, co musi. Chcę mu wykrzyczeć: „No dalej, na co czekasz?”,kiedy coś mnie ciągnie dogóry.

Krztusząc się, łapczywie łapię powietrze do płuc, spanikowanym wzrokiem rozglądając się, co się stało i gdzie tym razemjestem.

– Mój Boże, Kat, próbowałaś sięzabić?!

Poznaję ten głos i nagle dociera do mnie, że już nie śnię – znowu jestem w łazience, w wannie pełnej lodowatej wody, naga z moim bratem, który chyba właśnie uratował miżycie.

– Co?! Nie. Musiałam zasnąć – chrypię, bo nadal trudno mi złapaćpowietrze.

Mój brat patrzy na mnie sceptycznie, analizując coś. Po tym, co przeszłam, i po tym, co on i moi rodzice przeszli w związku z moim załamaniem, cały czas mniekontroluje.

– Dobra, ekhm – odchrząkuje – to ty się ubierz, ja zrobię nam kawę ipogadamy.

Odwraca się i kieruje do drzwi, musi jednak jeszcze raz rzucić na mnie okiem i upewnić się, że jak wyjdzie, to nie będę chciała sięutopić.

***

Siadam przy stole, naprzeciwko Grega, i zlodowaciałymi palcami sięgam po parujący kubek gorącej czarnej jak smołakawy.

– A teraz powiedz, co się dzieje, KittyKat.

To zdrobnienie z dzieciństwa wypowiedziane przez mojego brata totalnie mnie rozczula. Wtedy wszystko wydawało się takie nieskompilowane, przypominam sobie, jaka byłam beztroska iszczęśliwa.

– Nic. Naprawdę zasnęłam. Wiem, co sobie myślisz. Obiecałam wam, że powiem, jeśli coś się będziedziało.

Mężczyzna przede mną także się zmienił, strasznie schudł, jego oczy straciły figlarny blask, a ciągłe przeczesywanie włosów zniszczyło jego dawną bujnączuprynę.

– To pewnie przez to, że siedziałam do rana nad nowymprojektem.

– Mamrotałaś imię Aleksa – wyszeptuje.

Podrywam głowę i widzę, że wypowiedzenie tych słów jest dla niego trudne oraz powodujeból.

– Ja… – zaczynam, nie wiedząc, co w tej chwilipowiedzieć.

– Ja też cały czas o nich myślę, mimo że minęło tyle czasu. Trent był moim kumplem, a Aleks jedynym siostrzeńcem. Wiem, że nadal musi być to dla ciebie trudne, ale… – wzdycha. – Nie chcę, byś znowu się od nas odcięła i robiła sobie krzywdę. Nie chcę ponownie cię stracić. Proszę, nie rób mitego.

Czuję łzy pod powiekami, a wielka gula w gardle powoduje trudności z przełykaniemśliny.

– Nie chciałam się utopić – powtarzam.

Obejmuję się ramionami, bo nagle czuję straszliwychłód.

– Prześpij się, potrzebujesz prawdziwego wypoczynku. Zadzwonięjutro.

Greg podnosi się z krzesła, podchodzi i całuje mnie w czoło napożegnanie.

Sen. To ostatnie, na co mam ochotę. Tylko że jak zamykam oczy, widzę ich i to łamie mi serce. Potrzebuję jednak energii, dlatego sięgam po komórkę, którą mam cały czas przy sobie, i ustawiam budzik na dziesięć minut. Odkryłam, że jedynie te kilka minut daje mi wytchnienie od koszmarów, które nie wiem teraz, czy są jawą czysnem.

Pik. Pik. Pik.

Słyszę brzęczenie telefonu, ale nie mogę otworzyć oczu, więc zmuszam swoje ciało do jakiegoś ruchu, lecz nic się niedzieje.

– Mamusiu, gdziejesteś?

Kiedy słyszę Aleksa, wiem, że to znowu sięzaczyna.

Nagle nie leżę na kanapie, a głos Aleksa mnie nie dręczy, teraz jestem obserwatorem tamtego dnia. Dnia, w którym straciłam wszystko. To już nie jest senny koszmar, w tym momencie otwierają się wrota do mojegopiekła.

– Co?! Jesteś w szpitalu?! Co sięstało?!

Pamiętam jak dzisiaj spanikowany głosTrenta.

Tamtego dnia zasłabłam w pracy i wylądowałam na izbie przyjęć. Podczas badań wyszło, że jestem w piątym tygodniu ciąży. Byłam tak zapracowana, że nawet tego nie zauważyłam. W tamtym momencie to był dla mnie wielki szok, mieliśmy plany z Trentem, drugie dziecko miało poczekać. Chociaż w pierwszej chwili oświadczenie lekarza wbiło mnie w fotel, szybko zganiłam się za moje durne myśli i po wyjściu z gabinetu zadzwoniłam do męża obwiesić mu tęnowinę.

Dobrze pamiętam, co mu powiedziałam i jak zaskoczenie zamieniło się wradość.

– To z przemęczenia, kochanie, no i wyszło coś jeszcze… – Przeciągam ten moment, by zrzucić na niego bombę. – Po przeprowadzeniu kilku badań okazało się, że jestem wciąży.

Wtedy cisza była nie do zniesienia, ale będąc obserwatorem mojego męża, stojąc przy nim niczym duch i patrząc na jego twarz, tylko płaczę. Płaczę za tym, że to sen i nie mogę go dotknąć, ponownie poczuć. Tęsknię za tamtą chwilą, która – gdybyśmy się spotkali – mogłaby być najwspanialszą w tamtym okresie naszego życia. A kiedy wiem, co ma dalej nastąpić, nogi się pode mną uginają i opadam napodłogę.

– Kat, kochanie, to niespodziewane, ale i wspaniałe. Nie ruszaj się, wezmę Aleksa i przyjedziemy po ciebie. Kochamcię.

To był ostatni raz, kiedy usłyszałam od niego tesłowa.

Czuję, że ten sen będzie najstraszniejszy ze wszystkich, jestem przekonana, że zobaczę śmierć mojego męża isyna.

Obserwuję swoją rodzinę niczym widz w kinie oglądającyfilm.

– Aleks, chodź, chłopie, ubierzemy cię, bo jedziemy pomamę.

Skupiam wzrok na moim małym chłopczyku, który niezdarnie biegnie z ulubionym samochodzikiem lego do swojegotaty.

– Do mamusi – piszczy.

Jego dziecięcy uśmiech nawet teraz wywołuje moje parsknięcie przez ciągle spływającełzy.

Przyglądam się, jak mój mąż ubiera naszego synka, przez ten cały czas ani na chwilę nie schodzą im uśmiechy ztwarzy.

– Mamusia ma dla nas niespodziankę, musimy sięspieszyć.

Po tych słowach widzę, jak Aleksowi aż się oczy świecą na słowo „niespodzianka”.

Przenosimy się teraz na zewnątrz i po raz kolejny widzę, jakim dobrym ojcem był Trent. Chociażby to głupie dopilnowanie, czy Aleks jest dobrze zapięty w foteliku. Ta jego opiekuńczość roztrzaskuje mi serce, tym bardziej że wiem, co zaraznastąpi.

– Daleko jeszcze, tatusiu?

Znajduję się teraz samochodzie zmierzającym w moimkierunku.

Wiedziałam, że pokonanie drogi z naszego domu do szpitala zajmuje jakieś dwadzieścia minut, chyba że otworzą akurat most, by przepłynął prom, wtedy podróż wydłuża się do półgodziny.

– Zaraz, mistrzu, jesteśmy niedaleko, wystarczy przejechać przez most i będziemy na miejscu. To co, może zaśpiewamy, żeby szybciej minął namczas?

Siedząc obok Trenta i nawet na sekundę nie odrywając od niego wzroku, widzę, jak tylko na chwilkę zerka na Aleksa we wstecznym lusterku, i wtedy to siędzieje.

Dwa samochody przed nami zatrzymują się gwałtownie. Trent reaguje szybko i w ostatnim momencie hamuje, nie zderzając się z nikim, po czym odwraca się do naszego syna, który się przestraszył i teraz płacze. To się dzieje w okamgnieniu – siedzimy w samochodzie, a w następnej chwili spadamy dowody.

– Tatuś!

Kiedy słyszę krzyk swojego dziecka, działam automatycznie, podchodzę do niego i próbuję go uspokoić, jednocześnie odpinając mupasy.

Z przodu Trent jęczy, odwracam się w jego kierunku i sama wydaję zbolały jęk, zerkając na niego. Krew leci z jego zranionego czoła, utrudniając mu widzenie, mój mąż przeklina pod nosem, a potem odwraca się do Aleksa, by gouspokoić.

– Ciii, mistrzu, zaraz tata cię odepnie i wyjdziemy z samochodu, przecież musimy zdążyć do mamusiu, czeka na nasniespodzianka.

Szlocham. Trent nigdy się nie poddawał, zawsze był moim wsparciem. Widząc, jaki był z moim synem do końca, żałuję, że wtedy do niegozadzwoniłam.

– Kurwa, no dawaj. – Szarpie za pas, który nie chceruszyć.

Musiał się jakoś zaciąć albo w cośwplątać.

Zerkam za okno. Coraz bardziej spadamy, robi się ciemniej, a woda w końcu zaczyna dostawać się dopojazdu.

– Okej, kolego, zaśpiewaj mi coś, wtedy będę miał więcej energii i szybciej stądwyjdziemy.

Mój synek, chlipiąc, śpiewa tytułową piosenkę ze swojej ulubionej bajki o samochodach. Trent dał sobie spokój z pasem i teraz widzę, jak próbuje się przez niego przecisnąć. Kiedy jakimś cudem jest już przy Aleksie i odpina go z fotelika, to chociaż wiem, że im się nie uda, mam głupią nadzieję, że tym razem jednak skończy się toinaczej.

– Dużo wody się zrobiło, tato, jak terazwyjdziemy?

– Boże, dlaczego im niepomogłeś?!

Krzyczę, choć wiem, że nikt mnie nie usłyszy, a to pytanie zadawałam już chyba setkirazy.

– Damy radę, kolego, tylko zagramy w pewną grę, okej?

Mały od razu kiwa ochoczogłówką.

– Jak powiem „start”, to musisz wytrzymać bez oddychania jak najdłużej, rozumiemy się? – Trent patrzy prosto w oczka Aleksa, upewniając się, że nasz syn gorozumie.

Sama bym lepiej tego nie wymyśliła, pewnie od razu bym spanikowała i czekała na to, co nieuniknione. Ale nie mój mąż, on do samego końca ratował naszego syna i siebie, by do mniedotrzeć.

– Dobrze, tatusiu, wygram z tobą. W lato w basenie z mamusią się tak bawiliśmy i zawsze wygrywałem – oznajmia Aleks już bez strachu, z wielkimuśmiechem.

– Teraz zamknij oczka, bo tatuś będzie walił w okno, nie chcę, żeby coś ci w niewpadło.

Automatycznie odsuwam się, kiedy Trent zaczyna walić nogą w boczneokno.

Gdy udaje mu się rozbić szybę, woda wlewa się do środka bardzo szybko. Wtedy słyszę sygnał, by Aleks wstrzymał oddech, i dzieje się to, o czym policja nie chciała mipowiedzieć.

Kiedy moim chłopakom prawie udaje się uciec z samochodu, staje się jedna z najgorszych możliwych rzeczy. Nie wiem skąd, ale nagle na pojazd, w którym uwięzieni są Trent oraz Aleks, spada inny samochód i przygniata ich do dna. Krzyczę, ile sił w płucach, widząc, jak mój mąż w ostatniej chwili zdąża wypuścić Aleksa, po czym zostaje przecięty na pół. Mały jest w szoku i otwierając swoje usteczka, woła mnie, tracąc tym samym swój ostatni oddech i topiącsię.

Nagle sama się duszę, jakbym tam była, macham rękami, próbując wydostać się na powierzchnię. I tak jak ostatnio, coś zaczyna mnie ciągnąć na dół. Zerkam w tamtą stronę i ponownie widzę swojego synka, którego anielska twarzyczka nagle zamienia się we wcielenie samego diabła i wołamnie.

– Mamusiu, chodź domnie.

– Zostaw mnie, nie jesteś moimAleksem.

Kiedy to mówię, to coś śmieje się i zbliża do mnie z wyciągniętymi szponami. Macham mocniej kończynami, młócąc czarną wodę, by oddalić się od niego, płuca palą mnie niemiłosiernie, ale walczę. Walczę o przetrwanie, kocham swoich chłopaków, ale moje życie jest tutaj i obiecałam bratu, że się niepoddam.

Pik. Pik. Pik.

Ponownie słysząc budzik w telefonie, budzę się momentalnie i łapię za klatkę piersiową. Chwytam komórkę i patrzę na godzinę. Cholera, minęło dziesięć minut, które ustawiłam. To niemożliwe, musiałam spać dłużej. Przeczesuję włosy i stwierdzam, że jestem cała mokra. Od razu przypominają mi się mój sen i woda, w której się znajdowałam. Czyżby te bezpieczne dziesięć minut nie dawało mi jużspokoju?

Rozdział 3

Zawsze te same słowa: „Mamusiu, gdzie jesteś?”. Moje dziecko wołało mnie, kiedy potrzebowało mojej pomocy, a ja nie mogłam z nim być. Te słowa cały czas mnieprześladują.

Kiedy budzę się z koszmarnych wspomnień, cały czas analizuję to, co mi sięprzyśniło.

Wielkie poczucie winy nigdy mnie nie opuści, ale brak snu i zobaczenie, jak moja rodzina umiera, doprowadzają mnie do ruiny. Już byłam na samym dnie i nie chcę ponownie tamwracać.

Zrywam się z kanapy, na której siedziałam, i udaję się do gabinetu na końcu korytarza, gdzie znajduje się mój laptop. Zawsze, gdy tu wchodzę, mogę wyczuć zapach mojego męża. Ten pokój był jego miejscem do pracy, relaksu czy też strefą przemyśleń. Chłonę otoczenie, dotykając mahoniowego biurka, na którym kiedyś kochaliśmy się namiętnie zaraz po naszej pierwszej małżeńskiej kłótni. Na to wspomnienie na mojej twarzy gościuśmiech.

Przeganiam ten obraz sprzed swoich oczu i siadam na skórzanym biurowym fotelu, włączając sprzęt, który, mam nadzieję, da mi odpowiedzi na to, czegoszukam.

– No dobra, od czego by tu zacząć… – mruczę pod nosem. – Może „problemy zesnem”.

Wciskam enter i nie muszę długo czekać, aż wyświetla mi się mnóstwo stron. Klikam pierwszą lepszą i zagłębiam się wlekturze.

– Wujku Google, akurat w tym przypadku Einsteinem nie jesteś. Sama doszłam do tego, że może to być spowodowane moimi problemami – fukam. – Trzeba podejść do tego z innej strony, może coś na zasadzie grupywsparcia.

– Tak! – krzyczę, kiedy coś takiego znajduję, nawet niedaleko mojegodomu.

Łapię za telefon, by dowiedzieć się czegoświęcej.

Trzy sygnały i już mam zamiar się rozłączyć, gdy ktoś odbiera i słyszę, że ma zadyszkę, wypowiadając „halo”.

– Och, dzień dobry, znalazłam was w Internecie i jestem ciekawa, kiedy mogęprzyjść.

Cholera, nie przemyślałam tego za dobrze. Nie wiem, czy można ot tak do nich iść czy trzeba umówić się na wizytę. Nigdy tego nie robiłam, to niby skąd mam wiedzieć? Debatuję tak sama ze sobą, przez co w pierwszej chwili nie słyszę, że osoba, która odebrała telefon, coś do mniemówi.

– Przepraszam, może pani powtórzyć? – pytam uprzejmie, choć w środku cała się trzęsę, zastanawiając się, czy postępujęwłaściwie.

– Ależ oczywiście, każdy zainteresowany może do nas dołączyć. Nikomu nie odmawiamy. – Słyszę uśmiech w jej słowach. – Nawet dzisiaj o osiemnastej jest kolejne spotkanie, więc jeśli ma pani ochotę, tozapraszam.

Szczerze mówiąc, nie spodziewałam się, że to nastąpi tak szybko. Trochę mnie to zmyliło, bo myślałam, że będę miała możliwość zrezygnować, ale dopóki jestem odważna, zgadzam się. Dopytuję się jeszcze o konkretny adres i rozłączamsię.

– No cóż, Kat, chciałaś coś zmienić, to nie ma teraz wymówek – wzdycham i opieram się o fotel, kładąc głowę na zagłówek i zamykając na chwilęoczy.

***

Nawet nie spostrzegłam, kiedy tak szybko minął mi czas i muszę wychodzić z domu, by zdążyć na swoje pierwsze spotkanie z grupą wsparcia dla osób z problemami takimi jak moje. Powiedzmy sobie prawdę, wątpię, by uczestnictwo w tym miało mi pomóc, ale nadzieja umiera ostatnia i tego będę siętrzymała.

Czuję niepokój, przejeżdżając przez DuSable Bridge1, to ten most śnił mi kilka godzintemu.

– To był tylko sen, nic ci się nie stanie – powtarzam dopóty, dopóki nie znajduję się bezpiecznie po drugiejstronie.

Podjeżdżając pod stary kamienny budynek, rozglądam się trochę podejrzliwie po okolicy. Znajduję się gdzieś na uboczu, co prawda na samym końcu alejki widzę tętniącą życiem ulicę, ale i tak czuję ciarki na ciele. Szukam wolnego miejsca, parkuję samochód i opieram czoło na kierownicy, ponownie zastanawiając się, co ja tutaj robię. Biorę głęboki oddech w chwili, w której ktoś puka dookna.

– O Boże! – krzyczę, łapiąc się za serce, myśląc, że ze strachu zaraz mi wyskoczy z klatkipiersiowej.

Jak dobrze, że zamykam auto od środka, to choć troszkę ochrania mnie przed nieznajomymi, a taki właśnie stoi przy moim oknie od stronykierowcy.

Mimo że jest ciemno, a jedyną poświatę dają światła latarni przy budynku, i tak piorunuję wzrokiem potężnie wyglądającegoosobnika.

– Przepraszam, nie chciałem cię wystraszyć. – Unosi ręce w geście poddania. Cofa się o dwa kroki, po czym ponownie się odzywa: – Zamierzasz wejść? – Wskazuje głową nabudynek.

Podążam w tamtym kierunku i przytakuję. To głupie tak gadać przez szybę, więc decyduję się wysiąść zsamochodu.

Kat, co ma być, tobędzie.

– Przepraszam za swoje zachowanie – chrząkam – to mój pierwszy raz i musiałam chwilę pobyćsama.

Facet uśmiecha się do mnie, jakby to rozumiał. Dopiero teraz jestem w stanie mu się przyjrzeć i… a niech mnie, przede mną stoi marna podróbka mojego męża. Kręcę głową, to muszą być jakieś zwidy spowodowane brakiem snu. Ponownie zerkam do góry, a on wciąż tam jest i patrzy na mniepoważnie.

– Czy coś się stało? – dopytuje się. – Wyglądasz nazdezorientowaną.

– Nie, nic, po prostu… nieważne – odpowiadam, bacznie mu się przyglądając. – Czy ty też szedłeś naspotkanie…

Zamieram, bo nie wiem, jak tonazwać.

– Tak, ale słyszałem, że ma być dzisiaj jeszcze jedna osoba i postanowiłem poczekać. – Ponownie sięuśmiecha.

Jak to? Skąd niby wiedział, że sięzjawię?

Widząc moją minę, zaczynawyjaśniać:

– Prowadzę te spotkania, jestem Josh – przedstawia się, wyciągając do mnie lewądłoń.

Dopiero teraz zauważam, że nie ma jednej ręki. Widać, że facet jest przyzwyczajony do reakcji, bo nic sobie nie robi z mojego bezczelnego gapienia się. Ponownie zawstydza mnie moje zachowanie i reflektując się, również sięprzedstawiam.

– Och, a więc wychodzisz po nowych członków w obawie, że uciekną? – pytam, chcąc trochęzażartować.

– Każdy ma wątpliwości za pierwszym razem. Ludzie nigdy nie wiedzą, co ich czeka na takim spotkaniu. Czy to będzie luźna gadka, czy może coś na zasadzie swego rodzaju badania. Lubię udowadniać im, że zazwyczaj mają mylne wyobrażenie o tym, co mogą zobaczyć w środku, i próbuję zachęcić chociażby do wejścia i przekonania się, czy to, co robię w tym budynku, jest dla nich. To wszystko – kończy, wzruszającramionami.

Jego luźne podejście i wypowiedziane słowa dodają mi odwagi. Myślę sobie o tym, co powiedział. Może warto zobaczyć, czy to, co się tam znajduje, jest dlamnie.

– Przekonałeś mnie – spoglądam w jego czekoladowe oczy, które przypominają oczy Trenta, a jednak są zupełnie inne – to co, idziemy?

Wskazuje ręką, bym szłaprzodem.

Biorąc ostatni głęboki oddech, przekraczam próg i wchodzę do starego budynku z facetem przypominającym mi mojego zmarłego męża oraz nadzieją, że przybycie tutaj, było dobrądecyzją.

1Most zwodzony Michigan Avenue na rzeceChicago.

Rozdział 4

Będąc już w środku, rozglądam się z zaciekawieniem po pomieszczeniu. Muszę przyznać, że wnętrze wygląda nawet przytulnie, zważywszy na stan budynku, który widziałam, zanim tutaj weszłam. Słysząc głosy przebywających osób, trochę się spinam. Josh, jakby to wyczuwając, kładzie mi dłoń na ramieniu i ściska delikatnie, wysyłając mi tym samym przekaz, że wszystko będzie wporządku.

– Cześć, moja wspaniała grupo nocnychmarków.

Osiem osób odpowiada mu chóralnym przywitaniem, a ja nie mogę się powstrzymać i parskam na absurdalną nazwę tejgrupy.

– To jest Kat, będzie nam dzisiaj towarzyszyła wspotkaniu.

Zadziwiająco szybko odczuwam spokój między tymi ludźmi. Ludźmi, których jeszcze nie znam, ale dzielę z nimi zapewne ten samproblem.

Josh wskazuje mi wolne miejsce obok faceta, który jest mniej więcej w moim wieku. Uśmiecha się do mnie uprzejmie, odpowiadam tym samym, przy okazji zauważając jego zmęczenie objawiające się sennym spojrzeniem i podpuchniętymi oczami. Siedzimy w wielkim kółku, rozglądam się po uczestnikach, widzę, że ich wygląd nie odbiega od mojego – wszyscy ledwo trzymamy się na nogach, ale nie możemy zamknąć oczu, bo paraliżuje nasstrach.

– Może ktoś chce zacząć? Pokażemy nowo przybyłej koleżance, jak to u nas wygląda. – Josh przebiega wzrokiem po grupie do chwili, aż starsza Afroamerykanka podnosi rękę. – Amala. Świetnie, zamieniamy się wsłuch.

Kieruję wzrok na tę kobietę, ale coś każe mi spojrzeć na Josha. Siedzi rozluźniony na krześle, jedną nogę założył na drugą, tak, że kostka prawej nogi spoczywa na kolanie lewej. Sądziłam, że będzie notował to, co mówi kobieta, a później analizował, ale nic takiego się nie dzieje. Ponownie skupiam się na Amali, która opowiada swój ostatni sen. Próbuję skoncentrować się na brzmieniu jej głosu, ale moja głowa się kiwa. Muszę choć na pięć minut zamknąćoczy.

– Tylko pięć minut – mruczę dosiebie.

Wcześniej

Otępiała siedziałam na dziecięcym łóżku Aleksa, ściskając w dłoni jego ulubioną maskotkę. Nie chciałam się stąd ruszać. Nie miałam siły przebywać między ludźmi. Czy oni nie potrafili zrozumieć, że chciałam być teraz sama? Moje oczy wydawały się już suche, zdawało mi się, że wypłakałam już wszystkiełzy.

Wzięłam głęboki wdech, chcąc poczuć jakikolwiek zapach mojegodziecka.

Ale niczego niepoczułam.

Jego już nie było. I już nigdy nie będzie mi dane tulić go do piersi ani usłyszeć jego radosnegośmiechu.

– Kat, kochanie. – Usłyszałam głos mamy. – Już czas nanas.

Nawet nie podniosłam na nią wzroku. Od śmierci Trenta i Aleksa traktowała mnie jak dziecko. Tracąc ich, straciłam również chęć dożycia.

– Córeczko, musimyjechać.

W środku aż krzyczałam, żeby się ode mnie odpieprzyła. Z moich ust nie wyszło jednak żadne słowo. Podniosłam się z łóżka synka i jak kukła pociągana za sznurki przez lalkarza skierowałam się nadół.

Słyszałam za sobą kroki matki. Przede mną zaś pojawiła się twarz ojca i brata, którzy czekali na nas przydrzwiach.

Przystanęłam, zerknęłam w lustro wiszące w przedpokoju i wzięłam głębokioddech.

– Gotowa? – zapytałtata.

Choć tak naprawdę nie byłam gotowa, kiwnęłam głową. Udając się do wyjścia, zauważyłam, jak rodzice wymieniają między sobą zatroskanespojrzenia.

Nie mogłam tego znieść. Czułam się winna. Chciałam wymazać z pamięci tamten dzień. Może gdybym nie zadzwoniła do Trenta, to nadal byłby ze mną. Aleks cieszyłby się, że jest starszym bratem, a ja… Ja miałaby ochotę na wzięcie kolejnego oddechu, byżyć.

– Kat, jesteśmy namiejscu.

Głos Grega wyrwa mnie zzamyślenia.

Mrugam, jakbym dopiero sięobudziła.

Spoglądam przez okno samochodu i tępo wpatruję się w dom pogrzebowy, do którego za moment będę musiaławejść.

– Jestem z tobą. – Uśmiechnął się smutno, podążając za moim wzrokiem utkwionym w budynek przednami.

– Potrzebuję jeszcze chwili – powiedziałam.

– W takim razie porozmawiam z księdzem, by dał ciczas.

Patrzyłam, jak moja rodzina wysiada z samochodu i o czymś rozmawia. Spoglądali w moim kierunku, wiedziałam, że sięmartwią.

Odruchowo dotknęłam swojego brzucha, w którym jeszcze kilka dni temu mieściło się nowe życie. Moje i Trenta, ateraz…

Teraz nie miałam kompletnienikogo.

Nie mogłam w nieskończoność siedzieć w samochodzie. Chociaż nie chciałam rozstawać się z moimi chłopakami, musiałam wziąć się w garść i wejść do środka. Czułam, że gdy trumny opadną do ziemi, stracę połączenie z mężem isynem.

Na drżących nogach weszłam do budynku. Od razu poczułam przenikający chłód rozchodzący się po moim ciele. Zignorowałam ludzi ubranych na czarno, większość z nich miała pochylone głowy, innym drgały ramiona od cichego płaczu. Rodzice Trenta i moi siedzieli na samym początku, tuż przytrumnach.

Szłam prosto do moich chłopaków, chciałam po raz ostatni ich zobaczyć, lecz nie było to możliwe. Pamiętam dzień, kiedy musiałam ich zidentyfikować. Wtedy po raz drugi moje serce zostało rozerwane. Najpierw usłyszałam, że mój mąż i syn nie żyją, a potem musiałam to potwierdzić. To było coś strasznego, coś, do czego nie chciałam wracać, ale i tak utkwiło mi w pamięci. W tamtej chwili straciłam również kolejne dziecko. Poroniłam.

Stojąc nad zamkniętymi trumnami, musiałam pohamować szloch, który formował się w moim wnętrzu. Wyciągnęłam dłoń, chcąc dotknąć zimnego drewna, by po raz ostatni poczuć połączenie z miłościami mojego życia. Wtedy to poczułam, chłód, który spowodował dreszcze mojego ciała. Przysięgłabym, że w tamtym momencie usłyszałam również głos mojego synka wołającego o pomoc. Nogi się pode mną ugięły. Gdyby nie mój brat, który w ostatniej chwili chwycił mnie w pasie, upadłabym na marmurowąpodłogę.

Za sobą słyszałam szmery ludzi. Nie interesowało mnie, co sobie myślą ani czy czują współczucie. Moje zaczerwienione oczy pozostały skupione na małej, białej trumnie. Zastanawiałam się, czy mój umysł nie płata mi figli, czy może w jakiś sposób Bóg pozwolił mi jeszcze raz usłyszećAleksa.

Odnosiłam wrażenie, że moje serce jakby na nowo zaczęło bić. To było niedorzeczne. Tak bardzo chciałam mieć ich obok siebie, że wydawało mi, iż czuję ich obecność, a nawet słyszęgłosy.

– Kat, trzymaszsię?

Miałam ochotę parsknąć śmiechem, to nie była sytuacja, w której mogłabym się dobrze czuć, lecz zaniepokojenie w głosie brata kazało mi przytaknąć. To wydawało się właściwe. Rodzina i tak bacznie mnie obserwowała, nie miałam zamiaru dawać im więcej powodów do niepokoju o mój stan, który, szczerze mówiąc, był na pograniczuwariactwa.

Kiedy pojawił się pastor, pozwoliłam, by Greg zaprowadził mnie do ławki. Wszystko robiłam mechanicznie, byłam kompletnie pusta i nic nie mogło tego zmienić. Miałam wokół siebie mnóstwo ludzi, ale tak naprawdę czułam się, jakbym nikogo niemiała.

– Gdy kogoś tracimy, wydaje nam się, że jakaś część nas odeszła razem z tą osobą, lecz tak niejest.

Parsknęłam, co zwróciło uwagę nie tylko moich najbliższych siedzących obok, lecz takżepastora.

– Wiem dziecko, jak się czujesz, to…

Nie wytrzymałam, byłam tak rozgoryczona, że nie potrafiłam spokojnie siedzieć i wsłuchiwać się w tebrednie.

– To minie, stanie się lżejsze. – Zaśmiałam się niewesoło. – Ich śmierć odebrała mi chęć do życia. Nie zgadzam się z tym, oni nie zabrali części mnie, wyrwali mi całeserce.

Kątem oka zauważyłam, jak moja matka płacze, niestety nie miałam siły przepraszać za swoje zachowanie ani sprawdzać, jak ona się czuje. Po prostu miałam tego wszystkiego po dziurki w nosie. Nie zaszczycając nikogo spojrzeniem, wyszłam zkościoła.

Wypuszczając ciężko powietrze, oparłam się o filar. To, co powiedziałam pastorowi, zaczęło odbijać się w mojej głowie jakecho.

Naprawdę czułam, że moje życie zakończyło się wraz ze śmiercią moichchłopaków.

– Mogę sięprzyłączyć?

Spojrzałam nabrata.

Wyglądał na zmęczonego, jego czerwone obwódki wokół oczu pokazywały, że ten dzień dla nikogo nie jestłatwy.

– Nie mam ochoty rozmawiać – wyszeptałam na pograniczupłaczu.

– Nie przeszkadza mi cisza – odparł, wyciągając z kieszeni garniturowych spodni paczkępapierosów.

Rzeczywiście nie odzywaliśmy się do siebie. Po paru minutach jednak nie wytrzymałam i pękłam. Odkąd pojawił się Aleks, nie byłam przyzwyczajona do spokoju. On wniósł w moje życie niesłychaną radość, jego dziecięcy śmiech codziennie odbijał się od ścian naszego domu. Cisza, której sama chciałam, mniedobijała.

– Dlaczego to mnie spotkało? – zapytałam zbolałymgłosem.

Brat miał wypisaną udrękę na twarzy, gdy na niegospojrzałam.

– Nie potrafię odpowiedzieć na to pytanie, Kitty Kat – powiedziałochryple.

– Chciałabym usłyszeć, jak Trent mówi mi „kocham cię”, zanim wyjdzie do pracy. Jak Alex swoim słodkim głosikiem woła „mamusiu”, teraz tego nieusłyszę.

Nawet nie wiedziałabym, że płaczę, gdyby Greg nie zaczął ocierać moichłez.

– Będzie trudno, ale poradzimy sobie z ich stratą. – Brat popatrzył mi głęboko w oczy. – Pamiętaj o tym, Kitty Kat, nie jesteś sama. Masz wokół siebie ludzi, którzy cię kochają i nie opuszczą w tych trudnychchwilach.

Jego słowa ponownie doprowadziły mnie do płaczu, rozdzierający jęk rozpaczy wydobył się z moich ust. Greg przytulił mnie mocno do swojej piersi, chociaż jego ciepło dawało mi poczucie bezpieczeństwa, to nie były ramiona mojego męża. To nie było to, czegopotrzebowałam.

Jakiś czas później obserwowałam, jak trumny jedna po drugiej opuszczane są do wykopanej dziury. To jeszcze bardziej uzmysłowiło mi, że już ich ze mną nie będzie. Gdy zakończono ceremonię, wszyscy, którzy uczestniczyli w pogrzebie, udali się do mojego domu. Ja zostałam, nie potrafiłam przebywać z innymi i przyjmować ich łzawych wyrazówwspółczucia.

Wiedziałam, że brat czeka na mnie przy bramie. Czuwał przy mnie, jakby bał się mojego załamania, co było jak najbardziej normalne, patrząc na sytuację, która mniespotkała.

Rozejrzałam się dookoła. Kiedy nikogo nie było obok, padłam nakolana.

– Obiecywałeś mi długie i szczęśliwe życie, Trent. – Każde wypowiedziane słowo przychodziło mi z trudnością. – Mówiłeś, że nigdy mnie nie opuścisz. Okłamałeś mnie i do tego zabrałeś ze sobą naszego syna, jak mam bez was żyćdalej?

Naiwnie czekałam na jakiś znak, cokolwiek, a jedyne, co usłyszałam, to szelest liści nawietrze.

Obecnie

– Mamusiu, gdziejesteś?

Kiedy słyszę głos Aleksa, wiem, że moje bezpieczne pięć minut sięskończyło.

Rozglądając się, próbuję określić, gdzie się znajduję i jestem zaskoczona, kiedy widzę, że siedzę w sali spotkań, w której byłam wcześniej. Z tym wyjątkiem, że teraz jest opustoszała, zimna, a jedyne światło to to bijące od latarni na zewnątrz. Poświata ta pada na małą postać, która w tej chwili jest odwrócona do mnieplecami.

– Aleks – wyszeptuję, choć jestem pewna, że toon.

Tylko jego postać dręczy mnie cały czas wsnach.

– Mamusiu, przyszłaś domnie.

Na radość w jego głosie czuję wydobywający się z mojego wnętrzaszloch.

– Tatuś powiedział, że przyjdziesz, tylko muszę cierpliwiepoczekać.

W tej chwili nie wytrzymuję i padam na betonową podłogę, zginając się wpół i płacząc bezopamiętania.

– Kochanie, tak bardzo przepraszam – powtarzam to jakmantrę.

Wiem, że słowa niczego nie naprawią, ale muszę je wypowiedzieć. Moje dziecko musi wiedzieć, iż jest mi tak cholernie przykro, że mnie przy nim nie było i że zrobiłabym wszystko, by cofnąćczas.

– Nie płacz, mamusiu, możesz teraz pójść zemną.

Aleks wyciąga do mnie swoją malutkąrączkę.

Patrzę na mojego syna, wygląda na takiego realnego, że bez wahania chcę mu podać dłoń i iść z nim dokądkolwiek, ale nagle dociera do mnie jakiś innygłos.

– Kat, słyszyszmnie?

Ten głos… Już gdzieś go słyszałam, ale mam wrażenie, jakby dobiegał z daleka i był zniekształcony. Ignorując go, skupiam się na Aleksie. Jego dziecięca buźka wydaje się nagle jakaś inna. Czuję ból w dłoni, którą go trzymam, i widzę, że znajduję się w żelaznym, szponiastym uścisku. Próbuję uwolnić rękę, ale to coś, co przed chwilą było moim Aleksem, teraz jest zmorą, która nawiedza mnie, gdy tylko zamykamoczy.

– Już mi się nie wywiniesz, dołączysz do swojej rodziny, tam jest twojemiejsce.

Krzyczę, szarpię się w jego uścisku, moje ciało dygocze, nagle nastaje cisza i widzę wyłącznie przestraszone spojrzenie Josha oraz innych uczestników spotkania, na którymbyłam.

– O Boże, zasnęłam, tak bardzoprzepraszam.

Czuję, że powinnam to powiedzieć, a tak naprawdę jest mi strasznie wstyd, że ci ludzie musieli to oglądać. Staram się wyrównać oddech, lecz jest to w tej chwili bardzo trudne. Chcę się podnieść, ale powstrzymują mnie słowaJosha.

– Kat, nie ruszaj się. Podczas snu się zraniłaś, już wezwaliśmy pogotowie, proszę, leżspokojnie.

Zdezorientowana maszczębrwi.

– Że co…? Jak…? – zadaję pytania, kiedy spoglądam na swoją rękę trzymaną przez faceta, który siedzi obok mnie, a moja dłoń jest teraz owinięta jakąś jasną szmatką. – Jezu, co to jest? – sapię.

– Nie wiem, co się stało. Zerkałem od czasu do czasu na ciebie, chcąc wiedzieć, jak reagujesz, będąc u nas pierwszy raz. Kiedy Amala skończyła opowiadać o swoim śnie, ty w najlepsze spałaś, lecz po chwili zaczęłaś mamrotać imię „Aleks” i zanosiłaś się płaczem. Płakałaś, jakby coś rozdzierało cię od środka, a potem wyjęłaś wsuwkę ze swoich włosów i zanim ktokolwiek z nas zdążył zareagować, wbiłaś ją sobie wżyłę.

Zerkam jeszcze raz na zabandażowaną dłoń i coraz trudniej mi złapaćoddech.

– Hej, hej, oddychaj, już nic ci nie grozi. Wdech, wydech.

Kiedy słyszę głos Josha, nie wiem, jak to się dzieje, ale rzeczywiście powietrze wraca mi do płuc i znowu mogęoddychać.

Przymykam oczy tylko na sekundę, bojąc się, że mogę tam wrócić, a wtedy to coś dokończy to, cozaczęło.

Jakim cudem koszmar mógł sprawić, że zrobiłam sobiekrzywdę?

To dla mnie niezrozumiałe, przecież nigdy nie kaleczyłam się przezsen.

Miałam momenty załamania, ale kiedy torturowałam swoje ciało, zawsze byłamświadoma.

Przestałam to robić, przyszłam tutaj, by poradzić sobie z moim problemem, a okazało się, że miejsce, które miało być moim ratunkiem, nadzieją, doprowadziło do kolejnegoupadku.

– Ja nie wiem, jak to się stało, spałam i nagle cośmnie…

Nie kończę, bo w momencie, kiedy chcę wyrzucić z siebie to, co się stało, wchodzą ratownicy medyczni i zauważywszy skupisko ludzi nade mną, zmierzają w moimkierunku.

– Co się stało? – dopytuje sięlekarz.

Potem, oglądając moją rękę, zadaje różne pytania, między innymi o to, czy jestem na coś uczulona. Sprawdza, czy kontaktuję, świecąc mi latarką po oczach, i na końcu zadaje to straszne pytanie, które nie chciałam, by padło przy tychludziach.

– Cięła się pani jużkiedyś?

Szybko zerkam na Josha i cicho odpowiadam zgodnie zprawdą.

– Tak. Zaraz po śmierci męża isyna.

Lekarz przyjmuje to, jakby wiedział, jaką odpowiedź ode mnie otrzyma, ale widzę po Joshu, że ta informacja go zszokowała. Raczej sądząc po tym, z kim ma do czynienia, powinien mieć świadomość, że stało się w moim życiu coś złego. Przecież nie przychodziłabym tutaj znudów.

– Dobrze, zabieramy panią z nami, musimy to fachowo opatrzyć i zrobić kilka dodatkowych badań. – Pakują mnie na nosze i szykują się dowyjścia.

– Przepraszam – słyszę wołającego Josha – jestem opiekunem tej grupy, właśnie skończyliśmy zajęcia, czy mogę z niąpojechać?

Zaskakuje mnie jego prośba. Dopiero mnie poznał, czemu miałby być przymnie?

Rozdział 5

– O mój Boże, kochanie, co ci się stało? – Moja zapłakana matka wbiega do sali szpitalnej, w której znajduję się od niecałejgodziny.

– To nic takiego, zraniłam się, ale wszystko jest w porządku – przekonujęją.

Gdy tuli się do mnie, ponad nią widzę swojego tatę. Jego twarz mówi mi, że jest załamany tym, co widzi ponownie – swoją małą córeczkę leżącą w łóżku szpitalnym, podłączoną do jakieś aparatury i załamaną tak jak ostatniego razu, kiedy wylądowała tu w podobnej sytuacji po śmierci mojejrodziny.

– Tatusiu, to był wypadek, naprawdę, jestdobrze.

Mam wrażenie, że ciągle muszę im to powtarzać. Wiem, co ze mną przeszli, i nie chcę po raz kolejny im tego robić. To, co mówię, jestprawdą.

Żeby tego było mało, do pomieszczenia, w którym i tak robi się już tłoczno, wbiega zdyszanybrat.

– Kitty Kat, coś ty zrobiła… – mówi zbolałym głosem, patrząc na mnie. – Przecieżobiecywałaś.

– Ekhm – odchrząkujektoś.

Głowy całej naszej czwórki odwracają się w kierunkudrzwi.

Gdzieś przez lukę pomiędzy tatą a Gregem spostrzegam Josha i jakiegoślekarza.

– Widzę, że napędziła pani stracha rodzinie – mówi doktor, podchodząc do mnie, trzymając w dłoniachdokumenty.

– Jak widać, trochę się zdenerwowali, ale niepotrzebnie, prawda? – pytam, gdyż chcę jego potwierdzenia, że wszystko gra i zaraz będę mogła stądwyjść.

– Rozmawiałem z pani znajomym, panem Shepartem, i wiem, że to nic poważnego, zwykły wypadek. Reszta badań wyszła pozytywnie, przepiszę tylko witaminy i tabletki nasenne, bo jeśli miałbym stawiać diagnozę, to z tym ma pani poważnyproblem.

Nie odzywam się, zastanawiając się, co powiedział Josh, że doktorek nie zamierza mnie wysłać na badania psychiatryczne, znając moją wcześniejszą historię z okaleczaniemsię.

– Ale mojej córce na pewno nic nie dolega? – Moja mama wlepia w mężczyznę swoje zapłakane oczy, jeszcze raz szukając potwierdzenia tego, co przed chwiląusłyszała.

– Oczywiście, potrzeba jej jedynieodpoczynku.

Po wylewnym podziękowaniu ze strony mamy lekarz opuszcza moją salę i teraz jedynym obiektem zainteresowania stał sięJosh.

Mimo że nie zna mojej rodziny i jest jakby piątym kołem u wozu w tym pomieszczeniu, wygląda na pewnego siebie i niegotowego opuścić salę, dopóki nie pogadamy. A przynajmniej takie odnoszę wrażenie, gdy na niegopatrzę.

– To ty, synu, zabrałeś tutaj moją córkę? – pyta mójtata.

– Tak, proszę pana. Przyszła na moje zajęcia i pod sam ich koniec wydarzył się ten niefortunny wypadek – odpowiada Josh, patrząc na mojegoojca.

Jak dla mnie atmosfera wydaje się niezręczna, czuję w kościach, że zaraz zaczną się pytania, jakie zajęcia oraz kim tak naprawdę jest ten facet stojący w tym pokoju i naruszający w tym momencie przestrzeńrodzinną.

– Mamo, tato, Greg, to Josh. Poznałam go dzisiaj, jak zdecydowałam się przyłączyć do grupy ludzi, która ma podobne problemy do moich. On… on uratował miżycie.

Trochę dramatycznie to kończę, ale po wypowiedzeniu tych słów dociera do mnie, że to, co powiedziałam, jestprawdą.

W tamtej chwili Josh uratował miżycie.

Rozdział 6

Josh

Patrzę na kruchą, złamaną kobietę leżącą na szpitalnym łóżku, zauważam, że stara się nie spoglądać w moje oczy, jakby wstydziła się tego, co się stało. Nieraz już widziałem takie sytuacje, ale tym razem widok tej kobiety coś we mnie porusza. Zdaje mi się, że jej oczy kogoś mi przypominają, tylko nie mogę przywołać w pamięci obrazu tejosoby.

Dotąd wmawiałem sobie, że zostanę z nią, dopóki do szpitala nie przybędą jej najbliżsi, lecz teraz, nawet będąc kulą u nogi, nie potrafię wyjść. Czuję nieodpartą potrzebę, by jejpomóc.

– Myślę, że przyda się nam jakaśkawa.

Kieruję wzrok na mężczyznę mniej więcej moim wieku. Zastanawiam się, kim jest, co wydaje mi się absurdem, ponieważ w moim wnętrzu ponownie pojawia się dziwne, palące uczucie. Gdybym miał je zdiagnozować u jednego z moich pacjentów, powiedziałbym, że tozazdrość.

– Może pomógłby mipan?

– Oczywiście. – Idę w kierunkuwyjścia.

– Greg, nie uważasz, że Josh może miećplany?

Jej zmęczony głos wywołuje we mnie poczucie winy. Ona powinna odpoczywać i być z rodziną, nie potrzebuje dodatkowych ludzi sterczących nad jejgłową.

– Nie mam, ale pomogę tylko twojemu… – wahamsię.

– Bratu – kończy za mnieKat.

Na jej słowa moje spięte ramiona momentalnie sięrozluźniają.

– Tak, bratu – powtarzam za nią i czuję zakłopotanie, kiedy w oczach całej czwórki pojawiają się wesołe iskierki. Chrząkam. – A potem zostawię was samych, zapewne potrzebujeszspokoju.

Szybko się zamykam, zanim palnąłbym jakieś głupstwo. W całej tej krępującej sytuacji wcale nie pomaga kpiący uśmiech jejbrata.

– Nie jestem zmęczona – mówi, ale ja swojewiem.

Każdy mój pacjent ma problem ze snem, dlatego jej słowa mogą zamydlić oczy jej rodzinie, lecz niemnie.

– I tak potrzebujesz odpoczynku, aby twoje ciało się zregenerowało. – Ponownie wchodzę w rolę lekarza, co nie uchodzi uwadze zebranychosób.

– Cieszę się, że jesteś. – Greg klepie mnie przyjacielsko po ramieniu. – Kat przyda się ktoś, kto ustawi ją dopionu.

Chociaż mam ogromną ochotę, nie zerkam na nią. Jej rodzina nie powinna odnieść mylnego wrażenia na temat naszejdwójki.

Gdyby przytrafiło się to innemu mojemu pacjentowi, postąpiłbym taksamo.

– Chodźmy po kawę – zmieniam szybkotemat.

Kiedy opuszczamy salę, jej brat od razu przystępuje doprzesłuchiwania.

– Możemy przez chwilę pogadać? – pyta.

– Jasne.

Przypuszczam, że chce zapewnienia, iż z jego siostrą jest wszystko wporządku.

– Kat przeżyła tragedię, w sumie każdy z nas miał trudny czas – westchnął. – Od samego początku nie potrafiła sobie z tym poradzić. Nieraz widziałem ją w takim stanie i za każdym razem serce mi się kraje. Przez dłuższy okres nie było żadnego incydentu, aż do dzisiaj. – Przełyka ciężkoślinę.

– Nie jestem w stanie powiedzieć ci za dużo o siostrze, ponieważ nie mieliśmy szansy się poznać. To było jej pierwsze spotkanie z moją grupą – mówię zgodnie zprawdą.

– Może mógłbyś ją namówić, by kontynuowała uczestniczenie w