Sekrety Florencji - Kasia Nowacka - ebook

Sekrety Florencji ebook

Kasia Nowacka

4,0

Opis

Oto przed Wami pierwsza część „Sekretów Florencji”, obejmująca dzielnice leżące po prawej stronie Arno. Skąd taki tytuł? Otóż myślę, że polski czytelnik o wielu ciekawostkach właśnie tutaj przeczyta po raz pierwszy.
Trzynaście rozdziałów opowiadających o San Lorenzo, San Marco, Duomo, Santa Croce, o miejscach znanych i przede wszystkim mniej znanych. Trzynaście rozdziałów opowiadających o Brunelleschim, Michale Aniele i Medyceuszach, o przedziwnych oknach, zagubionych rzeźbach, straconych głowach, o artystach, złodziejach, politykach, o miłości i nienawiści, o tym czego już nie ma i o tym, co wciąż jest, o tym, co ewidentne i o tym, co niewidoczne na pierwszy rzut oka...

W ostatnim rozdziale tej części znajdziecie spis lokalnych tradycji i fest, a na samym końcu mały słowniczek florenckich słówek i powiedzonek - język toskański to przecież kolebka dzisiejszego języka włoskiego.

Zapraszam Was na bardzo subiektywny spacer po jednym z najwspanialszych miast świata.

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 105

Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
Oceny
4,0 (22 oceny)
10
5
4
2
1
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.
Sortuj według:
Tsu23

Z braku laku…

Ciężko przebrnąć. Brak lekkości i nie mój klimat snucia opowieści.
00

Popularność




Kasia Nowacka

Sekrety Florencji

część I

© Copyright by Katarzyna Nowacka & e-bookowo 

Skład: Katarzyna Nowacka

ISBN: 978-83-8166-126-3

Wydawca: Wydawnictwo internetowe e-bookowo

www.e-bookowo.pl

Kontakt: [email protected]

Wszelkie prawa zastrzeżone.

Kopiowanie, rozpowszechnianie części lub całości

bez zgody wydawcy zabronione

Wydanie I 2020

Konwersja do epub A3M Agencja Internetowa

Spis treści
Kilka słów wstępu
ROZDZIAŁ 1
San Lorenzo
ROZDZIAŁ 2
San Marco
ROZDZIAŁ 3
Santissima Annunziata
ROZDZIAŁ 4
Duomo i okolice
ROZDZIAŁ 5
Piazza della Repubblica
ROZDZIAŁ 6
Piazza della Signoria
ROZDZIAŁ 7
Santa Croce
ROZDZIAŁ 8
Ponte Vecchio
ROZDZIAŁ 9
Santa Trinita
ROZDZIAŁ 10
Ognissanti
ROZDZIAŁ 11
Santa Maria Novella
ROZDZIAŁ 12
Czego jeszcze nie można pominąć...
ROZDZIAŁ 13
Festy i florenckie tradycje
ROZDZIAŁ 14
Słowniczek
Słówka i powiedzonka typowo florenckie
Podziękowania

Kilka słów wstępu

Moje zaprzyjaźnianie się z Florencją, uczenie się jej, zrozumienie, docenienie to proces długi i skomplikowany. Nie pokochałam jej za pierwszym ani też za drugim razem. Zachwycała mnie wprawdzie swoim pięknem, bo jakże Florencja może nie zachwycać, jednak nie chwyciła mnie za serce, a wręcz - jak się dziś głębiej nad tym zastanowię - początkowo byłam wobec Florencji niechętna.

Z toskańską stolicą jest trochę jak ze zjawiskowo piękną kobietą. Człowiek w duchu ją podziwia, ale jednocześnie myśli sobie, jak bardzo musi być zarozumiała, nieprzystępna, jak bardzo patrzy na wszystkich z góry.

Pokochałam Florencję w pewien paskudny, marcowy dzień. Dzień zimny, deszczowy, ponury, jakby na drugie imię miał listopad. Wydała mi się wtedy taka naturalna. To była wciąż ta piękna kobieta, ale jakby przyłapana bez makijażu, bez wyszukanego ufryzowania, bez korzystnego światła. To właśnie tamtego dnia po raz pierwszy usłyszałam opowieści o mentalności florentyńczyków, o roventino, o stuku końskich kopyt o bruk, o chłoptasiach rzucających niewybredne żarty. Nagle ta pyszna i dumna Florencja wydała mi się kimś bardzo bliskim, kimś, kto chce odsłonić swoje sekrety, porozmawiać, zabrać na spacer w nieznane zakątki, podarować widoki, o jakich nie śniło się poetom.

Z opowieści Mario:

„Pamiętam doskonale moment, gdy pierwszy raz przyjechałem do Florencji i poszedłem prosto pod Duomo, miałem 13 lat. Nigdy nie zapomnę, jak wielkie wrażenie wywarło na mnie to, co zobaczyłem, tego się nie da opisać. Ty możesz teraz jechać w jakieś miejsce, zachwycić się, ale to nie to samo, bo wszystko już widziałaś na zdjęciach, w Internecie, w telewizji. Wiesz, czego się spodziewać, możesz być zachwycona, ale nie ma już tego elementu zaskoczenia. Ja nie widziałem wcześniej Florencji nawet na fotografii. Poza tym, że jest piękna, miałem o niej blade wyobrażenie. Byłem chłopakiem z małej mieściny, stałem na placu i jak zaczarowany wpatrywałem się w kopułę Santa Maria del Fiore. To było nieprawdopodobne ...”

Tamte słowa Mario bardzo zapadły mi w serce i choć minęło kilka ładnych lat, za każdym razem, kiedy jestem we Florencji, zachwycam się na nowo i za każdym razem odkrywam też coś nowego. Czasem wydaje mi się, że aby dobrze ją poznać, jedno życie nie wystarczy. Jest pełna sekretów, legend, mitów, anegdot i oczywiście dzieł sztuki. Tak naprawdę to ona sama w sobie jest jednym, wielkim dziełem sztuki.

Oto przed Wami pierwsza część „Sekretów Florencji” obejmująca dzielnice leżące po prawej stronie Arno. Skąd taki tytuł? Myślę, że o wielu ciekawostkach polski czytelnik przeczyta po raz pierwszy właśnie tutaj.

Trzynaście rozdziałów opowiadających oSanLorenzo, San Marco, Duomo, SantaCroce, o miejscach znanych i przede wszystkim mniej znanych. Trzynaście rozdziałów opowiadających o Brunelleschim, Michale Aniele i Medyceuszach, o przedziwnych oknach, zagubionych rzeźbach, straconych głowach, o artystach, złodziejach, politykach, o miłości i nienawiści, o tym, czego już nie ma i o tym, co wciąż jest, o tym, co ewidentne i o tym, co niewidoczne na pierwszy rzut oka...

W ostatnim rozdziale tej części znajdziecie spis lokalnych tradycji i fest, a na końcu słowniczek florenckich słówek i powiedzonek - język toskański to przecież kolebka dzisiejszego języka włoskiego.

Zapraszam Was na bardzo subiektywny spacer po jednym z najwspanialszych miast świata.

Kasia z Domu z Kamienia

ROZDZIAŁ 1

San Lorenzo

Mercato Centrale

Z Toskańskich Notesów:

Na Mercato Centrale we Florencji każdego dnia od bladego świtu Graziella łuska bób, fasolę, groszek czy też przygotowuje inne sezonowe warzywa dla swoich klientów. Siedzi na krzesełku w przejściu obok swojego stoiska z nożykiem w ręku, ze skrzyneczką na kolanach i pracuje milcząca, skupiona na swoim zadaniu. Graziella ma ponad osiemdziesiąt lat i jest najstarszym sprzedawcą na florenckim targu.

Na florencki Mercato Centrale wracam dosyć często, choć muszę przyznać - nie tak często, jak dawniej. Dziś nie jest to już moje ulubione targowisko. Powodem tego jest fakt, że w ostatnich latach turyści przybywają tu coraz tłumniej, a do tego niektóre stragany zostały oddane w ajencję cudzoziemcom. To na pewno odbija się na lokalnym kolorycie i autentyczności. Nawet ja widzę zmiany, jakie zaszły tu na przestrzeni ostatnich kilkunastu lat.

Tak czy inaczej, jest to miejsce, którego nie można nie lubić. Smaki, jakie znajdziemy na tutejszych stoiskach, są przecież integralną częścią miasta, a samo miejsce zyskało miano kultowego.

Powstały pod koniec XIX wieku Mercato Centrale we Florencji to największy zabudowany targ spożywczy Europy. Najstarszą częścią, tą autentyczną, w której ocalało jeszcze trochę folkloru, jest parter. Pierwsze piętro natomiast powstało około 15 lat temu i dziś zajmują je wyłącznie „restauracje”. Jest to otwarta przestrzeń wypełniona stolikami i stoiskami, gdzie serwowane są najróżniejsze przysmaki - od typowego dla tego miejsca lampredotto, przez klasyczną pizzę czy piadinę, po sałatki, owoce morza, na chińskich pierożkach kończąc.

Dla mnie jednak Mercato Centrale to przede wszystkim parter, gdzie znajdziemy jeszcze stoiska i „botteghe” z długą historią i gdzie tę historię tworzą sami sprzedawcy.

Pracując na planie pewnego programu telewizyjnego, miałam okazję poznać całą galerię niezwykłych postaci. Przede wszystkim przesympatycznego dyrektora i oddelegowaną przez niego Lindę, której pomoc w nawiązywaniu dialogu ze sprzedawcami okazała się nieoceniona.

Do najciekawszych osobowości Mercato, poza wspomnianą na początku Graziellą, należą też bez wątpienia: właściciel jednego ze stoisk mięsnych Massimo, Giuliana sprzedająca krowie podroby, Lory z piekarni, która w swoim fachu zakochała się już jako mała dziewczynka, kiedy każdego dnia przed pójściem do przedszkola zatrzymywała się w forno (piekarnia), by kupić drugie śniadanie, oraz Giacomo, dziedzic rodu, zaopatrujący w trippę prawie całąToskanię od dziesięcioleci.

Bazylika San Lorenzo

Tuż nieopodalmercato wznosi się Bazylika świętego Wawrzyńca - San Lorenzo. Jest to jedno z najstarszych i najważniejszych miejsc kultu religijnego w centrum Florencji i znajduje się przy placu o tej samej nazwie.

Pierwsza świątynia, która nie przypomina wyglądem dzisiejszej, stała w tym miejscu już w IV wieku. Została konsekrowana w 393 roku jako katedra Florencji i pozostała nią przez kolejne trzysta lat (po niej tę funkcję przejęła SantaReparata). W XI wieku kościół był ponownie poświęcony i jednocześnie powiększony - powstał wtedy dziedziniec. Ostatnie ważne zmiany w jego konstrukcji zaszły w XV wieku. Wtedy to wyburzono nawet niektóre budynki, by świątynia mogła zostać powiększona. Mniej więcej w tym samym czasie powstała też słynna zakrystia, pierwotnie zwana zakrystią Brunelleschiego, potem Starą Zakrystią.

Z Toskańskich Notesów:

Zaczynam mój spacer od dziedzińca, od il Chiostro dei Canonici. Na jego środku stoi dorodne mandarynkowe drzewko. Oprócz mnie tylko garstka turystów. Cisza i spokój. W tym samym momencie, kiedy wchodzę na piętro, ciszę przerywa dzwon na Campanile Santa Maria del Fiore. Jest południe. Nigdy nie widziałam katedry z tej perspektywy, tkwię więc bez ruchu zapatrzona w dzieło Brunelleschiego, dopóki dzwon nie ucichnie.

Jednymz ważniejszych miejsc San Lorenzo jest słynna biblioteka. Przed wejściem do niej czuję, jak serce tłucze mi się w gardle. Wchodzę po finezyjnych schodach, które pięćset lat temu zaprojektował sam Michał Anioł, a kolana miękną mi z przejęcia. Cała Biblioteka Laurenziana to przecież jego dzieło. Długie na ponad 40 metrów pomieszczenie wypełnione jest po dwóch bokach ławkamii pulpitami, a pośrodku zachwyca finezyjną posadzką. Zachwyca tu absolutnie wszytko - również sufit i okna, w których odbija się pamięć o Medyceuszach.

Ławki i pulpity w bibliotece zostały zaprojektowane przez „Największego z wielkich” tak, by mogły pełnić dwie funkcje. Służyły nie tylko do lektury, ale również do przechowywania manuskryptów. Widoczne na frontach napisy informują o zawartości każdej z ławek. Wszystkie te księgi należały oczywiście do rodu Medyceuszy. Z pasją kolekcjonowali je najpierw Cosimo, potem jego wnuk Lorenzo il Magnifico. Zbiory liczą dziś ponad 3000 manuskryptów!

Z biblioteki przechodzi się do podziemi, gdzie można podziwiać skarby San Lorenzo - zdobione monstrancje, złocone kielichy... Często są tu również organizowane czasowe wystawy. Ostatnio była to ekspozycja poświęcona naturze i nauce. Rozpoznałam wiele eksponatów znajomych mi z La Specola. Jednak o wiele bardziej interesujące niż mszalne klejnoty i woskowe, wybebeszone ciała, zdają się dwie rzeczy.

Dwa szczególne groby.

To właśnie tu za żelazną „bramą” znajduje się grób Cosimo de’ Medici, który był bez wątpienia jedną z najważniejszych osobowości rodu Medyceuszy. Jego grób to prawdziwy symbol - jest bowiem nie tylko miejscem pochówku samym w sobie, ale jednocześnie potężnym filarem znajdującym się dokładnie pod głównym ołtarzem. Miał stanowić symbol tego, że Kosma był filarem nie tylko swojej rodziny, ale też kościoła. Niedaleko jego grobu znajduje się płyta nagrobna Donatello.

Pochowanie artysty obok Cosimo, w miejscu zarezerwowanym dla innych członków rodziny, miało odzwierciedlać ich prawdziwą przyjaźń, natomiast dzieła zdobiące kościół świętego Wawrzyńca są jednymi z najważniejszych w całym dorobku artysty.

Po śmierci Cosimo bazylika San Lorenzo stała się oficjalnym miejscem pochówku członków rodziny Medyceuszy.

Fasada samej bazyliki nigdy nie została ukończona. Na początku XVI wieku papież Leon X zorganizował konkurs na najciekawszy projekt. Udział wzięło kilku znanych artystów, wśród nich Giuliano da Sangallo i Raffaello. Ostatecznie jednak wygrał projekt Michała Anioła. Artysta przygotował drewniany projekt fasady San Lorenzo, który do dziś możemy oglądać w Casa Buonarroti. Niestety we Florencji nigdy nie został zrealizowany. Po dziś dzień Bazylika świętego Wawrzyńca ma surową, toporną i bardzo minimalistyczną fasadę - dokładnie taką, jak 500 lat temu. Projekt Michała Anioła nie poszedł jednak na marne, wykorzystano go w innej części Włoch. Inspirował się nim Cola dell’Amatrice przy zdobieniu fasady kościoła San Bernardino w Aquila.

Wnętrze kościoła to prawdziwe muzeum, skarbnica wielkich dzieł sztuki.

Nie ma tu jednak tablic informacyjnych, które opisywałyby ważne punkty.

Przy wejściu warto wziąć mapkę i według niej odszukać wszystkie opere.

Pulpity Donatello - prawdziwy majstersztyk, podobno to z nich swe kazania głosił Savonarola, fresk Bronzino przedstawiający męczeńską śmierć Wawrzyńca, sarkofag Piero de’ Medici autorstwa Verrocchia i w końcu SagrestiaVecchia, czyli Stara Zakrystia, gdzie dopełniają się nawzajem geniusz Brunelleschiego i geniusz Donatella. Tego naprawdę nie można przegapić!

Mówi się, że wymalowane na sklepieniu w zakrystii maleńkie planetario jest dokładnym odbiciem nieba nad Florencją w lipcu 1442 roku.

Kaplice Medyceuszy

Kaplice podzielone są na trzy główne części: krypta, Kaplica Książąt oraz „Sagrestia Nuova”. Inicjatorem ich powstania był kardynał Gulio de’ Medici, późniejszy papież Klemens VII, który chciał, by jego przodkowie znaleźli godne miejsce pochówku. W krypcie spoczywają mniej zasłużeni i jednocześnie mniej znani członkowie rodu, w Kaplicy natomiast pochowano sześciu Wielkich Książąt Toskanii.

Cappella dei Principi zdobiona jest marmurem, inkrustowana kamieniami -koralem, lapis lazuli i granitem. Początkowo sprowadzano kamienie z zagranicy, aż w końcu całe przedsięwzięcie stało się przyczynkiem do utworzenia przez Wielkiego Księcia słynnego do dziś Opificio delle Pietre Dure.

Kaplicę zwieńczono imponującą kopułą. Jej wnętrze miało być wyłożone drogocennym kamieniem, jednak w tamtym czasie ród chylił się już ku upadkowi, a co za tym idzie, nie było funduszy na takie ekstrawagancje i ostatecznie pokryto sklepienie freskami. Kopuła Kaplicy Medyceuszy jest drugą co do wielkości florencką kopułą zaraz po SantaMaria del Fiore.

Z Cappella dei Principii przechodzi się do Nowej Zakrystii. To właśnie tu miłośnikom rzeźby serce zaczyna drżeć ze wzruszenia. SagrestiaNuovazbudowana została w pierwszej połowie XVI wieku przez MichelangeloBuonarroti, który poświęcił jej dziesięć lat pracy. Znajdziemy tu „Dzień i Noc”, „Świt i Zmierzch” - przez wielu uważane za jedne z jego najważniejszych dzieł. Zdobią one sarkofagi Giuliano - księcia Nemours i Lorenzo - księcia Urbino. Tutaj też pochowani są słynny Lorenzo il Magnifico i jego brat Giuliano, którzy jednak nie doczekali się imponujących sarkofagów. W 1534 roku, nie dokończywszy dzieła, Michelangelo definitywnie opuścił Florencję.

Warto wspomnieć, że w minionym wieku we wnęce zakrystii odkryto na ścianie rysunki Michała Anioła. Jest tu też podobno sekretny tunel, którego ściany również opatrzone są szkicami artysty (służyły prawdopodobnie przy tworzeniu nagrobnych dzieł).

ROZDZIAŁ 2

San Marco

KLASZTOR SAN MARCO - Beato Angelico, Savonarola i Medyceusze

Na SanMarco trafiłam dosyć późno. Nie mogłam sobie darować, jak to się stało, że miejsce tak zdumiewające wciąż odkładałam na potem. Tym bardziej, że jest to jedna z najważniejszych lokalizacji w życiu Beato Angelico, mnicha - artysty wywodzącego się przecież z „mojego” Mugello!

Bazylika, do której wstęp jest bezpłatny, stanowi część imponującego kompleksu klasztornego. Kościół ma jedną nawę, po bokach której znajdują się kaplice zaprojektowane przez Giambolognę. To jednak nie kościół, a przylegające do niego Museo San Marco kryje prawdziwe skarby. Bilet kosztuje 9 euro, ale zaręczam, że to będą bardzo dobrze wydane pieniądze!

Na SanMarco zawitałam w pewien wrześniowy ciepły poranek i zaraz po wejściu do środka ujrzałam oblany słońcem, przepiękny dziedziniec, po którym oprócz mnie przechadzała się jeszcze tylko garstka turystów i studenci czy też licealiści „skrobiący” z zapałem w wielkich szkicownikach. Cisza i spokój...

Kompleks klasztorny został zaprojektowany na życzenie Cosimo de’ Medici przez Michelozzo i zasłynął przede wszystkim za sprawą dwóch nazwisk. Żył tu i tworzył Beato Angelico, znany w Polsce jako Jan z Fiesole lub Fra Angelico, oraz Girolamo Savonarola, który spędził tu część swojego życia i to stąd właśnie został zabrany, a następnie powieszony i spalony na stosie na Piazza della Signoria.

SanMarco to niezwykłe miejsce. Daje okazję, by zanurzyć się w dawnych dziejach miasta, a jednocześnie podziwiać imponującą architekturę i kontemplować prawdziwe dzieła sztuki...

Sala dell’Ospizio, do której wchodzi sięz dziedzińca, to miejsce poświęconeBeato Angelico. Znajduje się tutaj największy zbiór jego słynnych dzieł. Jak wspomniałam wcześniej, Beato Angelico to obok Giotto największy artysta urodzony na terenach obecnego Mugello. Przybył do SanMarco w latach trzydziestych XIV wieku i przez kilkanaście lat zdobił freskami cele mnichów. Niezwykle poruszające jest móc stanąć z nimi twarzą w twarz. Freski przedstawiają sceny z życia Chrystusa.

Być może nie wszyscy wiedzą, że w 1983 roku Fra Angelico został beatyfikowany przez Jana Pawła II i jednocześnie ogłoszony patronem artystów i ludzi kultury.

Z innych ważnych dzieł sztuki znajdziemy tu Cenacolo Ghirlandaia. Zdobi ono ścianę w Refettorio - jest to jedno z jego trzech malowideł przedstawiających Ostatnią Wieczerzę. Tuż obok, w kolejnych salach, wystawiono między innymi obraz Madonna con la cintola Ridolfo del Ghirlandaio, który był synem wspomnianego wcześniej artysty, oraz obraz „Opłakiwanie Chrystusa” Suor Plautilli Nelli (o nim opowiem więcej w innym rozdziale).

Największą atrakcją kompleksu są według mnie znajdujące się na piętrze cele mnichów. Jest ich około czterdziestu i wszystkie, jak wspomniałam wcześniej, zdobione są sugestywnymi freskami Beato Angelico. Dodatkowo w ostatnim czasie w dwóch celach pod podłogą odkryto średniowieczne malowidła.

Ogromne wrażenie robi też XV-wieczna biblioteka, w zbiorach której możemy podziwiać kilkusetletnie księgi należące do Medyceuszy. To właśnie z inicjatywy Lorenzo il Magnifico biblioteka została powiększona i wzbogacona kolejnymi manuskryptami.

Wśród cel dwie szczególnie przyciągają uwagę - cela Cosimo de’ Medici oraz Girolamo Savonaroli. Ta druga wzbogacona jest gablotami zawierającymi osobiste przedmioty jednego z najsłynniejszych kaznodziejów i reformatorów.

Ciekawy obiekt stanowi też jeden z najsłynniejszych florenckich dzwonów - dziś w stanie spoczynku - wyeksponowany w jednej z sal klasztornych. Dzwon wykonywał swoją pracę do końca XV wieku i przypuszcza się, że powstał w bottedze Donatello. Nazwano go La Piagnona - płaczka, łzawa, płaczliwa. Skąd taki przydomek? Otóż dzwon wzywał wiernych na kazania Savonaroli, które były podobno tak porywające, że doprowadzały słuchaczy do łez, dlatego też nazywano ich Piagnoni, a w konsekwencji również dzwon - La Piagnona. Najważniejszy epizod w jego dziejach miał miejsce pewnej kwietniowej nocy 1498 roku, kiedy to aresztowano Savonarolę. La Piagnona zaczęła dzwonić, gdy organy ścigania zbliżały się do klasztoru. Jej bicie miało wezwać wyznawców kaznodziei, by stanęli w jego obronie. Wiernych zjawiła się ostatecznie tylko garstka, w dodatku źle uzbrojonych. Po kilku godzinach oporu Savonarola został pojmany.

Nieprawdopodobnym wydaje się to, że za próbę zwołania posiłków ukarany został nawet dzwon. Na rozkaz Jacopo Nerli - ówczesnego gonfaloniere, zostałzdjęty z dzwonnicy i na wozie ciągniętym przez osłyprzetransportowany do kościoła franciszkanów San Salvatore al Monte. Mnisi znani byli z postawy opozycyjnej wobec głoszonych przez Savonarolę reform.

Wyprawie przez miasto towarzyszyło biczowanie kata i wygrażanie ludu. Dzwon podobno zamilkł na zawsze i wieki całe minęły nim pod dawny adres powrócił. Dziś możemy go oglądać w Sala del Capitolo klasztoru SanMarco.

Ostatnia Wieczerza Sant’Apollonia.

Może to było przy drugim, a może przy trzecim Cenacolo Florencji? Dokładnie nie pamiętam... W każdym razie postawiłam sobie wtedy za punkt honoru, że odwiedzę wszystkie Ostatnie Wieczerze, jakie znajdują się w mieście i na jego obrzeżach. Powiem więcej - nie tylko odwiedzę, ale też obiecałam sobie, że „nauczę się ich na pamięć”.

Dziś mogę powiedzieć, że widziałam już ponad połowę „wieczerników”, ale myślę, że nim druga część „Sekretów Florencji” zostanie ukończona, będę mogła z dumą powiedzieć: Widziałam już wszystkie. O istnieniu większości z nich dowiedziałam się, kiedy w swej naiwności zaczęłam być przekonana, że Florencja nie jest mnie w stanie już niczym zadziwić.

Z Florencją tak już jest - zaskakuje, zachwyca bez ustanku, nawet po latach i jestem pewna, że kiedy ten przewodnik trafi w Wasze ręce, ja będę żałować, że pospieszyłam się z jego publikacją, bo pewnie znów znajdę, odkryję coś nowego.

Tymczasem zabieram Was do muzeum klasztoru Sant’Apollonia. Oto miejsce bez turystów, bez opłat za wstęp, miejsce z duszą, miejsce, w którym mieszka sztuka. Sztuka, która przez wieki pozostawała w ukryciu.

Pomieszczenia, w których obecnie znajduje się muzeum, są częścią dawnego klasztoru benedyktynek powstałego w tym miejscu w pierwszej połowie XIV wieku. Niedługo potem z inicjatywy matki przełożonej Cecilii Donati kompleks został unowocześniony i powiększony. Efektem tych modernizacji był dziedziniec i refektarz. Przestrzenne, doświetlone oknami pomieszczenie, wykończone kasetonowym sufitem miało być ozdobione - wedle ówczesnego zwyczaju - malunkiem przedstawiającym Ostatnią Wieczerzę. Wykonanie fresku przełożona klasztoru powierzyła młodemu artyście z Mugello - Andrea del Castagno.

Scena Ostatniej Wieczerzy przedstawiona jest tak, jakby rozgrywała się w przebogatym pomieszczeniu, w zabudowanej loży dopracowanej przez artystę w najdrobniejszych szczegółach. Miejsce jednak nieco przytłacza ciężkością kolorów, obecnością drogocennego kamienia. Z tą ciężkością natomiast doskonale komponują się ostre rysy twarzy apostołów - silne i wyraziste. Nie ma tu lekkości i świeżości, jak na przykład u Ghirlandaia.