Sekretne życie emocji. Mały przewodnik filozoficzny - Gaspari Ilaria - ebook + audiobook

Sekretne życie emocji. Mały przewodnik filozoficzny ebook

Gaspari Ilaria

0,0
44,99 zł

lub
-50%
Zbieraj punkty w Klubie Mola Książkowego i kupuj ebooki, audiobooki oraz książki papierowe do 50% taniej.

Dowiedz się więcej.
Opis

Jak często nie ufasz własnym emocjom?

Czy zdarzyło ci się tłumić płacz, by nie okazać słabości?

Nie jesteś pierwszy!

Każda odczuwana przez nas emocja ma swoją historię – historię ludzi, którzy jej doświadczali, badali ją, którzy o niej opowiadali i śpiewali.

Ilaria Gaspari zaprasza wielkich myślicieli, poetów i pisarzy do rozmowy o naturze emocji – od Seneki do Schopenhauera, od Szekspira do Szymborskiej. Filozoficzne refleksje łączy z własnymi doświadczeniami, by pokazać, że tylko kiedy pozwolimy sobie na wszelkie emocje, jesteśmy w pełni ludźmi i mamy szansę otworzyć się na doświadczanie świata.

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi lub dowolnej aplikacji obsługującej format:

EPUB
MOBI

Liczba stron: 209

Data ważności licencji: 2/8/2028

Oceny
0,0
0
0
0
0
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.



Tytuł oryginału

VITA SEGRETA DELLE EMOZIONI

Copyright © 2021 by Ilaria Gaspari, Published by arrangement with

The Italian Literary Agency and Graal Literary Agency

Copyright © for the translation by Natalia Mętrak-Ruda

Projekt okładki i wyklejki

Eliza Luty

Redaktorka nabywająca

Eliza Kasprzak-Kozikowska

Redaktorka prowadząca

Agnieszka Narębska

Adiustacja

Anna Śledzikowska / Wydawnictwo JAK

Korekta

Maria Armata / Wydawnictwo JAK

Janina Burek / Wydawnictwo JAK

ISBN 978-83-240-9066-2

Książki z dobrej strony: www.znak.com.pl

Więcej o naszych autorach i książkach: www.wydawnictwoznak.pl

Społeczny Instytut Wydawniczy Znak

ul. Kościuszki 37, 30-105 Kraków

Dział sprzedaży: tel. 12 61 99 569, e-mail: [email protected]

Wydanie I, Kraków 2025

Na zlecenie Woblink

woblink.com

plik przygotował Jan Żaborowski

Emocje mają rację

Atak kaszlu

Kiedy miałam dziewięć lat, pierwszy raz poszłam do La Scali – na balet Romeo i Julia Prokofiewa. Pamiętam z tamtego wieczoru wiele rzeczy: scenografię, ogromny żyrandol, aksamit, blichtr, foyer, gdzie wszyscy pili wino. Tancerzy, sceny, kostiumy… Byłam pełna entuzjazmu. Nie pasował mi tylko jeden drobiazg. Zalecenia były jasne: nie robić hałasu, nie rozmawiać. W teatrze nie wolno nawet kaszlnąć.

Ale co mam zrobić, jeśli zachce mi się kaszleć? Teatralna etykieta była nieubłagana. Kichanie, ziewanie, mamrotanie, kasłanie: zabronione.

I tak przez cały wieczór, choć wstrzymywałam oddech i nie odrywałam wzroku od sceny, zachwycona pięknem mojego pierwszego „dorosłego” wieczoru, myślałam tylko o kaszlu. Powtarzałam sobie, że nie mogę kaszlnąć; chociaż wcale nie byłam przeziębiona, tak bardzo skupiłam się na jednej obsesyjnej myśli – „nie-mogę-kaszlnąć-nie-mogę-kaszlnąć”, że pod koniec spektaklu ochrypłam.

Wszystkim się to kiedyś zdarzyło, prawda? Mówią ci: nie śmiej się, a ciebie ogarnia nagłe rozbawienie, powstrzymujesz chichot, nie dajesz rady, wybuchasz. Mówią ci: nie płacz, to nie pora! I im częściej to powtarzają, tym bardziej szczypią cię oczy i nos, a gdy powtarzają to raz jeszcze, jest już za późno.

Byłam emocjonalną dziewczynką, emocjonalną nastolatką, a teraz jestem emocjonalną kobietą. Niewiele trzeba, by mnie zaniepokoić, łatwo się wzburzam, wzruszam, miewam zmienne nastroje. Płaczę na filmach, także niedobrych, płaczę, kiedy mam pożegnać się z kimś, kto wyjeżdża, a także wtedy, kiedy to ja wyjeżdżam; zapominam finałowe sceny z książek, bo smuci mnie, że rzeczy się kończą. Czasem czuję, jak serce eksploduje mi z radości, a chwilę później pada na mnie cień. Przechowuję wszystko: bilety, pocztówki, kupony zniżkowe, próbując zapamiętać, kim byłam i kim jestem, chcąc pozostawać w połączeniu z tym, co przeżyłam.

Zdarzało mi się wybuchać płaczem w niewłaściwych momentach – kiedy nie powinnam była sobie na to pozwolić. Ostatnio zdarzyło się to podczas zdalnego spotkania: zapewniam, że łzy na zoomie są równie żenujące. Czy się zawstydziłam? Oczywiście. Nie chciałam okazywać słabości, ale jak to się mówi: to było silniejsze ode mnie. No dobrze, pomyślałam sobie: kto powiedział, że łzy czynią mnie gorszą? Płakać rzecz ludzka, z najróżniejszych powodów każdemu się to zdarza.

Potrzebowałam wiele czasu, by zrozumieć, że być emocjonalnym nie oznacza bycia niestabilnym czy rozchwianym, oznacza raczej, że jesteśmy żywi, wrażliwi, otwarci na doświadczanie świata.

* * *

Żyjemy w społeczeństwie, w którym do emocji z jednej strony nas się zniechęca, uznając je za oznakę słabości i powód do wstydu, bo otwierają blizny, które zbytnio przypominają najgłębsze rany odczuwane przez osobę pozostającą pod ich wpływem; z drugiej strony są one demonstrowane z fachowym ekshibicjonizmem, niczym medal, i obserwowane z voyeurystycznym zacięciem. Dla wielu mężczyzn wciąż niestosowne jest okazywanie łez czy słabości, przyznanie, że życie nimi wstrząsa, porusza ich, przewraca. Choć przecież zdarza się to wszystkim.

Dla wielu kobiet fakt, że uznaje się je za emocjonalne, a zatem niestabilne, oznacza ciągłe odzieranie ich z autorytetu w pracy, w polityce, w życiu; nawet kiedy retoryka emocjonalności i empatii dowartościowuje je i uświęca, emocjonalność wciąż widziana jest jako cecha ofiary, która umniejsza nie tylko daną osobę, ale i same emocje.

* * *

Ileż to razy tłumimy coś, bo wstydzimy się cudzego spojrzenia albo uważamy, że nie mamy prawa czuć tego, co czujemy? Zdarza się nawet, że z poczucia winy wmawiamy sobie, że nie czuliśmy niczego. A to dlatego, że przyzwyczailiśmy się do nieufności wobec emocji; oduczyliśmy się ich języka.

Jednak także lęk przed obnażeniem się, wstyd przed ukazaniem tego, co czujemy, zazdrość wobec tych, którym przychodzi to z łatwością, to nic innego jak właśnie emocje.

I tak po tym, gdy nie zaufaliśmy temu, co poczuliśmy za pierwszym razem, znajdujemy się w impasie: z tego, co stłumiliśmy, zrodziło się coś innego, silniejszego i potężniejszego, co może nas zdominować. Wstyd, lęk: „smutne pasje”, podstępne, bo zmuszają nas, byśmy kręcili się w kółko, oddalają nas od innych ludzi, nie pozwalają robić postępów, dogłębnie się poznać – a to warunek konieczny nadziei na szczęście. Tym ważniejsze staje się to, by spróbować poznać swoje i cudze emocje. Także te smutne, żeby nie pozwolić im się więzić i szantażować. Tym ważniejsze więc, by próbować się wydobyć z emocjonalnego analfabetyzmu, który prowadzi do nieporozumień, a czasem nawet do przemocy.

Dla każdego z nas podziw, miłość, nienawiść i żądza, radość i smutek1 mają inną twarz, wyrażają jakąś tajemnicę związaną z doświadczeniem, które odwołuje się do wspomnienia, zapachu, człowieka, epizodu, szczególnego śladu w pamięci i do każdego z tych słów; ale jednocześnie wszyscy czujemy te emocje. Silni i słabi, szczęśliwi i nieszczęśliwi, weseli i melancholijni. Rzeczywiście, chociaż mają dla nas znaczenie osobiste, prywatne, często na granicy niewypowiedzianego, potrafimy je rozpoznać u innych. Pomyślcie tylko: bardziej znajome wydadzą wam się obrzydzenie, czułość i zaskoczenie kogoś, kogo kochacie i u kogo obserwujcie marszczenie się rysów twarzy – wyrażające dany stan ducha – niczym fal na powierzchni wody, niż wasze własne, o ile tylko nie spędzacie życia przed lustrem. Jako małe dzieci uczymy się odczytywać emocje z twarzy tych, którzy nas kochają i się nami opiekują; i przez całe życie ktoś będzie odczytywał nasze, nawet kiedy nie będziemy zdawać sobie z tego sprawy. Pozwalają nam komunikować się uniwersalnym językiem, którego uczymy się właśnie dlatego, że łączy nas z innymi; emocje dotyczą bowiem wszystkich, trafiają wszystkich. Tłumienie ich lub ostentacyjne podkreślanie, które je odmienia i tym samym czyni nieszczerymi, to kłopot, ale też ryzyko – to jak skazywanie samych siebie na chrypę w teatrze, kiedy zabroniono nam kaszleć.

Filozofia koi ból

Czym właściwie jest emocja?

Jest to słowo stosunkowo nowe – w odróżnieniu od koncepcji, do której się odnosi, zmieniającej się w zależności od tego, jak na nią patrzymy i jak o niej mówimy.

Nim nadano im aktualną nazwę, zjawiska, które nazywamy dziś emocjami, przez wiele wieków i w wielu językach, poczynając od greckiego πάσχειν (pàschein) i łacińskiego odpowiednika pati (dosłownie: patire, „cierpieć”), nazywano „pasjami”. Termin „pasja” zawiera w sobie element pasywności: bierności duszy, kiedy ciało jest aktywne, jak opisuje Kartezjusz w swoim klasycznym, siedemnastowiecznym traktacie Namiętności duszy. U podstaw tej dialektyki leży uprzedzenie wobec ciała, które stanowi ciężar (wł. peso) i ograniczenie co do wolności i rozwoju duszy; tak jakby to, co czujemy, co zakotwicza nas w świecie zmysłowym, było przeszkodą w naszej duchowej i intelektualnej doskonałości. Mimo to już od czasów antyku filozofowie i lekarze interesowali się badaniem pasji: linia prowadząca od Retoryki Arystotelesa do scholastyki stopniowo kształtuje przekonanie, że manifestacje naszego czucia mogą zostać sklasyfikowane jako część systemu cnót i wad. W tradycji medycznej zresztą mamy tak zwaną teorię humoralną – od czasów Hipokratesa dociera ona aż do renesansu i nigdy całkiem nie zanika, podtrzymywana przy życiu przez całe średniowiecze przez medycynę islamską, która rozpoznaje w ludzkim ciele cztery podstawowe substancje („humory”); z ich wzajemnych proporcji rodzą się nie tylko poszczególne charaktery i osobowości, lecz także właśnie stany ducha. Zgodnie z tą tezą, która łączy medycynę, fizjonomikę i badanie osobowości, wszystkie istoty ludzkie dają się sprowadzić do czterech fundamentalnych temperamentów, w zależności od tego, który z czterech zidentyfikowanych przez Galena humorów u nich przeważa: u choleryka dominuje żółta żółć, u melancholika czarna żółć, u flegmatyka – flegma, u sangwinika zaś, co logiczne, krew.

* * *

W połowie XVII wieku, kilka lat po Kartezjuszu, nonkonformistyczny i genialny filozof Baruch Spinoza wprowadza do słownika emocji hasło alternatywne wobec „pasji”: „afekt” – po łacinie affectus – by uwolnić czucie od domniemanej bierności. Spinoza utrzymuje, że każde rozumowanie na temat człowieka musi uwzględniać to, co czujemy, jako że to właśnie pozwala nam budować wiedzę o świecie. Że nie powinniśmy wątpić w to, co mówi nasze ciało. Że zamykanie się w czystej racjonalności jest niewłaściwe, bo nie jesteśmy ani tylko ciałem, ani tylko umysłem, ani też ciałem marionetką , w które wdmuchana została dusza; jesteśmy ciałem i umysłem jednocześnie.

Tymczasem w Londynie lekarz Thomas Willis intensywnie pracował nad sekcjami zwłok wisielców. Kiełkowała w nim hipoteza, jakoby u źródła manifestowanych emocji – drżeń, wstrząsów – znajdowało się coś bardzo cielesnego: cieniutka siatka układu nerwowego. Nie było potrzeby wciągać w to wszystko duszy, bierności, humorów i temperamentów.

Szkot Thomas Brown był filozofem i poetą, który zmarł młodo w 1820 roku; to jemu zawdzięczamy wprowadzenie na szeroką skalę słowa emotion w odniesieniu do tego, co nazywamy dziś emocją. Jest to kalka z francuskiego émotion: nie neologizm, ale już istniejące słowo, które jednak do tej pory miało znaczenie dość mętne (oznaczało coś w rodzaju „uruchamiania”, oscylacji).

Dopiero w połowie XIX wieku2 coraz częściej mówi się o emocjach, które różnią się od pasji ze względu na oddalenie od pasywności, ale różnią się też od uczucia, innego fundamentalnego pojęcia w tym słowniku. W odróżnieniu bowiem od uczucia, które jest tym, co czujemy w sposób świadomy3, emocja jest, przynajmniej na pierwszy rzut oka, czymś bardziej nagłym, somatycznym, nieświadomym. Emocja to „skomplikowana reakcja”, której towarzyszy często manifestacja mimiczna – wyraz twarzy czy zachowanie – składająca się ze zmiany fizjologicznej i subiektywnego doświadczenia, które moglibyśmy już określić uczuciowym. W doświadczeniu emocjonalnym biorą zatem udział zarówno umysł, jak i ciało: Spinoza miał rację.

* * *

Epikur napisał, że wszelkie filozoficzne rozważanie, które nie leczy jakiegoś bólu ludzkiej duszy, jest zbędne: i rzeczywiście filozofia starożytna swoją mądrość oddała na służbę człowiekowi i jego powołaniu do szczęścia (które świat klasyczny rozumie nie jako tymczasowy, przejściowy stan, ale jako ciągłą drogę do samodoskonalenia), uznając ponadto, że dominacja nad pasjami wymaga odwołania się do rozumu, odizolowania się od wzburzonych fal życia, pozostawania niewzruszonym – ataraksji – i niezależnym od tego, co dzieje się wokół – autarkii.

Jednak autarkia i ataraksja nie są dla każdego, przeciwnie: istnieje uzasadnione podejrzenie, że pozostawanie niewzruszonym, zdystansowanym i samowystarczalnym pozbawia nas ważnej części życia4. Że to szczęście, pozbawione swojego najbardziej nagłego aspektu, bezpośredniego kontaktu z czuciem, staje się czymś zbyt abstrakcyjnym i odległym.

Bo z drugiej strony, jak zauważa filozofka Martha Nussbaum, istnienie emocji dowodzi, że nie jesteśmy samowystarczalni. A gdybyśmy spróbowali zatem poszukać alternatywy dla ataraksji? By poznać emocje, ale nie pozwolić im się zdominować, nie cierpieć z ich powodu ani ich nie tłumić, tylko je przeżywać, powinniśmy przede wszystkim nauczyć się ich języka.

Emocje, których doświadczamy, czynią nas ludźmi, ale jeśli nie chcemy pozwolić, by zmieniły się w „smutne pasje”, powinniśmy zaufać temu, co mówią nam o nas samych, ale także o innych: alfabet emocji bowiem, zapisany w wyrazach twarzy, poznajemy, kiedy widzimy go u innych ludzi; na te reakcje fizyczne, wraz z ich ewolucyjnym dziedzictwem i komponentem biologicznym, wpływają także wewnętrzne procesy nieświadomego umysłu, subiektywne doświadczenie.

* * *

Każda z odczuwanych przez nas emocji ma swoją historię, tworzoną także przez wszystkich tych ludzi, którzy ją wcześniej odczuwali, wypowiadali, opiewali, odkrywali, badali. Historia emocji, ich przemian i sekretnego życia, związana jest nie tylko z filozofią, która tworzyła paradygmaty obserwowania ich i badania, ale także z literaturą i poezją, która dla Williama Wordswortha, jednego z pierwszych nowoczesnych teoretyków emocji, jest niczym innym, jak „emocją odzyskaną w chwili spokoju”, an emotion recollected in tranquillity.

Tam, gdzie rosną możliwości filozofii, która pozwala nam się rozgryźć, wyrasta literatura, która daje nam narzędzia pozwalające nam opowiedzieć o swoim człowieczeństwie. O tym, że jesteśmy świadomi, że nasz czas jest ograniczony, chociaż nie znamy jego dokładnych granic; że jesteśmy jednocześnie wyjątkowi i fundamentalnie podobni do innych i że podczas fascynującej i pełnej niespodzianek podróży musimy uzyskać prawo do mówienia „ja”, żeby móc potem powiedzieć „my”, otworzyć się na świat i na innych ludzi.

* * *

Michel de Montaigne przystąpił do pisania Esejów, planując stworzyć zbiór słynnych cytatów, tak modną w okresie renesansu antologię antycznych maksym; szybko zdał sobie sprawę, że nie potrafi cytować słów zapisanych wiele wieków wcześniej przez ludzi, których może poznać jedynie za pośrednictwem myśli i słów, jakie zapisali na papierze (czy pergaminie), jeśli nie odda jednocześnie refleksji nad samym sobą. Jeśli sam nie wkroczy na scenę ze swoim ja, które odkrywa w toku pisania jako fragmentaryczne, sprzeczne, ambiwalentne; ze swoimi myślami, nieumiarkowaniem, bólem nerek, ze swoimi bliznami – które być może ukrywał, o co oskarżał go potem Rousseau – wykorzystując poruszone, impresjonistyczne pociągnięcia pędzla, którymi jako pierwszy w historii ważył się namalować swój portret. W tej namiętnej, głębokiej, jaskrawej i żywej opowieści o sobie samym zdradza nam najwspanialszy sekret człowieczeństwa: choć jesteśmy tak różni i tak od siebie odlegli z powodów historycznych, kulturowych czy osobistych, sam fakt, że jesteśmy ludźmi, pozwala nam mówić do siebie przez stulecia, być sobie współczesnymi, nawet kiedy oddziela nas od siebie otchłań czasu.

* * *

Ta emocjonalna podróż składa się z etapów: każdy etap, na którym rekonstruujemy dzieje słów, pozwalających nam wypowiedzieć to, co czujemy (pamiętając, że nie istnieją definitywnie dobre ani złe emocje), próbuje dokonać recollection in tranquillity, odnaleźć emocje we wspomnieniu, stworzyć szkic do autoportretu, fragmentaryczny, złożony, niedoskonały. W naszej wrażliwości wszyscy jesteśmy do siebie podobni; rozpoznanie własnej emocjonalności oznacza właśnie zyskanie świadomości, że nie jesteśmy samowystarczalni, że mamy potrzeby i to właśnie one czynią nas ludźmi.

Dedykuję tę książkę wszystkim zaniepokojonym, zagubionym, wzburzonym, niepełnym.

Dalsza część w wersji pełnej

1 To sześć uczuć pierwotnych wedle klasyfikacji, jaką proponuje Kartezjusz w Namiętnościach duszy. Klasyfikacja emocji do dzisiaj jest przedmiotem dyskusji: wiele badań z zakresu psychologii ewolucyjnej potwierdza, że istnieją pewne emocje „fundamentalne”, których liczba waha się od sześciu do ośmiu. Mają to być emocje wyrażane w ten sam sposób na całym świecie (lista obejmuje zazwyczaj: obrzydzenie, zaskoczenie, strach, gniew, radość i smutek, ale nie miłość, która jest zbyt mocno związana z konkretnymi rytuałami społeczno-kulturowymi). Istnieją w każdym razie różne teorie i paradygmaty kategoryzujące emocje. Książka ta bynajmniej nie pretenduje do stworzenia wyczerpującej klasyfikacji; ma być raczej drogą, krótką emocjonalną podróżą, która poczynając od emocji związanych ze świadomością czasu (żmudną i głęboko człowieczą), poprzez te związane z konfliktem pomiędzy „ja” a „innym” w tworzeniu (niemożliwej) definicji granic tożsamości, prowadzi do otwarcia się na świat, jakie wynika z wzajemnego rozpoznania.

2 Użycie tego pojęcia uprawomocnia esej Charlesa Darwina The Expression of Emotions in Man and Animals (wydany w Polsce jako Wyraz uczuć u człowieka i zwierząt w przekładzie Konrada Dobrskiego – przyp. tłum.), monumentalna analiza ekspresji emocji, która podkreśla podobieństwa między człowiekiem a – przede wszystkim – naczelnymi na potwierdzenie Darwinowskiej teorii ewolucji. Esej, opublikowany w 1872 roku po wielu latach namiętnych badań, odniósł ogromny sukces. Następnie teoria odeszła w zapomnienie aż do lat 70. XX wieku, kiedy to odrodziła się etologia.

3 Wł. sentimento – uczucie, sentire – czuć; w języku polskim sentyment oznaczać będzie uczucie sympatii i przywiązania, ale też uczuciowość – kierowanie się uczuciami, a nie zdrowym rozsądkiem (przyp. tłum.).

4 Twierdził tak już Spinoza, który uważał, że doświadczenie afektu jest istotne także dla konstrukcji pojęć pozwalających nam kroczyć ku poznaniu.