Rozmowa z kotem - Małgorzata Biegańska-Hendryk - ebook + książka

Rozmowa z kotem ebook

Biegańska-Hendryk Małgorzata

0,0
37,99 zł

lub
-50%
Zbieraj punkty w Klubie Mola Książkowego i kupuj ebooki, audiobooki oraz książki papierowe do 50% taniej.
Dowiedz się więcej.
Opis

Kompleksowy poradnik, który zabiera czytelnika w podróż po kocim świecie. W dziesięciu rozdziałach autorka prowadzi czytelnika przez rozmaite zagadnienia: od organizacji kociej przestrzeni, przez komunikację, żywienie aż po kwestie zdrowotne i opiekę nad kotem starszym. Wszystko to poparte solidną dawką naukowych badań oraz doświadczeniem zawodowym kociej behawiorystki. Ta książka to kompendium praktycznej wiedzy o tym, jak właściwie dbać o kota, spełniając jego gatunkowe potrzeby.

Małgorzata Biegańska-Hendryk – technik weterynarii, zoodietetyk kotów, dyplomowana behawiorystka zwierząt towarzyszących. Od 2012 r. buduje markę Kocibehawioryzm.pl, pomagając opiekunom w lepszym zrozumieniu swoich kocich towarzyszy. Prowadzi konsultacje, szkolenia i webinary, publikuje artykuły w prasie specjalistycznej, jest też autorką edukacyjnego bloga dla miłośników kotów, a także dwóch książek i gry edukacyjnej dla dzieci. Od października 2019 r. wykłada w Wyższej Szkole Europejskiej w Krakowie w ramach autorskiego kierunku: behawiorystyka zwierząt towarzyszących – koty. Jest opiekunką czterech kocich indywiduów: Stefana, Buni, Kiwi i Opka.

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi lub dowolnej aplikacji obsługującej format:

EPUB
MOBI

Liczba stron: 294

Oceny
0,0
0
0
0
0
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.



ROZMOWA Z KOTEM

MAŁGORZATA BIEGAŃSKA-HENDRYK

Zdjęcia: Monika Małek

Dostęp do źródeł internetowych dnia 15.02.2021 r.

Tekst: Małgorzata Biegańska-Hendryk

Zdjęcia: Monika Małek

Ilustracje: Eugenia Wasylczenko

Tekst © by Małgorzata Biegańska-Hendryk, 2021

Zdjęcia © by Monika Małek, 2021

ilustracje © by Eugenia Wasylczenko, 2021

Copyright for this edition © by Grupa Wydawnicza Foksal, 2021

Niniejszy produkt objęty jest ochroną prawa autorskiego. Uzyskany dostęp upoważnia wyłącznie do prywatnego użytku osobę, która wykupiła prawo dostępu. Wydawca informuje, że wszelkie udostępnianie osobom trzecim, nieokreślonym adresatom lub w jakikolwiek inny sposób upowszechnianie, upublicznianie, kopiowanie oraz przetwarzanie w technikach cyfrowych lub podobnych – jest nielegalne i podlega właściwym sankcjom.

Redaktorki inicjujące: Marta Stochmiałek, Olga Święcicka

Redaktor prowadząca: Maria Gładysz

Konsultacja merytoryczna: lek. wet. Urszula Skowron

Redakcja: Zofia Kozik

Korekta: Lena Marciniak-Cąkała / Słowne Babki, Justyna Tomas

Projekt graficzny, skład i łamanie: Gracja Zegarowicz

Wydawca:

Grupa Wydawnicza Foksal Sp. z o.o.

ul. Domaniewska 48, 02-672 Warszawa

tel. 22 826 08 82, 22 828 98 08

e-mail: [email protected]

www.gwfoksal.pl

ISBN 978-83-280-8990-7

Wydanie I

Warszawa 2021

Skład wersji elektronicznej: Michał Olewnik / Grupa Wydawnicza Foksal Sp. z o.o.i Michał Latusek / Virtualo Sp. z o.o.

O mnie

Gdy byłam dzieckiem, najważniejsze miejsce w moim sercu zajmowały konie, a zaraz po nich psy. Te pierwsze podziwiałam za niezwykłą grację i piękno, w drugich uwielbiałam chęć do współpracy z człowiekiem i niespożytą energię do zabawy. Koty natomiast były zawsze obce, dalekie i niezrozumiałe — patrzyły na mnie z pogardą, a ja nie potrafiłam nawiązać z nimi kontaktu. Zresztą nikt w bliskim otoczeniu, poza naszą rodzinną dentystką, nie miał wówczas kota w domu. Mieszkał u niej stary, niekastrowany kocur, więc w mieszkaniu czuć było odór kociego moczu. Zwierzak lubił przesiadywać w poczekalni, gdzie drapał pacjentów, którzy próbowali go pogłaskać. Nie było to więc dobre doświadczenie.

Dzisiaj wiem, że był to nieszczęśliwy i sfrustrowany kot, niezrozumiany przez opiekunkę. Zamiast zastanowić się nad przyczyną owego zachowania, przypięto mu łatkę „złośliwego i wrednego”, bo tak było łatwiej. Takie podejście było krzywdzące, nie wynikało jednak zapewne ze złej woli, ale z braku wiedzy, jak opieka nad kotem powinna wyglądać.

Moje podejście do kotów zmieniło się w roku 2001, kiedy to w domu rodzinnym zamieszkał pierwszy maluch — kocia sierotka znaleziona na ulicy; miała ok. sześciu tygodni. Dwa lata później w domu pojawił się drugi kociak, przyniesiony z podwórka przez dzieci sąsiadów. I tak biały Gruby i czarny Szczurek stali się moimi pierwszymi nauczycielami kociego świata i języka.

Jednak prawdziwa kocia przygoda zaczęła się dopiero wtedy, gdy pod moim dachem zagościł — dziś czternastoletni — Stefan, a następnie kiedy zdecydowałam się zostać wolontariuszką kociej fundacji działającej we Wrocławiu. Przez kolejnych siedem lat wraz ze Stefanem prowadziliśmy dom tymczasowy — początkowo niosąc pomoc kociętom (Stefan źle reagował na koty dorosłe), a później także pomagając kotom środowiskowym i tym domowym, ale starszym. W tym czasie powiększyła się też nasza kocia rodzina, do której dołączyły zwierzaki: pięciotygodniowa Bunia z uszkodzonym okiem (wrzód rogówki wywołany kocim katarem), półroczna niesłysząca Kiwi z zaburzeniami równowagi, przepłaszczeniem podniebienia i zezem (tzw. kot kiwaczek) oraz trzymiesięczny Opek — mały dzikus z przepukliną pępkową i chorymi uszami, którego pomimo pięknego wyglądu nikt nie chciał z powodu trudnego charakteru. Przez nasz dom tymczasowy przeszło ponad 250 kociąt skierowanych dalej do adopcji, a przez zorganizowany w piwnicy „szpitalik” mnóstwo kotów przyjmowanych na kastracje, operacje i leczenie.

Dziś z czystym sumieniem mogę powiedzieć, że gdyby nie Stefan i jego problemy oraz cała masa kotów, którymi się opiekowałam, to nigdy nie poznałabym tak dogłębnie kociego świata, reakcji tych zwierząt, ich zachowań i potrzeb. W tym czasie zgłębiałam wiedzę na poziomie teoretycznym, czytając książki i artykuły, ukończyłam technikum weterynaryjne, uczestniczyłam w konferencjach i szkoleniach, mam za sobą wielomiesięczne kursy, a także studia podyplomowe z zakresu behawiorystyki zwierząt towarzyszących. Jednak gdyby nie koty — nie byłabym tu, gdzie jestem. To obcowanie z nimi nauczyło mnie doceniać ich niezwykłość, różnorodność i unikatowość.

Małgorzata Biegańska-Hendryk

Technik weterynarii, zoodietetyczka kotów, dyplomowana behawiorystka zwierząt towarzyszących. Ukończyła studia podyplomowe z zakresu behawiorystyki psów i kotów w Wyższej Szkole Europejskiej im. ks. Józefa Tischnera w Krakowie. Od lat uczestniczy w konferencjach, kursach i szkoleniach z zakresu kocich zachowań i potrzeb. Od 2012 r. buduje markę Kocibehawioryzm.pl, pomagając opiekunom w lepszym zrozumieniu swoich kocich towarzyszy. Prowadzi konsultacje, szkolenia i webinary, publikuje artykuły w prasie specjalistycznej, prowadzi edukacyjny blog dla miłośników kotów, jest też autorką dwóch książek i gry edukacyjnej dla dzieci. Od października 2019 r. wykłada w Wyższej Szkole Europejskiej w Krakowie w ramach autorskiego kierunku: behawiorystyka zwierząt towarzyszących — koty. Jest opiekunką czterech kocich indywiduów: Stefana, Buni, Kiwi i Opka.

Bóg stworzył puszysty kłębek, który z braku

lepszego pomysłu nazwał Kotem.

Przyjrzał się swemu dziełu i pokręcił głową.

To nie było dokładnie to, co zamyślił (...)

Nie był pewien, czy ma się śmiać, czy płakać.

Wiedział oczywiście, że to, co właśnie stworzył,

trudno zaliczyć do cudów. Ale nie miał

już czasu na żadne zmiany, ostateczny

termin siedmiu dni był tuż-tuż.

— No trudno. — Wzruszył ramionami.

— Nie wszystko zawsze musi się udać.

Kot, nie poświęcając ani chwili

uwagi swemu pojawieniu się na ziemi,

zwinął się w kłębek i znowu zasnął.

Stephen Baker, Jak żyć z neurotycznym kotem1

Przedmowa

Podobno Jean Cocteau powiedział kiedyś, że „człowiek jest cywilizowany na tyle, na ile potrafi zrozumieć kota”. Gdyby podążać tym tokiem rozumowania, okazałoby się, że co najmniej połowa ludzi na świecie cywilizowana nie jest… A może jednak nie o to chodzi? Może to koty są trudne do zrozumienia?

Mówi się, że są dwa rodzaje ludzi: kociarze i psiarze (w wersji bardziej ortodoksyjnej: kociarze i ludzie poszkodowani przez los). Ja jednak myślę, że ludzie dzielą się na tych, którzy potrafią i chcą słuchać, obserwować, uczyć się i poznawać, oraz na resztę — osoby niezainteresowane tym, co je otacza. Mam szczęście zaliczać się do tych pierwszych, a skoro sięgasz po tę książkę, to zapewne ty także. Zapraszam cię zatem w podróż po meandrach kociej psychiki — zawiłych, złożonych i jeszcze do końca niezbadanych. Jako osoba pracująca z kotami od ponad 15 lat śmiem twierdzić, że to, co jeszcze nieodkryte, jest przed nami przez koty zatajane celowo. Bo przecież gdybyśmy wiedzieli wszystko, kot przestałby być tajemnicą. A właśnie w tej tajemniczości tkwi część jego magii.

Koty nie pytają o pozwolenie, tylko wchodzą do naszego życia, czy tego chcemy, czy nie. Nagle przecinają nam drogę, siadają przy kole samochodu, bezceremonialnie wchodzą do domu lub patrzą wielkimi oczami ze zdjęć w internetowych ogłoszeniach. Osób, które świadomie zdecydowały się na adopcję lub kupno kociego towarzysza i miały faktyczny wpływ na ten proces od początku do końca, znam jak na lekarstwo. Nawet jeśli wybieramy się do schroniska czy hodowli z założonym wcześniej planem działania, to i tak koty potrafią go wywrócić do góry nogami. Podobnie jak stawiają na głowie całe nasze życie.

Dzielenie świata z kotem to sztuka oparta na zrozumieniu, kompromisie i umiejętności negocjacji. To zwierzę niełatwo przyjmuje narzucanie mu czyjejś woli. Choć mieszka z człowiekiem od tysięcy lat, to nadal nie zatraciło cech związanych z indywidualnością i potrzebą decydowania o sobie. Doskonałym przykładem jest tu historia mojej bliskiej koleżanki Łucji i jej kota Sylwestra. Łucja wybrała się wiele lat temu do wrocławskiego schroniska, by zaadoptować kota. Spacerowała pomiędzy klatkami, nie wiedząc, którego zwierzaka wybrać, a kocie nieszczęście ją przytłaczało. Aż nagle z jednej z klatek wystrzeliła łapka i wbiła się pazurami w jej kurtkę. Ta łapka należała do Sylwestra — kota, który został oddany do schroniska przez poprzednich właścicieli, gdy miał półtora roku. Ten ułamek sekundy spowodował, że losy kobiety i kota splotły się na 14 magicznych, niezwykłych lat. I to nie ona go wybrała — to kot wybrał ją.

Ta książka nie jest zbiorem teoretycznych porad opartych na hipotetycznych rozważaniach. Treści w niej zawarte wynikają z doświadczeń — moich, ale też innych kocich opiekunów, z którymi współpracowałam. Wszelkie wyniki badań, analizy czy opisane tu historie wydarzyły się naprawdę, więc zachęcam do zapoznania się z nimi.

Koty nadal pozostają zagadką, nawet w świecie naukowym. To jednak nie oznacza, że nie warto im się świadomie przyglądać, poznawać ich i odkrywać nowych kocich prawd. Mam więc nadzieję, że ta pozycja pozwoli lepiej poznać specyfikę naszych czworonożnych towarzyszy.

Mówi się też, że koty są jak kosmici, którzy przybyli na Ziemię, ale nie do końca zapoznali się z jej instrukcją obsługi, więc teraz udają, że wszystko jest w porządku, próbując się odnaleźć w trudnej ludzkiej rzeczywistości. Inni z kolei uważają, że koty doskonale pamiętają czasy, w których były czczone jako wcielenie bóstwa, i do dziś czerpią z tego korzyści. Ja zaś myślę, że to cudowne, niezwykłe i skomplikowane stworzenia, które warto obserwować z różnych stron. Bo jak mówią specjaliści z zakresu diagnostyki obrazowej, pojedyncza projekcja nigdy nie daje pełnego obrazu. Zapraszam więc na wspólną podróż po kocim świecie.

Rozdział 1. Miejsce kota w ludzkim świecie

— Kim jesteś? — zapytał Kot.

— Człowiekiem — odparł człowiek.

— Chcesz mi zrobić krzywdę? Nie znam cię…

— Nie, chcę się z tobą zaprzyjaźnić, zapewnić ci opiekę, chcę być twoim przyjacielem.

Kotu wydało się to dziwne. Jeszcze nikt nigdy do niego tak nie mówił.

— A miałeś już kiedyś kociego przyjaciela?

— Nie, jeszcze nie… — odparł człowiek lekko zmieszany.

— To skąd wiesz, że cię polubię? — Kot nie dawał za wygraną.

— Nie wiem, ale jeśli dasz mi szansę, to postaram się zadbać o ciebie najlepiej, jak potrafię.

— To trochę mało… — rzekł Kot z powątpiewaniem. — A jeżeli ci się nie uda?

— Zatem będę się uczył, by wiedzieć o tobie jak najwięcej — obiecał jego przyszły ludzki przyjaciel.

Teraz Kot wreszcie poczuł się zadowolony.

— To mi się podoba! Dobrze zatem, człowieku, zobaczmy, jak będzie.

Kot odszedł z wysoko uniesionym ogonem, prowadząc za sobą człowieka w koci świat.

*

Na dźwięk słowa „kot” w głowie zazwyczaj pojawia się obraz pięknego, pełnego gracji zwierzęcia o miękkiej sierści i przenikliwym spojrzeniu. Równolegle jednak powinien ci się zwizualizować skuteczny, szybki drapieżnik wyposażony w świetny refleks, ostre zęby i pazury, zdolny do polowania, ucieczki, a — gdy zachodzi taka potrzeba — walki.

Oba te obrazy są prawdziwe, oba się przenikają i łączą w jednym kocie. I jeśli nawet twój zwierzak nie spędził dnia poza domem, jeśli urodził się w hodowli jako wyczekiwany kociak i od pierwszych dni życia był otoczony opieką, to nadal pozostaje drapieżnikiem mającym specyficzne potrzeby, które przez ostatnie kilka tysięcy lat nie zmieniły się tak bardzo.

Skąd koty wzięły się w naszym życiu

Historia kotów jako ludzkich towarzyszy jest datowana zazwyczaj na ok. 6500 lat wstecz. To niezbyt długo, biorąc pod uwagę czas, w jakim człowiek pojawił się na Ziemi. Najczęściej zwierzęta te są łączone z historią starożytnego Egiptu i tam też szuka się źródeł przestrogi, gdy czarny kot przebiega ludziom drogę (choć wtedy z całą pewnością nie było to traktowane jako zwiastun pecha!). Niewiele osób wie o archeologicznym znalezisku z Cypru datowanym na ok. 7500 lat p.n.e. — wspólnym grobie kota i człowieka (nie wiadomo jednak, czy było to zwierzę towarzyszące, czy np. złożone w ofierze).

Okazuje się jednak, że ostateczną odpowiedź dotyczącą początków udomowienia tego gatunku ma szansę przynieść nie archeologia, lecz biologia. Pomocnym narzędziem są tu badania DNA mitochondrialnego, które umożliwiają określenie stopnia pokrewieństwa poszczególnych zwierząt, co pozwala stwierdzić, który gatunek bądź podgatunek był przodkiem gatunku udomowionego. Jak wskazuje w swojej książce prof. John Bradshaw, badania DNA skupiające się na różnicach pomiędzy współczesnymi kotami domowymi i dzikimi dowiodły, że rozdział na zwierzęta udomowione i nieudomowione mógł zacząć się o wiele wcześniej, a więc nawet 13 000—8000 lat p.n.e.2 Może się więc okazać, że początki udomowienia powinno się przesunąć wstecz, a to by oznaczało, że koty pojawiły się w świecie człowieka wcześniej, niż do niedawna sądzono.

Wiele osób uważa, że współczesny mały kot jest zwierzęciem dzikim i jako taki może żyć swobodnie bez opieki i ingerencji ludzi. Tymczasem już sama nazwa łacińska — Felis(silvestris) domesticus — sugeruje, że mamy do czynienia z gatunkiem faktycznie w pełni udomowionym. Na czym zatem polega ów proces udomowienia — lub inaczej: domestykacji?

Oswojenie czy udomowienie?

Jaka jest różnica między oswojeniem a udomowieniem? Mówiąc najprościej: zachowania zwierzęcia oswojonego kończą się wraz z jego śmiercią i nie są dziedziczone przez jego potomstwo. Natomiast w przypadku zwierzęcia udomowionego cechy, które są efektem tego procesu, będą dziedziczone w kolejnych pokoleniach i jeśli udomowienie będzie postępowało, będą dalej się utrwalały, nasilały i rozwijały.

Bardzo czytelną definicję proponuje Alicja Lasota-Moskalewska: „Udomowienie jest to rodzaj współżycia ludzi i zwierząt, w którym zwierzę uzyskuje opiekę, a człowiek korzyści z eksploatowania zwierzęcia. W wyniku izolacji i selekcji hodowlanej u zwierząt powstają nowe cechy, które stają się dziedziczne”3. Pierwsze zdanie definicji odnosi się jeszcze do procesu oswojenia, drugie zaś mówi o tym, co przesądza o udomowieniu: pojawia się rozród, a wraz z nim dziedziczenie konkretnych cech.

Pojęcie cech udomowienia wraz z ich opisem sformułował w 1868 r. Karol Darwin. Badacz ten określił przodków zwierząt udomowionych, a większość jego ustaleń została blisko półtora wieku później potwierdzona przez badania współczesnej archeozoologii4. Aby jednak faktycznie doszło do udomowienia i wytworzenia się związanych z tym zjawiskiem konkretnych zmian, potrzebne są dwa bardzo ważne elementy: rozród i selekcja.

Jak zwraca uwagę Lasota-Moskalewska, zwierzęta gatunków nieudomowionych z trudem rozmnażają się w niewoli. Odpowiada za to przede wszystkim stres wynikający z wielu czynników, takich jak: ograniczenie kontaktu ze środowiskiem naturalnym, odmienne od standardowych warunki życia, uboga dieta, przymusowe przebywanie w bliskim towarzystwie człowieka oraz nieliczenie się z potrzebami terytorialnymi poszczególnych osobników (np. trzymanie dużej grupy zwierząt na małej przestrzeni). Bywa więc, że silny stres zabija zwierzę, zanim się ono oswoi, lub też zwierzę przeżywa, ale nie jest w stanie się rozmnażać. Tylko te osobniki, które zdołają pokonać stres wynikający z wymienionych wyżej elementów (szczególnie tego związanego z bliskością człowieka), mają szansę wyjść z etapu oswojenia i rozpocząć etap udomowienia5.

Jeśli chodzi o zjawisko selekcji, to istnieją dwa jej warianty: selekcja naturalna oraz selekcja hodowlana. Selekcja naturalna odbywa się właśnie na pierwszym opisanym powyżej etapie. Wówczas zwierzęta, które nie są w stanie wejść w etap udomowienia, eliminują się same poprzez brak posiadania potomstwa. Drugi etap selekcji następuje wtedy, gdy do kojarzenia ze sobą konkretnych osobników włącza się człowiek, decydując o tym, które zwierzęta będą rozmnażane, a które nie (co w dawnych czasach zazwyczaj oznaczało, że osobniki niekierowane do rozrodu były traktowane jako dodatkowy rezerwuar pożywienia — wiemy na pewno, że prapsy, które nie były wystarczająco przyjacielskie wobec ludzi, trafiały do wioskowego obiadowego kotła). Jeśli więc przyjęte zasady selekcji hodowlanej były prowadzone konsekwentnie przez dostatecznie długi czas, wówczas pojawiał się nowy gatunek, który zyskiwał pożądane cechy dziedziczone przez kolejne pokolenia6.

Alicja Lasota-Moskalewska opisuje trzy grupy cech, które muszą wystąpić, by można było mówić o tym, że dany gatunek faktycznie przeszedł proces udomowienia.

1. Cechy morfologiczne, takie jak zmiana ubarwienia i długości sierści, zmiana wielkości i proporcji ciała oraz zmniejszenie masy mózguI.

2. Cechy fizjologiczne, czyli zwiększona laktacja, przyspieszone dojrzewanie i zwiększona plenność lub nieśność (w zależności od tego, czy mówimy o ssakach, czy o ptakach).

3. Elementy behawioralne: utrata płochliwości, słabsza orientacja przestrzenna, a u niektórych gatunków także dziedzicznie zwiększający się poziom inteligencji i zdolności zapamiętywania7.

Jak zatem to wszystko ma się do kotów? Ano właśnie — koty są tu zagadką i wymykają się pewnym prawidłom opisanym w nauce.

Mówiąc o udomowieniu kota, trzeba wiedzieć, że temu procesowi poddała się tylko jedna ze współistniejących na świecie linii. Dwie pozostałe, występujące najbliżej ludzkiego obszaru bytowania, czyli Felis silvestris silvestris orazFelis silvestris ornata (przenosząc to na gatunki bardziej współczesne, są to europejski żbik i azjatycki kot stepowy), nie garnęły się do nawiązywania bliższych kontaktów z człowiekiem. Natomiast tym kotem, który się na to zdecydował, okazał się Felis silvestris lybica, czyli przodek dzisiejszego dzikiego kota nubijskiego8 zamieszkującego prawie całą Afrykę i Półwysep Arabski. Celowo użyłam tu sformułowania „zdecydował”, ponieważ w odróżnieniu od pozostałych gatunków udomowionych kot — w pewnym sensie — udomowił się sam.

Jak zwraca uwagę Maciej Bielak, autor bloga o zwierzętach i przyrodzie Animalus, specyfika kocich zachowań i ich widoczna w pewnych kwestiach nieustępliwość w dużej mierze wynikają z tego, że to koty podjęły decyzję o swoim udomowieniu, czerpiąc korzyści z bliskości człowieka. Jest to więc całkowite odwrócenie schematu, który przyjęto za normę w procesie udomawiania gatunków w ciągu wieków.

Koty pojawiły się przy ludzkich siedzibach wraz z rozpoczęciem osiadłego trybu życia, rozwojem rolnictwa i pojawieniem się składów ziarna. Takie miejsca przyciągały dużą liczbę gryzoni, które stawały się łatwym łupem. Wniosek był więc prosty — warto trzymać się blisko ludzi, by dzięki temu mieć łatwiejszy dostęp do pokarmu. Zresztą kot pozostał oportunistą żywieniowym do dziś, co doskonale widać, gdy przeanalizujemy jego zmienne upodobania żywieniowe, zależne od tego, co jest akurat dostępne w okolicy.

Koty najprawdopodobniej w pierwszym etapie nie były selekcjonowane sztucznie, ponieważ same w sobie nie stanowiły dla ludzi ani zagrożenia, ani konkurencji. Jak wskazuje Bielak, te zwierzęta, które mniej bały się człowieka, czerpały większe korzyści, gdyż miały lepsze schronienie i mogły żywić się odpadkami9. Nigdy jednak nie rozwinęły tego zachowania tak dalece, jak stało się to u psów (z tego też powodu kot po dziś dzień jest obligatoryjnym, a nie warunkowym mięsożercą). Jest to więc typowa selekcja naturalna, natomiast o faktycznym działaniu hodowlanym można mówić dopiero od momentu pojawienia się pierwszych udokumentowanych kocich ras, co nastąpiło późno, bo w większości przypadków w wieku XIXII.

Jeśliby opisane wyżej kategorie świadczące o udomowieniu zestawić z cechami współczesnego kota, to łatwo zauważyć, że nie wszystkie te elementy faktycznie zaistniały. Z pewnością można zaobserwować zmianę umaszczenia (najbardziej pierwotne umaszczenie kota z grupy Felis silvestris to ciemne pręgi lub cętki na jasnym/szarym tle) i długości sierści, przyspieszone dojrzewanie i zwiększoną plenność (kotki mają ruję o wiele wcześniej i częściej niż kiedyś, bez sezonowości, a mioty rodzą się liczniejsze), a także zdecydowanie zmniejszoną płochliwość, choć tutaj wiele zależy od przebiegu procesu pierwotnej socjalizacji kociąt. Nie widać natomiast u kota domowego specjalnych zmian w budowie szkieletu (poza rasami typowo selekcjonowanymi w tym celu, jak choćby brachycefaliczneIII lub też współczesny typ orientalny) czy uzębieniu, proporcje ciała również pozostają zbliżone do tych, jakie miał pierwotny przodek (poza selekcją hodowlaną), a masa mózgu jest porównywalna. Ponadto koty domowe mają dokładnie taki sam metabolizm, jaki mają koty dzikie. To powoduje, że ich potrzeby żywieniowe pod względem składu, bilansu i kaloryczności są tożsame z zapotrzebowaniem osobników polujących na pustyni, polu czy na obrzeżach lasu. Łańcuch łowiecki kota nie uległ skróceniu, tak jak w procesie domestykacji psa — kot, jako drapieżnik i łowca, nadal ma potrzebę złapania, zagryzienia i zjedzenia ofiary. To zaś bardzo mocno wpływa na jego potrzeby i sposób ich kanalizowania w warunkach domowych.

Istnieje tu więc pewna wewnętrzna sprzeczność. Z jednej strony kot jest zwierzęciem zdecydowanie udomowionym, a z drugiej — wiele kocich cech procesowi udomowienia się nie poddało. Jak zatem go traktować? O tym jest ta książka.

Kot jako towarzysz współczesnego człowieka

We współczesnym świecie kot wydaje się towarzyszem idealnym dla zabieganego, zapracowanego opiekuna. Jest niezależny, samodzielny, chadza własnymi drogami i niewiele od nas oczekuje. Jeśli jednak ktoś faktycznie tak myśli, to znaczy, że ma niewielkie doświadczenie ze współczesnymi kotami domowymi.

Przekonanie o kociej niezależności i samodzielności w dużej mierze wynika z faktu, że zwierzęta te dopiero od niedawna stały się domowe w pełnym tego słowa znaczeniu. Jeszcze 30—40 lat temu w Polsce częściej można było spotkać kota przy domu niż w domu lub mieszkaniu. Kastracja nie była wtedy zabiegiem powszechnym, a — nie oszukujmy się — życie w zamkniętej przestrzeni ze zwierzęciem niekastrowanym nie należy do przyjemności. I chodzi tu nie tylko o trudny do zniesienia zapach związany z aktywną gospodarką hormonalną (ten temat dotyczy obu kocich płci), lecz także o zachowania zwierząt niekastrowanych, którym ograniczono możliwość rozrodu, a zatem nie mogą one zrealizować swoich silnych, napędzanych instynktem potrzeb. Taka sytuacja prowadzi do rosnącej frustracji i powoduje zachowania agresywne. Uważam więc, że kot stał się popularnym zwierzęciem domowym dopiero, gdy odkryto zalety kastracji.

Czy to oznacza, że kot jest samowystarczalny? Zdecydowanie nie! Samo przejście przez proces udomowienia spowodowało, że kocia potrzeba interakcji społecznej z gatunkami innymi niż jego własny znacząco wzrosła. Jeśli zatem kot staje się domownikiem, będzie potrzebował od nas czasu, uwagi i kontaktu.

Koty w ludzkich domach

Badania dotyczące liczebności zwierząt towarzyszących na świecie pokazują, że koty domowe zaczęły przewyższać popularnością psy (według danych ASPCA za lata 2015—2016 w ludzkich domach w USA zamieszkiwało 78 mln psów i 85,8 mln kotów10). Wiadomo — z psem trzeba wychodzić, bawić się, dobrze byłoby go trenować, no i nie można go zostawić samego na noc. Opieka nad kotem wydaje się łatwiejsza. Nie można jednak zapominać, że to zwierzę o szerokich i rozbudowanych potrzebach zarówno eksploracyjno-środowiskowych, jak i społecznych. To, że kot patrzy na nas z pogardą, gdy proponujemy mu zabawę wędką w najmniej, jego zdaniem, odpowiednim momencie, albo gdy odsuwa się z niesmakiem, kiedy próbujemy go pogłaskać podczas jego drzemki, nie oznacza, że nas nie potrzebuje. Koty bowiem wykształciły gatunkowo specyficzny rodzaj okazywania bliskości: jest to bliskość często bezkontaktowa.

Wynika to poniekąd z natury kotów i ich gatunkowej nieufności w kontakcie. Dystans powoduje, że trudniej paść ofiarą, a żeby się zbliżyć, trzeba mocno zaufać. Co ciekawe, jeśli chodzi o wzajemne wylizywanie się zwierząt (szczególnie jeżeli dotyczy to uszu i pyszczka), to dotyczy ono tylko tych zwierząt, które dobrze się znają i czują się bezpiecznie w swoim towarzystwie. Jeśli jednak kot nie jest z opiekunem bardzo zżyty, nie oznacza to, że nie chce spędzać z nim czasu. Co wtedy robi? Siada z boku i obserwuje. Często zza pleców człowieka lub z jakiegoś wyższego punktu w przestrzeni. Patrzy, analizuje, zbiera dane. I jednocześnie jest z nim! Koty tego potrzebują. Pragną bliskości, jednak na własnych warunkach — takiej kociej, na odległość, bez przesadnego dotykania starannie wymytego i ułożonego futra11. Aby jednak ta bliskość się pojawiła, muszą się pojawić sprzyjające okoliczności.

Emocje kota względem człowieka

Kiedyś uważano, że do tworzenia silnych więzi emocjonalnych z człowiekiem są zdolne głównie psy. Dziś już wiadomo, że to nieprawda, a koty są pod tym względem zdecydowanie niedoceniane. Jak pokazuje badanie, którego wyniki opublikowano w amerykańskim magazynie naukowym „Current Biology”, koty wykazują odmienny styl przywiązania do opiekunów, jednocześnie przejawiając cechy społeczne, które do niedawna przypisywano jedynie psom i ludziom. To z kolei sugeruje, że szersze mechanizmy niespecyficzne dla psów mogą posłużyć do wyjaśnienia więzi międzygatunkowej i zdolności społeczno-poznawczych, jakie wytwarzają się między współczesnym kotem domowym a jego opiekunem12.

W badaniu wykorzystano metodę badawczą znaną jako procedura obcej sytuacji, opracowaną w latach 70. XX w. do oceny więzi, jaka się tworzy między rodzicem a dzieckiem. Jednak w tym wypadku do badania wykorzystano 108 kotów (70 kociaków i 38 osobników dorosłych) oraz ich opiekunów. Początkowo każdego kota umieszczono w pokoju ze swoim człowiekiem na dwie minuty, następnie opiekun opuszczał pomieszczenie na dwie minuty i wracał na kolejne dwie minuty. Badacze oceniali reakcję kota na powrót opiekuna, aby dzięki temu określić rodzaj przywiązania zwierzęcia do człowieka. Chodziło o stwierdzenie, czy jest to tzw. przywiązanie „bezpieczne”, czy „niepewne”.

Rodzaj przywiązania „bezpiecznego” wykazuje, że kot czuje się komfortowo podczas eksplorowania nowego otoczenia i jednocześnie ufa, iż opiekun zadba o jego potrzeby. Za zachowania świadczące o „bezpiecznym” przywiązaniu uznawano m.in. witanie się z opiekunem po jego powrocie, by po chwili kot sam powrócił do przerwanych czynności.

Z kolei w przypadku przywiązania „niepewnego” zwierzę może okazywać lęk lub strach w stosunku do opiekuna, co w wypadku kotów obejmowało również takie reakcje, jak: oblizywanie pyszczka, nerwowe potrząsanie ogonem bądź też unikanie kontaktu z opiekunem po jego powrocie do pokoju. Dzięki temu badaniu naukowcy odkryli, że ok. 64% kotów wykazywało „bezpieczne” przywiązanie do swoich opiekunów, a odsetek ten był porównywalny z wynikami owego testu w przypadku psów i niemowląt.

Aby lepiej zrozumieć potrzeby emocjonalne kocich towarzyszy, warto zdać sobie sprawę z tego, jak bardzo koty liczą na człowieka. Dla wielu z nich opiekun jest gwarantem bezpieczeństwa i właśnie tego kot od niego oczekuje — że przede wszystkim będzie dla niego wsparciem emocjonalnym. Mogę to w pełni potwierdzić, patrząc na moją relację z najstarszym kotem — Stefanem. Podobnie układa się też wiele kocio-ludzkich przyjaźni budowanych przez moich znajomych kociarzy czy też przez moich klientów oraz ich zwierzęta. To jest prawda poparta badaniami. Mitem natomiast jest to, że kot pozostaje obojętny na człowieka oraz że przywiązuje się do miejsca, a nie do ludzi. Gdyby tak było, to czy kot wolałby przytulić się do ciebie, czy do krzesła, na którym siedzisz?…

Jeden czy więcej? Blaski i cienie kocich grup

Jak to w końcu jest — koty żyją w grupach czy są samotnikami? Lepiej mieć jednego kota czy więcej? A jeśli człowiek jest zabiegany, to może wzięcie kociego towarzysza do nudzącego się rezydenta urozmaici dzień? Odpowiedź nie jest prosta.

Po raz kolejny warto spojrzeć na to, jak wyglądało życie kota kiedyś, a jak wygląda teraz. Badania prowadzone w ciągu ostatnich 50 lat pokazują, że tym, co determinuje społeczny bądź samotniczy tryb życia kotów w środowisku, jest dostępność pokarmu. Jeśli natomiast przyjrzymy się podstawowej komórce społecznej, jaką tworzą koty, to jest to kotka i jej potomstwo z danego miotu. Maluchy najczęściej pozostają przy matce do ok. szóstego miesiąca życia, chyba że jedzenia w okolicy jest mało — wtedy zdarza się, że kotka przegania młodzież, zmuszając ją do podjęcia własnej kociej drogi. Kocury żyją natomiast samotnie, konkurując z innymi osobnikami o dostępne w okolicy płodne samice. Z tego też powodu niekastrowane samce starają się utrzymać jak największe terytoria, by dzięki temu zapewnić sobie możliwość płodzenia potomstwa. Samce nie uczestniczą w wychowaniu młodych, pojawiają się jedynie, gdy kotka jest w rui, a po kryciu znikają. Ten model wydaje się najbardziej zbliżony do funkcjonowania kota nieudomowionego13.

Współczesny świat wymusza jednak na kotach zmianę tego „pierwotnego” sposobu funkcjonowania. Ze względu na rozwój osadnictwa i ogromną nadpopulację koty zaczęły łączyć się w grupy o matriarchalnej strukturze, w których prym wiedzie zwykle najstarsza kotka otoczona młodszymi samicami. Starsze kocury trzymają się na uboczu, a młodsze samce, gdy wchodzą w okres dojrzałości płciowej, często są przepędzane. Struktury te zazwyczaj nie są trwałe: zdarza się, że gdy najstarszej kociej matrony zabraknie, całość się rozpada i koty zaczynają szukać nowych miejsc do bytowania.

Takie życie w grupie ma swoje plusy — łatwiej się bronić i łatwiej odchowywać kocięta. Tym ostatnim obowiązkiem samice potrafią się dzielić, tworząc coś na kształt przedszkola. Ponadto grupowe wychowanie przyspiesza rozwój maluchów, które opuszczają gniazdo nawet o 10 dni wcześniej niż kocięta wychowywane tylko przez matkę biologiczną14.

Jednak funkcjonowanie w większej społeczności ma też minusy. Najistotniejszym jest rywalizacja o zasoby. Tam, gdzie kotów jest więcej, dostęp do zasobów musi być stale wysoki. W przeciwnym razie grozi to wybuchami konfliktów. Jeśli będą się one nasilały, skutkiem tego jest opuszczenie grupy przez osobnika, który nie wytrzymuje presji. I właśnie tak w naturze koty rozwiązują poważne konflikty: nie zagryzają się, nie ranią śmiertelnie (to naprawdę rzadkie przypadki), lecz stopniowo zwiększają dystans. Jeśli zaś sytuacja się nie poprawi, odchodzą. Czyli robią to, co byłoby niemożliwe w zamkniętych czterech ścianach.

Selektywność społeczna

Koty to zwierzęta selektywnie społeczne. Oznacza to, że jeśli nawet potrafią nawiązać relację z innym przedstawicielem swojego gatunku, to niekoniecznie muszą go polubić czy zwyczajnie zaakceptować. Zdarzają się sytuacje, gdy do grupy kilku lubiących się kotów dołącza kolejny i okazuje się, że żaden z rezydentów go nie akceptuje. Czemu tak się dzieje? Trudno powiedzieć, jednak doświadczenie i obserwacje kocich grup pokazują, że zarówno sympatie, jak i antypatie bywają między tymi zwierzętami bardzo silne, a w skrajnych przypadkach okazują się problemem nie do przezwyciężenia15.

Znane wśród kociarzy powiedzenie głosi, że koty są jak chipsy — nigdy nie kończy się na jednym. Fakty są jednak takie, że jeśli nie przyjmujemy pod swój dach od razu kilku znających się zwierzaków, to każde powiększenie kociej grupy o nowego osobnika jest ryzykiem, którego powinniśmy być świadomi. Nikt bowiem nie zagwarantuje, że nowy kot zostanie zaakceptowany lub że jego pojawienie się nie zakłóci relacji pomiędzy już mieszkającymi w domu zwierzętami. To bardzo ważna kwestia, o której zawsze należy pamiętać.

Bywają też koty, które nie są w stanie zaaprobować obok siebie towarzyszy swojego gatunku. To przede wszystkim zwierzęta z silnie zaburzonym okresem pierwotnej socjalizacji, wychowywane z dala od grupy rodzinnej lub innych przedstawicieli swojego gatunku (najczęściej kocięta wcześnie osierocone, odkarmiane sztucznie przez człowieka), koty patologicznie wręcz przywiązane do swojego opiekuna, które nie widzą poza nim świata (wówczas problemem może być wprowadzenie się do domu obcej dla zwierzęcia osoby bądź narodziny dziecka), czy też osobniki starsze, które przez całe życie były jedynakami.

W tych przypadkach powinniśmy głęboko się zastanowić, czy nie wyświadczamy kotu niedźwiedziej przysługi. Pamiętajmy bowiem, że w swoim domu ma on przede wszystkim prawo do spokoju, komfortu i bezpieczeństwa. Jeśli natomiast zdecydujemy się na dokocenie, może się okazać, że dla naszego zwierzaka początkowo wszystko stanie się gorsze. Wówczas to od naszej systematycznej pracy, jak również od wielu dodatkowych okoliczności, na które często mamy niewielki wpływ (np. od kompetencji społecznych kota), będzie zależało to, czy zwierzę zechce współpracować.

Trudna decyzja o dokoceniu

Zadając sobie pytanie: „Jeden kot czy więcej?”, powinniśmy przede wszystkim zastanowić się, jakie preferencje i potrzeby ma nasz zwierzak. Czy jesteśmy dla niego całym światem i nie wyobraża on sobie dzielenia się nami z kimkolwiek? (Dla kota człowiek to też zasób, tyle że społeczny, a na dodatek szalenie trudny do zmultiplikowania). Czy może jest to osobnik otwarty, kontaktowy, rozczarowany tym, że tak rzadko bawimy się w ganianego i nie nurkujemy z prędkością światła po myszki leżące pod łóżkiem? Czy miał wcześniej jakieś doświadczenia społeczne z innymi zwierzętami? Jeśli tak, to jakie, w jakim wieku i jak intensywne? Czy był z nich zadowolony, czy wręcz przeciwnie — ukrył się w szafie na 12 godzin, odmówił jedzenia i picia? Czy chowa się przed gośćmi w najdalszym kącie mieszkania — czy może jest ciekawski, wita obcych w progu, a między ich nogami próbuje wyjść na klatkę schodową? Takie zachowania mówią o tym, czy kot jest społecznie otwarty i czy dokocenie to dobry pomysł.

Pamiętajmy jednak o najważniejszym: drugiego, trzeciego czy dziesiątego kota nie możemy brać dla siebie, z pominięciem potrzeb naszych dotychczasowych zwierząt. To jeden z powodów, dla których po moim domu nie biega jeszcze stado sfinksów z adopcji. Ponieważ wiem, że moje starsze już, schorowane i żyjące w kruchej harmonii koty zwyczajnie by tego nie zniosły. Jako odpowiedzialna opiekunka podejmuję decyzję najlepszą dla nich, nie dla mnie. Sfinksów się jeszcze doczekam. Teraz priorytetem są dla mnie komfort i dobre samopoczucie moich kocich domowników. I chciałabym, aby w innych kocich domach było tak samo.

Rozdział 2. Rola opiekuna w życiu kota

— Tu będziesz mieszkać! — powiedział człowiek, z dumą pokazując Kotu swój dom.

— Aha — odparł Kot, rozglądając się po nowym miejscu.

— Tylko pamiętaj o pewnych zasadach. Nie wolno ci chodzić po stołach ani drapać mebli. W nocy masz być cicho i spać grzecznie wtedy, kiedy ja śpię. Nie wolno ci też podkradać jedzenia ani bawić się małymi przedmiotami, które leżą na półkach. Właściwie najlepiej, gdybyś zwinął się na kanapie w kłębek i uroczo drzemał. Gdybyś jednak uznał, że w domu jest nudno, możesz pobiegać po okolicy. Może nawet coś upolujesz dla rozrywki?

— Ech… — westchnął Kot. — Nie masz pojęcia, jak się mną zająć, prawda?

— No... nie — odparł człowiek, spuszczając wzrok.

— Dobrze, więc ustalmy pierwszą zasadę: budujemy kompromis. Ja zgłaszam swoje potrzeby, a ty robisz wszystko, by właściwie je zaspokajać. Proste? No to super! A więc zaczynamy!

Kot odszedł zadowolony, by obejrzeć nowe miejsce do życia.

*

Życie z kotem to sztuka kompromisu. Podstawowy problem polega na tym, że kot nie bierze pod uwagę, że to on ma ustąpić w jakiejś kwestii. Koty to zwykle zwierzęta zdecydowane co do swoich „poglądów”, o dość mocnych charakterach i sprecyzowanych upodobaniach. Czemu więc miałyby rezygnować ze swoich zachowań tylko dlatego, że nam coś nie odpowiada? Co więcej — one zazwyczaj nawet nie zdają sobie sprawy, że coś dla nas jest uciążliwe czy nieprzyjemne. Kot w pierwszej kolejności zajmuje się tym, aby być kotem. Cała reszta świata powinna to uszanować. Czyż to nie oczywiste?

„Ja tu mieszkam, oni tylko płacą czynsz”

Kiedy patrzę na moich kocich pacjentów, których odwiedzam w domach, często odnoszę wrażenie, że to zabawne powiedzenie, przytoczone powyżej, jest bardzo prawdziwe. Jeśli nie mam do czynienia z kotem mającym poważne zaburzenia, typu lękliwość, wycofanie społeczne czy agresja, to zazwyczaj przyjmuje on postawę „pana na włościach”. Zresztą opiekunowie sami opowiadają o tym, gdzie ich zwierzaki mają ulubione miejsca do drzemania, jak przejęły dla siebie najwygodniejszy fotel bądź jak w nocy spychają swoich ludzi z poduszki, by w pełni korzystać z wygody spania w łóżku. I szczerze mówiąc, dla takich zachowań mam więcej zrozumienia niż dla osób, które kategorycznie zabraniają kotu swobody, chcąc uczynić z niego żywą maskotkę w ich domu.

Zawsze bawi mnie konsternacja opiekunów, gdy podczas mojej wizyty kot nagle wskakuje na stół, wkłada łapkę do mojej szklanki z wodą lub też zaczyna wyciągać przedmioty z mojej konsultacyjnej torby. Pada wtedy nerwowe: „Zejdź!”, „Zostaw!” lub: „Nie wolno!”, zupełnie jakbym ja nie miała kotów i jakby to zachowanie miało mnie w jakiś sposób zdziwić lub zbulwersować. Tymczasem ja wolę kota, który bez pardonu ładuje się na kuchenny blat i czuje się tam jak u siebie, bo widzę, że jest to zwierzak, którego nikt w domu za to nie karci albo przynajmniej nie robi tego regularnie i konsekwentnie. Wtedy mówię: „Spokojnie, wszystko w porządku, nic złego się nie dzieje. Pozwólmy mu robić to, czego potrzebuje — to takie kocie”. Zawsze natomiast jestem wzruszona, gdy w obcym mieszkaniu zauważę tabliczkę z napisem: „W tym domu rządzi kot” lub też: „W tym domu kocie futro to przyprawa”. Wtedy wiem, że z opiekunami mówimy tym samym językiem.

Życie pod jednym dachem

Oczywiście nie chodzi o to, by stać się bezwolnym sługą swojego zwierzęcia, bo to też nie jest dobre. Czym innym jednak jest wzajemne komunikowanie się, a czym innym oczekiwanie, że pstrykniemy palcami, a kot natychmiast wykona nasze polecenie. Takiego traktowania koty nie akceptują. W końcu, jak mówi kolejne porzekadło kociarzy: „Kot odbierze wiadomość i skontaktuje się w wolnej chwili”.

Koty cenią w życiu z ludźmi stabilizację i rutynę. Każdy swój dzień przeżywają na podstawie doświadczeń z dnia poprzedniego. Mają więc stałe pory snu, posiłków oraz aktywności, ich rytm dobowy jest ściśle ustalony i jedynie do pewnego stopnia pokrywa się z naszym. Przykładowo: jeśli przez pięć dni w tygodniu wstajemy o godzinie 6.00, by zdążyć do pracy, to nie zdziwmy się, że w weekend o 6.15 obudzi nas pacnięcie łapką w nos lub pełne wyrzutu miauczenie. W końcu pora karmienia minęła, a miska nadal pusta! U części kotów wolne dni opiekuna zaburzają ich codzienne funkcjonowanie. Bardziej irytująca bywa jednak sytuacja, w której człowiek dotąd opuszczał dom, a teraz nagle przestał.

Zaczęłam pisać tę książkę w okresie pandemii, więc mogę podzielić się doświadczeniami z pracy z kotami w okresie lockdownu. Otóż w ostatnich miesiącach dostawałam bardzo dużo wiadomości od opiekunów skarżących się na to, że koty… nie chcą ich w domu! U zwierząt wcześniej spokojnych i zrelaksowanych zaczęły pojawiać się oznaki stresu i napięcia. Stały się nerwowe, podgryzały i drapały, głośno wokalizowały, niektóre stały się natrętne wobec swoich ludzi, ale nie chciały się bawić ani jeść, tylko chodziły w kółko, marudząc. U części z nich pojawiły się też zachowania pozakuwetowe: urynacja bądź defekacja. Zmartwieni ludzie nie wiedzieli, co robić.

Tymczasem odpowiedź okazała się stosunkowo prosta — koty nie mogły znieść tego, że ktoś przez cały dzień był obecny w ich domu. Ze względu na dzwoniące telefony i panujący ruch nie mogły się wyspać w spokoju. Obecność dzieci, które przestały chodzić do szkoły, dostarczała kotom dodatkowych bodźców i dźwięków, z którymi nie były w stanie sobie poradzić. To wszystko powodowało, że wzrastała w nich frustracja.