Przywiązanie, które rani, przywiązanie, które uzdrawia - Ana Maria Sepe, Anna De Simone - ebook

Przywiązanie, które rani, przywiązanie, które uzdrawia ebook

Ana Maria Sepe, Anna De Simone

4,0
14,99 zł

Ten tytuł znajduje się w Katalogu Klubowym.

DO 50% TANIEJ: JUŻ OD 7,59 ZŁ!
Aktywuj abonament i zbieraj punkty w Klubie Mola Książkowego, aby zamówić dowolny tytuł z Katalogu Klubowego nawet za pół ceny.


Dowiedz się więcej.
Opis

Przywiązanie jest pięknym darem i źródłem twojej siły, choć bywa, że staje się powodem cierpienia. To, jak wiele zdołasz czerpać z relacji z innymi, w dużej mierze zależy od twojej relacji ze sobą. Zatem jak pokochać siebie i przestać rozpamiętywać dawne porażki i rozstania? Jak przełamać utrwalone schematy i uzdrowić rany z dzieciństwa, by poczuć, że zasługuje się na szczęście w życiu i w relacjach?

W tej książce wytłumaczymy ci, jak stworzyć stabilne i solidne bezpieczne podstawy, na których będziesz mógł zbudować siebie i zaprosić do swojego życia drugą osobę w nowy, satysfakcjonujący sposób.

Jednocześnie niech nie będzie ci przykro z powodu osób, które się od ciebie oddalą – pozwól im odejść. Krewnym, przyjaciołom, kolegom, dalszym i bliższym znajomym, każdemu! Pozwól im odejść. Stwórz dla siebie wolną przestrzeń, domagaj się jej. Pozwól, by powstał nowy wymiar, tylko dla ciebie. Nie żyjesz po to, by komuś dogodzić. Nie żyjesz po to, by zadowalać innych. Żyjesz po to, by czuć się dobrze. Z samym sobą, z innymi. Samotność i cierpienie rzucają na kolana? Więc wstań, oddal się, idź, biegnij; idź tam, gdzie chcesz, a nie tam, gdzie ci każą.

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)

Liczba stron: 241

Data ważności licencji: 5/27/2029

Oceny
4,0 (1 ocena)
0
1
0
0
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.



Prolog

Rela­cje się zry­wają, cza­sem napra­wiają, a czę­sto uty­kają.

z zaso­bów Psi­co­advi­sor.com1

Cześć, czy możesz mnie wysłu­chać? – w tele­fo­nie Gior­gii drżą­cym gło­sem odzywa się Ila­ria.

– Pew­nie, mów.

– Ste­fano mnie zosta­wił! Znik­nął. Nie odbiera tele­fonu.

Przez głowę Gior­gii prze­myka cyniczna myśl: „Dobrze by było, gdyby naprawdę znik­nął”. Wie, że Ste­fano wróci, tak jak poprzed­nim razem i wie­lo­krot­nie wcze­śniej. A prze­cież, mimo powta­rza­ją­cego się sce­na­riu­sza, Ila­ria jest cał­ko­wi­cie roz­bita.

– Ale czy coś się stało? – Gior­gia ogra­ni­cza się do pro­stego pyta­nia.

– Nie. Wszystko mię­dzy nami dobrze się ukła­dało. Nie wiem, dla­czego to zro­bił!

W rze­czy­wi­sto­ści Ste­fano nie znik­nął bez powodu, powód jak naj­bar­dziej ist­nieje. Tyle że Ila­ria, zaśle­piona pożą­da­niem i gło­dem miło­ści, nie jest w sta­nie go dostrzec. Ste­fano „już taki jest”, znika za każ­dym razem, gdy w związku poja­wia się jakiś palący pro­blem, a potem wraca skru­szony, z pod­wi­nię­tym ogo­nem, bła­ga­jąc o wyba­cze­nie. Przy­sięga, że się zmieni i że sytu­acja ni­gdy wię­cej się nie powtó­rzy. Ila­ria bie­rze jego słowa za dobrą monetę i dalej się łudzi, że potrafi zbu­do­wać z nim jakąś magiczną rela­cję. Jest inte­li­gentną kobietą, ale nie widzi, że ma przed sobą męż­czy­znę uczu­ciowo nie­doj­rza­łego, który ni­gdy nie będzie w sta­nie dać jej tego, czego ona szuka.

– Bądź pewna, że wróci – mówi Gior­gia – tak jak wcze­śniej. Musisz jed­nak wie­dzieć, że jeśli tym razem pra­gniesz innego finału swo­jej histo­rii, ty też będziesz musiała postą­pić ina­czej.

Ila­ria przy­ta­kuje. Dobrze wie, że nie da rady znieść kolej­nych porzu­ceń i powro­tów, fana­be­rii i scen zazdro­ści. Ste­fano ope­ruje sze­ro­kim reper­tu­arem podob­nych zacho­wań, a ona zna go już na pamięć, tyle że nie jest w sta­nie prze­stać pra­gnąć miło­ści i bli­sko­ści tego męż­czy­zny. Naj­trud­niej­sze są pierw­sze dni, gdy popada w stan głę­bo­kiej udręki, cał­ko­wi­cie przy­tło­czona samot­no­ścią.

Gior­gia pró­buje ją uspo­koić, tak jak uspo­kaja się wystra­szone dzieci ocze­ku­jące na powrót mamy:

– Zoba­czysz, szybko wróci i będziesz mogła go przy­tu­lić.

Kiedy Ila­ria nieco odzy­skuje spo­kój, wydaje się zde­ter­mi­no­wana, by tym razem posta­rać się o inne zakoń­cze­nie swo­jej opo­wie­ści, tyle że nie wie, jak to zro­bić. Jeśli prze­śle­dzić jej życie, widać, że w rze­czy­wi­sto­ści zawsze czuła potrzebę posia­da­nia jakie­goś zewnętrz­nego punktu odnie­sie­nia. Ma zain­te­re­so­wa­nia, ale pra­wie niczego nie robi sama. Więk­szość czasu spę­dza w domu i potrze­buje towa­rzy­stwa, by się czymś zająć, bo w prze­ciw­nym wypadku roz­pa­mię­tuje swoją histo­rię miło­sną, zanu­rza­jąc się w myślach o Ste­fa­nie.

Po kolej­nym porzu­ce­niu posta­na­wia dzia­łać i znaj­duje sto­wa­rzy­sze­nie orga­ni­zu­jące krót­kie wycieczki. W pierw­szy week­end po roz­sta­niu jedzie zwie­dzać jaski­nie z dzie­siątką zupeł­nie nie­zna­nych jej osób. Jest zdez­o­rien­to­wana i zagu­biona, ale czuje, że nie chce już być zależna, zdana na czy­jeś dzia­ła­nia.

Dotych­czas Ila­ria zawsze szu­kała wspar­cia u swo­ich part­ne­rów, żeby nie musieć samo­dziel­nie mie­rzyć się ze świa­tem. Teraz jest zde­ter­mi­no­wana, by nauczyć się iść dalej bez żad­nego opar­cia, pra­gnie sama sta­wić czoła wyzwa­niom. Musi „tylko” zacząć wie­rzyć w sie­bie, uświa­do­mić sobie, że może dać sobie radę. W grun­cie rze­czy part­nera nie należy szu­kać po to, by nie musieć samo­dziel­nie radzić sobie z życiem, ale żeby dzie­lić się z nim / z nią wła­snym świa­tem, a przy­naj­mniej znaczną jego czę­ścią.

◍◍◍◍◍

Minęło już dzie­sięć dni, odkąd Ila­ria pra­cuje nad swoją auto­no­mią. Bar­dzo bra­kuje jej Ste­fana, to prawda, ale coś się w niej zmie­nia. Pięt­na­stego dnia dzwoni tele­fon; zgod­nie ze sce­na­riu­szem to Ste­fano.

– Ste­fano, dla­czego do mnie dzwo­nisz? Prze­cież odsze­dłeś – stwier­dza sta­now­czo Ila­ria.

– Bra­ko­wało mi cie­bie – mówi męż­czy­zna posęp­nym gło­sem.

– Mnie też cie­bie bra­ko­wało, ale teraz to nie ma już zna­cze­nia!

– Kocha­nie, pro­szę, prze­cież wiesz, co do cie­bie czuję.

Serce Ila­rii wali jak mło­tem. Łzy jakby skry­sta­li­zo­wały się na wyso­ko­ści oczu i nie chcą popły­nąć. Kobieta nie jest nawet w sta­nie się roz­pła­kać. Zbie­ra­jąc się jesz­cze raz na odwagę, odpo­wiada:

– Jeśli ci to odpo­wiada, możemy poroz­ma­wiać w nie­dzielę przy obie­dzie.

Tą pro­po­zy­cją kobieta chce pod­nieść swoją war­tość i zmie­nić bieg wyda­rzeń: w isto­cie bowiem tych dwoje nie widy­wało się ni­gdy w week­endy.

Dni wolne od pracy Ste­fano prze­zna­czał na piłkę nożną, oglą­da­nie meczów z przy­ja­ciółmi i wizyty u rodzi­ców. Ni­gdy nie zro­bił ustęp­stwa na rzecz Ila­rii. Tak więc, zanim poznała ludzi ze sto­wa­rzy­sze­nia, więk­szość week­en­dów spę­dzała sama w domu. Tym razem Ste­fano zga­dza się na spo­tka­nie w nie­dzielę.

– Dobrze. Pod warun­kiem że ja sta­wiam. Zabiorę cię do Benny’ego – odpo­wiada, mając na myśli swo­jego przy­ja­ciela rybaka, który prze­ro­bił swój tra­bucco2 na znaną restau­ra­cję, gdzie pre­zen­tuje gościom świeży, jesz­cze żywy połów.

W dni poprze­dza­jące spo­tka­nie Ila­ria wiele myśli o swo­ich uczu­ciach i zasta­na­wia się, co pchnęło ją w ramiona Ste­fana. Uwiel­biała w nim wol­nego ducha, radość, nie­za­leż­ność, spo­sób, w jaki zgry­wał pozba­wio­nego ogra­ni­czeń cynika. Wła­śnie to spo­wo­do­wało, że się w nim zako­chała. Jed­nak same cechy ska­zują na abso­lutną nie­sta­łość każdą rela­cję, jaką nawią­zuje Ste­fano. Ila­ria nie była oczy­wi­ście pierw­sza – męż­czy­zna wręcz chlubi się tym, że wywró­cił do góry nogami życie swo­ich byłych part­ne­rek. W ogóle nie przej­muje się cudzymi uczu­ciami; jest tak bar­dzo sku­piony na sobie, że potra­fił spo­ty­kać się z Ila­rią wie­czo­rami tylko po to, żeby pójść z nią do łóżka, nie licząc się z ewen­tu­al­nymi potrze­bami part­nerki. Choć pozory wska­zy­wały na coś innego, ona tak naprawdę nie kochała jego, lecz bijącą od niego nie­za­leż­ność, któ­rej tak gorąco pra­gnęła dla sie­bie.

Zdaje się, że umó­wiona nie­dziela ni­gdy nie nadej­dzie. Kiedy w końcu wybija godzina obiadu, Ila­ria przy­cho­dzi do restau­ra­cji, zaj­muje miej­sce i widzi z daleka Benny’ego, który rzuca na ladę świeżo zło­wioną, jesz­cze żywą ośmior­nicę. Zmięk­cza jej mięso, przy­go­to­wu­jąc je do przy­rzą­dze­nia.

Zaraz potem nad­cho­dzi Ste­fano, przy­gar­biony i jakby zanie­dbany, siada naprze­ciw Ila­rii i patrząc jej w oczy, mówi:

– Wiem, że zacho­wa­łem się jak głu­piec, ale to mnie prze­ro­sło. Tak wiele dla mnie zna­czysz, że mi odbija i potrze­buję prze­strzeni. Ale prze­cież wiesz, jak bar­dzo cię kocham. Wróćmy do sie­bie.

Ila­ria i tym razem jest bli­ska wpad­nię­cia w pułapkę. Kiedy Ste­fano mówi, jedyne co czuje kobieta, to impuls, by go poca­ło­wać. Cała drży – aż do chwili, gdy na stole poja­wia się prze­ką­ska. On zaczyna powoli jeść i w pew­nym momen­cie wykrzy­kuje:

– Kocham to danie pra­wie tak jak cie­bie!

– Ty je kochasz? – pyta Ila­ria.

– Tak, no wiesz, kocham ośmior­nicę – odpo­wiada Ste­fano.

– Kochasz ją? I dla­tego pozwo­li­łeś, żeby wycią­gnięto ją z wody, utłu­czono, zabito i ugo­to­wano?

On nie rozu­mie. Ona kon­ty­nu­uje:

– Pro­szę cię. Nie mów, że kochasz tę ośmior­nicę tak jak mnie. Ty jej nie kochasz! Lubisz jej smak, lubisz to, co ci daje. Prawda jest taka, że kochasz tylko sie­bie i żeby sobie dogo­dzić, wycią­gną­łeś ją z wody i ugo­to­wa­łeś.

– Ila­rio, daj spo­kój! To tylko danie! Jeśli chcesz, zamó­wię coś innego.

Ila­ria wie, że zare­ago­wała prze­sad­nie, ale nie potrafi się opa­no­wać. Chęć, by go poca­ło­wać, cał­ko­wi­cie pierz­chła. Nagle zaczyna się czuć jak ta ośmior­nica: bez­bronna, ciśnięta o zie­mię i cał­ko­wi­cie zdana na cudze zachcianki. Czuje mnó­stwo róż­nych emo­cji, ale na pewno nie czuje się kochana.

Widząc, że Ila­ria się wzdryga, on naci­ska:

– Już dobrze, nie myślisz trzeźwo, tyle wycier­pia­łaś. Zabiorę cię do domu i nad­ro­bimy stra­cony czas.

Chce ją pogła­dzić po twa­rzy, ale ona odpy­cha jego rękę.

– Ni­gdy nie myśla­łam bar­dziej trzeźwo. Teraz widzę wszystko jasno.

– Wiedz, że zre­zy­gno­wa­łem dziś z pla­nów z przy­ja­ciółmi, żeby się tu z tobą spo­tkać, i jeśli zechcesz, zro­bię to jesz­cze tysiąc razy, ale teraz uspo­kój się i chodźmy! Co cię naszło?

Ona nie odpo­wiada: po pro­stu unosi dłoń w geście poże­gna­nia i odcho­dzi.

◍◍◍◍◍

Ila­ria zro­zu­miała, że miłość Ste­fana nie była praw­dziwą miło­ścią, ale przy­po­mi­nała raczej miłość do ośmior­nicy. Co to w isto­cie zna­czy zako­chać się w kimś? W naj­bar­dziej nie­doj­rza­łym rozu­mie­niu ocze­kuje się, że druga osoba będzie mogła speł­nić wszyst­kie nasze potrzeby fizyczne i emo­cjo­nalne, jak na przy­kład ta, by nie mie­rzyć się ze świa­tem w poje­dynkę, czy jak przy­mus demon­stra­cji siły, kon­troli albo zada­wa­nia ran. W związ­kach kie­ruje nami bar­dzo wiele nie­uświa­do­mio­nych potrzeb, ale musimy dobrze zapa­mię­tać: to nie jest praw­dziwe uczu­cie, tylko miłość do ośmior­nicy.

Kochać zna­czy wybrać kogoś świa­do­mie, nie wyma­gać od danej osoby wypeł­nia­nia naszych naj­bar­dziej pod­świa­do­mych, roz­pacz­li­wych bra­ków. W praw­dzi­wej miło­ści to ty wybie­rasz „wła­ściwą osobę” – twoje nie­za­spo­ko­jone potrzeby nie wybie­rają za cie­bie, nie przej­mują nad tobą wła­dzy i nie wtła­czają cię w dys­funk­cyjne rela­cje.

Poeci, powie­ścio­pi­sa­rze, filo­zo­fo­wie, psy­cho­lo­dzy, neu­ro­lo­dzy, pio­sen­ka­rze… wszy­scy zdają się mieć jasne wyobra­że­nie na temat tego, czym jest miłość, ale wielu z nich jest w błę­dzie: miłość nie znie­wala ani nie bie­rze jeń­ców, nie wywo­łuje cier­pień ani udręki. Powo­duje je brak miło­ści do samego sie­bie, rodząc pod­świa­dome, nie­za­spo­ko­jone potrzeby i otwiera na oścież drzwi dys­funk­cyj­nym rela­cjom. Wła­śnie dla­tego tak wiele par opiera swoje związki na miło­ści do ośmior­nicy, a nie na praw­dzi­wym uczu­ciu: żadne z part­ne­rów nie zro­zu­miało jesz­cze, jak poko­chać głę­boko samego sie­bie i w efek­cie buduje impo­nu­jące, muro­wane zamki na fun­da­men­tach z pia­sku.

W tej książce wytłu­ma­czymy ci, jak stwo­rzyć sta­bilne i solidne bez­pieczne pod­stawy, na któ­rych będziesz mógł zbu­do­wać sie­bie i zapro­sić do swo­jego życia drugą osobę w nowy, satys­fak­cjo­nu­jący spo­sób.

◍◍◍◍◍

W histo­rii Ila­rii i Ste­fana zoba­czy­li­śmy dwie prze­ciw­stawne i czę­sto uzu­peł­nia­jące się formy miło­ści: z jed­nej strony ego­tyczną miłość męż­czy­zny, z dru­giej – uczu­cie zależ­nej kobiety. Oby­dwoje szu­kają potwier­dze­nia w dru­giej oso­bie, bo nie są zdolni sami go zbu­do­wać; wybo­rami i zacho­wa­niem takiej pary kie­ruje poczu­cie wewnętrz­nego nie­do­statku.

Co dzieje się w takich przy­pad­kach? Jaki mógłby być epi­log ich histo­rii? Nie trzeba się koniecz­nie roz­sta­wać, należy jed­nak zna­leźć drogę, która dopro­wa­dzi do zyska­nia nowej świa­do­mo­ści. W grun­cie rze­czy wszystko, co wiesz dziś o miło­ści, zawdzię­czasz swoim wcze­śniej­szym doświad­cze­niom, które, powiedzmy sobie otwar­cie, nie zawsze były idyl­liczne. Ni­gdy nie mia­łeś w ręku instruk­cji obsługi miło­ści lub raczej nie mia­łeś jej aż do dziś.

◍◍◍◍◍

O ile w naszej pierw­szej książce, Riscrivi le pagine della tua vita (Prze­pisz na nowo stro­nice swo­jego życia), towa­rzy­szy­ły­śmy ci w odkry­wa­niu, kim jesteś oraz jakie są twoje wewnętrzne światy, tym razem skon­cen­tru­jemy się na związ­kach uczu­cio­wych i na tym, w jaki spo­sób kie­ro­wać miło­snym roz­kła­dem jazdy w naszym życiu. Związki zaj­mują ważne miej­sce w życiu każ­dego z nas, warto więc poświę­cić tro­skę i uwagę zarówno ich budo­wa­niu, jak i chwili, gdy docho­dzi do bole­snego roz­sta­nia. Niech nie będzie ci przy­kro z powodu osób, które się od cie­bie odda­lają – pozwól im odejść. Krew­nym, przy­ja­cio­łom, kole­gom, dal­szym i bliż­szym zna­jo­mym, każ­demu! Pozwól im odejść. Stwórz dla sie­bie wolną prze­strzeń, doma­gaj się jej. Pozwól, by powstał nowy wymiar, tylko dla cie­bie. Nie żyjesz po to, by komuś dogo­dzić. Nie żyjesz po to, by zado­wa­lać innych. Nie żyjesz po to, by szu­kać akcep­ta­cji. Daj sobie spo­kój z para­noją, lękiem, przej­mo­wa­niem się błę­dami. Żyjesz po to, by czuć się dobrze. Z samym sobą, z innymi. Samot­ność i cier­pie­nie rzu­cają na kolana? Więc wstań, oddal się, idź, bie­gnij; idź tam, gdzie chcesz, a nie tam, gdzie ci każą.

Być może wyda ci się, że tra­cisz jakąś część sie­bie, ale w rze­czy­wi­sto­ści będziesz zdro­wieć. Wyda ci się, że toniesz, tym­cza­sem będziesz się roz­wi­jać. Kiedy zaś to wszystko się wyda­rzy, poczu­jesz się jak mityczny feniks, gotowy do kolej­nego lotu. A my tam będziemy, by cie­szyć się twoim odro­dze­niem.

◍◍◍◍◍

Książka, po którą się­gasz, podzie­lona została na trzy czę­ści.

W pierw­szej zoba­czymy, w jaki spo­sób two­rzą się związki – począw­szy od zain­te­re­so­wa­nia się kimś po wybór part­nera – a przede wszyst­kim, jak nasza prze­szłość wpływa na poja­wie­nie się „che­mii”, którą błęd­nie nazy­wamy miło­ścią. Naszym zamia­rem jest dać ci pod­stawy pozwa­la­jące zamie­nić nie­świa­dome i pozor­nie przy­pad­kowe wybory w prze­my­ślane decy­zje.

W dru­giej czę­ści zro­zu­miemy, jaka dyna­mika napę­dza związki, odróż­nia­jąc funk­cjo­nalne wzorce zacho­wa­nia (które są pozy­tywne) od dys­funk­cjo­nal­nych (które pro­wa­dzą do poczu­cia nie­zro­zu­mie­nia, nie­za­do­wo­le­nia, a cza­sem wręcz osa­mot­nie­nia). Dostar­czymy ci wska­zó­wek pozwa­la­ją­cych lepiej zro­zu­mieć nawią­zy­wane przez cie­bie rela­cje inter­per­so­nalne i zapro­po­nu­jemy ci prak­tyczne ćwi­cze­nia sto­so­wane w psy­cho­te­ra­pii (indy­wi­du­al­nej i par) dla popra­wie­nia rela­cji z sobą samym oraz współ­dzia­ła­nia z drugą osobą. Ta sek­cja ma ci pomóc opa­no­wać nowe wzorce potrzebne do wyeli­mi­no­wa­nia dys­funk­cjo­nal­nych auto­ma­tycz­nych zacho­wań, jakie cią­gną się za tobą od dzie­ciń­stwa.

W trze­ciej czę­ści zaj­miemy się afir­ma­cją sie­bie i dowiemy się, jak prze­obra­zić poczu­cie osa­mot­nie­nia w dba­łość o sie­bie. Zoba­czysz, że tylko miłość, którą dziś posta­no­wisz ofia­ro­wać sobie, może kon­kret­nie odmie­nić twoje życie, nie­za­leż­nie od tego, czy żyjesz w poje­dynkę, czy też masz kogoś u swego boku. Prze­ana­li­zu­jemy naj­bar­dziej roz­po­wszech­nione tech­niki mani­pu­la­cji uczu­cio­wej – nie tylko w związ­kach sen­ty­men­tal­nych, ale też w rodzi­nie – i odkry­jemy, w jaki spo­sób się przed nimi chro­nić. Ta część ma na celu nauczyć cię postrze­gać sie­bie jako osobę kom­pletną i godną miło­ści w taki spo­sób, by każ­dej two­jej rela­cji uczu­cio­wej towa­rzy­szył zasłu­żony sza­cu­nek.

◍◍◍◍◍

Eks­plo­ro­wa­nie świata miło­ści ozna­cza kon­fron­ta­cję z wła­sną emo­cjo­nal­no­ścią, wydo­by­cie na świa­tło dzienne wewnętrz­nych ran, wsłu­cha­nie się w sie­bie, roz­po­zna­nie wła­snej war­to­ści, aż sami dla sie­bie sta­niemy się mocną liną, któ­rej możemy się uchwy­cić, i bez­piecz­nym por­tem, w któ­rym znaj­dziemy schro­nie­nie. W grun­cie rze­czy towa­rzy­szem, który naj­wier­niej ze wszyst­kich będzie stał u naszego boku, w rado­ści i cier­pie­niu, zawsze i mimo wszystko, będziemy my sami. Wła­śnie dla­tego tak fun­da­men­talna jest auto­afir­ma­cja: wszel­kie doświad­cze­nia, w tym związki uczu­ciowe, prze­ży­wamy za jego pośred­nic­twem.

Część pierwsza. Tworzenie związków

CZĘŚĆ PIERW­SZA

Two­rze­nie związ­ków

Rozdział I. Każdy kocha, jak umie, wraz ze swoimi ranami

Roz­dział I

Każdy kocha, jak umie, wraz ze swo­imi ranami

Kiedy kochasz, nie zapo­mi­naj o sobie.

z zaso­bów Psi­co­advi­sor.com

Mapy uczuć

Jeśli zasta­no­wisz się, kiedy po raz pierw­szy ktoś zła­mał ci serce, być może pamięć prze­nosi cię do miło­ści ze szkol­nych ławek, do pierw­szego narze­czo­nego z mło­dzień­czych lat, ale na pewno ni­gdy nie przy­szliby ci do głowy rodzice. Tym­cza­sem wszyst­kiego, co wiesz dziś o miło­ści, dowie­dzia­łeś się nie­świa­do­mie w dzie­ciń­stwie, w pierw­szych latach życia. Ta wie­dza docie­rała do cie­bie poprzez matkę i ojca, albo raczej przez spo­sób, w jaki wcho­dzili z tobą w rela­cje i reago­wali na twoje potrzeby.

Tak więc twoje małe ser­duszko, zanim jesz­cze poznało miłość namiętną, zostało zła­mane milion razy! Działo się tak, kiedy rosłeś, uczy­łeś się cho­dzić, czy­tać i pisać, ale w tam­tym cza­sie byłeś zbyt mały, by to zro­zu­mieć. A prze­cież to wła­śnie wtedy wszystko miało swój począ­tek, łącz­nie z dzi­siej­szym cier­pie­niem i typami rela­cji, jakie wciąż poja­wiają się w two­ich histo­riach miło­snych.

◍◍◍◍◍

Mapy uczuć, jakie dzie­dzi­czymy po naszych rodzi­cach, pro­wa­dzą nas nie tylko w rela­cjach, ale też w życiu. Na przy­kład dziecko wycho­wy­wane w spo­sób skraj­nie per­mi­sywny – pozwala mu się na wszystko bez żad­nych ogra­ni­czeń – zapewne nie­świa­do­mie przy­swaja sobie sche­mat, który wkrótce sta­nie się moty­wem prze­wod­nim jego życia, a który brzmi mniej wię­cej tak: „Zasady ist­nieją dla innych, ale nie dla mnie”. Takie dziecko wyro­śnie na doro­słego, który czuje, że ma wię­cej praw od innych zarówno w pracy, jak i w rela­cjach uczu­cio­wych. Będzie myślał, że może sobie pozwo­lić na wszelką swo­bodę, nawet na wol­ność ranie­nia osoby, która go kocha. Życie takiego doro­słego wcale nie będzie łatwe; prę­dzej czy póź­niej zde­rzy się on z rze­czy­wi­sto­ścią spo­łeczną i szybko dostrzeże, że jed­nak nie wszystko można i że wśród ludzi jak naj­bar­dziej obo­wią­zują pewne zasady – nawet jego, który ni­gdy ich nie poznał! Sta­nie się nie­to­le­ran­cyj­nym doro­słym; będzie cier­piał, nawet sto­jąc w zwy­kłej kolejce w super­mar­ke­cie, bo w swoim wyobra­że­niu, w wyuczo­nym sche­ma­cie, jest kimś „bar­dzo szcze­gól­nym” i na pewno nie musi tra­cić czasu jak wszy­scy inni.

W swo­jej histo­rii roz­woju, w prze­szłej rela­cji z rodzi­cami, taki doro­sły nauczył się, że ma prawo robić wszystko, więc każ­dego dnia w zde­rze­niu z nor­mami spo­łecz­nymi czuje się coraz bar­dziej sfru­stro­wany. Ponadto rela­cje uczu­ciowe, jakie udaje mu się nawią­zać, są powierz­chowne, pozba­wione rów­no­wagi i wza­jem­no­ści; ma skłon­ność, by brać wię­cej, niż jest w sta­nie dać. Ale na tym nie koniec. Czu­jąc się bez­sil­nym wobec nie­ak­cep­to­wa­nej przez sie­bie rze­czy­wi­sto­ści, wyko­rzy­stuje part­nera jako śro­dek egze­kwo­wa­nia tego, co uważa za swoje „prawo”, chwy­ta­jąc się przy tym, jak zoba­czymy dalej, mani­pu­la­cji.

Zazna­czy­ły­śmy, że może się tak zda­rzyć, gdy dziecko wycho­wują rodzice per­mi­sywni, ustę­pliwi i zachwy­ceni dziec­kiem, które sami umie­ścili na pie­de­stale. Podobna sytu­acja może doty­czyć rodzi­ców nad­mier­nie wylu­zo­wa­nych, naj­czę­ściej nie­obec­nych, niczym się nie­przej­mu­ją­cych, któ­rzy pozwa­lają robić dziecku, co mu się podoba, nie dla­tego, że je wiel­bią, ale dla­tego, że się nim nie inte­re­sują. Takie dziecko, choć uważa, że ma prawo do wszyst­kiego – podob­nie jak osoba wycho­wy­wana przez rodzi­ców per­mi­syw­nych i nie­zna­jąca żad­nych zasad – nie czuło się też ni­gdy kochane. Brak punk­tów odnie­sie­nia, uwagi i tro­ski dopro­wa­dzi do przed­wcze­snego usa­mo­dziel­nie­nia i ktoś taki szybko odłą­czy się od rodzi­ców, któ­rych zawsze uwa­żał za odda­lo­nych. Jego los nie będzie jed­nak daleki od wspo­mnia­nego wcze­śniej sche­matu; nie brak­nie mu fru­stra­cji, odrzu­ca­nia zasad i rosz­cze­nio­wo­ści. Zła­mane już w dzie­ciń­stwie serce nie będzie zdolne do miło­ści, a przy­naj­mniej nie bez dogłęb­nej pracy nad sobą.

Na prze­ciw­nym bie­gu­nie mamy dziecko wycho­wane przez rodzi­ców nado­pie­kuń­czych, nad­mier­nie kry­tycz­nych lub skraj­nie suro­wych, które nauczyło się, że jemu pewne prawa po pro­stu się nie należą. Ktoś taki przy­swoił sobie w dzie­ciń­stwie, że aby coś zro­bić, czy nawet choćby zaist­nieć, potrze­buje czy­jejś zgody lub apro­baty. Dla­tego jako doro­sły ni­gdy nie będzie pewny sie­bie albo co naj­mniej nie doświad­czy poczu­cia auto­no­mii; jego poczu­cie bez­pie­czeń­stwa będzie zawsze zależne od dru­giej osoby. Dla­tego będzie wcho­dził w związki z ocze­ki­wa­niem, że part­ner w magiczny spo­sób sta­nie się źró­dłem jego sta­bil­no­ści. Wio­dący sche­mat jego mapy uczuć będzie wyglą­dał mniej wię­cej tak: „Sam jestem bez war­to­ści i nie dam sobie rady”.

◍◍◍◍◍

Oczy­wi­ście opi­sane powy­żej przy­padki to tylko uprosz­cze­nia – w rela­cji rodzic–dziecko wystę­puje o wiele wię­cej czyn­ni­ków, czę­sto bar­dziej zło­żo­nych – ich zada­niem jest jed­nak wska­zać zwią­zek przy­czy­nowo-skut­kowy pomię­dzy wzor­cami rodzi­ciel­skimi a mapami uczuć, któ­rymi kie­ru­jemy się w doro­słym życiu.

W doro­słym, który nie potrafi kochać, kryje się zła­mane serce dziecka. Jeśli spo­ty­kasz na swo­jej dro­dze kogoś takiego, twoja mapa uczuć krzy­żuje się z jego mapą, two­rząc węzeł trudny do roz­plą­ta­nia. Nie jest twoim zada­niem leczyć cudze zła­mane serce, masz nato­miast obo­wią­zek zaopie­ko­wać się wła­snym. Miło­ścią, którą naj­czę­ściej dusimy w sobie, jest miłość do samych sie­bie, a tylko ona nas leczy. Pamię­taj, masz w sobie bez­pieczne miej­sce, w któ­rym możesz poczuć się kochany i chro­niony, gdzie możesz zna­leźć odwagę i ufność. Ukryte miej­sce, w któ­rym nic i nikt nie będzie mogło ci zaszko­dzić, bo w nim to ty będziesz boha­te­rem swo­jego dobro­stanu. Histo­ria miło­sna, któ­rej szu­kasz na zewnątrz, sta­nie się natu­ral­nym prze­dłu­że­niem two­jej wewnętrz­nej drogi. Zacznijmy więc wspól­nie budo­wać nową świa­do­mość, która pokie­ruje twoim postę­po­wa­niem.

◍◍◍◍◍

Na prze­strzeni lat mapami uczuć zaj­mo­wało się kil­koro bada­czy: Mary Ain­sworth, John Bowlby, Mary Main i Judith Solo­mon, by następ­nie wypra­co­wać teo­rie o sty­lach przy­wią­za­nia. Nie mogły­by­śmy o nich nie wspo­mnieć w książce doty­czą­cej miło­ści. Dla­tego przed­sta­wimy je tutaj, choć dla naszych potrzeb uzu­peł­ni­ły­śmy je o szcze­gólny rys prak­tyczny odno­szący się do życia doro­słego (według pier­wot­nych zało­żeń style przy­wią­za­nia opi­sują model emo­cjo­nal­nego funk­cjo­no­wa­nia dziecka).

Styl przy­wią­za­nia jest to rodzaj wyuczo­nego sche­matu przed­sta­wia­ją­cego spo­sób, w jaki przy­go­to­wu­jemy się do prze­ży­wa­nia rela­cji na pozio­mie emo­cjo­nal­nym, kogni­tyw­nym (poznaw­czym) i zacho­wa­nia.

Czy­ta­jąc cztery poniż­sze opisy, pomyśl o wszyst­kich swo­ich związ­kach, uczu­cio­wych i nie tylko, od tych miło­snych po rela­cje z przy­ja­ciółmi, tre­ne­rem na siłowni czy sąsia­dem. Przy­po­mnij też sobie ludzi, któ­rzy cie­szyli się u cie­bie naj­więk­szym auto­ry­te­tem: jaką postawę przyj­mo­wa­łeś wobec nauczy­cieli w szkole albo wykła­dow­ców na uni­wer­sy­te­cie? W swej isto­cie bowiem związki nie doty­czą wyłącz­nie miło­ści i w kon­se­kwen­cji mapy uczuć poja­wiają się w wielu kon­tek­stach. Zła­mane serce znaj­duje spo­sób, by dać o sobie znać wszę­dzie; w sfe­rze emo­cji jest to po pro­stu bar­dziej widoczne, ale towa­rzy­szy ci i warun­kuje cię w każ­dej sytu­acji.

Przyj­rzyjmy się zatem wspól­nie czte­rem sty­lom przy­wią­za­nia.

Unikający (unikowy)

Part­ner uni­ka­jący ma pozy­tywne wyobra­że­nie na swój temat i nega­tywne o dru­giej oso­bie. jest skłonny widzieć ją jako zagro­że­nie, przed któ­rym należy się chro­nić, i wła­śnie dla­tego ma trud­no­ści z doce­nia­niem poglą­dów, zacho­wań i uczuć innych, więc inwe­stuje mało ener­gii w związki. Poświęca dużą część swo­ich zaso­bów pracy, hobby, upra­wia­niu sportu albo aktyw­no­ściom takim jak kolek­cjo­ner­stwo i opieka nad zwie­rzę­tami. Wszyst­kie emo­cje prze­żywa w spo­sób powścią­gliwy, nie potrafi dać się im ponieść, nie wie, co to bli­skość, zaufa­nie i pole­ga­nie na dru­giej oso­bie. Nie­stety ni­gdy ich nie doświad­czył, więc czę­sto przyj­muje postawę sar­ka­styczną i pogar­dliwą, prze­ko­nany, że nikogo nie potrze­buje.

Osoba o takim stylu przy­wią­za­nia potrafi zbu­do­wać jedy­nie rela­cję nazna­czoną nie­obec­no­ścią, dystan­sem i bra­kiem uwagi; rela­cję, w któ­rej nie spo­sób zaznać głęb­szej intym­no­ści.

Na zewnątrz part­ner uni­ka­jący wydaje się osobą speł­nioną i opa­no­waną. Dla­tego na początku miło­snych spo­tkań trudno zauwa­żyć wyraźne sygnały ostrze­gaw­cze, poza pewną powścią­gli­wo­ścią w fazie zalo­tów – bra­kuje mu entu­zja­zmu typo­wego dla pierw­szych spo­tkań. Bar­dziej kon­kretne ostrze­że­nie nad­cho­dzi póź­niej, kiedy zwią­zek powi­nien sta­wać się poważ­niej­szy i roz­wi­jać w ocze­ki­wa­nym kie­runku. Tym­cza­sem nastę­puje regres: part­ner uni­ka­jący zaczyna się odda­lać, szu­kać wymó­wek albo zaj­mo­wać czymś innym. Rela­cja ni­gdy nie osiąga upra­gnio­nego stop­nia intym­no­ści, emo­cjo­nal­nie nie­do­stępny uni­ka­jący part­ner nie jest bowiem w sta­nie stwo­rzyć głę­bo­kich więzi.

Lękowy (lękowo-ambiwalentny)

Part­ner lękowy postrzega sie­bie nega­tyw­nie, a drugą osobę pozy­tyw­nie, a wręcz trak­tuje ją jako jedyne źró­dło bez­pie­czeń­stwa. O ile typ uni­ka­jący nauczył się, że nie można ufać nikomu poza samym sobą, lękowy uważa, że lepiej zdać się cał­ko­wi­cie na innych. Osoba o lęko­wym stylu przy­wią­za­nia ma w isto­cie zani­żoną samo­ocenę, nie potrafi roz­po­znać swo­ich zalet, jest samo­kry­tyczna i cał­ko­wi­cie pozba­wiona auto­no­mii. W swo­jej histo­rii roz­woju nauczyła się bowiem, że musi trosz­czyć się o cudze uczu­cia, nawet kosz­tem wła­snych; wła­śnie dla­tego ma skłon­ność do wią­za­nia się z oso­bami pro­ble­ma­tycz­nymi. Nie­świa­do­mie prze­ja­wia nie­ustanną potrzebę apro­baty i nie jest w sta­nie stwo­rzyć rów­no­rzęd­nej rela­cji. Uwa­ża­jąc się za nie­godną miło­ści, szuka part­nera lub part­nerki, któ­rzy będą ją w taki spo­sób trak­to­wali. Osoba lękowa jest bar­dzo wraż­liwa na odmowę, prze­żywa emo­cje w spo­sób inten­sywny i daje się przy­tło­czyć wyda­rze­niom.

Typ repre­zen­tu­jący taki styl przy­wią­za­nia two­rzy miłość sym­bio­tyczną, obfi­tu­jącą w skrajne emo­cje i przez to wyczer­pu­jącą. Rela­cja oparta na lęku wymaga sta­łej pie­lę­gna­cji, dusi i żąda nie­usta­ją­cej uwagi i tro­ski. Jak w przy­padku Ila­rii, boha­terki naszego wstępu, która szuka w dru­giej oso­bie nie­za­leż­no­ści, jakiej nie potra­fiła zbu­do­wać u sie­bie.

Zdezorganizowany

Styl zdez­or­ga­ni­zo­wany cha­rak­te­ry­zuje się połą­cze­niem pew­nych aspek­tów stylu uni­ko­wego i ambi­wa­lent­nego. Jest on typowy dla kogoś, kto doznał w dzie­ciń­stwie praw­dzi­wej traumy roz­wo­jo­wej, co roz­biło jego oso­bo­wość na wię­cej czę­ści. Tylko pozor­nie pozo­stają one ze sobą w sprzecz­no­ści, bo zasad­ni­czo wszyst­kie pra­gną tego samego: czuć się bez­pieczne, kochane i chro­nione3.

Osoba repre­zen­tu­jąca styl zdez­or­ga­ni­zo­wany ma nega­tywny obraz zarówno sie­bie, jak i part­nera, a jej pofrag­men­to­wane wnę­trze znaj­duje odzwier­cie­dle­nie we wszyst­kich aspek­tach życia; samo­ocena waha się mię­dzy okre­sami zwy­żek i zni­żek, nie­które emo­cje bywają zbyt inten­sywne, gdy tym­cza­sem inne zdają się nie ist­nieć, do tego stop­nia, że poja­wia się poczu­cie pustki. Chcąc obro­nić się przed tym dozna­niem, taka osoba ucieka się do doświad­czeń nio­są­cych ze sobą skrajne emo­cje: doci­ska­nie pedału gazu, nad­uży­wa­nie alko­holu, upra­wia­nie spor­tów eks­tre­mal­nych, anga­żo­wa­nie się w kon­flikty i bija­tyki albo dąże­nie do zla­nia się w jedno czy oka­zjo­nal­nego seksu. Takie próby kom­pen­sa­cji wywo­łują praw­dziwy chaos; ucie­ka­nie się do sil­nych emo­cji stwa­rza warunki do powsta­nia nowej pustki emo­cjo­nal­nej i wywo­łuje jesz­cze więk­sze zamie­sza­nie.

Part­nera zdez­or­ga­ni­zo­wa­nego cha­rak­te­ry­zuje miłość burz­liwa, pozba­wiona sta­bil­no­ści; jed­no­cze­śnie przy­ciąga on i odpy­cha drugą osobę, która z kolei czuje, że jej schle­bia, a jed­no­cze­śnie nią pogar­dza; że jej pra­gnie, ale jed­no­cze­śnie zawsze o coś obwi­nia! Ambi­wa­len­cja osób repre­zen­tu­ją­cych styl zdez­or­ga­ni­zo­wany obja­wia się w każ­dej dzie­dzi­nie życia. Podob­nie jak w przy­padku uczuć – cza­sem postrze­ga­nych jako dobro­czynne i dające poczu­cie bez­pie­czeń­stwa, innym razem prze­ży­wa­nych jako zagro­że­nie, przed któ­rym trzeba się bro­nić – rów­nież praca wydaje im się cza­sem ide­alna, a cza­sem naj­gor­sza na świe­cie.

Bezpieczny

Bez­pieczny styl przy­wią­za­nia cha­rak­te­ry­zuje osobę rezo­lutną, dostrze­ga­jącą w dru­gim czło­wieku zasoby, z któ­rych można czer­pać, kogoś, komu można zaufać. Ma ona w isto­cie pozy­tywny obraz sie­bie oraz innych. Opa­no­wała zna­ko­mi­cie stra­te­gie copin­gowe (radze­nia sobie z prze­ciw­no­ściami), więc sta­wia czoła wszel­kim nie­prze­wi­dzia­nym wyda­rze­niom życio­wym, poczy­na­jąc od roz­stań po trud­no­ści w pracy. Nauczyła się nawią­zy­wać zrów­no­wa­żone rela­cje; wie, że jej myśli, emo­cje i pomy­sły liczą się tak samo jak innych osób, dla­tego ni­gdy nie czuje potrzeby, żeby je komuś narzu­cać. W roz­mo­wie respek­tuje cudzy punkt widze­nia, nawet jeśli go nie podziela, i dla­tego nie pozwala, aby roz­bież­ność ide­olo­giczna prze­ro­dziła się w kłót­nię, co naj­wy­żej nabiera dystansu wobec opo­nenta.

Part­ner bez­pieczny potrafi stwo­rzyć rela­cję miło­sną, o jakiej marzy każdy z nas, a jaką dałoby się spu­en­to­wać idyl­licz­nym „… i żyli długo i szczę­śli­wie”. Ow­szem, miłość jak z bajki ist­nieje i wszy­scy powin­ni­śmy dążyć do zbu­do­wa­nia takiego związku – opar­tego na part­ner­stwie, wza­jem­no­ści, podzi­wie i sza­cunku.

Ktoś, kto repre­zen­tuje bez­pieczny styl przy­wią­za­nia, zna­ko­mi­cie zarzą­dza prze­strze­nią mię­dzy sobą i part­ne­rem4. O ile osoba lękowa pozwala się zdo­mi­no­wać, byle nie stra­cić part­nera, a uni­ka­jąca oddziela się od niego prze­pa­ścią, osoba o bez­piecz­nym stylu przy­wią­za­nia na swo­jej mapie uczuć jest w sta­nie zbu­do­wać silne poczu­cie przy­na­leż­no­ści, zawsze zacho­wu­jąc przy tym wła­sną indy­wi­du­al­ność. Jest ufna, bo przede wszyst­kim nauczyła się wie­rzyć w samą sie­bie, a czu­jąc się godną miło­ści, nie potrze­buje nie­ustan­nych zapew­nień z zewnątrz, więc skłonna jest zwią­zać się z kimś, kto uważa ją za równą sobie.

Właściwą osobą jesteś ty

Cztery mapy uczuć suge­rują nam, że tylko osoba czu­jąca się bez­piecz­nie może zna­leźć praw­dziwą miłość. Z powyż­szych opi­sów pły­nie nastę­pu­jący wnio­sek: oso­bom zdez­or­ga­ni­zo­wa­nym, lęko­wym i uni­ka­ją­cym brak jest jed­nego – miło­ści wła­snej. Kochać sie­bie zna­czy pokła­dać ufność w sobie samym w takim stop­niu, by afir­mo­wać wła­sną auto­no­mię oraz by pod­da­wać się emo­cjom i związ­kom, bo nawet jeśli inni nas ranią, wiemy, że możemy sobie z tym pora­dzić.

◍◍◍◍◍

Ten, kto kocha sie­bie, nie ma potrzeby stwa­rzać nad­mier­nego dystansu lub prze­ciw­nie, przy­kle­jać się do dru­giej osoby po to, żeby potwier­dzić wła­sną toż­sa­mość i poczuć się w świe­cie pew­niej.

Jeśli nie nauczy­łeś się jesz­cze kochać sie­bie i nie czu­jesz się bez­pieczny, pra­gniemy cię uspo­koić: ni­gdy nie jest za późno. Jed­nak zwróć uwagę na jedno: musisz nauczyć się kochać sie­bie zarówno umy­słem, jak i ser­cem, albo raczej oby­dwiema pół­ku­lami mózgo­wymi!

Dla­czego powi­nie­neś przejść tę drogę samo­dziel­nie? Ponie­waż trudno jest zna­leźć kogoś goto­wego udzie­lić ci tej lek­cji miło­ści. Nie cho­dzi wcale o to, że świat jest złym miej­scem: wokół nie bra­kuje wspa­nia­łych osób goto­wych cię poko­chać! Ale jeśli nie kochasz sam sie­bie, zbli­żysz się w końcu do kogoś, kto podzieli to uczu­cie niemiło­ści, któ­rym sie­bie darzysz; posta­wisz u swo­jego boku kogoś, kto nie potrafi cię zro­zu­mieć, poko­chać albo, co gor­sza, kto wyko­rzy­stuje to, co masz do zaofe­ro­wa­nia. A taki part­ner na pewno nie udzieli ci lek­cji miło­ści! Jedyną wła­ściwą osobą, która może to zro­bić, jesteś ty.

Kiedy nauczysz się kochać sie­bie i poczu­jesz się bez­piecz­nie i pew­nie, wów­czas zdo­łasz zaak­cep­to­wać w roli part­nera tylko kogoś, kto będzie umiał cię kochać i dawać sie­bie w spo­sób auten­tyczny; kto będzie dzie­lił z tobą uczu­cie miło­ści zarówno do sie­bie samego, jak i do cie­bie. Takie rozu­mo­wa­nie może wyda­wać się dziwne, bo kul­tu­rowo nie jeste­śmy przy­zwy­cza­jeni, by wyobra­żać sobie miło­sną rela­cję w ten spo­sób. Zazwy­czaj zatrzy­mu­jemy się na tym jakże upra­gnio­nym „kocham cię” i postrze­gamy zwią­zek jedy­nie w dwóch wymia­rach, które, jeśli mamy szczę­ście, spo­ty­kają się: ja kocham cie­bie i ty kochasz mnie.

Jed­nak w zdro­wych rela­cjach miłość podąża w czte­rech róż­nych kie­run­kach i zda­nie „kochamy się”, wypo­wia­dane przez tak wiele par, można roz­ło­żyć na nastę­pu­jące ele­menty:

ja kocham sie­bie

ja kocham cie­bie

ty kochasz sie­bie

ty kochasz mnie

Każda inna forma miło­ści, pozba­wiona pra­wi­dło­wej struk­tury, jest nie­kom­pletna. W zdro­wej miło­ści nie ma podziału ról na tego, kto pod­daje się dru­giej oso­bie, i tego, kto rzą­dzi; na tego, kto odbiera ciosy i kto je zadaje – bo jeśli jedno z dwojga jest ranione albo depre­cjo­no­wane, oby­dwoje pono­szą porażkę: jedyny dobro­stan to ten, który współ­dzie­limy.

◍◍◍◍◍

Nawet jeśli uwa­żasz, że na ten moment nie repre­zen­tu­jesz bez­piecz­nego stylu przy­wią­za­nia, to jak już mówi­ły­śmy, ni­gdy nie jest za późno, by go wypra­co­wać; w psy­cho­lo­gii ukuto wyra­że­nie nabyty styl bez­pieczny wła­śnie dla opi­sa­nia przy­pad­ków wspa­nia­łej odnowy. Zmiana jest moż­liwa, a żeby jej doko­nać, przy­datne może się oka­zać wspar­cie psy­cho­te­ra­peu­tyczne.

Jeśli tak jak wielu innych, rów­nież i ty prze­ży­wasz miło­sne katu­sze, wiedz, że cier­pisz, bo szu­kasz wła­ści­wej osoby w nie­wła­ściwy spo­sób. Tylko ty sam możesz popro­wa­dzić się ku odkry­ciu praw­dzi­wej miło­ści do sie­bie, która z kolei pomoże ci mądrzej wybrać part­nera.

Poznanie partnera

Wyja­śniw­szy to istotne poję­cie, pro­po­nu­jemy ci teraz ćwi­cze­nie intro­spek­cyjne. Zasta­nów się przez chwilę nad swo­imi zacho­wa­niami w związku; w jaki spo­sób do tej pory „wybie­ra­łeś” part­nera?

Zadaj też sobie dru­gie pyta­nie, nieco dziwne, ale zasadne: czy mógł­byś zako­chać się w kimś, kogo nie znasz? Na pewno odpo­wiesz nega­tyw­nie, a jed­nak bar­dzo wiele osób (praw­do­po­dob­nie rów­nież ty) wła­śnie to robi albo wręcz zako­chuje się w swoim wyobra­że­niu danej osoby. Tak się dzieje, gdy rela­cja rodzi się na bazie nie­za­spo­ko­jo­nych potrzeb (jak brak auto­no­mii i miło­ści wła­snej), a nie „świa­do­mego wyboru”. Z pew­no­ścią skrzywi się na to wielu roman­ty­ków. A jed­nak tak jest! Poza tym nie ma nic bar­dziej roman­tycz­nego niż głę­bo­kie prze­ko­na­nie o doko­na­niu wła­ści­wego wyboru, odczu­wane dzień po dniu. Jak już zapewne zro­zu­mia­łeś, czym innym jest miłość, a czym innym jedy­nie zespo­le­nie emo­cjo­nalne. Wiele pio­se­nek opi­suje w rze­czy­wi­sto­ści to dru­gie, zwy­kłą „miłość do ośmior­nicy”, która, a jakże, jest inten­sywna, wywo­łuje cier­pie­nie, nisz­czy, wyczer­puje, anga­żuje, ale… nie jest miło­ścią. Kochać to wybie­rać się nawza­jem każ­dego dnia, pozna­wać się i akcep­to­wać, lubić i sza­no­wać, a osta­tecz­nie stwo­rzyć cztery wymiary, o któ­rych mówi­li­śmy. Tego wszyst­kiego brak zespo­le­niu emo­cjo­nal­nemu.

Według teo­rii atrak­cyj­no­ści jest bar­dziej praw­do­po­dobne, że poczu­jemy pociąg do osób, które już w jakiś spo­sób znamy, które wydają nam się zna­jome, i to z nimi zbu­du­jemy dłu­go­ter­mi­nową rela­cję. Otóż jeśli w swoim życiu kul­ty­wu­jesz zdrowe poczu­cie toż­sa­mo­ści, a więc wyro­słeś, mając za punkt odnie­sie­nia osoby oka­zu­jące sobie nawza­jem sza­cu­nek, ufne i kocha­jące, pozwo­lisz się uwo­dzić part­ne­rom o bez­piecz­nym stylu przy­wią­za­nia. Podo­bień­stwo, które działa jak „przy­cią­gacz”, będzie zwią­zane z pokre­wień­stwem cha­rak­te­rów, wspól­nymi upodo­ba­niami, współ­dzie­lo­nymi wzor­cami zacho­wa­nia i war­to­ściami; z tym wszyst­kim, co jest potrzebne dla dobrego poro­zu­mie­nia w parze. Jed­nak nie wszy­scy doświad­czyli takiej idylli.

Cechy, na któ­rych opiera się atrak­cyj­ność pro­wa­dząca do powsta­wa­nia tok­sycz­nego zespo­le­nia emo­cjo­nal­nego, obej­mują czyn­niki oczy­wi­ste (na przy­kład naśla­do­wa­nie postaw rodzi­ców), jak i mniej ewi­dentne (na przy­kład rysy cha­rak­teru czy uzu­peł­nia­jące się potrzeby part­ne­rów). Na przy­kład osobę ule­głą, która pra­gnie się pod­po­rząd­ko­wać, będzie pocią­gał krę­tacz wyka­zu­jący potrzebę domi­na­cji. Źró­deł potrzeb, wsku­tek któ­rych dążymy do zespo­le­nia emo­cjo­nal­nego, nale­ża­łoby szu­kać w dzie­ciń­stwie; tym naj­bar­dziej powszech­nym przyj­rzymy się w kolej­nym roz­dziale. W przy­to­czo­nym przy­kładzie potrzeba pod­po­rząd­ko­wa­nia się powstaje, bo dla danej osoby cier­pie­nie i ustę­pli­wość są para­dok­sal­nie jedy­nym spo­so­bem na osią­gnię­cie poczu­cia bli­sko­ści i jed­no­ści – przy­kra prze­szłość zapi­sała się w pamięci wspo­mnia­nej osoby ule­głej jako jedyny moż­liwy model rela­cji. Będzie ona zatem szu­kać part­nera, który w jakiś spo­sób pasuje do figury swo­jego opie­kuna: domi­nu­ją­cej i mani­pu­lu­ją­cej.

W przy­padku part­nera mani­pu­lu­ją­cego on też wyrósł obok domi­nu­ją­cej i mani­pu­lu­ją­cej figury opie­kuna, jed­nak nie pozo­stał w tej rela­cji pasywny, a utoż­sa­mił się w końcu z rodzi­cem, przej­mu­jąc jego cechy. W doro­sło­ści będą go pocią­gać osoby, które są prze­ci­wień­stwem rodzica, ale któ­rych potrzeby są kom­ple­men­tarne z jego wła­snymi.

Wła­śnie dla­tego popro­simy cię wkrótce, byś prze­my­ślał swoje rela­cje uczu­ciowe pod kątem podo­bieństw i róż­nic w sto­sunku do wzor­ców rodzi­ciel­skich.

◍◍◍◍◍

Praw­do­po­dob­nie w two­jej oso­bi­stej opo­wie­ści znajdą się rów­nież przy­padki zespo­le­nia emo­cjo­nal­nego będące histo­riami miło­snymi. Kto od dzie­ciń­stwa wle­cze za sobą nie­za­spo­ko­jone potrzeby, przy­ciąga niczym magnes osoby o okre­ślo­nych cechach i bum, nie­uchron­nie poja­wia się zauro­cze­nie pro­wa­dzące do zespo­le­nia.

Jak się przed tym chro­nić? Z jed­nej strony pra­cu­jąc na miło­ścią wła­sną (a zatem nad poczu­ciem toż­sa­mo­ści i auto­no­mii), a z dru­giej – przy­glą­da­jąc się uważ­nie oso­bie, którą mamy przed sobą, by zoba­czyć, kim jest, a nie co w nas budzi. Cho­dzi o wcale nie­oczy­wi­stą umie­jęt­ność; jeste­śmy tak nasta­wieni na budo­wa­nie naszych zam­ków na pia­sku, że zapo­mi­namy spraw­dzić, z czego zro­bione są cegły.

Pewna wło­ska powieść nosi tytuł Idź za gło­sem serca5. I ow­szem, idź, ale nie zapo­mnij zabrać ze sobą mózgu z jego wszyst­kim cudow­nymi funk­cjami poznaw­czymi. Kiedy masz przed sobą osobę, która cię pociąga, zasta­nów się, co w tobie budzi, i skup się na tym, żeby naprawdę ją poznać. Zwróć szcze­gólną uwagę na nastę­pu­jące aspekty:

Poprzednie związki

Powszechna pod­czas pierw­szych spo­tkań jest roz­mowa o poprzed­nich doświad­cze­niach miło­snych. By zaini­cjo­wać ten temat, wystar­czy pro­ste pyta­nie: „Jak długo jesteś sin­glem?” albo: „Ile naprawdę waż­nych związ­ków masz za sobą?”. Są to kwe­stie, które dość natu­ral­nie poja­wiają się w począt­kach zna­jo­mo­ści i które mogą dostar­czyć ci wiele poży­tecz­nej wie­dzy. Osoby o bez­piecz­nym stylu przy­wią­za­nia z reguły mają za sobą rela­cje bar­dziej zaan­ga­żo­wane i nie mówią źle o swo­ich byłych part­ne­rach. Jeśli widzisz, że u roz­mówcy poja­wia się roz­draż­nie­nie albo złość, albo jeśli twier­dzi on, że nie przy­wią­zuje wagi do prze­szło­ści i usi­łuje cał­ko­wi­cie zmie­nić temat, już masz mate­riał do reflek­sji. Pamię­taj jed­nak, że żadna pozy­skana infor­ma­cja sama w sobie nic nie wnosi; dopiero więk­sza liczba reak­cji i zacho­wań może ci pomóc wypra­co­wać bar­dziej trafną ocenę osoby, którą masz przed sobą. Uwaga! Nie ozna­cza to, że „kal­ku­lu­jesz” – chcesz po pro­stu dobrze poznać roz­mówcę, by skon­fron­to­wać rze­czy­wi­stość z wyobra­że­niem, jakie stwo­rzy­łeś o nim w swo­jej gło­wie, i stop­niowo uzu­peł­niać swoją wie­dzę o nowe ele­menty.

Zapraszamy do zakupu pełnej wersji książki

Zapraszamy do zakupu pełnej wersji książki

Psi­co­advi­sor.com to zało­żony przez autorki czo­łowy wło­ski maga­zyn inter­ne­towy doty­czący psy­cho­lo­gii i roz­woju oso­bi­stego. Na jego łamach publi­kuje wielu psy­cho­lo­gów róż­nych spe­cja­li­za­cji (przyp. red.). [wróć]

Rodzaj pomo­stu z kon­struk­cjami słu­żą­cymi do połowu ryb (przyp. red.). [wróć]

Sze­rzej patrz: Riscrivi le pagine della tua vita, roz­dział 5. [wróć]

Patrz: Riscrivi le pagine della tua vita, roz­dział 4. [wróć]

Autor­stwa wło­skiej pisarki Susanny Tamaro (przyp. red.). [wróć]