Przyjaciółka. Miasteczko Anielin, tom 1 - Mejza Iwona - ebook

Przyjaciółka. Miasteczko Anielin, tom 1 ebook

Mejza Iwona

4,4

Opis

Marta zamieszkała w Anielinie z rodzicami i małą Polą cztery lata temu. Chcieli zacząć wszystko od nowa. O tym, co się wydarzyło przedtem, nie rozmawiają. Ten niewypowiedziany żal wciąż zatruwa im życie i wszyscy czują, że przed nimi jeszcze długa droga do prawdziwego przebaczenia. Tymczasem w Anielinie zaczyna się lato. W księgarni braci Pruskich i pizzerii U Romano robi się coraz większy ruch, kioskarka Felicja swoim zwyczajem zbiera plotki, a Agata, właścicielka sklepu, martwi się, jak zwiąże koniec z końcem. Marta, czekając na powrót rodziców z wakacji, zajmuje się Polą i Złotouchym, kotem przybłędą. Senna atmosfera miasteczka zostaje zakłócona, gdy do ogrodu Marty zakrada się obcy mężczyzna, a ją samą zaczynają nawiedzać natrętne wspomnienia o dawnej przyjaciółce… Jakie tajemnice skrywa rodzina Wójcickich? Czy Marta i Pola odnajdą w Anielinie swoje miejsce na ziemi?

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 277

Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
Oceny
4,4 (41 ocen)
24
10
6
1
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.
Sortuj według:
Warmia55

Dobrze spędzony czas

Przyjaciółka - Iwona Mejza I tom serii "Miasteczko Anielin" Książka o kobietach i nie tylko dla kobiet ... Do Anielina cztery lata temu sprowadziła się rodzina Wójcickich – Marylka, Tadzik, Marta i Pola. Kupili Dom po Maślakach, odremontowali i zamieszkali w nim, żyjąc sobie spokojnie, pomału wtapiając się w społeczność miasteczka. I choć nie unikali ludzi, nie byli wylewni, wciąż wiedziano o nich bardzo mało; nawet sześcioletnia Pola, dziecko niezwykłe, bardzo dorosłe, zwłaszcza jak na swój wiek, nie była gadułą opowiadająca każdemu co się u nich dzieje. Ci co znają życie, jak np. bracia Pruscy, prowadzący księgarnię w rynku czy właściciel pizzerii U Romano - ludzie dobrze wychowani, życzliwi światu, szanujący prywatność i wybory innych - wyczuwali, że jest w tej rodzinie jakaś tajemnica, że kiedyś zdarzyło się coś, co tych ludzi mocno poraniło, tak bardzo, że mimo upływu lat wciąż nie chcą o tym mówić – nawet między sobą … Anielin, małe miasteczko – miejsce gdzie z zasady życie to...
21
Kazia1234

Dobrze spędzony czas

typowa obyczajowa powieść
10
Marpac21

Dobrze spędzony czas

Każde małe miasteczko ma swoje tajemnice, każdy każdego zna i wszyscy o wszystkich wiedzą. Taki urok mają małe miasteczka. A jakie tajemnice skrywają mieszkańcy Anielina? To wzruszająca, ciepła powieść o życzliwych ludziach, stracie bliskich, o zaufaniu i przebaczaniu.
10
kobierskawies

Nie oderwiesz się od lektury

gorąco polecam
10
Maadziuulekx3

Nie oderwiesz się od lektury

Piękna, oczarowała mnie swoim klimatem.
10

Popularność




Redakcja: Agnieszka Pietrzak

Korekta: Katarzyna Barcik

Skład: Izabela Kruźlak

Konwersja do ePub i mobi: mBooks. marcin siwiec

Projekt okładki: Maciej Pieda

Zdjęcia na okładce: Shutterstock © Aleksandra Pimenova (front), © Calesh, © Anna Szonn

Redaktor prowadzący: Katarzyna Bury

Wydanie I © Copyright by Wydawnictwo Dragon Sp. z o.o.

Bielsko-Biała 2022

Niniejsza powieść jest fikcją literacką. Odniesienia do realnych osób, wydarzeń i miejsc są zabiegiem czysto literackim. Pozostali bohaterowie, miejsca i wydarzenia są wytworem wyobraźni autorki i jakakolwiek zbieżność z rzeczywistymi wydarzeniami, miejscami lub osobami, żyjącymi bądź zmarłymi, jest całkowicie przypadkowa.

Wydawnictwo Dragon Sp. z o.o.

ul. 11 Listopada 60-62

43-300 Bielsko-Biała

www.wydawnictwo-dragon.pl

ISBN 978-83-8172-936-9

Wyłączny dystrybutor:

TROY-DYSTRYBUCJA Sp. z o.o.

ul. Mazowiecka 11/49

00-052 Warszawa

tel. 795 159 275

Oddział

ul. Legionowa 2

01-343 Warszawa

Zapraszamy na zakupy: www.fabulo.com.pl

Znajdź nas na Facebooku: www.facebook.com/wydawnictwodragon

Część pierwsza

Wiosna z przytupem oznajmiła swoje odejście, ustępując miejsca latu, które przejęło pogodową pałeczkę i przez kilka kolejnych godzin zakłócało sen mieszkańców Anielina i okolicy. Gdy nocna ulewa podlała już wszystkie grządki i trawniki, burza przeniosła się w dalsze rejony Małopolski, a za oknami zapadła cisza, przerywana jedynie pojedynczymi szczeknięciami obudzonych ze snu psów. Rankiem o burzy przypominały tylko krople wody perlące się na liściach bujnych host rozpierających się na grządkach i plamy wilgoci na deskach tarasu, na którym Marta i Pola postanowiły zjeść pierwsze letnie śniadanie. Rattanowe fotele ukryte pod zadaszeniem były już suche, tylko na oszklonym blacie stolika połyskiwały ostatnie ślady deszczu.

– Wstawaj, śpiochu! – Marta pochyliła się nad leżącą na lewym boku Polą i delikatnie dmuchnęła w przylepione do czoła blond kosmyki.

Dziewczynka nie poruszyła się, ale Marta zauważyła, że powieki jej zadrgały, więc zapewne udawała, że jeszcze śpi, czekając na dalszy ciąg zabawy. Marta wyprostowała się i przysiadła na krawędzi łóżka. Tak było jej wygodniej. Miała ochotę przytulić Polę mocno, energicznie, przekazać jej całą swoją miłość i troskę oraz poczucie bezpieczeństwa.

Ale się powstrzymała.

Mała jednak spała, oddychając miarowo. Marta jeszcze raz pochyliła się nad dzieckiem.

Dmuchnęła ponownie, tym razem w prawą skroń i prześwitujące słońcem różowe ucho. Uśmiechnęła się do siebie, a po chwili pocałowała dziewczynkę delikatnie, kładąc rękę na jej czole. Było ciepłe, ale dopiero przed chwilą zsunęła z niego kołdrę, w którą Pola lubiła się owijać, twierdząc, że tak się jej najlepiej śpi. Marta jej wierzyła.

Teraz kołdra była już odrzucona na bok łóżka, okno Marta otworzyła, gdy tylko weszła do pokoju, i w środku z minuty na minutę robiło się przyjemniej. Po dniach chłodu nadchodziła fala upałów, tak głosiły prognozy meteorologiczne z wczoraj.

Pola powoli otworzyła oczy, po czym szybko je przymknęła, krzywiąc się nieznacznie.

– Jeszcze chwila, Tusiu. Sen mi uciekł przez ciebie – rzekła, a w jej głosie słychać było niezadowolenie, i przytuliła policzek do ułożonego na poduszce jaśka.

– Nie śpij, bo prześpisz najlepsze. Już zapomniałaś, co zaplanowałyśmy na dzisiejsze śniadanie? A co powiesz na czekoladę na gorąco? Taki dzień trzeba uczcić. – Marta z rozmysłem rzuciła przynętę i czekała na reakcję dziewczynki.

Wczoraj Pola zażyczyła sobie na pierwszy posiłek truskawek z bitą śmietaną i naleśników, a Marta zgodziła się na to odstępstwo od śniadaniowej reguły. Nie można każdego ranka jeść tego samego, każdy człowiek, dziecko i dorosły, potrzebuje zmian.

By dać Poli czas do namysłu, Marta podeszła do otwartego okna. Odsunęła zwiewną firankę i wychyliła się nad parapet. To był piękny ranek. Na gałęziach sosny dwa gołębie siedziały przytulone do siebie i miłośnie gruchały, dwie sroki z postrzępionymi skrzydłami skrzeczącymi głosami wadziły się ze sobą, by chwilę potem zgodnie odlecieć, a wróble ustawiały się w kolejce do oczka wodnego, z którego korzystały przez okrągły rok, chyba że zamarznięta tafla nie pozwalała zanurzyć dzioba – wtedy dziobały lód i śnieg.

Dziewczynka poruszyła się, ziewnęła i westchnęła. Potarła zaspane oczy, zamrugała. Powoli przechodziła z fazy snu do jawy. Widać było, że nie ma najmniejszej ochoty, by wstać z łóżka. W końcu podjęła decyzję, podparła się rękami o materac i usiadła. Marta oderwała się od kontemplacji widoków za oknem, podeszła do łóżka, przechyliła się nad dziewczynką, wyciągnęła jej poduszkę spod pupy, strzepnęła ją i włożyła Poli za plecy. Na poduszkę położyła ukochany jasieczek Poli, który lata temu służył do przytulania także Marcie. Kiedy to było…

Dziewczynka usadowiła się wygodnie, ziewając przeciągle i pocierając zaciśniętymi piąstkami zamykające się powieki. Ziewnęła jeszcze raz, nieco demonstracyjnie, żeby zamanifestować swoją senność, czym wywołała pełen czułości uśmiech Marty.

Zawsze to samo.

Pola spojrzała na nią z potępieniem i powiedziała rzeczowo:

– Szantażystka z ciebie, Tusiu. A dziecko potrzebuje snu.

– Owszem, tyle że spałaś dwanaście godzin, więc na brak snu nie powinnaś narzekać. Ale… – Marta zastanowiła się przez moment. – Żeby nie było, że wykorzystuję dzieci, idź, umyj się, a ja przez ten czas przygotuję śniadanie. Jak będziesz gotowa, przyjdź do kuchni. Ktoś musi pokruszyć czekoladę, bo ja zanim pokruszę, to ją zjem. – Przewróciła oczami, udając, że taki z niej łakomczuch.

Pola podjęła grę i manifestując swoje poświęcenie, wstała z łóżka.

– Tusiu, nie wiem, jak byś sobie beze mnie dała radę. Jestem ci niezbędna! – stwierdziła z namaszczeniem, a Marta nie mogła nie przyznać jej racji.

– To prawda, bez ciebie przepadłabym z kretesem – potwierdziła, ledwo zachowując powagę.

Po chwili nie wytrzymała i parsknęła śmiechem. Krótko potem dołączyła do niej Pola i tak śmiały się jak zwariowane.

– Pychota, ale już więcej nie mogę.

Pola łakomie oblizywała palce utytłane czekoladą i bitą śmietaną. Oczywiście nie powinna tego robić, ale był pierwszy dzień lata, to były jej ostatnie prawdziwe wakacje przed obowiązkowym rokiem w zerówce, a Marta nie umiała wychowywać jej za pomocą nakazów i zakazów. Nawet tak prozaicznych jak zwrócenie uwagi, że tak palców, jak i talerzy się nie wylizuje. A przynajmniej nie robi się tego w szerszym gronie.

Pola sama wybierała, czym będzie chciała się zająć, i sprawdzała, co jej pasuje, a co nie. I nie, wcale nie była rozwydrzonym, nieposłusznym dzieckiem. Pola nauczyła Martę i rodziców, że żadne nakazy ani zakazy nie mają sensu, jeżeli małemu człowiekowi nie wytłumaczymy ich powodu, nie powiemy, dlaczego czegoś nie powinno się robić.

Podstawowe i najczęściej zadawane przez nią pytanie brzmiało właśnie: „Dlaczego?”.

Marta starała się na to jej „dlaczego?” odpowiadać najlepiej, jak umiała, czasami posiłkując się wiedzą z zewnątrz, czasami pytając o radę rodziców. Ale nigdy nie mówiła: „Dlatego!” albo: „Bo tak! Bo ja tak chcę”, „Bo tak i już!”. Z Polą takie odpowiedzi by nie przeszły. Była zbyt bystrym, inteligentnym i wymagającym uwagi dzieckiem. Nie dawała się zbywać byle czym.

***

Słońce nadrabiało chłodne dni, trawa wyschła i Marta z Polą do południa wygrzewały się na hamakach rozwieszonych na specjalnych stelażach ustawionych pomiędzy drzewami w ogrodzie za domem. Rozłożyste konary jabłoni dawały sporo cienia, ale Marta i tak zadecydowała, że posmarują się kremem do opalania z wysokim filtrem UVB. Pola dołączyła do zabawy i zaróżowione nogi pokryła kwiatkami z kremu. Pięć płatków i środek. Wyglądała uroczo. Marta ozdobiła jej nos plamkami z kremu, a Pola w rewanżu pokryła kropkami jej plecy. Wtedy Marta zarządziła sesję fotograficzną, a Pola podchwyciła pomysł i biegała po ogrodzie, przytulając się do drzew, kucając wśród kwiatów i strasząc ptaki zdziwione ich nadaktywnością. Przychodzący do nich w odwiedziny kot ledwo umknął przed przytuleniem do rozmazanych kremowych płatków. Marta podziękowała mu w duchu, a Pola była rozczarowana. Piękny rudzielec, systematycznie dokarmiany, nie należał do kotów, które oswajają się szybko i ufnie podchodzą do człowieka, nawet tego, który je karmi. Na pewno je polubił i tak jak one w przytulnym domu na obrzeżach miasteczka znalazł poczucie bezpieczeństwa, ale to nie oznaczało, że Pola mogła go brać na ręce, kiedy chciała. To jeszcze nie był ten moment.

Zziajane i rozchichotane wróciły do miejsca leżakowania. Zanim w końcu rozsmarowały na skórze kremowe kompozycje, upłynęło mnóstwo czasu i obu dziewczynom zachciało się pić. Pola ułożyła się wygodnie i zagłębiła w lekturze, a Marta poszła do kuchni, by przygotować napoje. Po powrocie na zielonym plastikowym stoliku ustawiła dzbanek z kompotem z truskawek i dwie szklanki. Nalała kompotu, wypiły po trochu, a resztę nakryła spodeczkami i papierową serwetką, żeby nie skusić owadów. Zawsze ostrzegała Polę, żeby zwracała uwagę, czy jakaś pszczoła albo osa nie krąży zbyt blisko. Marta panicznie bała się zagrożenia, a jednocześnie oswajała Polę z naturą. Tak było bezpieczniej. Wszelkie potencjalne niebezpieczeństwa należy poznawać dogłębnie, nie dać im przewagi własnej niewiedzy.

– Wystarczy na dzisiaj – rezolutny głos Poli wyrwał Martę z zamyślenia.

Nie powinna się zamyślać, powinna działać, żyć tym, co tu i teraz. Żadnych zbędnych balastów, zero wspomnień.

Żyj chwilą, jutra może nie być!

Omal nie podskoczyła na hamaku, wydało jej się, jakby usłyszała znajomy głos przy uchu. Niedobrze! Koniecznie musi zająć się czymś pożytecznym. Ale najpierw zafundują sobie dalszy ciąg festiwalu przyjemności. Jutra może nie być!

– Kochanie, a może pojedziemy do miasteczka na pizzę? – zaproponowała niewychowawczo.

Pola, pracowicie czochrając palcami jasne kędziory, popatrzyła na nią z aprobatą.

– To jeszcze lepszy pomysł niż naleśniki z truskawkami! Czy pierwszy dzień lata musi być tylko raz w roku?

– Niestety na regularność następowania po sobie pór roku nie mam wpływu, ale ty chyba nie możesz narzekać. Przecież całkiem niedawno byłyśmy w pizzerii U Romano! – przypomniała Marta, popatrując na małą spod oka.

Pola zgrabnie ześlizgnęła się z hamaka i teraz dzierżyła pod pachą książeczkę z baśniami Andersena, a prawą ręką usiłowała utrzymać swoją szklankę.

– Daj tę szklankę, przecież wezmę wszystko.

Oddała, krzywiąc się, jakby Marta wymagała od niej Bóg wie czego.

– Pamiętam, że byłyśmy, ale mnie nie chodzi o pizzę, tylko o początek lata. Przecież wiesz, że nie lubię zimy. Zamiast zimy po jesieni mogłoby być drugie lato. Byłoby o wiele przyjemniej – stwierdziła rezolutnie i ruszyła przed siebie.

Frędzle, którymi obszyty był hamak, falowały hipnotyzująco pod wpływem ruchu. Kobieta oderwała od niego wzrok i potrząsnęła głową. Pola miała własny tok myślenia, niepozbawiony słuszności – Marta też nie lubiła zimy. Sylwetka dziewczynki zniknęła w drzwiach prowadzących z tarasu do pokoju gościnnego, więc Marta szybko zebrała naczynia i podążyła za Polą, myśląc, że jest ona najbardziej stanowczą i niezależną osobą w ich domu.

***

W porze obiadowej wybrały się do centrum miasteczka, do pizzerii U Romano. Lubiły atmosferę tego miejsca i za każdym razem starały się wybrać z menu zestaw, jakiego jeszcze nie próbowały. Traktowały to jako świetną zabawę, w którą włączał się właściciel knajpki, dorzucając do tradycyjnych wyborów nieoczywiste dodatki. Za każdym razem pizza przygotowana przez Romano smakowała im inaczej i zawsze wybornie.

Marta z rodzicami i maleńką Polą przyjechali do Anielina na stałe cztery lata temu i z roku na rok czuli się tutaj lepiej. Nie wracali do starych spraw i do starych kątów – tak kiedyś zadecydowali i tego się trzymali.

Pierwszy rok był bardzo ciężki. Kupili niedrogo dom, który nadawał się do generalnego remontu, a jego niezaprzeczalnymi atutami były duży ogród i położenie na obrzeżach miasteczka. Dom po Maślakach – tak nazywała się rodzina, od której nabyli nieruchomość – miał ponad sto lat i pierwotnie był dużą chałupą zlokalizowaną na krańcu wsi, która w połowie dwudziestego wieku dorobiła się praw miejskich. Po latach kraniec wsi stał się częścią miasteczka, z nazwą ulicy i numerem domu, a Kolonia Akacjowa przekształciła się w ulicę Akacjową i taki właśnie przysługiwał im adres: Anielin, ulica Akacjowa jeden. Zachwycili się lokalizacją, nazwą, otoczeniem, bo i las, i strumień, i źródełko, w pobliżu nawet staw zarośnięty tatarakiem, a w nim żaby dające kumkający koncert wieczorową porą. Wtedy i teraz potrzebowali miejsca, które ich scali i pozwoli na celebrowanie rodzinnego życia. Sprzedali mieszkanie Marty, a po roku wspólnego funkcjonowania w mieszkaniu rodziców przeprowadzili się do wyremontowanej chałupy, która teraz żadnym detalem tamtej chałupy nie przypominała, a stylem nawiązywała do uwielbianych przez matkę Marty dworków staropolskich. Białe ściany, czerwony dach i dębowe okna zastawione doniczkami z czerwonymi pelargoniami przyciągały wzrok i dawały poczucie bezpieczeństwa.

Pewnego letniego dnia Marta przyjechała z maleńką Polą do już urządzonego domu i zrozumiała, że znalazła swoje miejsce na ziemi. I tak po ukończeniu studiów na wydziale filologii polskiej nie czekała na nią wymarzona praca w wydawnictwie, a co najwyżej w szkole. Marta nie wyobrażała sobie siebie w roli nauczycielki, a opieka nad dzieckiem wymusiła na niej całkowitą zmianę priorytetów. Już nic nie było ważne. Aby czymś się zająć, zaczęła robić zabawki. Najpierw pokraczne, z niedobranych materiałów, szyte ręcznie, z czasem słodkie zwierzaki z przyciągających wzrok materiałów, testowane przez Polę. Zamieszczała swoje prace w Internecie na stronach z rękodziełem, kilka razy pochwaliła się nimi na swoim profilu na portalu społecznościowym, zyskując jakieś niewiarygodne liczby polubień i udostępnień. W prywatnych wiadomościach ludzie pytali o ceny zabawek, możliwość zamówienia. Po wstępnych wątpliwościach Marta zrealizowała pierwsze zamówienie, szyjąc zajęczą rodzinę. Mama, tata i dwójka dzieci w zabawnych kombinezonach przypadły do gustu zamawiającemu i przyniosły kobiecie zysk. Potem wykonała rodzinę osiołków w pomarańczowych kubraczkach i małego liska. Z miesiąca na miesiąc jej zabawki cieszyły się coraz większym powodzeniem, a zamawiających przybywało. Miała ten komfort, że mogła pracować w domu i nie musiała być na utrzymaniu rodziców. Z czasem założyła jednoosobową firmę, a marzenia o zatrudnieniu w wydawnictwie odłożyła „na zaś”. Po siedmiu latach od ukończenia studiów była inną osobą i cele też miała inne. Poza tym zdawała sobie sprawę, że skoro tak długo pracuje samodzielnie, na własną odpowiedzialność, nigdy już nie będzie odpowiednim pracownikiem wykonującym polecenia. Nauczyła się od Poli, że jedno z najważniejszych pytań, jakie zadajemy w życiu, brzmi: „Dlaczego?”. A który szef chce odpowiedzieć na to pytanie?

To lato miało być dla nich szczególne.

Po raz pierwszy od tamtego czasu rodzice zdecydowali się na wspólny wakacyjny wyjazd, pozostawiając prowadzenie domu i opiekę nad Polą całkowicie na barkach Marty. Nie było ich nieco ponad tydzień, ale Marta już zaczynała odczuwać ich brak, chociaż w codziennym życiu często czuła się przytłoczona ich obecnością, wymaganiami matki i ugodowością ojca, który zaakceptował stałą obecność poczucia winy w swoim życiu i przez długi czas wydawało się, że zrezygnował z przywrócenia równowagi pomiędzy przeszłością, teraźniejszością i przyszłością. Czy było to działanie świadome? Tego Marta nie wiedziała, a nie miała odwagi, żeby z ojcem na tak intymny temat porozmawiać. Z matką o prywatnych sprawach nie rozmawiała nigdy.

Wiadomości wysyłane z telefonu taty zawsze czytały z Polą wspólnie. Oczywiście ojciec codziennie przesyłał pozdrowienia, buziaki i zapewniał, że nie powinny się martwić. Nikt nie znał Marty tak dobrze, jak tata. Ale od ostatniego SMS-a minęły już dwadzieścia cztery godziny i kobieta zaczynała odczuwać podskórny niepokój. Już dwa razy była bliska wybrania numeru do taty – zawsze uważała, że bezpośredni kontakt jest dużo lepszy niż suche wiadomości tekstowe – ale odpuściła. Rodzicom należała się odrobina spokoju. Nie byli dziećmi i powinni doskonale dać sobie radę. Wczasy w Chorwacji były prezentem taty dla mamy i spełnieniem jednego z jej marzeń. Marta przypomniała sobie, jak Marylce rozbłysły oczy, gdy tata przyniósł katalog biura podróży, i poprosił, żeby wybrała, w jaki rejon Chorwacji chce pojechać. A potem wykupił podwójny pobyt, co oznaczało, że przez dłuższy czas będą zdani tylko na siebie nawzajem. Marta zastanawiała się, czy jest to dobry pomysł. Nic nie mogło cofnąć czasu i tego, co się wydarzyło, ale z drugiej strony tylko od jej rodziców zależało, czy ich dalsze życie będzie naznaczone poświęceniem i wypominaniem sobie przeszłości, czy raczej w końcu zamkną to, na co już wpływu nie mają, i otworzą nowy rozdział wspólnego życia.

Marta ponownie sięgnęła po telefon, potrzymała go w dłoni i z westchnieniem odłożyła na biurko. Powinna się otrząsnąć i nauczyć cieszyć się życiem. Spędziły z Polą przyjemny dzień, odpoczęła, teraz czas, by włączyć komputer, poczytać, co dzieje się na świecie, i sprawdzić pocztę. Może rodzice przesłali jej wiadomość? I oczywiście czeka ją praca! Pierwszy dzień lata jest miłym wydarzeniem, ale czerwiec to miesiąc zamówień, Marta musi zakończyć wszystkie projekty i rozpocząć nowe.

Wyprostowała plecy, przeciągnęła się, aż jej chrupnęło w kręgosłupie. Podjechała obrotowym fotelem do biurka, włączyła komputer i czekając na połączenie, przysunęła do siebie kalendarz z zamówieniami i długopis. Najwyższy czas wrócić do rzeczywistości. Drzwi do pracowni pozostawiła otwarte, tak żeby mieć na oku Polę na razie pochłoniętą oglądaniem bajek. Z pokoju dziewczynki dochodziły odgłosy wydawane przez animowane postaci.

Po chwili zatopiła się w pracy, nie zwracając uwagi na upływ czasu.

W domu panowała cisza, Pola wyłączyła telewizor. Za oknami zapadł już zmrok. Marta pracowicie odpowiedziała na wszystkie maile, wpisując do kalendarza kolejne zamówienia na ekologiczne zabawki. Miała trochę wyrzutów sumienia, że zaniedbała Polę, ale dobrze znała małą i wiedziała, że gdyby dziewczynka czegokolwiek potrzebowała, to przyszłaby i powiedziała jej o tym. Z tego wniosek, że Pola znużona intensywnym dniem położyła się spać sama. Na jedzenie mogła nie mieć ochoty, w pizzerii U Romano bez mrugnięcia okiem pochłonęła średnią pizzę z czterema rodzajami sera, pomidorami i ziołami, popijając ją sokiem pomarańczowym.

Uspokojona Marta zajrzała jeszcze na chwilę na swój prywatny profil na Facebooku, ale nie miała ochoty na przeglądanie wiadomości. Szybko wylogowała się i czując, że zesztywniały jej wszystkie mięśnie, wstała z obrotowego krzesła. Narzuciła na plecy koszulową bluzkę, włosy ściągnęła w koński ogon i zdjęła okulary do czytania. Bolała ją głowa, a na nosie został ślad po skrzydełkach. Powinna zamówić lżejsze, które nie będą jej uciskały. Zasunęła rolety, odgradzając wnętrze domu od niebezpieczeństw zewnętrznego świata. Od kiedy zamieszkali w tym domu, nie odczuwała strachu, ale zawsze ktoś jeszcze był razem z nią i Polą. Teraz zostały tylko we dwójkę i musiały sobie poradzić. Rodzice nie odezwali się od wczoraj, Marta miała nadzieję, że nic im się złego nie stało. Nie potrafiła opanować tego irracjonalnego myślenia, że nie ma prawa być dobrze. Że to, iż cokolwiek się układa, zwiastuje katastrofę. Nie chciała następnych kataklizmów, chciała tylko spokojnie żyć, wychować Polę i może kiedyś spotkać kogoś odpowiedniego, kogoś, kto wzbudzi jej zaufanie i sprawi, że znowu poczuje to niespokojne kołatanie serca. Ale jeszcze nie teraz.

Przeciągnęła się, potem z trudem wykonała dwa skłony i poczuła, że ssie ją w żołądku. Jak tak dalej pójdzie, będzie się toczyć jak kula śniegowa przy robieniu bałwana. Powinna o siebie zadbać, postanowiła, że zaczną się z Polą gimnastykować. Tadzik po powrocie na pewno dołączy, a może i Marylka się zdecyduje? Zapiszą się na basen w Szuwarkach albo w końcu wyciągną z piwnicy rowery i pojadą na wycieczkę. Marta miała dopiero trzydzieści dwa lata i zdawała sobie sprawę, że musi mieć siły i kondycję, żeby wychować Polę i dać jej to, czego jej samej tak bardzo w dzieciństwie brakowało.

Pokój Poli był pusty!

Marta zadrżała.

Po raz pierwszy od tamtego dnia poczuła paniczny lęk i potykając się o własne nogi, przeszukała kuchnię, spiżarnię, łazienkę na parterze i pralnię. Potem pobiegła na górę i sprawdzała po kolei wszystkie pomieszczenia, nawołując Polę.

Odpowiedziała jej obezwładniająca cisza!

Na końcu zrozpaczona Marta zajrzała do gabinetu ojca. Wprawdzie Pola miała przykazane, żeby tam nie wchodzić, ponieważ w gabinecie są ważne papiery, których nie można ruszać, ale dziecko jest tylko dzieckiem. Kobieta odetchnęła z ulgą, gdy ją zobaczyła, ale zanim zdążyła nabrać oddechu, żeby powiedzieć, co myśli o jej zachowaniu, przyjrzała się siedzącej na dywanie dziewczynce. Mała była pogrążona w swoim świecie, a Marta pamiętała, że wtedy nie dociera do niej nic. Siedziała ze skrzyżowanymi nogami oparta o szafę z książkami. Na kolanach miała rozłożony gruby tom. Głowę podparła dłońmi, zakrywając sobie uszy, łokcie oparła o kolana. Jej wzrok błądził po literach, na strony książki padało światło lampy, która zazwyczaj stała obok biurka ojca. Zaradna Pola przesunęła lampę tak, żeby światło obejmowało ją swoim kręgiem.

Nie zauważyła wejścia Marty, która oniemiała stała przy drzwiach, przyglądając się dziewczynce, i widziała inną dziewczynkę sprzed lat. Dziewczynkę, która tak jak Pola lubiła siedzieć na podłodze, opierając się o ścianę albo o drzwi szafy. Niecierpliwym ruchem ręki poprawiała zsuwające się jej z nosa okulary, zbyt ciężkie dla tak drobnej osóbki. Czytała jak najęta, pogrążając się w świecie smoków i księżniczek, złych macoch i wróżek. Wydawało się, że jest to jedyny świat, w którym lubi przebywać i czuje się bezpieczna.

Delikatnie, by nie spłoszyć ciszy panującej w gabinecie, Marta podeszła do Poli i powstrzymując stęknięcie, przykucnęła obok niej. Dopiero gdy nieco posapując, układała swoje zbyt obfite ciało tak, by wygodnie usiąść i nie zmiażdżyć drzwi szafy, Pola oderwała wzrok od tekstu i podniosła głowę. Przez chwilę przyglądała Marcie z dezaprobatą, powstrzymując się od komentarza.

Gdy już w końcu Marta się usadowiła, przez drobną twarzyczkę dziecka przemknął łobuzerski uśmiech. Kobieta spojrzała na grube tomisko i z zaskoczeniem stwierdziła, że Polę pochłaniały przygody najsławniejszego czarodzieja wszech czasów.

Mój Boże! Wieki minęły, odkąd Marta trzymała tę książkę w ręku. Przecież to nie jest lektura dla sześciolatki! Z bolesną wyrazistością zdała sobie sprawę, że nie nadaje się do opieki nad Polą. Polą, która z charakterystycznym dla siebie spokojem odłożyła książkę na dywan i powiedziała:

– Weszłam do gabinetu, żeby sprawdzić, czy podlałaś kwiatki, bo ty nigdy nie pamiętasz o podlewaniu. A potem pomyślałam, że nic się nie stanie, jeżeli zajrzę do biblioteczki. A potem się zaczytałam. Mam nadzieję, że nie powiesz Tadziowi, Tusiu. Proszę. I nie mów mu, że to znalazłam, popatrz, ktoś zostawił w tej książce zdjęcie pięknej pani.

Pola nachyliła się i przełożyła strony w książce. Po chwili wyjęła z nich niewielkie zdjęcie młodej kobiety, a właściwie dziewczyny o blond włosach i kocim spojrzeniu. Wyraz jej twarzy był poważny, tylko w kącikach ust czaił się cień uśmiechu. Włosy miała upięte w koński ogon, a w uszach szmaragdowe koniczynki. Ubrana była w białą bluzkę na ramiączkach z napisem I love peace. Wyglądała świeżo, niewinnie i pięknie.

– Znasz ją, Tusiu? Kim ona jest? – Dźwięczny głos dziecka wyrwał Martę z zamyślenia.

Zawahała się. Pola zawsze wyczuwała kłamstwo, więc musiała powiedzieć jej prawdę. Jakąś prawdę.

Wyjęła z jej ręki fotografię i spojrzała w oczy dziewczynie sprzed lat. To było ponad jej siły. Czuła narastające zdenerwowanie. Przełknęła ślinę przez ściśnięte gardło i powściągając targające nią emocje, przyznała półgłosem:

– Rzeczywiście, znałam ją kiedyś. Ta pani z fotografii była moją przyjaciółką. – Pamiętała, że gdy mówi cicho, głos jej nie drży.

Pola spojrzała na nią z ukosa, podejrzliwie.

– A teraz już jej nie znasz? Pokłóciłyście się?

– Nie, po prostu ona wyjechała… Bardzo daleko…

– Tak jak Tadziu z Marylką, do Chorwacji? – dopytywała przejęta Pola.

– Do Chorwacji albo gdzie indziej – przytaknęła Marta zgodnie.

– Nie możesz powiedzieć?

– Nie… To nie o to chodzi! – zaprzeczyła gorliwie. – Po prostu nie wiem, gdzie ona jest teraz. I tyle. Nie łap mnie za słowa. Widziałam ją wiele lat temu. – Próbowała uśmiechnąć się słabo, chociaż w kącikach oczu czaiły się łzy.

– Ale na pewno to była twoja przyjaciółka? – Pola drążyła uparcie.

– No przecież powiedziałam! – zniecierpliwiła się Marta.

Powinna natychmiast zakończyć tę rozmowę. Poza tym nogi jej zdrętwiały, plecy bolały od opierania się o twarde kanty i chciała szybko wstać z niewygodnej podłogi. Pola jednak nie odpuszczała.

– A jak miała na imię twoja przyjaciółka, Tusiu?

– Natalia. Miała na imię Natalia, ale jej babcia miała na imię Pola, a w zasadzie Apolonia… Tak, na pewno Apolonia, no i Natalia lubiła, jak się tak do niej zwracano, więc dla mnie była Polą. – Marta poczuła, że jeszcze moment i zacznie krzyczeć.

– To znaczy, że to była twoja najlepsza przyjaciółka – zadecydowała stanowczo Pola i wyciągnęła rękę po zdjęcie. – Założę sobie strony w książce. Smutna ta pani, ale ładna. Twoja przyjaciółka…

– Tak, skarbie, to była moja najlepsza przyjaciółka – potwierdziła Marta drżącym głosem, czekając na następne pytanie. Pytanie, na które na razie nie miała siły odpowiadać. Chociaż przecież powinna albo raczej powinni. Bo potem może być za późno.

Pola ziewnęła przeciągle. Nagle zrobiła się senna.

– Chodź, zbieramy się, szybciutko coś zjemy i idziemy spać – zarządziła Marta, pomagając jej wstać.

Wzięła dziewczynkę na ręce i przytuliła do siebie mocno, tak żeby mała poczuła, jak bardzo jest jej potrzebna.

– Też chciałabym mieć kiedyś przyjaciółkę. Byłybyśmy zawsze razem, nierozłączne. Jak te papużki, o których opowiadał Tadzik – wymruczała Pola i dodała po chwili zastanowienia: – Tęsknisz za nią, Tusiu?

Marta miała ochotę się rozpłakać, ale zacisnęła usta i przez chwilę się nie odzywała. Pola, wyczuwając jej nastrój, przytuliła buzię do jej policzka i pocałowała ją.

 – Nie martw się, ona wróci.

– Tak, tak, jeżeli ty to mówisz… – potwierdziła Marta, czując, że jeszcze moment, a przestanie panować nad emocjami. – Ona na pewno kiedyś wróci, a może nawet już wróciła, tylko ja jeszcze o tym nie wiem.

– Wiedziałabyś. Takie rzeczy się wie – odrzekła Pola, ziewając rozdzierająco.

Miała rację, Marta wiedziała.

Spis treści

Strona tytułowa

Strona redakcyjna

Część pierwsza

Część druga

Pełna emocji opowieść o miłości i gotowaniu pod słonecznym greckim niebem.

Agata ma własną firmę cateringową i ucieka w pracę, by nie myśleć o swoim nieudanym związku, którego nie potrafi zakończyć. Do tego prześladuje ją dziwny sen o nieznanej jej plaży i tonącym dziecku.

Nieoczekiwany splot wydarzeń sprawia, że Agata wyjeżdża do Grecji. Jako prywatna szefowa kuchni ląduje w letniej willi swoich klientów na Kefalonii. Wszystko jest tu dla niej nowe i zachwycające – smaki, widoki, ludzie, a zwłaszcza jeden mężczyzna… W bajkowej scenerii greckiej wyspy zrozumie, jak bardzo potrzebowała zmian. Odkryje samą siebie i pozna smak prawdziwej miłości.

Aleksandra Rak

Seria Pensjonat na wzgórzu

Pełna emocji seria obyczajowa o niełatwych rodzinnych relacjach.

Patrycja, Martyna i Klaudia są siostrami, ale prawie nie utrzymują ze sobą kontaktu – więcej je dzieli, niż łączy. Kiedy po latach spotykają się w rodzinnym pensjonacie w Bieszczadach, nie jest im łatwo znaleźć wspólny język. Każda rozmowa wywołuje bolesne wspomnienia.

Czy siostrom uda się porozumieć?

Czy odbudują relacje i odnajdą w Bieszczadach swoje szczęście?

Agata Sawicka

Seria Dwór w Zaleszycach

Stary dwór w Zaleszycach to wyjątkowe miejsce – pod jego dachem rodzą się uczucia, których nie zniszczą życiowe zawieruchy, zazdrość, rozłąka, a nawet śmierć. Czy jednak można tu też znaleźć szczęście? Przekona się o tym dwudziestoletnia Julianna, która odkrywając tajemnice z przeszłości, dowie się wiele o sobie samej i pozna smak prawdziwej miłości.

Wzruszające opowieści o skomplikowanych ludzkich losach, walce o własne marzenia i o tym, że w życiu nic nie dzieje się przypadkiem.