Przewodnik na ścieżce coacha. Jakich błędów unikać podczas sesji coachingu - Robert Łężak - ebook

Przewodnik na ścieżce coacha. Jakich błędów unikać podczas sesji coachingu ebook

Robert Łężak

0,0
49,90 zł

lub
-50%
Zbieraj punkty w Klubie Mola Książkowego i kupuj ebooki, audiobooki oraz książki papierowe do 50% taniej.
Dowiedz się więcej.
Opis

Książka Roberta Łężaka to lektura zarówno dla początkującego, jak i doświadczonego coacha. „Przewodnik na ścieżce coacha” przyda się również superwizorom i HR-owcom kierującym pracowników na coaching, a także klientom coachingu pragnącym lepiej zrozumieć, czym jest a czym nie jest coaching. Pokazuje delikatną i skomplikowaną strukturę procesu coachingowego i podaje sprawdzone recepty na jego prawidłowe poprowadzenie. Autor czerpie ze swojego bogatego doświadczenia, pokazując, jakie błędy można popełnić w trakcie prowadzenia praktyki coachingowej i jak im zapobiec.

Punkt wyjścia stanowi wnikliwe omówienie zagadnień etycznych oraz podstawowych kompetencji coacha w ujęciu trzech niezależnych organizacji odpowiadających za standardy coachingu (EMCC, ICF i Izby Coachingu). Do nich odwołuje się Autor omawiając najczęściej popełniane przez coachów błędy oraz sposoby na doskonalenie własnego warsztatu.

 

Czytelnik dowie się między innymi:

· Jak unikać błędów podczas sesji kontraktowej?

· Jak unikać potknięć w ustalaniu celu?

· Co robić, aby klienci nie odchodzili?

· Jak unikać pułapek podczas słuchania?

· Jak ustalić stawki za sesje?

· Jak mierzyć efekty coachingu?

O Autorze

Robert Łężak – akredytowany mentor i coach EMCC z dwunastoletnim doświadczeniem, superwizor i wykładowca odpowiedzialnego coachingu w Norman Benett Academy, Akademii Leona Koźmińskiego i Szkole Głównej Handlowej w Warszawie. Pisze o sobie: „Moją misją jest tworzenie świata, do którego inni zechcą przynależeć, by wydobywać z siebie najlepsze cechy, rozwijać możliwości, stawać się doskonałymi i pomagać innym, by oni również stawali się najlepszą wersją samego siebie”.

 

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi lub dowolnej aplikacji obsługującej format:

EPUB
MOBI

Liczba stron: 224

Oceny
0,0
0
0
0
0
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.



Imprint [email protected] tel. 22 241 50 18
© Copyright by Robert Łężak 2020 © Copyright for this edition by Imprint Media 2020
Wszelkie prawa zastrzeżone. Reprodukcja całości lub fragmentów książki w jakiejkolwiek formie w mediach tradycyjnych lub elektronicznych wymaga każdorazowo zgody wydawcy.
Książka chroniona jest prawami autorskimi. Plik zabezpieczono indywidualnym znakiem wodnym umożliwiającym identyfikację nabywcy. Prosimy, przestrzegaj prawa i nie udostępniaj jej w internecie.
Redakcja: Monika Wyrzykowska, Błażej Gałkowski
Korekta: Malwina Łozińska, Natalia Michalczyk
Współpraca: Maciej Powała, Beata Rząsa
Projekt okładki i wnętrza: Monika Wyrzykowska
Projekt typograficzny i skład: Błażej Gałkowski
Ilustracje: rassco/Shutterstock.com, Monika Wyrzykowska
Zdjęcie na okładce: Konrad Jędraszczak
Wydanie pierwsze
Warszawa, 2020
ISBN: 978-83-66614-07-9
Konwersja:eLitera s.c.

Podziękowania

Pragnę podziękować wielu osobom, które przyczyniły się do powstania tej książki. Zacznę od wielkiego uczonego Siantidewy, autora Przewodnika na ścieżce bodhisattwy, którego tytuł zainspirował mnie do napisania tej książki.

Dziękuję Arturowi Negri – ekspertowi od krytycznego myślenia – za nieocenioną pomoc przy uporządkowaniu myśli, wstępnej redakcji tekstu i nadaniu Przewodnikowi na ścieżce coacha formy praktycznego podręcznika.

Pragnę podziękować też wszystkim moim studentom z Akademii Leona Koźmińskiego i Szkoły Głównej Handlowej w Warszawie oraz absolwentom akredytowanego kursu Certyfikowany coach praktyk w Akademii Norman Benett. Bez ich zachęty i stałego dopingu książka prawdopodobnie nigdy by się nie ukazała.

Dziękuję również recenzentom za poświęcony czas i energię, cierpliwość oraz wiedzę, którą wnieśli do tego projektu: prof. Jackowi Mirońskiemu, dr Lidii Czarkowskiej, Bartoszowi Berendtowi – prezesowi Izby Coachingu, Zuzannie Mazurek – prezes ICF Poland oraz Agnieszce Kasei – byłej prezes EMCC Poland.

Pragnę także podziękować moim wydawcom – Monice Wyrzykowskiej i Błażejowi Gałkowskiemu z Imprint Media za wnikliwą redakcję i zaangażowanie przy pracy nad graficznym opracowaniem książki.

Żyjemy we współzależnym świecie i zdaję sobie sprawę, że ludzie, miejsca i rzeczy są ze sobą głęboko powiązane. Dlatego dziękuję również wszystkim innym, którzy bezpośrednio lub pośrednio mieli wpływ na powstanie Przewodnika na ścieżce coacha.

.

Jak zostałem coachem?

Swoją przygodę z coachingiem rozpocząłem w 2005 roku dzięki mojej małżonce Kalinie, która brała wtedy udział w jednym z pierwszych kursów coachingu w Polsce. Ja zajmowałem się wówczas tworzeniem programów edukacyjnych na płytach CD, prezentacji multimedialnych i stron WWW. Prowadziłem studio multimedialne, odpowiadając za pracę ośmioosobowego zespołu.

Kalina wracała z zajęć podekscytowana i trenowała na mnie różne techniki, które bardzo mnie inspirowały i skłaniały do refleksji. Od razu dostrzegłem, że narzędzia, które przekazano jej na kursie, miały praktyczne zastosowanie zarówno na płaszczyźnie rozwoju osobistego, jak i przy zarządzaniu zespołem ludzi. Od tamtej pory sporo rozmawialiśmy o coachingu i czytaliśmy na ten temat, a w 2008 roku dzięki uprzejmości Macieja Bennewicza zostałem zaproszony do wzięcia udziału w pierwszym, pilotażowym kursie coachingu Akademii Norman Benett.

Zajęcia okazały się intensywne i wymagające. Był to pierwszy na naszym rynku kurs, który otrzymał europejską akredytację i znak jakości European Quality Award przyznane przez European Mentoring and Coaching Council (EQA EMCC). Znak EQA oznacza spełnianie najwyższych standardów kursów coachingowych i mentoringowych. Gwarantuje jakość nauczania oraz zgodność nabywanych umiejętności z Ramami kompetencyjnymi EMCC. Firmy szkoleniowe odznaczone znakiem EQA przestrzegają Globalnego kodeksu etycznego, pod którym podpisały się największe stowarzyszenia zawodowe: EMCC, AC (Association for Coaching), APECS (Association for Professional Executive Coaching and Supervision), AICP (Associazione Italiana Coach Professionisti), UNM (Mentoring Institute, University of New Mexico).

Zajęcia prowadził mój przyjaciel Maciej Bennewicz, który był dla mnie trochę jak ojciec i przewodnik. Sporo rozmawialiśmy o tym, jak patrzymy na świat i jak nasza perspektywa wpływa na nas samych, na naszych bliskich i otaczające nas środowisko. Otrzymałem od niego wiele ciepła, uwagi oraz przestrzeni do refleksji i wglądu w samego siebie. Służył mi pomocą i radą, kiedy tylko tego potrzebowałem. Zawsze mogłem do niego zadzwonić i zapytać o wszystko, czego nie rozumiałem lub wobec czego miałem wątpliwości. Kiedy po szesnastu dniach kursu i zdanym egzaminie poszliśmy na kawę, Maciej powiedział, że jego zdaniem mam do coachingu prawdziwy dar. Zasugerował więc, abym zajął się tym zawodowo. W tym czasie budowałem trzy własne firmy działające w sektorze reklamowym. Trzeba przyznać, że było to dla mnie olbrzymie wyzwanie. Dopiero co rozwinąłem żagle i poczułem, że łódź ruszyła w dobrym, bezpiecznym kierunku, a tu nagle miałbym wyhamować i zwrócić się ku czemuś zupełnie nowemu.

Podczas tego kursu nastąpiła we mnie olbrzymia zmiana. To była nie tylko zmiana sposobu zachowania, lecz także zmiana wewnętrznej postawy i nastawienia umysłu. Właśnie wtedy podjąłem jedną z ważniejszych decyzji życia, a mianowicie zdecydowałem się przyjąć schronienie w Buddzie, Dharmie i Sandze, co oznacza, że stałem się buddystą. W ośrodku buddyjskim Karma Kamtsang w Grabniku podczas ceremonii otrzymałem nowe imię – „Ocean pierwotnej mądrości” – wybrane przez Lamę Rinczena, ścięto mi również kosmyk włosów i zacząłem podążać nową ścieżką.

W mocno absorbującym życiu zawodowym absolutnie nie widziałem jednak przestrzeni, aby zająć się coachingiem w pełnym wymiarze. Mimo wszystko zostawiłem sobie furtkę i, by nie wypaść z wprawy, sporadycznie prowadziłem coachingi dla znajomych i osób z bliskiego kręgu. Umawiałem się z nimi na sesje i ćwiczyłem poznane techniki. Po kilku miesiącach mogłem powiedzieć, że kilka z nich opanowałem w sposób zadowalający. By czuć się pewniej, nosiłem ze sobą wytyczne do stosowania poszczególnych technik, ale z czasem coraz rzadziej do nich zaglądałem. Podczas tych spotkań zdarzały się potknięcia, które traktowałem jako okazję do wglądu w siebie w roli coacha. Ta rzeczywista praca z ludźmi – już nie na sali szkoleniowej, w bezpiecznych warunkach ze znanymi osobami z kursu – szybko pokazała mi, jak dużo mam jeszcze do zrobienia. Techniki to przecież nie wszystko. Trzeba umieć reagować na emocje klienta, które czasem były pozytywne, czasem negatywne, a czasem całkowicie dla mnie niezrozumiałe. Trzeba potrafić je odzwierciedlać, a przede wszystkim podążać za nimi i aktywnie słuchać. Zauważyłem, że moja uwaga często skupiona była na przygotowaniu mojej własnej wypowiedzi, zamiast na wsłuchaniu się w każde słowo klienta i traktowaniu go jak drogocenny diament. Zdarzało mi się również domyślać, zgadywać, co rozmówca „naprawdę” myśli lub czuje, czy słuchać wybiórczo, kiedy orientowałem się, że wypowiedzi rozmówcy nie towarzyszą intensywne uczucia. Wówczas natychmiast „odpływałem” i nie słuchałem z należytą atencją. Pojawiło się też zjednywanie, czyli zgadzanie się ze wszystkim, co mówi rozmówca, czy też porównywanie się, kto jest mądrzejszy, bardziej kompetentny, rozsądniejszy, kto więcej wycierpiał.

To były nowe wyzwania, przed którymi stanąłem, dopiero kiedy zacząłem praktykować to, czego nauczyłem się na kursie. Oprócz tego zauważyłem, że moja obecność w relacji coachingowej nie jest obojętna. Niektórzy traktowali mnie z estymą i szacunkiem, a inni starali się udowodnić, że nic nie potrafię. Ten czas nauczył mnie wielkiej pokory. Nauczyłem się, jak wielką siłą jest prawda, cierpliwość, opanowanie, czysta intencja i niezakładanie niczego z góry. Szukałem wskazówek i odpowiedzi na nowe pytania, które namnażały się z każdą sesją coachingową.

W 2012 roku Maciej zaprosił mnie do udziału w kolejnym szesnastodniowym kursie – tym razem na poziomie master coacha. Nauczyłem się, jak pracować z zespołami i grupami, na czym polega proces grupowy, jakie są oczekiwania jawne i niejawne w zespole, jak zarządzać konfliktem, jak działa analiza transakcyjna, jakie interesy mają poszczególni członkowie grupy i wreszcie jaką postawę w stosunku do danej grupy przyjmuje coach czy lider. Na tym kursie poznałem też nowe narzędzia, pogłębione techniki coachingowe oraz poszerzyłem wiedzę z zakresu psychologii pozytywnej, transpersonalnej i poznawczo-behawioralnej. Nauczyłem się być bardziej świadomy miejsca, w jakim znajduje się klient, i lepiej identyfikować jego potrzeby. Nauczyłem się precyzyjniej i efektywniej wykorzystywać struktury lingwistyczne w komunikacji i z większą wrażliwością, niezależnie od własnego stanowiska, reagować na poglądy klienta. Do tego dodatkowe 16 dni ćwiczeń procesu coachingowego pozwoliło mi wzbogacić doświadczenia, poszerzyć wgląd w samego siebie i wejść szczebelek wyżej na drabinie samodoskonalenia. Maciej przypomniał mi o swojej rekomendacji sprzed kilku lat, podkreślając, jak dobrze mu się ze mną pracowało. Tym razem na rekomendacji się nie skończyło – zaprosił mnie do współprowadzenia kursu coachingu w Akademii Norman Benett. Znając jej wysoki poziom i doskonałą opinię, jaką cieszyła się na rynku, poczułem się naprawdę wyróżniony i po kilkudniowym namyśle zgodziłem się podjąć to wyzwanie.

Tak postawiłem swoje pierwsze kroki w przekazywaniu wiedzy coachingowej. Mimo że posiadałem tę wiedzę, nie było to wcale takie proste. Na początku potrzebowałem opanować stres związany z wystąpieniami publicznymi. Muszę powiedzieć, że zajęło mi to trochę czasu, a czas ten liczony był w latach. Do dziś, kiedy występuję, jestem skoncentrowany i zmobilizowany. W miarę zdobywania wiedzy i doświadczenia trema powoli ustępowała. Patrząc wstecz na tamten czas, dziś uważam, że pewien stopień mobilizacji jest potrzebny, by wykonywać zawód nauczyciela z zaangażowaniem, pasją i charyzmą. Drugim elementem, który szlifowałem, było klarowne przekazywanie wiedzy. Uważam, że są ludzie, którzy mają do tego talent i potrafią w prosty sposób wyjaśniać skomplikowane zagadnienia. Ja korzystałem ze swoich umiejętności nabytych w agencji multimedialnej. Być może moje prezentacje początkowo nie były najbardziej klarowne, ale za to starałem się, by były ciekawe i estetyczne. Potrzebowałem w nowy sposób spojrzeć na wiele zagadnień, które do tej pory rozumiałem na swój sposób, by dobrze je wyłożyć słuchaczom i precyzyjnie wyjaśnić zawiłości techniki coachingowej. Rzeczą, której bałem się jak ognia, były demonstracje technik coachingowych na środku sali, przed słuchaczami. Obawiałem się, że uczestnik nie dokona żadnego odkrycia, nie doświadczy niczego, że nie będzie efektu WOW albo że coś mi się pomyli w przekazywanej technice i słuchacze nauczą się jej niepoprawnie. W praktyce bywało różnie. Czasem klient miał duży wgląd i dokonywał przełomowego odkrycia. Otrzymywałem wtedy brawa, a moje ego rosło tak, że ciało stawało się zbyt małe, by je pomieścić. Czasem było bez fajerwerków, ale technika została zrozumiana i proces przebiegał poprawnie. Innym zaś razem musiałem przepraszać i tłumaczyć, że o czymś zapomniałem i w danej technice przeoczyłem jakiś mały, ale kluczowy szczegół.

Następną rzeczą było nauczenie się cierpliwości. Jak mawia Lama Rinczen: dobrym nauczycielem jest ten, kto potrafi łagodnie i z empatią odpowiedzieć na to samo pytanie zadane po raz setny. Bałem się pytań od uczestników, a pojawiały się one po każdej omówionej technice, ćwiczeniu czy dawce nowej wiedzy. Nie na każde z nich potrafiłem odpowiedzieć i wtedy zazwyczaj mówiłem „nie wiem, ale dowiem się”. W miarę prowadzenia następnych kursów pytania się powtarzały, a ja coraz rzadziej byłem nimi zaskakiwany. Muszę powiedzieć, że to był trudny czas. Do dziś uczę się, jak przekazywać wiedzę, by uczestnicy mieli łatwość w odczytaniu i rozumieniu przekazu. Prowadzę też zajęcia na innych uczelniach, gdzie różnorodność słuchaczy i pojawiających się pytań nie ma granic. W każdym przypadku olbrzymią rolę odgrywają komunikacja i atmosfera prowadzonych zajęć.

Praca w ANB bardzo mi się podobała. Po kilku miesiącach przyszedł mi do głowy pomysł na połączenie nauczania coachingu z jedną z moich największych pasji: podróżami. Tak powstała koncepcja Coaching Travel – wyjazdów coachingowych, którą Maciej i cały zespół akademii przyjęli bardzo entuzjastycznie. Zaczęliśmy realizować siedmiodniowe wyjazdy z grupami 10-14 osób na Kretę, Maderę, Jamajkę, do Indii. Maciej odpowiadał za proces coachingowy i przekazywanie wiedzy, a ja za organizację wyjazdu, marketing i zebranie grupy. Dawały nam one olbrzymią radość i energię. Okazały się wyjątkowe nie tylko dla nas, lecz przede wszystkim dla uczestników. To, w jaki sposób się zmieniają, poszerzają perspektywę, budują swoją własną strategię szczęścia, motywowało nas do następnych wyjazdów. Po siedmiu dniach coachingu ludzie wracali odmienieni, inni, jakby zrekonfigurowani na wyższym poziomie. Wyjeżdżali z nowym pomysłem na siebie i swoje życie zawodowe. Tak mówią o tym doświadczeniu sami uczestnicy:

● Coaching w podróży to wyjątkowa, niepowtarzalna przygoda, którą polecam każdemu, kto chce odszukać, pogłębić lub od początku zbudować swoje szczęście.

● Chciałam odkryć siebie, zdobyć pewność siebie i wiarę we własne możliwości. Wyjazd całkowicie spełnił moje oczekiwania w tym zakresie.

● Ta podróż to spełnienie marzenia w formie, jakiej nie byłabym nawet w stanie sama wymyślić. To wysycenie nowymi rzeczami, nowym podejściem, poszerzenie mojej mapy i możliwość identyfikacji, uporządkowania i poukładania wielu procesów. To wyjście ze strefy komfortu, w bezpieczny sposób uwzględniające miejsce, w którym jestem we własnym rozwoju.

● Wspaniały wyjazd, który pozwolił nam zrozumieć istotne kwestie w naszym życiu, ale przede wszystkim poznać wspaniałych ludzi, z którymi mogliśmy przeżyć naszą przygodę. To był jeden z ważniejszych darów.

Oczywiście przygotowanie tych wyjazdów tak, aby każdy z nich można było uznać za sukces, wymagało sporo pracy – także nad sobą! Trzeba być przygotowanym na spóźniony samolot, na narzekanie podczas wspinaczki czy na niedopasowane jedzenie. Warunki bywały surowe. Trzeba być gotowym i potrafić radzić sobie z konfliktem czy wymagającą sytuacją 24 godziny na dobę. Zupełnie inaczej niż w przypadku zajęć na sali szkoleniowej, kiedy to trener po zakończeniu szkolenia może być niedostępny. Tu trzeba być nieustannie otwartym na odpowiednią interwencję, której uczestnik coachingu może akurat potrzebować w czasie podróży. W każdym razie wyjazdy te są na tyle fascynujące, że organizuję je do dziś, już bez Macieja. Teraz jako doświadczony coach prowadzę procesy szkoleniowe razem z moją małżonką, a sprawy organizacyjne oddałem w ręce specjalistycznego biura podróży.

DOBRYM NAUCZYCIELEM JEST TEN, KTO POTRAFI ŁAGODNIE I Z EMPATIĄ ODPOWIEDZIEĆ NA TO SAMO PYTANIE ZADANE PO RAZ SETNY.

[LAMA RINCZEN]

Praca coacha zmieniała nie tylko moich kursantów, lecz także mnie samego. Zastanawiałem się nad swoją rolą w życiu i drogą zawodową, która przyniesie mi spełnienie. Działania w agencji reklamowej i studiu filmowym nie były już dla mnie tak atrakcyjne jak 15 lat wcześniej. Zmiana następowała stopniowo: prowadziłem zajęcia w Akademii Norman Benett, współorganizowałem wyjazdy Coaching Travel, prowadziłem sesje indywidualne, superwizje grupowe, szkolenia z komunikacji i podstawowych umiejętności menedżerskich. Zająłem się także pionem marketingowym w Norman Benett. Praca ta dawała mi wiele radości i satysfakcji. Wykorzystywałem w niej moje doświadczenie i umiejętności zdobyte podczas 20 lat pracy w agencji reklamowej: tworzenie komunikacji, grafiki, filmów czy relacji z podróży. Okazało się również, że korzystam z moich naturalnych talentów, takich jak nawiązywanie relacji, brak oceny, tworzenie przyjaznej, bezpiecznej atmosfery. Mogłem tu łączyć podróże z rozwojem osobistym, uczeniem innych i pomaganiem, by każdy mógł wydobyć z siebie to, co najbardziej wartościowe, by stać się lepszą wersją samego siebie. Czułem, że to mi dobrze wychodzi i zagłębiam się w to coraz bardziej. Zdawałem sobie sprawę, że to dopiero początek drogi, i chciałem wiedzieć więcej, więcej doświadczać, praktykować i uczyć się. Wyznaję maksymę „energia idzie za uwagą”. Dlatego zdecydowałem się wygasić działania w moich trzech agencjach i skupić się wyłącznie na coachingu, mentoringu i superwizji. Maciej Bennewicz zaproponował, żebym poprowadził za niego zajęcia na studiach podyplomowych w Akademii Leona Koźmińskiego, więc zacząłem uczyć coachingu profesjonalnego w jednej z najlepszych prywatnych uczelni w kraju. Rok później podjąłem się również prowadzenia zajęć z life coachingu na studiach podyplomowych w Szkole Głównej Handlowej w Warszawie, gdzie uczę zasad coachingu według metody Norman Benett. Od 2019 roku w obu szkołach wyższych prowadzę po 30 godzin zajęć rocznie w ramach akredytowanego programu coachingowego EIA EMCC na poziomie podstawowym. Dzięki temu studenci po ukończeniu studiów, uzupełnieniu praktyki i odpowiednich dokumentów mogą ubiegać się o akredytację indywidualną EIA EMCC na tym poziomie.

Dzięki tym nowym aktywnościom odkryłem w sobie nowe pokłady energii i kompetencji, których istnienia zupełnie sobie wcześniej nie uświadamiałem. To wszystko było jednak bardzo wymagające i sprawiało, że cały czas znajdowałem się poza swoją strefą komfortu, którą stanowiły wówczas biurko i komputer. Uczyłem się nowych rzeczy, które potrzebowałem zrozumieć na coraz głębszym poziomie, by móc dobrze przekazać je innym. Częściej teraz stałem przed nieznajomymi ludźmi, wygłaszając mowy i angażując ich do różnych zadań. Pokazywałem, jak w moim rozumieniu uprawia się coaching, i wchodziłem z nimi czasem w bardzo bliskie relacje. Dzięki temu wszystkiemu odpowiedziałem sobie na ważne pytanie: „po co to robię i dokąd zmierzam?”.

Odkryłem w sobie misję przekazywania wiedzy i wspierania innych w ich osobistym rozwoju. Może zabrzmi to banalnie, ale pomyślałem, że skoro uczę moich słuchaczy profesjonalnego coachingu, to oni później będą mogli wykorzystywać to narzędzie do wspierania innych. Nie dość, że przechodząc przez ten proces, sami doświadczą transformacji, to również będą pomagać innym rozwijać się i wchodzić na wyższy poziom świadomości: z dumy do odwagi, z odwagi do neutralności, z ochoty do radości, czy wreszcie oświecenia. Dzięki temu świadomość wielu osób będzie się poszerzać, a te będą przekazywały płomień dalej i zapalały kolejne świeczki, by świat stawał się coraz lepszym miejscem dla nas wszystkich. To, co odkryłem, było spójne z misją naszej firmy: „Twórzmy świat, do którego inni zechcą przynależeć”, jak również z moją misją bodhisattwy związaną z rozwojem wewnętrznym i pomaganiem innym w dążeniu do ich dobrostanu. Wszystko ułożyło się we wspaniały wzór, jak skończony obraz z puzzli lub pasujące do siebie koła zębate, które zaczęły współdziałać – jedno napędza drugie. Cieszę się z tego, gdzie jestem. Myślę, że każdy z nas pragnie szczęścia i chciałby uniknąć cierpienia. Rola coacha w moim rozumieniu jest czymś więcej niż tylko używaniem narzędzi, jest dla mnie misją i wizją, którą podziela dziś wiele osób – za co jestem bardzo wdzięczny.

Piszę o tym, by pokazać, że niekoniecznie trzeba skończyć studia psychologiczne, żeby zostać coachem. Można też być pasjonatem, mieć ambicje, wizję, dyscyplinę i wytrwale dążyć do osiągnięcia celu. Oczywiście na początku trzeba określić ten cel i zadać sobie pytanie o efekt, jaki chcemy osiągnąć.

Dalajlama, zapytany o to, co go najbardziej zadziwia w ludzkości, odpowiedział – człowiek. „Człowiek. Bo poświęca swoje zdrowie, by zarabiać pieniądze, następnie zaś poświęca pieniądze, by odzyskać zdrowie. Oprócz tego jest tak zaniepokojony swoją przyszłością, że nie cieszy się z teraźniejszości. W rezultacie nie żyje ani w teraźniejszości, ani w przyszłości; żyje tak, jakby nigdy nie miał umrzeć, po czym umiera, tak naprawdę nie żyjąc”.

W wielu aspektach trwonimy nasze życie na błahe, nieważne sprawy, zamiast zająć się czymś istotnym, wartościowym i ponadczasowym. A coaching jest dla mnie właśnie ważny i ponadczasowy. Stanowi on narzędzie, które pomaga nam stać się lepszymi, a to przekłada się na inne aspekty naszego życia. Lama Rinczen – główny lama w ośrodku w Grabniku – mówi, że myślimy, że mamy jeszcze mnóstwo ważnych rzeczy do zrobienia, mamy różne zobowiązania i odsuwamy od siebie myśl o naszym rozwoju osobistym. Siedzimy i układamy plany na przyszłość. Myślimy, co chcielibyśmy robić jutro, pojutrze, za rok. Kładąc się spać, liczymy pieniądze albo zastanawiamy się, jak wypadliśmy w oczach osób, na których opinii nam zależy. Koncentrujemy się na codziennych sprawach, tak jakbyśmy mieli pewność, że rano znów się obudzimy, a zapominamy o własnej ścieżce, zapominamy o własnym rozwoju.

Nie powinniśmy odkładać naszych pragnień do jutra, bo jutro może nigdy nie nadejść. Jak mówi Jego Świątobliwość Dalajlama: „Nigdy nie wiesz, co przyjdzie pierwsze: nowy dzień czy nowe życie”. Musimy zdać sobie sprawę z tego, że mamy drogocenny dar, ludzkie życie. Urodziliśmy się w czasie pokoju, możemy się uczyć, czytać, pisać, uczęszczać na szkolenia, konferencje, webinary. Mamy większy dostęp do wiedzy niż kiedykolwiek, dlatego musimy wykorzystać ten czas w dobry sposób. Drugiej szansy może już nie być. Dlatego nie warto trwonić danego nam czasu na błahe sprawy. Trzeba teraz zabrać się do rozwijania siebie, swoich kompetencji, swoich umiejętności, do wzrastania i budowania, do pomagania innym, by stali się lepszymi, i dzięki temu czynić świat lepszym dla nas wszystkich.

Wierzę, że każdy z nas ma w sobie potencjał bycia wspaniałym człowiekiem. Tak jak nasionko dębu ma w sobie potencjał, by wyrosnąć na piękne, wielkie drzewo, tak w każdym z nas jest potencjał bycia doskonałym. Tak jak masło jest ukryte w mleku, tak w każdym z nas istnieje potencjał doskonałości czekający na wydobycie. Każdy z nas może być osobą, która realizuje zamierzone plany na podstawie swoich predyspozycji, możliwości, wiedzy, doświadczenia i motywacji. Oczywiście to, że mamy w sobie mnóstwo wspaniałych cech i możliwości, nie gwarantuje nam sukcesu. Żeby osiągnąć zamierzony cel, potrzebujemy swój potencjał rozwijać. Każdy z nas urodził się w innym miejscu, ma inne talenty, inne nawyki, wzorce zachowań i przyzwyczajenia. Każdy nosi inne okulary, przez które patrzy na świat. Każdy z nas inaczej myśli, ma inny zestaw wartości i przekonań, na podstawie których podejmuje swoje decyzje. Żeby nasze cele były jak najbardziej precyzyjne, a decyzje – trafniejsze, nie wystarczy sam potencjał.

Sami z siebie często nie wiemy, dokąd iść, jaką drogę wybrać, co dla nas będzie najkorzystniejsze. Nie zadajemy sobie takich pytań, ponieważ są trudne, niewygodne, kłopotliwe i wymagające. Dlatego dobrze jest spotkać na swej drodze odpowiednią osobę, która zada nam właściwe pytania w odpowiedniej kolejności, abyśmy zaczęli rozwijać swoje możliwości w dobrym dla nas kierunku.

Oczywiście samo spotkanie odpowiedniej osoby nie jest jeszcze wystarczające. Nadal nie gwarantuje nam sukcesu. Trzeba też konsekwentnie realizować wyznaczone cele. Nic nie zadzieje się samo. Wykonywać założony plan to krok po kroku iść do przodu. Najpierw jeden mały etap, potem drugi i trzeci. Razem złożą się one na osiągnięcie upragnionego celu ostatecznego, określonego na początku drogi. Coach towarzyszy w tej podróży, wspiera i inspiruje, ale to my potrzebujemy wziąć za siebie odpowiedzialność, za wyznaczone cele i ich realizację.

Stałe realizowanie wyznaczonych celów pozwala nam na osiągnięcie poziomu mistrzowskiego. Kiedy osiągasz poziom mistrza, osiągasz pełnię swojego potencjału i możesz zostać mentorem. Wówczas masz szanse zacząć dzielić się z innymi swoją wiedzą i doświadczeniem. To Ty możesz pomóc innym, którzy tego potrzebują. Możesz zacząć wspierać innych, by, tak jak Ty wcześniej, rozwinęli swój potencjał. Ja sam podążam tą drogą i w ten właśnie sposób postrzegam i realizuję coaching.

Moją misją jest tworzenie świata, do którego inni zechcą przynależeć, by wydobywać z siebie najlepsze cechy, rozwijać możliwości, stawać się doskonałym i pomagać innym, by oni również stawali się najlepszą wersją samego siebie.